Stado Pań

Transkrypt

Stado Pań
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl
Stado Pań
Żeby zrozumieć swoje położenie na mapie życia, musisz zrozumieć pojęcie stada. Stado to większa ilość ludzi (im
więcej, tym lepiej, ale dla stada a nie dla Ciebie), która ma swoje
Żeby zrozumieć swoje położenie na mapie życia, musisz zrozumieć pojęcie stada. Stado to większa ilość ludzi (im
więcej, tym lepiej, ale dla stada a nie dla Ciebie), która ma swoje przekonania i poglądy.
Stado baranów
Dlaczego dużą ilość ludzi nazywa się stadem, domyślnie stadem baranów? Ponieważ ta analogia jest bardzo trafna.
Stado musi mieć swojego lidera (pastuszka), czyli kogoś kto ustala zasady, rządzi, wskazuje kierunek wypasu,
decyduje co jest dobre a co złe. Te zasady zawsze orbitują wokół pragnienia władzy, rozszerzania swych wpływów i
powiększania majątku; krótko mówiąc, każdy lider chce mieć więcej i więcej, nie tylko żeby przetrwać (inni atakują,
żądni naszego stadka), ale by rosnąć w potęgę (poprzez atakowanie innych). Mamy duże, groźne psy które pilnują,
by nikt ze stada nie uciekł (uciekiniera nazywa się zdrajcą, opluwa jego zdjęcie, mówi o nim najbrzydsze rzeczy,
mówi że pójdzie do piekła na wieki, jak się da to morduje czy bestialsko torturuje, żeby inni wiedzieli co ich czeka,
gdy uczynią podobnie), oraz wilki (wzbudzanie opowieściami, mitami i plotkami strachu przed odejściem, inne
stada przedstawia się jako diabelskie, demoniczne, złe, a nasze jako jedynie dobre, w tym pełnym zła świecie).
Stado kontroluje Cię poprzez Twoje przekonania, wierzenia, wizję tego co jest dobre a co złe. Sznurki którymi Tobą
się rusza, są wczepione w Twoją głowę, a dokładniej - w podświadomość, część emocjonalno pamięciową
człowieka. Kij i marchewka, to kierownica i hamulce stada.
Bóg, honor, ojczyzna, pieniądze
Można należeć do wielu stad jednocześnie, ale zawsze jest te najważniejsze, z którym mamy najsilniejszy związek,
które ma na nas największy wpływ emocjonalny, w którego "prawdy" najmocniej wierzymy. Takim stadem jest
religia i kraj gdzie się urodziliśmy. Czyli w naszym przypadku, od tysiąca lat katolicyzm (rezydentura obcego
państwa, Watykanu, która Niemieckim ogniem, mieczem i ścinaniem kudłatych łbów naszych pradziadów, wygryzła
dawne wierzenia) oraz Polska, ojczyzna w której drzewa piękniej wyglądają, trawa jest bardziej zielona a Pan Bóg
szczególnie nas umiłował, co czytając pierwszą lepszą książkę od historii widać, słychać i czuć.
Można należeć do stada harcerstwa, korporacji, kulturystów, grupy muzycznej, leśników, partii politycznej
(jakiejkolwiek), pasjonackiej (np. filatelistyka, modelarstwo, ważne by było sporo ludzi), sztuk walki, gangu, mafii,
urzędu państwowego, środowiska prawniczego czy lekarskiego. Wszystko co grupuje wielu ludzi, jako stado
wytwarza własną hierarchię i pragnie zwiększyć swą władzę, rozszerzyć się - w tym celu stada wyłuskują z tłumu
wiernych sobie ludzi lidera (najczęściej pozbawionego skrupułów i moralności psychopatę, pragnącego za wszelką
cenę władzy, ukazującego się stadu jako anioł dobroci), po czym walczą ze sobą o dominację, co widzimy wszędzie
wokół siebie. Sami chcąc nie chcąc, jesteśmy żołnierzami różnych stad - walczymy, potwierdzając publicznie nasze
przekonania, namawiając innych do naszej racji - jak namówimy (nawrócimy), dany człowiek zmienia poglądy (czyli
opuszcza swoje stado, by dołączyć do naszego). Stado które zostaje osłabione, pozbawione członka, nazywa go
zdrajcą i szmatą, a stado które się nim wzmacnia, nazywa go nawróconym, mądrym, szlachetnym. Punkt widzenia,
zależy od punktu siedzenia, jak zawsze. Ile razy dziennie namawiasz innych na swoje racje? Ile razy obgadujesz
kogoś, że jest zły i głupi (czyli ma inne poglądy niż Ty)? To jest właśnie wojna informacyjna, reklama swoich stad i
ich interesów, całkowicie za darmo i na pewno nie w swoim własnym interesie.
Mądry czy głupi? Zależy kto chwali
Np. członkowie stada katolickiego oraz korwinistycznego, usilnie mnie przekonują (wyzwiskami, sugerowaniem
głupoty, że moja ciężka choroba to kara Boża itd.) do poglądów, które gdybym przyjął, sprawiłyby że byłbym w ich
stadzie. Wtedy by mnie poklepali po plecach, nazwali mądrym, światłym. Problem w tym, że ja nie chcę być w
jakimkolwiek stadzie, bo nie chcę walczyć o cudze interesy swoim kosztem. Oni tego nie rozumieją, bo stado
sprytnie maskuje swoje cele, nazywając je dobrem dla świata czy nawet wolą Boga (którego ani widu ani słychu),
przekonując swe marionetki że walczą o słuszną sprawę. Nie, nie i jeszcze raz po stokroć nie. Nie walczycie o
dobro, tylko o interesy swojego stada, swoim kosztem - i patrząc na książki do historii, żadnego trwałego
zwycięstwa osiągnąć nie możecie. Religie, cywilizacje i wszelkie inne, tak kiedyś potężne stada upadały, by
powstawały nowe, tak samo obiecujące gruszki na wierzbie. To wszystko upadło, nie przetrwało, zniknęło - a ludzie
poświęcali swe życia dla nich. I po co, co z tego mieli? Przyszli na świat, zostali wykorzystani, oszukani, umarli i
koniec. Nic co robili nie przetrwało, nie zmieniło na lepsze świata. Ja takiego życia nie chcę.
Poświęcacie swój czas, energię - zamiast w tym czasie zająć się sobą, swoim życiem, Bogiem, który ze stadami i ich
interesami nie ma nic wspólnego. Ja oczywiście nadal jestem w wielu stadach (rozwojowe, historyczne, sportowe i
kilka innych), ale od wielu większych się już zdecydowanie odciąłem. Ich członkowie byli oburzeni, próbując mnie w
każdy możliwy sposób obrazić i zdyskredytować, okazać pogardę nazywając odszczepieńcem, zdrajcą, tchórzem,
sra... we własne gniazdo zaprzańcem - a ja to rozumiem i wybaczam, bo ich sytuacja jest doprawdy nieciekawa.
Dopóki na świecie są miliony różnych stad, nie zaznają spokoju ani satysfakcji, poczucia że wszystko gra. Stado na
to nie zezwoli - bo spokój jest przeciwieństwem gniewu i nerwówki, która sprawia że walczysz, przekonujesz,
marnujesz swoje życie, czyli energię i czas na cudze cele. Będą cierpieć do końca życia, a za swoje cierpienie
obwiniać innych, równie nieświadomych żołnierzy obcych stad, że nie chcą przejąć ich poglądów.
Życie poza stadem
Tymczasem po wyjściu ze stada, odkryłem że mogę tu i teraz być szczęśliwy i zadowolony - mam na to energię, bo
z nikim nie walczę i nie przejmuję się tym, że inni nie wierzą w to co ja (no, nie do końca tak jest, ale blisko).
Ponieważ całe życie byłem wierny niejednemu stadu, wiem doskonale że taki neurotyczny stan wydaje się
normalny, bo wszyscy tak żyją, ale w istocie jest skrajnie nienormalny, toksyczny i nienawistny wobec człowieka.
Bycie w stadzie jest straszne, bo pozbawia nas mocy, którą każdy człowiek dostał od życia, natury, Boga - nie wiem
skąd. Tę energię można wykorzystać dla siebie, albo dla walki w cudzych interesach. Jeśli dla siebie, życie stanie
się pełne błogości i szczęścia. Jeśli dla innych, brak energii przywoła depresję, choroby, lęki i rozpacz. Nic
ciekawego, po prostu rzygowiny, bo inaczej tego nie można nazwać. Gdyby ludzie zajęli się sobą, a nie osądzaniem
i nawracaniem innych na jedynie słuszną drogę stada, świat byłby miejscem pełnym harmonii i szczęścia. A nie
jest. Być może dlatego Jezus za to co głosił, został zamordowany przez stado; ono chce żebyś osądzał, widział w
innych zło, bo dzięki temu można Cię użyć jako mięsa armatniego w interesach stada. Gdy przestajesz osądzać,
stado nie może się rozrastać, niknie w oczach, słabnie.
Stada obecnie walczą o władzę poprzez informację (media, internet, głównie największe fora, onet, wykop
opanowany przez stada korwinistów itd.), namawianie, przekonywanie, manipulowanie, wyśmiewanie, ośmieszanie
przeciwnika (innego stada) - przemoc jest stosunkową rzadkością. Gdy stada staną się szczególnie potężne,
wybucha wojna o dominację. Tak było ze stadami narodowego socjalizmu, i komunizmu. Oba te systemy jawnie
mówiły o władzy nad światem, a obywatele tych imperiów byli jedynie marionetkami, używanymi jako mięso
armatnie w zapasach stojących nad nimi struktur. Stadami są też struktury grupujące kiboli, chuliganów, które
walczą ze sobą o władzę nad ulicą, czy dzielnicą. Stada są agresywne, a są i znacznie spokojniejsze - jednak
wszystkie wykorzystują jednostkę do swych celów. Np. w Polsce spece od psychomanipulacji, specjalnie tworzą
wiele stad, które się zwalczają. W innym wypadku główne stado (narodowe) byłoby tak potężne, że wypchnęłoby
inne - co oznaczałoby dobrobyt i spokój w kraju, oczywiście do czasu. Póki wszyscy się nawzajem kąsamy, inne
stada (obce mocarstwa, Watykan, Niemcy, USA, Izrael, czyli ich wywiady tu działające) nas wysysają z czego się da
(gdzie dwóch się bije, trzeci korzysta).
Walcz, cierp, albo jesteś zdrajcą
Stado ma jedną, zasadniczą cechę. Sprawia że należące do niej jednostki, muszą być utrzymywane w stanie
cierpienia, lęku, złości czy frustracji, gniewu. Musi tak być, ponieważ człowiek szczęśliwy nie będzie walczył,
przekonywał nikogo do swych racji. Po co? Przekonywanie zawsze kryje w sobie niepewność i brak szacunku dla
innych ludzi. Jeśli jestem pewny swych racji, nie ma potrzeby walki i natarczywego przekonywania, modlenia się, by
Bóg zmienił ich poglądy na moje - szanuję ludzi i ich wybory, niech wierzą w co chcą. Chcesz wierzyć ze Korwin,
były komunista, w czasie gdy wrogów systemu bestialsko torturowano i mordowano, a on robił karierę i żył jak
pączek w maśle, odmieni tę ziemię na lepsze? Wierz w to, co mi do tego? Jak dojdzie do władzy, po prostu stąd
wyjadę do socjalnego kraju, miliony innych ludzi pewnie też.
Stado Cię unieszczęśliwia, tworzy nierealne problemy, mnoży je i podsuwa korzystne dla siebie rozwiązania. Dopóki
jesteś w stadzie, będziesz smutny i strapiony, rozmodlony czy zamyślony w walce o swoją ideę - czyli tak naprawdę
będziesz walczył w interesie stada i jego liderów, którzy przedstawiane Ci szczytne idee mają tam, gdzie słońce nie
dochodzi.
Przyjrzyjmy się większym stadom, by zrozumieć ich sens. Zacznijmy od wojska.
Wojsko, czyli państwowa tresura ludzi
Celem wojska jest sprawienie, by człowiek należący do tej struktury bezmyślnie, automatycznie wykonywał szereg
czynności. Zbudzony w środku nocy, zanim jeszcze umysł się rozbudzi, ciało ma wykonywać musztrę. To
konieczność, by w razie wojny ludzie nie uciekali, a pod wpływem silnego stresu (wybuchy, wrzaski rannych i
umierających, brak rozkazów i łączności, strach, przerażenie) robili to, co trzeba. Wojsko to instytucja treserska,
gdzie bezustannym powtarzaniem, brakiem snu (podświadomość staje się bierniejsza, podatniejsza na sugestie)
presją (wrzaski sierżanta), nagrodą (brak wrzasku, przepustka, pochwały, szacunek w oddziale itd.) ma wyćwiczyć
w człowieku odpowiednie odruchy. Ważnym czynnikiem tresury człowieka jest stado - grupa.
Znany zaklinacz psów, Pan Cesar Millan (znienawidzony przez psich behawiorystów), aspołeczne psy "uzdrawia"
wprowadzając je do swojego stada psów, które zachowują się poprawnie (zostały wytresowane wg. woli człowieka).
Te same metody działają także na ludzi. Gdy przyjmuje Cię jakieś stado (religijne, państwowe, społeczne,
hobbystyczne) zdecydowana większość ludzi dostosowuje się do niego zachowaniami i przekonaniami, czyli
zgodnie ze znanym przysłowiem "kto z kim przestaje, takim się staje". Jeśli się nie dostosowuje, zostaje z niego
wygnane, przeklęte i wyśmiane (dużo w tym śmiechu pogardy, nienawiści i strachu), więc działasz tak, jak inni, by
nie doświadczyć bardzo bolesnego odtrącenia.
Żołnierz myśleć samodzielnie nie może, tylko w jakimś małym, operacyjnym zakresie na polu bitwy. Żołnierz jest
oduczony myśleć, a przyzwyczajany do wykonywania rozkazów - idzie i zabija, nie myśląc właściwie dlaczego to
robi, a najczęściej robi to dla grupki cwaniaków, którzy na krwi i flakach młodych chłopaków, hodują swoje małe
imperia. Nie wierzysz? Uwierz temu, który żołnierzy wysyłał na wojnę. Oto Pan Henry Kissinger, amerykański
polityk i dyplomata, laureat Pokojowej Nagrody Nobla: "Żołnierze są tępymi, głupimi zwierzętami używanymi w
polityce zagranicznej". To właśnie tacy Panowie, mówią Ci o chwale wojennej, walce o pokój, wyzwalaniu z ucisku
biednych bombami z napalmem i uranowymi pociskami, płacą poetom i dziennikarzom by opiewali glorię i chwałę
wojska, a kapłanom za obiecywanie nieba po śmierci na polu walki - a potem się z nich bezlitośnie nabijają i drwią.
Wojsko to przeważnie młodzi ludzie, bo młodych z racji silnej emocjonalności, naiwności i braku doświadczenia,
można łatwo oszukać. Tego nieżyjącego już niestety Pana już nie: KLIK
Potęga w generałach, kapelanach i admirałach floty
Wojsko w czasie wojny, zwłaszcza w Polsce, pełne po brzegi generałów i kontradmirałów kilku pordzewiałych łódek,
to siedlisko zepsucia i korupcji, a także niewiarygodnego wręcz idiotyzmu. Żołnierza pozbawia myślenia tresura, a
generalicję żądzą pieniądza. Przed drugą wojną światową, zakupiono za olbrzymie pieniądze okręty podwodne na
Bałtyk, z których żaden nie wziął udziału w bitwie, uciekły - dopiero później walczyły dla Anglików. Pieniądze które
na nie poszły, mogły być skonsumowane np. na tysiąc armat ppanc i pięćset plot (plus minus kiedyś to liczyłem),
które być może zatrzymałyby ofensywę wehrmachtu na tyle, że Francja skuszona łatwym zyskiem, weszła by w
nich jak w masło. Oczywiście nasz los był tak czy siak przesądzony, gdyż na wschodzie czekały tysiące czołgów
autostradowych (BT) i innych, miłującego pokój towarzysza Stalina. Teraz znowu kupujemy trzy okręty podwodne
za pożyczone pieniądze - czy są nam potrzebne? Nie, nie są. Zatopi je kilka tanich rakiet. Ale ile admirałów
wybuduje nowe rezydencje? Każdy prezydent mianuje swoich generałów, bo każdy z tych niskich wzrostem i
moralami ludzi, uwielbia mieć swoje wojsko, defilady, salutujące mięso armatnie, no i działkę od łapówek przy
przetargach. Na sto tysięcy żołnierzy, mamy, uwaga! 119 generałów. US army na półtora miliona żołnierzy ma 40
generałów. Jesteśmy potęgą światową! A ilu mamy emerytowanych, którym trzeba porządnie zapłacić? A ilu
kapelanów, błogosławiących działa i karabiny? A tak poważnie - po co nam armia, skoro jesteśmy kolonią
zachodnich koncernów, przeznaczoną do bycia tanią siłą roboczą? Po co napadać kogoś, kogo i tak się okupuje, bez
kłopotów tworzonych przez ruch oporu i potrzeby wykorzystywania własnego wojska? Ano właśnie. Teraz się walczy
gospodarczo, informacyjnie, a armaty grzmią tylko w ostateczności.
Tresura człowieka to sprawienie, by przyjął interesujące nas poglądy i przekonania. Tak robi kościół, tresując przez
lata ludzi przynajmniej godzinę w tygodniu - działa, bo mimo tego że do kościoła nie chodzę już z dziesięć lat, na
dźwięk słów, jakichkolwiek ze mszy, od razu wpadam w stan lekkiej półhipnozy, wyćwiczonej latami powtarzania
bierności w kościele. Spójrz jak siedzą ludzie w kościele, zapatrzeni gdzieś w dal, znudzeni, w zasadzie
półprzytomni bo trudno utrzymać przytomność, gdy słyszy się te same słowa tysięczny raz - to stan u niektórych
lekkiej hipnozy. Czy wiesz jak hipnozą leczy się nałogi? Wprowadza w stan lekkiej hipnozy (jak na mszy świętej) i
daje się sugestie, mające przerwać nałóg tytoniowy, obżarstwo czy jakikolwiek inny (ćpanie, nimfomanię, chęci
samobójcze, depresję, fobie, lęki, nieśmiałość itd.). Im bardziej bierny jest umysł (świadomość), tym mocniej można
wpłynąć na podświadomość, czyli system zarządzający emocjami. Reklamy Cię nudzą prawda? Tak ma być, umysł
ma przysnąć, bo reklama ma trafić do Twej podświadomości, a nie świadomości. Świadomość jako strażnik
sugestii, tylko przeszkadza, więc każdy manipulator musi ją uśpić, wprowadzić w stan apatii, bierności, znudzenia.
Decyzje jakie podejmujemy, są w zasadzie kreowane emocjami przez podświadomość a sama świadomość u
zwykłego człowieka, nie ma za wiele do gadania. Kto się dostanie do naszej podświadomości, ten może zrobić z
człowiekiem niemal wszystko.
Msza to profesjonalna hipnoza, plus negatywne sugestie
Człowiek idzie na mszę, natychmiast nastepuje lekki paraliż woli, świadomość się wycofuje (bo to przecież dobre,
Boże, nie trzeba być czujnym, nic złego się nie stanie), a podświadomość człowieka dostaje sugestie bycia winnym,
grzesznym, złym, widzi także obrazy skatowanych zwłok na krzyżu, który przecież jest narzędziem tortur. Widzi
także wykrzywione z bólu i męki twarze świętych męczenników - natomiast nie widzi żadnej radości, seksu, żadnej
kobiety. Przemoc tak, cierpienia po stokroć tak, ale bliskość seksualna i rozkosz całkowicie nie. I niezależnie od
tłumaczeń funkcjonariuszy tej organizacji, podświadomość swoje przyjmuje w siebie, a co przyjmie (cierpienie,
sugestie że świat jest miejscem bólu i rozpaczy, miłość Boga prowadzi do morderstwa ukochanego syna, a więc
miłość oznacza kaźń i ból), to odda w postaci lęków, nerwic, poczucia rozpaczy, depresji, zawstydzenia byle czym,
nieokreślonym strachem, przerażeniem, poczuciem winy gdy walczysz o swoje - co opisuję dokładnie w mojej
książce "Stosunkowo dobry". Stąd później tak wielkie cierpienie, a także potrzeba by wracać i wracać tam, gdzie
rzekomo jest Bóg, a w istocie jest tylko zaawansowana psychomanipulacja podświadomością człowieka w imię
Boże.
Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ cierpiący, pełny poczucia winy (za śmierć Jezusa oraz grzech pierworodny) i
przestraszony diabłem człowiek, płaci, służy, głosuje jak chce ta organizacja (państwo za te głosy płaci naszymi
pieniędzmi i nieruchomościami) a na koniec wcale nie tak rzadko zapisuje swój majątek, by zwiększyć swe szanse
na niebo po śmierci. Cierpienie powoduje też otępienie człowieka (wywołane hormonami stresu), więc mamy
oprócz zastraszenia także ogłupienie. Ludźmi szczęśliwymi i przenikliwymi, nijak nie daje się rządzić, złośliwie też
nie chcą umierać na wojnie o cudze interesy, ani bać się złej istoty, której nie widzą. Kierowani Szatanem i
zdrowym rozsądkiem, widząc pedofilię w kościele, nie chcą uznać jej za diabelski atak na kościół, wymysł pełnych
nienawiści mediów (inni też gwałcą dzieci! To atak na kościół! Krzyczą oburzeni), tylko nazywają sprawę po
imieniu, bestialskim przestępstwem.
Panie za sobą nie przepadają
I teraz najciekawsze - każdy kto zna trochę życie, wie że Panie ogólnie się wzajemnie nie lubią. Trwa między nimi
bezustanna cicha wojna podjazdowa o to, która ma lepszy, piękniejszy, modniejszy ciuch, która ma lepsze
paznokcie, włosy i wiele szczegółów, na które mężczyźni nie zwracają uwagi, i wreszcie - która ma
atrakcyjniejszego, zaradniejszego faceta. Tu nie ma miejsca na prawdziwą przyjaźń, ponieważ działa biologicznie
motywowana presja, by mieć lepszego samca, a co za tym idzie ładniejsze, zdrowsze dzieci, oraz wygodniejsze
życie; czyli konkurencja, często bezlitosna, ale przejawiana w o wiele subtelniejszy sposób niż u mężczyzn. Panie
które są wzajemnie w opozycji do siebie, jako kobiety zachowują się jak stado - i tu działają ramię w ramię,
wspólnie. Osobiście się nie znoszą, zwłaszcza gdy mają atrakcyjnego męża (strach że przyjaciółka go odbije), w
swej masie jednak stoją za sobą i swoimi interesami murem. W dzisiejszych czasach, dzięki rozwojowi internetu,
stada mają wspaniałą możliwość ekspansji, czyli sprawienia by inne osoby (spoza mojego stada), przejęły moje
poglądy i przekonania. Dokonuje się tego jak w wojsku i kościele - wielokrotnym powtarzaniem w stanie bierności
(wywołanej powtarzalnym, nudnym rytuałem, ograniczeniem jedzenia, snu, presją, manipulacją, zastraszając i
obiecując zyski).
Jak działa globalne stado kobiet, bez względu na kategorie wagowe, kolor skóry i aktualne wzorce piękna? Najpierw
kobiety się programuje, wprowadza do głowy przekonania. Dobranocki, bajki, czytanki, komiksy, książki, filmy,
kreskówki - słowa Bardzo Ważnych dla dziecka ludzi, czyli autorytetów, mamy, babci i ciotek. Wszyscy mówią jedno
i to samo - szczęście to para, małżeństwo z dwójką dzieci, dom i posadzone przez wiernego samca drzewo.
Natomiast ci którzy nie mają małżeństwa i dzieci, są nieszczęśliwi, przegrani, smutni i zrozpaczeni, ich życie nie ma
żadnego sensu, a jak mówią inaczej, to znaczy że kłamią, są opętani przez Szatana albo chorzy psychicznie.
Przekaz jest miliony razy powtarzany w każdej możliwej formie od najmłodszych lat, aż staje się sensem życia
kobiety (a także mężczyzny, jednak w znacznie mniejszym stopniu). Wydaje się że szczęście można osiągnąć tylko
w jeden sposób - związkiem, dziećmi, ślubem. By rodzina miała sens, mężczyzna musi być konkretny, zarabiać, być
pracowity i przede wszystkim nie może odejść. To oczywiste - rodzina jest jak firma, musi być porządnie zasilana.
Ten przekaz wspiera państwo (bo im więcej ludzi, tym więcej żołnierzy na wojnę, więcej podatków i robotników do
zwiększania potęgi przemysłowej, więcej władzy i bogactwa), religia (bo więcej ludzi daje na tacę, oraz głosuje (czy
popiera) jak chce dana religia, co umożliwia wpływ kapłanów na polityków), kręgi biznesu (bo więcej ludzi kupuje
produkty i usługi). Im więcej nieszczęśliwych, cierpiących ludzi, tym religie, państwa i korporacje mocniej zacierają
chciwe łapki.
Jedno mówią, drugie robią
Kobiety bez względu na to co mówią, wiedzą swoje. Wiedzą więc, że główną, praktycznie jedyną monetą
przetargową z mężczyzną, jest seks. Dlatego każda kobieta, im głośniej krzyczy że liczy się wnętrze, tym więcej
pieniędzy wydaje by być piękną i atrakcyjną (tysiące szminek, tuszów, ciuchów, rzeczy których nawet nie umiem
wypowiedzieć). Im większy powab Pani, tym więcej facetów chce z tych rozkoszy skorzystać. Im więcej facetów,
tym większa szansa na zaradnego, bogatego, który zapewni wygodne życie jej i całej rodzinie. Kobieta ma w
zasadzie tylko ten jeden cel - dlatego po jego osiągnięciu, tyje i nie dba o siebie tak, jakby mogła, zanika też seks,
co jest cichym dramatem setek tysięcy mężczyzn w Polsce. Bo i po co się starać, jak wszystko jest osiągnięte?
Panie (jako stado) wytwarzają więc pewne mity, bardzo dbając by wszyscy w nie wierzyli. Jeśli ktoś w nie nie
wierzy, z automatu jest obrzucany wyzwiskami, ośmieszany i pogardzany. Stado broni swego interesu, kosztem
innych ludzi, no ale stada to nie interesuje - bo stado jest przekonane, że działa w dobrej wierze. Niestety nie. Nie
każdy jest stworzony do tego, by mieć dzieci. Nie każdy też funkcjonuje najlepiej w związku. Problem tkwi w tym,
że jeden schemat próbuje się narzucić wszystkim - i ludzie w niego wierzą, bo nic innego nie znają; wszystko inne
jest opluwane i wyszydzane. Jednak psychiki się oszukać nie da.
Co miało dać szczęście, nie daje go, bo u "genetycznego" samotnika dzieci zawsze spowodują cierpienie,
niezależnie od tego czego on chce czy nie chce. Jak cierpi, to nienawidzi - nawet podświadomie, ale dziecko to
bezbłędnie wyczuwa. Stąd patologia, wojny i nieszczęścia. Dzisiejsi sadyści, dyktatorzy i mordercy, to wczorajsze
niekochane, zgnębione w dysfunkcyjnej rodzinie dzieci. Dorosły w życiu emanuje tym, co dostał w dzieciństwie (w
formie wzorców, wierzeń, przekonań). Rodzice zostali oszukani - małżeństwo i dzieci miały dać szczęście, a dały
zgryzotę i ból, a na koniec oddali do domu starców, i sprzedali dobytek życia, by polansować się przy piramidach,
wstawić fotki z dzióbkiem na fejsa, gdy w tle pochrumkuje obfajdany wielbłąd, a otępiała od leków matka kona w
publicznej umieralni. Oszukano rodziców, a oni oszukali dzieci, które potem oszukają swoje potomstwo. Żeby
wiedzieć co dla Ciebie dobre, pytaj siebie, swego serca a nie innych ludzi, czy na internetowych forach. Dla jednego
dzieci będą przygodą i wielką radością, dla innych udręką w imię bycia jak inni, jak stado. Później dziecko gdy
dorośnie, brak miłości przełoży na nienawiść do ludzi. Oto kilka z mitów, które stado Pań wszelkimi sposobami chce
utrzymać jako prawdziwe, słuszne i zbawienne.
1. Seks ma wydawać się niezwykle cenny, dostępny jedynie po wielu wyrzeczeniach i próbach, podpisaniu prawnej
umowy, dzięki której co nasze, po rozwodzie będzie w połowie Pani, a co jej, będzie jej. Gdy ktoś pisze (np. ja), że
latami figlował za darmo (poznawałem Panie przez internet, po czym oddawałem się z nimi słodkiej namiętności),
pojawia się bunt i agresja, różnie wyrażana. Przeważnie są to słowa typu pusty, płytki i żałosny, oraz "życzliwe"
rady bym zbadał się na obecność wirusa HIV. No cóż, przykro mi, badałem się i jestem zdrowy. To na kiłę! Nic z
tego, zdrowy jak koń, przynajmniej w tym względzie. A zdrowie psychiczne? Dziękuję, w normie. Na pewno
skrzywdziła Cię jakaś kobieta! Nie, to ja sam się skrzywdziłem swoją głupotą, wiarą w to, że kobieta jest w stanie
dać mi szczęście, cwaniackim podejściem że dam kwiatki, powiem miłe słowa, a wtedy będę szczęśliwy. Gdy to
zrozumiałem, zacząłem sam dbać o to, by mieć przyjemność, bez uzależniania się od kogokolwiek, bez
upokarzających "dilów" - ja Ci mieszkanie, ślub, pieniądze, zrobię dziecko, a Ty mi powiesz że mnie kochasz. Sam
mogę się kochać, przynajmniej emocjonalnie - fizycznie potrzebuję Pań, no ale to nie jest trudno dostępne, wręcz
przeciwnie.
Jeśli seks będzie łatwo dostępny, a Panowie w to uwierzą (większość tego nie wie), nie będzie można limitować do
niego dostępu, np. migrenami, które cudownie mijają w dniu wypłaty. Nie będzie można zachęcać do ślubu, i
niekorzystnych dla mężczyzny rozwiązań prawno finansowych. Gdy seks będzie niezwykle drogi i cenny, można
wywindować cenę aż do nieba za dostęp do niego. Dlatego Panie powszechnie podziwiają i chwalą wiernych,
słodkich misiów, dla których żona jest wszystkim co istnieje, tzw. pantofli i Ryśków (od Ryśka z Klanu, dla którego
sensem życia jest żona i dzieci). Tymczasem ojcem ich dzieci, w co najmniej 25% są Panowie, którzy misiami
słodkimi na pewno nie są. No cóż, słodkie misie są do wychowywania i pracowania na rzecz rodziny, a do
zapłodnienia nadaje się kryminalista, wagabunda, pewny siebie i przebojowy kalibabka, tulipan i wierutny
kłamczuch, uciekający po seksie w siną dal. Miły facet kobiety nie podnieca - kobieta może go lubić, szanować, ale
nie poczuje porywających emocji, ułatwiających współżycie. Po prostu Panie uwielbiają kanalie, takie jak np. ja :)
2. "Kochać można tylko jedną kobietę w życiu". Ten mit powstał po to, by w wypadku rażącego naruszania przez
żony wszelkich zasad, samiec bał się odejść, bo przecież nikogo już nie pokocha. Prawda wygląda jednak tak, że
kochać można jeszcze mocniej, i to nawet nie kobietę, a wszystko co zechcesz. Dla układu hormonalnego to bez
różnicy, na jaki widok wstrzykuje hormony szczęścia do krwi.
3. Wierność po grób. Romantyczne, prawda? Tak, w filmach. W zwykłym życiu, facet bądź kobieta mogą
zachowywać się tak potwornie, że jedynym rozsądnym wyjściem jest odejść. Ale jak odejść, jak jestem wierny po
grób? Zostaję więc i cierpię, ku rozkoszy kata w spódnicy.
4. W małżeństwie wszystko jest wspólne, a intercyza jest wyrazem braku zaufania i miłości. Czyżby? Każdy kto zna
ponurą rzeczywistość sal sądowych, wie że brak intercyzy rujnuje tylko mężczyznę, a czasem wpędza go pod most,
na samo dno ludzkiej egzystencji. Kobieta łzami i szlochem wybroni się z niemal każdego oskarżenia.
5. Prostytutki są złe, obrzydliwe. Oczywiście że są złe, ale dla interesów małżonek, które chcąc coś przeforsować w
małżeństwie, albo ukarać męża (za brak szcześcia, które wg. seriali powinno samo przyjść po ślubie) odstawiają
małżonka od łóżka. Panie płatne przywracają wąsatym mężom radość życia, lekkość w trzewiach i wiarę w ludzi ku goryczy i oburzeniu legalnej, pobożnej małżonki, która przysięgę małżeńską łamie myślą, mową uczynkiem i
zaniechaniem każdego dnia.
6. Testy DNA są wyrazem braku zaufania, miłości i nienawiści do swej kobiety. A gdy po sześciu miesiącach od
porodu okaże się, że dziecko jest Twojego kolegi z pracy, mimo tej wiedzy płacisz do 21 roku życia obcego dziecka,
a często i na małżonkę (obniżenie standardu życia). Na utrzymanie swojego dziecka, jeśli zechcesz je mieć, nie
starczy już sił ani środków. Więc nie rób testów, ufaj bezgranicznie kobiecie, a później wypłakuj się na forach
prawniczych, rób próby samobójcze, żyj w nędzy i upodleniu by opłacić przygodę życia ludziom, którzy Cię oszukali.
------------------
Zapraszam do kupna moich e książek "Stosunkowo dobry", oraz "Wyprawa po samcze
runo" KLIK. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki "Co z tymi kobietami?" jako darmowego e
booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski.
Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym,
którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil
to [email protected]
Autor: samczeruno.pl
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl