List do Członków SLD - Sojusz Lewicy Demokratycznej
Transkrypt
List do Członków SLD - Sojusz Lewicy Demokratycznej
Zielona Góra 28.12.2015 r. Koleżanki i Koledzy Nazywam się Tomasz Nesterowicz, mam 42 lata, z których ponad dziesięć lat poświęciłem Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. Więcej czasu spędzałem na spotkaniach partyjnych, niż z rodziną. Za wierność SLD zapłaciłem dużą cenę zawodową, tracąc pracę. O tym, że ją straciłem dowiedziałem się podczas samorządowej kampanii wyborczej, która w Zielonej Górze odbyła się w marcu 2015 r. Jestem jedynym radnym SLD w Radzie Miasta Zielona Góra, pełnię również funkcję Przewodniczącego Rady Miejskiej SLD. Wystartowałem w wyborach na funkcję Przewodniczącego Krajowego, ponieważ nie mam zamiaru pozwolić na unicestwienie SLD i chcę jego odbudowy jako partii lewicowej, skoncentrowanej na realizacji lewicowego programu, mam zamiar poprowadzić go do zwycięstwa wyborczego i sprawowania rządów w Polsce. Napisałem do Was ten list, ponieważ najprawdopodobniej do 16 stycznia 2016 roku nie będę miał możliwości spotkać się z Wami osobiście i odpowiedzieć na wszystkie Wasze pytania. Nie mam środków finansowych na zrealizowanie kampanii wyborczej w której odwiedziłbym wszystkie organizacje wojewódzkie i powiatowe w Polsce, a robienie takiej kampanii za partyjne pieniądze uważam za nadużycie. Ilość telefonów od Was i zapytań mailowych skłoniła mnie do napisania listu, jako odpowiedzi na pytania i tematy przez Was poruszane. Proponuję abyśmy wykorzystali możliwości jakie daje internet, zapraszam do kontaktu ze mną z wykorzystaniem komunikatorów i możliwości realizowania telekonferencji. Przed wyborami parlamentarnymi byłem sygnatariuszem „listu 50”, w którym samorządowcy apelowali do Leszka Millera, by złożył rezygnację z funkcji Przewodniczącego. Jego odejście miało otworzyć drogę dla wprowadzenia na scenę nowych twarzy jeszcze przed wyborami i dać szansę na „nowe otwarcie” programowe. Byłem przekonany, że zmierzamy do katastrofy wyborczej i niestety miałem rację. Kolejna klęska wyborcza była efektem bierności i słabości wewnętrznych od lat toczących SLD. W oczach Polaków staliśmy się taką dziwną lewicą, która w sejmowych głosowaniach tej swojej lewicowości nie demonstrowała. Nasi posłowie byli oderwani nie tylko od potrzeb Polaków, ale także kompletnie głusi na to co mówiły doły partyjne. Usłyszałem takie zdanie podczas samorządowej kampanii wyborczej, że SLD z partii, która szła po władzę by realizować swój program, spadła do roli partii, która pisze jakikolwiek program, tylko po to aby się dostać do władzy. W tym drugim wypadku kampanie wyborcze są budowane w oparciu o techniki marketingu żywcem ściągnięte z reklam proszku do prania. Tak skonstruowano naszą kampanię prezydencką, którą można oceniać jedynie jako happening polityczny, kompletnie niedostosowany do powagi urzędu Prezydenta. Kandydat SLD powinien reprezentować i utożsamiać się z poglądami środowiska, które go wystawiło do walki wyborczej, a nie odcinać się od nich. Porażające było dla mnie to, że SLD nie było w stanie wyłonić z własnych szeregów kandydata. Nie potrafiliśmy wystawić wyrazistej osoby, ponieważ ludzie mający własne zdanie z partii wcześniej odeszli, lub zostali z niej wypchnięci. Gdy doszło do wyborów na najważniejszą funkcję w państwie, zabrakło nam człowieka. Magdalenę Ogórek wystawiliśmy nie dlatego, ze miała jakieś zasługi, to był tylko chwyt marketingowy. Zrobiliśmy z wyborów prezydenckich reklamę proszku do prania. Wybory parlamentarne były kontynuacją sposobu myślenia uwidocznionego podczas wyborów prezydenckich. Formuła koalicji była formą zabezpieczenia autonomii partii wchodzących w jej skład, a przy okazji nie naruszała przywództwa ich szefów. Formuła była odbierana przez wyborców jako tratwa ratunkowa dla parlamentarzystów SLD i Twojego Ruchu, a nie jako wiarygodna propozycja programowa mogąca być alternatywą dla PO czy PIS. Koncepcja koalicji sprowadzała się tak naprawdę jedynie do wystawienia nowej twarzy w osobie Barbary Nowackiej, a nie stworzeniu wiarygodnego programu państwowotwórczego, którego realizacja miałaby być celem nadrzędnym. Narracja wyborcza Zjednoczonej Lewicy nie mówiła o woli zmiany państwa, czy o sposobie rozwiązania problemów Polaków, dominował w niej przekaz o chęci przekroczenia progu wyborczego i uzyskania mandatów wyborczych. W kampanii nie widać było woli walki o zwycięstwo wyborcze i nie widać było jaką właściwie Polskę chcemy budować. Ukazał się się obraz SLD jako partii oportunistycznej nastawionej na uzyskanie jakiejkolwiek władzy i stanowisk dla wąskiej grupy przywódców. Naszą słabością było to, że funkcje posłów stały się dla części polityków tym właściwym zawodem, a Partia i członkowie stali się dla nich statystami niezbędnymi do ich startu w wyborach. Spowodowało to stagnację, a chęć walki i zmiany rzeczywistości Polaków zmieniła się w wolę zatrzymania za wszelką cenę miejsc w ławach poselskich. Mit „nieomylności wodza” spowodował, że władze SLD oderwały się od rzeczywistości. Kilka milionów Polaków uciekło z kraju nie przez brak in vitro, czy złe kazania proboszcza w parafii, ale z przyczyn ekonomicznych, a SLD jakby tego nie dostrzegło. Przez ostatnie lata nie kreowaliśmy polskiej rzeczywistości, a koncentrowaliśmy się na jej komentowaniu, często w sposób niewiarygodny, w stosunku do działań PiS czy PO. To są powody klęski w ostatnich wyborach, a nie partia Razem i wystąpienie Adriana Zandberga. Celem SLD stało się uzyskanie choć kilkunastu mandatów, a nie wygranie wyborów. Nie dziwię się, że wyborcy na nas nie głosowali. Kto chce głosować na partię, która otwarcie mówi, że nie idzie po zwycięstwo i będzie zadowolona jak przekroczy próg wyborczy? Gdyby SLD działało właściwie, nie byłoby partii Razem. Jej twórcy sami przyznawali, że założyli partię, bo SLD ich nie reprezentowało. Największą słabością SLD jest to, że trudno wyborcom zorientować się, po co właściwie istniejemy, na czym polega nasza lewicowość i właściwie jaką Polskę chcemy budować. Chęć przypodobania się wszystkim rozmyła naszą wiarygodność i spowodowała, że właściwie do nikogo nie mówiliśmy. Dawno temu powinniśmy skoncentrować się na codziennych problemach Polaków. Walczyć o podniesienie płacy minimalnej, opiekę społeczną i "zdrową" służbę zdrowia. Po prostu twardo stąpać po polskiej ziemi, a nie liczyć, że zdarzy się cud i nagle pojawi się żelazny lewicowy elektorat, który zagłosuje na nas, bo będzie niezadowolony z rządów PO. Musimy zrozumieć, że kapitalizm nie jest dogmatem, nie jest idealny i nigdy nie będzie. Gospodarka powinna być narzędziem do budowy Państwa, społeczeństw i dobrobytu obywateli. Chcę żeby SLD ubiegał się o władzę w celu budowy Państwa, a nie jedynie chciał władzy. Musimy odbudować naszą wizję państwowotwórczą, nasze programy przebudowy państwa nie zaś tylko "programy socjalne", bo Lewica nie jest od działań charytatywnych i łagodzenia skutków kapitalizmu, tylko powinna zajmować się planami gospodarczymi i dążyć do budowy takiego Państwa, gdzie zapomogi nie są koniecznością. Kapitalizm nie jest dogmatem ani religią i nie możemy się bać jego krytyki i zmiany. Gospodarka powinna być podstawą budowy społeczeństwa, nie zaś być drogą do wzbogacania się jednostek. Nie zbudujemy stabilnego państwa obywatelskiego bez stabilności ekonomicznej jego obywateli. Nie wszystkie relacje międzyludzkie mają się sprowadzać do rywalizacji. Nie każdy stanie się Kopciuszkiem w bajce zwanej życiem, bo książę jest jeden na sto tysięcy Kopciuszków. Budujmy społeczeństwo, w którym dobrze czują się wszyscy, a nie tylko osoby dobrze sytuowane. Ludzie biedni i głodni sprzedadzą swoje wolności i prawa za choćby obietnicę pełnej miski. Na naszych oczach PIS wykorzystał tę zasadę. Lewica powinna pamiętać, że praca ma wymiar nie tylko ekonomiczny, ale również społeczny i nigdy nie może o tym zapominać. Jestem zwolennikiem 30godzinnego tygodnia pracy, jak również nacjonalizacji strategicznych dla Polski sektorów gospodarki ponieważ kompletnie nie wierzę w bajki o lepszym zarządzie prywatnego właściciela i niewidzialnej ręce rynku, która wszystko reguluje. Ostatni światowy kryzys gospodarczy wyraźnie pokazał, że takie opowieści to bzdury. Jestem zwolennikiem progresji podatkowej, ponieważ jest to mechanizm zabezpieczający społeczeństwo przed dyktatem jednostek mających przewagę finansową na państwem i jego organami. Źródłem naszej słabości, jako Lewicy, jest również to, że przegraliśmy dyskurs historyczny i pozwoliliśmy by świadomość historyczną Polaków wypełniły fałszywe obrazy nie tylko PRL, ale nurtów lewicowych w historii Polski i ich roli w Jej kształtowaniu. Opluwanie tego okresu jest fragmentem narracji mającej legitymizować działania prawicy i tworzyć ze współczesnych polskich lewicowych nurtów wroga. Wrogość do "komuchów" jest jednym z silniejszych spoiw PIS i PO. Musimy walczyć o obiektywną ocenę przeszłości, w tym PRL, jednak nie może to być podstawowy element naszej narracji politycznej, ponieważ powinniśmy koncentrować się na budowie Państwa i jego przyszłości przez pryzmat dzisiejszych potrzeb i realiów współczesnego świata, nie zaś poprzez rozbudzanie sentymentalnej nostalgii u starszego pokolenia Polaków. Stoi przed nami ogromne wyzwanie, ponieważ czeka nas walka o przetrwanie formacji. Największą naszą siłą nie jest subwencja, nie są liderzy, bo serie błędów politycznych i wynik wyborów parlamentarnych pokazały, że tak naprawdę ich nie mamy, naszą siłą są struktury potwornie przetrzebione, zniechęcone jednak nadal istniejące i program, którego realizacja powinna być celem naszego istnienia. Polskie realia polityczne jasno pokazują, że formacja polityczna oparta jedynie na „twarzy” przywódcy, a nie posiadająca zaplecza w rozbudowanych strukturach, szybko znika ze sceny politycznej. Nasze działania powinniśmy rozpocząć od odbudowy struktur i oparciu się na tych samorządach w których mamy przedstawicieli. Musimy wzmocnić struktury partii w Polsce, poza Warszawą, do najniższych szczebli, bo tam rozstrzygnie się przyszłość SLD. Za samobójcze uważam pomysły budowy organizacji kadrowej, ograniczaniu wsparcia finansowego dla struktur terenowych, czy likwidowanie siedzib. Lwia część subwencji powinna zostać zainwestowana właśnie w odbudowę struktur terenowych. Czasy robienia polityki z okienka telewizora dla SLD skończyły się, ponieważ PIS będzie przejmował media i ograniczał nam do nich dostęp. Jakąkolwiek szansę na obecność w mediach na poziomie lokalnym dają nam nasi przedstawiciele w samorządach. Musimy postawić na obecność w internecie, w portalach społecznościowych, jak również postawić na rozbudowę naszej jedynej gazety „Trybuny”. Konieczne jest odbudowanie lewicowego zaplecza intelektualnego i traktowanie go jako źródła inspiracji. Bez ideologii, programu traktowanego poważnie i wiedzy jak go wprowadzić w życie nie będziemy mieli siły by przetrwać. Kolejnym krokiem jest wyjście na ulice, do ludzi i tam przedstawianie naszej wizji Polski. Mamy trzy lata do wyborów samorządowych, aby się pozbierać i zacząć reprezentować wizję kraju alternatywną do tego, co obecnie robi PiS. Jeśli przegramy w wyborach samorządowych, to parlament pozostanie poza naszym zasięgiem. Będzie to definitywny koniec SLD. Niezbędna jest demokratyzacja struktur SLD i wprowadzenie wyborów powszechnych na każdym szczeblu, na wszystkie funkcje partyjne. Obecne wybory Przewodniczącego Krajowego powinny być ukoronowaniem takiego procesu, a nie jego początkiem, ponieważ teraz wyglądają bardziej jak próba utrzymania resztek władzy przez osoby współodpowiedzialne za funkcjonowanie Partii w ostatnich latach. Wprowadzenie wyborów powszechnych i zmiany w statucie zwiększające wpływ i udział członków w życiu partii zachęci ich do działania, bo dotychczas mogli jedynie podejmować uchwały, których potem nikt nawet nie czytał. Wybory powszechne uniemożliwią funkcjonowanie „spółdzielni” i przekształcanie się Przewodniczących w „Baronów”. Jestem zwolennikiem wprowadzenia pełnej autonomii organizacji poszczególnych szczebli w wyłanianiu kandydatów w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Oddolne wybory powszechne zweryfikują, kto właściwie może mówić, że jest liderem i ma zaufanie i poparcie członków. Czeka nas również wypromowanie nowych kandydatów na samorządowych i parlamentarnych listach wyborczych, a także wypracowanie systemu ich wyłaniania przynajmniej na kilka miesięcy przed wyborami. Jeżeli zostanę Przewodniczącym bezwzględnie rozliczę wszelkie nadużycia funkcji i pieniędzy partyjnych. Jestem zwolennikiem przebudowy dokonywanej pod szyldem SLD, bo nie wierzę, że sama zmiana szyldu na Zjednoczoną Lewicę sprawi cud. Przebudowane SLD, czy nawet Zjednoczona Lewica, jeżeli ma być wiarygodnym i poważnym projektem, powinna być zbudowana na konkretnych podwalinach programowych i dawać Polakom wizję alternatywy dla rządów PIS czy PO. Nie może opierać się jedynie na "twarzach" osób chcących za wszelką cenę utrzymać się w polityce. Przekonanie, że prosta zmiana „szyldu” rozwiąże wszelkie problemy jest po prostu skrajną naiwnością. Jestem przeciwnikiem budowy polityki partii, czy państwa w oparciu o słupki poparcia i dostosowywaniu się do nich. Polityka polega na kreowaniu rzeczywistości i przekonywaniu ludzi do swoich koncepcji i planów. Musimy tworzyć własną siłę i na niej opierać się, a nie liczyć na to, że nasi przeciwnicy polityczni popełnią błąd. Powinniśmy być Partią dynamiczną, „agresywną” w walce politycznej i artykułowaniu naszych oczekiwań, czy ocen działań prawicowego rządu. Niezbędne jest byśmy byli opozycją wyrazistą, dążącą do starcia. Współpraca ze związkami zawodowymi, lewicowymi partiami i organizacjami politycznymi nie jest opcją, a koniecznością i logicznym kierunkiem działania. Współpraca opierać się powinna na poszukiwaniu wspólnych celów, a nie podkreślaniu różnic. Tak naprawdę chęć "różnienia się" bardziej wypływa z ambicji personalnych przywódców poszczególnych organizacji i chęci utrzymania autonomii, niż z rzeczywistych "rowów" ideologicznych. Płaszczyzn do wspólnego działania naprawdę jest wiele, a PIS z każdym dniem swoich rządów będzie ich dostarczał coraz więcej. Nie mam zamiaru na siłę dążyć do łączenia organizacji, taki proces musi wypływać z rzeczywistej woli wszystkich zainteresowanych stron, jednak ostatnie wybory jasno pokazały, że rozdrobniona lewica będzie marginalizowana i nie będzie miała żadnego wpływu na kształt Państwa. Działania PIS-u dobitnie pokazują, że czeka nas próba budowy państwa autorytarnego, już u swego początku depczącego reguły demokracji i parlamentaryzmu. Nie mamy co liczyć na przedterminowe wybory, na branie pod uwagę wyników referendów czy opinii społecznej przez PIS. Nie ma się co nastawiać na romantyczne wyborcze szarże w łopocie husarskich piór, na drogi na skróty. Czeka nas droga pozytywistyczna, budowa struktur i odzyskiwanie utraconego zaufania ludzi. Nasze zwycięstwo zależy tylko od nas. Wybory nowego Przewodniczącego ciągle przebiegają w Partii według tego samego schematu. Niezadowoleni z działań dotychczasowego Przewodniczącego odsądzamy go od czci i wiary zrzucając na niego odpowiedzialność za błędy i klęski, zapominając, że nie podejmował decyzji samodzielnie. Normą jest już, że najgłośniej krzyczą ci, którzy są współodpowiedzialni za błędne decyzje. Na fali odnowy poszukujemy nowego kandydata, który wniesie świeżość i energię w działania Partii a wybieramy znanego i przewidywalnego, który stał w „drugim szeregu” za dotychczasowym Przewodniczącym. Potem jesteśmy zdziwieni, że zmiana nic nie zmieniła. Gdybyśmy znowu mieli myśleć kategoriami rozpoznawalności, to Jarosław Kaczyński powinien wystartować na szefa SLD. Jesteśmy w momencie, gdy musimy postawić na jakąkolwiek zmianę. Bez dogłębnej przebudowy struktur, nowego statutu, nowych liderów i odważnego programu nie odzyskamy zaufania Polaków. Jeżeli nie zaryzykujemy, to przejdziemy do historii. Tomasz Nesterowicz [email protected]