A. Leszczyńska, Nasza Troska (39) październik 2012
Transkrypt
A. Leszczyńska, Nasza Troska (39) październik 2012
Rozmowa z ... Rozmawiała: Bożena Klukowska Anetą Leszczyńską, która mimo ciężkiego wypadku i operacji wyłonienia stomii, pozostaje radosną osobą. Kocha i jest kochana. Miłość najbliższych pokona wszystkie przeszkody Ma 29 lat, lada moment na świat przyjdzie jej dziecko. Drugie. To chyba najlepszy i najpiękniejszy przykład tego, że mając stomię, można cieszyć się życiem. Bo Aneta Leszczyńska, oprócz tego, że straciła w wypadku nogę, jest stomiczką i to od dzieciństwa. Pani Aneta przeszła bardzo trudne chwile: wypadek, kilka operacji, utratę dzieciństwa. Trudno sobie wyobrazić, że życie może kogoś bardziej doświadczyć. Jednak ona, choć to wydaje się niewyobrażalnie trudne, znalazła swoje miejsce w życiu i jest szczęśliwa. Teraz opowiada nam swoją historię. Tamten dzień w 1990 r. zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Rano 7-letnia Anetka jak zwykle wyszła do szkoły, i jak zwykle, dokładnie w tym samym miejscu, przechodziła przez ulicę. Najczęściej wkraczała na jezdnię z całą grupą dzieci również śpieszących się na lekcje. Tak też było i tym razem. Jednak kiedy grupka znalazła się na jezdni, Anetka usłyszała warkot silnika nadjeżdżającego auta. Inne maluchy szybko przebiegły na drugą stronę, ale dziewczynkę sparaliżował strach. Stanęła bezradnie na środku ulicy. Wielki jelcz nie mógł zahamować i uderzył w dziecko. Anetka dostała się między koła i przez kilka metrów była wleczona przez ciężarówkę. – Niewiele pamiętam z tamtego zdarzenia – mówi pani Aneta. – Całą historię opowiedzieli mi rodzice. Wszystko działo się tak szybko, że nikt nie pomyślał, by wezwać karetkę. Ludzie stali na ulicy i machali na przejeżdżające samochody, licząc na to, że któryś kierowca się zatrzyma. W szpitalu okazało się, że mała Anetka ma zmiażdżoną miednicę i nogi w strzępach. Pośladki zostały poszarpane przez samochód i lekarze nie wiedzieli, czy uda im się zatrzymać niewiarygodnie silne krwawienie. – Robili, co mogli, by mnie jakoś poskładać. Jednak, pewnie z powodu rozległych ran, nie udało fot. Longin wawrytkiewicz Gdyby nie ten wypadek... Jest uśmiechnięta i radosna. Wygląda tak młodzieńczo, że trudno uwierzyć w jej dramatyczną historię. Ma wspaniały kontakt z synkiem i spędza z nim bardzo dużo czasu. się to tak, jak powinno. Jedna noga zaczęła gnić. Mój tata okropnie to przeżywał. Oskarżał lekarzy, że to ich wina. Nie mógł pogodzić się z tym, co się stało. Nie wiem, jak tego dokonał, ale przeniesiono mnie do Warszawy. 6 W szpitalu na Działdowskiej pani Aneta przeleżała pół roku. Noga, która nie chciała się goić, została amputowana aż do samego biodra. Nie dało się również uratować miednicy, doszło także do bardzo poważnych uszkodzeń jelita grubego. fot. longin wawrytkiewicz – Ale przyznaję, ten chłopak zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Wciąż o nim marzyłam – pani Aneta czerwieni się, choć od tego wydarzenia minęło już sześć lat. – Gdy po kilku dniach dostałam od niego SMS, że mnie pamięta i pyta, czy chciałabym się z nim spotykać, myślałam, że się przewrócę! Zgodziłam się i stało się... jesteśmy razem. Po roku urodził się Piotruś, który ma teraz pięć lat, a w listopadzie urodzi się ich drugie dziecko. – To jest moje największe szczęście. Bez nogi, ze stomią, z miednicą w okropnym stanie, mam dzieci! Całe życie czułam się gorsza, sądziłam, że nie będę funkcjonować tak, jak inni. A tu proszę! Mam męża, synka i jestem w ciąży. Większego szczęścia nie mogłam sobie wymarzyć. Piotruś jest niezwykle mądrym chłopcem. Zna historię wypadku mamy i rozumie, że kule są i zawsze będą jej potrzebne. Nie wie jeszcze o stomii. Pani Agata opowie mu o niej, jak chłopiec będzie trochę starszy. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem okazało się wyłonienie kolostomii. – W pewnym sensie to szczęście w nieszczęściu, że zrobiono mi operację w tak młodym wieku – dziś pani Aneta patrzy na to, co ją spotkało dość spokojnie. – Może to zabrzmi trochę śmiesznie, ale dla mnie stomia jest czymś zupełnie normalnym. W końcu rosłam z nią od 7 roku życia – mówi. Od tamtego czasu pani Aneta miała świadomość, że jest inna niż rówieśnicy i że musi to po prostu zaakceptować. – Nie miałam innego wyjścia. Musiałam chodzić do szkoły, uczyć się, a potem nawet pomagać w domu. Na szczęście mieliśmy zawsze wspaniałą rodzinę, wszyscy nas wspierali. – Moja mama szyła mi specjalne ubranka, żeby nie było widać worka na brzuchu. Bardzo jej jestem wdzięczna i bardzo ją podziwiam. Miała wtedy przecież jeszcze drugie dziecko – mojego małego brata. Walczyła z pieluchami i jego, i moimi – opowiada pani Aneta. – Muszę zresztą przyznać się do czegoś: ukrywałam moje kalectwo. Wszyscy widzieli, że nie mam nogi, ale o stomii to do dzisiaj mało kto wie. Dzięki temu uniknęłam wyśmiewania przez rówieśników z powodu dziury w brzuchu. To, że nie miałam nogi, było wystarczającym powodem, by ludzie mi współczuli. Jednak nie zawsze było tak różowo. Zawsze znajdą się osoby, które nie rozumieją, co to cierpienie i jak czuje się człowiek chory i z upośledzeniem ruchowym. – Kiedy chodziłam do liceum ekonomicznego, mieszkałam w internacie. Spotkałam tam wielu różnych ludzi. Miłych i przyjacielskich, ale też okrutnych. Jakaś banda przezywała mnie „kulawym kogutem”. Robili mi psikusy i ciągle naśmiewali się ze mnie. Bywało ciężko. Ale starałam się nie załamywać i cieszyć się, że mam także przyjaciół. Dyskoteka? Czemu nie! Mimo tego, co ją spotkało, otoczona miłością najbliższych, prowadziła normalne życie, prawie takie samo, jak jej rówieśnicy. – No, pewnie, że przez kozła na zajęciach z WF-u nie skakałam – śmieje się pani Aneta – ale tańczyć, owszem, tańczyłam. I to nie ja prosiłam do tańca, ale mnie prosili! – wspomina. – Z początku miałam opory, ale moja siostra ze szwagrem tak mnie namawiali na wyjście z domu, że wreszcie zdecydowałam się i pewnego razu poszłam z nimi na dyskotekę. Przez jakiś czas nosiłam protezę, ale nie była najwygodniejsza, więc chodziłam po prostu o kulach. Tego wieczoru jednak nie można było nazwać tego chodzeniem – biegłam na tę dyskotekę, jakbym miała dwie sprawne nogi – śmieje się. Prezent od losu Pewnego dnia życie pani Anety odmieniło się diametralnie. Stało się to kilka miesięcy po ukończeniu liceum, gdy odwiedzała dawną koleżankę. – Weszłam do domu tej dziewczyny i zobaczyłam, że jest u niej w gościach fantastyczny chłopak. Przystojny, uroczy... Był po prostu idealny. No ale mnie nigdy nawet przez myśl nie przeszło, że mogłabym kogoś mieć. Chciałam się zakochać, to oczywiste, ale nie wierzyłam, że ktoś mógłby pokochać mnie – mówi pani Aneta. 7 Gdy stomia przeszkadzała – Najbardziej niewygodnie było mi ze stomią w ciąży – mówi pani Aneta . Skóra na brzuchu się rozciągnęła, stomia sterczała na wierzchu, wszystko mnie bolało, jakby miało pęknąć, ale dałam jakoś radę – pani Aneta nie należy do kobiet, które użalają się nad sobą, a ciąża była warta każdego poświęcenia. Zdarzały się też wypadki, nie tyle bolesne, ile bardzo krępujące. – Pamiętam, jak kiedyś stomia mi wypadła i byłam bardzo tym speszona. To było podczas pewnej uroczystości rodzinnej. Musiałam jechać do szpitala, bo nie dałam rady sama z powrotem jej wepchnąć – pani Aneta wybucha śmiechem. – Tak samo speszona czułam się w stosunku do męża. Każdy chciałby być najpiękniejszy dla tej drugiej osoby, a ja ze stomią na brzuchu nie mogłam konkurować ze zdrowymi dziewczynami – mówi. – Usiłowałam więc ukryć przed mężem, że ją mam. Proszę sobie wyobrazić, że długo mi się to udawało. Nie zorientował się! – wspomina. – Ale mój mąż jest wspaniały. Zaakceptował mnie taką, jaka jestem i gdy dowiedział się o mojej stomii, nic się między nami nie zmieniło. Choć nie pracuje zawodowo, pani Aneta jest bardzo aktywna i zaradna. Doskonale jeździ samochodem i żartuje, że to ona w tym domu prowadzi, bo mimo że mąż jest mechanikiem samochodowym i pracuje w warsztacie, to nie ma nawet prawa jazdy. Tak więc pani Aneta załatwia różne domowe sprawy, a mały Piotruś często jej towarzyszy. – Trudno uwierzyć, jaki jest mądry. Myśli tak poważnie, że czasem mnie samą zadziwia – z dumą podkreśla. – Bardzo mi pomaga. Jeszcze nie tak dawno pytał, dlaczego ma dwie nogi, a ja jedną. Wyjaśniłam, że to po wypadku. Przytulił się do mnie i więcej nie pytał. O stomii opowiem mu, jak będzie większy. Jeszcze na to czas.