Na Szlaku - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli

Transkrypt

Na Szlaku - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku
„Pan jest światłem
i zbawieniem moim,
kogóż mam się lękać?”
(Ps 27)
Zaproszenie na katechezy
dla dorosłych i młodzieży
Przyjdź:
- jeśli szukasz sensu życia,
- jeśli jesteś smutny i przygnębiony,
- jeśli żyjesz w nałogu alkoholowym,
narkotycznym, pochłania Cię seks, praca,
hobby…,
- jeżeli nie rozumiesz dzisiejszego
Kościoła: czym jest i dokąd zmierza,
- jeżeli chcesz nauczyć się wiary lub jeśli
uważasz, że wiary nie trzeba się uczyć,
- jeżeli nie rozumiesz sensu śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa
dzisiaj dla Ciebie,
- jeżeli nie wierzysz, że to, co usłyszysz
i przeżyjesz może mieć dla Ciebie jakieś
znaczenie,
- nawet jeśli w ogóle nie masz czasu i chęci,
to jednak przyjdź
Gdzie: Klasztor Braci
Mniejszych Kapucynów
Kiedy: poniedziałki
i czwartki o godz. 18.40
od 22 października 2007 r.
Numer 8/2007
SPIS TREŚCI
SŁOWO NA PAŹDZIERNIK
4
PIELGRZYMKA MŁODZIEŻY DO LORETTO
5
ŚW. SERAFIN
7
INTERPRETACJA POKUSY SEKSUALNEJ CZ.1 8
JUBILEUSZ O. T.STARCA
9
ŚW HONORAT KOŹMIŃSKI
13
BÓG MNIE ODNALAZŁ
14
DLA DZIECI
16
JAK ADOROWAĆ PANA JEZUSA
20
CHWILA Z POEZJĄ
22
SZATA MARYI
23
LIST APOLSTOLSKI O.ŚWIĘTEGO
JANA PAWŁA II
25
20-LECIE SZCZEPU HARCERSKIEGO
„LEŚNE PLEMIĘ”
27
CZY TO PRAWDA, ŻE CZŁOWIEK ZOSTANIE 30
ZBAWIONY TYLKO W KOŚCIELE KATOLICKIM ?
KALENDARIUM
31
KRONIKA
32
EWANGELIZACJA BUDAPESZTU
34
REDAKCJA
o. Roman Łukaszewski OFMCap., o.Jacek Kania OFMCap.,
o. Tomasz Olejnik OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor
naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny)
Barbara Burak (korekta)
ADRES
Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów
ul. Klasztorna 27
37-450 STALOWA WOLA
tel. 015 842 03 24, wewnętrzny 22
e-mail: [email protected]
strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 500
Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja
zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Na Szlaku
Kochani Parafianie
i Przyjaciele naszego
klasztoru!
W ostatnim numerze naszej gazety, na tylnej okładce, znalazły się,
nie przypadkiem bynajmniej, znaki i
symbole nawiązujące w swej wymowie do satanizmu. Niektóre osoby
zostały poruszone tym, co tam znalazły, nie sądząc nawet, że jest tak wiele tego i niektóre z podanych symboli
dotychczas uważane były za obojętne, czy też wręcz niewinne. Trzeba
jednak przypomnieć pewną prawidłowość: człowiek używa pewnych znaków zewnętrznych, aby
wyrazić niewerbalnie to, jakie dla niego wartości są istotne
czy priorytetowe w życiu. Tak ma się często sprawa z symboliką religijną czy quasi-religijną. Tego dotyczą symbole, przed którymi chcieliśmy przestrzec naszych wiernych.
Każdy, kto pielgrzymował do sanktuarium MB Fatimskiej na
Krzeptówkach, w zakopanym, mógł bez trudu zauważyć na
dużych tablicach, umieszczonych przed świątynią wyraźne
ostrzeżenia dotyczące symboliki sekt satanistycznych i im
pokrewnych. Po co to się czyni? Przede wszystkim w celu
uświadomienia szerokich rzesz pielgrzymów o znaczeniu
licznych „gadżetów”, jakie można kupić na zwykłych bazarach czy tzw. „budach” ustawionych blisko ważnych świątyń.
W następnych numerach naszego pisma zamieścimy nieco
szersze opracowanie na temat symboliki sekciarskich grup,
jaką można spotkać często też u młodych-„gniewnych”
nastolatków, należących do chrześcijańskich Kościołów.
Widzę bardzo wyraźnie, że trzeba nieustannie pomagać
ludziom dorosłym i młodzieży w poznawaniu PRAWDY,
dzięki której mamy pewność drogi, jaką mamy iść w życiu. Dlatego czynie to, wraz z braćmi, poprzez nauczanie
Ewangelii. W tym pomocą służą również coraz liczniejsi
świeccy, którzy sami dzięki łasce Boga, idą drogą wiary.
Wśród nich są katecheci i katechetki, liderzy i odpowiedzialni wspólnot parafialnych oraz coraz większa rzesza
osób angażujących się w dzieło ewangelizacji. Oczywiście nie chodzi o „akcje” jednorazowe, ale o codzienne
prowadzenie intensywniejszego życia chrześcijańskiego,
aby być solą i światłem dla tego świata, w którym żyjemy.
Prowadzimy też nauczanie podstaw wiary i zachęcamy do
pięknej drogi, do podróży, której celem jest życie wieczne
w niebie. Kilka razy w roku jest dla wszystkich sposobność,
aby wsłuchiwać się w Słowo Boże głoszone nie tylko przez
prezbiterów, ale również przez osoby świeckie. Adresatami
są wszyscy, którzy szukają jeszcze swego miejsca we wspólnocie Kościoła, a szczególnie osoby przeżywające wewnętrz-
Numer 8/2007
ne walki i zmagania oraz te, które z jakichkolwiek powodów odeszły od Boga i zagubiły się.
Po 21 października br. będzie kolejna sposobność, aby słuchać Słowa Dobrej Nowiny
przepowiadanego w naszej parafii. Rozpoczną
się po raz kolejny katechezy dla dorosłych i
starszej młodzieży, które będę głosił razem
z I wspólnotą Drogi Neokatechumenalnej.
Szczerze zapraszam do wejścia w czas słuchania doświadczenia wiary tych, którzy ponad 22 lata żyją we wspólnocie słuchając Słowa Bożego podczas liturgii.
„Bóg poprzez ciebie i mnie, używając
nas jako narzędzi, pragnie zbawić wszystkich.
Dlatego Kościół ciągle podejmuje misję głoszenia wszystkim ludziom Dobrej Nowiny o
Bogu, który nas stwarza, nami się opiekuje i
pragnie doprowadzić do zbawienia” – napisał
w swym artykule „Poza kościołem nie ma zbawienia” o. Jacek Kania OFM Cap. W aktualnym
numerze znajdziemy więc zaproszenia, które
proszę podać osobom, o których wiemy, że potrzebują światła wiary. Przekażcie to zaproszenie w moim imieniu swoim bliskim czy może
sąsiadom, którzy od lat nie żyją po chrześcijańsku. Wówczas wszyscy włączymy się, będziemy mieli swój skromny udział, w tym pięknym dziele Kościoła, w darze ewangelizacji.
Bardzo wymowne są świadectwa wiary
osób, które dzielą się swym doświadczeniem
spotkania z łaską Boga. W naszym piśmie
już kilkakrotnie zamieszczaliśmy takie wypowiedzi, które mogą innym pomóc odkryć
drogę do Królestwa Jezusa Chrystusa, bądź
mocniej i wytrwale nią kroczyć. Obecny numer zawiera trzy wypowiedzi – świadectwa,
które dają osoby ze wspólnot naszej parafii.
Nie zabrakło w tym numerze ciekawych artykułów dotyczących naszego życia
chrześcijańskiego w praktyce (o. Ksawery),
jak również przykładów wiary, jakie znaleźć
możemy w historii Kościoła („Szata Maryi”)
i historii naszego Zakonu (święci kapucyńscy).
Dajemy też praktyczne wskazówki do modlitwy („Jak adorować Najświętszy Sakrament?”)
oraz dużą garść lektury kronikarskiej o wydarzeniach, w których mogliśmy uczestniczyć.
Kończąc, zapraszam gorąco również do tradycyjnej modlitwy różańcowej oraz ponawiam raz jeszcze zaproszenie do uważnego słuchania Słowa Bożego.
Roman Łukaszewski OFM Cap.
Pielgrzymka młodzieży do Loretto
Dnia 28 sierpnia wyruszyła pielgrzymka do Loretto
na spotkanie młodzieży wspólnot neokatechumenalnych z całej Europy i innych kontynentów. Została
ona poprzedzona liturgią pokutną dzień wcześniej.
Tak więc około 60 czystych
serc z diecezji
sandomierskiej
podążyło
w
drogę odkrywania Boga we
własnym życiu
oraz
swojego powołania.
Myślę, że czas
wspólnego pielgrzymowania,
mimo ogromnego
trudu,
wielu wyrzeczeń, przyniósł
każdemu z nas
obfite owoce.
Na co dzień
spotykaliśmy się z życzliwością wielu osób i rodzin
ze wspólnot Drogi Neokatechumenalnej, które gościły nas w swoich domach, dając nam swój czas, nocleg
i pożywienie. Zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc u
boku naszych
katechistów z
Lublina. Najbardziej ujął
mnie
swym
pięknem Asyż,
Bazylika św.
Franciszka i
św. Klary. Był
również czas
na odpoczynek,
relaks
nad Morzem
Adriatyckim,
gdzie można
było zregenerować swoje
siły. Zwiedza
nie, podziwianie pięknych miejsc i odpoczynek nie
były jednak celem tej pielgrzymki. Był to piękny
czas odkrywania własnej drogi życiowej. Wielu z nas
już wybrało swoje powołanie i oczekiwało potwierdzenia przez Boga
słuszności tej drogi.
Dla mnie wyjazd
ten był szczególnym
prezentem od Pana.
Wyruszyliśmy w
dniu, kiedy wspominamy św. Augustyna, którego bardzo
podziwiam. Urodził
się on w Tagaście w
północnej Afryce w
354 r. Po burzliwej
młodości nawrócił
się i mając ponad 30
lat przyjął chrzest w
Mediolanie. Napisał
wiele dzieł, spośród
których najbardziej
znanym są „Wyznania”. Podziwiam go za to, że z tak ogromną otwartością podzielił się z nami swoim życiem, swoimi
wewnętrznymi przeżyciami, które pomagają mi dziś
odkrywać miłość Boga i pomnażać wiarę. „Przemówiłeś,
zawołałeś
i pokonałeś moją
głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło
usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś
wokoło, poczułem i
chłonę Ciebie. Raz
zakosztowałem, a
oto płonę pragnieniem twojego pokoju” (św. Augustyn „Wyznania”).
Odkrywanie
własnego powołania, własnej drogi
życiowej nie jest
rzeczą łatwą. Każ-
Na Szlaku
dego dnia pytam Boga, czego ode mnie pragnie,
jaka jest Jego wola wobec mojej osoby i proszę Go
o światło oraz mądrość. Tegoroczna pielgrzymka
młodzieży uświadomiła mi, że jedyną mądrością
jest świadome dążenie do świętości. Dziś wiem,
że bez Chrystusa nie jestem w stanie prawidłowo
funkcjonować na żadnej
z dróg życiowych, ani w
małżeństwie, ani w życiu
zakonnym czy samotnym,
ponieważ krzyż, który niosę przygniecie mnie. Jestem
przekonana, że każda droga, którą Bóg mi wybierze,
będzie piękna. Potrzeba mi
tylko przylgnąć całym swoim sercem do Jezusa, zaufać
Mu bezgranicznie. On ma
dla każdego z nas cudowny
plan i dla każdego inny. Kiedyś myślałam, że dążenie
do świętości, doskonałości,
nieustanna modlitwa jest
przeznaczona tylko dla kapłanów i sióstr zakonnych.
Pielgrzymka, życie wielu
małżeństw, osób żyjących
samotnie, które całą swoją
siłę, energię, całe swoje życie poświęciły Chrystusow,
pokazała mi, że jest to powołanie również dla mnie.
Droga Neokatechumenalna daje wiele możliwości ewangelizacji poprzez głoszenie katechez w
kościołach, domach, na ulicy czy też wyjazdy na
misje całymi rodzinami. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie również małżeństwa otwarte na życie,
które nie boją się powiedzieć Bogu tak i decydują
się na kolejne dzieci. Jest to przykład życia Ewangelią. W czasie pielgrzymki, spośród wielu, dawała świadectwo również osoba świecka, żyjąca
samotnie, która wyjechała z rodziną wielodzietną na misje. Opowiadała o różnorodnych trudach,
ale dużo więcej o radości, jaką czerpała z posługi.
Rodziny i osoby będące w posłudze ewangelizacji w innych krajach już nie żyją dla siebie, ale dla
innych, którym służą świadectwem swego życia.
Niezapomnianą chwilą, która pozostawi w
moim sercu ślad na całe życie, była Eucharystia
z papieżem Benedyktem XVI oraz późniejsze spot-
Numer 8/2007
kanie z Kiko Arguelo, inicjatorem Drogi Neokatechumenalnej. Zanim to jednak nastąpiło, rozdawaliśmy ludziom zaproszenia, jednocześnie
ewangelizując ich, z wielkim zaangażowaniem
i radością śpiewając pieśni religijne, grając na
gitarach i bębnach. Owocem tych spotkań dotyczących powołania w
Kościele było to, że
wielu młodych ludzi
odkryło, iż Bóg wzywa
ich do życia kapłańskiego i konsekrowanego. Na wezwanie
Kiko wstało ok. 2000
chłopców i ok. 1000
dziewcząt, którzy usłyszeli, że Bóg ich woła.
Wyjazd ten pozostawi w moim sercu
ślad wspólnej modlitwy liturgią godzin,
wspólnej Eucharystii,
dzielenia się własnymi doświadczeniami,
własnym życiem z innymi. Modlitwa łączy
niezwykle mocno ludzi duchowo, usuwa
wszelki lęk, dlatego to,
co jest niemożliwe staje się możliwe, dodaje
odwagi w podejmowaniu decyzji. Tego doświadczyłam podczas
pielgrzymki.
Dzięki
temu Bóg uczy mnie również miłości względem drugiego człowieka, cierpliwości, łagodności, ofiarności. Widzę jak zmienia moje życie,
moje serce, moje pragnienia. Cieszę się również
z tego powodu, że czas przebywania z Bogiem
nie skończył się jedynie na pielgrzymce do Loretto, ponieważ mogę uczestniczyć w każdą środę w liturgii Słowa Bożego, dzielić się z braćmi
ze wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej swoimi
doświadczeniami. Spotykamy się w każdą sobotę
we wspólnocie, by Eucharystią dziękować Bogu
za Jego miłość i modlić się w intencjach Kościoła
i naszych osobistych. Dziękuję dziś Bogu za to,
że wzbudził we mnie pragnienie życia Ewangelią.
Elżbieta
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚW.
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
SERAFIN Z MONTEGRNANARO
Feliks Rapagnano, czyli
późniejszy św. Serafin, urodził się we włoskim Montegrnanaro koło Ankony w
1540 roku. Był drugim z
czworga dzieci, wychował się w bardzo biednej
rodzinie. Jednym z jego
zajęć w młodości było pasienie owiec, później został pomocnikiem
murarza u swojego brata, który obchodził
się z nim brutalnie i zmuszał go do pracy ponad siły. W tajemnicy przed bratem
prowadził starania o przyjęcie do zakonu.
Kiedy miał 18 lat, wstąpił z do zakonu kapucynów, gdzie otrzymał imię Serafin. Pełnił obowiązki kwestarza, ogrodnika
i furtiana. Pomimo dobrej woli i wielkiego
wysiłku, nie potrafił dobrze wykonać poleceń przełożonych, którzy nieraz wystawiali
go na próbę. Był często karcony, spotkało
go wiele przykrości i docinKÓW. Serafin
dzielnie znosił te upokorzenia, ale pewnego
dnia znalazł się u kresu wytrzymałości. Wtedy
to na modlitwie usłyszał głos Boga, który powiedział mu, że musi ćwiczyć się w cierpliwości oraz kroczyć drogą krzyża – królewską drogą wszystkich wybranych. Odtąd każdą naganę
uważał za przejaw szczególnej miłości Bożej.
Podejmował liczne posty i bardzo się umartwiał,
jednak nigdy nie sprzeciwiał się, gdy przełożony
nakazał mu, w trosce o jego zdrowie, zaniechać
praktyk pokutnych. Decyzje te zawsze przyjmował z wielką pokorą. Aby nie popadać w pychę,
dążył przede wszystkim do wypracowania właściwej postawy człowieka pokuty; zastanawiał się
nad cierpiącym Odkupicielem, a także nad własnymi grzechami, które były powodem męki Chrystusa. Oprócz pokory odznaczał się niezwykła
łagodnością. Nic nie było go w stanie zdenerwować, zawsze był opanowany, spokojny i pełen wewnętrznej równowagi, za co Bóg obiecał mu spełnić każdą jego prośbę przedstawioną na modlitwie.
Jego ukochanie Boga doprowadzało go niekiedy do popadania w ekstazę. Miłość do Boga
skupiała się przede wszystkim na tajemnicy obecności Chrystusa w Eucharystii. Miejsce przed ta
ŚWIĘCI KAPUCYNI
bernakulum było dla niego niebem na ziemi. Przełożenie
wiedzieli o tym i dlatego wyrazili zgodę, aby codziennie
przyjmował Chrystusa w komunii świętej, co było wówczas wyjątkiem.
Brat Serafin
kochał też bardzo Maryję jako
najwspanialsze
dzieło
Boga.
Uważał ją za
pośre d n i c z k ę
wszelkich łask,
która nigdy nie
przestaje modlić się za nami
do Boga. Dlatego swoje prośby i modlitwy
składał na jej
dłonie. Miłość
do Niej szerzył wszędzie,
szczególnie
wśród dzieci.
Zapragnął udać się na misje do pogan. Jednak generał zakonu (św. Wawrzyniec z Brindisi) stwierdził, że
powinien on być misjonarzem w kraju. W swoim otoczeniu może bowiem znaleźć wielu pogan, których trzeba nawracać przez modlitwę, ofiary i dobry przykład.
Kilkakrotnie za nakazem przełożonych wygłaszał
mowy, w których wyjaśniał tajemnice wiary. Mówił tak
fachowo i jasno, że, słuchacze byli pełni podziwu dla
mądrości u tego prostego i niewykształconego brata.
Bóg obdarzył go wieloma charyzmatami: darem
poznania, umiejętnością czytania w sercach ludzi. Po
radę i naukę przychodzili do niego ludzie świeccy oraz
osoby duchowne. Miał również dar uzdrawiania. Odznaczał się przez całe życie szczerą prostotą, ścisłym
zjednoczeniem z Chrystusem i miłością względem
ubogich i grzeszników. Wypełniał w klasztorze najbardziej pokorne posługi, służył zawsze z radością ducha.
Zmarł 12 października w 1604 roku. Beatyfikował go
papież Klemens XI, zatwierdzając dotychczasowy kult.
Kanonizowany przez papieża Klemensa XIII w roku 1767.
W liturgii św. Serafin wspominany jest 12 października.
Emilian Skowroński OFM Cap.
Na Szlaku
Interpretacja pokusy seksualnej
Pokusa fałszuje prawdę o mądrości i miłości Boga cz. 1
W Księdze Rodzaju znajduje się dialog Szatana z Ewą,
który w mistrzowski sposób
pokazuje działanie pokusy.
Bóg powiedział człowiekowi:
„Możesz jeść ze wszystkich
drzew ogrodu, ale z drzewa
znajomości dobra i zła nie
wolno ci jeść, bo gdy zjesz,
będziesz musiał umrzeć” (Rdz.
2,16-17). Przebiegły wąż w
rozmowie z Ewą przeformułował jednak wolę Bożą: „ A
więc Bóg naprawdę powiedział: Nie wolno wam jeść z
żadnego drzewa w tym ogrodzie?”. Wypowiedź Boga
została zmanipulowana. Bóg mówi – „ze wszystkich
drzew oprócz jednego”, a szatan – „z żadnego drzewa”!!! W ten sposób szatan chce wywołać wrażenie, że
Bóg jest kimś niedobrym, surowym, zaborczym, który
zakazuje korzystania z dóbr wspaniałego ogrodu. Ewa
czuje powinność sprostowania tych słów: „Wolno nam
jeść owoce z drzew tego ogrodu, ale co do owoców
drzewa, które jest na środku, Bóg powiedział: «Nie
jedzcie z niego i nie dotykajcie go byście nie umarli»”. Trzeba bardzo uważnie przeczytać wypowiedź
Ewy. Ewa nie przytacza dosłownie woli Bożej. Dodaje
coś co nie było zakazem Boga: «i nie dotykajcie go
[tego drzewa]». Tym razem już sama Ewa przeformułowała wolę Bożą. Rozmowa z szatanem sprawiła, że
Bóg wydał się jej surowszy i bardziej restrykcyjny niż
był w rzeczywistości. Niespostrzeżenie dla niej samej poszła za myślą szatana, który chciał jej przedstawić Boga jako kogoś nieżyczliwego człowiekowi.
Od tej pory Ewa zaczyna się zastanawiać nad sensownością Bożego przykazania. Po co Bóg zakazał dotykania drzewa? To jest przecież bez sensu. Z powodu
małego przeinaczenia woli Bożej Ewa zaczyna tracić
zaufanie do Boga. Zastanawia się, czy Bóg ma rację,
dając takie zakazy i dochodzi do słusznego wniosku, że
z tym zakazem dotykania jest coś nie tak. Przebiegły
szatan już zasiał w sercu Ewy wątpliwość, co do mądrości Boga. Czy Bóg ma rzeczywiście rację, ustanawiając granice ludzkiej wolności? Czy robi to z miłości?
Jeżeli Ewa nie odkryje tego subtelnego i delikatnego kłamstwa (na pozór nieszkodliwego) na te-
Numer 8/2007
mat Bożego przykazania, nie dostrzeże przeinaczeń, nadinterpretacji, półprawd, jej dobre
myślenie o Bogu będzie się powoli zmieniać.
Szatan wykorzystuje wewnętrzne zamieszanie
i wątpliwości, które targają sercem Ewy i decyduje się jeszcze mocniej uderzyć - kwestionuje
istotę Bożego nakazu: „Wcale nie umrzecie”!!!.
Bóg kłamie, chce was oszukać, wcale was nie kocha, nie chce waszego szczęścia i radości!!! Bóg
się wami nie opiekuje. To nie dla waszego dobra
ustanowił ten jeden zakaz - niejedzenia owoców z drzewa poznania dobra i zła. „Przeciwnie,
Bóg wie, że gdy z niego zjecie, wasze oczy się
otworzą i staniecie się jak Bóg znawcami dobra
i zła!”(3,4-5). W sercu Ewy narastają poważne
wątpliwości. A jeżeli Bóg
kłamie? Jeżeli mówi, że
chce nas uchronić przed
cierpieniem i śmiercią,
a tak naprawdę nie chce
dać nam czegoś wspaniałego? Może sprytnie nas
oszukał i zabrał nam coś
dobrego, z czego powinniśmy się cieszyć? Jest to
bardzo prawdopodobne.
Bóg nie jest taki mądry
i dobry jak się wydawało skoro wydaje takie bezsensowne zakazy jak
zakaz dotykania tego drzewa. Musi coś ukrywać przed nami. Widocznie boi się czegoś?
Gdy zrobimy po swojemu, odbierzemy mu władzę nad nami! Zyskamy utraconą wolność! Raj
dopiero wtedy stanie się prawdziwym rajem!
Pomimo tego, że Adam i Ewa mieli naprawdę
dużo wolności (mogli jeść ze wszystkich drzew
oprócz jednego), poczuli się ograniczeni przez
Boga. „Wtedy kobieta ujrzała, że dobrze by było
zjeść z tego drzewa, że było ono powabne dla oczu
i pożądane dla osiągnięcia mądrości” (3,6). Do tej
pory Ewa nie interesowała się tym drzewem, może
w ogóle o nim nie myślała. Korzystała w pełni z
uroków życia w rajskim ogrodzie. Teraz jednak jej
ciekawość została rozbudzona i zaczęła się przy-
glądać drzewu. Jako kobieta wyczulona na estetykę dostrzegła, że drzewo jest ładne. Zapragnęła
zerwać piękny owoc. Zakaz dotyczył tylko zjedzenia, a nie dotknięcia czy zerwania. Jednak dla niej,
która pod wpływem szatana błędnie interpretowała wolę Bożą było to już złamanie zakazu Boga.
Zrobiła pierwszy krok, który ułatwił jej zrobienie
następnego
- za
chwilę skosztowała
owoc i rzeczywiście złamała zakaz
Boga. Szatan umiejętnie podprowadził
ją do decyzji sprzeciwienia się Bogu.
Kuszenie w sferze
seksualnej
Nauka Kościoła
odnośnie seksualności jest w wyjątkowy
sposób
przeinaczana przez
ludzi. Można się
domyślać, że Zły
Duch ma w tym
swój udział skoro
te przeinaczenia i
przewrotne interpretacje
skutecznie podważają zaufanie do Boga i sprawiają,
że ludzie nie chcą iść za Nim, mają przeświadczenie, że Bóg ich nie kocha i chce zabrać im
szczęście w miłości, w tym radość i przyjemność życia seksualnego. Oto kilka przekłamań w
sferze seksualnej, które oddzielają nas od Boga.
1. W seksie nie ma Boga. W rzeczywistości
Kościół głosi, że w czasie pożycia małżeńskiego Bóg jest obecny między małżonkami. Takie
przeświadczenie wypływa ze znanej prawdy, że
małżeństwo jest sakramentem. Na mocy tego sakramentu Bóg jest obecny we wszystkich przejawach więzi jakie są między małżonkami. Miłość
i więź wyraża się także poprzez współżycie seksualne. Akt małżeński jest szczególnym sposobem spotkania z Bogiem i współmałżonkiem.
2. Bóg zakazuje korzystania z przyjemności seksualnych. W rzeczywistości Bóg jako Stwórca natury ludzkiej nigdy nie zakazał korzystania z przy
jemności seksualnej i jej szukania, wprost przeciwnie
tak stworzył człowieka, aby miłości między mężczyzną a kobietą towarzyszyła przyjemność seksualna
aż do przeżycia orgazmu. Bóg jedynie ograniczył
wolność człowieka w tym, że nie pozwala korzystać
z przyjemności seksualnej poza małżeństwem i za
cenę likwidowania zdrowych cech ludzkiego ciała.
3. Bóg każe rodzić
dzieci aż do granic
możliwości ludzkiego organizmu. W
rzeczywistości
nigdzie takiego nakazu
nie ma ani w Piśmie
św., ani w dokumentach Kościoła. Bóg
jedynie chce, aby
małżonkowie
planując dzieci, korzystali z możliwości,
jakie daje im ludzka
natura. A ona daje
możliwość współżycia w okresach płodnych i niepłodnych.
Nie jest prawdą, że
Kościół
nakazuje
współżyć w okresie
płodnym (co oznacza, że kazałby rodzić wiele dzieci) albo nie
pozwala planować dzieci (co oznacza, że nie
wolno by było posługiwać się rozumem).
4. Trzeba współżyć z intencją urodzenia dziecka.
W rzeczywistości małżonkom wolno nie chcieć/
nie planować dzieci, wolno współżyć bez intencji urodzenia dziecka, wolno unikać zapłodnienia.
Gdy małżonkowie nie są gotowi
na poczęcie dziecka, wybierają
na współżycie I fazę cyklu (po
miesiączce), albo III fazę – poowulacyjną. Kościół natomiast
naucza, że nie wolno świadomie pozbawiać się płodności.
Tak samo jak pozbawiać się wzroku albo wątroby.
5. Metody naturalnego rozpoznawania płodności
są przestarzałe. W rzeczywistości należą do najnowszych odkryć naukowych. Są to metody oparte
na obserwacji, a nie na matematycznych wylicze-
Na Szlaku
niach. Metody
badania
płodności, jak
wszystkie metody naukowe, są poparte
licznymi badaniami empirycznymi.
Mają swoją
metodologię.
Jeżeli chce się
je z pożytkiem
stosować,
trzeba stosować się do wyznaczonych
zasad. Jeżeli
korzysta się z
nich w sposób
wyrywkowy,
albo
kieruje się więcej
intuicją
niż
intelektualną
analizą
wyników badań organizmu, to nie są to już metody
naukowe, ale nieodpowiedzialne i ryzykowne działania. Metody te ciągle się rozwijają i doskonalą, tak
jak wszystkie inne osiągnięcia ludzkiego geniuszu.
6. W czasie aktu seksualnego niektóre pieszczoty
są niedozwolone. W rzeczywistości nie są to poglą-
dy Kościoła, który wybór pieszczot zostawia samym małżonkom. Gdy małżonkowie
podejmują współżycie seksualne, wszystkie
pieszczoty są dozwolone, także i te najbardziej intymne – oralne. Niczym nieusprawiedliwiony jest podział na części ciała, które można pieścić i całować i te, których nie
wolno ani całować, ani dotykać. W czasie gry
wstępnej małżonkowie mogą rozbudzać się
według własnych fantazji, potrzeb i ochoty.
7. Każde przekroczenie w sferze seksualnej
jest grzechem ciężkim. Kościół wierny swojemu Magisterium głosi całkiem inną naukę.
Seksualność jest obszarem szczególnie delikatnym, plastycznym w kształtowaniu. Przy
jej udziale człowiek może przeżywać wielkie
szczęście, jak i wielkie cierpienie. Kościół
chroni wielkie dobro, jakim jest seksualność,
przed zranieniem, przemocą, konsumpcją…
Traktowanie jej w taki sposób niszczy ten
piękny dar Boży. Szczególna ochrona tego
wielkiego dobra jakim jest seksualność sprawia, że Kościół uważa każde bezpośrednie
działanie przeciw seksualności za poważne
nieuporządkowanie moralne, ale nie mówi,
że jest ono automatycznie grzechem śmiertelnym.
Grzech jest aktem ludzkim, musi być popełniony
ze świadomością robienia zła i krzywdy drugiej
osobie. Grzech ciężki musi być zrobiony nie tylko z pełną świadomością zła (wiele zła w sferze
seksualnej dokonuje się z niewiedzy), ale także w
pełnej wolności wyboru (której brakuje
wielu niedojrzałym,
słabym ludziom). Kościół uwzględnia intencje, okoliczności, które wpływają na ocenę
moralną człowieka.
Dlatego nie wszystkie
grzechy seksualne są
ciężkie, nawet jeśli ich
skutkiem jest poważne
zło (ciężka materia).
Ksawery Knotz
OFM Cap.
cd. w następnym
numerze
10 Numer 8/2007
XXV lat kapłaństwa o.Tadeusza Starca OFM Cap.
“Jubileusz człowieka grzesznego”
W dniu 16 września 2007 r. nasz współbrat, Tadeusz
Starzec OFM Cap. składał Bogu dziękczynienie za
dar 25 lat życia konsekrowanego. O godz. 12.00
przewodniczył uroczystej Eucharystii, w czasie
której odnowił pragnienie życia ślubami zakonnymi,
ponawiając wobec o. Gwardiana słowa profesji
zakonnej. Słowo Boże wygłosił
wówczas o. Henryk Cisowski
OFM
Cap.,
wykładowca
Pisma Świętego z naszego
WSD w Krakowie. Poniżej
zamieszczamy słowo homilii,
które przybliży nam osobę
wielebnego Jubilata.
Drodzy Bracia i Siostry…
Gdy
dowiedziałem
się
o
tej
uroczystości,
na którą zostałem zaproszony, i bardzo
dziękuję za to zaproszenie, patrzyłem w
kalendarz i pomyślałem: „no nie ma gorszej
daty i gorszego miejsca na to świętowanie”.
Najpierw daty… No, bo dzisiaj śluby w
Sędziszowie. Wielu braci pojechało tam. Dzisiaj
jubileusz o. Józefa w Krośnie i tam są goście.
I tutaj nie będzie wielu braci, którzy chcieliby
być, chcieliby przyjechać. Niedobre miejsce nie
dlatego, że Rozwadów jest gorszy od innych miast.
Przeciwnie. Jesteście znani z waszej życzliwości
względem kapucynów. Ale br. Tadeusz te wszystkie
25 lat, prawie 25 lat swojego życia zakonnego,
spędził właśnie w Krakowie i to byłoby bardziej
naturalne miejsce świętowania tych jubileuszy.
Ale gdy zacząłem czytać dzisiejsze słowo, zacząłem
je rozważać… myślę, że to jest właściwy dzień i
właściwe miejsce na tę uroczystość. Jakże wiele
słów, które tłumaczą to powołanie, które przeżywa br.
Tadeusz. Najpierw Święto Stygmatów św. Franciszka,
które obchodzilibyśmy, gdyby nie niedziela.
Niedziela znosi to święto. Ale jakże ważny dzień dla
syna Św. Franciszka, dla ciebie, br. Tadeuszu, który
tak bardzo serio przeżywasz swoje franciszkańskie
powołanie i ta droga do Chrystusa, którą wyznaczył,
którą wskazał św. Franciszek, była i jest dla ciebie
czymś bardzo ważnym. Stąd właściwy dzień,
nawet, jeśli nie obchodzimy go liturgicznie.
I dzisiejsze czytania, które tak bardzo
tłumaczą, wyjaśniają dzisiejszy jubileusz.
Moglibyśmy odnieść wprost słowa św. Pawła,
który sam wielbi Boga za
powołanie, za swoje powołanie.
Moglibyśmy przeczytać te
słowa, niewiele zmieniając
w nich. Może nie byłeś
prześladowcą Kościoła, nie
miałeś swojego Damaszku w
takiej postaci, jak przeżył to Św.
Paweł, który to wspomina. Ale
też składasz dzisiaj dzięki Bogu,
który Cię przyoblekł mocą,
za to, że uznał cię za godnego
wiary, skoro przeznaczył do posługi. Bóg okazał
Ci swoje miłosierdzie. Rozpoznajesz w swoim
życiu nad miarę obfitą Łaskę Pana, Wiarę i Miłość,
objawioną w Jezusie Chrystusie. Sam rozpoznajesz
w sobie grzesznika, którego przyszedł zbawić
Chrystus. To Słowo, które pokazuje tajemnicę
powołania, którą przeżyłeś. Możemy tłumaczyć
różnie wybór tej drogi… psychologicznie,
socjologicznie, potrzebą poświęcenia się…
Ale zawsze dojdziemy do tej tajemnicy Bożego
wybrania. Bożego wybrania, które jest zawsze
okazywaniem Bożego Miłosierdzia. Bóg mnie
ukochał, dlatego powołał, dlatego powołuje.
To nie jest jarzmo, to nie jest kara, to nie jest
dopust Boży, jakieś fatum, ale Miłosierdzie Boga,
którego doświadczyłeś, którego doświadczasz.
Kolejne światło dzisiejszego Słowa
to Mojżesz, który prowadzi ten krnąbrny,
buntowniczy lud. Z powołania przez Boga i
ty, przez wiele lat twojego posługiwania, byłeś
wychowawcą w seminarium, pełniłeś funkcję
formatora i wiesz, jak to jest prowadzić ten lud,
który jest często oporny, który przysparza tyle
trudu, cierpienia, bólu. Sam jeden wiesz i to
pozostanie często tajemnicą twojego serca. Jak to
Na Szlaku
11
jest prowadzić lud, który jest nie twoim, który Bóg
Ci powierzył, za który uczynił Cię odpowiedzialnym.
I wreszcie dzisiejsza Ewangelia, która
zawsze była dla ciebie i jest czymś bardzo ważnym.
Pamiętam, nieraz zatrzymywałeś mnie, żebym
wyjaśnił Ci to, czy tamto z Ewangelii. Z jaką pasją
ją studiowałeś, studiujesz, głosiłeś nie raz rekolekcje,
kazania na jej temat i ciągle
nie przyzwyczaiłeś się do
niej, nie znudziła cię ta
Ewangelia o… Miłosiernym
Ojcu, bo nie chciałeś jej
nazywać
Ewangelią
o
Synu Marnotrawnym, ale
właśnie o Miłosiernym
Ojcu. I dobrze się składa,
że ta właśnie Ewangelia
jest dzisiaj. Nie została
wybrana, ale przypadła
właśnie na tę niedzielę. I to jest dowód na to, że jest
to właściwy czas na świętowanie tego jubileuszu.
Myślę, że ta Ewangelia o Miłosiernym Ojcu z jednej
strony tłumaczy przeszłość, tłumaczy to, co było,
ale też rysuje drogę na dni, które będą. Bo będziesz
odnajdywał się w każdej z tych postaci. Będziesz
doświadczał tej pokusy, jakichś wycieczek z daleka
od Ojca. I będziesz doświadczał radości powrotu,
nawrócenia, tej potrzeby… „Wstanę i pójdę do
mojego Ojca. Mam dom, mogę wrócić i po raz
kolejny doświadczać Bożego Miłosierdzia”. Będziesz
odnajdywał się w roli tego pierwszego syna. Niech
te wycieczki będą krótkie i niech nie będą bolesne
i niech zawsze kończą się radością powrotu do
swojego Ojca, odnajdywania się synem, który jest
kochany za darmo. Który jest kochany za to, że jest, a
nie za to, że coś dobrego zrobił. Będziesz odnajdywał
się czasem, będziesz się łapał na tym, że odnajdujesz
się w drugim synu, który czasem się przyzwyczaja
do tego, że jest w domu ojca i już jakby mało się
cieszy z tego, że „wszystko, co ojca, jest też moje”.
Jakże często przyzwyczajamy się do Bożych
darów, do Bożych łask i dopiero wtedy, gdy ich
braknie, gdy jesteśmy jakoś z dala odkrywamy, ile
tracimy. Będziesz nieraz walczył z przyzwyczajeniem,
z rutyną. Będziesz jeszcze nieraz odkrywał braci nie
tylko wśród tych, którzy Ciebie kochają i przyjmują,
ale wśród tych, których trzeba kochać tak bardzo
bezinteresownie, tak bardzo miłością Boga, który kocha
nie za coś, ale czasem mówi: „Miłujcie nieprzyjaciół
waszych i dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”.
Będziesz odkrywał się w tych sługach, których
12 Numer 8/2007
ojciec posyła. Mówi: „Przynieście najlepszą
suknię, ubierzcie go, dajcie pierścień na rękę”.
Jakże często nasza posługa kapłańska jest właśnie
taką funkcją służebną. Trzeba przyodziewać
tych, którzy często poranieni wracają do Boga,
towarzyszyć im na tej drodze odkrywania własnej,
godności przywracanie im to poczucia godności
dziecka Bożego. Będziesz nie
raz ubierał w tę „szatę łaski”
tych grzeszników, którzy
wracają przez Twoją posługę
kapłana,
spowiednika.
Będziesz
przygotowywał
ucztę i cieszył się wraz z nimi.
I wreszcie, i ty jesteś
ojcem. I to ojcostwo Boga,
bo tak należy je rozumieć,
będziesz objawiał względem
tych braci i synów, którym
na drodze wiary będziesz
towarzyszył. Św. Paweł też nazywał tych, którym
przekazał wiarę, swoimi dziećmi. „Oto zrodziłem
was przez Ewangelię…”. Będziesz tą figurą i
bądź tą figurą dobrego ojca, który przygarnia,
który czeka na swoje dzieci. Pamiętam, gdy
kiedyś mówiłeś, że gdy siedzisz w konfesjonale,
nie bierzesz tam książki, brewiarza, ale czekasz.
Po prostu… jest to czas czekania. Tak jak
ten ojciec, który wypatruje swojego dziecka.
Mówię to słowo do ciebie, ale nie tylko
do ciebie, bo, św. Paweł mówił, że dostąpił
miłosierdzia „po to, aby we mnie pierwszy Jezus
okazał swoją wielkoduszność jako przykład dla
tych, którzy wierzyć w Jego będą”. Niech to
Słowo i to doświadczenie miłosierdzia, wybrania,
powołania będzie jakoś dla nas wszystkich
znakiem. To jest też ze względu na nas, abyśmy
patrząc na ciebie, na twoje powołanie, uczyli
się przeżywać nasze powołanie, nasze powroty
do Boga, naszą posługę miłosierdzia względem
tych, których Bóg postawi na naszej drodze.
Kiedyś dużo biegałeś, biegałeś daleko.
Biegałeś nawet na zawodach. Życzę Ci, też
słowami św. Pawła, bo też występujesz w
„dobrych zawodach”. To są dobre zawody.
Abyś ten „bieg ukończył”, „wiary ustrzegł”
i „otrzymał wieniec sprawiedliwości Pana”
o. Henryk Cisowski OFM Cap.
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
Szczęśliwy kapucyn z Polski
Honorat, z chrztu Wacław
Florentyn, Koźmiński urodził się
16 października 1829 roku w Białej Podlaskiej. W czasie studiów
na architekturze w warszawskiej
Akademi Sztuk Pięknych przeszedł kryzys wiary. Aresztowany
przez władze carskie jako podejrzany o udział w spisku patriotycznym i osadzony w warszawskiej Cytadeli, odzyskał wiarę
pod wpływem tajemniczej wizji.
Po opuszczeniu więzienia w 1848
roku wstąpił do kapucynów, a 27
grudnia 1852 roku przyjął święcenia kapłańskie. Po powstaniu
styczniowym internowany w
klasztorze w Zakroczymiu, a od
1892 roku w Nowym Mieście
nad Pilicą, oddał się pracy duszpasterskiej przez posługę w konfesjonale. Na bazie Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego założył
dwadzieścia sześć zgromadzeń
zakonnych, w większości ukrytych (niehabitowe), z których po
dzień dzisiejszy istnieje siedemnaście. Założonym przez siebie
zgromadzeniom przeznaczał zadania społeczne we wszystkich
środowiskach i warstwach społecznych, od nauczycielek przez
rzemieślnice i wieśniaczki aż po
robotnice fabryczne. Wiele pisał, był poszukiwanym spowiednikiem i kierownikiem sumień.
Pragnął dokonać generalnego
odrodzenia społeczeństwa polskiego w duchu Ewangelii. Odszedł do Boga w Nowym Mieście nad Pilicą 16 grudnia 1916
roku. Papież Jan Paweł II w 1988
roku zaliczył go w poczet błogosławionych. Jego relikwie spoczywają w kościele kapucynów
w Nowym Mieście nad Pilicą.
ŚWIĘCI KAPUCYNI
W warunkach ucisku narodowe- sza Maryja Panna, Matka Bogago i politycznego ze strony caratu Człowieka uchodząca w oczach
nie było możliwości prowadzenia sobie współczesnych za zwyczajną niewiastę.
Teksty biblijne, zwłaszcza Ewangelia, uczą nas,
że warunkiem
owocnej służby Kościołowi
jest trwanie w
Chrystusie,
zakorzenienie w Jego
łasce.
Najgroźniejsze
przeciwności
zewnętrzne
nie są w stanie wówczas
oddzielić
człowieka od
miłości Chrystusa, miłość
ta zapewnia
plon stukrotny. Przesłanie
to sprawdziło
się w życiu bł.
Honorata, dla
którego
ani
carskie kasaty,
ani internowajawnego życia zakonnego pod
zaborem rosyjskim. Bł. Honorat, nie w klasztorze, we wspólnocie
wychodząc z zastanej sytuacji, skazanej na powolne wymarcie
wypracował jednak swoistą „te- z powodu zakazu przyjmowania
ologię ukrycia”, stwierdzając, że nowicjuszy, ani brak niepodległożycie zakonne nie polega na habi- ści politycznej, nie stały się przecie i klauzurze, ale na świadectwie szkodą w wierności Chrystusowi,
rad ewangelicznych i apostolacie a wręcz przeciwnie: zainspirośrodowiskowym. Wzorem takie- wały do poszukiwania nowych
go życia jest Jezus Chrystus ukry- form życia rad ewangelicznych.
wający swoje Bóstwo nie tylko
w ludzkim ciele, ale w prostym Roland Prejs OFM Cap.
życiu syna cieśli oraz Najświęt-
Na Szlaku
13
Bóg
Ś
W
I
ADE
mnie odnalazł
C
T
W
O
Jestem osobą niezamężną. Mam troje rodzeństwa: dwie siostry- jedną młodszą, drugą starszą i brata, który dzisiaj już nie żyje. Pochodzę z
rodziny katolickiej. Byłam ochrzczona, byłam
u I-ej Komunii, ale odkąd pamiętam, mój ojciec
nie chodził do kościoła. Jako dziecko prowadziła mnie mama, ale już później, kiedy chodziłam
sama w szkole podstawowej, chodziłam coraz
rzadziej. A w końcu przestałam w ogóle chodzić.
Obraz Boga, jaki wyniosłam z tego okresu, był taki,
że Bóg jest, że istnieje… ale jest Bogiem dalekim,
nieosiągalnym, groźnym i zupełnie nie ma wpływu
na moje życie. Byłam wtedy osobą bardzo zamkniętą. Miałam wiele kompleksów. Najczęściej spędzałam czas w samotności. Często uciekałam w świat
fantazji, marzeń. To pozwalało mi nie myśleć o
rzeczywistości, która zawsze mnie przerażała. Ktoś
kiedyś powiedział mi, że moje podejście do życia
jest: ”Przepraszam, że żyję”. I tak się wtedy czułam.
Mój powrót do Boga rozpoczął się w szkole średniej. Pod jej koniec spotkałam koleżankę, która
była bardzo religijna. Ona namówiła mnie do tego,
abym zapisała się na lekcje religii i zaczęłam chodzić. Wtedy też poznałam Pismo Święte. Po raz
pierwszy zetknęłam się z Nowym Testamentem. U
mnie w domu nie czytano Pisma Świętego. Także
nie rozmawiano o Bogu. To była dla mnie wielka
nowość. Ale ponieważ czytałam sama, niewiele rozumiałam. Znalazłam tam jednak wiele wskazówek
na temat tego, jak należy
żyć. I tak próbowałam żyć.
Stałam się osobą bardzo
religijną.
Przychodziłam prawie codziennie do
kościoła, a jednocześnie
oceniałam innych ludzi z
tej perspektywy. Osądzałam i pogardzałam tymi,
którzy według mnie żyli
w grzechu. Z takimi nie
chciałam mieć nic do czynienia. Czułam się od nich
lepsza. Wpadłam w pewien rodzaj fanatyzmu. Oce-
14 Numer 8/2007
niałam mojego ojca i go krytykowałam, ponieważ
on do kościoła nie chodził. Potępiałam też swojego
brata, który był alkoholikiem. Nie mogłam go zaakceptować. Wydawało
mi się, że powinien
sobie poradzić. Nie
mogłam zrozumieć,
jak może ranić innych. Wydawało mi
się, że pewne rzeczy
w życiu nie powinny się wydarzyć.
Nie
rozumiałam
jego
słabości.
W tym czasie moja samotność zaczęła się pogłębiać.
Przeprowadziliśmy się w inną część miasta. Straciłam kontakt z rówieśnikami. I kiedy miałam 18 lat,
nagle umarł mój ojciec. To wydarzenie pogłębiło
jeszcze mój stan. Nie rozumiałam tego, dlaczego
Bóg tak chciał. Miał 47 lat. Było mi bardzo trudno.
Nie bardzo wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
I wtedy Bóg wyszedł mi naprzeciw. On mnie odnalazł. W kościele usłyszałam zaproszenie na katechezę. Początkowo wydawało mi się, że to nie dla
mnie, ze to pewnie dla małżeństw. Ale usłyszałam
tam takie jedno zdanie, że „Bóg jest jedyny, który
jest zainteresowany moim życiem, że On chce mnie
uczynić szczęśliwą, że On mnie kocha i kocha mnie
taką, jaką jestem”. I to słowo mnie poruszyło. Do
tego stopnia, że zaczęłam przychodzić i z grupą
osób słuchać Słowa Bożego. Ja, która byłam tak zablokowana, wyizolowana, zawsze gdzieś w kącie…
Przychodziłam i słuchałam Słowa Bożego. Ale uczyłam się też
modlić. Odkryłam Eucharystię.
Odkryłam też Sakrament Pojednania, do którego nie przystępowałam wiele lat i który bardzo
różnie traktowałam przez te lata.
Początkowo niewiele się zmieniło,
ponieważ ja nie kochałam też siebie. Bardzo trudno mi było uwierzyć, że Bóg może mnie kochać za
darmo. Zawsze mi się wydawało,
że na miłość trzeba zasłużyć. Że
może innych owszem, ale nie mnie. I ta moja samot-
ność doszła do takiego momentu, że się rozchorowałam. Rozchorowałam się na trzustkę, chorowałam parę
lat. Byłam na ścisłej diecie. To jeszcze ograniczyło
moją perspektywę przyszłości. Kiedyś, kiedy się obudziłam rano, pomyślałam: „Jaki sens jest, żeby wstawać”. I tego dnia nie wstałam. Kiedy umarła młoda
dziewczyna, którą znałam, przyszło mi do głowy, że
Bóg się pomylił. Powinno być odwrotnie. Ona by prowadziła na pewno życie bardziej sensowne. I trwałam
w takiej pustce. Byłam rozdarta wewnętrznie. Czułam się bardzo samotna. Wtedy nie czułam oparcia
w Bogu. Nie czułam też oparcia w ludziach, bo nikomu nie potrafiłam o tym powiedzieć. Nie czułam też
oparcia w sobie, ponieważ siebie nie akceptowałam.
Ale wiedziałam wtedy jedno – że sama sobie z tym
nie poradzę. Że jedynie to słowo, które gdzieś w podświadomości we mnie trwało, że „Bóg jest zainteresowany mną”… ono dodawało mi sił. I zaczęłam się
bardzo modlić. Słuchałam Słowa. Przychodziłam do
kościoła, kiedy był pusty. Modliłam się także w domu,
niekiedy leżałam krzyżem. I Bóg zaczął interweniować. Najpierw usamodzielniłam się. Zaczęłam decydować o swoim życiu. To podniosło wartość mnie
samej. Potem Bóg podarował mi pracę, która wymagała ode mnie podejmowania decyzji, która także polegała na kontakcie z innymi ludźmi. To sprawiało,
że wychodziłam z mojej samotności. Przez wiele lat
też nie akceptowałam swojego ojca. Nie potrafiłam
dostrzec jego miłości do mnie. Żyliśmy jakby obok
siebie. Dzięki Słowu Bożemu, które rozświetlało
moje życie, zrozumiałam, jaką krzywdę mu wyrządziłam. Że był dobrym człowiekiem, ale już odszedł.
Dziś mogę powiedzieć, że dzięki Bogu mam do niego
wielki szacunek. Dziś jestem wdzięczna Bogu za to,
że dał mi takiego ojca. Dziś także mogę się za niego
modlić. Także z tego powodu, że umarł nagle. Że nie
zdążył się z Bogiem pojednać. Mam tę nadzieję…
Bóg daje mi tę nadzieję, że kiedyś się spotkamy. Ponieważ tak wcześnie straciłam ojca, w Bogu zaczęłam odkrywać ojca, ojca, który nie zsyła cierpienia
ponad to, co mogę znieść. Kiedy miałam wypadek
samochodowy i wiozłam kilkumiesięczne dziecko
(z mojego powodu mogło zginąć), Bóg sprawił, że
nic się nie stało. Zrozumiałam wtedy, że Bóg nie daje
ciężaru, Bóg, jako ojciec, nie daje ciężaru, którego
bym nie uniosła. Ja z moim poczuciem winy, z moją
nieakceptacją… nie poradziłam sobie z tym. Ostatnio miałam wypadek samochodowy i zderzyłam się
z ciężarówką, a dzień wcześniej umarła dziewczyna,
także w wypadku… Odtąd wiem, że Bóg prowadzi
moje życie, moją historię… że On jest Panem życia
i śmierci, że On lepiej wie, kiedy mnie zabrać.
Także dzięki Bogu, kiedy zaczęłam odkrywać
prawdę o sobie, kiedy zaczęłam odkrywać swój
grzech, że jest we mnie wiele złośliwości, że jest
we mnie wiele faryzeizmu, że klasyfikuję innych,
że wcale nie jestem od innych lepsza, to pozwoliło
mi się zbliżyć do mojego brata, popatrzeć na niego inaczej, zaakceptować go, a nawet pokochać.
Zobaczyłam wtedy, jak bardzo jesteśmy do siebie
podobni, że z całej rodziny to my dwoje jesteśmy
najbardziej podobni. Zobaczyłam, jak identycznie
reagujemy na trudne sytuacje. Zrozumiałam wtedy, że jeśli ja nie wpadłam w jakiś nałóg, to tylko
dlatego, że
Łaska
Boża
nade
m n ą
czuwała.
To pozwoliło mi
pomóc
m u ,
być z
n i m
w tej
chorobie, a także przyprowadzić go do Boga, rok
przed jego śmiercią, kiedy był już chory. Mogę
powiedzieć, że szczęśliwym czasem był ten , kiedy po 30-u latach on pojednał się z Bogiem, kiedy tutaj, w tym klasztorze, widziałam jak klęka i
przyjmuje Komunię Św. Byłam Bogu bardzo za to
wdzięczna. Nie wiem, jak on umarł. Nie byłam przy
jego śmierci. Nie wiem, co on myślał. Ale wiem
jedno: że wiedział gdzie mógł prosić o pomoc.
Bóg także pozwolił mi ewangelizować. Zechciał
się mną posłużyć, kiedy zawsze uważałam, że się
do tego nie nadaję, przez wiele lat. I dziś mogę
powiedzieć, że jestem zadowolona, że Bóg w
pewnym momencie mojego życia mnie odnalazł
że jestem Mu dzisiaj wdzięczna za to, że rodzice przyprowadzili mnie do Kościoła że jestem
Mu wdzięczna za to, że otrzymałam sakramenty że jestem Mu wdzięczna dzisiaj za moje życie, za moją historię, której przez wiele lat nie
akceptowałam że jestem Mu dzisiaj wdzięczna za to, że moje życie nie jest dziś smutne.
Na Szlaku
15
16 Numer 8/2007
przyg. M.Michalska
Na Szlaku
17
18 Numer 8/2007
przyg. M.Michalska
Na Szlaku
19
Od dwóch lat możemy modlić się w Kaplicy Adoracji przed Najświętszym Sakramentem. To
bardzo szczególne miejsce, miejsce, gdzie każdy w ciszy własnego serca może porozmawiać
z Bogiem lub choćby pomilczeć w Jego Obecności. To miejsce gdzie każdy z nas jest sam na
sam z Jezusem, nawet wtedy, gdy obok są inni. Starajmy się szanować ten wyjątkowy czas,
nie przeszkadzajmy sobie, nie
zakłócajmy sobie nawzajem intymnego kontaktu z Nim.
Jak adorować
Pana Jezusa?
(10 praktycznych wskazówek)
Ojciec chce mieć czcicieli w Duchu i prawdzie (por. J 4,23-24)
1. Wchodzisz
do
tego
kościoła,
gdzie
spotykasz
Jezusa
w Eucharystii. Wejdź do Twojego serca, do samej głębi wnętrza Twojej istoty.
obecnego
2. Znajdujesz się w ciszy. Wycisz się wewnętrznie. Spraw, by zamilkły wszystkie głosy, które dźwięczą
w Tobie, nie dąż za niepotrzebnymi myślami. Twe problemy. Twoje sprawy, lęki - nie zatrzymuj ich
dla siebie, ale powierz je Jezusowi. Podczas adoracji zajmij się tylko Nim, On zaś będzie się troszczył
o Cie­bie, lepiej nawet niż Ty sam mógłbyś to uczynić.
3. Zwróć swe spojrzenie w stronę Jezusa w Eucharystii. Spraw, niech Twe serce przemówi, a to znaczy:
zacznij kochać Tego, który pokochał nas jako pierwszy.
4. Staraj
się nie odmawiać jedynie ustnie modlitw, bez zatrzymania się na słowach, które
wypowiadasz. Unikaj czytania Pisma Świętego, kartka po kartce, w czasie adoracji.
Wejdź w modlitwę serca. Wybierz werset z psalmu, zdanie z Ewangelii, jakąś małą
i
prostą
modlitwę,
i
powtarzaj
ją
w
sercu,
spokojnie
i
wytrwale,
aż stanie się ona Twoją modlitwą, Twoim wołaniem, Twoją prośbą. Mo­żesz wybrać modlitwę, która
najlepiej odnosi się do Twej aktualnej sytu­acji. Na przykład: „Serce Jezusa, ufam Tobie” / „Ojcze
mój, powierzam się całkowicie Tobie.” / „Jezu, Synu Boży, ulituj się nade mną, grzesznikiem”.
/ „Jezu, kocham Ciebie”/ „ Jesteś moim Pasterzem”/ „Je­steś razem ze mną” / „Jezu cichy
i pokornego serca, uczyń serce moje według serca Twego” / albo całkiem po prostu: „Jezu, Jezu”.
5. Nie spędzaj czasu jedynie na użalaniu się lub prośbie. Poddaj się działaniu łaski w dziękczynieniu.
20 Numer 8/2007
Zamiast zastanawiać się nad tym, czego Ci brakuje, dziękuj Bogu za to, kim jesteś, za to,
co posia­dasz. Dziękuj Bogu za to, co otrzymasz jutro.
6. Może się zdarzyć, że jesteś zmęczony albo rozproszony. Odwagi. Skoro tylko zdasz sobie z tego
sprawę, spokojnie rozpocznij mod­litwę Twego serca. Poproś o pomoc Ducha Świętego, aby był
wspomoże­niem w czasie Twej słabości i stawał się coraz bardziej Twym duchowym Mistrzem.
7. Jezus jest w centrum Kościoła. Chce On także stanąć w centrum Twojego istnienia. Pod Jego spojrze­
niem, nauczysz się, krok po kroku, przechodzić od „ja” do „Ty”, od chęci realizowania własnych
projektów do pragnienia i przyjęcia Jego woli dla Ciebie.
8. Jezus
jest wystawiony uroczyście. Przyjmij światło, które promie­niuje z Jego
obecności. Jak słońce ogrze­wa i roztapia śniegi, tak, jeśli staniesz wobec Niego,
będzie On mógł stale oświecać ciemności okrywające Twe serce, aż rozproszy je
w zupełności.
9. Jezus
ukrył się pod postacią
chleba, prostą i ubogą.
Przychodzi On do Ciebie,
ubogiego,
byś
nauczył
się
przyjmować
praw­dę
o słabościach Twoich oraz
Twoich braci.
10.
Znajdujesz
się w
ciszy
i
pozostań w
ciszy. Maryja, Gwiazda
zaranna i Brama niebios, jest
przyTobie w czasieTwojej drogi;
pokazuje Ci szlak i wprowadza
do komnaty Króla. To Ona jest Ci
pomocą w tym, byś
w
ciszy,
patrząc
na
Jezusa,
odkrył
obecność
Boga Trójjedynego w Tobie. I
wreszcie możesz wypróbować
w swoim życiu słowa z
Psalmu 34: Spójrzcie na Niego,
a „rozpromienicie się
radością,
obli­cza
wasze
nie
zapłoną
wstydem”.
Na Szlaku
21
CHWILA Z POEZJĄ
Kiedy księżyc wychodzi zza
chmur kurtyny,
I staje jak strażnik z latarnią na
drodze,
A droga lśni blaskiem jak lico
dziewczyny,
Wiem, ze lato odchodzi,
Że jesień kroczy już na jednej
nodze.
Wtedy myśli moje maczam w
księżycu.
Choć schody jesieni wyrzeźbiły
twarze,
Struna z cicha dzwoni treść tajną
w ukryciu,
Że księżyc – srebrzysta droga
– że my
Że można jeszcze pomarzyć.
Zofia Zakrzewska - Myszka
Za oknem dnia ubywa
Lekko tańczą promienie słońca,
Kapela świerszczy przygrywa,
I jeszcze aura taka gorąca.
Cichy wiatr muzykę niesie,
Kwiaty jak panny, w ogrodach
się wdzięczą,
Urody czas wyznacza jesień,
Smutek się snuje nicią pajęczą.
I coraz bardziej ogarnia żal,
Trzyma w ciągłej rozterce
Gdy patrzę na przecudny
kwiatów bal,
Że jeszcze chwila i pęknie im
serce.
I pryśnie urody czar,
Uśnie jak bańki cienie,
Pozostanie z życia jedyny dar,
Pozostanie tylko wspomnienie.
Quo vadis homo
Dokąd idziesz człowieku
krzyk rozpaczy znaczy twoją drogę
miałeś wyczarować na ziemi Eden
a niesiesz śmierć i trwogę.
Za firankami zdrady
czeka cię pieniądz i władza
ty chcesz panować nad światem
zawładnąć duszę człowieka
a Bóg ci w tym przeszkadza.
Dokąd idziesz człowieku
prawdę o sobie odrzucasz jak wroga
podobno idziesz po wiedzę, postęp i
nowoczesność
a tak naprawdę
idziesz po raz wtóry ukrzyżować Boga.
Dalszy ciąg wiersza dopisało życie.
Dramatyczna wiadomość – S. O. S.
Manhattan płonie.
Duma techniki XX wieku, amerykańska
perła w koronie
dwa kilkuset piętrowe wieżowce
rozsypały się jak domek z kart
grzebiąc w płonących ruinach
tysiące bezbronnych ludzi.
Hydra nienawiści rozwarła swą paszczę
Ukazując piekielną otchłań pod terroru
płaszczem.
Ten akt przemocy potępił świat cały.
„Jeden za wszystkich, wszyscy za
jednego”
i to jest naprawdę piękne
to jest coś nowego.
Szkoda, że nie stało się tak kilkadziesiąt
lat temu.
Może nie byłoby wtedy Oświęcimia,
Majdanka,
Katynia i Kazachstanu. Może nie byłoby
i dziś ruin Manhattanu.
Dokąd idziesz człowieku?...
Co jutro z nami, z matką ziemią i
naszym światem się stanie?
Ja wierzę, że zwycięży miłość jak 2000
lat temu
Tak dziś po Golgocie XX wieku
przyjdzie zmartwychwstanie.
Eleonora Kiestrzyń
Zofia Zakrzewska - Myszka
22 Numer 8/2007
Szata Maryi
Wprawdzie mądre przysłowie mówi, że „nie
szata zdobi człowieka”, jest jednak taka szata, która
jednak zdobi. Tyle, że nie ciało człowieka, a jego
duszę. Jest to szkaplerz Najświętszej Maryi Panny.
Szkaplerz to nazwa kawałka prostokątnego sukna
z otworem na głowę nakładanego
na habit w niektórych zakonach.
Pierwotnie miał chronić go przed
zabrudzeniem, później stał się jego
częścią. Świeccy także mogą nosić
szkaplerz, lecz ten ma chronić
przed zabrudzeniem duszę. Tę
niezwykłą ochronę przekazała sama
Matka Najświętsza Szymonowi
Stockowi w XIII w., kiedy jako
generał karmelitów modlił się o
wzmocnienie tego zakonu. W nocy z 15 na 16
lipca 1251 r. Maryja, podając mu szkaplerz,
powiedziała: „Kto w nim umrze, nie zazna
ognia piekielnego. Oto znak zbawienia, ratunek
w niebezpieczeństwach, przymierze
pokoju i wiecznego zobowiązania”.
Siedemdziesiąt lat później, ukazując
się papieżowi Janowi XXII, poleciła
rozszerzać nabożeństwo szkaplerzne
i obiecała obfite łaski wszystkim
członkom bractw szkaplerznych.
Sukienny szkaplerz dla udogodnienia
mógł być zastępowany przez
medalik szkaplerzny (na jednej
stronie Maryja z Dzieciątkiem
trzymającym szkaplerz, na drugiej
Najświętsze Serce Pana Jezusa).
Matka Najświętsza przekazała
także papieżowi nadzwyczajną
łaskę dla wszystkich noszących
szkaplerz, tzw. przywilej sobotni:
„Ja, ich Matka, w pierwszą sobotę
po ich śmierci, wyzwolę ich z czyśćca i powiodę na
górę żywota wiecznego”. Ponadto każdy członek
bractwa szkaplerznego jest włączony w modlitwy i
zasługi zakonu karmelitańskiego z wszystkimi jego
wielkimi świętymi. Stolica Święta uznała szkaplerz
jako sakramentale, czyli znak, który usposabia
noszących go do łatwiejszego przyjęcia łaski i
skuteczniejszego pogłębiania życia duchowego.
Jednak to nie samo noszenie szkaplerza zasługuje
na tak ogromne łaski. Nie może on być odbierany
jako rodzaj amuletu przynoszącego szczęście.
Nakłada on na noszącego konkretne obowiązki:
naśladowanie cnót Maryi w codziennym życiu,
zachowywanie cnoty czystości
wg swego stanu, modlitwę
za Kościół Święty, szerzenie
nabożeństwa
szkaplerznego.
Szkaplerz święty ma w Polsce
bogatą historię sięgającą XIV
wieku. Nosili go królowie
(Władysław IV, Jan III Sobieski),
rycerze, szlachta i ludzie prości.
Na obrazie Matejki na piersi
Rejtana spod rozdartych gestem
rozpaczy szat widać szkaplerz święty.
Tak jak Maryja ze swoją czułą opieką od
wieków jest obecna w polskiej historii, tak Jej
szata jest od dawna tej obecności
znakiem. Dzisiaj niestety wielu
ludzi odrzuca „maryjność”
polskiej
wiary,
uważając
ją za ckliwą i pozbawioną
intelektualizmu – w sam raz
dla maluczkich. To przecież
Chrystus jest Odkupicielem,
dlaczego nie zwracać się do
Niego bezpośrednio? Maryja nie
jest Bogiem, więc może wielka
ilość nabożeństw Maryjnych
wręcz sprzeciwia się wierze?
Tymczasem to przecież sam Pan
Jezus wskazał nam Maryję jako
Matkę. Prymas Hlond mówił,
że „zwycięstwo przyjdzie przez
Maryję”, a Prymas Tysiąclecia
ofiarował Polskę pod Jej opiekę. Najgorliwszym
jednak czcicielem Maryi był wielki święty naszych
czasów Jan Paweł II, który zawierzył Jej cały
świat. Sam nasił szkaplerz św., a jego całe życie i
śmierć były jak najściślej złączone z nadzwyczajną
opieką Maryi. Mówił: „Pozostałem szkaplerzowi
wierny i jest on moja siłą[…]Dzień święta
Matki Bożej Szkaplerznej jest mi bardzo drogi.”
Na Szlaku
23
Bardzo pięknie, dogłębnie i przekonująco o roli i
znaczeniu Maryi dla wiary chrześcijańskiej pisze
św. Ludwik Maria
Grignion de Monfort
w swoim „Traktacie
o
doskonałym
nabożeństwie
do
Najświętszej Maryi
Panny”. To ta mała
książeczka, z która
nie rozstawał się
Karol Wojtyła w
czasie okupacji (jest
ten fakt pokazany
w filmie ”Karol.
Człowiek,
który
został papieżem”.
Św. Ludwik m.in.
zwraca uwagę, że
jako dzieci, chcąc
coś załatwić u ojca,
prosimy o pomoc
i wstawiennictwo
matkę.
Matka
osłania
nas
często przed jego
gniewem,
gdy
coś przeskrobiemy,
podpowiada,
jak
ojca udobruchać, a
nawet używa swego
rodzaju podstępów,
żeby ukazać swoje
krnąbrne
dziecko
w jak najlepszym
świetle przed ojcem,
mimo, że ono wcale
na to nie zasługuje.
Do takiej właśnie roli
przeznaczona
jest
przez Boga Maryja.
On, ukazując nam Ją
jako Matkę, skraca
i ułatwia drogę do
siebie.
Stwarzając
Ją
bez
grzechu
pierworodnego,
wskazuje
nam
Ją
jako
wzór
człowieczeństwa.
24 Numer 8/2007
Takimi mieliśmy być i takimi bylibyśmy,
gdyby nie grzech pierworodny. Naśladowanie
więc Maryi powinno stać się nie tylko
naszą
potrzebą,
ale
i
obowiązkiem.
Znakiem tego naśladownictwa jest właśnie
szkaplerz, a Maryja wszystkim swoim
czcicielom konkretnie pomaga w tym trudnym
zadaniu, kształtując sumienie, podsuwając
różne doświadczenia życiowe potrzebne do
duchowego wzrastania. Dziś, gdy tak trudno
wychować dzieci narażone na wiele pokus
tego świata, szkaplerz jest dla nich najlepszą
„polisą ubezpieczeniową”, posagiem na życie
wieczne. Maryja na pewno nie dopuści, by
dziecko ofiarowane jej i ubrane w Jej szatę
poniosło uszczerbek na duszy. Wydaje się
więc wielką lekkomyślnością odtrącanie tak
wielkiej pomocy w naszej pielgrzymce do
nieba, zwłaszcza, że w Rozwadowie jest parafia
pod wezwaniem Matki Bożej Szkaplerznej i
Jej słynący łaskami obraz. Szkaplerz jest tam
nakładany wszystkim chętnym 16 lipca w
dzień odpustu po każdej Mszy św. Jest to także
możliwe w każdy inny dzień po uprzednim
zgłoszeniu. Szkaplerz może również nałożyć
każdy ksiądz, lecz wtedy trzeba się samemu w
niego zaopatrzyć. Na stronie internetowej oo.
karmelitów można znaleźć wszelkie materiały
o szkaplerzu (warto je przestudiować), a
także zamówić szkaplerze, medaliki itp.
Choć szkaplerz ma długą ponadsiedemsetletnią
historię, szczególnie dziś jawi się jako koło
ratunkowe rzucone przez Maryję zagubionym
w trudnej współczesności. Możemy być pewni,
że Ta, która najmocniej z ludzi ukochała
Jezusa, najpewniejszą i najprostszą drogą
doprowadzi do Niego tych, którzy ofiarują Jej
swoje serce i wolę, przywdziewając Jej szatę.
„Niech Wam zatem towarzyszy Matka
Boża Szkaplerzna!(…)Niech Was Ona
prowadzi jak gwiazda, która nigdy nie znika
z horyzontu. I niech Was Ona zawiedzie w
końcu do Boga, ostatecznego portu, ostatniej
Przystani nas wszystkich.”Jan Pawel II
Barbara Burak
Znak macierzyńskiej troski Maryi
List apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji 750-lecia szkaplerza świętego (1251-2001)
z dnia 25 marca 2001 r.
nieustannie kontemplowana jest Ta, która od saProvidentialis gratiae eventus
mego początku potrafiła otworzyć się na słuchaOpatrznościowe wydarzenie łaski
nie słowa Boga i być posłuszna Jego woli (por. Łk
2, 19. 51). Maryja, wychowana i ukształtowana
Do Przewielebnych Ojców: Josepha Chalmersa Przeprzez Ducha Świętego (por. Łk 2, 44-50), umiała
ora generalnego Zakonu Braci Najświętszej Maryi
bowiem odczytywać w duchu wiary swoje dzieje
Panny z Góry Karmel (OCarm.) i Camilo Macci(por. Łk 1, 46-55) i - ulegając Bożym natchnieniom
se Przełożonego generalnego Zakonu Braci Bosych
- „szła naprzód w pielgrzymce wiary i utrzymała
Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (OCD).
wiernie swe zjednoczenie z Synem aż do krzyża,
przy którym nie bez postanowienia Bożego sta1. Opatrznościowe wydarzenie łaski, jakim był dla Kośnęła (por. J 19, 25), najgłębiej ze swym Jednorocioła Rok Jubileuszowy, pozwala patrzeć z ufnością i
dzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła
nadzieją na dopiero co rozpoczętą drogę w nowym tysię matczynym duchem” (Lumen gentium, 58).
siącleciu. „Przemierzając drogi świata na początku nowego stulecia - napisałem w Liście apostolskim Novo
3. Kontemplując Najświętszą Maryję Pannę, widzimillennio ineunte - musimy przyspieszyć kroku. (...) W
my Ją jako Matkę zatroskaną, która patrzy na Syna,
tej drodze towarzyszy nam Najświętsza Maryja Pandorastającego w Nazarecie (por. Łk 2, 40. 52), idzie
na, której (...) zawierzyłem trzecie tysiąclecie” (n. 58).
za Nim po drogach Palestyny i towarzyszy Mu podczas godów w Kanie (por. J 2, 5), a u stóp Krzyża
Dlatego z wielką radością przyjąłem wiadomość,
staje się Matką współuczestniczącą w Jego ofierze
że obie gałęzie Zakonu Karmelitańskiego: dawna i
i darem dla wszystkich ludzi, gdy Jezus powierza
reformowana, zamierzają poświęcić rok 2001 MaJą swemu umiłowanemu uczniowi (por. J 19, 26).
ryi, aby wyrazić synowską miłość do swej Patronki,
Jako Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna
którą wzywają jako Kwiat Karmelu, Matkę i Przejednoczy się z uczniami w ustawicznej modlitwie
(por. Dz 1, 14), a jako nowa Niewiasta, która wywodniczkę na drodze do świętości. W związku z
tym pragnę podkreślić, że szczęśliwym zbiegiem
przedza to, co się kiedyś dokona dla nas wszystkich
okoliczności obchody tego maryjnego roku całego
w pełni trynitarnego życia, została wzięta do Nieba,
Karmelu przypadają - jak głosi czcigodna tradycja
skąd osłania płaszczem swego miłosierdzia synów
Zakonu - w 750. rocznicę otrzymania Szkaplerza.
i córki pielgrzymujących ku świętej górze chwały.
Obchody te stanowią zatem dla całej Rodziny karmelitańskiej niezwykłą okazję nie tyko do pogłębieTa kontemplacyjna postawa umysłu i serca ponia duchowości maryjnej, ale i do przeżywania jej
zwala podziwiać doświadczenie wiary i miłości
z coraz większą świadomością roli, jaką Dziewicza
Najświętszej Maryi Panny, która przeżywa już to,
Matka Boga i ludzi odgrywa w tajemnicy Chryco każdy wierzący pragnie i ma nadzieję przeżystusa i Kościoła, by iść za Nią - „Gwiazda nowej
wać w tajemnicy Chrystusa i Kościoła (por. Sacewangelizacji” (por. Novo millennio ineunte, 58).
rosanctum Concilium, 103; Lumen gentium, 53).
Dlatego właśnie karmelici i karmelitanki wybrali
2. Wiele pokoleń Karmelu, od początku aż do dziMaryję na swą Patronkę i Matkę duchową i mają
siaj, w swej wędrówce ku „świętej górze, Jezusozawsze przed oczyma i w sercu Najczystszą Mawi Chrystusowi, naszemu Panu” (Mszał Rzymryję Pannę, która prowadzi wszystkich do doski, modlitwa z Mszy św. ku czci Najświętszej
skonałego poznania i naśladowania Chrystusa.
Maryi Panny z Góry Karmel, 16 lipca), starało się
kształtować swoje życie wzorując się na Maryi.
W ten sposób rozwijają się głębokie więzi duchowe, które coraz bardziej umacniają komunię
Dlatego w Karmelu, a także w każdej duszy kochaz Chrystusem i z Maryją. Dla członków Rodziny
jącej gorąco Najświętszą Maryję Pannę i Matkę,
karmelitańskiej Maryja, Dziewicza Matka Boga i
ludzi, jest nie tyko wzorem do naśladowania, ale
Na Szlaku
25
również czułą Matką i Siostrą, która jest z nimi i w
której pokładają nadzieję. Dlatego św. Teresa od Jezusa wzywała: „Naśladujcie Maryję i rozważajcie to,
jaka musi być wielkość tej Pani i jaka to korzyść mieć
ją za Patronkę” (Twierdza wewnętrzna, III, 1, 3).
4. To głębokie życie maryjne, które wyraża się w
ufnej modlitwie, w pełnym zachwytu uwielbieniu i
pilnym naśladowaniu, prowadzi do zrozumienia, że
najbardziej autentyczną formą nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, wyrażającą się w skromnym
znaku Szkaplerza, jest poświecenie się Jej Niepokalanemu Sercu (por. Pius XII, list Neminem profecto latet, 11 lutego 1950: AAS 42 [1950], s. 390-391;
Lumen gentium, 67). W ten sposób w sercu
urzeczywistnia się coraz większa komunia i
zażyłość z Najświętszą Maryją Panną, „jako
nowy sposób życia dla Boga i kontynuowania
tu, na ziemi, miłości Syna Jezusa do swojej
Matki Maryi” (por. rozważanie przed modlitwą Anioł Pański: Insegnamenti di Giovanni
Paolo II, XI/3, 1988, s. 173). W taki sposób,
według słów błogosławionego męczennika
karmelitańskiego Tytusa Brandsmy, jednoczymy się głęboko z Maryją Theotokos i tak
jak Ona przekazujemy życie Boże: „Również
do nas Pan posyła swego anioła (...), także
my powinniśmy przyjąć Boga do naszych
serc, nosić Go w naszych sercach, karmić Go
i pomagać Mu wzrastać w nas w taki sposób, jakby On z nas się narodził i żył z nami
jako Bóg-z-nami, Emanuel” (z wypowiedzi
bł. Tytusa Brandsmy na Kongresie Mariologicznym w Tongerloo, sierpień 1936 r.).
To bogate dziedzictwo maryjne Karmelu z biegiem czasu, dzięki rozpowszechnieniu się nabożeństwa Szkaplerza Świętego, stało się skarbem całego
Kościoła. Dzięki swej prostocie, antropologicznej
wartości oraz odniesieniu do roli Maryi w życiu
Kościoła i ludzkości to nabożeństwo tak głęboko i
szeroko przyjęło się wśród Ludu Bożego, ze znalazło swój wyraz w obecnym kalendarzu liturgicznym
Kościoła powszechnego we wspomnieniu 16 lipca.
5. W znaku Szkaplerza zawiera się sugestywna synteza maryjnej duchowości, która ożywia pobożność
ludzi wierzących, pobudzając ich wrażliwość na pełną miłości obecność Maryi Panny Matki w ich życiu.
Szkaplerz w istocie jest „habitem”. Ten, kto go przyjmuje, zostaje włączony lub stowarzyszony w mniej
26 Numer 8/2007
lub więcej ścisłym stopniu z Zakonem Karmelu,
poświęconym służbie Matki Najświętszej dla dobra
całego Kościoła (por. Formuła nałożenia Szkaplerza:
Obrzęd błogosławieństwa i nałożenia Szkaplerza zatwierdzony przez Kongregacje Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów 5 stycznia 1996 r.). Ten, kto
przywdziewa Szkaplerz, zostaje wprowadzony do
ziemi Karmelu, aby „spożywać jej owoce i jej zasoby”
(por. Jr 2, 7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła
i całej ludzkości (por. Formuła nałożenia Szkaplerza).
Znak Szkaplerza przywołuje zatem dwie prawdy:
jedna z nich mówi o ustawicznej opiece Najświętszej
Maryi Panny, i to nie tylko na drodze życia, ale także
w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały; druga
to świadomość, że nabożeństwo do Niej nie może
ograniczać się tylko do modlitw i hołdów składanych
Jej przy określonych okazjach, ale powinna stanowić „habit”, czyli nadawać stały kierunek chrześcijańskiemu postępowaniu, opartemu na modlitwie i
życiu wewnętrznym poprzez częste przystępowanie
do sakramentów i konkretne uczynki miłosierne co
do ciała i co do duszy. W ten sposób Szkaplerz staje się znakiem „przymierza” i wzajemnej komunii
pomiędzy Maryją i wiernymi: wyraża bowiem w
sposób konkretny dar, jaki na krzyżu Jezus uczynił
Janowi, a przez niego nam wszystkim, ze swojej
Matki, oraz przypomina o powierzeniu umiłowane-
go apostoła i nas Tej, którą ustanowił nasza Matką duchową.
6. Ta maryjna duchowość, która
wewnętrznie kształtuje osoby i
upodabnia je do Chrystusa, pierworodnego wśród wielu braci,
wyraziła się we wspaniałych świadectwach świętości i mądrości
bardzo wielu świętych mężczyzn
i niewiast Karmelu, którzy wyrośli w cieniu i pod opieką Matki.
Ja również od bardzo długiego
czasu noszę na sercu Szkaplerz
karmelitański! Z miłością do
wspólnej Matki niebieskiej, której
opieki doznaję ustawicznie, życzę,
aby dzięki temu rokowi maryjnemu wszyscy zakonnicy i zakonnice Karmelu oraz pobożni wierni,
którzy Ją czczą z synowskim oddaniem, wzrośli w miłości do Niej
i by umocnili w świecie obecność
tej Niewiasty milczenia i modlitwy, wzywanej jako Matka miłosierdzia, Matka nadziei i łaski.
Z tymi życzeniami z radością
udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa wszystkim zakonnikom, mniszkom, siostrom i
wiernym świeckim z Rodziny
karmelitańskiej, którzy tak wiele czynią, by szerzyło się wśród
Ludu Bożego prawdziwe nabożeństwo do Maryi, Gwiazdy Morza i Kwiatu Karmelu!
Jan Paweł II Papież
20-lecie szczepu harcerskiego
„Leśne Plemię”
W dniach 21-23 września 2007 roku odbył się zlot z okazji 20-lecia istnienia szczepu harcerskiego „Leśne Plemię” w Stalowej Woli.
Aktualnie szczep liczy pięć drużyn: 3 Rozwadowską Drużynę Harcerek
im. Św. Królowej Jadwigi, 17 Rozwadowską Drużynę Harcerek im. Grażyny Lipińskiej, 15 Rozwadowską Drużynę Harcerzy im. Jana III Sobieskiego, 1 Rozwadowską Gromadę Zuchową
„Radosne Wilczęta” oraz
11 Rozwadowską Gromadę Zuchową „Sprytne
Wilczęta”. Naszym duszpasterzem jest o. Rafał
Pysiak, a druhną szczepową pwd. Joanna Myszka.
Na zlot zostały zaproszone wszystkie drużyny
harcerskie z Podkarpacia, weterani oraz osoby
zaprzyjaźnione ze szczepem na przestrzeni lat. Komendantką została dh pwd. Joanna Myszka, a
oboźnym druh Kamil Bartoszek. Zakwaterowani byliśmy w ZSO nr 2.
Zlot rozpoczął się w piątek o godzinie 18. Przyjechały do nas dwie drużyny z Mielca oraz drużyna ze Stalowej Woli „Brzozowina”. Tego dnia
odbył się wieczór filmowy, na którym swoją obecnością zaszczycili nas
weterani. Mogliśmy zobaczyć wszystkie filmy z imprez harcerskich nakręcone w ciągu dwudziestu lat istnienia organizacji. Już kolejnego dnia
odbyła się gra dzienna po Stalowej Woli. Przez cały dzień z łatwością
można było spotkać grupkę ludzi w mundurach (patrol) chodzących po
mieście. Zadania były przeróżne. Trzeba było wykazać się znajomością
wszystkich szczepowych, rozłożyć namiot, ułożyć stos. Były także podchody i samarytanka, a nawet mogliśmy postrzelać na strzelnicy. Najlepszym patrolem w tej grze okazał się patrol weteranów pod dowództwem
byłego już druha Michała Janusza. Wieczorem, około godziny 20:00
odbył się kominek w szkole na sali gimnastycznej. Na spotkaniu pojawiło się bardzo dużo gości, weteranów oraz byli szczepowi. Można było
posłuchać ciekawych wspomnień harcerskich sprzed kilkunastu lat, zabrzmiała też pieśń harcerska. Był nawet tort z okazji 20 urodzin szczepu.
Tej nocy odbyła się gra w parku charzewickim, niestety nie każdy mógł
wziąć w niej udział, ze względu na bezpieczeństwo. Zostaliśmy podzieleni na patrole, naszym zadaniem było odnalezienie kodu składającego się z
czternastu części. Musieliśmy się chować, aby nie pojmano nas do więzienia. Mieliśmy na szczęście jedną przepustkę, za którą mogliśmy wykupić
naszych więźniów. W grze nocnej najlepszym patrolem okazał się patrol
17 Rozwadowskiej Drużyny Harcerek im. Grażyny Lipińskiej, jednak
w skład patrolu nie wchodziły jedynie harcerki, ale również weteranka
17 i mama jednej kuchenki. Pozostałe patrole pozostały daleko w tyle.
Na Szlaku
27
Następnego dnia, w niedzielę, odbyła się msza harcerska o godzinie 12:00 w klasztorze, na której kazanie wygłosił nasz duszpasterz o. Rafał Pysiak. Po
mszy każdy mógł wejść do harcówek i oglądnąć
wystawę przygotowaną przez harcerzy, było mnóstwo zdjęć, kronik i pamiątek. Czekał nas także
poczęstunek w przystani i wspólne oglądnięcie prezentacji. Było naprawdę bardzo miło i przyjemnie.
Dziękujemy wszystkim gościom i weteranom za
przybycie oraz wszystkim, którzy choćby w najmniejszy sposób przyczynili się do tego, że nasz
szczep harcerski „Leśne Plemię” istnieje do teraz.
Pragniemy podziękować także każdemu, kto pomógł nam w przygotowaniach do zlotu oraz sponsorom, bez których cała impreza by się nie odbyła.
TROCHĘ HISTORII…
28 marca 1987roku o.
Józef Marecki – prezbiter Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów po
około półrocznym okresie pracy duszpasterskiej
(nauka religii) wśród
uczniów ostatnich klas
szkół podstawowych zawiązał pierwszą drużynę
naszego szczepu – wówczas jeszcze koedukacyjną 7 Rozwadowską
Drużynę Harcerską. Był
to owoc jego pracy z młodzieżą, której część stanowili harcerze z ZHP przy Szkole Podstawowej nr
9. Związki tych osób z klasztorem nie były dobrze
widziane i to przyśpieszyło ich decyzję o rezygnacji
ze swojej macierzystej organizacji, która w tamtych
czasach miała charakter jeszcze programowy i masowy podejściem. Większość stawiających pierwsze
kroki w drużynie stanowili chłopcy i dziewczęta nie
zrzeszeni w żadnej organizacji, dla których pojawiła
się alternatywa do nudnego podwórka, a na horyzoncie pokazał się autorytet w osobie o. Józefa. Nie
udały się próby sformalizowania jej działalności w
stalowowolskim ZHP. Przez związki o. Józefa ze
środowiskiem harcerskim (wówczas jeszcze ZHP)
realizowane były wyższe stopnie, sprawności, jak
również szkolenia kadry. Środowisko jako takie pozostało niezależne, co odczuli niektórzy harcerze na
własnej skórze – wizyty w domach panów o nieokreślonym zawodzie z zapytaniem: „Czy pani wie, w co
28 Numer 8/2007
wdepnął syn?”. Jednocześnie potrzeba zrzeszania
się w takim ruchu była ogromna. Już kilka miesięcy później, we wrześniu 1987, o. Józef Marecki
powołał do istnienia szczep harcerski „Leśne Plemię”, na który składało się 5 drużyn nie koedukacyjnych. Do swojego odejścia w 1988r. był on
szczepowym i kapelanem w jednej osobie. Po odjeździe o. J. Mareckiego szczepowym został phm
Piotr Kos HR. W 1990 roku szczep harcerski „LP”
otrzymał poświęcony przez Biskupa E. Frankowskiego sztandar. Za zaprzyjaźnionymi drużynami
krakowskimi, które podjęły decyzję o wstąpieniu
do ZHP r. zał. 1918 poszła rada szczepu ze swoim
szczepowym. Kolejną tzw. Białą Służbę podczas
przyjazdu Papieża Jana Pawła II w Rzeszowie
pełniliśmy już jako zrzeszeni w legalnej organizacji harcerskiej. W 1993
r. zaszła zmiana na funkcji
szczepowego – w związku z podjęciem się funkcji
hufcowego męskiego hufca
„Ostoja” przez phm. Piotra
Kosa, szczepową została phm. Maria Dekret HR.
W 1992 roku ZHR i ZHP
r. zał. 1918 połączyły się
w jedną organizację ZHR.
Tym samym połączyliśmy
się z zaprzyjaźnionym, ale
odrębnym organizacyjnie
środowiskiem działającym
przy Kościele Matki Bożej
Królowej Polski. Jesteśmy bardzo blisko złączeni z braćmi kapucynami m.in. przez lokalizację
harcówek oraz osoby kapelanów. Od założyciela począwszy do dzisiaj było ich już czternastu.
Z większością utrzymujemy bardzo ścisłe kontakty. Zaprzyjaźnieni jesteśmy z wieloma braćmi, którzy jeździli z nami na kolejne obozy i
zimowiska. Do dnia dzisiejszego funkcjonują
trzy drużyny harcerskie: 3RDH im. Św. Królowej Jadwigi, 15RDH im. Jana III Sobieskiego i
17RDH im. Grażyny Lipińskiej oraz dwie gromady zuchowe: 1RGZ „Radosne Wilczęta” oraz
11RGZ „Sprytne Wilczęta”. Aktualnie od czerwca 2001 roku szczepową jest pwd Joanna Myszka, a naszym duszpasterzem o. Rafał Pysiak.
Z harcerskim „czuwaj” dh Anna Zakrzewska
Czy to prawda, że człowiek zostanie
zbawiony tylko w Kościele Katolickim?
Kiedyś
przed laty,
wędrując z postulantami
przez
Mazury
spotkaliśmy
grupę
Świadków Jehowy i
zostaliśmy zaproszeni
na wieczorne ognisko.
Po burzliwej dyskusji
na
zakończenie
tego
spotkania,
zaproponowałem, byśmy
się wspólnie pomodlili
modlitwą Jezusa „Ojcze
Nasz” – znamy i cenimy
ją my i Oni. Ku mojemu zaskoczeniu, odmówili.
Wyszedłem z następną propozycją – stojąc obok siebie,
pomódlmy się przynajmniej w ciszy, w duchu, tak jak
każdy z nas modlitwę rozumie – i ku mojemu jeszcze
większemu zdumieniu, znowu odmówili.
Z czasem dowiedziałem się, dlaczego tak
postąpili. Otóż doktryna Świadków Jehowy /typowo
sekciarska, zamknięta, ksenofobiczna/ mówi, że zbawią
się tylko oni, a cała
reszta ludzkości pójdzie
do piekła. Umieszczają
nas,
katolików
w
„Wielkiej Nierządnicy”,
„Babilonie”
/pojęcia
biblijne, choć swoiście
przez Nich rozumiane!/,
czyli
królestwie
Szatana
wrogim
Bogu. Znajdujemy się
tam w towarzystwie
wszystkich
innych
religii
/buddyści
animiści, hinduiści itd.
/ a także niewierzących
i po śmierci zostaniemy
wszyscy
potępieni.
Zbawią się tylko Oni i
nie chcą z potępieńcami
mieć
cokolwiek
wspólnego!
C z y m
różnilibyśmy się od nich
my, członkowie Kościoła Katolickiego, gdyby
na tytułowe pytanie /dotarło ono do redakcji z
„podziemi klasztornego”/ odpowiedź brzmiała:
Tak? Otóż jasne, że niczym!
Ale z drugiej strony często spotykamy w
pismach Ojców Kościoła, słyszymy w kazaniach
czy oficjalnych wypowiedziach Kościoła zdanie:
Poza Kościołem nie ma zbawienia. Jak to
pogodzić?
Otóż Kościół nigdy nie wycofa się z tego
zdania, ponieważ zdradziłby Jezusa Chrystusa.
Ale pozytywnie sformułowane to twierdzenie
brzmi: Całe zbawienie pochodzi od Chrystusa i
przez Kościół, Jego mistyczne ciało dociera, jest
ofiarowane wszystkim ludziom. Krótko mówiąc
Jezus posługuje się Kościołem jako narzędziem
dla zbawienia świata. I nie ma innego „kanału
łaski”, jak właśnie wspólnota ludzi wierzących
– i nie dlatego, że my jesteśmy genialni, czy
też usiłujemy zawłaszczyć wszelkie dobra
duchowe, ale dlatego, że tak zechciał Bóg
Stwórca i Odkupiciel. Mówimy, że Kościół jest
Na Szlaku
29
„sakramentem” zbawienia dla całej ludzkości. W ten
sposób nie zawłaszczamy sobie zbawienia, nie jest
wszak ono naszą własnością, jest wolnym darem Boga,
ale też możemy się cieszyć jako wybrańcy Boży - święci
i umiłowani /por. Kol 3;12/. Przecież Jezus wyraźnie
woła do nas jesteście światłością świata, jesteście solą
ziemi /por. Mt. 5, 13-16/. My, wierzący członkowie
mistycznego ciała Jezusa Chrystusa jesteśmy słabi i
grzeszni, to Jezus jest święty i nieskalany i udziela
nam ze swej doskonałości łaska po łasce – a przez
nas też chce udzielać każdemu człowiekowi na ziemi.
Stąd wielka radość dla nas, bracia i siostry, ale i wielka
odpowiedzialność. Konkludując – nikt nie zbawi się
bez pośrednictwa Kościoła, ale to nie znaczy, że
tylko członkowie Kościoła będą zbawieni!
Bóg poprzez ciebie i mnie, używając nas
jako narzędzi, pragnie zbawić wszystkich – animistę,
buddystę, szintoistę, Świadka Jehowy a nawet ateistę.
Dlatego Kościół ciągle podejmuje misję głoszenia
wszystkim ludziom Dobrej Nowiny o Bogu, który
nas stwarza, nami się opiekuje i pragnie doprowadzić
do zbawienia – i to bez względu na kolor skóry,
płeć, status materialny, a nawet wyznawaną religię.
Oczywiście, pełnia prawdy, z woli i objawienia Boga,
jest w Kościele, ale nie zamykamy jej, nie strzeżemy
zazdrośnie, ani tym bardziej jej nie próbujemy
zawłaszczyć i ukryć, by stanowiła motyw do
wywyższania się nad innymi. Jezus mówi wyraźnie
- darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! /Mt. 10,8/.
Poczucie darmo otrzymanego, w niczym nie
wysłużonego daru musi rodzić pokorę.
Konsekwentnie więc Konstytucja Soboru
Watykańskiego II „Lumen gentium” mówi,
że do katolickiej jedności Ludu Bożego… są
powołani wszyscy ludzie… należą do niej lub są
przyporządkowani zarówno wierni katolicy, jak i inni
wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle
ludzie z łaski Bożej powołani do zbawienia. /pkt.
26/. Zatem do Kościoła w sposób formalny, jawny i
oczywisty należę ja i ty bracie i siostro, ale w jakiś
tajemniczy, duchowy sposób należą wszyscy ludzie,
którzy szczerym i otwartym sercem szukają Boga.
I my pragniemy, by odnaleźli Jezusa jako źródło
prawdy i nadzieję przyszłego, wiecznego życia. Jeśli
zaś nie, to nie zamykamy im drogi do niebieskiej
ojczyzny, ale pragniemy, byśmy wszyscy skorzystali
z Jezusowego Miłosierdzia. Bóg, cytując Katechizm
Kościoła Katolickiego, znanymi sobie drogami
prowadzi ludzi nie znających Ewangelii z przyczyn
przez siebie niezawinionych do wiary. Wymaga
jedynie od nich, by żyli według swojego sumienia, by
30 Numer 8/2007
wypełniali życie prawdą na tyle, na ile ją zdołali
poznać.
Tylko o jednym przypadku z wielkim
bólem mówimy, że stanowi śmiertelne
niebezpieczeństwo utraty zbawienia – gdyby
ktoś, poznawszy, że w Kościele Bóg umieścił
pełnię prawdy, nie zechciał przyjąć sakramentu
Chrztu św. Gdyby ktoś poznał Ewangelię i ją
świadomie odrzucił, ryzykuje rozminięcie się na
wieki z Panem, który jest źródłem Życia i Prawdy.
Oczywiście, nie nam sądzić, czy taki przypadek
u konkretnej osoby ma miejsce, czy też nie.
Nam pozostaje zawsze mocne pytanie, czy przez
swoją, chrześcijańską postawę pokazuję innym
Boga, czy też nie.
Czy dla moich braci i sióstr jestem
świadkiem, narzędziem Bożej miłości, czy też
oddalam ich od prawdy? Czy patrząc na moje
świadectwo życia, które zawsze wyprzedza
słowa, inni przybliżają się do Boga, czy też nie?
Jaką definicję chrześcijanina może, patrząc na
ciebie, sformułować twój przyjaciel, może sąsiad,
może współpracownik – ateista, muzułmanin,
Świadek Jehowy? Czy twoje życie nie utwierdza
go w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, że wiara
to czysta, formalność, że chrześcijanin niczym
się nie różni od przeciętnego znajomego, że
Chrystus nie przemienia niczyjego życia?
o. Jacek Kania OFM Cap.
KALENDARIUM
Wrzesień
1748 – W miesiącu wrześniu Najjaśniejszy Książę Fundator z całym swoim orszakiem odwiedził
naszą budowę, a następnie udał się
do swojej willi w Rzeczycy, gdzie
zbudowano nową kaplicę pw. św.
Michała Archanioła, którą poświęcił najjaśniejszy przewielebny pan
Kokoszyński, dziekan rudnicki.
1764 – 7 września Stanisław
August Poniatowski
wybrany królem Polski.
1770 – 27
września pojawiły się na
niebie
różne
znaki,
a dochodziły słuchy o rozszerzającej się zarazie, która coraz
bardziej się rozprzestrzeniała.
1785 – cmentarze zostały założone na polach, poza kościołami. U nas w pobliżu lasu,
w tym roku od września zaczęto grzebać na cmentarzu.
1808 – Dnia 22 zmarła w pałacu
na Charzewicach najjaśniejsza
Pani z domu Moszkowska, primo voto Dobrzańska, jej mąż był
majorem przy wojsku, secundo
voto Gostyńska, której mąż był
zarządcą. Z pierwszego małżeństwa pozostawiła czworo potomstwa, cztery córki, z których
starsza wyszła za mąż za księcia
Franciszka Lubomirskiego. Pochowana w krypcie 26 września.
1809 – 27 września, o godzinie 10
w nocy zmarł w naszym klasztorze
p. Józef Nowosielecki, który jako
znajdujący się w biedzie przez 13
lat przebywał wśród nas. Zmarły
pełnił niekiedy za brata laika obowiązki furtiana, a przez całe lata
zajmował się pszczołami. Jako
starzec 90-cioletni, zaopatrzony
świętymi sakramentami odszedł
do Pana i 30 dnia tego miesiąca
został pogrzebany na cmentarzu.
0n to miał w naszym zakonie syna
Daniela, sławnego kaznodzieję,
członka Prowincji ruskiej. Tenże
z powodu rozgłaszanych wieści
o Napoleonie został ujęty przez
władze cywilne i zamknięty u
bonifratrów, gdzie był strzeżony.
Tam też zmarł i został pogrzebany na publicznym cmentarzu
1831 – 16 września wpędzyli Rosyanie, wprowadzili dowództwo
ze Wsi tak zwaney Pserowy na naszą stronę Korpus Polsky którym
dowodził Ramarino składaiący się
z 20,000 i 42 armat oprócz oficierów którym tylko zostawili broń
i konie wszystkie zaś amunicye,
Armaty broń i konie Polskie oddane zostały Rosyanom. Wszystko to września przechodziło przez
Rozwadów i stało obozem pod
naszym klasztorem przez kilka
dni w lasku tak zwanym Mlidiniu.
1836 – We wrześniu zakończono
odnawianie kaplicy św. Feliksa,
w której umieszczono wizerunek
Zbawiciela Ukrzyżowanego, a
dnia 14 września w uroczystość
Podwyższenia Krzyża św. poświęcono i odprawiono pierwsze
nabożeństwo. [Na marginesie:
Koszta 12 fl. zapłacił o. Gwardian, resztę pokrył p. Smoleński.]
1914 – 4 września, O. Hieronim,
wikary klasztoru przeniósł Najświętszy sakrament z Kościoła
parafialnego do kościoła klasztornego, gdyż parafialny przeznaczono na szpital wojskowy.
12 września, ks. Michał Dukiet – proboszcz i dziekan
opuścił parafię uchodząc przed
grozą wojny do Wiednia.
14 września, o. Hieronim, Sylwester i Piotr – tercjarz Łyczko
opuścili klasztor jadąc do Stanów,
biorąc ze sobą kielichy. Pozostali
o. gwardian Honorat chory ciężko, o. Alojzy, br. Adrian. Dominik, o Kryspin. Całą noc trwała
strzelanina, armaty, karabiny maszynowe grały bez przystanku.
15 września, bombardowanie
Rozwadowa, o godzinie 8 ogień,
wieczór ogień obejmuje prawie
całe miasto, wojska wszystkie
przeszły San i są w Rozwadowie.
1939 – 2 września; W prowizorycznym schronie w rozmównicy klasztornej ruch (…) W
Rozwadowie pierwszy alarm.
Po południu znowu alarm i wnet
strzały na południe od klasztoru,
gdzie pokazały się dwa samoloty.
4 września – Ojcowie Ireneusz,
a zwłaszcza Henryk stale na ulicy kierują obroną przeciwlotniczą i usuwają przechodniów
do schronu urządzonego pod
mieszkaniem ks. Proboszcza.
Oprac. Grażyna Lewandowska
Na Szlaku
31
Kronika wydarzeń
2 września – uroczyste rozpoczęcie roku
szkolnego dla dzieci i
młodzieży naszej parafii. Podczas Mszy
świętej o godzinie 8
rano poświęcenie tornistrów i przyborów
szkolnych
tegorocznych „pierwszaków”.
Na tę Eucharystię wraz
z dziećmi przybyli rodzice i dziadkowie.
Po wakacyjne j przerwie
wznowiła działalność
kawiarenka „Przystań”.
16 września – o godzinie
12.00 celebrowano jubileuszową Mszę świętą z
okazji 25 lat kapłaństwa
o. Tadeusza Starca..
Po południu spotkali się
członkowie Grupy Modlitwy O. Pio, którzy świętowali imieniny swojego
opiekuna o. Gustawa.
Podczas Eucharystii o
17.30 dokonano poświęcenia sprzętu rehabilitacyjnego
dla
chorych
przebywających w Zakładzie
Pielęgnacyjno-Opiekuńczym który zakupiono za pieniądze
uzyskane z VII Pikniku Charytatywnego.
20 września – 30
rocznica śmierci Sługi Bożego o. Serafina Kaszuby. Poranną Mszę świętą
32 Numer 8/2007
odprawiono w intencji
rychłej jego beatyfikacji.
21 września –
początek Triduum przed wspomnieniem św. Ojca Pio.
23 września – obchodziliśmy w parafii XX - lecie istnienia przy klasztorze Szczepu Harcerskiego
„Leśne Plemię”. Uroczysta, dziękczynna Msza św.
odbyła się o godz. 12.00.
Tego dnia przypadło też liturgiczne wspomnienie św.
Pio z Pietrelciny. Z tej okazji
o. Mirosław Dudzis, gwardian z Krosna, głosił kazania, a Grupa Modlitwy
Ojca Pio po każdej Mszy
świętej zbierała ofiary do
puszek na misje Kościoła
w Afryce. Zebrano 1410
złotych, które przekazano
do sekretariatu misyjnego
kapucynów w Krakowie.
27 września – duszpasterze i katecheci oraz odpowiedzialni wspólnot i grup
duszpasterskich
naszej
parafii spotkali się z proboszczem, o. Romanem,
aby porozmawiać i wstępnie zaplanować czekające parafię w najbliższej
przyszłości wydarzenia.
przyg. G.Lewandowska
W księgach parafialnych zapisano od 01.07 do 30.09.2007
OCHRZCZENI ZOSTALI
Bruliński Karol
Chruściel Paulina
Dymowski Franciszek
Gołąbek Daniel
Jankowska Anna
Jones Dominik Gareth
Kaczmarczyk Julia
Kieliszewska Anna
Kowal Julia
Litewka Mateusz
Łyko Olaf
Przybysz Radosław
Rak Wiktor
Wildanger Alicja
Zach Matylda
Zięba Nicole
DO PANA ODESZLI
Dąbal Władysław
Haliniak Stanisława
Rozenbajgier Zuzanna
Kusińska Franciszka
Przytuła Celina
Koc Jakub
Kiszka Stanisław
Jaskowska Marta
Puta Andrzej
Zięba Danuta
Gorczyca Franciszek
Kowal Franciszka
Tereszkowska Czesława
Szarek Lidia
Krzeszowiec Witold
Gniza Stanisława
Weinberger Jerzy
W ZWIĄZEK MAŁŻEŃSKI WSTĄPILI
Sztachelski Jarosław
Zaborska Anna
Siek Mariusz
Dyś Marta
Partyka Krzysztof
Żmurek Monika
Majewski Piotr
Kozioł Justyna
Sieczka Paweł
Kurlej Jolanta
Partyka Mariusz
Kutyła Anna
Kochańczyk Tomasz
Geraszek Ewa
Wojtyła Grzegorz
Kotlik Agnieszka
Szewczyk Andrzej
Łuszcz Agata
Dul Damian
Idec Aneta
Świdecki Andrzej
Łuszcz Patrycja
Zdonek Adam
Rzucidło Katarzyna
Rozwadowski Piotr
Pyjor Agnieszka
Miłoś Łukasz
Kowal Ewa
Jaskowski Zbigniew
Pasieka Edyta
Zębala Przemysław
Nowak Ewelina
Drzewi Jacek
Wrona Monika
Barański Wojciech
Tuszewska Barbara
Paprocki Jarosław
Rozenbangier Beata
Kaczmarczyk Krzysztof
Świst Iwona
Dąbal Sławomir
Tarka Katarzyna
Boyce Aidan
Kukuła Magdalena
Stelmach Mariusz
Krasowska Joanna
Olejnik Tomasz
Węglińska Olga
Czajka Wojciech
Plewa Anna
Gołąbek Damian
Rybak Sylwia
Konopka Mariusz
Żak Iwona
Chmura Piotr
Sulima Katarzyna
Żelazko Paweł
Bis Sylwia
Kwolek Tomasz
Iwanicka Elżbieta
Na Szlaku
33
Varosmisszio
Ewangelizacja
W dniach od 20-22 września byliśmy świadkami i uczestnikami Miejskich Misji Ewangelizacyjnych w Budapeszcie. Budapeszt 2007 to kolejny
po Paryżu, Lizbonie i Brukseli przystanek ewangelizacyjny Europy. Misje w Budapeszcie trwały
w dniach 16-22 września, a my przybyliśmy tam
20 września w godzinach popołudniowych jako
przedstawiciele diecezji wraz z grupą młodzieży z
katolickiego liceum w Sandomierzu. Przybyliśmy
do parafii św. Emeryka, gdzie była nasza baza wypadowa, przywitani życzliwie przez gospodarzy napisem: ISTEN HOZOTT (Bóg Was przyprowadził).
Naszym tłumaczem i przewodnikiem w czasie tego
pobytu była Węgierka Judith znająca dobrze język
polski (mieszkała w Polsce 10 lat z rodziną – mąż
Polak). Jak przebiegały więc misje w 2-milionowym
Budapeszcie (20% ludności Węgier)? Wielopłaszczyznowo... W parafiach, na plebaniach, w kościołach, w szkołach, kinach, teatrach, placach miejskich, w metrze. Dosłownie wszędzie, wszędzie w
tych dniach dawali swoje świadectwa ludzie kościoła. Na przykład spiker w telewizji mówił o swoim
odkryciu Boga w środowisku, w którym pracował.
Kino i teatr prezentowały repertuar związany z religią. Zespoły muzyczne prezentujące różny typ muzyki występowały na placach miejskich, w metrze,
grając i śpiewając o Bogu (jak np. nasza Arka Noego
czy Siostry Jeremiasza). Dla nas osobiście dużym
przeżyciem było to, że w parafii-bazie, a właściwie
w Kościele św. Emeryka był relikwiarz św. Teresy
z Lissieux przywieziony specjalnie przez biskupa
francuskiego. A więc ten szczególny znak obecności relikwii patronki misji, której pomocy i pośrednictwa wzywaliśmy, powierzając jej ewangelizację
Budapesztu. W parafii, która nas gościła, istnieją np.
takie wspólnoty jak Oaza Rodzin, Legion Maryi,
Wspólnota Młodych, katechumenat chrzcielny, KIK
(Klub Inteligencji Katolickiej), którego członkowie
2 razy w tygodniu poszczą w intencji elit politycznych Węgier. Punktem kulminacyjnym misji była
Msza św. na górze Gellesta ok. 21 września (piątek)
o 19.30. Z pięciu dużych parafii Budapesztu gwieździście zmierzały na tę górę pielgrzymi z zapalony-
34 Numer 8/2007
Budapesztu!
mi lampionami. Szliśmy w uroczystym pochodzie
za relikwiami św. Teresy niesionymi na ramionach
10-u młodych chłopców. Eucharystię celebrował
Prymas Węgier w obecności przedstawiciela stolicy apostolskiej kard. Ruiniego, biskupów Francji, Austrii, Belgii, kapłanów, m.in. ks. Krzysztofa Owaka z Katedry w Sandomierzu, który naszą
grupę prowadził. Wszystkie wspólnoty, jakie są
w Kościele, miały swój czas ewangelizacji. Neokatechumenat, którego jesteśmy członkami, miał
też swój czas, przepowiadając Jezusa Chrystusa w czasie spotkań i liturgii przez 5 dni. Jeśli w
dniach 16-22 września był jakiś niewierzący w
Budapeszcie, na pewno usłyszał o Bogu, o tym, że
On istnieje, że kocha każdego takiego, jakim jest,
że pragnie dobra i szczęścia człowieka, że chce
każdego człowieka, który Go zawoła, obdarować
za darmo swoimi łaskami, swoim miłosierdziem.
Na rok 2010 planowane są Miejskie Misje w Polsce, w Warszawie. Misje odbywają się w wielkich
aglomeracjach miejskich z dużymi peryferjami,
gdzie łatwo się zagubić, być anonimowym i samotnym, skoncentrowanym tylko na sobie singlem.
W Kościele nie ma peryferii, bo dla Jezusa Chrystusa każdy jest jednakowo ważny, czy jest hierarchą, jednym z wielu wiernych, czy zagubioną owieczką, bo Misje chcą zawsze głosić
jedno „Nie lękajcie się”. Ja jestem i Was Kocham. Tego doświadczyliśmy podczas pobytu i
dziękujemy Panu Bogu za ten niespodziewany
prezent, jakim dla nas był ten (nagły) wyjazd.
Maria
Na Szlaku
35
36 Numer 8/2007

Podobne dokumenty