Rewalacje - nr 5/2012
Transkrypt
Rewalacje - nr 5/2012
at 15l lu ewa wR ISSN 1508-2776 Cena 2,50 zł Rewal, 13-16 sierpnia 2012 roku ROK XV, nr 5 (113) Moda nad Bałtykiem Moda to nie tylko hermetyczny i płytki światek dostępny wybrańcom. Dzięki blogom i szafiarkom moda stała się przede wszystkim dobrą zabawą, na którą każdy może sobie pozwolić. Niepotrzebne są nam metki od wielkich (i drogich) projektantów ani sztab stylistów. Na dowód tego kilka dziennikarek Rewalacji pobawiło się w sesję modową. str. 14, 15 Wilki pod Rewalem? To sensacyjna wiadomość: prasa doniosła, że w Puszczy Goleniowskiej pojawiła się wataha wilków: 3 młode i 2 dorosłe osobniki. Jak mówią specjaliści, w ciągu jednego dnia te zwierzaki mogą znaleźć się nad Bałtykiem, gdyż są w stanie pokonać nawet do 100 kilometrów. Być może są już w okolicy Rewala. Czy powinniśmy się przygotować na ich przybycie? Wilki odkryto kilkanaście dni temu. Pojawiły się na terenie puszczy Drawskiej, To zaskoczenie dla leśników i przyrodników, bo dotychczas raczej można je było spotkać tylko na południu Polski, m.in. w Bieszczadach. str. 4 CO SŁYCHAĆ? Drodzy Czytelnicy! KIT (Krótkie Informacje Tekstowe) Trzeci i niestety ostatni (chociaż zdecydowanie nie najgorszy) turnus jubileuszowej XV „Potęgi Prasy” zawitał do Rewala. Wielu Potęgowiczów jest nowicjuszami, choć są i tacy, którzy przyjechali tu już kolejny raz i udzielają debiutantom pomocnych rad. Młodzi dziennikarze już od pierwszych dni obozu ciężko pracowali – przeprowadzali wywiady, sondy, poszukiwali tematów (co wbrew pozorom nie jest takie łatwe) i tak oto powstał ten numer „Rewalacji”. Możecie w nim przeczytać nie zawsze poważne rozmowy z kabaretami, a także z osobami związanymi z dziennikarstwem i mediami, które odwiedziły nasz obóz, by opowiedzieć nam o swojej pracy. Oprócz tego przeczytacie o problemach Rewala, m.in. przy budowie dworca kolejki wąskotorowej, jest też trochę o tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich. Będziecie mogli także obejrzeć coś, czego jeszcze w „Rewalacjach” nie było – modową sesję zdjęciową. Słuchajcie nas też w radiu – RewalStacja nadaje całą dobę na 99,2 FM i możecie w niej usłyszeć wspaniałą letnią muzykę i nas, młodych dziennikarzy w roli prezenterów. Wpadnijcie też na nasz kanał na Youtube – TeVa Rewal, gdzie zamieszczamy filmy i wywiady. Wejdźcie jeszcze na www.potegaprasy.pl, gdzie możecie śledzic nasze poczynania. Miłego czytania! KAROLINA MIKOŁAP, KAROLINA LICZBIŃSKA, OLGA FESZCZUK 2 11 sierpnia w skateparku w Niechorzu odbyły się zawody deskorolkowe i BMX. Organizatorzy zapewnili przyjazną muzykę i dobrą zabawę. Jeżeli chcesz poznać tajemnice żeglarskie oraz faunę Bałtyku, udaj się do Muzeum Rybołóstwa Morskiego w Niechorzu. Nabardziej polecamy najnowszą wystawę bursztynów. Muzeum czynne jest w godzinach od 10 do 20. Bilet ulgowy kosztuje 5 zł, normalny – 6 zł. Rewal bierze udział w konkursie „Gmina przyjazna Bałtykowi”. By zagłosować, wejdź na stronę: http://www.naszaziemia.pl/programy /miedzynarodowe-sprzataniebaltyku/konkurs-gmina-przyjaznabaltykowi/zaglosuj-na-swoja-gmine/ Zachęcamy do wspierania gminy Rewal. Głosowanie trwa do końca sierpnia. Wyniki już 3 września. Zapraszamy na wystawę fotograficzną prac Tomasza Stolza pt. „Gmina Rewal kiedyś i dziś”. Wystawa czynna jest w godzinach 14-17 w PoRedaktor naczelna: Karolina Mikołap Zastępca redaktor naczelnej: Karolina Liczbińska Sekretarz: Olga Feszczuk Zastępca sekretarza: Mateusz Skóra Korekta: Aleksandra Jóźwiak, Olga Michrowska, Agnieszka Rogalewska, Anna Walczuk Opieka merytoryczna: Ryszard Poradowski Skład: Piotr Wasiak bierowie, przy skrzyżowaniu ulic Grunwaldzkiej i Mickiewicza. Rewalscy ratownicy brali udział w zawodach ratowników w Dziwnówku. Zajęli drugie miejsce. Życzymy wszystkiego najlepszego i mamy nadzieję, że utrzymają taką formę na długo. Wymyśl imiona dla rewalskich wielorybów, stojących na głównym placu (na zdjęciu). Do 20 sierpnia można wysyłać e-maile ze swoimi propozycjami na adres: [email protected]. W nagrodę można wygrać... weekend w Rewalu w luksusowym hotelu, w przyszłym roku! Gdzie jest w Polsce stolica kabaretów? Z pewnością ani nie w Krakowie czy Lublinie, a ni nawet w Warszawie. W tym roku najwięcej kabaretów odwiedziło... Rewal. Tak, tak, przyciąga je zapewne zabytkowy amfiteatr i pieniądze od wczsowiczów, ale i specyficzny nadmorski klimat sprzyjający śmiechowi. M. WÓJCIK Reklama: Anna Paliga, Anna Rasek, Anna Walczuk Dział foto: Katarzyna Borszyńska, Agnieszka Rogalewska Adres redakcji: Hotel California, 72-344 Rewal, ul. Saperska 3, tel. 607650742 e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: PHU JAKLEWICZ 70-322 Szczecin ul. Pułaskiego 4/4 Filmy uczestników obozu Potęga Prasy możecie oglądać na naszym kanale w serwisie You Tube: www.youtube.com/user/potegaprasy Zapraszamy! NA ROWERZE PRZEZ ŚWIAT Naśladownictwo wskazane RBS – czyli Rewal Bike System ,,Rewal Bike System” działa od ponad 3 lat. Składają się na niego trzy wypożyczalnie rowerów: w Rewalu, Pobierowie i Niechorzu. System zdaje egzamin i niedługo zostanie rozbudowany. Będzie więcej rowerów, obejmie także rewalską kolejkę wąskotorową. Jak mówi Tomasz Lachawczak, kierownik obiektu sportowego w Rewalu jednym z powodów dla których powstała wypożyczalnia, było duże zapotrzebowanie na rowery, szczególnie wśród przyjezdnych. W tym sezonie ze wspomnianej atrakcji skorzystało już około 1500 osób. Za godzinę wypożyczenia roweru każda z nich musiała zapłacić 7 złotych, a za dobę – 40 zł. Aktualnie do dyspozycji wczasowiczów i turystów jest 60 rowerów dla dorosłych i 10 dla dzieci. Czy pomysł z rowerami opłacił się gminie, która musiała sporo zainwestować? Pan Lachawczak nie znał odpowiedzi na temat dochodów i opłacalności przedsięwzięcia, ale uświadomił nam to, że gmina nie dokłada do tego interesu. A jeśli idzie o pomysł, to podpowiedziało go życie. Gmina leży wzdłuż Bałtyku, ma sporo atrakcji turystycznych, są dogodne szlaki i ścieżki, więc aż prosiło się, by ułatwić ludziom poruszanie się po tym ciekawym terenie. Co trzeba zrobić, żeby wypożyczyć rower? Najlepiej przyjść do wypożyczalni, okazać dowód osobisty i podpisać umowę. To trochę biurokracji, ale niezbyt uciążliwej. Czy jest możliwość rezerwacji roweru przez internet? Aktualnie nie ma takiej możliwości, gdyż to zbyt skomplikowane i moźe się zdarzyć, że ktoś zamówi rower i nie pojawi się w wypożyczalni, blokując jednak kolejkę. Może jednak i ten problem uda się rozwiązać w przyszłości. Jak nas poinformował T. Lachawczak, prawdopodobnie już w przyszłym roku będzie więcej rowerów i tras. Gdy ruszy wreszcie kolejka wąskotorowa, co realnie może nastąpić dopiero przed sezonem w 2013 roku, miłośnicy rowerowych wypraw będą mogli korzystać także z jazdy pociągiem. Gdy zapytaliśmy pana Tomasza, czy korzystał z rewalskich rowerów, odpowiedział: – Jako pracownik często wsiadam na rower i załatwiam sprawy służbowe poruszając się w ten sposób nie tylko po Rewalu. PIOTR SKAWSKI INFORMATOR TURYSTYCZNY WOPR 601-100-100 Ośrodek Zdrowia ul. Warszawska 31, czynny: – poniedziałek-piątek: 8-21 – soboty, niedziele i święta: 10-21 Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 38 528 61 Straż Gminna ul. Mickiewicza 21, tel.: 91 384 90 30 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel.: 91 387 76 20 Urząd Gminy ul. Mickiewicza 19, [email protected] Urząd Pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel.: 91 386 25 50 czynny: – poniedziałek-piątek: 8-18 – sobota: 8-13 Bankomaty – SGB, ul. Mickiewicza 19a (obok Urzędu Gminy) – Euronet, ul. Westerplatte (przy restauracji Robinson Crusoe) – Urząd Pocztowy, ul. Sikorskiego 3 Apteka ul. Mickiewicza 25, tel.: 91 386 27 02 czynna: – poniedziałek-sobota: 9-21 – niedziela: 10-18 Dworzec PKS ul. Westerplatte (obok oceanarium) Amfiteatr ul. Parkowa Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, [email protected] Place zabaw ul. Słoneczna, ul. Szkolna 1 (przy szkole) JOANNA KOŁECZKO 3 ŻYCIE NA GORĄCO „Mali zabójcy” w Bałtyku Ekolodzy alarmują: w Bałtyku rozkwitają na szeroką skalę sinice, które mogą być niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi. Cóż sprawiło taką sytuację? Oczywiście - ludzie. Sinice są prokariotami, czyli jednokomórkowymi organizmami nie posiadającymi jąder komórkowych. W najdawniejszych czasach uznawane były za rośliny, później za glony, a dopiero po dokładnych badaniach uzyskały swoją zwyczajową nazwę. Sinice wprawdzie zakwitały już wcześniej, aczkolwiek nigdy jeszcze nie odnotowano zakwitnięcia ich w tak wielkiej skali. Kiedy sinice się pojawiają, woda staje się mętna, i w zależności od ich rodzaju może przybierać kolory od brązowawego do zielonego i żółtego. Pewna ich część jest toksyczna, kontakt niektórych z człowiekiem może skończyć się szkodą dla tej drugiej strony. Istnieje możliwość podrażnienia skóry, a także spowodowania różnych dolegliwości układu oddechowego i pokarmowego. Sinice zakwitają głównie wtedy, gdy jest ciepło. Na stężenie różnych pierwiastków organicznych w wodzie, np. azotu czy fosforu wpływ mają między innymi detergenty używane na plaży czy w jej okolicy. - Problem będzie do nas powracał z większą niż naturalnie intensywnością dopóki nie uda nam się ograniczyć ilości fosforanów i azotanów, które trafiają do Bałtyku – tłumaczy Karolina Tymorek z WWF Polska. – Rezygnując z detergentów zawie- rających fosforany, możemy mieć wpływ na stan naszego morza już teraz i możemy zapobiec tragedii. W ciągu zakwitania sinic zamknięto sporo nadbałtyckich kąpielisk. Według najnowszych informacji – zaczęły już one znikać, ale toksyny, które zostawiły, mogą wciąż być niebezpieczne dla zdrowia. Lista zamkniętych kąpielisk: Gdańsk Molo Brzeźno – temperatura wody 19 st. C ZAKAZ KĄPIELI Jelitkowo – temperatura wody 21 st. C ZAKAZ KĄPIELI Dom Zdrojowy Brzeźno – tempe- ratura wody 18 st. C ZAKAZ KĄPIELI Klipper Jelitkowo – temperatura wody 21 st. C ZAKAZ KĄPIELI Gdynia Śródmieście – temperatura wody 20 st. C ZAKAZ KĄPIELI Orłowo – temperatura wody 16 st. C ZAKAZ KĄPIELI Babie Doły – temperatura wody 19 st. C ZAKAZ KĄPIELI Redłowo – temperatura wody 21 st. C ZAKAZ KĄPIELI MATEUSZ SKÓRA ZBIGNIEW RÓŻYCKI MACIEJ WÓJCIK Wilki pod Rewalem? dokończenie ze strony 1 W centrum kraju występowały bardzo rzadko, a tym bardziej na północy. Jednak w przyrodzie nie takie rzeczy się dzieją! Wilk widocznie migruje i szuka dla siebie coraz atrakcyjniejszych terenów. Jednak prawdopodobieństwo pojawienia się wilka w pobliżu Rewala jest niewielkie, bo to zwierze 4 na ogół unika konfrontacji z człowiekiem. Jeśli jednak dojdzie do takiego spotkania, zachowajmy spokój. Wilk nie zaatakuje pierwszy, dopóki sam nie poczuje się zagrożony. Gdy dostrzeże niebezpieczeństwo dla siebie i młodych, może przejść do ofensywy. W innych przypadkach będzie nam schodził z drogi. Zatem najlepiej po prostu przejść obok drapieżnika i dać mu spokój. I jeszcze jedna uwaga: drapieżnik ten jest w Polsce chroniony. Nie powinno się zakłócać spokoju w rejonie jego bytowania, nie wolno też go tępić! MATEUSZ SKÓRA MY NA WOODSTOCKU Krok po kroku o Woodstocku! Już od 17 lat na przełomie lipca i sierpnia setki tysięcy ludzi spotykają się na Woodstocku – największym polskim festiwalu, o którym krąży mnóstwo legend i plotek. Gdy ktoś proponuje wyjazd na Przystanek, powstaje mnóstwo wątpliwości... Postanowiłem sprawdzić jaka jest prawda i czy uczestnictwo w tym wydarzeniu niesie ze sobą jakiekolwiek ryzyko. Przystanek Woodstock to festiwal przez jednych krytykowany, przez innych uwielbiany. Jedno jest pewne – budzi skrajne emocje i ktoś, kto sam nie mógł przeżyć tego wydarzenia na własnej skórze, może nie wiedzieć, komu wierzyć... Czy Owsiakowi, który zapewnia, że jest to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Polsce, czy może zniesmaczonym charakterem imprezy woodstockosceptykom. Niewątpliwie wszystko to, co dzieje się co roku w Kostrzynie nad Odrą, jest przez woodstockowiczów bardzo długo wspominane. A zgodnie z hasłem Jurka Owsiaka: „Oj będzie się działo” – dzieje się i to naprawdę sporo! Koncerty największych polskich i światowych gwiazd (w tym roku m. in. Machine Head, The Darkness, Elektryczne Gitary), spotkania z ciekawymi ludźmi na wzgórzu ASP (Hołowczyc, Strejlau, Sabaton) i imprezy do rana, a to wszystko w bardzo przyjaznej i zabawnej atmosferze! W tym roku wiele osób będzie wspominać mający miejsce zaraz po silnym deszczu, znakomity koncert zespołu Kuby Sienkiewicza. Pod dużą sceną zrobiła się wielka błotna kałuża, stając się dodatkową atrakcją dla woodstockowiczów. Ludzie do niej wskakiwali, tarzali się i chlapali błotem na wszystkie strony, co być może nie wydaje się przyjemne, ale ma swój urok. Fakt, iż wstęp jest darmowy a piwo kosztuje tylko trzy złote sprawia, że Woodstock jest miejscem, w którym można spotkać ludzi ze wszystkich warstw społecznych! Niestety nie brakuje tam też typów spod ciemnej gwiazdy... Na szczęście nie są agresywni, tylko czasem irytują, prosząc pozostałych ludzi o łyka lub gryza. Jedzenie również jest tam tanie. Ceny w sklepie na czas festiwalu nie są zawyżane, lecz każdy, kto chce coś kupić, musi najpierw długo czekać w ogromnej kolejce. Jeżeli chodzi o narkotyki, to... są, ale lekkie. Oczywiście nikt nikogo do nich usilnie nie namawia, lecz wiadomo, że to okazja czyni złodzieja. A okazje się zdarzają i to często. Te najgroźniejsze narkotyki jednak nie stanowią problemu. I dobrze! Najbardziej mnie rozbawiło to, że podczas koncertu Damiana Marleya (syna Boba) nad publicznością unosił się intensywny zapach marihuany. Miłośnicy muzyki reggae wszystkich chętnych częstowali, więc okazji było bez liku. Podczas tego koncertu ogromny napis: „Stop narkotykom” ozdabiający dużą scenę, wyglądał jednak śmiesznie... Mimo wszystko nie było to poważnym problemem, bo na festiwalu dominowały inne sprawy: wszyscy w stosunku do siebie byli otwarci i przyjaźnie nastawieni. Atmosfera, która panuje na festiwalu, jest naprawdę cudowna i aż szkoda, że lu- dzie nie zachowują się tak wobec siebie na co dzień. Nie ma agresji ani chamstwa. Wręcz przeciwnie! Gdy ktoś upadnie na ziemię w pogo, czyli dzikim tańcu charakterystycznym dla muzyki punkowej i metalowej, wszyscy natychmiast pomagają mu wstać! Ponadto o bezpieczeństwo dbają tysiące wolontariuszy oraz bardzo wyrozumiali policjanci. Jedynym minusem tego festiwalu jest trudny dostęp do sanitariatów. Żeby wziąć prysznic trzeba stać w bardzo długiej kolejce, a następnie zapłacić siedem złotych za możliwość skorzystania z kabiny. Oczywiście jest pewne miejsce, w którym znajduje się parędziesiąt kranów z tryskającą wodą. Niestety tam też jest bardzo tłoczno, a o prywatności zupełnie nie ma mowy... Pod żadnym względem nie żałuję tego, że wziąłem udział w XVIII edycji Przystanku Woodstock. Bogatszy o nowe doświadczenia już planuję wyjazd za rok. Teraz wiem, że warto brać ze sobą dużo wody, aby mieć do niej łatwy dostęp. Przydatnym urządzeniem jest szlauch, który można podłączyć do jednego z kranów, żeby chociaż trochę móc odejść od tłumu ludzi podczas kąpieli. Jeżeli komuś nie przeszkadza utrudniony dostęp do wody, oraz konieczność stania w niesamowicie długich kolejkach do sklepu, to nie ma się nad czym zastanawiać! Trzeba jechać w przyszłym roku i zobaczyć wszystko na własne oczy. A to, czy ktoś dobrze się tam bawił można rozpoznać po głosie. Owsiak zawsze traci głos już po kilku koncertach, a ja po tegorocznym Woodstocku syczałem, chcąc wydusić z siebie jakieś słowa, jeszcze przez kolejne dwa dni! PAWEŁ SZYPUŁA 5 NASZ GOŚĆ Zawód: reporter Na czym polega zawód reportera radiowego, jak wygląda jego codzienna praca? Na te i inne pytania odpowiadał w Rewalu red. Kuba Witkowski z programu III Polskiego Radia. Redakcja: – Jak to się stało, że został Pan dziennikarzem? Kuba Witkowski: – To jest bardzo długa historia. W moim przypadku było dużo przypadków. To nie było moje marzenie od początku, bo to nie był kierunek w którym chciałem pójść. Po prostu któregoś dnia trafiłem do Trójki, w której pracuję do dziś. I chyba to był taki moment, kiedy zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym, żeby pójść w kierunku dziennikarstwa. Druga rzecz była taka, że nigdy nie czułem się mocny w przedmiotach ścisłych, więc wiedziałem, że pójdę na studia humanistyczne i z dziennikarstwem zacząłem wiązać swoje plany. Potem były studia dziennikarskie, a co za tym idzie – praktyki i już w trakcie studiów wiedziałem, że to będzie radio. R.: – Czy u Pana w rodzinie ktoś zajmuje się dziennikarstwem zawodowo? KW.: – Nie, to jest taka moja osobista pasja i rzecz, której w mojej rodzinie nie było nigdy. R.: – Czy pracował Pan w innych radiach czy tylko w Trójce? KW.: – Pracowałem w różnych radiach. Były to praktyki i staże studenckie, a także praca zawodowa. Przewinąłem się przez kilka stacji komercyjnych. Pierwsza moja redakcja to radio ESKA. Tam w zasadzie próbowałem radia, jeżeli tak to można określić.. Po studiach zacząłem pracować w lokalnym radiu w Poznaniu. Tam pracowałem półtora roku. Później trafiła się okazja i mogłem spróbować swoich sił w Trójce, gdzie jestem już od pięciu lat. R.: – Czy traktuje Pan dziennikarstwo tylko jako pracę zawodową? KW.: – Nie można zacząć tej pracy bez traktowania jej jako pasji, co chce się robić całym sercem. Natomiast nie ma co ukrywać – jak w każdym działaniu trzeba mieć pe- 6 wien dystans do tego, co się robi, i trzeba też wiedzieć, że za coś trzeba żyć, za coś trzeba opłacić rachunki, utrzymać rodzinę. Człowiek ma różne plany oraz potrzeby i swoją pasję trzeba też traktować jako źródło zarobku. Niektórzy mówią, że szczęśliwy ten, co może wykonywać taki zawód, jaki jest jego pasją. Ja chyba należę to tych szczęśliwców. R.: – W którym radiu pracowało się Panu najlepiej? KW.: – W Trójce. Ona była radiem moich marzeń, pozwoliła mi rozwinąć skrzydła. Tam można być prawdziwym dziennikarzem, tam mogłem nauczyć się zawodu. Trójka prezentuje też specyficzny styl jeżeli chodzi o dziennikarstwo, tu jest coś, co mi pasuje i gdzie czuję się najlepiej. R.: – Jak wygląda jeden dzień reportera radiowego? KW.: – Reporterzy Trójki pracują raczej z dnia na dzień. To wygląda w ten sposób, że spotykamy się ok. 9 rano na kolegium redakcyjnym, na którym podsumowujemy dzień poprzedni oraz to, co zrobiliśmy. Mamy okazję wtedy usłyszeć pewne uwagi, zastrzeżenia. Jeżeli komuś się nie podobało, wiemy nad czym musimy popracować następnym razem. Po takim omówieniu tego, co się wydarzyło dotychczas, mamy możliwość zgłoszenia kolejnych propozycji na ten konkretny dzień, w którym się spotykamy. Jeśli propozycja tematu zostanie zaakceptowana, zebranie kończy się i wtedy mamy za zadanie zrealizować dany materiał w ten sposób, że trzeba umówić odpowiednie osoby, spotkać się z nimi, przeprowadzić wywiady i po zrobieniu tego, wraca się z nagraniami do redakcji, gdzie trzeba odpowiednio wszystko zmontować tak, żeby były gotowe na odpowiednią godzinę, do konkretnej audycji, np. „Zapraszamy do Trójki”. R.: – A czy próbował Pan innego dziennikarstwa, np. telewizyjnego czy prasowego? KW: – Z telewizją nie miałem wiele do czynienia, ale artykułów prasowych pisałem sporo. R.: – A czy przeprowadzał Pan sondy uliczne? Czy ludzie chętnie odpowiadają na zadawane pytania? KW.: – To, czy ludzie chętnie odpowiadają zależy od samego dziennikarza. Moje doświadczenie jest takie, że to od zadającego pytanie i podchodzącego do ludzi zależy, jak będą do niego nastawieni. Ważna jest pora dnia, bo zauważyłem, że jeśli robi się sondę po zmroku, jest dużo trudniej. Ludzie prawdopodobnie też się śpieszą. Reporterowi zdarza się rozmawiać z kimś na ulicy, kiedy już jest ciemno, bo akurat tak wyszło, i wtedy jest dużo trudniej. Ale szalenie ważną rzeczą jest to, jakie ma się nastawienie – czy jest się uśmiechniętym, otwartym, w jaki sposób się podchodzi i w jakie zadaje pytanie. Można się tego nauczyć, można to opanować i wtedy jedna na dziesięć osób odmawia. R.: – Jaki temat specjalnie zapadł Panu w pamięci? KW: – Są tematy, które utknęły mi w pamięci, dlatego że były trudne dla mnie samego, są tematy, które po prostu były ważne. Trudno mi jest teraz przywołać jakieś konkrety. Kiedyś miałem odtworzyć wydarzenie sportowe, jakim był mecz naszych szczypiornistów i fenomenalne wejście do kolejnych rozgrywek, które umożliwił strzał jednego z członków drużyny w ostatnich 15 sekundach. To było trudne przeżycie, którego musiałem doświadczyć. Prosiłem ludzi, by wcielali się w szczypiornistów albo w jednego konkretnego, rzucając piłeczką do jakieś celu odtwarzając te emocje, a wiadomo, że ludzi trudno namówić do jakiegoś wygłupu. Ja sam miałem przed tym opory. Nie można po sobie jednak dać poznać, że nie jest się do tego, co się robi do końca przekonanym, a ja czułem, że za bardzo nie wiem, jak do tego podejść. Mimo to okazało się, że udało mi się przełamać pewne bariery, a materiał wyszedł bardzo dobrze MARYSIA SPIRIN ALA WICHROWSKA JAK WYPOCZYWAĆ Tylko na (nie)pogodę Czy wymagający turysta w Rewalu będzie zadowolony z tegorocznej oferty organizatorów i gospodarzy tej atrakcyjnej przecież miejscowości nadmorskiej? Oto uwagi i refleksje naszych reporterów. Gdy panuje upalna słoneczna pogoda – problemów jest mniej, szczególnie z maluchami. Dla dzieci czynne jest wesołe miasteczko z licznymi atrakcjami, np. karuzelami, piłką wodną, samochodowym torem przeszkód dla pojazdów zdalnie sterowanych itp. Zadbano też o młodzież, która może sprawdzić swoje umiejętności piłkarskie. Także moc atrakcji jest na plaży – od kąpieli poczynając, a na grze w siatkówkę kończąc. Odważniejsi i dysponujący gotówką mogą popływać na gumowym bananie. A wieczorem spragnieni wrażeń mogą tracić kalorie na dyskotekach. Najlepsza zabawa jest w renomowanej „Californi”. Tu można się bawić nawet do godzin nocnych. Bardziej wybredni wczasowicze i turyści, którzy podczas urlopu szukają też innych wrażeń, mają do dyspozycji liczne atrakcje, takie jak: muzeum w Trzęsaczu czy latarnia w Niechorzu. Do tej ostatniej można wejść, pooglądać ją od środka, a przy okazji dowiedzieć się sporo o polskich latarniach. Spragnieni zwiedzania okolic Rewala mogą wsiąść do kolejki retro i udać się do Niechorza, by zaliczyć m.in. wspomnianą latarnię morską. To atrakcyjna wyprawa szczególnie dla tych, którzy nie lubią siedzieć w jednym miejscu. A teraz kilka zdań o innych atrakcjach – tych związanych z estradą i amfiteatrem. Ten ostatni dożywa swoich dni i tak naprawdę powinien trafić na listę konserwatora zabytków, a nie służyć artystom i publiczności. Oczywiście jesteśmy nieco złośliwi, bo amfiteatr prezentuje się fatalnie. Chociaż goszczące tu kabarety i tak zbierają dużo oklasków, bo przecież liczy się osobowość artystów, a nie dziurawa podłoga. Przez cały sezon w amfiteatrze goszczą liczni artyści, był tu m.in. Krzysztof Krawczyk, Andrzej Grabowski i Cezary Pazura, rozśmieszali wczasowiczów m.in.: Kabaret pod Wyrwigroszem, Ani Mru Mru. Kabarety przyciągają tradycyjnie nie tylko młodą widownię. Śmiech to zdrowie – w myśl tej maksymy bawią się doskonale także seniorzy. Oni zresztą znajdują tu doskonałe warunki do wypoczynku, bowiem mogą spacerować nie tylko wzdłuż Bałtyku. Gmina Rewal oferuje bowiem sporo atrakcji także w mniejszych miejscowościach, oddalonych nieco od morza. Gdy ruszy kolejka z samego Rewala, zwiedzanie okolic będzie jeszcze łatwiejsze. Ci, którzy lubią dobre widoki a nie chcą się zbytnio trudzić forsownymi marszami, w samym Rewalu mogą wypoczywać na znakomitym tarasie widokowym. Nie jest to z pewnością molo w Sopocie czy Międzyzdrojach, ale widok z tego miejsca jest rewelacyjny, a zachód słońca z pewnością należy do najpiękniejszych. Atrakcją jest także deptak przyległy do wspomnianego tarasu, choć odnosimy wrażenie, że gospodarze miejscowości wciąż nie mają klarownej wizji tego miejsca, choć na jego zagospodarowanie wydali już z kasy gminy grube miliony. Jeszcze kilka zdań o gastronomii, czyli dogadzaniu naszym podniebieniom Mamy dobrą wiadomość dla amatorów smacznej kuchni. Przepytywani przez nas na deptaku małżonkowie z centrum Polski, którzy przyjeżdżają do Rewala od 1979 roku, chwalą olbrzymie zmiany na korzyść. Jest teraz więcej barów i stoisk gastronomicznych, wbrew narzekaniom niektórych malkontentów poprawił się też stan sanitarny i nie tylko gastronomii. Uwaga – znacznie zwiększyła się także liczba ławek, na których można spocząć, zjeść owoce czy loda. A przecież jeszcze kilka lat temu był to duży problem, z którym musieli się borykać mieszkańcy i turyści. Zamiast podsumowania: Rewal w ostatnich latach znacznie zwiększył wachlarz oferowanych atrakcji dla wczasowiczów i turystów, dając im większą swobodę przy wyborze oraz zapewniając zadowolenie z nietaniego przecież pobytu. By jednak nie posądzono nas o kumoterstwo i brak krytycyzmu wspomnijmy, że nigdy nie jest tak dobrze, by nie mogło być lepiej. Chcielibyśmy więcej imprez kulturalnych, może jakiegoś festiwalu. No i drodzy gospodarze Rewala – nowy amfiteatr jest niezbędny już w przyszłym roku. Te 9 milionów potrzebnych na jego zbudowanie trzeba zdobyć choćby spod ziemi. Panie Wójcie, lubimy zabytki, ale nie w tym miejscu... ALEKSANDER KIRYŁÓW DOMINIK MATYKA 7 NASI GOŚCIE Kabaret pod Wyrwigroszem Fajnie jest grać kogoś przegiętego Siódmego sierpnia w rewalskim amfiteatrze wystąpił Kabaret pod Wyrwigroszem. O tym, jak chcieliby zmienić Polskę, dlaczego nie opowiadają dowcipów poza sceną i jak wyglądały typowe początki kariery w zamierzchłych czasach przed internetem mówili specjalnie dla „Rewalacji”. – Rzeczywiście pamiętacie wszystkich młodych dziennikarzy, którzy nagabują was po występach? Maurycy Polaski: – Was pamiętamy. Was, to znaczy waszych kolegów, troszkę może starszych, bo co roku rzeczywiście udzielamy wywiadów, które potem dostajemy na swój adres mejlowy. Bardzo to przyjemne, albo prasa, albo radio rewalskie... Tak, współpracujemy co roku. – A możecie nam powiedzieć, jakie emocje towarzyszyły waszemu pierwszemu występowi na scenie? Łukasz Rybarski: – To było tak dawno, że już nie pamiętamy, ale zawsze towarzyszy temu taki sam dreszczyk emocji. Beata Rybarska: – Może jeszcze inaczej, nam się tak bardzo chciało występować, że kiedyś wystąpiliśmy dla dwojga osób (śmiech). Tak, mieliśmy kiedyś taką niewielką widownię. MP: – Nie, Łukasz chciał powiedzieć o emocjach, które są związane z występowaniem. Jest zwykle trema, ale mobilizująca, taka mobilizacja zawsze przed wyjściem na scenę, i oczekiwanie, jak ta iskra poleci, czy się rozpali... ŁR: – Czy się uda, tak jak się 8 udało dzisiaj, żeby się nawiązała jakaś więź między widownią a nami. – A kiedy odkryliście, że scena jest waszym powołaniem? ŁR: – My do dzisiaj tego nie wiemy jeszcze, ale jak odkryjemy, to się zgłosimy. – Jak wyglądały wasze początki w show biznesie? BR: (śmiech) ŁR: – Wiesz co, początki wszędzie są trudne. Tak samo w show biznesie, każdemu to idzie inaczej, jeden ma tą swoją szansę szybciej, może wypłynąć na większe wody, jeden później, więc... MP: – Poza tym przypominam, że show biznes, jak myśmy zaczynali, wyglądał nieco inaczej. Było mniej mediów. W tej chwili wiadomość czy jakaś informacja zasuwa po prostu piorunem, że natychmiast jest reakcja nie tylko ze strony widzów na widowni, ale ze strony internetu. ŁR: – Ja wiem, że to zabrzmi dla niektórych jak film czarno-biały, ale gdy zaczynaliśmy to nie było jeszcze internetu. Nie było nawet komputerów. Wiecie, takie czasy kiedyś były. BR: – Słowo honoru. Nawet komórek nie było. ŁR: – Więc jak myśmy robili jakiś skecz, nawet dobry, to oglądała go widownia, no nie wiem, stuosobowa, no bo to było maksimum, ile się zmieściło do tej piwnicy. I dopiero telewizja, jeżeli to obejrzała i się zainteresowała, to to puściła, ale ona nie interesowała się kabaretami tak jak teraz. MP: – Była Jedynka, Dwójka i Raj Uno wtedy w Polsce... (śmiech). ŁR: – Dzisiaj jest dużo łatwiej. Zrobiliśmy piosenkę „Donald marzy” i właściwie na drugi dzień trzy miliony ludzi to obejrzały. To jest fantastyczne dzisiaj. Czasy są piękne. – Kiedy wasza kariera nabrała tempa? NASI GOŚCIE ŁR: – Nasza kariera, jeśli mamy tak to nazywać, ma dość spokojny i łagodny przebieg. W czasach, kiedy pewnie was jeszcze na świecie nie było, to myśmy już w telewizji mieli swoje benefisy, bo takie programy kiedyś były na Dwójce, czyli tą popularność stwarzaliśmy już dużo wcześniej. Maurycy występował w „Spotkaniu z balladą”, więc też miał twarz jakby znaną. Powoli i sukcesywnie, nie było szans, żeby nam woda sodowa uderzyła do głowy, po prostu równo poszło. Tym przełomem był pewnie „Donald marzy”, nagle go zobaczyły miliony ludzi, oszaleli, w TVN-ie puszczali to na okrągło, ale i tak żeśmy nie odczuli tego, że z niczego coś... Było jedynie lepiej niż zwykle. BR: – Dużej widowni nam przysparza radio, w RMF-ie nasze cotygodniowe występy są od pięciu lat. ŁR: – Radio jest dla nas bardzo ważne, nie ze względu na to, że posiada największą słuchalność w Polsce przez cały czas, ale ze względu na to, że trzyma nas w niezłej kondycji, bo musimy nowe rzeczy co dwa dni wymyślać. Ileś tam milionów ludzi tego słucha i musimy się z tym liczyć, bo to jest nasza widownia, która potem przyjdzie zobaczyć to, czego słuchała w radiu, a nie mogła zobaczyć. MP: – Jeszcze jedna rzecz, o którą być może nie zapytacie, więc ja powiem to bez pytania... ŁR: – To ja cię zapytam, powiedz... MP: – Najważniejsze jest po prostu, żeby się we łbie nie przewróciło, żeby nie poczuć, że już się jest znakomitym, najlepszym. ŁR: – Jak się cały czas poszukuje, to do końca życia można szukać. Fajnie jest tak gonić króliczka i nie uznać, że się go złapało. U nas to jest taka recepta na sukces. – Wolicie deski teatru czy obiektyw kamery? ŁR: – Nie przepadamy za kamerą, ale tylko ze względu na to, że widz może sobie subiektywnie czy obiektywnie obejrzeć to, co chce, natomiast kamera w nieudolnych rękach pokazuje słabo. W telewizji jest gorzej. Ludzie zawsze mówią: „Wolimy was na żywo niż w telewizji”. Bierze się to nie z tego, że my jesteśmy jacyś gorsi przed kamerą, jesteśmy tacy sami, po prostu źle to jest filmowane, źle oświetlane. Kabaret się nie nadaje specjalnie do telewizji, to jest sztuka. MP: – Te kabaretony są pokazywane teledyskowo, czyli szybkie, krótkie ujęcia, zupełnie niepotrzebnie... ŁR: – Tak, telewizja robi tylko show, coś się dzieje, skaczą... MR: – A w kabarecie trzeba się skupić. – Na żywo to jest zupełnie inna energia...? MP: – Energia jest inna, naturalnie. ŁR: – Także my wolimy deski teatru. Nawet nie estrady, tylko teatru. Gra się w zamkniętym pomieszczeniu, światła, cisza, skupienie. Kontakt z widownią jest dobry. Tutaj też było świetnie, ale trzeba się narobić, naprawdę, w koszmarnych warunkach, że tak powiem. – Wiadomo, że dobry aktor zagra każdą rolę, ale czy nie przeszkadza wam, że gracie prostaków? BR: (śmiech) ŁR: – Słuchajcie, to jest tak, że gramy i prostaków, ale i inteligentnych ludzi czasami. Nie wiem czy widziałaś, jak na przykład parodiuję profesora Miodka. Nie powiesz, że to jest prostak, więc... To też ma miliony wejść w internecie. A mówiąc prawdę, generalnie ludzie się z tego śmieją, bo to jest śmieszne. Nic tak nie śmieszy jak cudze nieszczęście. Z inteligentnego człowieka ciężko się śmiać, a prostak jest zawsze śmieszny. BR: – Tak samo jak gra się w teatrze i filmie, to zawsze fajniej jest zagrać czarny charakter, takiego charakterystycznego, głupiego lub też przegiętego, to pewnie dlatego. – Kabaret wyśmiewa pewne postawy. Co chcielibyście zmienić w naszym kraju? ŁR: – Oj... wiesz... to jest dobre pytanie, nie wiem po prostu, ile mamy czasu... BR: – Żeby wszyscy byli bogaci i zadowoleni z życia i pracy. I szczęśliwi. MP: – I żeby się kochali. BR: – Tak byśmy chcieli. ŁR: – Ja nie żartowałem. Ja czasami naprawdę tak mówię, że wołałbym nie mieć pracy, ale żebym słyszał w wiadomościach, że ten kraj jest po prostu dla ludzi, do życia. BR: – Bo wiecie, w kraju im głupiej, tym więcej mamy tematów do śmiania się... ŁR: Także wzięliśmy sobie nowy kredyt ostatnio... – A kto zajmuje się pisaniem scenariuszy? ŁR: – Wszyscy piszą. MP: – Ale głównie Łukasz. ŁR: – Napisać dobry tekst to jest jedna rzecz, bardzo trudna, natomiast zrobić potem dobrze ten skecz – to jest następna trudna sztuka. Każdy skecz długo dojrzewa, żeby był tym, czym jest. – Często zdarzają wam się chwile improwizacji na scenie, na przykład kiedy zapomnicie tekstu? ŁR: – Tak, zdarzają się czasami, oczywiście. To czasami jest tak, że prowokujemy, jak się nudzimy bardzo, żeby zaskoczyć, zobaczyć tą iskierkę, zdziwienie, żeby zobaczyć coś innego. MP: – Nagle się bardzo ożywia to, co robimy. – A tak na koniec, macie jakąś ulubioną anegdotkę związaną z kabaretem? ŁR: – Nie. – To może chociaż jakiś ulubiony dowcip? ŁR: Nie, też nie mamy. Powiem jeszcze jedną rzecz na koniec. Nie lubię, gdy satyrycy są śmieszniejsi podczas wywiadów niż na scenie. To jest praca i tak to trzeba traktować. Wolę na scenie zrobić coś śmiesznego niż potem przy piwie robić takie rzeczy. Ja nie mówię, że to jest źle, jak ktoś tak robi, po prostu ja tak mam, dlatego nie opowiem wam teraz żadnego kawału. BR: – My to robimy na scenie, a w życiu to żyjemy bez kamer, bez nagrywania. – Dziękuję bardzo za rozmowę. ŁR: – Bardzo dziękujemy i pozdrawiamy serdecznie wszystkich mieszkańców Rewala! KAROLINA LICZBIŃSKA KASIA BORSZYŃSKA OLGA FESZCZUK 9 POZDROWIENIA Z WAKACJI Podatek od powietrza Jest to kwota stosunkowo niewielka: od 1,7 do 4 zł za dzień od osoby. Jednakże w ostatecznym rozrachunku gmina może pozyskać nawet miliony. W przypadku Rewala jest to kwota 1 mln 858 tys. zł! Opłatę klimatyczną, która jest swoistym haraczem, gmina pobiera od każdego wczasowicza za możliwość wdychania świeżego morskiego powietrza. Sam podatek może też nazywać się opłatą miejscową lub uzdrowiskową. Miejscowości typu Świnoujście i Kamień Pomorski oprócz pieniędzy, które sami pobiorą od turystów, dostają także od państwa drugą taką samą kwotę. Dla przykładu Świnoujście w 2011 r. pobrało kwotę 1 mln 735 tys. zł i dostało w nagrodę tyle samo od rządu, więc całkowity dochód gminy ze „sprzedaży powietrza” wyniósł 3 mln 470 tys. zł. Pieniądze te na ogół nie są przejadane, bo przecież potrzeby miejscowości turystycznych czy uzdrowiskowych są bardzo duże. Opłaty klimatyczne przekazywane są na wszystko to, co uprzyjemnia przybyszom pobyt, np. nad morzem. Część kwoty idzie na utrzymanie porządku i czystości, inna część przeznaczana jest na poprawę infrastruktury oraz na promocję gmin. A jak to wygląda w Rewalu? Przeciętna polska rodzina składająca się z rodziców i dwójki dzieci powyżej 7 lat za świeże powietrze przez tydzień zapłacić tu musi 56 zł. Na zwolnienia mogą liczyć kombatanci i inwalidzi, a także niewidomi. Podatek klimatyczny to ciekawy sposób na uporanie się z problemami finansowymi gmin. Pieniądze te, jak widać, nie są małe i można za nie rozwiązać wiele problemów, choćby naprawić chodnik czy posadzić kilka drzew. Mnie jednak zdumiewa, że za świeże i zdrowe powietrze trzeba płacić. MATEUSZ SKÓRA 10 Śmierć Są widokowe, z odrobiną piasku z Bałtyku, z muszelką. Można też spotkać czarno-białe, zabawne albo przedstawiające stary, przedwojenny Rewal. Chodzi o pocztówki. Czy zbliża się ich kres? – Z roku na rok sprzedaje się ich coraz mniej – mówi rewalska kioskarka, która woli nie ujawniać swojego imienia i nazwiska. – Teraz muszę już kończyć, bo klienci czekają. astronomiczna, ale przy wysyłaniu 5-10 kartek daje już o sobie znać przeciętnemu młodemu człowiekowi. Kto jednak nie lubi otworzyć skrzynki pocztowej i zobaczyć ładnej pocztówki od kogoś bliskiego? Esemesy w tym zwariowanym i rozpędzonym świecie mają sporo zalet. Można je napisać w kilka sekund, w każdym miejscu. O ile na plaży trudno jest wypisać pocztówkę ze względu na wiejący mocno wiatr i wszechobecny pia- Odchodząc słyszę jeszcze głos następnej klientki: – Pocztówki numer… poproszę… Zatem jak jest naprawdę z tymi pocztówkami? Ludzie kupują kartki czy wolą wysyłać esemesy do bliskich? Czy to oznacza, że sympatyczne widoczki przechodzą powoli do lamusa? Starsi turyści odpowiadają z reguły, że wysyłają pocztówki, kierując się tradycją. – Wysyłanie wiadomości to nie dla nas, to raczej zwyczaj młodych – mówi pani Danuta z Gdańska. Porównajmy obydwie możliwości: kartki pocztowe kupujemy w sklepie, to pewien kłopot, trzeba jeszcze wydać parę złotych na znaczki pocztowe. – W sumie jest to więc wydatek rzędu kilku złotych. Nie jest to wprawdzie cena sek, to z sms-ami tego problemu nie ma. Obecnie kosztują one grosze, więc nie trzeba wydawać większych pieniędzy, które można przeznaczyć na lody lub gofry. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Pocztówka to ślad, wspomnienie które zostaje na lata. Wielu ludzi kolekcjonuje kartki od bliskich. Po latach stanowi to fantastyczną pamiątkę. Na widokówkach możemy napisać trochę więcej od siebie, coś narysować, coś dodać. Dorośli posiadający dzieci wybierają często tę opcję – ich pociechy mogą na kartce do babci i dziadka namalować słoneczko lub kawałek plaży. Kartki cieszą oko adresata – a wzór wybieramy zależnie od jego wieku, poczucia humoru i przede wszystkim relacji z nadaw- POZDROWIENIA Z WAKACJI pocztówki? cą. Wiadomo, że do prababci wyślemy co innego niż do przyjaciela. Jakie wzory preferują turyści? Niektórzy sprzedawcy twierdzą, że nie ma reguły, a inni potrafią szybko przyporządkować wzory do grup wiekowych. – Młodzi najczęściej kupują śmieszne, ze zwierzątkami i takie, jak ta… – pani z kiosku na Mickiewicza zawiesza głos i pokazuje mi pocztówkę z dwuznacznym zdjęciem. Dzieci wybierają raczej kartki z ośmiornicami, delfinkami i konikami morskimi. A starsi turyści? Oni z reguły kupują widoki morza lub atrakcji Rewala. – Morze i zachód słońca… Takie pocztówki są najładniejsze – odpowiada wielu turystów. A jaka jest recepta sklepikarzy na przyciągnięcie chętnych do zakupu pocztówki? – Jak jakiś wzór się nie sprzedaje to dystrybutor go wycofuje. Chociaż zawsze można zachęcić do kupna promocjami. – twierdzi sympatyczna pani z kiosku przy dworcu. Pani Marta ze sklepu „Panorama” w Rewalu na pytanie o porównanie popytu na kartki teraz i w poprzednich latach odpowiada: – Pracowałam tu cztery lata temu i szczerze mówiąc, nie widzę różnicy w ilości sprzedawanych pocztówek. Zupełnie inaczej ma się sytuacja na poczcie. Naczelnik poczty, pani Małgorzata twierdzi, że kartki pocztowe sprzedają się doskonale, zauważyła nawet poprawę w stosunku do lat poprzednich. Są różne sposoby na przesłanie pozdrowień z urlopu. Jedna z moich rozmówczyń kupuje kartki i po powrocie do domu osobiście wręcza je bliskim. Można i tak, z pewnością jest to pomysł dość oryginalny. Batalia esemesów z kartkami pocztowymi trwa. Nawet młode małżeństwo z dzieckiem ma w tej kwestii podzielone zdania. Właściwie nie wysyłają nic, choć gdyby zechcieli, on zaadresowałby pocztówkę, ona napisałaby na komórce wiadomość. Uważam jednak, że tak piękny zwyczaj, jak wysyłanie pocztówek należy pielęgnować i nie pozwolić mu zaniknąć. Drodzy turyści, ślijcie bliskim kartki pocztowe. Ja już to zrobiłam. KAROLINA MIKOŁAP Na początku wakacji zaangażowałam się w internetowy serwis o nazwie postcrossing. Umożliwia komunikowanie się z ludźmi z najdalszych zakątków świata przy pomocy… pocztówek. Portal działa na zasadzie: Za jedną wysłaną pocztówkę do mnie przychodzi kolejna z innego miejsca na świecie. To świetna zabawa, która pomaga zawiązać przyjaźnie z użytkownikami z innych krajów, a nawet kontynentów! Więcej informacji na www.postcrossing.com. Jest to strona angielskojęzyczna, jednak najważniejsze działy można również przeczytać w naszym ojczystym języku. 11 PODSUMOWANIE SEZONU Zwrócimy się ku morzu – mówi wójt Rewala – Robert Skraburski „Rewalacje”: – Jak wstępnie podsumowuje Pan mijający sezon wczasowy? Robert Skraburski: – Sezon przede wszystkim jeszcze się nie skończył. Czekamy na lepsze prognozy pogody, ponieważ głównie aura przyczyniła się do strat. W tym sezonie mamy straty w granicach 20-30 procent w porównaniu do poprzedniego sezonu. Najlepszym był ten w 2010 roku. – Co jeszcze zadecydowały o tak fatalnym sezonie? – Na to złożyło się kilka czynników. Pierwszym jest pogoda, która jest niestety taka jaka jest. W ostatnich latach pojawiło się dużo ofert pensjonatów i hoteli, więc większość turystów zamawia wczasy już w trakcie sezonu, gdy jest ładna pogoda. Rzadko się zdarza, że ludzie wcześniej bukują miejsca i płacą zaliczki. Drugim powodem jest wszechobecny kryzys i chyba każdy odczuwa jego skutki. Widać to na każdym kroku.Turyści są mniej rozrzutni i jeżeli stać ich na pokój, to raczej decydują się na ten z aneksem kuchennym, żeby od razu sobie gotować i jak najmniej pieniędzy wydawać. Kolejnym czynnikiem jest z pewnością wydłużenie o dwa tygodnie roku szkolnego, co wymaga korekty. Sam jestem nauczycielem z wykształcenia i uważam, że w drugiej połowie czerwca lekcje w szkole nie powinny się odbywać. W ciągu tego czasu często byliśmy już na wakacjach, a więc wcześniej zaczynał się sezon. Jeszcze jednym czynnikiem niezależnym, od nas jest brak pieniędzy spowodowany 12 różnymi imprezami, takimi chociażby jak Euro 2012. Kupując bilet na rozgrywki, wielu Polaków zrezygnowało z wakacji. – Co nie udało się dotychczas wykonać, jeśli chodzi o inwestycje gminne? – Istnieje wiele inwestycji cze- kających wciąż na dokończenie. Największy problem to z pewnością kolejka wąskotorowa. Istnieje wiele problemów z nią związanych, takich jak dworzec w Niechorzu, czy budowa torów. Niektóre inwestycje staramy się zrealizować przed końcem sezonu, tak jak np. drogi, które najlepiej jest zakończyć właśnie w sierpniu. Oprócz kolejki, na której obecnie się skupiamy, jednym z najważniejszych problemów jest amfiteatr, którego zabytkiem nie można nazwać nawet w cudzysłowie. Czeka on na budowę, ale na nią potrzeba 9 milionów złotych. – Zauważyliśmy, iż fontanna nie zawsze jest czynna - dlaczego? – Przyczyną jest błędny projekt, a dokładnie zły system hydrauliczny. Nieszczelne bezpieczniki przepuszczają deszcz, co powoduje zwarcie. Do usunięcia awarii każdorazowo potrzebny jest specjalista z Kołobrzegu. Aby fontanna działała, planujemy zmodernizować te podzespoły i naprawić błąd. – Ilu stałych mieszkańców ma Rewal? – 3604 stałych. Jesteśmy jedną z niewielu gmin, które odnotowują przyrost mieszkańców, co prawda niewielki, ale jednak widoczny. Ludzie osiedlają się w Rewalu. Sam w urzędzie spotykam osoby, które niedawno u nas zamieszkały. – Jakie będą dalsze losy wspomnianego już „zabytkowego” amfiteatru, kiedy ruszy budowa nowego? - Nie jest to miejsce, z którego jestem dumny. Nowy amfiteatr jest planowany, mamy piękną koncepcję tego obiektu, ale na jej realizacje potrzeba aż 9 milionów złotych, których teraz nie posiadamy. – Co z zadłużeniem gminy? – Zamierzamy spłacać dług i nie zaciągać nowych kredytów. Oczekiwania turystów są duże, więc nie możemy całkowicie rezygnować np. z niezbędnych inwestycji. Obecnie zadłużenie wynosi 52 procent % i jest to sytuacja ostrzegawcza. Spłaciliśmy już siedem milionów. Za dwa, trzy lata oczekujemy, że zadłużenie wróci do normalnego poziomu około 20-30 %. – Jak wygląda sprawa środków unijnych dla gminy? Jak dużo zostało wykorzystanych i na co zostały przeznaczone? PODSUMOWANIE SEZONU Potęgowicze na konferencji prasowej u wójta Rewala. Tu zawsze jesteśmy mile widziani. – Środki unijne stanowią około 30 % budżetu gminy. Wykorzystywane są w prawie wszystkich realizowanych inwestycjach, takich jak: przebudowa ulicy Łokietka, modernizacja kolejki wąskotorowej, budowa placów zabaw, solarów. Mamy nadzieję na wybudowanie punktów informacji turystycznej i ścieżek rowerowych łączących miejscowości w gminie. Środki są też przezna- czane na szkolenia oraz aktywizację bezrobotnych. – Jaka będzie przyszłość gminy za 10-20 lat? – Wiążę ją przede wszystkim z rekreacją i morzem. Niestety, idą trudne czasy i być może będziemy musieli nieco przyhamować rozwój gminy. To temat trudny i niepopularny. Ważne jest jednak to, że w najbliższych latach chcemy gmi- nę bardziej zwrócić ku morzu. Temu celowi podporządkujemy nowe inwestycje, choćby ścieżki rowerowe, tarasy widokowe i pomosty. Dziękujemy za rozmowę. ROZMAWIALI: ALEKSANDER KIRYŁÓW MARTA KOCIOŁEK KAROLINA LICZBIŃSKA ANIA RASEK MATEUSZ SKÓRA FOTO.: KASIA BORSZYŃSKA 13 NIE TYLKO DLA MŁODYCH NIE TYLKO DLA MŁODYCH Moda nad Bałtykiem Korzystałyśmy z tego, co znajduje się w naszej szafie, i po prostu puściłyśmy wodze fantazji. Nie bałyśmy się eksperymentów i do łączenia różnych elementów strojów podchodziłyśmy kreatywnie i na luzie. Moda nie jest bowiem sprawą życia i śmierci, ale nie powinna też zostać zlekceważona. W końcu: „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Mamy nadzieję, że dostarczy to inspiracji i zachęci do zabawy! STYLIZACJA I TEKST: KAROLINA LICZBIŃSKA FOTOGRAFIE: KASIA BORSZYŃSKA MODELKI: KAROLINA LICZBIŃSKA I KAROLINA MIKOŁAP WIDEORELACJA: MARTA TORBĘ Z UBRANIAMI NA ZMIANĘ TRZYMAŁ: DOMINIK Koronkowe sukienki w stylu romantycznym są tak modne, że aż prawie passe. Naszyjnik z zegarkiem vintage to inwestycja – moda na rzeczy „po babci” będzie obowiązywać jeszcze długo. Czarny kardigan dodaje zadziornego charakteru romantycznemu strojowi, a nieco futurystyczne sandałki są powiewem nowoczesności do stroju inspirowanego XIX wiekiem. Porzuć oklepane wyobrażenie marynarskiego stylu i zamień banalną czerwień na najmodniejszy w tym sezonie odcień cytrynowy. Jest świeży i orzeźwiający, idealnie uzupełnia się z pasiastą spódniczką trapezową. Sandałki na koturnach to wygodniejsza alternatywa dla obcasów, na dodatek pasują do wszystkiego. Kobaltowa bandana, zawiązana w stylu hipisowskim, jest nawiązaniem do królującego obecnie trendu. Założona za uszy, z odgarniętymi do tyłu włosami, będzie bardziej pin-up. 14 Tego lata precz z nudą! Do jaskrawego kombinezonu załóż kontrastujący kolorem kardigan i koniecznie kapelusz dla ochrony przed słońcem – im mniejsze rondo, tym lepiej. Szorty w stonowanym kolorze ożywi półprzezroczysty top, spod którego prześwituje góra od kostiumu w stylu retro. Krewetkowy róż jest kolorem trudnym w obsłudze. Najlepiej zestawiać go z jasnymi barwami. Cekinowa spódniczka nadaje się do noszenia rano i wieczorem, wystarczy tylko zmienić akcesoria et voila! Pozornie gryzące się wzory są jedyną ekstrawagancją w tym zestawie. Koszula z kołnierzykiem najlepiej wygląda całkowicie zapięta. Takie przydymione kolory pasują najbardziej osobom z jasną karnacją. 15 NASZ GOŚĆ Lubię Rewal po sezonie Rozmowa z rysownikiem Pawłem Wakułą Mateusz Skóra: – Jak to się stało, że został Pan rysownikiem? Paweł Wakuła: – Życie zdecydowało. Przypadek. MS: – Jaki przypadek? PW: – To dłuższa opowieść. Wracaliśmy z żoną, ówcześnie moją koleżanką ze studiów, z Torunia, gdzie studiowaliśmy, do Łodzi, i w pewnej chwili ktoś zaczął machać do nas z okna pociągu. Okazało się że to licealny kolega – Marek Morawski. Założył właśnie studio „Maro”, zajmujące się łamaniem i składaniem gazet. To był rok dziewięćdziesiąty, kiedy polska prasa współczesna raczkowała. To były czasy przedinternetowe, więc on z gotowymi materiałami do „Gazety Gdańskiej” jeździł ekspresem z Torunia do Gdańska. Okazało się, że właśnie stracił rysownika i potrzebuje kogoś do narysowania trzech rysunków dla gazety „As Sekretarki”. Moja żona się tego podjęła, po czym zaczęła stukać długopisem w kartkę papieru. Stwierdziła, że jakoś nie wie jak to zrobić. Powiedziałem, że z palcem w nosie takie rzeczy robię. I dwa dni stukałem ołówkiem w tę kartkę papieru, zrobiłem te moje pierwsze rysunki dla gazety „As Sekretarki”... która, niestety, upadła. Mam nadzieję, że nie splajtowała z powodu moich rysunków. MS: – Jak trafił Pan do „Angory”? PW: – Było jeszcze kilka gazet po drodze, ponieważ firma „Maro” się rozwinęła, miała tych tytułów kilkanaście, przez kilka lat pracowałem dla „PC World Computer”. Ta branżowa gazeta dla miłośników komputeryzacji wciąż się ukazuje. Przez kilka lat rysowałem tylko komputery. Komputery latające, 16 komputery, w których mieszkały krasnoludki, komputery na szczycie Mount Everestu, wszystko, co mi do głowy wpadło z komputerem. Miałem z tego parę złoty miesięcznie, ale nie myślałem, że to może być zawód, raczej forma dorobienia. A potem szły inne gazety, bo się „rozhulałem”. Był „Super Express”, przyszła gazeta branżowa „Wędkarz Polski”, jakieś gazety lokalne, ale to wciąż nie był zawód, tylko raczej taka forma aktywności, bo równocześnie byłem nauczycielem, aż wreszcie trafiłem do tygodnika „Angora” i jestem tam już 17 lat. MS: – Nie zdążyła już Pana ta praca znużyć? PW: – Każda praca gdy trwa już 17 lat to zaczyna nużyć. Towarzyszy mi jednak takie motto: „Ta praca bywa męcząca, ale lepszej nie mam”. To jest najlepsza praca, jaką mogę sobie wyobrazić, więc ją wykonuję. A bywa męcząca, głównie psychicznie, bo trudno porównać zawód rysownika do górnika dołowego, ale mentalnie trze- ba być dosyć twardym, bo w dużej mierze rysuje się do kosza na śmieci. W „Angorze” rysowników jest siedmiu, a miejsce, w którym można wydrukować rysunki jest jedno, więc matematyka jest nieubłagana. Sześć rysunków ląduje w koszu. Prawda jest taka, każdy rysownik proponuje tygodnikowi dwie, trzy propozycje. W dużej mierze rysuje się do kosza, dopiero co któryś strzał okazuje się celny i kończy się publikacją. Nie chodzi tutaj o finanse, ale o taką zwyczajną potrzebę własnej wartości. Chcę się czuć potrzebny, chcę się zrealizować i jak któryś tydzień z rzędu mój rysunek ląduje w koszu, czuję się mało komfortowo. W tym sensie ta praca może męczyć, ale nie w innym. MS: – No właśnie, jak Pan sobie radzi z tym, że większość rysunków trafia do kosza? PW: – Nauczyłem się z tym żyć. Zwyczajnie rysuję dalej. To jest kwestia rutyny i specyfiki pracy w tym tygodniku. Inni rysownicy robią rysunek, może dwa. Taką dają ofertę swojej redakcji. My musimy po prostu dużo częściej pracować i szybciej, dzięki czemu się rozwijamy. Tak dużo rysując, także do kosza, wykonujemy prace coraz lepsze. MS: – Zdobył Pan jakieś nagrody? PW: – Istnieje cały rynek nagród za rysunek satyryczny. Są ludzie, którzy masowo wysyłają swoje prace na takie właśnie konkursy od Ułan Bator do Honolulu, licząc na to, że taką nagrodę dostaną. Tylko, że ci rysownicy konkursowi w ogóle nie publikują ich w gazetach. NASZ GOŚĆ Zdarzyło mi się wysłać rysunki na „Satyrykon” – największy polski konkurs na rysunek satyryczny. Kiedy tam przyjechałem, by zobaczyć jak to wygląda, byłem zdziwiony, bo te rysunki nie były śmieszne. To jest zupełnie inna dziedzina życia. Dlatego ja na te konkursy rysunków nie wysyłam. Ja robię rysunki śmieszne, a tam jest zupełnie coś innego. MS: – Zdarzają się Panu chwile, gdy siada Pan przed kartką papieru i ma kompletną pustkę w głowie? PW: – Nagminnie. MS: – Co pan wtedy robi? PW: – Najlepiej jest zmienić swoje miejsce siedzenia. Mówiąc zupełnie serio. Trzeba pochodzić trochę, poskakać, przejść się z psem. Najlepsze rysunki przychodzą do głowy niespodziewanie. Jeśli się ma stałe miejsce, kartkę i długopis, to po pewnym czasie w tym miejscu weny w ogóle nie ma. Dobrze jest po prostu przestać myśleć o tym, że trzeba narysować rysunek. MS: – Jest Pan w stanie narysować rysunek od zaraz? PW: – Tyle rysunków w swoim życiu zrobiłem, że prawie na każdą okazję wymyślę rysunek. Te okazje tak naprawdę się powtarzają. Łatwo jest sięgnąć w pamięci do swojego archiwum w głowie i przypomnieć sobie temat dodany 10 czy 15 lat temu. Bywa tak, że jeśli zada się ten sam temat 7 rysownikom, to każdy niezależnie od siebie zrobi podobny rysunek. Po prostu gdzieś w głowie myśli układają się podobnymi torami. Potem są wzajemne oskarżenia o plagiat, ale zazwyczaj po prostu się śmiejemy. Tyle tych rysunków przerobiliśmy, że czasem żartujemy, że znowu zrobimy ten sam rysunek. Są jednak rysownicy, którzy mało publikują i nagle wydaje im się, że wymyśli nie wiadomo jakie cudo, że nikt na to nie wpadnie, a ja go już widziałem 4 razy w druku, a w tym raz sam go rysowałem. Od ręki łatwo jest coś napisać jeśli temat nie jest skomplikowany. Bywa jednak tak, że można godzinę siedzieć przed kartką i nic nie wymyślić. To zależy od tego, czy cię boli głowa, jakie jest ciśnienie, jaki się ma nastrój. Jest to całkiem osobista sprawa. Bywa tak, że siedzi się cały dzień, myśli i nic nie przychodzi jak na złość do głowy. A potem wchodzi człowiekowi rysunek po rysunku do gazety, bo się akurat podoba redaktorom. Kiedy indziej uważasz, że masz świetne rysunki, a nie pojawiają się z jakiegoś powodu w gazecie, myślisz: „Co jest, nie znają się?”. To nie jest łatwa praca w tym sensie, że dość często spotykam się z niezrozumieniem. Kto nie ma odporności psychicznej, ten odpada z tego zawodu. MS: – Podoba się Panu Rewal? PW: – Rewal? Byłem tu pierwszy raz w czasach przedobozowych. Obecnie jest to drugi dom dla mnie. Tu jest wszystko, jakiś kiosk, jakiś sklep. Najbardziej podoba mi się Rewal po sezonie. Ja miałem tylko raz taką okazję, jeszcze gdy nie było „Potęgi Prasy”. Był akurat wtedy koncert grupy „Varius Manx”, więc był hałas, gwar. Mieszkałem właśnie w „Californii”, wtedy ten hotel zupełnie inaczej wyglądał, był w stylu PRL-owskim, więc kompletnie nieciekawie. Obudziliśmy się 1 września i było cicho jak makiem zasiał. Tu po prostu było pusto i przez to pięknie. Brakowało tam tylko takich krzaków, jak w westernach. Dlatego najbardziej lubię Rewal po sezonie, we wrześniu lub w czerwcu. MS: – Dziękuję Panu za wywiad. ROZMAWIAŁ: MATEUSZ SKÓRA Gratulacje dla Dziwnowa! Rewal nikomu nie zazdrości i zależy nam na tym, by wiodło się także sąsiadom i konkurencji. Dlatego z wielkim zadowoleniem patrzymy także na to, co dzieje się w Dziwnowie. Cieszy się z przyspieszonego rozwoju tamtejszy burmistrz Grzegorz Jóźwiak, cieszymy się i my. G. Jóźwiak uważa, że nadchodzą dobre czasy dla Dziwnowa. Dlaczego? Bo ruszą niedługo wielkie ważne dla miasta inwestycje, takie jak budowa mariny, rozbudowa nadmorskiej promenady, przebudowa drogi wojewódzkiej. Budowa mariny na 60 jachtów powinna ruszyć jeszcze w tym roku, by w grudniu 2013 można było przeciąć wstęgę. Ta ważna dla miasta inwestycja kosztować będzie ok. 10 mln złotych. Niejako przy okazji powstaną pomosty dla 20 jednostek przy Wybrzeżu Kościuszkowskim. Niektórzy mówią, że marina powstanie dzięki Rewalowi, który z powodu braku pieniędzy wycofał się z tej inwestycji (podobnie zresztą jak i Mielno). Rzeczywiście Rewal musi nieco wyhamować, ale Dziwnów już od dawna przymierzał się do tej inwestycji.... Promenada to kolejna szansa dla Dziwnowa. Ma kosztować 3 mln zł, ale aż 85 proc. tej kwoty miasto otrzyma w postaci dotacji. Nowy odcinek poprowadzony zostanie od ul. Żeromskiego do Przymorskiej. Będą tarasy widokowe, podest na palach wbitych w wydmę. I na koniec sprawa żenująca: remont mostu w Dziwnowie. Ktoś nie pomyślał o turystach i w środku sezonu mamy korki, awantury, zbyteczne kłopoty. Burmistrz chciał innego rozwiązania, ale wykonawcy nie liczyli się z jego zdaniem. Wnioskować można, że i turyści byli im, delikatnie mówiąc, obojętni. Wstyd, panowie, wielu rodaków patrzy na Was i Waszą robotę nie tylko z irytacją, ale i współczuciem. Chyba nigdy nie jeździcie na urlopy i nie staliście jeszcze w kilometrowych korkach. Może jesteście szczęściaPP rzami, a może... 17 SPORT Co nieco o tegorocznych Igrzyskach Igrzyska w Londynie odbywały się między 27 lipca a 12 sierpnia. Była to trzecia olimpiada zorganizowana w tym mieście. Pierwszy raz w historii kobiety ze wszystkich państw świata brały udział w rywalizacji (wcześniej wiele arabskich krajów nie dopuszczało kobiet do współzawodnictwa). W tym roku zawodnicy zmagali się w 302 konkurencjach w 26 dyscyplinach. Jak Londyn został wybrany? Z pierwszą propozycją zorganizowania igrzysk wystąpiły Stany Zjednoczone, później chęć przyjęcia sportowców świata wyraziły Niemcy, Hiszpania, Brazylia, Francja, Turcja i Kuba. Po ocenieniu kampanii reklamowych zostało już tylko pięć państw. W tym czasie cały sztab profesjonalistów pracował nad wizerunkiem Londynu i pilnował, by było go w mediach pełno. Ostateczna decyzja 117. sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego 2012 zapadła 6 lipca 2005 roku w Singapurze. przez 8 tys. par rąk. Grupa 26 Polaków, m.in. Przemysław Babiarz, Mariusz Czerkawski, Jan Mela, Artur Partyka, Beata Pawlikowska, Alicja Wochowska, Michał Żebrowski, Marta Żmuda-Trzebiatowska, była ostatnią drużyną narodową, która przekazała płomień olimpijski nym wspomaganiu, bo organizatorzy przeprowadzili rekordową liczbę testów antydopingowych. Przebadanych zostało 5000 sportowców, w tym wszyscy medaliści. Nowoczesna aparatura do badań została dostarczona przez firmę farmaceutyczną GlaxoSmithKline gospodarzom Igrzysk – Brytyjczykom. Pochodnia miała 80 cm długości i 8 tys. otworów, które symbolizowały 8 tys. mil, które pokonało 8 tys. osób. i była obsługiwana przez ekspertów antydopingowych z Kings College London oraz innych naukowców z całego świata. Imponująca była też wielkość laboratorium, która można było porównać do 7 kortów tenisowych. Igrzyska w Londynie przeszły już do historii. Zapewne jeszcze długo wspominać będziemy zarówno sukcesy i fenomenalne rekordy, jak i dramaty oraz porażki. Sport bowiem jest piękny właśnie dzięki tym nieprzewidywalnym zdarzeniom i licznym niespodziankom. Teraz wypada też patrzeć w przyszłość, bo za cztery lata odbędą się kolejne igrzyska. Zapewne będą jeszcze bardziej imponujące i ciekawe, w końcu świat nie stoi w miejscu... ANNA RASEK ANNA PALIGA Przygotowania szły pełną parą Na igrzyska wybudowano 25 obiektów sportowych. Z punktu widzenia kibiców stadiony, korty tenisowe, basen i wiele innych miejsc, gdzie były rozgrywane zawody, były bardzo dobrze przygotowane do rywalizacji. Zapewne dlatego widzowie byli zadowoleni z oglądania zawodów, warto też podkreślić, że kamery znakomicie ukazywały obraz rywalizacji wychwytując każdy ruch sportowca. Telewidzowie na całym świecie mogli do woli analizować każde posunięcie, każdy ruch, a nawet grymas zawodnika. Bieg z ogniem olimpijskim Olimpijski płomień okrążał Anglię od 18 maja, kiedy to księżna Anna i David Beckham dostarczyli go z Grecji do Kornwalii. W ciągu 10 tygodni symbol szlachetnej rywalizacji sportowej dotarł do prawie 10 tys. miejscowości i przechodził 18 „Szybciej, wyżej, mocniej!” Na igrzyskach w Londynie padło wiele rekordów świata i nie wszyscy potrafią uwierzyć w zdolności niektórych sportowców. Dużo osób posądzono o doping, co ma związek z niebywałymi wynikami, które wcześniej wydawały się nie do pobicia. Z pewnością jednym z największych zaskoczeń była 16-letnia Chinka – Shiwan Ye, która przepłynęła dystans 400 m stylem zmiennym z czasem lepszym od zwycięzcy na tym dystansie w kategorii mężczyzn. Jednak na igrzyskach nie ma mowy o żad- SPORT Walczyli jak nigdy, wyszło jak zawsze... Przed londyńską olimpiadą szacowano, że zdobędziemy 25-28 medali. Na końcu igrzysk mamy ich 10. Po raz kolejny sprawdza się przysłowie:,, Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu”. Jedynym polskim reprezentantem, który obronił złoto olimpijskie z Pekinu, jest Tomasz Majewski, zwycięzca konkurencji pchnięcia kulą. Drugi najważniejszy krążek do kraju przywiózł ciężarowiec Adrian Zieliński. Turyści z Rewala na pytania:,, Jak pan/pani ocenia Polaków na igrzyskach?”, ,,Kto sprawił według pana/pani największy zawód w reprezentacji?” – odpowiadali podobnie. Na pierwsze pytanie padała zwykle odpowiedź: „słabo, żenada, cienko, rozczarowanie” i „mogło być lepiej”. Odpowiedzi na drugie pytanie były trzy: „Agnieszka Radwańska”, „Otylia Jędrzejczak” i „siatkarze”. – Dla mnie największym rozczarowaniem są właśnie siatkarze – mówi pan Roman z Konina. – Gdyby grali chociaż tak jak w Lidze Światowej, to mielibyśmy szanse na medal, ale jak tak grają to nie można oczekiwań wybitnych osiągnięć. Agnieszka Radwańska to dla większości rodaków największe rozczarowanie igrzysk. Była chorążym, czyli dostąpiła zaszczytu wniesienia na arenę stadionu flagi Polski, czym tylko spotęgowała nadzieje na medal. Typowano ją do złotego krążka, a odpadła już w pierwszej rundzie rywalizacji tenisa ziemnego kobiet. W parze z siostrą (Urszulą Radwańską) odpadły w meczu z Amerykankami. I najgorsze jest to, że potem wypowiedziała się o olimpiadzie jakby to była podrzędna impreza sportowa, bo liczy na sukcesy w kolejnych zawodach. Nietakt, brak wyczucia i kinderszuby? A może błąd nas wszystkich, że tak łatwo daliśmy się nabrać na plewy? Siatkarze po zwycięstwie w Lidze Światowej byli kandydatami do złota olimpijskiego. Niestety po raz kolejny się przeliczyliśmy. Nasi chłopcy odpadli w ćwierćfinale po porażce z Rosją 0:3 w setach. Był to mocny policzek dla kibiców, którzy do końca wierzyli w naszych siatkarzy i czekali na sukces. Dużym rozczarowaniem tych igrzysk byli też polscy pływacy, którzy nie pobili żadnego rekordu Polski lub życiowego ani nie zdobyli medalu. Znawcy wiedzą, że na tak ważnej imprezie powinni bić rekordy krajowe, bo byłby to znak, że na igrzyska wyszlifowali formę. Medale zdobyliśmy: złoto – w podnoszeniu ciężarów (Adrian Zieliński), pchnięcie kulą (Tomasz Majewski). srebro: strzelanie z karabinku pneumatycznego (Sylwia Bogacka), rzut młotem (Anita Włodarczyk) brąz: podnoszenie ciężarów (Bartłomiej Bonk), surfing (Zofia Noceti-Klepacka), zapasy (Damian Janikowski), surfing (Przemysław Miarczyński), wioślarstwo (Julia Michalska i Magdalena Fularczyk), wioślarstwo (Beata Mikołajczyk i Karolina Naja) Oczywiste jest, że medali mogliśmy mieć więcej, ale „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”! W Pekinie medali mieliśmy 10, teraz mimo szans i nadziei nie było „tygrysiego skoku”. Zatem te igrzyska nie były dla nas udane. Zawsze broniłem słabych wyników Polaków, tłumacząc to złym dniem albo wpadkami, które mogą się zdarzyć każdemu, ale tym razem nic nie może usprawiedliwić tak słabego występu. Miejmy nadzieję, że mistrzostwa świata, Europy i inne imprezy sportowe z udziałem naszych rodaków będą lepsze niż londyńskie igrzyska. PIOTR SKAWSKI 19 ŚWIAT NA POWAŻNIE Dwa łyki polityki I znów pojawili się u nas panowie Antoni Szpak i Marek Sobczak z Kabaretu Klika, i znów powiało polityką. Prześmiewczą, ale pełną gorzkiej prawdy. O nas samych, naszym kraju i rządzących. Szpak i Sobczak stworzyli „Klikę” w 1975 roku jako kabaret studencki, który działał przy Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy. Dwa lata później wygrali Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej. Obecnie pracują dla tygodnika „Angora” zamieszczając tam swoje satyryczne felietony na temat polityków, ich decyzji i tego, co się dzieje w kraju. Nasze spotkanie przebiegało inaczej w porównaniu do tych, które do tej pory miały miejsce na obozach „Potęgi Prasy”. Zaczęliśmy od tego, dlaczego nie należy się hamować przy wygłaszaniu własnych osądów, co pan Marek Sobczak nazwał „czymś, czego staramy się unikać, czyli autocenzurą”. 20 Panowie opowiadali również o tym jak się poznali na studiach pedagogicznych. Okazało się, że udzielali się w różnych teatrzykach i grupach kabaretowych, co jednak im nie wystarczało, dlatego postanowili wspólnie założyć własną formację. Czuli, że ta forma występów jest dla nich najbardziej odpowiednia. Po pierwszych sukcesach postanowili skonfrontować to, co sami robili, z innymi kabaretami, dlatego brali udział w różnych festiwalach studenckich. Wygrali wszystkie, więc zaczęli robić to zawodowo. Nasza rozmowa podryfowała w kierunku sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju, a szczególnie tzw. rajów podatkowych. Rozmawialiśmy o tym, dlaczego w owych rajach lądują bajońskie sumy, które odprowadzają tam ludzie biznesu, oszukując w ten sposób swój kraj i powiększając dług publiczny. Powód jest prosty: chodzi o unikanie płacenia podat- ków i bogacenie się kosztem innych. Lawirując pośród pochodnych tematów, trafiliśmy na wątek Powstania Warszawskiego. Dyskutowaliśmy o tym, dlaczego warto oddawać hołd bohaterom tamtych wydarzeń, ale nie świętować fatalnej decyzji o wybuchu tego zrywu powstańczego. Tak – decyzja o rozpoczęciu powstania przyniosła śmierć tysiącom młodych ludzi, doprowadziła też do zniszczenia naszej stolicy. Była wielkim błędem ówczesnych dowódców i decydentów. Spotkanie przebiegło w ożywionej atmosferze, trwało ponad godzinę i obu stronom przyniosło korzyści – my, młodzi adepci sztuki dziennikarskiej, mogliśmy posłuchać mądrych opinii, natomiast panowie Szpak i Sobczak przekonali się, że duch młodych i gniewnych nie powiedział jeszcze ostatniego słowa... ALEKSANDRA JÓŹWIAK KIEPSKI W REWALU Śmiechu nigdy za wiele Andrzej Grabowski to jeden z najbardziej znanych polskich aktorów. Niejednokrotnie występował w teatrze, odegrał też wiele ciekawych ról filmowych, a także nagrał własną płytę. 9 sierpnia pojawił się w rewalskim amfiteatrze. Aktor ma bogatą filmografię. Na pytanie o swoją ulubioną rolę nie był w stanie odpowiedzieć, gdyż po prostu było ich dużo. O niektórych rolach wspominał w amfiteatrze. Sporo miejsca poświęcił Kiepskim. Czy tej roli powinien się wstydzić, jak chcą niektórzy? Nic podobnego. Rola jest jak każda inna, nawet niełatwa, a do tego pokazuje nas, Polaków, w krzywym zwierciadle. Raczej powinniśmy się wstydzić tych wad i przywar. Grabowski żartował, że jeden z jego znajomych doradzał mu usłużnie, że na jego miejscu zrezygnowałby z roli Kiepskiego, gdyby mu takową zaproponowano. – Spytałem go zatem, czy ktokolwiek mu to kiedyś zaproponował... Opowiedział też o niedocenianiu Bartosza Żukowskiego, znanego jako „Cycu”. „Jest on po studiach zagranicznych, pracował w USA, a na ulicy i tak nazywają go „idiotą z Polsatu”. To niesprawiedliwe! Nagle zadzwonił telefon. „Dzwoniła” filmowa Babka. Tu artysta wykazał się znów niepospolitym kunsztem scenicznym, bawiąc znakomicie publiczność. I znów jak w krzywym zwierciadle mogliśmy zobaczyć... siebie. Teraz przyszedł czas na opowieść z SPA, spopularyzowaną już przez telewizję, ale wciąż znakomicie bawiącą publiczność. Można by powiedzieć: nasza polska codzienność! Czy nie mamy do czynienia z takimi sytuacjami? Był też i śpiew, bo Grabowski nie stroni i od muzyki. Zaśpiewał dwie piosenki. Co prawda z playbacku, ale znakomicie się tego słuchało. Nie zabrakło całego wora żartów i dowcipów, czasami nieco sprośnych, ale i nie pozbawionych swoistej filozofii, np. góralskiej. Artysta pochodzi z Krakowa, bywa zatem często w Zakopanem i znakomicie czuje góralskie myślenie. Pełne ironii, ale i prawdy. Przewrotnej, do bólu realistycznej, jak choćby o zjedzonym Burku: szkoda, ze go nie ma, bo by sobie zjadł kostki, które właśnie pozostały po naszym piesku. Było się z czego śmiać, choćby z jednorazowego prześcieradła wielokrotnego użytku... Na koniec nie zabrakło życzeń – przewrotnych jak wiele żartów: Szczęśliwego Nowego Roku! Dobra nigdy za dużo, więc i te życzenia nam się podobały... Dziękujemy, Panie Andrzeju, smacznego jajka! ZBIGNIEW RÓŻYCKI Podbój antycznej Grecji Mityczne stworzenia, bogowie Olimpu, rywalizacja i skomplikowana strategia – to tylko niektóre z nieodłącznych elementów strategicznej gry planszowej „Cyklady” wydawnictwa Matagot, która w została nominowana do nagrody Gra Roku 2011, dla najlepszej gry wydanej w Polsce rok wcześniej. Dzięki uprzejmości gdańskiego centrum gier Rebel.pl mogliśmy na własnej skórze poczuć, jak wielkie emocje towarzyszą graczom podczas tej niesamowitej rozgrywki. Akcja dzieje się w antycznej Grecji, gdzie o pomoc modlono się do Zeusa, Posejdona, Ateny, Apollona i Aresa. Na planszy znajdują się wyspy, na których gracze stawiają swoje wojska i budowle. Potrzebne są również monety, karty z wizerunkami bogów, figurki żołnierzy, okrętów oraz mitycznych stworzeń, a także karty filozofów, kapłanów i potworów. Zasady gry wydają się skomplikowane, ale sami przekonaliśmy się, że im dłużej gra się toczy, tym łatwiej jest ją zrozumieć. Każdy gracz dąży do zbudowania dwóch metropolii, co zapewni mu zwycięstwo. Aby osiągnąć ten cel, należy zdobyć cztery karty z filozofami lub zbudować cztery różne budynki otrzymane od odpowiednich bogów. Nie można zapomnieć o opracowaniu swojej strategii, by wygrać grę. Należy dbać o wojsko, religię i naukę. W każdej turze staramy się zdobyć zaufanie bogów, aby rozbudowywać swoje wyspy, lub wykonać akcje wojskiem albo flotą. Gra jest przeznaczona dla 2-5 osób w wieku od trzynastu lat. Kosztuje w granicach 200 zł. Czas gry to ok. 45-90 minut, ale my graliśmy w nią nieco dłużej. Nie sądziliśmy, że tego typu gry mogą być tak emocjonujące i wciągające. Ciekawa fabuła, możliwość przeniesienia się do czasów antycznej Grecji, walki z rywalami pod czujnym okiem bogów Olimpu: Zeusa, Posejdona, Aresa, Ateny i Apollona sprawiają, że nie można oderwać się od niej choćby na sekundę. Polecamy ją nie tylko tym, którzy pasjonują się tego typu grami, lecz także tym, którzy dopiero rozpoczęli przygodę ze światem strategicznych rozgrywek planszoOLGA MICHROWSKA wych. 21 SAMO ŻYCIE Kolejka donikąd Rewalska Kolej Wąskotorowa miała kursować już od czerwca. Termin otwarcia został przełożony na przyszły rok. Czy wykonawca dotrzyma kolejnego terminu? Przypomnijmy, Nadmorska Kolej Wąskotorowa liczy sobie już przeszło 100 lat i jest tym samym najstarszą taką kolejką na Pomorzu Zachodnim. Została ona wybudowana w 1896 r. i pochodzi jeszcze z czasów pruskich. Siłą napędową kolejki jest parowóz PX48-3916. nazywany Parysem. Wyprodukowano go w 1950 r. w pierwszej Fabryce Lokomotyw w Polsce, w Chrzanowie. Natomiast jego sprawne działanie zawdzięczamy gruntowemu remontowi, jakiemu został poddany w 2006 r. Ciągnie on zwykle trzy rodzaje wagonów: odkryte – wykorzystywane w ciepłe, pogodne dni, zamknięte – umożliwiające przejażdżkę podczas deszczowej pogody oraz zabytkowy wagon barowy. Podczas kursu kolejka rozwija prędkość do 25 km/h. Za czasów jej świetności cała trasa wynosiła 300 km długości i było na niej rozmieszczonych 98 przystanków. Obecnie zachowało się 196 km trasy wąskotorowej. Jeszcze nie tak dawno PKP otrzymały z Kenii ofertę kupna ciuchci. Na szczęście gmina Rewal porozumiała się z koleją i zatrzymała zabytek na miejscu. W zeszłym roku wójt gminy Rewal, Robert Skraburski, podpisał umowę z firmą HUSAR na remont Rewalskiej Kolei Wąskotorowej, opiewającą na 40 milionów złotych. Niemal 40% kosztów pokryła Unia Europejska. Jaka jest dziś sytuacja kolejki? Byliśmy na dworcu i rzuca się tu w oczy spory bałagan. Na każdym kroku widać wykopy, materiały budowlane. Fatalne wrażenie 22 SAMO ŻYCIE sprawia także ulica Dworcowa – pełno błota, niedokończone nowe krawężniki. O bezpieczeństwie ludzi trudno tu zatem mówić. Brak ogrodzenia na dworcu też może doprowadzić do nieszczęścia, o czym zapominają wykonawcy robót. „Nie ma ogrodzenia – można wchodzić”. Tak zrobiliśmy i my. Weszliśmy na tory. I mały plusik: Podkłady pod tory są wysypane (nierówno, ale zawsze), a szyny prawie w całości ułożone. Na peronie stoją metalowe słupy, podpory dachu, którego jeszcze nie ma. Jak nam się zdaje, chyba nikt tym peronem od miesięcy się nie interesował. Świadczą o tym chwasty, których wysokość dochodzi nawet do pół metra. Robotników prawie nie widać – doliczyliśmy się ich tylko trzech. Spawali zwrotnicę przed peronem od strony Trzęsacza. Parking jest już prawie gotowy. Pozostaje tylko wielka dziura na środku. Mamy na- dzieję, że nikt do niej nigdy nie wpadnie! Stary, zabytkowy dworzec mający już ponad 100 lat, niestety, straszy. Niewiele robót w nim wykonano. Szare cegły na ścianach pękają, okna są połamane albo w ogóle ich nie ma. Widok jak w westernie... Wizualizacja dworca kolejowego Dopiero po czterdziestu minutach, gdy już opuszczaliśmy teren dworca, spotkaliśmy nadzór budowy. Kazano nam się wynosić, bo „nie mieliśmy kasku i pisemnej zgody na wejście”. TEKST: MACIEJ WÓJCIK, ALA WICHROWSKA FOTO: MACIEJ WÓJCIK Urząd Miejski w Rewalu 23 BEZPIECZNE WAKACJE Od 9 lat nie było ani jednego utonięcia Szczęśliwe wybrzeże Odpukać w niemalowane drewno! Od 9 lat na rewalskim wybrzeżu nie było utonięcia. To nie przypadek! Krzysztof Olkuszewski z Ratownictwa Wodnego „Asekuracja”, które czuwa tu nad bezpieczeństwem wczasowiczów i turystów, ma klarowne zdanie w tej kwestii: robimy wszystko, by nie doszło do tragedii. I rzeczywiście „Asekuracja” zna- Mazurskie WOPR i Mazurska Służ- wy finansowe są przejrzyste jak tafla komicie asekuruje wypoczywają- ba Ratownicza. szkła. To nie wszystkim się podoba, cych. Docenia to także wójt RewaW tym sezonie nad bezpieczeń- bo, wiadomo, w mętnej wodzie... la, który dba o profesjonaliW tym roku „Asekurastów. W tym roku zapewnił im cji” nasłano kontrole wyśmienitą bazę do wypoz Urzędu Marszałkowczynku po pracy, jest też zaskiego. Miała coś znaplecze na sprzęt. A tego ostatleźć, tymczasem wypadła niego w firmie nie muszą się bardzo dobrze. To cieszy wstydzić. Olkuszewski mówi ratowników, ale pytają wprost: dobry sprzęt pomaga przy okazji, dlaczego tak w akcjach ratowniczych nie nieprofesjonalnymi kontylko tych na wodzie. Gdy na trolami utrudnia im się żywybrzeżu rewalskim dojdzie cie w środku sezonu? Nie do jakiegoś wypadku czy zdaznamy odpowiedzi na tak rzenia, w którym liczą się mipostawione pytanie, ale nuty, jego ludzie natychmiast kierujemy je do „zatroskawkraczają do akcji i ratują nych” urzędników. Panoludzkie życie. To dlatego tak wie, kontrola przy stoliku dobre zdanie o ich profesji i kawie jest bez sensu! mają fachowcy z pogotowia Sezon wczasowy zbliratunkowego czy Lotniczego ża się powoli ku końcowi. Fot.: Agnieszka Rogalewska Jaki był? – Ciężki ze Pogotowia Ratunkowego, Krzysztof Olkuszewski a także druhowie strażacy. Same stwem wypoczywających czuwa względu na złą pogodę – wyjaśnia słowa uznania na ich temat ma rów- prawie 100 osób: najwięcej w Dziw- K. Olkuszewski. – Ludzie są nerwonież szefowa obozu „Potęga Prasy” nowie (32) oraz Rewalu (28) i Re- wi, szybko się irytują, a wielu już nie w Rewalu” Małgorzata Wągrowska, walu II, a także w Łukęcinie (12) jest w stanie zrozumieć, że nawet która przyjeżdża tu od lat i wie do- i Trzęsaczu (9). przy słonecznej pogodzie nie możskonale, jak trudno jest zapewnić Przed laty „Asekuracja” miała na pływać, bo jest wysoka fala. Wybezpieczeństwo na najwyższym po- sporo problemów z konkurencją, bo jaśniamy to spokojnie, czasami ziomie. na Wybrzeżu nie brak firm czuwają- idziemy ludziom na rękę i pod 20 lipca br. „Asekuracja” – jako cych nad bezpieczeństwem wcza- zdwojoną kontrolą pozwalamy jedna z 4 firm w kraju – otrzymała sowiczów i korzystających z niema- wchodzić do wody. Przecież rozuod ministra spraw wewnętrznych łych pieniędzy publicznych, często miemy doskonale, że cały rok czezgodę na ratownictwo wodne. Taka dotacji. Krzysztof Olkuszewski pro- kali na te jedyne wymarzone wakaPP zgodą dysponuje jeszcze WOPR, wadzi firmę prywatną, w której spra- cje... 24 ROZRYWKA SUDOKU Wszystkie pola należy wypełnić cyframi od 1 do 9 w taki sposób, aby cyfry nie powtarzały się w wierszu, kolumnie ani w kwadracie. Uśmiechnij się, jutro będzie lepsza pogoda Blondynka i brunetka poszły na ryby. Brunetka złowiła rybę i pyta: – Co z nią zrobimy? Blondynka na to – Utopmy ją z i się zastanawia jak do niego zagadać. Myśli, myśli i w końcu podchodzi do niego i go pyta: - Pan też płynie tym statkiem? z Kobieta pyta kierowcy: – Jaki to autobus? Kierowca odpowiada: – Czerwony. Kobieta pyta: – Ale dokąd? Kierowca odpowiada: – Do połowy, bo wyżej są szyby. z Jasio wraca do domu i szlocha rozpaczliwie.- Co się stało?! – pyta mama.- Łowiliśmy z tatą ryby i trafiła mu się naprawdę wielka sztuka, ale kiedy zaczął ją wyciągać, to się zerwała i uciekła.- Daj spokój, Jasiu. To nie jest powód do płaczu! Powinieneś się raczej śmiać z tego.- I tak właśnie zrobiłem, mamusiu... Dwie dusze mężczyzn spotykają się w niebie. Jedna dusza mówi do drugiej: – Ja umarłem z zimna, no wiesz, niska temperatura i organizm nie wytrzymał. A ty? – Ja umarłem ze zdziwienia. – Ale jak to ze zdziwienia? – No normalnie, przychodzę do domu, patrzę, goła żona w łóżku to zaczynam szukać faceta. Pa- Młody Mordechaj przyjeżdża samochodem na stację benzynową i pyta sprzedawcę: – A ile kosztuje kropla benzyny? – Nic nie kosztuje. – A to proszę nakapać mi cały bak. z Blondynka płynie statkiem i widzi, że koło niej siedzi mężczyzna trzę pod łóżko, za szafę, w łazience, w kuchni i go nie widzę, więc umarłem ze zdziwienia. -Ty wiesz co, jakbyś spojrzał do lodówki, to byśmy obaj jeszcze żyli. z Właściciel gospodarstwa agroturystycznego zwraca się do turysty: - Tutaj co rano będzie pana budziło pianie koguta. - To niech go pan nastawi na dziesiątą! z List z wakacji: Jest pięknie. Świetnie wypoczywam. Bądźcie spokojni i nie martwcie się o mnie. P.S. Co to jest epidemia? z Hrabia z hrabiną tańczą walca na wielkim balu. - Psst, hrabino, teraz kręcimy się w drugą stronę. - Dlaczegóż to, mój hrabio? - Kończy mi się gwint w protezie... 25 WRÓŻYMY Z FUSÓW HOROSKOP Byk 21 IV – 21V Trudności w zmobilizowaniu się do działania mogą spowodować lekkie spięcia w pracy. Na szczęście Twój urok osobisty wszystko złagodzi. W tym tygodniu oszczędzaj każdy grosz. Może się zdarzyć nieoczekiwany wydatek. Miłość będzie płatać Wam figle, ale niczym się nie przejmujcie. Bliźnięta 22 V – 20 VI Tydzień zapowiada się w miarę spokojnie. Jedynie w miłości kłopoty. Uważaj na każde wypowiedziane słowo, bez potrzeby możesz krzywdzić bliskie Ci osoby. Nieoczekiwany przypływ gotówki. Lepiej wszystko zainwestować w nieruchomość. W pracy nie wychylaj się. Siedź cicho, i tak zostaniesz dostrzeżony przez szefa. Rak 21 VI – 22 VII Nagły zwrot w Twoim życiu spowoduje załamanie nerwowe. Nie daj się! Masz przecież przyjaciół, którzy zawsze są przy Tobie. Kochana osoba zrobi Ci niemiłą niespodziankę. Koniec miesiąca nie zapowiada się za dobrze. Ale już niedługo wrzesień, więc głowa do góry. 26 Lew 23 VII – 22 VIII Saturn jest teraz w Twoim znaku! Wiele ambitnych planów i marzeń ma szansę się zrealizować. Nie przegap okazji! Rozkwit w związku sprawi, że nabierzesz ochoty do życia. Lekkie spięcie w rodzinie pod koniec tygodnia tylko umocni Waszą więź. Strzelec 22 XI – 21 XII Nie czekaj wiecznie na dar od losu. Musisz sam zadziałać! Wielka miłość nie zapuka do Twoich drzwi. Jeżeli chodzi o finanse, nie inwestuj w ciemno, bo możesz na tym dużo stracić. Na początku września czeka cię wiele niespodzianek. Panna 23 VIII – 22 IX. Czas pomyśleć o przyszłości. Koniec błogiego nicnierobienia! Zainwestuj w siebie. Nauka nie boli, możesz mieć z tego same korzyści. Należysz do ludzi zdolnych, wykorzystaj to! Osoba, która Cię kocha, wreszcie okaże Ci sympatię. Koziorożec 22 XII – 19 I Życie to nie tylko zabawa. Najwyższy czas to zrozumieć. Na razie skończ z imprezami, zwłaszcza z takimi, na których nie znasz większości ludzi. Uważaj! Ktoś, komu ufasz, nie jest do końca szczery. Pozory zazwyczaj mylą. Miej się zatem na baczności. Waga 23 IX – 23 X Gwiazdy Ci sprzyjają! Nareszcie masz wakacje! Okres lenistwa, imprez, romansów. Chwytaj każdy dzień, nie przejmuj się niczym. Masz w końcu swój zasłużony urlop. Wieczór spędzony z ukochaną osobą na zawsze pozostanie w Twojej pamięci. Wodnik 20 I – 18 II Jak szaleć, to szaleć! Idź na całość i powiedz osobie, która Ci się podoba, co do niej czujesz. Gwiazdy ci sprzyjają, więc nie bój się zrobić pierwszego kroku. Poza tym staraj się być szczerym wobec innych, czasem do bólu. Bycie sobą zawsze przynosi korzyści. Skorpion 24 X – 21 XI Nie dogadzaj na siłę wszystkim. Każdy w Twoim towarzystwie czuje się dobrze, zauważ to w końcu! Pod koniec miesiąca czeka Cię ważna rozmowa z rodziną. Broń swoich racji. Napływ gotówki sprawi, że uśmiech nie zniknie z Twojej twarzy. Zainwestuj w długo wyczekiwane wakacje. Ryby 19 II – 20 III Pamiętaj, że marzenia się spełniają. Musisz tylko bardzo się postarać! Postaw sobie poprzeczkę jeszcze wyżej – masz dość sił, żeby dokonać rzeczy niemalże niemożliwych. Nie poddawaj się! Staraj się być opanowanym nawet w najtrudniejszych sytuacjach. ANNA WALCZUK AGNIESZKA ROGALEWSKA DLA KAŻDEGO Rys. Agnieszka Pukacz Baran 21 III – 20 IV Rozpocznij nowy biznes. Czujesz niepokój, chaos w swoim życiu? Może najwyższy czas uporządkować własne sprawy!? W Twoim związku może powiać chłodem. Wasze relacje ociepli romantyczna kolacja przy świecach. Będzie jak w bajce. Czas zainwestować zarobione pieniądze. CZŁOWIEK I MORZE Dbają o nasze bezpieczeństwo W Łukęcinie odbyły się zawody ratowników, podczas których sprawdzano umiejętności ludzi czuwająch nad naszym bezpieczeństwem. Organizatorem imprezy był sołtys Łukęcina, Antoni Rup. Między sobą zmagały się trzy zespoły z dwóch drużyn: jeden „Żubrówki” i dwa „Asekuracji”. Zawody odbyły się pomimo wysokiej fali sztormowej i lodowatej wody. Drużyny mocowały się w trzech konkurencjach: dopływanie do boi, akcja ratunkowa oraz biegi na 10 m. Zawodom towarzyszył zagorzały doping widzów i współzawodników. „Takie zawody pomagają w podniesieniu poziomu bezpieczeństwa na plażach, sprzyjają wpojeniu turystom jak ważna jest ostrożność i przestrzeganie zasad bezpieczeństwa w czasie niepogody. Gdyby połowa ludzi słuchała naszych ostrzeżeń, liczba utonięć i podtopień mogłaby zmniejszyć się o połowę” – mówi jeden z zawodników z Łukęcina. Zespół z Łukęcina zajął pierwsze, a „Asekuracja” – drugie i trzecie. Na podium panowała euforia, lał się szampan, a dopingowe okrzyki i trąbienie po- jazdów było słychać w promieniu kilku kilometrów. Po opadnięciu emocji urządzono grilla i karaoke. AGNIESZKA ROGALEWSKA ANNA WALCZUK 27 Własne wypieki Centrum Rewala Codziennie nowe menu Nowoczesny bar samoobsługowy