jak-rodzina-kowalski..

Transkrypt

jak-rodzina-kowalski..
Ta grudniowa noc nie zapowiadała niczego niezwykłego. Miękkie, puszyste płatki śniegu
równomiernie, cicho i cierpliwie opadały z ciemnych chmur. Kiedy słońce pierwszymi
promieniami zaczęło dotykać domów, dróg i drzew wszystko było przykryte już grubą, bielutką
pierzynką. Służby drogowe jak zwykle były zaskoczone, więc dopiero teraz wielkie, hałaśliwe
maszyny wyruszały do odśnieżania. Pierwsi przechodnie, którzy spieszyli o świcie do pracy, aż
mrużyli oczy, gdyż blask bieli niemal ich oślepiał. Krajobraz wyglądał wręcz bajecznie.
W mieszkaniu Państwa Kowalskich też panował bajeczny nastrój, tyle, że raczej taki z
bajki o śpiącej królewnie, gdyż zarówno Aneta i Jacek Kowalscy, jak i ich dzieci Kubuś i
Juleczka spali jak zaczarowani. Nareszcie sobota! Nie trzeba wstawać skoro świt, by zdążyć do
pracy, przedszkola czy żłobka. Można spokojnie się wyspać i wypocząć, a potem cały dzień
leniuchowania... a co najważniejsze - świąteczne zakupy.
Pierwsza obudziła się Julia. Tyle godzin w jednym miejscu to dla niej stanowczo za dużo!
A skoro ta mała iskierka była już na nogach, to reszta rodziny nie miała szans na sen.
- Piciuuuuu!!!! - zawołała przenikliwym głosem i z rozbrajającym uśmiechem patrzyła na
zaspanych rodziców.
- Aaaaaaaaaaa - ziewnął Jacek - no cóż, księżniczka wstała to i służba wstać musi powiedział z uśmiechem i po chwili już napełniał butelkę córeczki.
Kubuś przetarł oczy i wyjrzał przez okno.
- Śnieg! - zawołał - mnóstwo śniegu! Musimy zrobić bałwana!
- Zrobimy, zrobimy. Mam nawet marchewkę w sam raz na nos, ale może najpierw zjemy
śniadanko? - zapytała Aneta.
- No dobrze - powiedział Kuba nie odrywając nosa od szyby - ja poproszę serek - i coraz
intensywniej
wpatrywał się w zaspy śniegu. Im mocniej wytężał wzrok, tym bardziej był
przekonany, że na podwórku, pod jednym z drzew porusza się jakieś dziwne stworzenie. Śnieg
padał tak gęsto, że trudno było rozpoznać co to właściwie jest. Na pewno nie człowiek - tego był
pewien - nie był to też pies, no chyba, że jakiś ogromny gatunek. A więc co?!!? Już miał
otwierać usta, żeby zawołać tatę i jego zapytać o zdanie, gdy nagle zdało mu się, że dziwna
postać unosi się w powietrze i zmierza w jego stronę. Przymknął oczy i przetarł je ze zdumienia.
Kiedy je otworzył zza szyby wpatrywała się w niego ogromna twarz renifera (Tak! RENIFERA!!
- Kuba nie miał, co do tego wątpliwości. Widział już kiedyś, to zwierzę w telewizji!), którego
wielkie, brązowe oczy świeciły jakimś niesamowitym blaskiem.
Chłopiec znieruchomiał ze zdziwienia, nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Szyba zdawała się robić coraz cieńsza, aż w końcu całkiem zniknęła, a nasz mały bohater poczuł
na twarzy chłodny powiew zimowego powietrza.
- Witaj Jakubie! - zabrzmiał spokojny i niezwykle dostojny głos.
- Nazywam się Błyskawica i jestem najszybszym reniferem w zaprzęgu Świętego
Mikołaja. Wiem, że jest Ci niezwykle trudno uwierzyć w moja tu obecność, bo żadne magiczne
1
stworzenie nie pokazuje się zwykłym ludziom, zwłaszcza w świetle dziennym, ale sprawa jest na
tyle poważna, że musiałem to zrobić. Mikołaj potrzebuje pomocy!!! Wzywa więc Ciebie i Twoją
rodzinę do swojej wioski...
2