Restytucja: aspekty prawne
Transkrypt
Restytucja: aspekty prawne
Restytucja: aspekty prawne Z punktu widzenia równouprawnienia nie ma różnicy, czy mienie było żydowskie, chrześcijańskie czy muzułmańskie. Jeśli zostało zabrane bezprawnie, zrabowane, to należy się jego zwrot. I dotyczy to zarówno prawa krajowego jak i międzynarodowego. W tym drugim wypadku restytucja mienia jest bardzo ważnym elementem zadośćuczynienia i leczenia traumy po katastroficznych doświadczeniach, szczególnie po masowych mordach, eksterminacji, democydzie czy ludobójstwie (osobne kategorie prawne), jak również wypędzeniach oraz innych rewolucyjnych ekscesach, na które zawsze nakładają się masowe rabunki mienia, ekspropriacje spontaniczne czy też zadekretowane bezprawnie przez państwo. Prawo powinno odzwierciedlać moralność, a więc trudno dziwić się, że argument o restytucji działa też z moralnego punktu widzenia – przynajmniej w ramach cywilizacji zachodniej. Uporządkujmy jednak najpierw nazewnictwo. Restytucja oznacza zwrot mienia czy innych wartości prawowitym właścicielom. Proszę nie mylić z reprywatyzacją, która oznacza oddanie skonfiskowanego przez państwo mienia w ręce prywatne. W obu wypadkach w szerszym kontekście i w pewnym sensie mamy do czynienia z prywatyzacją, czyli przekazaniem w rozmaitej formie własności osobom prywatnym. Ale jest zasadnicza różnica. Po pierwsze, zwyczajowo prywatyzacja jest definiowana bardzo szeroko, często nieprecyzyjnie, jako każde przekazanie mienia prywatnemu podmiotowi. Jednak w bardziej zawężony sposób prywatyzację rozumiemy jako uczynienie prywatnymi wszelkich kategorii dóbr, a w tym własności, które zwykle nie były prywatne. W tym ostatnim wypadku chodzi o dobra, które stworzono za pieniądze podatnika i pozostawały zawsze pod kuratelą państwa. W odróżnieniu na przykład od własności, które państwo uczciwie nabyło od prywatnych obywateli. Ich ponowne przekazanie w ręce prywatne nazywamy – powtórzymy – reprywatyzacją. Nie należy mylić tego z restytucją, chyba że dobra te wracają do prawowitych właścicieli. W tym sensie restytucja jest właściwie osobnym zajawiskiem prawnym. Dlaczego w Polsce zarówno lewica jak i prawica nieakuratnie, niecelnie i nieadekwatnie odnoszą się do restytucji jako reprywatyzacji? To proste. Postkomuniści i ich sojusznicy narzucają swoją narrację, a większość na prawicy po prostu bezwiednie to małpuje. Tak już jest od chwili, kiedy komuniści i inni lewicowcy przejęli dyskurs w Polsce po 1944 r., zrobili ludziom wodę z mózgu, przejęli rządy dusz. A nazewnictwo jest kluczowe. Ten, kto nadaje nazwy – zwycięża. Dla komunistów było niezwykle ważne scalenie i pomieszanie restytucji i reprywatyzacji. Powstała następująca dychtomia. Z jednej strony prywatyzacja była „dobra dla kraju”. Z drugiej strony ostrzegano przed reprywatyzacją, czyli „oddawaniem” mienia państwowego, no chyba że czerwoni sami sobie reprywatyzowali, ale wtedy mówiono po prostu o prywatyzacji. Tym sposobem orgia kradzieży na masową skalę stawała się „dobrą prywatyzacją.” A jakikolwiek wysiłek w celu odzyskania mienia przez prawowitych właścicieli nazywano „reprywatyzacją”, naturalnie złą z definicji. Czyli starali się komuniści i ich sojusznicy zakamuflować swój brudny proceder manewrem pod szyldem „prywatyzacja”. Jednocześnie starano się zapobiec powstaniu niekomunistycznej elity gospodarczej prawowitych spadkobierców właścicieli zagrabionego przez Niemców i Sowietów mienia. Tworząc dychotomię prywatyzacja kontra reprywatyzacja czerwoni i różowi bronili swoich interesów, a przede wszystkim monopolu na władzę gospodarczą w systemie, który przepoczwarzali z komunizmu w postkomunizm. Promując prywatyzację, po pierwsze udawali, że są antykomunistami, bowiem transformacja, czyli odchodzenie od komunizmu, wymagała własności prywatnej i klasy prywatnych właścicieli. Tym samym, po drugie, akt masowej kradzieży mienia w Polsce był wychwalany jako antykomunizm. A po trzecie, samo przekazywanie mienia (prywatyzacja) w ręce prywatne – bez względu na to czyje – był czynem patriotycznym, bo rzekomo budował nową Polskę, odciętą od PRL przez sam fakt zaistnienia własności prywatnej na wielką skalę. Po czwarte, sam udział w procesie prywatyzacji był reklamowany propagandowo niemal jako zadośćuczynienie historyczne prawdziwym ofiarom nazistowskich i komunistycznych ekspropriacji (bo ponownie powstawała prywatna warstwa posiadaczy). Perwersyjnie, pomagało to nomenklaturze komunistycznej i innym czerwonym kleptokratom i ich sojusznikom przywdziać szaty ofiar nazistowskich i komunistycznych zbrodni oraz twierdzić, że orgia kradzieży była po prostu sprawiedliwością dziejową załatwiającą wszelkie krzywdy po rządach komunistycznych. Była to więc po piąte operacja otumanienia, polegająca na podszywaniu się komunistów pod ich ofiary. Na takiej właśnie prywatyzacji polegała transformacja z punktu widzenia stosunków własnościowych. Cdn Marek Jan Chodakiewicz www.iwp.edu