Stracił 3000 zł, bo sąd... pozwolił na egzekucję

Transkrypt

Stracił 3000 zł, bo sąd... pozwolił na egzekucję
Niemożliwe? Stracił 3000 zł, bo sąd... pozwolił na egzekucję fałszywego długu
środa, 20 marca 2013 09:47
Słyszeliście pewnie o sytuacjach, w których komornik pomylił się i ściągał długi nie od tej osoby,
od której powinien. Przeważnie okazuje się, że rzecz jest nie do odkręcenia. Po prostu
przepadło. Dziś w blogu podobny przykład. Mój czytelnik stracił w ten sposób 3000 zł. Po prostu
przyszedł komornik i zabrał. A że czytelnik nie miał takiego długu? Kogo to obchodzi? Sprawa
ma początek 16 stycznia 2013 r. Mój imiennik, pan Maciej (a powszechnie wiadomo, że
wszystkie Maćki do fajne chłopaki), zorientował się, że na należącym do niego rachunku
bankowym pojawiło się zajęcie komornicze. Kwota niebagatelna, ponad 2700 zł. Tytuł:
egzekucja prowadzona przez komornika działającego przy Sądzie Rejonowym w Wołominie. "B
yłem pewien, że to pomyłka. Na pewno nie miałem aż tylu nie zapłaconych mandatów
" - pisze pan Maciej. Od razu więc postanowił skontaktować się z komornikiem. Komornik nie
robił wielkiej tajemnicy z tego, że wierzycielem, którego pieniądze mają być odzyskane w
ramach zajęcia, jest fundusz Intrium Justitia Debt Fund 1 (takie fundusze odkupują długi od
banków i innych instytucji finansowych za ułamek ich wartości, a potem wynajmują
windykatorów, by ściągali pieniądze). Pan Maciej dowiedział się też, że zadłużenie jest
wynikiem nie zapłaconej polisy ubezpieczeniowej, za 2008 r. Ubezpieczony samochód: Fiat
Tipo.Firma ubezpieczeniowa, która sprzedała wierzytelność: MTU.
Jest tu mała zagwozdka. Otóż pan Maciej... nigdy nie był właścicielem takiego auta. "Z firmy
ubezpieczeniowej dowiedziałem się, że polisa ubezpieczeniowa została scedowana na mnie w
wyniku informacji pochodzącej od ówczesnego właściciela pojazdu, że auto zostało mi
sprzedane w grudniu 2007 r. W bazie danych MTU są nawet informacje na mój temat, jako
kupującego - poprawne imię, nazwisko i PESEL. Błędny jest jednak adres zamieszkania. Moje
zadłużenie jest wynikiem bezprawnego posłużenia się moimi danymi
" - nie ma wątpliwości pan Maciej. "
Z uwagi na niewłaściwy adres nie miałem szansy odebrać jakiejkolwiek informacji o
czynnościach prowadzonych przeciwko mnie. Nie miałem szans odebrać też wyroku sądu z
nakazem zapłaty. O całej sytuacji dowiedziałem się 20 stycznia 2013 r., na podstawie analizy
przysłanego mi comiesięcznego wyciągu bankowego
". Pan Maciej oczywiście zgłosił sprawę do prawnika, poszedł do prokuratury, wystąpił do sądu
o przywrócenie terminu odwołania. Pojechał do Starostwa w Sierpcu (samochód tam był
zarejestrowany), gdzie uzyskał zaświadczenie, że Fiat Tipo ma tego samego właściciela od
2006 r. i nikt nie zgłaszał jego sprzedaży.
"Z tymi papierami udałem się do firmy windykacyjnej, działającej na zlecenie funduszu Intrum
Iustitia. Jej pracownik powiedział, że jakikolwiek zwrot pieniędzy jest możliwy dopiero po tym,
jak prokuratura zakończy śledztwo. Poza tym uparcie powtarzał, że powinienem zgłosić zmianę
1/2
Niemożliwe? Stracił 3000 zł, bo sąd... pozwolił na egzekucję fałszywego długu
środa, 20 marca 2013 09:47
adresu do odpowiedniej instytucji (sąd, zakład ubezpieczeń, albo firma windykacyjna). Tylko
skąd miałem wiedzieć, że ktoś chce ode mnie jakichś pieniędzy, skoro nigdy pod podanym
komornikowi adresem nie mieszkałem! Ogólnie mówiąc, jak u szatniarza z „Misia” – „Nie mam
pana płaszcza i co mi pan zrobi?”. Postępowanie prokuratorskie i sprawy sądowe potrwają
grubo ponad rok! " - załamuje ręce pan Maciej. "Żadna instytucja - począwszy od firmy
ubezpieczeniowej MTU, poprzez Intrium Justitia, a w końcu sąd nie wykazali jakiegokolwiek
zainteresowania faktem, że nigdy nie odebrałem żadnej korespondencji i nikt nawet nie
sprawdził czy byłem zameldowany pod wymienionym adresem korespondencyjnym. Nikt nie
sprawdził czy kiedykolwiek byłem właścicielem tego samochodu! Co więcej, z akt sprawy
wynika, że komornik otrzymał z urzędu skarbowego wiadomość, że jestem zameldowany pod
innym adresem! Wydaje się, że taka postawa wszystkim była na rękę, ponieważ każdy na tym
zarobił (firma ubezpieczeniowa sprzedała wierzytelność, firma windykacyjna wyegzekwowała
całą należność z kosztami, a komornik pobrał swoje opłaty)
".
Pan Maciej nie ma złudzeń, że odzyska pieniądze. Dlaczego sądzi, że kasa jest stracona? Jego
zdaniem obsługa adwokatów, których musiałby wynająć, będzie kosztowała mniej więcej tyle,
ile wynosi wierzytelność. Smutne to... Powstał już nawet portal o tej tematyce
(www.skutecznysprzeciw.pl). Oto fragment tekstu z tego właśnie portalu, który obrazuje jak w
Polsce można egzekwować stare długi. "Bank X postanowił sprzedać 10.000 niespłaconych
kredytów gotówkowych z lat 2002-2004 (a więc większość roszczeń wynikających z tych
kredytów w momencie dokonywania tej transakcji jest już przedawniona). Przetarg wygrała
firma windykacyjna Y, która kupiła cały pakiet, za 6-8 % wartości nominalnej kredytów
wchodzących w jego skład. Pracownicy firmy windykacyjnej wprowadzili do bazy danych
informacje o zakupionych kredytach, np. imię i nazwisko kredytobiorcy, datę zawarcia umowy,
itp. W dalszej kolejności tworzony jest wzór treści pozwu, do którego automatycznie zaciągają
się wprowadzone wcześniej dane. W ten właśnie niezbyt skomplikowany sposób, bo zaledwie
dzięki parokrotnemu kliknięciu myszą, firma windykacyjna jest w stanie w ciągu 15 minut wysłać
ok. 500 pozwów do e-sądu. Nikt oczywiście nie przegląda dokumentów dostarczonych z banku
pod względem zasadności dochodzonych wierzytelności. Nie ma to bowiem większego
znaczenia .Najważniejsze jest wysłanie jak największej ilości spraw, a nuż zostanie wydany
nakaz zapłaty i sprawę będzie można skierować do komornika. O wydaniu lub niewydaniu
nakazu zapłaty rozstrzyga referendarz sądowy, który na rozpatrzenie jednej sprawy nie dość,
że ma ok. 6–9 minut
". Jakie proste, że aż zęby bolą. I
niestety prawdziwe.
wtorek, 19 marca 2013, maciek.samcik - Gazeta Wyborcza.
2/2