Mapa Kultury

Transkrypt

Mapa Kultury
Pobrano z portalu Mapa Kultury
20.01.2011
Marusia
____________________________
autor: Marta Konarzewska
„Świat nie zapomni o mnie, lecz ona o mnie zapomni. Oto tragedia”.
Tak Jan Kasprowicz, słynny, wtedy już dojrzały w latach, poeta młodopolski mówił o młodziutkiej Marii.
Nie była jeszcze jego żoną, nie była nawet narzeczoną. To działo się we Lwowie, w kawiarni. Jak
wspomina sama Maria, Kasprowicz był wtedy żarliwy i patetyczny. „Nie umiem żartować z życiem –
powiedział – a zwłaszcza z miłością. Przeżywam ją zawsze tragicznie. – Potem zwracając się nie
wiadomo do kogo, wskazał na mnie i rzekł: – Wiecie, dlaczego tak ją kocham? Dlatego, że jest rzadkim,
zadziwiającym stworzeniem, misternym narzędziem, bogatym tworzywem, z którego można jeszcze
ulepić człowieka”. Czy ona go kochała? – Tego była pewna. „Coraz rzadziej zadaję sobie pytanie,
czy kocham Janka, jak się kochać powinno, nie myśląc o sobie, bez zastrzeżeń. Możliwe, że nie
dorosłam jeszcze do takiego uczucia, lecz wiem, że kocham go tak, jak nie kochałam jeszcze nigdy
nikogo” – notowała w dzienniku. Była od niego wiele młodsza, zapatrzona w jego siłę, w artystyczny
geniusz. Zupełnie inna od jego poprzedniej żony – Dagny, tej słynnej femme fatale polskiego
dekadentyzmu, która odeszła do Stanisława Przybyszewskiego. Na początku ludzie otaczający
Kasprowicza byli do Marii uprzedzeni jako do Rosjanki. Jednak już gdy ją po raz pierwszy przywiózł do
Poronina, zachwyciła zakopiański świat artystów urokiem i słodyczą. „Nie istnieje dla mnie nic poza
tobą, prócz ciebie – mówił jej wtedy Kasprowicz. – Jesteś moją duszą! Dla ciebie oddałbym wszystko,
oddałbym życie w ofierze. Jestem gotów walczyć o Ciebie z całą Polską”. Kiedy przyjechał do
Petersburga się oświadczyć, nie najlepsze zrobił wrażenie. Maria była córką generała. Pochodziła więc
z rodziny wymagającej, a poeta nie był ani stateczny, ani bogaty, ani elegancki. Przyjechał do
Petersburga w kapeluszu o dużej fantazyjnej krezie i w zakopiańskiej pelerynie. „Eto rozbojnik,
rozbojnik!” – krzyczała matka Marii. Ślub się jednak odbył, Maria zamieszkała w domu na Harendzie w
Poroninie i weszła w artystyczne życie ówczesnej Polski. Zaprzyjaźniła się też głęboko z rodzinami
góralskimi, pokochała polską kulturę, język i obyczaj. Nazywano ją „panią Marusią”. Oprócz tego, że
była muzą wielkiego poety, niesłabnącym źródłem inspiracji twórczej, była też jego powiernicą i
najważniejszą adresatką jego poezji. „Jest tylko jedna kobieta w Polsce, która rozumie prawdziwie
moją poezję, to moja żona” – mawiał Kasprowicz. Sama także pisała. Najwybitniejszym jej
osiągnięciem jest niewątpliwie pięcioczęściowy Dziennik. Ślad po sobie zostawiła Maria także na
kartach dzieł innych twórców. Michał Choromański w swojej powieści Schodami w górę, schodami w
dół opisał ją nieco złośliwie. Nieco inaczej wspomina ją Henryk Worcell w książce Wpisani w Giewont. Jaka była? Narcystyczna. „Nie znam na świecie nic poza sobą” – notowała. Ale była też kochająca,
wrażliwa, nierówna. „Słucham w napięciu głosów w sobie sprzecznych, gwałtownych, porywających
mnie w przeróżne kierunki”. O Kasprowiczu, wbrew temu, co mówił w uniesieniu we Lwowie, nie
zapomniała. Troszczyła się o jego dorobek długo po śmierci, od 1950 roku była kustoszem w
poświęconym mu muzeum. strona 1 / 1