Pobierz PDF
Transkrypt
Pobierz PDF
Nasz publicysta Piotr Napierała napisał kolejny tekst ostro piętnujący ekologów. Najczęściej to, co najdziwniejsze pojawia się w tytule. Później jest trochę argumentów, choć wszystko tkwi w cieniu niepotrzebnej generalizacji. Przypuszczam, że większość osób, którym zależy na środowisku naturalnym ceni życie i szczęście innych ludzi a nie posuwa się do działań wątpliwych czy przesadnych, a już zwłaszcza do terroryzmu. Uważam, że środowisko naturalne musi mieć swoich adwokatów. Inaczej chęć szybkiego zysku i zwykła bezmyślność doprowadzą ludzkość do zagłady. Świetnym przykładem jest tu problem globalnego ocieplenia. Wielu ludzi nie rozumie mrocznej perspektywy, jaką mamy przed sobą. Ilość gazów cieplarnianych w atmosferze zaczyna rosnąć wykładniczo. Nie jest to proces, który można odwrócić przy użyciu współczesnych technologii. Póki co rozsądni ludzie walczą o zatrzymanie tego procesu. Być może uda im się go co najwyżej spowolnić. Wzrost średniej temperatury atmosfery Ziemi o kilka stopni spowoduje kataklizm większy, niż wojna nuklearna przy użyciu całych zapasów tej broni. Nagle stopienie się lodowców może nie tylko podnieść wody oceanów, ale też uwolnić do atmosfery zalegające na dnie gazy kopalne, które nas po prostu uduszą. Na ziemi pojawią się też obszary zbyt gorące, aby przetrwać w nich choć kilka minut. Tajfuny, cyklony etc. staną się czymś niewyobrażalnie bardziej niszczycielskim, niż najgorsze z tych, które znamy. Większość ekosystemów padnie, bo nie zdołają dostosować się do tak szybkich zmian. Najpewniej jedyną naszą nadzieją jest technika, która pozwoli globalnie oczyszczać atmosferę z gazów cieplarnianych. Ale póki co coś takiego jest niewyobrażalne, zatem każda szansa na spowolnienie globalnego ocieplenia jest bezcenna. Co do energetyki atomowej muszę się zgodzić z Piotrem. Choć boimy się promieniotwórczych substancji będących odpadami powstającymi w skutek działania elektrowni atomowej, to obecnie żadna inna technologia nie zapewnia nam tak dobrze dużych ilości energii pozyskiwanych w dowolnym miejscu i nie zwiększających w fazie produkcji efektu cieplarnianego. Tu większość ekologów się myli, również moim zdaniem. Jeśli chodzi o wycinanie drzew przy drogach, to są one czasem jednymi z ważniejszych skupisk tego rodzaju roślinności na terenach intensywnie rolniczych. Raczej należy jeździć wolniej – to jest recepta na przydrożne drzewa. Inaczej dojdziemy do absurdu, w którym na 50 metrów obok każdej drogi wycina się i wyburza wszystko, aby tylko jakiś kierowca na coś nie zjechał z drogi. To samo dotyczy bioróżnorodności. Oprócz względów etycznych i estetycznych, istniejące organizmy są dla nas ledwo napoczętym źródłem wiedzy. Dopiero odkrywamy faktyczne funkcje rozmaitych genów. Te odkrycia mogą mieć przełomowe znaczenie dla dalszych losów ludzkości. Istniejące organizmy są istotne przy badaniu ekspresji genowej. Dzięki genetyce możemy poznać technologie znacznie wydłużające ludzkie życie, wzmacniające ludzkie zdrowie, a także – być może – zaprząc mikroorganizmy do globalnego oczyszczania ziemi, wód i atmosfery. Dlatego czasem warto nawet wstrzymać budowę szpitala, jeśli może ona wyeliminować unikatowe organizmy. Szpital można zbudować gdzie indziej, natomiast potencjalną wiedzę związaną z tymi organizmami tracimy na zawsze. Obrona środowiska to ruch masowy. Wśród działaczy zdarzają się osoby niewykształcone, jak wszędzie. Bywają też osoby pozbawione wiedzy przyrodniczej, za to biegłe w oderwanych czasem od rzeczywistości ideologiach. Choćby ścisły związek zielonych z lewicą nie ma racjonalnej racji bytu. Ale istnienie wśród ekologów osób naiwnych i działających pochopnie nie odbiera sensu całemu ruchowi. Jest on ogromnie potrzebny. Należy raczej ostro się kłócić o energię jądrową, bo walka z nią jest antyekologiczna. Po pierwsze nie wzmacnia ona efektu cieplarnianego, jak już mówiłem, po drugie, do szukania technologii pozwalającej globalnie oczyszczać atmosferę z gazów cieplarnianych, potrzebne są potężne i stałe źródła energii. Największym zagrożeniem dla środowiska jest nasza płodność. A raczej nie nasza, ale zwłaszcza mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej, których w ciągu najbliższych trzech dekad przybędzie aż miliard. Dla porównania wedle prognoz Indie i okolice w tym samym okresie przyniosą światu ćwierć miliarda więcej ludzi. Jak wiemy, każdy człowiek potrzebuje żywności, przemysłu oraz transportu. Zapotrzebowanie większe o miliard nowych osób to rzecz niewyobrażalnie wielka, nawet jeśli te osoby są bardzo biedne. Już teraz Afryka staje się obszarem klęski ekologicznej z uwagi na wykładniczy przyrost populacji. To, że jest nas tak wielu zawdzięczamy nota bene nowoczesnemu rolnictwu i medycynie. Zawdzięczamy to nauce. Być może też nauka powinna stać się naszym priorytetem, jeśli chodzi o lawinowy wzrost populacji. Ja osobiście chciałbym, aby rozwiązaniem była kolonizacja kosmosu. Na razie to brzmi zupełnie futurystycznie, ale gdyby znacząca część potencjału Ziemian skupiła się na tym celu, realnym stałoby się jego osiągnięcie. Inną drogą byłoby wprowadzenie kontroli urodzin i to tam, gdzie jej nie chcą, czyli wprowadzenie jej siłą. Tymczasem jednak wszechświat jest ogromnie pustym miejscem, zaś każdy nowy człowiek może potencjalnie tworzyć rzeczy niezwykłe (albo po prostu egzystować i być szczęśliwym dla siebie i dla innych), po co więc na siłę ograniczać liczebność naszego gatunku we wszechświecie zawierającym między innymi setki miliardów miliardów planet. Moim zdaniem to właśnie ekolodzy powinni być największymi fanami eksploracji Marsa, nie zaś martwić się tym, że potężny przemysł kosmiczny sam w sobie nie jest superekologiczny. Akurat w tym wypadku warto sądzić, iż cel uświęca środki… Ekolodzy są zatem ogromnie potrzebni, a do działania nie potrzeba tylko doktorów i znakomitych menadżerów, ale również zwykłych aktywistów. Oczywiście niepokojące jest powiązanie ochrony środowiska z ideologiami czasem sprzecznymi z tą ideą. Na pewno rozwój nauki i technologii jest konieczny, aby naprawić szkody zadane naszemu środowisku. Lewicowa idealizacja mieszkańców krajów biednych może natomiast szkodzić środowisku, choć etycznie jest tym ludziom pomagać i jestem oczywiście za pomaganiem im. Ale dając darmową żywność i lekarstwa szybko rozmnażającym się mieszkańcom Afryki pomagamy ludziom i szkodzimy przyrodzie. Oczywiście, jak wiemy, dobrobyt i edukacja ograniczają ilość dzieci, na którą się decydują rodzice, ale bez śmiałych planów nie da się z dnia na dzień dobrobytu miliardom ludzi. Zresztą, na drodze do dobrobytu wzrasta ilość zanieczyszczeń przyrody danej osoby. Pojawia się więcej samochodów, elektroniki, oraz ogólnie więcej konsumpcji rzeczy zbędnych do przeżycia. Człowiek przestaje mieszkać w lepiance czy wieloosobowym pokoju i chce mieć wolnostojący dom z garażem na parę samochodów, z prysznicem, z klimatyzacją etc. etc. Za to wszystko płaci natura, a wyjścia są dwa – iść do przodu, lub próbować się cofnąć w czasie, rezygnując nawet z masowej produkcji leków i nowoczesnych technologii pozyskiwania żywności. Iść do przodu to wyjście znacznie bardziej etyczne, ale aby iść tą drogą ekolog musi być też miłośnikiem rozwoju techniki. Z pewnością ani Piotr, ani nikt inny, nie powinien nazywać ekologów idiotami. Postawili sobie bardzo ważny cel, w jakimś sensie najważniejszy. Problemem, sądzę, że do przeskoczenia, jest uwikłanie zbyt wielu ekologów w utopijne i romantyczne ideologie sztucznie i na siłę powiązane z ochroną środowiska.