Maria Jarosz

Transkrypt

Maria Jarosz
III miejsce w II edycji Międzynarodowego Konkursu
„MOJA GWIAZDKA DLA MIKOŁAJA CZYLI MOJA GWIAZDKA MIŁOŚCI”
Maria Jarosz
Samotna Gwiazdka
Wigilia. Chyba dla wszystkich ludzi to wspaniały dzień. Dach domu przykrywała
śniegowa pierzyna, a mróz malował na szybach kwiaty. Pobliska polana zdawała się nakryta
białym, puszystym dywanem. W mojej chatce panowała cisza, słychać było tylko płatki
śniegu spadające na parapet. Siedząc na swoim bujanym fotelu, spoglądałem przez okno, było
już ciemno. Chciałem patrzeć na gwiazdy jak na przyjaciół, lecz one nie mogły zastąpić
drugiego człowieka. Tylko tliły się w mroku nocy i odpowiadały mi migotaniem. Szczerze
mówiąc, Wigilia w samotności wydawała się zwykłym dniem.
Moją głowę zaprzątały różne myśli. Co chwila zadawałem sobie pytanie: „Co zrobić,
by uświetnić to święto?” Cóż, musiałem odmówić sobie wszystkich wigilijnych przygotowań.
Pozostało mi tylko czekać, aż wydarzy się coś niezwykłego… Wtem usłyszałem cichutkie
pukanie do okna. Ujrzałem malutkiego gila spacerującego po parapecie. Tak chodząc, ptak
drążył w pokrywającym wszystko szronie przepiękne wzory. Postanowiłem otworzyć okienko
i przywitać małego przybysza. Ptaszyna weszła do mojej chatki i zaczęła latać po całym
domu. Wtedy pomyślałem sobie, że to właśnie mały gil jest moim nieznanym gościem.
Dokładnie przypatrzyłem się małemu wędrowcowi. Wyglądał na bardzo zmarzniętego i
głodnego. Zacząłem szukać w mojej chatynce choćby najmniejszego ziarenka, by
poczęstować ptaszka. Niestety we wszystkich szafkach panowała pustka. Cały czas mały gil
tańczył na stole i fruwał pod sufitem. Był bardzo radosny i chyba chciał coś mi powiedzieć,
lecz nie wiedziałem co. Wtedy podleciał do wieszaków i złapał w dziobek moją czapkę,
szalik i podał mi. Teraz zrozumiałem, że prosił mnie o to, bym wyszedł na polanę. Szybko
ubrałem się i podbiegłem do drzwi.
Na polance było pięknie, a śnieg srebrzył się niesamowicie. Ptaszek wyleciał z chaty i
podfrunął na dach. Ujrzałem tam coś niesamowitego! Dziesiątki gili siedziały na dachu. W
przytulnych gniazdach małe ogrzewały się pod skrzydłami swoich mam, a inne usadowiły się
na kominie i śpiewały wigilijne pieśni niczym kolędnicy. Inne przebywające na rynnie
patrzyły na mnie z lekkim ptasim uśmiechem. Wtedy uświadomiłem sobie, że przyleciały tu
specjalnie dla mnie. Nie chciały, bym czuł się samotny. Olśniło mnie. Nie traciłem nadziei na
świąteczne przygotowania. Goście przybyli, a mnie ogarnęła wielka radość. Postanowiłem
szybko upiec pierniki cynamonowe, aby poczęstować ptaszki. Ze spiżarni wyjąłem
bożonarodzeniowe konfitury i wielkie pudełko pełne ozdób choinkowych. Wystawiłem pudło
na dwór, a ptaki złapały w swoje dziobki łańcuchy i bombki i zaczęły dekorować rosnąca
obok chatki sosnę. Przyłączyłem się do nich, a zza otwartego okna dolatywał zapach
pysznych ciastek. Wyjąłem blachę z pieca i pobiegłem na podwórze. Szczęśliwe ptaszyny
częstowały się i jadły ze smakiem. Widząc ich radość, pomyślałem, że szczęście innych,
nieważne czy ludzi, czy zwierząt jest bezcenne i było ono dla mnie wtedy najlepszym
prezentem. Wesołe ptaki zajadały się piernikami, drzewko było już ubrane. Powieszone na
nim lampki świeciły niczym kolorowe gwiazdy, a łańcuchy i inne dekoracje były tego
wspaniałym dopełnieniem. Wszystko pięknie błyszczało na tle nocnego nieba. Wtedy
postanowiliśmy zacząć kolędować. Ptaszynki usadowiły się na gałęziach sosny i nagle
rozbrzmiał głos, który słychać było w całym pobliskim lesie:
„ Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem, wesoła nowina...
Na kolędowaniu miło upływał nam czas, gdy nagle bardzo zachciało mi się spać.
Czułem, że moje oczy powoli się zamykają i...
- Dziadku, dziadku! Nie śpij!
- My chcemy wiedzieć, co było dalej!
Wtedy usłyszałem krzyk moich wnuczków, którzy z ciekawością przysłuchiwali się
opowieści. Siedziałem wraz z nimi w leśniczówce, tam się wychowałem i spędziłem lata
młodości. Teraz odbywała się tu Wigilia. Wiedząc, że dzieci dalej chcą słuchać mojej
historii, zacząłem:
- Drogie wnuczęta, były wtedy bardzo trudne czasy. Rodzice musieli ciężko pracować,
by zarobić chociażby na kawałek chleba. Podczas świąt, również. Co dzień jeździli do miasta
za lasem, by móc pozwolić mi na godne życie. Czułem się bardzo samotny i opuszczony, ale
otaczała mnie miłość mojej mamy i taty. Wiedziałem, że bardzo mnie kochają i choć są
daleko, sercem są przy mnie...
W oku zakręciła mi się malutka łza. Wówczas usłyszeliśmy cichutkie pukanie do
okna. Za szybą, na parapecie siedział mój przyjaciel gil, który powrócił, by słuchać moich
wspomnień...

Podobne dokumenty