Jestem białostoczaninem
Transkrypt
Jestem białostoczaninem
z JERZYM MAKSYMIUKIEM, twórcą Polskiej Orkiestry Kameralnej, wybitnym dyrygentem, pianistą i kompozytorem. [nr 20 (163) 27-29 I 1984] Jestem białostoczaninem Z jakimi uczuciami odwiedza Pan Białystok? - Z wielkim sentymentem. Urodziłem się, co prawda w Grodnie, ale za swoje miasto uważam Białystok, ponieważ tutaj się wychowałem. Zawsze z wielkim wzruszeniem przyjeżdżam do Białegostoku z Polską Orkiestra Kameralną, z której - co tu ukrawać- jestem po prostu dumny. Czuję tutaj na każdym kroku wielką serdeczność, za co bardzo dziękuję. Gdzie grywa POK, jakie są najbliższe plany? - Gramy wszędzie. Staramy się dzielić swój czas sprawiedliwie na kraj i zagranicę. Jedziemy wkrótce do Australii i Los Angeles, potem do Anglii i chyba do RFN. Będziemy też we Wrocławiu. Dla mnie nie ma znaczenia, gdzie gramy. Wszędzie staram się zagrać dobry koncert. Między koncertami słuchamy pana płyt. W Polsce jest ich, niestety, niewiele. Ostatnio nieliczni szczęśliwcy mogli zdobyć wydany przez „Polskie Nagrania" album z kompletem Koncertów Brandenburskich Bacha. - W "Polskich Nagraniach" cztery nasze płyty leżą nie wydane. To nie nasza wina. Poza tym związani jesteśmy kontraktem z firmą EMI, dla której nagraliśmy również Koncerty Brandenburskie. Płyta ta ukazała się na polskim rynku dzięki naszej pomysłowości. Jest to nasz dar dla "Polskich Nagrań", a honorarium przekazane zostało na Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Płyty, które nagrywamy dla EMI, dostępne są na całym świecie. W ten sposób dajemy świadectwo polskiego wykonawstwa, polskiej kultury muzycznej. Natomiast płyty "Polskich Nagrań" praktycznie można kupić tylko w kraju, a to chyba za mało. Jak przygotowuje Pan partyturę do wykonania? - Z orkiestra pracuję w zasadzie nad tworzeniem elementów. Biorąc np. partyturę Telemanna, szukam odpowiedniego rodzaju, gatunku dźwięku jako budulca, oraz takich elementów jak kontrast, równość, barwa, napięcie. To wszystko zawarte jest w utworze, wynika z jego faktury. Lubię kontrasty tempa i barwy, półcienie i jaskrawe zestawienia. Nie lubię pośredniości. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie utwory dobrze zniosłyby takie traktowanie i takich nie biorę na warsztat. Nie dyryguję każdą muzyką, chociaż gramy z jednej strony Jarzębskiego i Corellego, a z drugiej Bujarskiego czy Knapika. Nie chodzi mi w tych wyborach o mój emocjonalny stosunek do wykonywanej muzyki, lecz o końcowy rezultat. Można coś bardzo lubić, a źle to grać i na odwrót. Czy zgodziłby się Pan z moim spostrzeżeniem, iż muzykę współczesną wykonuje Pan jak klasyczną, dbając o piękno dźwięku nie mniejsze niż u Mozarta i na odwrót: w muzyce klasycznej dostrzega Pan spiętrzone konflikty współczesności, wielkie napięcia, zderzenia? - Istotnie, tak to czuję, tak rozumiem muzykę współczesną. Gatunek dźwięku nie jest w niej mniej ważny, nie może być gorszy niż w utworach Corellego, Haendla czy Mozarta. Jeżeli tak i pan to odczuwa, to znaczy, że idę słuszną drogą. Czterdziestolecie Polski Ludowej skłania do podsumowań. Jakie fakty w 12-letniej historii Polskiej Orkiestry Kameralnej uważa Pan za szczególnie ważne? - Pierwszy ważny dla nas koncert odbył się w Warszawie, kiedy wykonaliśmy Symfonię KV 200 Mozarta. Następny ważny fakt to koncert w Carnegie Hall w Nowym Jorku (byliśmy tam już cztery razy i jedziemy znowu). Istotne znaczenie miały też nasze występy na festiwalach w Edynburgu i Londynie, gdzie graliśmy w sali mieszczącej sześć tysięcy słuchaczy. Ale wielką przyjemność sprawiają mi także koncerty w Białymstoku, jestem przecież białostoczaninem. A z nagrań? - Nagraliśmy dwadzieścia kilka płyt w EMI, dla "Polskich Nagrań" - sześć; jeszcze cztery jak wspomniałem - czekają na wydanie. W sumie - ponad trzydzieści długogrających krążków. Z nagranej muzyki najcenniejsza jest dla mnie nieznana Serenada Józefa Suka (udała się nam najbardziej) oraz Symfonie na orkiestrę smyczkową Mendelssohna. Za nagrania dzieł Mozarta dwukrotnie otrzymaliśmy międzynarodową nagrodę "Wiener Flöten Uhr". Jest Pan nazbyt skromny nie dodając, iż nagrodę tę przyznaje się za najlepsze nagrania Mozarta w skali światowej. Jakie jest Pana zdanie o innych polskich orkiestrach kameralnych? - Wszystkim tym zespołom prowadzonym przez Karola Teutcha, Agnieszkę Duczmal, Wojciecha Rajskiego czy Stanisława Gałońskiego życzę wielu sukcesów i jestem pełen szacunku dla ich pracy, ponieważ wiem, jak ona jest trudna. Próby stworzenia orkiestry kameralnej podejmowano również w Białymstoku. Jaka jest według Pana recepta na sukces? - Znalezienie odpowiedniej metody pracy. Gdybym np. przyjechał do Białegostoku, starałbym się znaleźć taką metodę, która byłaby dobra, skuteczna i dla mnie i dla orkiestry, taką metodę, która zapewniałaby pozytywny rezultat. To może przyjeżdżałby Pan częściej do Białegostoku, tak jak obecnie do Rzeszowa, gdzie jest Pan tzw. stałym gościnnym dyrygentem? Dlaczego tam, a nie tutaj, w rodzinnym Pan mieście? - Jakoś tak się stało. Ale przyjadę tutaj. Słyszałem dzisiaj próbę orkiestry Białostockiej Filharmonii i bardzo podobała mi się wasza koncertmistrzyni, jej akcja. Doangażował Pan także dwoje naszych muzyków do Pawany Ravela. To chyba także dowód, że mamy w Białymstoku dobrych instrumentalistów, dowód zachęcający do ponownych przyjazdów i dyrygowania orkiestrą Białostockiej Filharmonii? - Przyjadę na pewno. Chciałbym popracować z waszymi muzykami. W imieniu białostockich melomanów czekających na każdy Pana koncert serdecznie zapraszam i dziękuję za rozmowę Rozmawiał: STANISŁAW OLĘDZKI