Przemysł stalowy ochroni się sam

Transkrypt

Przemysł stalowy ochroni się sam
Rynek
Przemysł stalowy
ochroni się sam
Marek Łangalis, ekonomista, przedsiębiorca, analityk rynku metalowego (stal nierdzewna),
specjalista ds. sourcingu (branża metalowa i maszynowa), gospodarczy ekspert Instytutu
Co jakiś czas wracają pomysły, popierane przez Europejskie Stowarzyszenie Stali EUROFER, by kraje Unii Europejskiej odgrodziły się
od reszty stalowego świata cłami antydumpingowymi. Takie istnieją już na wielu rynkach okołostalowych (np. elementów złącznych,
gdzie na import z niektórych państw azjatyckich jest 27-proc. cło, czy też rur bezszwowych nierdzewnych). Nijak nie chroni to jednak
przemysłu, wręcz szkodzi mu. Obecnie Komisja Europejska znów pracuje nad koncepcją ceł dla importu stali spoza UE. Może zamiast
tego złagodziłaby stanowisko dotyczące pakietów klimatycznych, które zabijają branżę, nie dając takich samych warunków gospodarowania jak np. w Rosji, USA czy Chinach?
W
Metale & Nowe Technologie
ybitny prezydent amerykański Ronald Reagan powiedział
kiedyś z przekąsem o swojej
administracji: „Jeśli coś działa, opodatkuj to. Jeśli nadal działa, reguluj. Jeśli przestanie działać, dotuj”.
Komisja Europejska rynek stalowy wyregulowała już do granic możliwości
poprzez chory pakiet klimatyczny, który jest też pewnego rodzaju formą podatku karzącego przemysł energetyczny
wykorzystujący tradycyjne paliwa kopalne (jak np. węgiel). Widzi, że to powoli
przestaje już działać, więc przechodzi
do etapu dotowania poprzez ochronę
przed konkurencją.
18
Reguluj
Obecnie Parlament Europejski
zwrócił się do Komisji Europejskiej
o jak najszybsze (do połowy 2013 roku)
stworzenie planu wsparcia branży stalowej. Możliwości tego wsparcia jest wiele, poczynając od skierowania strumienia kredytów z Europejskiego Banku
Inwestycyjnego, poprzez przyglądanie się relokacji produkcji stali dokonywanej przez
graczy globalnych (do państw
o mniejszym rygorze środowiskowym), aż do najbardziej restrykcyjnych działań, czyli nałożenia
ceł antydumpingowych. Do końca 2012 roku obowiązywał specjalny nadzór importowanych wyrobów
stalowych, każdorazowo przed wwiezieniem pozaunijnej stali potrzebna
s t y c z e ń
-
l u t y
2013
była zgoda władz państwowych (w Polsce odpowiedzialne za to było Ministerstwo Gospodarki). Zgoda ta nie
była niczym warunkowana, poza
przedstawieniem dokumentów, które
i obecnie trzeba przedłożyć w Izbie
Celnej przed odprawą towaru.
Czyli de facto była to dodatkowa biurokracja,
która na importerów nakładała bezsensowny obowiązek, wydłużała procedury odprawy (o jakieś 2-4 dni robocze), a dodatkowo przy okazji grupka
biurokratów miała zajęcie (w skali Polski dosłownie kilkanaście osób). Nie
bardzo wiadomo, czemu ten nadzór
miał służyć, ale był i z dniem 31 grudnia 2012 r. szczęśliwie się zakończył,
ku wielkiej rozpaczy Parlamentu Europejskiego.
Parlament Europejski praktycznie
nie zwrócił uwagi, że to właśnie Komisja Europejska w głównej mierze przyczyniła się do problemów branży.
Nie umknęło to jednak EUROFER-owi. To, co dobija huty
w Europie, to nie brak dostępu do kredytu, nadzór ze strony urzędników
nad przywozem czy nawet brak ceł
antydumpingowych, ale jest to pakiet
klimatyczny. W założeniu program
przyświeca dobremu celowi – ma przeciwdziałać negatywnym zmianom klimatycznym, np. poprzez ograniczenie emisji gazów do atmosfery,
głównie CO2. Jego idea jednak
opiera się na utworzeniu tzw.
unijnego handlu emisjami – zakłady przemysłowe muszą kupować prawo do emisji na aukcjach,
a za prawo do emisji 1 tony trzeba
płacić ok. 45 euro (nieco ponad 180
zł). Zwolennicy twierdzą, że uderzy
to w firmy, które najbardziej „trują”
środowisko. Jeżeli jednak popatrzymy
na własne podwórko, to zdamy sobie
Rynek
tego przymusem wykupywania praw,
czy po prostu do zamknięcia fabryki.
To może pociągnąć ze sobą zwiększenie bezrobocia.
Zatem wprowadzenie pakietu klimatycznego może mieć niewspółmiernie
negatywne skutki gospodarcze do osiągniętych korzyści, biorąc pod uwagę
fakt, że Europa emituje jedynie 11%
całej światowej emisji gazów do atmosfery. I tu jest pies pogrzebany. Hutnictwo europejskie musi dźwigać na sobie
chorą politykę klimatyczną, która nie
ma nic wspólnego z ochroną klimatu
(pamiętajmy bowiem, że działalność
człowieka jest odpowiedzialna za około
5% całego CO2 wysłanego do atmosfery), a więcej z wyłudzaniem pieniędzy od przemysłu (kilka instytucji finansowych zaangażowanych w handel
emisjami). Unijni urzędnicy zachowują
się jak sabotażyści ogarnięci ideą zniszczenia resztek przemysłu europejskiego,
a gdy prawie im się to powiodło, udają niewiniątka i biorą się za naprawę,
najchętniej znowu kosztem albo konsumenta, albo podatnika (jeśli to będzie specjalny kredyt). Bo jeśli nastąpi jakieś naruszenie wolnego handlu,
to będziemy mieli do czynienia z ukrytym dotowaniem przemysłu stalowego.
A on wcale tego nie potrzebuje.
Wolny handel dla przemysłu
Wolny handel międzynarodowy jest
jednym z głównych filarów idei zjednoczenia Europy. Jednak europejski
komisarz ds. handlu może nałożyć
cła, kontyngenty, czyli ilościowe dopuszczenie jakiegoś produktu na rynek, a nawet zakazać przywozu. I robi
to w wielu przypadkach. Hitem, powalającym z nóg, jest troska, z jaką
izby celne w całej Europie walczą
z przemytem... czosnku. Osoby parające się tym procederem są zagrożone kilkuletnim więzieniem, zakuwane są w kajdany itp. A mówimy
jedynie o wprowadzeniu na europejski
rynek czosnku z miejsca, gdzie 5000
lat temu został on po raz pierwszy
wyhodowany (Chiny). Ostatnio przez
media przewinęła się cała masa reportaży o podrabianiu czosnku w Chinach. Tylko jak Chińczycy mogą podrabiać produkt, który sami wynaleźli?
Jeśli ktoś podrabia czosnek, to robią
to Polacy, bo nie oni go wyhodowali jako pierwsi.
Przemysł europejski potrzebuje wolnego handlu, również wyrobów stalowych. Obecnie, jeśli Europa ma jeszcze w ogóle liczyć się w gospodarce
światowej, to poprzez rozwój technologii wymagających dużego potencjału twórczego i intelektu ludzkiego.
Nie oszukujmy się, że produkcja stali
jest przyszłościową gałęzią gospodarki europejskiej. Ale przemysł wymaga i będzie wymagał stali. Jeśli istnieje możliwość tańszego importu spoza
Unii, to rynek i klienci – a nie grupka biurokratów – powinni ocenić, czy
ma to sens.
Z produkcją stali nie jest jednak
tak najgorzej (wyk. 1). Wprawdzie
reklama
Metale & Nowe Technologie
sprawę, że najbardziej ucierpią zakłady przemysłowe, w których energia
elektryczna jest pozyskiwana poprzez
opalanie węglem. A w Polsce aż 95%
energii elektrycznej jest wytwarzanej
właśnie w takich zakładach. Dodatkowo do 2020 roku Polska ma zredukować ilość wytwarzanych gazów
cieplarnianych o 20%. PGE szacuje
zwiększenie wydatków na emisję CO2
o 1 mld zł w porównaniu do pierwotnych szacunków, Tauron – 0,7 mld
zamiast 0,2 mld, a Enea o 0,2 mld.
Wszystkie grupy energetyczne zakładają już w pierwszym roku (czyli w ciągu
2013 r.) wzrost cen o około 30%. Droższy prąd, droższe ogrzewanie – to odczujemy od razu jako konsumenci.
Ale nieuchronne jest również podniesienie cen przez zakłady przemysłowe.
Nietrudno przewidzieć, że dodatkowe
koszty ponoszone przez producentów, czy to w postaci konieczności
wykupienia praw do emisji, czy droższego rachunku za energię, odbiją się
na konsumentach. To oni w mniejszej lub większej części będą musieli
je pokryć. A jeśli zabraknie im do tego
środków, to po prostu ograniczą zakupy. Prawdopodobne, że podwyżki nie ominą żadnej sfery produktów
i usług. Co więcej, wzrost kosztów osłabi konkurencyjność przedsiębiorstw,
zarówno na rynku krajowym, jak i międzynarodowym. Firmy mogą być zmuszone do cięcia kosztów, czy to przez
redukcję etatów, czy przez przeniesienie zakładu do innego kraju, nieobję-
s t y c z e ń
-l
u t y
2013
19
Metale & Nowe Technologie
Rynek
20
w 2004 roku w krajach Unii Europejskiej produkowano ponad 200 milionów ton stali, a w 2012 r. będzie
to ponad 150 milionów (dane w tabeli dotyczą tylko jedenastu miesięcy
zeszłego roku), ale jest to ciągle więcej niż np. w 2009 r. (chociaż trzeba
przyznać, że był to rok mocno kryzysowy). Może czas się już pogodzić
z tym, że z wolna stali będzie coraz
mniej. I to niekoniecznie dlatego,
że pojawia się konkurencja wschodnioazjatycka czy ukraińsko-rosyjska,
ale głównie dlatego, że przemysł ciężki (a taki głównie używa stali) nie jest
obecnie pupilkiem władz Unii Europejskiej. Według niektórych nawiedzonych ekologów (a niestety tacy mają
też obecnie wpływ na kształt UE),
nawet lepiej byłoby, gdyby przemysł
w ogóle zniknął z Europy. Skoro zatem UE ogranicza możliwości produkcji w Europie, to nie należy się
dziwić, że klienci kupują coraz mniej
stali (co automatycznie przekłada się
na mniejszą produkcję).
Europejskiemu przemysłowi przede
wszystkim potrzebny jest wolny handel, czyli brak ceł. To on zapewnia
zdrową konkurencję. Jeśli wprowadzono by jakąś ochronę celną, to europejskie huty automatycznie podniosłyby
ceny swoim klientom aż do poziomu
równego importowi powiększonemu
o cła. To obniżyłoby konkurencyjność całego przemysłu wykorzystującego stal w swojej produkcji. Chyba lepiej, żeby Europa na rynku globalnym
konkurowała przetworzonymi produktami, niż we własnym gronie handlowała tylko stalą. Trzeba też od razu
dodać, że jeżeli chodzi o stale węglowe, to dużego zagrożenia importem wschodnioazjatyckim raczej nie
ma. Koszty transportu, które stanowią
aż 15% wartości towaru, powodują,
że jest on nieopłacalny. W większym
stopniu jest to konkurencja ze strony Ukrainy, Rosji i po części Indii.
W przypadku stali nierdzewnych sytuacja jest już inna. Chiny, które produkują więcej nierdzewki niż cała Europa
razem wzięta (wciąż te moce produkcyjne rozwijając), szukają dodatkowych
rynków zbytu. Europejscy niezależni
dystrybutorzy stają się dla nich ważnym klientem. Z powodu wysokiej
ceny stali nierdzewnej koszt transpor-
s t y c z e ń
-
l u t y
2013
Wyk. 1. Produkcja stali w krajach Unii Europejskiej (27) w tysiącach ton w latach 2004-2012.
Źródło: World Steel
tu wynosi już ok. 4-5%. Biorąc pod
uwagę wszystkie koszty, okazuje się,
że zakup stali nierdzewnej w Chinach
może być o te dodatkowe 2-3% tańszy niż w Europie (z uwzględnieniem
kosztu finansowego oraz ryzyka walutowego).
Perspektywy na rozwój
Patrząc na wykres, widać, że raczej nieprędko Europa wróci do produkcji 200
mln ton stali rocznie. Nie można jednak zrzucać winy za to na import. Należy raczej szukać takich rozwiązań,
które pozwolą europejskiemu przemysłowi rozwijać się, by zwiększać popyt
na stal. Pakiet klimatyczny jest działaniem całkowicie przeciwnym. Takie
kraje, jak: Chiny, USA, Rosja czy Brazylia, które na podobne rozwiązania
patrzą z uśmiechem na ustach i zacierają ręce, myśląc, jak Europejczycy sami sobie robią na szkodę, będą
przejmować prym w globalnej produkcji. Po drugie, ciągłe regulowanie
rynku setkami dyrektyw rocznie również nie spowoduje, że nagle produkcja ruszy. Nie ma udokumentowanego w historii żadnego państwa, które
odniosłoby sukces gospodarczy w wyniku rozrostu władzy biurokratycznej. Wręcz przeciwnie, m.in. Cesarstwo
Rzymskie załamało się pod wpływem
właśnie władzy urzędniczej, która nie
potrafiła nawet w odpowiedni sposób
zorganizować wojsko przed najazdem
Hunów. I obecnie wyobcowana całkowicie z realiów rynkowych grupa
urzędników w Brukseli kolejnymi setkami decyzji i szkodliwymi dotacjami,
niszczącymi ducha przedsiębiorczości,
podkopuje konkurencyjność europejskiego przemysłu. I po trzecie, szkodliwy system finansowy, który również
wyobcował się z rynku. Dziś Europejski Bank Centralny bardziej zastanawia
się, jak ratować instytucje finansowe
zagrożone permanentnym bankructwem, zamiast przygotowywać przejrzysty system, w którym dobre przedsiębiorstwa mogą liczyć na atrakcyjny
kredyt, a złe nie. System, w którym
banki, pożyczając pieniądze państwom,
nie musiały robić z tego tytułu żadnych odpisów (bo przecież państwo
nie może upaść), rozpuścił polityków
do tego stopnia, że zadłużały swoje
społeczeństwa do granic bankructwa
(Grecja, Włochy, Irlandia, Hiszpania,
Portugalia), co spowodowało, że dziś
przemysł ma problem z atrakcyjnym
kredytem.
Jeśli urzędnicy w Brukseli chcą
hutnictwu zrobić dobrze, to niech
najpierw uderzą się we własne piersi
i wycofają się z polityki szkodzącej
całemu przemysłowi. Dopiero gdy europejski przemysł będzie miał podobne zasady funkcjonowania jak w Stanach Zjednoczonych czy Chinach,
będzie można oceniać, czy w ogóle
potrzebne są jakiekolwiek inne działania. Bo obecnie to urzędnicy narobili szkód i widząc konsekwencje własnych działań (albo, co gorsza, żyją
wciąż w przeświadczeniu, że to nie
wina ich polityki), próbują poprzez
kolejne nie do końca przemyślane
pomysły naprawiać je.
q
* styczeń-listopad 2012