Ja, fryzjer - WordPress.com
Transkrypt
Ja, fryzjer - WordPress.com
Anatol Ulman Ja, fryzjer Prowincjonalna fryzjernia. Dwa zakłady: męski i damski. Klientów mało, większy ruch tylko w soboty i niedziele. Czekam na golenie. Dochodzi dziesiąta. Już mam usiąść na fotelu i pozbyć się szczeciny, kiedy pracownicy fryzjerni drętwieją. Do salonu wchodzą bowiem: człowieczek mały i człowiek duży. Duży jest starszy, ma godny wygląd i na twarzy wyraz skostniałego uporu. Z szeptów wnioskuję, że przyszedł fryzjer główny oraz jego pomagier w sprawach zarządzania. Mały, jak to najczęściej bywa, jest główny. - Ja - mówi - zarządzam krótką naradą, stawiam trzy sprawy... Nie wychodzę. Jestem twardy: jeśli już się postanowię ogolić w jakimś dniu, to nie popuszczam przeciwnościom losu. Zresztą główni fryzjerzy nie dostrzegają mnie. Jestem dla nich nieogolonym zerem. Pierwsza sprawa, jaką stawia główny fryzjer, dotyczy nowych godzin pracy załogi. Niezbyt ją rozumiem (gdybym był inteligentny, napisałbym serial „Rodzina Połanieckich“, a nie o fryzjerach). Chodzi zdaje się o to, żeby personel zakładu damskiego nie stykał się z męskim. Dlatego kiedy w damskim trwa dyżur, w męskim mają być pustki i odwrotnie. - To - mówi główny fryzjer - dla dobra klientów. Żeby zawsze w zakładzie był ktoś. Poczujmy się wszyscy odpowiedzialni za tę nową strukturę, cel jest globalny. Nie kićkać się! Zawsze jestem przeciw kićkaniu, choć nie wiem, co to znaczy. Zastanawiam się jednak, czy zdecyduję się na ondulację zarostu zamiast golenia, gdy trafię kiedyś akurat na dyżur w zakładzie damskim. Któryś z pracowników podnosi palce, chce pytać, może ma podobne wątpliwości? - Ja wyciszam ten temat - mówi mały fryzjer główny i stawia sprawę drugą. Wprawdzie nie widać, jak on ją stawia i na czym stawia, ale jest to sprawa przyjemna. Ma być wynagrodzony najlepszy z personelu z okazji Dnia Balwierza. Prężą się starsi pracownicy, pachnie większą gotówką. Po odbiór pieniądza zostaje wezwany najmłodszy. Już dosyć wysoki, ale idzie przygarbiony, jakby dźwigał na plecach pięcioletni przydział wazeliny dla zakładu. Potem, przy goleniu, dowiem się od pominiętego w wyróżnieniu wieloletniego pracownika, że najmłodszy ledwo co przyszedł do zakładu, ale jego ojciec zawiaduje brzozowym gajem na terenie sąsiedniego województwa. Z gaju tego fryzjernia importuje znaną wodę brzozową. - Ja sądzę - mówi mały główny - że wszyscy aprobujemy ten werdykt. Dostrzegając niezmierne wysiłki i naukowe postępy naszego nowego kolegi na kursie brylantowania włosów, wyróżniono cały nasz salon. Powinni być usatysfakcjonowani również ci, którzy nie dostali nagrody. Stojący za małym, duży główny kiwa głową i rozumiem, że wszyscy są zadowoleni z werdyktu. - Ja myślę - mówi główny fryzjer - że nadeszła mniej miła powinność, która zmusza do refleksji. W zasadzie wzruszająca uroczystość. Chodzi, jak się orientuję wkrótce, o wywalenie z pracy. Bohaterem uroczystości jest wiekowy, obrzydliwy typ podobny do pomarszczonej pieczarki. Na podstarzałej gębie wstrętny, ironiczny uśmieszek. Sam, gdybym był jakimkolwiek przełożonym, pozbyłbym się takiego natychmiast. - Ja jestem zdania - ciągnie główny - że pewnych zasług naszemu byłemu koledze odmówić nie można. Strzygł bardzo dobrze, czym zyskał sobie uznanie klientów w całym miasteczku. Golił jeszcze lepiej. Mył się często, pachniał dobrze, łysych traktował przyjaźnie, w zmiotkach nie miał zaległości. Ale!, koledzy, odmówił pójścia na kurs brylantowania. Nowoczesny zakład usługowy, jakim jest nasz salon, nie może tolerować pracowników bez dyplomu z brylantowania. Jak bowiem wiadomo, koledzy, w przyszłości nasz salon zajmie się wyłącznie brylantowaniem. Mały salon rozmarza się nad tą wąską specjalizacją i kreśli perspektywy, w których czupryny mieszkańców lśnią od brylantyny. Wyrzucony zachowuje się nieładnie, gdyż odgraża się wyłącznie strzyc i golić w nowym miejscu pracy. - Ja - kończy fryzjer główny - wiem najlepiej, czego klientom trzeba! I tu przyłączam się do małego głównego. O ile bowiem mam wątpliwości, co do rozkładu dyżurów personelu we fryzjerni oraz nagradzania wyłącznie za posiadanie odpowiednich rodziców, o tyle jestem za nieustannym postępem. Jeśli specjalizuje się wielki przemysł, wielohektarowe gospodarstwa rolne, to nie może zostać w tyle prowincjonalna fryzjernia. Strzyżenie i golenie może nadal być potrzebne ludności (niech się samokształci do tego w swych chałupach), przyszłość należy jednak do brylantowania. Fryzjer jest mały, ale ambicje ma wielkie. Osobiście nigdy nie zamierzam używać brylantyny, ale co ja wiem o potrzebach okolicznej ludności, co ona sama o nich wie. Fryzjer, wie lepiej! Zbliżenia, nr 2/1979, 13 XII 1979