KKarty historii adwokatury

Transkrypt

KKarty historii adwokatury
KKarty historii
adwokatury
Henryk Szczepański
Zapomniany bohater adwokatury
Śmierć albo odcisk kciuka
Dr Stanisław Hul od 15 lat prowadził kancelarię adwokacką i notarialną w Chorzowie przy
ulicy Sienkiewicza 1. Przez dwie kadencje był
sekretarzem tutejszej palestry. Jesienią 1939 r.,
tak jak wszyscy mieszkańcy Śląska, został wezwany do złożenia „palcówki” – kwestionariusza, pod którym, prócz podpisu, składało
się również odcisk kciuka. Jego wypełnienie
oznaczało, że ankietowany, w większym lub
mniejszym stopniu, czuje się Niemcem i prosi
o wpisanie na Volkslistę. Mecenas Hul oświadczył, że jest Polakiem. Nie splamił kciuka tuszem. W grudniu w jego kancelarii i prywatnym mieszkaniu hitlerowscy policjanci przeprowadzili dwie rewizje, a po trzeciej, zaraz
na początku 1940 r., uwięzili w kazamatach
miejscowego gestapo.
„Nie było ani pryczy, ani ławek, tak że trzeba było siedzieć względnie spać na cementowej
podłodze, od czasu do czasu częstowano nas
gałką ołowianą na sprężynie…” – wspominał
mecenas Hul. Przez kilka dni i nocy był przesłuchiwany, bity i kopany, a potem przewieziony do obozu koncentracyjnego Dachau
w dalekiej Bawarii.
Już pierwszego dnia powalony kopniakami i pięścią obozowego oprawcy, stracił
przytomność, ogłuchł i trafił na izbę chorych.
228
Faszystowscy funkcjonariusze znęcali się nad
nim i obrzucali wyzwiskami. Okaleczonego
i cierpiącego bóle reumatyczne, kilka razy na
dobę nakłaniano do podpisania „palcówki”.
W domu czekała na niego żona i dziesięcioletnia córka. Nawet współwięźniowie radzili, aby
podpisał. Mógł wybierać pomiędzy haniebnym
odciskiem kciuka albo śmiercią. Wybrał to
pierwsze. Obiecał, że „zgodnie z wolą NSDAP
i gestapo” po powrocie do miejsca zamieszkania wypełni kwestionariusz. W Chorzowie
nazistowski blockleiter dopilnował, aby jako
„Rückgedeutschte” został wpisany do IV kategorii, z zastrzeżeniem „nie poczuwa się do
narodowości niemieckiej”. Uwzględniono zgoła aryjskie gabaryty czaszki Stanisława Hula,
a także fakt, że w czasie „Weltkriegu” walczył
w szeregach armii austro-węgierskiej, było nie
było dowodzonej przez samego Cesarza Franza Josepha I.
Esesman, który za Hulem zamykał bramę Konzentrationslager, pokazał mu kominy
krematorium, pokiwał palcem i z szyderczym
uśmieszkiem ostrzegł: „jeżeli jeszcze raz do nas
przyjedziesz, to wyjedziesz stąd, ale tylko tym
kominem”.
Z połamanymi żebrami, poobijany, z przytępionym słuchem i coraz bardziej dokuczliwą
3–4/2015
rwą kulszową wrócił do swojej willi przy ulicy Parkowej 1 w Chorzowie. W domu czekała czuła, kochająca żona Margot i stęskniona
Janeczka, jedyna latorośl, wkraczająca w 11.
wiosnę życia. Margot, wnuczka sławnego niemieckiego wydawcy „Kattowitzer Zeitung”
– niegdyś najpoczytniejszej gazety Górnego
Śląska – podpisała volkslistę i jako Niemka
znalazła się w III kategorii (Eingedeutschte).
Heimattreuerzy, od przeszło półwiecza pamiętający państwowotwórcze publikacje jej dziadka, a potem jej wujów, nie potrafili wybaczyć,
że wyszła za Polaka, a do tego katolika. Aby
utrzymać rodzinę, pracowała jako urzędniczka
firmy, która przed wojną była jej własnością.
Ogród zamieniła na warzywnik. Prowadziła
go razem z córką i mężem. Dr Hul też nie miał
co marzyć o znalezieniu płatnego zajęcia poza
domem. Oficjalnie został zatrudniony jako
„robotnik ogrodniczy”. Oszczędności, jakie
przed wojną ulokował na kontach polskiego
„PKO” i „KKO”, zarekwirowali okupanci, a we
wrześniu 1944 r. listonosz wręczył mu pismo
ozdobione swastyką, z którego dowiedział się,
że jego posesja przy Parkowej 1 do niego już
nie należy. Jej nowym właścicielem z urzędu
został mianowany niejaki Rudolf Winkler, kupiec z Opola.
Gdy mecenas Hul przechodził ulicami Chorzowa, nad którymi powiewały faszystowskie
flagi, a z okien wystawowych spoglądały złe
oczy führera, słyszał, jak deutschschlesierzy
i niemieckie szumowiny wołały za nim „Polacke”, „polnischer Bluthund” albo „polnischer
Schwein”. Przechodnie milkli, spuszczali głowy albo mieli łzy w oczach. Dr Hul był osobą
znaną w tym mieście. Również i wśród niemieckich autochtonów wciąż miał przyjaciół
i dziesiątki dawnych klientów – od dawna
wiele mu zawdzięczali.
Po powrocie z obozu cierpiał na niedowłady
i uporczywe bóle nóg, utrudniające, a czasem
uniemożliwiające chodzenie. To jednak nie
powstrzymało go od nawiązania kontaktu
z Józefem Korolem, byłym starostą tarnogórskim, potem wiceprezydentem Chorzowa,
a po inwazji III Rzeszy organizatorem zakon-
Zapomniany bohater adwokatury
spirowanej Służby Zwycięstwa Polski, „który
zresztą sam do mnie przychodził i pracowaliśmy w organizacji podziemnej” – wspominał
dr Hul. Korol powierzył mu funkcję łącznika
wydziału wojskowego w tajnym referacie organizacyjno-prawnym.
Nie zapominał o kolegach i krewnych więzionych w niemieckich lagrach. Posyłał im
paczki. „Sam przeszedłszy obóz, wiedziałem,
co znaczy pomoc żywnościowa” – wspominał dr Hul. Żywność, lekarstwa i witaminy
ofiarowali jego dobrzy znajomi, dawni klienci
i zaprzyjaźnieni farmaceuci prowadzący apteki. On pakował i dokładał jeszcze coś od siebie. Aby nie wzbudzać podejrzeń niemieckich
urzędników i gestapowców, każdą paczkę
wysyłał pod innym kryptonimem i z innego
urzędu pocztowego.
O tym, jak cenne były to dary, świadczy
przypadkowo ocalony list, zawieruszony pomiędzy pożółkłymi kartkami archiwalnych
dokumentów. Jego autorem jest dr Stefan Jaśkiewicz, naczelnik wydziału przedwojennego
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RP. Pisał
z podberlińskiego Oranienburga, oczywiście
po niemiecku i za pośrednictwem komendanta
tamtejszego obozu koncentracyjnego.
„Kochany, dobry Staszku! Ściskam (...) Cię
i dziękuję Ci serdecznie i twojej żonie Margot
za drugą paczkę, którą właśnie dziś dostałem.
Wszystko jest w najlepszym porządku i szybko.
Czy Ty wiesz, ile to dla nas znaczy? Koniecznie,
przynajmniej raz na tydzień muszę dostać od
was wiadomość. W przeciwnym razie będę bardzo niespokojny! Mam nadzieję, że napisałeś,
względnie zadzwoniłeś do Krakowa i dostałeś
jakąś wiadomość. Bardzo Cię proszę, mój kochany Staszku, myśl o mnie i nie spodziewaj
się potwierdzeń odbioru, ponieważ rzadko
mogę pisać. Całuję Cię serdecznie, mój stary
i całuję dłonie twojej pani małżonki. Twój Stefan Oranienburg” (tłum. Joanna Owczarek).
O adwokacie Hulu od czasu do czasu
przypominał sobie okupacyjny urząd pracy
i rozmyślnie kierował do ciężkich robót fizycznych przy układaniu torowisk kolejowych.
On jednak nie podejmował zajęć mogących
229
Henryk Szczepański
zrujnować jego schorowany organizm. Na
usprawiedliwienie miał zaświadczenia szpitala
miejskiego, gdzie regularnie brał naświetlania
leczące przewlekłe schorzenia neurologiczne
i pulmonologiczne.
230
PALESTRA
„Dzięki znajomym lekarzom Polakom, którzy dawali mi zastrzyki i leczyli tak w chorobie
ischiasu, jak i zapaleniu płuc, przeszedłem
jako tako czasy okupacji” – zapisał mecenas
Hul.

Podobne dokumenty