Książka PODOMUN I FUFU W KRAINIE

Transkrypt

Książka PODOMUN I FUFU W KRAINIE
ROZDZIAŁ III
Kiedy Podomun zasypiał, Fufu słuchał z uwagą
opowieści starego kupca. Patrzył na jego pomarszczoną twarz z uwagą, a kiedy ten opowiadał historię
uciemiężonej Krainy Niewykipi, wcale nie brzmiał
jak bajarz snujący zmyślone historie. Od czasu do
czasu spoglądał tylko na śpiącego Podomuna, zastanawiając się, jak on może spać w czasie tak ciekawych opowieści.
Po chwili także drugi z naszych przyjaciół, nie
wiedzieć czemu, poczuł się senny i choć próbował
z tym walczyć, powieki same mu opadły. We śnie
widział dzielnych rycerzy w srebrnych zbrojach, odważnie stawiających czoła znacznie liczniejszemu
wrogowi. Widział ich porażki i bezwzględność nieprzyjaciela, który niszczył ich piękną krainę. Widział także w ich oczach siłę ducha i nadzieję. Ta wewnętrzna siła wlała się także w niego, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko sen.
— 31 —
PODOMUN I FUFU W KRAINIE NIEWYKIPI
Zdecydowanie zaś snem nie było już przenikliwe
zimno, które poczuł w momencie, kiedy wraz z oddziałem rycerzy wznosił ku niebu miecze w geście
tryumfu. Nie wiedział, czy ostatecznie ono go obudziło, czy też energiczne szarpanie za ramię, którego dopuszczał się w tej chwili Pan Merkuriusz.
– Wstawaj, wstawaj. Czas spotkać się z generałem! – usłyszał wyrwany ze snu Fufu.
– Z jakim generałem? O co chodzi? – zaczął się
podnosić z ziemi, a wzrokiem poszukiwał swojego
przyjaciela.
– Szybciej! Nie mamy czasu! – popędzał Fufu kupiec.
– Dlaczego? Co się stało? Dokąd się tak spieszymy. No i gdzie jest Podomun? – zasypywał pytaniami malec.
– Nie mogę ci tego teraz powiedzieć. Wkrótce
dowiesz się wszystkiego… No, chyba że dalej będziesz tak ociągał się z wkładaniem butów – odparł
zniecierpliwiony starzec.
Na szczęście wdziewanie obuwia nie okazało się
zbyt skomplikowane i już po chwili pospiesznie
schodzili po zboczu prześlicznie zielonego wzgórza.
Słońce właśnie wschodziło, co sprawiło, że Fufu
pomyślał, iż musiał przespać całą noc, a gdzieś
w międzyczasie jego przyjaciel i stary kupiec zabrali
— 32 —
ROZDZIAŁ III
go na niezaplanowaną przejażdżkę. Okolica pokryta
była cudownymi, zielonymi pagórkami, a jak zorientował się nasz mały bohater, właśnie schodzili z najwyższego z nich.
Pan Merkuriusz jak na swój wiek poruszał się
bardzo żwawo, co sprawiało, że aby za nim nadążyć,
Fufu musiał szybko przebierać nogami. W końcu
złapał taką zadyszkę, że nie wiedział, czy to okolica
była tak zielona, czy to zielono zrobiło mu się przed
oczami.
– Dokąd tak biegniemy? – zapytał. – Ja już nie
dam rady – stwierdził i usiadł na trawie.
– Musimy dotrzeć do rzeki przed południem
– odpowiedział kupiec. – Ale masz rację. Odpocznijmy trochę. Przeszliśmy już spory kawałek drogi.
Myślę, że jak na chwilę usiądziemy, to nic się nie stanie – dodał i również oddychając z ulgą, opadł na
ziemię.
Obydwaj głęboko wdychali świeże poranne powietrze.
– Co tak cudownie pachnie? – zauważył po chwili Fufu i zaczął węszyć w poszukiwaniu kierunku,
z którego dochodziła ta niezwykła woń.
Wszedł w gęstwinę krzewów między sporymi
skałami. Przedzierał się przez nie, zostawiając w kolcach strzępy ubrania, jednakże przyciągający go za— 33 —
PODOMUN I FUFU W KRAINIE NIEWYKIPI
pach był zbyt piękny, by mógł zniechęcić się ewentualnymi dziurami w odzieży.
Odszedł już dość daleko od polany, na której
postanowili odpocząć, skały zaczęły zbliżać się do
siebie tak, że nawet niewielkich przecież rozmiarów
Fufu musiał się przeciskać. Kiedy w końcu wyszedł
na półkę skalną, widok, który ukazał się jego oczom,
był niespotykany. Zobaczył ogromną zieloną dolinę,
poprzecinaną niebieskimi pasami – jak słusznie myślał – kwiatów.
Roznoszący się nad nią zapach był dla naszego
Fufu wprost upajający. Pomyślał, że mógłby tak stać
i cieszyć się tym widokiem bez końca, kiedy nagle
tuż obok jego głowy przefrunęło coś olbrzymiego.
Fufu skulił się momentalnie, ale jednocześnie chciał
zobaczyć, co takiego psuje taką piękną chwilę.
Okazało się jednak, że to coś jest białe, a w zasadzie nie jest białe, tylko jest blaskiem, na który
nie sposób patrzeć.
Ze świstem przefrunęło jeszcze dwa razy tuż
nad głową malca. To już nie na żarty go przeraziło
i jeszcze szybciej, niż dotarł na tę półkę skalną, zniknął w szczelinie, z której przed chwilą się wydostał.
Wyskoczył z krzaków z takim pędem, że obudził Pana Merkuriusza, który zupełnie przypadkiem uciął
sobie drzemkę.
— 34 —
ROZDZIAŁ III
– Co to było!? – potrząsał kupcem przerażony
Fufu, wskazując na szczelinę.
– Co? Ach tam. To był Strażnik. Zupełnie niepotrzebnie się tak przestraszyłeś. Nic by ci nie zrobił
– z uśmiechem zauważył Pan Merkuriusz.
– Jaki strażnik? Strażnik czego? Tam była tylko
łąka – zasypywał pytaniami w swoim stylu Fufu.
– Chyba już mówiłem, że wszystkiego dowiesz
się w swoim czasie – stwierdził kupiec, wstał i niezwłocznie zaczął schodzić w dół zbocza. Po chwili zatrzymał się i zawołał wpatrującego się ciągle w szczelinę skalną swojego małego towarzysza.
Kiedy dotarli do rzeki, nie było jeszcze południa. Przynajmniej przekonany był o tym Pan Merkuriusz, gdyż znajdowali się na tyle głęboko w lesie,
że nie sposób było ocenić, jaka dokładnie jest pora
dnia.
– No dobrze, mój drogi. Tu się rozstaniemy. Musisz przejść na drugą stronę rzeki – stwierdził spokojnie starzec.
Fufu spojrzał tylko w stronę rwącego nurtu. – Jak
to przejść? Przecież tu nie ma żadnego mostu – zauważył i przekornie skierował wzrok na kupca, przekonany, że ten chce go wplątać w niezłe tarapaty.
– Spójrz tylko! – z jeszcze większym spokojem
odparł Pan Merkuriusz i wskazał na drugi brzeg.
— 35 —
PODOMUN I FUFU W KRAINIE NIEWYKIPI
Zgodnie z poleceniem Fufu spojrzał… ale na
starego kupca, jakby był on niespełna rozumu. Ten
zaś niewzruszenie, ze spokojną twarzą wskazywał
na przeciwległą stronę rzeki. W końcu i nasz przyjaciel uległ temu gestowi i niezdecydowanie zaczął
patrzeć w tamtą stronę.
„I że niby co ja mam tam zobaczyć?” – myślał
w duchu.
To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Po drugiej stronie rzeki ujrzał ten sam obraz,
w który jeszcze wczoraj nie chciał wierzyć, i widzenie którego wiązał z uderzeniem w głowę.
Na trawiastym brzegu stał… rycerz… Malutki
rycerz, odziany w srebrną zbroję, a w ręku trzymał
proporzec, na którym widniał wizerunek Strażnika.
Fufu niewiele z tego rozumiał. A przede wszystkim
nie rozumiał, jak był w stanie zobaczyć człowieka,
który nie mógł być większy od jego i tak przecież
malutkiej dłoni.
Nie mógł uwierzyć, ale przecież widział. Za plecami malutkiego wojownika zaczęli pojawiać się następni. Każdy z nich dzierżył w ręku podobny proporzec. W końcu zatrzymali się. Na znak dowódcy, jak
zinterpretował Fufu – pierwszego w szeregu, wszyscy wyciągnęli dłoń w kierunku rzeki.
— 36 —
W tym samym czasie znad gęstwiny drzew wyłoniło się słońce i rozjaśniło brzegi
bystrej, aczkolwiek nieco mrocznej do tej pory rzeki. I oto nad rwącym nurtem jak
z mgły zaczął wyłaniać się most.

Podobne dokumenty