WSPOMNIENIA z lat 1940-1945 - Szkoła Podstawowa nr 10 im
Transkrypt
WSPOMNIENIA z lat 1940-1945 - Szkoła Podstawowa nr 10 im
Moje wspomnienia ze Szkoły Podstawowej Nr 10 im. Henryka Sienkiewicza w Lublinie z lat 1940 - 1945 Sprowokowana folderem, jaki otrzymałam od Pana mgrm inż. Waldemara Stoczkowskiego Dyrektora Szkoły Podstawowej Nr 10 w Lublinie, a wydanym z okazji 90-lecia tej szkoły, postanowiłam spisać garść wspomnień z okresu w którym byłam uczennicą tej szkoły tj. lat 1940/45. Dla niektórych, to czas bardzo odległy, a dla mnie to csas zupełnie nieporównywalny do warunków w jakich uczy się obecne pokolenie Dla tych dzieci i młodzieży to będzie z pewnością egzotyka, ale myślę, że warto, aby tę egzotykę poznali. Zanim opowiem o .swoich wspomnieniach, opowiem o szkole, 0 wydarzeniach które znam z opowiadań mojej mamy i starszego rodzeństwa W pierwszym okresie istnienia szkoły uczniami mogły być dzieci mieszkające w Lublinie. Obecna dzielnica Tatgiry była wsią, więc dzieci, które chciały uczęszczać do szkoły Nr 10 musiały być przemeldowane - 1 to ich rodzice robili. To mówiła mi moja mama. Natomiast tuż przed jrybuchem wojny do szkoły Nr 10 chodziło moje rodzeństwo: brat Zdzisław i siostra Halina i to od nich miałam dużo więcej informacji. Przed wojną, szkoła obchodziła bardzo uroczyście święta państwowe - miała swój sztandar, z którym wszędzie występowała. Moja siostra w swoim albumie pokazała mi fotografię z takiej uroczystości. Młodzież zebrana na boisku szkolnym, a poczet sztandarowy twoxzyli: Wanda Gnypek, Halina Keller, Zygmunt Zwierzchowski i Rusinkówna. Wśród dzieci jest moja siostra Halina i siostra cioteczna Gienia Drzymulska ze swoją I-sza klasą. W szkole działała organizacja harcerska. Mój brat był harcerzem. Harcerstwem opiekował się ks. Stanisław Stachowicz. To on organizował dla chłopców wycieczki do świdnickiego lasu. Przed samą wojną zorganizował dla swoich podopiecznych wycieczkę pociągiem nad morze. Nie wszystkie dzieci była stać na taki wyjazd, ale wiem, że liczyły się oceny w szkole i tacy pojechali za darmo - sponsor nie był znany, ale tajemnicą poliszynela było, że zapłacił ks. Stachowicz. Zaangażowany w wychowaniu młodzieży nie mógł być obojętny dla niemieckich władz okupacyjnych. Bardzo; szybko został aresztowany i jak tysiące polskich księży został więźniem Dachau. Wiem, że przeżył. Wzmiankę o Nim czytałam w książce Melchiora Wańkowicza "Atlantyk - Ocean Spokojny" - przejeżdżając przez Teksas autor pisał: "nie sposób nie wstąpić do przemiłego księdza Stachowicza. Został daleko od kraju, który bardzo kochał. Przekrój społeczny w klasie mojej siostry był bardzo różny, tak jak i całej Kalinowszeżyzny. Były dzieci polskie i żydowskie, dzieci ładnie ubrane i dzieci bose 0 Potwierdza to zdjęcie załączone - klasa mojej siostry z wychowawczynią panią Joanną Kaczkowską. W szkole przed wojąą uczyły oprócz w/w wymienionych p.p Kulm, Zofia Krywult, Janina Drzymulska - w latach kolejnych w czasie okupacji uczyła w szkole Nr 26, ale szybko została usunięta od nauczania przez władze gestapo. - 2- A teraz to już moje wspomnienia. Urodziłam się w domku jednorodzinnym z ogrodem. Mieszkałam tak, jak większość moich koleżanek i kolegów. Nasi rodzice byli :irzemieślnikami, rolnikami, robotnikami, sklepikarzami i w małej liczbie urzędnikami państwowymi. Mieszkałam przy ul, Wiejskiej, obecnie ul. Gen. Władysława Andersa. Naukę rozpoczęłam w 1§40r. Podszkolona orzez starsze rodzeństwo w zakresie pisania i czytania poszłam od razu do II-ej klasy Szkoły Powszechnej Nr 10 w Lublinie przy ul. Tatarskiej. Cząść budynku szkolnego była zbombardowana przez Niemców w czasie nalotów, więc dla potrzeb uczniów wykorzystywano inne pomieszczenia. Przez krótki okres uczyłam się w budynku Szkoły Powszechnej Nr 26 /ks. Salezjanie/, później w dawnej aptece /obecnie budynek w ruinie przy przystanku na Kalinowszczyźnie w pobliżu Przychodni Zdrowia, a jeszcze później w sali parafialnej przy kościele św.Agnieszki. Klasy w budynku szkolnym były widne, miały piece kaflowe, podłogi drewniane, pociągnięte ropą - z-apach był bardzo drażniący. Ławki były drewniane, solidne, w pulpitach miały umieszczone kałamarze z atramentem.. Ponieważ to był okres okupacji niemieckiej i bieda dotknęła wszystkich, wiec klasy w okresie zimy nie były w większości ogrzewane. Czasem uczniowie przynosili jakiś opał, ale odmrożone ręce nie były wyjątkiem. Przy budynku szkolnym przy ul, Tatarskiej funkcjonował ogródek warżywnypielęgnowany przez uczniów pod nadzorem Pani - tak się mówiło o nauczycielce. Sanitariaty, to zwykłe ustępy z oddzielnym wejściem dla dziewcząt i chłopców. Były bielone wapnem i bardzo często chlorowane. Pamiętam, że było tam czysto. Do szkolnego budynku przylegało bardzo duże boisko, ogrodzone drewnianym, bardzo szczelnym płotem /zdjęcie/- obecnie znaczną część dawnego boiska zajmuje firma samochodowa. Wielu nauczycieli to ci, którzy uczyli przed wojną. Nie pamiętam nazwiska dyrektora, ale nauczycielami byli: p. Zofia Krywult była przez kilka lat moją wychowawczynią, uczyła również śpiewu, p.Joanna Kaczkowska - wychowawczyni mojej siostry. W klasach późniejszych moimi wychowawcami byli p.p Wiszniewski i Jan kobus. Pani Kulm uczyła języka polskiego. Prefektem tj. nauczycielem religii był ksiądz Kędra. Ważną funkcję w szkole sprawował woźny p. Konstanty Ujma pilnował porządku w szkole, dzwonił ręcznym dzwonkiem na przerwy i potrafił niegrzecznego chłopaka wytargać za ucho, co w następstwie bardzo skutkowało. Ani w szkole, ani na boisku nikt nie używał wulgarnych słów - . Uczyliśmy się wielu przedmiotów, co widać na świadectwach. Ukończenie szkoły uprawniało do zdawania do gimnazjum. Zeszyty i książki /których poza elementarzem było niewiele/ nosiliśmy różnie. Ja z rodzeństwem mieliśmy tornistry.na tornister mówiliśmy raniec. Tornister był wykonany z mocnej tektury, powleczonej lakierem i dlatego wyglądał jak ze skóry, paski przy tornistrze były skórzane. Miały ogromną zaletę - nie krzywiły kręgosłupa, bo były na plecach, a nie wisiały na pupie, jak obecne plecaki. Wielu chłopców nosiło książki i zeszyty spięte mocno rzemiennym paskiem przewieszonym przez ramię. Zeszyty były w trzy linie dla klas młodszych, w jedną linię dla klas starszych, w kratkę i czyste do rysunków. Był również liniuszek /podkładka z grubymi liniami do czystego zeszytu, która gwrantowała równe pismo/ i bibuła, która odsączała"atrament i nieskutecznie wywabiała kleksy, będące zmorą nieuważnych uczniów. - 3W moim wyposażeniu był również piórnik. ByTdrewniany, miał przedziałki na obsadkę, ołówek, gumkę i stalówki. Zamykał ,się na zasuwkę. Pisało się obsadką wyposażoną w stalówkę, którą się maczało w atramencie. Stalówki miały swoją nazwę w zależności od kształtu - były krzyżówki, łopatki, innych nie pamiętam.Do matematyki, jako przyborniki służyły patyczki /takie jak zapałki/ i liczydełka - małe, kolorowe i bardzo lekkie. Były cyrkle i ekierki. W szkole nie było znane pojęcie korepetycji. Dzieci opóźnione z różnych powodów, a takie były, nauczycielka kierowała do wspólnego odrabiania lekcji z uczniami zdolniejszymi. Ponieważ był to czas okupacji niemieckiej w szkole nie działało harcerstwo. Działała SKO tj. Szkolna Kasa Oszczędności i biblioteka. Pierwsza moja książka, jak i innych dzieci co było rytuałem, nosiła tytuł "Zuch", później "Zuchy". To był pierwszy etap wtajemniczenia, później można było wybierać, ale zawsze pod okiem Pani od j. polskiego, W szkole była pani higienistka - głównie sprawdzała czystość uszu, szyji i u dziewcząt czystość włosów, gdyż chłopcy byli strzyżeni na kolano - mogli mieć tylko grzywki. Z zabiegów lekarskich pamiętam, że miałam szczepioną ospę i wsz-yscy byliśmy szczepieni p-ko durowi. Religia była takim samym przedmiotem jak inne. Uczył mnie ks. Kędra. Jest z nami na zdjęciu z Pierwszej Komunii Sw. Na tą uroczystość mieliśmy skromne ubrania. Wszystkie dziewczynki miały krótkie białe sukienki, wianuszki przeważnie z żywych białych kwiatków i do tego "lilijki" tj. kwiat białej lilii zrobiony z bibuły. Chłopcy w granatowych ubrankach i każdy z nich miał świecę. Z tej tak ważnej okazji nie było w moim domu przyjęcia i nie słyszałam, aby takowe było u któregokolwiek ucznia. Inaczej niż dziś wyglądało bieżmowanie. W kościele św. Agnieszki byliśmy ustawieni w dwuszereg - od ołtarza po kruchtę. "Matką chrzestną" dla całej naszej grupy była nauczycielka Pani Joanna Kaczkowska, która każdemu z nas kładła rękę na ramieniu, a kto udzielał tego sakramentu nie pamiętam. Ponieważ był to czas niemieckiej okupacji w szkole nie było nauki historii. Pamiętam lekcję z Panią Zofią Krywult. W momencie, kiedy mówiła "coś zakazenego" niespodziewanie do klasy wszedł Niemiec w mundurze. Nie zapomnę przerażenia naszej Pani, a on coś do niej powiedział, uśmiechnął się i wyszedł. Nie było spodziewanych, jak sądzę, konsekwencji. Pani Krywult ucz-yła nadal. W efekcie okupacji niemieckiej, świadectwa szkolne były pisane^w dwóch językach - z lewej po niemiecku z prawej po polsku, oczywiście przed wojną i po wyzwoleniu były tylko polskie. Mimo upływu lat, mam żywe wspomnienia i szacunek dla szkoły, a przede wszystkim dla jej nauczycieli. Przekrój społeczny, a tym samym zamożność rodzin i dzieci była zróżnicowana, ale nigdy, żaden nauczyciel nie różnicował uczniów w zależności od statusu społecznego - miarą oceny były postępy w nauce. d«-» Q i j jflr* łaaxxxxmS$ąix£ąc moje wspomnienia szkolne, wiele zagadnień konsultowaz moją siostrą Haliną Jarosz. To ona wycięła z-e swojego albumu i przekazała szkole fotografie obrazujące życie szkolne w latach 1936/37, a także okresowe, pierwszre świadectwa szkolne. Wiesława Kłębukowska Rok 1936/1937