Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
a) stałego zaangażowania finansowego
Kościoła w tych instytucjach;
GDYBY NIE BYŁO
„WYBORCZEJ”
ze spotkania przy Miodowej w pewien
b) obsadzenia poprzez otwarte konkursy
sposób została zachowana, co pozwoliło
kluczowych stanowisk uniwersyteckich
w ogromnej większości zrealizować za-
osobami mającymi sukcesy w zarządzaniu
łożenia dokumentu. Po 20 latach Kościół
katolickimi uniwersytetami na Zachodzie;
katolicki w Polsce tak bardzo różnił się od
c) wprowadzenia mechanizmu weryfi-
30
i napięć atmosfera wzajemnego zaufania
tego, który jest nam znany...
kującego kadrę naukową pod kątem
...w tym momencie się obudziłem.
etycznym (m.in. weryfikacja tajnych
Pierwsza myśl po przebudzeniu: moja
współpracowników) oraz zawodowym
świętej pamięci babcia miała rację – nie
(przejrzyste wymogi dotyczące prze-
należy zbyt wiele jeść przed snem. Leżąc
biegu kariery naukowej);
w łóżku jeszcze przez chwilę, wpatrzony
d) zaangażowania Jana Pawła II w proces
w sufit, wyobrażałem sobie Pałac Arcybisku-
rozwoju uczelni. Dzięki jego autoryteto-
pów Warszawskich sprzed 20 lat: hierarcho-
wi możliwe będzie otwarcie tych ośrod-
wie dyskutują otwarcie z przedstawicielami
ków na światową elitę uniwersytecką.
młodzieży, bp Ignacy Tokarczuk uśmiecha
Dzięki współpracy tych uczelni z innymi
się serdecznie do Andrzeja Wielowieyskie-
polskimi uniwersytetami Polska w dziedzinie
go, Ryszard Bender znajduje wspólny język
nauk społecznych i humanistycznych ma stać
z ks. Kazimierzem Jancarzem, Ksiądz Pry-
się ważnym punktem na światowej mapie
mas przemawia zrozumiale i z pasją, pro-
uniwersytetów o profilu katolickim. Niedo-
wincjał dominikanów serdecznie ściska
puszczalnym zaniedbaniem byłoby, gdyby
prowincjała franciszkanów, a do tego bez
polski świat akademicki przeszedł obojętnie
ironii rozmawia z jezuitami, dziennika-
obok myśli Jana Pawła II, która powinna być
rze „Gościa” świetnie dogadują się z tymi
przedmiotem pogłębionych studiów.
z „Niedzieli”. I wtedy naszło mnie uspoka-
Konstytucja Duszpasterska o Kościele
jające przekonanie, że wiara w Opatrzność
w Polsce współczesnej stała się dokumen-
podpowiada, iż Kościół nam znany, choć
tem przełomowym. Przez następne 20
w wielu miejscach tak daleki od moich ma-
trudnych lat transformacji ustrojowej była
rzeń, jest najlepszym z możliwych. Choć
ona przewodnikiem dla biskupów, kapła-
czasem żal, że „polski Synod” się nie odbył.
nów i wiernych. Pomimo licznych kryzysów
A może wciąż nie jest na niego za późno...
Krzysztof Mazur (ur. 1982):
absolwent politologii oraz MISH na UJ.
Współpracownik Instytutu Tertio Millenio,
prezes Klubu Jagiellońskiego.
Marek Przychodzeń
N
iniejszy tekst nie jest tekstem naukowym. Jest to przede wszystkim próba naszkicowania obrazu takiej Polski, jaka istniałaby w jednym
z „możliwych światów”, pozbawionych
tuby Adama Michnika. Nie zamierzam bynajmniej dołączać się do grupy publicystów
wykazujących chorobliwą nienawiść do
tej pierwszej oficjalnie niezależnej gazety
po 1989 r. Mam raczej ambicję pokusić się
o założenie „miasta w słowach”. Uważam
bowiem, że największą szkodą, jaką „Gazeta Wyborcza” wyrządziła Polsce i Polakom,
było zawężenie horyzontów myślenia, doprowadzenie umysłów do stanu, w którym
obecny kierunek rozwoju Polski i ideologia,
która ów proces utrwala, jawią się nam jako
jedyne możliwe i dziejowo konieczne. Ten
stan rzeczy dobrze opisał Ryszard Legutko:
Polacy mają zamknąć gęby i podporządkować się, wybierając przyszłość. Aby Polacy weszli
do grona narodów cywilizowanych, przydałoby
im się – jak powiedział na początku lat 90. jeden
z ważnych polityków – pałowanie świadomości.
Takie myślenie zrodziło się w grupie, którą nazywam akuszerami i strażnikami nowego porządku.
I po 1945 roku, i po 1989 zmiany następowały według doktryn, za którymi szła praktyka. Wytworzy-
ła się warstwa polityków i rozmaitych mędrców,
którzy uznali się za upoważnionych do monitorowania i nadzorowania poprawności zmian1.
Legutko wie, co mówi, do dziś pamiętam bowiem reakcje studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, macierzystej uczelni
filozofa, na tekst jednego z owych „strażników nowego porządku”, który zadał
sobie trud podważenia pozycji profesora
w życiu publicznym właśnie na łamach
wspomnianej gazety2.
Trudno powiedzieć, jak dokładnie wyglądałby świat bez „Wyborczej”. Z całą
pewnością lepiej. Przyznam się, że w mojej
wizji Polski może nie idealnej, ale w każdym
razie lepszej niż ta obecna, nie ma miejsca
na „Gazetę Wyborczą”. Mój sen o Polsce
kontrastuje z tym, co widzę codziennie na
ulicy, a jest to rzeczywistość wykreowana
m.in. przez wieloletnią propagandę Adama Michnika, Piotra Pacewicza, Jacka Żakowskiego i wielu innych.
Od razu zaznaczę, że podobnie krytyczny pogląd mam również w stosunku
do innych wizji ideologicznych, służących
wszelakiej maści partiom politycznym
do uzyskiwania większej popularności.
Impressje
31
(Przypomnę słynny absurdalny slogan PiSu, dzielący Polskę na liberalną i solidarną –
mogli powiedzieć wprost, biedną i bogatą,
tym samym ulokowaliby się w klasycznym
nurcie filozofii polityki, a nie PRL-owskiej
nowomowy).
Istotę tzw. michnikowszczyzny zgrabnie wyartykułował Rafał Ziemkiewicz:
one oddalone od zwyczajnej moralności.
„Wyborcza” dokłada do tego swoje „trzy
grosze” – nie można stosować do sfery politycznej tych samych standardów oceny
co do sfery prywatnej, ponieważ groziłoby
to krwawą rewolucją i upadkiem demokracji. W głoszeniu takich poglądów przoduje
Adam Michnik, występując (o ironio) w roli
Michnik postanowił… argumentami moralny-
autorytetu moralnego. Jego zdaniem nie
można powiedzieć lub zrobić niczego, co
groziłoby zachwianiem kompromisu politycznego, jakikolwiek by on był.
mi bronić rzeczy głęboko niemoralnych. Broniąc,
z politycznej kalkulacji, kłamstwa, niesprawiedliwości, zła – starał się udowodnić, że są one właśnie prawdą, sprawiedliwością i dobrem. To właśnie
stanowi o fenomenie […]. Nie było sytuacji, aby
tak liczna grupa, jaką jest pokaźny odłam polskiej
inteligencji ostatnich dziesięciu lat, tak ochoczo
brnął w kłamstwa pod hasłem dążenia do prawdy
i godził się na powszechną krzywdę ofiar i nagradzanie oprawców pod hasłem sprawiedliwości!3
32
Nie zamierzam tu dokładnie analizować zjawiska opisanego przez Ziemkiewicza, dość rzec, że karkołomna próba
Standardowym chwytem jest
oddzielanie sfery politycznej od
moralnej. Sfera publiczna ma
swoje własne „reguły gry”, które
należy uszanować, jakkolwiek by
były one oddalone od zwyczajnej
moralności.
dowiedzenia z pozycji moralnych postaw
niemoralnych doprowadziła publicystów
związanych z „GW” do intelektualnego
wynaturzenia. Przykłady można mnożyć.
Standardowym chwytem jest oddzielanie sfery politycznej od moralnej. Sfera
publiczna ma swoje własne „reguły gry”,
które należy uszanować, jakkolwiek by były
Kompromis to tyle, co zgoda na pewne reguły
gry. Czy da się powiedzieć, by były one respektowane w epoce II Rzeczypospolitej? Niestety, było
inaczej. Filozofia „reguł gry” wyparta została przez
bezwzględny konflikt. Młoda polska demokracja nie
wytrzymała braku tradycji i kultury politycznej [...].
U progu procesu demokratycznego, który dokonuje
się w Polsce, stał kompromis Okrągłego Stołu. Lech
Wałęsa, zasiadając do rozmów z gen. Kiszczakiem,
rozpoczął wielkie narodowe przeobrażenie .
4
Czy tym razem nasza młoda demokracja
oprze się zagrożeniu? W celu obrony wygodnego politycznego status quo przywołuje
się zasadę praworządności, jakby niesprawiedliwe prawo miało moc obowiązywania.
Ta groteskowa teza, przekreślająca wartość
czynów ludzi takich jak pułkownik Kukliński5
i usprawiedliwiająca zalegalizowaną zbrodnię w rodzaju procesu generała Augusta Fieldorfa „Nila”, jest przez środowisko Gazety
stosowana jednak tylko wobec „obcych”.
Wobec swoich stosuje się inne kryteria (np.
broni się nielegalnych działań generała Wojciecha Jaruzelskiego czy innego „architekta
stanu wojennego”, genera Kiszczaka).
Powiedzieć, że nazywanie zbrodni komunistycznej zbrodnią jest występkiem
przeciwko „kulturze politycznej”, to tak
jakby mówić, iż wspominanie o morderstwie księdza Popiełuszki przypomina
pierdnięcie przy stole, przeszkadza bowiem normalnemu współżyciu społecznemu. Michnik idzie tu w ślady Hobbesa, pre-
W celu obrony wygodnego politycznego status quo przywołuje się zasadę praworządności,
jakby niesprawiedliwe prawo
miało moc obowiązywania.
kursora liberalizmu, dla którego pokój jest
tożsamy ze sprawiedliwością, obojętnie za
jaką cenę byśmy go osiągnęli.
Pragnienie pokoju za wszelką cenę wytworzyło sprzyjającą atmosferę dla różnego
rodzaju podejrzanych biznesmenów, często
powiązanych z SB. Sytuacja ta do dziś powoduje brak społecznego zaufania do nowego ustroju. Strategia Michnika nie może
dziwić, na kim bowiem oprzeć politykę, jeśli
jest się otoczonym różnej maści endekami
i fanatykami religijnymi (a taka jest obsesja
redaktora)? Oczywiście na ludziach zdolnych do trzeźwej kalkulacji, którzy chętnie
udzieliliby poparcia w zamian za roztaczany nad nimi parasol ochronny i gwarancję
utrzymania przywilejów. Tak pisał o tym jeden z wpływowych publicystów „Gazety”.
Ideałem byłaby zmiana ustroju w sposób planowy i polubowny, a przy tym szybko. Na taką skalę
nikt takich zmian jeszcze nie przeprowadzał. Nawet ewolucyjna droga oznaczała długi historyczny
okres napięć i wstrząsów. Tak pewnie będzie i u nas,
ale chyba możemy podjąć działania zmierzające do
tego, by proces ten z jednej strony przyspieszać,
a z drugiej w miarę możności... łagodzić. Trzeba
tylko skupić się na tym, co w tym procesie stanowi
główną sprzeczność wewnętrzną. Jest nią konflikt
interesów grup i klas […]. Trzeba zaproponować
rozwiązanie możliwe do przyjęcia dla wszystkich.
Czyli kompromis, na którym by wszyscy coś tracili,
lecz nie ryzykowali, że stracą wszystko6.
Z perspektywy Skalskiego wszyscy ci,
którzy nawołują do rozliczenia komunistów, prezentują jedynie odmienny interes
w stosunku do tych, którzy takiego rozliczenia pragną zaniechać. Taka wizja życia
społecznego była środowisku związanemu
z „Gazetą Wyborczą” na rękę, ponieważ
nic nie mówi się tu o zbrodni, którą należy
odkupić, o winie i karze, sprawiedliwości
i miłosierdziu, a jedynie o interesach, co do
których trzeba się „dogadać” w ramach
nowych „reguł gry”.
Jest to jednak łagodna wersja propagandy III RP. Wersja bardziej agresywna zakłada bezpośrednie delegitymizowanie patriotycznych roszczeń moralnych, co czyni się
właśnie… z pozycji moralnych. Jak zauważył Ziemkiewicz, dla autorów „Gazety Wyborczej” sprawiedliwość okazuje się zatem
zemstą, domaganie się jej – nienawiścią7.
Nie wolno zapominać, że retoryka skierowana przeciwko wyrazistej ocenie moralnej
ma tylko jedno ostrze, to skierowane przeciwko wrogom redaktora „Wyborczej”.
Nonszalancja intelektualna i naginanie
etyki dla własnych celów nie jest zresztą zjawiskiem wyjątkowym na zachodnim firmamencie intelektualnym (może
dlatego akolici Michnika tak łatwo mogli
szermować hasłem europejskości i nowoczesności). W większości współczesnych
prominentnych teorii liberalnych, od Johna Rawlsa poczynając, moralność nie jest
Impressje
33
traktowana poważnie (Rawls, opisując
tzw. konflikt wartości, jako przykład podał
planowanie podróży turystycznej, sic!)8.
Przez lata wmawiano nam, że każdy,
kto myśli inaczej niż warszawski salon, jest
Jest to jednak łagodna wersja
propagandy III RP. Wersja bardziej agresywna zakłada bezpośrednie delegitymizowanie
patriotycznych roszczeń moralnych, co czyni się właśnie…
z pozycji moralnych.
34
nacjonalistą, zoologicznym antykomunistą
i ciemniakiem. Kto tu jednak jest dogmatykiem i oszołomem? Pozwoliliśmy sobie na
to, by uznano dziś, że bardziej na miejscu
są genitalia na krzyżu niż prawda moralna
w życiu publicznym, i uczyniliśmy to w imię
postępu, kultury politycznej i tolerancji (w
cytowanym tekście Michnika pojawia się
oczywiście to magiczne słowo). Uwierzyliśmy, że aby być nowocześni, musimy porzucić tradycję, religię i rodzinę, a w zamian
otworzyć się na „innego”.
Długofalowy sukces liberalnych demokratów à la Roman Polański zależy od
przekonania najlepszej części polskiej młodzieży do tego typu ideologii. Przez długi
okres udawało się ją pozyskać. W tym jednak czasie na Zachodzie działy się i dzieją
rzeczy niebanalne, niepasujące do schematów pojęciowych prostackich ideologów liberalizmu. Harvey Mansfield, profesor Uniwersytetu Harvarda, pisał w 2001 r.:
[…] relatywizm, tak modny dzisiaj, jest rodzajem leniwego dogmatyzmu. Ci relatywiści odmawia-
ją wzięcia udziału w debacie politycznej, ponieważ
są pewni, nawet przed usłyszeniem dyskusji, że nie
może ona zostać rozwiązana; uważają oni podobnie jak naukowcy społeczni, że inaczej zanegowaliby to, że nic nie może być sprawiedliwe, dobre lub
szlachetne, o ile wszyscy się na to nie zgodzą […].
Nauki społeczne lubią fakty, ponieważ wydaje się,
że w przeciwieństwie do wartości można się co do
nich zgodzić, filozofia polityczna dostarcza wartości lub norm, ponieważ szuka tego, co najlepsze9.
Najgorsza jest zaś ta postać myśli normatywnej, która neguje właśnie to, że stanowi źródło wartości lub norm. Z czymś takim mamy do czynienia w przypadku tzw.
liberalnej neutralności.
Ten demagogiczny chwyt zastosowali
jako pierwsi chyba teoretycy umowy społecznej, którzy uprzednio założoną wizję polityczną prezentowali jako neutralną teorię
naukową. W wolnej Polsce to właśnie liberalizm, czyli określony światopogląd moralny,
Przez lata wmawiano nam, że
każdy, kto myśli inaczej niż warszawski salon, jest nacjonalistą,
zoologicznym antykomunistą
i ciemniakiem. Kto tu jednak jest
dogmatykiem i oszołomem?
ponownie przedstawia się jako „nieobejmujący przekonań moralnych czy religijnych”,
mówiąc słowami Gadomskiego.
Podobnie jak teoretycy umowy społecznej, którzy musieli się nieźle nagimnastykować, by uzasadnić swoją konstrukcję
teoretyczną, tak i hunwejbini Gazety robią,
co mogą, by pozostać w zgodzie z aktualnymi poglądami Szefa (który w razie czego
„opier….”), jednocześnie wyglądając na
oświeconych i niezaangażowanych.
Osłabianie przez „Wyborczą” idei etyki
absolutnej podcina jednak gałąź, na której
siedzi sam redaktor. Jak bowiem bronić
nowej wizji Polski, skoro nie posiada się
mocnej koncepcji etycznej, a jedynie blade
pojęcia w rodzaju „społeczeństwa otwartego”? Jak się okazuje, wystarczył do tego
talent do urabiania umysłów. Znów powo-
ment spełniania własnych zachcianek, czemu dzielnie sekundują „Wysokie Obcasy”11.
Być może aura „grubej kreski” i rozmywanie granicy pomiędzy postępowaniem
honorowym a niecnotą nie chroniłaby
ideologicznym parasolem takich „biznesmenów”, jak Mariusz Walter, Ryszard Krauze, Jan Kulczyk, Lew Rywin czy Aleksan-
łam się w tym miejscu na Ziemkiewicza:
der Gudzowaty, a wokół wielu polityków
nie pojawiałyby się takie ciekawe postaci
[T]eksty Michnika są dojmująco płytkie. Ich
głównym tematem jest nieustanne rozdzielanie
pochwał i nagan. To szlachetne, a to podłe. To
przeraża, a to jest budujące. Tu groza, tu nadzieja.
To czarne, tamto białe. Cała para idzie w przymiotniki. W jak najostrzejsze, jak najbardziej kategoryczne sformułowanie aktów kanonizacji i potępienia. I nie powstaje z tego żaden spójny etyczny
system; jest to moralistyka doraźna, gazetowa,
Starożytni filozofowie już dawno zauważyli, że istotą polityki
jest próba przeforsowania na
forum publicznym ukochanego
przez siebie sposobu życia.
w której przeszeregowanie do strony dobra i zła
zależy od bieżących wymogów10.
jak płk Tobiasz, Wachowski czy inni. Być
może postać humanisty nie kojarzyłaby się
Warto pokusić się o naszkicowanie odpowiedzi na pytanie, jak wyglądałby nasz
kraj, gdyby rozsiewane w „GW” treści nie
spenetrowały tak głęboko polskiej ziemi,
gdyby autorytetom, takim jak Aleksander
Smolar czy Jacek Żakowski, nie udostępniano chętnie łamów, gdyby nie promowano takich serii książkowych jak Smolarowa
Demokracja. Filozofia i praktyka, źródło politycznie poprawnej anglosaskiej myśli liberalnej. Aby jeden taki Michnik był na górze,
potrzeba jednak wielu Żakowskich na dole.
Być może gdyby historia potoczyłaby
się inaczej, gazeta „Solidarności” propago-
z osobnikiem, którego słownik ogranicza się
wałaby treści bardziej tradycyjne, patriotyczne. Być może dzięki temu ulice polskich
miast nie byłyby pełne wulgarnie ubranych
kobiet, których dół bardziej się rzuca w oczy
niż góra, a które rodzinę traktują jako instru-
do trzech słów i ich kombinacji: tolerancja,
wykluczenie i „społeczeństwo otwarte”.
Nie obarczam odpowiedzialną za te
zjawiska konkretnych ludzi, najczęściej jest
bowiem tak, że środowiska tego typu, z wyjątkiem samej wierchuszki, stanowią luźny,
amorficzny związek tzw. fellow travelers.
W przypadku środowiska „Wyborczej”
ludzie ci albo ze złej woli, albo z głupoty,
a najczęściej z mało uświadamianej chęci teoretycznego uzasadnienia własnego
sposobu życia, wspierają projekt Michnika
produktami umysłu, które w najostrzejszym stadium choroby przypominają PRLowską propagandę.
Nie sądzę oczywiście, że całemu złu
winna jest „Gazeta Wyborcza”. Starożytni
filozofowie już dawno zauważyli, że istotą
Impressje
35
polityki jest próba przeforsowania na forum publicznym ukochanego przez siebie
sposobu życia. A że zawsze będą ludzie
chciwi władzy, lubieżnicy czy tchórze,
przeto w polityce i filozofii ciągle będziemy mieli do czynienia z próbą wcielenia
w życie i uzasadnienia ustrojów odpowiadających takim ludziom.
Współcześnie sytuację pogarsza jeszcze
ideologia nowoczesnego państwa suwerennego (uwaga: nie to samo, co niepod-
Umrzeć dziś za Polskę to prawie
tak, jak umrzeć za korporację
telekomunikacyjną.
36
ległego), zapoczątkowana przez Bodina
i rozwijana przez kolejnych myślicieli, oraz
partyjny system reprezentowania „ludu”.
Ideologia ta jednak nie jest bezpośrednio
zwalczana przez środowiska liberalne,
ponieważ ogromne, scentralizowane państwo świetnie nadaje się do inżynierii społecznej na skalę masową.
Wszystko to powoduje ogromny rozrost
oddalonego od ludzi aparatu biurokratycznego nazywanego „państwem” (w myśli
klasycznej pojęcie to posiadało inny desyg-
nat). Obecnie proces ten jest na tyle zaawansowany, że parafrazując MacIntyre’a,
umrzeć dziś za Polskę to prawie tak, jak
umrzeć za korporację telekomunikacyjną.
Czy wpływ „GW” na Polaków jest odwracalny? Jest to zagadnienie empiryczne.
Biorąc pod uwagę malejący nakład tej gazety, rozpaczliwe próby ratowania przedsięwzięcia za pomocą darmowych płyt CD
i innego typu gadżetów oraz rosnącą popularność nurtów alternatywnych, już dziś
można stwierdzić, że jej przyszłość nie wygląda różowo.
Skoro marzyć, to do końca. Miałem
taki sen. Wysyłam niniejszy tekst do redakcji „Gazety”. Następnego dnia ze zdumieniem odkrywam, że redakcja podjęła
decyzję o jej zamknięciu, odwołuje wszystko, co napisano w niej na temat lustracji,
aborcji i in vitro. Zaleca także, podobnie jak
redakcja Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej
zalecała w 1953 r. wycięcie strony z hasłem
i portretem Berii i wstawienie na to miejsce poszerzonego hasła „Morze Beringa”,
podmianę wszelkich odwołań do „Gazety
Wyborczej” odwołaniami, dajmy na to, do
„Gościa Niedzielnego”.
6. E. Skalski, Wielki kompromis, Gazeta Wyborcza, 31/07/1989.
7. Rafał A. Ziemkiewicz, Michnikowszyzna. Zapis choroby, Red Horse, Warszawa 2006, s. 64.
8. Por. A. Bloom Justice: John Rawls Vs. The Tradition of Political Philosophy, APSR, Vol.
69, No. 2 (Jun., 1975).
9. H. Mansfield, Student’s Guide to Political Philosophy, ISI 2001, s. 6.
10. Rafał A. Ziemkiewicz, Michnikowszyzna. Zapis choroby, Red Horse, Warszawa 2006, s. 242.
11. Dostrzegam też światełka w tunelu, por. http://wyborcza.pl/1,75475,7210080,Pod_okupacja_reklamy.html
Marek Przychodzeń (ur. 1978):
doktorant w Instytucie Filozofii UJ. Współpracuje ze specjalnością „Doktryny Polityczne” na Wydziale Historii i Dziedzictwa
Kulturowego Uniwersytu Papieskiego Jana
Pawła II. Absolwent socjologii i filozofii
na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tłumacz
i publicysta. W latach 2004–2008 współpracował z „Przeglądem Politycznym”.
Współredaktor antologii tekstów „Aktualność wolności” (Aletheia, Warszawa
2005). Dwukroty stypendysta SYLFF.
Przypisy:
1. R. Legutko Trzeba się wreszcie wkurzyć, Rzeczpospolita, 21/03/2008.
2. R. Graczyk, Jak się filozofuje młotem, Gazeta Wyborcza, 10/02/2000. Graczyk sam później
straci pracę w „Wyborczej”, nie zgadzając się na politykę redakcji wobec lustracji.
3. Rafał A. Ziemkiewicz, Michnikowszyzna. Zapis choroby, Red Horse, Warszawa 2006, ss. 245–246.
4. Gazeta Wyborcza nr 132, wydanie z dnia 10/11/1989 , s. 3 (podkr. własne). Por. ten sam cytat
u Ziemkiewicza, Michnikowszczyzna…, s. 144.
5. Znamienne, że Lech Wałęsa, myślał podobnie, krytykując Adama Hodysza i Kuklińskiego,
a ułaskawiając bandytę, niejakiego „Słowika”.
Impressje
37

Podobne dokumenty