LISTY DO REDAKCJI/LETTERS TO THE EDITORIAL OFFICE

Transkrypt

LISTY DO REDAKCJI/LETTERS TO THE EDITORIAL OFFICE
LISTY DO REDAKCJI
LETTERS TO THE EDITORIAL OFFICE
Konferencja jubileuszowa
dedykowana ks. prof. dr hab. Józefowi Dołędze, UKSW, Warszawa
4 maja 2010 r.
Jubilee Conference Dedicated
to prof. Józef Dołęga, Cardinal Stefan
Wyszyński University in Warsaw,
May 4th, 2010.
Łaciński termin universitas oznacza wspólnotę
nauczających oraz dążących do poznania prawdy i
zdobycia wiedzy. Właśnie w takiej życzliwej atmosferze wzajemnego wsparcia i odkrywania
prawdy powinien rozwijać się uniwersytet. Jest to
możliwe, jeżeli młody adept nauki spotka na swojej
drodze zaangażowanego nauczyciela, który z pełną
życzliwością, przychylnością, ale jednocześnie
rzetelnością przekaże posiadaną przez siebie wiedzę. Taką postacią, do której chętnie garną się studenci jest niewątpliwie prof. dr hab. Józef M. Dołęga, który w bieżącym roku obchodzi siedemdziesiąte urodziny. Podczas swojej pracy naukowej profesor Dołęga koncentrował się dotychczas na dyscyplinach takich jak filozofia przyrody, antropologia
filozoficzna, teoria poznania, sozologia i ekofilozofia. Dla Jubilata ważna jest problematyka metateoretyczna potrzebna do wypracowania statusu epistemologicznego i metodologicznego sozologii i
filozofii zrównoważonego rozwoju. Ponadto, podejmuje on problematykę właściwości środowiska
społeczno-przyrodniczego, zagadnień antropologicznych, aksjologicznych i edukacyjnych w ekofilozofii.
Wydarzenie to zostało uczczone konferencją jubileuszową na cześć prof., która odbyła się 4 maja
2010 r. w na Uniwersytecie Kardynała Stefana
Wyszyńskiego w Warszawie. Obchody uroczystości rozpoczęły się od mszy świętej w intencji dostojnego Jubilata, której przewodniczył Jego Ekscelencja arcybiskup Józef Michalik, a słowo Boże
wygłosił Jego Ekscelencja biskup Stanisław Stefanek. Księża celebransi mówili o profesorze Dołędze
jako o dobrym i sprawiedliwym nauczycielu, budującym zawsze swoje relacje z uczniami opartymi na
prawdzie.
Po zakończeniu mszy odbyła się sesja jubileuszowa, której przewodniczyła prof. UKSW dr hab.
Anna Lemańska. Głos w tej sesji zabrali: Jego Ekscelencja arcybiskup Józef Michalik, Jego Ekscelencja biskup Stanisław Stefanek, prof. UKSW dr hab.
Jan Krokos – Dziekan Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW, prof. UKSW dr hab. Tadeusz
Klimski – Prorektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, prof. dr hab. Roman Bartnicki –
Rektor ATK w latach 1996-1999, następnie Rektor
UKSW w latach 1999-2005; prof. UKSW dr hab.
Zbigniew Łepko – Dyrektor Instytutu Ekologii i
Bioetyki; dr Andrzej Świderski, prof. dr hab. Danuta Cichy, dr hab. Lesław Michnowski, prof. UKSW
dr hab. Stanisław Dziekoński – Dziekan Wydziału
Teologicznego. Z wypowiedzi prelegentów wyłoniła się sylwetka profesora Dołęgi jako życzliwego
kapłana; rzetelnego naukowca mającego wkład w
klasyfikowanie i systematyzowanie wiedzy, który
zawsze dąży do poznania prawdy; sprawnego administratora; życzliwego studentom dydaktyka;
lojalnego przyjaciela, a przede wszystkim człowieka, którego cechuje duża życzliwość wobec otaczających go osób oraz umiejętność jednoczenia ludzi i
tworzenia życzliwego środowiska zjednoczonego w
realizowaniu wspólnych celów.
Profesor Dołęga podziękował za wszystkie życzliwe wypowiedzi oraz za przygotowanie jubileuszu i
wyraził nadzieję, że będzie mógł dalej pracować, a
przede wszystkim, że jego praca zostanie uwieńczona powołaniem dyscypliny naukowej „ochrona
środowiska”. Jubilat podkreślił konieczność powołania dyscypliny o takiej nazwie ze względu na
dynamicznie rozwijające się badania w tym zakresie. Nie można ich umieścić w obrębie istniejących
już dyscyplin naukowych o charakterze inżynierskim, ponieważ wykraczają poza wąskie inżynierskie ujęcia. Stan badań nad nowymi zagadnieniami
środowiskowymi jest na tyle poważny, że utworzenie dyscypliny o tym charakterze jest nie tylko
odpowiedzią na zaawansowanie badań, ale również
zachętą do dalszego rozwoju. Może to być znaczącym krokiem w kierunku przezwyciężenia kryzysu
ekologicznego.
Wypowiedź Jubilata zamknęła pierwszą część spotkania. Drugą sesję zatytułowaną Człowiek i przyroda, prowadzoną przez prof. UKSW dr hab. Annę
Latawiec, rozpoczął referat prof. dr hab. Danuty
Cichy zatytułowany Człowiek i przyroda – edukacja dla zrównoważonego rozwoju. Wystąpienie
przybliżyło ramy polityczno-prawne prowadzenia
edukacji na rzecz zrównoważonego rozwoju oraz
prezentowało wybrane działania w ramach edukacji
środowiskowej. Prof. Cichy na podstawie własnych
doświadczeń pedagogicznych przedstawiła zagadnienie wpływu edukacji środowiskowej na rozwój
świadomości ekologicznej młodzieży szkolnej.
Uczniowie po zdobyciu wiedzy o możliwości chronienia środowiska, sami zaczynają troszczyć się o
własne otoczenie. Domagają się również od władz
szkoły wsparcia, np. w postaci kontenerów umożliwiających selektywną zbiórkę odpadów.
158
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
Prelegentka podkreśliła konieczność prowadzenia
edukacji na rzecz zrównoważonego rozwoju na
wszystkich poziomach kształcenia, promowania
edukacji nieformalnej oraz kształcenia w najszerszym zakresie, zarówno na poziomie gminnym,
regionalnym, jak i ogólnopolskim. Wyzwaniem dla
nauczycieli jest także kształcenie na poziomie
szkolnictwa wyższego, którego celem jest stworzenie kadry nauczycieli, edukatorów jak i liderów
zaznajomionych z pojęciem zrównoważonego rozwoju.
Wystąpienie prof. dr hab. Andrzeja Papuzińskiego
nawiązywało również do problematyki ekorozwoju.
W referacie zatytułowanym Człowiek i przyroda –
zrównoważony rozwój prelegent odniósł się do
problematyki antropologicznej w kontekście zasady
zrównoważonego rozwoju. Profesor Papuziński
przedstawił genezę i rozwój zagadnienia zrównoważonego rozwoju, zwracając uwagę na głębokie
zakorzenienie samego pojęcia w wielu międzynarodowych dokumentach politycznych. Ekorozwój
został określony jako najważniejsza, międzynarodowa idea polityczna, która stwarza szerokie możliwości rozwoju całości świata przy poszanowaniu
środowiska przyrodniczego człowieka oraz w dążeniu do jego zachowania w najmniej przekształconej
postaci dla następnych pokoleń. Prelegent podkreślił, że zasada zrównoważonego rozwoju była
przedmiotem badań naukowych Jubilata, który
wcześnie dostrzegł wagę tego zagadnienia i jego
znaczenie dla problematyki środowiskowej. Profesor Dołęga zajął się głównie aksjologicznym wymiarem zasady zrównoważonego rozwoju, a jego
zainteresowania znalazły odzwierciedlenie w licznych publikacjach naukowych oraz w pracach badawczych wypromowanych doktorów.
Sesję drugą zamykał referat prof. dr hab. Włodzimierza Tyburskiego zatytułowany Człowiek i przyroda w wymiarze etycznym. Prelegent odwoływał
się do podejmowanej przez Jubilata problematyki
refleksji filozoficznej. W jego ujęciu tradycyjna
myśl filozoficzna łączona jest z obecnymi i przyszłymi potrzebami człowieka, z problemem odpowiedzialności za stan środowiska zostawiany przyszłym pokoleniom. Wykład poświęcony został
dyscyplinie etyki środowiskowej, a więc bardzo
ważnej relacji człowieka ze światem przyrody w
perspektywie moralnej. Celem etyki środowiskowej
jest – z jednej strony – obrona świata przyrody
przed ludzką agresją i działaniami destrukcyjnymi,
z drugiej zaś – obrona samego człowieka przed
negatywnymi skutkami jego działań w środowisku
przyrodniczym. Zatem, ważne jest wypracowanie
aksjologii formułowanej na gruncie etyki środowiskowej, która ma służyć rozwiązywaniu konfliktów
w relacji człowieka i jego otoczenia, lub ograniczaniu konfliktu interesu obu stron. Równie ważne jest
wykreowanie ich imperatywnych odpowiedników,
a więc zespołu norm nakazów i zakazów. Profesor
Tyburski wskazał również, że pewną nowością
etyki środowiskowej jest próba objęcia oceną moralną całokształtu relacji człowieka ze środowiskiem przyrodniczym, by relacje te można było
klasyfikować w kategoriach dobra i zła moralnego.
Na zakończenie sesji naukowej, krótką dyskusję
rozpoczął prof. dr hab. Edward Nieznański, który
poruszył zagadnienie określenia, czym jest i jak
można rozumieć termin „rozwój niezrównoważony”. Odpowiadając, profesor Papuziński wskazał,
że podstawą zrównoważonego rozwoju jest wzrost
gospodarczy i rozwój społeczny, zatem zużywanie
elementów potrzebnych do wzrostu gospodarczego,
będącego warunkiem rozwoju społecznego, oznacza realizację rozwoju niezrównoważonego. Po
krótkiej dyskusji profesor Dołęga jeszcze raz podziękował wszystkim zgromadzonym gościom, a
także swoim profesorom i recenzentom spotkanym
w swojej pracy zawodowej. Konferencję zakończył
Dziekan Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej
UKSW prof. UKSW dr hab. Jan Krokos.
Dominika Dzwonkowska
Michał Latawiec
Rozwój czy zagłada społeczności
światowej?
Development Or Destruction
of The World’s Society?
Sztuczne i naturalne ograniczenia rozwojowe
W początku XIX wieku Thomas Malthus ogłosił
złowróżbną doktrynę twierdząc, że szybciej wzrasta
liczba ludności (z postępem geometrycznym) aniżeli produkcja żywności (z postępem arytmetycznym). Stwierdzał, że to prowadzi do nędzy i trzeba
hamować przyrost ludności. Następne dwieście lat
doświadczenia ludzkości wykazały fałsz tej doktryny. Możliwości wzrostu produkcji żywności znacznie przekroczyły wzrost ludności i dziś największym zmartwieniem Unii Europejskiej jest problem
– jak zmniejszyć nadmiar żywności i ograniczyć
uprawy. Jednocześnie niestety i dziś miliardy ludzi
w świecie cierpi głód. Nawet w Polsce co czwarte
dziecko jest niedożywione (Podstawski M., Bezdomność w III Rzeczypospolitej, w: Realia nr
5/2009, s. 76), chociaż co trzeci obywatel cierpi na
nadwagę z przejedzenia, a polska ziemia byłaby w
stanie wyżywić dwukrotnie więcej ludzi niż obecnie. Polska jest też najlepszym przykładem, w jaki
sposób krańcowo wadliwa gospodarka, realizowana
w cudzych, egoistycznych interesach, prowadzi do
dotkliwej biedy, pomimo dobrodziejstw natury
(Podstawski M., Ubóstwo w Polsce i na świecie, w:
Realia nr 6.2009).
Wyżywienie nie stanowi więc naturalnego ograniczenia rozwoju, ale takie ograniczenie jest wywoła-
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
ne sztucznie przez nieludzki system i może być
przezwyciężone. Podobna sytuacja dotyczy, przynajmniej częściowo, innych ograniczeń w rozwoju
społeczeństw i krajów, wynikających z wyczerpywania nieodnawialnych zasobów Ziemi i zniszczenia środowiska. Ograniczenia te występują jednak
konkretnie i są coraz większym zagrożeniem dla
całego świata. Mówiąc o nim w 1969 r. Sekretarz
Generalny ONZ U’Thant stwierdził: członkom
Narodów Zjednoczonych pozostało może dziesięć
lat na uregulowanie zastarzałych waśni i podjęcie
wspólnej ogólnoświatowej inicjatywy w celu zahamowania wyścigu zbrojeń, poprawy warunków
środowiskowych człowieka, zlikwidowanie groźby
eksplozji demograficznej oraz nadanie należytego
rozmachu wysiłkom w dziedzinie rozwoju.
Świat jest coraz bardziej powiązany wielorakimi
zależnościami i dlatego, obok szczegółowych opisów różnych regionów i procesów, trzeba ogarniać
intelektualnie i analizować świat także jako żywą
całość. Takie ujęcie jest oczywiście bardzo ogólne i
uproszczone, w wielu fragmentach może odbiegać
od rzeczywistości. W 1971 r. J. W. Forrester, twórca matematycznej analizy dynamiki systemów,
zastosował ją do modelu świata. Stwierdził, że
świat znalazł się już na granicy możliwości rozwojowych, to znaczy że już przekroczył bezpieczny
poziom zaludnienia i aktywności produkcyjnej
(Forrester J. W., World Dynamics; Wright-Allen
Press, Cambridge 1971). Odwołując się do tych
prac, zaczęto mówić na forum światowym o potrzebie tzw. „zerowego wzrostu”, odnosząc go
przede wszystkim do wzrostu ludności świata.
Dokładniejsze badania wykonane przez D.H. Meadows, D. Meadows i innych dla Klubu Rzymskiego stwierdziły, że świat zbliża się dopiero do granicy swoich możliwości, ale może też wybrać inną
korzystniejszą drogę rozwoju (Limits to Growth
Universe Books, New York 1972). Po trzydziestu
latach zespół autorski powtórzył te badania dla
aktualnych warunków. W podsumowaniu w 2004 r.
stwierdził, że świat kontynuując dotychczasowe
działania nie stoi jednak przed jakąś zdeterminowaną przyszłością, przekroczył już niektóre bezpieczne ograniczenia rozwojowe, ale w polityce społeczno-gospodarczej ma nadal do wyboru zasadniczo
odmienne drogi. Dwie z nich związane są z kontynuowaniem dotychczasowych sposobów egoistycznego, rabunkowego gospodarowania i prowadzą
świat do upadku. Natomiast trzecia droga daje możliwość rozwoju: granice rozwoju istnieją i już się
do nich zbliżamy, nie wszystkie już przekroczyliśmy,
a przeto mamy jeszcze dość czasu, pod warunkiem,
że nie będziemy go dalej tracili. Mamy akurat tyle
energii, materiałów i pieniędzy, tyle odporności w
środowisku, tyle zalet w ludziach ile trzeba, by
zmniejszyć natężenia destrukcji środowiska przyrodniczego, a wraz z tym przeprowadzić rewolucję
niezbędną dla trwania, wiodącą znakomitą większość ludzi do lepszego świata (Limits to Growth,
159
the 30-Years Update, Chelsea Green Publishing
Company, Vermount 2004).
Wybór i realizacja tej trzeciej drogi wymaga jednak
głębokiej, moralnej (ekohumanizacyjnej) przemiany cywilizacyjnej, jaką od dawna wskazują w swoich encyklikach papieże: Paweł VI i Jan Paweł II.
Lesław Michnowski, który w Polsce najszerzej
zajmuje się tą problematyką (Michnowski L., Społeczeństwo przyszłości a trwały rozwój, Komitet
Prognoz PAN, Warszawa 2006; Wiedza o przyszłości w przezwyciężeniu globalnego kryzysu, w:
Przyszłość. Świat-Europa-Polska, nr 2/2009 i inne)
podkreśla za Janem Pawłem II (Centesimu annus,
p. 36, 1991), że taka przemiana musi obejmować:
zmianę wzorców konsumpcji i produkcji, rewolucję
społeczno-edukacyjną oraz zasadnicze przekształcenie całej infrastruktury organizacyjno-instytucjonalnej i technicznej. Wymaga to pilnych, odpowiednio ukierunkowanych badań naukowych i
działań wdrożeniowych. Jan Paweł II pisał: dzisiaj
bardziej chyba niż w przeszłości ludzie zdają sobie
sprawę z łączącego ich wspólnego przeznaczenia,
aby budować razem, jeśli chce się uniknąć zagłady
wszystkich (Sollicitudo rei socialis, p. 26, 1987).
Od czasu U’Thanta w ciągu minionych czterdziestu
lat wykonano szereg studiów i prognoz, które ogólnie potwierdziły konieczność i możliwości pilnego
wyboru jednej z dwu dróg: wiodącej świat do katastrofy lub do powszechnego rozwoju. Ostatnio
potwierdził tą opinię również światowy liberał –
znany i w Polsce – Jeffrey Sachs, stwierdzając w
swoim studium, podobnie jak papież Jan Paweł II,
że: wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wspólny los
(...) świat jako całość troszczyć się musi o zrównoważony rozwój wszystkich regionów. Żadna część
świata nie może być pozostawiona w skrajnym
ubóstwie lub być wykorzystana jako miejsce do
składowania toksycznych odpadów Sachs J., Common Wealth, Economics for a Crowded Planet,
Allan Lane, 2008).
Odbyło się też wiele ważnych spotkań światowych,
z udziałem przywódców państwowych i innych
czołowych osobistości, które zdecydowanie wypowiedziały się za wyborem drogi i zespołu działań
zapewniających trwały, zrównoważony rozwój
społeczno-gospodarczy i ekologiczny świata. Wystarczy przypomnieć Światowy Szczyt na rzecz
Rozwoju Społecznego w Kopenhadze w 1995 r.,
Światową Konferencję Klimatyczną w 1997 r. i
Porozumienie z Kioto (dotyczące zmniejszenia
emisji szkodliwych gazów), Deklarację Milenijną
ONZ z 2000 r. oraz Odnowioną Strategię Trwałego
Rozwoju Unii Europejskiej z 2006 r.
Rabunkowa eksploatacja zasobów
Najbogatsze 20% ludności świata zużywa 70%
światowej energii, 75% metali i 85% drewna, podczas gdy 2 miliardy ludzi nie ma energii elektrycznej w miejscu zamieszkania, a 1,4 miliarda ludzi
160
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
nie ma dostępu do wody pitnej (Góralczyk B., W
jakim świecie będziemy żyli wg raportu UNESCO,
w: Polska 2000 Plus, Komitet Prognoz PAN, nr
2/2000). Przy takim zapotrzebowaniu i rosnącej
zachłanności bogatych, troska o zapewnienie sobie
dostępu do nieodnawialnych zasobów Ziemi od
dawna skłaniała kraje rozwinięte do eksploatacji
zasobów zniewolonych krajów kolonialnych. Po
upadku systemu kolonialnego w połowie ubiegłego
wieku, przebudowano światowy system zniewolenia i z pomocą ideologii neoliberalnej stworzono
nowy, znacznie tańszy, sprawniejszy i bardziej
niszczący system neokolonialny (Bojarski W.,
Gospodarka i państwo dla społeczeństwa, Warszawska Szkoła Zarządzania S.W., Warszawa 2009,
rozdz. 2).
Szybki rozwój azjatyckich tygrysów: Korei, Tajwanu i Singapuru zwiększył zaniepokojenie surowcowe świata, które jeszcze bardziej się nasiliło pod
wpływem stałego szybkiego wzrostu gospodarczego Chin i Indii oraz Brazylii. Ponadnarodowe korporacje z pośpiechem i pomocą dyplomatycznomilitarną wykupują i zawłaszczają zasoby naturalne
i zakłady przeróbcze na całym świecie, nie dbając o
ich racjonalną eksploatację i ochronę środowiska
oraz o potrzeby i interesy miejscowych społeczeństw i krajów. Korzystają przy tym z trudności
finansowych krajów wcześniej podstępnie zadłużonych i pewnego przymusu wyprzedaży ich majątku.
Do tego dochodzi często korupcja, kolaboracja i
nieudolność gospodarcza rządów na drodze rozwoju.
Działania takie spotkały się w 1993 r. z ostrą krytyką papieża Jana Pawła II, który stwierdził: niepohamowany pęd nielicznej grupy uprzywilejowanych
do przywłaszczania sobie dóbr ziemi i do ich eksploatacji staje się przyczyną nowego rodzaju zimnej
wojny, tym razem między Północą a Południem
planety, między krajami uprzemysłowionymi a ubogimi (Jan Paweł II: Dialog miedzy nauką a wiarą,
w: L’Osservatore Romano (wydanie polskie), nr
7/1993).
W sytuacji podobnej do krajów neokolonialnych
znalazła się i Polska, ze swoim ogromnym i stale
rosnącym zadłużeniem oraz brakiem rozwojowego
programu gospodarczego. Rządy w Warszawie
kończą już wyprzedaż większości naziemnego
majątku narodowego; na wokandzie są jeszcze
Zakłady Azotowe w Tarnowie, Siarkopol i bezcenny kombinat – Polska Miedź. Teraz próbują wykorzystać koniunkturę surowcową i sprzedawać nasze
podziemne bogactwa naturalne. Władze przypomniały sobie m.in. o głęboko zalegających pokładach gazu łupkowego i szczelinowego i – jak doniosła prasa – wydano już 44 koncesje na jego
poszukiwanie. Około 12% obszaru kraju wydano
obcym na podziemną penetrację.
Została przygotowana nowa ustawa Prawo geologiczne i górnicze (Druk sejmowy nr 1696, patrz
także: http://www.nettg.pl), która wprowadza istot-
ne ułatwienia i uproszczenia w wydawaniu zagranicznym podmiotom koncesji na poszukiwanie i
wydobycie w Polsce ropy naftowej, gazu ziemnego,
metali i innych strategicznych surowców. Ustawa
przewiduje także możliwość przeniesienia wydanej
koncesji na rzecz innego podmiotu, co może łatwo
prowadzić do międzynarodowego handlu naszymi
zasobami geologicznymi. A przecież zasoby te,
jakich nasi wrogowie dotychczas nie zdołali nam
zabrać, stanowią własność wielu przyszłych pokoleń Polaków.
Nie spełniły się żadne obietnice neoliberalnych
globalistów głoszących od lat, że wraz ze wzrostem
zamożności bogatych wzrośnie również zamożność
biednych. Niektóre z krajów zostały nawet w ostatnich dziesięcioleciach zepchnięte do skrajnego
ubóstwa. Inne wbrew globalizmowi, największym
własnym wysiłkiem narodów Azji, Ameryki Południowej i częściowo Afryki, osiągnęły niewielki
wzrost. Ale wszystkie mają do tego prawo i bez
obcego wyzysku mogłyby łatwiej go realizować.
Jakże mało skuteczna, a nawet pozorna jest tak
reklamowana światowa pomoc agend ONZ i innych
organizacji dla krajów rozwijających się, jeśli prawie co czwarty mieszkaniec Ziemi nie ma nadal
dostępu do wody pitnej. Czy to nie interesuje światowych organizacji ekologicznych?
Wątpliwe wyniki badawcze i ograniczenia ekologiczne
Pseudonaukowe doktryny rozwojowe, poczynając
od T. Malthusa, opierają się na zasadniczym błędzie logicznym, przy którym jutrzejsze (przyszłe)
potrzeby społeczne konfrontuje się z wczorajszymi
(dawniejszymi) możliwościami (gdyż dzisiejszych,
obecnych jeszcze nie zdążyliśmy poznać). Natomiast racjonalne myślenie o przyszłości powinno
wychodzić także od przyszłych potrzeb społecznych i wskazywać zadania rozwojowe nauce, technice, infrastrukturze, administracji i władzom, jakie
należy podjąć i zrealizować aby zapewnić w przyszłości możliwą pomyślność całej społeczności. Na
początek dobrze jest przyjąć przytoczoną wyżej,
ogólną optymistyczną ocenę sytuacji, określoną dla
świata przez zespół badawczy Meadowsów w 2004
r. Ocenę tę potwierdził ostatnio J. Sachs, we wspomnianej już pracy, odwołując się do badań H. H.
Rognera i stwierdzając: dostępne zasoby paliw
stałych są wystarczające dla XXI wieku, nawet w
sytuacji znacznego wzrostu gospodarczego (...).
Groźba wyczerpywania się zasobów naturalnych
nie stanowi właściwej i jedynej miary zagrożeń.
Ziemia dysponuje zasobami energii, gruntami,
różnorodnością zasobów biologicznych i zasobów
wodnych niezbędnych do wyżywienia ludności
świata i zapewnienia długookresowej pomyślności
gospodarczej dla wszystkich. Główny problem polega na tym, że same rynki nie są w stanie doprowadzić do mądrego i zrównoważonego wykorzysta-
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
nia tych zasobów [zapewniającego likwidację nędzy i właściwą ochronę środowiska]. Do tego konieczne są nowe instytucje prawne i bardziej altruistyczne postawy menadżerów. J. Sachs postuluje
również stabilizację ludności świata w przyszłości
na poziomie 8 miliardów.
Od szeregu lat bogate centra globalistyczne wykorzystują finansowane przez siebie studia ekologiczne, nie poddawane szerszej naukowej weryfikacji,
do uzasadnienia korzystnych dla siebie wymagań w
zakresie ochrony środowiska. Wymagania te, określane przez odpowiednio dobrane formy strukturalne i prawne, istotnie różnicują koszty ich realizacji
w różnych krajach i stają się dogodnym sposobem
utrudniania konkurencji i rozwoju krajom słabszym
ekonomicznie. Jeszcze w 1994 r. Stefan Kozłowski
zwracał uwagę, że z pośród około stu konwencji
(istniejących już wówczas) wiele powoduje poważne konsekwencje gospodarcze i dlatego trzeba się
krytycznie odnosić do dalszego ich poszerzania
(Kozłowski S., Ekologia po Rio, w: Biuletyn Rady
Ekologicznej przy Prezydencie RP, nr 2/1994).
Wszystkim krajom, bogatym i biednym, narzuca się
obowiązek zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o
ten sam procent, niezależnie od wielkości emisji,
struktury paliw miejscowych i dotychczasowego
zanieczyszczenia świata. A różnice są tu bardzo
duże; np. w USA emisja ta wynosi 20 ton na osobę,
a w Indiach 1,2 tony na osobę. Ustalony procentowo obowiązek zmniejszenia emisji dyskryminuje
kraje na drodze rozwoju, również Polskę ze względu na naszą węglową bazę paliwową. Ponadto odwraca on uwagę od podstawowego problemu świata, jakim jest istotne zmniejszenie zanieczyszczeń
przez głównych trucicieli. I tak np. Stany Zjednoczone nie podpisały nawet Porozumienia z Kioto z
1997 r. o zmniejszeniu emisji, a w końcu lat osiemdziesiątych wytwarzały około 80% niebezpiecznych odpadów w świecie (Keating M., Globalny
program działań, Szczyt Ziemi, Agencja GEA,
Genewa 1993).
Ta sama fałszywa polityka możnych tego świata
odezwała się na ostatniej konferencji klimatycznej
w Kopenhadze w końcu 2009 r., gdzie obłudnie
akcentowano potrzebę finansowego wsparcia biednych państw w walce ze zmianami klimatycznymi.
Konferencja Kopenhaska skończyła się fiaskiem
nie tylko ze względu na znaczne różnice interesów.
Również dlatego, że doktryna o wpływie człowieka
na ocieplenie klimatu nie znajduje dostatecznego
uzasadnienia naukowego i mnożą się obserwacje jej
przeczące. Znane są przecież okresowe znaczne
ocieplenia i oziębienia (zlodowacenia) klimatu
Ziemi w okresie prehistorycznym oraz mniejsze
okresowe oziębienia i ocieplenia klimatu w okresie
historycznym. W ogólnym bilansie emisji gazów
cieplarnianych podstawę stanowią emisje naturalne,
a udział działalności człowieka jest minimalny
(Waydel P., Manipulowanie globalnym ociepleniem, w: Eurogospodarka, nr 1/2010).
161
Unia Europejska trzyma się jednak tej doktryny i
zdecydowała, że do roku 2020 zredukuje swoje
emisje dwutlenku węgla o 20%. Liczy przy tym
zapewne znowu na Polskę i inne kraje ostatnio
przyłączone (ponieważ dawne kraje Unii nie
zmniejszyły emisji) oraz na szerszą sprzedaż swoich nowych technologii, co może być jakimś impulsem rozwojowym w okresie kryzysu. W Niemczech
uruchomiono już pilotażową instalację do absorpcji
i skraplania dwutlenku węgla oraz jego transportu i
składowania w podziemnym złożu po gazie. Podobna instalacja jest przewidywana dla nowego
bloku 858 MW w elektrowni Bełchatów (Tobolska
J., Problemy ze składowaniem CO2, w: Eurogospodarka, nr 1/2010).
Coraz powszechniejsza staje się świadomość, że
podtrzymywanie doktryny o wpływie człowieka na
ocieplenie klimatu służy jedynie naciskom ideologiczno-gospodarczym i politycznym. Potwierdziła
to niedawna wypowiedź Richarda Benedick, zastępcy sekretarza stanu USA: traktat o globalnym
ociepleniu musi być wdrożony, nawet jeśli nie ma
dowodów na poparcie efektu cieplarnianego (Waydel P., Manipulowanie globalnym ociepleniem, w:
Eurogospodarka, nr 1/2010). Warto przy tym
zwrócić uwagę, że w globalistycznej polityce ekologicznej prawie się nie mówi o innych znacznie
groźniejszych zanieczyszczeniach wytwarzanych
masowo przez kraje rozwinięte, jak chociażby odpady radioaktywne z przemysłu i elektrowni atomowych.
Trzeba wybierać: walka o rozwój czy zagłada
Pomimo licznych wyraźnych deklaracji rozwojowych i pozytywnych zobowiązań, rządcy tego
świata: struktury globalistyczne, wielki kapitał,
władze USA i ponadnarodowe korporacje, kontynuują bez istotnych zmian dotychczasową egoistyczną, neokolonialną i rabunkową działalność
gospodarczą w świecie. Dokonały już więc wskazanego powyżej wyboru i zdecydowały kroczyć
nadal dotychczasową zgubną drogą (przekraczając
różne groźne ograniczenia), w kierunku jakiejś
katastrofy. Aby jej uniknąć podjęły działania dla
zmniejszenia ludności świata. Taki wybór globalistów potwierdza wywołany przez nich światowy
kryzys finansowy i dalsze działania w tym samym
kierunku, bez prób naprawy, czy zmiany systemu.
Wspomniany na początku Denis Meadows został
niedawno zapytany przez Spiegel On-line: Czy jest
możliwe istnienie 9 miliardów ludzi na naszej Planecie? Uczony odpowiedział zdecydowanie: Nie.
Nawet 7 miliardów byłoby zbyt wiele – przynajmniej jeśli oni wszyscy mieliby standardową stopę
życiową. Jeśli myślisz, że jest dopuszczalne (akceptowalne) istnienie małej elity która cieszy się przyzwoitym stylem życia i zdecydowanej większości,
która jest tego pozbawiona, wtedy Ziemia może
prawdopodobnie utrzymać 5 do 6 miliardów ludzi.
162
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
Jeśli chcesz, aby każdy miał pełne możliwości odpowiedniego wyżywienia i osobistego rozwoju,
wtedy możliwe jest utrzymanie 1 albo 2 miliardów
ludzi
(http://www.spiegel.de/international/world/
0,1518,666175,00.html).
Jest to ocena szokująca, znacznie bardziej pesymistyczna, aniżeli podana w 2004 r. Zapewne nie jest
oparta na tak wnikliwych badaniach jak tamta i ma
charakter czysto ideologiczny. Wydaje się jednak,
że wyraża ona pewne, dotychczas tajne credo władców kapitału i rządców światowych, których główną myślą i kierunkiem działania od czasu U’Thanta
jest zmniejszenie ludności świata. Taki też postulat
został powtórzony oficjalnie przy okazji Konferencji klimatycznej w Kopenhadze w końcu 2009 r.
(Jackowski J. M., Ekoludobójstwo, w: Nasz Dziennik, 29.12.2009).
„Eksplozja demograficzna” to był taki neomaltuzjański straszak ostatnich dziesięcioleci. Nie tak
dawno, 65 lat temu, ludność świata liczyła około 2
miliardy, po wojnie szybko wzrastała i 40 lat temu
obawiano się, że w 2010-2020 r. może wynieść
nawet 11 miliardów. Obecnie wynosi jednak około
6,6 miliarda, a na dalsze lata średnia prognoza ONZ
przewiduje na rok 2020 -7,5 miliarda, na 2030 r.8,2 miliarda i na 2050 – 9,0 miliardów.
W rzeczywistości wraz z rozwojem kultury ludności dochodzą do głosu wyższe potrzeby człowieka i
możliwości cywilizacyjne (kształcenie dzieci, praca
zawodowa kobiet, zaangażowanie społeczne, leczenie itp.), które w sposób naturalny zmniejszają
rozrodczość, bez stosowania środków nienaturalnych i zabójczych. Jednak rządcy światowi nie
starali się o rozwój kultury. Do znacznego zmniejszenia przyrostu ludności świata, a w niektórych
regionach nawet do spadku, doprowadziły wielorakie zbrodnicze działania różnych światowych agent
i misji, również ONZ.
Na Światowej Konferencji Ludnościowej kraje
rozwijające się oskarżyły kraje bogate m.in. o zaszczepienie 800 tys. dzieci w krajach ubogich wirusem HIV. W wyniku takiej zbrodni i choroby AIDS
średnia długość życia w krajach afrykańskich maleje. Przykładowo w ciągu pięciu lat między 1993 a
1998 średnia długość życia w Afryce Południowej
obniżyła się z 65 do 55 lat, w Zimbabwe z 51 do 40
lat, a w Malawi z 48 do 40 lat (Sulmicka M., Ubóstwo we współczesnym świecie, SGH, Warszawa
2001).
W sytuacji, gdy rządcy tego świata i globaliści
dokonali już wskazanego powyżej wyboru i kroczą
katastrofalną drogą ku przyszłości, każdy świadomy człowiek z pozostałej znacznej większości został postawiony przed dramatyczną alternatywą.
Słusznie, choć drastycznie formułuje ją L. Michnowski, w nawiązaniu do niedawnej wypowiedzi D.
Meadowsa: albo zaakceptuje się bogactwa i dobrobyt 1 miliarda „nadludzi” oraz własną biedę i
stopniową zagładę kilku miliardów „podludzi”,
albo włączy się bezzwłocznie do nieugiętej po-
wszechnej walki dla realizacji dobra wspólnego i
stworzenia warunków do rozwoju całej ludzkości
(Synteza odczytu 8.01.2010).
Dotychczas znaczna większość ludzi utrzymywana
jest przez polityków i media w nieświadomości tej
alternatywy. Przez lata była łudzona mirażem rozwoju i powszechnego dobrobytu, a trwając w tej
iluzji zostaje powoli marginalizowana i eliminowana. Przejściowo, a nawet trwale można zostać indywidualnie kolaborantem i pomagać bogatym w
wyzyskiwaniu i zniewoleniu ubogich, można też na
różne sposoby ratować się i dorabiać samemu, nie
dbając o resztę. Można się w końcu pocieszać, że
być może w dalszej perspektywie czasowej resztka
„podludzi” trafi do rezerwatów, tak jak dawni Indianie.
Naturalnie, w różnych krajach i regionach świata
taka przyszłość jawi się mniej lub bardziej wyraźnie, w bliższej lub dalszej przyszłości. Wskazane
procesy dokonują się z różną intensywnością, mogą
też być przyspieszane i opóźniane zależnie od postawy i aktywności poszczególnych społeczeństw i
rządów. Od nas wszystkich zależy, czy wybierzemy
i podejmiemy walkę o rozwój życia i dobro wspólne na ziemi, czy poddamy się biernie marginalizacji
i eksterminacji.
Włodzimierz W. Bojarski
[email protected]
Jak kształtować świadomość
dla potrzeb ekologii i trwałego
rozwoju?
How to Shape Conciseness for Ecology and Sustainable Development?
O sposobach wychowywania
Cele wychowawcze polegające na wbiciu do głowy
określonych stereotypów, odnoszących się do zasad
i sposobów myślenia oraz postaw, zachowywania
się i postępowania, można starać się osiągać „odgórnie” albo „oddolnie”. W pierwszym wypadku
robi się to najczęściej za pomocą zmuszania do
przestrzegania odpowiednich norm (nakazów lub
zakazów) za pomocą różnych form przymusu, stosowanych przez władzę od najwyższego do najniższego szczebla. Chodzi tu o przymus fizyczny,
(kary cielesne) i prawny (nakładanie stosownych
kar: upomnień, nagan, mandatów, pozbawienia
wolności itp. ustanowionych w obowiązujących
przepisach prawa) a także o wywieranie nacisku
moralnego (potępienie przez opinię publiczną –
społeczeństwa lub grupy – za niewłaściwe zacho-
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
wanie się i postępowanie). W każdym z tych wypadków o realizacji celu wychowawczego decyduje
strach przed bólem, karą lub napiętnowaniem. Taki
sposób wychowywania ma pewne zalety: po pierwsze, pod wpływem strachu cel osiąga się w bardzo
krótkim czasie i po drugie, strach jest instrumentem
wychowawczym najprostszym i najłatwiejszym w
użyciu. To zdaje się uzasadniać powszechność
stosowania kar na wszystkich poziomach struktury
społeczeństwa. Przede wszystkim w tych, którymi
rządzi zasada przyspieszania; tam wyniki wychowawcze trzeba osiągnąć szybko i radykalnie. Takich społeczeństw jest coraz więcej na świecie.
Wprawdzie w tych społeczeństwach (wysoko rozwiniętych i cywilizowanych) coraz bardziej eliminuje się przymus fizyczny, ale dominuje tam przymus prawny. Nie ulega wątpliwości, że z różnych
przyczyn chce się jak najszybciej osiągać cele wychowawcze, zresztą jak wszystkie inne, bo za sprawą postępu cywilizacyjnego żyje się w czasie coraz
szybciej przeżywanym i uśmiercanym i dobiera się
takie środki, jakie to gwarantują – przeważnie najprostsze, niewymagające większego wysiłku i drastyczne. W wyniku stosowania przymusu cele wychowawcze faktycznie osiąga się szybko, ale czy
pozostawią one trwały i głęboki ślad w świadomości, czy raczej efekt na krótką metę i powierzchowny? Czy wobec tego są tak bardzo efektywne, jak
się wydaje? To zależy od tego, jakim pojęciem
skuteczności się operuje, jakie stosuje się kryteria
skuteczności i czym się ją mierzy. Ze względu na
różne pojmowanie skuteczności oraz wiele kryteriów i sposobów jej pomiaru sprawa jest dyskusyjna. W drugim wypadku cele wychowawcze osiąga
się za pomocą stosowania łagodniejszych środków
wywierania presji (wychowywanie zawsze jest
jakąś formą tresury, za pomocą której narzuca się
swą wolę innym – podwładnym lub w jakiś sposób
zależnym – i ogranicza ich wolność osobistą),
głównie perswazji oraz wskutek ciągłego powtarzania i przypominania nakazów aż do znudzenia i
do skutku. Do tego trzeba jednak mieć ogromną
cierpliwość i umiejętność przekonywania. A tymczasem w warunkach życia w stale przyspieszanym
tempie wszystkim brakuje cierpliwości, a umiejętność przekonywania wymaga sporego wysiłku
intelektualnego, na który nie każdego stać i nie
każdemu chce się go podejmować. Właściwie taka
procedura wychowawcza obca jest kulturze zachodniej, ponieważ jest ona w istocie od samego
początku kulturą zakazów i strachu (i kulturą monochroniczną), która podporządkowana jest presji
postępu i czasu. Z tego względu ten sposób wychowywania praktykuje się raczej w innych kulturach (w kulturach polichronicznych) – tam, gdzie
tempo życia nie jest aż tak ważne, żeby warto mu
było wszystko poświęcać. Niestety, procesy globalizacyjne – wytwór kultury Zachodu i nowa forma
kolonizacji i niewolnictwa – zmierzają coraz szybciej do uczynienia z kultury zakazów kultury świa-
163
towej oraz do zastąpienia kultury polichronicznej
przez monochroniczną z wszystkimi, znanymi na
ogół, negatywnymi konsekwencjami. W związku z
tym wychowanie przyszłych pokoleń długo jeszcze
będzie opierać się na strachu. Warto dodać, że
oprócz tego, że strach jest skutecznym narzędziem
wychowania, jest też towarem, na którym dobrze
się zarabia.
Wróćmy do pytania o skuteczność wychowania.
Jeśli mierzyć ją za pomocą czasu potrzebnego do
osiągnięcia celu, to jest ona większa w przypadku
stosowania kar i to tym większa, im drastyczniejsze
i bardziej odstraszające są kary. Jeśli zaś mierzyć ją
za pomocą długotrwałości („czasu życia”) osiągniętego celu, to będzie ona mniejsza. Dlaczego? Bo
strach działa doraźnie, na krótką metę, wtedy, gdy
wymierza się karę; a do kary można się przyzwyczaić i po pewnym czasie nie robi ona już takiego
wrażenia, jak na początku; często natomiast rodzi
chęć odwetu (zemsty) oraz poszukiwania sposobów
uniknięcia jej. Żeby strach pozwalał na osiągnięcie
trwałego celu wychowawczego, trzeba go stale
podtrzymywać przynajmniej na tym samy poziomie, a lepiej go potęgować, czyli stwarzać atmosferę życia w permanentnym terrorze strachu. Służy
temu powszechne zastraszanie w reżymach autokratycznych i totalitarnych przez aparat władzy.
Natomiast w ustroju demokratycznym celowo wywołuje się i podtrzymuje psychozę strachu, np. w
okresie „zimnej wojny” w krajach zachodnich
przed komunizmem, w krajach socjalistycznych
przed imperializmem, a tu i tam przed wojną nuklearną, a teraz na odmianę przed terroryzmem światowym i Bóg wie, czym jeszcze. Jest też inny negatywny aspekt wychowywania w strachu i pod
przymusem zewnętrznym: wymaga ono stałej i
powszechnej kontroli. A im więcej przepisów
prawnych, za pomocą których wyraża się przymus i
egzekwuje go, tym więcej trzeba kontrolerów zachowań oraz działań ludzkich i egzekutorów prawa,
rozbudowanego aparatu ścigania, sądownictwa,
więziennictwa itp. W związku z tym pojawia się
pytanie o to, co jest lepsze, czy przestrzeganie norm
na zasadzie przymusu zewnętrznego i tylko wtedy,
gdy jest się pod stałą kontrolą, czy na zasadzie
przymusu wewnętrznego, czyli powinności, z własnego wewnętrznego przekonania i nakazu sumienia, nawet wtedy, gdy nikt nas nie widzi i nie
sprawdza. W moim przekonaniu, druga opcja jest
lepsza, chociaż niełatwa i nie zapewnia natychmiastowych efektów. Dlatego opowiadam się za stopniowym przechodzeniem od „kultury zakazów” do
„kultury powinności” i zastąpieniem „przymusu
zewnętrznego”, pochodzącego ze skodyfikowanych
norm, przez niepisany „przymus wewnętrzny”,
wywodzący się z „superego”, z głosu własnego
sumienia.
164
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
Ekoświadomość jednostki i społeczeństwa
Przenieśmy rozważania wstępne o sposobach wychowania na interesujący nas w tym miejscu problem świadomości zachowań proekologicznych,
sprzyjających trwałemu i zrównoważonemu rozwojowi. Od kilkudziesięciu lat troska o stan naszego
środowiska życia stała się powszechnym obiektem
zainteresowania ekologów, polityków i zwykłych
ludzi. Jest pilnym wyzwaniem społecznym współczesności, ponieważ wiemy na ogół, że zdrowe i
zasobne w niezbędne składniki środowisko jest
warunkiem sine qua non naszego istnienia teraz i w
przyszłości. Mowa o naszym środowisku życia, to
znaczy poszczególnych jednostek ludzkich, społeczności, narodów i gatunku ludzkiego. Już teraz
zdewastowane i skażone środowisko przyrodnicze
oraz zdegenerowane środowiska społeczne, kulturowe i duchowe zagrażają zdrowiu i funkcjonowaniu współczesnego pokolenia, a w miarę postępującej degradacji oraz dalszego rozwoju nietrwałego
(nieproporcjonalnego) będą wciąż bardziej szkodzić
zdrowiu i funkcjonowaniu następnych generacji i
tym samym przyczyniać się do znacznego zmniejszania ich szansy na przeżycie. To właściwie jest
już truizmem, ale trzeba go tak długo przypominać,
dopóki nie stanie się powszechną oczywistością,
jak amen w pacierzu. Taki pesymistyczny scenariusz jest wysoce prawdopodobny na podstawie
współczesnej wiedzy oraz przy założeni, że postęp
cywilizacyjny będzie przebiegać tak, jak dotychczas. Żeby jednak tę troskę o środowisko i trwały
rozwój przenieść z płaszczyzny życzeniowej lub
aksjologicznej do praktycznej, czyli żeby przeprowadzić ją z formy frazesu czy postulatu w postać
rzeczywistego czynu, trzeba ukształtować odpowiednio wysoki poziom ekoświadomości. Można to
robić na dwa sposoby, o których wcześniej była
mowa: za pomocą kar albo perswazji. Ale jest jeszcze jeden problem dotyczący drogi kształtowania
ekoświadomości mas społecznych. Po pierwsze,
czy wychowywanie w duchu ekologii i trwałego
rozwoju, kształtowanie sumienia ekologicznego i
świadomości ekologicznej rozpoczynać jakby demokratycznie, czyli oddolnie, od najniższego poziomu struktury społeczeństwa, od poszczególnych
jednostek, czy centralistycznie, od najwyższego
poziomu. Po drugie, czy kształtować ekoświadomość na użytek lokalny, czy globalny. Chodzi o to,
czy skoncentrować się na sprawach małej wagi o
zasięgu zaściankowym, czy na wielkich o zasięgu
światowym. Jak zwykle, tam, gdzie są jakieś alternatywne wybory, znajdują się zwolennicy jednej
lub drugiej opcji. Którym z nich przyznać więc
rację i dlaczego?
Na płaszczyźnie filozoficznej w obu wypadkach
zagadnienie sprowadza się do dylematu relacji
części do całości: czy część określa całość, czy na
odwrót? W odniesieniu do kształtowania ekoświadomości chodzi o dwie kwestie: czy ekoświado-
mość poszczególnych jednostek składa się (nie
koniecznie przez proste sumowanie) na ekoświadomość społeczeństwa oraz czy istnieje w sensie
bytu realnego świadomość społeczeństwa, która nie
byłaby ukonstytuowana z świadomości jednostek
albo niezależnie od nich. O ile sprawa relacji części
do całości nie jest przesądzona i budzi wątpliwości,
to nie można ich mieć odnośnie do statusu ontologicznego ekoświadomości społecznej. Ale zostawmy na uboczu dywagacje filozoficzne, może ciekawe, lecz jałowe, tym bardziej, że nie leżą one w
centrum tych rozważań. Zakończmy te dygresje
filozoficzną stwierdzeniem, że świadomość pojedynczego człowieka istnieje konkretnie w świecie
zjawiskowym, a społeczna – abstrakcyjnie i w
świecie pojęć i że świadomość społeczna jest nie
tyle złożeniem czy całokształtem świadomości
jednostek, ile ich uogólnieniem, nadbudową, czyli
hiperświadomością, która istnieje na innym poziomie ontycznym aniżeli świadomość jednostki.
Kłopoty z próbą zadekretowania ekoświadomości
Są kraje, jak np. Stany Zjednoczone, gdzie świadomość ekologiczna jest tak masowa – od małego
dziecka do starca – i na tak wysokim poziomie, że
budzi powszechny zachwyt i zazdrość odwiedzających ten kraj. Jej konsekwencje widać na każdym
kroku: po pierwsze, czyste powietrze, domy, obejścia, podwórka, ulice, samochody, autobusy, ciężarówki, pociągi, parkingi, rzeki, jeziora, plaże i toalety (nota bene bezpłatne); po drugie, do przesady
zadbane i wypielęgnowane tereny zielone – trawniki (strzyżone przynajmniej raz w tygodniu), krzewy, parki i lasy; po trzecie, niezwykle przyjazny
stosunek do ludzi i zwierząt domowych i dzikich;
po czwarte, szacunek dla zabytków przyrody i kultury materialnej (brak graffiti, nie tylko wulgarnych
napisów i wyryć upamiętniających pobyt turystów
w pakach narodowych i zabytkach kultury). Oczywiście, pomijam jako zjawisko marginalne, mieszczące się w granicach błędu statystycznego, wygląd
osiedli zamieszkałych przez mniej kulturalnych
migrantów, którzy nie zdążyli jeszcze przyswoić
sobie nawyków ludności tubylczej; tym bardziej, że
oni w innych miejscach niż u siebie, zachowują się
zupełnie inaczej i na ogół przestrzegają zasad porządku. Zastanawiałem się, jak Amerykanie do tego
doszli i pytałem ich o kwestię wychowania ekologicznego, zamiłowania do czystości i ładu. Odpowiedź była prosta: mamy to już we krwi i nie potrafimy żyć inaczej. To jasne. Jednak te „zakodowane
w genach” zachowania proekologiczne wymuszone
zostały przez system drakońskich kar stosowanych
od dawna (np. opiewający na kilkaset dolarów
mandat za zaśmiecenie drogi i często na dodatek
obowiązek bezpłatnej pracy przy oczyszczaniu
drogi przez kilka godzin lub dni, w zależności od
stopnia wykroczenia), ale chyba też w takim sa-
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
mym stopniu przez odpowiednią „edukację ekologiczną” w szkołach (o ekologii mówi się uczniom
na lekcjach każdego przedmiotu we wszystkich
klasach i konsekwentnie egzekwuje się zachowanie
czystości i przestrzeganie ładu w każdym miejscu –
w klasie, na dziedzińcu szkolnym, na wycieczkach,
w najbliższym otoczeniu itp.), a przede wszystkim
w rodzinach. Do tego trzeba dodać sprawnie działający i relatywnie tani system oczyszczania osiedli i
miast, wywozu śmieci i rzeczy niepotrzebnych
(mebli, telewizorów itp.). Wszystko, co niepotrzebne (śmieci, odpady, gałęzie, skoszoną trawę, liście
itp.), odpowiednie służby wywożą raz w tygodniu
do zakładów utylizacyjnych, a koszt tej usługi wliczony jest do podatku miejskiego lub od nieruchomości, który zresztą jest niewielki. Z pewnością
drożej kosztowałoby właściciela nieruchomości
wywiezienie śmieci gdzieś do lasu albo na dzikie
wysypisko. Inaczej niż w Polsce, gdzie wywozimy
śmieci po kryjomu gdzie tylko się da i faktycznie
żyjemy w brudzie i na jednym wielkim „narodowym” śmietniku. Co gorsze, większości ludzi to nie
razi i im nie przeszkadza. Chlubimy się za to pięknymi i licznymi ustawami o ochronie środowiska,
odpowiednimi zapisami w Konstytucji i mamy
pełną gębę różnych frazesów na temat tej ochrony
(niestety, ilość ustaw, nota bene byle jakich i stale
poprawianych, ciągle jeszcze jest miernikiem efektywności pracy naszego parlamentu i naszych urzędów). Szczycimy się też tym, że podpisaliśmy wiele apeli, ustaw i uchwał Unii Europejskiej oraz
gremiów międzynarodowych (np. Szczytów Ziemi).
Mamy dość dobrze rozwiniętą ekofilozofię i sozologię systemową a także bioetykę, ekopolitykę,
ekoteologię i jeszcze inne dyscypliny naukowe z
przedrostkiem eko. Tak więc, w teorii ochrony
środowiska, propagandzie ekologii i ustawodawstwie „ekologicznym” jesteśmy świetni, ale gorzej
w praktyce. Poziom ekoświadomości społeczeństwa mierzony za pomocą frazesów, ustaw i apeli
na szczeblu centralnym ma się nijak do faktycznej
ekoświadomości poszczególnych obywateli. Władze mimo manifestacji dobrych chęci niewiele
troszczą się o wychowanie proekologiczne. Wydaje
się, że są przekonane o tym, że ekoświadomość
społeczeństwa można zadekretować i kształtować
odgórnie. Niestety, ani liczne ustawy, ani wiedza
teoretyczna nie przekładają się na powszechne
przestrzeganie norm ochrony środowiska w życiu
codziennym (podobnie, znajomość katechizmu nie
skutkuje redukcją ilości grzechów). Brak działań
oddolnych w formie pozytywistycznej pracy wychowawczej od podstaw, mozolnej, lecz dającej
dobre efekty oraz takich stymulatorów zachowań
proekologicznych (w tym również drakońskich
sankcji) i tego, co dla faktycznej ochrony środowiska robią władze samorządowe, stanowe i federalne
oraz poszczególni obywatele USA. Niektórzy zarzucają władzom USA, że nie liczą się z ekologami,
bo np. nie podpisały Protokołu z Kioto w sprawie
165
redukcji emisji dwutlenku węgla. Z pewnością
miały ku temu istotne powody polityczne (np. zbyt
łagodne potraktowanie przez uczestników konferencji Chin, które są największym emitentem dwutlenku węgla na świecie) oraz nie do końca uwierzyły w nie zweryfikowane ekspertyzy naukowe na
temat ocieplania klimatu i chyba miały rację (podobnie jak nasze Ministerstwo Zdrowia, które nie
zakupiło niepotrzebnie wątpliwej wartości szczepionki przeciw świńskiej grypie i nie poddało się
presji komercyjnych ekspertyz). Niedorzecznością
jest posądzanie władz USA o ignorowanie ochrony
środowiska w skali globalnej. Władze Polski podpisały wspomniany Protokół i co z tego: czy ubyło
nam śmieci, toksyn itp., czy przestaliśmy się arogancko zachowywać wobec siebie i swego środowiska? Nic z tych rzeczy.
Co z tego wynika?
Podsumowując, opowiadam się za kształtowaniem
ekoświadomości konkretnych jednostek, a nie abstrakcyjnej ekoświadomości społeczeństwa. W tym
celu dla osiągnięcia doraźnej poprawy stanu naszego środowiska należy:
Przynajmniej w pierwszej fazie, dopóki przestrzeganie prawa nie stanie się nawykiem i
normą obyczajową, znacznie zaostrzyć sankcje
za nieprzestrzeganie norm ekologicznych, ponieważ nic tak nie wpływa na zachowania ludzi, jak strach przed karą. Dopiero później po
osiągnięciu odpowiednio wysokiego stopnia
ekoświadomości można zastąpić nakazy prawne przez powinności moralne.
Równocześnie prowadzić systematyczną i
permanentną (a nie okazjonalną od wielkiego
święta) edukację proekologiczną na wzór pozytywistycznej pracy od podstaw, począwszy od
domu rodzinnego (czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci) i na wszystkich
szczeblach nauczania.
Oprócz wychowania przez strach i kary stosować wychowanie przez perswazję i przekonywanie. To nie jest jednak łatwo, ponieważ perswazja polega na dialogu. Do tego trzeba ludzi
o zbliżonym poziomie edukacji i kultury, którzy w ogóle chcą uczestniczyć w rozmowie.
Ten sposób wychowywania wymaga odpowiednio wysokiego poziomu wiedzy i kultury.
Dopóki społeczeństwo jest mocno zróżnicowane pod tym względem, trzeba odwoływać się
do strachu i kar.
W pierwszej kolejności zacząć dbać o ochronę
środowiska lokalnego, tego najmniejszego i
najbliższego – wokół siebie, we własnym domu i jego otoczeniu, na podwórku i ulicy – i
być jednostkowo i konkretnie odpowiedzialnymi i rozliczanymi za środowisko lokalne;
bardziej troszczyć się o nie aniżeli o cały świat
i abstrakcyjną ludzkość.
166
Problemy Ekorozwoju/Problems of Sustainable Development 1/2011
Zachowywać się proekologicznie „tu i teraz” –
działać lokalnie i aktualnie, ale z myślą o efektach globalnych i o skutkach dających się
przewidzieć w odległym czasie.
Troszczyć się o najbliższe otoczenie, ponieważ
od jego stanu zależy stan całego kraju, a w
końcu i świata.
Wszystkie te wnioski można równie dobrze odnieść
do kształtowania świadomości potrzeby rozwoju
trwałego i zrównoważonego. W tej dziedzinie ciągle jeszcze teoria, pobożne życzenia, frazesy, ustawodawstwo i apele przeważają nad wdrażaniem jej
w życie. Nic nie zmieni się dopóki także w tej kwestii nie rozpocznie się pracy od podstaw – od przekonania mas społecznych do tej idei i od realizacji
jej w życiu codziennym we wszystkich sferach
działań i dopóki nie przekona się ludzi, że trwały
rozwój jest warunkiem wzrostu gospodarczego i
przetrwania następujących po sobie pokoleń ludzi.
Podejmowane działania w postaci różnych Dni
Zrównoważonego Czegoś Tam, ostatnio Dnia
Zrównoważonego Transportu (cokolwiek to znaczy), nie odnoszą wymiernych skutków. Może
lepiej byłoby ustanowić Dzień Zrównoważonego
(Umysłowo i Psychicznie) Człowieka, który obchodzony byłby na okrągło przez cały rok, w imię
troski o środowisko i o trwały rozwój?
Wiesław Sztumski
[email protected]

Podobne dokumenty