STÓ-wa 13

Transkrypt

STÓ-wa 13
Bal śmiało można uznać za bardzo udany - mogliśmy całym sercem oddać się swoim ulubionym zajęciom, bo choć był moment, że prawie wszyscy pląsali wesoło w karnawałowym korowodzie, to na dłuższą metę raczej nieliczni nie schodzili z parkietu. Za to przy stołach kwitło życie towarzyskie! I znów się potwierdziła znana nam z innych imprez obserwacja, że choć jesteśmy ze
sobą po kilka godzin dziennie, brakuje nam okazji do spokojnej rozmowy. Po prostu mamy sobie
dużo do powiedzenia i nawet kilka decybeli nam w tym nie przeszkodzi. Przeniesienie zabawy
z zamkowych piwnic na górę sprawiło, że bawiliśmy się w przestronniejszej, ładniejszej sali
(plus), ale za to byliśmy bardziej na widoku, zabrakło „atmosfery” (minus). Koniecznie zajrzyjcie go
galerii na stronie 19.
STÓ-wa 1
W num erze...
1. Gimnazjum - dzieciakom
- Pajacyk
- Zagraliśmy dla dzieci
2. Szkoda, że już za nami...
- Halloween
- Dzień Niepodległości
- II Tydzień Bankowy
- Święto STO
- Mikołajki - uwaga!
Wywiad z panem Przemkiem
- Kto wierzy w Mikołaja
- Wigilia
- Dla łakomczuchów
- Egzamin gimnazjalny
- Dzień z wychowawcą
3. Przeczytaj, zobacz,
oceń sam
- Napisy dwa
4. Refleksje po „Trzynastce”...
- Dorosła młodzież
5. Walentynki
6. Łatwe odpowiedzi
na trudne pytania
7. Z życia wzięte
- Na czacie i GG
- Pokemony
8. Nasza twórczość
- Prawdy świata
- Twarzą w twarz ze śmiercią
- Ortograficzne wariacje
Przed kliknięciem...
...i po kliknięciu
WWW.PAJACYK.PL
„Stworzyliśmy stronę www.pajacyk.pl, aby zbierać
pieniądze na dożywianie dzieci w szkołach i świetlicach.
Jeśli wejdziesz na stronę główną i klikniesz w brzuszek
Pajacyka, ofiarujesz dzieciom ciepły posiłek,
nie ponosząc żadnych kosztów. Odwiedzaj często Pajacyka, a najlepiej ustaw tę stronę jako stronę startową,
do czego zachęcają autorzy tego wspaniałego pomysłu.
Pajacyk.pl jest czymś niewiarygodnie przydatnym, gdyż
każde kliknięcie (a można to zrobić tylko raz dziennie)
pomaga w dożywieniu ubogich dzieci, których ze względu na ubożenie polskiego społeczeństwa jest coraz
więcej. Nie zapominajmy, że za nic nie ponosimy kosztów!
Aby ustawić tę stronę jako startową w naszej przeglądarce, należy wykonać następujące czynności:
1. Po włączeniu przeglądarki na górnym pasku narzędzi znaleźć opcję „Narzędzia” - kliknąć.
2. Wtedy pojawi nam się lista możliwych wyborów
i z tej właśnie listy wybieramy „Opcje”.
3. Pojawi się nowe okno (takie jak poniżej).
4. Najpierw na górze tego okienka trzeba wybrać, jakie
opcje chce się zmienić - wybieramy „Główne”.
5. Ostatnim krokiem jest wpisanie w pole opisane
„Strona startowa” adresu www.pajacyk.pl . Aby to
zrobić, należy zaznaczyć kursorem cały tekst
(rubryka na czerwono) i usunąć go, a następnie na
jego miejsce wpisać: www.pajacyk.pl
Marta
STÓ-wa 2
Co to znaczy, że dziecko jest niedożywione? Głównymi symptomami niedożywienia u dzieci są
m.in. zaburzenia rozwoju CUN, zaburzenia społeczne i emocjonalne, zmniejszenie masy ciała, obniżenie sprawności fizycznej. O zaklasyfikowaniu dziecka jako wymagającego dożywienia decyduje
najczęściej jego zachowanie i wygląd zewnętrzny. Najczęstszymi oznakami niedożywienia są: dopytywanie się o jedzenie, bóle brzucha, obniżenie dyspozycji do nauki, apatia lub niemożność skupienia się na jednej czynności; ubogi, zaniedbany wygląd, brak podstawowych przyrządów szkolnych,
wychudzenie. Niedożywienie dzieci negatywnie wpływa na ich rozwój psychofizyczny i prowadzi
do obniżenia odporności, zwiększając ryzyko zachorowań oraz czas i koszty leczenia.
Niedożywienie negatywnie wpływa na zdolności do uczenia się, ograniczając przez to szanse dzieci
na przyszłość. Dzieci niedojadające i zaniedbane są odrzucane przez rówieśników, co powoduje
znerwicowanie i trudności wychowawcze. (www.pajacyk.pl)
STÓ-wa 3
Nad ciekawymi pomysłami trzeba się
czasem trochę pomęczyć, a czasem wpadają
do głowy same. Tak też było z pewnym
projektem, który - nie wiadomo, kiedy - nabrał
realnych kształtów, tak że stał się ogromnym
przedsięwzięciem.
Plan wyjściowy, który narodził się na kółku
redakcyjnym, był taki: napiszemy do Stó-wy
artykuł o domach dziecka. Potem, co chwilę
dochodziły do tego inne propozycje – to może
pojedziemy do domu dziecka, przygotujemy
jakieś prezenty – ale skąd fundusze…
Zorganizujemy zbiórkę… Nie… Może więc
KONCERT?
Poprosiłyśmy o wsparcie panią pedagog
oraz naszego nieocenionego kolegę Janka –
speca od imprez muzycznych J i od razu
przystąpiliśmy do działania. Zaczęliśmy
rozmyślać nad piosenkami, instrumentami
i wykonawcami. Był tylko jeden problem…
ZOSTAŁY NAM NIECAŁE TRZY
TYGODNIE!!! Szybko jednak zaczęliśmy
próby, co okazało się możliwe dzięki perkusji
wypożyczonej z… kościoła.
W czasie prób wielokrotnie dochodziło
do utarczek słownych, a nawet ostrych kłótni,
ale tak to bywa podczas wytężonej pracy,
STÓ-wa 4
w którą są wszyscy emocjonalnie zaangażowani. I tak 20 grudnia w szkolnej sali
widowiskowej odbył się nasz własny koncert
charytatywny „Gramy dla dzieci”. Przed
wejściem znajdowała się skrzynka na pieniądze,
do której – szczerze mówiąc - nie
spodziewaliśmy się zebrać zbyt dużo pieniędzy.
Po koncercie mieliśmy naprawdę wiele
powodów do zadowolenia – nie tylko
zostaliśmy gorąco przyjęci przez publiczność,
która całym sercem w nim uczestniczyła
porwana przez muzykę - niedługo po
rozpoczęciu imprezy wszyscy razem z nami
śpiewali; ale udało nam się także zebrać sporo
pieniędzy. Zlicytowaliśmy koszulkę
z podpisami naszych kajakarzy za sto złotych,
a w pudełku znaleźliśmy jeszcze 200!
Dzień później pojechałyśmy na wielkie
zakupy, a wieczorem, gdy prezenty dla
dzieciaków zostały już zapakowane,
zawiozłyśmy je do Domu Dziecka nr 1 przy
ulicy Broniewskiego. Dzieci były zachwycone
nowymi filmami, zabawkami i słodyczami.
I tak skromny pomysł zakończył się wielkim
sukcesem, a nam pozostała w sercu ogromna
satysfakcja. Dziękujemy wszystkim, którzy
nam pomogli!!!
Iga i Róża
STÓ-wa 5
Szkoda, Ŝe juŜ za nami...
Nazwa halloween jest skróconym
All Hallows Eve - wigilia Wszystkich
Świętych. Sama tradycja zaś wywodzi
się z pogańskiego obrzędu Samhain,
najważniejszego celtyckiego święta,
którego nazwa oznacza koniec lata
(sam e fuin). Związane ono było z zakończeniem żniw i roku wg kalendarza
celtyckiego (31 października - 1 listopada). Wierzono, że w noc wigilii Samhain duchy osób, które zmarły
w trakcie minionego roku, oraz tych,
które się jeszcze nie narodziły, zstępowały na ziemię w poszukiwaniu żywych, by w nich zamieszkać na następny rok. Aby tego uniknąć, Celtowie gasili wszelkie ogniska, kaganki
i pochodnie, żeby ich domy wyglądały
na zimne i niegościnne, a poza domem wystawiali żywność dla duchów.
Sami ubierali się w stare, podarte
ubrania i chodzili po wsiach, udając
brudnych włóczęgów.
W dzisiejszych czasach halloween
jest dniem, którego nie traktuje się jak
święto, a raczej jak kolejną okazję do
zabawy, niezwykle barwnie przebiegającej w krajach anglosaskich. Dzieci przebrane za mniej lub bardziej groźne stwory - chodzą od domu do domu
i w zamian za powstrzymanie się
od psikusów otrzymują różne łakocie.
Uczniowie naszej szkoły także
postanowili wziąć udział w halloween – czy zabawa była udana?
Martyna:
Choć na chwilę
chcieliśmy poczuć się dziećmi - Kinga, Jasiek, Marcin i ja poprzebieraliśmy się, wymalowaliśmy i ruszyliśmy straszyć w terenie. Bawiliśmy
się świetnie, mamy fantastyczne
wspomnienia, a jakie przeżyliśmy
przygody… To było cudowne hallo-
STÓ-wa 6
ween, takie z prawdziwego zdarzenia, z dynią stojącą przed domem! Mam nadzieję, że powtórzymy to
jeszcze nie raz!
Borys: Razem z Konradem byliśmy na halloween u kolegi. Najpierw, aby stworzyć mroczną atmosferę, obejrzeliśmy horror. Następnie w maskach
przeciwgazowych poszliśmy na łowyJ Zdarzyło się
mnóstwo przygód, które dostarczyły nam wielu emocji, ale też i śmiechu. Efekt końcowy był taki, że zebraliśmy trzy reklamówki słodyczy, z którymi poszliśmy oglądać kolejny film. Pod koniec dałem kolegom koncert na gitarze, który zakończył ten wspaniały wieczór.
Asia: Razem z Natalią spędziłam halloween
u Diany. Cały wieczór oglądałyśmy filmy na stronach internetowych, z przerwą na „You can dance po prostu tańcz”. Bawiłyśmy się naprawdę świetnie!
Panie od języka angielskiego - co widać było na
każdej przerwie - nie dały się zdystansować. Poprzez
kreatywne przebrania i zabawy pokazywały młodszym,
na czym polega halloween, jak można je w przyjemny
i pozytywny sposób obchodzić. Widać było również
zaangażowanie dzieci z podstawówki, które stworzyły
przepiękne prace, zdobiące szkolne korytarze J
In the nineteenth century, Irish and British
(particularly Scottish) people who emigrated to North
America took their Halloween tradition with them, and in
the twentieth century it spread all over the US and Canada. Nowadays in US, for example, people spend more
time on decorations and parties during Halloween that
during any other annual festival apart from Christmas.
Some people think the origin of trick or treating is
a Scottish tradition called ‘guising’, in which children do
something like tell a joke or sing a song in return for
their treat. In many places, however, the children offer
nothing in return: they just say they will play a “trick”
of some kind if they don’t receive a treat. Trick-ortreating is mostly very good-humored, and almost all
adults are happy to give out sweets. Normally, therefore, trick or treaters receive a lot of sweets during the
evening, meaning Halloween’s possibly the worst event
in the year for children’s teeth.
Marta
Dzień Niepodległości - wszyscy,
niezwykle zdyscyplinowani, stawiliśmy
się w szkole ubrani na „galowo”, a na
jednej z lekcji mieliśmy okazję uczestniczyć w dzień programie artystycznym
specjalnie przygotowanym na ten dzień
przez panią Różę, nauczycielkę języka
polskiego w podstawówce, i jej uczniów,
oraz „naszą” panią Kasię, wychowawczynię pierwszej klasy gimnazjum i nauczycielkę historii oraz wos-u, przy
współpracy pani od muzyki.
Poruszająca droga do niepodległości została pokazana w odniesieniu do
czasów współczesnych, co wręcz narzucało pytania o istotę niepodległości
w czasach, w których nie trzeba o nią
zabiegać, o wartość wolnej ojczyzny
dla młodego pokolenia… Historia splatała się z pieśniami patriotycznymi,
słowo z muzyką, przeszłość z dniem
obecnym. Muszę zwrócić uwagę na
fakt, że my, gimnazjaliści, jak wiadomo
dość sceptycznie podchodzimy do tego
typu uroczystości, tym razem jednak
byliśmy poruszeni, bardzo podobał
nam się pomysł na program oraz jego
wykonanie, łącznie ze skromną, ale
bardzo przemyślaną dekoracją. Jestem
pełna podziwu dla dziewczynki, która
zagrała piękną pieśń na flecie, jednak
wszyscy aktorzy zasługują na uznanie - z własnego doświadczenia wiem,
jak wiele pracy wymaga przygotowanie
takiego programu.
Muszę przyznać, że chyba po raz
pierwszy chwalę uroczystość szkolną
tego typu, ale mam nadzieję, że nie po
raz ostatni. Raz jeszcze serdeczne
gratulacje!
Martyna
STÓ-wa 7
To są emocje!!! A jaka satysfakcja, gdy się
wygrywa!!! A zaczęło się spokojnie, wyjątkowo
rzeczowo i poważnie. Po korytarzu znowu zaczął chodzić lew, pojawiła się nutka rywalizacji,
bardzo pozytywnej, z uśmiechem na ustach
przystąpiliśmy do gry - a gra była fair-play.
Korytarz zamieniał się w oddziały banków,
niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
wyrastały dwa światy.
Ognisty pomarańcz z profesjonalną i konkretna obsługą oraz niebiański świat trzecioklasistów, który zapraszał optymistycznym
nastawieniem i talonami wymienianymi na
nagrody.
Poniedziałek był bardzo ważny, ponieważ
niekiedy już pierwszego dnia wiadomo, kto
wygra. Od początku widać było, że walka będzie wyrównana. Bank niebieski (prowadzony,
przez 3g) oraz bank pomarańczowy (pod dowództwem 2g) szedł łeb w łeb. Poziom i oprocentowanie wyrównane. Kogo wybiorą klienci?
To okaże się już niebawem. Będzie to zwariowany i uśmiechnięty od ucha do ucha, ale tym
razem uporządkowany bank trzecioklasistów,
czy spokojniejszy, podchodzący do zabawy
z większym opanowaniem i dystansem bank
pomarańczowy? Wpływy rozkładają się w miarę po równo z niewielką przewagą banku klasy
młodszej…
Wtorek to dzień triumfu dla krainy urządzonej w kolorze niebieskim, ze statkiem na czele.
Niestety - no dobra, nie będę udawać - na nasze szczęście, tego dnia do drugoklasistów nie
wpłacał nikt. Zyskaliśmy więc przewagę i wysunęliśmy się na wyraźne prowadzenie. Teraz
mogło być już tylko lepiej. I nie jest to wina
błędów organizacyjnych czy promocyjnych
banku pomarańczowego, bo muszę zaznaczyć, że drugiego dnia jego marketing działał
prężnie. Zdarzało się mu nawet stosować
„przemoc” fizyczną względem pracowników
STÓ-wa 8
banku niebieskiego J - żartuję, wszelkie
próby nacisku były szybko udaremniane przez
ochronę niebieskich, podobnie jak usiłowanie
rabunku zorganizowanego przez dwóch zamaskowanych (owiniętych w turbany) speców od
reklamy J Wszystko ograniczało się do żartów i do niczego poważnego nie doszło. Atmosfera na korytarzu była bardzo przyjazna.
Zebrania zarządów okazały się bardzo
ważne dla funkcjonowania banków, należało
wszystko dokładnie przeanalizować, aby nie
popełnić żadnego błędu taktycznego. Wszystko musiało się zgadzać! Książeczki uczniów
i kartka wpłat, pieniądze w kasie ze stanem
konta. Ważne także było dobre przygotowanie
następnego dnia.
Środa to chwila oddechu dla niebieskich, klientów wszystkich banków z dnia na
dzień jest coraz mniej - a to gubią książeczki,
a to kwitki, albo po prostu zainwestowali na rok
lub 6 miesięcy. Już wiemy, że najważniejsze
są liczby, odsetki dla poszczególnych lokat
i ich oprocentowanie, każdy przelicza, gdzie
mu się bardziej opłaca, a dopiero w drugiej
kolejności zachętą są wymieniane na nagrody
talony, oferowane przez bank niebieski.
Czwartek - w zasadzie to już zbliżamy się
do końca, bo w piątek są tylko wypłaty. Tego
dnia oprocentowanie jest najważniejsze, jeszcze wszystko może się zdarzyć, choć my i tak
wierzymy w zwycięstwo i nie stresujemy się
za bardzo, jednak praca to praca i przyłożyć
się należy. I tego dnia mamy więcej wpłat niż
pomarańczowi. No cóż...J
Spokojnie zamykamy banki i biegniemy
liczyć, czy wszystko się zgadza. Bo co nam
z tego, że klientów mieliśmy najwięcej, jeśli
błędów też byłoby najwięcej, jak w poprzednim
roku. Teraz się staraliśmy i cierpliwie obliczaliśmy, wpłacaliśmy, wypłacaliśmy, żeby zachować „porządek w papierach”. Zgadza się!!!
Kwitków odpowiednia ilość!!! Ale jeszcze nie
ma nic pewnego, jeszcze nie chcemy zapeszyć.
Zamykamy banki, sprawdzamy obliczenia,
STÓ-wa 9
okazuje się, że nikt nie splajtował, i czekamy
na wyniki. Apel we wtorek, znowu nerwy, co
będzie, jeśli jednak się pomyliliśmy? Tak bardzo boimy się powtórki z tamtego roku, choć
wiemy, że to niemożliwe. Wszelkie próby podpytania pani Małgosi o ostateczne rachunki
okazują się bezsensowne, pani milczy jak
grób.
Zaczyna się… Nagroda dla osoby, która
najlepiej zainwestowała swoje pieniądze wędruje do Diany z Ig (ale zaraz, zaraz, gdzie
ona inwestowała?… w pomarańczowym czy
w niebieskim?). Głęboki wdech i zaczyna
się: „Nagrodę dla klasy prowadzącej bank
otrzymuje klasa 3!!!” Wielkie oklaski!!! Skaczemy z radości!!! Nerwy wreszcie puszczają,
nagrody rzeczowe są ważne, ale ważniejsza
jest satysfakcja!! Idziemy do kina!!! Udało się!!!
Jesteśmy po prostu najlepsi!!!
Ale nie oszukujmy się, na nic nasz zapał,
gdyby pani Małgosia nie zorganizowała Tygodnia Bankowego, dziękujemy!!! (wszyscy!)J
Chętnie pozujemy do zdjęć w jednolitych
koszulkach, potem te koszulki stają się klasowymi pamiątkami, bo zbieramy na nich swoje
podpisy. Dość o nas, nie możemy zapominać
o ekipie banku pomarańczowego! Im także
należą się wielkie gratulacje oraz podziękowania za równą i zaciekłą walkę. Będziemy trzymać za Was kciuki w przyszłym roku, bo należy się Wam wygrana bez wątpienia.
Ufff… chyba wreszcie się wyciszyłam, gdy
przelałam te wszystkie przeżycia na papier J
Tydzień Bankowy to była naprawdę niesamowita zabawa i jednocześnie przygoda, która
także uczy - takich rzeczy się nie zapomina...
Szkoda tylko, że nie będziemy mieli już okazji
powtórzyć swojego sukcesu.
PS. Właśnie przeczytałam swoją relację
z zeszłorocznego I Tygodnia Bankowego muszę przyznać, że lekcja pokory, jaką przeszliśmy w zeszłym roku, bardzo nam się przydała. Wszyscy - i my, obecnie trzecia klasa,
i dawny bank zielony...
Martyna
STÓ-wa 10
Impreza rozwijała się stopniowo. Najpierw
na godzinie wychowawczej zastanawialiśmy
się nad pytaniami do absolwentów. Później na
plastyce rysowaliśmy plakaty. I wreszcie nadszedł moment święta - Społeczne Towarzystwo Oświatowe, którego jesteśmy częścią,
obchodzi w tym roku swoje dwudziestolecie
(„Sto lat, sto lat!!!”) i z tej okazji dla każdej kategorii wiekowej zostały zorganizowane uroczystości.
doskonale pamiętamy, że mimo dwóch lat różnicy, to właśnie z nimi dogadywaliśmy się najlepiej i przeżywaliśmy chwile dobre i złe, to oni
pokazali nam gimnazjalny świat. Nigdy
nie ukrywaliśmy, że bez nich to nie to samo.
Na szczęście zostają wspomnienia i ciepłe
uczucia w naszych sercach.
Ten wyjątkowy dzień - święto STO - uczciliśmy pięknym, wspólnym spotkaniem, dzięki
któremu mogliśmy, choć przez chwilę, popatrzeć na naszą szkołę okiem absolwenta...
Martyna
ANDRZEJKI
My, uczniowie gimnazjum, 29 listopada spotkaliśmy się z absolwentami naszej szkoły.
Obecnej trzeciej klasie nie trzeba ich było
przedstawiać, bo wszyscy doskonale ich pamiętają sprzed dwóch lat, kiedy to dzisiejsi absolwenci byli najstarszymi uczniami w szkole.
I tak niczym w „Małym Księciu” na naszej
szkolnej scenie zagościli reprezentanci poprzedniej klasy pana Przemka: Ola Garus, Dominika Cyzio, Dominik Waszczuk oraz Marcin
Szkudlarek. Pytaliśmy ich o zdanie na temat
wybranej szkoły, o marzenia i plany na przyszłość. Najwięcej emocji wzbudziły pytania
o klasowe wspomnienia z naszej szkoły. Odpowiedzi bardzo pozytywnie nas zaskoczyły –
zobaczyliśmy, jak dojrzeli, jak mądrze wiele
rzeczy oceniają z perspektywy czasu. Prawdziwym punktem kulminacyjnym było pytanie
o najlepiej zapamiętanych nauczycieli. Gdybym
robiła ankietę i spisywała odpowiedzi, przeliczając je na procenty, to wyglądałoby to
tak:100% ankietowanych określiło pana
Przemka najlepszym wychowawcą w swojej
szkolnej biografii! Także 100% uznania otrzymała niezapomniana trójca trzech ówczesnych
gimnazjalnych wychowawców! Pani Basi, pani
Ewie, no i oczywiście panu Przemkowi należą
się serdeczne gratulacje!
Miło jest tak czasem spotkać się i porozmawiać – bardzo tęsknimy za sobą, bo przecież
W GIMNAZJUM
STÓ-wa 11
Pod datą 6 grudnia kryją się dla nas tak
naprawdę dwa święta. Pierwsze z nich to znane chyba wszystkim mikołajki. Podobnie jak
w zeszłym roku wybraliśmy się do Multikina.
Do wyboru były dwa filmy: „Beowulf” oraz
„Dziewczyna moich koszmarów”, a początkowy podział, kto idzie na który, nastąpił podług
płci: chłopcy chcieli obejrzeć pierwszy,
a dziewczyny - drugi. Jednak z racji tego,
że jedni byli już na tym, a inni na tamtym, zapanowało ogólne zamieszanie, w wyniku którego pierwsza klasa w całości poszła na
„Dziewczynę moich koszmarów”, a reszta tak
skutecznie się pomieszała, że już nikt nie wiedział, kto na co poszedł.
W opisie „Beowulfa” na stronie Multikina
czytamy: „Staroangielski poemat heroiczny,
który – jak się przyjmuje – powstał w VIII wieku, jest kroniką wyczynów Beowulfa, skandynawskiego bohatera, ratującego Duńczyków
przed nieposkromionym potworem o imieniu
Grendel”. Więcej o nim nie napiszę, ponieważ
dałam się namówić na „Dziewczynę moich
koszmarów” i była to jedna z najfatalniejszych
moich filmowych decyzji w życiu.
Film był prawdziwym koszmarem nie tylko
w tytule, u wielu osób wywołał wręcz obrzydzenie, w ogromnej części wynikające z totalnej nudy. Historia 40-letniego mężczyzny, niedowartościowanego z powodu braku kobiety,
który znajduje wreszcie swoją wyśnioną - niestety, okazuje się ona dziewczyną nie ze
snów, ale raczej koszmarów... Film - w mojej
opinii - kompletnie bezwartościowy, epatujący
seksem i głupotą.
Wróćmy do przyjemnych rzeczy - prezenty!
Oczywiście nie mogło ich zabraknąć w mikołajki. Konwencjonalne i odjazdowe, bardziej lub
mniej trafione - ale zawsze oczekiwane.
W klasie drugiej chyba największe zdumienie
wywołał prezent dla Olafa - był nim elementarz dla ucznia pierwszej klasy (podstawówki!)
oraz zabawkowy miecz!
Drugim świętem 6 grudnia są urodziny paSTÓ-wa 12
na Przemusia. Mikołaj go hojnie obdarował od drugiej klasy dostał słodycze oraz płytę
Dżemu 2004, z której się niewątpliwie ucieszył,
natomiast trzecia ofiarowała mu wielką maskotkę oraz koszulkę z podpisami. Nasza redakcja również nie zapomniała o panu Przemku i przeprowadziła z nim wywiad…
Róża i Iga
Podoba się panu, że ma pan
urodziny w mikołajki?
Nigdy mi się to nie podobało! Podwójne święto w jednym dniu oznaczało zdecydowanie
mniejszą listę prezentów...
Co dostawał pan w dzieciństwie,
a co dostaje pan dziś?
Cóż, 6 grudnia to jednak były zdecydowanie
MOJE URODZINY - zwykle jeden porządny
prezent od rodziców i ewentualnie jakaś zagubiona słodycz od Mikołaja. Worek z prezentami od „Świętego” otwierał się dopiero podczas wigilijnego wieczoru. Do naszego mieszkania zjeżdżała cała najbliższa rodzina w sumie prawie 30 osób. Wszyscy po drodze
zupełnie przypadkowo spotykali Mikołaja,
stąd pod choinką z każdym gościem przybywało prezentów. Całe mnóstwo czasami zupełnie zbędnych drobiazgów – wełniane rękawiczki, kolejny scyzoryk, nieśmiertelna latarka, kilka par skarpet, obowiązkowy sweterek,
klaser na znaczki, skórzany portfelik z łuską
karpia na szczęście... Uwierzcie, góra prezentów, a każdy zapakowany pieczołowicie, starannie, pięknie i kolorowo... I choć nie było
nigdy tego wymarzonego, a może był, lecz już
nie pamiętam, najcudowniejsze tego wieczoru
było długie, wspólne rozpakowywanie kolejnych paczek i paczuszek, a w tle śpiew kolęd
i zapach choinki.
Co dostaję dzisiaj? Hmmm, dobrą książkę,
ulubioną płytę, fajną... i dużo serdeczności
od najbliższych, od przyjaciół, od uczniów
(Przyznam szczerze, że odwiedziny gimnazjalistów, z klasy II i III, jak również tych, którzy opuścili już mury naszej szkoły, a wiąż
jeszcze pamiętają, są niezwykle miłe).
Z czym kojarzą się panu mikołajki?
6 grudnia to zawsze kolejny rok... Kiedy byłem w waszym wieku, nie mogłem doczekać
się swoich urodzin - stawałem się przecież
starszy, bardziej dorosły. Z każdym rokiem
miałem więcej praw, mogłem więcej... Marzeniem było mieć w końcu lat osiemnaście. Pełnoletność, niezależność, wolność... Teraz (jak
chyba większość dorosłych) patrzę na to zupełnie inaczej i gdybym tylko mógł, chętnie
wsiadłbym do wehikułu czasu, aby cofnąć się
do okresu podstawówki i ogólniaka. To były
cudowne lata...
Czy wypatrywał pan w młodości
pierwszej gwiazdki na niebie?
Nie, to nie była moja działka, w moim domu
role były podzielone, bujaniem w gwiazdach,
jak również sporadycznym ich wypatrywaniem,
zajmował się mój młodszy braciszek. On zawsze miał lepiej - wiadomo, był najmłodszy...
Jakie prezenty kupi pan rodzinie?
Nie prezenty są najważniejsze, istotne, żeby
PAMIĘTAĆ. Czasami wystarczy tylko
uśmiech i kilka ciepłych słów. A jeżeli przy
okazji możemy dorzucić coś extra J .
Kiedy przestał pan wierzyć
w św. Mikołaja?
Nigdy nie przestałem wierzyć w św. Mikołaja,
wszak to postać historyczna, choć ostatnio
nieco skomercjalizowana. W naszej rodzinie
krąży legenda o tym, że jestem mikołajkowym
prezentem moich rodziców. I choć dawno
przestałem wierzyć w to, iż trafiłem do nich
owinięty pieluchą w towarzystwie innych prezentów, to jestem przekonany, że dzień moich urodzin (6 grudnia) nie był przypadkowy...
Czy chodził pan przebrany za świętego
Mikołaja i rozdawał prezenty
w młodszych klasach?
Kiedyś zdarzyło mi się wyręczać Świętego
i choć starałem się jak mogłem, byłem jedynie
jego licha podróbką. Dzieciaki błyskawicznie
zorientowały się, że coś jest nie tak - podobno zdradziły mnie buty. Inna rzecz, że do momentu rozdania prezentów, wszyscy świetnie
wywiązywali się ze swoich ról - ja udając rubasznego Mikołaja, a uczniowie zamieniając
się w bardzo grzeczne dzieci, które z całą
pewnością zasłużyły na moc prezentów.
Iga
Na pewno małe dzieci, które z całego serca
pragną, aby 6-go grudnia przynosił im prezenty. Zapytałyśmy naszych małych kolegów
z klas 0-3, jakie prezenty chcieliby znaleźć pod
poduszką.
Wymagania były niezwykłe, bez ograniczeń
dla fantazji i … rodzicielskiego portfela :-). Jedna dziewczynka z zerówki zażyczyła sobie
„wszystkie zabawki z całego świata (których
nie ma) plus pluszaka”. Inny chłopczyk z klasy
2 chciał dostać komputer, laptopa i PSP
(ciekawe, jak to wszystko się zmieści pod poduszką:)) Ktoś marzył o iPodzie Nano. Wysłuchałyśmy też niecodziennych odpowiedzi, jak
na przykład dziewczynki z 3 klasy, która
na nasze sakramentalne: „Co chciałabyś dostać na Mikołaja?” - odpowiedziała: „Dzieci
nie odpowiadają na pytania”. Nie powiem,
wniosła wiele ożywienia do naszej działalności
wywiadowczej. Jeden chłopczyk natomiast
zapytał bardzo przytomnie, dlaczego nie zapisujemy obok wymienionych prezentów imion.
Pierwsze miejsce na liście najczęściej wymienionych przez dzieci prezentów zdecydoSTÓ-wa 13
wanie zajmuje zestaw „Petshop” (dziewczynki)
oraz gadżety elektroniczne typu mp3, mp4
i telefony oraz samochodziki (wiadomo - chłopcy). Dużą popularnością cieszą się także pluszaki, podobnie jak „Polly poczet”.
Życzymy wszystkim małym i dużym spełnienia
marzeń o świątecznym prezencie…
Natalia i Jagoda
Wychowawcy, nauczyciele, uczniowie wszyscy przy jednym stole przykrytym białym
obrusem i zastawionym świątecznymi potrawami. Uśmiechy na twarzach. Spokój. Czyżby
wszyscy byli tego dnia szczęśliwi, że mogą
wspólnie usiąść przy stole? A może ten
uśmiech spowodowany jest czymś zupełnie
innym...? Może po prostu radością, że to ostatni dzień w szkole przed świętami? Nie wiem.
Zapewne wszystko po trochu, jak w życiu…
Dla mnie była to naprawdę niesamowita wigilia. Mimo wszystko…
W niezupełnej ciszy oczekujemy, aby przełamać się opłatkiem, złożyć sobie życzenia
i nareszcie spróbować potraw. Nasze rozedrganie zostaje uporządkowane cudownie działającym nauczycielskim głosem. ;) Życzenia,
ciepłe słowa, opłatek - jak co roku zajmują
nam dużo czasu, ponieważ jest wiele życzeń
i wiele dobrych słów, którymi chcemy się podzielić. Podchodzimy do wychowawców i nauczycieli - to jedna z niewielu chwil, kiedy możemy po prostu od serca za wszystko podziękować, dać wyraz swojej sympatii. Staramy się
dotrzeć do wszystkich z klasy i nie tylko.
STÓ-wa 14
Wreszcie, po dobrej pół godzinie, zasiadamy
do stołu, próbujemy różnych potraw, rozmawiamy, śmiejemy się, aparat fotograficzny wędruje między nami, uwieczniając nasz niezwykły świąteczny nastrój. W powietrzu unosi się
zapach ciepłego barszczu z uszkami, pierogów, sałatek i ciast…
Szkoda, że niektórzy - już posileni, być może trochę znudzeni, nie chcąc zostać, aby
sprzątać, mając coś "bardzo ważnego" do załatwienia - umykają w okamgnieniu. Ci, których
sprzątanie nie przeraziło, a bardzo chcieli spędzić jeszcze trochę czasu w miłym gronie,
szybko zrobili porządek, a następnie przygotowali… drugą wigilię. W kameralnym gronie,
przy dźwiękach kolęd granych przez panią
Magdę na gitarze i pana Przemusia na harmonijce. Wszelakim rozmowom nie było końca,
gawędziliśmy o wszystkim - o szkole, świętach, ulubionych potrawach, sylwestrze, prezentach pod choinkę… Ciepła atmosfera spowodowała, iż nasz pobyt nieco się przedłużył. ;) Iga z Różą pojechały odwiedzić dom
dziecka, zawiozły dużo maskotek i słodyczy,
aby sprawić radość dzieciakom, a my powoli
zabraliśmy się za kolejne sprzątanie. Mam
nadzieję, iż nikt nie żałował, że został na przedłużonej wigilii.
Spędziliśmy ten czas naprawdę wyjątkowo
przyjemnie. Była to moja ostatnia wigilia
w naszej szkole, jej atmosfera na pewno
na długo zostanie mi w pamięci.
Kinga
Chory kot
Pan kotek był chory
i leżał w łóżeczku..
I przyszedł kot doktor.
- Jak się m asz, koteczku?
- Ź le bardzo – i łapkę
w yciągnął do niego.
W ziął za puls pan doktor
pow ażnie chorego.
I dziw y m u praw i:
- Z anadto się jadło,
co gorsza, nie m yszki,
lecz szynki i sadło;
Ź le bardzo… gorączka!
Ź le bardzo, koteczku!
O j długo ty, długo
poleżysz w łóżeczku..
I nic jeść nie będziesz,
kleiczek i basta.
B roń B oże kiełbaski,
słoninki lub ciasta!
- A m yszki nie m ożna? zapyta koteczek –
lub ptaszka m ałego
choć parę udeczek?
- Broń Boże! Pijaw ki
i dieta ścisła!
Od tego pom yślność
w leczeniu zaw isła.
I leżał koteczek;
kiełbaski i kiszki
nietknięte; z daleka
pachniały m u m yszki.
Patrzcie, jak złe łakom stw o!
K otek przebrał m iarę,
m usiał w ięc nieboraczek
srogą ponieść karę!
Tak się i z w am i,
dziateczki, stać m oże:
od łakom stw a
strzeż w as Boże!
Stanisław Jachow icz
STÓ-wa 15
Próbny egzamin mogę skomentować tylko
jednym słowem - koszmar. Spodziewaliśmy
się, że przedmioty ścisłe wypadną słabiej, ale
żeby aż tak? I dlaczego się tak stało? Trudno
powiedzieć - spieszyliśmy się, niedokładnie
czytaliśmy, byliśmy podenerwowani, a może
trochę zbyt pewni siebie...
Test części matematyczno-przyrodniczej
był w naszym odczuciu bardzo trudny. Pierwszy raz pojawiło się tak dużo zadań z biologii.
Część humanistyczna egzaminu poszła nam
nieco lepiej, co nie znaczy, iż jesteśmy z siebie
w pełni zadowoleni. Sądzę, że byliśmy również
trochę rozproszeni - zmiana nauczycieli
w salach, szuranie krzeseł, różne dźwięki
i obrazy stawały się dużo ciekawsze niż rozwiązywane przez nas zadania. Ci, którzy pisali
w oddzielnej sali, mówili, że przeszkadzało im
również głośne czytanie wszystkich tekstów.
Egzamin kończyliśmy różnie, niektórzy opuszczali salę już po półtorej godziny, inni potrzebowali więcej czasu.
Po dokładnym omówieniu testów z nauczycielami, już na spokojnie, zdaliśmy sobie sprawę, jak wiele umknęło nam z pamięci, na
szczęście mamy tego świadomość, co z pewnością zaowocuje w kwietniu. Zdaliśmy też
sobie sprawę z powagi tych egzaminów, które
przecież zadecydują o naszej przyszłej szkole.
Myślę, że dzięki tym wynikom weźmiemy
się do pracy, by na egzaminie uzyskać jak
największą ilość punktów. Szkoda tylko,
iż wynik nie do końca jest współmierny
z naszą wiedzą, gdyż większość zależy niestety od szczęścia...
Kinga
STÓ-wa 16
ma na celu… No właśnie - co? Niełatwo
odpowiedzieć na to pytanie, gdyż każdy ma
indywidualne zdanie na ten temat. Dla jednych
jest to dzień, kiedy może pobyć z wychowawcą trochę na luzie, w innej przestrzeni niż na
co dzień; kiedy może porozmawiać o klasowych sprawach bądź ogólnie, o życiu, w bardziej przyjaznym otoczeniu. Dla innych może
to być po prostu dzień wolny od szkoły, chcą
jak najszybciej go "odbębnić" i iść do domu
lub też spotkać się ze znajomymi.
Pełni optymizmu i dobrego humoru zebraliśmy się pod kręgielnią w "Galaxy". (My, czyli 2
i 3 klasa^^.) Wszyscy poszliśmy wymienić nasze obuwie na „specjalistyczne”, aby - wyglądając nieco zabawnie - podzielić się na grupy,
zająć tory i oddać się zabawie. Najbardziej
zaskoczyła nas p. Ewa - mówiąc, że nigdy
wcześniej nie grała w kręgle, pokazała coś
zupełnie innego. ;) Niekoniecznie skupieni na
zdobywaniu punktów daliśmy się porwać roz-
mowom i radości spędzania czasu w swoim
gronie. Po dwóch godzinach rozdzieliliśmy się
z klasą p. Przemka, która poszła do kina,
i poszliśmy na pizzę. Oczekując na nasze zamówienie znów mieliśmy okazję do rozmowy,
a niektóre konwersacje były nadzwyczaj poważne. Najwięcej zainteresowania wzbudził
Piotruś, któremu Marta udzielała „naukę
o grzeczności”.
Klasa pierwsza, która nie spędziła tego
dnia z nami, była z p. Kasią w kinie na filmie
pt. "Jestem Legendą". Mamy nadzieję, iż był to
udany wypad i wszyscy bawili się świetnie, bo
była to bardzo dobra okazja do klasowej integracji, co w przypadku pierwszej klasy jest
szczególnie ważne.
Sądzę, że był to naprawdę bardzo przyjemny dzień, który obfitował w wiele śmiesznych
wydarzeń. Myślę, iż nikt by się nie obraził, gdyby było więcej takich wspólnych wyjść, bo dwa
w semestrze, to stanowczo za mało. ;)
Kinga
STÓ-wa 17
Przeczytaj, zobacz, oceń sam
Napisy dwa…
Warszawski Teatr Współczesny przyjechał do nas z „Napisem”, tytułem nieprzypadkowym, gdyż - jak wszyscy miłośnicy szczecińskiego Teatru
Współczesnego wiedzą - ma on
również tę sztukę w swoim repertuarze, wyreżyserowaną
w dodatku przez Annę Augustynowicz (można ją było dla porównania obejrzeć).
Dramat – nazwałabym go
raczej tragikomedią – francuskiego autora Gerarda Sibleyrasa, porusza dość widoczny
w naszych czasach problem
braku komunikacji pomiędzy
ludźmi, wynikający z nadmiaru
powszechnie używanych słów,
których znaczenie często w ogóle nie jest rozumiane, ponieważ
powtarza się je bezmyślnie, bez
względu na kontekst, co sprawia, że powstają komunikaty
totalnie absurdalne.
Przedstawienie szczecińskie
wydało mi się bardziej uniwersalne w swej wymowie od warszawskiego, ukazuje bardziej problem,
a nie anegdotę na temat pewnego problemu. Nie wszystko jest
dopowiedziane, także dzięki scenografii - jak
zwykle u duetu Augustynowicz - Braun symbolicznej, i tradycyjnie czarnym ponadczasowym
w kroju kostiumom. Najważniejsza staje się
ogólna refleksja, a nie składanie wydarzeń
w ciąg przyczynowo-skutkowy. Specyfika teatru
Augustynowicz? Na pewno i dlatego tak go
lubię i szanuję. Rozbawić – tak, ale także poruszyć, do głębi, bez oszustwa: mnie to nie dotyczy, to tylko teatr…
Spektakl ze stolicy. Gwiazdorska obsada,
twarze znane z małego i dużego ekranu. Tekst
ten sam. Sztuka ta sama. A zupełnie inna.
Począwszy od dekoracji, w tym przypadku
bardzo rozbudowanej, przedstawiającej jakieś
mieszkanie w kamienicy, a skończywszy na
przekazaniu widzom sensu. Oto scenka rodzajowa na temat bezmyślności niektórych ludzi,
ich zakłamania i okrucieństwa w traktowaniu
innych. A to wszystko pośród salw śmiechu.
Nie powiem – dobre aktorstwo, sprawna reżyseria Macieja Englerta, tylko całość jakaś taka
pusta, prymitywna w wyrazie. Wyjdę z teatru
i po chwili zapomnę. Dobra rozrywka, ale dla mnie to za mało.
Jeśli jesteśmy odważni,
a w teatrze szukamy nie tylko
łatwego i miłego repertuaru czy
nazwisk z pierwszych stron gazet – wybierzmy się na „Napis”
Anny Augustynowicz i szczecińskiego zespołu Teatru Współczesnego.
Martyna
STÓ-wa 18
STÓ-wa 19
Refleksja po filmie
Czy to prawda, że dzisiejsza młodzież zachowuje się jak dorośli? (oczywiście, nie mówię o wszystkich^^) Czy prawdą jest opinia,
iż młodzież jest rozpuszczona, nie ma żadnych
granic ani moralnych, ani etycznych, nie wspominając o zasadach dobrego wychowania?
Na oba zadane powyżej pytania mogę odpowiedzieć twierdząco (już widzę wasze miny
i słyszę słowa na mój temat^^ xD), ale mogę
też zaprzeczyć, ponieważ wszystko zależy
od punktu widzenia. „Ach, ta dzisiejsza młodzież jest taka rozwydrzona.” – często słyszymy podobne teksty od staruszków, w szkole,
na ulicy i nawet w telewizji. Co robić, kiedy
usłyszymy takie słowa od starszej pani w autobusie lub tramwaju w sytuacji, kiedy my siedzimy, a ona stoi, licząc na łut szczęścia, że się
nie przewróci? Jest tylko jedno rozwiązanie:
grzecznie wstać, zaoferować miejsce, nie dyskutować. Jeżeli jest to miła starsza pani, podziękuje nam i zapewne z uśmiechem doda,
że jeszcze na tym świecie pozostały dobre
dzieci.J Jeśli trafimy na kogoś niesympatycznego, prezentującego postawę „ja i tak wiem
lepiej” – tym bardzie nie wdawać się w dyskusję.
Ale do rzeczy - pomysł na ten artykuł powstał dzięki filmowi „Trzynastka”, gdyż prezentuje on problem bliski nam wszystkim. Spotykamy przecież na swojej szkolnej drodze przysłowiowe kujony, osoby do znudzenia poukładane i tzw. porządne, naturalnie niesprawiające nikomu najmniejszego problemu (ja do nich
chyba nie należę, no nie? xD). Spotykamy
również mnóstwo pustych różowych laleczek
myślących tylko i wyłącznie o chłopakach, zakupach, solarium oraz fryzjerze (wersja męska
to klasyczny narcyz ^^). Poznajemy także
i tych, którzy starają się spróbować wszystkiego, co się da jeszcze przed 20-tką, nazywa się
ich „wyrzutkami”, „trudna młodzieżą”, „zakałą
społeczeństwa”. Kiedy te krańcowo różne grupy spotkają się z naukowcami, jest wielkie
STÓ-wa 20
Dorosła młodziez
BUM! Dlaczego? Ponieważ ci pierwsi nie mają
takiej siły perswazji, żeby „nawrócić” tych
„złych”, a ci „źli” z kolei mają swoisty urok, dlatego bywa, że kujony stają się punkami, nigdy
na odwrót! ;-)
Najlepiej być średniakiem, to znaczy zorientowanym pozytywnie, z wyczuciem proporcji pomiędzy wolnością osobistą a wiekiem.
Trzeba zdobywać coraz większą przestrzeń
wolności, proporcjonalnie do otwieranej przed
nami dużo chętniej przestrzeni obowiązków
i odpowiedzialności. Dorośli, którymi są najczęściej rodzice i nauczyciele, powinni nas
traktować na poziomie naszego wieku,
nie powinni nas postrzegać jako dzieciaki, którymi nieustannie trzeba się opiekować, bo zrobią sobie krzywdę, ponieważ musimy nauczyć
się odpowiedzialności. Poza tym naprawdę
zdajemy sobie sprawę z tego, że „dorosłe”
życie w naszym wieku nie oznacza „dojrzałe”.
Kasia
Walentynki
- zwykła komercja
czy święto zakozakochanych?
chanych
J
ak to naprawdę jest z tym 14 lutym?
Czy to prawdziwe święto miłości czy
po prostu dzisiejszy świat jest tak
skonstruowany, że ze wszystkiego czerpie
korzyści materialne? Moim zdaniem, ta druga
opcja jest bardziej prawdopodobna. Dlaczego? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć
trochę później.
Walentynki tak naprawdę przyszły do nas
z zachodu i stały się tak bardzo popularne
dzięki mediom, które wypromowały ten dzień
jako najważniejszy w roku, kiedy to wyznajemy drugiej osobie swoje uczucia. Ale czy
jeśli kogoś naprawdę szczerze lubimy,
a wręcz kochamy, to czy nie powinniśmy
tego mówić na co dzień? Dlaczego akurat
14 lutego ma być tą magiczną datą do wyznawania miłości, a nie naprzykład 18 listopada? Dawniej w Polsce krążył stary obyczaj, że w najkrótszą noc roku, zwaną nocą
Kupały albo potocznie Sobótką młodzi ludzie
organizowali zabawę najczęściej pod gołym
niebem i obchodzili prawdziwe święto zakochanych.
Walentynki - wszyscy przebici strzałą
Amora spotykają się po tak długim niewidze-
niu („Przedwczoraj byliśmy
w kinie. Taka długa przerwa
jeszcze nam zaszkodzi.”) odstawiają żałosną szopkę, aby
tylko się popisać przed innymi „patrzcie i podziwiajcie –
mam chłopaka / dziewczynę!
Zazdrośćcie mi!”. Jednak gdy
napotkani po drodze przechodnie nie zwracają zbytniej
uwagi na nierzadko niesmaczne publiczne obściskiwanie
się, wtedy kochankowie wytaczają cięższą artylerię,
a mianowicie: chłopak nagle
staje się wobec dziewczyny
wręcz idealny idealny, w każdej kwiaciarni kupuje co najmniej tuzin kwiatów i obsypuje
nimi wybrankę, daje jej przeróżne pluszaki i odgrywa niesamowicie
romantyczną scenę, mając niemałą widownię, składającą się z nieznanych ludzi.
Wtedy nasza szanowna para jest z siebie
w pełni zadowolona, ponieważ pokazała
wszystkim, że to w jakże wyjątkowe popołudnie odpowiednio świętuje.
Według mnie, walentynki to zwykła komercja, dzięki której ktoś zarabia grube pieniądze, gdyż w dobrej wierze kupujemy bez
zastanowienia jakieś kartki albo drobne
upominki dla ukochanej osoby. Media nakręcają tę koniunkturę jak mogą, żebyśmy
14 lutego mówili do wszystkich „kocham
Cię”, bo akurat Walenty ma imieniny. I co
z tego? Niech ma, ale nie od razu jest powód do robienia z tego święta zakochanych. Bo prawdziwe święto miłości jest codziennie: każdego dnia ktoś kogoś poznaje,
ktoś w kimś się zakochuje, ktoś komuś wyznał miłość, ktoś komuś dał kwiatka i nikt
nie robi z tego afery. Dlaczego? Bo wtedy
to jest prawdziwa magia, prawdziwa miłość,
której czasem zdarza się przetrwać
aż do śmierci…
Kasia
STÓ-wa 21
Łatwe odpowiedzi na trudne pytania
Dlaczego nie możemy sami siebie
połaskotać?
Jest to pytanie, które
od lat łaskocze wyobraźnię wielu ludzi. Nawet Karol Darwin próbował rozwiązać tę zagadkę. Uznał, że nie
możemy się sami połaskotać, ponieważ sami
siebie się nie boimy (rzeczywiście, trudno samego siebie przestraszyć).
Według Darwina wykręcanie się i pisk, jaki
wdajemy z siebie, kiedy ktoś nas łaskocze, to
część naturalnej reakcji, która pozwala uciec
od napastnika, gdy chwyta on za nasze wrażliwe na łaskotki części ciała.
Śmiejemy się zaś dlatego, że wiemy,
iż atak nie jest rzeczywisty - i dajemy o tym
znać naszemu „napastnikowi”. Gdybyśmy naprawdę zostali zaatakowani, także byśmy się
wykręcali i wyrywali, ale już bez śmiechu.
__________________________________
Jak działa GPS?
Era techniki cyfrowej
dostarczyła podróżnikom przypuszczalnie
najbardziej użytecznego wynalazku od czasu wynalezienia kompasu
magnetycznego - mowa o GPS, przenośnym,
ręcznym urządzeniu, które z dokładnością 10
metrów wskazuje nasze położenie na kuli
ziemskiej. Urządzenia te stanowią już standardowe wyposażenie takich miłośników przygód
jak Marek Kamiński.
Wokół Ziemi nieustannie krąży ponad 20
satelitów GPS (ostatecznie ma być ich 30),
a każdy z nich wysyła sygnały czasowe, wytwarzane przez własny, niezwykle precyzyjny
STÓ-wa 22
zegar atomowy. Sygnały te, przemieszczające się z prędkością światła, są odbierane
i porównywane przez ręczne urządzenie odbiorcze, które na ich podstawie oblicza swoje
położenie względem satelitów. W dowolnym
miejscu na Ziemi, nad horyzontem, znajdują
się stale co najmniej 4 satelity; dzięki temu
odbiornik zawsze może określić długość
i szerokość geograficzną oraz wysokość n.p.
m. z dokładnością do 10 metrów. Przy niewielkim dodatkowym wysiłku technicznym
błąd ten można by zredukować do około centymetra.
__________________________________
Czy to prawda, że
Mount Everest nie
jest najwyższym
punktem na
Ziemi?
Tak, jeżeli przez „najwyższy punkt” rozumiemy punkt najdalej oddalony od środka Ziemi. Jednakże, wskutek obrotu wokół osi, Ziemia wybrzusza się na równiku, przez co obszary równikowe znajdują się średnio o 22 km
dalej od środka niż bieguny. Ostatnie pomiary
przeprowadzone w 2005 roku wykazały,
że szczyt Mount Everestu wznosi się 8850
metrów n.p.m.
Znajduje się on jednak 28 stopni na północ
od równika, gdzie odległość od środka planety
jest o 4700 metrów mniejsza niż na równiku.
To zaś oznacza, że musi oddać swój tytuł najwyższego punktu na planecie leżącemu tylko
o 1 stopień od równika Chimborazo. Choć
szczyt ten ma tylko 6267 metrów n.p.m., dzięki
kształtowi naszej planety zyskuje dodatkowo
ponad 4 km, a więc znajduje się prawie o 2100
metrów dalej od środka ziemi niż Mount Everest
Kacper Czapp (gościnnie)
Z Ŝycia wzięte... Na czacie i GG
M
a
s
z
w
i
a
d
o
m
o
ś
ć
.
CiO tam DafFno SieM nIe FiCielIsSmY :{
XXX 20:00:45
UU SkAr3!e <poCiEsZa> NiO fFiEm wlA
$n!e =(
Ja 20:02:01
A Ty MaSH jush nowiu$n!en|%a KoMoLKeee?? =]
XXX 20:04:35
niO niOrMalNieee Na lEgalU zaDryNd3
dO CiE3Ie pOO$nEy okIej =) =***
Ja 20:05:56
DoBlaA MsiEQ dOBlaA
XXX 20:08:12
dObLa kOuFFaNiE ty Muuuiii33 NajDLoSSe =) PAaApaAA =**
Ja 20:09:40
pAA sKal3!EEeEEeE pAAaPAaAa bUsSSsSki =*
XXX 20:11:34
A|_3 mY wOglE KrEjZolKi J3sTeśmy Ze
Ja PikOle =D
Ja 20:12:26
NooOO OOOOoooo Ku®z@ stOpuSssSka j@k taKIeeeee pIsSSsSss^^Ooo M()z3 Zmęczyć
XXX 20:13:14
Ale my jazzi byliśmy xD takie pokemony
znas xD
Ja 20:13:49
Nooo xP
Komunikator internetowy - program pozwalający na przesyłanie natychmiastowych komunikatów pomiędzy dwoma lub więcej komputerami
poprzez sieć komputerową, zazwyczaj Internet.
Od poczty elektronicznej różni się tym, że oprócz
samej wiadomości, przesyłane są także informacje o obecności użytkowników, co zwiększa
znacznie szansę na prowadzenie bezpośredniej
konwersacji. Komunikatory przesyłają informacje
według zasad ustalonych przez protokoły komunikacyjne tak, że publicznie udokumentowane
protokoły są zwykle implementowane przez wiele komunikatorów, zapewniając prawie nieograniczone grono odbiorców, podczas gdy protokoły
utajnione zmuszają użytkowników do korzystania z programów przygotowanych przez producentów, ograniczając tym samym możliwość
komunikacji. Komunikatory bardzo często łączą
użytkowników przez serwery, do których się
przyłączają i od których działania są uzależnione. Niekiedy tak skrajnie, że użytkownik skazany
jest na reklamy emitowane przez producenta
aplikacji. (www.wikipedia.pl)
A teraz może tak bardziej po naszemu, co? ;-)
Znamy różne komunikatory, jak Gadu-Gadu, Tlen
czy AQQ, najczęściej jednak posługujemy się tym
pierwszym. Dlaczego? Sama nie wiem, ale może
dlatego, że to najpopularniejszy sposób komunikacji, dzięki któremu najłatwiej i najszybciej pisze się
wiadomości, ma też dużo emotek (wiadomości
graficznych). Stop, stop - nie zamierzam wyjaśniać
wam, jak działa potocznie nazywane GG (bo chyba
każdy je zna? ^^). Chciałabym natomiast zamieścić kilka ciekawych, trochę zagadkowych rozmów
internetowych.
R
o
z
m
o
w
a
P
i
e
r
w
s
z
a
Ja 19:54:23
bOOSsiaCzQQQ ! ! ! =***
XXX 19:56:04
CiO kOFFaNiE ??
Ja 19:58:56
WieEsH CiO Ma/\/\ zEpsIIutE gG ;( <beczy> a
R
o
z
m
o
w
a
D
r
u
g
a
XXX 20:13:45
Hejka :*
Ja 20:14:01
Hey :D
XXX 20:14:32
Co u Ciebie? ;]
Ja 20:15:12
Dobrze. a u Ciebie? :D
XXX 20:15:49
Świetnie. Po prostu niesamowicie. :D :]
Ja 20:16:23
To fajnie.
XXX 20:34:56
STÓ-wa 23
Jesteś? :P
Ja 21:56:43
No.
R
o
z
m
o
w
a
T
r
z
e
c
i
a
Ja 21:12:32
Siemason zią jak leci?
XXX 21:13:02
Elo a wszystko git.
Ja 21:13:46
Co robisz?
XXX 21:14:25
Nothin
Ja 21:15:39
Nice ogarniamy cos w sobote?
XXX 21:16:25
nie no co ty w szkole zawal taki ze
nie wiem o co 5 btw była dzisiaj
monika u nas w budzie
Ja 21:17:21
Hehe i co się dzialo?
XXX 21:18:02
Nothin special.
XXX 21:28:12
narq
Zapewne próbujecie rozszyfrować, co jest napisane w pierwszym
dialogu, przypominacie sobie sytuacje podobne do tej w drugiej rozmowie, staracie się zrozumieć sens
ostatniej…Żeby ułatwić wam zadanie,
podaję niektóre słowa oraz skróty
(akronimy) używane na GG.
A/S – age/sex – wiek/płeć
B/C – BeCause – ponieważ
B4 – before – zanim
BB – be back – wrócę
BTW – by the way – przy okazji
CB – call back – oddzwonię
CU – see [C] you – do zobaczenia
DTF – don’t forget this – nie zapomnij tego
F2F – face to face – twarzą w twarz
FYI – for your information – do Twojej wiadomości
GI – good idea – dobry pomysł
GL – good luck – powodzenia
STÓ-wa 24
H2 – how to – jak by
HAND – have a nice day – miłego dnia
I<3U – I love you – kocham Cię
IMU – i miss you – tęsknię za Tobą
LMC – lost my connection – rozłączyło mnie
LOL – Laughing out Loud – śmiać się głośno
NAGI – not a good idea – nie zbyt dobry pomysł
OMG – oh my god! – o mój Boże
OT – off topic – nie na temat
ROTFL – Rolling On The Floor Laughing – boki zrywać ze śmiechu
THX – thanks - dzięki
W8 – wait – poczekaj
NMZC – nie ma za co
CUC? – Co u Ciebie?
Jak tłumaczenie? Przyznam, że wiele z tych skrótów
musiałam znaleźć w sieci ;-)
Podsumowując – komunikatory, takie jak GG, Tlen czy
AQQ są bardzo przydatne, kiedy chcemy porozumieć się
z ludźmi oddalonymi od nas o wiele kilometrów. Częściej
jednak pomagają nam szybko ustalić termin spotkania
ze znajomymi czy na przykład dowiedzieć się, co było
na lekcji. Możemy też po prostu sobie pogadać. A to
wszystko za darmo. Ale nie zapominajmy – to tylko Internet, wirtualny świat, nie wszyscy są w nim prawdziwi.
Jeśli zatracimy się w nim bez reszty, możemy zapomnieć
o starych przyjaciołach, zaniedbamy ważne kontakty,
sfiksujemy. A jeśli na domiar złego zabraknie prądu? …
Kasia
C
z
a
t
o
w
e
s
k
r
ó
t
y
w
t
e
l
e
g
r
a
f
i
c
z
n
y
m
s
k
r
ó
c
i
e
Na czacie istnieje inny język niż w świecie realnym,
a jego cechą charakterystyczną są skróty. Na przykład nie
używa się słowa już tylko jush. Coraz częściej zamiast literek
ż lub sz pisze się sh, podobnie jak w języku niemieckim. Są
też inne skróty: zamiast spóźnię się funkcjonuje zapis L8,
poczekaj to w8; dziękuję - thx lub 10x, a nie ma za co - nmzc.
Proste wyznanie kocham Cię to kc 4 ever, a słowa otuchy
wyglądają tak: 3maj sie. W języku czatu nie ma mowy o ortografii. Nieważne czy ó czy u - i tak wiadomo, o co chodzi.
Nie jest on jednak jedynym obowiązującym językiem, ponieważ nie tylko młodzież korzysta z czatów i gadu-gadu.
Jagoda i Natalia
Nasza twórczość
K arolina W ojdała
„Praw dy św iata”
U nikam jej –
jak w odospadu,
z ostrym i niczym brzytw a
skałam i na dnie.
Chaos.
U nikam jej –
jak ognia,
którym m ożna się sparzyć.
Ból.
U nikam jej –
by nie zw ątpić
w siebie.
N adzieja.
U nikam jej –
by schronić się w ram ionach
pożądania.
U zależnienie.
U nikam jej –
by nie ukazać sw oich
słabości..
U nikam jej –
by nie zostać w yrzutkiem .
Sam na sam
ze śm iercią.
U nikam jej –
jak ziem i tw ardej,
pokrytej szronem
zw ątpienia.
N ie udało się
ukryć praw dy.
Tym razem ...
T w arzą
arz ą w tw arz ze ś m iercią
ierci ą
W komnacie było cicho. Wszyscy w milczeniu jedli czerstwy
chleb i mięso. Tylko Karin głośno czytała z opasłej księgi. Nic
poza jej głosem nie było słychać. Nic się nie poruszało… Wtem
ktoś trzy razy zapukał mocno w bramę. Karin podniosła głowę
znad książki i po chwili powróciła do lektury. Nagle, jak na rozkaz, zebrani unieśli głowy i wszystko stało się jasne.
Tajemnicza postać spokojnie weszła do komnaty. Za oknem
ustał deszcz. Nawet wiatr przestał gwizdać. Blask pochodni
rzucał na ścianę przerażające cienie. Zebrani podnieśli się
powoli ze swoich miejsc i stanęli w rzędzie. Pierwszy odezwał
się rycerz:
- Dzień dobry, szlachetna pani – powiedział i ukłonił się
nisko.
- Jestem Karin, żona rycerza. Witam cię uniżenie w moim
domu – zawtórowała mu Karin.
Małżonkowie zachowywali się spokojnie, nie bali się - cały
czas byli opanowani i dobrze wypełniali rolę gospodarzy. Po
chwili głos zabrał Plog - kowal. Mówił z pozorną beztroską,
jednak sprawiał wrażenie, jakby się tłumaczył z czegoś, próbował podlizać. Wiedział, że oto nadeszło podsumowanie całego
jego życia. W tym samym czasie rycerz skrył pobożnie twarz
w dłoniach, klęknął i spokojnym głosem zaczął prosić Boga
o łaskę:
- Z ciemności wołamy do Ciebie, o Panie. Zlituj się nad
nami, bo jesteśmy mali, drżący i ciemni…
Jons, sługa, z goryczą słuchał tego, co mówi jego pan.
Nie wierzył w istnienie Boga, który mógłby ich usłyszeć, wzruszyć się ich cierpieniem. Buntowniczo namawiał zebranych,
aby cieszyli się ostatnimi chwilami życia. Sugerował nawet,
że powinni byli zażyć truciznę, by ukrócić mękę. Rycerz wciąż
pogrążony był w modlitwie.
Było już jasne – nadszedł koniec. Stanęli więc wszyscy Karin - opanowana, pogodzona z losem, która od początku
przeczuwała taki przebieg wydarzeń; rycerz – który jak prawdziwy chrześcijanin w obliczu śmierci zwrócił się do Boga i zachował się z pokorą; Jons - zbuntowany, niewierzący w Boga
lub sprawiający takie wrażenie po to, by zrobić Mu na złość.
Stanęli, by zatańczyć swój ostatni taniec - taniec ze śmiercią.
Martyna Sroczyńska (gościnnie)
STÓ-wa 25
DYKTANDA - ortograficzne wariacje
DŜdŜownica
Pewna dwunastoipółletnia
dżdżownica o imieniu Grzegorz lubiła ujeżdżać grzybiarza z wczesnochrześcijańskiego państwa. Ten
amator grzybów potrafi
z drożdży zrobić krużganek
z królikiem na środku. Wszystkie składniki potrzebne do tego przedsięwzięcia żuł i rzucał do
hiacyntowego sosu. Na deser razem
z Grzegorzem zjedli rzepę i móżdżek, który
ostał się w lodówce. Ów leśny człowiek zarzucał przepiórce brak wyindywidualizowanych
poglądów na temat żubrów. Chojrackie wyczyny nie pomagały mu w hodowaniu kurzych
jajek z importu. Po przechytrzeniu urzędników
państwowych i zażartej walce z sądem znowu
wrócił do strzyżenia skorumpowanych gżegżółek. Z radości jeżówka purpurowa postanowiła
nie hańbić się pracą i poślubić Krzysztofa Jarzynę ze Trzebiatowa. Zarzucając im wszystkim próżność, minister rolnictwa kazał przeanalizować ósemkowy system oceniania
w stumilowym lesie. Kładąc się spać, bohater
znalazł zasuwkę do piórnika, po czym wskoczył do rozżarzonego łóżka stojącego koło
lampki z abażurem w kształcie żelazka.
Igor
Przygody
próŜnego
Stasia
Zwycięzca naszego horrendalnego konkursu, Stasiu, dwunastoipółletni konkwistador, mieszkający
w Giżycku, użył środka grzybobójczego przeciwko gżegżółce. Stanął dla hecy naprzeciwSTÓ-wa 26
ko krużganka i obłąkanie chichotał. Nie
wiedział, że ubrana w pidżamy wataha wilków przygląda mu się uważnie, planując
wrzucić mu do obiadu nieco drożdży. Stasiu chyżo zmierzwił wilkom sierść i pognał
bawić się z dżdżownicami, należącymi do
jego konkurenta – Józka. Biegł na skos
przez łąkę, kurczowo trzymając hebel
w dłoni. Niestety, potknął się o żółwia i musiał zakończyć swój bieg, gdyż wypadł mu
dysk w odcinku lędźwiowym. Jednak próżniuteńkiemu Stasiowi nie przeszkodziło to
w przejrzeniu się w lusterku i zniszczeniu
ośmiu chabrów. Pewna jeżówka purpurowa, nie posiadając się z oburzenia, zadzwoniła ze skargą na komendę policji. Nikt
jej jednak nie uwierzył, ponieważ miała
na sumieniu wyrok za krzywoprzysięstwo,
przedrzeźnianie królików oraz kradzież rzepaku. Stasiu leżał więc przez tydzień
na łące i myślał o reżimie Gargamela.
Martyna
Sobotni
poranek
Pewnego dnia Przemek,
który mieszkał w Trzebieży, wstał późno i był
w humorzastym nastroju.
Chłopiec w żółwim tempie
zsunął się z łóżka i spojrzał na zegarek stojący obok bukietu z hiacyntami, chabrami
i żonkilami. Mała wskazówka na zegarze
naprawdę pokazywała ósemkę. „ Ale heca!
Spóźnię się do szkoły!”- zawołał chłopiec,
zrzucając z siebie pidżamę.
Następnie niczym wataha wilków chyżo
pognał na przełaj do szkoły. Chłopiec biegł
wśród krzewów, płosząc wróble siedzące
na ich gałęziach. Był spocony, miał zmierzwione od wiatru włosy i czuł, że zorżetowa
koszula przykleiła mu się do pleców. Nagle
potrącił stojącego naprzeciwko przystanku
grzybiarza i z jego wielkich koszy wysypały się
dorodne grzyby i orzechy. „Hejże! Hola!”- zawołał mężczyzna za dwunastoipółletnim chłopcem.
Na miejscu okazało się, że Przemek popełnił horrendalny błąd, ponieważ był to sobotni
poranek i dlatego szkolna brama była zamknięta na zasuwkę.
Paweł H.
Kot, wróbel
i ujeŜdŜacz
rumaków
Krzywoprzysiężny ujeżdżacz idealnie przystrzyżonych rumaków zmierzwił
włosy w zakłopotaniu. Na krużganku – na żółtej żorżecie - siedział próżniuteńki wróbelek
i zachłannie przyglądał się swojemu odbiciu
w kałuży. Obok niego - patrząc spode łba czaił się dwuipółletni kocur. Ujeżdżacz chyżo
skoczył na ratunek nieświadomemu ptakowi,
rzucając potężnym orzechem w kierunku łasucha, jednak kot w swojej nieuwadze potrącił
czerwone jabłko, ostrzegając wróbla przed
grożącym mu niebezpieczeństwem. Ptak pospiesznie pierzchnął na drzewo, a orzech trafił
w rabatkę żonkili, chabrów i hiacyntów białogłowy, która zgubiła skuwkę w Trzebieży. „
Wczesnochrze-ścijańskie zwyczaje” – mruknęła niewiasta oziębłym tonem, nie do końca
rozumiejąc znaczenie obu słów.
Karolina
Konkwistador
Pewien dwunastoipółletni
konkwistador szedł chyżo
przez krużganek do grzybodajnego lasu. Mierzwiąc
włosy, wesoło krążył między
jeżówkami purpurowymi. Zrywał hiacynty, chabry, żonkile i przerażająco duże rzepy. Nagle
wyrosła spod ziemi horrendalna i krzywoprzysiężna dżdżownica. „Cha, cha!”- zadrwił chłopak - „Pokonam cię przerażającym żółwiem!”.
Żółw z niewyobrażalną zwinnością okiełznał
dżdżownicę i zwycięsko opuścił pole bitwy.
Na leśnej ścieżce bohater często napotykał
przepiórki, króliki, bażanty i inne stworzenia
żyjące w tejże okolicy. Często przyglądał się
krzewom z dziwnie chichoczącymi jabłkami.
Nie omieszkał zebrać trochę orzechów z leśnej
ściółki. Jego zbiory rosły jak na drożdżach po półtorej godziny miał przepełniony koszyk.
Kacper
UjeŜdŜacz
Machabeusz
Pewnego dnia skromniuchny ujeżdżacz dzikich gżegżółek starał się przebranżowić. Zamiast handlować
szwedzkimi żółwiami i przepiórkami chciał zabrać się za sprzedawanie
pszenicy i rzepaku. Widać ów ujeżdżacz, któremu na imię było Machabeusz, posiadał malutki móżdżek, ponieważ wszyscy wiedzieli,
że handlowanie tym nie jest opłacalne. Możliwe, że był pod wpływem środka grzybobójczego, który przez przypadek dodał
do swojego ciasta drożdżowego. Pewnie był
prawdziwym chojrakiem. Miał zamiar otworzyć swój sklep naprzeciwko ogromnej konkurencji - zuchwałego Dobrociecha, przechrzty,
który zajmował się sprzedażą dżdżownic.
Jednak to nie przestraszyło Machabeusza.
Pierwszego dnia przyszedł do swojego sklepu
i chyżo odsunął zasuwkę. Okazało się,
że Dobrociech wcale nie był taki straszny
i zaprzyjaźnił się z Machabeuszem. Codziennie rano witali się słowami - „Hejże! Hola!”.
Handel ujeżdżacza stał się opłacalny, w dwa
dni zarobił sześćset złotych.
Tomek
STÓ-wa 27
mi na platynowy blond lub ciemny granat włosami oraz rzucającym się w oczy strojem.
POKEMONY?
Ludzie – pokemony. Prawdopodobnie każdy
z nas spotkał się z tym terminem albo - co gorsza - z jego fizyczną postacią. Niegdyś był to
osobnik płci żeńskiej, obecnie trafiają się także
męskiej. Są milutkie w dotyku i bardzo ładnie
wyglądają, ale nie dajcie się zwieść pozorom!
Na pewno nie są to inteligentne istoty - nigdy
nie wiadomo, o czym myślą (nie wiadomo nawet, czy w ogóle to robią...) i jak zareagują na
próbę nawiązania z nimi bliskiego kontaktu.
Żeby poderwać pokemona, trzeba też być
pokemonem i to przeciwnej płci, co sprawia,
że są to postacie niesamowicie trudne do zdobycia. Poza tym, używają telefonów komórkowych, co dodaje im aury niesamowitej oryginalności i niedostępności. Spośród pokemonów
można wyróżnić barbie i żeli/elegancików.
Z łatwością można rozróżnić, które są które.
Wyróżniają się z tłumu swoim ubiorem i nieprzeciętnym brakiem inteligencji. Zazwyczaj są
to albo zakochani w sobie amatorzy siłowni,
pseudoprzystojniaki/maczo, albo godzące się
na wszystko, chętnie chodzące tu i ówdzie,
puste panienki. Charakteryzują się ufarbowany-
Na naszych ulicach można zauważyć pokemony ewoluujące. Na początku różowe, potem
zaczyna się „MhhrooCk”. Pokemon farbuje się
zazwyczaj na dwa różne kolory, by podkreślić
swoją oryginalność i niezależność, jednak
nie rezygnuje ze złotych i srebrnych dodatków.
Ku niezadowoleniu emoboyów, pokemony
w kolejnym stadium rozwoju zaczynają wyrażać
swój bunt przez kolczykowanie (pępek, nos,
język), co sprawia, że przestaje być ono domeną emo. (Były przypadki wymieniania się kolczykami z języka.) Kolce zazwyczaj mają powbijane cyrkonie i podoczepiane łańcuszki lub
zawieszki w kształcie serduszek bądź motylków.
Pokemony słuchają najczęściej muzyki na
swoim poziomie, czyli tzw. „umc-umc” lub
„upsyś-cyś”: techno – jest to jedyny rodzaj muzyki, jakiemu mogą sprostać. Lubują się też w
słuchaniu Mandaryny, Dody czy innych gwiazd,
takich jak Britni Spears albo Tokio Hotel. Pokemoniaste pismo charakteryzuje się brakiem
polskich znaków diakrytycznych (liter „ą”, „ć”,
„ę”, „ó” itd.), wieloma błędami ortograficznymi,
skracaniem wyrazów bądź usuwaniem niektórych liter (najczęściej samogłosek) np. smchd
(czyt. samochód).
Obserwuje się coraz powszechniejsze występowanie pokemonów w miejscach publicznych. Istnieje prawdopodobieństwo, że wprowadzana obecnie polityka prorodzinna doprowadzi w ciągu kilkunastu lat do znacznego nasilenia się zjawiska. Jedynym ze sposobów na
zmniejszenie populacji pokemonów jest częste
wyłączanie Gadu-Gadu.
REDAKCJA: Marta Grzywaczyk, Jagoda Kłopotowska,
Natalia Karwowska, Martyna Kawecka, Kasia Klukowska,
Kinga Kociszewska, Róża Kawałko, Iga Szuman-Krzych
SKŁAD KOMPUTEROWY: Tomek Arciszewski, Konrad Kunicki
Igor Smolny wspólnie z p. Przemkiem S.
Opiekun: p. Ewa Madruj
STÓ-wa 28
Kasia

Podobne dokumenty