Trzecia recenzja

Transkrypt

Trzecia recenzja
Michał Centkowski
Tysiące twarzy, setki miraży
„Jeśli życie obrócisz na bogactw ciułanie, aby wszystko zagarnąć, co jest dookoła,
czyliż przyjdzie czas taki, kiedy będziesz w stanie rozkoszować się wreszcie tym, coś zebrać
zdołała?” – napomina śpieszącą do pracy córkę sędziwy ojciec, miotając się pośród tłumu
widzów. Najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek zaczyna się już we foyer
zabytkowego budynku. „Wiedz, że z wszelkich spotkań z ludźmi pożytek jest mały, bowiem
w plotkach się nurzają i czczej gadaninie. Przeto rzuć to, a do spotkań takich dąż jedynie,
które by ci żyć pomogły, wiedzę poszerzały” – dodaje starzec. Tak oto rozpoczynamy
fascynującą podróż przez tajemniczy świat Baśni Ludów Wschodu.
Wyreżyserowane przez Ewelinę Marciniak „Miraże”, dzięki błyskotliwemu,
stanowiącemu swobodny kolaż postaci, wątków i zdarzeń zaczerpniętych z „Baśni tysiąca
i jednej nocy”, tekstowi Szczepana Orłowskiego, sugestywnej wizji plastycznej oraz
umiejętnemu prowokowaniu odbiorcy, bez wątpienia stanowią w repertuarze wrocławskiej
sceny nową jakość. Barwna, wielowątkowa opowieść, osnuta wokół miłosnych perypetii
Księżniczki
Budur
(Agata
Kucińska)
i Królewicza
Kamara
(Grzegorz
Mazoń),
uwspółcześniona bez nachalności, zachowuje swój niezwykły, baśniowy charme. Mieści
w sobie zarówno poetycką subtelność – w odgrywanej z pomocą masek przypowieści
o kaczce, człowieku i lwie – jak i sporą dawkę dowcipu, nieskażonego cynizmem dystansu
oraz egzotycznego kolorytu – serwowanego widzom na jazgotliwym, portowym bazarze.
Ten niezwykły świat ożywa w skromnych dekoracjach przede wszystkim za sprawą
wirtuozerii Katarzyny Borkowskiej, która za pomocą reflektorów i kilku zwierciadeł przenosi
widzów w krainę magii. Trudno byłoby sobie wyobrazić przedziwną podróż do miasta Iram
bez znakomitej, wykonywanej na żywo oprawy muzycznej Joanny Halszki Sokołowskiej,
wcielającej się w postać Syrenki.
Marciniak stawia na kolorowy, hałaśliwy i nieco szalony sen o pełnym przepychu,
tajemniczym, pozornie bardzo odległym i nie do końca dla nas zrozumiałym świecie
Bliskiego Wschodu. Niczym w kalejdoskopie przyglądamy się barwnym obrazkom z życia
Orientu. Przestrzeń i czas przestają być w tym świecie przeszkodą. Historie rozgrywają się tu
jednocześnie, na bardzo wielu planach. Wspólnie z aktorami Teatru Lalek przebudowujemy
scenografię, gramy na gigantycznym szparagu albo pomagamy odnaleźć Księciu ukochaną,
podczas gdy inna część widowni, gdzieś w zupełnie innej części teatru, pogrąża się
w kojącym oceanie Nocy. Arabskie tańce (w choreografii Izabeli Chlewińskiej) i dziwne,
nieco futurystyczne kostiumy (projektu Natalii Mleczak), bollywoodzki kicz i surrealizm spod
znaku kina Jodorowsky’ego, slapstickowe gagi i nierzadko przejmujące dialogi, miłość
i okrucieństwo, bogactwo i nędza, radość i łzy, wszystko to współistnieje na wrocławskiej
scenie, tworząc zaskakująco spójną i sugestywną całość trafiającą do szczególnie przecież
wymagającego odbiorcy.
Twórcy proponują najmłodszym prostą odtrutkę na lęk i nieufność, na coraz
popularniejsze w świecie dorosłych, zbyt pochopne wartościowanie, na łatwe i śpieszne
poukładanie sobie świata w ciasnych szufladkach. W gruncie rzeczy bowiem „Miraże” to
spektakl o tym, że Inny okazuje się często zaskakująco podobny do nas. Gdy kocha
i nienawidzi, gdy opływa w dostatek albo cierpi biedę, kiedy w chwilach rozpaczy i lęku, jak
my, daremnie wzywa imię swego Boga.
Być może nadmiar wizualnych atrakcji i natłok estetycznych wrażeń sprawiają, że
mądry i dowcipny, choć niełatwy tekst Orłowskiego, chwilami schodzi na dalszy plan, czy
wręcz umyka młodemu widzowi. Zapewne twórcy spektaklu mogli także nieco intensywniej
wykorzystać stanowiącą finał spektaklu część warsztatową. Bezsprzecznie jednak utrzymać
w teatrze uwagę wiercącego się sześciolatka przez niemal dwie i pół godziny, na
skomplikowanej opowieści, bez wdzięczenia się, infantylności, bez upupiania młodego widza
to wielka sztuka. I ta sztuka Ewelinie Marciniak się udaje.