gospodarka niskoemiyjna

Transkrypt

gospodarka niskoemiyjna
Wreszcie konkurencyjna i niskoemisyjna gospodarka?
Autorzy: Stanisław Tokarski, prezes zarządu Tauron Wytwarzanie, Jerzy Janikowski,
szef Biura Regulacji i Współpracy Międzynarodowej Taurona
(„Polska Energia” – nr 6/2013)
Całkowite wyeliminowanie emisji CO2 przez kraje Unii Europejskiej nie powstrzyma
efektu cieplarnianego
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach Marcin Korolec, minister
środowiska, powiedział: „Przez UE przetacza się kolejna faza kryzysu gospodarczego, a w
USA mamy do czynienia z rewolucją łupkową i bardzo poważnymi spadkami ceny gazu i
elektryczności, a w tle, w przyszłości, mamy unię o wolnym handlu pomiędzy UE a USA.
Myślę, że kryzys, jaki przechodzi obecnie polityka klimatyczno-energetyczna, nie przesądza
jeszcze o jej końcu. Ta polityka zostanie przedefiniowana i urealniona. Będzie bardziej
przyjazna biznesowi, ale też musi stać się znacznie tańsza”. Minister powiedział to 13 maja.
Dziewięć dni później podczas obrad Rady Europejskiej poświęconej zagadnieniom energii
oraz podatków padały podobne stwierdzenia.
Filary polityki energetycznej
Według Międzynarodowej Agencji Energii polityka energetyczna winna uwzględniać trzy
równie ważne elementy – ochronę środowiska, bezpieczeństwo energetyczne oraz wzrost
gospodarczy. Są to filary będące podstawą do formułowania długoterminowych planów.
Każdy z tych elementów musi być w takim samym stopniu uwzględniany, aby nie zachwiać
równowagi i umożliwić rzeczywiście skuteczną realizację uzgodnionej polityki. Tyle teoria, a
jak wygląda to w praktyce? Polityka energetyczno-klimatyczna UE zasadniczo opiera się na
tych samych aspektach – walce ze zmianami klimatu, zagwarantowaniu bezpieczeństwa
zasilania i zapewnieniu energii po akceptowalnych cenach dla przemysłu i gospodarstw
domowych. Niestety, akcenty nie są rozłożone równo. W unijnych planach priorytetem jest
walka ze zmianami klimatu i przekonanie, że koncentrując się na tym obszarze, równocześnie
poprawimy bezpieczeństwo zasilania (bo źródła odnawialne są zasadniczo wewnętrznymi
zasobami energii), obniżymy cenę energii (wszak wiatr i Słońce nic nie kosztują), a wszystko
to przełoży się na poprawę konkurencyjności unijnych gospodarek.
Dlaczego w Unii to nie działa
Rzeczywistość pokazuje jednak zupełnie inne rezultaty. Odnawialne źródła energii są bardzo
drogimi rozwiązaniami i aby powstawały, wymagają kosztownych systemów wsparcia, które
z kolei zakłócają funkcjonowanie rynku. System handlu emisjami – pomimo że wypełnia
postawione przed nim cele w postaci redukcji emisji w najbardziej ekonomiczny sposób
(zapis z preambuły dyrektywy ETS) – jest kontestowany przez unijnych urzędników i
permanentnie podejmowane są próby jego zaostrzania, co destabilizuje sytuację na rynku i
powstrzymuje inwestycje. Ceny energii rosną, obciążając odbiorców indywidualnych.
Protesty związane ze zbyt wysokimi cenami prądu doprowadziły na początku roku do upadku
rządu w Bułgarii. Temat ten zaczyna pojawiać się w debacie publicznej również w
Niemczech, ponieważ tamtejszy przemysł w związku z rosnącymi kosztami produkcji na
miejscu przenosi ją poza granice kraju. Według ostatnich danych kierunkiem preferowanym
jest USA i trafia tam przemysł nie tylko z Unii, ale również z Chin. Konkurencyjność
gospodarek państw unijnych spada, a technologie odnawialne, dzięki którym miały niby
powstawać nowe miejsca pracy, stają się domeną państw trzecich. Tym samym z
powodzeniem eksportują swoje wyroby na unijny rynek. Skutki realizacji unijnej polityki
energetyczno-klimatycznej są więc dokładnie odwrotne od wskazywanych przez jej autorów.
Mimo to polityka ta jest jednak konsekwentnie realizowana, a co gorsza – proponuje się jej
zaostrzenie w długiej perspektywie czasowej. Trzeba wyraźnie podkreślić, że nawet całkowite
wyeliminowanie emisji CO2 przez Unię obniży światowy poziom emisji co najwyżej o 10
proc. To nie powstrzyma globalnego ocieplenia. Sensowne działania mają uzasadnienie
wyłącznie w przypadku wspólnych wysiłków podejmowanych przez wszystkie kraje, a bez
uzyskania wcześniejszego globalnego porozumienia nie ma na to szans. Wbrew deklaracjom
unijnych urzędników nikt też nie naśladuje Unii i nie wprowadza u siebie drogich rozwiązań,
takich jak obligatoryjne cele dla źródeł odnawialnych czy kosztowne opłaty za pozwolenia na
emisje, które obniżają konkurencyjność gospodarek. Unia nie jest w tym obszarze wzorem,
jaki chcieliby wprowadzić u siebie jej światowi konkurenci.
Podejście Amerykanów
W USA nie ma obowiązkowych celów klimatycznych. Podstawowym kryterium jest
natomiast ekonomia. Prowadzi to do promowania najbardziej efektywnych kosztowo
rozwiązań, jakimi w Ameryce Północnej okazały się technologie gazu łupkowego i ropy
łupkowej. Dwutlenek węglowa stosowany jest do wspomagania wydobycia ropy. Wszystko to
powoduje, że realne emisje związane z wytwarzaniem energii się obniżają, natomiast ceny
energii są na niskim poziomie, a gospodarka staje się coraz bardziej konkurencyjna. W ten
sposób wykorzystuje się rodzime zasoby tańszego paliwa, a węgiel w naturalny sposób
zmniejsza swój udział w rynku. Ekonomia jest zatem czynnikiem napędzającym obniżanie
emisji. Podejście unijne jest niestety odwrotne – polityka klimatyczna powoduje podnoszenie
poziomu cen energii.
Zmiana akcentów?
W wielu gremiach coraz częściej pojawia się jednak problem utraty konkurencyjności
przemysłu państw UE. Wysokie ceny energii zdecydowanie utrudniają mu funkcjonowanie na
globalnym rynku. Równocześnie obserwowany jest permanentny brak nowych inwestycji, co
w dłuższej perspektywie zagraża stabilności pracy systemów energetycznych, a następnie
grozi utratą bezpieczeństwa zasilania. Rozwiązaniem problemu może być pojawienie się
rynków mocy, dzięki którym możliwe byłoby zapewnienie niezbędnego dla bezpieczeństwa
pracy systemu rezerwy lub uruchomienie koniecznych inwestycji. Rozważane są reformy i
harmonizacja niezwykle kosztownych systemów wsparcia odnawialnych źródeł energii, które
nie gwarantują bezpiecznego zasilania, psując jednocześnie mechanizmy funkcjonowania
wolnego rynku. Problemem pozostaje jednak podejście Komisji Europejskiej, według której –
pomimo dostrzegania kłopotów, jakie obserwujemy – jedynym możliwym rozwiązaniem
pozostaje zaostrzenie polityki ograniczania emisji CO2 i dalszy wzrost udziału źródeł
odnawialnych. Widzimy to w przedstawianych do konsultacji publicznych propozycjach
zmian strukturalnych systemu handlu emisjami czy Zielonej Księgi wytyczającej kierunki
długoterminowej polityki energetycznej Unii, jak również propozycjach tzw. backloadingu
czy komunikatu Komisji w sprawie przyszłości technologii CCS. Jednak sama Komisja
Europejska zaczyna powoli patrzeć na zagadnienie inaczej. Unijny komisarz ds. przemysłu
Antonio Tajani powiedział: „Teraz mamy cel 20 proc., potem możliwa jest debata w ramach
globalnego porozumienia, ale jestem absolutnie przeciw nowym celom (...). To byłaby duża
pomyłka dla Europy i także jej zaangażowania w walkę przeciwko zmianom klimatycznym,
ponieważ jeśli Europa zmieni cel, wiele firm przeniesie działalność poza UE. (...) Z
globalnym porozumieniem możemy zmienić cel. Ale bez tego porozumienia będzie to duży
błąd. Bardziej ambitne cele są niemożliwe do spełnienia dla naszych firm. Ważne, by być
realistą (...), stawiać możliwe do osiągnięcia cele”.
Co może poprawić sytuację
Pogłębiający się kryzys gospodarczy i sytuacja obserwowana na świecie każą przemyśleć
unijną politykę energetyczno-klimatyczną. Przy jej konstruowaniu muszą się zrównoważyć
wszystkie akcenty. Ochrona środowiska jest bardzo ważna, ale nie można popadać w
skrajność, poświęcając dla niej konkurencyjność gospodarek. Wsparcie rozwoju OZE nie
może zakłócać rynku i generować dodatkowych kosztów dla pozostałych jego uczestników –
zarówno innych wytwórców, jak też operatorów systemów przesyłowych i dystrybucyjnych
oraz odbiorców. Należy jak najszybciej podjąć działania zapewniające utrzymanie
bezpieczeństwa zasilania, które przy nadmiernie rozbudowanym udziale źródeł odnawialnych
oraz imporcie paliw z regionów niestabilnych politycznie staje się zagrożone. Konieczne jest
zagwarantowanie stabilnych warunków legislacyjnych niezbędnych do podejmowania
inwestycji i odbudowy mocy wytwórczych. Jakiekolwiek kroki dyskryminujące wybrane
technologie są szkodliwe zarówno dla rynku energii, jak też i całych gospodarek – wszystkie
opcje muszą pozostawać otwarte. Jeżeli miałyby się natomiast pojawić jakiekolwiek cele
klimatyczne, to wyłącznie o charakterze wskaźnikowym, a nie wiążącym. Na rynku energii
jest miejsce dla wszystkich – dla dużych wytwórców, dla małych jednostek wytwórczych
OZE, a także dla prosumentów. Przyjęta polityka nie może jednak zakłócać rynku i zrzucać z
jednych podmiotów odpowiedzialności bądź kosztów na pozostałe, bo to szkodzi i rynkowi, i
gospodarce. Realizację różnych celów należy wspierać różnymi narzędziami. Oczekiwania,
że wszystko uda się załatwić poprzez zaostrzenie systemu ETS, są nieporozumieniem. Jeżeli
chcemy mieć więcej innowacji, to potrzebny jest mechanizm, który do nich zachęci. Jeśli
chcemy pomóc jakiejś technologii, bo ma realne możliwości osiągnięcia komercyjnej
dostępności, to należy to zrobić przy jak najmniejszych wydatkach i w jak najbardziej
ograniczonym czasie bez obciążania innych uczestników rynku. Jeśli potrzebne są inwestycje,
to musi być także zapewniony odpowiedni klimat, aby zaczęły się pojawiać. Stosowne
sygnały cenowe z rynku mogą przyjść na tyle późno, że przy długim procesie inwestycyjnym,
jaki jest charakterystyczny dla sektora, nowe inwestycje nie zdążą wejść na rynek na tyle
wcześnie, aby zapobiec brakom energii czy gwałtownym wzrostom jej cen. Duży udział OZE
i rozbudowa systemów przesyłowych nie rozwiążą tutaj problemu. O tym także trzeba
pamiętać. Być może po raz pierwszy zaczynamy nareszcie mówić o gospodarce
konkurencyjnej i niskoemisyjnej.