Na Szlaku - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Transkrypt
Na Szlaku - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku „Pan jest światłem i zbawieniem moim, kogóż mam się lękać?” (Ps 27) Zaproszenie na katechezy dla dorosłych i młodzieży Przyjdź: - jeśli szukasz sensu życia, - jeśli jesteś smutny i przygnębiony, - jeśli żyjesz w nałogu alkoholowym, narkotycznym, pochłania Cię seks, praca, hobby…, - jeżeli nie rozumiesz dzisiejszego Kościoła: czym jest i dokąd zmierza, - jeżeli chcesz nauczyć się wiary lub jeśli uważasz, że wiary nie trzeba się uczyć, - jeżeli nie rozumiesz sensu śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dzisiaj dla Ciebie, - jeżeli nie wierzysz, że to, co usłyszysz i przeżyjesz może mieć dla Ciebie jakieś znaczenie, - nawet jeśli w ogóle nie masz czasu i chęci, to jednak przyjdź Gdzie: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów Kiedy: poniedziałki i czwartki o godz. 18.40 od 22 października 2007 r. Numer 8/2007 SPIS TREŚCI SŁOWO NA PAŹDZIERNIK 4 PIELGRZYMKA MŁODZIEŻY DO LORETTO 5 ŚW. SERAFIN 7 INTERPRETACJA POKUSY SEKSUALNEJ CZ.1 8 JUBILEUSZ O. T.STARCA 9 ŚW HONORAT KOŹMIŃSKI 13 BÓG MNIE ODNALAZŁ 14 DLA DZIECI 16 JAK ADOROWAĆ PANA JEZUSA 20 CHWILA Z POEZJĄ 22 SZATA MARYI 23 LIST APOLSTOLSKI O.ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II 25 20-LECIE SZCZEPU HARCERSKIEGO „LEŚNE PLEMIĘ” 27 CZY TO PRAWDA, ŻE CZŁOWIEK ZOSTANIE 30 ZBAWIONY TYLKO W KOŚCIELE KATOLICKIM ? KALENDARIUM 31 KRONIKA 32 EWANGELIZACJA BUDAPESZTU 34 REDAKCJA o. Roman Łukaszewski OFMCap., o.Jacek Kania OFMCap., o. Tomasz Olejnik OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny) Barbara Burak (korekta) ADRES Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-450 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wewnętrzny 22 e-mail: [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl Nakład 500 Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. Na Szlaku Kochani Parafianie i Przyjaciele naszego klasztoru! W ostatnim numerze naszej gazety, na tylnej okładce, znalazły się, nie przypadkiem bynajmniej, znaki i symbole nawiązujące w swej wymowie do satanizmu. Niektóre osoby zostały poruszone tym, co tam znalazły, nie sądząc nawet, że jest tak wiele tego i niektóre z podanych symboli dotychczas uważane były za obojętne, czy też wręcz niewinne. Trzeba jednak przypomnieć pewną prawidłowość: człowiek używa pewnych znaków zewnętrznych, aby wyrazić niewerbalnie to, jakie dla niego wartości są istotne czy priorytetowe w życiu. Tak ma się często sprawa z symboliką religijną czy quasi-religijną. Tego dotyczą symbole, przed którymi chcieliśmy przestrzec naszych wiernych. Każdy, kto pielgrzymował do sanktuarium MB Fatimskiej na Krzeptówkach, w zakopanym, mógł bez trudu zauważyć na dużych tablicach, umieszczonych przed świątynią wyraźne ostrzeżenia dotyczące symboliki sekt satanistycznych i im pokrewnych. Po co to się czyni? Przede wszystkim w celu uświadomienia szerokich rzesz pielgrzymów o znaczeniu licznych „gadżetów”, jakie można kupić na zwykłych bazarach czy tzw. „budach” ustawionych blisko ważnych świątyń. W następnych numerach naszego pisma zamieścimy nieco szersze opracowanie na temat symboliki sekciarskich grup, jaką można spotkać często też u młodych-„gniewnych” nastolatków, należących do chrześcijańskich Kościołów. Widzę bardzo wyraźnie, że trzeba nieustannie pomagać ludziom dorosłym i młodzieży w poznawaniu PRAWDY, dzięki której mamy pewność drogi, jaką mamy iść w życiu. Dlatego czynie to, wraz z braćmi, poprzez nauczanie Ewangelii. W tym pomocą służą również coraz liczniejsi świeccy, którzy sami dzięki łasce Boga, idą drogą wiary. Wśród nich są katecheci i katechetki, liderzy i odpowiedzialni wspólnot parafialnych oraz coraz większa rzesza osób angażujących się w dzieło ewangelizacji. Oczywiście nie chodzi o „akcje” jednorazowe, ale o codzienne prowadzenie intensywniejszego życia chrześcijańskiego, aby być solą i światłem dla tego świata, w którym żyjemy. Prowadzimy też nauczanie podstaw wiary i zachęcamy do pięknej drogi, do podróży, której celem jest życie wieczne w niebie. Kilka razy w roku jest dla wszystkich sposobność, aby wsłuchiwać się w Słowo Boże głoszone nie tylko przez prezbiterów, ale również przez osoby świeckie. Adresatami są wszyscy, którzy szukają jeszcze swego miejsca we wspólnocie Kościoła, a szczególnie osoby przeżywające wewnętrz- Numer 8/2007 ne walki i zmagania oraz te, które z jakichkolwiek powodów odeszły od Boga i zagubiły się. Po 21 października br. będzie kolejna sposobność, aby słuchać Słowa Dobrej Nowiny przepowiadanego w naszej parafii. Rozpoczną się po raz kolejny katechezy dla dorosłych i starszej młodzieży, które będę głosił razem z I wspólnotą Drogi Neokatechumenalnej. Szczerze zapraszam do wejścia w czas słuchania doświadczenia wiary tych, którzy ponad 22 lata żyją we wspólnocie słuchając Słowa Bożego podczas liturgii. „Bóg poprzez ciebie i mnie, używając nas jako narzędzi, pragnie zbawić wszystkich. Dlatego Kościół ciągle podejmuje misję głoszenia wszystkim ludziom Dobrej Nowiny o Bogu, który nas stwarza, nami się opiekuje i pragnie doprowadzić do zbawienia” – napisał w swym artykule „Poza kościołem nie ma zbawienia” o. Jacek Kania OFM Cap. W aktualnym numerze znajdziemy więc zaproszenia, które proszę podać osobom, o których wiemy, że potrzebują światła wiary. Przekażcie to zaproszenie w moim imieniu swoim bliskim czy może sąsiadom, którzy od lat nie żyją po chrześcijańsku. Wówczas wszyscy włączymy się, będziemy mieli swój skromny udział, w tym pięknym dziele Kościoła, w darze ewangelizacji. Bardzo wymowne są świadectwa wiary osób, które dzielą się swym doświadczeniem spotkania z łaską Boga. W naszym piśmie już kilkakrotnie zamieszczaliśmy takie wypowiedzi, które mogą innym pomóc odkryć drogę do Królestwa Jezusa Chrystusa, bądź mocniej i wytrwale nią kroczyć. Obecny numer zawiera trzy wypowiedzi – świadectwa, które dają osoby ze wspólnot naszej parafii. Nie zabrakło w tym numerze ciekawych artykułów dotyczących naszego życia chrześcijańskiego w praktyce (o. Ksawery), jak również przykładów wiary, jakie znaleźć możemy w historii Kościoła („Szata Maryi”) i historii naszego Zakonu (święci kapucyńscy). Dajemy też praktyczne wskazówki do modlitwy („Jak adorować Najświętszy Sakrament?”) oraz dużą garść lektury kronikarskiej o wydarzeniach, w których mogliśmy uczestniczyć. Kończąc, zapraszam gorąco również do tradycyjnej modlitwy różańcowej oraz ponawiam raz jeszcze zaproszenie do uważnego słuchania Słowa Bożego. Roman Łukaszewski OFM Cap. Pielgrzymka młodzieży do Loretto Dnia 28 sierpnia wyruszyła pielgrzymka do Loretto na spotkanie młodzieży wspólnot neokatechumenalnych z całej Europy i innych kontynentów. Została ona poprzedzona liturgią pokutną dzień wcześniej. Tak więc około 60 czystych serc z diecezji sandomierskiej podążyło w drogę odkrywania Boga we własnym życiu oraz swojego powołania. Myślę, że czas wspólnego pielgrzymowania, mimo ogromnego trudu, wielu wyrzeczeń, przyniósł każdemu z nas obfite owoce. Na co dzień spotykaliśmy się z życzliwością wielu osób i rodzin ze wspólnot Drogi Neokatechumenalnej, które gościły nas w swoich domach, dając nam swój czas, nocleg i pożywienie. Zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc u boku naszych katechistów z Lublina. Najbardziej ujął mnie swym pięknem Asyż, Bazylika św. Franciszka i św. Klary. Był również czas na odpoczynek, relaks nad Morzem Adriatyckim, gdzie można było zregenerować swoje siły. Zwiedza nie, podziwianie pięknych miejsc i odpoczynek nie były jednak celem tej pielgrzymki. Był to piękny czas odkrywania własnej drogi życiowej. Wielu z nas już wybrało swoje powołanie i oczekiwało potwierdzenia przez Boga słuszności tej drogi. Dla mnie wyjazd ten był szczególnym prezentem od Pana. Wyruszyliśmy w dniu, kiedy wspominamy św. Augustyna, którego bardzo podziwiam. Urodził się on w Tagaście w północnej Afryce w 354 r. Po burzliwej młodości nawrócił się i mając ponad 30 lat przyjął chrzest w Mediolanie. Napisał wiele dzieł, spośród których najbardziej znanym są „Wyznania”. Podziwiam go za to, że z tak ogromną otwartością podzielił się z nami swoim życiem, swoimi wewnętrznymi przeżyciami, które pomagają mi dziś odkrywać miłość Boga i pomnażać wiarę. „Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto płonę pragnieniem twojego pokoju” (św. Augustyn „Wyznania”). Odkrywanie własnego powołania, własnej drogi życiowej nie jest rzeczą łatwą. Każ- Na Szlaku dego dnia pytam Boga, czego ode mnie pragnie, jaka jest Jego wola wobec mojej osoby i proszę Go o światło oraz mądrość. Tegoroczna pielgrzymka młodzieży uświadomiła mi, że jedyną mądrością jest świadome dążenie do świętości. Dziś wiem, że bez Chrystusa nie jestem w stanie prawidłowo funkcjonować na żadnej z dróg życiowych, ani w małżeństwie, ani w życiu zakonnym czy samotnym, ponieważ krzyż, który niosę przygniecie mnie. Jestem przekonana, że każda droga, którą Bóg mi wybierze, będzie piękna. Potrzeba mi tylko przylgnąć całym swoim sercem do Jezusa, zaufać Mu bezgranicznie. On ma dla każdego z nas cudowny plan i dla każdego inny. Kiedyś myślałam, że dążenie do świętości, doskonałości, nieustanna modlitwa jest przeznaczona tylko dla kapłanów i sióstr zakonnych. Pielgrzymka, życie wielu małżeństw, osób żyjących samotnie, które całą swoją siłę, energię, całe swoje życie poświęciły Chrystusow, pokazała mi, że jest to powołanie również dla mnie. Droga Neokatechumenalna daje wiele możliwości ewangelizacji poprzez głoszenie katechez w kościołach, domach, na ulicy czy też wyjazdy na misje całymi rodzinami. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie również małżeństwa otwarte na życie, które nie boją się powiedzieć Bogu tak i decydują się na kolejne dzieci. Jest to przykład życia Ewangelią. W czasie pielgrzymki, spośród wielu, dawała świadectwo również osoba świecka, żyjąca samotnie, która wyjechała z rodziną wielodzietną na misje. Opowiadała o różnorodnych trudach, ale dużo więcej o radości, jaką czerpała z posługi. Rodziny i osoby będące w posłudze ewangelizacji w innych krajach już nie żyją dla siebie, ale dla innych, którym służą świadectwem swego życia. Niezapomnianą chwilą, która pozostawi w moim sercu ślad na całe życie, była Eucharystia z papieżem Benedyktem XVI oraz późniejsze spot- Numer 8/2007 kanie z Kiko Arguelo, inicjatorem Drogi Neokatechumenalnej. Zanim to jednak nastąpiło, rozdawaliśmy ludziom zaproszenia, jednocześnie ewangelizując ich, z wielkim zaangażowaniem i radością śpiewając pieśni religijne, grając na gitarach i bębnach. Owocem tych spotkań dotyczących powołania w Kościele było to, że wielu młodych ludzi odkryło, iż Bóg wzywa ich do życia kapłańskiego i konsekrowanego. Na wezwanie Kiko wstało ok. 2000 chłopców i ok. 1000 dziewcząt, którzy usłyszeli, że Bóg ich woła. Wyjazd ten pozostawi w moim sercu ślad wspólnej modlitwy liturgią godzin, wspólnej Eucharystii, dzielenia się własnymi doświadczeniami, własnym życiem z innymi. Modlitwa łączy niezwykle mocno ludzi duchowo, usuwa wszelki lęk, dlatego to, co jest niemożliwe staje się możliwe, dodaje odwagi w podejmowaniu decyzji. Tego doświadczyłam podczas pielgrzymki. Dzięki temu Bóg uczy mnie również miłości względem drugiego człowieka, cierpliwości, łagodności, ofiarności. Widzę jak zmienia moje życie, moje serce, moje pragnienia. Cieszę się również z tego powodu, że czas przebywania z Bogiem nie skończył się jedynie na pielgrzymce do Loretto, ponieważ mogę uczestniczyć w każdą środę w liturgii Słowa Bożego, dzielić się z braćmi ze wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej swoimi doświadczeniami. Spotykamy się w każdą sobotę we wspólnocie, by Eucharystią dziękować Bogu za Jego miłość i modlić się w intencjach Kościoła i naszych osobistych. Dziękuję dziś Bogu za to, że wzbudził we mnie pragnienie życia Ewangelią. Elżbieta ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚW. ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI SERAFIN Z MONTEGRNANARO Feliks Rapagnano, czyli późniejszy św. Serafin, urodził się we włoskim Montegrnanaro koło Ankony w 1540 roku. Był drugim z czworga dzieci, wychował się w bardzo biednej rodzinie. Jednym z jego zajęć w młodości było pasienie owiec, później został pomocnikiem murarza u swojego brata, który obchodził się z nim brutalnie i zmuszał go do pracy ponad siły. W tajemnicy przed bratem prowadził starania o przyjęcie do zakonu. Kiedy miał 18 lat, wstąpił z do zakonu kapucynów, gdzie otrzymał imię Serafin. Pełnił obowiązki kwestarza, ogrodnika i furtiana. Pomimo dobrej woli i wielkiego wysiłku, nie potrafił dobrze wykonać poleceń przełożonych, którzy nieraz wystawiali go na próbę. Był często karcony, spotkało go wiele przykrości i docinKÓW. Serafin dzielnie znosił te upokorzenia, ale pewnego dnia znalazł się u kresu wytrzymałości. Wtedy to na modlitwie usłyszał głos Boga, który powiedział mu, że musi ćwiczyć się w cierpliwości oraz kroczyć drogą krzyża – królewską drogą wszystkich wybranych. Odtąd każdą naganę uważał za przejaw szczególnej miłości Bożej. Podejmował liczne posty i bardzo się umartwiał, jednak nigdy nie sprzeciwiał się, gdy przełożony nakazał mu, w trosce o jego zdrowie, zaniechać praktyk pokutnych. Decyzje te zawsze przyjmował z wielką pokorą. Aby nie popadać w pychę, dążył przede wszystkim do wypracowania właściwej postawy człowieka pokuty; zastanawiał się nad cierpiącym Odkupicielem, a także nad własnymi grzechami, które były powodem męki Chrystusa. Oprócz pokory odznaczał się niezwykła łagodnością. Nic nie było go w stanie zdenerwować, zawsze był opanowany, spokojny i pełen wewnętrznej równowagi, za co Bóg obiecał mu spełnić każdą jego prośbę przedstawioną na modlitwie. Jego ukochanie Boga doprowadzało go niekiedy do popadania w ekstazę. Miłość do Boga skupiała się przede wszystkim na tajemnicy obecności Chrystusa w Eucharystii. Miejsce przed ta ŚWIĘCI KAPUCYNI bernakulum było dla niego niebem na ziemi. Przełożenie wiedzieli o tym i dlatego wyrazili zgodę, aby codziennie przyjmował Chrystusa w komunii świętej, co było wówczas wyjątkiem. Brat Serafin kochał też bardzo Maryję jako najwspanialsze dzieło Boga. Uważał ją za pośre d n i c z k ę wszelkich łask, która nigdy nie przestaje modlić się za nami do Boga. Dlatego swoje prośby i modlitwy składał na jej dłonie. Miłość do Niej szerzył wszędzie, szczególnie wśród dzieci. Zapragnął udać się na misje do pogan. Jednak generał zakonu (św. Wawrzyniec z Brindisi) stwierdził, że powinien on być misjonarzem w kraju. W swoim otoczeniu może bowiem znaleźć wielu pogan, których trzeba nawracać przez modlitwę, ofiary i dobry przykład. Kilkakrotnie za nakazem przełożonych wygłaszał mowy, w których wyjaśniał tajemnice wiary. Mówił tak fachowo i jasno, że, słuchacze byli pełni podziwu dla mądrości u tego prostego i niewykształconego brata. Bóg obdarzył go wieloma charyzmatami: darem poznania, umiejętnością czytania w sercach ludzi. Po radę i naukę przychodzili do niego ludzie świeccy oraz osoby duchowne. Miał również dar uzdrawiania. Odznaczał się przez całe życie szczerą prostotą, ścisłym zjednoczeniem z Chrystusem i miłością względem ubogich i grzeszników. Wypełniał w klasztorze najbardziej pokorne posługi, służył zawsze z radością ducha. Zmarł 12 października w 1604 roku. Beatyfikował go papież Klemens XI, zatwierdzając dotychczasowy kult. Kanonizowany przez papieża Klemensa XIII w roku 1767. W liturgii św. Serafin wspominany jest 12 października. Emilian Skowroński OFM Cap. Na Szlaku Interpretacja pokusy seksualnej Pokusa fałszuje prawdę o mądrości i miłości Boga cz. 1 W Księdze Rodzaju znajduje się dialog Szatana z Ewą, który w mistrzowski sposób pokazuje działanie pokusy. Bóg powiedział człowiekowi: „Możesz jeść ze wszystkich drzew ogrodu, ale z drzewa znajomości dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy zjesz, będziesz musiał umrzeć” (Rdz. 2,16-17). Przebiegły wąż w rozmowie z Ewą przeformułował jednak wolę Bożą: „ A więc Bóg naprawdę powiedział: Nie wolno wam jeść z żadnego drzewa w tym ogrodzie?”. Wypowiedź Boga została zmanipulowana. Bóg mówi – „ze wszystkich drzew oprócz jednego”, a szatan – „z żadnego drzewa”!!! W ten sposób szatan chce wywołać wrażenie, że Bóg jest kimś niedobrym, surowym, zaborczym, który zakazuje korzystania z dóbr wspaniałego ogrodu. Ewa czuje powinność sprostowania tych słów: „Wolno nam jeść owoce z drzew tego ogrodu, ale co do owoców drzewa, które jest na środku, Bóg powiedział: «Nie jedzcie z niego i nie dotykajcie go byście nie umarli»”. Trzeba bardzo uważnie przeczytać wypowiedź Ewy. Ewa nie przytacza dosłownie woli Bożej. Dodaje coś co nie było zakazem Boga: «i nie dotykajcie go [tego drzewa]». Tym razem już sama Ewa przeformułowała wolę Bożą. Rozmowa z szatanem sprawiła, że Bóg wydał się jej surowszy i bardziej restrykcyjny niż był w rzeczywistości. Niespostrzeżenie dla niej samej poszła za myślą szatana, który chciał jej przedstawić Boga jako kogoś nieżyczliwego człowiekowi. Od tej pory Ewa zaczyna się zastanawiać nad sensownością Bożego przykazania. Po co Bóg zakazał dotykania drzewa? To jest przecież bez sensu. Z powodu małego przeinaczenia woli Bożej Ewa zaczyna tracić zaufanie do Boga. Zastanawia się, czy Bóg ma rację, dając takie zakazy i dochodzi do słusznego wniosku, że z tym zakazem dotykania jest coś nie tak. Przebiegły szatan już zasiał w sercu Ewy wątpliwość, co do mądrości Boga. Czy Bóg ma rzeczywiście rację, ustanawiając granice ludzkiej wolności? Czy robi to z miłości? Jeżeli Ewa nie odkryje tego subtelnego i delikatnego kłamstwa (na pozór nieszkodliwego) na te- Numer 8/2007 mat Bożego przykazania, nie dostrzeże przeinaczeń, nadinterpretacji, półprawd, jej dobre myślenie o Bogu będzie się powoli zmieniać. Szatan wykorzystuje wewnętrzne zamieszanie i wątpliwości, które targają sercem Ewy i decyduje się jeszcze mocniej uderzyć - kwestionuje istotę Bożego nakazu: „Wcale nie umrzecie”!!!. Bóg kłamie, chce was oszukać, wcale was nie kocha, nie chce waszego szczęścia i radości!!! Bóg się wami nie opiekuje. To nie dla waszego dobra ustanowił ten jeden zakaz - niejedzenia owoców z drzewa poznania dobra i zła. „Przeciwnie, Bóg wie, że gdy z niego zjecie, wasze oczy się otworzą i staniecie się jak Bóg znawcami dobra i zła!”(3,4-5). W sercu Ewy narastają poważne wątpliwości. A jeżeli Bóg kłamie? Jeżeli mówi, że chce nas uchronić przed cierpieniem i śmiercią, a tak naprawdę nie chce dać nam czegoś wspaniałego? Może sprytnie nas oszukał i zabrał nam coś dobrego, z czego powinniśmy się cieszyć? Jest to bardzo prawdopodobne. Bóg nie jest taki mądry i dobry jak się wydawało skoro wydaje takie bezsensowne zakazy jak zakaz dotykania tego drzewa. Musi coś ukrywać przed nami. Widocznie boi się czegoś? Gdy zrobimy po swojemu, odbierzemy mu władzę nad nami! Zyskamy utraconą wolność! Raj dopiero wtedy stanie się prawdziwym rajem! Pomimo tego, że Adam i Ewa mieli naprawdę dużo wolności (mogli jeść ze wszystkich drzew oprócz jednego), poczuli się ograniczeni przez Boga. „Wtedy kobieta ujrzała, że dobrze by było zjeść z tego drzewa, że było ono powabne dla oczu i pożądane dla osiągnięcia mądrości” (3,6). Do tej pory Ewa nie interesowała się tym drzewem, może w ogóle o nim nie myślała. Korzystała w pełni z uroków życia w rajskim ogrodzie. Teraz jednak jej ciekawość została rozbudzona i zaczęła się przy- glądać drzewu. Jako kobieta wyczulona na estetykę dostrzegła, że drzewo jest ładne. Zapragnęła zerwać piękny owoc. Zakaz dotyczył tylko zjedzenia, a nie dotknięcia czy zerwania. Jednak dla niej, która pod wpływem szatana błędnie interpretowała wolę Bożą było to już złamanie zakazu Boga. Zrobiła pierwszy krok, który ułatwił jej zrobienie następnego - za chwilę skosztowała owoc i rzeczywiście złamała zakaz Boga. Szatan umiejętnie podprowadził ją do decyzji sprzeciwienia się Bogu. Kuszenie w sferze seksualnej Nauka Kościoła odnośnie seksualności jest w wyjątkowy sposób przeinaczana przez ludzi. Można się domyślać, że Zły Duch ma w tym swój udział skoro te przeinaczenia i przewrotne interpretacje skutecznie podważają zaufanie do Boga i sprawiają, że ludzie nie chcą iść za Nim, mają przeświadczenie, że Bóg ich nie kocha i chce zabrać im szczęście w miłości, w tym radość i przyjemność życia seksualnego. Oto kilka przekłamań w sferze seksualnej, które oddzielają nas od Boga. 1. W seksie nie ma Boga. W rzeczywistości Kościół głosi, że w czasie pożycia małżeńskiego Bóg jest obecny między małżonkami. Takie przeświadczenie wypływa ze znanej prawdy, że małżeństwo jest sakramentem. Na mocy tego sakramentu Bóg jest obecny we wszystkich przejawach więzi jakie są między małżonkami. Miłość i więź wyraża się także poprzez współżycie seksualne. Akt małżeński jest szczególnym sposobem spotkania z Bogiem i współmałżonkiem. 2. Bóg zakazuje korzystania z przyjemności seksualnych. W rzeczywistości Bóg jako Stwórca natury ludzkiej nigdy nie zakazał korzystania z przy jemności seksualnej i jej szukania, wprost przeciwnie tak stworzył człowieka, aby miłości między mężczyzną a kobietą towarzyszyła przyjemność seksualna aż do przeżycia orgazmu. Bóg jedynie ograniczył wolność człowieka w tym, że nie pozwala korzystać z przyjemności seksualnej poza małżeństwem i za cenę likwidowania zdrowych cech ludzkiego ciała. 3. Bóg każe rodzić dzieci aż do granic możliwości ludzkiego organizmu. W rzeczywistości nigdzie takiego nakazu nie ma ani w Piśmie św., ani w dokumentach Kościoła. Bóg jedynie chce, aby małżonkowie planując dzieci, korzystali z możliwości, jakie daje im ludzka natura. A ona daje możliwość współżycia w okresach płodnych i niepłodnych. Nie jest prawdą, że Kościół nakazuje współżyć w okresie płodnym (co oznacza, że kazałby rodzić wiele dzieci) albo nie pozwala planować dzieci (co oznacza, że nie wolno by było posługiwać się rozumem). 4. Trzeba współżyć z intencją urodzenia dziecka. W rzeczywistości małżonkom wolno nie chcieć/ nie planować dzieci, wolno współżyć bez intencji urodzenia dziecka, wolno unikać zapłodnienia. Gdy małżonkowie nie są gotowi na poczęcie dziecka, wybierają na współżycie I fazę cyklu (po miesiączce), albo III fazę – poowulacyjną. Kościół natomiast naucza, że nie wolno świadomie pozbawiać się płodności. Tak samo jak pozbawiać się wzroku albo wątroby. 5. Metody naturalnego rozpoznawania płodności są przestarzałe. W rzeczywistości należą do najnowszych odkryć naukowych. Są to metody oparte na obserwacji, a nie na matematycznych wylicze- Na Szlaku niach. Metody badania płodności, jak wszystkie metody naukowe, są poparte licznymi badaniami empirycznymi. Mają swoją metodologię. Jeżeli chce się je z pożytkiem stosować, trzeba stosować się do wyznaczonych zasad. Jeżeli korzysta się z nich w sposób wyrywkowy, albo kieruje się więcej intuicją niż intelektualną analizą wyników badań organizmu, to nie są to już metody naukowe, ale nieodpowiedzialne i ryzykowne działania. Metody te ciągle się rozwijają i doskonalą, tak jak wszystkie inne osiągnięcia ludzkiego geniuszu. 6. W czasie aktu seksualnego niektóre pieszczoty są niedozwolone. W rzeczywistości nie są to poglą- dy Kościoła, który wybór pieszczot zostawia samym małżonkom. Gdy małżonkowie podejmują współżycie seksualne, wszystkie pieszczoty są dozwolone, także i te najbardziej intymne – oralne. Niczym nieusprawiedliwiony jest podział na części ciała, które można pieścić i całować i te, których nie wolno ani całować, ani dotykać. W czasie gry wstępnej małżonkowie mogą rozbudzać się według własnych fantazji, potrzeb i ochoty. 7. Każde przekroczenie w sferze seksualnej jest grzechem ciężkim. Kościół wierny swojemu Magisterium głosi całkiem inną naukę. Seksualność jest obszarem szczególnie delikatnym, plastycznym w kształtowaniu. Przy jej udziale człowiek może przeżywać wielkie szczęście, jak i wielkie cierpienie. Kościół chroni wielkie dobro, jakim jest seksualność, przed zranieniem, przemocą, konsumpcją… Traktowanie jej w taki sposób niszczy ten piękny dar Boży. Szczególna ochrona tego wielkiego dobra jakim jest seksualność sprawia, że Kościół uważa każde bezpośrednie działanie przeciw seksualności za poważne nieuporządkowanie moralne, ale nie mówi, że jest ono automatycznie grzechem śmiertelnym. Grzech jest aktem ludzkim, musi być popełniony ze świadomością robienia zła i krzywdy drugiej osobie. Grzech ciężki musi być zrobiony nie tylko z pełną świadomością zła (wiele zła w sferze seksualnej dokonuje się z niewiedzy), ale także w pełnej wolności wyboru (której brakuje wielu niedojrzałym, słabym ludziom). Kościół uwzględnia intencje, okoliczności, które wpływają na ocenę moralną człowieka. Dlatego nie wszystkie grzechy seksualne są ciężkie, nawet jeśli ich skutkiem jest poważne zło (ciężka materia). Ksawery Knotz OFM Cap. cd. w następnym numerze 10 Numer 8/2007 XXV lat kapłaństwa o.Tadeusza Starca OFM Cap. “Jubileusz człowieka grzesznego” W dniu 16 września 2007 r. nasz współbrat, Tadeusz Starzec OFM Cap. składał Bogu dziękczynienie za dar 25 lat życia konsekrowanego. O godz. 12.00 przewodniczył uroczystej Eucharystii, w czasie której odnowił pragnienie życia ślubami zakonnymi, ponawiając wobec o. Gwardiana słowa profesji zakonnej. Słowo Boże wygłosił wówczas o. Henryk Cisowski OFM Cap., wykładowca Pisma Świętego z naszego WSD w Krakowie. Poniżej zamieszczamy słowo homilii, które przybliży nam osobę wielebnego Jubilata. Drodzy Bracia i Siostry… Gdy dowiedziałem się o tej uroczystości, na którą zostałem zaproszony, i bardzo dziękuję za to zaproszenie, patrzyłem w kalendarz i pomyślałem: „no nie ma gorszej daty i gorszego miejsca na to świętowanie”. Najpierw daty… No, bo dzisiaj śluby w Sędziszowie. Wielu braci pojechało tam. Dzisiaj jubileusz o. Józefa w Krośnie i tam są goście. I tutaj nie będzie wielu braci, którzy chcieliby być, chcieliby przyjechać. Niedobre miejsce nie dlatego, że Rozwadów jest gorszy od innych miast. Przeciwnie. Jesteście znani z waszej życzliwości względem kapucynów. Ale br. Tadeusz te wszystkie 25 lat, prawie 25 lat swojego życia zakonnego, spędził właśnie w Krakowie i to byłoby bardziej naturalne miejsce świętowania tych jubileuszy. Ale gdy zacząłem czytać dzisiejsze słowo, zacząłem je rozważać… myślę, że to jest właściwy dzień i właściwe miejsce na tę uroczystość. Jakże wiele słów, które tłumaczą to powołanie, które przeżywa br. Tadeusz. Najpierw Święto Stygmatów św. Franciszka, które obchodzilibyśmy, gdyby nie niedziela. Niedziela znosi to święto. Ale jakże ważny dzień dla syna Św. Franciszka, dla ciebie, br. Tadeuszu, który tak bardzo serio przeżywasz swoje franciszkańskie powołanie i ta droga do Chrystusa, którą wyznaczył, którą wskazał św. Franciszek, była i jest dla ciebie czymś bardzo ważnym. Stąd właściwy dzień, nawet, jeśli nie obchodzimy go liturgicznie. I dzisiejsze czytania, które tak bardzo tłumaczą, wyjaśniają dzisiejszy jubileusz. Moglibyśmy odnieść wprost słowa św. Pawła, który sam wielbi Boga za powołanie, za swoje powołanie. Moglibyśmy przeczytać te słowa, niewiele zmieniając w nich. Może nie byłeś prześladowcą Kościoła, nie miałeś swojego Damaszku w takiej postaci, jak przeżył to Św. Paweł, który to wspomina. Ale też składasz dzisiaj dzięki Bogu, który Cię przyoblekł mocą, za to, że uznał cię za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi. Bóg okazał Ci swoje miłosierdzie. Rozpoznajesz w swoim życiu nad miarę obfitą Łaskę Pana, Wiarę i Miłość, objawioną w Jezusie Chrystusie. Sam rozpoznajesz w sobie grzesznika, którego przyszedł zbawić Chrystus. To Słowo, które pokazuje tajemnicę powołania, którą przeżyłeś. Możemy tłumaczyć różnie wybór tej drogi… psychologicznie, socjologicznie, potrzebą poświęcenia się… Ale zawsze dojdziemy do tej tajemnicy Bożego wybrania. Bożego wybrania, które jest zawsze okazywaniem Bożego Miłosierdzia. Bóg mnie ukochał, dlatego powołał, dlatego powołuje. To nie jest jarzmo, to nie jest kara, to nie jest dopust Boży, jakieś fatum, ale Miłosierdzie Boga, którego doświadczyłeś, którego doświadczasz. Kolejne światło dzisiejszego Słowa to Mojżesz, który prowadzi ten krnąbrny, buntowniczy lud. Z powołania przez Boga i ty, przez wiele lat twojego posługiwania, byłeś wychowawcą w seminarium, pełniłeś funkcję formatora i wiesz, jak to jest prowadzić ten lud, który jest często oporny, który przysparza tyle trudu, cierpienia, bólu. Sam jeden wiesz i to pozostanie często tajemnicą twojego serca. Jak to Na Szlaku 11 jest prowadzić lud, który jest nie twoim, który Bóg Ci powierzył, za który uczynił Cię odpowiedzialnym. I wreszcie dzisiejsza Ewangelia, która zawsze była dla ciebie i jest czymś bardzo ważnym. Pamiętam, nieraz zatrzymywałeś mnie, żebym wyjaśnił Ci to, czy tamto z Ewangelii. Z jaką pasją ją studiowałeś, studiujesz, głosiłeś nie raz rekolekcje, kazania na jej temat i ciągle nie przyzwyczaiłeś się do niej, nie znudziła cię ta Ewangelia o… Miłosiernym Ojcu, bo nie chciałeś jej nazywać Ewangelią o Synu Marnotrawnym, ale właśnie o Miłosiernym Ojcu. I dobrze się składa, że ta właśnie Ewangelia jest dzisiaj. Nie została wybrana, ale przypadła właśnie na tę niedzielę. I to jest dowód na to, że jest to właściwy czas na świętowanie tego jubileuszu. Myślę, że ta Ewangelia o Miłosiernym Ojcu z jednej strony tłumaczy przeszłość, tłumaczy to, co było, ale też rysuje drogę na dni, które będą. Bo będziesz odnajdywał się w każdej z tych postaci. Będziesz doświadczał tej pokusy, jakichś wycieczek z daleka od Ojca. I będziesz doświadczał radości powrotu, nawrócenia, tej potrzeby… „Wstanę i pójdę do mojego Ojca. Mam dom, mogę wrócić i po raz kolejny doświadczać Bożego Miłosierdzia”. Będziesz odnajdywał się w roli tego pierwszego syna. Niech te wycieczki będą krótkie i niech nie będą bolesne i niech zawsze kończą się radością powrotu do swojego Ojca, odnajdywania się synem, który jest kochany za darmo. Który jest kochany za to, że jest, a nie za to, że coś dobrego zrobił. Będziesz odnajdywał się czasem, będziesz się łapał na tym, że odnajdujesz się w drugim synu, który czasem się przyzwyczaja do tego, że jest w domu ojca i już jakby mało się cieszy z tego, że „wszystko, co ojca, jest też moje”. Jakże często przyzwyczajamy się do Bożych darów, do Bożych łask i dopiero wtedy, gdy ich braknie, gdy jesteśmy jakoś z dala odkrywamy, ile tracimy. Będziesz nieraz walczył z przyzwyczajeniem, z rutyną. Będziesz jeszcze nieraz odkrywał braci nie tylko wśród tych, którzy Ciebie kochają i przyjmują, ale wśród tych, których trzeba kochać tak bardzo bezinteresownie, tak bardzo miłością Boga, który kocha nie za coś, ale czasem mówi: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych i dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”. Będziesz odkrywał się w tych sługach, których 12 Numer 8/2007 ojciec posyła. Mówi: „Przynieście najlepszą suknię, ubierzcie go, dajcie pierścień na rękę”. Jakże często nasza posługa kapłańska jest właśnie taką funkcją służebną. Trzeba przyodziewać tych, którzy często poranieni wracają do Boga, towarzyszyć im na tej drodze odkrywania własnej, godności przywracanie im to poczucia godności dziecka Bożego. Będziesz nie raz ubierał w tę „szatę łaski” tych grzeszników, którzy wracają przez Twoją posługę kapłana, spowiednika. Będziesz przygotowywał ucztę i cieszył się wraz z nimi. I wreszcie, i ty jesteś ojcem. I to ojcostwo Boga, bo tak należy je rozumieć, będziesz objawiał względem tych braci i synów, którym na drodze wiary będziesz towarzyszył. Św. Paweł też nazywał tych, którym przekazał wiarę, swoimi dziećmi. „Oto zrodziłem was przez Ewangelię…”. Będziesz tą figurą i bądź tą figurą dobrego ojca, który przygarnia, który czeka na swoje dzieci. Pamiętam, gdy kiedyś mówiłeś, że gdy siedzisz w konfesjonale, nie bierzesz tam książki, brewiarza, ale czekasz. Po prostu… jest to czas czekania. Tak jak ten ojciec, który wypatruje swojego dziecka. Mówię to słowo do ciebie, ale nie tylko do ciebie, bo, św. Paweł mówił, że dostąpił miłosierdzia „po to, aby we mnie pierwszy Jezus okazał swoją wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy wierzyć w Jego będą”. Niech to Słowo i to doświadczenie miłosierdzia, wybrania, powołania będzie jakoś dla nas wszystkich znakiem. To jest też ze względu na nas, abyśmy patrząc na ciebie, na twoje powołanie, uczyli się przeżywać nasze powołanie, nasze powroty do Boga, naszą posługę miłosierdzia względem tych, których Bóg postawi na naszej drodze. Kiedyś dużo biegałeś, biegałeś daleko. Biegałeś nawet na zawodach. Życzę Ci, też słowami św. Pawła, bo też występujesz w „dobrych zawodach”. To są dobre zawody. Abyś ten „bieg ukończył”, „wiary ustrzegł” i „otrzymał wieniec sprawiedliwości Pana” o. Henryk Cisowski OFM Cap. ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI ŚWIĘCI KAPUCYNI Szczęśliwy kapucyn z Polski Honorat, z chrztu Wacław Florentyn, Koźmiński urodził się 16 października 1829 roku w Białej Podlaskiej. W czasie studiów na architekturze w warszawskiej Akademi Sztuk Pięknych przeszedł kryzys wiary. Aresztowany przez władze carskie jako podejrzany o udział w spisku patriotycznym i osadzony w warszawskiej Cytadeli, odzyskał wiarę pod wpływem tajemniczej wizji. Po opuszczeniu więzienia w 1848 roku wstąpił do kapucynów, a 27 grudnia 1852 roku przyjął święcenia kapłańskie. Po powstaniu styczniowym internowany w klasztorze w Zakroczymiu, a od 1892 roku w Nowym Mieście nad Pilicą, oddał się pracy duszpasterskiej przez posługę w konfesjonale. Na bazie Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego założył dwadzieścia sześć zgromadzeń zakonnych, w większości ukrytych (niehabitowe), z których po dzień dzisiejszy istnieje siedemnaście. Założonym przez siebie zgromadzeniom przeznaczał zadania społeczne we wszystkich środowiskach i warstwach społecznych, od nauczycielek przez rzemieślnice i wieśniaczki aż po robotnice fabryczne. Wiele pisał, był poszukiwanym spowiednikiem i kierownikiem sumień. Pragnął dokonać generalnego odrodzenia społeczeństwa polskiego w duchu Ewangelii. Odszedł do Boga w Nowym Mieście nad Pilicą 16 grudnia 1916 roku. Papież Jan Paweł II w 1988 roku zaliczył go w poczet błogosławionych. Jego relikwie spoczywają w kościele kapucynów w Nowym Mieście nad Pilicą. ŚWIĘCI KAPUCYNI W warunkach ucisku narodowe- sza Maryja Panna, Matka Bogago i politycznego ze strony caratu Człowieka uchodząca w oczach nie było możliwości prowadzenia sobie współczesnych za zwyczajną niewiastę. Teksty biblijne, zwłaszcza Ewangelia, uczą nas, że warunkiem owocnej służby Kościołowi jest trwanie w Chrystusie, zakorzenienie w Jego łasce. Najgroźniejsze przeciwności zewnętrzne nie są w stanie wówczas oddzielić człowieka od miłości Chrystusa, miłość ta zapewnia plon stukrotny. Przesłanie to sprawdziło się w życiu bł. Honorata, dla którego ani carskie kasaty, ani internowajawnego życia zakonnego pod zaborem rosyjskim. Bł. Honorat, nie w klasztorze, we wspólnocie wychodząc z zastanej sytuacji, skazanej na powolne wymarcie wypracował jednak swoistą „te- z powodu zakazu przyjmowania ologię ukrycia”, stwierdzając, że nowicjuszy, ani brak niepodległożycie zakonne nie polega na habi- ści politycznej, nie stały się przecie i klauzurze, ale na świadectwie szkodą w wierności Chrystusowi, rad ewangelicznych i apostolacie a wręcz przeciwnie: zainspirośrodowiskowym. Wzorem takie- wały do poszukiwania nowych go życia jest Jezus Chrystus ukry- form życia rad ewangelicznych. wający swoje Bóstwo nie tylko w ludzkim ciele, ale w prostym Roland Prejs OFM Cap. życiu syna cieśli oraz Najświęt- Na Szlaku 13 Bóg Ś W I ADE mnie odnalazł C T W O Jestem osobą niezamężną. Mam troje rodzeństwa: dwie siostry- jedną młodszą, drugą starszą i brata, który dzisiaj już nie żyje. Pochodzę z rodziny katolickiej. Byłam ochrzczona, byłam u I-ej Komunii, ale odkąd pamiętam, mój ojciec nie chodził do kościoła. Jako dziecko prowadziła mnie mama, ale już później, kiedy chodziłam sama w szkole podstawowej, chodziłam coraz rzadziej. A w końcu przestałam w ogóle chodzić. Obraz Boga, jaki wyniosłam z tego okresu, był taki, że Bóg jest, że istnieje… ale jest Bogiem dalekim, nieosiągalnym, groźnym i zupełnie nie ma wpływu na moje życie. Byłam wtedy osobą bardzo zamkniętą. Miałam wiele kompleksów. Najczęściej spędzałam czas w samotności. Często uciekałam w świat fantazji, marzeń. To pozwalało mi nie myśleć o rzeczywistości, która zawsze mnie przerażała. Ktoś kiedyś powiedział mi, że moje podejście do życia jest: ”Przepraszam, że żyję”. I tak się wtedy czułam. Mój powrót do Boga rozpoczął się w szkole średniej. Pod jej koniec spotkałam koleżankę, która była bardzo religijna. Ona namówiła mnie do tego, abym zapisała się na lekcje religii i zaczęłam chodzić. Wtedy też poznałam Pismo Święte. Po raz pierwszy zetknęłam się z Nowym Testamentem. U mnie w domu nie czytano Pisma Świętego. Także nie rozmawiano o Bogu. To była dla mnie wielka nowość. Ale ponieważ czytałam sama, niewiele rozumiałam. Znalazłam tam jednak wiele wskazówek na temat tego, jak należy żyć. I tak próbowałam żyć. Stałam się osobą bardzo religijną. Przychodziłam prawie codziennie do kościoła, a jednocześnie oceniałam innych ludzi z tej perspektywy. Osądzałam i pogardzałam tymi, którzy według mnie żyli w grzechu. Z takimi nie chciałam mieć nic do czynienia. Czułam się od nich lepsza. Wpadłam w pewien rodzaj fanatyzmu. Oce- 14 Numer 8/2007 niałam mojego ojca i go krytykowałam, ponieważ on do kościoła nie chodził. Potępiałam też swojego brata, który był alkoholikiem. Nie mogłam go zaakceptować. Wydawało mi się, że powinien sobie poradzić. Nie mogłam zrozumieć, jak może ranić innych. Wydawało mi się, że pewne rzeczy w życiu nie powinny się wydarzyć. Nie rozumiałam jego słabości. W tym czasie moja samotność zaczęła się pogłębiać. Przeprowadziliśmy się w inną część miasta. Straciłam kontakt z rówieśnikami. I kiedy miałam 18 lat, nagle umarł mój ojciec. To wydarzenie pogłębiło jeszcze mój stan. Nie rozumiałam tego, dlaczego Bóg tak chciał. Miał 47 lat. Było mi bardzo trudno. Nie bardzo wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. I wtedy Bóg wyszedł mi naprzeciw. On mnie odnalazł. W kościele usłyszałam zaproszenie na katechezę. Początkowo wydawało mi się, że to nie dla mnie, ze to pewnie dla małżeństw. Ale usłyszałam tam takie jedno zdanie, że „Bóg jest jedyny, który jest zainteresowany moim życiem, że On chce mnie uczynić szczęśliwą, że On mnie kocha i kocha mnie taką, jaką jestem”. I to słowo mnie poruszyło. Do tego stopnia, że zaczęłam przychodzić i z grupą osób słuchać Słowa Bożego. Ja, która byłam tak zablokowana, wyizolowana, zawsze gdzieś w kącie… Przychodziłam i słuchałam Słowa Bożego. Ale uczyłam się też modlić. Odkryłam Eucharystię. Odkryłam też Sakrament Pojednania, do którego nie przystępowałam wiele lat i który bardzo różnie traktowałam przez te lata. Początkowo niewiele się zmieniło, ponieważ ja nie kochałam też siebie. Bardzo trudno mi było uwierzyć, że Bóg może mnie kochać za darmo. Zawsze mi się wydawało, że na miłość trzeba zasłużyć. Że może innych owszem, ale nie mnie. I ta moja samot- ność doszła do takiego momentu, że się rozchorowałam. Rozchorowałam się na trzustkę, chorowałam parę lat. Byłam na ścisłej diecie. To jeszcze ograniczyło moją perspektywę przyszłości. Kiedyś, kiedy się obudziłam rano, pomyślałam: „Jaki sens jest, żeby wstawać”. I tego dnia nie wstałam. Kiedy umarła młoda dziewczyna, którą znałam, przyszło mi do głowy, że Bóg się pomylił. Powinno być odwrotnie. Ona by prowadziła na pewno życie bardziej sensowne. I trwałam w takiej pustce. Byłam rozdarta wewnętrznie. Czułam się bardzo samotna. Wtedy nie czułam oparcia w Bogu. Nie czułam też oparcia w ludziach, bo nikomu nie potrafiłam o tym powiedzieć. Nie czułam też oparcia w sobie, ponieważ siebie nie akceptowałam. Ale wiedziałam wtedy jedno – że sama sobie z tym nie poradzę. Że jedynie to słowo, które gdzieś w podświadomości we mnie trwało, że „Bóg jest zainteresowany mną”… ono dodawało mi sił. I zaczęłam się bardzo modlić. Słuchałam Słowa. Przychodziłam do kościoła, kiedy był pusty. Modliłam się także w domu, niekiedy leżałam krzyżem. I Bóg zaczął interweniować. Najpierw usamodzielniłam się. Zaczęłam decydować o swoim życiu. To podniosło wartość mnie samej. Potem Bóg podarował mi pracę, która wymagała ode mnie podejmowania decyzji, która także polegała na kontakcie z innymi ludźmi. To sprawiało, że wychodziłam z mojej samotności. Przez wiele lat też nie akceptowałam swojego ojca. Nie potrafiłam dostrzec jego miłości do mnie. Żyliśmy jakby obok siebie. Dzięki Słowu Bożemu, które rozświetlało moje życie, zrozumiałam, jaką krzywdę mu wyrządziłam. Że był dobrym człowiekiem, ale już odszedł. Dziś mogę powiedzieć, że dzięki Bogu mam do niego wielki szacunek. Dziś jestem wdzięczna Bogu za to, że dał mi takiego ojca. Dziś także mogę się za niego modlić. Także z tego powodu, że umarł nagle. Że nie zdążył się z Bogiem pojednać. Mam tę nadzieję… Bóg daje mi tę nadzieję, że kiedyś się spotkamy. Ponieważ tak wcześnie straciłam ojca, w Bogu zaczęłam odkrywać ojca, ojca, który nie zsyła cierpienia ponad to, co mogę znieść. Kiedy miałam wypadek samochodowy i wiozłam kilkumiesięczne dziecko (z mojego powodu mogło zginąć), Bóg sprawił, że nic się nie stało. Zrozumiałam wtedy, że Bóg nie daje ciężaru, Bóg, jako ojciec, nie daje ciężaru, którego bym nie uniosła. Ja z moim poczuciem winy, z moją nieakceptacją… nie poradziłam sobie z tym. Ostatnio miałam wypadek samochodowy i zderzyłam się z ciężarówką, a dzień wcześniej umarła dziewczyna, także w wypadku… Odtąd wiem, że Bóg prowadzi moje życie, moją historię… że On jest Panem życia i śmierci, że On lepiej wie, kiedy mnie zabrać. Także dzięki Bogu, kiedy zaczęłam odkrywać prawdę o sobie, kiedy zaczęłam odkrywać swój grzech, że jest we mnie wiele złośliwości, że jest we mnie wiele faryzeizmu, że klasyfikuję innych, że wcale nie jestem od innych lepsza, to pozwoliło mi się zbliżyć do mojego brata, popatrzeć na niego inaczej, zaakceptować go, a nawet pokochać. Zobaczyłam wtedy, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, że z całej rodziny to my dwoje jesteśmy najbardziej podobni. Zobaczyłam, jak identycznie reagujemy na trudne sytuacje. Zrozumiałam wtedy, że jeśli ja nie wpadłam w jakiś nałóg, to tylko dlatego, że Łaska Boża nade m n ą czuwała. To pozwoliło mi pomóc m u , być z n i m w tej chorobie, a także przyprowadzić go do Boga, rok przed jego śmiercią, kiedy był już chory. Mogę powiedzieć, że szczęśliwym czasem był ten , kiedy po 30-u latach on pojednał się z Bogiem, kiedy tutaj, w tym klasztorze, widziałam jak klęka i przyjmuje Komunię Św. Byłam Bogu bardzo za to wdzięczna. Nie wiem, jak on umarł. Nie byłam przy jego śmierci. Nie wiem, co on myślał. Ale wiem jedno: że wiedział gdzie mógł prosić o pomoc. Bóg także pozwolił mi ewangelizować. Zechciał się mną posłużyć, kiedy zawsze uważałam, że się do tego nie nadaję, przez wiele lat. I dziś mogę powiedzieć, że jestem zadowolona, że Bóg w pewnym momencie mojego życia mnie odnalazł że jestem Mu dzisiaj wdzięczna za to, że rodzice przyprowadzili mnie do Kościoła że jestem Mu wdzięczna za to, że otrzymałam sakramenty że jestem Mu wdzięczna dzisiaj za moje życie, za moją historię, której przez wiele lat nie akceptowałam że jestem Mu dzisiaj wdzięczna za to, że moje życie nie jest dziś smutne. Na Szlaku 15 16 Numer 8/2007 przyg. M.Michalska Na Szlaku 17 18 Numer 8/2007 przyg. M.Michalska Na Szlaku 19 Od dwóch lat możemy modlić się w Kaplicy Adoracji przed Najświętszym Sakramentem. To bardzo szczególne miejsce, miejsce, gdzie każdy w ciszy własnego serca może porozmawiać z Bogiem lub choćby pomilczeć w Jego Obecności. To miejsce gdzie każdy z nas jest sam na sam z Jezusem, nawet wtedy, gdy obok są inni. Starajmy się szanować ten wyjątkowy czas, nie przeszkadzajmy sobie, nie zakłócajmy sobie nawzajem intymnego kontaktu z Nim. Jak adorować Pana Jezusa? (10 praktycznych wskazówek) Ojciec chce mieć czcicieli w Duchu i prawdzie (por. J 4,23-24) 1. Wchodzisz do tego kościoła, gdzie spotykasz Jezusa w Eucharystii. Wejdź do Twojego serca, do samej głębi wnętrza Twojej istoty. obecnego 2. Znajdujesz się w ciszy. Wycisz się wewnętrznie. Spraw, by zamilkły wszystkie głosy, które dźwięczą w Tobie, nie dąż za niepotrzebnymi myślami. Twe problemy. Twoje sprawy, lęki - nie zatrzymuj ich dla siebie, ale powierz je Jezusowi. Podczas adoracji zajmij się tylko Nim, On zaś będzie się troszczył o Ciebie, lepiej nawet niż Ty sam mógłbyś to uczynić. 3. Zwróć swe spojrzenie w stronę Jezusa w Eucharystii. Spraw, niech Twe serce przemówi, a to znaczy: zacznij kochać Tego, który pokochał nas jako pierwszy. 4. Staraj się nie odmawiać jedynie ustnie modlitw, bez zatrzymania się na słowach, które wypowiadasz. Unikaj czytania Pisma Świętego, kartka po kartce, w czasie adoracji. Wejdź w modlitwę serca. Wybierz werset z psalmu, zdanie z Ewangelii, jakąś małą i prostą modlitwę, i powtarzaj ją w sercu, spokojnie i wytrwale, aż stanie się ona Twoją modlitwą, Twoim wołaniem, Twoją prośbą. Możesz wybrać modlitwę, która najlepiej odnosi się do Twej aktualnej sytuacji. Na przykład: „Serce Jezusa, ufam Tobie” / „Ojcze mój, powierzam się całkowicie Tobie.” / „Jezu, Synu Boży, ulituj się nade mną, grzesznikiem”. / „Jezu, kocham Ciebie”/ „ Jesteś moim Pasterzem”/ „Jesteś razem ze mną” / „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca Twego” / albo całkiem po prostu: „Jezu, Jezu”. 5. Nie spędzaj czasu jedynie na użalaniu się lub prośbie. Poddaj się działaniu łaski w dziękczynieniu. 20 Numer 8/2007 Zamiast zastanawiać się nad tym, czego Ci brakuje, dziękuj Bogu za to, kim jesteś, za to, co posiadasz. Dziękuj Bogu za to, co otrzymasz jutro. 6. Może się zdarzyć, że jesteś zmęczony albo rozproszony. Odwagi. Skoro tylko zdasz sobie z tego sprawę, spokojnie rozpocznij modlitwę Twego serca. Poproś o pomoc Ducha Świętego, aby był wspomożeniem w czasie Twej słabości i stawał się coraz bardziej Twym duchowym Mistrzem. 7. Jezus jest w centrum Kościoła. Chce On także stanąć w centrum Twojego istnienia. Pod Jego spojrze niem, nauczysz się, krok po kroku, przechodzić od „ja” do „Ty”, od chęci realizowania własnych projektów do pragnienia i przyjęcia Jego woli dla Ciebie. 8. Jezus jest wystawiony uroczyście. Przyjmij światło, które promieniuje z Jego obecności. Jak słońce ogrzewa i roztapia śniegi, tak, jeśli staniesz wobec Niego, będzie On mógł stale oświecać ciemności okrywające Twe serce, aż rozproszy je w zupełności. 9. Jezus ukrył się pod postacią chleba, prostą i ubogą. Przychodzi On do Ciebie, ubogiego, byś nauczył się przyjmować prawdę o słabościach Twoich oraz Twoich braci. 10. Znajdujesz się w ciszy i pozostań w ciszy. Maryja, Gwiazda zaranna i Brama niebios, jest przyTobie w czasieTwojej drogi; pokazuje Ci szlak i wprowadza do komnaty Króla. To Ona jest Ci pomocą w tym, byś w ciszy, patrząc na Jezusa, odkrył obecność Boga Trójjedynego w Tobie. I wreszcie możesz wypróbować w swoim życiu słowa z Psalmu 34: Spójrzcie na Niego, a „rozpromienicie się radością, oblicza wasze nie zapłoną wstydem”. Na Szlaku 21 CHWILA Z POEZJĄ Kiedy księżyc wychodzi zza chmur kurtyny, I staje jak strażnik z latarnią na drodze, A droga lśni blaskiem jak lico dziewczyny, Wiem, ze lato odchodzi, Że jesień kroczy już na jednej nodze. Wtedy myśli moje maczam w księżycu. Choć schody jesieni wyrzeźbiły twarze, Struna z cicha dzwoni treść tajną w ukryciu, Że księżyc – srebrzysta droga – że my Że można jeszcze pomarzyć. Zofia Zakrzewska - Myszka Za oknem dnia ubywa Lekko tańczą promienie słońca, Kapela świerszczy przygrywa, I jeszcze aura taka gorąca. Cichy wiatr muzykę niesie, Kwiaty jak panny, w ogrodach się wdzięczą, Urody czas wyznacza jesień, Smutek się snuje nicią pajęczą. I coraz bardziej ogarnia żal, Trzyma w ciągłej rozterce Gdy patrzę na przecudny kwiatów bal, Że jeszcze chwila i pęknie im serce. I pryśnie urody czar, Uśnie jak bańki cienie, Pozostanie z życia jedyny dar, Pozostanie tylko wspomnienie. Quo vadis homo Dokąd idziesz człowieku krzyk rozpaczy znaczy twoją drogę miałeś wyczarować na ziemi Eden a niesiesz śmierć i trwogę. Za firankami zdrady czeka cię pieniądz i władza ty chcesz panować nad światem zawładnąć duszę człowieka a Bóg ci w tym przeszkadza. Dokąd idziesz człowieku prawdę o sobie odrzucasz jak wroga podobno idziesz po wiedzę, postęp i nowoczesność a tak naprawdę idziesz po raz wtóry ukrzyżować Boga. Dalszy ciąg wiersza dopisało życie. Dramatyczna wiadomość – S. O. S. Manhattan płonie. Duma techniki XX wieku, amerykańska perła w koronie dwa kilkuset piętrowe wieżowce rozsypały się jak domek z kart grzebiąc w płonących ruinach tysiące bezbronnych ludzi. Hydra nienawiści rozwarła swą paszczę Ukazując piekielną otchłań pod terroru płaszczem. Ten akt przemocy potępił świat cały. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” i to jest naprawdę piękne to jest coś nowego. Szkoda, że nie stało się tak kilkadziesiąt lat temu. Może nie byłoby wtedy Oświęcimia, Majdanka, Katynia i Kazachstanu. Może nie byłoby i dziś ruin Manhattanu. Dokąd idziesz człowieku?... Co jutro z nami, z matką ziemią i naszym światem się stanie? Ja wierzę, że zwycięży miłość jak 2000 lat temu Tak dziś po Golgocie XX wieku przyjdzie zmartwychwstanie. Eleonora Kiestrzyń Zofia Zakrzewska - Myszka 22 Numer 8/2007 Szata Maryi Wprawdzie mądre przysłowie mówi, że „nie szata zdobi człowieka”, jest jednak taka szata, która jednak zdobi. Tyle, że nie ciało człowieka, a jego duszę. Jest to szkaplerz Najświętszej Maryi Panny. Szkaplerz to nazwa kawałka prostokątnego sukna z otworem na głowę nakładanego na habit w niektórych zakonach. Pierwotnie miał chronić go przed zabrudzeniem, później stał się jego częścią. Świeccy także mogą nosić szkaplerz, lecz ten ma chronić przed zabrudzeniem duszę. Tę niezwykłą ochronę przekazała sama Matka Najświętsza Szymonowi Stockowi w XIII w., kiedy jako generał karmelitów modlił się o wzmocnienie tego zakonu. W nocy z 15 na 16 lipca 1251 r. Maryja, podając mu szkaplerz, powiedziała: „Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania”. Siedemdziesiąt lat później, ukazując się papieżowi Janowi XXII, poleciła rozszerzać nabożeństwo szkaplerzne i obiecała obfite łaski wszystkim członkom bractw szkaplerznych. Sukienny szkaplerz dla udogodnienia mógł być zastępowany przez medalik szkaplerzny (na jednej stronie Maryja z Dzieciątkiem trzymającym szkaplerz, na drugiej Najświętsze Serce Pana Jezusa). Matka Najświętsza przekazała także papieżowi nadzwyczajną łaskę dla wszystkich noszących szkaplerz, tzw. przywilej sobotni: „Ja, ich Matka, w pierwszą sobotę po ich śmierci, wyzwolę ich z czyśćca i powiodę na górę żywota wiecznego”. Ponadto każdy członek bractwa szkaplerznego jest włączony w modlitwy i zasługi zakonu karmelitańskiego z wszystkimi jego wielkimi świętymi. Stolica Święta uznała szkaplerz jako sakramentale, czyli znak, który usposabia noszących go do łatwiejszego przyjęcia łaski i skuteczniejszego pogłębiania życia duchowego. Jednak to nie samo noszenie szkaplerza zasługuje na tak ogromne łaski. Nie może on być odbierany jako rodzaj amuletu przynoszącego szczęście. Nakłada on na noszącego konkretne obowiązki: naśladowanie cnót Maryi w codziennym życiu, zachowywanie cnoty czystości wg swego stanu, modlitwę za Kościół Święty, szerzenie nabożeństwa szkaplerznego. Szkaplerz święty ma w Polsce bogatą historię sięgającą XIV wieku. Nosili go królowie (Władysław IV, Jan III Sobieski), rycerze, szlachta i ludzie prości. Na obrazie Matejki na piersi Rejtana spod rozdartych gestem rozpaczy szat widać szkaplerz święty. Tak jak Maryja ze swoją czułą opieką od wieków jest obecna w polskiej historii, tak Jej szata jest od dawna tej obecności znakiem. Dzisiaj niestety wielu ludzi odrzuca „maryjność” polskiej wiary, uważając ją za ckliwą i pozbawioną intelektualizmu – w sam raz dla maluczkich. To przecież Chrystus jest Odkupicielem, dlaczego nie zwracać się do Niego bezpośrednio? Maryja nie jest Bogiem, więc może wielka ilość nabożeństw Maryjnych wręcz sprzeciwia się wierze? Tymczasem to przecież sam Pan Jezus wskazał nam Maryję jako Matkę. Prymas Hlond mówił, że „zwycięstwo przyjdzie przez Maryję”, a Prymas Tysiąclecia ofiarował Polskę pod Jej opiekę. Najgorliwszym jednak czcicielem Maryi był wielki święty naszych czasów Jan Paweł II, który zawierzył Jej cały świat. Sam nasił szkaplerz św., a jego całe życie i śmierć były jak najściślej złączone z nadzwyczajną opieką Maryi. Mówił: „Pozostałem szkaplerzowi wierny i jest on moja siłą[…]Dzień święta Matki Bożej Szkaplerznej jest mi bardzo drogi.” Na Szlaku 23 Bardzo pięknie, dogłębnie i przekonująco o roli i znaczeniu Maryi dla wiary chrześcijańskiej pisze św. Ludwik Maria Grignion de Monfort w swoim „Traktacie o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. To ta mała książeczka, z która nie rozstawał się Karol Wojtyła w czasie okupacji (jest ten fakt pokazany w filmie ”Karol. Człowiek, który został papieżem”. Św. Ludwik m.in. zwraca uwagę, że jako dzieci, chcąc coś załatwić u ojca, prosimy o pomoc i wstawiennictwo matkę. Matka osłania nas często przed jego gniewem, gdy coś przeskrobiemy, podpowiada, jak ojca udobruchać, a nawet używa swego rodzaju podstępów, żeby ukazać swoje krnąbrne dziecko w jak najlepszym świetle przed ojcem, mimo, że ono wcale na to nie zasługuje. Do takiej właśnie roli przeznaczona jest przez Boga Maryja. On, ukazując nam Ją jako Matkę, skraca i ułatwia drogę do siebie. Stwarzając Ją bez grzechu pierworodnego, wskazuje nam Ją jako wzór człowieczeństwa. 24 Numer 8/2007 Takimi mieliśmy być i takimi bylibyśmy, gdyby nie grzech pierworodny. Naśladowanie więc Maryi powinno stać się nie tylko naszą potrzebą, ale i obowiązkiem. Znakiem tego naśladownictwa jest właśnie szkaplerz, a Maryja wszystkim swoim czcicielom konkretnie pomaga w tym trudnym zadaniu, kształtując sumienie, podsuwając różne doświadczenia życiowe potrzebne do duchowego wzrastania. Dziś, gdy tak trudno wychować dzieci narażone na wiele pokus tego świata, szkaplerz jest dla nich najlepszą „polisą ubezpieczeniową”, posagiem na życie wieczne. Maryja na pewno nie dopuści, by dziecko ofiarowane jej i ubrane w Jej szatę poniosło uszczerbek na duszy. Wydaje się więc wielką lekkomyślnością odtrącanie tak wielkiej pomocy w naszej pielgrzymce do nieba, zwłaszcza, że w Rozwadowie jest parafia pod wezwaniem Matki Bożej Szkaplerznej i Jej słynący łaskami obraz. Szkaplerz jest tam nakładany wszystkim chętnym 16 lipca w dzień odpustu po każdej Mszy św. Jest to także możliwe w każdy inny dzień po uprzednim zgłoszeniu. Szkaplerz może również nałożyć każdy ksiądz, lecz wtedy trzeba się samemu w niego zaopatrzyć. Na stronie internetowej oo. karmelitów można znaleźć wszelkie materiały o szkaplerzu (warto je przestudiować), a także zamówić szkaplerze, medaliki itp. Choć szkaplerz ma długą ponadsiedemsetletnią historię, szczególnie dziś jawi się jako koło ratunkowe rzucone przez Maryję zagubionym w trudnej współczesności. Możemy być pewni, że Ta, która najmocniej z ludzi ukochała Jezusa, najpewniejszą i najprostszą drogą doprowadzi do Niego tych, którzy ofiarują Jej swoje serce i wolę, przywdziewając Jej szatę. „Niech Wam zatem towarzyszy Matka Boża Szkaplerzna!(…)Niech Was Ona prowadzi jak gwiazda, która nigdy nie znika z horyzontu. I niech Was Ona zawiedzie w końcu do Boga, ostatecznego portu, ostatniej Przystani nas wszystkich.”Jan Pawel II Barbara Burak Znak macierzyńskiej troski Maryi List apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji 750-lecia szkaplerza świętego (1251-2001) z dnia 25 marca 2001 r. nieustannie kontemplowana jest Ta, która od saProvidentialis gratiae eventus mego początku potrafiła otworzyć się na słuchaOpatrznościowe wydarzenie łaski nie słowa Boga i być posłuszna Jego woli (por. Łk 2, 19. 51). Maryja, wychowana i ukształtowana Do Przewielebnych Ojców: Josepha Chalmersa Przeprzez Ducha Świętego (por. Łk 2, 44-50), umiała ora generalnego Zakonu Braci Najświętszej Maryi bowiem odczytywać w duchu wiary swoje dzieje Panny z Góry Karmel (OCarm.) i Camilo Macci(por. Łk 1, 46-55) i - ulegając Bożym natchnieniom se Przełożonego generalnego Zakonu Braci Bosych - „szła naprzód w pielgrzymce wiary i utrzymała Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (OCD). wiernie swe zjednoczenie z Synem aż do krzyża, przy którym nie bez postanowienia Bożego sta1. Opatrznościowe wydarzenie łaski, jakim był dla Kośnęła (por. J 19, 25), najgłębiej ze swym Jednorocioła Rok Jubileuszowy, pozwala patrzeć z ufnością i dzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła nadzieją na dopiero co rozpoczętą drogę w nowym tysię matczynym duchem” (Lumen gentium, 58). siącleciu. „Przemierzając drogi świata na początku nowego stulecia - napisałem w Liście apostolskim Novo 3. Kontemplując Najświętszą Maryję Pannę, widzimillennio ineunte - musimy przyspieszyć kroku. (...) W my Ją jako Matkę zatroskaną, która patrzy na Syna, tej drodze towarzyszy nam Najświętsza Maryja Pandorastającego w Nazarecie (por. Łk 2, 40. 52), idzie na, której (...) zawierzyłem trzecie tysiąclecie” (n. 58). za Nim po drogach Palestyny i towarzyszy Mu podczas godów w Kanie (por. J 2, 5), a u stóp Krzyża Dlatego z wielką radością przyjąłem wiadomość, staje się Matką współuczestniczącą w Jego ofierze że obie gałęzie Zakonu Karmelitańskiego: dawna i i darem dla wszystkich ludzi, gdy Jezus powierza reformowana, zamierzają poświęcić rok 2001 MaJą swemu umiłowanemu uczniowi (por. J 19, 26). ryi, aby wyrazić synowską miłość do swej Patronki, Jako Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna którą wzywają jako Kwiat Karmelu, Matkę i Przejednoczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie (por. Dz 1, 14), a jako nowa Niewiasta, która wywodniczkę na drodze do świętości. W związku z tym pragnę podkreślić, że szczęśliwym zbiegiem przedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich okoliczności obchody tego maryjnego roku całego w pełni trynitarnego życia, została wzięta do Nieba, Karmelu przypadają - jak głosi czcigodna tradycja skąd osłania płaszczem swego miłosierdzia synów Zakonu - w 750. rocznicę otrzymania Szkaplerza. i córki pielgrzymujących ku świętej górze chwały. Obchody te stanowią zatem dla całej Rodziny karmelitańskiej niezwykłą okazję nie tyko do pogłębieTa kontemplacyjna postawa umysłu i serca ponia duchowości maryjnej, ale i do przeżywania jej zwala podziwiać doświadczenie wiary i miłości z coraz większą świadomością roli, jaką Dziewicza Najświętszej Maryi Panny, która przeżywa już to, Matka Boga i ludzi odgrywa w tajemnicy Chryco każdy wierzący pragnie i ma nadzieję przeżystusa i Kościoła, by iść za Nią - „Gwiazda nowej wać w tajemnicy Chrystusa i Kościoła (por. Sacewangelizacji” (por. Novo millennio ineunte, 58). rosanctum Concilium, 103; Lumen gentium, 53). Dlatego właśnie karmelici i karmelitanki wybrali 2. Wiele pokoleń Karmelu, od początku aż do dziMaryję na swą Patronkę i Matkę duchową i mają siaj, w swej wędrówce ku „świętej górze, Jezusozawsze przed oczyma i w sercu Najczystszą Mawi Chrystusowi, naszemu Panu” (Mszał Rzymryję Pannę, która prowadzi wszystkich do doski, modlitwa z Mszy św. ku czci Najświętszej skonałego poznania i naśladowania Chrystusa. Maryi Panny z Góry Karmel, 16 lipca), starało się kształtować swoje życie wzorując się na Maryi. W ten sposób rozwijają się głębokie więzi duchowe, które coraz bardziej umacniają komunię Dlatego w Karmelu, a także w każdej duszy kochaz Chrystusem i z Maryją. Dla członków Rodziny jącej gorąco Najświętszą Maryję Pannę i Matkę, karmelitańskiej Maryja, Dziewicza Matka Boga i ludzi, jest nie tyko wzorem do naśladowania, ale Na Szlaku 25 również czułą Matką i Siostrą, która jest z nimi i w której pokładają nadzieję. Dlatego św. Teresa od Jezusa wzywała: „Naśladujcie Maryję i rozważajcie to, jaka musi być wielkość tej Pani i jaka to korzyść mieć ją za Patronkę” (Twierdza wewnętrzna, III, 1, 3). 4. To głębokie życie maryjne, które wyraża się w ufnej modlitwie, w pełnym zachwytu uwielbieniu i pilnym naśladowaniu, prowadzi do zrozumienia, że najbardziej autentyczną formą nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, wyrażającą się w skromnym znaku Szkaplerza, jest poświecenie się Jej Niepokalanemu Sercu (por. Pius XII, list Neminem profecto latet, 11 lutego 1950: AAS 42 [1950], s. 390-391; Lumen gentium, 67). W ten sposób w sercu urzeczywistnia się coraz większa komunia i zażyłość z Najświętszą Maryją Panną, „jako nowy sposób życia dla Boga i kontynuowania tu, na ziemi, miłości Syna Jezusa do swojej Matki Maryi” (por. rozważanie przed modlitwą Anioł Pański: Insegnamenti di Giovanni Paolo II, XI/3, 1988, s. 173). W taki sposób, według słów błogosławionego męczennika karmelitańskiego Tytusa Brandsmy, jednoczymy się głęboko z Maryją Theotokos i tak jak Ona przekazujemy życie Boże: „Również do nas Pan posyła swego anioła (...), także my powinniśmy przyjąć Boga do naszych serc, nosić Go w naszych sercach, karmić Go i pomagać Mu wzrastać w nas w taki sposób, jakby On z nas się narodził i żył z nami jako Bóg-z-nami, Emanuel” (z wypowiedzi bł. Tytusa Brandsmy na Kongresie Mariologicznym w Tongerloo, sierpień 1936 r.). To bogate dziedzictwo maryjne Karmelu z biegiem czasu, dzięki rozpowszechnieniu się nabożeństwa Szkaplerza Świętego, stało się skarbem całego Kościoła. Dzięki swej prostocie, antropologicznej wartości oraz odniesieniu do roli Maryi w życiu Kościoła i ludzkości to nabożeństwo tak głęboko i szeroko przyjęło się wśród Ludu Bożego, ze znalazło swój wyraz w obecnym kalendarzu liturgicznym Kościoła powszechnego we wspomnieniu 16 lipca. 5. W znaku Szkaplerza zawiera się sugestywna synteza maryjnej duchowości, która ożywia pobożność ludzi wierzących, pobudzając ich wrażliwość na pełną miłości obecność Maryi Panny Matki w ich życiu. Szkaplerz w istocie jest „habitem”. Ten, kto go przyjmuje, zostaje włączony lub stowarzyszony w mniej 26 Numer 8/2007 lub więcej ścisłym stopniu z Zakonem Karmelu, poświęconym służbie Matki Najświętszej dla dobra całego Kościoła (por. Formuła nałożenia Szkaplerza: Obrzęd błogosławieństwa i nałożenia Szkaplerza zatwierdzony przez Kongregacje Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów 5 stycznia 1996 r.). Ten, kto przywdziewa Szkaplerz, zostaje wprowadzony do ziemi Karmelu, aby „spożywać jej owoce i jej zasoby” (por. Jr 2, 7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości (por. Formuła nałożenia Szkaplerza). Znak Szkaplerza przywołuje zatem dwie prawdy: jedna z nich mówi o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny, i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały; druga to świadomość, że nabożeństwo do Niej nie może ograniczać się tylko do modlitw i hołdów składanych Jej przy określonych okazjach, ale powinna stanowić „habit”, czyli nadawać stały kierunek chrześcijańskiemu postępowaniu, opartemu na modlitwie i życiu wewnętrznym poprzez częste przystępowanie do sakramentów i konkretne uczynki miłosierne co do ciała i co do duszy. W ten sposób Szkaplerz staje się znakiem „przymierza” i wzajemnej komunii pomiędzy Maryją i wiernymi: wyraża bowiem w sposób konkretny dar, jaki na krzyżu Jezus uczynił Janowi, a przez niego nam wszystkim, ze swojej Matki, oraz przypomina o powierzeniu umiłowane- go apostoła i nas Tej, którą ustanowił nasza Matką duchową. 6. Ta maryjna duchowość, która wewnętrznie kształtuje osoby i upodabnia je do Chrystusa, pierworodnego wśród wielu braci, wyraziła się we wspaniałych świadectwach świętości i mądrości bardzo wielu świętych mężczyzn i niewiast Karmelu, którzy wyrośli w cieniu i pod opieką Matki. Ja również od bardzo długiego czasu noszę na sercu Szkaplerz karmelitański! Z miłością do wspólnej Matki niebieskiej, której opieki doznaję ustawicznie, życzę, aby dzięki temu rokowi maryjnemu wszyscy zakonnicy i zakonnice Karmelu oraz pobożni wierni, którzy Ją czczą z synowskim oddaniem, wzrośli w miłości do Niej i by umocnili w świecie obecność tej Niewiasty milczenia i modlitwy, wzywanej jako Matka miłosierdzia, Matka nadziei i łaski. Z tymi życzeniami z radością udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa wszystkim zakonnikom, mniszkom, siostrom i wiernym świeckim z Rodziny karmelitańskiej, którzy tak wiele czynią, by szerzyło się wśród Ludu Bożego prawdziwe nabożeństwo do Maryi, Gwiazdy Morza i Kwiatu Karmelu! Jan Paweł II Papież 20-lecie szczepu harcerskiego „Leśne Plemię” W dniach 21-23 września 2007 roku odbył się zlot z okazji 20-lecia istnienia szczepu harcerskiego „Leśne Plemię” w Stalowej Woli. Aktualnie szczep liczy pięć drużyn: 3 Rozwadowską Drużynę Harcerek im. Św. Królowej Jadwigi, 17 Rozwadowską Drużynę Harcerek im. Grażyny Lipińskiej, 15 Rozwadowską Drużynę Harcerzy im. Jana III Sobieskiego, 1 Rozwadowską Gromadę Zuchową „Radosne Wilczęta” oraz 11 Rozwadowską Gromadę Zuchową „Sprytne Wilczęta”. Naszym duszpasterzem jest o. Rafał Pysiak, a druhną szczepową pwd. Joanna Myszka. Na zlot zostały zaproszone wszystkie drużyny harcerskie z Podkarpacia, weterani oraz osoby zaprzyjaźnione ze szczepem na przestrzeni lat. Komendantką została dh pwd. Joanna Myszka, a oboźnym druh Kamil Bartoszek. Zakwaterowani byliśmy w ZSO nr 2. Zlot rozpoczął się w piątek o godzinie 18. Przyjechały do nas dwie drużyny z Mielca oraz drużyna ze Stalowej Woli „Brzozowina”. Tego dnia odbył się wieczór filmowy, na którym swoją obecnością zaszczycili nas weterani. Mogliśmy zobaczyć wszystkie filmy z imprez harcerskich nakręcone w ciągu dwudziestu lat istnienia organizacji. Już kolejnego dnia odbyła się gra dzienna po Stalowej Woli. Przez cały dzień z łatwością można było spotkać grupkę ludzi w mundurach (patrol) chodzących po mieście. Zadania były przeróżne. Trzeba było wykazać się znajomością wszystkich szczepowych, rozłożyć namiot, ułożyć stos. Były także podchody i samarytanka, a nawet mogliśmy postrzelać na strzelnicy. Najlepszym patrolem w tej grze okazał się patrol weteranów pod dowództwem byłego już druha Michała Janusza. Wieczorem, około godziny 20:00 odbył się kominek w szkole na sali gimnastycznej. Na spotkaniu pojawiło się bardzo dużo gości, weteranów oraz byli szczepowi. Można było posłuchać ciekawych wspomnień harcerskich sprzed kilkunastu lat, zabrzmiała też pieśń harcerska. Był nawet tort z okazji 20 urodzin szczepu. Tej nocy odbyła się gra w parku charzewickim, niestety nie każdy mógł wziąć w niej udział, ze względu na bezpieczeństwo. Zostaliśmy podzieleni na patrole, naszym zadaniem było odnalezienie kodu składającego się z czternastu części. Musieliśmy się chować, aby nie pojmano nas do więzienia. Mieliśmy na szczęście jedną przepustkę, za którą mogliśmy wykupić naszych więźniów. W grze nocnej najlepszym patrolem okazał się patrol 17 Rozwadowskiej Drużyny Harcerek im. Grażyny Lipińskiej, jednak w skład patrolu nie wchodziły jedynie harcerki, ale również weteranka 17 i mama jednej kuchenki. Pozostałe patrole pozostały daleko w tyle. Na Szlaku 27 Następnego dnia, w niedzielę, odbyła się msza harcerska o godzinie 12:00 w klasztorze, na której kazanie wygłosił nasz duszpasterz o. Rafał Pysiak. Po mszy każdy mógł wejść do harcówek i oglądnąć wystawę przygotowaną przez harcerzy, było mnóstwo zdjęć, kronik i pamiątek. Czekał nas także poczęstunek w przystani i wspólne oglądnięcie prezentacji. Było naprawdę bardzo miło i przyjemnie. Dziękujemy wszystkim gościom i weteranom za przybycie oraz wszystkim, którzy choćby w najmniejszy sposób przyczynili się do tego, że nasz szczep harcerski „Leśne Plemię” istnieje do teraz. Pragniemy podziękować także każdemu, kto pomógł nam w przygotowaniach do zlotu oraz sponsorom, bez których cała impreza by się nie odbyła. TROCHĘ HISTORII… 28 marca 1987roku o. Józef Marecki – prezbiter Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów po około półrocznym okresie pracy duszpasterskiej (nauka religii) wśród uczniów ostatnich klas szkół podstawowych zawiązał pierwszą drużynę naszego szczepu – wówczas jeszcze koedukacyjną 7 Rozwadowską Drużynę Harcerską. Był to owoc jego pracy z młodzieżą, której część stanowili harcerze z ZHP przy Szkole Podstawowej nr 9. Związki tych osób z klasztorem nie były dobrze widziane i to przyśpieszyło ich decyzję o rezygnacji ze swojej macierzystej organizacji, która w tamtych czasach miała charakter jeszcze programowy i masowy podejściem. Większość stawiających pierwsze kroki w drużynie stanowili chłopcy i dziewczęta nie zrzeszeni w żadnej organizacji, dla których pojawiła się alternatywa do nudnego podwórka, a na horyzoncie pokazał się autorytet w osobie o. Józefa. Nie udały się próby sformalizowania jej działalności w stalowowolskim ZHP. Przez związki o. Józefa ze środowiskiem harcerskim (wówczas jeszcze ZHP) realizowane były wyższe stopnie, sprawności, jak również szkolenia kadry. Środowisko jako takie pozostało niezależne, co odczuli niektórzy harcerze na własnej skórze – wizyty w domach panów o nieokreślonym zawodzie z zapytaniem: „Czy pani wie, w co 28 Numer 8/2007 wdepnął syn?”. Jednocześnie potrzeba zrzeszania się w takim ruchu była ogromna. Już kilka miesięcy później, we wrześniu 1987, o. Józef Marecki powołał do istnienia szczep harcerski „Leśne Plemię”, na który składało się 5 drużyn nie koedukacyjnych. Do swojego odejścia w 1988r. był on szczepowym i kapelanem w jednej osobie. Po odjeździe o. J. Mareckiego szczepowym został phm Piotr Kos HR. W 1990 roku szczep harcerski „LP” otrzymał poświęcony przez Biskupa E. Frankowskiego sztandar. Za zaprzyjaźnionymi drużynami krakowskimi, które podjęły decyzję o wstąpieniu do ZHP r. zał. 1918 poszła rada szczepu ze swoim szczepowym. Kolejną tzw. Białą Służbę podczas przyjazdu Papieża Jana Pawła II w Rzeszowie pełniliśmy już jako zrzeszeni w legalnej organizacji harcerskiej. W 1993 r. zaszła zmiana na funkcji szczepowego – w związku z podjęciem się funkcji hufcowego męskiego hufca „Ostoja” przez phm. Piotra Kosa, szczepową została phm. Maria Dekret HR. W 1992 roku ZHR i ZHP r. zał. 1918 połączyły się w jedną organizację ZHR. Tym samym połączyliśmy się z zaprzyjaźnionym, ale odrębnym organizacyjnie środowiskiem działającym przy Kościele Matki Bożej Królowej Polski. Jesteśmy bardzo blisko złączeni z braćmi kapucynami m.in. przez lokalizację harcówek oraz osoby kapelanów. Od założyciela począwszy do dzisiaj było ich już czternastu. Z większością utrzymujemy bardzo ścisłe kontakty. Zaprzyjaźnieni jesteśmy z wieloma braćmi, którzy jeździli z nami na kolejne obozy i zimowiska. Do dnia dzisiejszego funkcjonują trzy drużyny harcerskie: 3RDH im. Św. Królowej Jadwigi, 15RDH im. Jana III Sobieskiego i 17RDH im. Grażyny Lipińskiej oraz dwie gromady zuchowe: 1RGZ „Radosne Wilczęta” oraz 11RGZ „Sprytne Wilczęta”. Aktualnie od czerwca 2001 roku szczepową jest pwd Joanna Myszka, a naszym duszpasterzem o. Rafał Pysiak. Z harcerskim „czuwaj” dh Anna Zakrzewska Czy to prawda, że człowiek zostanie zbawiony tylko w Kościele Katolickim? Kiedyś przed laty, wędrując z postulantami przez Mazury spotkaliśmy grupę Świadków Jehowy i zostaliśmy zaproszeni na wieczorne ognisko. Po burzliwej dyskusji na zakończenie tego spotkania, zaproponowałem, byśmy się wspólnie pomodlili modlitwą Jezusa „Ojcze Nasz” – znamy i cenimy ją my i Oni. Ku mojemu zaskoczeniu, odmówili. Wyszedłem z następną propozycją – stojąc obok siebie, pomódlmy się przynajmniej w ciszy, w duchu, tak jak każdy z nas modlitwę rozumie – i ku mojemu jeszcze większemu zdumieniu, znowu odmówili. Z czasem dowiedziałem się, dlaczego tak postąpili. Otóż doktryna Świadków Jehowy /typowo sekciarska, zamknięta, ksenofobiczna/ mówi, że zbawią się tylko oni, a cała reszta ludzkości pójdzie do piekła. Umieszczają nas, katolików w „Wielkiej Nierządnicy”, „Babilonie” /pojęcia biblijne, choć swoiście przez Nich rozumiane!/, czyli królestwie Szatana wrogim Bogu. Znajdujemy się tam w towarzystwie wszystkich innych religii /buddyści animiści, hinduiści itd. / a także niewierzących i po śmierci zostaniemy wszyscy potępieni. Zbawią się tylko Oni i nie chcą z potępieńcami mieć cokolwiek wspólnego! C z y m różnilibyśmy się od nich my, członkowie Kościoła Katolickiego, gdyby na tytułowe pytanie /dotarło ono do redakcji z „podziemi klasztornego”/ odpowiedź brzmiała: Tak? Otóż jasne, że niczym! Ale z drugiej strony często spotykamy w pismach Ojców Kościoła, słyszymy w kazaniach czy oficjalnych wypowiedziach Kościoła zdanie: Poza Kościołem nie ma zbawienia. Jak to pogodzić? Otóż Kościół nigdy nie wycofa się z tego zdania, ponieważ zdradziłby Jezusa Chrystusa. Ale pozytywnie sformułowane to twierdzenie brzmi: Całe zbawienie pochodzi od Chrystusa i przez Kościół, Jego mistyczne ciało dociera, jest ofiarowane wszystkim ludziom. Krótko mówiąc Jezus posługuje się Kościołem jako narzędziem dla zbawienia świata. I nie ma innego „kanału łaski”, jak właśnie wspólnota ludzi wierzących – i nie dlatego, że my jesteśmy genialni, czy też usiłujemy zawłaszczyć wszelkie dobra duchowe, ale dlatego, że tak zechciał Bóg Stwórca i Odkupiciel. Mówimy, że Kościół jest Na Szlaku 29 „sakramentem” zbawienia dla całej ludzkości. W ten sposób nie zawłaszczamy sobie zbawienia, nie jest wszak ono naszą własnością, jest wolnym darem Boga, ale też możemy się cieszyć jako wybrańcy Boży - święci i umiłowani /por. Kol 3;12/. Przecież Jezus wyraźnie woła do nas jesteście światłością świata, jesteście solą ziemi /por. Mt. 5, 13-16/. My, wierzący członkowie mistycznego ciała Jezusa Chrystusa jesteśmy słabi i grzeszni, to Jezus jest święty i nieskalany i udziela nam ze swej doskonałości łaska po łasce – a przez nas też chce udzielać każdemu człowiekowi na ziemi. Stąd wielka radość dla nas, bracia i siostry, ale i wielka odpowiedzialność. Konkludując – nikt nie zbawi się bez pośrednictwa Kościoła, ale to nie znaczy, że tylko członkowie Kościoła będą zbawieni! Bóg poprzez ciebie i mnie, używając nas jako narzędzi, pragnie zbawić wszystkich – animistę, buddystę, szintoistę, Świadka Jehowy a nawet ateistę. Dlatego Kościół ciągle podejmuje misję głoszenia wszystkim ludziom Dobrej Nowiny o Bogu, który nas stwarza, nami się opiekuje i pragnie doprowadzić do zbawienia – i to bez względu na kolor skóry, płeć, status materialny, a nawet wyznawaną religię. Oczywiście, pełnia prawdy, z woli i objawienia Boga, jest w Kościele, ale nie zamykamy jej, nie strzeżemy zazdrośnie, ani tym bardziej jej nie próbujemy zawłaszczyć i ukryć, by stanowiła motyw do wywyższania się nad innymi. Jezus mówi wyraźnie - darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! /Mt. 10,8/. Poczucie darmo otrzymanego, w niczym nie wysłużonego daru musi rodzić pokorę. Konsekwentnie więc Konstytucja Soboru Watykańskiego II „Lumen gentium” mówi, że do katolickiej jedności Ludu Bożego… są powołani wszyscy ludzie… należą do niej lub są przyporządkowani zarówno wierni katolicy, jak i inni wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle ludzie z łaski Bożej powołani do zbawienia. /pkt. 26/. Zatem do Kościoła w sposób formalny, jawny i oczywisty należę ja i ty bracie i siostro, ale w jakiś tajemniczy, duchowy sposób należą wszyscy ludzie, którzy szczerym i otwartym sercem szukają Boga. I my pragniemy, by odnaleźli Jezusa jako źródło prawdy i nadzieję przyszłego, wiecznego życia. Jeśli zaś nie, to nie zamykamy im drogi do niebieskiej ojczyzny, ale pragniemy, byśmy wszyscy skorzystali z Jezusowego Miłosierdzia. Bóg, cytując Katechizm Kościoła Katolickiego, znanymi sobie drogami prowadzi ludzi nie znających Ewangelii z przyczyn przez siebie niezawinionych do wiary. Wymaga jedynie od nich, by żyli według swojego sumienia, by 30 Numer 8/2007 wypełniali życie prawdą na tyle, na ile ją zdołali poznać. Tylko o jednym przypadku z wielkim bólem mówimy, że stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo utraty zbawienia – gdyby ktoś, poznawszy, że w Kościele Bóg umieścił pełnię prawdy, nie zechciał przyjąć sakramentu Chrztu św. Gdyby ktoś poznał Ewangelię i ją świadomie odrzucił, ryzykuje rozminięcie się na wieki z Panem, który jest źródłem Życia i Prawdy. Oczywiście, nie nam sądzić, czy taki przypadek u konkretnej osoby ma miejsce, czy też nie. Nam pozostaje zawsze mocne pytanie, czy przez swoją, chrześcijańską postawę pokazuję innym Boga, czy też nie. Czy dla moich braci i sióstr jestem świadkiem, narzędziem Bożej miłości, czy też oddalam ich od prawdy? Czy patrząc na moje świadectwo życia, które zawsze wyprzedza słowa, inni przybliżają się do Boga, czy też nie? Jaką definicję chrześcijanina może, patrząc na ciebie, sformułować twój przyjaciel, może sąsiad, może współpracownik – ateista, muzułmanin, Świadek Jehowy? Czy twoje życie nie utwierdza go w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, że wiara to czysta, formalność, że chrześcijanin niczym się nie różni od przeciętnego znajomego, że Chrystus nie przemienia niczyjego życia? o. Jacek Kania OFM Cap. KALENDARIUM Wrzesień 1748 – W miesiącu wrześniu Najjaśniejszy Książę Fundator z całym swoim orszakiem odwiedził naszą budowę, a następnie udał się do swojej willi w Rzeczycy, gdzie zbudowano nową kaplicę pw. św. Michała Archanioła, którą poświęcił najjaśniejszy przewielebny pan Kokoszyński, dziekan rudnicki. 1764 – 7 września Stanisław August Poniatowski wybrany królem Polski. 1770 – 27 września pojawiły się na niebie różne znaki, a dochodziły słuchy o rozszerzającej się zarazie, która coraz bardziej się rozprzestrzeniała. 1785 – cmentarze zostały założone na polach, poza kościołami. U nas w pobliżu lasu, w tym roku od września zaczęto grzebać na cmentarzu. 1808 – Dnia 22 zmarła w pałacu na Charzewicach najjaśniejsza Pani z domu Moszkowska, primo voto Dobrzańska, jej mąż był majorem przy wojsku, secundo voto Gostyńska, której mąż był zarządcą. Z pierwszego małżeństwa pozostawiła czworo potomstwa, cztery córki, z których starsza wyszła za mąż za księcia Franciszka Lubomirskiego. Pochowana w krypcie 26 września. 1809 – 27 września, o godzinie 10 w nocy zmarł w naszym klasztorze p. Józef Nowosielecki, który jako znajdujący się w biedzie przez 13 lat przebywał wśród nas. Zmarły pełnił niekiedy za brata laika obowiązki furtiana, a przez całe lata zajmował się pszczołami. Jako starzec 90-cioletni, zaopatrzony świętymi sakramentami odszedł do Pana i 30 dnia tego miesiąca został pogrzebany na cmentarzu. 0n to miał w naszym zakonie syna Daniela, sławnego kaznodzieję, członka Prowincji ruskiej. Tenże z powodu rozgłaszanych wieści o Napoleonie został ujęty przez władze cywilne i zamknięty u bonifratrów, gdzie był strzeżony. Tam też zmarł i został pogrzebany na publicznym cmentarzu 1831 – 16 września wpędzyli Rosyanie, wprowadzili dowództwo ze Wsi tak zwaney Pserowy na naszą stronę Korpus Polsky którym dowodził Ramarino składaiący się z 20,000 i 42 armat oprócz oficierów którym tylko zostawili broń i konie wszystkie zaś amunicye, Armaty broń i konie Polskie oddane zostały Rosyanom. Wszystko to września przechodziło przez Rozwadów i stało obozem pod naszym klasztorem przez kilka dni w lasku tak zwanym Mlidiniu. 1836 – We wrześniu zakończono odnawianie kaplicy św. Feliksa, w której umieszczono wizerunek Zbawiciela Ukrzyżowanego, a dnia 14 września w uroczystość Podwyższenia Krzyża św. poświęcono i odprawiono pierwsze nabożeństwo. [Na marginesie: Koszta 12 fl. zapłacił o. Gwardian, resztę pokrył p. Smoleński.] 1914 – 4 września, O. Hieronim, wikary klasztoru przeniósł Najświętszy sakrament z Kościoła parafialnego do kościoła klasztornego, gdyż parafialny przeznaczono na szpital wojskowy. 12 września, ks. Michał Dukiet – proboszcz i dziekan opuścił parafię uchodząc przed grozą wojny do Wiednia. 14 września, o. Hieronim, Sylwester i Piotr – tercjarz Łyczko opuścili klasztor jadąc do Stanów, biorąc ze sobą kielichy. Pozostali o. gwardian Honorat chory ciężko, o. Alojzy, br. Adrian. Dominik, o Kryspin. Całą noc trwała strzelanina, armaty, karabiny maszynowe grały bez przystanku. 15 września, bombardowanie Rozwadowa, o godzinie 8 ogień, wieczór ogień obejmuje prawie całe miasto, wojska wszystkie przeszły San i są w Rozwadowie. 1939 – 2 września; W prowizorycznym schronie w rozmównicy klasztornej ruch (…) W Rozwadowie pierwszy alarm. Po południu znowu alarm i wnet strzały na południe od klasztoru, gdzie pokazały się dwa samoloty. 4 września – Ojcowie Ireneusz, a zwłaszcza Henryk stale na ulicy kierują obroną przeciwlotniczą i usuwają przechodniów do schronu urządzonego pod mieszkaniem ks. Proboszcza. Oprac. Grażyna Lewandowska Na Szlaku 31 Kronika wydarzeń 2 września – uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego dla dzieci i młodzieży naszej parafii. Podczas Mszy świętej o godzinie 8 rano poświęcenie tornistrów i przyborów szkolnych tegorocznych „pierwszaków”. Na tę Eucharystię wraz z dziećmi przybyli rodzice i dziadkowie. Po wakacyjne j przerwie wznowiła działalność kawiarenka „Przystań”. 16 września – o godzinie 12.00 celebrowano jubileuszową Mszę świętą z okazji 25 lat kapłaństwa o. Tadeusza Starca.. Po południu spotkali się członkowie Grupy Modlitwy O. Pio, którzy świętowali imieniny swojego opiekuna o. Gustawa. Podczas Eucharystii o 17.30 dokonano poświęcenia sprzętu rehabilitacyjnego dla chorych przebywających w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym który zakupiono za pieniądze uzyskane z VII Pikniku Charytatywnego. 20 września – 30 rocznica śmierci Sługi Bożego o. Serafina Kaszuby. Poranną Mszę świętą 32 Numer 8/2007 odprawiono w intencji rychłej jego beatyfikacji. 21 września – początek Triduum przed wspomnieniem św. Ojca Pio. 23 września – obchodziliśmy w parafii XX - lecie istnienia przy klasztorze Szczepu Harcerskiego „Leśne Plemię”. Uroczysta, dziękczynna Msza św. odbyła się o godz. 12.00. Tego dnia przypadło też liturgiczne wspomnienie św. Pio z Pietrelciny. Z tej okazji o. Mirosław Dudzis, gwardian z Krosna, głosił kazania, a Grupa Modlitwy Ojca Pio po każdej Mszy świętej zbierała ofiary do puszek na misje Kościoła w Afryce. Zebrano 1410 złotych, które przekazano do sekretariatu misyjnego kapucynów w Krakowie. 27 września – duszpasterze i katecheci oraz odpowiedzialni wspólnot i grup duszpasterskich naszej parafii spotkali się z proboszczem, o. Romanem, aby porozmawiać i wstępnie zaplanować czekające parafię w najbliższej przyszłości wydarzenia. przyg. G.Lewandowska W księgach parafialnych zapisano od 01.07 do 30.09.2007 OCHRZCZENI ZOSTALI Bruliński Karol Chruściel Paulina Dymowski Franciszek Gołąbek Daniel Jankowska Anna Jones Dominik Gareth Kaczmarczyk Julia Kieliszewska Anna Kowal Julia Litewka Mateusz Łyko Olaf Przybysz Radosław Rak Wiktor Wildanger Alicja Zach Matylda Zięba Nicole DO PANA ODESZLI Dąbal Władysław Haliniak Stanisława Rozenbajgier Zuzanna Kusińska Franciszka Przytuła Celina Koc Jakub Kiszka Stanisław Jaskowska Marta Puta Andrzej Zięba Danuta Gorczyca Franciszek Kowal Franciszka Tereszkowska Czesława Szarek Lidia Krzeszowiec Witold Gniza Stanisława Weinberger Jerzy W ZWIĄZEK MAŁŻEŃSKI WSTĄPILI Sztachelski Jarosław Zaborska Anna Siek Mariusz Dyś Marta Partyka Krzysztof Żmurek Monika Majewski Piotr Kozioł Justyna Sieczka Paweł Kurlej Jolanta Partyka Mariusz Kutyła Anna Kochańczyk Tomasz Geraszek Ewa Wojtyła Grzegorz Kotlik Agnieszka Szewczyk Andrzej Łuszcz Agata Dul Damian Idec Aneta Świdecki Andrzej Łuszcz Patrycja Zdonek Adam Rzucidło Katarzyna Rozwadowski Piotr Pyjor Agnieszka Miłoś Łukasz Kowal Ewa Jaskowski Zbigniew Pasieka Edyta Zębala Przemysław Nowak Ewelina Drzewi Jacek Wrona Monika Barański Wojciech Tuszewska Barbara Paprocki Jarosław Rozenbangier Beata Kaczmarczyk Krzysztof Świst Iwona Dąbal Sławomir Tarka Katarzyna Boyce Aidan Kukuła Magdalena Stelmach Mariusz Krasowska Joanna Olejnik Tomasz Węglińska Olga Czajka Wojciech Plewa Anna Gołąbek Damian Rybak Sylwia Konopka Mariusz Żak Iwona Chmura Piotr Sulima Katarzyna Żelazko Paweł Bis Sylwia Kwolek Tomasz Iwanicka Elżbieta Na Szlaku 33 Varosmisszio Ewangelizacja W dniach od 20-22 września byliśmy świadkami i uczestnikami Miejskich Misji Ewangelizacyjnych w Budapeszcie. Budapeszt 2007 to kolejny po Paryżu, Lizbonie i Brukseli przystanek ewangelizacyjny Europy. Misje w Budapeszcie trwały w dniach 16-22 września, a my przybyliśmy tam 20 września w godzinach popołudniowych jako przedstawiciele diecezji wraz z grupą młodzieży z katolickiego liceum w Sandomierzu. Przybyliśmy do parafii św. Emeryka, gdzie była nasza baza wypadowa, przywitani życzliwie przez gospodarzy napisem: ISTEN HOZOTT (Bóg Was przyprowadził). Naszym tłumaczem i przewodnikiem w czasie tego pobytu była Węgierka Judith znająca dobrze język polski (mieszkała w Polsce 10 lat z rodziną – mąż Polak). Jak przebiegały więc misje w 2-milionowym Budapeszcie (20% ludności Węgier)? Wielopłaszczyznowo... W parafiach, na plebaniach, w kościołach, w szkołach, kinach, teatrach, placach miejskich, w metrze. Dosłownie wszędzie, wszędzie w tych dniach dawali swoje świadectwa ludzie kościoła. Na przykład spiker w telewizji mówił o swoim odkryciu Boga w środowisku, w którym pracował. Kino i teatr prezentowały repertuar związany z religią. Zespoły muzyczne prezentujące różny typ muzyki występowały na placach miejskich, w metrze, grając i śpiewając o Bogu (jak np. nasza Arka Noego czy Siostry Jeremiasza). Dla nas osobiście dużym przeżyciem było to, że w parafii-bazie, a właściwie w Kościele św. Emeryka był relikwiarz św. Teresy z Lissieux przywieziony specjalnie przez biskupa francuskiego. A więc ten szczególny znak obecności relikwii patronki misji, której pomocy i pośrednictwa wzywaliśmy, powierzając jej ewangelizację Budapesztu. W parafii, która nas gościła, istnieją np. takie wspólnoty jak Oaza Rodzin, Legion Maryi, Wspólnota Młodych, katechumenat chrzcielny, KIK (Klub Inteligencji Katolickiej), którego członkowie 2 razy w tygodniu poszczą w intencji elit politycznych Węgier. Punktem kulminacyjnym misji była Msza św. na górze Gellesta ok. 21 września (piątek) o 19.30. Z pięciu dużych parafii Budapesztu gwieździście zmierzały na tę górę pielgrzymi z zapalony- 34 Numer 8/2007 Budapesztu! mi lampionami. Szliśmy w uroczystym pochodzie za relikwiami św. Teresy niesionymi na ramionach 10-u młodych chłopców. Eucharystię celebrował Prymas Węgier w obecności przedstawiciela stolicy apostolskiej kard. Ruiniego, biskupów Francji, Austrii, Belgii, kapłanów, m.in. ks. Krzysztofa Owaka z Katedry w Sandomierzu, który naszą grupę prowadził. Wszystkie wspólnoty, jakie są w Kościele, miały swój czas ewangelizacji. Neokatechumenat, którego jesteśmy członkami, miał też swój czas, przepowiadając Jezusa Chrystusa w czasie spotkań i liturgii przez 5 dni. Jeśli w dniach 16-22 września był jakiś niewierzący w Budapeszcie, na pewno usłyszał o Bogu, o tym, że On istnieje, że kocha każdego takiego, jakim jest, że pragnie dobra i szczęścia człowieka, że chce każdego człowieka, który Go zawoła, obdarować za darmo swoimi łaskami, swoim miłosierdziem. Na rok 2010 planowane są Miejskie Misje w Polsce, w Warszawie. Misje odbywają się w wielkich aglomeracjach miejskich z dużymi peryferjami, gdzie łatwo się zagubić, być anonimowym i samotnym, skoncentrowanym tylko na sobie singlem. W Kościele nie ma peryferii, bo dla Jezusa Chrystusa każdy jest jednakowo ważny, czy jest hierarchą, jednym z wielu wiernych, czy zagubioną owieczką, bo Misje chcą zawsze głosić jedno „Nie lękajcie się”. Ja jestem i Was Kocham. Tego doświadczyliśmy podczas pobytu i dziękujemy Panu Bogu za ten niespodziewany prezent, jakim dla nas był ten (nagły) wyjazd. Maria Na Szlaku 35 36 Numer 8/2007