Wyrósł przed nami jak spod ziemi, oferując swoje

Transkrypt

Wyrósł przed nami jak spod ziemi, oferując swoje
Wyrósł przed nami jak spod ziemi, oferując swoje usługi jako przewodnik po Addis oraz
swoją przyjaźń. To znamienne dla bodaj wszystkich krajów Afryki: wystarczą trzy minuty, a już
ściskają wam rękę, już chcą rzucać się na szyję, już są waszym wielkim i dozgonnym
przyjacielem. Jak się mieliśmy przekonać później, Yemane w swą przyjaźń do nas włożył całe
serce i duszę, aczkolwiek nasze pojęcia o tym uczuciu były – i chyba pozostały – raczej odmienne
od jego. Cóż, być może zbyt mało czasu spędziliśmy w Etiopii… Na razie jednak nasze odczucia
nie miały nic wspólnego z przyjaźnią. Nawet do mojego umysłu, mimo doświadczenia
poprzednich dwóch afrykańskich podróży, wkradły się wątpliwości i podejrzenia […]. Dlaczego
nas zaczepił? Skąd się wziął? Przecież na pewno będzie chciał od nas pieniędzy. A co, jeśli – pod
pozorem pokazania nam miasta – zaciągnie nas w jakiś zaułek i okradnie? Będąc dopiero co
przybyłymi do Etiopii Europejczykami, wciąż nie mogliśmy przestawić swego sposobu
pojmowania świata i relacji między ludźmi na tutejszy.
[…] Yemane przysięgał jednak, że jego chęć niesienia pomocy jest całkowicie
bezinteresowna, a jedyne, na czym mu zależy, to nasza przyjaźń. Spróbowaliśmy zatem udzielić
mu kredytu zaufania. Zresztą i tak nie mieliśmy wyboru, ponieważ Yemane nie odstępował nas na
krok.
Do dziś zachodzę w głowę, jakie były prawdziwe motywy jego postępowania. Prawdą jest,
że gdy kilka dni później załatwialiśmy wynajem samochodu, który miał nas zawieźć na południe
Etiopii – otrzymał od właściciela niezgorszą prowizję. Może więc jednak nie był tak
bezinteresowny? A jego łzy? Gdy okazało się, że firma – zamiast Yemane – przydzieliła nam
przewodnika, znającego bardzo dobrze realia południa, dni targowe, trasy przejazdów itp. – nasz
znajomy niemal rozpłakał się jak małe dziecko. Czy były to łzy zawiedzionego zaufania, czy
braku kolejnej możliwości zarobku? A może jedno i drugie? Bez względu na odpowiedź Yemane
sprawiał czasem wrażenie rozchwianego emocjonalnie, niedojrzałego i nie potrafiącego oddzielić
rzekomej lub prawdziwej przyjaźni od biznesu. Na naszą firmę i jej szefa – Iyasu – obraził się
śmiertelnie i tak było już do końca naszego pobytu. Co zapewne nie przeszkodzi mu w tym, by z
odpowiednim dramatyzmem zająć się kolejną grupą zdezorientowanych przyjezdnych i
zaprowadzić ich do Iyasu.
Lecz z drugiej strony… Kto zaprosił nas w dniu Etiopskiego Nowego Roku na ceremoniał
parzenia kawy do domu swej ciotki? Kto nas wybronił przed koniecznością płacenia za inną
ceremonię kawy w Muzeum Narodowym, której wcale nie zamawialiśmy? Kto prowadzał nas po
sklepach i kafejkach internetowych w poszukiwaniu najtańszych towarów i usług? Kto
kilkakrotnie postawił nam obiad i zaprosił do tradycyjnej etiopskiej restauracji, w której
serwowano doskonałą indżerę i tedź? Kto kupił mi posiłek i pomógł wrócić do hotelu, gdy z
gorączką spowodowaną chorobą ledwo stałem na nogach? Kto załatwił Agnieszce i mnie bilety
autobusowe do Dire Dawa, gdy jechaliśmy do Hararu, co zaoszczędziło nam konieczności
wystawania rano w kolejkach? Kto wreszcie pomógł mi kupić tradycyjny etiopski strój i
wynegocjować dobrą cenę? Kto był naszym cicerone po Addis Abebie i pokazał nam wszystkie
muzea, kościoły itp. (a także załatwił wejście do Africa Hall)? Czyż nie przemawiało wówczas
przez niego prawdziwe uczucie przyjaźni oraz tradycyjna etiopska gościnność?
Kimże więc jest Yemane? Naciągaczem poszukującym łatwych pieniędzy, czy przyjacielem,
na którego można liczyć? Rozemocjonowanym dzieckiem, czy odpowiedzialnym biznesmenem?
Różnie można odbierać tego człowieka i interpretować motywy jego zachowania, lecz chyba
wszyscy przyznamy, że ostatecznie nie czujemy się w żaden sposób przez niego wykorzystani lub
oszukani. A kilka rzeczy na pewno mu zawdzięczamy.