Regulacja: prawda i manipulacja

Transkrypt

Regulacja: prawda i manipulacja
Regulacja: prawda i manipulacja
Autor: Shelbon Richman
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Piotr Toboła-Pertkiewicz
Artykuł przetłumaczony i opublikowany pierwotnie
na pafere.org oraz liberalis.pl
Dlaczego nie istnieje coś takiego jak nieregulowany rynek
Ogromna większość ludzi uważa, że obowiązkiem rządu jest regulacja rynku.
Jedyną alternatywą dla rynku w ten sposób kontrolowanego, jak twierdzą, jest
bowiem rynek, którego nie dotykają żadne prawidła ani regulacje. Na pierwszy
rzut oka dychotomia ta wydaje się rozsądna: albo się rynek reguluje, albo nie.
Idąc za powszechną opinią, iż coś, co jest całkowicie puszczone na żywioł,
a więc nieuregulowane musi być ex definitione złe, zwolennicy kontroli rządu nad
gospodarką dowodzą, że totalnie wolny rynek należy natychmiast zlikwidować.
Ten punkt widzenia dobrze ilustrują bliźniacze rzeźby znajdujące się przed
frontonem siedziby Federalnej Komisji Handlu w Waszyngtonie, jedna od strony
Constitution Avenue, druga od Pennsylvania. Dzieła te, które nawiasem mówiąc
zwyciężyły
w
ogłoszonym
przez
rząd
w
latach
New
Dealu
konkursie,
przedstawiają człowieka w momencie dramatycznej walki, z użyciem wszystkich
sił, o to, by okiełznać dzikiego konia i nie pozwolić mu narobić szkód w tym szale.
Ponieważ tak naprawdę porównanie handlu do narowistego konia jest błędne —
handel jest czymś zupełnie przeciwnym: dobrowolną i spokojną wymianą dóbr i
usług z korzyścią dla wszystkich stron transakcji — cel, jaki przyświecał
administracji Roosevelta staje się nad wyraz jasny.
Niestety, wykuty tytuł rzeźby jest mylący, gdyż głosi, iż przedstawia ona
„Człowieka kontrolującego handel”. Byłoby o wiele bardziej wskazane, żeby na
cokołach wspomnianych pomników umieścić napisy „Rząd kontrolujący ludzi”. Na
to jednak, ze względu na autorytarną wymowę, nie można sobie było pozwolić,
nawet w latach New Dealu i stąd spętanego obywatela zastąpiono bardziej
metaforycznym koniem.
Wydaje się, że tym, co często umyka uwadze ludzi — w sposób świadomy
lub czysto przypadkowy — jest fakt, że alternatywą dla gospodarki w całości
kontrolowanej przez rząd wcale nie jest rynek totalnie nieregulowany. Co więcej:
wyrażenie „niekontrolowana gospodarka” zawiera według mnie taką samą
sprzeczność logiczną, jak chociażby „kwadratowe koło”. Jeśli coś jest naprawdę
nie poddane żadnym regułom, nie jest ekonomią, a jeśli jakiś system jest
ekonomiczny, zawsze jakimś prawom podlega. Określenie „wolny rynek” nie
oznacza bowiem nieistnienia reguł; oznacza wolność od wpływów i wtrącania
rządu.
Zarówno Ludwig von Mises, jak i Friedrich von Hayek już wiele lat temu
zauważyli, że podstawowym problemem w odniesieniu do kwestii planowania w
gospodarce nie jest znalezienie odpowiedzi na hamletyczne „planować, czy nie
planować?”, lecz raczej: kto planować powinien — centralni urzędnicy państwa
czy prywatni, działający na rynku przedsiębiorcy?
Analogicznie, w omawianym przypadku nie należy pytać, czy rynek
regulować; o wiele ważniejszą sprawą jest, kto (lub co) tej regulacji dokonuje?
Wszystkie rynki na świecie są regulowane. Doskonale wiemy, co by się na
wolnym rynku stało, gdyby ktoś zażądał za, dajmy na to, jabłko, stu dolarów.
Kilka mógłby sprzedać, ale zaraz znalazłby się konkurent, który zaoferowałby ten
sam towar po niższej cenie, lub liczący, że klienci wybiorą coś innego. A zatem
„rynek” nie dałby szansy na sukces temu, który chciał kasować po sto dolarów od
jabłka.
Na tej samej zasadzie, w warunkach wolnego rynku, pracodawcy nie
znaleźliby pracowników chętnych pracować za dolara, a ci ostatni nie wymusiliby
stawki dwudziestu dolarów za godzinę w przypadku zajęcia, które warte jest
dolarów dziesięć. Z obu stron próba taka zakończyłaby się fiaskiem. Nie udałoby
się również przedsiębiorcy, który zatrudnia ludzi do pracy w niebezpiecznych
warunkach, utrzymać ich w firmie bez odpowiedniej rekompensaty za narażanie
się — z pewnością odeszliby do konkurencji.
Siły sterujące rynkiem
Jaka siła odpowiedzialna jest za zachowanie opisanych ludzi? Jest to siła rynku
(mam tu oczywiście na myśli wolny rynek, ponieważ w wypadku gospodarki
centralnie zarządzanej, siły te są albo osłabione, albo w ogóle zawieszone). Z
punktu widzenia ekonomii zatem, na wolnym rynku ludzie wcale nie mogą robić
co dusza zapragnie, ponieważ muszą liczyć się z faktem, iż wszyscy pozostali
mają prawo do tego, by ich ofertę przebić. To, że rząd nie zabrania sprzedawania
jabłek po sto dolarów nie oznacza wcale, iż uda się je za tyle sprzedać. Siła rynku
reguluje bowiem postępowanie sprzedawcy o wiele bardziej skutecznie, niż
mógłby to zrobić najbardziej wytrawny biurokrata i… uczciwiej, bo prawideł rynku
nie da się przekupić ani skorumpować. Nawet jeśli ktoś chciałby przestać
podlegać prawom popytu i podaży, nie bardzo komu jest za taki przywilej
zapłacić…
Kwestią o podstawowym znaczeniu jest tu rozróżnienie, czy za regulacją
stoi aparat państwa, czy są to niezależne siły rynku. Biurokraci, którzy z
konieczności mają ograniczoną wiedzę i raczej przewrotne intencje, narzucają
swój model regulacji siłą. Wolny rynek, dla kontrastu, działa bez stosowania
przemocy,
operując
uczestników,
z
nie
których
siłą,
ale
każdy
pokojowymi
dysponuje
działaniami
niezbędną
milionów
wiedzą
jego
dotyczącą
konkretnych okoliczności i w nią wyposażony poszukuje możliwości polepszenia
swego losu. Sterowanie gospodarką przez biurokratów jest zazwyczaj oderwane
od rzeczywistości i nie odpowiada potrzebom ludzi. Zupełnie odwrotnie jest w
przypadku, gdy działają siły rynku.
Jeśli powyższe założenia są poprawne, można stwierdzić, że nie istnieje
rynek
nieuregulowany.
Pojęcie
to
jednak
odnosimy
do
takiego
modelu
gospodarki, w którym rząd nie wtrąca się do ekonomicznych działań ludzi. Dopóki
o tym pamiętamy, powyższe stwierdzenie jest prawdziwe.
Nie
każdy jednak
obeznanemu
z
wie, o
naturalnymi,
co
nam chodzi. Komuś kompletnie
spontanicznymi
prawami
rządzącymi
nie
wolnym
rynkiem, sama idea nieuregulowanej przez władze gospodarki musi się wydać
straszna. Dlatego w interesie obrońców rynku leży, by tłumaczyć ludziom, iż
wolność ekonomiczna oznacza — by użyć świetnego określenia Adama Fergusona
— że istniejący w tej mierze porządek jest rezultatem ludzkiego działania, a nie
planowania. Ponieważ dla większości wydaje się to sprzeczne ze zdrowym
rozsądkiem, trzeba być gotowym na to, iż potrzeba nam sporo cierpliwości.
Porządek bierze się z działania sił rynkowych. Skąd jednak biorą się te
abstrakcyjne, pozaludzkie prawidła? Są one konsekwencją istoty ludzkich
działań. Jednostki wyznaczają sobie cele i przystępują do ich realizacji, z użyciem
określonych metod. Ponieważ nakłady są ograniczone, a osiągnięcie celu oznacza
zysk, każdy działa w ten sposób, by osiągnąć więcej niż mniej, i to jak
najmniejszym kosztem. Podobnie, w zależności od indywidualnego punktu
widzenia, ludzie szukają okazji, by wymienić coś, co jest mniej dla nich warte na
coś, co ma wartość większą; nigdy odwrotnie. Z uwagi na fakt, iż nie da się w
wolnej wymianie handlowej uniknąć kompromisu między stronami, każdy szuka
najlepszej okazji, która da szansę rozwoju, a nie straty. W konsekwencji istnienia
takich, a nie innych cech właściwych człowiekowi, na całym świecie występują i
działają siły, które są niczym innym, jak siłami rynku. Jednak ich podstawowym
źródłem są racjonalne ludzkie działania.
Naturalny porządek społeczny w ogromnym stopniu zajmował Frederica
Bastiata, dziewiętnastowiecznego francuskiego ekonomistę i liberała. W swoich
Harmoniach ekonomicznych dokonuje on analizy takiego systemu, natomiast
zauważmy, że nie czuje potrzeby, by udowadniać jego istnienie — wystarcza mu
wskazanie jego cech: „Takie są właśnie zjawiska społeczne, pośród których
żyjemy i poruszamy się. Przyzwyczajenie do tego stopnia oswoiło nas z nimi, że
prawie nie zwracamy na nie uwagi, chyba że uderzają nas czymś wyjątkowym i
niezwykłym” — pisze Bastiat. I dalej zauważa: „(…) Potrzeba więc, aby ustrój
społeczny był bardzo potężny i rozumnie obmyślany, skoro prowadzi do tego
szczególnego rezultatu, że każdy człowiek, którego los postawi nawet na
najniższym szczeblu, odbiera więcej z a s p o k o j e ń jednym w dniu, niżby sam
w ciągu wieków wyprodukował (…) Trzeba być ślepym, by nie widzieć jasno, że
społeczeństwo przedstawiające tyle zawikłanych kombinacji, w których prawa
cywilne i karne tak małą grają rolę, nie mogło się utrzymać żadnym sposobem,
gdyby nie ulegało mechanizmowi dziwnie cudownemu, a który właśnie jest
przedmiotem badań E k o n o m i i p o l i t y c z n e j (…) W istocie, czyż mogłyby
się tak nadzwyczajne zjawiska w społeczeństwie dokonywać, gdyby nie było
naturalnej i rozumnej organizacji działającej, że tak powiemy, pomimo naszej
wiedzy”.
Jest to dokładnie ta sama lekcja, którą odczytujemy z kart Ołówka
Leonarda Reada, założyciela FEE.
Prawie wszyscy doceniamy zalety porządku. Chaos jest postrzegany jako
wróg rozwoju człowieka. Ludzie, którzy nie potrafią dostrzec — podobnie jak
współczesny Bastiatowi Proudhon — że wolność nie jest córką, ale matką
porządku społecznego, zawsze będą ciążyć w stronę systemu, w którym to
państwo odgórnie wszystko narzuca. Szkoda tylko, że właśnie nic innego jak
państwo jest największym znanym kreatorem chaosu. Ci z nas, którzy zrozumieli
i stali się uczniami Bastiata, powinni uświadomić sobie, jak ważne jest, by dzielić
się tą wiedzą z innymi i pomagać im w jej pojęciu.