Marian Chmielewski (ur. 1919) o swojej pracy we

Transkrypt

Marian Chmielewski (ur. 1919) o swojej pracy we
Marian Chmielewski (ur. 1919) o swojej pracy we dworze
Marian Chmielewski (ur. 1919)
W folwarku Filipina była stodoła, obora, owczarnia i dwa czworaki (murowany i drewniany), w których mieszkali ludzie.
Każda rodzina otrzymywała morgę pola na kartofle, parę arów na len i na ogród, dwa metry pszenicy, meter prosa,
trzynaście metrów żyta, czterdzieści metry kartofli (lub morgę pola na kartofle). Służba nic nie budowała, wszystko było
pańskie. Bezdzietny musiał trzymać dwóch czeladników.
W Woli była biedota, chodzili do dworu, na zarobek, we żniwa jeździli końmi, w dzień woził żyto, a wieczorem nakładał
sobie furę, jaką mógł, ile się zmieściło. Służba dostawała na miesiąc furę drzewa lub torfu. Praca była od godziny szóstej
rano do zachodu słońca, dwie godziny obiadu w okresie letnim, a w zimie półtorej godziny, były jeszcze półgodzinne
przerwy o dziesiątej na podobiadek, a o piątej po południu na podwieczorek.
Nad fornalami był jeden karbowy - Domański, a nad czeladzią drugi- Jan Łachtyński. Karbowi byli dobrzy.
Jak przyszedł Nowy Rok, dziedzic zwoływał wszystkich do kancelarii i było sprawozdanie. Jak któryś podpadł, to dostawał
zwolnienie z pracy i musiał do pienvszego kwietnia poszukać sobie innej. Zdarzało się, że wyrzucali i w środku roku.
Przerzucali jak ulęgałkami, trzeba się było dobrze trzymać za daszek i czapkować. Fornale dostawali na kwartał 27,5 zł,
mógł sobie za to kupić pierwszorzędny garnitur. Czeladnicy (grabienie, pielenie, kopienie siana itp.) byli opłacani
zależnie od kategorii: I kategoria -1.10 zł dniówka, 2 kg żyta i 5 kg kartofli, II kategoria (dziewczyny) - 0.90 zł.
Służba miała swoje bydło, każdy trzymał po dwie krowy, pasł je dworski pastuch. Pamiętam, że gajowym był Michał
Wiąch, polowym Bronisław Wadowski, a stelmachem (robił wozy) Franek Sygnowski.
Wszystko robiło się końmi. Do żniwiarki zaprzęgali cztery konie, do pługa tyle samo, bo były dwuskibowce. Kopanie
kartofli tylko na motyki. Wyplata zależała od ilości wykopanych rządków. Niektóre kobiety parę razy latały do domu i
nosiły kosze kartofli. W tym majątku dawali terminowe wypłaty. W zimie też była praca - chodziło się do lasu, do młocki.
W niedziele się nie pracowało, tylko w nagłej potrzebie. Jak ktoś zachorował, to jeździło się do Kocka. Tam był doktor.
Majątek regulował za wizytę, a lekarstwa kupowało się za własne pieniądze.
Woleński dziedzic lubiał hulanki. Jak jechał bryczką, czy powozem, w cztery konie ze stangretem, to rzucał dzieciom
cukierki, a dzieci leciały, każde chciało złapać.
W1944 r. była reforma, dawali ziemię, różne kawałki -w zależności od liczby osób w rodzinie, na jedną osobę pól
hektara. Przydzielały to specjalne komitety, w których byli ludzie i ze wsi, i z majątku. Oprócz Przystupy i Wiącha, pole
wszyscy losowaliśmy. Z budynkami to było tak: ksiądz z Serokomli kupił owczarnię, Spółdzielnia kupiła stodoły i
pobudowała z tej cegły sklepy, czworaki rozebraliśmy i pobudowaliśmy sobie.
http://gok.superhost.pl
Powered by Joomla Open Source
Utworzony: 07. 03. 2017, 19:22

Podobne dokumenty