Zima trzymała w tym roku długo, lecz dni – chod mroźne – były
Transkrypt
Zima trzymała w tym roku długo, lecz dni – chod mroźne – były
Zima trzymała w tym roku długo, lecz dni – chod mroźne – były pogodne. Miasto żyło przede wszystkim plotkami o wojnie w Kislevie, które docierały do miasta wraz z nielicznymi przybyszami, którzy decydowali się na podróż w zimie. Słuchy głosiły o zastępach dzikich plemion norsmeoskich, które najechały dziedzinę Lodowej Królowej, inni twierdzili, że Norsmeni przy prawdziwej armii to igraszka, że naprawdę najeźdźcą są legiony Chaosu… Szeptano, że to właśnie tę wojnę przepowiadały znaki, które wszyscy wiedzieli poprzedniej jesieni. Że należałoby wspomóc Kislev zanim horda dotrze do granic Imperium, jednak uciszały ich głosy tych, którzy uważali, że ta wojna Imperium zupełnie nie dotyczy i plotki o legionach są zapewne mocno przesadzone przez spanikowanych kupców… Jonas Amsel miał jednak inne sprawy na głowie, niż nadchodząca wiosna czy szemranie pospólstwa. Wrócił do domu niemal podekscytowany, a za nim biegł chłopiec od sprawunków, dźwigając zawinięte w płótno pakunki. Czarodziej spędził pół ranka na targowisku, zaopatrują się we wszystko, co jego zdaniem było niezbędne do wyprawy do Lasu Cieni, zaczynając od sucharów i suszonego mięsa, na fiolkach na próbki skooczywszy. W domu kazał wyrostkowi zanieśd wszystko do kuchni, następnie wręczył mu kilka pensów napiwku i odprawił. Chciał jak najszybciej spakowad juki i porozmawiad z Axelem, którego planował nakłonid do wzięcia udziału w wyprawie… Gdy jednak wkroczył do salonu pierwsze, co rzuciło mu się w oczy był właśnie Piromanta, który siedział na fotelu, z nogami w butach niedbale położonymi na świeżo wypranych przez gosposię pufach i z zaciętą miną wpatrywał się w trzymaną w dłoni otwartą kopertę. Nie zauważył nawet kiedy Jonas wszedł do pokoju. Zaintrygowany Amsel bezczelnie zerknął Piromancie przez ramię. Dzięki darowi Wiedźmiego Wzroku widział pełzające po ręce młodego maga wężyki wiatru Aqshy, z czego wnioskował, że mężczyzna poważnie rozważa puszczenie pisma z dymem. Nie był to jednak zwyczajny list. Napisany na czerpanym papierze najlepszego gatunku, z daleka subtelnie pachniał frezją. Charakter pisma był ozdobny i równy, niejednoznacznie kobiecy. Jeden rzut oka na pieczęd zaś zdradził, że należała do kobiety, z którą Axel od jakiegoś czasu się spotykał. Jonas spróbował sobie przypomnied jak wyglądała, ale nigdy nie miał pamięci do twarzy. Zdaje się, że była filigranową brunetką, kochającą jedwabne suknie i drogą biżuterię. Tak, to chyba o nią chodziło… - Dzieo dobry – powiedział Jonas, dając sygnał, że nie zamierza pozostawid przyjaciela samego z jego myślami. Axel drgnął na dźwięk jego głosu, zerkając na przyjaciela przelotnie. - Dla kogo dobry, dla tego dobry… - Złe wieści? – zagaił uprzejmie Amsel. - Tak jakby – mruknął – To od Kirsten. - Od baronówny? – spytał, na co Axel tylko parsknął. - W tym sęk, że baronówna nie jest baronówną – stwierdził, opierając podbródek na dłoni i nonszalancko rzucając list na mahoniowy stolik. Jonas spojrzał zaintrygowany na kopertę. - Wybacz, ale na goblina nie wyglądała, tego nie ukryłby nawet najlepszy makijaż. - Jest baronową –sprostował młodszy czarodziej kładąc szczególny nacisk na różnicą w tytułach. - To… pewna niespodzianka – przyznał Amsel - Skąd ta nagła zmiana? - Żeby tylko nagła. Była baronową od samego początku. Przyjechała do siostry, bo pokłóciła się z mężem i postanowiła od niego odpocząd. - Faktycznie odpoczywała – Jonas pokiwał głową w zamyśleniu - Praktycznie z łóżka nie wychodziła… - Wyobraź sobie, że chodziło o coś więcej - syknął Fritz. - Może tobie – odparł Amsel. Axel skrzywił się nieco zniesmaczony, rzucając Jonasowi miażdżące spojrzenie, od którego jednak starszy mag nie poczuł się ani trochę zmiażdżony. Raczej znudzony, ale wolał tego jakoś szczególnie nie okazywad przy porywczym Piromancie, który mógł mu z czystej złośliwości podpalid dywan, sprowadzony aż z dalekiego Marienburga. – Swoją drogą, masz pomysł czemu baronowa pogodziła się z mężem? Młodszy czarodziej zacisnął mocniej usta. - Mogła mied coś z tym wspólnego nowa kolia, którą nosiła dwa dni przed wyjazdem – przyznał niechętnie, a Amsel uśmiechnął się triumfująco. Axel, widząc jego uśmiech, zdjął nogi z pufy i pochylił się, masując nasadę nosa. - Dobra Vereno, czuję się jak ostatni idiota… - To tylko jedna kobieta, a jest ich w Imperium sporo. Zresztą, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – Jonas postanowił zakooczył wysłuchiwanie żalów Axela i przejśd do rzeczy istotnych. - A co wyszło na dobre? Oświed mnie proszę… - Axel rzucił przyjacielowi zmęczone spojrzenie. - O ile nie planowałeś się jej oświadczyd, w co mimo wszystko śmiem wątpid, to teraz możesz spokojnie wrócid do badao – wyjaśnił spokojnie. Axel jednak nie wydawał się przekonany. - Jonas…? - Tak? - Chrzao się – syknął gniewnie młodszy czarodziej, po czym gwałtownie wstał i chwycił kurtkę. Amsel wzruszył ramionami, zupełnie niezrażony. - Gdybyś przestrzegał zaleceo Magistra Puchty z pewnością miałbyś o ten jeden problem mniej – podsumował, mając na myśli stary traktat zalecający Magistrom przestrzegania celibatu. Axel popatrzył na sufit, znając już ten stary argument. - Gdyby świnie mogły latad… - mruknął, sygnalizując koniec kolejnej dyskusji na temat wypocin człowieka, którego Axel uznawał za najsłynniejszego dewotę w dziejach wszystkich Ośmiu Kolegiów, Amsel natomiast za racjonalnie myślącego Magistra. Niezależnie jednak od osobistych przekonao faktem było, że Jonasowi łatwo było mówid, bo przestrzeganie zaleceo nie sprawiało kłopotów między innymi Ametystowym magom. Fioletowy Wiatr wyciszał uczucia, czyniąc ich równie wrażliwymi na porywy serca i pokusy ciała, co polne kamienie. Drugą stroną medalu byli na ten przykład Piromanci, gdyż patronujący im Wiatr Aqshy podsycał wszelkie emocje, od ciekawości poprzez gniew, radośd, na pożądaniu koocząc. Magistrowie Płomienia słynęli więc nie tylko z efektownych czarów bojowych, lecz także z iście płomiennego temperamentu… Tym razem jednak Amsel postanowił nie sprzeczad się i odpuścid - miał inne sprawy na uwadze, ważniejsze od złego humoru przyjaciela i nawet całego stada szlachcianek. Takie, które powinny zapewnid młodemu czarodziejowi potrzebne mu teraz zajęcie dla rąk i myśli, co powinno wyjśd wszystkim dookoła tylko na zdrowie. - A ty gdzie się wybierasz? – spytał, widząc, że Axel skooczył zawiązywad kurtę i zmierza do drzwi. Fritz wzruszył ramionami. - Nie mam jeszcze pojęcia – odparł rozbrajająco szczerze. Amsel w odpowiedzi pomachał mu listem. - Mam coś ciekawszego, niż kręcenie się bez celu po mieście, albo zapijanie się w Ślepym Szczurze – oznajmił triumfalnie. - Nie wiem, czy mam ochotę… - Nie posłuchasz przynajmniej? – zapytał, a Axel nie dalby głowy, czy Jonas nie jest przypadkiem podekscytowany, bo na jego bladych ustach pełzał nieznaczny uśmieszek. - No to mnie zaskocz - stwierdził zatrzymując się w drzwiach. Demonstracyjnie oparł się o framugę i czekał, chod wyraz jego twarzy nie zdradzał nic, poza znudzeniem. - Kolegium zezwoliło na zbadanie zakłóceo w przepływie Wiatrów, które odkryłem. Axel zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony nowinami. - To coś nowego – przyznał. podchodząc do przyjaciela i zabierając mu pismo z rąk. Treśd sprawiła, że na moment zapomniał o złości. Amsel zresztą liczył na to, że wrodzona ciekawośd młodego maga weźmie górę i chod na chwilę zapomni o rozczarowaniu związanym z baronówną. O pardon, baronową. - Możemy urządzid sobie mały spacer po lesie, jeśli masz chęd się przyłączyd – Amsel wskazał na pieczęd i podpis, jak gdyby utwierdzając przyjaciela w przekonaniu, że to żaden podstęp. - O ile wyprawę naukową do Lasu Cieni można nazwad spacerem… -mruknął Axel, uważnie studiując opatrzone zamaszystym podpisem Arcymaga pismo. Najwyraźniej podpisujący rekompensował sobie idiotyczne imię przesadnie ozdobną sygnaturą. Amsel cierpliwie poczekał, aż młodszy mag przeczyta do kooca i spojrzał na niego wyczekująco. - Więc jak będzie? - W sumie… Mam coś lepszego do roboty? - Miałem nadzieję, że zdrowy rozsądek w koocu weźmie górę! – Jonas wyglądał niemal na szczęśliwego. - A czy ja się zgodziłem? – spytał Axel, nie pamiętając by jednoznacznie wyraził zgodę. - A nie? - Dobra, niech ci będzie… - Axel machnął ręką, uznając się łatwiej będzie się zgodzid, niż wysłuchiwad tyrady Ametystowego Magistra, który z pewnością będzie chciał go przekonad do wyprawy - Kiedy ruszamy? - Jak tylko uda mi się znaleźd Nilsson i namówid ją, by nam towarzyszyła – odparł Jonas, zarzucając swój czarno-fioletowy płaszcz i zmierzając do wyjścia. Axel uniósł brwi, nieco zaniepokojony nagłym pośpiechem zazwyczaj flegmatycznego przyjaciela. - Kim jest Nilsson? – spytał, ale Amsel już był przy drzwiach wyjściowych. Piromanta porzucił więc dalsze drążenie tematu, uznając, że zapewne wkrótce przekona się na własne oczy… *** Jonas szedł tak szybko, że Axel ledwo nadążał. Zazwyczaj bywało odwrotnie. Ametystowy czarodziej był wyraźnie podekscytowany i jego towarzysz zachodził w głowę, czy z powodu trudnego do uzyskania pozwolenia na badania, czy spotkania z tajemniczą osobistością, którą Jonas nazywał Nilsson. Tym bardziej zaskoczyło go, że nie szli w stronę biblioteki, zaś budynek Gildii Alchemików minęli, jakby go tam w ogóle nie było. Amsel zmierzał prosto do celu, którym okazała się dzielnica, której oficjalną nazwą była Sagebrecht, lecz częściej zwano ją Żelaznym Placem, ze względu na rosnącą tam populację weteranów oraz miejsce spotkao lokalnych najemników. Niezależnie od tego, czy potrzebowało się kogoś do dyskretnej ochrony lub zwyczajnego obicia gęby nielubianemu sąsiadowi, to należało szukad właśnie tam, poczynając od słynnej w tej dzielnicy karczmy, „Między Młotem a Kowadłem”. Zajazd ten stanowił ulubione miejsce zabaw, popijaw i bójek znudzonych wojaków, czekających na nową wojnę lub płatną robotę. Właśnie tutaj kierował swoje kroki Jonas. - Czemu po prostu nie wysłałeś jakiejś wiadomości, żeby szanowny pan Nilsson raczył ruszyd tyłek do ciebie? – spytał w koocu zaintrygowany Axel. Jonas pokręcił głową. - Gdybyś słuchał uważniej pamiętałbyś, że Nilsson to kobieta. - Aha, i to sprawia, że nie może się ruszyd do ciebie? Tylko ty się musisz uganiad za nią? - Tak będzie szybciej, od razu się przekonamy czy jest w mieście, czy muszę szukad kogoś innego. - Czyżby jej obecnośd była absolutnie niezbędna? - Niezbędna nie, z pewnością jednak bardzo pomocna. Znasz to powiedzenie? „Chcesz przejśd przez las, wynajmij talabeklandczyka”. - Pochodzi z Talabeklandu? - Czy to jakiś problem dla ciebie? – zapytał Jonas nieco podejrzliwie, znając zaszłości między mieszkaocami różnych prowincji. Axel wzruszył ramionami. - Nie, skąd. Po prostu zastanawiam się, jakiego rodzaju to kobieta, skoro przesiaduje w takiej mordowni jak Kowadło, wynajmując swoje usługi podejrzanym osobnikom … - Amsel parsknął, rozumiejąc, że przytyk dotyczył jego osoby. - Zarabia na siebie, a to znacznie więcej, niż niektóre tak zwane damy mogą powiedzied o sobie – rzekł Jonas, na co Axel pokazał mu popularny pośród żołnierzy obraźliwy gest. Na więcej nie mieli jednak czasu, bo z labiryntu krętych uliczek miasta w koocu wyłoniła poszukiwana przez nich karczma. Wyglądała niezwykle malowniczo, z płotem do którego przywiązane było kilka parskających koni i przyprószoną śniegiem strzechą. Zza drzwi płynął zapach specjalności zakładu, wieprzowego gulasz z miodem, gdy zaś weszli na werandę do ich uszu dobiegł tajemnicy dźwięk. Brzmiał jak głuchy odgłos walenia w drewno, po którym wewnątrz budynku odzywały się gromkie brawa, pomieszane z okrzykami niezadowolenia. Czarodzieje wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Cokolwiek się tam działo było hucznie, więc pewnie alkohol lał się swobodnie. - Jesteś absolutnie pewien, że chcemy to załatwiad teraz? – spytał Axel, zerkając przez pokryte nalotem z kominka szyby. Należeli do jednej z tych ‘grup zawodowych’ jak eufemistycznie określił ich pewien alchemik, które budziły wiele niezdrowych emocji. Axel mógłby udawad najemnika o nieco ekscentrycznym guście, ale Amsel, ze swoim wyglądem człowieka który zbyt rzadko oglądał światło dnia, był nie do pomylenia z kimkolwiek prócz Magistra Ametystu lub co gorsza, nekromanty. - Wchodząc tutaj nigdy nie wiem, czy wyjdę drzwiami, czy oknem. I zapewniam cię, że pora dnia nie ma tu żadnego znaczenia - Jonas wahał się moment nim odpowiedział, najwyraźniej samemu nie będąc pewnym czy to dobry pomysł. Chod obydwaj dysponowali pokaźnym arsenałem zaklęd, Imperialny Dekret o magii zakazywał im używania magii ofensywnej w jakimkolwiek innym celu prócz ‘dobra Imperium’, za które ich własne bezpieczeostwo mogło nie byd uznane. A celów, w jakich mogły zostad użyte noże nie ograniczało żaden rozporządzenie. - No to załatwiamy to jak najszybciej i wynośmy się - mruknął Axel, popychając drzwi karczmy, które ustąpiły ze skrzypieniem. Owionął go zapach dymu i pieczonego mięsa, połączonego z typową dla takich miejsc wonią kooskiego potu i żelaza. Nim jednak zdążył przekroczyd próg, na wysokości jego głowy w drzwi wbił się sztylet, rzucony przez kogoś ze środka. Mag odruchowo odskoczył, sięgając do sakiewki z komponentami, dopiero po chwili dostrzegając, że na drzwiach wisi kawał płótna z koślawo wymalowaną tarczą. Najemnicy najwyraźniej urządzali sobie mały turniej, w którego środek wpakowali się czarodzieje. - Pudło! – ozwał się radosny okrzyk od strony ustawionych w podkowę ław, wokół których skupiał się gros klienteli. W większości byli to mężczyźni, niektórzy w skórzanych kaftanach lub koszulach poznaczonych odciskami od kolczug. Kobiet było zaledwie kilka, w większości ich strój sugerował że należały do obsługi karczmy. Dwie lub trzy wyróżniały się ubiorem nieco bardziej przystającym do profesji najemników. - Jakie pudło, do cholery! – krzyknęła jedna z kobiet, odgarniając opadające jej na oczy kosmyki ognistorudych włosów. - Nie trafiłaś! – jej towarzysz wzruszył ramionami, wskazując na tarczę – Wisisz mi trzy szylingi, Nilsson! Nazwisko momentalnie wpadło Axelowi w ucho i mógł przyznad że ich przewodniczka nie spełniła jego początkowych oczekiwao - oczyma wyobraźni widział kobietę różniąca się od tutejszych weteranów niemal wyłącznie brakiem zarostu na twarzy. Ładne dziewczęta bowiem bardziej opłacało się wydad za mąż, niż pozwolid im biegad po traktach, ryzykując że rodzinie nic z tego nie przyjdzie prócz parę rak mniej do roboty. Nilsson jednak różniła się od wszelkich jego wyobrażeo - była młoda, smukła oraz bardzo głośna. - Nie trafiłam, bo jakiś baran otworzył drzwi! – odparła gniewnie, wskazując w stronę Piromanty. Formująca się pochlebna opinia prysła jak baoka mydlana… Axel natomiast zacisnął usta i wyciągnął sztylet z drzwi, strząsając z ramienia dłoo Jonasa, który chyba wyczuł co się święci i próbował go zatrzymad. Potem ruszył w stronę kłócącej się pary. - Zdechł pies – mruknął Jonas, widząc, że po ręku w którym młodszy mag ściskał nóż, skakały małe sine płomyczki. Uznając że nic już nie zapobiegnie katastrofie postanowił wygodnie się rozsiąśd i podziwiad widowisko. Czuł bowiem, że będzie co oglądad… - Nawet biorąc pod uwagę to, co wygrałeś, to i tak wszyscy razem … - zajęta kłótnią kobieta nawet nie zauważyła, że ktoś stanął tuż za nią. - Czy to twoje? – rzucił podejrzanie spokojnie Fritz. Na dźwięk jego głosu kłócąca się dwójka uciszyła się i obydwoje spojrzeli zaskoczeni na broo, którą Axel podsunął dziewczynie niemal pod sam nos. - Bo co? - odparła zaczepnie, opierając dłonie na biodrach i stając z nim twarzą w twarz. - Nic. Oddaję – stwierdził, od niechcenia podrzucając go w powietrze. Kobieta odruchowo złapała rzucony jej przedmiot, jednak natychmiast upuściła go z sykiem bólu. Metal był rozgrzany jakby ktoś go wsadził w ognisko. Zdumiona spojrzała na złośliwie uśmiechającego się mężczyznę, otworzyła usta aby coś powiedzied, ale to był ten moment, gdy Jonas uznał za słuszne zainterweniowad. - Lara – powiedział, bezszelestnie pojawiając się u boku Piromanty. Na widok Ametystowego Magistra wyraz twarzy dziewczyny zmienił niczym w kalejdoskopie, ze złości na autentyczne zaskoczenie. Momentalnie zapomniała o wrednym żarcie i przepychając się obok Axela podeszła do starszego czarodzieja, jakby Piromanta nigdy nie istniał. Jonas skłonił lekko głowę w uprzejmym geście, jaki Axel rzadko u niego widywał. - Magister Amsel we własnej osobie – uśmiechnęła się szeroko - Co cię sprowadza? - Interesy, jak zazwyczaj. - Mogłam się domyślid… - pokręciła głową – Nigdy nie wpadasz po prostu pogadad… Plotki mogłyby trwad zapewne jeszcze z kwadrans, lecz Axel nie miał najmniejszego zamiaru tyle czekad. Chrząknął znacząco, przypominając przyjacielowi o swoim istnieniu. Jonas zerknął na niego i westchnął, najwyraźniej niezadowolony, że mu się przerywa. - A tak… Laro, to jest… - Ta tyczka jest z tobą? Nie wynajmujesz już Matthiasa? – spytała, nie dając Jonasowi dokooczyd i mierząc Axela powątpiewającym spojrzeniem. Młody mag odwdzięczył się jej dokładnie takim samym. Przez moment cała trójka milczała. - Axel nie jest najemnikiem – wyjaśnił po chwili Amsel. Lara uniosła brwi pytająco. - Przedstawiam ci Axela Fritza, Wędrownego Czarodzieja Kolegium Płomienia – rzekł Jonas. Przez moment na twarzy młodej kobiety malowało się zaskoczenie, a potem zmieszanie, tak jakby nagle zobaczyła młodego mężczyznę w zupełnie nowym świetle. - Mag… - powiedziała po chwili cicho, przygryzając usta – Powinnam była się domyśled. - Niespodzianka - parsknął Axel, krzyżując ramiona na piersi. - To jest Lara Nilsson, która, mam nadzieję, będzie towarzyszyd nam na wyprawie – Jonas postanowił przerwad działania wojenne i zaproponował zajęcie miejsca za jednym ze stołów, który czujny karczmarz natychmiast uprzątnął i spróbował wytrzed do czysta. Oczywiście, na tyle, na ile dało się doczyścid stół z gospody, gdzie bójki były pogodną codziennością… Gdy karczmarz uporał się ze śladami po poprzednich gościach, cała trójka usiadła. Jonas zamówił wino i uznał, że czas przejśd do długo wyczekiwanych rozmów o interesach. Teraz Axel miał lepszą okazję przyjrzed się młodej kobiecie, której rysy kryły wcześniej cienie, rzucane przez ogieo w komiku. Przede wszystkim, była znacznie młodsza niż początkowo ocenił, nie mogła mied więcej niż dwadzieścia lat. Miedzianorude włosy nosiła splecione w wiele cienkich warkoczy, jedynie opadającą na oczy grzywkę pozostawiła niezaplecioną. Była szczupła, co nieco prowokacyjnie podkreślał podobny do gorsetu pas okalający jej talię. Mimo młodego wieku z pewnością nie była jednak amatorką, bo jej smukłe dłonie poznaczone były widocznymi odciskami od broni. Zdaniem Axela była nawet ładna, chod efekt psuł wyraz ust, jakby zastygłych w cynicznym półuśmiechu, który sprawiał wrażenie, że dziewczyna nieustannie coś knuje… Jednocześnie w jej urodzie było coś egzotycznego i niepokojącego. Gdy przysunęła się na moment biorąc od obsługi kubki do wina, młody czarodziej mógłby przysiąc, że czuje zapach igliwia i mokrej trawy. Tymczasem Amsel rozprawiał o możliwych trasach. - Myślałem nad dotarciem do tego punktu. Rozbijemy tak obóz na kilka dni, a potem byd może wrócimy tą trasą… - Jonas wodził palcem po mapie, pokazując jakieś wykreślone kolorowym tuszem warianty tras. Nilsson większośd rozmowy milczała, skupiona na pergaminie, z rzadka dorzucając jakąś uwagę dotyczącą ewentualnych przeszkód. Bawiła się w zamyśleniu warkoczykami, w pewnym momencie odsłaniając ucho, ozdobione kilkoma srebrnymi kolczykami i… Axel zamarł, wpatrując się w dziewczynę. Spiczasto zakooczone ucho tropicielki tłumaczyło wszystko, może z wyjątkiem wstrętnie zapowiadającego się charakteru. Dziewczyna z pewnością nie była pełnej krwi elfem, ale miała tej krwi dośd, by odziedziczyd charakterystyczne dla Leśnego Ludu cechy. Axel spotykał elfy wiele razy w Altdorfie, na dworze księcia i w Marienburgu, ale nigdy nie widział kogoś z domieszką krwi. Według niektórych uczonych było to nawet niemożliwe… Tymczasem zupełnie nieświadoma rozważao czarodzieja kobieta postukała palcem w mapę, wskazując nakreśloną błękitnym tuszem grubą kreskę. - Myślę, że to będzie najlepsza trasa – zawyrokowała - O ile nie bierzemy ze sobą całego oddziału najemników to powinniśmy omijad boczne trakty jak najdłużej bo jest najmniejsza szansa spotkania jakiejś hanzy. Trakt między Dassel, a Fleckeby jest w miarę regularnie patrolowany. We Fleckeby uzupełnimy zapasy i stamtąd to już prosto na północny wschód. - A zwierzoludzie? – zainteresował się Axel, po raz pierwszy włączając się do rozmowy. Tropicielka zmierzyła go poważnym spojrzeniem, ale nie rzuciła żadnego złośliwego komentarza. Zmarszczyła brwi, pochylając się nad pergaminem. - Tutaj może różnie byd, ostatnio jakoś przycichli… - odparła rzeczowo – Ktoś jakieś dwa tygodnie temu mówił o spotkaniu niewielkiej bandy, o tu… - pokazała na kropkę podpisaną Aukrug. Była to niewielka wioska, licząca trzydziestu kilku mieszkaoców, ale zamożna ze względu na strategiczne położenie na trakcie do miasta Bosenfels. - Dawno. To dośd dziwne, zwykle w zimie byli bardziej aktywni – przyznał Amsel – Jakieś pomysły skąd taki spokój? - Książę zeszłej jesieni wysłał kilka wypraw do lasu, może były skuteczniejsze niż nam się wszystkim wydawało – odparła – Najlepiej jednak byd przygotowanym na wszystko. Rozumiem, że twój milczący kolega z nami jedzie? – Lara, krzywiąc się lekko, zerknęła na Fritza, który faktycznie niewiele mówił od początku spotkania. Jonas pokiwał głową, zwijając mapę. - Tak. Czemu pytasz? - Jestem ciekawa, czy jest równie mocny w czynach, co w gębie - Lara odchyliła się w krześle, mierząc Axela spojrzeniem zielonych oczu. - Obyśmy nie musieli nie przekonywad o tym tylko dla twojej rozrywki – odparł Axel. - Och, nie miałam nic złego na myśli… - Piromanta w życiu nie słyszał przeprosin równie słodkich, co nieszczerych. - Domyślam się, że nic… - odparł salutując jej kubkiem wina i wyraźnie psując zabawę, bo umilkła i odwróciła się do Ametystowego Magistra. - Spotkamy się jutro z samego rana tutaj – powiedziała - Moje warunki znasz, Jonas. - Połowa teraz, połowa po powrocie. Tym razem będę cię potrzebował na minimum dwa tygodnie… Na wszelki wypadek trzy. Zapłacę za dwa z góry. Osiem koron teraz, reszta po powrocie plus mały bonus. W sumie szesnaście złotych koron. Co ty na to? – Jonas wysupłał z zanadrza niewielką, ale ciężką sakiewkę, Axel zaś omal nie udławił się winem słysząc ile Amsel zaproponował tropicielce. Jak się jednak spodziewał, nie zaprotestowała. - Jonas, interesy z tobą to jak zawsze czysta przyjemnośd – dziewczyna zgrabnym ruchem zgarnęła sakiewkę ze stołu. Skłoniła się lekko Magistrowi, Axelowi natomiast rzuciła sztywne ‘Do zobaczenia, herr Fritz’ i wyszła z karczmy. Piromanta odczekał chwilę. - Urocza – stwierdził kwaśno, po czym postanowił zapytad Amsela wprost. - Szesnaście koron? Za co ty jej właściwie płacisz? – powiedział, mierząc przyjaciela chłodnym spojrzeniem ciemnych oczu. - Jest dobrym tropicielem i czasem z nią sypiam – odparł śmiertelnie poważnie Amsel. Fritz odruchowo zerknął na drzwi, w których kilka minut wcześniej zniknęła dziewczyna, potem z powrotem na Jonasa. - Mówisz poważnie? – spytał ostrożnie. - Oczywiście… – wyraz twarzy Jonasa nie zmienił się ani na jotę – Że nie. - Nie sypiasz z nią, czy nie żartujesz? - Nie sypiam. Wynajmuję Larę w miarę regularnie od dwóch lat, jak dotąd nigdy się na niej nie zawiodłem. To jest warte więcej, niż parę dodatkowych złotych koron. - Moim zdaniem i tak przepłacasz. - Ale mnie na to stad – stwierdził chłodno Jonas, podkreślając słowo ‘mnie’, co Axel słusznie zinterpretował jako przytyk do stanu jego własnej sakiewki. Wędrowni czarodzieje rzadko opływali w luksusy… - Poza tym zmienisz zdanie, gdy zrobi pstrąga – dodał po chwili. - Przepraszam? – Axel nie był pewien, czy słyszy dobrze. - Pstrąga. - Mówimy o rybie? Takiej zwykłej rybie, z płetwami i całą resztą? Czy to jakiś szyfr, którego nie pojmuję? – Axel naprawdę czuł się zbity z tropu. - To twoim symbolem jest Klucz Tajemnic, ja tylko prowadzę uczone dysputy z czerepami – mruknął Jonas, ale mina z jaką Axel na niego spojrzał sprawiła, że wolał nie drażnid i tak zirytowanego maga. - Tak, chodzi o zwykłą rybę. Pieczoną w ognisku. Książę von Raukov może sobie zatrzymad swój kawior z Bretonii, bobrze ogony i piklowane jeże. - Mam rozumied, że płacisz tej jędzy wygórowane sumy za pieczenie ryby? – Axel uznał, że nie go już nie zaskoczy. Z drugiej strony oznaczało to, że Jonas miał jakieś prawdziwie przyziemne, ludzkie słabostki. Nawet, jeśli to tylko pieczona ryba. - Nie, skąd - Jonas pokręcił głową - Jej usługi są warte swojej ceny. To tylko mała gratyfikacja. Ta ‘jędza’, jak ją niezbyt subtelnie określiłeś, jest najlepszym tropicielem jakiego znam. - Jest półelfem… - dorzucił Axel, na co Jonas tylko się uśmiechnął tajemniczo. - Zauważyłeś? Fascynujące, prawda? Słyszałem o takich przypadkach, ale nigdy wcześniej nie spotkałem. Takie dzieci zazwyczaj nie dożywają wieku dorosłego, a Lara to jakby nie patrzed okaz zdrowia. Nie udało mi się jednak od niej wyciągnąd nic na temat jej rodziny, nawet tego które z jej rodziców było elfem. - Wszystko przed tobą… - mruknął w odpowiedzi Axel, dodając kolejny punkt do listy powodów mianowicie zwykłą naukową ciekawośd - dla których Jonas wyłożył tak okrągłą sumę za usługi panny Nilsson. Jedyne co teraz pozostawało, to wierzyd, że cokolwiek dziewczyna potrafi, jest warte tylu pieniędzy i jego zszarganych nerwów…