STÓ-wa 13
Transkrypt
STÓ-wa 13
Bal śmiało można uznać za bardzo udany - mogliśmy całym sercem oddać się swoim ulubionym zajęciom, bo choć był moment, że prawie wszyscy pląsali wesoło w karnawałowym korowodzie, to na dłuższą metę raczej nieliczni nie schodzili z parkietu. Za to przy stołach kwitło życie towarzyskie! I znów się potwierdziła znana nam z innych imprez obserwacja, że choć jesteśmy ze sobą po kilka godzin dziennie, brakuje nam okazji do spokojnej rozmowy. Po prostu mamy sobie dużo do powiedzenia i nawet kilka decybeli nam w tym nie przeszkodzi. Przeniesienie zabawy z zamkowych piwnic na górę sprawiło, że bawiliśmy się w przestronniejszej, ładniejszej sali (plus), ale za to byliśmy bardziej na widoku, zabrakło „atmosfery” (minus). Koniecznie zajrzyjcie go galerii na stronie 19. STÓ-wa 1 W num erze... 1. Gimnazjum - dzieciakom - Pajacyk - Zagraliśmy dla dzieci 2. Szkoda, że już za nami... - Halloween - Dzień Niepodległości - II Tydzień Bankowy - Święto STO - Mikołajki - uwaga! Wywiad z panem Przemkiem - Kto wierzy w Mikołaja - Wigilia - Dla łakomczuchów - Egzamin gimnazjalny - Dzień z wychowawcą 3. Przeczytaj, zobacz, oceń sam - Napisy dwa 4. Refleksje po „Trzynastce”... - Dorosła młodzież 5. Walentynki 6. Łatwe odpowiedzi na trudne pytania 7. Z życia wzięte - Na czacie i GG - Pokemony 8. Nasza twórczość - Prawdy świata - Twarzą w twarz ze śmiercią - Ortograficzne wariacje Przed kliknięciem... ...i po kliknięciu WWW.PAJACYK.PL „Stworzyliśmy stronę www.pajacyk.pl, aby zbierać pieniądze na dożywianie dzieci w szkołach i świetlicach. Jeśli wejdziesz na stronę główną i klikniesz w brzuszek Pajacyka, ofiarujesz dzieciom ciepły posiłek, nie ponosząc żadnych kosztów. Odwiedzaj często Pajacyka, a najlepiej ustaw tę stronę jako stronę startową, do czego zachęcają autorzy tego wspaniałego pomysłu. Pajacyk.pl jest czymś niewiarygodnie przydatnym, gdyż każde kliknięcie (a można to zrobić tylko raz dziennie) pomaga w dożywieniu ubogich dzieci, których ze względu na ubożenie polskiego społeczeństwa jest coraz więcej. Nie zapominajmy, że za nic nie ponosimy kosztów! Aby ustawić tę stronę jako startową w naszej przeglądarce, należy wykonać następujące czynności: 1. Po włączeniu przeglądarki na górnym pasku narzędzi znaleźć opcję „Narzędzia” - kliknąć. 2. Wtedy pojawi nam się lista możliwych wyborów i z tej właśnie listy wybieramy „Opcje”. 3. Pojawi się nowe okno (takie jak poniżej). 4. Najpierw na górze tego okienka trzeba wybrać, jakie opcje chce się zmienić - wybieramy „Główne”. 5. Ostatnim krokiem jest wpisanie w pole opisane „Strona startowa” adresu www.pajacyk.pl . Aby to zrobić, należy zaznaczyć kursorem cały tekst (rubryka na czerwono) i usunąć go, a następnie na jego miejsce wpisać: www.pajacyk.pl Marta STÓ-wa 2 Co to znaczy, że dziecko jest niedożywione? Głównymi symptomami niedożywienia u dzieci są m.in. zaburzenia rozwoju CUN, zaburzenia społeczne i emocjonalne, zmniejszenie masy ciała, obniżenie sprawności fizycznej. O zaklasyfikowaniu dziecka jako wymagającego dożywienia decyduje najczęściej jego zachowanie i wygląd zewnętrzny. Najczęstszymi oznakami niedożywienia są: dopytywanie się o jedzenie, bóle brzucha, obniżenie dyspozycji do nauki, apatia lub niemożność skupienia się na jednej czynności; ubogi, zaniedbany wygląd, brak podstawowych przyrządów szkolnych, wychudzenie. Niedożywienie dzieci negatywnie wpływa na ich rozwój psychofizyczny i prowadzi do obniżenia odporności, zwiększając ryzyko zachorowań oraz czas i koszty leczenia. Niedożywienie negatywnie wpływa na zdolności do uczenia się, ograniczając przez to szanse dzieci na przyszłość. Dzieci niedojadające i zaniedbane są odrzucane przez rówieśników, co powoduje znerwicowanie i trudności wychowawcze. (www.pajacyk.pl) STÓ-wa 3 Nad ciekawymi pomysłami trzeba się czasem trochę pomęczyć, a czasem wpadają do głowy same. Tak też było z pewnym projektem, który - nie wiadomo, kiedy - nabrał realnych kształtów, tak że stał się ogromnym przedsięwzięciem. Plan wyjściowy, który narodził się na kółku redakcyjnym, był taki: napiszemy do Stó-wy artykuł o domach dziecka. Potem, co chwilę dochodziły do tego inne propozycje – to może pojedziemy do domu dziecka, przygotujemy jakieś prezenty – ale skąd fundusze… Zorganizujemy zbiórkę… Nie… Może więc KONCERT? Poprosiłyśmy o wsparcie panią pedagog oraz naszego nieocenionego kolegę Janka – speca od imprez muzycznych J i od razu przystąpiliśmy do działania. Zaczęliśmy rozmyślać nad piosenkami, instrumentami i wykonawcami. Był tylko jeden problem… ZOSTAŁY NAM NIECAŁE TRZY TYGODNIE!!! Szybko jednak zaczęliśmy próby, co okazało się możliwe dzięki perkusji wypożyczonej z… kościoła. W czasie prób wielokrotnie dochodziło do utarczek słownych, a nawet ostrych kłótni, ale tak to bywa podczas wytężonej pracy, STÓ-wa 4 w którą są wszyscy emocjonalnie zaangażowani. I tak 20 grudnia w szkolnej sali widowiskowej odbył się nasz własny koncert charytatywny „Gramy dla dzieci”. Przed wejściem znajdowała się skrzynka na pieniądze, do której – szczerze mówiąc - nie spodziewaliśmy się zebrać zbyt dużo pieniędzy. Po koncercie mieliśmy naprawdę wiele powodów do zadowolenia – nie tylko zostaliśmy gorąco przyjęci przez publiczność, która całym sercem w nim uczestniczyła porwana przez muzykę - niedługo po rozpoczęciu imprezy wszyscy razem z nami śpiewali; ale udało nam się także zebrać sporo pieniędzy. Zlicytowaliśmy koszulkę z podpisami naszych kajakarzy za sto złotych, a w pudełku znaleźliśmy jeszcze 200! Dzień później pojechałyśmy na wielkie zakupy, a wieczorem, gdy prezenty dla dzieciaków zostały już zapakowane, zawiozłyśmy je do Domu Dziecka nr 1 przy ulicy Broniewskiego. Dzieci były zachwycone nowymi filmami, zabawkami i słodyczami. I tak skromny pomysł zakończył się wielkim sukcesem, a nam pozostała w sercu ogromna satysfakcja. Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomogli!!! Iga i Róża STÓ-wa 5 Szkoda, Ŝe juŜ za nami... Nazwa halloween jest skróconym All Hallows Eve - wigilia Wszystkich Świętych. Sama tradycja zaś wywodzi się z pogańskiego obrzędu Samhain, najważniejszego celtyckiego święta, którego nazwa oznacza koniec lata (sam e fuin). Związane ono było z zakończeniem żniw i roku wg kalendarza celtyckiego (31 października - 1 listopada). Wierzono, że w noc wigilii Samhain duchy osób, które zmarły w trakcie minionego roku, oraz tych, które się jeszcze nie narodziły, zstępowały na ziemię w poszukiwaniu żywych, by w nich zamieszkać na następny rok. Aby tego uniknąć, Celtowie gasili wszelkie ogniska, kaganki i pochodnie, żeby ich domy wyglądały na zimne i niegościnne, a poza domem wystawiali żywność dla duchów. Sami ubierali się w stare, podarte ubrania i chodzili po wsiach, udając brudnych włóczęgów. W dzisiejszych czasach halloween jest dniem, którego nie traktuje się jak święto, a raczej jak kolejną okazję do zabawy, niezwykle barwnie przebiegającej w krajach anglosaskich. Dzieci przebrane za mniej lub bardziej groźne stwory - chodzą od domu do domu i w zamian za powstrzymanie się od psikusów otrzymują różne łakocie. Uczniowie naszej szkoły także postanowili wziąć udział w halloween – czy zabawa była udana? Martyna: Choć na chwilę chcieliśmy poczuć się dziećmi - Kinga, Jasiek, Marcin i ja poprzebieraliśmy się, wymalowaliśmy i ruszyliśmy straszyć w terenie. Bawiliśmy się świetnie, mamy fantastyczne wspomnienia, a jakie przeżyliśmy przygody… To było cudowne hallo- STÓ-wa 6 ween, takie z prawdziwego zdarzenia, z dynią stojącą przed domem! Mam nadzieję, że powtórzymy to jeszcze nie raz! Borys: Razem z Konradem byliśmy na halloween u kolegi. Najpierw, aby stworzyć mroczną atmosferę, obejrzeliśmy horror. Następnie w maskach przeciwgazowych poszliśmy na łowyJ Zdarzyło się mnóstwo przygód, które dostarczyły nam wielu emocji, ale też i śmiechu. Efekt końcowy był taki, że zebraliśmy trzy reklamówki słodyczy, z którymi poszliśmy oglądać kolejny film. Pod koniec dałem kolegom koncert na gitarze, który zakończył ten wspaniały wieczór. Asia: Razem z Natalią spędziłam halloween u Diany. Cały wieczór oglądałyśmy filmy na stronach internetowych, z przerwą na „You can dance po prostu tańcz”. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie! Panie od języka angielskiego - co widać było na każdej przerwie - nie dały się zdystansować. Poprzez kreatywne przebrania i zabawy pokazywały młodszym, na czym polega halloween, jak można je w przyjemny i pozytywny sposób obchodzić. Widać było również zaangażowanie dzieci z podstawówki, które stworzyły przepiękne prace, zdobiące szkolne korytarze J In the nineteenth century, Irish and British (particularly Scottish) people who emigrated to North America took their Halloween tradition with them, and in the twentieth century it spread all over the US and Canada. Nowadays in US, for example, people spend more time on decorations and parties during Halloween that during any other annual festival apart from Christmas. Some people think the origin of trick or treating is a Scottish tradition called ‘guising’, in which children do something like tell a joke or sing a song in return for their treat. In many places, however, the children offer nothing in return: they just say they will play a “trick” of some kind if they don’t receive a treat. Trick-ortreating is mostly very good-humored, and almost all adults are happy to give out sweets. Normally, therefore, trick or treaters receive a lot of sweets during the evening, meaning Halloween’s possibly the worst event in the year for children’s teeth. Marta Dzień Niepodległości - wszyscy, niezwykle zdyscyplinowani, stawiliśmy się w szkole ubrani na „galowo”, a na jednej z lekcji mieliśmy okazję uczestniczyć w dzień programie artystycznym specjalnie przygotowanym na ten dzień przez panią Różę, nauczycielkę języka polskiego w podstawówce, i jej uczniów, oraz „naszą” panią Kasię, wychowawczynię pierwszej klasy gimnazjum i nauczycielkę historii oraz wos-u, przy współpracy pani od muzyki. Poruszająca droga do niepodległości została pokazana w odniesieniu do czasów współczesnych, co wręcz narzucało pytania o istotę niepodległości w czasach, w których nie trzeba o nią zabiegać, o wartość wolnej ojczyzny dla młodego pokolenia… Historia splatała się z pieśniami patriotycznymi, słowo z muzyką, przeszłość z dniem obecnym. Muszę zwrócić uwagę na fakt, że my, gimnazjaliści, jak wiadomo dość sceptycznie podchodzimy do tego typu uroczystości, tym razem jednak byliśmy poruszeni, bardzo podobał nam się pomysł na program oraz jego wykonanie, łącznie ze skromną, ale bardzo przemyślaną dekoracją. Jestem pełna podziwu dla dziewczynki, która zagrała piękną pieśń na flecie, jednak wszyscy aktorzy zasługują na uznanie - z własnego doświadczenia wiem, jak wiele pracy wymaga przygotowanie takiego programu. Muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy chwalę uroczystość szkolną tego typu, ale mam nadzieję, że nie po raz ostatni. Raz jeszcze serdeczne gratulacje! Martyna STÓ-wa 7 To są emocje!!! A jaka satysfakcja, gdy się wygrywa!!! A zaczęło się spokojnie, wyjątkowo rzeczowo i poważnie. Po korytarzu znowu zaczął chodzić lew, pojawiła się nutka rywalizacji, bardzo pozytywnej, z uśmiechem na ustach przystąpiliśmy do gry - a gra była fair-play. Korytarz zamieniał się w oddziały banków, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyrastały dwa światy. Ognisty pomarańcz z profesjonalną i konkretna obsługą oraz niebiański świat trzecioklasistów, który zapraszał optymistycznym nastawieniem i talonami wymienianymi na nagrody. Poniedziałek był bardzo ważny, ponieważ niekiedy już pierwszego dnia wiadomo, kto wygra. Od początku widać było, że walka będzie wyrównana. Bank niebieski (prowadzony, przez 3g) oraz bank pomarańczowy (pod dowództwem 2g) szedł łeb w łeb. Poziom i oprocentowanie wyrównane. Kogo wybiorą klienci? To okaże się już niebawem. Będzie to zwariowany i uśmiechnięty od ucha do ucha, ale tym razem uporządkowany bank trzecioklasistów, czy spokojniejszy, podchodzący do zabawy z większym opanowaniem i dystansem bank pomarańczowy? Wpływy rozkładają się w miarę po równo z niewielką przewagą banku klasy młodszej… Wtorek to dzień triumfu dla krainy urządzonej w kolorze niebieskim, ze statkiem na czele. Niestety - no dobra, nie będę udawać - na nasze szczęście, tego dnia do drugoklasistów nie wpłacał nikt. Zyskaliśmy więc przewagę i wysunęliśmy się na wyraźne prowadzenie. Teraz mogło być już tylko lepiej. I nie jest to wina błędów organizacyjnych czy promocyjnych banku pomarańczowego, bo muszę zaznaczyć, że drugiego dnia jego marketing działał prężnie. Zdarzało się mu nawet stosować „przemoc” fizyczną względem pracowników STÓ-wa 8 banku niebieskiego J - żartuję, wszelkie próby nacisku były szybko udaremniane przez ochronę niebieskich, podobnie jak usiłowanie rabunku zorganizowanego przez dwóch zamaskowanych (owiniętych w turbany) speców od reklamy J Wszystko ograniczało się do żartów i do niczego poważnego nie doszło. Atmosfera na korytarzu była bardzo przyjazna. Zebrania zarządów okazały się bardzo ważne dla funkcjonowania banków, należało wszystko dokładnie przeanalizować, aby nie popełnić żadnego błędu taktycznego. Wszystko musiało się zgadzać! Książeczki uczniów i kartka wpłat, pieniądze w kasie ze stanem konta. Ważne także było dobre przygotowanie następnego dnia. Środa to chwila oddechu dla niebieskich, klientów wszystkich banków z dnia na dzień jest coraz mniej - a to gubią książeczki, a to kwitki, albo po prostu zainwestowali na rok lub 6 miesięcy. Już wiemy, że najważniejsze są liczby, odsetki dla poszczególnych lokat i ich oprocentowanie, każdy przelicza, gdzie mu się bardziej opłaca, a dopiero w drugiej kolejności zachętą są wymieniane na nagrody talony, oferowane przez bank niebieski. Czwartek - w zasadzie to już zbliżamy się do końca, bo w piątek są tylko wypłaty. Tego dnia oprocentowanie jest najważniejsze, jeszcze wszystko może się zdarzyć, choć my i tak wierzymy w zwycięstwo i nie stresujemy się za bardzo, jednak praca to praca i przyłożyć się należy. I tego dnia mamy więcej wpłat niż pomarańczowi. No cóż...J Spokojnie zamykamy banki i biegniemy liczyć, czy wszystko się zgadza. Bo co nam z tego, że klientów mieliśmy najwięcej, jeśli błędów też byłoby najwięcej, jak w poprzednim roku. Teraz się staraliśmy i cierpliwie obliczaliśmy, wpłacaliśmy, wypłacaliśmy, żeby zachować „porządek w papierach”. Zgadza się!!! Kwitków odpowiednia ilość!!! Ale jeszcze nie ma nic pewnego, jeszcze nie chcemy zapeszyć. Zamykamy banki, sprawdzamy obliczenia, STÓ-wa 9 okazuje się, że nikt nie splajtował, i czekamy na wyniki. Apel we wtorek, znowu nerwy, co będzie, jeśli jednak się pomyliliśmy? Tak bardzo boimy się powtórki z tamtego roku, choć wiemy, że to niemożliwe. Wszelkie próby podpytania pani Małgosi o ostateczne rachunki okazują się bezsensowne, pani milczy jak grób. Zaczyna się… Nagroda dla osoby, która najlepiej zainwestowała swoje pieniądze wędruje do Diany z Ig (ale zaraz, zaraz, gdzie ona inwestowała?… w pomarańczowym czy w niebieskim?). Głęboki wdech i zaczyna się: „Nagrodę dla klasy prowadzącej bank otrzymuje klasa 3!!!” Wielkie oklaski!!! Skaczemy z radości!!! Nerwy wreszcie puszczają, nagrody rzeczowe są ważne, ale ważniejsza jest satysfakcja!! Idziemy do kina!!! Udało się!!! Jesteśmy po prostu najlepsi!!! Ale nie oszukujmy się, na nic nasz zapał, gdyby pani Małgosia nie zorganizowała Tygodnia Bankowego, dziękujemy!!! (wszyscy!)J Chętnie pozujemy do zdjęć w jednolitych koszulkach, potem te koszulki stają się klasowymi pamiątkami, bo zbieramy na nich swoje podpisy. Dość o nas, nie możemy zapominać o ekipie banku pomarańczowego! Im także należą się wielkie gratulacje oraz podziękowania za równą i zaciekłą walkę. Będziemy trzymać za Was kciuki w przyszłym roku, bo należy się Wam wygrana bez wątpienia. Ufff… chyba wreszcie się wyciszyłam, gdy przelałam te wszystkie przeżycia na papier J Tydzień Bankowy to była naprawdę niesamowita zabawa i jednocześnie przygoda, która także uczy - takich rzeczy się nie zapomina... Szkoda tylko, że nie będziemy mieli już okazji powtórzyć swojego sukcesu. PS. Właśnie przeczytałam swoją relację z zeszłorocznego I Tygodnia Bankowego muszę przyznać, że lekcja pokory, jaką przeszliśmy w zeszłym roku, bardzo nam się przydała. Wszyscy - i my, obecnie trzecia klasa, i dawny bank zielony... Martyna STÓ-wa 10 Impreza rozwijała się stopniowo. Najpierw na godzinie wychowawczej zastanawialiśmy się nad pytaniami do absolwentów. Później na plastyce rysowaliśmy plakaty. I wreszcie nadszedł moment święta - Społeczne Towarzystwo Oświatowe, którego jesteśmy częścią, obchodzi w tym roku swoje dwudziestolecie („Sto lat, sto lat!!!”) i z tej okazji dla każdej kategorii wiekowej zostały zorganizowane uroczystości. doskonale pamiętamy, że mimo dwóch lat różnicy, to właśnie z nimi dogadywaliśmy się najlepiej i przeżywaliśmy chwile dobre i złe, to oni pokazali nam gimnazjalny świat. Nigdy nie ukrywaliśmy, że bez nich to nie to samo. Na szczęście zostają wspomnienia i ciepłe uczucia w naszych sercach. Ten wyjątkowy dzień - święto STO - uczciliśmy pięknym, wspólnym spotkaniem, dzięki któremu mogliśmy, choć przez chwilę, popatrzeć na naszą szkołę okiem absolwenta... Martyna ANDRZEJKI My, uczniowie gimnazjum, 29 listopada spotkaliśmy się z absolwentami naszej szkoły. Obecnej trzeciej klasie nie trzeba ich było przedstawiać, bo wszyscy doskonale ich pamiętają sprzed dwóch lat, kiedy to dzisiejsi absolwenci byli najstarszymi uczniami w szkole. I tak niczym w „Małym Księciu” na naszej szkolnej scenie zagościli reprezentanci poprzedniej klasy pana Przemka: Ola Garus, Dominika Cyzio, Dominik Waszczuk oraz Marcin Szkudlarek. Pytaliśmy ich o zdanie na temat wybranej szkoły, o marzenia i plany na przyszłość. Najwięcej emocji wzbudziły pytania o klasowe wspomnienia z naszej szkoły. Odpowiedzi bardzo pozytywnie nas zaskoczyły – zobaczyliśmy, jak dojrzeli, jak mądrze wiele rzeczy oceniają z perspektywy czasu. Prawdziwym punktem kulminacyjnym było pytanie o najlepiej zapamiętanych nauczycieli. Gdybym robiła ankietę i spisywała odpowiedzi, przeliczając je na procenty, to wyglądałoby to tak:100% ankietowanych określiło pana Przemka najlepszym wychowawcą w swojej szkolnej biografii! Także 100% uznania otrzymała niezapomniana trójca trzech ówczesnych gimnazjalnych wychowawców! Pani Basi, pani Ewie, no i oczywiście panu Przemkowi należą się serdeczne gratulacje! Miło jest tak czasem spotkać się i porozmawiać – bardzo tęsknimy za sobą, bo przecież W GIMNAZJUM STÓ-wa 11 Pod datą 6 grudnia kryją się dla nas tak naprawdę dwa święta. Pierwsze z nich to znane chyba wszystkim mikołajki. Podobnie jak w zeszłym roku wybraliśmy się do Multikina. Do wyboru były dwa filmy: „Beowulf” oraz „Dziewczyna moich koszmarów”, a początkowy podział, kto idzie na który, nastąpił podług płci: chłopcy chcieli obejrzeć pierwszy, a dziewczyny - drugi. Jednak z racji tego, że jedni byli już na tym, a inni na tamtym, zapanowało ogólne zamieszanie, w wyniku którego pierwsza klasa w całości poszła na „Dziewczynę moich koszmarów”, a reszta tak skutecznie się pomieszała, że już nikt nie wiedział, kto na co poszedł. W opisie „Beowulfa” na stronie Multikina czytamy: „Staroangielski poemat heroiczny, który – jak się przyjmuje – powstał w VIII wieku, jest kroniką wyczynów Beowulfa, skandynawskiego bohatera, ratującego Duńczyków przed nieposkromionym potworem o imieniu Grendel”. Więcej o nim nie napiszę, ponieważ dałam się namówić na „Dziewczynę moich koszmarów” i była to jedna z najfatalniejszych moich filmowych decyzji w życiu. Film był prawdziwym koszmarem nie tylko w tytule, u wielu osób wywołał wręcz obrzydzenie, w ogromnej części wynikające z totalnej nudy. Historia 40-letniego mężczyzny, niedowartościowanego z powodu braku kobiety, który znajduje wreszcie swoją wyśnioną - niestety, okazuje się ona dziewczyną nie ze snów, ale raczej koszmarów... Film - w mojej opinii - kompletnie bezwartościowy, epatujący seksem i głupotą. Wróćmy do przyjemnych rzeczy - prezenty! Oczywiście nie mogło ich zabraknąć w mikołajki. Konwencjonalne i odjazdowe, bardziej lub mniej trafione - ale zawsze oczekiwane. W klasie drugiej chyba największe zdumienie wywołał prezent dla Olafa - był nim elementarz dla ucznia pierwszej klasy (podstawówki!) oraz zabawkowy miecz! Drugim świętem 6 grudnia są urodziny paSTÓ-wa 12 na Przemusia. Mikołaj go hojnie obdarował od drugiej klasy dostał słodycze oraz płytę Dżemu 2004, z której się niewątpliwie ucieszył, natomiast trzecia ofiarowała mu wielką maskotkę oraz koszulkę z podpisami. Nasza redakcja również nie zapomniała o panu Przemku i przeprowadziła z nim wywiad… Róża i Iga Podoba się panu, że ma pan urodziny w mikołajki? Nigdy mi się to nie podobało! Podwójne święto w jednym dniu oznaczało zdecydowanie mniejszą listę prezentów... Co dostawał pan w dzieciństwie, a co dostaje pan dziś? Cóż, 6 grudnia to jednak były zdecydowanie MOJE URODZINY - zwykle jeden porządny prezent od rodziców i ewentualnie jakaś zagubiona słodycz od Mikołaja. Worek z prezentami od „Świętego” otwierał się dopiero podczas wigilijnego wieczoru. Do naszego mieszkania zjeżdżała cała najbliższa rodzina w sumie prawie 30 osób. Wszyscy po drodze zupełnie przypadkowo spotykali Mikołaja, stąd pod choinką z każdym gościem przybywało prezentów. Całe mnóstwo czasami zupełnie zbędnych drobiazgów – wełniane rękawiczki, kolejny scyzoryk, nieśmiertelna latarka, kilka par skarpet, obowiązkowy sweterek, klaser na znaczki, skórzany portfelik z łuską karpia na szczęście... Uwierzcie, góra prezentów, a każdy zapakowany pieczołowicie, starannie, pięknie i kolorowo... I choć nie było nigdy tego wymarzonego, a może był, lecz już nie pamiętam, najcudowniejsze tego wieczoru było długie, wspólne rozpakowywanie kolejnych paczek i paczuszek, a w tle śpiew kolęd i zapach choinki. Co dostaję dzisiaj? Hmmm, dobrą książkę, ulubioną płytę, fajną... i dużo serdeczności od najbliższych, od przyjaciół, od uczniów (Przyznam szczerze, że odwiedziny gimnazjalistów, z klasy II i III, jak również tych, którzy opuścili już mury naszej szkoły, a wiąż jeszcze pamiętają, są niezwykle miłe). Z czym kojarzą się panu mikołajki? 6 grudnia to zawsze kolejny rok... Kiedy byłem w waszym wieku, nie mogłem doczekać się swoich urodzin - stawałem się przecież starszy, bardziej dorosły. Z każdym rokiem miałem więcej praw, mogłem więcej... Marzeniem było mieć w końcu lat osiemnaście. Pełnoletność, niezależność, wolność... Teraz (jak chyba większość dorosłych) patrzę na to zupełnie inaczej i gdybym tylko mógł, chętnie wsiadłbym do wehikułu czasu, aby cofnąć się do okresu podstawówki i ogólniaka. To były cudowne lata... Czy wypatrywał pan w młodości pierwszej gwiazdki na niebie? Nie, to nie była moja działka, w moim domu role były podzielone, bujaniem w gwiazdach, jak również sporadycznym ich wypatrywaniem, zajmował się mój młodszy braciszek. On zawsze miał lepiej - wiadomo, był najmłodszy... Jakie prezenty kupi pan rodzinie? Nie prezenty są najważniejsze, istotne, żeby PAMIĘTAĆ. Czasami wystarczy tylko uśmiech i kilka ciepłych słów. A jeżeli przy okazji możemy dorzucić coś extra J . Kiedy przestał pan wierzyć w św. Mikołaja? Nigdy nie przestałem wierzyć w św. Mikołaja, wszak to postać historyczna, choć ostatnio nieco skomercjalizowana. W naszej rodzinie krąży legenda o tym, że jestem mikołajkowym prezentem moich rodziców. I choć dawno przestałem wierzyć w to, iż trafiłem do nich owinięty pieluchą w towarzystwie innych prezentów, to jestem przekonany, że dzień moich urodzin (6 grudnia) nie był przypadkowy... Czy chodził pan przebrany za świętego Mikołaja i rozdawał prezenty w młodszych klasach? Kiedyś zdarzyło mi się wyręczać Świętego i choć starałem się jak mogłem, byłem jedynie jego licha podróbką. Dzieciaki błyskawicznie zorientowały się, że coś jest nie tak - podobno zdradziły mnie buty. Inna rzecz, że do momentu rozdania prezentów, wszyscy świetnie wywiązywali się ze swoich ról - ja udając rubasznego Mikołaja, a uczniowie zamieniając się w bardzo grzeczne dzieci, które z całą pewnością zasłużyły na moc prezentów. Iga Na pewno małe dzieci, które z całego serca pragną, aby 6-go grudnia przynosił im prezenty. Zapytałyśmy naszych małych kolegów z klas 0-3, jakie prezenty chcieliby znaleźć pod poduszką. Wymagania były niezwykłe, bez ograniczeń dla fantazji i … rodzicielskiego portfela :-). Jedna dziewczynka z zerówki zażyczyła sobie „wszystkie zabawki z całego świata (których nie ma) plus pluszaka”. Inny chłopczyk z klasy 2 chciał dostać komputer, laptopa i PSP (ciekawe, jak to wszystko się zmieści pod poduszką:)) Ktoś marzył o iPodzie Nano. Wysłuchałyśmy też niecodziennych odpowiedzi, jak na przykład dziewczynki z 3 klasy, która na nasze sakramentalne: „Co chciałabyś dostać na Mikołaja?” - odpowiedziała: „Dzieci nie odpowiadają na pytania”. Nie powiem, wniosła wiele ożywienia do naszej działalności wywiadowczej. Jeden chłopczyk natomiast zapytał bardzo przytomnie, dlaczego nie zapisujemy obok wymienionych prezentów imion. Pierwsze miejsce na liście najczęściej wymienionych przez dzieci prezentów zdecydoSTÓ-wa 13 wanie zajmuje zestaw „Petshop” (dziewczynki) oraz gadżety elektroniczne typu mp3, mp4 i telefony oraz samochodziki (wiadomo - chłopcy). Dużą popularnością cieszą się także pluszaki, podobnie jak „Polly poczet”. Życzymy wszystkim małym i dużym spełnienia marzeń o świątecznym prezencie… Natalia i Jagoda Wychowawcy, nauczyciele, uczniowie wszyscy przy jednym stole przykrytym białym obrusem i zastawionym świątecznymi potrawami. Uśmiechy na twarzach. Spokój. Czyżby wszyscy byli tego dnia szczęśliwi, że mogą wspólnie usiąść przy stole? A może ten uśmiech spowodowany jest czymś zupełnie innym...? Może po prostu radością, że to ostatni dzień w szkole przed świętami? Nie wiem. Zapewne wszystko po trochu, jak w życiu… Dla mnie była to naprawdę niesamowita wigilia. Mimo wszystko… W niezupełnej ciszy oczekujemy, aby przełamać się opłatkiem, złożyć sobie życzenia i nareszcie spróbować potraw. Nasze rozedrganie zostaje uporządkowane cudownie działającym nauczycielskim głosem. ;) Życzenia, ciepłe słowa, opłatek - jak co roku zajmują nam dużo czasu, ponieważ jest wiele życzeń i wiele dobrych słów, którymi chcemy się podzielić. Podchodzimy do wychowawców i nauczycieli - to jedna z niewielu chwil, kiedy możemy po prostu od serca za wszystko podziękować, dać wyraz swojej sympatii. Staramy się dotrzeć do wszystkich z klasy i nie tylko. STÓ-wa 14 Wreszcie, po dobrej pół godzinie, zasiadamy do stołu, próbujemy różnych potraw, rozmawiamy, śmiejemy się, aparat fotograficzny wędruje między nami, uwieczniając nasz niezwykły świąteczny nastrój. W powietrzu unosi się zapach ciepłego barszczu z uszkami, pierogów, sałatek i ciast… Szkoda, że niektórzy - już posileni, być może trochę znudzeni, nie chcąc zostać, aby sprzątać, mając coś "bardzo ważnego" do załatwienia - umykają w okamgnieniu. Ci, których sprzątanie nie przeraziło, a bardzo chcieli spędzić jeszcze trochę czasu w miłym gronie, szybko zrobili porządek, a następnie przygotowali… drugą wigilię. W kameralnym gronie, przy dźwiękach kolęd granych przez panią Magdę na gitarze i pana Przemusia na harmonijce. Wszelakim rozmowom nie było końca, gawędziliśmy o wszystkim - o szkole, świętach, ulubionych potrawach, sylwestrze, prezentach pod choinkę… Ciepła atmosfera spowodowała, iż nasz pobyt nieco się przedłużył. ;) Iga z Różą pojechały odwiedzić dom dziecka, zawiozły dużo maskotek i słodyczy, aby sprawić radość dzieciakom, a my powoli zabraliśmy się za kolejne sprzątanie. Mam nadzieję, iż nikt nie żałował, że został na przedłużonej wigilii. Spędziliśmy ten czas naprawdę wyjątkowo przyjemnie. Była to moja ostatnia wigilia w naszej szkole, jej atmosfera na pewno na długo zostanie mi w pamięci. Kinga Chory kot Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku.. I przyszedł kot doktor. - Jak się m asz, koteczku? - Ź le bardzo – i łapkę w yciągnął do niego. W ziął za puls pan doktor pow ażnie chorego. I dziw y m u praw i: - Z anadto się jadło, co gorsza, nie m yszki, lecz szynki i sadło; Ź le bardzo… gorączka! Ź le bardzo, koteczku! O j długo ty, długo poleżysz w łóżeczku.. I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta. B roń B oże kiełbaski, słoninki lub ciasta! - A m yszki nie m ożna? zapyta koteczek – lub ptaszka m ałego choć parę udeczek? - Broń Boże! Pijaw ki i dieta ścisła! Od tego pom yślność w leczeniu zaw isła. I leżał koteczek; kiełbaski i kiszki nietknięte; z daleka pachniały m u m yszki. Patrzcie, jak złe łakom stw o! K otek przebrał m iarę, m usiał w ięc nieboraczek srogą ponieść karę! Tak się i z w am i, dziateczki, stać m oże: od łakom stw a strzeż w as Boże! Stanisław Jachow icz STÓ-wa 15 Próbny egzamin mogę skomentować tylko jednym słowem - koszmar. Spodziewaliśmy się, że przedmioty ścisłe wypadną słabiej, ale żeby aż tak? I dlaczego się tak stało? Trudno powiedzieć - spieszyliśmy się, niedokładnie czytaliśmy, byliśmy podenerwowani, a może trochę zbyt pewni siebie... Test części matematyczno-przyrodniczej był w naszym odczuciu bardzo trudny. Pierwszy raz pojawiło się tak dużo zadań z biologii. Część humanistyczna egzaminu poszła nam nieco lepiej, co nie znaczy, iż jesteśmy z siebie w pełni zadowoleni. Sądzę, że byliśmy również trochę rozproszeni - zmiana nauczycieli w salach, szuranie krzeseł, różne dźwięki i obrazy stawały się dużo ciekawsze niż rozwiązywane przez nas zadania. Ci, którzy pisali w oddzielnej sali, mówili, że przeszkadzało im również głośne czytanie wszystkich tekstów. Egzamin kończyliśmy różnie, niektórzy opuszczali salę już po półtorej godziny, inni potrzebowali więcej czasu. Po dokładnym omówieniu testów z nauczycielami, już na spokojnie, zdaliśmy sobie sprawę, jak wiele umknęło nam z pamięci, na szczęście mamy tego świadomość, co z pewnością zaowocuje w kwietniu. Zdaliśmy też sobie sprawę z powagi tych egzaminów, które przecież zadecydują o naszej przyszłej szkole. Myślę, że dzięki tym wynikom weźmiemy się do pracy, by na egzaminie uzyskać jak największą ilość punktów. Szkoda tylko, iż wynik nie do końca jest współmierny z naszą wiedzą, gdyż większość zależy niestety od szczęścia... Kinga STÓ-wa 16 ma na celu… No właśnie - co? Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie, gdyż każdy ma indywidualne zdanie na ten temat. Dla jednych jest to dzień, kiedy może pobyć z wychowawcą trochę na luzie, w innej przestrzeni niż na co dzień; kiedy może porozmawiać o klasowych sprawach bądź ogólnie, o życiu, w bardziej przyjaznym otoczeniu. Dla innych może to być po prostu dzień wolny od szkoły, chcą jak najszybciej go "odbębnić" i iść do domu lub też spotkać się ze znajomymi. Pełni optymizmu i dobrego humoru zebraliśmy się pod kręgielnią w "Galaxy". (My, czyli 2 i 3 klasa^^.) Wszyscy poszliśmy wymienić nasze obuwie na „specjalistyczne”, aby - wyglądając nieco zabawnie - podzielić się na grupy, zająć tory i oddać się zabawie. Najbardziej zaskoczyła nas p. Ewa - mówiąc, że nigdy wcześniej nie grała w kręgle, pokazała coś zupełnie innego. ;) Niekoniecznie skupieni na zdobywaniu punktów daliśmy się porwać roz- mowom i radości spędzania czasu w swoim gronie. Po dwóch godzinach rozdzieliliśmy się z klasą p. Przemka, która poszła do kina, i poszliśmy na pizzę. Oczekując na nasze zamówienie znów mieliśmy okazję do rozmowy, a niektóre konwersacje były nadzwyczaj poważne. Najwięcej zainteresowania wzbudził Piotruś, któremu Marta udzielała „naukę o grzeczności”. Klasa pierwsza, która nie spędziła tego dnia z nami, była z p. Kasią w kinie na filmie pt. "Jestem Legendą". Mamy nadzieję, iż był to udany wypad i wszyscy bawili się świetnie, bo była to bardzo dobra okazja do klasowej integracji, co w przypadku pierwszej klasy jest szczególnie ważne. Sądzę, że był to naprawdę bardzo przyjemny dzień, który obfitował w wiele śmiesznych wydarzeń. Myślę, iż nikt by się nie obraził, gdyby było więcej takich wspólnych wyjść, bo dwa w semestrze, to stanowczo za mało. ;) Kinga STÓ-wa 17 Przeczytaj, zobacz, oceń sam Napisy dwa… Warszawski Teatr Współczesny przyjechał do nas z „Napisem”, tytułem nieprzypadkowym, gdyż - jak wszyscy miłośnicy szczecińskiego Teatru Współczesnego wiedzą - ma on również tę sztukę w swoim repertuarze, wyreżyserowaną w dodatku przez Annę Augustynowicz (można ją było dla porównania obejrzeć). Dramat – nazwałabym go raczej tragikomedią – francuskiego autora Gerarda Sibleyrasa, porusza dość widoczny w naszych czasach problem braku komunikacji pomiędzy ludźmi, wynikający z nadmiaru powszechnie używanych słów, których znaczenie często w ogóle nie jest rozumiane, ponieważ powtarza się je bezmyślnie, bez względu na kontekst, co sprawia, że powstają komunikaty totalnie absurdalne. Przedstawienie szczecińskie wydało mi się bardziej uniwersalne w swej wymowie od warszawskiego, ukazuje bardziej problem, a nie anegdotę na temat pewnego problemu. Nie wszystko jest dopowiedziane, także dzięki scenografii - jak zwykle u duetu Augustynowicz - Braun symbolicznej, i tradycyjnie czarnym ponadczasowym w kroju kostiumom. Najważniejsza staje się ogólna refleksja, a nie składanie wydarzeń w ciąg przyczynowo-skutkowy. Specyfika teatru Augustynowicz? Na pewno i dlatego tak go lubię i szanuję. Rozbawić – tak, ale także poruszyć, do głębi, bez oszustwa: mnie to nie dotyczy, to tylko teatr… Spektakl ze stolicy. Gwiazdorska obsada, twarze znane z małego i dużego ekranu. Tekst ten sam. Sztuka ta sama. A zupełnie inna. Począwszy od dekoracji, w tym przypadku bardzo rozbudowanej, przedstawiającej jakieś mieszkanie w kamienicy, a skończywszy na przekazaniu widzom sensu. Oto scenka rodzajowa na temat bezmyślności niektórych ludzi, ich zakłamania i okrucieństwa w traktowaniu innych. A to wszystko pośród salw śmiechu. Nie powiem – dobre aktorstwo, sprawna reżyseria Macieja Englerta, tylko całość jakaś taka pusta, prymitywna w wyrazie. Wyjdę z teatru i po chwili zapomnę. Dobra rozrywka, ale dla mnie to za mało. Jeśli jesteśmy odważni, a w teatrze szukamy nie tylko łatwego i miłego repertuaru czy nazwisk z pierwszych stron gazet – wybierzmy się na „Napis” Anny Augustynowicz i szczecińskiego zespołu Teatru Współczesnego. Martyna STÓ-wa 18 STÓ-wa 19 Refleksja po filmie Czy to prawda, że dzisiejsza młodzież zachowuje się jak dorośli? (oczywiście, nie mówię o wszystkich^^) Czy prawdą jest opinia, iż młodzież jest rozpuszczona, nie ma żadnych granic ani moralnych, ani etycznych, nie wspominając o zasadach dobrego wychowania? Na oba zadane powyżej pytania mogę odpowiedzieć twierdząco (już widzę wasze miny i słyszę słowa na mój temat^^ xD), ale mogę też zaprzeczyć, ponieważ wszystko zależy od punktu widzenia. „Ach, ta dzisiejsza młodzież jest taka rozwydrzona.” – często słyszymy podobne teksty od staruszków, w szkole, na ulicy i nawet w telewizji. Co robić, kiedy usłyszymy takie słowa od starszej pani w autobusie lub tramwaju w sytuacji, kiedy my siedzimy, a ona stoi, licząc na łut szczęścia, że się nie przewróci? Jest tylko jedno rozwiązanie: grzecznie wstać, zaoferować miejsce, nie dyskutować. Jeżeli jest to miła starsza pani, podziękuje nam i zapewne z uśmiechem doda, że jeszcze na tym świecie pozostały dobre dzieci.J Jeśli trafimy na kogoś niesympatycznego, prezentującego postawę „ja i tak wiem lepiej” – tym bardzie nie wdawać się w dyskusję. Ale do rzeczy - pomysł na ten artykuł powstał dzięki filmowi „Trzynastka”, gdyż prezentuje on problem bliski nam wszystkim. Spotykamy przecież na swojej szkolnej drodze przysłowiowe kujony, osoby do znudzenia poukładane i tzw. porządne, naturalnie niesprawiające nikomu najmniejszego problemu (ja do nich chyba nie należę, no nie? xD). Spotykamy również mnóstwo pustych różowych laleczek myślących tylko i wyłącznie o chłopakach, zakupach, solarium oraz fryzjerze (wersja męska to klasyczny narcyz ^^). Poznajemy także i tych, którzy starają się spróbować wszystkiego, co się da jeszcze przed 20-tką, nazywa się ich „wyrzutkami”, „trudna młodzieżą”, „zakałą społeczeństwa”. Kiedy te krańcowo różne grupy spotkają się z naukowcami, jest wielkie STÓ-wa 20 Dorosła młodziez BUM! Dlaczego? Ponieważ ci pierwsi nie mają takiej siły perswazji, żeby „nawrócić” tych „złych”, a ci „źli” z kolei mają swoisty urok, dlatego bywa, że kujony stają się punkami, nigdy na odwrót! ;-) Najlepiej być średniakiem, to znaczy zorientowanym pozytywnie, z wyczuciem proporcji pomiędzy wolnością osobistą a wiekiem. Trzeba zdobywać coraz większą przestrzeń wolności, proporcjonalnie do otwieranej przed nami dużo chętniej przestrzeni obowiązków i odpowiedzialności. Dorośli, którymi są najczęściej rodzice i nauczyciele, powinni nas traktować na poziomie naszego wieku, nie powinni nas postrzegać jako dzieciaki, którymi nieustannie trzeba się opiekować, bo zrobią sobie krzywdę, ponieważ musimy nauczyć się odpowiedzialności. Poza tym naprawdę zdajemy sobie sprawę z tego, że „dorosłe” życie w naszym wieku nie oznacza „dojrzałe”. Kasia Walentynki - zwykła komercja czy święto zakozakochanych? chanych J ak to naprawdę jest z tym 14 lutym? Czy to prawdziwe święto miłości czy po prostu dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że ze wszystkiego czerpie korzyści materialne? Moim zdaniem, ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna. Dlaczego? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć trochę później. Walentynki tak naprawdę przyszły do nas z zachodu i stały się tak bardzo popularne dzięki mediom, które wypromowały ten dzień jako najważniejszy w roku, kiedy to wyznajemy drugiej osobie swoje uczucia. Ale czy jeśli kogoś naprawdę szczerze lubimy, a wręcz kochamy, to czy nie powinniśmy tego mówić na co dzień? Dlaczego akurat 14 lutego ma być tą magiczną datą do wyznawania miłości, a nie naprzykład 18 listopada? Dawniej w Polsce krążył stary obyczaj, że w najkrótszą noc roku, zwaną nocą Kupały albo potocznie Sobótką młodzi ludzie organizowali zabawę najczęściej pod gołym niebem i obchodzili prawdziwe święto zakochanych. Walentynki - wszyscy przebici strzałą Amora spotykają się po tak długim niewidze- niu („Przedwczoraj byliśmy w kinie. Taka długa przerwa jeszcze nam zaszkodzi.”) odstawiają żałosną szopkę, aby tylko się popisać przed innymi „patrzcie i podziwiajcie – mam chłopaka / dziewczynę! Zazdrośćcie mi!”. Jednak gdy napotkani po drodze przechodnie nie zwracają zbytniej uwagi na nierzadko niesmaczne publiczne obściskiwanie się, wtedy kochankowie wytaczają cięższą artylerię, a mianowicie: chłopak nagle staje się wobec dziewczyny wręcz idealny idealny, w każdej kwiaciarni kupuje co najmniej tuzin kwiatów i obsypuje nimi wybrankę, daje jej przeróżne pluszaki i odgrywa niesamowicie romantyczną scenę, mając niemałą widownię, składającą się z nieznanych ludzi. Wtedy nasza szanowna para jest z siebie w pełni zadowolona, ponieważ pokazała wszystkim, że to w jakże wyjątkowe popołudnie odpowiednio świętuje. Według mnie, walentynki to zwykła komercja, dzięki której ktoś zarabia grube pieniądze, gdyż w dobrej wierze kupujemy bez zastanowienia jakieś kartki albo drobne upominki dla ukochanej osoby. Media nakręcają tę koniunkturę jak mogą, żebyśmy 14 lutego mówili do wszystkich „kocham Cię”, bo akurat Walenty ma imieniny. I co z tego? Niech ma, ale nie od razu jest powód do robienia z tego święta zakochanych. Bo prawdziwe święto miłości jest codziennie: każdego dnia ktoś kogoś poznaje, ktoś w kimś się zakochuje, ktoś komuś wyznał miłość, ktoś komuś dał kwiatka i nikt nie robi z tego afery. Dlaczego? Bo wtedy to jest prawdziwa magia, prawdziwa miłość, której czasem zdarza się przetrwać aż do śmierci… Kasia STÓ-wa 21 Łatwe odpowiedzi na trudne pytania Dlaczego nie możemy sami siebie połaskotać? Jest to pytanie, które od lat łaskocze wyobraźnię wielu ludzi. Nawet Karol Darwin próbował rozwiązać tę zagadkę. Uznał, że nie możemy się sami połaskotać, ponieważ sami siebie się nie boimy (rzeczywiście, trudno samego siebie przestraszyć). Według Darwina wykręcanie się i pisk, jaki wdajemy z siebie, kiedy ktoś nas łaskocze, to część naturalnej reakcji, która pozwala uciec od napastnika, gdy chwyta on za nasze wrażliwe na łaskotki części ciała. Śmiejemy się zaś dlatego, że wiemy, iż atak nie jest rzeczywisty - i dajemy o tym znać naszemu „napastnikowi”. Gdybyśmy naprawdę zostali zaatakowani, także byśmy się wykręcali i wyrywali, ale już bez śmiechu. __________________________________ Jak działa GPS? Era techniki cyfrowej dostarczyła podróżnikom przypuszczalnie najbardziej użytecznego wynalazku od czasu wynalezienia kompasu magnetycznego - mowa o GPS, przenośnym, ręcznym urządzeniu, które z dokładnością 10 metrów wskazuje nasze położenie na kuli ziemskiej. Urządzenia te stanowią już standardowe wyposażenie takich miłośników przygód jak Marek Kamiński. Wokół Ziemi nieustannie krąży ponad 20 satelitów GPS (ostatecznie ma być ich 30), a każdy z nich wysyła sygnały czasowe, wytwarzane przez własny, niezwykle precyzyjny STÓ-wa 22 zegar atomowy. Sygnały te, przemieszczające się z prędkością światła, są odbierane i porównywane przez ręczne urządzenie odbiorcze, które na ich podstawie oblicza swoje położenie względem satelitów. W dowolnym miejscu na Ziemi, nad horyzontem, znajdują się stale co najmniej 4 satelity; dzięki temu odbiornik zawsze może określić długość i szerokość geograficzną oraz wysokość n.p. m. z dokładnością do 10 metrów. Przy niewielkim dodatkowym wysiłku technicznym błąd ten można by zredukować do około centymetra. __________________________________ Czy to prawda, że Mount Everest nie jest najwyższym punktem na Ziemi? Tak, jeżeli przez „najwyższy punkt” rozumiemy punkt najdalej oddalony od środka Ziemi. Jednakże, wskutek obrotu wokół osi, Ziemia wybrzusza się na równiku, przez co obszary równikowe znajdują się średnio o 22 km dalej od środka niż bieguny. Ostatnie pomiary przeprowadzone w 2005 roku wykazały, że szczyt Mount Everestu wznosi się 8850 metrów n.p.m. Znajduje się on jednak 28 stopni na północ od równika, gdzie odległość od środka planety jest o 4700 metrów mniejsza niż na równiku. To zaś oznacza, że musi oddać swój tytuł najwyższego punktu na planecie leżącemu tylko o 1 stopień od równika Chimborazo. Choć szczyt ten ma tylko 6267 metrów n.p.m., dzięki kształtowi naszej planety zyskuje dodatkowo ponad 4 km, a więc znajduje się prawie o 2100 metrów dalej od środka ziemi niż Mount Everest Kacper Czapp (gościnnie) Z Ŝycia wzięte... Na czacie i GG M a s z w i a d o m o ś ć . CiO tam DafFno SieM nIe FiCielIsSmY :{ XXX 20:00:45 UU SkAr3!e <poCiEsZa> NiO fFiEm wlA $n!e =( Ja 20:02:01 A Ty MaSH jush nowiu$n!en|%a KoMoLKeee?? =] XXX 20:04:35 niO niOrMalNieee Na lEgalU zaDryNd3 dO CiE3Ie pOO$nEy okIej =) =*** Ja 20:05:56 DoBlaA MsiEQ dOBlaA XXX 20:08:12 dObLa kOuFFaNiE ty Muuuiii33 NajDLoSSe =) PAaApaAA =** Ja 20:09:40 pAA sKal3!EEeEEeE pAAaPAaAa bUsSSsSki =* XXX 20:11:34 A|_3 mY wOglE KrEjZolKi J3sTeśmy Ze Ja PikOle =D Ja 20:12:26 NooOO OOOOoooo Ku®z@ stOpuSssSka j@k taKIeeeee pIsSSsSss^^Ooo M()z3 Zmęczyć XXX 20:13:14 Ale my jazzi byliśmy xD takie pokemony znas xD Ja 20:13:49 Nooo xP Komunikator internetowy - program pozwalający na przesyłanie natychmiastowych komunikatów pomiędzy dwoma lub więcej komputerami poprzez sieć komputerową, zazwyczaj Internet. Od poczty elektronicznej różni się tym, że oprócz samej wiadomości, przesyłane są także informacje o obecności użytkowników, co zwiększa znacznie szansę na prowadzenie bezpośredniej konwersacji. Komunikatory przesyłają informacje według zasad ustalonych przez protokoły komunikacyjne tak, że publicznie udokumentowane protokoły są zwykle implementowane przez wiele komunikatorów, zapewniając prawie nieograniczone grono odbiorców, podczas gdy protokoły utajnione zmuszają użytkowników do korzystania z programów przygotowanych przez producentów, ograniczając tym samym możliwość komunikacji. Komunikatory bardzo często łączą użytkowników przez serwery, do których się przyłączają i od których działania są uzależnione. Niekiedy tak skrajnie, że użytkownik skazany jest na reklamy emitowane przez producenta aplikacji. (www.wikipedia.pl) A teraz może tak bardziej po naszemu, co? ;-) Znamy różne komunikatory, jak Gadu-Gadu, Tlen czy AQQ, najczęściej jednak posługujemy się tym pierwszym. Dlaczego? Sama nie wiem, ale może dlatego, że to najpopularniejszy sposób komunikacji, dzięki któremu najłatwiej i najszybciej pisze się wiadomości, ma też dużo emotek (wiadomości graficznych). Stop, stop - nie zamierzam wyjaśniać wam, jak działa potocznie nazywane GG (bo chyba każdy je zna? ^^). Chciałabym natomiast zamieścić kilka ciekawych, trochę zagadkowych rozmów internetowych. R o z m o w a P i e r w s z a Ja 19:54:23 bOOSsiaCzQQQ ! ! ! =*** XXX 19:56:04 CiO kOFFaNiE ?? Ja 19:58:56 WieEsH CiO Ma/\/\ zEpsIIutE gG ;( <beczy> a R o z m o w a D r u g a XXX 20:13:45 Hejka :* Ja 20:14:01 Hey :D XXX 20:14:32 Co u Ciebie? ;] Ja 20:15:12 Dobrze. a u Ciebie? :D XXX 20:15:49 Świetnie. Po prostu niesamowicie. :D :] Ja 20:16:23 To fajnie. XXX 20:34:56 STÓ-wa 23 Jesteś? :P Ja 21:56:43 No. R o z m o w a T r z e c i a Ja 21:12:32 Siemason zią jak leci? XXX 21:13:02 Elo a wszystko git. Ja 21:13:46 Co robisz? XXX 21:14:25 Nothin Ja 21:15:39 Nice ogarniamy cos w sobote? XXX 21:16:25 nie no co ty w szkole zawal taki ze nie wiem o co 5 btw była dzisiaj monika u nas w budzie Ja 21:17:21 Hehe i co się dzialo? XXX 21:18:02 Nothin special. XXX 21:28:12 narq Zapewne próbujecie rozszyfrować, co jest napisane w pierwszym dialogu, przypominacie sobie sytuacje podobne do tej w drugiej rozmowie, staracie się zrozumieć sens ostatniej…Żeby ułatwić wam zadanie, podaję niektóre słowa oraz skróty (akronimy) używane na GG. A/S – age/sex – wiek/płeć B/C – BeCause – ponieważ B4 – before – zanim BB – be back – wrócę BTW – by the way – przy okazji CB – call back – oddzwonię CU – see [C] you – do zobaczenia DTF – don’t forget this – nie zapomnij tego F2F – face to face – twarzą w twarz FYI – for your information – do Twojej wiadomości GI – good idea – dobry pomysł GL – good luck – powodzenia STÓ-wa 24 H2 – how to – jak by HAND – have a nice day – miłego dnia I<3U – I love you – kocham Cię IMU – i miss you – tęsknię za Tobą LMC – lost my connection – rozłączyło mnie LOL – Laughing out Loud – śmiać się głośno NAGI – not a good idea – nie zbyt dobry pomysł OMG – oh my god! – o mój Boże OT – off topic – nie na temat ROTFL – Rolling On The Floor Laughing – boki zrywać ze śmiechu THX – thanks - dzięki W8 – wait – poczekaj NMZC – nie ma za co CUC? – Co u Ciebie? Jak tłumaczenie? Przyznam, że wiele z tych skrótów musiałam znaleźć w sieci ;-) Podsumowując – komunikatory, takie jak GG, Tlen czy AQQ są bardzo przydatne, kiedy chcemy porozumieć się z ludźmi oddalonymi od nas o wiele kilometrów. Częściej jednak pomagają nam szybko ustalić termin spotkania ze znajomymi czy na przykład dowiedzieć się, co było na lekcji. Możemy też po prostu sobie pogadać. A to wszystko za darmo. Ale nie zapominajmy – to tylko Internet, wirtualny świat, nie wszyscy są w nim prawdziwi. Jeśli zatracimy się w nim bez reszty, możemy zapomnieć o starych przyjaciołach, zaniedbamy ważne kontakty, sfiksujemy. A jeśli na domiar złego zabraknie prądu? … Kasia C z a t o w e s k r ó t y w t e l e g r a f i c z n y m s k r ó c i e Na czacie istnieje inny język niż w świecie realnym, a jego cechą charakterystyczną są skróty. Na przykład nie używa się słowa już tylko jush. Coraz częściej zamiast literek ż lub sz pisze się sh, podobnie jak w języku niemieckim. Są też inne skróty: zamiast spóźnię się funkcjonuje zapis L8, poczekaj to w8; dziękuję - thx lub 10x, a nie ma za co - nmzc. Proste wyznanie kocham Cię to kc 4 ever, a słowa otuchy wyglądają tak: 3maj sie. W języku czatu nie ma mowy o ortografii. Nieważne czy ó czy u - i tak wiadomo, o co chodzi. Nie jest on jednak jedynym obowiązującym językiem, ponieważ nie tylko młodzież korzysta z czatów i gadu-gadu. Jagoda i Natalia Nasza twórczość K arolina W ojdała „Praw dy św iata” U nikam jej – jak w odospadu, z ostrym i niczym brzytw a skałam i na dnie. Chaos. U nikam jej – jak ognia, którym m ożna się sparzyć. Ból. U nikam jej – by nie zw ątpić w siebie. N adzieja. U nikam jej – by schronić się w ram ionach pożądania. U zależnienie. U nikam jej – by nie ukazać sw oich słabości.. U nikam jej – by nie zostać w yrzutkiem . Sam na sam ze śm iercią. U nikam jej – jak ziem i tw ardej, pokrytej szronem zw ątpienia. N ie udało się ukryć praw dy. Tym razem ... T w arzą arz ą w tw arz ze ś m iercią ierci ą W komnacie było cicho. Wszyscy w milczeniu jedli czerstwy chleb i mięso. Tylko Karin głośno czytała z opasłej księgi. Nic poza jej głosem nie było słychać. Nic się nie poruszało… Wtem ktoś trzy razy zapukał mocno w bramę. Karin podniosła głowę znad książki i po chwili powróciła do lektury. Nagle, jak na rozkaz, zebrani unieśli głowy i wszystko stało się jasne. Tajemnicza postać spokojnie weszła do komnaty. Za oknem ustał deszcz. Nawet wiatr przestał gwizdać. Blask pochodni rzucał na ścianę przerażające cienie. Zebrani podnieśli się powoli ze swoich miejsc i stanęli w rzędzie. Pierwszy odezwał się rycerz: - Dzień dobry, szlachetna pani – powiedział i ukłonił się nisko. - Jestem Karin, żona rycerza. Witam cię uniżenie w moim domu – zawtórowała mu Karin. Małżonkowie zachowywali się spokojnie, nie bali się - cały czas byli opanowani i dobrze wypełniali rolę gospodarzy. Po chwili głos zabrał Plog - kowal. Mówił z pozorną beztroską, jednak sprawiał wrażenie, jakby się tłumaczył z czegoś, próbował podlizać. Wiedział, że oto nadeszło podsumowanie całego jego życia. W tym samym czasie rycerz skrył pobożnie twarz w dłoniach, klęknął i spokojnym głosem zaczął prosić Boga o łaskę: - Z ciemności wołamy do Ciebie, o Panie. Zlituj się nad nami, bo jesteśmy mali, drżący i ciemni… Jons, sługa, z goryczą słuchał tego, co mówi jego pan. Nie wierzył w istnienie Boga, który mógłby ich usłyszeć, wzruszyć się ich cierpieniem. Buntowniczo namawiał zebranych, aby cieszyli się ostatnimi chwilami życia. Sugerował nawet, że powinni byli zażyć truciznę, by ukrócić mękę. Rycerz wciąż pogrążony był w modlitwie. Było już jasne – nadszedł koniec. Stanęli więc wszyscy Karin - opanowana, pogodzona z losem, która od początku przeczuwała taki przebieg wydarzeń; rycerz – który jak prawdziwy chrześcijanin w obliczu śmierci zwrócił się do Boga i zachował się z pokorą; Jons - zbuntowany, niewierzący w Boga lub sprawiający takie wrażenie po to, by zrobić Mu na złość. Stanęli, by zatańczyć swój ostatni taniec - taniec ze śmiercią. Martyna Sroczyńska (gościnnie) STÓ-wa 25 DYKTANDA - ortograficzne wariacje DŜdŜownica Pewna dwunastoipółletnia dżdżownica o imieniu Grzegorz lubiła ujeżdżać grzybiarza z wczesnochrześcijańskiego państwa. Ten amator grzybów potrafi z drożdży zrobić krużganek z królikiem na środku. Wszystkie składniki potrzebne do tego przedsięwzięcia żuł i rzucał do hiacyntowego sosu. Na deser razem z Grzegorzem zjedli rzepę i móżdżek, który ostał się w lodówce. Ów leśny człowiek zarzucał przepiórce brak wyindywidualizowanych poglądów na temat żubrów. Chojrackie wyczyny nie pomagały mu w hodowaniu kurzych jajek z importu. Po przechytrzeniu urzędników państwowych i zażartej walce z sądem znowu wrócił do strzyżenia skorumpowanych gżegżółek. Z radości jeżówka purpurowa postanowiła nie hańbić się pracą i poślubić Krzysztofa Jarzynę ze Trzebiatowa. Zarzucając im wszystkim próżność, minister rolnictwa kazał przeanalizować ósemkowy system oceniania w stumilowym lesie. Kładąc się spać, bohater znalazł zasuwkę do piórnika, po czym wskoczył do rozżarzonego łóżka stojącego koło lampki z abażurem w kształcie żelazka. Igor Przygody próŜnego Stasia Zwycięzca naszego horrendalnego konkursu, Stasiu, dwunastoipółletni konkwistador, mieszkający w Giżycku, użył środka grzybobójczego przeciwko gżegżółce. Stanął dla hecy naprzeciwSTÓ-wa 26 ko krużganka i obłąkanie chichotał. Nie wiedział, że ubrana w pidżamy wataha wilków przygląda mu się uważnie, planując wrzucić mu do obiadu nieco drożdży. Stasiu chyżo zmierzwił wilkom sierść i pognał bawić się z dżdżownicami, należącymi do jego konkurenta – Józka. Biegł na skos przez łąkę, kurczowo trzymając hebel w dłoni. Niestety, potknął się o żółwia i musiał zakończyć swój bieg, gdyż wypadł mu dysk w odcinku lędźwiowym. Jednak próżniuteńkiemu Stasiowi nie przeszkodziło to w przejrzeniu się w lusterku i zniszczeniu ośmiu chabrów. Pewna jeżówka purpurowa, nie posiadając się z oburzenia, zadzwoniła ze skargą na komendę policji. Nikt jej jednak nie uwierzył, ponieważ miała na sumieniu wyrok za krzywoprzysięstwo, przedrzeźnianie królików oraz kradzież rzepaku. Stasiu leżał więc przez tydzień na łące i myślał o reżimie Gargamela. Martyna Sobotni poranek Pewnego dnia Przemek, który mieszkał w Trzebieży, wstał późno i był w humorzastym nastroju. Chłopiec w żółwim tempie zsunął się z łóżka i spojrzał na zegarek stojący obok bukietu z hiacyntami, chabrami i żonkilami. Mała wskazówka na zegarze naprawdę pokazywała ósemkę. „ Ale heca! Spóźnię się do szkoły!”- zawołał chłopiec, zrzucając z siebie pidżamę. Następnie niczym wataha wilków chyżo pognał na przełaj do szkoły. Chłopiec biegł wśród krzewów, płosząc wróble siedzące na ich gałęziach. Był spocony, miał zmierzwione od wiatru włosy i czuł, że zorżetowa koszula przykleiła mu się do pleców. Nagle potrącił stojącego naprzeciwko przystanku grzybiarza i z jego wielkich koszy wysypały się dorodne grzyby i orzechy. „Hejże! Hola!”- zawołał mężczyzna za dwunastoipółletnim chłopcem. Na miejscu okazało się, że Przemek popełnił horrendalny błąd, ponieważ był to sobotni poranek i dlatego szkolna brama była zamknięta na zasuwkę. Paweł H. Kot, wróbel i ujeŜdŜacz rumaków Krzywoprzysiężny ujeżdżacz idealnie przystrzyżonych rumaków zmierzwił włosy w zakłopotaniu. Na krużganku – na żółtej żorżecie - siedział próżniuteńki wróbelek i zachłannie przyglądał się swojemu odbiciu w kałuży. Obok niego - patrząc spode łba czaił się dwuipółletni kocur. Ujeżdżacz chyżo skoczył na ratunek nieświadomemu ptakowi, rzucając potężnym orzechem w kierunku łasucha, jednak kot w swojej nieuwadze potrącił czerwone jabłko, ostrzegając wróbla przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Ptak pospiesznie pierzchnął na drzewo, a orzech trafił w rabatkę żonkili, chabrów i hiacyntów białogłowy, która zgubiła skuwkę w Trzebieży. „ Wczesnochrze-ścijańskie zwyczaje” – mruknęła niewiasta oziębłym tonem, nie do końca rozumiejąc znaczenie obu słów. Karolina Konkwistador Pewien dwunastoipółletni konkwistador szedł chyżo przez krużganek do grzybodajnego lasu. Mierzwiąc włosy, wesoło krążył między jeżówkami purpurowymi. Zrywał hiacynty, chabry, żonkile i przerażająco duże rzepy. Nagle wyrosła spod ziemi horrendalna i krzywoprzysiężna dżdżownica. „Cha, cha!”- zadrwił chłopak - „Pokonam cię przerażającym żółwiem!”. Żółw z niewyobrażalną zwinnością okiełznał dżdżownicę i zwycięsko opuścił pole bitwy. Na leśnej ścieżce bohater często napotykał przepiórki, króliki, bażanty i inne stworzenia żyjące w tejże okolicy. Często przyglądał się krzewom z dziwnie chichoczącymi jabłkami. Nie omieszkał zebrać trochę orzechów z leśnej ściółki. Jego zbiory rosły jak na drożdżach po półtorej godziny miał przepełniony koszyk. Kacper UjeŜdŜacz Machabeusz Pewnego dnia skromniuchny ujeżdżacz dzikich gżegżółek starał się przebranżowić. Zamiast handlować szwedzkimi żółwiami i przepiórkami chciał zabrać się za sprzedawanie pszenicy i rzepaku. Widać ów ujeżdżacz, któremu na imię było Machabeusz, posiadał malutki móżdżek, ponieważ wszyscy wiedzieli, że handlowanie tym nie jest opłacalne. Możliwe, że był pod wpływem środka grzybobójczego, który przez przypadek dodał do swojego ciasta drożdżowego. Pewnie był prawdziwym chojrakiem. Miał zamiar otworzyć swój sklep naprzeciwko ogromnej konkurencji - zuchwałego Dobrociecha, przechrzty, który zajmował się sprzedażą dżdżownic. Jednak to nie przestraszyło Machabeusza. Pierwszego dnia przyszedł do swojego sklepu i chyżo odsunął zasuwkę. Okazało się, że Dobrociech wcale nie był taki straszny i zaprzyjaźnił się z Machabeuszem. Codziennie rano witali się słowami - „Hejże! Hola!”. Handel ujeżdżacza stał się opłacalny, w dwa dni zarobił sześćset złotych. Tomek STÓ-wa 27 mi na platynowy blond lub ciemny granat włosami oraz rzucającym się w oczy strojem. POKEMONY? Ludzie – pokemony. Prawdopodobnie każdy z nas spotkał się z tym terminem albo - co gorsza - z jego fizyczną postacią. Niegdyś był to osobnik płci żeńskiej, obecnie trafiają się także męskiej. Są milutkie w dotyku i bardzo ładnie wyglądają, ale nie dajcie się zwieść pozorom! Na pewno nie są to inteligentne istoty - nigdy nie wiadomo, o czym myślą (nie wiadomo nawet, czy w ogóle to robią...) i jak zareagują na próbę nawiązania z nimi bliskiego kontaktu. Żeby poderwać pokemona, trzeba też być pokemonem i to przeciwnej płci, co sprawia, że są to postacie niesamowicie trudne do zdobycia. Poza tym, używają telefonów komórkowych, co dodaje im aury niesamowitej oryginalności i niedostępności. Spośród pokemonów można wyróżnić barbie i żeli/elegancików. Z łatwością można rozróżnić, które są które. Wyróżniają się z tłumu swoim ubiorem i nieprzeciętnym brakiem inteligencji. Zazwyczaj są to albo zakochani w sobie amatorzy siłowni, pseudoprzystojniaki/maczo, albo godzące się na wszystko, chętnie chodzące tu i ówdzie, puste panienki. Charakteryzują się ufarbowany- Na naszych ulicach można zauważyć pokemony ewoluujące. Na początku różowe, potem zaczyna się „MhhrooCk”. Pokemon farbuje się zazwyczaj na dwa różne kolory, by podkreślić swoją oryginalność i niezależność, jednak nie rezygnuje ze złotych i srebrnych dodatków. Ku niezadowoleniu emoboyów, pokemony w kolejnym stadium rozwoju zaczynają wyrażać swój bunt przez kolczykowanie (pępek, nos, język), co sprawia, że przestaje być ono domeną emo. (Były przypadki wymieniania się kolczykami z języka.) Kolce zazwyczaj mają powbijane cyrkonie i podoczepiane łańcuszki lub zawieszki w kształcie serduszek bądź motylków. Pokemony słuchają najczęściej muzyki na swoim poziomie, czyli tzw. „umc-umc” lub „upsyś-cyś”: techno – jest to jedyny rodzaj muzyki, jakiemu mogą sprostać. Lubują się też w słuchaniu Mandaryny, Dody czy innych gwiazd, takich jak Britni Spears albo Tokio Hotel. Pokemoniaste pismo charakteryzuje się brakiem polskich znaków diakrytycznych (liter „ą”, „ć”, „ę”, „ó” itd.), wieloma błędami ortograficznymi, skracaniem wyrazów bądź usuwaniem niektórych liter (najczęściej samogłosek) np. smchd (czyt. samochód). Obserwuje się coraz powszechniejsze występowanie pokemonów w miejscach publicznych. Istnieje prawdopodobieństwo, że wprowadzana obecnie polityka prorodzinna doprowadzi w ciągu kilkunastu lat do znacznego nasilenia się zjawiska. Jedynym ze sposobów na zmniejszenie populacji pokemonów jest częste wyłączanie Gadu-Gadu. REDAKCJA: Marta Grzywaczyk, Jagoda Kłopotowska, Natalia Karwowska, Martyna Kawecka, Kasia Klukowska, Kinga Kociszewska, Róża Kawałko, Iga Szuman-Krzych SKŁAD KOMPUTEROWY: Tomek Arciszewski, Konrad Kunicki Igor Smolny wspólnie z p. Przemkiem S. Opiekun: p. Ewa Madruj STÓ-wa 28 Kasia