Światła świętej Łucji (1)

Transkrypt

Światła świętej Łucji (1)
Światła świętej Łucji (1)
wtorek, 20 grudnia 2011 00:52 -
Nikt nie pamiętał już jak do tego doszło, że stał się bezdomny, a on sam nie chciał do tego
wydarzenia wracać. Zapytany przez innych bezdomnych, odpowiadał z niechęcią, że tak jakoś
wyszło, taki widocznie jego los. Wśród zabiedzonych życiowych rozbitków pojawił się
jako
ś na początku lata w dość porządnym garniturze i drogich, skórzanych butach. Nie pasował do
tych brudnych, odzianych w brudne, tanie szmaty
mężczyzn, zarośniętych i śmierdzących tytoniem oraz
tanim alkoholem. Przez długi czas każdego ranka wyciągał z kieszeni przybory toaletowe, golił
się i mył zęby, nabierając wody z plastikowej butelki, którą codziennie napełniał w pobliskim
barze, do którego zaglądał, by kupić bułkę, którą potem zjadał na ławeczce w parku. Po
miesiącu pasta skończyła się, a wkrótce potem tępa żyletka nie nadawała się już do użytku.
Ciągle jednak miał nadzieję na jakieś zajęcie, więc chodził na ulicę, gdzie w małej gablotce na
jednym z budynków zamieszczano oferty dorywczej pracy.
Niekiedy udawało mu się dostać kilka złotych za rozładowanie wagonu, przeniesienie pudeł,
pozamiatanie placu, ale to wystarczało jedynie na dwa, trzy dni skromnego posiłku. Jego
ubranie szybko zamieniło się w szmaty, które nie wzbudzały zaufania potencjalnych
pracodawców, więc z czasem
było coraz trudniej o te parę złotych. Nie chciał żebrać i nie
potrafił, a poczucie własnej godności nadal nie pozwalało mu kraść. Słyszał gdzieś o gościnnej
bramie jakichś zakonnic, które zawsze wynosiły do furty talerz gorącej zupy, ale nie pytał, na
jakiej ulicy.
- Nie jest ze mną jeszcze tak źle, żebym prosił kogoś o litość – okłamywał samego siebie, ciągle
mając nadzieję na jakieś zajęcie.
W rzeczywistości wyglądał bardzo nędznie – zniszczone ubranie zwisało na nim jak ze
starszego brata, zarost pokrywał niezwykle chudą twarz, a kościste dłonie i zapadnięte oczy
postarzały go o jakieś dwadzieścia lat. Cały jego dobytek mieścił się w reklamówce –
bezużyteczna maszynka do golenia i zasuszony pędzel, pusta mydelniczka, szczotka do
ubrania i gąbka do mycia butów w plastykowym woreczku, brudny ręcznik i zużyta
szczoteczka do zębów, sweter, który ubierał na noc, kiedy było dość zimno oraz stary
zniszczony parasol. Nie miał koca, więc noce były wyjątkowo nieprzyjemne, gdyż przenikliwe
zimno przenikało przez znoszone ubranie.
1/3
Światła świętej Łucji (1)
wtorek, 20 grudnia 2011 00:52 -
Kiedy nastały wrześniowe przymrozki, postanowił przełamać się i zajrzeć do pojemników na
śmieci, które na dużych osiedlach były ukryte za murkami. Można więc było rozejrzeć się i w
razie nadejścia mieszkańca z kubłem śmieci ukryć się za dość wysokimi kontenerami. Odkrył,
że jest to prawdziwa skarbnica dla takich jak on, ludzie bowiem często wyrzucają prawdziwe
skarby – stare kołdry, koce, kurtki, buty – zaopatrzył się więc we wszystko, co mu było
potrzebne. Ktoś wyrzucił cały worek dobrej jeszcze odzieży, więc wybrał dla siebie kilka rzeczy,
które postanowił gdzieś ukryć, by służby oczyszczania miasta nie zabrały ich na miejskie
wysypisko śmieci.
Przed oczyma przewinął mu się film o samotnym rozbitku, który z tonącego wraku przenosił
na wyspę różne przydatne przedmioty. Tak, on też był takim Robinsonem Kruzoe, lecz jego
oceanem było miasto, a wrakiem - miejskie śmietniki. Powrócił myślami do powieści, którą
przeczytał w dzieciństwie. Podziwiał wtedy zaradność i wytrwałość głównego bohatera, nie
myślał wówczas, że kiedyś sam będzie takim Robinsonem. Należało więc tylko poszukać
schronienia – jak
to uczynił bohater powieści Defoe, ale
gdzie?
Przypomniał sobie o altance czy szopie na skraju miasta, którą zauważył kiedyś w lecie.
Zaniedbany ogródek wskazywał na to, że właściciele porzucili ten skrawek ziemi. Odtąd ta
waląca się szopa stała się jego domem. Drzwi
do niej
nie były zamknięte, więc wniósł tam swoje skarby. Kilkakrotnie odwiedził tego dnia różne
śmietniki i nazbierał w nich nie tylko odzienie na zmianę, lecz też obite talerze, kubki i garnki.
Brakowało mu jeszcze sztućców, ale tym się nie martwił, gdyż obok parku była budka, w której
klientom serwowano potrawy
z plastykowymi sztućcami. Do wody też nie miał daleko, gdyż obok szopy była mała studnia z
ręczną pompą. Po raz pierwszy od kilku tygodni umył się cały, przebrał w czystą odzież i położył
się spać nie w jakiejś ruinie czy piwnicy, lecz we „własnej” szopie, przykryty kołdrą i z głową na
poduszce. Śnił, że jest w swoim domu, że słyszy kroki krzątającej się matki i że cały ten
koszmar bezdomności był tylko złym snem, a nie koszmarną wegetacją.
Obudził się dość późno. Było południe, a pusty żołądek dopominał się o jakieś jadło. Z tym
było gorzej, bo nie miał już ani grosza. Postanowił więc spróbować szczęścia i poszukać pracy.
Tego dnia rzeczywiście zarobił nie tylko na śniadanie i obiad, ale też na skromne zapasy –
bochenek chleba, słoik pasztetu, marmoladę, paczkę herbaty i mydło. Wrócił więc do swej
szopy szczęśliwy i pełen nadziei, że może coś się zmieni w jego życiu. Po raz pierwszy od kilku
tygodni zaczął czytać – tym razem wyciągniętą ze śmietnika starą gazetę. Nie przypuszczał, że
2/3
Światła świętej Łucji (1)
wtorek, 20 grudnia 2011 00:52 -
tyle zmieniło się na świecie od czasu jego oderwania się od normalnego życia w cywilizowanym
świecie. Póki był w szpitalu, słyszał strzępy informacji o tym, co się działo, lecz gdy opuścił
pachnącą czystością i różnymi specyfikami medycznymi salę, świat poza miejscem, w którym
aktualnie przebywał, przestał istnieć – skurczył się do kilku ulic, na których codziennie spędzał
wiele godzin swej. Ten zapomniany świat teraz na nowo zaistniał i zaczął niepokoić różnego
rodzaju kataklizmami, wojnami, konfliktami społecznymi.
Przeżywał to jednak inaczej, gdyż sam był teraz jednym z tych tysięcy, może już milionów
bezdomnym i bezrobotnych, których jedynym zmartwieniem był pusty brzuch, zimno, brak
dachu nad głową i niepokój o jutro.
Kilka słonecznych dni zachęciło go do przeszukania ogrodu. Na karłowatej jabłoni znalazł
sporo jabłek, które zerwał i przeniósł do szopy, a kilka zasuszonych śliwek, które zerwał ze
starego, pochylonego drzewa, przypomniały mu te z dzieciństwa – kupowane przed Wigilią na
tradycyjny kompot. Żuł je długo, rozkoszując się ich słodyczą. Potem wygrzebał jeszcze kilka
marchewek, które zjadł na surowo.
( cdn)
-
Buy viagra egypt
Viagra free cheap
Generic viagra news
Viagra from 0.77 per pill
Buy cialis flash
Viagra capsule price in india
Free cialis daily use
Use of cialis and viagra together
Cialis tablets 10
Legitimate cialis online
Hypertension and viagra use
Viagra and cialis free sample
Cialis safe to be online
Generic cialis compare
3/3

Podobne dokumenty