Opinia pozytywna - Powiatowy Zespół Szkół w Obornikach Śląskich
Transkrypt
Opinia pozytywna - Powiatowy Zespół Szkół w Obornikach Śląskich
„Dwie książki” Antoine de Saint – Exupery „Mały Książę” – lektura dla klas I gimnazjum Czasem do kanonu lektur szkolnych trafiają książki tak znane w świecie, że niemal owiane legendą. Książki powszechnie cytowane, uznawane za arcydzieła światowej klasy. Jest wśród nich także wydany już ponad sześćdziesiąt lat temu „Mały Książę” Antoniego de Saint– Exupery’ego, francuskiego pisarza, poety, ale także pilota. Co sprawia, że ta pozornie przeznaczona dla dzieci książeczka licząca zaledwie sto dwadzieścia osiem stron znajduje się wśród wyżej wymienionych kategorii? Zapewne są to uniwersalne i ponadczasowe przesłania na temat przyjaźni, miłości, samotności, życia i śmierci. Książka ceniona przez miliony na całym świecie. Niestety, nie należę do ich rzeszy. Historię przedstawioną na jej kartach opowiada pilot, którego samolot rozbija się na opustoszałej pustyni. Spotyka on tam złotowłosego chłopca, który podobno przybył z innej planety... W tej recenzji chciałabym przedstawić dwa, zupełnie kontrastujące ze sobą elementy powieści, które w połączeniu ze sobą zdecydowały o moich negatywnych odczuciach. Pierwszą z nich jest sposób, w jaki autor napisał swój utwór. Aby jednak to zrozumieć musimy powiedzieć odrobinę o narratorze. Jest on pilotem samolotu i mogłoby się zdawać, że najgorszą rzeczą, jaka mu się w życiu przytrafiła, jest bycie dorosłym. Wygląda na to, że bohater sam nie ma zamiaru naprawdę dorosnąć, ponieważ jego opowieść brzmi bardzo infantylnie. Wypowiedzi i przemyślenia dorosłego człowieka są na tym samym poziomie, co Małego Księcia, któremu to wybaczamy, bo jest jedynie kilkuletnim dzieckiem i jest to odpowiedni dla jego grupy wiekowej sposób myślenia i wypowiadania się. Niestety, narrator powinien już z tego wyrosnąć, nieważne jak bardzo by tego nie chciał. Powieść pisana jest z perspektywy osoby dorosłej, przez co infantylizm narracji mi przeszkadzał, momentami nawet irytował. Do tego w całej sytuacji zachodzi paradoks. Dlaczego bohater tak bardzo nie chce być „typowym” dorosłym? Cóż, osoby pełnoletnie przedstawione są w utworze jako istoty dbające jedynie o dobra materialne, próżne, zachłanne, zaślepione własnym egoizmem, żądne władzy lub pogrążone w nałogu. Podsumowywani są po prostu słowem „dziwni”. Wyjątkowy nacisk położony jest jednak na to, że dorośli są całkowicie pozbawieni wyobraźni. Do tego stopnia, że słoń połknięty przez węża to dla nich kapelusz. Nie dane nam było poznać nawet imienia bohatera, którego musimy nazywać po prostu Pilotem, więc możemy założyć, że przemawia do nas sam autor. Jak w takim razie udało mu się wymyślić opowieść o chłopcu z obcej planty podróżującym po kosmosie, będąc pozbawionym wyobraźni dorosłym?... Drugi aspekt, jaki chciałam omówić, jest niemal całkowitym kontrastem powyżej wspomnianego infantylizmu, co w połączeniu z nim może zdezorientować czytelnika, kim ma być odbiorca tekstu. Jest nim niezwykle duża – jak na książkę rzekomo kierowaną do dzieci – ilość metafor. Mimo iż obie formy się nie wykluczają, połączenie omówionego już wypowiadania się bohaterów w sposób bardzo prosty i „dziecięcy” z głębokimi przemyśleniami na „dorosłe” tematy i kwiecistymi metaforami nie sprawdza się w tym wypadku najlepiej. Autor chciał wpleść poważne przenośnie i porównania w przygody kilkuletniego chłopca, jednak jest ich tak dużo, że opowieść wydaje się być niepotrzebnie „nadmuchana” i gdyby nie jej niewielki format i prosta budowa, mogłaby wręcz przytłoczyć czytającego. Czytelnicy zakładali, że „Mały Książę” będzie mądrą książeczką dla dzieci. To chyba jednak nie do nich powinna być kierowana. Możliwe, że dziatwie na etapie szkoły podstawowej stylistyka bardziej przypadnie do gustu, lecz może mieć ona problemy z dostrzeżeniem głębszego sensu historii lub po prostu zrozumieniem go. Młodzież w moim wieku natomiast może znużyć, mimo iż łatwiej jest nam dostrzec drugie dno problemów poruszanych na kartach powieści. Spotkałam się z opiniami, że do tej książki trzeba dojrzeć. Zapewne więc najbardziej docenią ją dorośli, mimo postawienia ich przez autora w tak negatywnym świetle. W końcu to oni umieścili tę pozycję w kanonie lektur. René Goscinny „Mikołajek” – lektura uzupełniająca dla klas IV szkoły podstawowej Jedną z rzeczy, która może różnić mnie od większości moich rówieśników jest to, że uwielbiam czytać. Muszę jednak przyznać, że w dzieciństwie byłam temu wręcz oporna. Mimo mojej początkowej niechęci do tego zajęcia, znaczną częścią moich najlepszych wspomnień z dzieciństwa jest czytanie mi przez rodziców. Do jakiej książki wciąż wracam nie tylko z uczuciem nostalgii i mnóstwem sentymentów, ale przede wszystkim z ogromną przyjemnością po około dziesięciu latach? Odpowiedzią jest jedno słowo: MIKOŁAJEK! Zwykle uczniom trudno czerpać przyjemność z czytania szkolonych lektur, lecz zupełnie inaczej podchodzi się do książki swojego dzieciństwa, nawet jeżeli obowiązkowo należy zapoznać się (po raz kolejny) jedynie z wybranymi opowiadaniami. Co takiego więc – oprócz beztroskich wspomnień – czyni „Mikołajka” tak wyjątkową pozycją? Niewiele jest zapewne osób, które nigdy nie słyszały o tym chłopcu, narodzonym w głowie francuskiego pisarza i scenarzysty René Goscinny’ego, będącego także twórcą między innymi komiksów o słynnym Galu Asterixie. Tytułowy Mikołajek, jednocześnie bohater i narrator serii składającej się z dziewięciu książek to kilkuletni chłopiec mieszkający we Francji. Jego życie nie jest specjalnie niezwykłe: chodzi do szkoły, lubi grać w piłkę i bawić się samochodami, nie radzi sobie z arytmetyką, nienawidzi formalnego ubrania, bo „wygląda w nim jak pajac”, bije się z kolegami, a jego rodzice ciągle się kłócą... Owszem, fabuła jest prosta, nie da się zaprzeczyć. Główny bohater nie miewa także niesamowitych przygód – bo czego można wymagać od około ośmiolatka. Nie można jednak o tej książce powiedzieć „nic szczególnego”. A wszystko to przez świetne pióro autora. Luźne i nieskomplikowane historie napisane są niezwykle humorystycznie i błyskotliwie. Mimo iż język jest prosty, nie wydaje się infantylny (bo w przeciwieństwie do Pilota z „Małego Księcia”, narratorem w „Mikołajku” rzeczywiście jest dziecko), a dialogi są przezabawne i lekkie. Wszystkie postaci, z tytułowym łobuziakiem na czele są sympatyczne i świetnie wykreowane. Najbardziej zapadają w pamięć i najszybciej zdobywają sympatię czytelnika koledzy Mikołaja, z którymi tworzy paczkę: Alcest, który ciągle je, zadziorny Euzebiusz, wyniosły Gotfryd, przemądrzały Ananiasz i nie tylko. Każdy z nich jest inny, charakterystyczny i ma własną, niepowtarzalną osobowość. Opowiadania pochłania się z wielką przyjemnością i szerokim uśmiechem na twarzy, nieważne czy jest się w wieku głównego bohatera czy jego rodziców. Książka zachwyci i rozbawi do łez każde pokolenie. Na sięgnięcie po nią nigdy nie jest za późno, choć najlepiej wraca się do niej po latach, gdy na jej kartach można znaleźć własne dzieciństwo. Mimo iż książki z serii nie są ambitną literaturą i mają za zadanie jedynie umilić nam czas, myślę, że chociaż jedna z nich byłaby świetną częścią spisu lektur. To jedna z niewielu pozycji, które mogą sprawić, że małolat pokocha czytanie już od najmłodszych lat. Ludmiła Janiak Kl. II gimnazjum Gimnazjum Dwujęzyczne w Powiatowym Zespole Szkół w Obornikach Śląskich