Stefan nie zamierzał dobrowolnie zmienić dawcy, więc Peter i Darryl

Transkrypt

Stefan nie zamierzał dobrowolnie zmienić dawcy, więc Peter i Darryl
S
tefan nie zamierzał dobrowolnie zmienić dawcy, więc Peter i Darryl, przyklęknąwszy, zabrali się
do odrywania wampira od jego ofiary. Moją chęć pomocy Adam zbył warknięciem. Gdyby nie to,
pewnie nie nalegałabym, pozostawiając sprawę wilkołakom. W końcu dysponowały nadnaturalną
krzepą. Jednak skoro mieliśmy stworzyć z Adamem związek, na myśl o którym już czułam
ostrzegawcze łaskotanie w brzuchu, oboje musieliśmy działać w nim na równych zasadach. Nie
mogłam ustępować na każde warknięcie Alfy.
Poza tym nienawidziłam tej tchórzliwej cząstki mnie, która kuliła się, wyczuwając jego złość.
Nawet jeśli wiedziałam, że to bardzo malutka cząstka.
Peter i Darryl manipulowali przy rękach Stefana, więc ja zajęłam się głową. Z nadzieją, że
wampiry reagują na nacisk pewnych nerwów podobnie jak ludzie, przesunęłam palcami po jego
twarzy. Nie musiałam jednak szukać żadnych szczególnych punktów, ponieważ w chwili, gdy
dotknęłam ust Stefana, wzdrygnął się, puścił Adama, ramiona opadły mu bezsilnie, a kły wysunęły
się na zewnątrz.
– Nie – szepnął, kiedy oderwałam palce od jego warg. – Nie – powtórzył słabo, a słowo
zamarło wraz z tchnieniem.
Nie otwierając oczu, zaczął przesuwać głowę, póki nie spoczęła na moim ramieniu. Jego
twarz przypominała już tę, którą znałam. Pęknięcia na skórze, wargach, dłoniach wyglądały jak
zwyczajne rany. To uświadomiło mi poprzedni rozmiar zniszczeń, skoro głębokie szramy uznałam za
polepszenie stanu.
Byłabym znacznie spokojniejsza, gdyby jeszcze nie wstrząsały nim drgawki jak w ataku
epilepsji.
– Co mu jest? – zapytałam bezradnie.
– Ja wiem – rzekł Peter, sięgając po wielki nóż schowany w futerale przy pasku, i naciął sobie
ostrzem przegub.
Odsunął mnie, przyciągając Stefana do siebie tak, żeby mieć jego głowę na kolanach i,
unieruchamiając go drugą ręką, przystawił mu do ust otwartą ranę. Wampir zacisnął usta,
uchylając się.
Adam, który trzymał palce na własnym przegubie, aby powstrzymać krwawienie, pochylił się
nad Stefanem.
– W porządku, to nie Mercy. Możesz pić, to nie Mercy.
W szparach powiek pojawiły się czerwone tęczówki i wampir wydał odgłos, jakiego nie
słyszałam nigdy wcześniej... I żałowałam, że kiedykolwiek go usłyszałam. Dźwięk unosił każdy
włosek na karku, wysoki, cienki, jak gwizdek dla psów, a zarazem ostrzejszy. Rzucił się, a Peter
drgnął gwałtownie, sycząc przez zęby.
Nie zauważyłam, kiedy matka zniknęła, ale zdążyła przytaskać z łazienki wielką apteczkę
pierwszej pomocy, należącą do Samuela. Przykucnęła przy Adamie, który natychmiast zerwał się na
równe nogi.
Wilki Alfa nie okazują publicznie bólu, nawet w najbliższym gronie robią to niezwykle rzadko.
Przegub Adama wyglądał co prawda jak przeżuty, ale nie pozwoliłby mojej matce nic z tym zrobić.
Także się podniosłam.
– Pokaż – powiedziałam stanowczo, uprzedzając słowa, którymi mógłby ją urazić lub vice
versa. Przyciągnęłam rękę Hauptmana, żeby zobaczyć rany. – Nic mu nie będzie – orzekłam
zadowolona. – Już zaczyna się goić. Za pół godziny zostaną ledwie zadrapania.
Na szczęście.
– I pomyśleć, że zamartwiałam się twoim brakiem przyjaciół – skomentowała matka, unosząc
brwi. – Chyba powinnam mieć więcej wiary w afirmacje. Rzuciłam jej ostre spojrzenie. Uśmiechnęła
się mimo wyraźnej troski.
– Ale wampiry, Mercy? Myślałam, że to bajki. Zawsze umiała wzbudzić we mnie poczucie
winy, a to więcej, niż potrafił Bran.
– Nie mogłam ci powiedzieć – broniłam się. – Nie życzą sobie, by ludzie o nich wiedzieli. To
niebezpieczne.
Zmarszczyła czoło.
– Poza tym, mamo, nigdy nie widziałam żadnego w Portland. – Ponieważ bardzo uważałam,
gdzie patrzę, kiedy je wyczuwałam. Wampiry lubią Portland ze względu na deszczową pogodę.
– Czy wszystkie mogą się ot tak pojawiać?
Potrząsnęłam głową, zamyślona.
– Znam tylko dwójkę, która jest do tego zdolna. W tym Stefana.
Adam obserwował pożywiającego się wampira ze współczuciem w oczach. Nie sądziłam, że
łączy ich cokolwiek prócz przypadkowej znajomości.
– Wyjdzie z tego? – zapytała matka.
Adam był co prawda blady, ale szybko do siebie dochodził. Pewnie innemu wilkołakowi
zabrałoby to więcej czasu, lecz za Alfą stała moc watahy, która dodawała sił. Jednakże jeśli Stefan
będzie się wgryzał w Petera z taką zachłannością jak w Adama, Peter nie będzie w stanie tak łatwo
się uleczyć.
Matka zerknęła na mnie, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki.
– Mówiłam o wampirze. Myślałaś o kimś innym, prawda?
Usiłowałam nie zastanawiać się nad kondycją Stefana ani nad jej przyczynami, ani nad tym,
na ile ja byłam temu wina.
– Nie wiem, mamo. – Przytuliłam się do niej na moment, tylko odrobinę, i zaraz się
wyprostowałam. – Nie wiem zbyt wiele o wampirach. Trudno je zabić, ale nigdy nie widziałam
żadnego, który wyszedłby z czegoś takiego. – Daniel, przyjaciel...? Stefana. Nie, nie do końca
przyjaciel. Po prostu – Stefana. Daniel przestał jeść przekonany, że wpadł w szał i zabił masę ludzi.
Wyglądał wtedy źle, jednak nie aż tak źle, jak Stefan teraz.
– Zależy ci na nim – w głosie matki nie pobrzmiewało zdumienie, lecz usłyszałabym je
zapewne, gdyby wiedziała o wampirach tyle, ile ja.
Wiedziałam, że Stefan ma swój „harem” dawców, na których się pożywia, choć więźniowie ci
nie mieli chyba nic przeciwno temu. Różowe okulary opadły mi ostatecznie, kiedy Stefan zabił dwoje
uratowanych przeze mnie, bezbronnych ludzi, aby mnie chronić. Możliwe, że w praktyce uczynił to
tajemniczy Wulfe, skręcając im karki, jednak to Stefan reżyserował tę makabryczną intrygę.
Mimo to cierpiałam, widząc przyjaciela w tym stanie.
– Tak – potwierdziłam.
– Możesz go już puścić – zwrócił się Adam do Darryla, który natychmiast to uczynił, cofając
się gwałtownie, jakby bał się czymś zarazić. A ponieważ mój salonik był naprawdę mały, uderzył się
przy okazji o blat oddzielający pokój od kuchni. Adam przyjrzał się przelotnie lekko uniesionej wardze
Darryla, po czym skoncentrował się na drugim wilku.
– Wszystko w porządku, Peter? – zapytał.
Dopiero teraz przyjrzałam się wilkołakowi. Na czole perliły mu się krople potu. Miał
przymknięte powieki, a twarz odwracał od leżącego na kolanach wampira, który wydawał się
przyrośnięty do jego ręki. Widząc różnicę reakcji Petera i Adama, zaczęłam się zastanawiać, czy
Stefana nie powinien karmić jednak bardziej dominujący wilk.
Peter milczał, więc Adam zbliżył się, kładąc dłoń na jego karku. Peter niemal natychmiast
odprężył się, oddychając z ulgą.