ONI SZLI SZARYMI SZEREGAMI film DVD o walce harcerzy
Transkrypt
ONI SZLI SZARYMI SZEREGAMI film DVD o walce harcerzy
Pismo historyczno-spoÏeczne nr 2(3)/2012 ͳͲǡͲͲÏȋͷΨȌ ʹͲͺͶǦͺͲ͵ ONI SZLI SZARYMI SZEREGAMI film DVD o walce harcerzy Spis treäci WoÏyÑ w pami¸tnikach legionistów Józefa PiÏsudskiego ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͷ Harcerze w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich 1918-1920 ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͳͷ „uraw” zamojski ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤʹ ϐ Przeäladowanie KoäcioÏa rzymskokatolickiego i jego wiernych na LubelszczyĀnie w czasach stalinizmu ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͶͷ ä Ñ Konspiracyjna organizacja „Kraj – Krajowy Oärodek” ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͷͺ Studencki maj 1988 w Lublinie ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͺ Ñ NZS UMCS w latach 1987–1989 ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ Ñ Reaktywowanie NZS na Akademii Medycznej w Lublinie, 1987-1990 ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͺ ÑǦ Ñ WoÏyÑ to rezultat polskiego kolonializmu ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤͻ ¦Ï Informacje o bieæcych dziaÏaniach Fundacji NiepodlegÏoäciǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ ͳͲͳ M¦drzejszy o namiot z wielbϦdziej sieräci ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ ͳͳͶ Oto jestem. KoäcióÏ na Wschodzie o powoÏaniu ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ ͳͳͷ Polemiki ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ ͳͳ ÏÑ Redakcja „Kwarty”: ȋ Ȍ ȋ¸ Ȍ ×ȋ Ȍ Numer rachunku bankowego: ͵ͶͳͷͶͲͳͳͶͶʹͲͳͷͶͳͶͺ͵ͺͲͲͲͳ cǤǤȀ Prenumerata Ƿ¸dz Ă © ¸ Ïä ǡ Ǥ × ͷ͵ǡʹͲǦͲͷǤ ȋͷ×ʹͲͳʹǤȌǣͷͺǡͻͲÏǦ¸Ï¦ ¦ͶͶǡͷͲÏÏ © ǡ ǡ ǡ ǷdzǤÏÏǤ × ×ǡ ¦ǡĂÏ ©¸ͺǡͻͲÏ ĂȋÏ Ȍ Ǧ Dzdzǡǡ Ǥ ¸ Ï ǣǤ ȋ×Ǥä ȌÏǣǦǤÏǣÏ ...wolnych pozna© po tym, Ăe kulawi...ǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤǤ͵ Ï Ñ WSTĘPNIAK ...wolnych poznaæ po tym, ¿e kulawi... Podczas przygotowywania drugiego numeru „Kwarty”, poświęconego Żołnierzom Wyklętym, rozgorzała w redakcji dyskusja, jakie zdjęcie umieścić na okładce. Czy ma być to zdjęcie dumnie stojących partyzantów, w mundurach i z bronią, czy też zdjęcie (które ostatecznie znalazło się wewnątrz numeru) wykonane przez UB, przedstawiające schwytanego partyzanta, siedzącego przy ciałach swoich zabitych kolegów. Spór ten nie dotyczył tylko sprawy technicznej, jak ma wyglądać okładka, ale miał także wymowę symboliczną. W ten sposób spieraliśmy się o charakter i sens powojennego oporu wobec sowieckiej dominacji, o to, czy ostatni żołnierze są „wyklęci”, czy „niezłomni”. I ten spór, ta dyskusja będzie na pewno jeszcze nie raz gościć na łamach „Kwarty” nie tylko w postaci polemik, ale też w postaci artykułów przyczynkarskich czy wspomnieniowych, pokazujących różne zachowania wobec zniewolenia, różne postawy w walce o niepodległość. Czytelnik poprzedniego numeru „Kwarty” mógł odnieść wrażenie, że ostatni żołnierze niepodległej Rzeczypospolitej złożyli niepotrzebną i straszliwą ofiarę. Ale w tragizmie ich losów tkwi też nadzieja. Nadzieja, którą można znaleźć w Księdze Rodzaju – potomstwo niewiasty zmiażdży głowę węża, ale najpierw potomstwo węża zmiażdży potomstwu niewiasty piętę. Człowiek ze zmiażdżoną piętą będzie miał kłopoty z chodzeniem, może nawet upadnie, ale do niego należeć będzie ostateczne zwycięstwo. Może potrzebne jest to piętno, naznaczenie, by wolnych poznać po tym, że kulawi – jak śpiewał Jacek Kaczmarski (Walka Jakuba z aniołem). 3 WSTĘPNIAK Trzeci numer „Kwarty” niesie w swojej treści więcej optymizmu. W dużej części przedstawia następców Żołnierzy Wyklętych, kontynuujących walkę o niepodległość w różnych formach, od organizacji harcerskich z lat czterdziestych XX w., aż po lubelskie Niezależne Zrzeszenie Studentów z końca lat osiemdziesiątych. Chcemy w ten sposób wydobyć z cienia wydarzenia i ludzi, którzy podjęli działania, aby Polska stała się krajem wolnym i niezależnym. Chcemy również gromadzić relacje, dokumenty oraz zdjęcia świadków i uczestników tamtych wydarzeń. Dlatego jako Fundacja Niepodległości zaangażowaliśmy się w różne projekty spełniające te zadania. Największym i najambitniejszym z nich jest projekt „historii mówionej”, realizowany od wielu lat przez Ośrodek „Karta”. Ale czasem równie ważne są bardzo drobne działania w celu upamiętnienia lokalnych bohaterów. Fundacja Niepodległości wspomaga też archeologiczno-eksumacyjne prace poszukiwawcze na terenie wsi Ostrówki, gdzie w sierpniu 1943 r. ukraińskie oddziały UPA zamordowały setki Polaków, oraz zabiegi o upamiętnienie miejsc i ofiar rzezi na Wołyniu. Wspieramy również ciekawe inicjatywy dotyczące ochrony ginących i popularyzowania nieznanych pamiątek polskiej kultury. W planach mamy podjęcie innych interesujących działań popularyzatorskich, o czym szerzej napiszemy już w następnym numerze kwartalnika. Sami też zbieramy i publikujemy (i publikować będziemy) nieznane dotychczas wspomnienia i fotografie. Poprzez to staramy się zachęcać uczestników różnych niezależnych inicjatyw do przeglądania swoich archiwów oraz do ich udostępniania. To już historia. Historia ważna dla nas, uczestników. Ale też ważna dla innych. Nawet, jeżeli ci inni nie uświadamiają sobie tego do końca. Nawet, jeżeli ci inni to: ci którzy toczą wózki po źle wybrukowanym przedmieściu/ i uciekają z pożaru z butlą barszczu/ którzy wracają na ruiny nie po to by wołać zmarłych/ ale by odnaleźć rurę żelaznego piecyka/ (…) których trudno nazwać kwiatem/ ale są ciałem/ (…) giną ci/ którzy kochają bardziej piękne słowa niż tłuste zapachy/ ale jest ich na szczęście niewielu/ naród trwa/ i wracając z pełnymi workami ze szlaków ucieczki/ wznosi łuk triumfalny/ dla pięknie umarłych (Zbigniew Herbert, Substancja) Mamy nadzieję, że dotychczasowe i kolejne numery „Kwarty” będą takimi małymi cegiełkami w budowie łuku triumfalnego, by każdy wiedział, iż wolnych poznać po tym, że kulawi. Przemysław Omieczyński prezes Fundacji Niepodległości 4 WOŁYŃ W PAMIĘTNIKACH LEGIONISTÓW Anatol Sulik Wo³yñ w pamiêtnikach legionistów Józefa Pi³sudskiego W tym roku mija już 97. rocznica początku działań bojowych I wojny światowej na Wołyniu. Latem 1915 roku wydarzenia na froncie wschodnim następowały w bardzo szybkim tempie. Wojska rosyjskie traciły swoje pozycje i wreszcie były zmuszone cofać się na całej linii. W trakcie tego odwrotu Rosjanie niszczyli mosty, linie telegraficzne, koleje oraz inne obiekty strategiczne. Oprócz tego, wojska rosyjskie stosowały takie działania, których następstwa były odczuwalne jeszcze przez wiele następnych lat. Przede wszystkim tysiące rodzin zostały wysiedlone ze swoich domów, spalono olbrzymią ilość budynków, zniszczono niezliczone przemysłowe obiekty, majątki, folwarki. Właściwie wojska Austro-Węgier i Niemiec zajmowały spustoszony kraj. Jak wiemy, w składzie austro-węgierskich wojsk znajdowały się formacje Legionów Polskich, utworzone w porozumieniu z rządem austriackim przez Józefa Piłsudskiego. Wśród legionistów znalazło się wiele młodych, patriotycznie nastawionych ludzi, przedstawicieli wielu warstw społecznych. Lecz najwięcej było inteligencji, szczególnie absolwentów znanych uczelni wyższych. Dla tej młodzieży wojna, mimo wszystkich trudności bytowania w okopach, a nawet stałego narażenia życia, wciąż jednak była wielką przygodą. Młodzi ludzie z ciekawością odkrywali nieznany im kraj, gdzie prawie wszystko było jakieś inne, czasem nawet dziwne! Wielu z nich swoje myśli i rozważania spisywało w pamiętnikach. Niektóre zostały wydane drukiem. Dla nas współczesnych takie zapiski mają wielką wartość historyczną, ponieważ możemy dowiedzieć się z nich jak wyglądały wołyńskie wsie i miasta. Czasem znajdujemy również ciekawe spostrzeżenia dotyczące życia i zwyczajów miejscowej ludności. Wœród legionistów najwiêcej by³o inteligencji, szczególnie absolwentów znanych uczelni wy¿szych. M³odzi ludzie z ciekawoœci¹ odkrywali nieznany im kraj. A więc, 2 września 1915 roku większa część oddziałów Legionów Polskich, w składzie I Brygady i 4. pułku piechoty, doszła do Włodawy na zachodnim brzegu Bugu. Dowództwo postanowiło przerzucić te formacje na Wołyń. Legiony otrzymały zadanie osiągnąć rejon Kowla i patrolować przyległe tereny, które były zagrożone przez przedzierające się tu zza Stochodu rosyjskie oddziały. 3 września kolumny Legionów już były w marszu. Bug przeszły po moście pontonowym w okolicy wsi Orchów (obecnie teren Białorusi), dalsza ich droga przebiegała już przez sosnowe lasy na Wołyń. Warto przytoczyć kilka wybranych fragmentów z pamiętników legionistów, które są opisem tych pierwszych dni na Wołyniu. 5 KRESY Felicjan S³awoj-Sk³adkowski, lekarz 5. batalionu „5 września. Miasteczko Maciejów, 11 wieczorem, po przyjściu na kwatery. Przedwczoraj, po odpoczynku w Zalesiu nad Jeziorem Pulemieckim, idąc polną drogą, doszliśmy do brzegu drugiego jeziora, zwanego Świtaź. Potem lasem, okrążając jezioro, doszliśmy pod wieczór do wsi, również zwanej Świtaź. Ludzie więc nie wysilają się tu na nazwy, ale te same dają i wsi, i jezioru. Zresztą tych ludzi w chwili naszego przybycia nie ma. Wszystko poszło z Moskalami. Zastajemy chaty puste, ale nie ograbione. Widocznie ludność opuściła je dobrowolnie, a przed nami nie było tu chyba wojska. W chatach czysto, komory pootwierane, przeważnie próżne, gdzieniegdzie za chałupami włóczą się samotne, przypominające dziki, chude świnie domowe, zwane przez ludność – kabancziki. Nasi żołnierze mają już pod tym względem wprawę w tropieniu «bezdomnych» świń, toteż w pół godziny po przybyciu na kwatery wieś wypełniło przeraźliwe kwiczenie zarzynanych świń. Wkrótce jednak żołnierzy zajęła rzecz nowa, dotychczas niespotykana. Oto jeden z chłopców zauważył na podwórzu wystające z ziemi kłosy zboża. Zaintrygowany tym, zaczął kopać i zupełnie płytko pod ziemią znalazł zakopane różne przedmioty, których ludność nie zdołała wywieźć. Przedmioty te nakryte były z wierzchu słomą, która właśnie zdradziła zakopany «skarb». Były tam skóry owiec, pasy wzorzyste, płótno samodziałowe, wreszcie świtki wołyńskie. Teraz wszyscy rzucili się do kopania na swych podwórkach. Jakiś spryciarz wymyślił «próbę wodną», dającą świetne wyniki przy wyszukiwaniu miejsca, gdzie zostały zakopane rzeczy. Bierze się mianowicie wiadro wody i wylewa równo półkołem na pewnej przestrzeni. Tam, gdzie woda wsiąka najszybciej, ziemia jest świeżo skopana i tam przechowane są rzeczy. W parę godzin później chłopcy chodzili z wzorzystymi, wyszywanymi ręcznikami, przymierzali, śmiejąc się, krasne kobiece koszule i świtki. Kto nie miał koszuli pod mundurem, ten się obłowił. Niektórzy rzucali podarte płaszcze, albo Typy ludowe nad jeziorem Świtaź, 1915 rok. Malunek kredką. Malarz Wincenty Wodzinowski 6 WOŁYŃ W PAMIĘTNIKACH LEGIONISTÓW oddawali je warszawiakom, a brali ciepłe i lekkie świtki wołyńskie. Szczególnie białe świtki są ślicznej roboty i chłopcy nasi z daleka wyglądali w nich jak chłopi walczący w bitwie pod Racławicami. Świeże, pachnące płótno samodziałowe zastąpiło podarte, czarne od brudu, przepocone onucki. Niektórzy żołnierze «zafasowali» sobie nawet łapcie, zawieszając jednocześnie na tornistrach odmawiające już służby obuwie. Ziarno, znalezione w workach i dużych misach, splecionych ze słomy, poszło na żarna i na rano wszyscy mieli placki. Do późna w nocy w «sitwach» wrzała praca. Jedni piekli placki, inni piekli wieprzowinę, jeszcze inni przymierzali świtki i koszule. Naturalnie, nie każdy zdobył to, czego potrzebował, zakwitł więc od razu handel zamienny. Trudno było sprzeciwiać się temu braniu rzeczy pozostawionych przez ludność, gdyż chłopcy nasi naprawdę są zupełnie obdarci. Porucznik dr Felicjan Sławoj-Składkowski. Malarz Po przenocowaniu w opuszczonej wsi Leopold Gottlieb ruszyliśmy wczoraj, 4 września, w dalszy marsz. Widok kolumny w chwili odmarszu był zgoła osobliwy. Niektórzy chłopcy na podarte, przepocone kołnierze bluz wyrzucili szyte kolorami jaskrawymi kołnierze koszul, inni znów «wystąpili» w świtkach. Kilku szło w łapciach. Wkrótce jednak kurz, ten najdemokratyczniejszy krawiec wojskowy, okrył szarym kolorem wszystkie te nowoczesności mody. Obok tych zdobyczy nie brak jednakże i rzeczy nieprzyjemnych, a nawet groźnych. Z tych wszystkich bied wyróżnia się jedna groźna – niedojrzałe owoce. Chłopcy nasi polują na nie i razem z plackami żytnimi i kiepsko pieczoną wieprzowiną da to na pewno «dziką symfonię» trawienną. (…) Wkrótce jednak kurz, ten najdemokratyczniejszy krawiec wojskowy, okry³ szarym kolorem wszystkie te nowoczesnoœci mody. Pod wieczór, zmęczeni porządnie całodziennym marszem, dowlekliśmy się na noc do dużej wsi Kuśniszcze. Tu znów wieś pusta, a raczej prawie pusta, gdyż w niektórych chatach został to dziad stary, to głucha baba, to wreszcie jakiś niedorostek. Zjadamy szybko kolację i kładziemy się spać. Mamy podobno mieć jednodniowy odpoczynek w tych Kuśniszczach, więc można dłużej spać. Z tym zacnym zamiarem przewracałem się dzisiaj rano «na drugi bok», gdy tymczasem nadbiega sanitariusz z wiadomością, że we wsi, w rejonie drugiego pułku, jest cholera! Bagatela! Zrywam się na równe nogi, biegnę. Chory starszy chłop rzeczywiście jest zimny, twarz i ręce sine, wymiotuje jakby odwarem z ryżu. Łapiemy jakąś babę i wypytujemy się, czy tak tu ludzie chorowali. Chorowali, mówi, 7 KRESY ale «pomerli». Ha, niech to diabli wezmą, obiegam chałupy rejonu naszego pułku, wyrzucam z nich żołnierzy, o ile znajduję chorych. Chorych tych wcale nie jest mało. Domy, w których leżą, obstawiliśmy posterunkami. Cholera, i to ciężka, we wsi, a tu na drzewach, w sadach aż fioletowo od śliwek i czerwono od jabłek! Do diabła, być lekarzem w takich warunkach i ponosić odpowiedzialność za zdrowie żołnierzy. (…) Czuć w powietrzu bliskość «matuszki Rossii» z ogromem przestrzeni, brakiem środków komunikacji, chorobami zakaźnymi i ciemnotą ludności.” August Krasicki, adiutant komendanta Legionów genera³a Karola Durskiego „Włodawa – Świtaź. Czwartek, 2 IX 1915. (…) Zamiast jak miałem wyjechać o 2-ej po południu, wyjeżdżam o 4.30, czekając na różne papiery i meldunki do 4. Armii. Biorę swoje konie i ordynansa z luźnym koniem Łepkowskiego, na którego ładuję mój tobołek. Wyjeżdżam drogą do Bugu, który przejeżdża się mostem zbudowanym przez saperów. Przed mostem stoi kilkadziesiąt fur uchodźców, przeważnie z Lubelskiego. Włodawka spalona zupełnie, droga piaszczysta, pod Orchowem spalonym przejeżdżamy tor kolei do Chełma. Widać most kolejowy na Bugu w dwóch miejscach przerwany. Wjeżdżamy w las, stare sosny o pniach powykręcanych, na drodze piachy ogromne. Lasem idzie nowy tor kolejowy, zapewne zrobiony w czasie wojny. Jedzie się ciągle lasem około 8 km. Wyjeżdżając z lasów widzi się na północy duże jezioro Pulmo. Do wsi Zalesie jedzie się równolegle do jeziora, którego zwierciadło wody kończy się daleko na horyzoncie. Brzegi otoczone lasami. Wieś Zalesie niespalona, kwaterują tu wojska I Brygady Legionów, widać też ludność miejscową. Droga idzie dalej piaszczystymi wygonami do lasów, którymi prowadzi do brzegów drugiego większego jeziora Świtalskiego (…) następnie idzie tuż nad brzegiem jeziora, które jest bardzo malownicze. Z jednej strony wieś Świtaź, z cerkwią nad brzegiem wody, Porucznik August hr. Krasicki, adiutant komendanta na północy brzegów prawie nie wigen. Karola Durskiego dać, a naprzeciwko lasy. W środku jeziora wysepka z laskiem sosnowym. Spotykamy tu dwóch chłopów Poleszuków, z którymi rozmawiamy po rusku. Pod wsią okopy i zasieki z drutu, kilka chałup spalonych. Spotkany Żyd zaprowadza nas na popostwo, skąd batiuszka uciekł. Opowiada, że jezioro jest własnością Rosjanina z Besarabii. Zapłacił za nie 100 000 rubli, a dochodu ma za same ryby 20 000 rubli. Obecnie uciekł. Kozacy ludzi też wyganiali, 8 WOŁYŃ W PAMIĘTNIKACH LEGIONISTÓW ale ukryli się po lasach i wracają. Wieś więc jest zaludniona. Spotykamy ciekawe typy Poleszuków. Chłopi małego wzrostu w brązowych guniach, kobiety od spódnicy po chustki na głowie wszystko czerwonego koloru. Kaftany mają długiego kroju, z licznymi fałdami z tyłu. Zajeżdżamy na popostwo, gdzie zakwaterował się chłop z rodziną, którego chałupę spalono. Pyta się, kiedy przyjedzie «komandir» i czyby nie przepisał na niego tego domu. Siana i owsa jest tu pod dostatkiem. Przyjechali ze mną Żerański z dwoma żandarmami i Zajączkowski robić kwatery dla wojsk, które jutro tu przyjdą i idą do Kowla. Idziemy do wsi szukać coś do jedzenia. Wchodzimy do kilku chałup, w każdej początkowo z przestrachem nas oglądają, ale po powitaniu: «Sława Bohu», przemówieniu do nich językiem dla nich zrozumiałym, nabierają ufności. Narzekają na Kozaków i na cara, że ich wypędzano i że zboża i dobytek zrabowali sołdaty, także jeden chłop na to, że wódkę zakazał car sprzedawać. Ciemno już było na dworze, więc w chałupach ogień na piecu oświecał izbę. W izbie dookoła ścian ławy i stół, łóżka nie widać, śpią na ławie, która jest szeroka. Nigdzie nic dostać nie można, kury we wsi ani jednej nie ma, ani masła, ani jaj, ani miodu. U jednego chłopa kupiłem ładną fajeczkę, jak mówił: «kitajską znad Amuru», gdzie był podczas wojny japońskiej. Wracamy na popostwo, gdzie baby koczujące w kuchni zgotowały kartofle omaszczone słoniną, jest i herbata. Jest tu już gubernia wołyńska, powiat włodzimierski. Świtaź – Maciejów. Piątek, 3 IX 1915. Przed wyjazdem poszedłem nad jezioro, brzegi piaszczyste, bardzo płytkie, Żyd opowiadał, że w środku ma 40 sążni głębokości. Obszar wynosi kilkadziesiąt dziesięcin. Wyjeżdżam o 7.30, wsią, dalej polami do szosy brzesko-lubomlskiej. Koło szosy bardzo silne okopy moskiewskie, blokhauzy z grubych pni sosnowych i zasieki druciane. Co kilka kroków szosa rozkopana, mostki pozrywane. Początkowo lasy na bagnach, olcha i dąb, który ma wierzchołki suche. Most na Prypeci spalony. Kilka kruków krąży kracząc. Wieœ Œwitaź, z cerkwi¹ nad brzegiem wody, na pó³nocy brzegów prawie nie widaæ. Koło południa zajeżdżam do wsi Kuśniszcze. Popasam tu w sadzie, gdzie znajdujemy trochę śliwek. W stodołach jest siano, owies, ludzi nie widać, tylko trzy baby. Na obiad zupa z konserwy Maggi, puszka konserwy i kartofle pieczone. Setki much nie dają spokoju ludziom i koniom, wlazło ich masę do paktaszy, gdzie było jedzenie. Miasteczko Luboml, mała żydowska dziura. Przed miastem stoi jakiś tabor, zresztą żadnych wojsk tu i po drodze nie widać. W środku miasteczka stoi okazała synagoga z dachem ukrytym za attyką, kościół i cerkiew. Za polskich czasów było tu starostwo, Marcin Krasicki był starostą lubomlskim. Zajeżdżam na plebanię. Przyjmuje mnie bardzo gościnnie proboszcz, ks. Włodzimierz Ginoff. Kazał zaraz nastawić herbaty, odgrzać sznycle, ugościł doskonałym chlebem z masłem i dał na drogę chleba, jabłek i strzemiennego – trzy kieliszki doskonałego miodu. Diecezja tu łucko-żytomierska. Parafia bardzo duża, ma 6000 dusz, rozciąga się po Bug. Panuje tu cholera, dziś było 6 pogrzebów. W Lubomlu kończy się szosa i zjeżdża się piaszczystą drogą w kierunku wschodnim. Po drodze ogromne łachy piasku, wioski ubogie, niespalone, ale ludności nie ma. Sieją tu dużo tytoniu, prawie przed każdą chałupą są grządki z tytoniem, gatunek z okrągłym dużym liściem. O 6.30 dojeżdżam do Maciejowa, gdzie zatrzymuję się na noc. Kwateruję w stodole, której gospodarza nie ma, koło jedynej studni z wodą. Na kolację kartofle omaszczone słoniną.” 9 KRESY Ks. Józef Panaœ, kapelan 2. pu³ku Legionów „3 września. Przeprowadziliśmy się znowu na drugą stronę Bugu, na Polesie Wołyńskie. Droga prowadziła przez olbrzymie piachy nad Jeziorem Pulemieckim i Świtezią. Okolica dziwnie malownicza, chociaż krajobraz składa się tylko z trzech elementów: piasek, woda, sosna. Nocowaliśmy we wsi Świtezi położonej na wydmie ponad jeziorem. Gdy promienie zachodzącego słońca zapaliły taflę jeziora rubinowym światłem, zdawało się, że to stado białych gęsi płynie wśród ognia. A to płynęły głupie gąski do brzegu, nie wiedząc, że tu na nie śmierć czeka w postaci chytrego Leguna z ostrym bagnetem. Ludność Świtezi przeważnie pozostała na miejscu, nie spodziewali się nawet w ogóle zobaczyć jakiegokolwiek wojska w tem piaszczystem wodnem ustroniu bez żadnych dróg. 4 września. Ze Świtezi do Lubomla prowadzi szosa, kończąca się ślepo w jednej i drugiej miejscowości. Tym dziwacznym skrawkiem dobrej drogi maszerowaliśmy ponad górnym biegiem błotnistej Prypeci, podziwiając na prawo i lewo od grobli całe mile błota i moczarowatych łąk i oparzelisk pokryte tu i ówdzie stertami siana, które można zabrać dopiero w zimie. Luboml, miasteczko małe i brudne, ale pamięta dawne czasy i chlubi się kościołem fundacji królowej Jadwigi, bardzo piękną bożnicą, wreszcie sukiennicami z XVI wieku. Pułki rozłożyły się w miasteczku, a nasz sztab stanął gościną na plebanii u ks. Ks. Józef Panaś, kapelan Legionów Polskich Ginoffa. (…) Gdy po sumie zacz¹³em "Bo¿e coœ Polskê", ca³y lud zawtórowa³ wœród ³kania. Pieœni tej nie s³yszano tu publicznie od r. 1862, a jednak wszyscy umiej¹ j¹ œpiewaæ 5 września. Do kościoła, mimo bliskości frontu i obrzydliwej słoty, zebrały się tłumy ludu polskiego. O godzinie 9 rano miałem nabożeństwo dla Legionistów, a na sumie kazanie do ludu. Nauczając go o jedności Narodu polskiego, którego główną podstawą wiara katolicka, udzieliłem też dokładnych wskazówek jak się ludność ma zachowywać wobec różnych wojsk, ażeby uniknąć nieprzyjemności, krzywdy lub szkody. Gdy po sumie zacząłem «Boże coś Polskę», cały lud zawtórował wśród łkania. Pieśni tej nie słyszano tu publicznie od r. 1862, a jednak wszyscy umieją ją śpiewać z tak rzewnem zabarwieniem melodyi. (…) 10 WOŁYŃ W PAMIĘTNIKACH LEGIONISTÓW 10 października. Przechodzimy do rezerwy. Przez Iwanówkę pomaszerowaliśmy do miasteczka Hulewicz. Ludność tutejsza przeważnie polska. Samych robotników fabrycznych Polaków jest około 700. Żyją oni w strasznej nędzy z powodu braku pracy. Ratują się ziemniakami i zbożem, które zebrali na opuszczonych polach sąsiednich prawosławnych wsi. Na wyspie Stochodu, w ślicznem położeniu, stoi stary przepiękny kościół w stylu późnego odrodzenia. Został on skonfiskowany w r. 1875 przez Rosjan i zamieniony na cerkiew prawosławną. Przed kilku laty ks. Biskup Żarnowiecki, który tutaj miał prymicje, zatrzymał się przed bramą skonfiskowanego kościoła i wygłosił do ludu kazanie, przepowiadając, że jeszcze doczekają się w swoim miasteczku katolickiego nabożeństwa. Na prośbę miejscowej ludności postanowiłem kościół restytuować katolikom. Po półgodzinnej pracy znikły ze świątyni wszelkie ślady prawosławia, a zdumionym oczom ludu ukazał się dawny kościół z przepięknym barokowym malowidłem. Nawet i ołtarze łatwo było przywrócić, gdyż były one zwyczajem późnego baroku malowane na ścianach i Rosjanie ich nie usunęli, ale zastawili ikonostasami. 11 października. Odbyło się uroczyste poświęcenie kościoła w obecności naszego sztabu, licznego tłumu katolików i zastępu Legionistów. Po Mszy św. ochrzciłem kilkoro dzieci. Ojcami chrzestnymi byli Legioniści.” Wac³aw Lipiñski, ¿o³nierz I Brygady Legionów „3 wrzesień. Mieliśmy maszerować na Chełm razem z 17-ym korpusem, tymczasem kierunek zmieniono i maszerujemy na Kowel. Przeszliśmy dzisiaj Bug przez podły most, wykonany przez naszych saperów. Mamy około 30 km marszu, do jeziora Świteź. Droga prowadzi przez stare, iglaste bory o piaszczystem podłożu. Od czasu do czasu olbrzymie lasy przerzedzają piaszczyste wydmy, z rzadka jałowcem i młodą sośniną porosłe. Koło południa ujrzeliśmy na lewo burą taflę Jeziora Pulemieckiego. Dzień był chmurny i posępny, więc jezioro wyglądało jak jedno olbrzymie, równe pole orne, tak, że nie wszyscy mogli poznać, iż to jezioro. Koło 5-tej doszliśmy do dużej cerkiewnej wsi Świtezi. Mieszkańcy są. Ludzie jacyś dziwnie drobni, karłowaci. Kobiety niskie, brzydkie, z czerwonemi zapaskami na głowie, o jęczącym, białoruskim tonie mowy. Coraz wiêcej daje nam siê odczuæ Rosja; a wiêc brud, niechlujstwo, choroby wszelkie, a z ni¹ cholera, psy ¿r¹ce ludzi itp. przyjemnoœci. Gospodarstwa od biedy dość zaopatrzone, choć chaty niskie i nadzwyczaj brudne. Głodni jesteśmy solidnie, fasunki niedbale przychodzą. 4 wrzesień. Świteź – Kuśniszcze. Maszerujemy wprost na południe, w kierunku na Lubomlę. Po kilku kilometrach od Świtezi, doszliśmy do szosy prowadzącej do Lubomli i szosą tą szliśmy już całą drogę. Dzień chłodny, od czasu do czasu zacina ostry deszcz pędzony wiatrem. Przechodzimy koło Jeziora Czarnego. Wiatr gna fale przed sobą, które pienią się białemi grzywami i z szumem obijają się o brzegi. Takie sobie małe, polskie morze! W ogromnej wsi Kuśniszcze dostajemy na pluton stodołę i spiżarnię, w której jest moc owoców poskładanych w wysokie beczki. Stary «did» białoruski przyszedł nas prosić, byśmy się gdzie indziej zakwaterowali. Przeciągał po swojemu tak, że z ledwością można go było zrozumieć. 11 KRESY We wsi cholera. Prawie połowa ludności na nią powymierała i to w niedawnym czasie. Naprzeciw leży chory na cholerę. A więc ostrożność wielka, owoców jeść zupełnie nie wolno. Doktór Kwaśniewski poucza nas, jak mamy się zachowywać. Jabłka wbijamy na patyki i kładziemy w ogień, by się opaliły, gruszki zaś gotujemy w wodzie. Rzeczywiście, coraz więcej daje nam się odczuć Rosja. A więc brud, niechlujstwo, choroby wszelkie, a z nią cholera, psy żrące ludzi itp. przyjemności. Na cmentarzu kuśniszczowskim groby porozkopywane. To głodne bezdomne psy, których właściciele albo powymierali, albo pouciekali, rozkopują groby i pożerają trupy. Ładne stosunki! Rosja, Rosja, ze wszystkimi swemi okropnościami!...” Jan Dunin-Brzeziñski, rotmistrz Legionów Wspomnienia z lat 1914–1919, rozdział VII Kampania wołyńska „ (…) Pociąg wlókł się żółwim tempem, jesień szalenie smutna, okolice Kowla strasznie przygnębiająco na nas oddziaływały. Puste pola, zarośnięte zmiętym już chwastem, miejscami drogi szły chaszczami tak, że jechało się jakby pośród lasu. Laski sosnowe karłowate, wszędzie bagna i piaski. Jak żołnierz wyszedł na stacji z wagonu i wyskoczył na łąkę, by kości rozprostować, zapadał się tak, że tylko ramiona mu było widać z bagna i z pomocą innych dopiero wydostawał się na wierzch. Tak strasznie zdradliwe były te zielone łączki. Dróg tysiące prowadziło przez lasy, czasem po 20 km nie spotykało się żadnego domu, tak że mapy zupełnie nie były w użytku. Po wtóre ciągłe mgły i rzadko kiedy słońce, co też przygnębiająco na nas wpływało. Pociąg, wskutek świeżo naprawionych torów przez mosty drewniane, gdyż żelazne były wszystkie wysadzone, pomału się wlókł. Ostatecznie po przeszło tygodniowej podróży dotarliśmy o godzinie w pół do drugiej w nocy do stacji Maniewicze. Była to osada składająca się z tartaków i kilku budynków dla robotników, teraz naturalnie zamienionych na kwatery i magazyny.”(…) Czasem po 20 km nie spotyka³o siê ¿adnego domu, tak ¿e mapy zupe³nie nie by³y w u¿ytku. A oto niewielki fragment notatki tegoż oficera, lecz pochodzący z wiosny następnego, bo już 1916 roku. Po ciężkich jesiennych bojach i zimowych walkach pozycyjnych, dowództwo wysyła oddział ułanów na odpoczynek połączony ze szkoleniem: „(…) Ponadto Ostoja wystarał się u brata, by nas posłano celem wyszkolenia pułku na wypoczynek kilkumiesięczny do Czewla. Jest to na linii Kowel – Brześć Litewski. Zawagonowaliśmy się więc i odtransportowano nas na miejsce. Czewel to śliczna wieś, zupełnie już w innej okolicy, może być, że to wiosna wywoływała takie miłe wrażenie, ale było prześliczne jezioro, pełno dzikich kaczek, kulonów, żurawi, wkoło lasy, wieś bardzo bogata. (…) Jeździliśmy nieraz gromadą do wsi sąsiedniej Bałamutowki, gdzie szczególnie dziewczęta były prześliczne i śliczne stroje miały. Przypatrywaliśmy się tam balom ułańskim. We wsi Bucyń, należącej dawniej do rodziny Pogonowskich, był szpital i tam żołnierze przechodzili odwszanie, kąpiele i inne zabiegi. Pojechałem raz tam i napatrzyłem się skutkom wandalizmu naszych braci Madziarów. Kościół był doszczętnie zrabowany. Wszystkie archiwa porozrzucane, groby rodziny Pogonowskich i trumny wszystkie otwarte. Leżał jakiś major z l831 r. i jakaś babuleńka w robronach, nadzwyczajnie zakonserwowani. Strasznie przykry był widok.” 12 WOŁYŃ W PAMIĘTNIKACH LEGIONISTÓW Józef Pi³sudski, komendant I Brygady Legionów Pisma zbiorowe, tom VIII, Czeremoszno: „(…) Więc znowu awantura! Kowel za mną, nie czuję nawet «zapachu bardzo zdrowego» tego miasteczka. «Śliczne miasto sobie stoi!» Pamiętam, gdym kilka dni temu, przejechawszy setki kilometrów końmi z Warszawy, w Kowlu Brygadę swoją znalazł. Kowel, jak zresztą cała Polska, miał nowego pana. Zniknął «nasz» – Moskal, jest inny pan, nieznany, obcy. Zalał miasteczko masą nowych żołnierzy, zmęczonych wojną, uważających taki Kowel za jakiś raj utracony. Raj ten należy do nowego pana – obcego, nieznanego żołnierza. I nieszczęsny cywil z zamętem w głowie do nowego pana usiłuje się przystosować, coś od niego zarobić, gdzieś go trochę wyzyskać, odnaleźć jego słabe strony. Ba, myślę ze złością, przypominając obrazki kowelskie, cała Polska to samo robi, co te Żydki kowelskie. Może mniej cynicznie, może mniej otwarcie zabiega i szuka jakiegoś nowego «modus vivendi». Tu, w Kowlu, przystosowanie idzie otwarcie. W sklepikach na ladach rozłożone niewielkie ilości tych czy innych towarów, większe składy tego towaru gdzieś ukryte. W sklepikach pełno szwendających się bez celu żołnierzy. Z bezczelną twarzą obmacują wszystko – i wdzięki sklepikarki, i smakołyki na ladzie. Wystraszone, lecz chytre twarze autochtonów mrugają do siebie, chcąc oszukać to na cenie, to na pieniądzach i ich wymianie. Byle handel szedł! Jakieś żołnierskie przekleństwo najbardziej cyniczne kręci mi się po głowie i dusi gardło. Tak radzi, i Polską gdzieś handlują! Więc awantura!! (…) Dusi mnie pasja jakaś i wściekłość i z tej wizyty mojej w Warszawie, i z widoków kowelskich, i z tych przeklętych stosunków w Legionach, i z tego, że te malcy, idący posłusznie za mną w zwartych szeregach, nie chcieli zwolnić mnie od tej mordęgi. Awantura! – mają więc awanturę razem ze mną. (…) W zupełnym już rozleniwieniu odjeżdżam od kolumny w stronę Czeremoszna, dokąd już posłano moje wozy i pojechał oficer kwaterunkowy. Nie chcę myśleć o niczym, odkładam wszystko na później. Opanowuje mnie dziecinna ciekawość do nowych miejsc, do nowego, nieznanego dotąd kraju. (…) Ileż to marszów mamy już za sobą, ileż tych nowych krajów, nowych krajobrazów! A jednak za każdym razem jakaś dziecinna wrażliwość nakazuje oczom szukać jak gdyby całkiem innych, całkiem nieznanych obrazów. Jak gdyby sosna miała za każdym marszem rosnąć inaczej, inaczej bór ma szumieć, inaczej wdzięczyć się brzoza, inaczej kwitnąć kwiaty. Tym razem mogło to być inaczej – wkraczaliśmy i szliśmy w głąb obszaru Polesia i oczy szukały czegoś nowego, nieznanego. Jest dziwny czar wielkiej przyrody, gdy człowiek czaru nie zakłóca. Początek jesieni, ciepły, prawie letni dzień, nie dopuszczający jeszcze myśli, że gdzieś już czai się zima. Pustkowie dookoła – z pól wojna wygnała ludzi. Gdzieniegdzie stoi dojrzały nietknięty owies, dość wysokie, prawie ogrodowe grzędy z kartoflami. Człowieka ani dojrzeć. Przyroda łagodnie pieszczotliwym podmuchem lekkiego wiatru powoli koi wzburzone tak niedawno myśli. Z daleka majaczą krzyże cmentarza. Jakie dziwne krzyże! Wysokie, z wąskimi ramiony, strzelają ku niebu, a dwie włócznie łączą podstawę z ramionami. Niewielka figura Chrystusa ledwie widna gdzieś u góry. Pomimo, że ludność prawosławna, krzyż nie przekreślony w żadnym miejscu. Ciekawe – myślę – jakieżby to właściwości duszy ludzkiej tę inną konstrukcję krzyża wydały? Krajobraz przypomina mi nieco mój litewski – wszędzie dokoła horyzont ograniczony ścianą boru, piaski, jak u nas. A jednak jest inaczej – brak weselszych załamań i pofalowań gruntu. Płaska, melancholijna, równa przestrzeń, którą tylko las i wysokie krzyże urozmaicają.” 13 KRESY *** Jak widać, zapiski w pamiętnikach nieco się różnią, chociaż legioniści opisują w nich te same miejscowości i te same nieraz wydarzenia. Może to wynika stąd, że ich autorzy służyli w różnych oddziałach, byli na różnych stanowiskach, jak też różny spotkał ich los już w odrodzonej Polsce. Nam, potomnym, pozostawili swoje wspomnienia o tych dalekich dniach i warto do nich wracać. Legiony Polskie, pocztówka z 1916 r. (zbiory własne autora) Wykorzystana literatura: • Jan Dunin-Brzeziński, Rotmistrz Legionów Polskich, Wspomnienia z lat 1914–1919, Oficyna Wydawnicza „Ajaks”, Pruszków 2004. • Wacław Lipiński, Szlakiem I Brygady. Dziennik żołnierski. Wydanie trzecie, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1935. • August Krasicki, Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914–1916, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1988. • Ks. Józef Panaś, Dziekan W.P., Pamiętniki kapelana Legionów Polskich, część I, Boje Legionowe, Karpaty – Bukowina – Besarabia – Królestwo – Wołyń, Nakładem Księgarni St. Rehmana, Lwów 1920. • Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe. Wydanie prac dotychczas drukiem ogłoszonych, tom VIII (Czeremoszno, s.16–26), Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1937. • Felicjan Sławoj-Składkowski, Moja służba w Brygadzie, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1990. Anatol Franciszek Sulik Polak mieszkający na stałe w Kowlu, zajmuje się ochroną polskich zabytków na Ukrainie, szczególnie cmentarzy, autor wielu publikacji na ten temat. 14 HARCERZE W OBRONIE LWOWA Irena Kozimala Harcerze w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich 1918-1920 W ostatnich tygodniach istnienia monarchii habsburskiej na terenie Galicji Wschodniej rozpoczęły się walki polsko-ukraińskie. Zamieszkujące od wieków obok siebie narody 1 XI 1918 r. podjęły walkę o własny byt narodowy. Polacy tam żyjący nie wyobrażali sobie innej sytuacji niż włączenie Galicji Wschodniej do odradzającego się państwa polskiego. Uświadomiona narodowo część Ukraińców chciała powstania własnego państwa, w skład którego miały wchodzić także te ziemie. Również w ich wyobrażeniach niepodległa Ukraina nie mogła istnieć bez Galicji Wschodniej. Nastąpiło zderzenie dwóch patriotyzmów, którego efektem były trwające do lipca 1919 r. walki. Zgodnie z rozkazem Ukraińskiej Rady Narodowej 1 XI 1918 r. zaczęło się na obszarze Galicji Wschodniej przejmowanie władzy. Zaskoczenie i brak środków do obrony spowodowały, że większość polskich miast na wschód od Sanu została zajęta bez przelewu krwi. Niektóre stawiły jednak opór. W Jaworowie miejscowa żandarmeria odmówiła złożenia broni, wybuchła walka i oddział strzelców siczowych zajął miasto. Ogłoszono stan wojenny, kilku Polaków aresztowano i skazano przed sądem wojennym na kary pieniężne. Zbrojny opór stawili także Polacy w Borysławiu. Pod dowództwem Romana Machnickiego i Stanisława Szczepanowskiego 200-osobowy oddział, w skład którego wchodzili w większości skauci miejscowych drużyn, bronił miasta od 4 do 9 XI 1918 roku. Ze względu na brak możliwości dalszej skutecznej obrony, pozostała grupa 112 obrońców wycofała się z miasta. Następnie przez Chyrów i Sambor dotarła 13 XI 1918 r. do Sanoka, gdzie potem weszła w skład organizowanej w tym mieście odsieczy dla Lwowa. Kluczowe dla losów wojny polsko-ukraińskiej walki rozegrały się we Lwowie i Przemyślu. Nie wyobra¿ali sobie innej sytuacji ni¿ w³¹czenie Galicji Wschodniej do odradzaj¹cego siê pañstwa polskiego. Nast¹pi³o zderzenie dwóch patriotyzmów W nocy z 31 X na 1 XI Ukraińcy zajęli większą część Lwowa. Działające w mieście polskie organizacje militarne były słabe i nieprzygotowane do walk z Ukraińcami. Spontanicznie zaczęli jednak napływać ochotnicy do polskich punktów oporu, m.in. w Szkole Sienkiewicza, znajdującej się na zachodnim obrzeżu miasta. Inne punkty oporu powstały na ulicy Isakowicza oraz w Szkole im. Marii Magdaleny. Walki toczyła w wioskach otaczających Lwów. W chwili rozpoczęcia działań strona ukraińska liczyła na 2500 żołnierzy, gdyż tylu Ukraińców było w stacjonujących we Lwowie pułkach. Okazało się jednak, że jedynie 1500 z nich można było użyć w walkach. W tym samym okresie ochotnicy polscy stacjonujący w Szkole Sienkiewicza byli grupą zdecydowanie słabszą, liczyła ona 73 żołnierzy 15 KRESY Instruktorzy Naczelnej Komendy Skautowej we Lwowie, 1913 r. (w pierwszym rzędzie, drugi od prawej Andrzej Małkowski, czwarty z prawej Jerzy Grodyński) i 8 oficerów. Już jednak 3 XI, wskutek napływających masowo ochotników, siły polskie wzrosły do 560 ludzi. Krwawe walki, przerywane zawieszeniem broni, toczyły się na ulicach miasta do 22 XI – dnia wkroczenia do Lwowa odsieczy pod dowództwem płk. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego. Drugim kluczowym dla losów wojny polsko-ukraińskiej miastem był Przemyśl, który w nocy z 3/4 XI został zajęty przez oddziały złożone z chłopów okolicznych wsi oraz 30-osobowy oddział strzelców siczowych. Jedynie na Zasaniu były kapelan Legionów ks. Józef Panaś zorganizował obronę. Grupa harcerzy drużyn przemyskich, z których najstarsi liczyli po 16–17 lat, zajęła opuszczone koszary austriackie i stamtąd dowodzono obroną. Linię graniczną pomiędzy walczącymi stronami stanowiła rzeka San. Rankiem 10 XI przybyła do Przemyśla odsiecz z Krakowa, na czele której stał początkowo mjr Julian Stachiewicz, a po nim płk Michał Karaszewicz-Tokarzewski. Walki w Przemyślu trwały od 11 do 16 XI i zakończyły się zajęciem miasta przez oddziały polskie. Potem walki polsko-ukraińskie przeniosły się poza Przemyśl i zakończyły się krwawą bitwą pod Niżankowicami, w której Polacy odnieśli zwycięstwo. W następnych miesiącach wojska ukraińskie przyjęły nową taktykę walki. Zdecydowano się na oblężenie Lwowa, które miało doprowadzić do przerwania łączności z resztą Polski oraz w efekcie kapitulacji miasta. Rozpoczęło się ono 22 XII 1918 r. i trwało kilka miesięcy. W styczniu gen. Jan Romer wraz z grupą operacyjną „Bug”, liczącą ok. 3500 żołnierzy, przełamał oblężenie między Rawą Ruską, Żółkwią a Bugiem, przywracając tym samym łączność Lwowa z resztą Polski. Podjęta w lutym i marcu ofensywa ukraińska doprowadziła do ponownego odcięcia łączności. W marcu kolejna odsiecz polska po dziesięciodniowych ciężkich walkach przerwała pierścień okrążenia wokół Lwowa. Walki 16 HARCERZE W OBRONIE LWOWA polsko-ukraińskie trwały jeszcze do lipca 1919 roku. Wojska polskie osiągnęły linię rzeki Strypy, a resztki armii ukraińskiej wraz z aparatem administracyjnym oraz 100 tys. cywilnych uchodźców przeszły za Zbrucz1. W chwili wybuchu wojny harcerskie zastępy lwowskie były nieliczne. Liczebność drużyn męskich wynosiła zaledwie 135 harcerzy. Starsi instruktorzy przebywali jeszcze w różnych formacjach wojskowych i nie zdążyli powrócić do domów, a tylko nieliczni byli w mieście. W przededniu rozpoczęcia walk, 31 X 1918 r. wieczorem, drużyny lwowskie odbyły zbiórkę i na hasło „Lwów w niebezpieczeństwie” niemal natychmiast zaczęły pełnić służbę wywiadowczo-kurierską. Pierwszy oddział harcerzy liczył 30 chłopców i działał w zajętej przez Ukraińców części miasta. Polscy skauci nieprzerwanie, o każdej porze dnia i nocy, składali meldunki o sytuacji w mieście w Komendzie Obrony Lwowa, dowodzonej przez kpt. Czesława Mączyńskiego. Łącznikiem pomiędzy Komendą Obrony a skautami był Jerzy Grodyński. Harcerze wielokrotnie przechodzili przez linię frontu, przedzierali się z benzyną, która była potrzebna do uruchomienia stacji radiotelegraficznej, przenosili broń i amunicję dla walczących oddziałów. Ze względu na znaczne chłody, które utrudniały walkę, prowadzili zbiórkę ubrań i bielizny dla obrońców miasta. Pełnili także służbę wartowniczą i przeprowadzali ochotników przez linię bojową. Dru¿yny lwowskie odby³y zbiórkê i na has³o "Lwów w niebezpieczeñstwie" niemal natychmiast zaczê³y pe³niæ s³u¿bê wywiadowczo-kuriersk¹. Do służby łącznikowo-wywiadowczej stanęły także harcerki pod wodzą Janiny Opieńskiej. Najstarsi harcerze zasilili szeregi walczących na odcinkach krwawych zmagań – pod Cytadelą, na placówce Bema, na poczcie, pod gmachem Sejmu Krajowego, w obronie radiotelegrafu, na Górze Stracenia. Wśród walczących z bronią w ręku byli chłopcy w wieku 13–14 lat. Jednym z nich był 14-letni Jerzy Bitschan2, który opuścił dom bez zgody rodziców i wstąpił w szeregi obrońców Lwowa. Zginął 21 XI 1918 r. na Cmentarzu Łyczakowskim, w swoim pierwszym boju. Instruktorzy: Mikołaj Wójtowicz, Leonard Rajewski, Zbigniew Rochr, Jan Szymański, Józef Dobiecki wraz z kilkunastoma ochotnikami pod komendą Franciszka Usarza przeszli linię walk i czynnie uczestniczyli w bojach. Jedną z pierwszych ofiar był harcerz lwowski Andrzej Battaglia – członek Związku Strzeleckiego i POW3. W przededniu zajęcia Lwowa przez Ukraińców otrzymał rozkaz zajęcia koszar wojskowych przy ul. Kurkowej, gdzie znajdowały się magazyny broni. Ciężko rannego Ukraińcy oddali do szpitala wojskowego na Łyczakowie, gdzie 5 XI 1918 r. zmarł. 1 Janusz Wojtycza, Związkowe Naczelnictwo Skautowe i podległe mu drużyny wobec wielkiej wojny (1914–1916), Harcerstwo, nr 10, 1995, s. 236–289. 2 Jerzy Bitschan, ur. w 1904 r., syn komendantki Ochotniczej Legii Kobiet Aleksandry Zagórskiej. Zginął 21 XI 1918 r. na Cmentarzu Łyczakowskim. Spoczywa w katakumbach Cmentarza Orląt Lwowskich, W obronie Lwowa i Wschodnich Kresów, Lwów 1926, s. 79–80. 3 Andrzej Battaglia, ur. 19 IX 1895 r. w Tarnowie, syn Gwidona Battaglii, emerytowanego starosty, byłego powstańca z lat 1863–1864. Absolwent III Gimnazjum, egzamin dojrzałości złożył w 1914 r. Żołnierz I Brygady, walczył pod Nidą. W 1915 r. ze względu na stan zdrowia zwolniony z wojska, lecz rok później wstąpił ponownie i służył do kryzysu legionowego. Następnie, wcielony do armii austriackiej, walczył na froncie włoskim. Po rozpoczęciu walk polsko-ukraińskich o Lwów wstąpił w szeregi obrońców. Zmarł 5 XI 1918 r., odznaczony pośmiertnie Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych., Ibidem, s. 76. 17 KRESY Podczas walk o stację radiotelegraficzną na Persenkówce dostali się do niewoli ukraińskiej drużynowi drużyn lwowskich Stanisław Morawiecki i Kazimierz Szumowski. Przewiezieni do Stanisławowa, podjęli próbę ucieczki, która się nie powiodła i ostatecznie zostali umieszczeni w koszarach przy ul. Kurkowej, zamienionych na więzienie. Nocą z 21/22 XI wraz z innymi jeńcami rozbroili straż i połączyli się z odsieczą. Harcerze zbierali także po domach broń i amunicję, gromadzili ją w budynku Sokoła i przenosili do polskiej części miasta. Ponadto młodsi wykonywali opatrunki i szarpie, wykorzystywane potem do opatrywania rannych. Pełnili też służbę wartowniczą w budynku Sokoła. Podczas listopadowej obrony miasta poległo kilku harcerzy: 5 XI w Szkole Sienkiewicza zmarł 15-letni Wilhelm Haluza4, pod szkołą kadecką zginął zastępowy II LDS Tadeusz Podhrebelny5, 15 XI został rozstrzelany przez Ukraińców przy ul. Zyblikiewicza 14-letni harcerz VII LDS Adam Michalewski6. Podczas obrony szkoły kadeckiej poległ 17 XI 17-letni drużynowy z Tłumacza Marian Karol Dolais7 oraz 14-letni harcerz VII LDS, żołnierz 1 p. strzelców Tadeusz Jabłoński8. Zastępowy I Jarosławskiej Józef Dyrka zaciągnął się w szeregi obrońców miasta i zginął 21 XI 1918 r. w bitwie pod Snopkowem9. Pod Lwowem 22 XI do niewoli ukraińskiej dostał się 14-letni Remigiusz Wojciechowski i koło Chodorowa został zamordowany, gdzie go pochowano10. Spoœród 3994 ochotników, którzy z broni¹ w rêku brali udzia³ w walkach od 1 do 22 XI, ponad jedna czwarta z nich nie przekroczy³a 17. roku ¿ycia. Podczas walk o Lwów szczególnie wyróżniła się V LDS „Orląt”. Spośród 18 walczących jej członków najstarszy miał 16 lat. Stąd powstała legenda Orląt Lwowskich – dzieci, które w dużym stopniu przyczyniły się do obrony miasta. Legenda ta nie była bezpodstawna. Według danych Biura Historycznego Obrony Lwowa, spośród 3994 ochotników, którzy z bronią w ręku brali udział w walkach od 1 do 22 XI, ponad jedna czwarta z nich nie przekroczyła 17. roku życia, a połowa liczyła od 18 do 22 lat. Także historycy ukraińscy, 4 Wilhelm Lucjan Hanuza, ur. 12 II 1903 r. w Zarudcach, pow. lwowski, syn kierownika szkoły pow- szechnej w Krzywczycach, uczeń VI klasy gimnazjum realnego. Dnia 31 X 1918 r. uciekł z domu i zgłosił się do obrony Lwowa w Szkole Sienkiewicza. Pełnił służbę w kompanii kulparkowskiej. 5 XI został ciężko ranny i zmarł. Ibidem, s. 95. 5 Tadeusz Podhrebelny, ur. w 1900 r., uczeń VIII klasy gimnazjum, były legionista, zginął w czasie odpierania ataków ukraińskich na Wulkę, obok szkoły kadeckiej. Ibidem, s.131. 6 Adam Michalewski, syn urzędnika uniwersytetu, aresztowany w wyniku denuncjacji za posiadanie broni. Rozstrzelany pod murem kamienicy przy ul. Zyblikiewicza 1. Ibidem, s. 121. 7 Marian Karol Dolais, ur. 22 VII 1901 r. w Jordanowie, woj. krakowskim. Syn notariusza i właściciela dóbr Tłumacz. Uczeń gimnazjum w Tłumaczu, zagrożony wydaleniem ze szkoły za działalność patriotyczną, w październiku 1918 r. wyjechał do Lwowa. Czynnie włączył się w obronę miasta. Walczył na Placu św. Jura, bronił Wulki Panieńskiej, uczestniczył w szturmie na gmach Sejmu oraz w obronie szkoły kadeckiej. Tam poważnie ranny 17 XI, wziął jednak udział w ataku na cmentarz stryjski, gdzie zginął. Ibidem, s. 87. 8 Tadeusz Jabłoński, uczeń III klasy gimnazjum, początkowo pełnił służbę łącznikowowywiadowczą, po trzech dniach zgłosił się na linię frontu. Żołnierz 1 p. strzelców, zginął 17 XI podczas ataku na szkołę kadecką. Ibidem, s. 98. 9 Józef Dyrka, ur. 28 I 1898 r., uczeń VIII klasy gimnazjum w Jarosławiu, zginął 21 XI 1918 roku. Ibidem, s. 89. 10 Ibidem, s. 157–158. 18 HARCERZE W OBRONIE LWOWA oceniając po latach tę wojnę, podkreślili rolę, jaką w obronie miasta odegrała polska młodzież oraz polskie kobiety. Uważali, że ich zaangażowanie w walkę było ogromne, podczas gdy brakowało go po stronie ukraińskiej. Ogółem w listopadowej obronie Lwowa uczestniczyło 57 harcerzy w służbie frontowej i 32 harcerzy oraz 18 harcerek w służbie pomocniczej. Zginęło 8 harce- Kurs skautowy IV Lwowskiej DS im. gen. M. Kruka, 1912 r. rzy i 2 harcerki11. W drugiej fazie walk z Ukraińcami w grudniu 1918 r. zginął Jerzy Grodyński – jeden z twórców skautingu lwowskiego12. Tomasz Mierzejewski, skaut z Zagłębia Dąbrowskiego, przybył do Lwowa 22 XI z odsieczą krakowską. Podczas walk rozchorował się i po przewiezieniu do szpitala w Strzemieszycach zmarł 3 II 1919 roku13. W grudniu 1918 r. w pobliżu Lesienic do niewoli ukraińskiej dostał się Kazimierz Rzędca 14 i zastępowy I LDS Adam Terlikowski 15, którzy zostali rozstrzelani w Podhorcach. Podobnie zginął zamordowany w Dawidowie 28 XII 1918 r. Jan Franciszek Manowarda16. W chwili śmierci miał 14 lat. Ponadto polegli: drużynowy 11 Marian Marek Drozdowski, Harcerstwo a narodziny i początki II Rzeczypospolitej, cz. I, Harcerskie Biuro Wydawn. Horyzonty, s. 19; I. Lewandowska-Kozimala, Skauting polski w Galicji Wschodniej, Wyd. Naukowe TPN, Przemyśl 1994, s. 123–124; M. Kozłowski, Między Sanem a Zbruczem. Walki o Lwów i Galicję Wschodnią 1918–1919, Wyd. Znak, 1990, s. 145. 12 Jerzy Grodyński, ur. w 1883 r. Po zajęciu miasta przez polską odsiecz 22 XI 1918 r. jako kapitan objął dowództwo 7. kom. 1 p. strzelców lwowskich. 28 XII 1918 r. otrzymał zadanie od komendanta obrony Lwowa wzmocnienia obrony zagrożonego odcinka pod Kozielnikami. Tam zginął, pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari oraz Krzyżem Walecznych. W obronie Lwowa i Wschodnich..., s. 94–95. 13 Tadeusz Artur Mierzejewski, ur. w Strzemieszycach w Zagłębiu Dąbrowskim w 1901 r. Zgłosił się na ochotnika do organizowanej w Krakowie odsieczy dla Lwowa, żołnierz 4 p. piechoty. Ibidem, s. 121. 14 Kazimierz Rzędca, ur. 3 X 1898 r. w Przemyślanach, absolwent gimnazjum w Brodach, student Politechniki Lwowskiej. Po rozpoczęciu walk wstąpił w szeregi obrońców Lwowa, 2 XI dostał się do niewoli ukraińskiej, skąd uciekł. Wysłany 7 XII na patrol wraz z dwoma kolegami został rozstrzelany przez Ukraińców. Ibidem, s. 137. 15 Adam Wojciech Terlikowski, ur. w 1899 w Stanisławowie, ukończył gimnazjum we Lwowie. Służył w wojsku austriackim jako artylerzysta na froncie włoskim. Po powrocie do Lwowa włączył się w szeregi obrońców. Zginął rozstrzelany 7 XII 1918 r. w Podhorcach. Potem zwłoki przewieziono do Lwowa i pochowano na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Ibidem, s. 151. 16 Jan Franciszek Walerian de Manowarda, uczeń V klasy gimnazjum realnego, zgłosił się w pierwszych dniach listopada 1918 r. w szeregi obrońców Lwowa. W ostatnich dniach grudnia podczas walk na Persenkówce dostał się wraz z kolegami do niewoli ukraińskiej. Wszyscy zostali zamordowani w Dawidowie 28 XII 1918 roku. Ibidem, s. 116. 19 KRESY VIII LDS Leonard Łabędź-Rajewski – 11 I 1919 r. pod Skniłowem17, 13-letni Antoni Petrykiewicz – 15 I 1919 w obronie Persenkówki 18, skarbnik I LDS Ludwik Kornella – 19 I 1919 r. pod Kulparkowem 19, 15-letni Stanisław Kossowski – 22 II 1919 r. pod Chodorowem20, harcerz I LDS Jan Korwin Kochanowski – 24 III 1919 r. pod Rohatynem21, zastępowy VII LDS Stefan Klamut – 11 V 1919 r. w Janowie22, Mieczysław Ateński – 18 V 1919 r. Skauci I DS z Sambora, 1913 r. pod Dublanami23, były drużynowy I LDS Mikołaj Wójtowicz24 – 30 V 1919 r. pod Chrabuzną k. Zborowa, harcerz drużyny czortkowskiej – Tomasz Watanowicz – 8 VI 1919 w Czortkowie, harcerz I Lwowskiej – Stanisław Karśnicki w Korościatynie25, skaut z Jarosławia Karol Sobolewski pod Tłustobabami26, przyboczny IV Lwowskiej Stanisław Witrylak – pod Złoczowem27, zastępowy I LDS Zbigniew Paygert 17 Leonard Jan Łabędź-Rajewski, ur. w 1898 r. Syn matematyka, prof. UJK we Lwowie Jana Rajews- kiego, żołnierz Legionów, student Politechniki Lwowskiej. 1 XI zaciągnął się w szeregi obrońców miasta, walczył na Reducie Piłsudskiego, w obronie gmachu poczty, wzgórz wuleckich, na Persenkówce, Grzybowicach, Snopkowie, Sygniówce. Poległ 11 I 1919 r. w bitwie pod Skniłowem. Ibidem, s. 134. 18 Antoni Petrykiewicz, uczeń II klasy gimnazjum, walczył na Górze Stracenia, ciężko ranny w walkach na Persenkówce zmarł 15 I 1919 r. w wieku 13 lat. Ibidem, s. 130. 19 Ludwik Kornella, ur. 25 X 1902 r. Uczeń Gimnazjum im. A. Mickiewicza we Lwowie. Wziął udział w obronie Lwowa służąc w kompanii szturmowej, potem jako telefonista 4 p. artylerii ciężkiej na różnych odcinkach frontu lwowskiego. 28 I 1919 r. został śmiertelnie ranny podczas naprawy linii telefonicznej na linii obrony Kulparkowa. Ibidem, s. 106. 20 Stanisław Kossowski, 22 II 1919 r. pod Lwowem dostał się do niewoli ukraińskiej i koło Chodorowa został zamordowany. Ibidem, s. 107. 21 Jan Korwin-Kochanowski, ur. w 1900 r. na Mazowszu. Uczeń VIII klasy gimnazjum, żołnierz ochotnik, kapral 4. kompanii 36. pp. Legii Akademickiej. Za udział w obronie Lwowa odznaczony Orderem „Orląt” i Krzyżem Walecznych, a także przedstawiony do Krzyża Virtuti Militari za bój na odcinku Łyczaków–Winniki. Poległ 27 V 1919 r. pod Rohatynem. Ibidem, s. 104. 22 Stefan Klamut, ur. w 1897 r., strzelec 1 p., 3 komp. Zginął 11 V 1919 r. w Janowie. Ibidem, s. 103. 23 Mieczysław Ateński, ur. 16 I 1901 r., uczeń Gimnazjum im. M. Zamoyskiego w Lublinie. Końcem 1918 r. wystąpił z gimnazjum i zaciągnął się do wojska polskiego. Uczestniczył w odsieczy Lwowa; w grupie gen. Aleksandrowicza brał udział w zajęciu Sambora, Sądowej Wiszni, przebył kilka bitew. Poległ 18 V 1919 r. pod Dublanami i tam został pochowany. Ibidem, s. 74. 24 Mikołaj Wojtowicz, ur. w 1898 r. w Hanaczowie k. Przemyślan, student II roku medycyny, podchorąży 39. p. strzelców, zginął pod Chrabuźną, pochowany w Hanaczowie. Ibidem, s. 158. 25 Władysław Nekrasz, Harcerze w bojach, Przyczynek do udziału młodzieży polskiej w walkach o niepodległość Ojczyzny w latach 1914–1921, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1930– 1931, s. 359. 26 Ibidem, s. 368. 27 Stanisław Witrylak, ur. w 1887, kapral 40 pp. Istnieje niezgodność odnośnie miejsca śmierci, W. Nekrasz podaje, że zginął pod Złoczowem, a publikacja W obronie Lwowa i Wschodnich…, że pod Glinianami. 20 HARCERZE W OBRONIE LWOWA – 24 III 1919 r., oraz Władysław Bischof, Mieczysław Czechowicz, Józef Dąbski, Wiesław Kliszcz, Tadeusz Rozkasz, Ludwik Tenerowicz28. Po zakończeniu walk Krzyżem Walecznych za zasługi w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich odznaczeni zostali: ks. dr Gerard Szmyd – komendant hufca lwowskiego, Franciszek Czerniec, Tadeusz Szumowski, Franciszek Usarz i pośmiertnie Mikołaj Wójtowicz29. W obronie Kresów poległ także były drużynowy I Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. R. Traugutta Aleksander Pniewski, który jako ochotnik zgłosił się na odsiecz Lwowa. Zginął w kwietniu 1919 r. pod Hruszatycami30. Józef Górzyński, były członek drużyny harcerskiej w gimnazjum płockim, student prawa Uniwersytetu Warszawskiego wstąpił w listopadzie 1918 r. do wojska polskiego. Uczestniczył w odsieczy Lwowa i zginął 13 I 1919 r. pod Sokolnikami. Pochowany został na Cmentarzu Janowskim we Lwowie31. Wiêkszoœæ harcerzy przemyskich, która wziê³a udzia³ w walkach, by³a cz³onkami Polskiej Organizacji Wojskowej. Do większych walk polsko-ukraińskich doszło także w Przemyślu, który w nocy z 3/4 XI 1918 r. zajął 30-osobowy oddział strzelców siczowych oraz chłopi z okolicznych wsi. Gen. Stanisław Puchalski wraz z polskimi oficerami został internowany, a 5 XI ogłoszono zawieszenie broni. Większość harcerzy przemyskich, która wzięła udział w walkach, była członkami Polskiej Organizacji Wojskowej. Po zajęciu miasta przez Ukraińców I Przemyska Drużyna Skautów (I PDS) obsadziła opustoszałe na Zasaniu koszary austriackie i mosty przemyskie. Niebawem powołano do koszar II Przemyską Drużynę Skautów, złożoną z młodszych chłopców i powierzono im służbę wartowniczą. Po objęciu komendy przez ks. Józefa Panasia, załoga wkroczyła do Przemyśla i rozpoczęły się walki uliczne. Pierwszym obrońcą Przemyśla, który padł w walce 4 XI 1918 r., był Adam Kończy, członek Harcerskiego Klubu Sportowego „Czuwaj”. Podczas obrony mostu w Przemyślu zginął harcerz I PDS (?) Kramarz, zaś Kazimierz Pietrak i Stanisław Życzkowski zostali ranni. Po oswobodzeniu miasta przez odsiecz z Krakowa walki przeniosły się w najbliższe okolice Przemyśla i zakończyły się 13 XII 1918 r. zwycięstwem Polaków pod Niżankowicami. W bitwie tej zginęło 14 harcerzy: Tadeusz32 i Józef Kędzierscy33, Tadeusz Durkacz34, Alfons Różycki, 28 Ludwik Tenerowicz, ur. w 1898 r., żołnierz 1 pp. Legionów Polskich, były drużynowy drużyny lwowskiej, obrońca Lwowa, zmarł z ran 12 XII 1918 r. Pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim. Lwów i Małopolska Wschodnia w Legjonach Polskich 1914–1917, Lwów 1935, s. 122. 29 I. Lewandowska-Kozimala, Skauting polski…, s. 126. 30 Aleksander Pniewski, ppor. 7 pp., absolwent szkoły podchorążych, poległ w kwietniu 1919 r. pod Hruszatycami, pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. W obronie Lwowa i Wschodnich..., s. 131. 31 Ibidem, s. 94; Janusz Wojtycza, Udział małopolskiego harcerstwa w budowie zrębów państwowości i obronie granic Polski (1918–1919), Harcerstwo nr 9, 1996, s. 40–41. 32 Tadeusz Kędzierski, ur. w 1899 w Brodach, absolwent gimnazjum przemyskiego, od XI wraz z bratem Józefem uczestniczył w obronie Przemyśla jako żołnierz 10 pp. Śmiertelnie ranny pod Niżankowicami, pochowany na cmentarzu przemyskim we wspólnej mogile. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Gwiazdą Przemyśla. W obronie Lwowa i Wschodnich..., s. 102–103. 33 Józef Kędzierski, ur. w 1901 r. w Brodach, uczeń VIII klasy gimnazjum na Zasaniu w Przemyślu, poległ wraz z bratem pod Niżankowicami. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Gwiazdą Przemyśla. Ibidem, s. 102. 34 Tadeusz Durkacz, ur. w 1903 r. w Przeworsku, syn Michała – naczelnika stacji kolejowej w Żurawicy, uczeń VIII klasy III Gimnazjum w Przemyślu na Zasaniu. 1 XI 1918 r. wstąpił do 21 KRESY Nikodem Sozański35, Stanisław Artwiński, Adam Płonka, Ferdynand Nowak36, Mieczysław Zaleszczyk37, Wacław Motyka38, Stanisław Osostowicz39, Marian Schultz i Władysław Ryż40. Wskutek odniesionych ran zmarł harcerz I Drużyny (?) Schaller. W walkach o Przemyśl wyróżnili się m.in. Stanisław Czerpa, Adam Kordecki, Franciszek Mączek, Adam Wietrzny, Wilhelm Słaby, Edward Heil, Walery Kramarz, Leonard Kustra i Włodzimierz Bilan41. Do obrony miasta włączyły się także harcerki zorganizowane przez Izydorę Kossowską i Marię Mudrykównę. Pełniły służbę w kuchniach, utrzymywały porządek w biurach komend oraz były łączniczkami. Starsze pracowały jako sanitariuszki polowe i opiekowały się rannymi w szpitalach42. Ze strategicznej roli Zagórza zdawali sobie doskonale sprawê Ukraiñcy, którzy atakowali dworzec kolejowy. W walkach z Ukraińcami poza Przemyślem wyróżniła się także I DS im. Stanisława Szczepanowskiego w Borysławiu, której wszyscy członkowie uczestniczyli w obronie miasta. Część z nich przedarła się przez kordon wojsk ukraińskich i dotarła do Sanoka, gdzie wskutek przeziębienia zmarł harcerz Alfred Krupa43. Czynny udział w obronie Galicji Wschodniej wzięła I DS im. T Kościuszki z Zagórza k. Sanoka. To niewielkie miasteczko było ważnym węzłem kolejowym, którego zajęcie doprowadziłoby do odcięcia od reszty Polski kolejnych ziem. Ze strategicznej roli Zagórza zdawali sobie doskonale sprawę Ukraińcy, którzy atakowali dworzec kolejowy. Cała niemal harcerska drużyna męska zaciągnęła się do wojskowego oddziału kolejowego, zorganizowanego przez byłego kolejarza kpt. (?) Kurka. W walkach zginęli harcerze: utworzonego w Żurawicy 5 p. Legionów, potem służył w 10 pp., uczestniczył w walkach pod Chyrowem. Zginął 13 XII 1918 r. w bitwie pod Niżankowicami. Ibidem, s. 88. 35 Nikodem Sozański, ur. 9 VII 1894 r. w Przemyślu, absolwent szkoły realnej we Lwowie. W pierwszych dniach listopada wstąpił w szeregi obrońców Przemyśla, ciężko ranny 11 XI 1918 r. podczas walk na Placu przy Bramie, uczestnik bitwy pod Niżankowicami, ponownie ciężko ranny zmarł 27 XII 1918 r. Pochowany we wspólnej mogile na cmentarzu w Przemyślu. Ibidem, s. 144. 36 Nowak Ferdynand, ur. w 1903 r., uczeń szkoły kadeckiej, żołnierz 10 pp., poległ pod Niżankowicami. Ibidem, s. 126. 37 Mieczysław Zaleszczyk, ur. 13 VI 1903 r. w Krasiczynie, uczeń szkoły handlowej, 1 XI 1918 r. wstąpił jako ochotnik do wojska polskiego, walczył jako szeregowiec w kompanii studenckiej. Uczestniczył w walkach o Przemyśl 11 XI 1918 r. i kilku innych potyczkach z Ukraińcami. Poległ w bitwie pod Niżankowicami. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Gwiazdą Przemyśla. Ibidem, s. 162. 38 Wacław Motyka, ur. 2 II 1901 r., syn profesora gimnazjum w Przemyślu. W listopadzie 1918 r. wstąpił do wojska, otrzymał stopień plutonowego 38 pp., walczył w obronie Przemyśla, pod Niżankowicami i Dobromilem. Zginął podczas ponownego zdobywania Niżankowic. Ibidem, s. 123. 39 Stanisław Osostowicz, ur. 1 IV 1901 r. w Ustrzykach Dolnych. Uczęszczał do gimnazjów w Brzeżanach i Przemyślu. W III Gimnazjum na Zasaniu w Przemyślu założył kółko ilareckie. Jako jeden z pierwszych 1 XI 1918 r. wstąpił w szeregi obrońców miasta. Poległ w bitwie pod Niżankowicami. Ibidem, s. 129. 40 Władysław Ryż, uczeń VIII klasy gimnazjum, żołnierz 10 pp., ciężko ranny 13 XII 1918 r. w bitwie pod Niżankowicami, zmarł 16 XII, pochowany we wspólnej mogile na cmentarzu w Przemyślu. Ibidem, s. 137. 41 A. J. Sławski, M. Mudrykówna-Krynicka, 1896–1978, Harcerstwo nr 9, 1987, s. 40; W. Nekrasz, Harcerze w bojach..., s. 69–70. 42 A. J. Sławski, M. Mudrykówna-Krynicka..., s. 40. 43 Alfred Krupa, ułan 1 p. Legionów, zmarł w szpitalu garnizonowym w Sanoku 26 II 1919 r., pochowany na miejscowym cmentarzu. W obronie Lwowa i Wschodnich..., s. 109. 22 HARCERZE W OBRONIE LWOWA Obóz I DS im. D. Chłapowskiego z Przemyśla, lipiec 1912 r. Stanisław Żurowski, (?) Wojnar i (?) Solon, zaś z ran zmarli Jan Żurowski i Edward Wyborny. Za dzielność i odwagę kilku harcerzy zostało odznaczonych Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Byli to Stanisław i Władysław Szwedowie oraz Adam Gebus. Krzyż Walecznych ponadto otrzymali Jan Szwed i pośmiertnie Stanisław i Jan Żurowscy. Każdy z obrońców został też odznaczony Krzyżem Obrony Węzła Zagórskiego, Krzyżem Obrony Przemyśla i Odznaką Honorową „Orlęta”.·. Harcerze z Galicji uczestniczyli także w akcji plebiscytowej na Spiszu. Z Przemyśla wyjechało na Spisz 10 harcerzy, którzy po powrocie wstąpili do armii ochotniczej44. Wojna polsko-bolszewicka W lutym 1919 r. rozpoczęła się wojna z Rosją. Po zwycięstwie nad białogwardzistami i przełamaniu kryzysu państwa, rząd radziecki zwrócił się przeciwko Polsce. Na początku lipca 1920 r. Armia Czerwona doszła pod Lwów. W obronie zagrożonej niepodległości Polacy masowo wstępowali w szeregi armii ochotniczej. We Lwowie 8 VII 1920 r. władze wojskowe powołały Ochotniczą Legię Obywatelską (OLO), której zadaniem miała być ochrona majątku państwowego, obiektów wojskowych i linii kolejowych. Harcerstwo lwowskie zgłosiło akces do OLO. Hufce i drużyny poddano rozkazom okręgowych komend wartowniczych, które przydzieliły im broń i amunicję. Komendy hufców otrzymały także zadanie organizowania (w porozumieniu z OLO) młodzieży spoza skautingu w oddziały Legii. W lipcu 1920 r. odbywał się kurs instruktorski w Rząśni Polskiej. Prawie wszyscy jego uczestnicy z Józefem Dobieckim45 na czele wstąpili w szeregi armii ochotniczej. Także we Lwowie odbywał się 44 I. Lewandowska-Kozimala, Skauting polski..., s. 129. 45 Józef Dobiecki, działacz harcerski, drużynowy I DS im. T Kościuszki we Lwowie, dowódca plu- tonu harcerzy 240 pp. Małopolskich Oddziałów Armii Ochotniczej, uczestniczącego w walkach z Armią Czerwoną w 1919–1920 r., podczas kampanii wrześniowej uczestnik obrony Warszawy. 23 KRESY zaciąg do armii pod kierownictwem płk. Czesława Mączyńskiego. Zaczęli napływać liczni ochotnicy, w tym także wielu harcerzy z Tarnopola, Czortkowa, Rawy Ruskiej, Jarosławia, Przemyśla i innych miejscowości. Hufiec drużyn lwowskich zgłosił się 7 VIII 1920 r. do 1 batalionu 1 pp. Małopolskiej Armii Ochotniczej w liczbie około 400 ochotników. Wśród nich znalazło się wielu poniżej 18. roku życia. Komendant Chorągwi Stanisław Niemczycki 18 VII 1920 r. zwrócił się pismem do Naczelnictwa ZHP informującym, że do służby wojskowej z bronią w ręku zostali wciągnięci chłopcy w wieku od 14 do 17 lat. „Dla armii nie przedstawiają większej wartości, a są bardzo zagrożeni” – pisał. Komenda Skautowa podjęła starania o zwolSkauci Jarosławscy na wycieczce w Zakopanem, 1913 r. nienie niepełnoletnich z szeregów i przydzielenie ich do dowództwa Lwowskiego Hufca Harcerskiego jako służb pomocniczych. Starania te zakończyły się tylko częściowym sukcesem, gdyż część ochotników nie chciała pozostać poza frontem działań wojennych. W następnych dniach 1 pp. został przemianowany na 240 pp. Małopolskiej Armii Ochotniczej i przeszedł kampanię od Kamionki Strumiłłowej do Zadwórza. Także 205 pułk artylerii był złożony przeważnie z harcerzy lwowskich. Podczas wojny polsko-bolszewickiej zginęło 11 harcerzy z terenu późniejszej Chorągwi Lwowskiej. W bitwie pod Milatynem Starym 30 IX 1920 r. poległo dwóch wybitnych instruktorów przemyskich: Adam Stanisław Czerpa – uczestnik walk w obronie Przemyśla, akcji plebiscytowej na Spiszu, drużynowy II DS im. K. Pułaskiego, oraz Adam Kordecki – instruktor tej drużyny, pośmiertnie mianowany przez Naczelnictwo ZHP „Honorowym Harcerzem Rzeczypospolitej”. Zginęli też: harcerz II Przemyskiej Jan Deblesen – 30 VIII 1920 r. k. Milatyna Starego i Żelechowa, harcerze I Lwowskiej – Marian Piątkiewicz – pod Lwowem, oraz Stanisław Grabski – w lipcu 1920 r. pod Czarnobylem, harcerz V Lwowskiej Witold Sulimirski46 – 23 IX 1920 r. pod Zasławiem na Wołyniu, zastępowy I Jaworowskiej W l. 1942-1944 komendant Obwodu AK Kamionka Strumiłłowa. Po wojnie osiedlił się na Śląsku, w 1976 r. zainicjował powstanie Kręgu Byłych Skautów – Harcerzy Najstarszej Polskiej Drużyny Harcerskiej, w którego pracach aktywnie uczestniczył do 1984 roku. Bolesław Broś, Nieprzeciętni w Pierwszej Lwowskiej, Semper Fidelis, nr 4, 1996, s. 13–21. 46 Witold Sulimirski, ur. w 1899 r. w Krośnie. Od 1911 r. członek V LDS „Orląt”. W wieku 17 lat wstąpił w listopadzie 1916 r. do Legionów i przebywał w nich do kryzysu przysięgowego. Następnie został wcielony do armii austriackiej i wysłany na front rosyjski. Od listopada 1918 r. uczestniczył w obronie Lwowa, potem zgłosił się do grupy gen. Romera i został przydzielony do 1 pułku ułanów, kilkakrotnie wyróżniany i awansowany na stopień wachmistrza. W lipcu 1919 r. mianowany ppor. i przydzielony do 6. pułku ułanów. Zginął na froncie wołyńskim 23 IX 1920 r. podczas szarży pod Zasławiem. Odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Lwów i Małopolska Wschodnia..., s. 113. 24 HARCERZE W OBRONIE LWOWA Władysław Prus-Wiśniowski – 1 VIII 1920 r. pod Mikołajowem k. Brodów, harcerz z Rawy Ruskiej Jan Kolpa, Tadeusz Presz – pod Lwowem, Leon Friedel i Kazimierz Berg47. Także starsze harcerki i instruktorki lwowskie pełniły służbę na froncie. Pracowały głównie w jednostkach pomocniczych jako sanitariuszki w szpitalach wojskowych i na froncie. Niektóre z nich zostały za tę służbę odznaczone Krzyżami Walecznych48. Co najmniej 700 skautów uczestniczy³o w obronie niepodleg³oœci. Stanowi³o to ponad jedn¹ czwart¹ stanu Lwowskiej Chor¹gwi Harcerzy z 1920 roku. Udział harcerstwa lwowskiego w walkach w obronie niepodległości Polski był znaczny. Według raportu Komendy Chorągwi w formacjach frontowych 240 pp. służyło: 35 harcerzy w I batalionie, 10 w kompanii sztabowej, 17 w kompanii karabinów maszynowych, 38 w I i II baterii oraz 21 sanitariuszy i 2 sanitariuszki. Ponadto w służbie pomocniczej pracowało 600 skautów. Ci ostatni zajmowali się kolportażem prasy na front oraz dowozem żywności. Z tych danych wynika, że co najmniej 700 skautów uczestniczyło w obronie niepodległości. Stanowiło to ponad jedną czwartą stanu Lwowskiej Chorągwi Harcerzy z 1920 roku. Biorąc pod uwagę fakt, że znaczna część członków drużyn była w wieku poniżej 18. lat, można stwierdzić, że do obrony niepodległości kraju stanęli niemal wszyscy dorośli harcerze, a także ci, którzy tego wieku nie osiągnęli. W obronie Kresów Wschodnich w latach 1918–1920 łącznie zginęło 73 harcerzy lwowskich. Po zakończeniu działań wojennych rozpoczął się dla harcerzy z Galicji nowy okres działalności – pracy w warunkach pokoju w Związku Harcerstwa Polskiego49. dr Irena Kozimala Henryk Bagiński, komendant VIII Lwowskiej DS im. hetmana S. Żółkiewskiego, rok szkolny 1911/1912 dyrektor Instytutu Historii w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu Zdjęcia ze zbiorów autorki 47 W. Nekrasz, Harcerze w bojach..., s. 126–128; A.J. Sławski, Harcerstwo przemyskie 1911–1945, maszynopis w posiadaniu rodziny autora, s. 5. 48 I. Lewandowska-Kozimala, Skauting polski..., s. 131. 49 W. Nekrasz, Harcerze w bojach..., s. 323; Krystyna Chowaniec, Udział sanockich harcerzy w walkach o niepodległość i granice w latach 1918–1920, Harcerstwo, nr 4–5, 1997, s. 36. 25 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ Tomasz Panfil "¯uraw" zamojski W człowieku przyzwyczajonym do racjonalnej analizy faktów i tworzenia łańcuchów przyczynowo-skutkowych – a tacy są właśnie historycy – nieodmienne zdumienie musi budzić fenomen powstania, trwania i rozwoju II Rzeczypospolitej. Po ponad stu latach braku państwowości, prowadzonych przez zaborców akcjach wynarodowiania i eksterminacji, po zniszczeniach Wielkiej Wojny, wbrew woli mocarstw zwycięskich i przy aktywnym przeciwdziałaniu sąsiadów odrodziła się Polska. Fenomen ten staje się jeszcze bardziej zadziwiający, kiedy spojrzymy nań poprzez pryzmat dwudziestu lat istnienia i funkcjonowania tak zwanej III RP. Mam nieodparte przeświadczenie, że klucza do zrozumienia unikatowego sukcesu, jaki stał się udziałem Polski i Polaków w latach 1918–1939, należy doszukiwać się w ludziach tamtego czasu. W pierwszym numerze „Kwarty” przedstawiłem życiorys księdza Witolda Kiedrowskiego – życiorys niemal nieprawdopodobny, który mógłby być kanwą scenariusza serialu wojenno-sensacyjnego, trzymającego w napięciu od pierwszego do ostatniego odcinka. A przecież ksiądz Kiedrowski przed najazdem niemieckim na Polskę w 1939 roku był zwykłym wikarym na prowincji, w Wąbrzeźnie. W niniejszym tekście przedstawiam życiorys innego człowieka owych czasów: Henryka Jerzego Szcześniewskiego. Artykuł napisałem w oparciu o pozostawione przez naszego bohatera listy, wspomnienia, dokumenty rodzinne. Wiele zatem okresów jego życia wymagać będzie jeszcze badań i kwerendy w różnych zasobach archiwalnych. Pozwalam sobie jednak przedstawić opowieść o kolejach losu Henryka Jerzego już teraz, bo był niezwykłym człowiekiem, życie miał niezwykłe, a wiedza o jego czynach jest Henryk Jerzy Szcześniewski, w mundurze harcerskim, z dziadkami – Antonim Krasnodębskim i Józefą z Przeździeckich niewielka. 26 „ŻURAW” ZAMOJSKI Henryk Jerzy urodził się 16 września 1910 roku w Terebińcu1 jako najstarszy syn Leona Szcześniewskiego (z zawodu gorzelnika) i Aleksandry Franciszki z Krasnodębskich. Narodziny pierworodnego przypadły 12 dni po pierwszej rocznicy ślubu szczęśliwych rodziców. Państwo Szcześniewscy mieli jeszcze dwóch synów: Zbigniewa i Wacława. O młodzieńczych latach Henryka Jerzego wiem na razie niewiele. Jedno jest pewne: fascynował się harcerstwem od wczesnych lat młodzieńczych.2 Praktycznie na wszystkich swoich fotografiach Henryk Jerzy z autentyczną dumą eksponuje krzyż harcerski. To zapewnie w tym okresie przyjął harcerski przydomek „Żuraw”, którym posługiwał przez wiele następnych lat. fascynowa³ siê harcerstwem od wczesnych lat m³odzieñczych Henryk Jerzy zaczął swoje wspomnienia od roku 1933. Odnajdujemy go wtedy w Zamościu, już jako dorosłego człowieka, liczącego 23 lata. Jest wówczas referentem kształcenia starszyzny harcerskiej Hufca Harcerzy Zamość i Tomaszów Lubelski. O latach szkolnych, typie wykształcenia, jakie zdobył, Szcześniewski zostawił w dostępnych mi materiałach niewiele informacji. Od 1931 roku pracował w szkole im. Juliusza Słowackiego w Lublinie. Podnosił kwalifikacje nauczycielskie na kursach rocznych w 1932 i 1934 r.3 Ukończył również Szkołę Podchorążych w Śremie. Staż odbywał w 8. Pułku Piechoty Legionów w Lublinie. Przejściowo – choć miał tylko stopień sierżanta podchorążego – dowodził kompanią w tym pułku, również w czasie manewrów w okolicach Biłgoraja. Metody harcerskie zastosowane przez młodego podchorążego zwróciły uwagę generała Brunona Olbrychta, który w 1936 r. objął dowództwo 3. Dywizji Piechoty Legionów w Zamościu.4 Olbrycht też był harcerzem – miał stopień harcmistrza i podczas pobytu w Zamościu przewodniczył Kołu Przyjaciół Harcerstwa. Pracując w szkolnictwie (pow. krasnostawski i zamojski), H.J. Szcześniewski kończy dywizyjny kurs topograficzny i jako że doskonale zna teren (znów zaprawa harcerska), konsultuje mapy opracowywane na potrzeby armii przez Wojskowy Instytut Geograficzny. Gen. Olbrycht powierza mu również funkcję kierownika archiwum i biblioteki dowódcy dywizji. W 1937 r. Henryk Szcześniewski zostaje hufcowym zamojskiego Hufca Harcerzy i Harcerek ZHP. Szeregi organizacji szybko rosną i potrzeba nowej siedziby dla hufca. Przyzwyczajony stawiać sobie (i innym) ambitne cele, hufcowy kieruje wzrok ku zamojskim 1 Terebiniec, wioska położona 12 km na południowy zachód od Hrubieszowa. W roku urodzenia Henryka Jerzego Terebiniec położony był w guberni lubelskiej Kraju Przywiślańskiego, dwa lata później włączony został wraz z nowo utworzoną gubernią chełmską w skład Cesarstwa Rosyjskiego. 2 Dzieje harcerstwa, polskiej odmiany skautingu stworzonego przez gen. Roberta Baden-Powella, datuje się od roku 1911, kiedy to Andrzej Małkowski, po przetłumaczeniu książki Baden-Powella Scouting for Boys, zorganizował pierwszy kurs skautowy. 3 Certy ikat wystawiony po francusku przez samopomoc Związku Byłych Kombatantów Polskich we Francji 15 list. 1950 r., kopia cyfr. w posiad. autora. 4 Generał Bruno Olbrycht przekreślił swą piękną kartę żołnierskiej służby – od Legionów, przez wojnę polsko-bolszewicką, kampanię wrześniową, opór w o lagu, służbę w AK – wstępując do Ludowego Wojska Polskiego, gdzie w latach 1945–1947 r. jako dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego uczestniczył w zwalczaniu niepodległościowego podziemia zbrojnego, m.in. na Lubelszczyźnie, gdzie polowały na oddział „Orlika”. Zob.: J. Ślaski, Żołnierze wyklęci, Warszawa 2012, s. 30. Jednak H.J. Szcześniewski wyraża się o generale z uznaniem. Niewykluczone, że nie dowiedział się o niechlubnych, powojennych czynach gen. Olbrychta. 27 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ fortyfikacjom: zamyślił sobie zagospodarować nadszaniec.5 Generał Olbrycht trochę nieufnie przyjął moją inicjatywę, ale po przejrzeniu planów – kosztorysu, pokrycia budżetowego i możliwości zajęcia przy remoncie starszych harcerzy... zapalił się! A tego tylko pragnąłem. W ciągu roku zdołaliśmy stworzyć architektoniczne „cacko”, nawet z parkietami położonymi na smolnej izolacji na posadzce z cegieł. Zamość szalał z podziwu!6 Aktywność zamojskiego hufca harcerskiego, kierowanego przez ambitnego harcmistrza, sprawia, że ściąga do niego różna młodzież: z miasta, ale i ze wsi, z zamożnych domów inteligenckich i ubogich chałup. Hufcowy zastanawia się jak: (...) pomóc 18-tu sierotom i chłopcom wiejskim. Jeśli się ma pieniądze, to jałmużnę łatwo można ofiarować, ale mnie przede wszystkim chodziło o samozaradne usamodzielnienie tego ubogiego zespołu.7 Narady nie przynoszą rozwiązania, aż wreszcie Szcześniewski wpada na pomysł. Koncepcja, jej wykonanie i rezultaty były dla niego powodem dumy do końca życia – choć jeszcze wielu czynów miał dokonać: z całej ponad setki tytułów dokonanych już i wyróżnionych prac w mym 75-letnim życiu, wybrałem jeden z najlepszych, który (..) niech będzie ilustracją hasła poety: „mierz siły na zamiary!”.8 Tu właśnie pojawia się ta szczególna cecha ludzi dorastających w wolnej i własnej Polsce: podejście do pracy nie wyłącznie jako źródła osobistych dochodów, lecz jak do oczywistego obowiązku spoczywającego na patriotach, jak do aktualizowania i umacniania więzi łączących Polaków między sobą, a wszystkich z Ojczyzną-Matką. Wpadłem na pomysł, by na całej Lubelszczyźnie przeprowadzić ankietę, by sprawdzić, w jakim fachu nie ma specjalistów majstrów Polaków? Rozesłaliśmy listy po hufcach i zorganizowaliśmy wywiady rowerowe, które stwierdziły, że na całym województwie lubelskim nie ma ani jednego majstra Polaka… czapnika, bo cały ten handel jest w rękach – niestety – żydowskich.9 ja³mu¿nê ³atwo mo¿na ofiarowaæ, ale mnie przede wszystkim chodzi³o o samozaradne usamodzielnienie tego ubogiego zespo³u Angażując się z całych sił w realizację pomysłu, znalazł Szcześniewski majstra czapnika, Polaka z Wielkopolski. Znalazł majstrowi mieszkanie, zdobył maszyny, które stanęły w pomieszczeniach zajmowanych przez hufiec. Rynek zbytu też się znalazł: Generał [Olbrycht] roześmiany spodziewał się mnie. Przedstawił mi już gotowe obstalunki trzech pułków na czapki wojskowe, o ile załatwię obiecane zezwolenia na prowadzenie szkoły zawodowej czapnikarskiej i dokształcającej u Władz w Lublinie.10 Ubrany w galowy mundur harcerski, uzbrojony w zapał i przekonanie o słuszności sprawy, pojechał Henryk Jerzy nocnym pociągiem z Zamościa do Lublina. Zaczął od kuratorium: 5 Wybudowany na początku XVII w. potężny system umocnień wewnętrznych twierdzy zamoj- skiej, przylegający do starej Bramy Lwowskiej (obecnie ulice Waleriana Łukasińskiego i Partyzantów). 6 Wspomnienia H.J. Szcześniewskiego, Unikalne KLEJNOTY – Błogosławieństwa Wszechniebios osiągnięte w pracy społecznej dla Ojczyzny Polski, mszps powielany, s. 2, kopia w posiad. autora. Dalej jako KLEJNOTY. W cytowanych fragmentach uzupełniłem interpunkcję i dostosowałem pisownię do zasad współczesnych, zwłaszcza w zakresie razem czy osobno. 7 Tamże. 8 Tamże, s. 1. 9 Tamże, s. 2. 10 Tamże. 28 „ŻURAW” ZAMOJSKI Na wszystkie me argumenty słyszałem negację! Nie i nie! Przedkładałem, że w tym wypadku Kuratorium nie będzie obciążone żadnymi wydatkami, że koszty poniosę sam i mam pieniądze w Hufcu! Że same tylko pozytywy z kształcenia młodzieży będą na rachunek Kuratorium. Usłyszałem, że żądam niemożności i bezprawia, bo czegoś podobnego jeszcze nie było. Wreszcie udało się upartemu harcerzowi uzyskać obietnicę wydania zezwolenia, o ile otrzyma zgodę Izby Przemysłowej. Więc: Po obiedzie rozpoczęliśmy drugą konferencję, w Izbie Przemysłowo-Rzemieślniczej. Była nieco trudniejsza, bowiem nie wszyscy byli Polakami, więc jednak trzeba było mocniej, ale i jednocześnie delikatniej i oględniej argumentować.11 Trudno dziś rozstrzygnąć – czy zaważyła siła argumentów, czy zapał, a może pewność siebie druha Szcześniewskiego – dość, że udało mu się dopiąć swego: Zaraz więc wpisali moje nazwisko na przygotowanym formularzu przy oficjalnym tytule. Wyjaśnił mi zaraz referent, bym to zezwolenie traktował jeszcze jako prowizoryczne, bowiem dopiero po oficjalnej wizytacji pracy obu szkół we wrześniu otrzymam właściwy dyplom rejestracyjny jako (…) Prywatna Szkoła Zawodowa Czapnicza i Dokształcająca – jednak z prawami państwowymi i pod stałą opieką i kontrolą Kuratorium Lubelskiego. (…) Rozpierała mnie radość, że w ciągu jednego tylko dnia mogłem to wszystko załatwić.12 Swoją czapniczą szkołę zawodową Henryk Szcześniewski uruchomił we wrześniu 1938 r. W czerwcu 1939 r. ukończyło ją owych 18 ubogich chłopców. Drugi rok szkolny już się nie rozpoczął. Ponoć gdy pod koniec czerwca 1919 r. marszałkowi Ferdynandowi Fochowi przedstawiono tekst traktatu wersalskiego, wybitny francuski dowódca powiedział: „To nie pokój, to zawieszenie broni na dwadzieścia lat”. Te dwadzieścia lat dobiegało właśnie końca. III Rzesza skończyła już kusić i namawiać polski rząd do wspólnego przeciwstawienia się komunizmowi, zaczęła grozić i stawiać żądania. Armia polska potrzebowała żołnierzy, zwłaszcza takich jak „Żuraw” Szcześniewski: wyszkolonych, patriotycznych, rzutkich organizatorów, obdarzonych charyzmą przywódcy. Henryk Jerzy został zmobilizowany ostatniego dnia sierpnia. Pierwszego września 1939 r. w Zamościu, miejscu stacjonowania 9. Pułku Piechoty Legionów, otrzymał nominację na dowódcę dywizyjnej kompanii podchorążych.13 Ta dowodzona przez harcmistrza, podporucznika kompania podchorążych – niemal kompania kadrowa – rusza na front 8 września. Wprawdzie 9 pp. miał w składzie 3. Dywizji Piechoty wchodzić do Armii „Prusy”, ale rozkazem Naczelnego Wodza z 6 IX wstrzymano przerzucanie jednostek do zachodniej części kraju. Dowódca Armii „Lublin” generał Tadeusz Piskor podporządkował wszystkie oddziały 3. DP pułkownikowi Zygmuntowi Bierowskiemu i nakazał mu wzmocnienie obrony Wisły, organizowanej przez Warszawską Brygadę Pancerno-Motorową pułkownika Stefana Roweckiego.14 W nocy 11 Tamże, s. 3. 12 Tamże, s. 4. 13 Tu pewna niejasność we wspomnieniach H.J. Szcześniewskiego. Podaje on, że rozkaz podpisał dowódca 9 pp. Leg. płk Czajkowski, tamże, s. 4 Tymczasem we wrześniu 1939 r. pułkiem dowodził podpułkownik Zygmunt Alojzy Bierowski, P. Saja, Armia Lublin, Toruń 2011, s. 283. O icera o nazwisku Czajkowski nie ma w składzie 9 pp. Leg. Tymczasem wspomina o nim Szcześniewski dwukrotnie. Błąd pamięci świadka wydarzeń, czy nieścisłość współczesnych historyków? Problem prawdziwości wspomnień, możliwości ich wery ikacji jest dość poważny. Świadkowie nie żyją, dokumenty często szczątkowe. Kiedy wspominający mówi prawdę, kiedy się tylko myli (pamięć po dziesiątkach lat może zawieść), kiedy koloryzuje rzeczywistość? Ze wspomnień Szcześniewskiego najtrudniej jest zwery ikować opis kampanii wrześniowej, większość wydarzeń późniejszych znajduje oparcie w dokumentach, innych relacjach. To podnosi wiarygodność całości. 14 P. Saja, op. cit., s. 81. 29 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ z 8 na 9 września pociągi dowiozły zgrupowanie płk. Bierowskiego do Puław. „Żuraw” Szcześniewski ze swą kompanią znalazł się w jednym z transportów. Brak mi obecnie informacji o dokładnym rejonie rozlokowania tego pododdziału wydzielonego w okolicy Puław, sam Szcześniewski napisał tylko: 8/14 sept. 39 avec Independent Batallion 9 pp. Leg – Ligne de défense Wisła Puławy15. Co rozumiał „Żuraw” pod pojęciem „niezależnego batalionu”? Dziesiątego września obronę odcinka Wisły Dęblin – Puławy – Kazimierz przejęła idąca od Rembertowa 39. Dywizja Piechoty (rez.) generała Olbrychta. Z zapisków Henryka Szcześniewskiego wynika, że jego kompania została podporządkowana (włączona?) III batalionowi 94. pułku rez., dowodzonego przez kapitana Bronisława Pardo. 13 września rano generał Piskor odbył rozmowę z generałem Stefanem Dąb-Biernackim, w czasie której ustalono, że jeśli Armia „Lublin” otrzyma rozkaz wycofania się, to oddziały osłaniające główne siły Armii od północy – w tym i 39. DP – wejdą w skład Frontu Północnego gen. Dąb-Biernackiego.16 Tak stało się już dzień później – 14 września. Wobec zajęcia przez Niemców przepraw na Wiśle w Annopolu, pod Baranowem i Sandomierzem, dotarcia patroli niemieckich od północy aż do Lubartowa, Naczelny Wódz wydał generałowi Piskorowi rozkaz wycofania Armii „Lublin” i podporządkowanej mu Armii „Kraków” w kierunku Lwowa. Jednostki, w ciężkich bojach, cofały się na wschód przez Janów Lubelski, Biłgoraj, Józefów, Krasnobród na Tomaszów Lubelski. Tam właśnie, po nieudanej próbie zdobycia miasta zajętego przez oddziały niemieckiego XXII Korpusu Pancernego, generał Piskor ogłosił kapitulację resztek obu armii. Bardziej wyczerpywa³y codzienne marsze ni¿ walka, mêczy³a ci¹g³a niepewnoœæ W tym czasie podporucznik Szcześniewski wraz ze swoją kompanią i III batalionem 94. pułku rezerwy szedł w ariergardzie 39. DP, osłaniając od północy działania i próby koncentracji Grupy Armii gen. Piskora. Początek marszu nie był bardzo ciężki, kontakt z wrogiem, choć ciągły, to jednak sporadyczny. Bardziej wyczerpywały codzienne marsze niż walka, męczyła ciągła niepewność, szarpała nerwy nieustanna obecność niemieckich samolotów zwiadowczych i bojowych. Nacisk niemiecki stopniowo rósł: od 19 września oddziały straży przedniej toczyły już nieustanne walki: Toć to był już teraz piąty dzień bez przerwy – pisał 24 IX Henryk Jerzy – ciągłych przeciwnatarć atakom zmotoryzowanej piechoty i szybkich patroli motocyklowych. 20 września w potyczce pod Krasnymstawem zginął dowódca batalionu kapitan Pardo. Podporucznik Szcześniewski objął dowództwo i parł dalej. Następne dni były jeszcze gorsze: (...) począwszy od osiągniętej szosy hrubieszowskiej i następnie od Cześnik, Barchaczowa i Łabuń, pod macającym ogniem artylerii niemieckiej. Mimo ciągłych uzupełnień przez Dtwo spieszoną kawalerią, kompanją śląską – te 3 dni rozpaczliwej walki w tych lasach osłabiły nas bardzo wielością poległych. Obok mnie padł na polu chwały przydzielony mi, przysłany z rozkazem nieustępliwej walki, major Kiełczewski i porucznik Holicz.17 Nie wytrzymali też huraganowego ognia artylerii z Łabuń i ciągłych ataków piechoty z Barchaczowa major Dobrowolski i por. Żonczyński, dając 15 Życiorys z 16 I 1982 r., potwierdzony przez SPK Francja, kopia cyfr. w posiad. autora. P. Saja jest jeszcze mniej precyzyjny: Pozostałe pododdziały po opuszczeniu transportów były w trakcie przegrupowywania się do nakazanych rejonów, tamże. 16 P. Saja, op. cit., s. 128, 132 17 Major Stefan Kiełczewski, dowódca II batalionu 9 pp. Leg., porucznik Bolesław Holicz, dowódca 7 kompanii III batalionu 8 pp. Leg., który to batalion włączono do 9 pp. Leg., P. Saja, op. cit., s. 283 i nast. 30 „ŻURAW” ZAMOJSKI mi zarzuty despotycznego szaleństwa utrzymania osiągniętych pozycji i dalszej walki, a jednak – mimo całkowicie wystrzelanej nam obsługi dwu przydzielonych baterii, obaj z porucznikiem Mazurkiewiczem kartaczami potrafiliśmy utrzymać się na stanowiskach, utrzymać fason 9 pp. Leg. i doczekać pomocy oraz przebić się na Polanówkę i Polany. W połowie trzeciej dekady września losy wojny obronnej Polski były przesądzone. Na froncie niemieckim broniły się już tylko izolowane punkty oporu i nieliczne większe jednostki. Oddziały polskie, z nielicznymi wyjątkami, nie stawiały oporu Armii Czerwonej, zalewającej ziemie wschodnie Rzeczypospolitej, wypełniając w ten sposób błędny strategicznie – jak się dziś ocenia – rozkaz Naczelnego Wodza. Dwudziestego czwartego wyczerpani żołnierze przetrzebionego batalionu szpicy przedniej 39 DP zalegli na wzniesieniach opodal Suchowoli, 12 kilometrów na południe od Zamościa. Wieś przesłaniały kłęby dymu z palących się zabudowań, między którymi kręcili się żołnierze Wehrmachtu. Jeszcze świtało, gdy poprowadziłem na wzgórza pod Suchowolą dysponowane resztki batalionu i przydzielone oddziały z taczankami18, a na sygnał rakietą rozpoczęliśmy atak całą 3-rzutową linją tyraliery drogą od Zamościa i polami od strony Polan. Atak zaskoczył Niemców, którzy najwyraźniej nie spodziewali się zorganizowanych i dysponujących taką zdolnością bojową jednostek polskich. Skoncentrowany ogień broni maszynowej i karabinów piechoty zmusił wroga do wycofania się ze wsi. Wtedy (…) wiedziony jakąś tajemniczą intuicją, by westchnąć do Wszechmocy Bożej w podzięce za dotychczasowe sukcesy codziennej zwycięskiej walki mojego samodzielnego batalionu 9 pp. Leg (...), podjechałem przydzieloną taczanką pod zamknięty kościół, a otworzywszy frontowe drzwi... stanąłem jak wryty ze zdumienia! Naprzeciw mnie – w głębi kościoła, frontem do wejścia – stal tłum ludzi z dwoma księżmi na czele, uporczywie trzymając ręce do góry. Podszedłem więc do znanego mi Ks. Bociana19 i rzekłem: – Proszę powiedzieć ludziom, by ratowali oswobodzoną i palącą się wieś. Nikt z nich, upiornie przerażonych, nie reagował! Dopiero jak nerwowo krzyknąłem: – Zdobyliśmy Suchowolę – pali się wieś – ratujcie! – tłum ochłonął i rzucił się z radością ku mnie. Niespodziewany entuzjazm wylewnej podzięki księży i ludności wielce mnie wzruszały, ale przecież nie było czasu na zapraszającą gościnę, bo trzeba było panować nad sytuacją, kontynuować nadal pościg za cofającym się wrogiem.20 Jedną z najpoważniejszych bolączek armii polskiej stawiającej we wrześniu 1939 roku czoła siłom niemieckim była słaba łączność. Polskie lotnictwo rozpoznawcze w drugiej połowie miesiąca praktycznie nie istniało. Informacje zapewniali zwiadowcy poruszający się konno, na rowerach lub nawet pieszo, dowódcy armii rozmawiali ze sobą korzystając z pocztowych rozmównic publicznych. Brak danych o położeniu sił wroga i własnych oddziałów uniemożliwiał koordynację działań polskich jednostek, obniżał ich efektywność, 18 Taczanka to pojazd konny (jedno-, dwu-, lub czterokonny), najczęściej z zamontowanym karabi- nem maszynowym. Składał się z dwóch półwozi połączonych przegubem. Taczanki służyły jako szybkie wsparcie ogniowe oddziałów kawalerii lub piechoty. W kampanii wrześniowej najczęściej używane były taczanki wz. 36. http://www.weu1918-1939.pl/kawaleria/taczanki/taczanka_36/departament_kawalerii_taczanki_taczanka_36.html 19 Ówczesny proboszcz Suchowoli, rozstrzelany przez Niemców kilka miesięcy później. 20 Już po wojnie przebywający we Francji H.J. Szcześniewski otrzymał list od proboszcza suchowolskiej para ii: „Suchowolacy są b. wdzięczni za ocalenie i pamiętają te przeżycia; niektórzy ze łzami w oczach opowiadają o tym tragicznym dniu. Modliliśmy się już w różnych intencjach, bo sprzeczne wieści dochodziły. Ale gdy od śp. Ks. Bpa Z. Golińskiego dowiedziałem się, że Pan nie tylko żyje, ale i rodzinę zmontował, więc już byliśmy pewni losu i uradowani naprawdę, że tak się skończyła wojna i okupacja.” – pisał ks. Czesław Szydłowski. Przez wiele lat 24 września odprawiana była specjalna msza święta w intencji ratujących i uratowanych. Obecnie już ta tradycja zanikła. Pozostało tylko w kronice para ialnej opowiadanie ks. Szydłowskiego o wrześniowych wydarzeniach, spisane na początku lat 90. przez jego następcę. 31 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ przysparzał strat. „Żuraw”, z taką determinacją torujący drogę 39 DP, nie wiedział, że cel, do którego dążyli, już nie istnieje, że Grupa Amii generała Piskora poddała się Niemcom cztery dni wcześniej i kilkadziesiąt kilometrów dalej. Rozżalonym więc głodem i zmęczeniem żołnierzom pozwoliłem rozgrabić zdobyty żywnościowy tabor i mimo wciąż nękającego ognia artylerii wroga na przedpolu Suchowoli, wyznaczyłem pozycje wyjściowe i kierunkowe do przeskoku po Krasnobród, z zadaniem zdobycia przeprawy na Wieprzu, skąd nieustannie otrzymywaliśmy ogień artylerii niemieckiej. Wzmocnił nas wreszcie odpoczynek na podstawie wyjściowej do ataku już pod Krasnobrodem. Kiedy Dctwo Dyw. zdecydowało 4-godzinne zmiękczające wroga ogniowe przygotowanie artyleryjskie (…), sprytnie wykorzystałem je na konieczny sen w dole po kartoflach, pod osłoną patrolu obserwacyjnego. Wreszcie na sygnał, całym przygotowanym frontem, nagłym atakiem, z bagnetem na broń wyparliśmy Niemców z Krasnobrodu! i zdobyliśmy przeprawę przez rzekę. Nie móg³ zrozumieæ, ¿e s³owo "kapitulacja" dotyczy oddzia³ów polskich, jego ¿o³nierzy i jego samego Ostrzeliwujący się wermachtowcy uporczywie bronili cofające się przed nami swe główne siły, ale nie zdołali oderwać się od mego pościgu aż im się to [na] dłużej udało, gdy zajęli pozycję osłonioną [sic] torem kolejowym przed Józefowem Biłgorajskim! Przeskoczyliśmy jednak i tą obronną ich zaporę i uderzyliśmy atakiem na uciekające w popłochu i ostrzeliwujące się główne siły niemieckie, przygotowujące się zbiorowo do kontrataku przeciw nam. Ten ich popłoch był dla nas sygnałem ich bezsiły przeciw nam i dlatego poderwałem wszystkie nasze wyczerpane oddziały i nareszcie Józefów był nasz!!!21 Rozemocjonowany zwycięską walką podporucznik nie mógł się doczekać powrotu wysłanych do dowództwa dywizji gońców i sam nocą ruszył z wziętym do niewoli niemieckim podoficerem w poszukiwaniu generała Olbrychta. Znalazł go we wsi Szopowe – był ranek 27 września. Składał meldunek o zwycięstwach, o zdobyciu Suchowoli, Krasnobrodu, Józefowa i nie mógł zrozumieć, że słowo „kapitulacja” dotyczy oddziałów polskich, jego żołnierzy i jego samego. Nie czekał na ten gorzki akt. Zniknął, by walczyć dalej.22 Nie wiem dokładnie, co działo się z podporucznikiem Henrykiem Jerzym Szcześniewskim w ciągu następnych dwóch tygodni. On sam o tym okresie wspomina dość skrótowo i enigmatycznie. W cytowanym już oficjalnym życiorysie znajdujemy wzmiankę, że po 27 września après l’attaque par l’armée rouge – fut organisé des grouppes de resistance – Zamość. Z innego passusu jego notatek możemy domyślać się, że w czasie walk wrześniowych doznał jakiegoś urazu fizycznego, był też rozbity psychicznie: Wymodliłem okazję wydobycia się z obstawionego kotła kapitulacyjnych oddziałów, by mieć okazję przekradania się i nie dać się wziąć do niewoli. Gdyby nie bolesna kontuzja i uraz szaleństwa 21 Cytaty pochodzą z maszynopisu zawierającego wspomnienia H.J. Szcześniewskiego. Kserokopia z odręcznymi poprawkami i adnotacjami w posiad. autora. 22 Tzw. druga bitwa pod Tomaszowem Lubelskim stoczona została przez oddziały Frontu Północ- nego gen. Dąb-Biernackiego w dniach 20–27 września. Mimo początkowych powodzeń – do których przyczynił się również „Żuraw” Szcześniewski – 23 września gen. Dąb-Biernacki rozwiązał sztab Frontu i polecił gen. Przedzimirskiemu złożenie kapitulacji. Ten zwlekał jeszcze 3 dni, umożliwiając w ten sposób wielu żołnierzom wymknięcie się z okrążenia i uniknięcie niewoli. Kapitulację podpisano 26 września, do ostatniego dnia walczyła 39 DP Rez. i jej straż przednia. 32 „ŻURAW” ZAMOJSKI z powodu rozbicia tak wielu armii, kto wie, jak by się potoczyły dzieje... ale w tych dramatycznych okolicznościach Niebo zesłało Płk. Grocholskiego.23 Nieco więcej o okolicznościach kontaktu „Żurawia” z twórcą i szefem konspiracyjnej organizacji „Brochwicz” dowiadujemy się z innego fragmentu wspomnień: Niezapomniane są te chwile dotychczas, tego tajnego z Nim spotkania nad jeziorem Krynickim na początku października 1939 roku oraz mianowanie mnie z przydzielonym terenem działania jako Brochwicz 6 i włączenie mnie do swojego sztabu.24 W życiorysie Szcześniewski precyzuje, że spotkanie miało miejsce 17 października. Dodaje również, że na terenie Brochwicz 6 (obszar południowej Lubelszczyzny) rozpoczyna zbieranie pod swe skrzydła harcerzy: 17 octobre 1939. Commandant officiel du grouppe résistance Brochwicz VI – Lechici = „Szare Szeregi” sous la dispostition du Col. R. Grocholski. Stworzona przez majora Grocholskiego, na podstawie akceptacji Naczelnego Wodza25, organizacja „Brochwicz” koncentrowała swą działalność na Lubelszczyźnie. Liczyła kilkuset ludzi i ściśle współpracowała ze Związkiem Walki Zbrojnej. W maju 1940 r. została włączona do ZWZ, sam zaś major Grocholski, odsunięty od głównego nurtu prac konspiracyjnych, przez prawie rok pozostawał bez przydziału. W marcu, kwietniu 1941 r. przekazał Komendzie Głównej ZWZ swój słynny raport. W raporcie tym mjr dypl. Remigiusz Grocholski przewiduje atak III Rzeszy na Związek Sowiecki, trafnie antycypuje przebieg pierwszej fazy konfliktu między dotychczasowymi sojusznikami oraz główne kierunki posuwania się wojsk niemieckich i w związku z tym proponuje dowództwu ZWZ utworzenie organizacji dywersyjnej, która w miarę postępów Wehrmachtu tworzyłaby placówki 23 Pułkownik – w momencie spotkania ze Szcześniewskim major dyplomowany w stanie spoczyn- ku – Adam Remigiusz Grocholski to kolejna niesłychanie barwna postać II Rzeczypospolitej. Żołnierz, naukowiec, malarz, poeta. Uczestnik walk na terenie Cesarstwa Rosyjskiego w czasie I wojny, żołnierz w wojnie polsko-bolszewickiej, współtwórca sił zbrojnych na Śląsku, twórca planu powstania śląskiego, adiutant Marszałka Piłsudskiego. Wypada chyba uznać go za pierwszego konspiratora II wojny światowej, gdyż już 13 września w Uściługu otrzymał odręczną akceptację Naczelnego Wodza marsz. Śmigłego-Rydza na stworzenie tajnej organizacji konspiracyjnej. Major Grocholski nadał jej nazwę „Brochwicz” – taki pseudonim nosił on sam w czasie Powstań Śląskich. Żal, że taki człowiek nie ma choćby artykułu biogra icznego. Wszystkie odnalezione przez mnie biogramy opierają się na przypisie biogra icznym stworzonym przez C. Chlebowskiego, Wachlarz. Monogra ia wydzielonej organizacji dywersyjnej Armii Krajowe,j wrzesień 1941 – marzec 1943, Warszawa 1985, s. 16, przyp.13 i nast. Trochę więcej informacji zawiera strona rodziny Grocholskich, prowadzona przez wnuka Pułkownika, Henryka. Tam możemy odnaleźć piękne słowa generała Juliusza Rómmla wypowiedziane na pogrzebie Pułkownika: (...) byłeś zawsze wszędzie tam, gdzie Polska była w potrzebie.(...) Jego czyny mówią same za siebie. Więc Panie Pułkowniku Kochany, śpij spokojnie na tym cmentarzu żołnierskim, (…) Zrobiłeś wszystko i dla społeczeństwa, i dla rodziny, dla kraju i narodu. Pamięć o Tobie nie przestanie żyć w naszych sercach i naszych duszach. Cześć Tobie. http://www.grocholski.pl/biogra ie/grocholski-adam-remigiusz-1888-1965/mowy-pogrzebowe.html 24 Jezioro Krynickie to niewielkie jezioro opodal miejscowości Krynice na południe od Zamościa. Okolice świetnie znane „Żurawiowi”: 23 IX przebywał ze swym oddziałem w pobliżu, wystawił nawet dwie placówki chroniące dwór w Krynicach, w którym przebywał wówczas generał Władysław Anders, dowódca Nowogródzkiej Brygady Kawalerii przebijającej się do Lwowa. 25 C. Chlebowski używa konsekwentnie słowa „akceptacja”. Zastanawia mnie ono, rozumując bowiem logicznie, oznacza, że pomysł na tajną organizację wywiadowczo-dywersyjną zrodził się w głowie majora Grocholskiego na tyle wcześnie, że już 13 września zdołał on uzyskać „akceptację” marszałka Śmigłego-Rydza. Czyli, kiedy A.R. Grocholski zdołał przewidzieć konieczność prowadzenia tego typu działań?! Wydaje się, że umysł pułkownika Grocholskiego – nie tylko żołnierza, ale i artysty – pracował w sposób nieszablonowy. Chlebowski przytacza opinie gen. T. Pełczyńskiego i płk. J. Rzepeckiego, że niektórzy dowódcy ZWZ i AK nie traktowali prognoz płk. Grocholskiego poważnie, znając jego autora z wielu przedwojennych raportów dotyczących różnych dziwnych usprawnień. C. Chlebowski, op. cit., s. 16, przyp. 14. Warto pamiętać, że w 1939 r. Adam Remigiusz Grocholski miał już 51 lat. 33 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ na dawnych polskich ziemiach, przede wszystkim na wschód od granicy II Rzeczypospolitej.26 Bez wątpienia Grocholski do stworzenia tego raportu wykorzystał informacje zbierane dla niego przez wiernych mu konspiratorów, bowiem, mimo przekazania „Brochwicza” do ZWZ, „zachował przy sobie kilku ludzi”, w tym również „Żurawia”.27 Zapewne Szcześniewski, świetnie znający Lubelszczyznę oraz ziemie wschodnie Rzeczypospolitej aż po Dniestr, odważny, patriotyczny i oddany swemu dowódcy, odgrywał niebagatelną rolę w zdobywaniu informacji, które posłużyły majorowi Grocholskiemu. Co jeszcze robił „Żuraw” w roku 1940 i pierwszej połowie 1941? O tym okresie praktycznie nic w swoich zapiskach nie wspomina.28 Z rozproszonych tu i ówdzie lakonicznych wzmianek i półsłówek można wnioskować, że poświęcił się bardziej swemu ukochanemu harcerstwu. O Chorągwi Lechitów już wspomniałem. Wiadomo również, że w grudniu 1942 r. był komendantem Chorągwi Mazowiecko-Kieleckiej Szarych Szeregów.29 Za tę działalność był poszukiwany przez gestapo. W kwietniu 1942 r., gdy komendê "Wachlarza" obj¹³ pp³k Grocholski "Doktor", œci¹gn¹³ "¯urawia" na dowódcê newralgicznego oddzia³u ³¹cznoœci. W sierpniu 1941 r. Rząd Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na emigracji wydał KG ZWZ polecenie zorganizowania na ziemiach położonych na wschód od przedwojennej granicy polskiej pionu Związku Odwetu o kryptonimie „Wachlarz”. Dowódcą nowej jednostki został podpułkownik Jan Włodarkiewicz „Jan”, a zastępcą dowódcy i szefem sztabu „Wachlarza” mianowano podpułkownika Remigiusza Grocholskiego „Doktora”.30 Zupełnie oczywistym było, że w „Wachlarzu” znalazło się miejsce dla żołnierzy „Brochwicza”: podporucznik „Żuraw” został początkowo zastępcą szefa oddziału V – łączności.31 Przez trzy miesiące (I–III 1942 r.) Henryk Jerzy Szcześniewski kierował referatem wyszkolenia I oddziału: 26 Tamże, s. 16. 27 Tamże, s. 17, przyp. 16. 28 Henryk Jerzy Szcześniewski z przyczyn, o których niżej powiemy, przywiązywał niezwykłą wagę do zachowania tajemnicy. O swej pracy w „Wachlarzu” opowiedział dopiero w 1965 r. na polecenie płk. R. Grocholskiego. 29 W 1957 r. przebywający na emigracji w Londynie Michał Grażyński, wojewoda śląski w latach 1926–39, w latach 1931–39 przewodniczący ZHP, a w latach 1945–60 przewodniczący ZHP poza granicami kraju, wystawił Szcześniewskiemu zaświadczenie: „Zaświadczam, że harcmistrz Henryk Jerzy Szcześniewski, korektor prac topogra icznych W. I.G. na teren O.K. II urodzony 16-ego września 1910 w Terebińcu, powiat Hrubieszów, ostatnio w Kraju zamieszkały w Warszawie, ul. Marszałkowska 53, a obecnie 12, rue de la Garo-Soultz (Ht. Rhin) 23, był do września 1939 r. instruktorem Chorągwi Lubelskiej i Głównej Kwatery Harcerzy w Warszawie. W czasie konspiracji pełnił funkcje Komendanta Chorągwi Lechitów, Mazowieckiej i Kieleckiej „Szarych Szeregów”. Z.H.P. Związek Harcerstwa Polskiego był młodzieżową organizacją opierającą swą wychowawczą pracę na służbie Bogu, Polsce i bliźniemu, głosił braterstwo wszystkich ludzi zgodnie z wyznawanymi przez się zasadami prawdziwego chrześcijaństwa, oraz przeciwstawiał się teorjom rasistowskim i okrutnym metodom, stosowanym przez władze okupacyjne. Praca w tej organizacji spowodowała zaaresztowanie Henryka J. Szcześniewskiego w dniu 1-ego grudnia 1942. Zaświadczenie to wystawiam jako Przewodniczący Z.H.P. wybrany na ostatnim walnym Zjeździe Z.H.P. w Lublinie w czerwcu 1939 roku. D.M. Grażyński [Podpis] Przewodniczący Z.H.P. Także: Z. Hirsch, Harcerz Szcześniewski, „Kurier Lubelski”, nr z 15 IX 1968, s. 6. 30 C. Chlebowski, op. cit., s. 19. 31 Tamże, s. 29. 34 „ŻURAW” ZAMOJSKI trzyosobowe zespoły żołnierzy przechodziły trzytygodniowy teoretyczno-praktyczny kurs dywersji. W kwietniu 1942 r., gdy komendę „Wachlarza” objął ppłk Grocholski „Doktor”, ściągnął „Żurawia” na dowódcę newralgicznego oddziału łączności.32 Służba w „Wachlarzu” zakończyła się niespodziewanie w zimowe popołudnie 1 grudnia 1942 r. Był to czas, kiedy wróciłem do Warszawy po trzech przekradaniach się przez osaczone granice na wschodzie! Wyczerpujące ustne meldunki przyjął Dca na Puławskiej 103.33 Nowy przydział lokalu kontaktowego dla zespołu nadawczo-odbiorczego dalekiego zasięgu radia trochę mnie zaskoczył. Podobnie jak i przydział drugiego adjutanta. (…) zwizytowałem lokal i umówiłem hasła i osoby na pierwszego grudnia. Kaczyniec34 miał mi zameldować ostatnie nadania i wieści z odcinków. Ponadto sprytna kurierka Irys35 miała mi przynieść meldunki ostatnio otrzymane. Nad bezpieczeństwem kontaktowym miał czuwać Smuga umówiony z Kaczyńcem wedle rozpoznawczych znaków bezpieczeństwa. Przy wejściu z korytarza klatki schodowej miała zawsze siedzieć właścicielka lokalu i dać mi znać, gdyby coś nieprzewidzianego zaszło. (…) [Smuga] miał być od rana w lokalu na Wolskiej i zabezpieczyć spotkanie Kaczyńca z kurierką Irys, a w razie mej nieobecności – czekać na mnie. (…) Dążyłem na lokal na Wolskiej bardzo spóźniony, bo około pierwszej w południe. Wszystkie znaki rozpoznawcze bezpieczeństwa grały bez zarzutów! Nawet gospodyni lokalu siedziała koło drzwi z rękoma na kolanach. Na parapecie okna naprzeciw niej siedział cywil i rozmawiał głośno z gosposią! Gdy otworzywszy drzwi powiedziałem dzień dobry, gosposia wyjaśniła, że ma gościa! Nie chcąc im przeszkadzać w rozmowie, podszedłem do drzwi pokoju kontaktowego, szybko je otworzyłem i... stanąłem niemniej wryty ze zdumienia niż obecni w przygotowanym kotle. Kaczyniec i Irys za stołem siedzieli skuci i zmienieni na twarzy, w otoczeniu jedenastu gestapowców. Pierwszą machinalną moją myślą było uchwycić z kieszeni granat... i odbezpieczyć! Był czas na okrzepnięcie zdumienia! Błyskawicą ostrzegawczą były zbolałe oczy Irys, czym zrozumiałem, że zginęli by wszyscy... i zawahałem się! Z tego skorzystał ów cywil z kuchni, a skoczywszy od tyłu, chwycił mnie nelsonem za szyję – skok reszty do mnie i obezwładnili! Skuli mi natychmiast ręce do tyłu i zaczęli rewidować, wykładając na stół 2 granaty, nóż myśliwski i mały pistolet. Specjalnie obmacywali kołnierz, spodziewając się zaszytego cyjankali. To już było bardzo podejrzane! Najwięcej kpili z mego ryngrafu, który nosiłem na mundurze pod kożuszkiem. Nie niebezpieczeństwo Specjalnie obmacywali ko³nierz, spodziewaj¹c siê zaszytego cyjankali mnie zamroziło, ale żal zbitej Irys i osłupiałego Kaczyńca. Zaczęły się więc indagacje – ale milczałem, skupiając myśli nad stworzeniem alibi (…) Skuto mnie ponownie za rękę z jednym gestapowcem i sprowadzono na parter, po tym przez bramę na ulicę, gdzie już czekało 6-cio osobowe auto. Modliłem się cały czas, by nie popełnić żadnego lapsusu, w którego następstwie mogłaby być czyjaś krzywda; (…) Uderzyło mnie naraz – dlaczego nie było Smugi! Zaczęła kiełkować podejrzliwość! Wszystko na to wskazuje! Aha! A więc zdrada 32 Formalnym dowódcą był por. Aleksander Żytkiewicz „Jastrzębski”, ale z powodu groźby areszto- wania ukrywał się poza Warszawą, więc „Żuraw” pełnił obowiązki dowódcy. Tamże, s. 56, 75 33 Przy Puławskiej 103 pod nazwiskiem Żukowski mieszkał Remigiusz Grocholski z żoną i dziesię- ciorgiem dzieci praktycznie przez całą okupację; http://www.grocholski.pl/biogra ie/grocholski-adam-remigiusz-1888-1965.html 34 Porucznik Tadeusz Kaczyński. 35 Irena Markunas. 35 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ oczywista!36 Trzeba się szykować na śmierć! Nie pomogą w takim wypadku żadne wykręty i tłomaczenia! Więc..., żołnierski koniec! Jureczku! (…). Dopomogła szczera modlitwa i bądź wola Twoja Wszechmocny Panie! Oby tylko nikt więcej poza nami! Auto dowiozło podporucznika na Aleję Szucha, do osławionej siedziby hitlerowskiej policji politycznej – gestapo. Dla Polaków podejrzanych o działalność przeciwko okupantowi nie było tu litości. Nie spodziewał się jej i „Żuraw”. A więc wszystkie fakty przemawiają, by się przygotować w zaświaty! Czyż moja osoba – teraz zniewolona i gotująca się na śmierć – ma jakąś wartość? Sumienie mi mówi – nie! a podświadomość sypie iskrami… jakiejś błogiej nadziei… tłumionej przez rozum! Obowiązek krzyczy znów wewnętrznie – całą siłą woli zamknij się i nic nie mów! Przecież ci zawierzono! Przecież tak dalece zawierzył ci Dowódca Wachlarza po walkach wrześniowych, że uznał pierwszą przysięgę oficerską, wierną ciągłość twej służby i nie wymagał dublowania. Przecież znasz wszystkie lokale władz najwyższych, jak i prywatne rodziny Grocholskich! Niczym nie możesz narazić tych, którzy ci wynajęli kilkanaście mieszkań na meliny szkolenia czy nasłuchów, także kilka tobie prywatnie. Przecież jeśli tylko jedną osobę na podstawie twych badań aresztują, ta nie wytrzyma i cały łańcuch aresztowań popłynie za tobą, za twymi znajomymi, za rodziną, za melinami Wachlarza i wszystkich narazicie na podobne męki lub śmierć! A więc jedyna decyzja – MILCZEĆ i umrzeć jak POLAK na służbie! I tak masz wielki zaszczyt, że to nie z twojej winy, że to nie błąd lenistwa służby, że to nie z chęci własnej kariery! Całą więc siłą woli MILCZ! a wyrok zostaw Wszechmocy! Od początku pobytu w tym budzącym grozę miejscu, w którym zakatowano tylu Polaków, tyle prawdziwych córek i synów Polski, nosił Szcześniewski głowę wysoko. (...) po przybyciu jakiegoś starszego gestapowca – indagacja tożsamości. Dotychczas używałem pseudonimu „Żuraw”! Chwila zastanowienia! Czyż warto utajać nazwisko wobec nieuchronnej śmierci? Przecież wiem i wszystko wskazuje na to, że już KONIEC RZECZYWSTY! Wypada więc, by chociaż rodzina i przełożeni miały wieści, że Henryk Jerzy Szcześniewski „Żuraw”... skończył swoją służbę. Na pytanie więc o imię, podaję pełne imię i nazwisko! Konsternacja naprawdę zdumiewająca, połączona z radością badającego, co natychmiast sprawdza w znanym mi już dzienniku inwigilowanych, w którym na jednej stronie aż dwa razy nazwisko moje jest – umieszczone ze szczegółami. Wypisuje je zaraz sylabizując na formularzu, jednocześnie uzupełniając listę zabranych rzeczy na Wolskiej. Jestem tak dalece podekscytowany modlitwą, że reaguję tylko ostatecznie… i tylko milczeniem. Czy nie masz wrażenia drogi Czytelniku, że już znasz taką scenę? Że już gdzieś, kiedyś czytałeś opis podobnego wyznania: kiedy ukrywający tożsamość bohater w ostatniej – jak sądzi – godzinie życia wyjawia swoje prawdziwe nazwisko? Tak, oczywiście, to wspaniałe, wzruszające sceny z Potopu, kiedy Babinicz najpierw przed Kuklinowskim, a potem przed królem mówi „Jam nie Babinicz, jam Kmicic”. Tylko że tamto, to była literacka fikcja i papierowy bohater. Tu jest straszna okupacyjna rzeczywistość i bohater prawdziwy, żyjący i cierpiący. Prawdziwe przesłuchania, w gestapowskim stylu, zaczęły się następnego dnia po aresztowaniu. Głęboka wiara w Boga i w Polskę, miłość do Matki Bożej i Ojczyzny, poczucie obowiązku wobec Rzeczypospolitej, Sprawy, kolegów – te uczucia kierowały przez lata Henrykiem Szcześniewskim. Na nich wsparł się również w złowrogiej siedzibie gestapo, oczekując najgorszego. Nie zachował jednak milczenia zupełnego. Do mówienia nie skłonił go jednak ani strach, ani ból, lecz duma i wściekłość. (…) usadzono [mnie] za biurkiem – przed starym szefem, kazano mi włożyć rozkute ręce do szuflady, którą zaraz kolanami 36 Śledztwo wykazało zdradę chorążego Tomasza Sandeckiego „Smugi”, popełnioną z przyczyn ma- terialnych. Zapadł wyrok śmierci, który wykonano 30 VIII 1943 r., C. Chlebowski, op. cit., s. 91. 36 „ŻURAW” ZAMOJSKI od spodu przygnietli dwaj asystujący, siedzący przy mnie. Obok nich usadowił się cywil z piórem i papierami (domyśliłem się, że sekretarz i dolmeczer). Pierwsza indagacja – „Nazwisko Żuraw?” – Nie! – to mój pseudonim, nazywam się Henryk Jerzy Szcześniewski. Dziwne błyski w oczach im zaświeciły! (…) – długa chwila milczenia, a już wiem, że połączyli sprawy Szarych Szeregów harcerskich. Tym bardziej trzeba uważać, bo jestem już rozpracowany!... i to na dwa fronty... harcerski i wojskowy! Dobrze, że nie zapytali o zawód, a tylko o stopień. – Porucznik! – „Gdzie zamieszkały?” – Nigdzie! Tułam się, boście mi wszystko zabrali i spalili. Znów gniewne spojrzenie i silniejszy przycisk kolanami pod szufladą. Bolą już kości dłoni i czuję krwotok, ale to nic! Tobie Ojczyzno gorzej! – „Kto ci dawał rozkazy?” – To moja sprawa! (...). Gniotą szufladą dłonie, zmuszając mnie do uległości. Milczę! – „My mamy sposoby byś mówił!” – Wiem – odpowiadam. – „Więc?” Cisza, milczę! Nie chcę się chwalić ich brutalnością bolesną, bo to mi zaszczytu nie przynosi, a czuję do dzisiaj! Krew mnie ponosi! Zęby zaciskam i milczę! Dla Ciebie Ojczyzno – wytrzymam! (…) – „Powiedz, dlaczegoś to robił?” – To był mój obowiązek! – „Jak to?” – Przecież jestem Polakiem! Czułem po bólu rąk przyciskanych szufladą i kolanami oprawców, że ponoszą ich nerwy. – „Polska nie chciała dać nam korytarza?” – A wy byście dali? – zahaczam – i szczęście, że mówiłem po polsku do dolmeczera i odwrotnie, bo zanim tłumacz zdołał przełożyć, już miałem czas namyśleć się, co mam odpowiedzieć. –„Czego się więc spodziewasz?” – Normalnie, jak na wojnie – wpadłem i śmierć! – „To nie sztuka umrzeć! Musisz mówić!” Znów milczę. Weszło dwu nowych drabów. – „Oni są specjalistami.” – Jam gotów! Widać, że jasność mych nietrwożliwych odpowiedzi i nie zapierających się przedłuża chwile zastanawiania się (…) Główny oprawca raptownie sięga po papier pisanego protokołu, rzuca okiem... i jeszcze raz indaguje – „Kto ci dał ten obowiązek bandycki?” To mnie ruszyło złością. Otworzyła się szczerość serca i duszy na taką obelgę i prawie krzycząc, nie panując nad sobą, łamanym językiem polsko-niemieckim rzucam im w oczy: – Czy, gdyby was tak napadli, jak wy na Polskę, czy byście się nie bronili? Czy byście potulnie poszli do lagrów? Czy byście wasze dzieci i żony dali na poniewierkę obcym żołnierzom? Ze zdumienia albo z oburzenia, że śmiem im takie rzeczy mówić, rozluźnili kolana, szef gryząc usta zastanowił się na chwilę... i rzekł do dolmeczera coś, czego nie zrozumiałem, ten zapisał, ale nie przetłomaczył mi. – „Więc czego chcesz?” Milczę! Na to wstaje szef, wyjmuje dużą fajkę z ust, przechyla się przez biurko i wąski stół z szufladą, za którym siedzę, każe nie rozumiem, sk¹d mia³em takie si³y wytrzymania i moc opanowania... ale chyba to tylko wys³uchana modlitwa zbirom mnie nachylić i trzymać – i na moją głowę wysypuje stukając fajką cały palący się tytoń. Ostry ból parzonej skóry i smród spalanych włosów doprowadza mnie do wściekłości. Chcę wyrwać dla ratunku ręce z szuflady, a ci, coraz mocniej przyciskając – rozkrwawiają i kaleczą coraz gorzej. Zaczynam wychodzić z siebie!... i krzyczę po polsku: – To jest wasz honor oficerski?! To tylko potraficie?! Coś się stało – nie mogę powiedzieć, że ten gestapowski bandyta zawstydził się, ale siadł jakby zmieszany… – „Będziesz mówił?!”– krzyknął. – Zależy co – odpowiadam. – „Kto jest twoim dowódcą? Gdzie jest?” – Powiedziałem już raz, że to moja sprawa i mój obowiązek milczeć. (…) Zwracam się nagle do dolmeczera i zapytuję go znienacka: – Czy ten badający jest oficerem, czy tylko podoficerem niemieckim? Spłonął rumieńcem tłómacz, bo nie chciał się narazić przełożonemu, a zrozumiał mój docinek! 37 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ Przetłomaczył jednak dobrze w treści. Poruszony ambicją szef rzucił zaraz pytanie, co za powód takiego żądania? Wyjaśniłem więc, że normalnie w naszym korpusie oficerskim jest zasada tylko bitwy o WOLNOŚĆ KRAJU... a nie męczarnie – nawet wrogowi, który legnie w boju dajemy pomoc opatrunkową i pożywienie. – A u was Niemców widzę honoru nie uznajecie! Czyż można by przypuszczać, żeby oficer mógł być katem? Odpokutowałem zaraz za moją może naiwną szczerość... ale nie chcę opisywać w szczegółach tej poglądowej dla mnie lekcji! Nie tylko wytrzymałem, ale cały czas patrzyłem im w oczy z lekką ironią, co jako drwiny nie znosili... bo palce w szufladzie trzeszczały! Jak spojrzę i obecnie na moje pokaleczałe ręce, zastanawiam się i nie rozumiem, skąd miałem takie siły wytrzymania i moc opanowania... ale chyba to tylko wysłuchana modlitwa (…). Widocznie szefowi sprzykrzyła się dotychczasowa atmosfera badania, bo nagle zapytał: – „Czy spodziewasz się wolności?” Zatkało mnie (…), a namyśliwszy się, rzekłem: – Wszystko w ręku Boga, bo od was czekam śmierci. – „A więc zgadzasz się, że jesteś naszym wrogiem?” – Tak! Od chwili gdyście zbombardowali Polskę i napadli na mą Ojczyznę! Po czym chełpliwie cedził: – „Przecież jesteśmy zwycięzcami... więc wolno nam dysponować wami!” – Tak, ale jesteście także w wojnie z podobnymi wam napastnikami w 1939 i koniec wasz niewiadomy! Znowu inny zwrot: – „Dlaczego nosiłeś ryngraf?” – Bo w nim moja siła wiary w Opatrzność Bożą! (…) Na to znów nerwowo mi rzucił: – „Czy liczysz na cuda?” – Wszystko jest możliwe – odparłem! (…) krzyknął: – „Czy nie wierzysz w nasze zwycięstwo?” Nie chciałem wyjść z siebie (…) i jednak spokojnie panować nad nimi, ale już miałem dosyć przez to wyczerpanie nerwowe i fizyczne, i ciągnąłem dalej: że nie tylko nie wierzę, ale ich naród poniesie straszliwą odpowiedzialność za pomysł szczęścia na polskiej krzywdzie! Choć moje wyjawiane poglądy prowokowały spodziewany koniec, jak zauważyłem – byłem dla nich ciekawiącym ich typem, a może nieczęsto spotykanym i nie wykręcającym się ze służby Ojczyźnie. (...) warknął – „Więc się przyznajesz?!” – Do czego? – zapytałem. A ten zaraz: – „No… do tej bandyckiej akcji!” Ja zaś spokojniej odparowałem: – Czy to myśmy tak brutalnie napadli na Niemcy? Widać już było, że ostatkiem sił panuje, by nie wybuchnąć, a utrzymuje go tylko od parobczańskiego bicia moja nieulękłość, (...) chciałem znów dolać oliwy do ognia i zapytałem: – Czy wiecie, że nie pracujecie dla Rzeszy, ale tylko dla jakiejś mafii, której jesteście tylko marionetkami!? Wybuch ich (…) brutalności otrzeźwił mnie – przestałem więc drażnić, ale zawołałem: – Kończcie już ten teatr, bo wiem przecież jaki mnie koniec czeka! Dziewięć dni. Tyle trwały przesłuchania Henryka Szcześniewskiego. Dziewięć dni zgniatania palców szufladą i bicia przez „specjalistów”. Dziewięć dni prowokacji przesłuchujących, odmawiania odpowiedzi, milczenia i modlitw. Dziewiątego dnia Niemcy mieli dosyć. Niczego się nie dowiedzieli – nawet prywatnego adresu Szcześniewski im nie podał, konsekwentnie utrzymując, że „się tuła”.37 Jednak bezpośrednich dowodów rzeczowych przeciwko niemu – dwa granaty, pistolet i nóż myśliwski – mieli dość, by niepokornemu Polakowi udowodnić, że jako zwycięzcy mogą z pokonanymi zrobić wszystko. Pozwolili 37 Jak sam pisze po lekturze książki C. Chlebowskiego: Jak szczęśliwie, że przynajmniej teraz po czterdziestu latach nadchodzą z Ojczyzny tak ważne dla mnie DOKUMENTY – stwierdzające moją wierność milczeniu nawet na tak ówcześnie koszmarnych śledztwach w 1942. (...) Są mi te ocalałe dokumenty osłodą duszy i stwierdzające żem o Tobie Ojczyzno nie zapomniał w tak ohydnej nędzy śledztwa gestapowskiego i brutalnej ohydy koszmaru obozów koncentracyjnych! Żem Ci Ojczyzno dochował WIERNOŚCI i nikogo tak koniecznym moim milczeniem nie skrzywdził urywając śledztwo, anim nie naraził. Słowa te współbrzmią z opinią C. Chlebowskiego: „Wachlarz” do końca swojego faktycznego działania (grudzień 1942 r.) pozostał w pełni zakonspirowany, późniejsze zaś aresztowania i wymuszone zeznania nie pozwoliły okupantowi zebrać materiałów odpowiedniej wartości, przy pomocy których udałoby się skutecznie rozpracować ludzi byłego „Wachlarza” działających następnie w Kedywie i innych placówkach polskiego podziemia, op. cit., s. 360. 38 „ŻURAW” ZAMOJSKI nawet wyrazić porucznikowi ostatnie życzenie. Tak odzyskał swój ryngraf z Orłem Białym i Matką Boską. Wyrok przez rozstrzelanie miał być wykonany pod murem getta. Już prawie byli na miejscu, już „Żuraw” odliczał końcowe minuty życia, gdy gdzieś w pobliżu wybuchła strzelanina. Eskortę i skutego skazańca cofnięto na Pawiak. Tam Szcześniewskiemu kazano stanąć twarzą do ściany i czekać na konwojentów, którzy zniknęli w jednej z kancelarii. Potem inny Niemiec nawrzeszczał na niego i przestawił go pod inną ścianę w sąsiednim korytarzu. Wtem rozległy się krzyki, tupot setek nóg i w korytarz wpadł tłum przestraszonych, zdezorientowanych ludzi. „Żuraw” dostrzegł w tym okazję, dołączył do kolumny pędzonych przez korytarz nieszczęśników, dalej na dziedziniec, do jakiejś kotłowni. Tam strażnicy kazali się rozbierać – ubrania do odwszalni, ludzie pod prysznice. Wszystko szybko – schnell, schnell. (...) w oparach mgielnych buchających z łaźni ledwo się widzimy, co ułatwia mi prośbę o jakiś nóż u współnieszczęśników, skazany na œmieræ przez Niemców schowa³ siê przed nimi w celi niemieckiego wiêzienia na Pawiaku. jednocześnie dopytuję się chciwie, co za jedni? Usłużny jegomość podaje mi scyzoryk i wyjaśnia, że to grupa z łapanki na dworcu spędzona tutaj. A więc Niebiosa zsyłają miłosierny ratunek! Dobry Duch podszeptuje mi cudowną legendę mego nowego alibi. Jednocześnie tnę wąsy... drapię paznokciami twarz i ciało, by ślady śledztwa powiększyć do niepoznania [mnie] i szybko pod tusz – zaraz jako jeden z pierwszych łapię zmiędlone ciuchy pierwsze pod ręką (straszliwie zniszczone wysoką temperaturą), ubieram się szybko i już w pierwszej dziesiątce stoję na zbiórce na dworze. Strażnik bezmyślnie oddziela naszą grupę, prowadzi do budynku, potem schodami na dół do piwnicy, przydzielając cele. Słyszę „Achtung” w momencie otwierania drzwi celi 107 i zaraz jestem do niej wepchnięty w szereg ustawionych więźniów. Trzask zamka... Tak skazany na śmierć przez Niemców porucznik Szcześniewski schował się przed nimi w celi niemieckiego więzienia na Pawiaku. Zadziwiające, ale nie udało się gestapo odnaleźć zagubionego więźnia. „Nazywam się Jerzy Polak, jestem z Krakowa” – konsekwentnie mówił wszystkim porucznik. Pomagał mu narastający tłok w celach, do których trafiały coraz to nowe ofiary łapanek na ulicach Warszawy. Zabawa w kotka i myszkę w niemieckim więzieniu nie mogłaby jednak trwać w nieskończoność, poszukujący już podejrzewali Polaka, ale zdarzył się kolejny cud. W styczniu 1943 roku Niemcy postanowili opróżnić przepełniony Pawiak. 17 stycznia około półtora tysiąca więźniów zaczęto pakować na ciężarówki i wywozić na dworzec Warszawa Wschodnia, tam ładowano do podstawionych pociągów. Ciężarówka, w której siedział „Żuraw”, minęła się w bramie Pawiaka z gestapowcami. Czy przyjechali po niego? Możliwe, ale jemu udało się wymknąć po raz kolejny. Dokąd jednak wieziono ich stłoczonych w towarowych wagonach przy blisko 30-stopniowym mrozie? To kolejna paradoksalna ucieczka porucznika Szcześniewskiego: tym razem okazało się, że z Pawiaka uciekł Niemcom do Konzentrationslager Lublin – czyli na Majdanek. 18 stycznia 1943 roku, wrzaskliwym terrorem pałek i pejczy gestapowskich, wtłoczono nas – ponad sześciuset wyczerpanych dwudniowym transportem (…), przyprowadzonych po skrzypiącym śniegu nocą z rampy lubelskiego dworca – do pustego jedenastego baraku III pola obozu koncentracyjnego Majdanek. Rozkazano nam zaraz kłaść się na zlodowaciałą podłogę tak, by wszyscy koło siebie leżąc, zmieścili się jak sardynki w pudełku. Przemarznięci 39 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ i głodni straceńcy mieli do tego czasu przeróżne wizje odpoczynku i oczekiwali cieplejszego kąta. Tymczasem zastali wstrętną okropność. Ta przewiewna stajnia miała być obecnie naszym „domem” nowej udręki. Udręki czekały również na „Żurawia”, ale i kolejne cudowne niemal ocalenia oraz – tak, nawet w obozie koncentracyjnym się zdarzały – radości. Początkowo wydawało się, że nie przeżyje: najpierw zapalenie płuc, potem tyfusy, najpierw brzuszny, potem plamisty – w obozie choroby śmiertelne. Chorzy na tyfus trafiali po prostu do komory gazowej. „Żurawia” przemycano między polami, ukrywano, leczono. Pomógł mu doktor Tomaszewski, potem doktor Sztaba, który trzykrotnie zamiast „Żurawia” skierowanego do gazowej komory podkładał trupy. Pomagali wreszcie doktor Wieliczański i aptekarz Kołodko (który sam ledwo wyzdrowiał). Psychicznie porucznikowi pomógł niezwykle dowód pamięci dowódcy i towarzyszy walki. Był wtorek przed popielcem 1943 roku. Henryk Szcześniewski leżał półprzytomny na pryczy w 12 baraku III pola: Jakaż to „zjawa” nie z tego świata wspina się rękoma za krawędź trzeciego piętra pryczy i szepcze: – „Czy to Żuraw? Czy to Żuraw Wachlarzowy? Dzięki Bogu żem odnalazł!”– i wyciąga z kieszeni obrazek Najświętszej Pani. – „Oto znak rozpoznawczy od pana z Matką Boską! Proszę zaraz napisać kilka słów do pana z Matką Boską!” Co za szok dla serca i umysłu! Nie tylko poznałem, że to obrazek, który kiedyś dałem Tadkowi Derengowskiemu38, ale to teraz, w takiej chwili koszmaru obozowego i choroby, tak dziwnie zjawiony, dziwną jakąś Łaską wpływa na mnie – że nie wiem, czy dziękować, czy uściskać, czy zerwać się i lecieć z tak miłym wysłannikiem. Czyżby już wolność? Czyżby Dowódca Wachlarza czekał już za bramą? Ale wraca rzeczywistość! (…) Ten pierwszy kontakt z zewnątrz, z wolnymi, i rozmowa z kurierem – bohaterskim wysłannikiem Płka Remi – oraz uśmiech Niepokalanej Królowej z obrazka to był pierwszy zastrzyk dla zbolałej duszy na wydźwignięcie się z dotychczasowej apatii i dający animusz do wyładowania się czynem. Zelent, dobry psycholog, wykorzysta³ zmyœlnie s³aboœci feldfuhrera Kapsa - zaproponowa³ upiêkszanie III pola i stworzenie w tym celu specjalnego komanda Zanim jednak zaczął „wyładowywać się czynem”, musiał dojść do siebie po chorobie. Często w obozach bywał to moment krytyczny – wyniszczeni chorobą nie mogli podołać normalnej obozowej pracy, często zbyt ciężkiej dla zdrowych i silnych. Słabli, padali ofiarami następnych chorób, sadystycznych kapo lub strażników.39 Z pomocą Szcześniewskiemu przyszedł wówczas inny „pawiakowiec”, Stanisław Zelent. To on stworzył specjalne komando – zwane komandem Zelenta – do którego ściągał więźniów rekonwalescentów, potrzebujących lekkiej pracy. Zelent, dobry psycholog, wykorzystał zmyślnie słabości feldführera Kapsa, władcy życia i śmierci wszystkich więźniów III pola. Kaps – jak wspominają więźniowie – ćwierćinteligent, lizus, pałający chęcią przypodobania się przełożonym ze strachu przed frontem wschodnim, z zapałem akceptował sposoby wyróżnienia 38 Tadeusz Derengowski „Szary”, „Zrąb” dowódca oddziału I organizacyjnego „Wachlarza”. Areszto- wany przez Niemców zginął wiosną 1943 r., C. Chlebowski, op. cit., s. 50–53. 39 O sadystycznych kapo wspominają praktycznie wszyscy więźniowie Majdanka. Byli nimi tu sło- waccy Żydzi, którzy gorliwością w znęcaniu się nad współwięźniami starali się przypodobać Niemcom i przedłużyć własne życie. 40 „ŻURAW” ZAMOJSKI się podsunięte mu przez Zelenta. Razem z Albinem Marią Bonieckim, artystą rzeźbiarzem, zaproponowali Kapsowi upiększanie III pola i stworzenie w tym celu specjalnego komanda. Kaps chwycił przynętę. Rychło Boniecki otrzymał barak 15 (lub 16) na „atelier rzeźbiarskie” i zaczął projektować rzeźby mniejsze i większe. Potem dołączył do niego świetnie rysujący „Żuraw” – wszak kreślarz. Tak powstała cementowa rzeźba wielkiego żółwia, potem słynna fontanna ozdobiona trzema zrywającymi się do lotu orłami i inne dekoracje III pola. Nie udało się zrealizować pomysłu harcmistrza Szcześniewskiego – modelu twierdzy zamojskiej. Coś Niemcom nie pasowało – może uwięzienie w Zamościu Maksymiliana Habsburga, a może dostrzegli w modelu twierdzy symbol oporu? Dość, że kazali rozebrać rozpoczętą już budowlę. Udrêk¹ by³o przed³u¿anie godzin pracy, spóźnianie siê na nêdzne posi³ki. Setki i tysi¹ce ludzi traci³o ¿ycie z powodu braku zegara. „Żuraw” miał swoje marzenie. Więźniowie – w tym kapo – nie mieli zegarków. Kapo, odpowiedzialni za punktualność, bali się spóźnić z różnymi czynnościami. Więc w środku nocy, bijąc i katując, zrywali tysiące więźniów, którzy potem na mrozie wystawali do godziny apelu. Inną udręką było przedłużanie godzin pracy, spóźnianie się na nędzne posiłki. Setki i tysiące ludzi traciło życie z powodu braku zegara. Kiedy „Żuraw” jako rekonwalescent zaczynał pracę w komandzie Zelenta, grabił ziemię pod trawnik. Wtedy znalazł przysypany ziemią kawał blachy. W obozie – majątek! Ukrył go, ale cały czas chodziła mu po głowie myśl: jaki byłby z tej blachy doskonały gong, gdyby ją zawiesić na drutach. Były to marzenia jeszcze nieziszczalne, ale kiełkowały. (…) wykonać realny gong! Teraz to się łatwo pisze i mówi, ale wówczas... W tym ohydnym terrorze, gdzie się trzeba było kryć przed każdym możliwym donosem. A znów serce i dusza pragnęły ulżyć wszystkim katowanym! W wolniejszych chwilach projektowałem rysunkami węglem na oszczędzonym papierze cementowym coś, co by było realnym gongiem. Zawieszenie tylko blachy uważałem za niemożliwe. Boniecki zainteresował się, co ja tak szkicuję. Zaciekawiony podszedł, a gdy zobaczył na papie- Rysunek kapliczki z kogutem i gongiem z III pola Majdanrze koguta i gong w formie kapliczki ka, zaprojektowanej i wykonanej przez „Żurawia” 41 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ obozowej, zdumiony zapytał, co ja kombinuję. Podzieliłem się z nim zaraz tajemnicą ukrytej blachy i projektem oraz wytłomaczyłem moje cele i chęci (…). Zaczął więc i on rozmyślać jakby to COŚ jeszcze nierealne zawiesić i nawet dawać sygnały Lublinowi, że jeszcze żyjemy... trwamy... i dotrwamy!!!! Całą więc duszą i sercem modliłem się do Królowej Korony Polskiej o orędownictwo błogosławieństwa Bożego, by się nie tylko udało TO wykonać, ale by przy tym także nie podpaść! (…) wykonanie takiego czegoś, co byłoby tak pożyteczne dla całości obozu, i to nie z rozkazu katów, ale naszego pomysłu, i w takich warunkach... toć przecież ZNAK z Niebios, żeśmy nie zapomniani i musimy działać!! (…) byłby to ratunek dla wszystkich, gdyby się dobrze wyspali do 5tej godziny rano (…). Blokowi czekając na esesmana nie budziliby samorodnymi apelami śpiących. Ileż to ludzi uratowałoby się przed opętańczym stratowaniem w wierzejach. Portret obozowy H. J. Szcześniewskiego wykonany na Majdanku przez Michała Szachowskiego, wyniesiony z obozu przez Ileż to ludzi odratujemy z psy„Krasnoludka” chicznych lęków i urazów przez klątwy i wrzaski wypędzających na apele w nocy. Ileż to czasu marznięcia i czekania zlikwidujemy ustaloną punktualnością. Ileż to komand nareszcie zje posiłek południowy i choć trochę odpocznie. Ile to będzie radości, gdy punktualnie przyniosą kotły... Żyliśmy więc w radości spełnienia dobrego uczynku wszystkim więźniom, a dywersji władzom. Udało się. Najpierw „Żuraw” z pomocą Mariana Bonieckiego przez kilkanaście dni wykonywał elementy koguta, gongu i kapliczki. Tak – kapliczki, bowiem pod skrzydłem koguta ukrył Henryk Jerzy znaleziony medalik ze świętym Jerzym. Z Lublina przemycono do obozu puszkę farby – kogut stał się czerwonym kurem. Dwunastu więźniów z komanda Zelenta wyciągnęło arkusz blachy spod trawnika. Wypolerowana sproszkowaną cegłą lśniła pięknie. Najtrudniejsze zadanie – jak dokończyć dzieła? Obaj spiskowcy wtajemniczyli Zelenta, który podjął się „psychologicznego rozpracowania” Kapsa. Staszek znów rozmyślał jak w najchytrzejszy sposób zasugerować zawieszenie gongu bez narażenia kogokolwiek i uzyskać oficjalne zezwolenie! Po ukryciu i zamaskowaniu gotowej blachy, wyrysowałem węglem z piecyka na ścianie barakowej w oryginalnej skali kontury naszej kompozycji: koguta i gongu – kapliczki! Na to wpada Kaps i zaczyna rugać Mariana o przyśpieszenie robót cementowych. Staszek odwrócił jego uwagę moim rysunkiem na ścianie. Pierwszy 42 „ŻURAW” ZAMOJSKI raz zobaczyłem Kapsa z ludzką twarzą, ale na chwilę! Zachwycił go rzeczywiście, a Zelent sugerował, że to byłaby nie tylko oryginalna, ale najładniejsza dekoracja pola i pożyteczna! Kaps podskoczył, oczy mu się zaśmiały – połknął haczyk pochlebstw z robakiem naszej inicjatywy – jakoby swojej... i już służbowo, po chamsku: – „Raus! Jutro ma być gotowe, już na południe, na 12 godzinę!” 0n sam, feldführer III pola, zwoła tym gongiem apel! Po nas ciarki przechodziły z radości, ale i ciarki trwogi – co by było, gdybyśmy tego gotowego koguta pod podłogą nie mieli? Wtedy by nas Kaps zatłukł na śmierć. (…) Ciekawe, że taki ćwierćinteligent nie pomyślał, że tej pracy nie można by wykonać w szesnaście godzin, więc znów stwierdziliśmy, że jesteśmy pod Bożą opieką! (...) Na drugi dzień św. Jerzy rzeczywiście patronował. Przybyłe komando Zelenta wyniosło mi wszystkie elementy ze skrytki na środek pola. Wewnątrz baraku pilnował Boniecki, a ja komponowałem montaż na słupie. Niezwykłe zbiegowisko likwidował Staszek, by przedwcześnie nie robić sensacji, by nikogo nie narazić na kary za gapiowskie nieróbstwo! A i ja się lękałem, by mnie przy tej robocie harcerskiej żaden ze znajomych nie rozpoznał! Spieszyłem się, by przed dwunastą było wszystko gotowe! Marian z całego serca mi pomagał, jak zawsze! Gdy podwiązaliśmy gong pod daszkiem, przybiegł rozpromieniony Kaps, jak niemiecki diabeł strzelał pejczem po cholewach buta z zadowolenia, zniecierpliwienia i radości, przestępował z nogi na nogę jak pajac. Myśleliśmy, że rzeczywiście przyśpieszy apel. Jednak niemiecki Ordnung trzymał go za kark do za pięć dwunasta! (…) zerwał młotek zawieszony pod daszkiem i z hitlerowską chełpliwością zaczął inaugurować... bijąc wolno i z całej siły w środek blachy! I mnie rozparło! Dźwięk okazał się wspaniały, donośny, metaliczny! Niechaj Lublin także słyszy, że żyjemy! trwamy! i że przetrwamy! i nie damy się! Zewsząd padały zdumione spojrzenia, zanim wszyscy zorientowali się, że to jest dziś sygnał apelu. A Kaps bił dalej młotkiem – 12 razy dwunastą godzinę w południe 24 kwietnia 1943 roku! Trudno sobie wyobrazić, co przeżywała trójka przyjaciół trzymając się za ręce. Czułem drgające w dłoniach Staszka i Mariana nerwy! Ponosiła nas radość wspólnego zwycięstwa! Kapliczka z gongiem i kogutem przetrwała ze swą tajemnicą do końca obozu! W swoim warsztacie wykonywa³ Szczeœniewski przemyœlne skrytki na grypsy przemycane z obozu Opowieść o innych przedsięwzięciach, mniejszych i większych czynach „Żurawia” Szcześniewskiego w obozie na Majdanku musiałaby się ciągnąć jeszcze przez dalszych kilkanaście lub kilkadziesiąt stron. Podziw i niedowierzanie ogarnia współczesnego człowieka, gdy uzmysłowiwszy sobie koszmar rzeczywistości obozowej w 1943 roku, przegląda notatki harcerza z Zamościa. W swoim warsztacie wykonywał Szcześniewski przemyślne skrytki na grypsy przemycane z obozu przez „Krasnoludka”, jak więźniowie nazywali robotnika cywilnego z Lublina, przychodzącego do obozu do pracy. Zachowały się szydła i dłuta z wydrążonymi przemyślnie drewnianymi rękojeściami. Sam „Żuraw” pozostawał w kontakcie z Armią Krajową, uczestnicząc w tworzonym w obozie ruchu oporu.40 40 O grypsach Szcześniewskiego: Z.J. Hirsz, Korespondencja z Majdanka Henryka Jerzego Szcześniew- skiego, VIII 1943 – IV 1944, „Zeszyty Majdanka” 2(1967), s. 205–232; B. Hirsz, Z. Hirsz, Grypsy Jerzego Henryka Szcześniewskiego z obozu na Majdanku, „Zeszyty Majdanka” 23(2005), s. 145–184; W. Lenarczyk, „Straszny strach”. Reakcje polskich więźniów KL Lublin na akcję „Erntefest” w świetle grypsów, w: Erntefest 3–4 listopada 1943 – zapomniany epizod Zagłady, red. W. Lenarczyk, D. Libionka, Lublin, 2009, s. 37–72. 43 LUDZIE NIEPODLEGŁEJ Założył i w największej konspiracji prowadził majdankową drużynę harcerską – także w cieniu krematorium wierzył w ideały harcerskie. Wierzył i wcielał je w życie. Nawet nie wiedział, że na wniosek pułkownika Grocholskiego, komendant Armii Krajowej Tadeusz Bór-Komorowski nadał mu 11 listopada 1943 roku Order Wojenny „Virtuti Militari” V klasy. W drodze do Meinersen, 13 kwietnia 1945 roku kolumnê wiêźniów odbi³y oddzia³y 5. dywizji US Army. Po ewakuacji Majdanka trafił do Gross-Rosen. Tam próbował ucieczki, złapano go i kolejny raz skazano na śmierć. I znów czuwała nad nim Ta, którą całe życie gorąco wielbił. Matka Boża cudem uratowała go, gdy był prowadzony na szubienicę. Potem były obozy: Nordhausen, Dora, Osterrode. W drodze do Meinersen, 13 kwietnia 1945 roku kolumnę więźniów odbiły oddziały 5. dywizji US Army. Henryk Szcześniewski trafił pod opiekę dowódcy 30. korpusu armii brytyjskiej. I znów harcerstwo: z całej brytyjskiej strefy okupacyjnej spływali do założonego przez „Żurawia” ośrodka młodzi Polacy, druhny i druhowie, prawie 7 tysięcy. Potem praca w szkolnictwie: w latach 1945–1947 nadzorował 54 polskie szkoły w Niemczech i Francji. Po strasznych przejściach wojennych zaznał wreszcie szczęścia: w 1951 r. ożenił się z Narcyzą Jaworską, na świat przyszła czwórka ich dzieci. W 1964 roku generał Kapitan Henryk Jerzy Szcześniewski Władysław Anders mianował go kapitanem w korpusie oficerów piechoty. W Urbes w Alzacji założył i przez lata prowadził „Żeremie Żurawiowe” – swój prywatny ośrodek szkolenia instruktorów harcerskich. Tak spełniają się marzenia. Tęsknił za ukochaną Polską, której ofiarował tak wiele. Zmarł 4 września 2002 roku. Dr hab. Tomasz Panfil, prof. KUL 44 PRZEŚLADOWANIE Bogdan Sekściński Przeœladowanie Koœcio³a rzymskokatolickiego i jego wiernych na Lubelszczyźnie w czasach stalinizmu Komuniści, zawłaszczając władzę w Polsce w 1944 r., już na samym początku uznali duchowieństwo rzymskokatolickie za „kategorię osób niebezpiecznych i niewygodnych” dla nich. Początkowo jednak nie prowadzili otwartej walki z Kościołem katolickim, ponieważ był im potrzebny do legitymizacji władzy, w związku z tym uprawiali „politykę wzajemnego mijania się państwa i Kościoła, materii i ducha”.1 Ponadto w pierwszych latach powojennych promoskiewski reżim komunistyczny był zajęty walką z polską konspiracją niepodległościową i najsilniejszą partią opozycyjną – Polskim Stronnictwem Ludowym (PSL). Dopiero po wątpliwej legitymizacji swej władzy w wyniku sfałszowanych wyborów do Sejmu Ustawodawczego w 1947 r., ówczesne władze postanowiły przystąpić do forsownej akcji wymierzonej w polski Kościół katolicki, jego duchowieństwo i wiernych oraz instytucje z nim związane.2 W ramach niej podjęto m.in. działania przeciwko Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu (KUL) – jednej z głównych ostoi katolicyzmu w Polsce. Działania te miały doprowadzić do likwidacji tej uczelni, która była postrzegana przez prymasa Polski, abp. Stefana Wyszyńskiego „jako barometr wolności Kościoła w Polsce”.3 Do oficjalnego pierwszego ataku władz komunistycznych na Kościół katolicki doszło wczesną jesienią 1947 r.4, po decyzji podjętej 1 października 1947 r. przez Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej (BP KC PPR), na mocy której Kościół katolicki został uznany za reakcyjną siłę, zagrażającą rodzącej się ludowej demokracji.5 I. W okresie Polski Ludowej jednym z głównych celów III Wydziału Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej (MO) – Służby Bezpieczeństwa (SB) w Lublinie było m.in. „podrywanie autorytetu KUL-u w oczach opinii publicznej m.in. przez organizowanie konferencji prasowych dla prasy młodzieżowej i ateistycznej”, takiej jak: „Argumenty”, „Fakty i Myśli”, „Walka Młodych”, na których szkalowano uczelnię, jej kadrę dydaktyczną 1 J. Żaryn, Kościół w PRL, Warszawa 2004, s. 11, 19; idem, Aparat bezpieczeństwa w walce z ducho2 3 4 5 wieństwem katolickim. Zarys problemu, w: Skryte oblicze systemu komunistycznego, red. R. Bäcker, P. Hübner, Łódź 1997, s. 91 i n. L. Popek, Represje wobec Kościoła katolickiego na Lubelszczyźnie w latach 1944–1956 w świetle dokumentów w zasobie Archiwum Państwowego w Lublinie, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie w latach 1944–1956 wobec duchowieństwa katolickiego, red. Z. Zieliński, M. Peret, Lublin 2000, s. 117. Archiwum Akt Nowych w Warszawie [AAN], zespół archiwalny nr 170, Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym (1945–1955) [ZA-170 CKS-W], sygn. 306, k. 26. J. Żaryn, Kościół w PRL…, s. 11, 19; idem, Aparat bezpieczeństwa…, s. 91 i n. M. Romański, Władze państwowe a Kościół katolicki w województwie rzeszowskim w latach 1945– 1975, praca doktorska, Katedra Historii Ruchów Społeczno–Politycznych XIX i XX wieku KUL, Rzeszów 2007, s. 55. 45 KOŚCIÓŁ i studentów6. Celem tej akcji było doprowadzenie do „wyludnienia” KUL-u, a następnie do jego likwidacji. Funkcjonariusze SB publicznie „podsycali opinie o niepewności jutra KUL-u, pogłębiali nastroje niepewności co do trwałości egzystencji uczelni”, w swych wystąpieniach i materiałach propagandowych przygotowanych dla studentów dobitnie podnosili realny brak perspektyw na znalezienie lepszej pracy po ukończeniu tej uczelni. Organy bezpieczeństwa ustawicznie podejmowały działania mające na celu dyskredytację w oczach społeczeństwa księży wykładowców oraz studentów tej uczelni, np. przez rozpowszechnianie za pośrednictwem swoich agentów sfabrykowanych ulotek szkalujących ich wizerunki. W takich materiałach pomawiano personalnie autorytety świata katolickiego o homoseksualizm, pijaństwo i lubieżne zachowania. Ataki komunistów na KUL w drugiej połowie lat 40. i w latach 50. nie ustawały.7 Nie oszczędzano też Stolicy Apostolskiej – Watykanu, który traktowano jak reakcyjny ośrodek zagraniczny. Ta agresywna propaganda prowadziła do masowego przenoszenia się studentów świeckich oraz pracowników naukowych z KUL-u na uczelnie państwowe. W grudniu 1958 r. próbowano nawet podpalić budynek uczelni, a wcześniej katedrę lubelską.8 Ataki komunistów na KUL w drugiej po³owie lat 40. i w latach 50. nie ustawa³y. W grudniu 1958 r. próbowano nawet podpaliæ budynek uczelni, a wczeœniej katedrê lubelsk¹. II. W drugiej połowie lat 40. w całym kraju Urzędy Bezpieczeństwa Publicznego (UBP) inwigilowały i prześladowały katolików za praktyki religijne, a nawet za wypowiedzi na temat wiary czy też tzw. „cudów”, a uczestników zgromadzeń religijnych i krzewicieli wiary katolickiej poddawały ostrym represjom.9 W nieuprawniony sposób, bezpodstawnie oskarżały ich o „szerzenie propagandy religijnej”10 i działania antypolskie. 6 Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej – Oddział w Lublinie [AIPN Lu], zespół archiwalny Lu- 08, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie [ZA-Lu-08 WUBP-L], sygn. 267, Ciemnogród, Olimp – materiały dot. KUL-u, [1945–1962], t. 4, k. 147. 7 Szerzej na temat dyskryminacji KUL-u w Polsce Ludowej: J. Ziółek, Katolicki Uniwersytet Lubelski w latach 1944–1992, w: Księga pamiątkowa w 75-lecie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wkład w kulturę polską, red. M. Rusecki, Lublin 1994, s. 31–55; idem, Działalność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w czasie okupacji, Lublin 1983, s. 20–21; S. Sawicki, Katolicki Uniwersytet Lubelski w komunistycznym państwie, „Więź” 1992, nr 12, s. 5–53; G. Karolewicz, Represje wobec społeczności Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w latach 1944–1956, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 47–65. 8 AIPN Lu, ZA-Lu-08 WUBP-L, sygn. 267, Ciemnogród,… t. 8, k. 45, 122, 160–162, 268, 271, 306–307. 9 J. Ziółek, A. Przytuła, Represje wobec uczestników wydarzeń w Katedrze Lubelskiej w 1949 roku, Lublin 1999, s. 9–271; Z. Mańkowski, „Lubelski cud”, lipiec 1949 – represje, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 67–79; D. Jarosz, Polityka władz komunistycznych w Polsce w latach 1948–1956 a chłopi, Warszawa 1998, s. 361–368; idem, Polacy a stalinizm 1948–1956, Warszawa 2000, s. 30–33; Szeptane procesy. Z działalności Komisji Specjalnej 1945–1954, oprac. M. Chłopek, Warszawa 2005, s. 19–22, 41–42,128–130. 10 T. Grosse i in., Szarzy ludzie zaplątani w codzienności komunizmu, „Przegląd Historyczny” 1993, t. 84, z. nr 3, s. 337–338; AAN, ZA-170 CKS-W, sygn. 312, Akta sprawy dot. „rozpowszechniania fałszywych wiadomości o cudzie, który miał miejsce w dniu 21 VIII 1950 r. w Lublinie, przez ucznia i nauczycieli szkół lubelskich [VIII – 1950 r. – I 1951 r.]; sygn. 314, Akta sprawy dot. „rozpowszechniania fałszywych wiadomości o walce rządu [polskiego] z Kościołem [katolickim] i poniżania narodu radzieckiego przez pracownika umysłowego z Białegostoku”, [X 1950 r. – VI 1951 r.]; sygn. 326, Akta sprawy dot. „wzniecania fanatyzmu religijnego oraz odciągania rolników od akcji żniwnej przez robotników z Ladorudza”, [VIII 1950 r. – I 1951 r.]. 46 PRZEŚLADOWANIE Polityka powojennego polskiego reżimu komunistycznego, wspomaganego przez sowiecki Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD), miała charakter typowo antykościelny, a w szczególności antykatolicki. Prześladowano nie tylko wiernych, ale i księży, których poddawano okrutnym torturom, a niekiedy w bestialski sposób mordowano.11 Ograniczano wiernym prawo do wykonywania praktyk religijnych i organizowania uroczystości kościelnych. Hamowano i utrudniano rozwój budownictwa sakralnego, prowadzono walkę z religią w szkole. W latach 1950–1955 systematycznie rugowano nauczanie religii ze szkół publicznych oraz zamykano szkoły zakonne. Tylko w lipcu 1950 r. wyrzucono ze szkolnictwa państwowego 434 prefektów i ok. 200 katechetów.12 Katolików swobodnie komentujących zdarzenia o charakterze religijnym posyłano do obozów pracy przymusowej jako osoby stanowiące zagrożenie dla gospodarki narodowej, planów produkcyjnych, albo za rzekome rozniecanie fanatyzmu religijnego.13 Aresztowano nawet pątników za samo pątnictwo. Komuniści także wszelkimi sposobami dążyli do pozbawienia duchowieństwa wpływu na społeczeństwo polskie14, zniewalane w drodze powszechnej, uporczywej indoktrynacji. Analiza dokumentacji wytworzonej przez ówczesne organy bezpieczeństwa jednoznacznie dowodzi, iż podczas łapanek urządzanych po tzw. cudzie lubelskim zatrzymywano nie kryminalistów, lecz zwykłych przechodniów, z których po osadzeniu w więzieniach śledczych próbowano dopiero „zrobić” przestępców, „grzebiąc” w ich życiorysach i zadając podstępne pytania. W wielu wypadkach funkcjonariusze UB, mimo wielomiesięcznego śledztwa, nawet nie potrafili wpisać w odpowiednią rubrykę kwestionariusza personalnego osoby aresztowanej o co faktycznie jest podejrzana. Rubryka ta często pozostawała pusta nawet po zakończeniu postępowania karnego.15 Tylko w lipcu 1950 r. wyrzucono ze szkolnictwa pañstwowego 434 prefektów i ok. 200 katechetów. III. Funkcjonariusze UB traktowali katolików oddających się praktykom religijnym gorzej niż okupant niemiecki w czasie II wojny światowej, a ich modus faciendi nie różnił się od metod hitlerowskich.16 Uczestników zgromadzeń religijnych polewano wodą z motopompy strażackiej; a ubeccy wywiadowcy znaczyli ich jak bydło „(…) kredą krawiecką”17, aby łatwiej było ich odszukać i aresztować. Postępowano jak w czasach pogromów 11 J. Żaryn, Kościół w PRL…, s. 12–13, 23–24; M. Peret, Materiały zgromadzone w ramach śledztw prowadzonych przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 131-136; L. Pietrzak, Prześladowania duchowieństwa katolickiego na Lubelszczyźnie na przykładzie działań organów bezpieczeństwa wobec klasztoru oo. Bernardynów w Radecznicy, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 81–95; L. Piłat, Metody działania Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie wobec Kościoła katolickiego w latach 1944–1949 w świetle zasobów archiwalnych lubelskiej Delegatury Urzędu Ochrony Państwa, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 97–107; L. Popek, op. cit., s. 117–129. 12 J. Żaryn, Kościół w PRL…, s. 27; D. Jarosz, Polityka władz komunistycznych…, s. 359–394. 13 Szeptane procesy…, s. 19–22, 41–42,128–130. 14 J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 9–10. 15 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 77, k. 2’; t. 79, k. 27; t. 85, k. 3’; t. 88, k. 5; t. 89, k. 4; t. 93, k. 20; t. 96, k. 3; t. 97, k. 5; t. 98, k. 68; t. 120, k. 20; t. 130, k. 4; t. 145, k. 21; t. 147, k. 24. 16 J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 9, 265–271. 17 „Jak wyszłam z więzienia i odebrałam z depozytu sukienkę, to zobaczyłam, że był na niej mały krzyżyk zrobiony kredą. Nie wiem, gdzie mnie zaznaczyli, bo robili to pod katedrą i przy ka47 KOŚCIÓŁ chrześcijan. Katolików wyłapywano jak dzikie zwierzęta, „polowano” na nich wszędzie: na ulicach, na dworcach, w kościołach, a nawet w ich własnych domach, a po zatrzymaniu i aresztowaniu, szukano na nich „haków”, aby doprowadzić do skazania. Przesłuchanie najczęściej zaczynało się od pytania: „Do jakiej organizacji katolickiej należycie?” Następnie przesłuchujący nakazywał: „Opowiedzcie szczegółowo swój życiorys”, a później to już było tylZobowiązanie katolika Michała Piędzi z 23 lipca 1949 r., obliko pastwienie się nad areszgujące go pod groźbą odpowiedzialności karnej do zachowania towanym i przedłużanie bez w tajemnicy tego, co słyszał i widział w czasie więzienia go przez końca okresu jego pozostawaWUBP w Lublinie (Arch. IPN w Lublinie) nia w areszcie.18 Wprawdzie po pewnym czasie część represjonowanych wychodziła na wolność, gdyż nie można było im udowodnić naruszenia prawa, ale trudno było im odzyskać pozycję w życiu społecznym sprzed dnia aresztowania. W dniu zwolnienia z aresztu każdy zobligowany był pod groźbą odpowiedzialności karnej do podpisania oświadczenia, w którym zobowiązywał się do zachowania w tajemnicy wszystkiego tego, o co był pytany, jak i tego, co widział w czasie uwięzienia.19 Katolicy w ubeckich kazamatach tracili zdrowie, a nieraz i życie.20 Za normalne uczestnictwo w życiu religijnym aresztowano także nieletnich (dzieci) i bezprawnie miesiącami przetrzymywano w więzieniach śledczych.21 Osadzeni w aresztach byli torturowani pucynach, a ja byłam i tu, i tu […]”, fragment relacji Barbary Jarosławskiej, aresztowanej przez funkcjonariuszy lubelskiego UBP w dniu 17 lipca 1949 r. za udział w zgromadzeniu religijnym, G. Sołtysiak, Cud w Lublinie, „Karta” 1992, nr 9, s. 132. 18 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 3, k. 11; t. 14, k. 5; t. 15, k. 20; t. 17, k. 3; t. 20; t. 23, k. 8, 12; t. 25, k. 11–12, 16–17, 30; t. 28, k. 4, 11; t. 31, k. 7; t. 32, k. 1; t. 33, k. 10; t. 34, k. 2; t. 37, k. 6, 40; t. 38, cz. I, k. 3–4; t. 42, k. 5, 12; t. 49, k. 6; t. 50, k. 11, 13, 15, 60, 62–66. 19 Ibidem, t. 123, k. 8. 20 J. Żaryn, Kościół w PRL…, s. 12–13; M. Peret, op. cit., s. 131–136. 21 Np. 19 lipca 1949 r. funkcjonariusze WUBP w Lublinie zatrzymali piętnastoletniego ucznia Michała Jarosza za rzekomy udział 17 VII 1949 r. w zajściach antypaństwowych w Lublinie na tle religijnym. 21 lipca tego roku prokurator Sądu Apelacyjnego w Lublinie H. Furmankiewicz wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu. Michał Jarosz, najpierw w ubeckim więzieniu, a następnie w więzieniu na Zamku w Lublinie, był przetrzymywany od 19 lipca 1949 r. do 15 maja 1950 r. tylko za to, że w dniach 6 i 7 lipca 1949 r. pilnował porządku pod katedrą lubelską. W końcu śledztwo zostało umorzone, jak zwykle z „braku dowodów i podstaw do sporządzenia aktu oskarżenia”. WUBP w Lublinie na przełomie lat 40. i 50. prowadził inwigilację 15-letniej uczennicy Wandy Cann z Lublina, w związku z jej ostrym sprzeciwem słownym przeciwko założeniu koła Związku Młodzieży Polskiej (ZMP) w gimnazjum SS Urszulanek w Lublinie, która rzekomo w ten to sposób „zemściła się na wrogu, jakim jest socjalizm”. 18 lipca 1949 r. lubelski WUBP zatrzymał 16-letniego ucznia Franciszka Drozda ze wsi Niemce, bo 13 lipca tego roku pełnił funkcję „członka gwardii papieskiej” w katedrze lubelskiej, tj. pilnował porządku. Następnie Drozd został aresztowany i osadzony w lubelskim więzieniu na Zamku, gdzie był przetrzymywany do prawie połowy maja 1950 r. Udział w bezprawnym, bezpodstawnym więzieniu niewinnego 48 PRZEŚLADOWANIE i doznawali różnego rodzaju upokorzeń. Wlewano im wodę do nosa i uszu, bito bronią po głowie, zadawano ciosy w twarz, kopano po całym ciele, szarpano za włosy, wybijano zęby, łamano żebra, a zranionym odmawiano pomocy lekarskiej.22 W więzieniu śledczym za najmniejszą niesubordynację czy praktyki religijne zamykano w karcerze, niekiedy zmuszając do stania „w wodzie po kostki”.23 Uwięzionych karmiono suszoną kapustą, zarobaczonym grochem, czarnym chlebem i niesłodzoną kawą. Aresztanci byli represjonowani i szykanowani na różne sposoby. Kazano im czołgać się pod „norami”, polewano ich wodą, zmuszano do „kaczego chodu”, spania na komendę, a z tak poniżanych i upokarzanych szydzono i naśmiewano się.24 Naród polski cierpliwie znosił okrucieństwa, jakich dopuszczali się wobec niego funkcjonariusze ówczesnych organów bezpieczeństwa, ale jednocześnie „nienawidził komunistów i w cichości Boga prosił o koniec [ich] rządów”.25 Nieletni niesłusznie zatrzymani przez funkcjonariuszy UB w Lublinie, a następnie więzieni miesiącami na podstawie postanowień prokuratorskich oraz sądowych za rzekomy udział w zgromadzeniu religijnym 17 lipca 1949 r. w Lublinie (od lewej): Józef Łuniewski, l. 16, więziony do maja 1950 r.; Lucyna Łuszczew, l. 15, więziona do sierpnia 1949 r.; Zdzisław Ostrowski, l. 17, więziony do maja 1950 r.; Pelagia Pietrzak, l. 16, więziona do października 1949 r.; Wiesław Zaniewicz, l. 16, więziony do października 1949 r.; Aleksander Gospodarek, l. 17, więziony do 31 października 1949 r. (Arch. IPN w Lublinie) ucznia miał nie tylko prokurator, ale i Sąd Apelacyjny w Lublinie, który kilkakrotnie przedłużał jego pobyt w więzieniu śledczym. Zignorowano nawet opinię prawną sporządzoną przez radcę prawnego, w której stwierdził on m.in., iż brak jest podstaw do przetrzymywania F. Drozda w areszcie, w szczególności ze względu na jego wiek i brak winy oraz bezpodstawnie, pochopnie postawiony mu niedorzeczny zarzut naruszenia art. 163 kodeksu karnego z 1932 r. Zobrazowane postępowanie komunistycznych organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości było rażącym nadużyciem władzy i przekroczeniem uprawnień – działaniem wręcz przestępczym w świetle art. 286 § 1 wówczas obowiązującego kk z 1932 r. (Dz.U. 1932 Nr 60, poz. 571, zpz). Śledczy świadomie znęcali się izycznie i psychicznie nad nieletnimi uczniami, m.in. Michałem Jaroszem i Franciszkiem Drozdem, chcąc wymusić zeznania obciążające innych uczestników religijnego zgromadzenia. Nie udało się im to. W końcu 8 maja 1950 r., po prawie dziesięciu miesiącach bezprawnego więzienia, zwolniono z aresztu Drozda, ponieważ „śledztwo nie dostarczyło dowodów pozwalających na sporządzenie aktu oskarżenia”. AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 25, k. 1, 8–9, 11-13, 17, 20, 26–28, 33–34; t. 29, k. 4, 8–10; t. 37, k. 5–6, 34–35, 37, 40, 42, 44/3; Archiwum Państwowe w Lublinie [APL], zespół archiwalny nr 768 [ZA-768], Prokuratura Wojewódzka w Lublinie [PW-L], sygn. 14, k. 297; sygn. 1564, k. 19; sygn. 1623, k. 115; D. Jarosz, T. Wolsza, Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym (1945–1954). Wybór dokumentów, Warszawa 1995, s. 56. 22 J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 73, 76–77, 88, 266–267, 269. 23 Ibidem, s. 266, 269. 24 Ibidem, s. 269–270. 25 A. Paczkowski, Zdobycie władzy 1945–1947, Warszawa 1993, s. 79, fragm. mowy Stanisława Mikołajczyka, prezesa PSL wygłoszonej w Sejmie RP 23 VI 1947 r. 49 KOŚCIÓŁ Raport Edwarda Skóry z IV Komisariatu MO w Lublinie w sprawie „zniknięcia” aresztanta Kazimierza Franciszka Guza z przykomisariatowego aresztu, osadzonego w nim za rzekomy udział w „antypaństwowym” zgromadzeniu religijnym w dniu 17 lipca 1949 r. w Lublinie (Arch. IPN w Lublinie) IV. Funkcjonariusze UBP zachowywali się jak zbrodniarze. Podejmowali działania przestępcze wobec wiernych, szczególnie w okresie obchodów świąt. Np. 16 czerwca 1949 r. w święto Bożego Ciała funkcjonariusze z lubelskiego UBP najechali samochodem na uczestników procesji, a później poranionych, okaleczonych oskarżyli o napaść na „władzę”. W wyniku tej prowokacji prawdopodobnie życie straciło kilka osób, a wiele zostało rannych. Niektórzy świadkowie tego wydarzenia twierdzili, że funkcjonariusze „rozjechali 10-letnią dziewczynkę”.26 Katolicy zatrzymani podczas zgromadzeń religijnych byli przetrzymywani w więzieniach w tajemnicy nawet przed najbliższymi. O ludziach aresztowanych przez bezpiekę „ginął wszelki słuch”, po prostu „przepadali bez wieści”. Świadkowie zatrzymania także byli osadzani w więzieniach, aby nie mogli informować o tym innych.27 W aresztach nie prowadzono ewidencji ruchu zatrzymanych. Przywożono ich i zabierano bez odnotowywania tego faktu w jakichkolwiek dokumentach. Były to działania zamierzone, ale powodowały kuriozalne sytuacje. Niekiedy nawet kierownictwo aresztów śledczych nie było w stanie określić czy posiada „na stanie” danego więźnia, czy nie, a w razie stwierdzenia jego braku, podać miejsca jego wywiezienia i danych identyfikacyjnych osób, które tego dokonały.28 Krewni zatrzymanych osób pozostawali przez wiele miesięcy bez wiadomości o ich losach. Na zapytania pisemne, kierowane nawet do MBP w Warszawie, nikt nie Jan Gorliński vel Cezary Mondeodpowiadał. Wracały paczki żywnościowo-odzieżowe. rer-Lamensdorf, zastępca szeNatomiast co jakiś czas przedłużano ich pobyt w areszfa/p.o. szefa WUBP w Lublinie w okresie od 13 lutego 1947 r. cie, np. z powodu „omyłkowego przetrzymania akt śleddo 30 czerwca 1951 r. czych” przez prokuraturę, czy z powodu konieczności 26 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 3, k. 11; t. 14, k. 5; t. 15, k. 20; t. 17, k. 3; t. 20; t. 23, k. 8, 12; t. 25, k. 11–12, 16–17, 30; t. 28, k. 4, 11; t. 31, k. 7; t. 32, k. 1; t. 33, k. 10; t. 34, k. 2; t. 37, k. 6, 40; t. 38, cz. I, k. 3–4. 27 Ibidem, t. 33, k. 15, 17. 28 Ibidem, t. 53, k. 19. 50 PRZEŚLADOWANIE wysłuchania kolejnego życiorysu uwięzionego.29 Niejednokrotnie osoby pozostające na wolności starały się wybłagać wolność dla członka rodziny u wiceszefa lubelskiego WUBP Jana Gorlińskiego, vel Cezarego Monderera-Lamensdorfa 30, powołując się na swoje zasługi w ratowaniu Żydów od zagłady w okresie drugiej wojny światowej.31 Jaka była jego bezpośrednia reakcja na takie pisma nie udało mi się ustalić, aczkolwiek z akt śledztwa np. Marii Muchy, zatrzymanej 17 lipca 1949 r., wynika, iż najprawdopodobniej na skutek tego rodzaju pisma, złożonego przez jej adwokata Tadeusza Głuchowskiego w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie, śledztwo w jej sprawie zostało umorzone na mocy postanowienia Pismo procesowe z 1949 r. pełnomocnika podejrzanej Marii WUBP w Lublinie z 17 listo- Muchy adw. Tadeusza Głuchowskiego w sprawie umorzenia postępowania karnego prowadzonego wobec podejrzanej przez pada 1949 r. z powodu braku WUBP w Lublinie m.in. ze względu na pomoc, jaką okazywała dowodów winy, a aresztowa- osobom narodowości żydowskiej w czasie II wojny światowej (Arch. IPN w Lublinie) na odzyskała wolność.32 Również Zygmunt Dambek, zatrzymany 26 sierpnia 1949 r. jako podejrzany o udział w „zbiegowisku” religijnym 17 lipca 1949 r. w Lublinie, odzyskał wolność po złożeniu oświadczeń podpisanych przez cztery osoby narodowości żydowskiej: Chaima Dorfsmana, Lejbę Grinberga, Brandlę Gutman i Berka Rotsztajna, poświadczonych m.in. przez Wojewódzki Komitet Żydów w Lublinie. Stwierdzili oni m.in., iż ten katolik: „Jako człowiek i dobry Polak zasługuje na pełne zaufanie 29 AAN, ZA-170 CKS-W, sygn. 306, Akta sprawy Leona Koja oskarżonego o przestępstwo z art. 22– 23 mkk (Dz.U. 1946 Nr 30, poz. 192, dekret z 13 VI 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa), tj. m.in. o rozpowszechnianie fałszywych wiadomości na temat walki ówczesnego rządu z Kościołem katolickim w Polsce, inwigilowania jego instytucji oraz prześladowania jego duchowieństwa i wiernych, 16 V 1950 r. – 2 VII 1951 r., k. 9, 43, 69–72, 75-76, 105–111, 127. 30 Cezary Monderer-Lamensdorf jako specjalista w zwalczaniu polskiej konspiracji niepodległościowej w okresie zaprowadzania „nowej rzeczywistości” w powojennej Polsce był kierowany przez ówczesne władze w miejsca najbardziej zapalne w kraju. W latach 1944–1952 był zastępcą kierownika WUBP w Koszalinie, Krakowie, Łodzi, Mielcu i Szczecinie. Od 13 lutego 1947 r. do 30 czerwca 1951 r. był wiceszefem WUBP w Lublinie. Z. Nawrocki, op. cit., s. 363–364; J. Konefał, Zabić Wojciecha Lisa „Mściciela”. Studium jednej z komunistycznych zbrodni, w: Mielec i powiat mielecki w latach 1944–1956, red. Z. Nawrocki, J. Skrzypczak, Mielec 2005, s. 84; Twarze lubelskiej bezpieki, oprac. M. Choma-Jusińska, M. Durakiewicz, S. Poleszak, R. Surmacz, Lublin 2007, s. 14. 31 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 32, k. 17–18; t. 96, k. 9. 32 Ibidem, t. 96, k. 2, 8, 9’. 51 KOŚCIÓŁ do swej osoby (…)”, ponieważ w czasie II wojny światowej ukrywał we własnym domu „wielu okolicznych Żydów (…), okazując im bezinteresowną pomoc materialną i moralną – ochraniając ich tym samym od niechybnej zagłady i śmierci”.33 Zygmunt Dambek, niewątpliwie za wstawiennictwem wymienionych Żydów, wyszedł na wolność, mimo ujawnionych okoliczności ewidentnie obciążających go, m.in. takich, jak przynależność do Sodalicji Mariańskiej od 1936 roku.34 Tym samym Żydzi, prześladowani w czasie okupacji niemieckiej tylko za to, że byli Żydami, zaznawszy pomocy polskich katolików, spłacali dług wdzięczności wobec swych dobroczyńców, ratując ich z rąk komunistycznych oprawców w czasach prześladowania tym razem Polaków katolików tylko za to, że byli katolikami. Do akcji przeciwko wyznawcom katolicyzmu właJedno z oświadczeń złożonych jako dowód w sprawie Zygmundze komunistyczne używały ta Dambka (podejrzanego o udział w zgromadzeniu religijnym 17 lipca 1949 r. w Lublinie) przez jego żonę Marię Dambek, podrównież wojska. Np. 17 lippisane przez osoby narodowości żydowskiej – w celu uzyskania ca 1949 r. żołnierze z 3. Korzwolnienia go z aresztu (Arch. IPN w Lublinie) pusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) stacjonującego w Lublinie, wspólnie z funkcjonariuszami MO i UB, spacyfikowali katolicką pokojową manifestację, podczas której protestowano przeciwko brutalności funkcjonariuszy MO i UB wobec uczestników lipcowych pielgrzymek do katedry lubelskiej i żądano uwolnienia bezpodstawnie uwięzionych pątników.35 W czasie akcji zatrzymano ok. 500 osób za uczestnictwo w zgromadzeniu pątniczym na Placu Litewskim w Lublinie oraz za udział w pochodzie modlitewnym do katedry.36 33 Ibidem, t. 32, k. 1, 17–20, 34 Ibidem, t. 32, k. 11–12. 35 J. Konefał, Lubelskie lipce. 3. Brygada KBW w walce z Kościołem i „cudakami”, w: Historia magistra vitae. Księga jubileuszowa ku czci Profesora Jerzego Flagi, red. A. Dębiński, S. Wrzosek, K. Maćkowska, M. Kruszewska-Gagoś, Lublin 2007, s. 405–412. 36 J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 11. 52 PRZEŚLADOWANIE Jan Mamcarz – ofiara brutalności żołnierzy KBW biorących udział w pacyfikacji pokojowej manifestacji religijnej, która miała miejsce 17 lipca 1949 r. w Lublinie (Arch. IPN w Lublinie) V. Kościół katolicki, jego duchowieństwo oraz wierni byli także przedmiotem bezwzględnych, nieuprawnionych ataków ówczesnej prasy komunistycznej. Szczególnie aktywną działalność w tym zakresie przejawiał lubelski organ prasowy PZPR „Sztandar Ludu”, nazywany przez lublinian „paskudną szmatą, wstawiającą ludziom ciemnotę”. Antykatolickie artykuły zamieszczane w tej gazecie, takie m.in. jak: Nadużycie wiary37, pracownicy KW PZPR w Lublinie odczytywali publicznie i to na miejscowym placu katedralnym, przed zgromadzonymi na nim katolikami. Byli więc do tego stopnia aroganccy i czuli się tak bezkarnie, że działalność antykościelną prowadzili nawet na dziedzińcach domów Bożych. Niewątpliwie takie zachowania komunistów mogły wyzwalać i wyzwalały słuszne oraz uzasadnione protesty wiernych. W 1949 r. aktywiści pezetpeerowscy czynnie uczestniczyli „przy zwalczaniu «cudu» w katedrze lubelskiej”, m.in. były przewodniczący Delegatury Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym w Lublinie – Stanisław Wawrzonek.38 Pezetpeerowskim antykatolickim organem prasowym był także tygodnik „Trybuna Wolności”, który oprócz krytyki słownej Kościoła, zamieszczał karykatury duchownych, wysoce nieetyczne i uwłaczające ich godności.39 Działania prostalinowskich komunistów żydowskich na rzecz sowietyzacji Polski wyzwalały „nutę antysemityzmu” u powojennej ludności polskiej do tego stopnia, że niektórzy Polacy wprost twierdzili, iż „Niemcy za mało Żydów wymordowali” i dlatego obecnie rząd Rzeczypospolitej jest zdominowany przez komunistów narodowości żydowskiej, a także, że jest ich „pełno na [pozostałych] dominujących stanowiskach w aparacie państwowym”.40 W powojennej Polsce również „wszystkie ważniejsze stanowiska w sądach 37 Nadużycie wiary, „Sztandar Ludu” 1949, nr 190, s. 1–2. 38 APL, zespół archiwalny nr 1267 – Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Lublinie. Działacze ruchu robotniczego, T. 1, sygn. 2055, Wawrzonek Stanisław, k. 33. 39 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 3, k. 11; t. 14, k. 5; t. 15, k. 20; t. 17, k. 3; t. 20; t. 23, k. 8, 12; t. 25, k. 11–12, 16–17, 30; t. 28, k. 4, 11; t. 31, k. 7; t. 32, k. 1; t. 33, k. 10; t. 34, k. 2; t. 37, k. 6, 40; t. 38, cz. I, k. 3–4. 40 T. Skonieczny, Postawy chłopów wobec koncepcji i poczynań PPR (PZPR) w początkowej fazie kolektywizacji polskiego rolnictwa (1948-1949), Słupsk 2009, s. 130. 53 KOŚCIÓŁ Artykuł pt. Nadużycie wiary, szkalujący Kościół katolicki i jego wiernych, „Sztandar Ludu” 1949, nr 190, s. 1–2 wojskowych zajmowali oficerowie radzieccy i osoby narodowości niepolskiej, głównie Żydzi”.41 Powierzanie kierowniczych stanowisk w organach terroru państw komunistycznych tzw. obcoplemieńcom było według W.I. Lenina uzasadnione, gdyż byli oni bardziej bezwzględni i okrutni wobec rodzimych przeciwników wdrażania w życie ideologii komunizmu.42 W pełni tę konstatację Lenina potwierdzają fakty historyczne. 41 L.S. Szuba, Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym i jej delega- tura bydgoska (1945–1954), Toruń 2009, s. 155. 42 W.I. Lenin, Połnoje sobranie soczinienij, t. 36, Moskwa 1956–1958, s. 638. 54 PRZEŚLADOWANIE Wzmożone w 1949 r. natarcie władz komunistycznych na religię katolicką i jej wyznawców w Polsce trwało do roku 1956. Ograniczano dotychczasowe miejsce Kościoła w życiu społecznym, wprowadzano restrykcyjne prawo antykościelne43 – realizowano niezwykle brutalną „akcję antyklerykalną”.44 Zwiększano nakłady wydawnictw antykościelnych. Bolesław Bierut, namiestnik na Polskę z ramienia Iosifa Dżugaszwilego, co jakiś czas konsultował kierunki kampanii antyklerykalnej w Polsce z Moskwą. Bolesława Bieruta i Hilarego Minca (autora akcji antyklerykalnej) wspierał w działaniach antykatolickich Jakub Berman.45 Był on postrzegany przez polską konspirację niepodległościową jako „Żyd, łącznik komuny w Rosji”46, który opowiadał się za „rozszczepieniem Kościoła” katolickiego w Polsce poprzez różnego rodzaju działania restrykcyjno-administracyjne oraz „wielką akcję propagandową”.47 W 1949 r. Stolica Apostolska stanęła w obronie katolicyzmu na ziemiach polskich, wydając dekret w sprawie ekskomuniki komunistów.48 Jednak ta akcja Watykanu nie przyniosła spodziewanego skutku, a wprost przeciwnie – jeszcze wzmogła działania represyjne. Do pewnej „normalizacji” stosunków na linii państwo – Kościół katolicki doszło w 1950 r., po zawarciu porozumienia z 14 kwietnia, w formie Karykatura uwłaczająca duchowieństwu katolickiemu na łamach „Trybuny Wolności” z maja 1949 r., nr 21, s. 1 43 Dekret z 5 sierpnia 1949 r. – o ochronie sumienia i wyznania, Dz. U. 1949 Nr 45, poz. 334 i inne akty prawne wydane w latach 1944–1956. Szerzej na ten temat zob. J. Krukowski, Represyjność prawa polskiego w zastosowaniu do Kościoła katolickiego w latach 1944–1956, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 23–45; J. Stefaniak, Dekret „O ochronie wolności sumienia i wyznania” z 5 sierpnia 1949 r. a postawy duchowieństwa wobec komunizmu (na przykładzie województwa lubelskiego), w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 109–116. 44 Autorem „planu akcji antyklerykalnej” w Polsce był Hilary Minc, członek najściślejszego kierownictwa partii komunistycznej i państwa, odpowiedzialny za wprowadzanie modelu gospodarki opartego na sowieckich wzorach. J. Poksiński, Przeciw Kościołowi, „Karta” 1992, nr 9, s. 138. 45 Jakub Berman (1901–1984), komunista narodowości żydowskiej – zagorzały antyklerykał, antykatolik, brat Adolfa Abrahama, współorganizator i członek Centralnego Biura Komunistów Polski w ZSRR, współautor kampanii antyklerykalnej. Działalność Bermana „polegała na instalowaniu w Polsce zbrodniczego systemu komunistycznego w stalinowskim wydaniu za pomocą terroru i ogłupiającej propagandy”. Berman był „niewątpliwie największym stalinowskim zbrodniarzem w powojennej Polsce”, A. Werblan, Stalinizm w Polsce, Warszawa 2009, s. 122; A. Sobór-Świderska, Jakub Berman. Biogra ia komunisty, Warszawa 2009, B. Musiał, Moskwa wybiera Bermana, „Rzeczpospolita” 2009, nr 91, s. A26–A27; J. Poksiński, op. cit., s. 138; Berman Jakub, w: Encyklopedia powszechna PWN, Warszawa, 2004. 46 APL, zespół archiwalny nr 1233, Komitet Wojewódzki Polskiej Partii Robotniczej (1944– 1948/1949) – [ZA-1233 KW PPR-L], sygn. 19, Załącznik do sprawozdania KW PPR w Lublinie za miesiąc wrzesień 1948 r., b.d., k. 136. 47 J. Poksiński, op. cit., s. 137–139. 48 Dekret Świętego O icjum z 1 lipca 1949 r. w sprawie ekskomuniki komunistów, J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 19–20, 32. 55 KOŚCIÓŁ wymuszonej na Episkopacie Polski.49 Nigdy jednak nie doszło „do zasymilowania [Kościoła] z warunkami życia w reżimie komunistycznym”.50 Faktycznie natarcie na Kościół katolicki w Polsce osłabło dopiero po śmierci Stalina (1953 r.) i Bieruta (1956 r.). Pojawił się promyk nadziei na pewne porozumienie Kościoła katolickiego z polskimi władzami państwowymi i zaczął kiełkować konstruktywny dialog.51 Droga porozumienia była ciernista, ale rodziła delikatną ufność w odbudowę suwerennej Polski, przyjaznej dla religii katolickiej, w której Polacy trwali od wieków. Kolejne lata jednak pokazały, iż były to złudne nadzieje, a realną szansę na poprawę stosunków władz państwowych z władzami kościelnymi przyniósł dopiero rok 1989, kiedy to Polska po prawie półwiekowej zależności od ZSRR odzyskała niepodległość. W 1949 r. Stolica Apostolska stanê³a w obronie katolicyzmu na ziemiach polskich, wydaj¹c dekret w sprawie ekskomuniki komunistów. Prześladowania księży i ludności katolickiej w czasach wzmożonego terroru stalinowskiego (1948–1956) przez lubelską bezpiekę52 przypominają złowrogie czasy mordów i gnębienia chrześcijan w starożytnym Rzymie i Judei53, czy te z okresu II wojny światowej, kiedy to ukraińskie nacjonalistyczne ugrupowania zbrojne, tzw. banderowców, m.in. z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), prześladowały i mordowały na masową skalę polską ludność katolicką na Kresach Wschodnich. Czytając ubeckie i esbeckie akta dotyczące prześladowania Kościoła katolickiego, jego duchowieństwa i wiernych, autentycznie dotyka się obrazu zniewolenia oraz upodlenia człowieka przez system komunistyczny. Szczególną odrazę budzą zachowania konfidentów, sięgające szczytów hucpiarstwa. Np. pewna ubecka agentka o kryptonimie „Tancerka”, rezydująca na terenie Kurii Biskupiej w Lublinie, pisała i przekazywała donosy na duchownych do WUBP w Lublinie na drukach firmowych Kurii.54 W czasach stalinizmu sieć agenturalna bezpieki w pełni kontrolowała życie Kościoła katolickiego.55 Ubecy – od 1944 r., a następnie esbecy – od 1956 r., oraz wspomagający 49 AIPN Lu, ZA-Lu-08 WUBP-L, sygn. 267, Ciemnogród, Olimp – materiały dot. KUL-u: pismo z 16 II 1950 r. księcia Adama Stefana Kardynała Sapiehy – arcybiskupa metropolity krakowskiego oraz prymasa Polski – Stefana Wyszyńskiego, arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego i warszawskiego do Bolesława Bieruta prezydenta RP, [1945–1962], t. 1, k. 125–128. 50 Z. Zieliński, Zasady polityki państwa wobec Kościoła w Polsce w latach 1944–1956, w: Aparat ucisku na Lubelszczyźnie…, s. 13. 51 Nawet wg ówczesnych komunistycznych władz bezpieczeństwa: „[…] w 1956 r. […] były szanse na porozumienie trwałe, rządu z Kościołem […]”, AIPN Lu, zespół archiwalny nr Lu-018, Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej w Lublinie [ZA-Lu-018 KW MO-L], sygn. 173, Sprawa obiektowa „Barak” – materiały dot. Duszpasterstwa Akademickiego przy KUL w latach 1968–1974, t. 1, k. 205. 52 Jednym z męczenników za wiarę i ojczyznę jest m.in. ks. dr Paweł Dziubiński, ówczesny proboszcz para ii św. Pawła w Lublinie, któremu „zdrowie odebrano w więzieniu” UB, do tego stopnia, że nie mógł klęczeć podczas wykonywania posług kapłańskich w czasie mszy św., m.in. za to, że w czasie okupacji hitlerowskiej „(…) uprawiał propagandę antykomunistyczną urządzając nabożeństwa w kościele Bernardynów w Lublinie za dusze Polaków [polskich o icerów] pomordowanych w Katyniu (…)” przez NKWD, AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 8, k. 360, 409. 53 J. Ziółek, A. Przytuła, op. cit., s. 8–9. 54 AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 16. 55 A. Paczkowski, Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski. Szkice do portretu PRL, Kraków 1999, s. 68; J. Żaryn, Kościół w PRL…, s. 23–24. 56 PRZEŚLADOWANIE ich wszechobecni informatorzy i tajni współpracownicy infiltrowali duchowieństwo, wiernych oraz wszystkie instytucje i organizacje kościelne, bez zahamowań stosując różne środki i metody operacyjne. Byli obecni na każdej uroczystości kościelnej, na każdym zebraniu organizacji katolickiej, na każdej inauguracji roku akademickiego na KUL, a nawet na pogrzebach duchownych. Zainteresowanie niektórymi księżmi nie wygasało nawet po ich śmierci, nadal gromadzono informacje np. o „majątku”, jaki pozostawili. Funkcjonariusze organów bezpieczeństwa nagrywali kazania wygłaszane w kościołach, przechwytywali korespondencję osób duchownych, brutalnie wkraczali w każdy „zaułek” życia, naruszając ich konstytucyjne wolności i dobra osobiste.56 VI. Przedstawione fakty jednoznacznie świadczą, że w okresie Polski Ludowej organy bezpieczeństwa nieprzerwanie inwigilowały i prześladowały Kościół katolicki sensu largo oraz jego instytucje, w tym szczególnie Katolicki Uniwersytet Lubelski. Według znanego historyka Dariusza Jarosza, akcja antyklerykalna prostalinowskiego rządu była drugim co do wagi zdarzeniem przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX w., obok kolektywizacji, które wywołało tak znamienne poruszenie i oburzenie wśród Polaków. W tym czasie często dochodziło do konfrontacji wiernych z władzą ludową podczas tradycyjnych uroczystości i praktyk religijnych, w które komuniści ingerowali bez opamiętania. Próbowali ustalać trasy procesji kościelnych, a nawet charakter ich dekoracji. Poddawali restrykcjom ruch pielgrzymkowy. Ingerowali w wychowanie religijne katolickich dzieci poprzez politykę ateizacji oraz laicyzacji szkół powszechnych.57 Interwencjonizm państwowy w sprawy Kościoła nie miał końca, był przesadny.58 Ta bezwzględność wynikała stąd, że Kościół katolicki i jego księża, mocno powiązani ze społeczeństwem polskim, byli postrzegani przez władze Polski Ludowej jako jedyna licząca się siła opozycyjna. Kościół był traktowany jako instytucja wroga ustrojowi komunistycznemu, dlatego prostalinowski Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej już 12 wrześniu 1945 r. zerwał konkordat ze Stolicą Apostolską, zawarty przez władze II RP z Watykanem w 1925 roku. Koœció³ katolicki i jego ksiê¿a byli postrzegani przez w³adze Polski Ludowej jako jedyna licz¹ca siê si³a opozycyjna. Jednak ta polityka antywyznaniowa władz komunistycznych nie doprowadziła do „rozszczepienia” Kościoła katolickiego w Polsce, wprost przeciwnie – jeszcze bardziej scementowała jego fundamenty, podniosła prestiż i utwierdziła w wierze jego wyznawców. Kościół katolicki okazał się „instytucją nieusuwalną”.59 Bogdan Sekściński dr nauk prawnych Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II 56 AIPN Lu, ZA-Lu-08 WUBP-L, sygn. 267, Ciemnogród, Olimp – materiały dot. KUL-u, t. 1, k. 2–5, 12, 81–90; t. 2, k. 26, 39, 79–80; t. 3, k. 40–50; t. 8, k. 301, 303; AIPN Lu, ZA-Lu-012 WUBP-L, sygn. 124, Akta spraw: Janiny Brandtke i in. – materiały dot. „cudu” w Lublinie w 1949 r., [1949–1950], t. 8, k. 444–456. 57 D. Jarosz, Polacy a stalinizm…, s. 30, 33–34, 36, 195–201. 58 M. Romański, op. cit., s. 159–237. 59 Z. Zieliński, op. cit., s. 11. 57 PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE Ewa Rzeczkowska Konspiracyjna organizacja "Kraj - Krajowy Oœrodek" Powojenne podziemnie niepodległościowe zgromadziło według szacunków historyków od 120 do 180 tys. ludzi.1 W szeroki nurt podziemia, zrzeszającego osoby dojrzałe, dysponujące doświadczeniem zdobytym podczas II wojny światowej, wpisuje się także młodzież, która z racji młodego wieku nie uczestniczyła w działaniach wojennych. W latach 1944–1956 powstały w całej Polsce 972 tajne organizacje młodzieżowe, które skupiły od 10 do 11 tys. młodych ludzi.2 Młodzieżowe formacje odwoływały się do różnej tradycji konspiracyjnej i ideowej. Nawiązywały do konspiracji wojennej i powojennej (AK, NSZ czy WiN), wzorowały się na strukturze i tradycji harcerskiej, stawiały sobie za cel obronę Kościoła i wiary katolickiej. Funkcjonowały grupy o charakterze samokształceniowym i propagandowym. Powstawały także organizacje inspirowane ideologią piłsudczykowską, endecką, socjalistyczną, a także grupy rewizjonistyczne, tworzone przez młodzież autochtoniczną, które głosiły hasła obalenia rządów komunistycznych i przy- W latach 1944-1956 powsta³y w ca³ej Polsce 972 tajne organizacje m³odzie¿owe, które skupi³y od 10 do 11 tys. m³odych ludzi. wrócenia władzy niemieckiej3. Niezwykle istotnym czynnikiem charakteryzującym tajne organizacje młodzieżowe była spontaniczność, żywiołowość i samorzutność ich powstawania. Tworzyli je młodzi ludzie, bez wiedzy i przyzwolenia osób dorosłych. Wyjątkiem wśród formacji konspiracyjnych, niespełniającym tego kryterium, była organizacja „Kraj – Krajowy Ośrodek”, która została utworzona przez osobę dorosłą. W jej w ramach powołano komórki składające się z działaczy organizacji harcerskich z terenu Lubelszczyzny. Wywodzili się oni z istniejących już na tym terenie tajnych formacji młodzieżowych – „Konspiracyjnych Oddziałów Skautowych” i „Szarej Braci”4 1 Wstęp, w: Atlas polskiego podziemia niepodległościowego, 1944–1956, Warszawa – Lublin 2007, s. 33. 2 E. Rzeczkowska, Tajne organizacje harcerskie w Polsce w latach 1944–1956, maszynopis pracy doktorskiej; Wstęp, w: Atlas…, s. 66–67. 3 E. Rzeczkowska, Tajne organizacje harcerskie w Polce w latach 1944–1956, „Pamięć i Sprawie- dliwość” 2011 nr (17), s. 119 i n., M. Wierzbicki, Młodzieżowe organizacje i środowiska konspiracyjne w Polsce 1944–1956 – rozważania wstępne, w: Polskie podziemie niepodległościowe na tle konspiracji antykomunistycznych w Europie Środkowo-wschodniej w latach 1944–1956, red. S. Poleszak, Warszawa – Lublin 2008, s. 265–266. 4 Na Lubelszczyźnie w latach 1944–1956 działały 72 tajne organizacje młodzieżowe, z czego 12 miało pro il harcerski, E. Rzeczkowska, My chcemy wolnej Polski. Tajne organizacje harcerskie na Lubelszczyźnie w latach 1944–1956, „Glaukopis” 2007, nr 7/8, s. 174–175, J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować. UB wobec środowisk i organizacji konspiracyjnych młodzieży na Lubelszczyźnie (1944–1956), Warszawa 2007, s. 363. 58 KRAJ – KRAJOWY OŚRODEK Powstanie "Kraju" Organizacja „Kraj – Krajowy Ośrodek” powstała na przełomie 1948/1949 r. i działała do lipca 1952 r. Jej założycielem był mjr Zenon Sobota vel Tomaszewski „Jan”, „Anka”, „Świda”, który podczas wojny działał w Związku Walki Zbrojnej na Rzeszowszczyźnie, od 1943 r. był kierownikiem Kedywu w Rzeszowie, a potem członkiem sztabu Kedywu w Okręgu krakowskim. Przez część podziemia podejrzewany był o współpracę z Niemcami oraz ze Smierszem (jednostkami zajmującymi się kontrwywiadem wojskowym w Armii Czerwonej). Dzięki protekcji gen. Aleksandra Zawadzkiego, Sobota został w 1945 starostą w Będzinie na Śląsku, a potem pod nazwiskiem Tomaszewski pełnił funkcję wiceprezydenta Katowic i starosty w Zielonej Górze. Współpracował z Urzędem Bezpieczeństwa (UB), brał udział w rozpracowaniu działaczy organizacji Wolność i Niezawisłość. W marcu 1948 r., pod zarzutem prowadzenia podejrzanych interesów finansowych, został aresztowany przez UB w Zielonej Górze, lecz w trakcie przewożenia go do Poznania w lipcu 1948 r., w dość niejasnych okolicznościach, uciekł konwojującemu go strażnikowi.5 Ze względu na postać założyciela „Kraju”, początki tej organizacji budzą wiele wątpliwości. Badacze zastanawiają się czy „Kraj” nie był organizacją, której powstanie zainspirowali funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Taką sugestię postawił Piotr Lipiński, który porównał „Kraj” do V Komendy WiN6, całkowicie sterowanej przez władze bezpieczeństwa.7 Tomasz Balbus uznaje „Kraj” za organizację autentyczną i nieinspirowaną przez bezpiekę.8 Mjr Zenon Sobota założyciel „Kraju” Dość szeroki komentarz w sprawie genezy organizacji, założonej przez Zenona Sobotę, zamieścił Jacek Wołoszyn. Wymienił on szereg argumentów, które mogą wskazywać na nieautentyczność „Kraju”, m.in. świadome łamanie przez dowódcę organizacji podstawowych zasad konspiracji, szczegółowa znajomość struktury formacji przez jej członków, znajomość pseudonimów i rysopisów członków poszczególnych komórek przez pozostałych działaczy, sposoby rekrutacji nowych członków, a także metody i formy działania formacji, które mogłyby świadczyć o ubeckiej prowokacji. J. Wołoszyn sugeruje, że „Kraj” miał cechy modelowej organizacji konspiracyjnej wymyślonej i utworzonej przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. (…) Działania 5 Szerzej patrz: A. Zagórski, Sobota Zenon Tomasz, w: Małopolski słownik biogra iczny uczestników działań niepodległościowych 1939–1956, t. 2, Kraków 1997, s. 132–136; Idem, Zenon Tomasz Sobota, „Studia Rzeszowskie” 1997, t. 4, s. 189–192; T. Balbus, Człowiek, żołnierz, współpracownik MBP. Sprawa Zenona Soboty „Świdy” – czyli o poplątanych życiorysach ludzi podziemia, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2004, nr 1(5), s. 299–331. 6 Zob. szerzej na temat inwigilacji WiN-u: W. Frazik, Operacja „Cezary” – przegląd wątków krajowych, w: „Zwyczajny” resort. Studia o aparacie bezpieczeństwa 1944–1956, red. K. Krajewski, T. Łabuszewski, Warszawa 2005; R. Wnuk, Dwie prowokacje – Piąta Komenda Zrzeszenia WiN i Berg, „Zeszyty Historyczne” 2002, z. 141. 7 P. Lipiński, Nietoperz cicho śmignął, w: Towarzysze Niejasnego, Warszawa 2003, s. 159. 8 T. Balbus, Człowiek, żołnierz…, s. 311. 59 PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE młodych konspiratorów: zdobywanie jak największej ilości broni, rozbrajanie policjantów [milicjantów – E. Rz.], akcje sabotażowe czy plany zamachów na działaczy partyjnych oraz społecznych – pisze J. Wołoszyn – mieściły się w kanonie aktywności grup młodzieżowych. Nie można jednak zapominać, że pracownicy władz bezpieczeństwa wypracowali pewien model „idealnej” organizacji konspiracyjnej, którego essentialia negotii stanowiły właśnie wymienione czynniki. W sprawie „Kraju” mamy do czynienia z kumulacją właściwie wszystkich elementów tego modelu.9 Ponadto w skład „Kraju” wchodziły osoby związane ze strukturami ZWZ-AK oraz harcerze, którzy w przeszłości należeli do konspiracyjnych organizacji młodzieżowych. Ta cecha – kontynuuje J. Wołoszyn – spełniała kolejny ważny warunek „doskonałego” związku, czyli połączenia konspiracji harcerskiej opartej Ze wzglêdu na postaæ za³o¿yciela "Kraju", pocz¹tki tej organizacji budz¹ wiele w¹tpliwoœci. na wzorach Szarych Szeregów z podziemiem niepodległościowym. Wspomnianym schematem myślowym mogli posługiwać się również pracownicy UB przy inspirowaniu powstawania tajnych związków.10 W innym miejscu autor sugeruje, że działalność formacji mogła być jedynie „pośrednio” inspirowana przez pracowników organów bezpieczeństwa. Być może Sobota podjął ryzykowną grę z bezpieką, przez którą został oszukany – przekazał UB znaczną wiedzę o podziemiu, a następnie bezpieka chciała się go pozbyła. Być może tworząc ogólnopolską, liczną organizację chciał udowodnić władzom bezpieczeństwa, że pod ich „nosem” może istnieć duża formacja, o której nic nie wiedzą.11 Z dokumentów archiwalnych byłego UB wynika, że władze bezpieczeństwa nie wiedziały o istnieniu organizacji „Kraj”.12 Pierwszą informację o aktywności tej formacji przekazała funkcjonariuszom UB przypadkowo zatrzymana w czerwcu 1952 r. łączniczka „Kraju” Krystyna Metzger ps. „Maria”. Niewątpliwie, okoliczności powstania organizacji są zagadkowe i w świetle obecnej wiedzy trudne do ustalenia i oceny. Nie ulega jednak wątpliwości, że kluczem do rozwiązania tej zagadki jest założyciel i dowódca „Kraju” – Zenon Sobota vel Tomaszewski ps. „Jan”, „Anka”, „Świda”. Struktura organizacji Organizacja „Kraj” miała swoje jednostki w całej Polsce. Działała w województwach: katowickim, poznańskim, lubelskim, rzeszowskim, warszawskim, gdańskim, szczecińskim i zielonogórskim. „Kraj” podzielony była na komórki, zaś jego centrala mieściła się w Warszawie i miała krypt. „Wyka”. Na Lubelszczyźnie powstało kilka komórek. W Lublinie działały dwie – „Lodzia”, założona w 1952 r. przez Jerzego Kurzępę ps. „Rysiek”, oraz „Lusia”, która powstała w 1951 r. z inicjatywy Huberta Cieślaka ps. „Staszek”. Należeli do niej uczniowie lubelskiego Technikum Mechanicznego, a później pracownicy Wytwórni 9 J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować.., s. 429 i n. 10 Tamże. 11 Tamże. 12 AIPN-BU, Notatka naczelnika Wydziału II Departamentu Śledczego MBP, dotycząca wyników śledztwa w sprawie członków Ośrodka Krajowego, sporządził mjr Jerzy Łobanowski, Warszawa, dn. 04.07. 1952 r., k. 79. Akta śledcze Metzger Krystyna i inni, sygn. 0330/158, t. 4, k. 79. 60 KRAJ – KRAJOWY OŚRODEK Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku: Hubert Mazur ps. „Włodek”, Jerzy Woźniak ps. „Wiesiek”, Leszek Mraz ps. „Mały”, Bogusław Pietrkiewicz ps. „Zbyszek” oraz Marian Maliszewski ps. „Julian”. W Białej Podlaskiej w 1952 r. komórkę o krypt. „Basia” utworzył Waldemar Pobudkiewicz ps. „Zygmunt”, zaś w Wielączy k. Zamościa grupą „Kraju” kierował od 1952 r. Alfred Hałasa ps. „Olek”. Nakłonił on do wstąpienia do niej m.in. Mariana Gembalę ps. „Wojtek”, Romana Kuronia ps. „Andrzej”, Bogumiła Olszewskiego, Bronisława Ordyńca ps. „Stach” oraz Ryszarda Maślankę ps. „Marian”. Obok sztabu organizacji, w Warszawie funkcjonowała także komórka „Kraju” o krypt. „Zośka”, w jej skład wszedł Tadeusz Klukowski ze Szczebrzeszyna. Ponadto komórki „Kraju” istniały w Zabrzu – „Kalina”, w której działał Ryszard Cieślak ps. „Kawiński”, oraz w Gdańsku o krypt. „Grusza”, zorganizowanej przez pochodzącego z Lubelszczyzny BogumiBogusław Pietrkiewicz ps. „Zbyszek” ła Olszewskiego. Gdańska komórka była dopiero na etapie organizowania. Jej członkami mieli być uczniowie i absolwenci tamtejszej Państwowej Szkoły Morskiej.13 Komórkę „Kraju” w Poznaniu założył Zdzisław Majewski. Nadano jej krypt. „Pola”. Licząca ponad stu działaczy formacja powstała na bazie powiązań konspiracyjnych z okresu II wojny światowej oraz w wyniku włączenia do niej osób wywodzących się z tajnych organizacji młodzieżowych, m.in. z działających w Zwierzyńcu, Szczebrzeszynie i Białej Podlaskiej „Konspiracyjnych Oddziałów Skautowych”14 i „Szarej Braci”15 13 AIPN-BU, Akta śledcze dot. Tadeusza Klukowskiego, Jerzego Kurzępy, Antoniego Grobickiego, sygn. 01251/35 (mikro ilm), jacket 2, klatka E5–E6; Tamże, Charakterystyka nr 14 nielegalnej organizacji Krajowy Ośrodek „Kraj”, oprac. kpt. St. Wójcicki, Warszawa 19.02. 1975 r., sygn. 0189/17, k. 5–6, 8–10, 14–16; Tamże, Charakterystyka nr 36 nielegalnej organizacji Krajowy Ośrodek „Kraj”, oprac. sierż. Danuta Antolak, Warszawa 25.09. 1973 r., sygn. 0644/230, k. 1–2; Tamże, Charakterystyka nr 186 nielegalnego związku pn. „Kalina”, podlegającego kontrrewolucyjnej organizacji pn. „Kraj”, Katowice 10.04. 1975 r., sygn. 0174/187, k. 1; J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować…, s. 366–367. 14 „Konspiracyjne Oddziały Skautowe” – organizacja powstała w 1949 r. na bazie istniejącego w Zwierzyńcu Zastępu Harcerskiego, do którego należeli Tadeusz Klukowski ps. „Krzysztof”, Waldemar Budkiewicz ps. „Zygmunt” i Jerzy Kurzępa ps. „Ryszard”. Do związku należeli uczniowie ze Zwierzyńca, Szczebrzeszyna, Zamościa oraz Białej Podlaskiej. Łącznie KOS liczył 8 członków. Część z nich: Waldemar Pobudkiewicz, Jerzy Kurzępa oraz Ryszard Maślanka za pośrednictwem Tadeusza Klukowskiego wstąpiła do organizacji „Kraj”. Za przynależność do KOS skazane zostały 4 osoby na kary od 2,5 roku do 12 lat wiezienia, IPN-Lu, Sprawa obiektowa, sygn. 08/245; Tamże, Akta śledcze, sygn. 012/225, 01251/35. 15 „Szara Brać” działała od lutego do października 1949 r. i skupiała młodzież z zamojskich szkół średnich. Jej założycielem i dowódcą był Edmund Winiarski ps. „Wrzos”. Organizacja podejmowała działalność samokształceniową, propagandową oraz wychowywała młodzież harcerską w myśl założeń przedwojennego ZHP. Członków „Szarej Braci” zatrzymano w październiku 61 PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE z Zamościa. Prawdopodobnie z „Krajem” powiązana była także składająca się ze studentów KUL-u i UMCS-u organizacja „Tajne Harcerstwo Polskie”16. Kontakty pomiędzy poszczególnymi komórkami utrzymywano za pomocą sieci łączności, którą tworzyły łączniczki AK z okresu wojny: Maria Teresa Biczyńska17, Jadwiga Janiszowska i Izabela Bakońska. Całością sieci, która miała krypt. „Franciszek”, kierowała Krystyna Metzger.18 Za pośrednictwem Jadwigi Janiszowskiej, na początku 1952 r. Tadeusz Klukowski poznał Zenona Sobotę, który zlecił mu pozyskanie nowych osób do organizacji. T. Klukowski zwerbował do „Kraju” większość działaczy „Konspiracyjnych Oddziałów Skautowych”. Do organizacji wstąpił Alfred Hałasa ps. „Olek”, a także Tadeusz Dobromilski ps. „Paweł”.19 Tadeusz Klukowski pozyskał do organizacji Jerzego Kurzępę ps. „Rysiek” i Waldemara Pobudkiewicza ps. „Zygmunt”.20 J. Kurzępa zwerbował do „Kraju” studenta KUL Antoniego Grobickiego ps. „Henryk”, ten zaś zaangażował Jerzy Kurzępa ps. „Rysiek” 1949 r. W następnym roku w październiku WSR w Lublinie, spośród 20 działaczy, skazał 12 osób na kary od roku do 3 lat więzienia, AIPN-Lu, Notatka informacyjna nr 133, sygn. 0136/221; Tamże, Akta śledcze, sygn. 012/225. 16 AIPN-Lu, Pismo naczelnika Wydziału V WUBP w Lublinie kpt. B. Galanta do naczelnika Wydziału IV Dep. V MBP w Warszawie, Lublin, dn. 11. 07. 1952 r., Sprawa obiektowa krypt. „Ostrzegacz”, była nielegalna organizacja młodzieżowa pod nazwą „Tajne Harcerstwo Polskie”, sygn. 08/246, k. 16–17. W ramach tej sprawy rozpracowywano także harcerski z lubelskiej organizacji „Trójki” – Danutę Strzelecką i Jadwigę Bednarską. W rozmowie ze mną [E. Rz.] ani D. Strzelecka, ani J. Bednarska nie potwierdziły tezy o istnieniu dużej organizacji o nazwie „Tajne Harcerstwo Polskie”. W aktach sprawy obiektowej krypt. „Ostrzegacze” pojawia się też nazwa organizacji „Błękitna Jedynka”, w ramach której zrzeszone było harcerstwo męskie na terenie Lublina. Również brak informacji na temat istnienia podobnej organizacji. W Lublinie „Błękitną Jedynką” nazywano męską drużynę harcerska przekształconą w hu iec przy LO im. S. Staszica. Nazwa wzięła się od koloru chust noszonych przez harcerzy tej drużyny (Notatka z rozmowy z Danutą Rynkowską i Jadwigą Bednarską z dnia 19 kwietnia 2007 r. w zbiorach autorki), Równolegle z zatrzymaniami w sprawie o krypt. „Ostrzegacze”, Wydział V WUBP w Lublinie dokonał aresztowań w ramach spraw „Zwoleniacy” i „Odwetowcy”. Rozpracowania te prowadzono na członków organizacji „Kraj”. Aresztowano wtedy kilkunastu studentów KUL i UMCS. Zatrzymane osoby podejrzewano o przynależność do „Kraju”. AIPN-Lu, Pismo dyrektora Dep. V MBP płk J. Brystyger do dyrektora Dep. Śledczego MBP płk Różańskiego, sprawa obiektowa krypt. „Ostrzegacz”, sygn. 08/246, k. 18–20, zob. też. E. Rzeczkowska, Lubelskie „Trójki”– udział dziewcząt w harcerskiej drugiej konspiracji lat 1944–1956. 17 AIPN-BU, Odpis wyroku WSR w Warszawie, Warszawa 17.11. 1952 r., Akta śledcze dot. Marii Teresy Biczyńskiej, k. 97–98. 18 AIPN-BU, Notatka służbowa dot. organizacji „Kraj”, Akta dot. Krystyny Libelt-Metzger, sygn. 00169/62, k. 15-20; Zawołać po imieniu, Księga Kobiet – Więźniów Politycznych 1944–1958, red. B. Otwinowska, T. Drzal, Warszawa 2003, s. 179–181, 212–214, 368, 416. 19 AIPN-BU, Protokół przesłuchania Tadeusza Klukowskiego, sporządził por. T Piaskowski, Warszawa dn. 03.07. 1952, sygn. 0330/157 t. 1, k. 6–7, Tamże, Protokół przesłuchania Jerzego Kurzępy, sporządził: por. J. Waliczak, Warszawa 03.07. 1952 r., k. 53–54. 20 Tamże, k. 51–55. 62 KRAJ – KRAJOWY OŚRODEK Kornela Jarosławskiego ps. „Czesiek” oraz Jana Błyskosza ps. „Marek”.21 Dzia³alnoœæ Formy aktywności organizacji „Kraj” były typowe dla powojennych organizacji młodzieżowych: gromadzono broń, rozbrajano milicjantów, organizowano zamachy na działaczy partyjnych i społecznych, wkraczano do mieszkań adwokatów, prowadzono akcje rekwizycyjne i sabotażowo-dywersyjne. W tego typu akcjach uczestniczyli członkowie organizacji KOS i „Szara Brać” z Lubelszczyzny. W świetle akt b. UB, od września 1951 r. do czerwca 1952 r. organizacja przeprowadziła 14 tego typu działań na terenie Warszawy, m.in. na sklepy i zakład grawerski. Ponadto dokonano akcji rekwizycyjnych w mieszkaniach adwokatów zajmujących się sprawami członków konspiracyjnych organizacji: Lecha Buczkowskiego, Jerzego Grafa, Zygmunta Branickiego. Według Tadeusz Klukowski ps. „Krzysztof” zeznań działaczy „Kraju” próbowano w ten sposób pozyskać dokumentację procesową w celu zorientowania się o sytuacji aresztowanych członków podziemia niepodległościowego, których bronili wymienieni adwokaci.22 W nocy z 11 na 12 kwietnia 1952 r. pod P³ochocinem k. Warszawy podjêto próbê wykolejenia poci¹gu relacji Moskwa-Berlin. W nocy z 11 na 12 kwietnia 1952 r. pod Płochocinem k. Warszawy podjęto próbę wykolejenia pociągu relacji Moskwa – Berlin. Akcją, z polecenia Tomaszewskiego, kierował pochodzący ze Szczebrzeszyna działacz KOS i „Szarej Braci” Tadeusz Klukowski. Uczestniczyli w niej, obok Klukowskiego i Tomaszewskiego, A. Grobicki i J. Kurzępa. Akcja powiodła się tylko częściowo, gdyż nie wykolejono planowanego pociągu, a przypadkowo przejeżdżający pociąg towarowy. Po przejechaniu pociągu pospiesznego do Łodzi usunęliśmy śruby ze styku i szynę odgięliśmy w prawą stronę przy pomocy łomu i klucza, po czym oddaliliśmy się na odległość ok. 400 m, skąd obserwowaliśmy wypadek. Kilka minut po godzinie pierwszej nadjechał po tym torze nieprzewidywany przez nas pociąg towarowy. (…) Wjeżdżając na miejsce rozkręcenia szyny lokomotywa i kilka wagonów stoczyły się z nasypu.23 Działaczom „Kraju” przypisywano również zamiar wysadzenia pomnika Feliksa Dzierżyńskiego przy Placu Bankowym w Warszawie oraz masztu radiowego w Raszynie.24 21 J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować…, s. 425 22 Protokół przesłuchania Tadeusza Klukowskiego, sporządził por. T Piaskowski, Warszawa dn. 03.07. 1952, sygn. 0330/157 t. 2, k. 14–15, Karty na czyn przestępczy, sygn. IPN BU 0189/17, k. 146–148, 152–154, T. Balbus, Człowiek, żołnierz, współpracownik MBP…, s. 311. 23 AIPN-BU, Protokół przesłuchania podejrzanego Tadeusza Klukowskiego, Warszawa, dn. 09.08. 1932 r., Akta śledcze przeciwko Klukowskiemu, Kurzępie, Grobickiemu, sygn. 01251/35, k. 47. 24 IPN-BU, Charakterystyka nr 14 nielegalnej organizacji pod nazwą „Krajowy Ośrodek Kraj”, oprac. kpt. St. Wójcicki, Warszawa 1978, sygn. 0189/17, k. 1. 63 PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE W wyniku decyzji władz organizacji „Kraj” wydano wyrok śmierci na spikera audycji Polskiego Radia „Fala-49” Stefana Martykę, który w swych programach szkalował AK, polskich działaczy niepodległościowych oraz państwa zachodnie. Audycja, redagowana przez Wandę Odolską, pojawiała się nieregularnie – przerywając inne programy – z reguły muzyczne. Jej zapowiedź stylizowana była na komunikat wojskowy: Tu Fala 49, tu Fala 49. Włączamy się. Program miał charakter polityczny i propagandowy. Martyka uzasadniał w nim m.in. procesy polityczne wytaczane byłym akowcom. Piętnował też „imperializm” Stanów Zjednoczonych i innych krajów zachodnich. «Fala 49» – pisze Grzegorz Majchrzak – była ważnym elementem propagandy komunistycznej. Gdyby dziś spojrzeć na tematykę tego programu i prezentowane w nim treści, zobaczylibyśmy propagandę PZPR z tego okresu „w pigułce”, jej zwroty i wolty….25 Martykę zastrzelili we własnym mieszkaniu 9 września 1951 r. w Warszawie czterej członkowie „Kraju”: Ryszard Cieślak, Lech Śliwiński, Bogusław Pietrkiewicz oraz Tadeusz Kowalczuk.26 Aresztowania Po zamachu na Martykę organy bezpieczeństwa rozpoczęły szeroko zakrojone śledztwo, mimo to, nie odnalazły zabójców.27 Dopiero blisko rok później, w czerwcu 1952 r., przypadkowo zatrzymano łączniczkę Tomaszewskiego Krystynę Metzger ps. „Maria”. Została ujęta 24 czerwca po nieudanej akcji na mieszkanie posła na sejm Hieronima Dobrowolskiego. Podczas przesłuchania, kilka dni po aresztowaniu, podała pseudonimy działaczy „Kraju” z Zabrza oraz Lublina, przedstawiła także ich rysopisy.28 Do szybkiego rozpracowania członków lubelskiej komórki przyczyniły się zapewne dokumenty zgromadzone w ramach sprawy o krypt. „Spadochroniarze”, bowiem już 2 lipca 1952 r. ujęto większość działaczy „Kraju” z Lubelszczyzny.29 W sprawie „Kraju” nie prowadzono żadnych działań operacyjnych, aresztowania odbywały się na podstawie informacji zdobytych podczas śledztwa. Pierwsze pseudonimy i nazwiska osób zaangażowanych w działalność organizacji Ryszard Cieślak ps. „Kawiński” 25 G. Majchrzak, Armia Krajowa na „Fali” w czasach „odwilży” (1954–1956), „Biuletyn Instytutu Pa- mięci Narodowej” 2002, nr 8–9, s. 85. 26 T. Balbus, Człowiek, żołnierz, współpracownik MBP…, s. 311–312; P. Lipiński, Nietoperz cicho śmi- gnął…; K. Czubara, Niepokorni dwudziestoletni, „Tygodnik Zamojski” z 13 stycznia 1999 r.; Idem, Śmierć Harcerza. Z archiwum sądowego, „Tygodnik Zamojski” z 13 stycznia 1999. 27 AIPN-BU, Notatka dotycząca organizacji „Kraj”, sporządził: naczelnik Wydziału III Departamentu III MBP mjr Wołkow, bd., Akta śledcze Metzger Krystyna i In., sygn. 0330/158, t. 7, k. 39–44; Tamże, Plan operacyjnych przedsięwzięć w sprawie wykrycia sprawców morderstwa Martyki dla Wydziału IV Departamentu V MBP, Warszawa, dn. 26.09. 1951 r., sporządził; kpt. Dwojak, zastępca naczelnika Wydziału IV Departamentu V, sygn. 0330/158, t. 8, k. 10–14. 28 Tamże, Protokół przesłuchania Krystyny Metzger, Warszawa, dn. 30. 06. 1952 r., sygn. 0330/158, t. 1, k. 47–49; Tamże, Spis osób aresztowanych w sprawie Krystyny Metzger, Warszawa, dn. 02.07. 1952 r., sygn. 0330/158, t. 5, k. 310–317. 29 Jedynie Leszek Mraz został aresztowany 14 sierpnia 1952 r. 64 KRAJ – KRAJOWY OŚRODEK podała Krystyna Metzger. Jej informacje uzupełniane były przez kolejno zatrzymywanych. Z dostępnej dokumentacji wynika, że do rozpracowania organizacji nie wykorzystano także tajnych współpracowników, choć Metzger w latach 1949–1950 była wykorzystywana operacyjnie przez UB w Poznaniu, ale zerwała kontakt z organami bezpieczeństwa.30 Od czerwca 1952 r. rozpoczęły się zatrzymania działaczy organizacji „Kraj”. Aresztowania objęły osoby pochodzące z kilku województw: katowickiego, poznańskiego, gdańskiego, warszawskiego. Liczną grupę działaczy „Kraju”, wywodzącą się ze środowisk harcerskich, zatrzymano na terenie Lubelszczyzny. Już 28 czerwca 1952 r., a więc 4 dni po zatrzymaniu Metzger, na polecenie MBP w aresztach UB znaleźli się pochodzący z Lubelszczyzny członkowie komórki o krypt. „Kalina”: H. Cieślak, B. Pietrkiewicz, H. Mazur, J. Woźniak. Do 4 lipca zatrzymano 35 osób. Wszystkich początkowo przewieziono do aresztów WUBP w Lublinie, następnie część z zatrzymanych przetransportowano do Warszawy.31 Dowódca organizacji Zenon Sobota, ostrzeżony o planowanych aresztowaniach, 27 czerwca 1952 r. wyjechał z Warszawy i udał się pociągiem do Zawady k. Zamościa. Informacje o tym uzyskali funkcjonariusze organów bezpieczeństwa, którzy w celu zatrzymania go, kontrolowali wszystkie pociągi jadące w tym dniu w kierunku Zamościa. Nie udało się zatrzymać Soboty, który ukrywał się do 2 lipca w zabudowaniach należących do rodziców Jerzego Kurzępy.32 Z raportu naczelnika Wydzia³u III WUBP w Lublinie wynika, ¿e ukrywaj¹cy siê Sobota, chc¹c unikn¹æ aresztowania, pope³ni³ samobójstwo. Dwaj pracownicy zamojskiego PUBP, wysłani 1 lipca do Zwierzyńca, uzyskali informacje, że Kurzępa widziany był w Zwierzyńcu z nieznanym starszym mężczyzną z wąsami. W nocy z 1 na 2 lipca funkcjonariusze PUBP z Zamościa, WUBP z Lublina oraz żołnierze KBW otoczyli zwierzyniecką plebanię i rozpoczęli rewizje. Przeszukania objęły część mieszkalną posesji oraz zabudowania gospodarcze, w których nocowali Kurzępa i Sobota. Jeden z milicjantów zauważył śpiących. Na jego wezwanie tylko Kurzępa poddał się, drugi zaczął się ostrzeliwać. W wyniku wymiany ognia Sobota został zraniony, zaś próbującego ucieczki Kurzępę ujęli funkcjonariusze UB.33 Z raportu, napisanego przez Zdzisława Zabawę – naczelnika Wydziału III WUBP w Lublinie, który kierował akcją zatrzymania Kurzępy, wynika, że ukrywający się Sobota, chcąc uniknąć aresztowania, popełnił samobójstwo. Zatrzymany Kurzępa został przesłuchany na posterunku MO w Zwierzyńcu. W trakcie brutalnego śledztwa uzyskano od niego informacje o planowanym przyjeździe do Zawady łącznika „Kraju” z Warszawy, który zamierzał spotkać się z Alfredem Hałasą i Ryszardem Maślanką. Na umówione miejsce, tj. na stację 30 AIPN-BU, Raport o zezwolenie przeprowadzenia rozmowy operacyjnej z Metzger-Libelt Krysty- ną, oprac. mjr T. Krawczyk, starszy o icer operacyjny Wydziału II Departamentu III, Warszawa, dn. 04.02. 1964 r., sygn. 00169/62, k. 26. 31 AIPN-BU, Raport specjalny do naczelnika Wydziału III Departamentu III w Warszawie, Lublin, dn. 09.07. 1952 r., sporządził: kpt. Z. Zabawa, naczelnik Wydziału III WUBP w Lublinie, sygn. 0330/158, t. 10, k. 5–7. 32 Tamże, k. 8 33 Tamże, k. 9–10. 65 PODZIEMIE NIEPODLEGŁOŚCIOWE kolejową w Zawadzie, udali się funkcjonariusze UB wraz naczelnikiem Zabawą. W przygotowanej zasadzce zatrzymano Mariana Gembalę, który wskazał miejsce spotkania Hałasy z Maślanką. W trakcie pościgu Maślanka został zraniony i według raportu Zabawy popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę.34 Wedle opinii Jacka Wołoszyna informacje o samobójstwach, zarówno Soboty, jak i Maślanki, budzą poważne wątpliwości. W przypadku pierwszego z konspiratorów zachowały się dwa, nieco różniące się od siebie protokoły z oględzin zwłok. Rozbieżności dotyczyły sposobu zadania śmiertelnej rany. W jednym z dokumentów zamojski lekarz sądowy pisał, że strzał padł z odległości kilkunastu metrów (10–15 m). W warszawskim Zakładzie Medycyny Sądowej stwierdzono, że strzał padł „z przyłożenia”. Wątpliwości nasuwają się po analizie relacji tych wydarzeń innych działaczy „Kraju”. Pochodząca ze Zwierzyńca Izabella Bakońska-Gajewska wspoTadeusz Kowalczuk ps. „Marek” minała, że Sobota podczas obławy w zabudowaniach Kurzępów nie ostrzeliwał się, nieudaną próbę ucieczki podjął jedynie Jerzy Kurzępa. Podobnie niejasne są informacje związane ze śmiercią Maślanki. Według raportu Zabawy, Maślanka miał popełnić samobójstwo. Jednakże w tym samym raporcie Zabawa, wymieniając nazwiska członków „Kraju”, przy nazwisku Maślanki napisał: Zabity w zbożu koło wsi Wielącza.35 Nie należy całkowicie wykluczać wersji o samobójczej śmierci obydwu działaczy „Kraju”, którzy w obliczu niechybnego aresztowania mogli zdecydować się na ten ostateczny krok. Jednak można również postawić tezę, że obydwaj zostali zastrzeleni podczas obławy, ale do opinii publicznej przekazano informację o samobójstwie. Taka wersja wydarzeń miała lepszy wydźwięk propagandowy, gdyż wskazywała na bezsens konspiracji i walki z władzą, bo kończy się zawsze niepowodzeniem. Wyroki Latem 1952 r. aresztowano w całej Polsce ponad 100 działaczy „Kraju”. Po trwającym ponad miesiąc śledztwie rozpoczęły się pierwsze procesy. W sprawie „Kraju” zapadło wiele wyroków skazujących. Na kary dożywotniego więzienia skazano 7 osób, sankcje do 15 lat pozbawienia wolności orzeczono wobec 22 osób. Aż 23 osoby skazano na 10 lat więzienia, zaś karę śmierci orzeczono wobec 11 osób: Krystyny Metzger, Ryszarda Cieślaka, Leszka Śliwińskiego, Tadeusza Kowalczuka, Bogusława Pietrkiewicza, Jadwigi Janiszowskiej, Anny Przyczynek, Tadeusza Klukowskiego, Jerzego Kurzępy, Antoniego Grobickiego oraz Huberta Cieślaka. W procesie Cieślaka orzekał Stefan Michnik. W uzasadnieniu wyroku z tego procesu czytamy: Interesy Państwa Polskiego wymagają najsurowszej represji karnej dla zdrajców ojczyzny, terrorystów i dywersantów, a oskarżony jest 34 Tamże, k. 6. 35 Tamże; J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować…, s. 536. 66 KRAJ – KRAJOWY OŚRODEK właśnie takim człowiekiem. Sąd po przeanalizowaniu całej działalności osk-go [oskarżonego – E.Rz.] uznał, że nie rokuje on poprawy na przyszłość, a jedyną słuszną karą dla niego będzie całkowite wyeliminowanie go ze społeczeństwa.36 Pięciu członków „Kraju” zostało straconych w maju i czerwcu 1953 r. w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Byli to: Ryszard Cieślak, Tadeusz Kowalczuk, Wiesław Śliwiński, Bogusław Pietrkiewicz oraz Tadeusz Klukowski.37 Rada Państwa skorzystała z prawa łaski wobec pochodzących z Lubelszczyzny Jerzego Kurzępy i Antoniego Grobickiego, którym zamieniono karę śmierci na dożywotnie więzienie. Niektórzy historycy analizowali przyczyny orzeczenia najwyższego wymiaru kary wobec Tadeusza Klukowskiego, który był sądzony w procesie odbywającym się 1 grudnia 1952 r. w Warszawie razem z dwoma innymi członkami tej organizacji – Jerzym Kurzępą i Antonim Grobickim. W sprawie dwóch ostatnich Rada Państwa skorzystała z prawa łaski. 16 czerwca 1953 r. stracony został jedynie Klukowski. W procesach „Kraju” kary śmierci wydano i wykonano na sprawcach zabójstwa Stefana Martyki. Klukowski nie brał udziału w zamachu na spikera audycji „Fala-49”. Działacze, którzy mieli podobny jak Klukowski staż organizacyjny oraz wykazywali się podobną jak on aktywnością, zostali ułaskawieni. Jacek Wołoszyn sugeruje, że śmierć Tadeusza Klukowskiego mogła być „zemstą” wymiaru sprawiedliwości za postawę jego ojca – Zygmunta Klukowskiego – w okresie wojny szefa Biura Informacji i Propagandy w Inspektoracie Zamojskim AK, później działacza WiN, który w tym czasie również przebywał w więzieniu.38 Zygmunt Klukowski po raz pierwszy został aresztowany przez UB w 1950 r., a wyrokiem WSR w Lublinie z kwietnia 1952 r. skazano go na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Nie udowodniono mu wtedy przynależności do AK, skazano jedynie za niepoinformowanie władz o istnieniu konspiracyjnej organizacji. Ponownie został aresztowany latem 1952 r. i skazany na 10 lat więzienia za współpracę z organizacją „Kraj”. Być może bezpieka, nie mogąc „ukarać” ojca, zemściła się na synu. Młodzież, która wstąpiła w szeregi „Kraju”, w znakomitej większości wywodziła się z tajnych antysowieckich organizacji, które powstawały na Lubelszczyźnie po II wojnie światowej. Była to młodzież szczególnie wrażliwa na losy kraju. System wartości moralnych oraz patriotycznych opierała na przedwojennym prawie i wychowaniu harcerskim. Wyrażała i czynnie realizowała je w swoim życiu. Za tę postawę przyszło jej zapłacić wysoką, a nawet najwyższą cenę. dr Ewa Rzeczkowska adiunkt w Katedrze Historii Najnowszej KUL Zdjęcia pochodzą z archiwum IPN 36 AIPN BU Wyrok WSR w Warszawie z dnia 5 stycznia1953 r., sygn.0330/45, k. 96. 37 Ryszard Cieślak ps. „Kawiński”, s. Władysława, ur. 16.05. 1926 r. w Lublinie. Skazany na karę śmierci wyrokiem WSR w Warszawie z 22.09. 1952 r. Wyrok wykonano 13.05. 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie; Tadeusz Klukowski ps. „Krzysztof”, s. Zygmunta, ur. 15.05. 1931 r. w Szczebrzeszynie pow. Zamość. Skazany wyrokiem WSR z 01.12. 1952 r. na karę śmierci. Wyrok wykonano 16.06. 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie; Tadeusz Kowalczuk ps. „Marek”, s. Antoniego, ur. 20.12. 1929 r. w Białymstoku. Skazany na karę śmierci 22.09. 1952 r. Wyrok wykonano 13.05. 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie; Bogusław Pietrkiewicz ps. „Zbyszek”, s. Feliksa, ur. 16.02. 1930 r. w Kowlu. Skazany na karę śmierci 22.09. 1952 r. Wyrok wykonano 13.05. 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie; Leszek Śliwiński ps. „Rawicz”, s. Stanisława, ur. 01.02. 1931 r. we Lwowie. Skazany na karę śmierci 22.09. 1952 r.. Wyrok wykonano 13.05. 1953 r. w więzieniu mokotowskim w Warszawie, IPN-BU, Charakterystyka nr 14, sygn. 0189/17. 38 J. Wołoszyn, Chronić i kontrolować..., s. 676. 67 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Edyta Bakoń Studencki maj 1988 w Lublinie 22 września 1980 r. powstało Niezależne Zrzeszenie Studentów, którego członkowie sprzeciwiali się przekształceniu uczelni wyższych w zakłady produkujące ideologów socjalistycznych i dążyli do zagwarantowania uczelniom autonomii, poprawy sytuacji materialnej studentów oraz uzyskania możliwości oddziaływania na kształt i charakter uczelni. W Lublinie najszybciej zareagowali studenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, którzy zmobilizowali swoje siły i już 25 września 1980 roku powstał na KUL Tymczasowy Komitet Założycielski NZS. Zrzeszenie było aktywne w latach 1980–1981, jednak wraz z wprowadzeniem stanu wojennego organizacja została oficjalnie rozwiązana. Dopiero na przełomie lat 1986/87 nastąpiła jej reaktywacja. W 1988 r. NZS KUL wyróżnił się szczególnie aktywną i widoczną działalnością. Było ono organizatorem lub współorganizatorem (najczęściej z ugrupowaniem politycznym KPN i członkami Międzyuczelnianej Komisji NZS w Lublinie) ważnych uroczystości patriotycznych. NZS inicjowało nowe formy działalności, zdecydowanie deklarowało antysocjalistyczne poglądy i opozycyjne stanowisko wobec władzy ludowej. Ze swoim programem zaczęło wychodzić poza mury uczelni, mimo że prawnie wciąż było organizacją nielegalną. NZS inicjowa³o nowe formy dzia³alnoœci, zdecydowanie deklarowa³o antysocjalistyczne pogl¹dy. Ze swoim programem zaczê³o wychodziæ poza mury uczelni, mimo ¿e prawnie wci¹¿ by³o organizacj¹ nielegaln¹. Apogeum działalności NZS KUL nastąpiło na początku maja 1988 r., do czego przyczyniło się wzmożenie działań opozycyjnych w całej Polsce. W związku ze zbliżającymi się obchodami uchwalenia Konstytucji 3 Maja, rozpoczęto akcję zachęcania młodzieży do uczestnictwa w uroczystościach organizowanych przez środowisko opozycji niepodległościowej Lublina. W „Biuletynie Informacyjnym Samorządu Studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego” z dnia 30 kwietnia 1988 r. umieszczono apel do żaków o wzięcie udziału w Mszy św. w kościele akademickim w intencji Ojczyzny i „tych, którzy zabiegają o jej dobro”. Msza w intencji „Ojczyzny, wolności nauki i Niezależnego Zrzeszenia Studentów” odbyła się 3 maja o godz. 12.15. Uczestniczyło w niej ok. 1000 osób. Przed kościołem rozwieszono sztandary NZS wszystkich uczelni oraz transparenty z hasłami: „Żądamy wolności dla NZS-u” (podpis KPN), „Komunizm hańbą ludzkości”. Po liturgii młodzież wysłuchała projektu rezolucji MK NZS w Lublinie, odczytanego przez Wojciecha Bogaczyka, przewodniczącego Komisji Uczelnianej NZS KUL, który brzmiał następująco: „Domagamy się zrealizowania następujących postulatów: 1. Uchwalenia przez Sejm PRL Ustawy o szkolnictwie wyższym, zgodnej z projektem zaakceptowanym przez NZS, NSZZ 68 STUDENCKI MAJ 1988 „Solidarność”, Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Rząd PRL, który skierował tenże projekt do Sejmu w listopadzie 1981 roku. 2. Umożliwienia swobodnej działalności Niezależnemu Zrzeszeniu Studentów (na podstawie rozporządzenia Ministra M.Sz.W.iT. z grudnia 1980 roku) oraz innym powstającym organizacjom akademickim. Popieramy żądania strajkujących zakładów pracy, a w szczególności postulat reaktywowania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Podpisano: studenci uczelni lubelskich.” Po przyjęciu rezolucji manifestanci, skandując hasła: „NZS”, „Nie ma wolności bez Solidarności”, „KPN”, „Nowa Huta”, „Precz z komuną”, „Milicjanci do nauki”, „Wojsko z ludem”, udali się przed front KUL. Wojciech Bogaczyk oświadczył, że zebranie to jest dowodem solidarności ze strajkującymi zakładami pracy oraz zaapelował o rozejście się. Jednak uczestnicy po odśpiewaniu „Boże coś Polskę” weszli na teren uczelni. Podczas wiecu można było dostrzec gromadzące się oddziały ZOMO i SB. W tym samym dniu o godzinie 19.00 w kościele oo. Jezuitów została odprawiona Msza św. w intencji Ojczyzny i strajkujących robotników. Organizatorami byli działacze NZS i KPN. Za oprawę muzyczną odpowiedzialni byli: Eryk Chojnacki, Elżbieta Ostapowicz, Jerzy Kasprzyk i Przemysław Naburski, natomiast za plakaty informacyjne i dekoracje Michalina Struczyńska. Nabożeństwa przygotowywane przez członków NZS odbywały się w tym kościele także 13 i 19 każdego miesiąca, 13 – w intencji ofiar wprowadzenia stanu wojennego, 19 – w intencji beatyfikacji zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki. Po Mszy św. 3 maja, solidaryzując się ze strajkującymi robotnikami w Nowej Hucie i Stoczni Gdańskiej, mieszkańcy Lublina oraz studenci rozpoczęli pokojowy przemarsz w kierunku pomnika Konstytucji 3 Maja na Pl. Litewski. Przerwał go kordon MO i ZOMO, który z bezwzględną brutalnością zaatakował pochód. Wobec przemocy, przerażeni manifestanci udali się na Pl. Katedralny, gdzie Dariusz Wójcik, członek KPN, poinformował o trwających w kraju strajkach i nagannym postępowaniu władzy państwowej. Napór Demonstracja wychodząca z konwiktu KUL, fot. J. Sadowski (ze zbiorów P. Jaśkiewicza) 69 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW funkcjonariuszy nie ustawał, więc część zgromadzonych próbowała rozejść się. Zatrzymywano ich, bito, karano mandatami, więc wielu ludzi schroniło się w katedrze. Nielicznym udało się dotrzeć pod pomnik Konstytucji 3 Maja, gdzie milicjanci ze szczególną skrupulatnością karali mandatami „za deptanie trawników”. T³um studentów spontanicznie przeszed³ przed fronton KUL, gdzie m³odzie¿ w milczeniu usiad³a na schodach. Umieœcili plakaty informuj¹ce o sytuacji w kraju 5 maja o godz. 14.15 na KUL-u odbyło się zebranie młodzieży akademickiej z władzami uczelni i reprezentantami Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w sprawie zorganizowania akcji poparcia dla strajkujących. Brali w nim udział członkowie Samorządu Studenckiego (inicjatorzy rozmów), KPN (zwolennicy radykalnych sposobów manifestowania), NZS KUL i innych grup (w tym m.in. studenci z Lubelskiego Seminarium Duchownego). Spontanicznie i entuzjastycznie reagowano na wystąpienia mówców, w tym na propozycję utworzenia na KUL Tymczasowego Komitetu Strajkowego. Po wiecu przedstawiciele Samorządu spotkali się z delegatami „grup inicjatywnych oraz osobami posiadającymi koncepcje form protestu” w celu ustalenia planów akcji (m.in. padł pomysł strajku głodowego). Nim jednak zakończono dwugodzinne zebranie, atmosfera wśród studentów zgromadzonych na dziedzińcu KUL (ustalone miejsce na wygłoszenie ostatecznej decyzji o formie protestu solidarnościowego) zaczęła się radykalizować, wznoszono o rozpoczęcie strajku. O godz. 18 przedstawiciel NZS KUL Michał Drozdek rozpoczął protest. Po odczytaniu decyzji KZ NSZZ „Solidarność”, nawołującej do podjęcia jakiejkolwiek akcji, ale nie strajku, Michał Stanowski zaproponował trzy formy protestu: „1. Wszelkie akcje strajkowe, 2. Akcje solidarnościowe związane z mszą św. w kościele akademickim, ewentualne głodówki, 3. Wszelkie akcje protestacyjno-informacyjne prowadzone na KUL i poza uczelnią.” Na zakończenie zaprezentował stanowisko Samorządu, który optował za drugą wersją. Również prorektor prof. Jan Czerkawski opowiedział się za drugą opcją, podkreślając rolę demokratycznie wybranego Samorządu. NZS poparł to rozstrzygnięcie, nawołując do niepodejmowania strajku. Po burzliwej dyskusji postanowiono zaakceptować tę decyzję. Tłum studentów spontanicznie przeszedł przed front KUL, gdzie młodzież w milczeniu usiadła na schodach. Następnego dnia, w piątek 6 maja o godz. 10.30, studenci, kontynuując działanie z poprzedniego dnia, znów usiedli na schodach gmachu uczelni. Umieścili plakaty informujące Akcja ta nie spowodowa³a przerwania zajêæ dydaktycznych, studenci protestowali w czasie wolnym od zajêæ na uczelni. o sytuacji w kraju i transparenty z hasłami o celach swojej akcji: „Solidarni ze strajkującymi zakładami”, „O wolność nauki”, „KUL z narodem”, „Protestujemy przeciwko stosowaniu przemocy”, „Wolności i demokracji”, „Popieramy strajki wyższych uczelni”, „NZS”, „Zaprzestać represji”, „Strajki trwają”. 70 STUDENCKI MAJ 1988 „Sitting” na schodach KUL-u, fot. I. Marciszuk W trakcie tzw. „sittingu” studenci rozmawiali, śpiewali, żartowali, pozdrawiali przechodzących oraz przejeżdżających, nawoływali do protestu, wygłaszali przemówienia, skandowali hasła, a także organizowali zbiórkę pieniędzy dla strajkujących robotników (tylko 5 i 6 maja uzbierano 550 tys. zł). Wkrótce o proteście dowiedzieli się studenci innych lubelskich uczelni i liczba jego uczestników wzrosła. Akcja ta nie spowodowała przerwania zajęć dydaktycznych, studenci zmieniali się, protestowali w czasie wolnym od zajęć na uczelni. Młodzieży nie zraziło nawet brutalne pobicie przez funkcjonariuszy SB studenta rozwieszającego plakaty. Również przypadki zatrzymań i aresztowań nie były w stanie Grzegorz Grz¹dziel: "Nasze akcje by³y dzia³aniami przy otwartej kurtynie i ods³oniêtej przy³bicy." zatrzymać akcji. Cywilni i umundurowani funkcjonariusze, czy to przejeżdżający fiatem 125p wzdłuż Al. Racławickich, czy to fotografujący z parku naprzeciw uczelni, czy to przechadzający się chodnikiem, nie odstraszali studentów, a wręcz przeciwnie – byli obiektem żartów (m.in. wypisywano specjalne dedykacje na kartonach). Nastroje panujące wśród młodzieży najtrafniej opisują słowa Grzegorza Grządziela: „Nasze akcje były działaniami przy otwartej kurtynie i odsłoniętej przyłbicy. Patrzyliśmy w twarze funkcjonariuszom milicji i SB, którzy obserwowali, filmowali i fotografowali uczestników «sittingu». Wtedy nie mieliśmy pełnej wiedzy i nie mogliśmy przewidywać, jak to się skończy. Planowaliśmy walkę bardziej na lata niż na miesiące. Nikt nie przewidywał, że nadchodzi koniec”. Chcąc zachęcić społeczeństwo Lublina do wyrażania swoich poglądów, organizowano jednocześnie inne akcje. Na przykład grupa studentów podbiegała do jadącego autobusu MPK i każdy z nich miał za zadanie napisanie sprayem jednej literki – wcześniej oczywiście 71 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW ustalano kto co pisze i dokładnie na jakiej powierzchni pojazdu. Literki układały się w zwartą całość, np. Solidarność, NZS. Działania te były możliwe dzięki współpracy kierowców autobusów, którzy w okolicy KUL specjalnie zwalniali. Studenci rozrzucali też bibułę – wkładali ulotki do wywietrzników w autobusach MPK, które – gdy samochód ruszył – rozsypywały się po mieście. Szybkie tempo takich akcji uniemożliwiało reakcję zgromadzonych wokół terenu uczelni funkcjonariuszy. Wśród studentów krążyła plotka, że gdy rektor ks. prof. Piotr Hemperek przejeżdżał Al. Racławickimi, obok KUL odwracał głowę, zamykał oczy i pytał: „Czy oni wciąż tam są?” Nie tylko nadal rezydowali na schodach, ale także w widoczny sposób komunikowali o swojej obecności, m.in. wywieszając plakaty na całym płocie otaczającym Uniwersytet. Reakcja mieszkańców Lublina na „sitting” była różna. Część solidaryzowała się z protestującymi, okazując to m.in. siadaniem na schodach i chwilą rozmowy ze studentami, pytaniami o potrzeby, wspólnym śpiewem. Przechodzący podnosili dłonie z dwoma palcami ułożonymi w literę V, przejeżdżający naciskali klakson w samochodzie (za co w następnych dniach otrzymywali mandaty). Również negatywna reakcja nie był rzadkością, pojawiały się okrzyki „Hołota do nauki”, pytania „Po co wam to?”, rady, żeby dać sobie spokój, niektórzy pukali się wymownie palcem w czoło, itp. Funkcjonariusze milicji szczelnie otoczyli teren Uniwersytetu, nie dopuszczaj¹c do po³¹czenia siê "kulowców" z reszt¹ manifestantów Pierwsze wątpliwości co do słuszności formy protestu narodziły się 9 maja. Od godz. 11.30 na schodach stale siedziało ok. 200 osób (ciągła rotacja), którym towarzyszył tłum gapiów. Pojawiło się wówczas pytanie, czy aby „sitting” nie stał się kolejną atrakcją turystyczną Lublina? Mimo obiekcji, na 10 maja zaplanowano manifestację, którą zorganizował NZS i KPN. Miała ona rozpocząć się pod pomnikiem Marii Skłodowskiej-Curie. Wcześniej, o godz. 12, przed frontonem KUL kontynuowano „sitting”, lecz już o 13 wszyscy protestujący udali się na nabożeństwo w kościele akademickim, po którym planowano przejść przez konwikt na Miasteczko Akademickie i wspólnie z innymi studentami zorganizować wiec. Zamiar ten jednak udaremnili funkcjonariusze milicji (dysponujący m.in. wozami pancernymi, pałkami, itp.), którzy szczelnie otoczyli teren Uniwersytetu, nie dopuszczając do Wojciech Bogaczyk wygłosił przemówienie z drzewa (ze zbiorów połączenia się „kulowców” W. Bogaczyka) 72 STUDENCKI MAJ 1988 z resztą manifestantów (ok. 1500 osób czekało pod pomnikiem, głównie studenci UMCS, choć część stanowili słuchacze innych lubelskich szkół wyższych). Po nieudanych próbach połączenia się manifestacji, czyli przedarcia się przez kordon (co skutkowało licznymi pobiciami), przemówienie z drzewa wygłosił Wojciech Bogaczyk. Już przed kościołem nawoływał do spokoju, zaprzestania okrzyków i śpiewów (na co zgromadzeni studenci odpowiedzieli buczeniem, ktoś krzyknął „Idź, nie podawaj tyłów”). Reprezentant NZS KUL odczytał rezolucję studentów Lublina: „(…) Domagamy się legalizacji NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów, wprowadzenia Ustawy o szkolnictwie wyższym według projektu z 1981 roku, która gwarantuje wolność nauki i samorządność szkół wyższych.” Zaapelowano także do lubelskich robotników o wsparcie akcji i podjęcie protestu. Wojciech Bogaczyk apelowa³, by nie podejmowaæ manifestacji ulicznych, bo w takiej sytuacji nie nale¿y traciæ ludzi aktywnych. Wojciech Bogaczyk apelował, by nie podejmować manifestacji ulicznych, bo w takiej sytuacji, jaka panuje w kraju, nie należy tracić ludzi aktywnych. Do głosu nie został dopuszczony student, który chciał wzywać młodzież do demonstracji. Przybyli pod kościół rektorzy Uniwersytetu uspokoili zapał działacza i wezwali zgromadzonych do rozejścia się. Przy obstawie ZOMO, mimo próśb organizatorów wiecu, skandowano: „Nie bij brata za pieniądze”, „NZS”, „Solidarność”, „Milicjanci do nauki”, „Studenci nie biją milicjantów”. W trakcie manifestacji aresztowano 19 osób, a kilka pobito. W BIS nr 20 M.M. umieścił relację z wydarzeń z 10 maja oraz wiersz, który znakomicie oddaje uczucia studenta uczestniczącego w manifestacji: To rachunek mój sumienia: Wiele rozmów, modłów, świec Poprzedziło me marzenia By ogłosić wolność – Wiec. Taki koniec był ekstazy Było ZOMO, my i płot; Mieli pałki, mieli gazy, Więc zrobiliśmy w „tył zwrot”. Czuły bardzo na moralność Może spyta siebie żak: – Strach był? – Odpowiedzialność? Może tylko czasów znak. Byli dumni, zjednoczeni, Chcieli iść, lecz ich wstrzymano, Chcieli bardzo dużo zmienić, Lecz nie chcieli dostać pałą. Byłbym też wyszeptał słowa: „Dzięki, że przeżyłem Panie!” Lecz mi przyszła myśl nienowa, Że potrzebne jest powstanie. 73 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Wobec niemożności wiecowania, studenci KUL powrócili na schody uczelni, gdzie kontynuowano akcję „sittingową”. O godz. 16.30, po ponownym apelu Bogaczyka o spokój, młodzież odśpiewała (z uniesionymi w górę dwoma palcami ułożonymi w literę V) „Boże coś Polskę”, kończąc refren słowami „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, a później rozeszła się. Pokojowy protest, zwany potocznie „sittingiem”, zakończył się 10 maja wraz z zaprzestaniem strajku w Stoczni im. Lenina. Można było kontynuować akcję, ale organizatorzy uważali, że lepiej zakończyć ją w oficjalny sposób, niż dopuścić, aby „KUL z robotnikami”, budowa Centrum Jana Pawumarła „śmiercią naturalną”, bez przeła II, fot. M. Wójtowicz (ze zbiorów P. Jaśkiewicza) świadczenia o wygranej. O jej sfinalizowaniu zadecydowali sami studenci, a nie władze uczelni czy urzędnicy państwowi. W momencie przesilenia zapadła decyzja o zaprzestaniu protestu i zainicjowaniu nowej formy oporu. „Sitting” był oryginalną i spontaniczną formą protestu, nie narzuconą przez kogokolwiek. Studenci wykazali się nie tylko rozwagą, respektując decyzję władz uczelni (a tym samym nie narażając jej na represje), ale też wyraźnie zaznaczyli swój sprzeciw wobec systemu komunistycznego. Organizując pokojowe zgromadzenie bez przerywania nauki oraz eksponując swoją siłę (duża liczba i rotacja uczestników) ukazali, że nie boją się represji i mają możliwości oraz chęci do działania. „Sitting” nie tylko miał na celu zamanifestowanie solidarności ze strajkującymi robotnikami, lecz także służył wyrażeniu postulatów studentów, tj. wolności słowa, zrzeszania się, pochodów i manifestacji, nauki, podjęcia rozmów z młodzieżą akademicką. Przewodnicz¹cy kolegium t³umaczy³ obwinionym, ¿e nieistotne s¹ okolicznoœci sprawy oraz ich zachowanie - "chodzi po prostu o to, by sprawiedliwoœæ zatriumfowa³a" 17 maja ośmiu członków MK NZS w Lublinie, w tym Eryk Chojnacki z NZS KUL, zostało wezwanych do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie wręczono im postanowienie zakazujące tworzenia i funkcjonowania Komitetu. Co więcej, 28 maja zapadło siedem wyroków skazujących studentów KUL, UMCS i PL na grzywny w wysokości 45–51 tys. Zabawna sytuacja, jaka zaistniała na sali rozpraw, została opisana w ogólnokrajowym wydawnictwie NZS, w „CIA”: „Parodia prawa, której przyglądała się ok. 70-osobowa publika, wzbudzała co parę chwil głośne wybuchy śmiechu. Do nastroju dostosował się przewodniczący kolegium, który tłumaczył obwinionym, że nieistotne są okoliczności sprawy oraz ich zachowanie – chodzi po prostu o to, by sprawiedliwość zatriumfowała”. Wydarzenie to jest znakomitym przykładem absurdu, w którym trwał system socjalistyczny i jego przedstawiciele, czyli urzędnicy państwowi. 74 STUDENCKI MAJ 1988 NZS KUL rozpoczął też w maju 1988 r. jawną sprzedaż niezależnych wydawnictw na Uniwersytecie. Do 1988 r. dystrybucją zajmowały się pojedyncze osoby, które skrycie rozpowszechniały pojedyncze egzemplarze (wyciągane z plecaków, toreb). Pomimo realnego zagrożenia pozbawienia wolności do lat trzech, chętnych do rozprowadzania publikacji nie brakowało. Na KUL-u za sprzedaż odpowiedzialni byli Witold Lechowski i Natalia Gąsio- Sprzedaż bibuły, fot. P. Omieczyński (ze zbiorów P. Jaśkiewicza) rowska-Czarny. Zazwyczaj stoliki z wydawnictwami ustawiane były w barku kulowskim (pierwszy stolik), holu lub podczas imprez okolicznościowych. Dzięki wsparciu KPN, „stoliki” powstały we wszystkich szkołach wyższych, przez co przełamano przekonanie o dużej karalności tego czynu. Poszerzył się tym samym zakres wolności społeczeństwa poprzez ujawnianie działalności opozycji (m.in. NZS, KPN itp.). Majowe wydarzenia przyniosły wiele nieoczekiwanych, lecz pozytywnych rezultatów. Doprowadziły do zjednoczenia się całej lubelskiej społeczności akademickiej (wsparcie studentów KUL przez młodzież z innych szkół wyższych), ukazania solidarności różnych grup społecznych (studenci poparli strajkujących hutników i stoczniowców), potwierdziły słuszność decyzji władz uczelni i delegatów studentów o niepodejmowaniu strajku, zapewniły szeroki rozgłos wśród mieszkańców Lublina, co wpłynęło na ograniczenie propagandy komunistycznej. Uzyskano także efekty praktyczne, czyli zebrano 939 tys. zł na pomoc represjonowanym (dane do 11 maja). Dla samej młodzieży akademickiej maj 1988 był lekcją życia, kultury i czasem na ukształtowanie świadomości i dojrzałości politycznej. Mimo wielu radosnych odczuć, pojawił się niedosyt związany z brakiem reakcji środowiska robotniczego. Studentom nie udało się zachęcić pracowników do podjęcia strajku. Lubelskie zakłady nie stanęły. Niepowodzeniem można też nazwać tzw. wiec pod konwiktem, gdzie zabrakło iskry do połączenia się dwóch manifestacji. Edyta Bakoń autorka pracy magisterskiej (jako Edyta Szymańska) „O NZS KUL w latach 1987–1989” (Katedra Historii Najnowszej KUL, 2009). • • • • • • Bibliografia Andrzej Anusz, Niezależne Zrzeszenie Studentów 1980–1989, Warszawa 1991. Roman Kowalczyk, Studenci 81, Warszawa 2000. „Biuletyn Informacyjny Samorządu Studentów KUL”, nr 11–20. Film „Nie ma sukcesu bez NZS-u, czyli 20 lat później”, reż. Ireneusz Haczewski. Studenci uratowali honor Lublina, Jacek „Jack” Sadowski, „Kurier Lubelski” z dnia 09.05. 2008 r. Zbiory własne – relacje z rozmów z członkami NZS: Wojciechem Bogaczykiem, Erykiem Chojnackim, Andrzejem Gorgolem, Grzegorzem Grządzielem, Przemysławem Jaśkiewiczem, Wiolettą Szafrańską-Kocuń, Dariuszem Kocuniem, Przemysławem Omieczyńskim, Mariuszem Węsem, Rafałem Wnukiem, Dariuszem Wójcikiem. 75 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Dariusz Kocuń NZS UMCS w latach 1987-1989 czêœæ 1 28 kwietnia 2012 roku minęło 25 lat od reaktywowania Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Odbudowano zdelegalizowaną i najbardziej znienawidzoną przez komunistów organizację. Nastąpiło to po tzw. „podziemnym” II Zjeździe Niezależnego Zrzeszenia Studentów (odbył się na początku 1987 roku). Wynikiem tego Zjazdu było także powołanie Krajowej Komisji Koordynacyjnej. Od początku pojawiły się problemy w funkcjonowaniu KKK NZS oraz reprezentowaniu jej na zewnątrz. Konspiracyjna działalność w 1987 roku stwarzała korzystne warunki do nadużyć i po krótkim okresie nastąpił paraliż decyzyjny KKK1. Generalnie ośrodki NZS w kraju podzieliły się na dwie grupy: warszawsko-wrocławsko-gdańską i lubelsko-krakowsko-katowicką. Impuls do zawiązania się organizacji na UMCS przyszedł od studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, którzy jako pierwsi rozpoczęli reaktywowanie NZS i powołali 31 marca 1987 r. Tymczasową Międzyuczelnianą Komisję NZS Lublin2. Przybliżenie faktów związanych z reaktywacją wymaga cofnięcia się w czasie do sytuacji, która spowodowała powstanie niezależnych środowisk studenckich. Impuls do zawi¹zania siê organizacji na UMCS przyszed³ od studentów KUL Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. środowisko akademickie Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie dotknęły represje – 23 osoby zostały internowane, a wśród nich 11 studentów z NZS3. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego przeprowadziła jednocześnie w kraju akcję propagandową, której punktem kulminacyjnym było rozwiązanie NZS 5 stycznia 1982 r. Głównym zarzutem, jaki stawiano organizacji, było 1 Efektem II Zjazdu była reaktywacja Niezależnego Zrzeszenia Studentów w oparciu o statut z 1981 r. przyjęty na I Zjeździe NZS. Reaktywowane organizacje uczelniane NZS zrzeszały się w ośrodkach akademickich i tworzyły reprezentację na szczeblu centralnym, tj. Krajową Komisją Koordynacyjną. Funkcjonowanie w podziemiu w 1987 r. reaktywowanej organizacji stwarzało duże pole do nadużyć. Natychmiast znaleźli się ludzie o dużym potencjale organizacyjnym i jeszcze większych ambicjach. Wystarczyło, że „rejestrujące się” ośrodki (reaktywowanego NZS) w ramach KKK dobierały się w grupach na zasadzie osobistych kontaktów, walcząc o przywództwo w organizacji, by po krótkim czasie doprowadzić do paraliżu organizacyjnego. Nie informowały się wzajemnie o posiedzeniach KKK, co doprowadziło do chaosu i w konsekwencji niedziałania tej struktury. „Demokratyczna” praktyka doprowadzała do sytuacji, w której na zebraniu, korzystając z przewagi „optycznej”, jedna grupa wybrała przewodniczącego (Stanisława Podorzeckiego) i sekretarza (Aleksandra Wołyńskiego), narzucając pozostałym cele i platformę ideową funkcjonującego Zrzeszenia. Doprowadziło to do oprotestowania przez grupę przeciwną i w rzeczywistości rozbicia na rok Krajowej Komisji Koordynacyjnej oraz do wzajemnych oskarżeń, których ślady pozostały w prasie NZS-owskiej z tamtego okresu: „Nurt”. Ogólnopolskie Pismo Niezależnego Zrzeszenia Studentów nr 7, s. 22–24; nr 9, s. 24. 2 „ŻAK” Pismo NZS Lublin, nr 2 z maja 1987 r. 3 Z. Zaporowski, M. Szumiło, NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w latach 1980–1981, s. 191, Aneks nr 3. 76 NZS UMCS W LATACH 1987-89 nieprzestrzeganie porządku prawnego, w tym Konstytucji PRL. Wszyscy jednak odczytywali to jako zemstę za najdłuższy w kraju strajk na uczelniach wyższych (miesięczny), który na UMCS zakończył się 11 grudnia 1981 r. Pozostali na wolności koledzy włączyli się spontanicznie w protesty przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego i od początku stanowili trzon grupy zajmującej się wydawaniem prasy podziemnej. 15 maja 1982 roku zjednoczyli się w Międzyuczelnianej Komisji Oporu NZS Lublin i zaczęli wydawać w konspiracji „Biuletyn Informacyjny NZS Lublin”.4 W czasopiśmie ukazał się m.in. apel do członków o wpłacanie zaległych składek, które należało przekazywać przez kolporterów pisma; obiecano jednocześnie zamieścić sprawozdanie z wydatków poniesionych na działalność. Po roku 1982 w życiu akademickim nastąpiła recydywa komunizmu. Przedstawicielom władzy wydawało się, że czas się zatrzymał, a nawet można go cofnąć do okresu sprzed Sierpnia 1980. Służba Bezpieczeństwa w 1983 roku oceniała, że „(…) sytuacja operacyjna uległa pewnej poprawie. Nie stwierdzono podejmowania poważniejszych działań przez byłych działaczy „S” czy NZS, wydawania czy kolportowania nielegalnej literatury”. Jednocześnie czuwała nad każdą formą niezależności i zauważyła nawet delegację „Solidarności”, która w styczniu 1983 roku uczestniczyła w pogrzebie profesora Adama Kerstena w Warszawie i złożyła wieniec z szarfą „NSZZ Solidarność UMCS”.5 W czasie pielgrzymki do Częstochowy od 4 do 15 sierpnia 1983 roku byli działacze Międzyuczelnianego Komitetu Oporu NZS związani z Duszpasterstwem Akademickim eksponowali flagi, napisy i transparenty nawiązujące symboliką do „S” i NZS oraz wznosili „antypaństwowe i antyradzieckie” okrzyki i modlili się w intencji więźniów politycznych. w 1984 roku 30% wszystkich ujawnionych niezale¿nych wydawnictw z terenu województwa lubelskiego pochodzi³o z UMCS w Lublinie. Nawet w środowisku oficjalnie funkcjonującej Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich na UMCS władze dostrzegły działania „inspirowane” przez działaczy rozwiązanego NZS, m.in. nadanie 13 grudnia 1983 r. w „Radiu Centrum” retransmisji przemówienia Bohdana Cywińskiego, które wygłosił w imieniu Lecha Wałęsy w Oslo podczas uroczystości przekazywania jego żonie pokojowej Nagrody Nobla. To spowodowało natychmiastową reakcję i rozwiązanie umowy o pracę w radiu z 8 studentami. Poza tym nie stwierdzano aktywnej i ofensywnej działalności, która wpływałaby na ogólną sytuację w środowisku studenckim. Niemniej zwracano uwagę nawet na organizowane spotkania towarzyskie w środowisku byłych działaczy NZS.6 Na środowisko uniwersyteckie spadały z dużą częstotliwością represje ze strony władz, a przede wszystkim SB. Dokonywano rewizji, przeszukań i w konsekwencji zatrzymań. Na podstawie „procesowo przygotowanych dowodów” osadzano w areszcie śledczym osoby 4 „Biuletyn Informacyjny NZS Lublin”, czerwiec 1982. Komunikaty i artykuły potwierdzały pro- wadzenie podziemnej działalności przez organizacje NZS na wszystkich uczelniach lubelskich. Z. Łupina, NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowowschodniego, 13 grudnia 1981–19 lutego1989, w: Stąd ruszyła lawina… Region Środkowowschodni 1980–1989, red. P. P. Gach, Lublin 2006, s. 173– 174, 391. 5 AIPN Lu-0159/1, Kierownictwo WUSW w Lublinie. Plany pracy Wydziałów SB WUSW w Lublinie na 1984 rok, k. 17 i następne. Delegacja J. Bartmiński, L. Paga, J. Mazurek i B. Symotiuk. 6 Tamże, k. 18. 77 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW zaangażowane w niezależną działalność i czekały ich postępowania sądowe, wyroki i więzienie.7 W kwietniu 1984 r. ukazał się pierwszy numer czasopisma „Świadectwo”. Jego autorzy określili się jako członkowie Niezależnego Zrzeszenia Studentów.8 Służba Bezpieczeństwa przejęła kilkadziesiąt egzemplarzy tego pisma. Należy w tym miejscu podkreślić, że w 1984 roku 30% Spotkanie informacyjne NZS Lublin, aula na Wydziale Ekonomiczwszystkich ujawnionych nienym, 11 listopada 1988 r. zależnych wydawnictw z terenu województwa lubelskiego pochodziło z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.9 Władze pilnie śledziły kariery zawodowe byłych członków NZS, na przykład tych, którzy ubiegali się o przyjęcie na staż asystencki na UMCS. Zatrudnienie ich w uczelni powodowało wyrażanie dezaprobaty wobec rady wydziału, która podjęła taką decyzję. Podczas pracy zawodowej podlegali oni dalszej inwigilacji.10 Działacze NZS UMCS przygotowywali w pomieszczeniach użytkowanych przez Duszpasterstwo Akademickie na terenie KUL zjazd byłych członków, który miał się odbyć w dniach od 9 do 11 listopada 1984 roku. W spotkaniu, oprócz grupy z UMCS, miało uczestniczyć 6 osób z Łodzi. Zjazd nie doszedł jednak do skutku.11 Działalność pierwszego NZS-u, w którą byli zaangażowani studenci w latach 1980–1984, sukcesywnie słabła. Jego członkowie kończyli studia, zmieniali miejsce pobytu, podejmowali pracę zawodową i ich kontakt ze środowiskiem akademickim stawał się ograniczony. Ustalenie liczby osób związanych ze Zrzeszeniem nie jest możliwe bez poszerzenia bazy źródłowej, tym bardziej, że nawet w okresie jawnej działalności nie miało ono charakteru masowego. Trudno jest też oszacować skalę jego oddziaływania na środowisko akademickie. Rok 1985 można uznać za cezurę czasową w funkcjonowaniu NZS, wtedy skończył się okres nauki na uczelni studentów z roku 1980. Po nim nastąpiła ponad dwuletnia przerwa w historii organizacji na UMCS. Sytuacja społeczno-polityczna uniemożliwiła także naturalne przekazanie doświadczeń formacyjno-ideowych i organizacyjnych młodszym następcom. Studenci o nastawieniu niepodległościowym przychodzący na uczelnię w latach następnych spotkali się z dość głęboką pacyfikacją niezależnego życia społecznego, które było 7 Tamże, k. 29. 8 AIPN Lu-0159/2, Plany pracy Wydziałów SB WUSW w Lublinie na 1985 rok, k. 26. 9 Tamże, k. 29. 10 AIPN Lu-0276/161, Kopie informacji kierownictwa WUSW w Lublinie za 1984 II półrocze, k. 100. Tak było w przypadku A. Mierzwy polecanego przez prof. H. Renigera. Decyzją Rady Wydziału Prawa i Administracji – 10 „za”, 6 „przeciw”, pozostali „wstrzymali się” – został przyjęty na asystenta; AIPN Lu-0160/1 Akcja „Brzoza” 1986 rok, k. 23, Notatka służbowa z dnia 11 IX 1986 z rozmowy przeprowadzonej z SIDOR Barbarą igurantką KE krypt. „Bibliotekarka” nr rej. 27969 oraz wypowiedz na konferencji „NZS 30 lat” zorganizowanej przez NZS KUL i NZS UMCS, Lublin 28 V 2011. 11 Tamże, k. 134, k. 171, k. 180. 78 NZS UMCS W LATACH 1987-89 owocem wybuchu społecznego lat 1980–1981. Nie mieli oni też doświadczenia swoich poprzedników z wyższych lat studiów i musieli wypracować własną formę postępowania oraz zdobyć zwolenników konspiracyjnych metod działania. Uniwersytet był pod stałym naciskiem władz i musiał odgrywać pierwszorzędną rolę w zabezpieczeniu „praworządności socjalistycznej”, nad czym czuwała Służba Bezpieczeństwa. Ciagle spadały na środowisko akademickie represje, które odbijały się szerokim echem w strukturach niezależnych i poza nimi.12 Z wielkim trudem budowano sieæ kolporta¿u wydawnictw wychodz¹cych poza zasiêgiem cenzury. W tym okresie na uczelni zatrudnionych było 213 samodzielnych pracowników naukowych (profesorów i docentów) i 1250 młodszych pracowników naukowych (adiunkci, lektorzy i dyplomowani bibliotekarze) oraz ponad 2 tysiące pracowników szeroko rozumianej obsługi i administracji. Kształciło się ok. 12,5 tysiąca studentów, w tej liczbie ok. 7,5 tysiąca w systemie stacjonarnym. Oficjalnie działające organizacje społeczno-polityczne zrzeszały: PZPR – 387, SD – 60, ZSL – 60, ZNP – 60 członków. Organizacje młodzieżowe skupiały: ZSP – 1200, ZMW – 115, ZHP – 110, ZSMP – 485 członków. Na uczelni najbardziej widoczne było Zrzeszenie Studentów Polskich, które nabór nowych członków rozpoczynało już w okresie egzaminów wstępnych na studia oraz w czasie letnich obozów przygotowawczych. W okresie studiów przyciągali młodzież do swoich struktur organizując za darmo lub za niską odpłatnością atrakcyjne wyjazdy zagraniczne i krajowe oraz kierując do Ochotniczych Hufców Pracy i Międzynarodowych Obozów Pracy. Prawie każdy student stykał się z tą Spotkanie informacyjne NZS UMCS, aula Wydziału Humaniorganizacją. Na uczelni organem stycznego, 16 listopada 1988 r., prowadzący Dariusz Kocuń ZSP była Rada Uczelniana. Część działaczy była zatrudniona na pełnych etatach pracowniczych. Sama organizacja wpisywała się w system społeczno-polityczny PRL. Połowa lat osiemdziesiątych to czas, w którym w nauczaniu uniwersyteckim historii z trudem przebijała się prawda o zdobyczach II Rzeczypospolitej, o czynie legionowym w okresie I wojny światowej, o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Pełne zakłamanie historii obejmowało udział Rosji Sowieckiej w napaści na Polskę w 1939 r., a w dalszej konsekwencji deportacje ludności polskiej w głąb ZSRS. Nie mówiono o sprawie mordu katyńskiego, którym oficjalnie obarczano Niemcy hitlerowskie. Ponadto dużym 12 Z. Zaporowski, M. Szumiło, NSZZ…, s. 192, Aneks Nr 4 Aresztowani pracownicy i studenci UMCS za działalność w NSZZ „Solidarność” i NZS. 79 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW problemem dla studentów było wprowadzanie do nauczania przedmiotów postrzeganych jako polityczne, np. ekonomia polityczna, a na wyższych latach studiów – zajęć upolityczniających w studium wojskowym – zupełnie oderwanych od realnego świata. Powodowało to deprecjonowanie całego systemu nauczania. Zakłamywanie rzeczywistości przeradzało się niejednokrotnie w zupełny absurd. Na przykład przed uroczystością nadania prezydentowi Republiki Austrii Rudolfowi Kirschlagerowi tytułu doktora honoris causa UMCS, aby poprawić wygląd żywopłotu przy Bibliotece Głównej, obsługa administracyjna, na polecenie władz rektorskich, pomalowała go zieloną farbą. Rozpyliła ją tak intensywnie, że na malowanie „załapała” się część schodów wejściowych do budynku. Po uczelni krążył dowcip: „dobrze, że nie kazali pomalować trawnika”.13 Istnia³ próg kolporta¿u, którego nie chciano przekraczaæ (10-15 odbiorców) ze wzglêdów bezpieczeñstwa. Życie codzienne na uniwersytecie było odzwierciedleniem życia społecznego, tzn. funkcjonowania w bardzo trudnej sytuacji socjalno-bytowej. Trzeba było „zdobywać” wszystkie najpotrzebniejsze dobra – od żywności i podręczników do nauki, poprzez buty aż do szczoteczki do zębów. W takim otoczeniu aktywna młodzież nastawiona niepodległościowo szukała niezależnych form działania. W lutym 1985 roku powstała na Wydziale Prawa i Administracji młodzieżowa grupa samokształceniowa, prowadząca bardzo intensywną i wielonurtową działalność. Na wiosnę tego roku utworzyła się grupa Ruchu Młodzieży Demokratycznej „Wolność”. Związani z nią byli studenci Wydziału Prawa i Administracji, Wydziału Humanistycznego oraz młodzież robotnicza.14 W innym duchu rozwijało się Duszpasterstwo Akademickie, gromadzące w swoich szeregach bardzo wymagającą młodzież, oficjalnie tolerowane przez władze, a jednocześnie infiltrowane jako groźny przeciwnik ideologiczny15. Z wielkim trudem budowano w tych grupach i poza nimi sieć kolportażu wydawnictw wychodzących poza zasięgiem cenzury. Nawiązywano kontakty i wypracowywano wzajemne zaufanie w środowisku. Należy podkreślić, że możliwości szerokiego rozpowszechniania tzw. „bibuły” były ograniczane przez samych kolporterów. Istniał próg kolportażu, którego nie chciano przekraczać (10–15 odbiorców) ze względów bezpieczeństwa. Za pośrednictwem tych kilku, kilkunastu osób rozprowadzano wydawnictwa do szerszego grona odbiorców, a budowanie siatki kolportażu trwało nawet kilka lat. Do tego dochodziły także akcje ulotkowe, które przeprowadzano na prośbę osób związanych z NSZZ „Solidarność” i innych struktur podziemnych. 13 Była to powszechnie znana, nagminna praktyka stosowana w szkołach wojskowych przy okazji promocji o icerskiej 14 RMD „Wolność” wydała pismo „Na Przeciw” nr 1 z listopada 1985 r. Działalność ograniczała się do kolportażu otrzymanego pisma i innych wydawnictw, a przed wyborami do sejmu PRL 3-osobowy skład wydrukował kilka tysięcy ulotek wzywających do bojkotu wyborów, rozkolportowanych na ternie woj. lubelskiego. Po emigracji studenta KUL Radosława Sarnickiego do Kanady, organizacja przestała działać jesienią 1985. Relacja D.K. 15 AIPN Lu-0159/1, Kierownictwo WUSW w Lublinie. Plan pracy Wydziałów SB WUSW w Lublinie na 1984 r., k. 51, AIPN Lu-0158/1, Problemowy plan pracy SB WUSW w Lublinie na 1987 r., k. 9, k. 18. 80 NZS UMCS W LATACH 1987-89 Obchody 11 listopada 1988, uczestnicy wychodzą z kościoła powizytkowskiego, przechodzą obok Teatru im. J. Osterwy i udają się na Plac Litewski, fot. I. Marciszek (ze zbiorów D. Kocunia) W pierwszym półroczu 1986 roku nastąpiła intensyfikacja działań przeciwko niezależnym środowiskom studenckim UMCS. SB w kwietniu i maju przeprowadziła szereg rewizji i przesłuchań, kilku studentów zatrzymano i osadzono w areszcie śledczym.16 W tym okresie została rozbita grupa samokształceniowa na Wydziale Prawa i Administracji, przy wydatnej pomocy tajnego współpracownika SB ps. „Witold”(Nr rej. 37704, zarejestrowany przez Wydział III WUSW w Lublinie), który ją wcześniej założył.17 16 AIPN Bu-1232/42 MSW, Wykaz prowadzonych spraw dochodzeniowo-śledczych, k. 186–187. Sprawa operacyjnego rozpracowania nr rej. LU 034610, krypt. „Żądło”, nr identyf. 5710/86 „Sprawę operacyjnego [...] założono w oparciu o informację operacyjną uzyskaną z RUSW w Hrubieszowie, z której wynikało, że student UMCS w Lublinie – Dariusz Kocuń jest kolporterem wydawnictw bezdebitowych. W wyniku prowadzonych działań operacyjno-procesowych wobec studentów UMCS podejrzanych o prowadzenie nielegalnej działalności – w tym wykonanie i kolportowanie materiałów bezdebitowych, w dniu 2.05.1986 r. w godzinach nocnych dokonano przeszukania u Dariusza Kocunia, zam. czasowo w Lublinie, ul. Błońskiego 5. Podczas przeszukania ujawniono i zakwestionowano szereg materiałów bezdebitowych przygotowanych do kolportażu oraz 9,5 litra farby czarnej drukarskiej. D. Kocuń został zatrzymany i osadzony w areszcie do dyspozycji prokuratora”; „Zatrzymano studentów z UMCS: 16.04.1986 Marka Gawrylaka studenta III roku prawa, 30.04.1986 Marka Mazura studenta II roku prawa, 1.05.1986 Marka Gędka studenta II roku historii, 2.05.1986 Dariusza Kocunia studenta II roku historii. Najdłużej w Areszcie Śledczym przebywał D. Kocuń do 24.07.1986 r. Władze zastosowały Ustawę amnestyjną o sprawcach niektórych przestępstw z 1986 roku tzw. „amnestię Kiszczaka”. „Informator Solidarność Region Środkowo-Wschodni” nr 124, s. 2 17 AIPN Lu-0143/7, Informacje sytuacyjne SB WUSW w Lublinie do dyżurnego operacyjnego MSW w Warszawie, k. 38–40; AIPN Lu-0112/8, Informacje osobowe i problemowe Wydziału III WUSW w Lublinie za 1986 k. 133–135; AIPN Lu-0168/4, Protokoły posiedzeń Kierownictwa SB WUSW w Lublinie, rozpoczęto marzec 1986, zakończono listopad 1986, k. 4–6, oraz k. 18–20; Informacja z doniesień o tożsamości TW „Witold” przekazano z Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie w 2006 r. 81 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW W końcu czerwca obradował w Warszawie X Zjazd PZPR. Przyjęto na nim bardziej liberalny kurs w stosunku do opozycji politycznej. W konsekwencji 17 lipca ogłoszono amnestię dla sprawców niektórych przestępstw. Do końca 1986 r. zwolniono w kraju 225 więźniów politycznych. Decyzja ta wprowadziła nową jakość do życia społeczno-politycznego. W wyniku amnestii sprawy z takim naciskiem wszczęte przez SB na UMCS zostały w postępowaniach przygotowawczych umorzone w okresie przerwy wakacyjnej. Rok akademicki 1986/87 przyniósł nowe nadzieje. Niezależne środowiska prowadziły w dalszym ciągu działalność kolportażową i ulotkową. Po przerwie semestralnej w marcu 1987 roku do studentów I roku historii na UMCS, związanych z niezależną działalnością w Świdniku i Chełmie, dotarła informacja o reaktywowaniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zostali oni zaproszeni na spotkanie, które odbyło się na terenie KUL w siedzibie Koła Historyków.18 Spowodowało to, że zaczęli poszukiwać kontaktu z innymi grupami niezależnymi na UMCS. Mariusz Węs (I rok historii) dotarł poprzez Grzegorza Zawistowskiego (IV rok historii) do Andrzeja Gorgola (IV rok prawa) i Dariusza Kocunia (III rok historii). Ta stworzona ad hoc grupa stanowiła podstawę reaktywowania NZS na UMCS. Do grupy tej dołączył później Antoni Chrząstowski (IV rok fizyki), związany z Duszpasterstwem Akademickim. Wymienione osoby zajmowały się kolportażem prasy podziemnej z różnych, niepokrywających się ze sobą kanałów dystrybucyjnych, a niektóre związane były także z drukiem tych wydawnictw, czyli najbardziej strzeżoną i utajnioną strukturą podziemia. Funkcjonowanie podziemnych drukarni, mimo prowadzonych obserwacji i daleko posuniętej penetracji, było do końca nierozpoznane przez SB. Sprawa ta była największym i powracającym problemem posiedzeń kierownictwa WUSW w Lublinie. Likwidacja podziemnych drukarni była dla nich priorytetem, a efekty mizerne. Doprowadzało to esbeków do irytacji i wściekłości, co znalazło odzwierciedlenie w zachowanej dokumentacji (WUSW w Lublinie 1980–1990). Funkcjonowanie podziemnych drukarni, mimo prowadzonych obserwacji i daleko posuniêtej penetracji, by³o do koñca nierozpoznane przez SB. Na odradzający się NZS organa bezpieczeństwa w Lublinie założyły 7 kwietnia 1987 r. sprawę operacyjnego rozpracowania o krypt. „Suwerenni”.19 Reaktywowanie NZS na UMCS nastąpiło po wznowieniu działalności NZS na KUL. Ta zwłoka spowodowana była sprawdzaniem kanałami kolportażowymi i politycznymi, z pomocą osób zaangażowanych w działalność konspiracyjną, czy inicjatywa jest „poważna” i podjęta przez osoby godne zaufania. Sprawdzenia tego dokonano przez kanały KPN, którego członkowie uczestniczyli w tzw. „podziemnym” II Zjeździe NZS. Tą drogą informacja o tym fakcie przyszła do środowiska akademickiego w Lublinie, przekazał ją Dariusz Wójcik. Po jej sprawdzeniu i otrzymaniu gwarancji ze strony KPN, podjęto inicjatywę reaktywowania NZS UMCS i taką wiadomość umieszczono w prasie.20 18 Byli to studenci I roku historii Mariusz Węs i Wojciech Jaczyński, którzy zostali zaproszeni przez Zbigniewa Syskę z Ruchu Młodzieży Niezależnej; relacja M.W. 19 AIPN Bu-2521/23, Niezależne Zrzeszenie Studentów na terenie uczelni wyższych w Lublinie – działalność, k. 1, sprawa operacyjnego rozpracowania Nr rej. LU 035990, krypt. „Suwerenni” Nr identyf. 5478/87. 20 „ŻAK” Pismo NZS Lublin 1987, nr 2 z maja 1987, s. 1–4. 82 NZS UMCS W LATACH 1987-89 Powitanie Ojca Świętego przez Samorząd Studentów KUL, 1987 r. (ze zbiorów G. Grządziela) Grupa inicjatorów nie była reprezentatywna, a jej powstanie wymusiła sytuacja, w jakiej znalazło się środowisko studenckie na uczelni. Osoby te miały jednak pełną świadomość, że powołują do życia nową strukturę. Formalnych zebrań w szerszym gronie w tym czasie nie organizowano, a reprezentowanie tej struktury w powstałej Tymczasowej Międzyuczelnianej Komisji NZS Lublin przypadło w udziale M. Węsowi i A. Gorgolowi. Początkowa działalność była skupiona na dalszym prowadzeniu kolportażu. Do innych pism niezależnych doszły pisma NZS-owskie, w tym krajowe. Od początku prowadzono akcję informacyjną w środowisku akademickim o powstaniu NZS, głównych celach i założeniach, np. poprzez akcje ulotowe, napisy farbą olejną na budynkach dydaktycznych uczelni oraz innych obiektach użyteczności publicznej. Spośród form niezależnej działalności należy też wspomnieć o seansach filmowych. Prezentowano na nich, za pomocą magnetowidów VHS, materiały powstałe w ośrodkach emigracyjnych. Dystrybucję kaset prowadzono przez kontakty wskazane z Tymczasowego Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”. Natomiast same pokazy odbywały się w umówionych mieszkaniach, do których schodziło się do kilkudziesięciu osób i uczestniczyło w seansie przez kilka godzin.21 Odtwarzano filmy dokumentalne i fabularne, między innymi takie jak: „1984” na podstawie powieści Georga Orwella, „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego, „Pola śmierci” Rolanda Joffe, czy „Łowca jeleni” Michaela Cimino oraz filmy o obozach pracy w ZSRS. Lista tytułów była dość długa i obejmowała nieocenzurowne pozycje, których nie można było oficjalnie zobaczyć. Oprócz tego, rozpowszechniano kasety magnetofonowe z nagraniami „Kabaretu pod Egidą”, utworami Jacka Kaczmarskiego. Zajmowano się też wymianą informacji podawanych w zagranicznych polskojęzycznych rozgłośniach, „Radia Wolna Europa” z Monachium, „Głosu Ameryki” z Waszyngtonu, czy radia „BBC” z Londynu. Przyjmowanie do NZS ograniczało się w tym okresie do kilkunastu osób, oczywiście dokonywano tego w sposób niesformalizowany i niepozostawiający żadnych „dowodów 21 Autor uczestniczył w kilku tego typu projekcjach – hitem była jedna w kawalerce na LSM przy ul. Balladyny, gdzie znalazło się jednocześnie ok. 40 osób. 83 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW obciążających” (w razie gdyby władzom przyszło do głowy zamykanie w ramach zaostrzonego kursu), nie dokumentowano też przeprowadzonych akcji. Nie zbierano składek członkowskich. Pojawiały się różne pomysły rozszerzenia działalności. W kwietniu 1987 r. zamierzano zorganizować studencką komisję do spraw interwencji i praworządności, która miała reagować na przejawy łamania prawa w społeczności akademickiej, ale nie dogadano się z przedstawicielem „Solidarności” i w konsekwencji nie zrealizowano tego pomysłu.22 Od maja środowisko studenckie przygotowywało się do III pielgrzymki do Ojczyzny Ojca Świętego Jana Pawła II, podczas której miał odwiedzić Lublin. W środowiskach opozycyjnych rozpoczęła się dyskusja, jak najgodniej przywitać Papieża. Zamierzano między innymi wręczyć Ojcu Świętemu list powitalny od NZS z „cennym” darem. List został zamieszczony przez Międzyuczelnianą Komisję Niezależnego Zrzeszenia Studentów w Lublinie w okolicznościowym wydaniu pisma „ŻAK”.23 Aktywność przejawiana w tworzeniu planów na zbliżającą się pielgrzymkę wywołała przeciwdziałanie władz, które chciały izolować opozycjonistów, w tym z NZS, na okres wizyty.24 Po dyskusji w gronie NZS, pod wpływem osób związanych z Duszpasterstwem Akademickim, zwyciężyła koncepcja o włączeniu się w organizowaną przez Kościół służbę porządkową. Zebrania szkoleniowe służby odbywały się w pomieszczeniach Duszpasterstwa Akademickiego na terenie KUL. Spośród studentów zaangażowało się kilkaset osób. Nawet w tak sformalizowanej grupie władza czujnie kontrolowała sytuację. Służba Bezpieczeństwa, współpracując z Kościołem w zabezpieczeniu wizyty, miała zdecydowaną przewagę w realizowaniu własnych celów, a jednym z nich było niedopuszczenie do zamanifestowania obecności opozycji. Stało się to jednym z priorytetów oddziaływania na służbę porządkową. Działacze NZS UMCS zostali skierowani do ochrony wejścia do KUL od Al. Racławickich i strony Ogrodu Saskiego, a dla lepszego zabezpieczenia „wrogiego elementu” przydzielono im jeszcze TW „Witolda”, który w analizie sytuacyjnej dokonanej przez SB po wizycie otrzymał „pochwałę” za: „zneutralizowanie zagrożeń wynikających z planów i zamierzeń reaktywowanego NZS”.25 Po zamknięciu wejść na KUL, studenci udali się pieszo na uroczystą mszę na osiedlu Czuby. Zgromadziła się tam tak duża, milionowa, liczba wiernych, jakiej miasto Lublin nigdy wcześniej nie widziało. W czasie celebracji Mszy Świętej, jak i przez cały czas pielgrzymki można było odetchnąć „świeżym powiewem” wolnego kraju. Siła przetrwania, jaką przekazał Papież narodowi w tamtym okresie jest jeszcze do zbadania przez socjologów. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że od tej wizyty nastąpiło przyspieszenie zmian w sferze społeczno-politycznej, Polska zmieniała się szybko i coraz szybciej. Po wizycie władze odetchnęły z ulgą, a SB powróciła do swoich starych i wypróbowanych metod, to jest zatrzymań pod byle pretekstem, np. za niewykonanie grzecznościowego 22 AIPN Bu-01232/42, Wykaz prowadzonych spraw dochodzeniowo-śledczych. Sprawa operacyj- nego rozpracowania nr rej. LU 34610, krypt. „Żądło”, Nr identyf. 5710/86, k. 186–187, Inicjatorem tego pomysłu był Dariusz Kocuń, „W kwietniu 1987 r. uzyskano informację, że igurant zamierza zorganizować w środowisku studenckim Komisję ds. Interwencji i Praworządności przy Tymczasowej Radzie NSZZ „S” Regionu Środkowo-Wschodniego. Poprzez nasze działania agenturalne doprowadzono do neutralizacji zamiaru iguranta”. 23 „ŻAK”, Wydanie okolicznościowe z 9 czerwca 1987. 24 AIPN Lu-0168/5, Protokoły posiedzeń WUSW Lublinie. Rozpoczęto – Listopad 1986. Zakończono – Październik 1987, k. 57–59, Na posiedzeniu kierownictwa SB w dniu 15.05. 1987 mjr Figiel [Naczelnik Wydziału III, przyp. D.K.] proponował zatrzymanie w okresie wizyty papieża: „...ewentualna izolacja Kocuń, Gilewicz, Miturska, Łupina, Miernowski…”. 25 IPN Lu-0180/13, Operacja „Zorza II”, Rozpoznanie Operacyjne Wydziału III WUSW Lublinie, k. 28, «TW „Witold” występując w roli kościelnej służby porządkowej fotografował i zabezpieczał swoich kolegów z NZS UMCS D. Kocunia, A. Gorgola, R. Kowalczuka oraz z NZS Akademii Rolniczej K. Szumowskiego». 84 NZS UMCS W LATACH 1987-89 Wizyta Jana Pawła II na KUL w 1987 r., fot. P. Omieczyński ukłonu w kierunku znanego z wcześniejszych przesłuchań oficera SB.26 Student poszkodowany niesłusznym według niego oskarżeniem złożył skargę na postępowanie funkcjonariuszy SB do Prokuratury Rejonowej dla Miasta Lublina. Nie przyniosło to żadnego skutku, ale zwróciło uwagę na metody postępowania organów porządkowych w środowisku akademickim.27 W 1987 r. w czasie egzaminów wstępnych na lubelskich wyższych uczelniach, w tym na UMCS, kolportowano po raz pierwszy ulotki skierowane do przyszłych studentów podpisane przez Międzyuczelnianą Komisję NZS Lublin. Zachęcano ich, aby wstępowali w szeregi NZS i nie wybierali łatwej drogi, którą oferuje „ZSP pupil PZPR” oraz proponowano inne formy działalności studenckiej, liczne koła naukowe, PTTK, AZS itd. Ulotka kończyła się wezwaniem: „Nie dajcie się kupić za tańszy bilet na dyskotekę, obietnicą wyjazdu za granicę. Nie rozpoczynajcie dorosłego życia od popierania komunistycznego reżimu w swojej Ojczyźnie”.28 Dariusz Kocuń działacz NZS-u w Lublinie w II połowie lat 80. 26 Burza i napór – rozmowa z Dariuszem Kocuniem przywódcą NZS UMCS z 1988 roku, „Nowy Ty- dzień w Lublinie i Świdniku” nr 23 z 15 czerwca 2008, s. 12; Zostawmy wzór zachowań przyszłym pokoleniom – wywiad z Dariuszem Kocuniem działaczem niepodległościowej opozycji, „Obserwator” nr 2/179, lipiec 2008, s. 4. 27 Skarga Dariusza Kocunia do Prokuratury Rejonowej dla Miasta Lublina z dnia 6.07. 1987; Odpowiedź Prokuratora Rejonowego dla Miasta Lublina, Skw 29/87 z 10.08. 1987, Prokurator Rejonowy mgr A. Kopieniak w odpowiedzi na skargę stwierdził że „(…) Czynności funkcjonariuszy resortu spraw wewnętrznych podjęte zostały wobec uzasadnionych podejrzeń prowadzenia przez Obywatela działalności przeciwko Państwu i porządkowi publicznemu.” I nie znalazł podstaw do kwestionowania zasadności podejmowanych czynności. Pisma w posiadaniu autora. 28 „Informator Region Środkowo-Wschodni Solidarność” nr 143, Lublin 1 X 1987, s. 1: Ulotka formatu A-6 w posiadaniu autora; AIPN Lu-0168/5, Protokoły posiedzeń Kierownictwa SB WUSW w Lublinie. Rozpoczęto – Listopad 1986. Zakończono – Październik 1987, k. 64, Narada kierownictwa SB WUSW, RUSW z Wydziałem Śledczym i Grupą Operacyjną w dniu 6.07. 1987 „(…)ppłk Kowalski zwraca uwagę na nasilenie propagandy m.in. podczas egzaminów na wyższe uczelnie (ulotki dyskredytujące organizacje młodzieżowe i popierające NZS)”. 85 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Wioletta Szafrańska-Kocuń Reaktywowanie NZS na Akademii Medycznej w Lublinie, 1987-1990 Na konferencji „NZS 30 lat”, zorganizowanej przez NZS KUL i NZS UMCS na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim 28 maja 2011 r., uświadomiłam sobie, jak niewiele napisano na temat tego okresu działalności niezależnych środowisk studenckich w Lublinie. Usiłując przypomnieć sobie te wydarzenia, sięgnęłam do zachowanych w archiwum domowym egzemplarzy gazet i innych materiałów. Pierwsze informacje o powstawaniu w Lublinie zalążków podziemnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów dotarły do mnie w Duszpasterstwie Akademickim Politechniki Lubelskiej, do którego uczęszczałam od początku moich studiów na Akademii Medycznej w Lublinie (od 1985 do 1989 roku mieszkałam w akademikach Politechniki Lubelskiej przy ul. Nadbystrzyckiej). W okolicach maja 1987 roku trafiłam razem z Jaromirem Grabowskim z Politechniki Lubelskiej na spotkania „podziemia” organizowane na KUL. Spotykała się tam Tymczasowa Międzyuczelniana Komisja NZS Lublin, w skład której później weszłam. Przychodził też student II roku farmacji AM, ale potem wycofał się z działalności. Na pierwszych spotkaniach trudno było mówić o podejmowaniu odważnych i brawurowych działań czy budowaniu struktur na poszczególnych uczelniach. Odebrałam to raczej jako próbę przerwania marazmu studentów myślących inaczej niż nakazywały władze PRL. Nasze działania koncentrowały się głównie na kolportowaniu drukowanych gazet i doraźnych akcjach ulotkowych. Dużym impulsem przyśpieszającym działania była pielgrzymka do Polski Ojca Świętego Jana Pawła II w czerwcu 1987 r. Z mojej perspektywy pobyt Ojca Świętego w Lublinie wiązał się bardziej z przeżyciami duchowymi. Nie było żadnych spektakularnych akcji. impulsem przyœpieszaj¹cym dzia³ania by³a pielgrzymka do Polski Ojca Œwiêtego Jana Paw³a II w czerwcu 1987 r. Dopiero wyjazd do Gdańska i Mszę Św. na Zaspie mogę określić manifestacją informującą o istnieniu NZS w Polsce. Wyjazd ten został zorganizowany w Duszpasterstwie Politechniki Lubelskiej przy kościele powizytkowskim (a nie jak podaje Edyta Szymańska w swojej pracy magisterskiej „NZS KUL 1987–1989”, przez NZS KUL przy pomocy samorządu tej uczelni). Uczestniczyliśmy we Mszy Św. na Zaspie razem z innymi NZS-ami z całej Polski i rzeczywiście było dużo transparentów i ogromny entuzjazm. Maszerując z miejsca nabożeństwa pod dom Lecha Wałęsy, zostaliśmy spałowani i rozgonieni przez oddziały ZOMO. Udało nam się jednak ocalić transparenty. Cudem trafiliśmy do autokaru… Od października 1987 r. zaczęło się zgłaszać coraz więcej osób zainteresowanych działalnością w NZS. Nie były to jeszcze tłumy i nikt nie prowadził zapisów, ale widać było zmianę nastawienia studentów i chęć działania. Dalej organizowaliśmy kolportaż i różnego 86 REAKTYWOWANIE NZS NA AM rodzaju akcje. Nagrywane przeze mnie i Eryka Chojnackiego audycje puszczaliśmy przez głośniki na miasteczkach akademickich, wzywaliśmy na przykład do bojkotu referendum w 1987 r. Oczywiście nie przedstawialiśmy się imieniem i nazwiskiem, ale i tak wszyscy znajomi, których spotkałam, gratulowali mi, że dobrze wypadłam. Braliśmy czynny udział w organizowaniu wiecu 7 marca 1988 r. na UMCS. W ostatnich dniach kwietnia 1988 r., ze względu na inten- Tablica informacyjna NZS AM w dziekanacie przy ul. Dymitrosywne działania SB i akcję za- wa (obecnie Radziwiłłowiska) trzymań działaczy podziemia (prewencyjne przed 3 Maja), przez kilka dni dość duża grupa studentów „zamieszkała” na KUL-u, m.in. Dariusz Kocuń z UMCS, Dariusz Wójcik z KPN i Eryk Chojnacki z KUL. Tam również byłam obecna. Od października 1987 r. zaczê³o siê zg³aszaæ coraz wiêcej osób zainteresowanych dzia³alnoœci¹ w NZS. Pamiętam, że w czasie uroczystości 3 Maja zostało zatrzymanych wielu kolegów z lubelskich uczelni, m.in. Przemysław Mełgieś (z AM). Od 5 maja wzięliśmy udział w trwającym do 10 maja „sittingu” na schodach KUL. Osobiście organizowałam akcje malowania autobusów i trolejbusów hamujących w okolicach KUL. Każdy z nas miał ważne zadania organizacyjne do wykonania, przez schody przewijały się setki studentów wszystkich uczelni, mnóstwo ludzi miało pytania i oferowało pomoc. Z ciekawych i uwidocznionych na fotografiach wydarzeń z maja 1988 r. pamiętam happening zorganizowany na Politechnice Lubelskiej w trakcie „Balu Politechniki”(trwały strajki m.in. w Stalowej Woli). Studenci tej uczelni i Akademii Medycznej, poprzebierani za funkcjonariuszy ZOMO (studenci AM mieli mundury „moro” na zajęcia wojskowe) i za „agentów” (w płaszczach, kapeluszach i ciemnych okularach z plakietkami NKWD), weszli na salę balową i dowcipnie, ale skutecznie rozgonili towarzystwo, uświadamiając balującym, że nie jest to czas na zabawę. W happeningowym meczu, który odbył się 1 czerwca 1988 r. pomiędzy drużyną NZS (Najlepszy Zespól Sportowy) i KPN (Klub Piłki Nożnej) na miasteczku akademickim UMCS z poświęceniem opatrywaliśmy rozbite kolana i łokcie. W sierpniu 1988 roku współorganizowałam na KUL punkt informacyjny dla mieszkańców Lublina o sytuacji w kraju. Strajki w wielu zakładach pracy i dezinformacja władzy powodowała, że codziennie wiele osób przychodziło tam dowiedzieć się, co dzieje się w kraju. Plakatowałam, wraz z innymi, parkany budowanego Kolegium Jana Pawła II, które funkcjonariusze SB systematycznie „czyścili”. 87 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW W sierpniu część kolegów pojechała na pielgrzymkę do Ojca Świętego do Rzymu. Ciężko było o „ręce do pracy”. W tym czasie z Elą Marczewską i Erykiem Chojnackim przebywaliśmy na KUL prawie całodobowo. Akcja zakończyła się 1 września na apel Lecha Wałęsy. Wtedy też z pielgrzymki do Włoch wrócili nasi koledzy. Rok akademicki 1988/1989 to już czas jawnej działalności NZS wszystkich lubelskich uczelni, w tym Akademii Medycznej. Przez d³ugi okres prawicowe pogl¹dy cz³onków NZS w Lublinie by³y przyczyn¹ naszego funkcjonowanie poza strukturami krajowymi 8 października obyło się ogólnopolskie spotkanie NZS w Lublinie – była to odpowiedź na III Zjazd NZS (8–11 września w Gdańsku), na który nie byli zaproszeni przedstawicieli NZS Lublin. Był to kolejny etap konfliktu w Krajowej Komisji Koordynacyjnej NZS, mający charakter zarówno polityczny, jak i personalny. Różne poglądy polityczne członków władz Zrzeszenia powodowały w „prawie legalnej” działalności konflikty, które były mało widoczne w konspiracji. Przez długi okres prawicowe poglądy członków NZS w Lublinie były przyczyną naszego funkcjonowanie poza strukturami krajowymi i oddzielnej rejestracji, z osobowością prawną dla organizacji uczelnianych. 11 października 1988 r. w auli Wydziału Ekonomii UMCS odbyło się spotkanie informacyjne, dotyczące programu i działalności NZS na wszystkich uczelniach, które prowadził Dariusz Kocuń. Ujawnili się wszyscy przewodniczący Komisji Uczelnianych z pięciu lubelskich uczelni, między innymi ja, jako przewodnicząca KU NZS Akademii Medycznej. Wezwaliśmy kolegów do działania i podaliśmy miejsca i adresy, gdzie można było nas znaleźć. Zebrani, oprócz pozytywów, mieli niesmak po „rękoczynach”, które zafundowali nam Wojtek Bogaczyk i Andrzej Bereda. Wojtek przybył po zakończeniu spotkania, najpierw się pobił, a później wszyscy odśpiewaliśmy „Boże coś Polskę”. W następnych dniach na uczelniach powstawały Komisje ds. legalizacji NZS, a rektorzy otrzymali pisma o rozpoczęciu przez NZS oficjalnej działalności. Rektor AM prof. dr hab. Zdzisław Kleinrok otrzymał pismo 14 października 1988 r. Komisję ds. legalizacji NZS AM utworzyli (14.10.1988 r.): Jadwiga Szal, Radosław Pietura, Zbigniew Pozichowski, JaBal Politechniki Lubelskiej (1988), od prawej: Wioletta Szafrańska, rosław Jarosz, Wioletta SzaMarek Ciuraszkiewicz, Jaromir Grabowski, Jarosław Żychaluk, Tofrańska (przewodnicząca). masz Poleszczuk, Wojciech Ciuraszkiewicz 88 REAKTYWOWANIE NZS NA AM Sierpień 1988 na KUL, od prawej: Jacek Sadowski, Wioletta Szafrańska, Jaromir Grabowski, Eryk Chojnacki, fot. P. Omieczyński (ze zbiorów D. Kocunia) W czasie konspiracyjnej działalności wydaliśmy 4 numery pisma „Tętno” (kontynuacja nazwy z 1981 r.), oprócz artykułów były także piękne wiersze. Głównymi autorami tekstów i redaktorami byli Robert Wójcik i Przemysław Mełgieś, redaktor BIS. Robert Wójcik był też naszym nieocenionym łącznikiem z „pierwszym” NZS. Oprowadzał mnie po kolegach z tamtych czasów, ale muszę przyznać, że wielu z nich nie bardzo chciało o tym pamiętać, woleli inwestować czas i energię w swoją karierę naukową, a nie wspominać „błędy młodości”. Czas dla nas znaleźli m.in. Cezary Danilkiewicz i Paweł Millart. 17 października spotkaliśmy się z rektorem AM prof. Z. Kleinrokiem. Opracowaliśmy ramowy program działania i utworzyliśmy kilka punktów informacyjnych na uczelni i w akademikach AM. W rektoracie przy ul. Dymitrowa (obecnie Radzwiłłowska) powiesiliśmy tablicę informacyjną, która mimo że zamykana na klucz w budynku z portierem, systematycznie była dewastowana. W akademikach AM na Chodźki pojawiły się ogromne transparenty NZS AM namalowane przez kolegę Arka Kasprzyka i jego żonę. Entuzjazm studentów był ogromny, do dziś mam spis osób, które w tych pierwszych dniach zapisały się do NZS. 11 listopada odbyły się obchody 70. rocznicy uzyskania przez Polskę niepodległości. Znalazłam się w 23-osobowym Obywatelskim Komitecie Obchodów. Po kolportażu tysięcy ulotek z odezwą do mieszkańców Lublina, programem uroczystości i składem osobowym Komitetu, zostałam wezwana przez dziekana Wydziału Lekarskiego prof. Władysława Stążkę na rozmowę. Usłyszałam, że nie wolno mi uczestniczyć w tych uroczystościach. Po moich argumentach, że nie wypada dziekanowi namawiać studenta do takiego postępowania – najpierw innych wzywa, a później sam nie przychodzi – poprosił, żebym nie dała się złapać, bo obydwoje będziemy mieli kłopoty. Nie zatrzymano mnie, chociaż kilku moich kolegów to nie ominęło. Część osób tylko dlatego nie została zatrzymana, gdyż nie zmieściła się do „nyski” Milicji Obywatelskiej. 89 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW 23 listopada w auli Collegium Medicum AM odbył się wiec informacyjny NZS AM. Na spotkaniu obecni byli przedstawiciele władz uczelni: rektor prof. Zdzisław Kleinrok, prorektor ds. studenckich prof. Wojciech Załuska i dziekan Wydziału Lekarskiego prof. Władysław Stążka, a także zaproszony przez nas dr Andrzej Jóźwiakowski – przewodniczący NSZZ „Solidarność” Mecz NZS-KPN (1988), publiczność i służba medyczna (Wioletta na AM. Przybyli także przeSzafrańska w białym fartuchu) wodniczący Komisji Uczelnianych NZS z pozostałych lubelskich uczelni. Na spotkaniu było około 300 osób. Przedstawiliśmy historię NZS, program z uwzględnieniem dążenia do zmiany ustawy o szkolnictwie wyższym, a także reformy nauczania na akademiach medycznych. Miłym dla mnie akcentem było to, że doktor Jóźwiakowski przedstawił mnie w swoim wystąpieniu jako „lubelską Margaret Thatcher”. Po rozpoczęciu „prawie legalnej” działalności, zaczęły się coraz bardziej uwidaczniać różnice programowe na poszczególnych uczelniach. Dlatego, m.in. z inicjatywy NZS AM, 10 grudnia 1988 r. w Warszawie powstało Ogólnopolskie Porozumienie NZS Akademii Medycznych. Jako uczelnie medyczne mieliśmy w wielu punktach inne problemy niż nasi bardziej „polityczni” koledzy z uniwersytetów. W skład Porozumienia weszli przedstawiciele Akademii Medycznych z Lublina, Warszawy, Wrocławia, Poznania, Gdańska i Białegostoku oraz Śląskiej Akademii Medycznej,. Za jedną z najpilniejszych spraw uznano reformę zajęć w studium wojskowym, a także nawiązanie współpracy z Komisją Krajową NSZZ „Solidarność” Służby Zdrowia. Z KKK „Solidarności” Służby Zdrowia spotykaliśmy się wielokrotnie i mieliśmy bardzo dobry kontakt. W sprawie zajęć „politycznych” w studium wojskowym byliśmy kilkakrotnie w Ministerstwie Zdrowia. Zorganizowaliśmy bojkot Studium Wojskowego w Lublinie. Ostatecznie rozmowy zakończyły się sukcesem i wycofaniem zajęć „politycznych” z jego programu. 10 grudnia 1988 r. w Warszawie powsta³o Ogólnopolskie Porozumienie NZS Akademii Medycznych. Coraz bardziej aktywność NZS w Lublinie koncentrowała się na macierzystych uczelniach i działania Międzyuczelnianej Komisji miały coraz mniejsze znaczenie. Rywalizacja pomiędzy NZS UMCS i NZS KUL powodowała minimalizację problemów innych uczelni. Większość czasu poświęcaliśmy w tym okresie na działania Ogólnopolskiego Porozumienia Akademii Medycznych. Patrząc z perspektywy kilkudziesięciu lat, sama nie wiem, skąd miałam tyle czasu na te wszystkie zajęcia (studia na Akademii Medycznej były i są dość czasochłonne). Pamiętam, 90 REAKTYWOWANIE NZS NA AM że ciągle byłam w biegu. Mile wspominam z tamtego okresu pewne zdarzenie. Poszłam po stypendium naukowe do kasy uczelni na ul. Cichą 4 (w następnym roku już tego sukcesu nie powtórzyłam i nie miałam stypendium naukowego) i zobaczyłam ogromną, liczącą ponad 100 osób kolejkę. Stanęłam na końcu myśląc o właśnie rozpoczynającym się spotkaniu. Po chwili z tłumu wyszedł chłopak, którego nie znałam, i głośno zapytał, czy koledzy i koleżanki pozwolą na to, żeby osoba, która tyle dla nich robi stała w kolejce? Wszyscy się przesunęli, a ja – nieco zażenowana – podeszłam do zdumionej kasjerki i wzięłam stypendium. To pozornie błahe zdarzenie mocno uświadomiło mi, że moje działanie ma sens dla innych, których nie znam i pewnie nigdy nie poznam. Wiosna 1989 roku w Polsce to okres tworzenia komitetów obywatelskich i przygotowywania Okrągłego Stołu. Ogólnopolskie Porozumienie Akademii Medycznych oddelegowało do rozmów w podzespole ds. służby zdrowia swoich przedstawicieli. Przedstawiciele NZS zostali zaproszeni do uczestnictwa w pracach Komitetu Obywatelskiego "Solidarnoœæ" Ziemi Lubelskiej. W Lublinie powstał Komitet Obywatelski „Solidarność” Ziemi Lubelskiej. Przedstawiciele NZS zostali zaproszeni do uczestnictwa w jego pracach. Znalazłam się w składzie Komitetu. Okres od jego powstania do wyborów 4 czerwca 1989 r. pamiętam jako katorżniczą pracę. Nie wiem, jak udało mi się zaliczyć kolejny rok studiów. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin na dobę, fizycznie – dystrybucja materiałów wyborczych, gazet, zbieranie osób chętnych do komisji wyborczych, organizowanie szkoleń, spotkań wyborczych kandydatów. Codziennie były jakieś pilne i naglące problemy – do rozwiązania natychmiast. Na przykład jeden z kandydatów Komitetu nie miał garnituru, należało go kupić natychmiast, ale za co i przede wszystkim, gdzie można było wtedy cokolwiek kupić? Innego dnia młodych ludzi pobito przy rozwieszaniu plakatów (były podejrzenia, że zrobili to niemundurowi funkcjonariusze MO). Zorganizowaliśmy wtedy w NZS Akademii Medycznej grupę, która zajmowała się udzielaniem poszkodowanym pierwszej pomocy medycznej, ale także fachowej rady przy sporządzaniu obdukcji lekarskich do przedstawienia w sądzie. Na patrole jeździliśmy czasami nawet z prokuratorem, co odniosło dobry skutek. Efektem takiego postępowania był bardzo szybki spadek liczby napaści fizycznych na osoby wieszające plakaty „Solidarności”. Staraliśmy się dać zajęcie każdemu, kto zgłaszał chęć pomocy. Pamiętam, jak do Komitetu przyszedł późniejszy wieloletni redaktor „Gazety Wyborczej” z pytaniem, czy może pomóc. Twierdził, że umie pisać. Pisał dobrze i praca się znalazła. Pewnie większość tych osób nie pamięta, kto ich witał w drzwiach, czy przy stoliku przy Krakowskim Przedmieściu. Byliśmy tylko młodymi, entuzjastycznie nastawionymi ludźmi, siłą roboczą. Z koleżankami Jadwigą Szal i Ewą Heflich siedziałyśmy w biurze do 2–3 w nocy, żeby wszystko na kolejny dzień przygotować i uporządkować. Wracałyśmy do akademika na piechotę (kogo wtedy było stać na taksówkę). Pamiętam, jak przy obsadzaniu przedstawicieli w komisjach wyborczych z ramienia Komitetu okazało się, że brakuje nam ludzi w Zemborzycach i Jakubowicach. Zadzwoniłam do dwóch kolegów z NZS AM, Radosława Pietury i Przemysława Wójcickiego z pytaniem, czy mogą tam pójść. Oczywiście zgodzili się, uświadamiając mi przy okazji, że jest 2 w nocy. 91 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Przeprosiłam oczywiście, szczególnie rodziców, którzy odebrali telefon. Nie zwróciliśmy po prostu uwagi w trakcie pracy, która jest godzina. Ostatniego dnia zgłaszania kandydatów do komisji (byliśmy bardzo wyczuleni, żeby wszędzie był przynajmniej jeden nasz człowiek i mąż zaufania – nie wierzyliśmy komunistom), powiedziano nam, że w szpitalu MSWiA przy ul. Grenadierów zgłoszeni przedstawiciele nie mają aktualnych legitymacji sanitarno-epidemiologicznych (nikt oczywiście wcześniej nie informował, że jest taki wymóg, bo go nie było). We wszystkich pozostałych szpitalach komisje były obsadzane przez członków NSZZ „Solidarność”, ale w tym szpitalu takich nie było. Mimo że planowaliśmy obecność w tym dniu w Komitecie, postanowiłyśmy z Jadwigą Szal nie dać im tej satysfakcji, że w kilka godzin nie znajdziemy ludzi, i do komisji wyborczej zgłosiłyśmy się osobiście. Jako studentki Akademii Medycznej miałyśmy aktualne książeczki sanitarno-epidemiologiczne. Było to dla mnie duże przeżycie. Komisja, składająca się głównie z lekarzy – chociaż sekretarzem był „pracownik kulturalno-oświatowy świetlicy”, czyli oficer polityczny – była nastawiona do nas bardzo wrogo. Wybory odbywały się w świetlicy szpitala, wyborców było niewielu i większość przyszła po śniadaniu, więc moja koleżanka Jadzia Szal, wypełniając wolny czas, zaczęła na głos czytać znalezioną na półce w sali biografię Feliksa Dzierżyńskiego. Wzbudziło to ogólną konsternację i oburzenie członków komisji. W trakcie obiadu, zaproponowanego nam przez dyrektora szpitala, podeszła do mnie pani pracująca w kuchni z pytaniem, czy jeżeli wygramy wybory, to naprawdę będziemy mordować wszystkich pracujących Po wyborach dziekana Wydziału Lekarskiego (1990), z prawej strony dziekana Leszka Szczepańskiego m.in. Wioletta Szafrańska, Ewa Heflich, Radosław Pietura, Adam Zieliński, Jarosław Drabko, Bernard Waśko, z tyłu z lewej: Waldemar Zeliaś, Przemysław Mełgieś, Ewa Rozborska, Magdalena Dmoszyńska, Grzegorz Gola i inni studenci Wydziału Lekarskiego, elektorzy w tych wyborach 92 REAKTYWOWANIE NZS NA AM dla komuny, bo ona tu tylko gotuje, a tak ją poinformowano. Byłam kompletnie zaskoczona, tłumaczyłam jej, że to wierutne kłamstwo, idzie wolność i demokracja. Mam nadzieję, że mi uwierzyła. W tym szpitalu wyborów nie wygraliśmy, ale i tak wyniki zaskoczyły członków komisji. Mimo że był to szpital resortowy MSWiA, kandydaci Komitetu Obywatelskiego zdobyli dość dużo głosów, oddano nawet kilka na startującego do Sejmu przedstawiciela KPN. Po wygranych (na ile to było możliwe) wyborach, nasza pomoc okazała się delikatnie mówiąc niezbyt potrzebna. Było wiele osób, które przypisały sobie zasługi za sprawną pracę wykonawczą. Za naszą pracę oczywiście nie otrzymywaliśmy nawet symbolicznego wynagrodzenia i nikt go nie oczekiwał. Z przykrością dowiedziałam się później, że byli tacy, którzy pieniądze wzięli i nie do końca za to, co zrobili lub nie zrobili. Nigdy nie doczekałam się, jak i żadna z moich koleżanek, zaproszenia na rocznicowe spotkania Komitetu Obywatelskiego. Profesor Jerzy Kłoczowski szybko zapomniał o tych, którzy pracowali, pamiętając o tych, o których chciał pamiętać. Przeglądając pisma, jakie wtedy w 1990 r. dostałam od pana profesora, nie tego oczekiwałam. 22 kwietnia 1989 r. odbyła się I tura IV Krajowego Zjazdu NZS we Wrocławiu, a 6–7 maja II tura w Gdańsku. Brałam w nim udział, licząc na zjednoczenie NZS w kraju. Niestety, nie dogadaliśmy się. 10 listopada 1989 r. nast¹pi³a rejestracja NZS AM w s¹dzie i rozpoczê³a siê zupe³nie legalna dzia³alnoœæ. Przed samymi wyborami, 29–30 maja 1989 r., odbył się dwudniowy strajk okupacyjny zorganizowany przez NZS UMCS, w którym wzięli udział także członkowie NZS AM. Czas wybrano bardzo nieszczęśliwie i wprowadziło to niepotrzebne zamieszanie. Ze względu na pracę w Komitecie Obywatelskim, nie angażowałam się za bardzo w tę nieprzemyślaną akcję. Po wyborach nastąpił czas całkowitego upolityczniania Komitetów Obywatelskich i przejmowania gazety „Solidarności” przez grupę związaną z Tadeuszem Mazowieckim i Adamem Michnikiem. Upolitycznienie coraz bardziej docierało do środowisk studenckich. Na znak protestu przeciwko m.in. tym działaniom, na początku kwietnia 1990 r. wystąpiliśmy razem z Erykiem Chojnackim z Komitetu Obywatelskiego. Wiąże się z tą sprawą pewna śmieszna sytuacja. Mając pełną świadomość, że po moich wystąpieniach na posiedzeniach Komitetu sprawa naszego udziału w tym gremium stanęła na „ostrzu noża”, sekretarz KO Ryszard Setnik (późniejszy radny SLD w Radzie Miasta Lublin – w 1989 r. opozycjonista) poprosił mojego męża Dariusza Kocunia (którego znał z NZS UMCS) o wycofanie „tej Szafrańskiej” z Komitetu. Mój mąż odpowiedział, że byłoby to niezręczne i trudne, bo to jego żona. Setnik nic nie powiedział, tylko zaczerwienił się, spuścił głowę i szybko odszedł. Niedługo później Lech Wałęsa rozwiązał Komitety Obywatelskie i zabrał znak Solidarności „Gazecie Wyborczej”. Zaczęła się kampania prezydencka i pojedynek Lecha Wałęsy z Tadeuszem Mazowieckim (a w konsekwencji ze Stanem Tymińskim). 10 listopada 1989 r. nastąpiła rejestracja NZS AM w sądzie i rozpoczęła się zupełnie legalna działalność. Włączyliśmy się bardzo aktywnie w prace na uczelni, m.in. komisji ds. zmiany statutu uczelni i regulaminu studiów, weszliśmy w skład rad wydziałów 93 NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW i Senatu AM (byłam członkiem obu tych gremiów). Udało się wywalczyć wiele ważnych dla studentów zmian, dotyczących m.in. toku studiów, egzaminów. Mieliśmy duży wpływ na wybory rektora i dziekanów wydziałów (w przypadku dziekana Wydziału Lekarskiego nawet decydujący). Było oczywiście dużo problemów, na początku – własny lokal. Po dużych bojach dostaliśmy mały pokoik w DS nr 1 na Chodźki (co najmniej trzy razy mniejszy niż ZSP), przez kilka miesięcy nie mogliśmy się doprosić podłączenia telefonu. W tym samym czasie ZSP miało lokal, telefon i sekretarkę na pełnym etacie opłacaną przez uczelnię. Sytuacja ta nie zmieniła się do czasu ukończenia przeze mnie studiów w 1991 r. Władze uczelni były „głuche” na nasze wnioski. Rozpoczęliśmy walkę o prawidłowe i niemanipulowane przeprowadzenie wyborów do Samorządu Studenckiego AM. Po długim boju (władze AM miały trochę inne plany) doszło do wyborów i przewodniczącym został Bernard Waśko, a jego zastępcami Tomasz Jóźwik i Wojciech Skórzyński (wszyscy z NZS). Powoli sprawy przejmowali młodsi koledzy i nowym przewodniczącym Komisji Uczelnianej NZS został Radosław Pietura. Wiele osób działających aktywnie w NZS spotykało się później z trudnościami z uzyskaniem pracy na Akademii. Niektórym to się udało, innym nie. W tym czasie za pracę w NZS uzyskiwali punkty ujemne. Nie opłacało się być aktywnym społecznie na naszej uczelni. Pamiętam konkurs na asystenta na oddziale anestezjologii. Jeden z kolegów złożył dokumenty i miał największą liczbę punktów wynikającą z kwalifikacji, ale nie miał poparcia szefa „zespołu”. Kandydatów było trzech, etaty dwa, ale on pracy nie dostał. Trafił później dużo lepiej i myślę, że tego nie żałuje, ale fakt pozostaje faktem. Przyznawanie się do działalności w NZS nie przynosiło profitów i stwarzało w „dorosłym” życiu wiele problemów. Zwłaszcza zaangażowana lewicowo kadra naukowa nie kryła swojej irytacji. Rejestracja NZS w Lublinie (1989), pośrodku Wioletta Szafrańska, po prawej z tyłu Andrzej Witek, po lewej Bernard Waśko i Przysław Mełgieś (NZS AM) 94 REAKTYWOWANIE NZS NA AM Pojechałam jeszcze na VI Krajowy Zjazd NZS w Krakowie (28–29 kwietnia 1990 r.) jako delegat. Był to pierwszy zjazd, który miał pojednać cały NZS w Polsce i przez chwilę może tak było. Na przewodniczącego KKK NZS wybrano Pawła Piskorskiego. Na tym zjeździe podjęto też uchwałę zabraniającą KKK wchodzenie w sojusze polityczne. Paweł Piskorski bardzo szybko wszedł w sojusz z Kongresem Liberalno-Demokratycznym i uchwała pozostała „martwa”. Paweł natomiast zrobił sporą karierę polityczną. Przyznawanie siê do dzia³alnoœci w NZS nie przynosi³o profitów i stwarza³o w "doros³ym" ¿yciu wiele problemów. Po skończeniu studiów z zainteresowaniem obserwowałam coraz anemicznej działający NZS na Akademii Medycznej. Zaangażowani koledzy kończyli studia, profitów z działalności w NZS nie było żadnych, wręcz przeciwnie. Wyzwań jakby też coraz mniej. Pozostały organizacje dobrze traktowane przez władze uczelni i gwarantujące jakieś korzyści. Wielu działaczy Zrzeszenia Studentów Polskich (organizacji bardzo spolegliwej władzom) jest dziś wybitnymi „specjalistami”, koledzy z NZS wyjechali za granicę Polski lub „na prowincję”. Niewielu z nas pozostało w Lublinie. O kilku kolegach czasami słyszę lub czytam w prasie. Członek pierwszej jawnej Komisji Uczelnianej NZS Benek Waśko jest dyrektorem szpitala w Rzeszowie, do niedawna przedstawianego w prasie medycznej jako przykład gospodarności i dobrego zarządzania publicznymi pieniędzmi. Andrzej Witek jest prezesem dużej spółki medycznej, działającej w kilku województwach i mającej dobre wyniki. Wiele bardzo aktywnych wtedy osób po prostu wycofało się wyjeżdżając z Lublina. Tylko z nielicznymi mam kontakt do dzisiaj. Ogromnie żałuję niewykorzystania potencjału merytorycznego i organizacyjnego Roberta Wójcika. Pracuje teraz jako lekarz rodzinny w Biłgoraju (ma także inne specjalizacje). Wygląda na pogodzonego z życiem, ale na pewno mnóstwo jego dobrych pomysłów zrewolucjonizowałoby i poprawiło działanie polskiej służby zdrowia. Dziś po NZS AM nie ma już śladu. A szkoda. Ogromny gwałt na programie studiów medycznych, np. włączenie stażu podyplomowego do programu studiów, co wiąże się z ich skróceniem, coraz większe uzawodowienie studiów medycznych, m.in. wycofywanie przedmiotów humanistycznych, domaga się protestu studentów. Może czas na powstanie nowego NZS-u? Po wielu latach, przeglądając jako pokrzywdzona materiały zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej, z zaskoczeniem stwierdziłam, jak dużo informacji z naszego codziennego życia zbierała Służba Bezpieczeństwa. Nawet rzeczy prozaiczne, nieistotne z naszego punktu widzenia, wzbudzały ich zainteresowanie. Z materiałów, jakie mi pozostały z tego okresu, szczególnie cenię sobie spis osób, które zapisały się do NZS-u w pierwszych dniach po ujawnieniu w 1988 r. W przypadkach, kiedy miałam kłopot z umiejscowieniem zdarzeń w czasie i przestrzeni, korzystałam ze zgromadzonej w archiwum domowym prasy podziemnej i nieocenionej pomocy mojego męża Dariusza Kocunia. lek. med. Wioletta Szafrańska-Kocuń organizatorka NZS-u na Lubelskiej Akademii Medycznej 95 WYWIAD Wo³yñ to rezultat polskiego kolonializmu Rozmowa z wokalist¹ i aktorem Paw³em Kukizem Kresy kojarzą się najczęściej z historią, a co za tym idzie z ludźmi, którzy pamiętają jeszcze czasy II Rzeczypospolitej. Ty należysz do pokolenia, które urodziło się dwie dekady po drugiej wojnie światowej. Skąd więc u ciebie zainteresowanie i fascynacja Kresami? Zostałem wychowany w rodzinie, dla której pielęgnowanie tradycji i pamięci ma znaczenie. Cała rodzina Kukizów pochodzi z miasteczka Uhnów. W roku 1951 zostało ono, w ramach tak zwanego równania granic, wchłonięte przez Związek Sowiecki. W zamian za to Polska otrzymała Ustrzyki Dolne. Powszechnie się mówi o tym, że Sowieci chcieli mieć w swoich granicach odkryte rok wcześniej złoża węgla na Sokalszczyźnie. Ale ja kiedyś dotarłem do mapy wydanej przez Sztab Generalny Wojska Polskiego, bodajże z roku 1946, na której polsko-sowiecka granica zaznaczona była przerywaną linią, natomiast w okolicach Uhnowa, Bełza i Ustrzyk tej linii nie było. Tak więc zmiana granic planowana była chyba jednak przed wspomnianym odkryciem. Mój pradziadek był burmistrzem Uhnowa. Ale mój ojciec urodził się już w Dębowicy koło Lwowa. Nie mieszkał tam jednak zbyt długo, bo mój dziadek jako komendant posterunku policji był przenoszony z miejscowości do miejscowości. Czym to było podyktowane? W ten sposób policja zapobiegała nadmiernemu zacieśnianiu znajomości między funkcjonariuszem a lokalną społecznością, bo w przeciwnym razie mogłoby to po prostu prowadzić do korupcji. To zresztą bardzo dobre rozwiązanie. Powinno być stosowane w służbach mundurowych dzisiaj również. Wszystko się działo w powiecie radziechowskim, zahaczało też o Złoczów, gdzie podczas okupacji sowieckiej było więzienie. Wymordowano w nim polskich policjantów i urzędników państwowych, których Sowieci nie zdążyli wywieźć do Tweru. I teraz zmierzam do tego, że ten Wschód został przekazany mi niemal genetycznie w spotkaniach rodzinnych, w opowieściach. Bo odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, ja jednak się łapię na to pokolenie, w którym pamięć o Kresach była bardzo żywa. Moje dzieci już tego nie czują. Ale mimo wszystko, moja wiedza o Kresach to jedna setna tego, co wie mój ojciec, który na ich temat napisał dużo książek. Czy w takich miejscach jak Uhnów czujesz się u siebie? To jest kwestia emocji. I właśnie podejście emocjonalne należy odróżnić od podejścia historycznego czy, nazywając rzeczy po imieniu, rewizjonistycznego. Byłem dwa lata temu w Uhnowie. Nawiązałem znajomość z ludnością lokalną, a także z dyrektorem tamtejszego muzeum miejskiego. Są tam jakieś polskie pamiątki. Zachowały się resztki ołtarza, bo reszta kościoła to ruina. Stan świątyni przypomina zbory protestanckie, które pozostały u nas po Niemcach. Ale takie są konsekwencje systemu sowieckiego, a poza tym Polaków tam właściwie nie ma: zostali deportowani stamtąd w okolice Ustrzyk Dolnych albo na tak zwane Ziemie Odzyskane. 96 PAWEŁ KUKIZ Czy jest możliwa wspólna polsko-ukraińska pamięć historyczna? Po dziś dzień pokutuje błąd Piłsudskiego. Ten błąd można byłoby nazwać – mówiąc kolokwialnie – wyrolowaniem Symona Petlury. Wiadomo, że Petlura miał kłopoty z zebraniem ochotników do walki z Sowietami. Tak więc Piłsudski mógł się czuć rozczarowany postawą Ukraińców w czasie wojny z bolszewikami. Ale gdyby wykreował Petlurę na przywódcę ukraińskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, gdyby pochylił się z większa troską nad ukraińskimi aspiracjami niepodległościowymi, to nie mielibyśmy problemu Stepana Bandery. Dlaczego? Bo narodowym bohaterem Ukrainy byłby Petlura. A tak jest on dla dzisiejszych Ukraińców raczej antybohaterem, bo jako kolejny ukraiński przywódca dał się wykorzystać Polakom. Podobnie jest ze sprawą rzezi na Wołyniu. Widzę jej głębsze przyczyny. Może dlatego, że moja rodzina nie ma żadnych z tym związanych wspomnień. Babcia wraz z dziećmi, czyli moim ojcem i jego siostrą, zostali deportowani do Kazachstanu, do obwodu pawłodarskiego. Tamtejsze warunki to: rekordowe upały latem, trzaskające mrozy zimą, ziemianki, tyfus itd. Natomiast mój dziadek został w roku 1941 we Lwowie aresztowany i uwięziony na Brygidkach, gdzie go rozstrzelano. Po wybuchu wojny między ZSRS a III Rzeszą, kiedy do Lwowa zbliżał się front niemiecki, Sowieci spieszyli się z likwidacją więźniów. Nie wiadomo, gdzie dziadek jest pochowany. Chowali go już Niemcy i dlatego dziwię się, że to miejsce pozostaje nieznane, ponieważ oni akurat znani byli z urzędowej skrupulatności. Z tego też powodu nie wyniosłem z domu antyukraińskich resentymentów. Ale tu jest jeszcze jedna sprawa. Wydaje mi się, że Polacy traktowali Ukraińców jak obywateAutor wywiadu (z prawej) z Pawłem Kukizem li drugiej kategorii. To dość poważne oskarżenie. Jak to rozumieć? Żeby było jasne, nie bronię Ukraińców, jeśli chodzi o rzezie wołyńskie. Te mordy były czymś przerażającym. Zabijano kobiety, dzieci. Tam miały miejsce niemal akty sadyzmu, zezwierzęcenia. Ale chcę na co innego zwrócić uwagę. Jak wychowasz dziecko, tak ci się ono odpłaci. Myśmy mieli ogromny wpływ na Ukrainę. Trzeba było Ukraińców wychowywać, formować. Należało pomóc im w uzyskaniu niepodległości. W jaki sposób? Chociażby tworząc z nimi coś w rodzaju konfederacji. Ale nie siłowo. Egoistycznie na rzecz patrząc, wolna Ukraina mogłaby sprawić, że na jakiś czas nasz kraj przestałby być polem bitewnym. I może by się to przedłużyło. Tymczasem Ukrainiec mówił o Polaku pogardliwie „polski pan”, a Polak o Ukraińcu równie pogardliwie „ukraiński chochoł”. Jeśli ktoś jest poniżany, upokarzany, bez względu na to, czy jest głupszy, brzydszy itd., to w momencie, w którym otrzymuje on władzę może coś eksplodować. Ukraińcy byli przez 97 WYWIAD Polaków tyle razy oszukani, że to poczucie krzywdy w końcu eksplodowało. Bo przecież takie potworności jak rzezie na Wołyniu nie wzięły się znikąd. A jak miałaby wyglądać po roku 1918 wolna, niepodległa Ukraina pod względem terytorialnym? Przecież Polska nie mogłaby jej oddać chociażby Lwowa. Lwów od zawsze był miastem polskim. Ja bym powiedział, że także niemieckim. Jeśli bowiem byśmy się przyjrzeli składowi etnicznemu jego mieszkańców, to by się okazało, że mamy do czynienia z Niemcami, Żydami, Ukraińcami, Ormianami... Ale Polacy dominowali. To prawda, bo na tamtych terenach w ogóle w miastach dominowali oni, ale już wsie były w większości zamieszkane przez Ukraińców. Tym niemniej Lwów nie był stricte polskim miastem jak Warszawa. Pomijam oczywiście falę Żydów „chałaciarzy”, którzy przybyli do naszej stolicy po rewolucji październikowej. Natomiast Lwów był miastem wielonarodowościowym. Terytorium dzisiejszej Ukrainy odzwierciedla pewną płynność historycznych granic. W ogóle widzimy tam, jak Azja przechodzi płynnie w Europę. I to przejście dotyczy także nas, bo i my graniczymy z Ukrainą – historycznie rzecz ujmując – w sposób płynny. Polacy tak naprawdę są mieszanką wielu narodowości. Przypuszczalnie każdy z nas szperając w swoim drzewie genealogicznym odkryłby jakieś także niepolskie korzenie. Ja mam wśród swoich przodków Tatarów. Fot. Waldemar Kompała Co masz na myśli mówiąc o konieczności formowania Ukraińców? Chodzi o pomoc w budowie ich własnej tożsamości i w uniezależnieniu się od Rosji. To uniezależnienie polegałoby na czerpaniu wzorców z Zachodu przy zachowaniu własnej kultury. Moim marzeniem po roku 1989 była sytuacja, w której Polska pozostawałaby w bardzo dobrych relacjach z USA i otrzymywałaby od nich potężne wsparcie, 98 PAWEŁ KUKIZ zachowywałaby własną tożsamość i jednocześnie realizowałaby wizję Piłsudskiego, czyli budowała wspólnotę regionalną z Ukrainą, Białorusią i Litwą. Taka była koncepcja Giedroycia i Mieroszewskiego. A co z Rosją? Trudno byłoby znaleźć miejsce dla Rosji w takiej wspólnocie. Bo Rosja jednak zachowuje za dużo pierwiastków azjatyckości. Natomiast każdy członek wspólnoty, o której marzyłem, musiałby wyzbyć się kompleksów. Bo kompleksy są źródłem wojen, nienawiści. Wystarczy popatrzeć na polską politykę. Wracając jeszcze do Piłsudskiego, a konkretnie tego, co się kojarzy z jego polityką wschodnią, sprawa jest dość skomplikowana. W okresie międzywojennym, w obozie piłsudczykowskim ścierały się chyba dwa podejścia. Jedno, które właśnie należałoby określać mianem jagiellońskiego. Chodziło w nim o protekcjonalne, imperialne, kolonialne podejście do Ukraińców i innych narodów zamieszkujących wschodnie rubieże II Rzeczypospolitej. Drugie podejście to prometeizm, a więc idea podmiotowego traktowania tych narodów. Zwolennicy prometeizmu uważali bowiem, że podmiotowość Ukraińców, ale i narodów podbitych przez Rosję sowiecką – takich jak Gruzini czy Azerowie – które należałoby wesprzeć w ich wolnościowych dążeniach, byłaby dla Polski korzystna. Górą wtedy była chyba jednak opcja jagiellońska. I to właśnie poskutkowało Wołyniem. Posłużę się tu pewną analogią. Uważam, że opinie dotyczące udziału Polaków w eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej – mam na myśli szmalcownictwo czy takie wydarzenia jak zbrodnia w Jedwabnem – są mocno przesadzone. Z pewnością rozmaite haniebne zachowania miały miejsce. Ale ich powody były różne. Wśród nich należy wymienić narastający gniew wobec wielkiego kapitału żydowskiego – mam więc tu na myśli wykształconą żydowską klasę średnią, a nie „chałaciarzy”. A zatem Żydzi popełnili ten sam błąd wobec Polaków, który popełnili Polacy wobec Ukraińców. Zagłada elit, dalekie przesunięcie w kierunku zachodnim granic państwowych, radykalna zmiana struktury społecznej – to wszystko zwiastowało pojawienie się po roku 1945 nowego narodu: splebeizowanego i zarazem jednolitego etnicznie, religijnie, kulturowo. Czy utrata Kresów nie stała się jednym ze znaczących czynników wielkiego historycznego zerwania polskiej ciągłości historycznej? Z pewnością to było dla Polaków przesiedlonych ze Wschodu na tak zwane Ziemie Odzyskane doświadczenie traumatyczne. Dodałbym do tego głębokie poczucie niepewności. Osoby przesiedlone cały czas stawiały sobie pytania: czy to już koniec wędrówki? Czy nie zostaniemy przesiedleni na przykład do Czech? Ja to dobrze pamiętam z lat 70. A jeszcze do tego dochodziły spotkania z Niemcami, którzy zostali wysiedleni z Opolszczyzny po jej przyłączeniu do Polski. Oni do nas przyjeżdżali i pytali się: dlaczego te nasze tereny są tak zrujnowane? I narzekali, że zostawili takie piękne domy, a Polacy je zaniedbali. Tylko, że Polacy nie wiedzieli, jak długo tam zostaną. Dopiero moje pokolenie zaczyna czuć, że jest u siebie. Mój ojciec tego poczucia nie ma. A może to jest po prostu niemożliwe. Ta zmiana krajobrazu, zmiana właściwie wszystkiego, sprawiła, że ludzie zostali ogołoceni zarówno z tego, co posiadali materialnie, jak i duchowo... A dlaczego uważasz, że zostali całkowicie pozbawieni tradycji? Przecież pewne zwyczaje wzięli ze sobą, chociażby gotowanie pewnych potraw, spotykanie się całymi rodzinami 99 WYWIAD na obiadach niedzielnych. Takie spotkanie mieliśmy w Jasionie koło Prudnika. Teraz ich już nie ma, bo pokolenie, które pamięta życie na Kresach odchodzi. Ja już takich bliskich kontaktów z kuzynami nie utrzymuję. Ale też jest tak, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi kazał wyjechać z mojej ukochanej Opolszczyzny gdzieś pod Królewiec. Tym niemniej gdybym musiał, to bym wyjechał. Byłby to jednak ból straszliwy, bo w mojej wiosce bliskie jest mi każde drzewo. Te same kwestie mógłbyś zresztą poruszyć w rozmowie z Niemcem, który został wysiedlony z Kłodzka. I ja tych ludzi – chodzi mi o Niemców – doskonale rozumiem. Natomiast nigdy w życiu nie pogodzę się z rewizjonizmem. Polacy nie praktykują rewizjonizmu wobec Ukraińców, więc tym bardziej mają prawo żądać od Niemców, aby takich tendencji się wyzbyli. A jednak uważam, że postacią literacką, która oddaje nasz narodowy charakter jest Kali z „W pustyni i w puszczy”. Sądzę, że Sienkiewicz chciał w postaci Kalego pokazać przeciętnego naszego rodaka. Staś Tarkowski to jednak wykształcony młodzieniec, natomiast Kali to taki chłopek roztropek. Zauważ, że kiedy domagamy się polskich szkół na Litwie, poszanowania praw polskiej mniejszości na Białorusi czy dwujęzycznych nazw w dawnej Galicji Wschodniej, to działa to tylko w jedną stronę. Bo, nie daj Boże, ktoś przy wjeździe do jakiejś miejscowości na Opolszczyźnie postawi tabliczkę z nazwą niemieckojęzyczną, to natychmiast nazwa niemiecka zostaje zamalowana przez „nieznanych sprawców”. Może dlatego, że nas z Kresów brutalnie wyrzucono nie z naszej winy, a Niemcy padli ofiarą własnej agresywnej polityki. W przypadku zwykłego obywatela, który się nie zajmuje polityką, to nie ma znaczenia. Bo on patrzy na swój dom, swoje podwórko, na staw, który jest blisko. Józef Mackiewicz nazywał to patriotyzmem pejzażu... I to ma swoje konkretne przejawy. Babcia mojej żony wywodziła się z niemieckojęzycznej rodziny, której przodkowie w XVIII wieku przybyli z Niemiec na tereny dawnego województwa tarnopolskiego. W roku 1939 wkroczyli tam Sowieci, ale nic się jeszcze nie działo. Kiedy natomiast wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, babcia się wystraszyła i spaliła wszystkie dokumenty, żeby nie zostawić żadnego śladu swojej niemieckości. Natomiast tuż po wojnie spakowała się i z rodziną wyjechała do Niemiec. Tam jednak nie mogła zostać, bo zabrakło dokumentów potwierdzających jej niemieckość. Wróciła więc do Polski i od razu miała wizytę funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Babcia żony to nie jest przypadek odosobniony. Taki był dramat przesiedleńców, niezależnie od tego, jakiej byli narodowości oraz skąd i dokąd byli przesiedlani. Ten patriotyzm pejzażu to właśnie przyjęcie perspektywy zwyczajnych ludzi, którzy padają ofiarą trybów historii. Czy to oznacza, że stawiasz tak naprawdę na emocje i sentymenty? Tak, ponieważ tylko na nich ma sens budowanie naszego stosunku do Kresów. W przeciwnym bowiem razie pozostaje nam historia. A ta podpowiada nam, że Lwów był kiedyś polski, tylko że go nam zabrali. Skoro tak, to dlaczego nie możemy go odzyskać? Takie pytanie nasuwa się, jeśli poddamy się wyłącznie myśleniu historycznemu, a zagubimy sentymenty. A ja mogę tylko odpowiedzieć tyle: jeśli Lwów mamy odebrać, to ja go nie chcę. Rozmawiał: Filip Memches Od redakcji: wywiad oddaje poglądy Pawła Kukiza, niekoniecznie zbieżne ze stanowiskiem redakcji. 100 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI KSIÊGARNIA FUNDACJI Zajmując się historią, promujemy ciekawe książki i czasopisma historyczne. W porozumieniu z autorami i wydawcami rozprowadzamy następujące publikacje: 1. Zeszyty Historyczne WiN-u (także zeszyty archiwalne od numeru 5) oraz Wolność i Niezawisłość w dokumentach (tomy od 2 do 6, tom 6 składa się z 3 części; ceny poszczególnych tomów można sprawdzić na stronie: www.zhwin.pl). 2. Marian Pawełczak: Wspomnienia „Morwy”, żołnierza cc majora „Zapory” (cena 20 zł + koszty wysyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł). 3. Leszek Guz (harcerz Szarych Szeregów): a) Harcerze Szarych Szeregów na Lubelszczyźnie. 1939–1950 (cena 25 zł + koszty wysyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł), b) Harcerskie ślady na ziemi janowskiej i kraśnickiej. 1939-1950 (cena 20 zł + koszty przesyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł. 4. Kwarta. Pismo historyczno-społeczne, dotyczące historii Lubelszczyzny i Kresów RP. Numer 1(2)/2012 (cena 8,90 + koszty wysyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł). 5. O. Zygmunt Kwiatkowski S.J., Mądrzejszy o namiot z wielbłądziej sierści, tom poezji (cena 15 zł + koszt wysyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł). 6. Agresja sowiecka 17 września 1939 roku na Kresach Wschodnich i Lubelszczyźnie. Studia i materiały pod red. Tomasza Rodziewicza (cena 25 zł + koszty wysyłki: list zwykły 2,20 zł, list polecony 3,75 zł) Wysyłka publikacji z pozycji: 1, 4, 5 i 6 realizowana jest po wpłaceniu odpowiedniej kwoty (tj. cena pozycji + odpowiednia wysokość za przesyłkę) na konto Fundacji 34 1540 1144 2015 6416 4838 0001, zaś pozycji 3, 3a i 3b na konto Sigillum (Lublin, ul. Zegadłowicza 5) nr 88 1240 5497 1111 0000 5006 4124 Zmar³a córka mjra "£upaszki" Barbara Szendzielorz. Czeœæ jej Pamiêci! Fundacja Niepodległości wzięła udział w pomocy w zorganizowaniu pochówku Barbary Szendzielorz. Apel o pomoc w zebraniu odpowiedniej kwoty na ten cel (pani Barbara Szendzielorz zmarła w domu pomocy społecznej, a chciała być pochowana w symbolicznym grobie ojca na Powązkach) ogłosiła Fundacja Nasza Solidarność wspólnie z posłanką Beatą Gosiewską. Przyniósł on nadzwyczaj duże efekty. Fundacja ogłosi rozliczenie kosztów związanych z pochówkiem. Nadwyżka zostanie zużyta na upamiętnianie Żołnierzy Wyklętych. Porz¹dki na kwaterze ¿o³nierzy 27. Wo³yñskiej Dywizji Piechoty AK Dwa dni przed świętami wielkanocnymi grupa młodzieży ze Środowiskowego Hufca Pracy przeprowadziła gruntowne porządki na kwaterze żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, położonej na cmentarzu przy Drodze Męczenników Majdanka. Wołyńska kwatera od dwóch lat znajduje się pod opieką hufcowej młodzieży. Wiosenne porządki polegały na zgrabieniu resztek jesiennych liści, oczyszczeniu pomników oraz uporządkowaniu ścieżek. Na koniec zapalono znicze na grobach żołnierzy AK. Jacek Bury Spotkanie Wo³yniaków 22 kwietnia w świetlicy Środowiskowego Hufca Pracy odbyło się coroczne spotkanie wielkanocne lubelskiego Środowiska 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Uroczystość zainaugurowała msza święta w bronowickiej parafii pw. Świętego Krzyża, na której byli obecni przedstawiciele władz miejskich. We mszy, odprawianej 101 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI przez ks. Bogusława Marzędę, wziął udział dawny kapelan żołnierzy z Wołynia ks. kapitan Zbigniew Staszkiewicz. Poczty sztandarowe, zarówno środowiska byłych żołnierzy AK, jak i OHP, prezentowała młodzież ze Środowiskowego Hufca Pracy. Był także poczet sztandarowy Gimnazjum nr 14. Uroczyste rozstrzygniêcie konkursu "Epizody Kresowe" W grudniu 2011 r. Fundacja ogłosiła konkurs „Epizody Kresowe”. Do 31 marca nadesłano 183 prace, wykonane przez 264 uczniów 69 szkół. Najliczniejszą grupę stanowili uczniowie szkół podstawowych: 139 z 31 szkół, którzy przygotowali 105 prac. Z 20 gimnazjów otrzymaliśmy 56 prac przygotowanych przez 102 uczniów, zaś z 17 szkół średnich i 1 wyższej uczelni 23 uczestników przysłało 23 prace konkursowe. Spotkanie wielkanocne W świetlicy ŚHP wszystkich zebranych, ponad 60 gości, powitali: prezes lubelskiego Środowiska 27. WDP AK Eugeniusz Pindych oraz jego zastępca Stanisław Małecki. Wśród witanych był także reprezentant Fundacji Niepodległości. Na początku spotkania wręczono legitymacje nowym członkom. Potem były życzenia świąteczne, dzielenie się jajkiem, zgodnie z tradycją podano też biały barszcz. Młodzież z Hufca, która przygotowała świetlicową salę do wielkanocnej uroczystości, także podczas poczęstunku służyła pomocą. W kuluarach świetlicy można było zakupić książki o historii Wołynia, jak również pierwszy numer „Kwarty”. Kombatanci zbierali podpisy pod aktem erekcyjnym tablicy poświęconej tym Ukraińcom, którzy narażali swoje życie w obronie Polaków na Wołyniu w latach II wojny światowej. Uroczyste odsłonięcie tablicy upamiętniającej ukraińskich bohaterów, do której swoją cegiełkę dorzuciła również Fundacja Niepodległości, nastąpiło 3 maja w jednej z komnat Martyrologium Narodu Polskiego, które znajduje się na terenie sanktuarium Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie-Godowie. Tekst i fot. Jacek Bury 102 Zdobywca pierwszej nagrody w kategorii opracowanie Igor Storożuk z Równego udziela wywiadu ekipie TVP Lublin, fot. Maciej Szymczak Dzięki uprzejmości Wojewody Lubelskiego 23 maja w samo południe w Sali Błękitnej Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego odbyło się zakończenie konkursu. Przybyła młodzież lubelskich szkół, a także czworo laureatów: Igor Storożuk z Równego na Wołyniu, Rozalia Kazienko z Wrocławia, Piotr Materek z Puław i Natalia Sidor z Hrubieszowa. Rozdanie nagród poprzedziły wystąpienia: dra Leona Popka, który mówił o Wołyniu w czasie II wojny światowej i losie mieszkańców wołyńskich miejscowości Ostrówki i Wola Ostrowiecka zamordowanych 30 sierpnia 1943 r. przez upowców; mgra Jacka Burego, który przedstawił 5-letnią już akcję lubelskiej młodzieży porządkującej wołyńskie cmentarze, oraz dra Piotra Gawryszczaka, który przedstawił historię 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Dziękujemy Marszałkowi Województwa Lubelskiego DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI za ufundowanie nagród dla laureatów dwóch pierwszych miejsc (dla uczniów gimnazjów i szkół podstawowych). W poszczególnych kategoriach nagrodzono następujące prace: Kategoria prace plastyczne szko³y podstawowe I miejsce – Wiktor Garbień, klasa IVD, Szkoła Podstawowa im. A. Mickiewicza w Sułkowicach, II miejsce – Natalia Kocielnik, klasa V, Szkoła Podstawowa z oddz. integracyjnym nr 344 w Warszawie, III miejsce – Kamil Florczak, klasa VI, Szkoła Podstawowa nr 19 w Łodzi, IV miejsce – Polina Chudoba, klasa VIID, Woronowo, obwód grodzieński, Białoruś, V miejsce – Natalia Kinga Hałeła, klasa VB, Szkoła Podstawowa w Pieniężnie wyróżnienia Mateusz Frosztęga, klasa IVD, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Sułkowicach, Praca Wiktora Garbienia Kamil Florczak, klasa VI, Szkoła Podstawowa nr 19 w Łodzi, Natalia Sidor, Szkoła Podstawowa nr 1 im. B. Prusa w Hrubieszowie, Marek Krzymowski, klasa V, Szkoła Podstawowa z oddz. integracyjnymi nr 344 w Warszawie, Aleksandra Sornek, klasa IVA, Szkoła Podstawowa nr 6 im. Ks. K. Palicy w Tychach Kategoria opracowanie szko³y podstawowe I miejsce ex aequo – Igor Storożuk z Równego oraz zespół w składzie: Krystian Dobrowolski, Piotr Kosior, Oskar Morawski, Szkoła Podstawowa w Tymowie, II miejsce – Bartosz Jabłoński, Szkoła Podstawowa w Radawnicy, III miejsce – Rozalia Kazienko, Szkoła Podstawowa nr 51 we Wrocławiu wyróżnienia Mateusz Grabar, Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa w Łodzi, Paweł Knap, Szkoła Podstawowa w Rogach Praca Natalii Kocielnik Gimnazja I miejsce – Kacper Gargasiewicz, Gimnazjum nr 1 w Nowej Soli, II miejsce ex aequo – Natalia Włodarczyk, Karolina Wójcik, Sara Antkowicz, Martyna Antkowicz, Jakub Karasek, Michał Wojtkiewicz, Adrian Bielecki, Zespół Szkół Gimnazjum im. A. Mickiewicza w Gałkowie Dużym, oraz Patryk Raczkowski, Gimnazjum im. Polskich Noblistów w Krzyżu Wlkp. 103 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Praca Poliny Chudoby III miejsce – Piotr Materek, Gimnazjum nr 3 im. Polskich Noblistów w Puławach, wyróżnienia Agata Chojowska, Zespół Szkół im. Francesco Nullo w Krzykawie, Gabriela Litwin, Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Horyńcu-Zdroju Szko³y œrednie I miejsce – Piotr Kotecki, klasa IIABL, Zespół Szkół Budowlano-Drzewnych im. Bolesława Chrobrego w Poznaniu, II miejsce – Aldona Kościelak, klasa II LOB, Zespół Szkół nr 2 im. Noblistów Polskich w Choszcznie, III miejsce ex aequo – Szymon Janaszek, klasa IE, LO im. S. Małachowskiego w Płocku oraz Alan Jakman, klasa I, Zespół Szkół Ogólnokształcących w Bielsku-Białej. – przypomniał rolę Konstytucji 3 Maja w historii Polski oraz znaczenie święta Matki Bożej Królowej Polski. Następnie Andrzej Karłowicz z lubelskiego Środowiska 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK opowiedział o rzezi Polaków na Wołyniu i o Ukraińcach, którzy ratowali im życie, sami ginąc z rąk band UPA. Zacytował fragmenty wspomnień p. Sabiny Królikowskiej uratowanej przez Ukrainkę, której bracia byli w UPA. Przypomniał też o dwóch rocznicach: 10. rocznicy poświecenia Oratorium Męczenników Wołynia i 27. WDP AK (3.05. 2002), oraz 10. rocznicy śmierci jej pomysłodawcy i organizatora śp. Leona Karłowicza. Homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Mówiąc o ludobójstwie na Kresach Wschodnich II RP, dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach, Żydach, Czechach i Ormianach, zaakcentował fakt, że mordów dopuścili się także obywatele polscy na obywatelach polskich, w wyniku czego okrutną śmierć poniosło ok. 150 tys. ludzi. Tablica dla Ukraiñców w Ka³kowie-Godowie 3 maja 2012 r. w sanktuarium Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie-Godowie odprawiona została uroczysta msza św. w intencji Polaków pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich II RP. Modlono się również w intencji Ukraińców, którzy nie bacząc na własne bezpieczeństwo, ratowali Polaków. W nabożeństwie koncelebrowanym pod przewodnictwem ks. Andrzeja Wróblewskiego uczestniczył również ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski z Krakowa. Przed mszą św. ks. Czesław Wala – kustosz sanktuarium i wielki przyjaciel Wołyniaków 104 Tablica upamiętniająca ukraińskich bohaterów Po mszy św. wierni wraz z księżmi udali się procesjonalnie, przy dźwiękach orkiestry dętej z Nowin k. Kielc, do Golgoty, gdzie ks. Isakowicz-Zaleski poświęcił tablicę upamiętniającą Ukraińców, którzy ratowali Polaków. Tablica została odsłonięta przez braci Eugeniusza i Antoniego Mariańskich, żołnierzy 27. WDP AK i jej współfundatorów. Tablica powstała również dzięki pomocy DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Fundacji Niepodległości w Lublinie, za co jako spadkobierca tradycji wołyńskich serdecznie dziękuję. Andrzej Karłowicz Fot. Witold Warakomski Blok imprez patriotycznych z okazji œwiêta 3 Maja Inscenizacja historyczna w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja 3 Maja w parku przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie odbyła się impreza, której celem było uczczenie rocznicy uchwalenia pierwszej polskiej Konstytucji. Już przed jej rozpoczęciem, na mszy św. w bronowickim kościele pw. Świętego Krzyża, można było dostrzec postacie jakby przeniesione z czasów Konstytucji. Oto pierwsze rzędy ławek zajęli posłowie Sejmu Wielkiego na czele z sędziwym marszałkiem Stanisławem Małachowskim, królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, carycą Katarzyną II oraz gronem mieszczan i mieszczek. W te historyczne postaci wcielili się radni Lublina oraz przedstawiciele instytucji działających na Bronowicach: Beata Stepaniuk, Maria Rzepecka, Magdalena Zadarska, Adam Głowacz, Zbigniew Targoński, Marcin Pogorzałek, Zbigniew Jurkowski, Wiesław Wójcik. Po mszy św. ten barwny korowód w strojach z epoki udał się wraz z mieszkańcami dzielnicy do parku, gdzie odbyły się zaplanowane uroczystości. Wciągnięcie flagi państwowej na maszt oraz wspólne odśpiewanie hymnu rozpoczęło dalsze świętowanie. Inscenizacja historyczna, przybliżająca zebranym okoliczności uchwalenia Konstytucji 3 Maja, stanowiła atrakcyjną lekcję historii. Były więc patriotyczne gesty marszałka Sejmu Czteroletniego Stanisława Małachowskiego, patetyczne przemowy Ignacego Potockiego, wyniosła mina Katarzyny II oraz warcholstwo anonimowego posła. Finałem inscenizacji był odtańczony wspólnie z widzami polonez. Po burzliwych oklaskach scenę zdominowały chóry: Gloria Victis oraz Chór Dziecięcy ze Szkoły Podstawowej nr 47 w Głusku. W parku można było też oglądać uzbrojenie oraz umundurowanie Wojska Polskiego z czasu II wojny światowej. Ekspozycję przygotowało Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „Wrzesień '39”. Ponadto imprezę organizowały: Dzielnicowy Dom Kultury „Bronowice”, Rada Dzielnicy Bronowice, parafia pw. Świętego Krzyża, Fundacja Niepodległości, Sekcja Pracy Społecznej MOPR nr 12, TST Sokolik, Lubelska Spółdzielnia Socjalna „Koziołek” i Środowiskowy Hufiec Pracy OHP. Młodzież ze świetlicy ŚHP znacznie pomogła w przygotowaniu placu, na którym odbywały się kolejne punkty programu, a potem wzięła udział we wszystkich przygotowanych atrakcjach, które zakończyła degustacja pysznej, wojskowej grochówki. Jacek Bury Fot. Ewa Sołyga, uczestniczka ŚHP 105 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Marsz pamiêci Rotmistrza Witolda Pileckiego w Lublinie W niedzielę 13 maja 2012 r. przypadła 111. rocznica urodzin Rotmistrza Witolda Pileckiego. W całym kraju odbyły się z tej okazji marsze dla uczczenia tego niezwykłego bohatera walk o niepodległość Polski. W Lublinie, po mszy św. w kościele garnizonowym, uczestnicy marszu – w większości młodzież – przeszli na Plac Litewski, gdzie odbył się krótki wiec. Przechodząc ulicami rozdawali przechodniom ulotki opisujące postać Rotmistrza i skandowali „Chwała Rotmistrzowi – bohaterowi!” Do zgromadzonych na Placu Litewskim przemówił prof. Stanisław Wołoszyn, prezes lubelskiego oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, a także przedstawiciele Stowarzyszenia KoLiber (głównego organizatora marszu) oraz lubelskich struktur ONR. Przedstawiciele Fundacji Niepodległości także wzięli udział w marszu. Witold Pilecki urodził się 13 maja 1901 r. w Ołońcu w Rosji, a wychowywał w Wilnie. Pod koniec I wojny światowej wstąpił do oddziałów samoobrony, które przejęły władzę w mieście i broniły go przed bolszewikami. W 1920 r. podczas wojny polsko-bolszewickiej walczył w obronie Warszawy. We wrześniu 1939 r., jako podporucznik rezerwy, uczestniczył w walkach z Niemcami pod Piotrkowem Trybunalskim. W okupowanej stolicy współtworzył konspiracyjną organizację wojskową, Tajną Armię Polską. Aby zdobyć materiały wywiadowcze o tworzonych przez hitlerowców obozach koncentracyjnych, dobrowolnie dał się hitlerowcom uwięzić podczas łapanki w Warszawie. Trafił do Auschwitz. Założył tam wśród więźniów konspiracyjną organizację, przekazywał na zewnątrz informacje o ludobójstwie w obozie. Uciekł z Auschwitz w 1943 r. Walczył w Powstaniu Warszawskim, po upadku powstania trafił do niewoli niemieckiej. Po wojnie wrócił do Polski na osobisty rozkaz gen. Władysława Andersa, by prowadzić działalność wywiadowczą. Został aresztowany przez UB, był torturowany 106 Marsz pamięci Rotmistrza, fot. Maciej Szymczak i w 1948 r. skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano. Miejsce jego pochówku nigdy nie zostało przez władze komunistyczne ujawnione. (Informacja PAP w dniu organizacji marszów rotmistrza). Projekt "Zapora 2012" 16 maja rozpoczęła się w świetlicy Środowiskowego Hufca Pracy realizacja projektu „Zapora 2012”, poświęconego pamięci majora Hieronima Dekutowskiego. Postać majora, zakatowanego po wojnie przez oprawców z UB, żołnierza Września '39, cichociemnego oficera Armii Krajowej, a później organizacji Wolność i Niezawisłość, jest znana młodzieży hufca choćby z poprzednich czterech rajdów poświęconych pamięci „Zapory”. Pierwszą część projektu stanowiła wystawa fotograficznej w świetlicy ŚHP. Na zdjęciach można było obejrzeć majora w różnych okresach życia, w mundurze i w cywilu. Uczestnicy tegorocznego Rajdu Pamięci „Zapory” dojechali do Karczmisk kolejką wąskotorową DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Uzupełnieniem ekspozycji fotograficznej były plansze z informacjami biograficznymi, a także zdjęcia współczesnych miejsc upamiętniających postać tego żołnierza. 17 maja o godzinie 9.00 rozpoczęła się w świetlicy akcja honorowego krwiodawstwa pod hasłem „Oni wczoraj oddali krew, my możemy zrobić to dzisiaj”. Tym razem w akcji wzięło udział ponad dwadzieścia osób. Zebrano 7,2 l krwi. 18 maja rozpoczęła się ostatnia część tryptyku „Zapora 2012”. O godzinie 12.00 z Lublina wyruszyła do Poniatowej grupa 21 osób, by wziąć udział w XI Rajdzie Pamięci im. Hieronima Dekutowskiego. To już piąty raz młodzieży OHP uczestniczyła w tym rajdzie. Na zachował dla siebie, ale na temat historii Poniatowej nie skąpił wiadomości, przepytywany przez młodzież. Następnego dnia o 9.00 byliśmy już na trasie rajdu, kierując wraz z harcerzami ruchem na drodze dojazdowej do stacji kolejki wąskotorowej. Stąd wraz Partyzanckie piosenki w oryginalnym wykonaniu na Rajdzie Pamięci „Zapory” Rajd Pamięci „Zapory” połączył pokolenia miejsce dojechaliśmy o godzinie 14.30 i od razu zabraliśmy się do pracy, tj. przygotowania terenu, na którym miała odbyć się następnego dnia finalna część rajdu – biesiada partyzancka. Część najmłodszych uczestników eskapady zgrabiła skoszoną trawę i stare liście, natomiast starsza młodzież pozbijała z drewnianych pni i desek solidne ławy i stoły dla ponad 90 osób. Teraz dopiero hufcowa młodzież zajęła się rozbijaniem własnego obozowiska. Część osób miała przenocować w namiotach, część w prawdziwym bunkrze zaadaptowanym do warunków mieszkalnych. Wieczorem organizatorzy dowieźli na teren obozowiska herbatę, której skład p. Edward Stanek, lokalny aptekarz i komandor rajdu, ze wszystkimi gośćmi wyruszyliśmy kolejką do Karczmisk. Prawie godzinny przejazd wśród urokliwej scenerii dostarczył kojących uczuć. W Karczmiskach wzięliśmy udział we mszy św. sprawowanej przez ks. Leona Pietronia, poprzedzonej wykładem Stanisława Wójtowicza na temat działań Polskich Sił Zbrojnych w czasie II wojny światowej. Następnie przemawiał senator Stanisław Gogacz, poseł Jarosław Żaczek, starosta opolski Zenon Rodzik, a żołnierze „Zapory” odśpiewali „Marsz Zapory”. Powrót do Poniatowej miał jeszcze dodatkową atrakcję: minipokaz pirotechniczny. A potem wróciliśmy do obowiązków, kierując, także z harcerzami, ruchem dojazdowym na teren polany, gdzie poprzedniego dnia przygotowywaliśmy partyzanckie ognisko. Wśród gawęd o dawnych czasach i pieśni partyzanckich czas szybko mijał. Znów mogliśmy usiąść razem z mjr. M. Pawełczakiem, ps. „Morwa”, jednym z ostatnich żyjących żołnierzy mjr. Dekutowskiego i posłuchać jego opowieści. A w powrotnej drodze, podobnie jak przed dwoma laty, śpiewaliśmy wspólnie z p. Rejniewicz, którą do chrztu trzymał mjr Dekutowski. Opuszczając Poniatową, umówiliśmy się już z organizatorami na kolejny rajd. Jacek Bury Fot. Maciej Szymczak 107 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Ostrówki 2012 - pierwszy obóz Od 27 kwietnia do 2 maja grupa wolontariuszy pod dowództwem dra Leona Popka przebywała na terenie przedwojennej, dziś już nieistniejącej, wołyńskiej miejscowości Ostrówki. Przez tych kilka upalnych dni przeprowadziliśmy szereg prac porządkowych na terenie trzech polskich cmentarzy: Luboml, Janowiec i Ostrówki, położonych w odległości 20 kilometrów od granicy. Głównym powodem przyjazdu do Ostrówek był transport, a potem montaż na cokole 200-kilogramowej figury Matki Boskiej ufundowanej przez lubelski oddział Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”. Dzień wcześniej organizatorzy obozu spotkali w jednym z lubelskich sklepów, zafrasowanych: prezesa lubelskiego „Civitas Christiana” Marka Korycińskiego oraz dyrektora Marcina Sułka. Opakować szczelnie dość ciężką, mierzącą 160 cm figurę nie było łatwo, ale udało się. Nam również udało się bezpiecznie przewieźć ją przez granicę, na której, o dziwo! było całkiem pusto. Anatol Sulik – opiekun miejsc pamięci narodowej na Wołyniu, Ostrówki 2012 r. Już w samych Ostrówkach rozbijamy błyskawicznie obóz, dzieląc zadania: jedni wyładowują prowiant, narzędzia oraz bagaże, drudzy kopią fundament pod figurę Matki Boskiej, trzeci przygotowują obozowisko do funkcjonowania w warunkach polowych. Jeszcze tego samego dnia mamy do dyspozycji palenisko, kabinę prysznicową, dwa stoły, 108 kilka ławek, lodówkę i osiem namiotów mających pomieścić 14 uczestników eskapady. I tylko namioty i palenisko są tymi elementami cywilizacji, które zabraliśmy z domów – resztę zobaczcie na fotografiach na stronie www.fundacjaniepodleglosci.pl. Bo czyż nie warto zamienić choćby na chwilę żyrandola na świecę, dywanu na mech, a czatu na dialog? Jeszcze pierwszego dnia udaje się zakończyć budowę małego pomnika w Lubomlu, gdzie pracują Anatol Sulik, opiekun miejsc pamięci narodowej z Kowla wraz z Witoldem Warakomskim, wnukiem ostatniego starosty lubomelskiego. Pomnik, postawiony na prośbę rodziny, upamiętnia Polaków z pobliskich Kątów zamordowanych w sierpniu 1943 roku, tuż przed eksterminacją Ostrówek i Woli Ostrowieckiej, przez tę samą bandę morderców z Ukraińskiej Powstańczej Armii (kureń Łysoho). Na pomniku imiona pięciu osób z rodziny Macegoniuków... Wieczorem siadamy przy ognisku. Kolacja, pogawędka, a potem władzę nad obozem przejmują śpiewający uczestnicy wyprawy. Prym wiodą: Anatol, tym razem bez nieodłącznej harmonijki, i Piotr Gawryszczak, wiceprezes Fundacji Niepodległości. Nikt tak nie śpiewa wołyńskich pieśni jak Anatol i nikt tak nie zna tekstów Jacka Kaczmarskiego jak Piotr. Reszcie pozostaje dołączać się w tych fragmentach wokaliz, które zdają się być znajome. Jeszcze nie zmęczeni, ale powoli senni udajemy się na spoczynek. Drugiego dnia tuż po śniadaniu ruszamy do działań. Dziewczyny: Dorota Jurkowska, Weronika Gągała i Agata Stańczyk-Cegiełka malują drewnochronem krzyże – 77 sztuk. Te krzyże ufundował w poprzednim roku gubernator wołyński Borys Kłymczuk. W roku 2011 zostały także wkopane na terenie cmentarza w Ostrówkach. Wykopywaniem i przenoszeniem wysokich, ponad półtorametrowych, ciężkich, dębowych krzyży zajął się Piotr Gawryszczak. Z kolei Małgosia Bryła walczy z wszędobylskimi na ostrowieckim cmentarzu chwastami. Najliczniejsza grupa obozowiczów została rzucona do pracy w centralnej części cmentarza przy wylewaniu fundamentów pod figurę Matki DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Boskiej. Dyryguje Anatol, wspiera go Krzysztof Giedz, Tomasz Kępa, syn Edward, który także jest z nami od początku obozu, oraz Witek. Pracy jest aż nadto: dowozić kamienie oraz piasek, przygotować zbrojenie z drutów, robić zaprawę cementową mieszaną ręcznie, a następnie równomiernie ją wylewać to nasze zadanie na ten dzień. I wszystko to w skwarze i kurzu. I nikt się nie skarży, wręcz przeciwnie, humory dopisują. Ot choćby jak w sytuacji, gdy trzech kolegów siada na ławce, by chwilę odpocząć, a czwarty komentuje ten obraz głośno: zawodnicy sumo z trenerem. Tego dnia dyżur w kuchni pełni Jerzy Drąg, co owocuje pycha obiadem: klopsiki i gołąbki do wyboru, z ziemniakami i sałatką ze świeżych ogórków. Po obiedzie Leon zarządza upał, nie protestujemy, cóż nam pozostało – robimy sjestę. Tak będzie każdego dnia, słońce staje się w porze obiadowej nie do zniesienia i trzygodzinna przerwa pozwala rozsądnie szafować siłami. Tego dnia zauważamy brak komarów, które podczas wcześniejszych eskapad na ostrowieckie biwaki były prawdziwą zmorą. Inny brak, który spostrzegliśmy jeszcze wczoraj, jest smutnym proroctwem, oby mylnym: na niedokończonym pomniku ofiar rzezi w Ostrówkach brak orła z mosiądzu. Puste otwory w centralnej części krzyża – tyle zostało z polskiego godła... Wieczorem nieoczekiwanie pojawiają się goście... To wycieczka z Łodzi, a pośród wycieczkowiczów rozpoznajemy znajome twarze: komendanta letniego obozu harcerskiego w Kostiuchnówce, Jarosława Góreckiego, który gości naszą grupę od kilku lat na terenie swojego obozu, jego żonę, druhnę Małgosię oraz zastępcę, Marcina Szmaję, a także osoby poznane w ubiegłym roku podczas otwarcia polskiego schroniska w Kostiuchnówce (w budynku przedwojennej polskiej szkoły): komendantkę Chorągwi Łódzkiej ZHP Ewę Grabarczyk oraz Wojewodę Łódzkiego panią Jolantę Chełmińską. Po wylewnych powitaniach Leon prowadzi gości pod pomnik upamiętniający ofiary UPA – mieszkańców wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka, zamordowanych tu 30 sierpnia 1943 roku. Pomnik wciąż jeszcze niedokończony – brak na nim tablic z nazwiskami pomordowanych i wspomnianego godła. Na prośbę łódzkich wycieczkowiczów Leon opowiada dzieje obu polskich wsi, od ich początków sięgających czasów Władysława Jagiełły aż po ów tragiczny, ostatni dzień sierpnia, będący faktycznie ostatnim dniem w historii obu wiosek. Wywołane przez Leona obrazy – relacje ocalałych z rzezi, które sam zbierał – zastygają w powietrzu. Opowiadane tu, na miejscu tragedii, w scenerii zachodu słońca kłują bezradnym pytaniem: dlaczego?! Pozazdrościłem wtedy psu, że umie wyrażać swoje uczucia wyciem. Ja, zamknięty w cywilizacyjnym gorsecie, pozostałem niemy i milczący... Kolejny dzień naszego pobytu na Wołyniu – niedziela. Prawie całą grupą udajemy się do Lubomla. Niestety, nie wszyscy mogą wziąć udział w tej eskapadzie, kilka osób musi zostać w obozie. Mimo że spotykamy się na co dzień z życzliwością mieszkańców pobliskiej wsi Borowe (przynoszą nam m.in. świeże mleko), to dla porządku pozostawiamy czwórkę dyżurnych, którzy mają też przygotować obiad. Po drodze odwiedzamy lokalnego wójta, Wołodymyra Kryżuka, który złoży nam później krótką rewizytę. A potem ruszamy na trasę. Cel pierwszy – lubomelski cmentarz, stara polska nekropolia, której początki sięgają końca XVIII wieku. Miejsce ostatniego spoczynku przedstawicieli magnackiej rodziny Branickich, lubomelskich mieszczan, ale przede wszystkim okolicznych chłopów. Prawdopodobnie na tym cmentarzu została pochowana babcia wybitnego polskiego pisarza Bolesława Prusa, która do śmierci mieszkała w rodzinnym majątku Maszowie, należącym do lubomelskiej parafii. Cmentarzem od 2009 roku opiekuje się grupa młodzieży i wolontariuszy z Lublina, która rokrocznie podczas wakacyjnego obozu wędrownego po Wołyniu pracuje tu przez kilka dni. Dzisiaj więc teren ten przypomina cmentarz. Ale wystarczy sięgnąć pamięcią w nieodległą przeszłość, by przywołać obrazy z pierwszej wizyty na tej nekropolii (lipiec 2009 roku), gdy podczas letniego rekonesansu z Leonem i Anatolem zastanawialiśmy się nad podjęciem prac na kolejnych cmentarzach. I stojąc tuż przy tym lubomelskim, zupełnie go nie dostrzegłem. 109 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Jak to możliwe, nie zobaczyć długiego na 155 metrów i szerokiego na ponad 110 metrów cmentarza? Od czasu II wojny światowej teren cmentarza systematycznie porastał roślinnością. W latach 50. płyty nagrobne zostały częściowo rozszabrowane przez miejscową ludność na materiał budowlany, a w rogu cmentarza, przy ulicy, przed wojną Chełmskiej, obecnie Drużby, przez pewien czas było nawet wysypisko śmieci. Zresztą pracując na samym cmentarzu w ciągu ostatnich lat natykaliśmy się na szkielety zakopywanych tu zwierząt, np. konia czy psa. Wystarczyło pół wieku, żeby poukładany świat przedwojennych nagrobków zamienił się w powojenny chaos gęstniejącego lasu... A dzisiaj? – zobaczcie po prostu zdjęcia na stronie www. fundacjaniepodleglosci.pl. W Lubomlu poznajemy nowego proboszcza parafii pw. Świętej Trójcy, księdza Walentego Rolingera. Proboszcz jest nowy, za to parafia wiekowa – w tym roku będzie obchodzić 600-lecie! Powstała w roku 1412, kiedy to król Władysław Jagiełło ufundował murowaną świątynię nawiązującą architektonicznie do dominującego w tej epoce gotyku. Na przestrzeni kolejnych wieków trawiona przez pożary, reanimowana przez kolejnych architektów, na początku XVII wieku otrzymała barokowy sztafaż. Obok kościoła w roku 1640 powstała dzwonnica, również zachowana do dziś. W 1791 roku parafia liczyła 2348 wiernych i należało do niej miasto Luboml oraz okoliczne wsie i przysiółki (ogółem 31 miejscowości). W tym czasie zmarłych grzebano, zgodnie z ówczesną tradycją, na niewielkim przykościelnym cmentarzyku. I dopiero zasady wynikające z ducha nowej, oświeceniowej epoki nakazały przenieść cmentarz grzebalny poza miasto. Tak też powstało nowe miejsce pochówku dla wiernych z parafii Świętej Trójcy w Lubomlu, wspomniany cmentarz przy ulicy Drużby. Przy cmentarzu spotykamy znajomych, młodych Ukraińców. Podczas wakacyjnych obozów towarzyszą nam podczas porządkowania tutejszego cmentarza. Czasem popracują, czasem pograją w piłkę na pobliskim boisku z polskimi rówieśnikami, zawsze chętnie porozmawiają z polskimi dziewczętami. 110 Przed kościołem spotykamy wycieczkę z Krakowa. Kolejni Polacy na tej do niedawna bezludnej wyspie polskości. Wołyń, kraina tak okrutnie doświadczona przez historię, zdaje się wracać do polskiej zbiorowej pamięci. To cieszy. Po mszy św. historię lubomelskiego kościoła opowiada nam Anatol, ochrzczony w tej świątyni. Przyjrzyjcie się fotografiom (na stronie www.fundacjaniepodleglosci.pl ) wnętrza kościoła, a dostrzeżecie wyraźne zniszczenia na ścianach. To ślady komunizmu, skutek przechowywania w kościele nawozów rolniczych, gdy ze świątyni zrobiono magazyn. Dlatego dziś kościół w Lubomlu wymaga wielu prac remontowych. Ruszamy dalej. Najpierw nad nieodległe jezioro Wielkie Czarne, a potem, po zażyciu kąpieli, na poszukiwanie pewnego mitycznego niemal wzgórza – Góry Kościuszki. Leży ona w Lasach Szackich, w pobliżu wsi Adamczuki, 30 kilometrów na północ od Szacka. Po zasięgnięciu języka u okolicznych mieszkańców i prowadzeni niezawodnym instynktem tropicielskim Anatola, docieramy na miejsce. Położona w kącie świata (nie znajdziecie jej na żadnej mapie) i zapomniana góra, której nawet nazwa jest niewiadomego pochodzenia, warta jest wysiłku, by ją odnaleźć. Legenda głosi, że był na niej naczelnik Kościuszko, ale być może to tylko echo dawnych opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Po wejściu na szczyt (niewiele ponad 100 metrów) odpoczywamy chwilę. Grzbiet góry porasta sosnowy las. Schodzimy stromym zboczem, z drugiej strony natykając się na urokliwe jeziorko położone w naturalnej niecce okolonej zielenią i ciszą. Sielski obrazek. Tak musiał wyglądać raj Adama i Ewy... W powrotnej drodze zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy anonimowym grobie położonym przy drodze Luboml – Szack, w pobliżu wsi Położewo. To grób porucznika Jacka Tomaszewskiego z oddziału KOP (szwadron Bystrzyca) gen. W. Orlika Ruckemanna. Tu poległ we wrześniu `39 roku i tu spoczywa do dziś. Wracamy do obozu, gdzie czeka na nas gość z Ukrainy, Ołeksy Złotohorskij, zawiadujący firmą archeologiczną specjalizującą się m.in. w ekshumacjach. Ta firma (Wołynski Starożytnosti) ma wesprzeć DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI polską ekipę przy poszukiwaniach masowej mogiły polskich ofiar UPA, pochowanych na terenie wsi Ostrówki, w gospodarstwie Suszków, jej przedwojennych mieszkańców. Pana Ołeksego i towarzyszącego mu kierowcę podejmujemy kolacją. I już pora na codzienne ognisko i pogawędki przy nim. Z tego wieczoru pozostanie mi w głowie cudny dialog. Leon, zainteresowany tajnikami warsztatu literackiego Anatola, zapytał: – Ty masz Anatol taką łatwość pisania, taką lekkość pióra, ty pewnie przy jednym piwie potrafisz i z pięć stron tekstu od ręki napisać...? – Eee, czasem to lepiej przy ćwiartce idzie... – odpowiedział Anatol ze swadą. Uczestnicy obozu przy nowej figurze Matki Boskiej Ostrowieckiej Kolejny – czwarty dzień obozu rozpoczynamy od prac przy budowie postumentu, na którym stanie figurka Matki Boskiej przywieziona z Lublina. Dziewczyny biorą się do malowania cmentarnych nagrobków, w sumie pomalują dwadzieścia. Zdzisław z Dorotą wyjeżdżają na cały dzień. Ich kierunek to Jankowce i Luboml, gdzie przeprowadzą gruntowne opryski, które mają zahamować plewienie się chwastów. Zaopatrzeni w prowiant, wrócą dopiero wieczorem na kolację. Tego dnia udaje się zbudować wysoki na dwa metry postument, uzbrojony w żelazne pręty, wzmocniony kamieniami, solidny. Nie bez znaczenia dla obozowej higieny będzie druga powstała tego dnia budowla. Krzysztof z Edkiem wznieśli tamę na pobliskiej rzeczce, co sprawi, że przybędzie nam kolejny element cywilizacji – naturalne jacuzzi. I znajdą się tacy, co będą tam zażywać niekończących się, nudnych kąpieli. Wieczorem, jak zwykle, przychodzą na cmentarz okoliczni mieszkańcy: popatrzeć, zamienić słowo, albo po prostu pomodlić się. My mamy swoją teorię: przychodzą, żeby zobaczyć grafa Warakomskiego (a może i dostać od niego autograf), wnuka ostatniego starosty lubomelskiego i naturalnego dziedzica okolicznych ziem. Witold ze spokojem znosi nasze uwagi, od czasu do czasu rzucając tylko z nonszalanckim grymasem: bo batożyć każę wieczorem. Jak graf to graf i na przestrzeni dwóch tylko pokoleń geny nie zdążyły jeszcze pozbawić go wielkopańskiej buty i zaszczepić demokratycznego obycia. Tego wieczoru dołącza do nas tato Doroty – Jerzy, wraz ze swoimi ukraińskimi znajomymi, więc kolacja i pogawędka naturalnie się przedłużają. A i repertuar pieśni staje się bogatszy o kilka godzin. Anatol jest w swoim żywiole, śpiewa, gra i stepuje, każdą wykonywaną przez siebie pieśń obudowując sugestywną pantomimą. Amerykanie mówią o takim występie: one man show. I to oddaje ducha tamtej nocy. Dzień piąty to przede wszystkim finalizacja rozpoczętych prac. Dziewczyny wracają do malowania. Tym razem z drabiną i towarzyszącym im Edkiem udają się na miejsce dawnej wsi Ostrówki. To tu trzeba pomalować figurkę Matki Boskiej Ostrowieckiej, stojącą w tym samym miejscu co przed laty. A po drugiej stronie drogi, przebiegającej kiedyś przez rojną wieś – krzyż. Ten krzyż to memento tamtego sierpniowego, tragicznego dnia. Samotny, pośród wysokiej trawy, anonimowy. W 1943 roku znajdowało się w tym miejscu gospodarstwo Jana Trusiuka. W jego obrębie mordercy spod znaku UPA zakopali ciała 82 ofiar. Ich szczątki ekshumowano w roku 1992 i pochowano na ostrowieckim cmentarzu. U stóp samotnego krzyża – irysy, 111 DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI tylko one przetrwały w Ostrówkach gehennę upowskiej pożogi. Owego feralnego sierpnia 1943 roku kościół ostrowiecki został spalony, natomiast figurka Matki Boskiej zaginęła. Odnaleziono ją w latach 90. i umieszczono tam, gdzie stała przed wojną, tj. przed kościołem. Figurka była wprawdzie pozbawiona głowy i rąk, ale ta kaleka sylwetka pogłębiała symbolikę miejsca. Była niemym świadkiem tamtych tragicznych wydarzeń. W tym roku zdjęto ją z postumentu, stawiając u jego stóp, na nim zaś umieszczono nową, nieskazitelną figurkę – dar gubernatora wołyńskiego... Dziewczyny kończą swoją pracę późnym wieczorem. Tego dnia, podobnie jak kilka dni wcześniej, odwiedza nas tutejszy dzielnicowy. Pyta o warunki bytowe, bezpieczeństwo i termin wyjazdu. Ta życzliwość władz, począwszy od lokalnego stróża prawa przez wójta aż po gubernatora, to echa dwudziestu lat eksploracji Wołynia przez Leona i Anatola. Wszyscy ich tu znają, szanują i częstują. To między innymi dlatego urocze pseudo Anatola – Duch Polesia – brzmi niekiedy w ustach zazdrośników jak: chuch Polesia. wyprężonych na baczność szeregach obozowiczów. A potem siadamy do ostatniej już kolacji. Jutro czeka nas najtrudniejsze zadanie: wciągnięcie 200-kilogramowej figury Matki Boskiej na dwumetrowy postument. Pierwsze prace zostały już poczynione: przede wszystkim przygotowano drewniane części rusztowania ustawione w kształt trójnogu, u którego szczytu zainstalujemy bloczek używany powszechnie na budowach do wciągania na górę materiałów budowlanych. Rankiem jesteśmy już wszyscy na nogach. Kończymy sprawnie budowę trójkątnego rusztowania i owijamy pasami i linami figurkę Matki Boskiej. Jeszcze tylko kilka szarpnięć i powoli wciągamy posążek na postument. Udało się. I w sumie bez strat, nie licząc lekko nadłamanego małego palca prawej ręki... Matki Boskiej, który od razu sklejamy. Cóż jeszcze? Zwijamy obóz, robimy ostatnie zdjęcia i… planujemy kolejny biwak. Na koniec żegnamy się z Anatolem i Edkiem, którzy wracają do Kowla. My kierujemy się w stronę Jagodzina. Granicę przekroczyliśmy błyskawicznie, między innymi dzięki glejtowi otrzymanemu z polskiego Konsulatu w Łucku, za co składamy niniejszym serdeczne podziękowanie na ręce pana konsula Marka Martinka. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w Chełmie u państwa Giedzów. Pani domu, żona Krzysztofa, Teresa podejmuje nas po królewsku, a domowa kolacja po seryjnych posiłkach z konserw smakuje podwójnie. Późnym wieczorem docieramy do Lublina. Zmęczeni, opaleni i... zadowoleni. Niewiele jest bowiem tego rodzaju satysfakcji, które godzą intensywny wysiłek z poczuciem kojącej duszę dumy. Jacek Bury, Fot. Dorota Jurkowska & Jacek Bury Krzyż misyjny i nowa figura Matki Boskiej Ostrowieckiej ufundowana przez gubernatora Wołynia Borysa Kłymczuka Tego dnia wieczorem odbywa się także rytualna uroczystość powrotu tego skrawka wołyńskiej ziemi do macierzy. Krzysztof wciąga strzępek polskiej flagi na maszt przy 112 Zainteresowanych historią Ostrówek i Woli Ostrowieckiej, tamtejszej parafii i cmentarza odsyłam do książki dra Leona Popka, Ostrówki. Wołyńskie ludobójstwo, do której sięgałem pisząc ten tekst. Fundacja Niepodległości współfinansowała i współorganizowała obóz w Ostrówkach, a członkowie Zarządu Fundacji oraz jej Rady Programowej wzięli czynny udział w pracach. DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI Rocznica zdobycia Monte Cassino 18 maja przypadała 68. rocznica zdobycia klasztoru Monte Cassino przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, dowodzonego przez generała Władysława Andersa. Bohaterstwo i poświęcenie żołnierzy 3. Dywizji Strzelców Karpackich oraz 5. Dywizji Kresowej umożliwiły aliantom przełamanie niemieckich umocnień we Włoszech, które przez wiele miesięcy blokowały drogę do wyzwolenia Rzymu. Na polskim cmentarzu wojskowym pod Monte Cassino umieszczony jest napis: Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni jej służbie. Fundacja Niepodległości, mająca swoje biuro w Lublinie przy ul. Bohaterów Monte Cassino, postanowiła zawiesić na fasadzie swej siedziby baner na cześć tego wydarzenia. Fot. Przemysław Jaśkiewicz 63. rocznica œmierci kpt. Zdzis³awa Broñskiego "Uskoka" 21 maja w kościele pw. Św. Anny w Kijanach odprawiona została msza święta w 63. rocznicę śmierci kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”. Ten bohater Lubelszczyzny poświęcił swe życie dla Wolnej i Niezawisłej Polski. Brał udział w wojnie obronnej 1939 r., walczył z niemieckim okupantem, m.in. w 8 pp. AK, a także wspólnie z żołnierzami 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Po rozbrojeniu tej jednostki i aresztowaniu jej dowódców w lipcu 1944 przez Armię Czerwoną, „Uskok” podjął dalszą walkę. Z nowym komunistycznym okupantem kpt. Broński walczył w zgrupowaniu mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. 21 maja 1949 r. kpt. Broński „Uskok”, przebywający w bunkrze ulokowanym pod stodołą państwa Lisowskich w Dębówce-Nowogrodzie, został osaczony przez siły UB i KBW. Zginął od wybuchu granatu. Nad symbolicznym grobem kpt. „Uskoka” na cmentarzu w Kijanach przemawiał jego syn – Adam Broński, fot. Maciej Szymczak Po mszy św. jej uczestnicy wysłuchali prelekcji dra Piotra Gawryszczaka o kapitanie Brońskim, po czym na cmentarzu parafialnym na symbolicznej mogile „Uskoka” oraz przy pomniku w miejscu jego śmierci w Nowodworze złożyli kwiaty i zapalili znicze pamięci. Niewolnictwo pieśń Andrzeja Kołakowskiego do wiersza Zdzisława Brońskiego „Uskoka” A kto chce być sługą, niechaj sobie żyje, Niechaj sobie powróz ukręci na szyję. Niechaj swoją wolę na wieki okiełza. Pan jest niedaleko, niech do niego pełza... Niechaj jak pies wierny czołga się bez końca Za żydowskim biczem, który go potrąca I najpierw głaskany, a potem wzgardzony, Niechaj bolszewikom wybija pokłony. A kto chce być wolnym i prawe ma serce, Niech walczy, niech cierpi, choćby w poniewierce. Niech ducha pokrzepi myślą o przyszłości Niech czoła nie zniża w podłej służalczości. http://www.youtube.com/embed/otqYM2fHXV8 P.G. 113 RECENZJA Nowa seria publikacji - poezja M¹drzejszy o namiot z wielb³¹dziej sierœci W marcu wśród wydawnictw Fundacji Niepodległości ukazała się pozycja zapoczątkowująca serię publikacji literackich. Jest to tomik poezji zatytułowany Mądrzejszy o namiot z wielbłądziej sierści. Jego autor – o. Zygmunt Kwiatkowski, jezuita – był w końcu lat 70. i na początku 80. znanym w środowisku studenckim Lublina duszpasterzem. O. Zygmunt był aktywnym uczestnikiem wydarzeń przełomu lat 80. – powstawania „Solidarności” oraz niezależnego ruchu studenckiego, a później także stanu wojennego. W 1983 r. na polecenie przełożonych wyjechał na Bliski Wschód. Zaangażowanie w pracę duszpasterską w okresie najsilniejszych emocji politycznych i trudnych doświadczeń ustąpiło posłuszeństwu zakonnemu i przybrało inny kształt. Już w czasach, kiedy był związany ze środowiskiem akademickim, studenci dwukrotnie opublikowali tomiki jego wierszy metodą powielaczową. Wiersze prezentowane w obecnie wydanym tomiku stanowią refleksję egzystencjalną o zwykłych ludzkich doświadczeniach. Autor ogląda codzienne zdarzenia przez pryzmat filozofii, a przede wszystkim wiary. Zwięzła i dynamiczna forma opisu wydarzeń oraz lakoniczność refleksji sprawiają, że przesłanie autora jest czytelne i sugestywne. Tomik podzielony jest na kilka cykli, opatrzonych hasłami zaczerpniętymi z wierszy najpełniej akcentujących temat z kręgu zainteresowań autora. Rozważania dotyczą tajemnic wiary, a więc Boga ukrytego, doświadczenia sacrum, świętości codziennego życia i wizji wieczności. Osobny cykl stanowią pytania, które często nie znajdują prostej odpowiedzi lub są wyrazem niezgody na rzeczywistość. Są też wyrazem podziwu dla ewangelicznych prawd, które dokonują się tak zwyczajnie. Ale jest też cykl zawierający myśli o współczesnych apokaliptycznych zagrożeniach czyhających na człowieka, które często sam sobie zbudował. W czasach, kiedy rozchwiały się wartości, upada ład moralny, słowa tracą swoje właściwe znaczenie, a dwuznaczność stała się obowiązującą formą zaistnienia publicznego, słowo poetyckie o. Zygmunta jest przypomnieniem o prawdzie, jedności, miłości, Pełni, która dla ludzi wierzących jest kwintesencją, ale też niewierzącym przynosi pokój i homeostazę. Co może uchronić człowieka przed zagrożeniami, których często sam jest twórcą? Szukając ochrony przed tym, co dzisiaj zatrważa, autor sięga po to, co jest niezawodne. A więc stałość i nienaruszalność wartości budujących relacje między ludźmi, wspierających człowieka w jego wzrastaniu duchowym. W korespondencji ze swoimi byłymi studentami sprzed 30 lat o. Zygmunt tak napisał o propozycji wydania wyboru swoich wierszy: Tomik poezji? Może choć trochę będzie świadectwem, 114 RECENZJA że nie tylko „żyjemy”, ale że „wędrujemy” przez pustynię życia do Ziemi Obiecanej. Zatrzymujemy się w oazach, które są cudami skrytymi w szarej codzienności. Należą do nich w pierwszym rzędzie wszystkie ożywcze spotkania i różne dobre zaangażowania, niektóre bez nazwy, bez etykiety, niemal nieświadome siebie samych, że są dobre i że można je w spisie dóbr umieścić. W ten sposób rodzi się również solidarność pomiędzy członkami karawany zmierzającej do Pełni Życia i proponowana jest im w sposób praktyczny inna, alternatywna kultura życia prostego, które się cieszy z tego co niezbędne, z tego co konieczne, z chleba powszedniego, nie goniąc za ułudnymi fantazjami wielkiej konsumpcji, podporządkowując temu mitowi wszystko, włącznie z własnym człowieczeństwem i własnym szczęściem, chlubiąc się tylko jego szyldem, podrasowanym medialnie nieraz do monstrualnych rozmiarów, aby za tym medialnym mon- Autor tomiku poezji Mądrzejszy o namiot z wielstrum ukryć własną nędzę i aby na ten szyld nabrać następne rzesze błądziej sierści o. Zygmunt ofiar. Tomik ten to również powrót do naszych wspólnych, lubelskich Kwiatkowski SJ korzeni z czasów wielkiej przemiany, świadectwo tego, skąd wyszliśmy i tego, że ciągle istniejemy, i nie tylko istniejemy, ale jesteśmy jeszcze, pomimo wszystko, nadzieją dla samych siebie i to jest najważniejsze. Bo tylko tam, gdzie jest nadzieja, rodzi się dobro i tylko tam, gdzie jest nadzieja, może się ono zakorzenić i mnożyć.... Anna Tchórzewska Oto jestem. Koœció³ na Wschodzie o powo³aniu Wydawnictwo „Biblos” wydało w maju br. kolejną książkę z serii Oto jestem. Autorem tej publikacji, podobnie jak i całej serii, jest Kajetan Rajski, spod którego pióra wyszło już wiele książek oraz artykułów poruszających zagadnienia związane z wychowaniem chrześcijańskim i z nową ewangelizacją. Najnowsza publikacja znanego krakowskiego licealisty zawiera świadectwa kapłanów, a także osób konsekrowanych, podejmujących dzieło misyjne w krajach byłego Związku Radzieckiego. Kajetan Rajski dotarł do kapłanów i sióstr zakonnych, którzy głoszą Chrystusa na terenach dotkniętych duchowym głodem, który jest skutkiem trwającej całe dziesięciolecia dyktatury państwowego ateizmu w jego najbardziej wrogiej dla chrześcijaństwa formie, jaką był ludobójczy komunizm marksistowski. Najnowsza historia krajów, które w XX wieku doświadczyły okrucieństw sowieckiej okupacji, jest kolejnym potwierdzeniem faktu, że każdy system, który walczy z Bogiem objawionym w Biblii i w Jezusie Chrystusie, walczy też z człowiekiem i staje się systemem zbrodniczym. W słowie wprowadzenia ks. bp Wiesław Lechowicz, delegat Komisji Episkopatu Polski ds. Powołań, napisał: „Powołanie” i „duszpasterstwo” – to dwa kluczowe słowa określające istotę i działalność Kościoła. Dzięki tym dwóm wymiarom wspólnota uczniów Chrystusa może się nieustannie odradzać i wychodzić naprzeciw wyzwaniom niesionym wraz ze zmieniającym się obliczem świata. Charakterystyczną dla współczesnych czasów rysą na owym obliczu jest zjawisko, które można zdefiniować jako „kultura antypowołaniowa”. Akcentowana przez nią wolność, autonomia oraz samowystarczalność młodego człowieka stanowi poważną przeszkodę w podejmowaniu trwałych 115 RECENZJA decyzji, które wyznaczają tor ludzkiego życia i których skutki sięgają daleko w przyszłość. Konsekwencją tego jest realny spadek liczby młodych ludzi, zarówno dziewczyn jak i chłopców, którzy decydują się pójść za odkrytym w sercu głosem powołania. Brakuje im niejednokrotnie odwagi, aby stawić czoło przeciwnościom, a nawet postawom zdeklarowanej wrogości wobec tego stylu życia. Te negatywne zjawiska społeczno-kulturowe zachodzące we współczesnym świecie nie oznaczają jednak, że głos Powołującego nie rozbrzmiewa już z taką siłą jak niegdyś, lub, że ręka boskiego Siewcy przestała rzucać ziarno powołania na glebę wybranych ludzkich serc. Przyczyna tkwi często we „współczesnych cierniach” rozmaitych uwikłań młodego człowieka, w zagłuszonej hałasem i zdominowanej przez setki ofert przestrzeni jego życia. Tym bardziej zatem cenne, a niejednokrotnie decydujące dla młodego człowieka w odkryciu i przyjęciu Bożego powołania jest bezpośrednie zetknięcie się ze świadectwem życia chrześcijańskiego, w tym kapłańskiego i zakonnego, które w dosłownym rozumieniu jest atrakcyjne, to znaczy pociągające i zachęcające do naśladowania. Przykład „udanych powołań”, przeżywanych z wiarą i odwagą, stanowi mocną przeciwwagę dla postaw charakteryzujących się minimalizmem, tymczasowością i brakiem odniesienia do trwałych wartości. Świadectwo życia ludzi ukazujących wartość swego powołania stoi w opozycji do szeroko propagowanego obrazu człowieka bez powołania, który stracił kontrolę nad swym życiem i nie wie, dokąd zmierza, albo dokąd prowadzi go bliżej niesprecyzowany los. Dzięki inicjatywie i zaangażowaniu Kajetana Rajskiego, redaktora niniejszej publikacji, otrzymujemy książkę o walorach autentycznego świadectwa. Zawiera ona osobiste refleksje sióstr i braci zakonnych oraz kapłanów pracujących w byłych krajach dawnego Związku Radzieckiego. Bogactwo ich doświadczeń i przeżyć, którymi podzielili się z czytelnikami, ukazuje piękno codziennego przeżywania tajemnicy powołania oraz odsłania rąbek głębokiej więzi z Tym, który będąc Autorem powołania, pozostaje zawsze blisko, przypomina o swej wiernej miłości i spieszy w porę z konieczną pomocą. Wyrażam wdzięczność Autorowi niniejszej publikacji, za ukazanie – dzięki zgromadzonym świadectwom – ideału człowieka powołanego przez Boga, przeżywającego w sposób dojrzały oraz z poczuciem radości i wewnętrznego szczęścia swoją drogę podążania za głosem Mistrza z Nazaretu. Moje podziękowania kieruję także pod adresem Sióstr, Braci i Księży, z których świadectwami możemy zapoznać się na kartach tej książki. Dziękuję także Wydawnictwu Diecezji Tarnowskiej „Biblos”, w którym ukazały się również trzy poprzednie tomy z serii Oto jestem autorstwa Kajetana Rajskiego. Żywię głęboką nadzieję, że książka ta, będąca konkretną formą promowania kultury powołaniowej oraz budowania klimatu sprzyjającego rozwojowi powołań, odkryje przed czytelnikami wartość i piękno powołania kapłańskiego i zakonnego, zachęci do pogłębionej refleksji, doda odwagi tym, którzy wahają się, czy pójść za głosem powołania, a wszystkich, którzy już kroczą drogą życia kapłańskiego czy zakonnego, ożywi i zainspiruje na kolejne lata ich życia. Redakcja 116 POLEMIKI POLEMIKI Kilka uwag do biogramu Wiktora Piątkowskiego ps. „Singiel” zamieszczonego w Encyklopedii Chełma, tom I Ludzie W 2011 roku ukazał się I tom Encyklopedii Chełma, zatytułowany Ludzie. W niniejszym artykule nie będę omawiał, kto się powinien tam znaleźć, a kto nie. Uczynił to Jerzy Masłowski i jego uwagi są dostępne w internecie (http://chelm.lscdn.pl/portal/). Ja skupię się na krytyce tylko jednego biogramu, gdyż moim zdaniem jest on niepełny i jego autor nie pisze całej prawdy o okresie okupacyjnym ppor. rez. Wiktora Piątkowskiego, który od listopada 1941 do kwietnia 1942 roku pełnił funkcję komendanta Obwodu AK Chełm i 2 maja 1942 roku został aresztowany przez gestapo. Waldemar A. Kozłowski, autor (zamieszczonego w Encyklopedii) biogramu, tak pisze o Piątkowskim: Jako żołnierz AK w 1940 roku z ramienia organizacji wywiadowczej „Muszkieterowie” tworzył sieć wywiadowczą w pasie nadbużańskim. Po wejściu pod koniec 1941 roku lubelskiej grupy „Muszkieterów” do ZWZ, został komendantem Obwodu ZWZ-AK Chełm do połowy IV 1942 roku. Ten fragment wymaga kilku słów komentarza, albowiem zdanie pierwsze zaprzecza zdaniu drugiemu. W 1940 roku nie było jeszcze Armii Krajowej tylko Związek Walki Zbrojnej. Z drugiego zdania wynika, że Piątkowski był w Armii Krajowej w 1940 roku, potem znalazł się w organizacji „Muszkieterowie” i wraz z nią dołączył podczas akcji scaleniowej do ZWZ-AK. Jest to bardzo dziwna konstrukcja, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. Dalej autor biogramu pisze: (….) W wyniku „wsypy” 2 maja 1942 roku został aresztowany przez gestapo. Do VIII 1943 roku był więziony na Zamku Lubelskim, bardzo interesował się nim wywiad Abwehry. Następnie został uwięziony na Majdanku. Tu związał się z tajnym sprzysiężeniem Związek „Orzeł”. Z organizacją tą kontaktowano się konspiracyjnie zza drutów. Dzięki temu, podczas jednej z akcji 28 marca 1944 roku uciekł z Majdanka. Po wydostaniu się z obozu ukrywał się w okolicach Krzczonowa. Następnie trafił do oddziału „Nerwy”, a później na teren włodawski, gdzie związał się z oddziałem „Jaremy”. Pod koniec okupacji został dowódcą 3 kompanii zgrupowania OP 7/III kpt. Bolesława Flisiuka „Jaremy”. Jesienią 1944 roku wstąpił do WP i służył w 2 Armii w stopniu kapitana. Przeanalizujmy po kolei każde zdanie. Rzeczywiście Wiktor Piątkowski ps. „Singiel” został aresztowany w maju 1942 roku z powodu „wsypy”, jaka miała miejsce w środowisku „Muszkieterów” w Lublinie. Pierwsze zdanie jest więc prawdziwe, natomiast pozostałe mijają się z prawdą. Wiktor Piątkowski faktycznie był więziony na Zamku w Lublinie, ale autor nic nie wspomniał, że po jego aresztowaniu nastąpiły wkrótce zatrzymania członków konspiracji na terenie Chełma i że Piątkowski był przywożony podczas tych zatrzymań przez funkcjonariuszy gestapo do Chełma. Brak informacji, że był uczestnikiem konfrontacji z zatrzymanymi żołnierzami AK, co pozbawiało ich jedynej linii obrony, tj. zaprzeczania jakimkolwiek związkom z konspiracją. O tym niestety autor nie pisze. Z tego przekazu jasno wynika, że Wiktor Piątkowski prawdopodobnie załamał się podczas ciężkiego śledztwa i niewykluczone, że poszedł na pełną współpracę z gestapo. Następnie Piątkowski po ucieczce trafił do oddziału „Nerwy” operującego w powiecie lubelskim i stamtąd wkrótce odszedł na teren powiatu włodawskiego. W kwietniu 1944 roku brał udział jako ochotnik w zasadzce na oddział niemiecki pod Wyrykami. Pisze o tym w swojej relacji dowódca tworzącego się oddziału partyzanckiego kpt. Bolesław Flisiuk „Jarema”. W ciągu jednego miesiąca Piątkowski wędrował z jednego oddziału AK do drugiego i jak się okazuje bez wiedzy komendanta 117 POLEMIKI Okręgu AK, któremu powinien zameldować o swoim przejściu i czekać na rozkaz kierujący go na inne stanowisko w Armii Krajowej. W tym czasie komendant zasięgał opinii w Oddziale II zajmującym się kontrwywiadem i tak też zapewne było w przypadku Wiktora Piątkowskiego. W Armii Krajowej przyjęty był i egzekwowany z żelazną konsekwencją tzw. „okres kwarantanny”, podczas którego zbieg z więzienia lub obozu koncentracyjnego składał kontrwywiadowi AK szczegółowe wyjaśnienia odnośnie przebytego śledztwa i pozostawał w dyspozycji przełożonych. Dopiero po przebrnięciu tego etapu był kierowany do konkretnej pracy lub wysyłany do oddziału partyzanckiego. Tam też był otoczony dyskretną opieką kontrwywiadu AK. Takie postępowanie wynikało ze względów bezpieczeństwa i było wówczas normą. Jak już wspomniałem, w przypadku ppor. rez. Wiktora Piątkowskiego ps. „Singiel” można przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że taka sytuacja miała miejsce, gdyż w aktach Okręgu AK Lublin, przekazanych na początku lat dziewięćdziesiątych z Archiwum Urzędu Ochrony Państwa do Archiwum Lubelskiego, znajduje się rozkaz komendanta Okręgu AK płk. Kazimierza Tumidajskiego ps. „Marcin” z maja 1944 roku kierujący Piątkowskiego w stopniu szeregowca do jednego z oddziałów AK, operującego na Zamojszczyźnie. W związku z tym rodzi się pytanie, co się stało, że Piątkowski został zdegradowany przez komendanta Okręgu AK ze stopnia podporucznika do stopnia szeregowca i odesłany do oddziału operującego na terenie Zamojszczyzny? Co spowodowało, że „Marcin” wydał taki rozkaz? Czy wpływ na to miało zachowanie Piątkowskiego podczas przebytego śledztwa i ewentualne pójście na współpracę z Niemcami? W tym miejscu należy dodać, że prawdopodobnie komendant Okręgu AK był bardzo dobrze poinformowany o przebiegu śledztwa, gdyż z kontrwywiadem Okręgu AK Lublin współpracowała 118 sekretarka szefa Wydziału Politycznego Gestapo w Lublinie Anni Neeschen, i zapewne uznał za niewystarczające wyjaśnienia Piątkowskiego. Kolejnym istotnym faktem z życia Wiktora Piątkowskiego jest niewykonanie przez niego rozkazu komendanta Okręgu AK płk. Kazimierza Tumidajskiego „Marcina”. Prawdopodobnie samowolnie przeszedł on do oddziału kpt. Bolesława Flisiuka „Jaremy”, w którym znalazł się już w kwietniu 1944 roku. Brał udział jako ochotnik w walce pod Wyrykami. 15 czerwca 1944 roku Piątkowski został wyznaczony na dowódcę III kompanii, którą dowodził do momentu wkroczenia Armii Czerwonej na teren Lubelszczyzny. Podsumowując należy stwierdzić, że biogram Wiktora Piątkowskiego jest mało rzetelny, a jego autor sięgnął jedynie do kilku pozycji książkowych, nie przeprowadzając kwerendy w Archiwum Państwowym w Lublinie. Mógł również podczas opracowywania biogramu dotrzeć do akt znajdujących się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie koło Warszawy. Z pewnością znalazłby tam przebieg służby wojskowej Piątkowskiego do 1939 roku oraz od 1944 roku. Akta przedwojenne są bardzo ciekawe, zawierają charakterystyki przyszłych dowódców plutonów. Autor biogramu zbierając informacje nie wykorzystał również książki Ireneusza Cabana Ludzie Lubelskiego Okręgu Armii Krajowej, w której wątek zdegradowania Piątkowskiego jest dobrze opisany. Jeśli w wydanej ostatnio Encyklopedii Chełma pozostałe biogramy opracowane są z taką samą „starannością”, jak opisany biogram Wiktora Piątkowskiego, to trzeba się mocno zastanowić, czy warto przeznaczać pieniądze podatników na wydawanie niedopracowanej książki, w której podaje się jedynie informacje pozytywne, pomijając fakty niekorzystne dla osoby, o której się pisze. dr Jarosław Kopiński historyk „KWARTA” – pismo historyczno-spoÏeczne ȋȌ ̹ Ïä Prezes Fundacji NiepodlegÏoäci Ï Ñ Zarz¦d Fundacji NiepodlegÏoäci: Ȃ ¦ Ïä Ȃ ¦ × Ï Ñ Rada Programowa „Kwarty”: ǤǤǤȋȌ ǤǤ¸ȋȌ ǤǤÏȋȌ ǤǤȋȌ Ǥ ǡǤ ǤOǡǤ ǤÑǡǤ ǤǡǤ ǤÏĀǡǤ ǤÏǡǤ Ǥ ÏǡǤ Rada Programowa Fundacji NiepodlegÏoäci: Dorota Adach ¦×c Adam BroÑski Ï Ƿdzǡ × dr RafaÏ Dobrowolski ¦Ï Ï Andrzej Gumieniczek × Leszek Guz × Danuta Malon Ñ Barbara Oratowska Ƿdz Jerzy Pasierbiak ä©Ïä© Marian PaweÏczak Ï Ƿdzǡ × Janusz PawÏowski ¦× Eugeniusz Pindych cÏʹÏÑ Waldemar PodsiadÏy × ¸ ¸ Ñ dr Leon Popek ×ÏÑ ÏÑǦ CzesÏaw PoniewaĂ Ï× Ï Tomasz Rodziewicz ×Ï prof. dr hab. WÏadysÏaw St¦Ăka Ïä×× ÏǦ dr Bohdan Szucki ¦Ï Ï Bogdan Walas × prof. dr hab. StanisÏaw WoÏoszyn c¦Ï Fundacja NiepodlegÏoäci ʹͲǦͲͷǡ Ǥ×ͷ͵ Ǥͷͳͻ͵ʹ͵ͺͷǣͺͳͷ͵ͳʹͳͲ ͲͲͲͲʹͲͶͷͺͶ Ǧǣ̷ Ǧ Ǥ Ǥ Ǧ Ǥ Ǥ Ǥ ǣ ͵ͶͳͷͶͲͳͳͶͶʹͲͳͷͶͳͶͺ͵ͺͲͲͲͳ cǤǤȀ Wojenna m³odoœæ ¸ Ǥ Ï Ă ¦ ¦ × Ï ǷdzǤ ¦ Ǧ Ï ÏĂ c ǡ Ϧ ¦ ¸ Ǥ Ă Ǥ Ï ¦ ¦ ¸ Ï Ǧ ÑǤ Ï ÏĂ Ï Ă¦ ¸ Ǥ Ï © ¸ Ăǡ Ă ¸© ÏÏ ¦ Ïä©Ǥ äǤ ä × Ƿ ×dzǡ Ǧ © Ïǡ Ă Ȃ Ï Ȃ niejednemu wyrwie si¸ westchnienieǤ ä× äǦ ¦ ĂÏ Ï ǤǷädzȋ¸ ȂͳǤȌǡ ǤǷdzȋͶǤȌǡǤǷdzȋǤȌ ÏϸǤǷdzȋǤȌǤÏǡĂzwyci¸stwo musiaÏo by© ich/ bo to jest Zapory piechotaǤ ¸ ȂǤͳͲä Ǥ Maciej Szymczak - tekst i foto