stara i nowa demokracja Na jesieni dwa kraje
Transkrypt
stara i nowa demokracja Na jesieni dwa kraje
Lena Kolarska-Bobińska Instytut Spraw Publicznych Niemcy i Polska: stara i nowa demokracja Na jesieni dwa kraje - Niemcy i Polska - wybierały nowe parlamenty. Komentatorzy przyglądając się sondażom przedwyborczym oraz wynikom wyborów zastanawiali się w jaki sposób w Niemczech uda się powołać nowy rząd. Czy równe rozłożenie głosów wyborców pomiędzy różne partie prawicowe i lewicowe umożliwi zawarcie porozumienia potrzebnego do rządzenia krajem? Zapowiadały się bardzo długie rozmowy koalicyjne, a groźba nowych wyborów wisiała w powietrzu. Pomimo obaw negocjacje między partiami zakończyły się szybciej niż oczekiwano, a powołany rząd na tyle zadowala obywateli Niemiec, że popularność premier Angeli Merkel rośnie. Oczywiście można dalej formułować obawy, czy rząd wielkiej koalicji, złożony z tak odmiennych programowo partii, pozwoli przeprowadzić potrzebne w kraju reformy. Na podsumowania nadejdzie jeszcze czas, ale może stworzenie tak różnorodnej koalicji ułatwi wprowadzenie zmian do ociężałego systemu społecznego Niemiec. Rządzące partie mogą bowiem przekonać swoje elektoraty do wspólnych, wynegocjowanych w rządzie reform. Sytuacja w Polsce przed wyborami była inna niż w Niemczech, bo sondaże jednoznacznie wskazywały na całkowitą porażkę lewicy i zwycięstwo dwu partii prawicowej i centroprawicowej o podobnym - solidarnościowym - rodowodzie. Obie te partie, na kilka miesięcy przed wyborami zdecydowały się na wspólne stworzenie przyszłego rządu, który miałby zmienić oblicze Polski. Przywódcy tych partii uznali, 1 że kraj trawi rak korupcji oraz niegospodarności, a rządzący dotąd politycy związani byli z biznesem, mafią i służbami specjalnymi. Należało to przerwać i zamiast III Republiki zbudować po wyborach nową - IV Rzeczpospolitą. W publicznych wywiadach przywódcy, na przykład Jan Rokita z Platformy Obywatelskiej, mówili o przyszłych koalicjantach ciepło - „moi przyjaciele”. Po raz pierwszy, od chwili odzyskania wolności przez Polskę w 1989 roku, sytuacja była tak klarowna. Obywatele wiedzieli dość dobrze czego mogą spodziewać się po wyborach: kto z kim będzie rządził, dlaczego oraz jakie są plany reform. Przed wyborami dokonano nawet wstępnego podziału ministerstw pomiędzy obie partie. Wielu wyborców głosując na Platformę Obywatelską bądź Prawo i Sprawiedliwość w rzeczywistości głosowało na ich wspólną koalicję oraz na ich plan naprawy państwa i oczyszczenia go z korupcji. Ta klarowność sytuacji przed wyborami wyjątkowo silnie kontrastuje z tym, co dzieje się dziś na polskiej scenie politycznej. Nawet trudno zinterpretować i wyjaśnić toczące się wydarzenia, ponieważ prawie nikt nie rozumie ich – ani uczestniczący w nich politycy, a tym bardziej wyborcy. Zapowiadana koalicja miedzy zwycięzcami wyborów nie doszła do skutku i w Polsce mamy rząd mniejszościowy Prawa i Sprawiedliwości. Nie jest on w stanie zrealizować swoich reform instytucjonalnych i cały czas trwają niekończące się, prowadzące do nikąd rozmowy między różnymi politykami, potajemne spotkania, a nawet obrzucanie się obelgami. Niedoszli koalicjanci obciążają się nawzajem winą za fiasko porozumienia. Partie nieomal koalicyjne przekształciły się, w ciągu kilku dni, w twardą wobec siebie opozycję, a nawet we wrogów. Groźba nowych wyborów, jako sposobu wyjścia z kryzysu, wisi więc cały czas nad Polską. Wyborcy jednak nie chcą kolejnych wyborów, bo są 2 przekonani, że nic one nie zmienią, a skoro teraz wybrani politycy nie mogą się porozumieć, to dlaczego miałoby być łatwiej po kolejnej, brzydkiej kampanii? Rodzi się pytanie, dlaczego tak stosunkowo odmienne partie osiągnęły porozumienie w Niemczech, a tak trudno dochodzi się do niego w Polsce. Jedną z przyczyn może być długotrwałość demokracji, jej stopień skonsolidowania. Obecny system partyjny w Niemczech trwa kilkadziesiąt lat w zbliżonej postaci, a mechanizmy negocjowania i rozwiązywania kryzysów są dobrze opanowane przez polityków. Partie są sprawnymi instytucjami, a politycy zasługują na miano profesjonalistów. Wielu z nich funkcjonuje w polityce od wielu lat, pokonując poszczególne szczeble w karierze i ucząc się potrzebnych do tego celu takich umiejętności, jak zawieranie kompromisów i negocjowanie. Wiedzą, że czasami, aby osiągnąć duży sukces warto zrezygnować z mniejszego, że ambicje osobiste i próżność muszą być trzymane na wodzy, że ostateczny werdykt należy do wyborców. To są lekcje, których uczą się bardzo powoli polscy politycy. Uczą się tak powoli, że czasami odnosi się wrażenie, że żadnych lekcji nie pobierają. Chętnie sięgają w kampanii wyborczej po różne triki marketingowe i chwyty reklamowe podpatrzone u kolegów z Zachodu, ale negocjacje i porozumienia, potrzebne do rządzenia, nie należą do ich mocnych stron. Kompromis oznacza zdradę bądź słabość, a nie drogę do zwycięstwa. Słabo skonsolidowany w Polsce system partyjny, a przede wszystkim szczególna kultura polityczna nastawiona na grę „o sumie zerowej”, uniemożliwiają więc stworzenie rządu i realizację założonych celów przebudowy państwa. 3 A może po prostu różnice programowe między CDU/CSU i SPD są mniejsze niż między polskimi partiami prawicowymi, i tym należy tłumaczyć rozwój wydarzeń w obu krajach? Na Zachodzie Europy partie o odmiennym obliczu ideologicznym coraz bardziej zbliżają się do siebie programowo. W Polsce obie partie prawicowe, które miały utworzyć wspólny rząd, głosiły potrzebę naprawy państwa, ale różnił je istotnie program ekonomiczny, stosunek do podatków, prywatyzacji oraz Unii Europejskiej. Przywódcy rządzącej PiS chcą budować blok chadecko-ludowy odwołujący się do grup zmarginalizowanych przez transformację. A rynkowa Platforma Obywatelska szuka ciągle swojej ideologicznej tożsamości. Brak porozumienia pozwalającego stworzyć rząd większościowy przyspieszy w Polsce wybory. Nie będzie to jednak kolejny krok przyspieszający konsolidację sceny politycznej. 4