Madagaskar - Tutaj ludzie s¹ naprawdê biedni
Transkrypt
Madagaskar - Tutaj ludzie s¹ naprawdê biedni
Tutaj ludzie są naprawdę biedni Antananarivo, 16.02.1996 Madagaskar Drodzy Czytelnicy „Misyjnych Dróg"! Piszę do Was z dalekiego Madagaskaru, gdzie jako Siostry Orionistki pracujemy od niedawna. Pierwsza wspólnota Sióstr Orionistek na Madagaskarze została zapoczątkowana 1987 r., druga - rok temu. Przybyłyśmy na zaproszenie biskupa archidiecezji Antananarivo i na prośbę KsięŜy Orionistów. Bardzo ogólnie moŜna powiedzieć, Ŝe naszym charyzmatem zakonnym jest praca na rzecz biednych. W zaleŜności od tego, jakie są ich potrzeby. Na Madagaskar przybyłam dokładnie rok po załoŜeniu tutaj naszej pierwszej wspólnoty. Pracujemy w grupie międzynarodowej: naszą przełoŜoną jest Argentynka, mistrzynią nowicjatu - Malgaszka. W naszej wspólnocie są teŜ miejscowe juniorystki, tzn. dziewczęta przyglądające się naszej pracy i swojemu powołaniu, sześć nowicjuszek i jedenaście postulantek. To bardzo dobrze jak na początkujące na Madagaskarze Zgromadzenie zakonne. Moim głównym zajęciem jest praca w laboratorium analitycznym przy naszej przychodni oraz praca w parafii, połoŜonej w pobliŜu miasta. W Andrabato, w dzielnicy, w której pracujemy, mieszka ok. 100 tys. ludzi. Wśród nich znaleźć moŜna naprawdę wielu biednych. Dla nich właśnie prowadzimy przychodnię lekarską oraz stołówkę. W stolicy korzysta z niej na ok. 150 dzieci i ok. 50 staruszków. Posiłki wydawane są codziennie. Drugą stołówkę prowadzimy w podmiejskiej parafii, zwanej Manampisoa. Tam mamy ponad 200 dzieci jedzących codziennie obiady, ale pod warunkiem, Ŝe uczęszczają do szkoły. Chodzi naturalnie o szkoły państwowe. Dzieci te otrzymują teŜ zeszyty, ołówki, niektórym z nich płacimy czesne. Zdecydowałyśmy się na tego typu działalność, gdyŜ wielu rodziców z tej wioski nie widzi potrzeby dawania wykształcenia dzieciom, choćby tylko nauczenia ich czytania i pisania. Zaczęło się wszystko od odwiedzania rodzin. Okazało się, Ŝe w wiosce jest bardzo duŜo dzieci. W niektórych rodzinach było ich nawet po dziesięć, dwanaście, ale uczyło się tylko jedno. Dlaczego? Po pierwsze: rodzice sami nie potrafili ani czytać ani pisać i nie widzieli potrzeby uczenia się dzieci. Po drugie: według ich przekonania dziecko musi być produktywne, choć ma tylko dziesięć, dwanaście lat. Musi iść pracować, zarobić na swoją miskę ryŜu. A jak idzie do szkoły, jest nieproduktywne, tzn. nic nie przynosi, nie zarabia. Początkowo zaczęłyśmy pomagać dzieciom chodzącym do szkoły kupując im zeszyty i przybory szkolne. Okazało się jednak, Ŝe to nie zdaje egzaminu. Połowa dzieci się wycofała. Rozpoczęłyśmy więc dawanie obiadów w stołówce. Zgłosiło się ponad dwieście dzieci i jak na razie wszystkie pozostały. Chodzą dzielnie do szkoły. Zaraz na początku naszej działalności zbudowałyśmy takŜe duŜy gmach przychodni lekarskiej, gdyŜ tutaj ludzie są naprawdę biedni i nie mogą sobie pozwolić na to, by pójść do lekarza czy teŜ do szpitala. Zresztą wszyscy panicznie boją się szpitala. Tutaj, na Madagaskarze, w szpitalu nie ma dosłownie nic, poza gołym materacem, bez prześcieradła. Trzeba przynieść ze sobą prześcieradło, przynieść jedzenie, przygotować je. Mieć pieniądze na zabiegi i lekarstwa, które trzeba sobie kupić. To wszystko przekracza moŜliwości biednych, szczególnie tych pozbawionych rodziny. Ale często teŜ rodzina widząc, Ŝe ktoś jest cięŜko chory, odsuwa się. Boi się wielkich wydatków. Do cierpienia fizycznego dochodzi jeszcze zatem cierpienie moralne. W przychodni zatrudniamy na stałe jedną lekarkę, Malgaszkę oraz kilka pielęgniarek. Razem wykonujemy na miejscu róŜnego rodzaju zabiegi, zakładamy opatrunki, dajemy zastrzyki, wykonujemy takŜe szereg analiz. Robienie analiz jest moją podstawową pracą. Początkowo prowadziłyśmy takŜe zakrojone na szeroką skalę szczepienia dzieci. W tej chwili ograniczyłyśmy zakres naszej pracy. Nie moŜna wszystkiemu podołać. Proszę Was o wsparcie modlitewne dla naszych dwóch młodych wspólnot na Madagaskarze. Smoter Bronisława, siostra orionistka