Zamek Królewski w Warszawie - Muzeum
Transkrypt
Zamek Królewski w Warszawie - Muzeum
ZAMEK KRÓLEWSKI W WARSZAWIE - MUZEUM REZYDENCJA KRÓLÓW I RZECZYPOSPOLITEJ Syn księcia Józefa (2) Data dodania: 03/04/2014 03 Kwi 2014 Syn księcia Józefa (2) Jak Ponitycki stał się Poniatowskim, część 2 „Moim zamiarem jest podjęcie wysiłku, aby uczynić go godnym ojca, którego pamięć jest mi tak droga i który powinien być we czci wszystkich Polaków, nie będę więc szczędzić starań, by doprowadzić do tego, że pewnego dnia on sam weźmie go za wzór, jego przykład będzie miał zawsze przed oczami, równocześnie jednak podejmę wszelkie wysiłki, aby zapomniał o więzach krwi, które go z nim łączyły. Trzeba bowiem, by syn bohatera wszedł w świat przepełniony poczuciem honoru” Maria Teresa Tyszkiewicz, 1814 r. „od dwóch lat od o moim synie żadnej wiadomości nie mam i do mnie nie pisują. Wiem dostatecznie, iż żyje, gdyż są osoby, które go naocznie widziały. Zaczynam powątpiewać o skutkach jego edukacji, kiedy najpierwszy obowiązek dali ma za żaden uważać, a będąc w powątpiewaniu o jego los nadal, jak i teraźniejszy był, jako matka powinności mojej zadosyć powinnam uczynić. Dopełniłam czegokolwiek pani Tyszkiewiczowa ode mnie wymagała. Wyzułam się z macierzyństwa, bo jej to ustąpiłam, lecz dla matki los i przyszłość dziecięcia nie może być tak obojętną, aby go wypadkom oddać.” Zofia z Potockich Czosnowska, 1827 r. Pełna biografia Józefa Ponityckiego w artykule Władysława Stanilewicza "Józef Karol Maurycy Ponitycki - nieślubny syn księcia Józefa Poniatowskiego" na stronie "Arsenału". Stowarzyszenia Regimentów i Pułków Polskich 1717-1831: http://www.arsenal.org.pl/index.php/historia/varia/item/748-jozef-karol-maurycy-ponitycki-nieslubny-syn-ksiecia-jozefaponiatowskiego Wkrótce po śmierci księcia Józefa jego siostra, Maria Teresa Tyszkiewicz, podjęła decyzję o tym, że syn księcia – wówczas zaledwie pięcioletni – zostanie wzięty przez nią w opiekę. Ostatecznym celem Tyszkiewiczowej było objęcie go adopcją, przekazanie mu swego rodowego nazwiska oraz majątku. Publikuję pierwszy z zachowanych jej listów w tej sprawie, skierowany do matki, Zofii z Potockich Czosnowskiej w 1814 r. Tyszkiewiczowa w sposób bardzo stanowczy przedstawia w nim swe propozycje, żądając przekazania dziecka pod swą opiekę w Paryżu. Dla matki oznaczało to pożegnanie syna na zawsze, a nawet akceptację faktu, że jego nowa opiekunka ma za cel wymazanie z pamięci dziecka wspomnień o matce, a tym samym o jego nieślubnym pochodzeniu. Pięć lat po otrzymaniu tego listu Zofia z Potockich przekazała syna, wówczas dziesięcioletniego, w opiekę Marii Teresie Tyszkiewiczowej. Do aktu tego doszło w Paryżu w 1819 r. Publikuję list Potockiej adresowany z Krakowa do Dominika Paszkowskiego, prawnego przedstawiciela Tyszkiewiczowej w Warszawie, pisany w drodze do Francji. Trzy lata później, 25 lipca 1821 r., za zgodą dotychczasowego opiekuna, generała Stefana Grabowskiego, Tyszkiewiczowa objęła Ponityckiego swoją „dobroczynną opieką” (termin prawny). Ostatnim jej krokiem było usynowienie młodzieńca w 1829 r., gdy osiągnął pełnoletność. Dzięki decyzji Tyszkiewiczowej, którą kierowało przywiązanie do zmarłego brata, silne poczucie dumy rodowej oraz chęć zapewnienia potomkowi księcia godziwej egzystencji, nie splamionej wstydliwym i wykluczającym społecznie piętnem pochodzenia „z nieprawego łoża”, Ponitycki mógł odtąd posługiwać się legalnie nazwiskiem swego ojca oraz korzystać ze spadku, jaki pozostawiła mu ciotka. Trzeba dodać, że Tyszkiewiczowa zdołała również wymusić na matce, lekkomyślnej i niezaradnej w zarządzaniu własnymi finansami, zapisanie Ponityckiemu odpowiednio wysokiego zabezpieczenia majątkowego. Nie można wykluczyć, że Tyszkiewiczową powodowało niespełnienie się w roli matki. Pisany przez kobietę 54-letnią, bezwzględny w swej szczerości i zawierający szereg surowych sądów list z 1814 r. pozwala domyślać się, że był to jeden z motywów, który silnie rzutował na jej decyzję. List jest jednocześnie świadectwem gwałtownego i apodyktycznego charakteru Tyszkiewiczowej, cechy, której – jak widać – nie wyzbyła się mimo upływu czasu. Dla Potockiej wszakże rozstanie z dzieckiem było bardzo traumatycznym przeżyciem, przekonują o tym jej późniejsze listy do Paszkowskiego z 1825 i 1827 r. (publikuję drugi z nich). Kraków, Biblioteka Polskiej Akademii Umiejętności Sygn. 2651, k. 124-126 Maria Teresa z Poniatowskich Tyszkiewiczowa do Zofii z Potockich Czosnowskiej (oryginał w jęz. franc.) Maria Teresa z Poniatowskich Tyszkiewiczowa do Zofii z Potockich Czosnowskiej (oryginał w jęz. franc.) Paryż, 30 grudnia 1814, ul. św. Florentego nr 7 Otrzymałam, hrabino, list z 19 listopada, jakim pani mnie zaszczyciła. Myli się pani dziękując mi za zainteresowanie, które wzbudza we mnie malec. Jest to mój święty obowiązek i zapewniam, że nigdy o nim nie zapomnę. Pragnęłam i w dalszym ciągu pragnę gorąco, aby pozwoliła mi pani dopełnić go w całej rozciągłości, z jaką moje serce jest gotowe to uczynić. Prosiłam hrabiego Linowskiego, aby przedłożył pani w tym względzie kilka propozycji, które – miałam nadzieję – będą dla pani do przyjęcia. Proszę wybaczyć mi, pani, że dalej nalegam w tej kwestii. Rozumiem pani naturalną czułość wobec tego dziecka, ale ośmielam się wierzyć, że ta sama czułość nakazuje pani pamiętać o jej obowiązkach, czyż nie należy do nich staranie o to, by zapewnić dziecku edukację, która uczyniłaby go godnym jego szlachetnego ojca? Nie sądzi pani także, że powinna zadbać o szansę powiększenia jego majątku? Wiem, że jego ojciec, powie mi pani, zatroszczył się o to, ale pozwoli pani zwrócić sobie uwagę, że jeżeli ustąpię, by zrobić pani przyjemność zatrzymania tego dziecka przy sobie, pani być może pozbawi go całego majątku, czego - jako najgorszego z nieszczęść - wolałabym uniknąć. Nie ma żadnej wątpliwości, że jeśli to dziecko będzie wychowywane pod moim okiem, przy mnie, co mam zaszczyt pani zaproponować, mogę być pewna edukacji, jaką otrzyma, rozwoju, jaki poczyni i podobieństwa moralnego, którego uformowanie w nim byłoby dla mnie pociechą w żałobie, w tym przypadku nie wahałabym się przekazać mu też ze swej strony przywilejów, których odmawia mu prawo. Proszę zważyć wszystkie te racje, pani hrabino, ponawiam propozycję pozostawienia pani przez cały ten przeciąg czasu, jaki na edukację malca przewiduje testament mego nieszczęsnego brata, pensji 600 dukatów. Z mojej strony zapewniam, że jeśli tylko dziecko przybędzie do mnie, pozostawię pani możliwość korzystania z połowy przez cały ten okres, a nawet dwóch trzecich, jeśli będzie pani tego potrzebowała. Nie do czego innego się odwołuję, lecz do serca matki, do pani zwracam się z tym pytaniem, od pani oczekuję odpowiedzi i ufam, że - wiedząc, iż od tego zależy los pani dziecka - zechce pani uczynić ofiarę, zezwalając na oddzielenie go od siebie, co stałoby się dla mnie jedyną pociechą i jedyną przyjemnością, na którą jeszcze jestem czuła. Proponuje mi pani, abym wysłała do niej kogoś, kto mógłby zająć się wychowaniem dziecka. Zapewniam panią, że z tej odległości, z dala ode mnie, nie mogąc tym samym ani doglądać, ani kierować osobą, którą bym wybrała, nie byłabym w stanie wziąć na siebie takiej odpowiedzialności. Nie wątpię w żadnym wypadku o pani starania, cóż to byłaby za matka, która nie mogłaby dać ich dziecku, jednak nasze pryncypia, jeśli chodzi o edukację, mogą się różnić. Jest pani młoda, w wieku, kiedy wiele jeszcze spraw absorbuje i rozprasza, i opieka fizyczna jest prawie jedyną, jaką młoda kobieta może dać swojemu dziecku, a to według mnie nie wystarczy, by wychować człowieka w ogóle, a tym bardziej nie wystarczy w przypadku dziecka, którego ojciec był chwałą swego kraju, swej rodziny i swych przyjaciół. Jest jeszcze jeden punkt, co do którego – jak sądzę – nasze idee odnośnie maleństwa różnią się całkowicie. Moim zamiarem jest podjęcie wysiłku, aby uczynić go godnym ojca, którego pamięć jest mi tak droga i który powinien być we czci wszystkich Polaków, nie będę więc szczędzić starań, by doprowadzić do tego, że pewnego dnia on sam weźmie go za wzór, jego przykład będzie miał zawsze przed oczami, równocześnie jednak podejmę wszelkie wysiłki, aby zapomniał o więzach krwi, które go z nim łączyły. Trzeba bowiem, by syn bohatera wszedł w świat przepełniony poczuciem honoru (powiedziałabym, że nawet w stopniu przesadzonym, jeśli to wyrażenie może się znaleźć obok słowa honor). Aby jego uczucia pozostały czyste, nie można pozwolić, aby dorastając młody człowiek układał się z panią, ani znosić, by kiedykolwiek miałby komukolwiek całować oczy. Takie są moje idee. Chciałabym więc, aby Józef dorastał w przekonaniu, że prawa przekazane mu na mocy testamentu oraz moja troska są tylko efektem czułego przywiązania, jakie ja i mój brat żywiliśmy w stosunku do niego. Wiem, że wielka niesprawiedliwość tkwi w uprzedzeniu, nakazującym nosić dziecku piętno jego nieślubnego urodzenia, ale niestety jest to fakt i nielegalne potomstwo nigdzie nie jest akceptowane, wolałabym więc oszczędzić mu tej świadomości do chwili, gdy jego umysł będzie w stanie ocenić trudność [tego położenia], a dobre wychowanie nauczy go, że dzięki cnocie i wartościom może to wymazać i stać się godnym ojca. Proszę wybaczyć mi, pani hrabino, ten długi list, proszę wybaczyć mi przede wszystkim upór, z jakim nalegam o przeczytanie go z uwagą i nie przekreślanie korzyści, których celem jest tylko zapewnienie synowi pani bezpieczeństwa. Błagam o to w imię jego szczęścia i, w przypadku gdy zdołam panią przekonać, proszę o przekazanie tego [listu] albo odczytanie go panu Linowskiemu, ponieważ będę mogła wtedy podjąć konieczne kroki w celu zrealizowania propozycji dotyczących pani osoby, a z drugiej strony pan hrabia Linowski będzie tak uprzejmy zająć się przekazaniem mi dziecka. Proszę przyjąć, pani, zapewnienie o mych szczególnych uczuciach. Teresa księżniczka Poniatowska Sygn. 2661, k. 23 - 24 Zofia z Potockich Czosnowska do Dominika Paszkowskiego 19 marca 1819 Kraków Mam honor jaśnie wielmożnemu panu dobrodziejowi donieść, iż zadosyć czyniąc łaskawem radom jego już jestem w drodze do Paryża, życzeniem moim jest tylko jaśnie wielmożną Tyszkiewiczową zastać w stanie widzenia Józia, tyle drodze do Paryża, życzeniem moim jest tylko jaśnie wielmożną Tyszkiewiczową zastać w stanie widzenia Józia, tyle mnie jej zdrowie obchodzi iż bym chciała jej moje udzielić, a przyjąć na siebie nieszczęście, którego, jak wieszczą, jest bardzo bliska. Jaśnie wielmożny pan dobrodziej chciej mnie wesprzyć swoim listem i w protekcji swojej mieć Józia, wdzięczność moją łatwiej sobie wystawisz, jak ja bym potrafiła tu wynurzyć, za każde słowo dane dobrodziejowi przy jego opiekunce, gdybym kiedy mogła znaleźć okazję w mym życiu najszczęśliwsza bym była jakimkolwiek sposobem wypłacić tak z długu tej wdzięczności dla niego równie i dla dzieci jego, dla których jesteś pan tak dobrym ojcem, gdyby mnie niebo nawet wysłuchało, na też dzieci zlało by te błogosławieństwa i wszystkie szczęśliwe losy, które me wdzięczne serce im życzyć nie przestanie i protektorowi mego Józia, którego polegając na radach pana dobrodzieja determinowana jestem zostawić jaśnie wielmożnej Tyszkiewiczowej. To jedno chcę u niej uprosić, by mu guwernera zostawiła do mego powrotu do Paryża, dla interesów ważnych jak najspieszniej wracać muszę. Doskonalszego człeka zapewne mieć można, lecz dla czułego serca Józia nadto by ciosów było rozstać się ze mną i z guwernerem, do którego mocno przywiązany, raptem znaleźć się między obcemi, zdrowiu by to jego mogło szkodzić, później jeżeli by się nie zdawał jaśnie wielmożnej Tyszkiewiczowej zaspokoiłabym go iż mógłby się oddalić, albowiem nie chciałabym, aby pensja znaczna guwernera była ciężarem dla jaśnie wielmożnej Tyszkiewiczowej, gdyż dogodzić tylko chcę jej sercu bez pretensji by łożyła na niego ekspensa. Nie mogę nie odpowiedzieć panu dobrodziejowi na fałszywą wystawę, którą mu zrobili o skutkach mej podróży do Zamościa. Nie miałam zamiaru proszenia cesarza o imię, lecz cały świat go głosi dobrotliwem. Józia chciałam polecić jego opiece bez żadnej pretensji innej. Pani Tyszkiewiczowa matce za złe to nie może poczytać, chociaż wielkie nadzieje na przyszłość obiecywać sobie można z jej propozycji, na świecie wszystko przypadkowi podległe, zwłaszcza gdzie słowną nadzieją robione. Serce rodziców temu nie podlega jedno, jako matka mając sposobność zjednania co dla syna sądziłam, iż bez obrazy jaśnie wielmożnej Tyszkiewiczowej mogę przedsięwziąść, mając znajomość z Turnem prosiłam go, by księciu oświadczył przedmiot mej bytności. Ten mi najgrzeczniej kazał odpowiedzieć, iż „cesarz na krótko przyjechawszy interesami wojskowemi będąc zajęty na próżno bym tentowała mu co przedstawić, zapewne bezskuteczną prośbę moją nie chciałabym zostawić, przy sposobniejszej porze jest to rzecz do zrobienia, a gdyby jaśnie wielmożna Tyszkiewiczowa sama napisała tylko do cesarza wszystko by zyskała w tej mierze o co by tylko prosiła”. Turno nie mając w ten moment czasu wolnego przysłał szefa sztabu generała Krasińskiego do mnie, qui pour ce donnez une aire d’importance pretendu devant les autres que l’est le grand duc qui la envoyez, faisant mil conte, dodając różne obserwacje na moją osobę równie fałszywe, później Turno mi powtórzył co miałam honor wyżej napisać panu, będąc w Warszawie może to przyświadczyć. Poleciwszy mnie stałej łasce pana dobrodzieja i Józia mego, nie zostaje mi jak prosić o tej kontynuacją jako prawdziwa sługa jego. Mając tak pewną i prędką okazję do Paryża, racz pan dobrodziej przysłać jakie rozkazy, jak miło mi będzie tak się będę starać, by ich jak najlepiej wykonać. Czosnowska Józio łączy swoje głębokie uszanowanie. Raczysz pan dobrodziej darować tę bazgraninę późno w nocy piszę i jestem bardzo zdrożona, powinności mojej nie chciałam uchybić z tego miejsca zgłosić się do pana dobrodzieja i oświadczyć mu moją podróż. Sygn. 2661, k. 27 - 28 Zofia z Potockich Czosnowska 2 voto Oborska do Dominika Paszkowskiego Żółkiew 26 novembra 1827 [ręką Paszkowskiego] Odebrałem 6 grudnia 1827 Ponieważ jutro na czas nie będę we Lwowie nim poczta odjedzie, a tędy przechodzi, nocując w Żółkwi stąd list do pana mój adresuję. Przebrała mi się cierpliwość, bo tej nadużyto. Zapowiadam panu jako reprezentantowi jaśnie wielmożnej Tyszkiewiczowej, iż miara przebrana, od dwóch lat od o moim synie żadnej wiadomości nie mam i do mnie nie pisują. Wiem dostatecznie, iż żyje, gdyż są osoby, które go naocznie widziały. Zaczynam powątpiewać o skutkach jego edukacji, kiedy najpierwszy obowiązek dali ma za żaden uważać, a będąc w powątpiewaniu o jego los nadal, jak i teraźniejszy był, jako matka powinności mojej zadosyć powinnam uczynić. Dopełniłam czegokolwiek pani Tyszkiewiczowa ode mnie wymagała. Wyzułam się z macierzyństwa, bo jej to ustąpiłam, lecz dla matki los i przyszłość dziecięcia nie może być tak obojętną, aby go wypadkom oddać. Pani Tyszkiewiczowa poleciła panu generałowi Grabowskiemu staranie się adopcji, której cesarz nikomu nie odmawia, kto dzieci swoich nie ma. Panu Grabowskiemu powiedział, iż o tym nie będzie mówił, bo to być nie może, a wielki książę, kiedy, nim Józia oddałam pani Tyszkiewiczowej, w Zamościu wraz będąc z cesarzem przez swego adiutanta kazał mi odpowiedzieć, iż jeżeli pani Tyszkiewiczowa chce Józia adoptować listem niech ją zgłosi, [a] otrzyma, zatem gdyby istotną była ta wola drogę przyzwoitą do tego by użyto. Wreszcie Józio 18 lat kończy, jeżeli Poniatowskim ma być za cóż dzisiejsze imię Ponityckiego ma nosić, dosyć duży, aby to czuł i rozumiały. Państwo wszystkie moje interesa zaterminowaliście, aby z jednej strony nic nie zrobić, transakcja jedna za drugie miała iść, pokażmy, że pani Tyszkiewiczowa te 20 000 dukatów darowała Józiowi, nie za majątkiem jednak [verso] ubiegam się, nie to mając obrotów w interesach nie wymagam, aby podług obietnicy tę sumę w akta wniosła, Józio mając egzystencją moralną ustaloną, wolną od zarzutów, z tem co mu książę zapisał i co po mnie jako mój syn dostanie, bez zarumienienia spełnić może swoje przeznaczenie, lecz dla Ponityckiego dwie jest drogi wyniesienia nad przesądy i swym orężem, jedna kariera w Grecji, druga w Persji, do zupełnych lat 600 dukatów, które ja odstąpiłam na utrzymanie Józia, przytem z majątkiem na Zyplach [jest] intratą wystarczającą, zatem godzina wybiła, gdzie Ponityckiego los ma być zadecydowany. Jeżeli synem przybranym pani Tyszkiewiczowej, od jej jedynie woli dotąd zależy i tej powodować się ma, lecz nie zapewnie jak dotąd podobało się mnie uwodzić. Zaspokoić mnie można i uśpić, pani Tyszkiewiczowy podobało się mnie za wariatkę uważać, nie miałam szczęścia bliżej jej być znaną, tu opinia sądzę była powodem do postępowania jej. Młodą będąc lekkomyślnie się prowadziłam, lecz szkoła świata najlepszą jest akademią dla serca dobrze sformowanego, dziś może nawet i blisko schyłku się czuję, pomimo mego wieku, a niedopełnienie mych obowiązków ostatnią godzinę okropną by zrobiły – zupełnie zaniedbanie Józia wszystkie momenta napełnia goryczą, gdyż nie wiadomo mi, ani co porabia, do czego destynowany, przy tem i w tych latach może mu i potrzeby jakie dokuczają. Mając sobie matkę najgorzej wystawioną wcale do mnie nie pisuje. Serce moje ze mnie go wyekskuzować, albowiem od dzieciństwa zaszczepiałam cnoty i natura wszelkie w jego serce wlała, jak wdzięcznem swej dobrodzice być umie, jeżeli tylko nią jest, tak i głos natury łatwo odezwie się. [28] Pomimo wszystkich najboleśniejszych obelg w pani Tyszkiewiczowy dobrodzikę Józia chciałam widzieć, lecz jeśli nią jest, dłużna własnych przyrzeczeń spełnienie nie będzie losowi porzucać. Ja na to podpisałam, co jej się podobało podać, tak światła dama pomimo swej żywości za sprawiedliwością będzie, nadgrodzi łzy matki, których potoki się przelały dla jej fantazji. Ile natura działać musi, kiedy upodobanie ma swoje prawa. Józio z podobieństwa, jakie ma do niej, za syna nawet uchodzić powinien i działać na jej sercu. Przepraszam, iż go oprymuję moim listem. Jest to preludium wyprawy mojej do samej pani, Józiowi nieznajomy wcale, lecz contemna naszych rozpraw matka działać, a syn posłusznem być powinien i mnie. Jeżeli pan co stanowczego [w] rodowodach masz, racz mi zakomunikować i to w jak najspieszniejszem czasie list adresować do Lwowa. Wracałam z Czosnowca co udział przypadł na mnie, wywrócili mnie, kareta się pogruchotała, głowę mi rozbili i prawie kark skręcili. Zabawię, aby co na ból głowy poradzić, gdyż mam nieznośny. Oczekiwać będę pańskiego listu, może wkrótce będę prosić, aby 600 dukatów Ponityckiemu na drogę zaliczyli na powrót do mnie. Niech inną wyprawę zrobi, niech odda hołd matce, który winien. Pour un aventurier świat rozległy, jeżeli przeznaczenie jego jest takie, sądząc los zapewnić j’ai renoncer a lui, fortunie go równie ustąpić, en femme sensible che [wyraz nieczytelny] pas defavorablement. Oborska Ilustracje w galerii: Józef Grassi (?), Portret księcia Józefa Poniatowskiego, po 1813, olej, płótno, Zamek Królewski w Warszawie (fragment) Fryderyk Dubois, Portret Marii Teresy z Poniatowskich Tyszkiewiczowej, ok. 1785, technika malarska, miniatura wmontowana w tabakierę, Muzeum Narodowe w Krakowie, nr inw. MNK III-min-252 Józef Peszka, Portret Zofii Potockiej z synem Józefem Ponityckim, [po 1815], olej, płótno, Muzeum Narodowe w Krakowie, nr inw. MNK II-a-882 Załączniki: [PDF] Maria Teresa Tyszkiewicz do Zofii z Potockich, 1814 r., oryginał (50.3 KB) Zamek Królewski w Warszawie - Muzeum. Rezydencja Królów i Rzeczypospolitej www.zamek-krolewski.pl