Hart ducha kaprala Racisa

Transkrypt

Hart ducha kaprala Racisa
Hart ducha kaprala Racisa
2011-02-07
Kapral Romas Racis służył w Polskim Kontyngencie Wojskowym Afganistanie na stanowisku
ratownika medycznego. Niemal każdego dnia z wielkim plecakiem medycznym na plecach brał
udział w wyjazdach poza bazę Ghazni. Tak było aż do feralnego 24 grudnia, kiedy został wraz
kilkoma kolegami poszkodowany w wyniku wybuchu improwizowanego urządzenia wybuchowego.
Rozpoczął swoją służbę w 2009 roku w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie na
stanowisku ratownika medycznego. Na misję w Afganistanie zgłosił się jako ochotnik. Służył w
grupie zabezpieczenia medycznego 1 kompanii zmotoryzowanej (1 kzmot) Zgrupowania
Bojowego Alfa (ZB A). Przez kolegów w bazie nazywany jest po prostu Romkiem.
Jest drobny, a jego plecak medyczny, broń osobista z magazynkami oraz kamizelka ważyła
niemal tyle samo ile on sam. „Nigdy nie uskarżał się na ilość zadań, ani na to że jego plecak jest
zbyt ciężki. Zawsze powtarza, że jak jest dużo pracy, to czas szybko leci. Jego hart ducha jest
olbrzymi”, mówił dowódca grupy zabezpieczenia medycznego 1 kzmot ZB A kapral Hubert Mnich.
Kapral Racis jest bardzo skryty, mimo tego jest lubiany. „Bardzo koleżeński i sympatyczny,
rozsiewa wokół siebie aurę koleżeństwa i zrozumienia”, mówi zastępca dowódcy 1 kzmot
porucznik Marek Łągiewka. Ma też opinię człowieka o wielkim sercu, z dużym poczuciem humoru.
Jest radosny, uśmiechnięty i pełen entuzjazmu.
Już trzeciego dnia po
przybyciu do Ghazni wyruszył na swój pierwszy patrol. Od tego momentu rozpoczął nowy etap
misyjnej rzeczywistości. Podczas jednego z patroli, w którym uczestniczył, w czasie wymiany
ognia z rebeliantami jeden z jego kolegów został postrzelony. Kapral Racis bez wahania,
Autor: Victoria Coren
Strona: 1
najszybciej jak to możliwe udzielił pomocy poszkodowanemu, narażając własne życie. „Dzięki
działaniom, które podjął, dzięki temu, że pomoc była udzielona prawidłowo i szybko, żołnierz po
rekonwalescencji powrócił do zdrowia i sił. Dziś służy wśród nas. To wielka zasługa
kaprala”, mówił kapral Mnich.
Romek został wyznaczony do udziału w patrolu 24 grudnia. Kolumna została zaatakowana przez
rebeliantów. Pod Rosomakiem, w którym się znajdował, wybuchło improwizowane urządzenie
wybuchowe. Romek i kilku jego kolegów zostało poszkodowanych. Jako jeden z pierwszych
wydostał się z transportera i pomimo obrażeń natychmiast przystąpił do działania. Wraz z kilkoma
innymi żołnierzami pomógł załodze opuścić uszkodzony transporter i udzielił pomocy medycznej
najbardziej poszkodowanym. „Odruchowo chwycił za swój plecak ratowniczy i zaczął działać, nie
zważając na własne obrażenia”, relacjonował kapral Mnich. Udzielał pomocy poszkodowanym
pomimo bólu do czasu przybycia śmigłowca grupy ewakuacji medycznej MEDAVAC. „Po
przybyciu śmigłowca ustąpił miejsca mniej poszkodowanym. Pozostał do końca z plutonem”,
mówił wzruszony kapral Mnich.
Po powrocie do bazy, kiedy opadły emocje i przestała działać adrenalina, okazało się, że kapral
Racis ma uszkodzoną stopę i kolano. Dołączył do pozostałych poszkodowanych w szpitalu
polowym w bazie Ghazni. „Chciał szybko wrócić do służby, ale nie zgodzili się na to lekarze”,
opowiadał dalej kapral Mnich. Kontuzja okazała się być na tyle poważna, że musiał powrócić do
Polski. Czeka na operację kolana.
Romek cały czas ma kontakt telefoniczny ze swymi kolegami z 1 kzmot ZB A. Nieustannie
powtarza, że chce wrócić do Afganistanu i choć zdaje sobie sprawę, że nie będzie to możliwe zbyt
szybko, ma nadzieję, że stanie się to zaraz po zakończeniu leczenia i rehabilitacji.
Fot.: archiwum PSZ
Autor: Victoria Coren
Strona: 2

Podobne dokumenty