Liryka autobiografizująca jako odmiana rodzajowa
Transkrypt
Liryka autobiografizująca jako odmiana rodzajowa
D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Spis treści Od Redakcji Z 2___Od Redakcji prawdziwą przyjemnością oddajemy w ręce Czytelników pierwszy numer internetowego kwartalnika humanistycznego „Dociekania”. „Dociekania” są naukowym pismem poświęconym różnym przejawom współczesnej działalności humanistycznej: literaturze, sztukom plastycznym i wizualnym, folklorowi, antropologii, etnologii, filozofii itp. Na łamach kwartalnika publikowane są artykuły naukowe, eseje, szkice interpretacyjne i krytyczne, recenzje oraz wywiady. „Dociekania” współtworzyć może każdy, kto zainteresowany jest zagadnieniami humanistycznymi. W pierwszym numerze czasopisma znalazło się osiem tekstów zgrupowanych w dwóch działach: Artykuły i Szkice. Teksty dotyczą literatury (poezji i prozy), filmu oraz wybranych koncepcji i teorii badawczych. Mamy nadzieję, że artykuły publikowane w „Dociekaniach” staną się lekturą nie tylko interesującą, ale i pożyteczną. ARTYKUŁY 3___ Jakub STRUŻYCKI Motywy turpistyczne w twórczości Kazimierza Ratonia 8___Tomasz DALASIŃSKI Od autobiografizmu do „automitograficzności”. Przemiany w strukturze liryki autbiografizującej 12___Elwira WILCZYŃSKA Transpozycje wizerunku wilkołaka w kulturze popularnej (na przykładzie kina po roku 2000) 21___Aleksandra SZWAGRZYK Czy romantyzm to nowoczesność? 25___Tomasz MARKIEWKA Neopragmatyzm i intepretacja SZKICE 30___Kamil DŹWINEL Kradzież z muzeum, albo: O tym, jak Asnyk został rzeźbiarzem 35___Justyna FILIPCZYK Obraz renesansowego mistrza jako podstawa XX–wiecznej ekfrazy. Bellini „Pieta” Stanisława Grochowiaka 39___Artur JABŁOŃSKI Anglicy w powieściach Napoleona Sądka 44___Noty o autorach 2 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 A R T Y K U Ł Y ści, przeciwstawianie się estetyzującym przekłamaniom jej istoty. Antyestetyzm tej metody twórczej był próbą dotarcia do „jądra” bytu, bezwzględnej prawdy o istnieniu ludzkim. Poetą polskim najczęściej kojarzonym z nurtem turpistycznym jest Stanisław Grochowiak. W wierszu Czyści poeta ten określa charakter własnej twórczości, wyznając: Jakub STRUŻYCKI Motywy turpistyczne w twórczości Kazimierza Ratonia T urpizm – rozumiany jako poetycki zabieg zasadzający się na akcentowaniu w liryce dna egzystencji, jej strony okaleczonej i pełnej śmierci – charakteryzuje się nie tylko motywacjami prowokacyjnymi, ale i dążeniem do rejestrowania świata bez pomijania jego ciemnych barw. Koncentracja uwagi na elementach traktowanych w liryce marginalnie prowadziła do kontrowersyjnych ocen takiej postawy artystycznej. Termin „turpizm”, wprowadzony do obiegu literackiego przez Juliana Przybosia, który w „Przeglądzie Kulturalnym” opublikował Odę do turpistów, posłużył do ataku na twórczość, według niego, przesadnie epatującą brzydotą i będącą wyrazem nihilizmu. Nie wydaje się jednak, by twórczość ta służyła jedynie bezsensownemu szokowaniu; jak pisze Monika Brzóstowicz-Klajn: Wolę brzydotę Jest bliżej krwiobiegu2. Centrum jego liryków stanowi namacalne ludzkie istnienie w otoczeniu chorób, brudu i codziennych czynności. Za przykład niech posłuży wiersz Kolęda: Schodzą powoli – tak złażą się, rzekłbyś – Jedni oliwą po białka schlapani, Inni z wielkimi krzywymi kciukami, Wszyscy dziurawi jak gruzy lub rzeźby. Baby… Te w ciasto spowite po łokcie; Wdowy… Te w pudrze jak w śnieżnej [zamieci; Panny… Te chude, że świeci szkielecik; Płatne panienki – po trzynocnym [poście3. Pewne elementy turpizmu – przede wszystkim związane z ludzkim trwaniem motywy rekwizytornii przedmiotów i „rupieciarnii” egzystencji – pojawiają się w pisarstwie Mirona Białoszewskiego i Ernesta Brylla. Ten pierwszy za pośrednictwem antyestetycznych ujęć oddaje rzeczywistość pełną obrzydliwości i uwypukla elementy często przez innych poetów traktowane jako nieistotne. Podmiot jednego z jego wierszy, obserwując budynek, zwraca uwagę na glizdę znajdującą się na jedenastym piętrze: Okazało się, że sensu turpizmu, czyli estetyki brzydoty (określenie A. Sandauera), nie można sprowadzić tylko do roli doskonałego środka służącego wywoływaniu szoku, choć niewątpliwie ten efekt jej działania także się liczy. W głębszym znaczeniu turpizm przede wszystkim eksponuje rozdarcie pomiędzy prawdą a pięknem: ujawnia, że wobec doświadczenia upadku starych mitów, wzorów kultury, rozkładu wszelkiego porządku i podważenia moralnego ładu i jego zasad trudno zachować tradycyjne konwencje artystyczne. „Czystość estetyczna” staje się podejrzana, bo idealizując rzeczywistość zafałszowuje ją1. Zadaniem turpistów było kompleksowe przedstawienie rzeczywisto- S. Grochowiak, Czyści, cyt. za: J. Marx, Legendarni i tragiczni. Eseje o polskich poetach przeklętych, t.1, Warszawa 1993, s. 293. 3 Tenże, Kolęda, cyt. za: tamże, s. 297-298. 2 M. Brzóstowicz-Klajn, Turpizm, [w:] Historia literatury polskiej, t. X, red. A. Skoczek, Warszawa 2006, s. 15-16. 1 3 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Wyłazi glizda blada, bada i się przesuwa i nie pełz nie pełz nie4. [w mieście, Czuliśmy jak nam miękną i kisną [ubrania, Jak pod butami błoto się rozpryska6. Pot, łzy, krew, brud i brzydki zapach – pojmowane jako integralne składniki życia – to częste motywy tych liryków. Tak w wierszach Białoszewskiego i Brylla brzydota wynikała z chęci ukazania istnienia bez jakichkolwiek ograniczeń i uprzedzeń, tak w poezji innego autora – Tadeusza Różewicza – turpizm był szczególnie powiązany z dramatycznymi, lagrowymi przeżyciami pisarza. „Ohyda” świata przedstawionego jest u Różewicza odpowiedzią na chwile nieustannego zagrożenia przeżywane w miejscach masowej zagłady. Oddaje to choćby fragment wiersza Opowiadanie spreparowanej skóry: Białoszewski „malował” obrazy zdeformowane za pomocą gry słów połączonej z wykorzystaniem słownictwa kalekiego – była to również demonstracja świata „niszowego” w literaturze, a stanowiącego istotną część rzeczywistości. Twórczość poetycka Brylla to ukazywanie powtarzających się, codziennych ludzkich działań. Charakterystyczne są dla niej obrazy zmęczonych życiem twarzy, zniszczonych ubrań i innych przejawów nietrwałości egzystencji w świecie rozkładu i kruchości. W jednym z liryków pojawia się charakterystyczny obraz pasażerów pędzącego pociągu: Spreparowany przez lśniących jak narzędzia chirurgiczne gestapowców […] jestem skórą nieznanego człowieka którego wnętrzności rozniosły szczury po śmietniskach świata […] wypchana skóra jest godna litości7. Z gębami zszarzałymi na twardość [kamienia Jeszcze w gęstwinie nocy płytko [zanurzeni Chrapią w ciasnych wagonach Janowie [bez Ziemi […] pociąg w ciemności idzie. Ktoś z głębin [bulgota Jak ryba pysk wyciągnął i powoli tonie Pada między bezwolne wodorosty dłoni Na pasek snu ściemniały od kisłego [potu5. Poezja Ratonia ogniskuje się wokół natrętnie ukazywanych i przetwarzanych wyobrażeń agonii i rozkładu. Ogromną większość jego utworów poetyckich cechuje dynamika następowania kolejnych skondensowanych wizji określających dramatyzm życia w świecie złym, brudnym i pełnym śmierci, w którym ludzie wyglądają jak nieżywi, a miasta przypominają cmentarze. Ratoń W innym tekście odnajdujemy taki opis podróży autobusem: W spóźnionym autobusie – odtajali [wreszcie Z mrozu i wiatru, z długiego czekania, Patrzyliśmy przez szybę na zadymkę M. Białoszewski, ***Na jedenastym piętrze, [w:] tegoż, „Odczepić się” i inne wiersze opublikowane w latach 1976-1980, Warszawa 1994, s. 245-246. 5 E. Bryll, Sonet chłopski, [w:] tegoż, Wiersze, Warszawa 1988, s. 161. 4 Tenże, *** (W spóźnionym autobusie – odtajali wreszcie…), [w:] tegoż, Wiersze, s. 434. 7 T. Różewicz, Opowiadanie spreparowanej skóry, [w:] tegoż, Poezje, Wrocław 1987, s. 8-9. 6 4 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 opisuje tak opisuje to w wierszu *** (Miasto podłe): Życie w tak ponurym i pełnym cierpienia środowisku doprowadziło jego mieszkańców do całkowitego zobojętnienia. Ratoń nie potrafi dookreślić tej rzeczywistości inaczej niż jako chorej: Miasto podłe miasto jak cmentarz jak więzienny ściek z którego zapomniano wynieść [nieczystości Miasto zwierzęce odchody psów leżą zamiast pokarmu trupia krew wylewa się z domów i płynie w ciemny nieboskłon Miasto przeklęte opuszczone przez Boga opuszczone przez miłość opuszczone przez litość opuszczone przez gniew Miasto przerażone nadchodzącą [śmiercią8. Chory krajobraz wznosi się obok ciebie rozpuszczony w ślinie ropie i krwi w wydzielinie z wielu ciał i rzeczy złączonych cierpieniem i litością złączonych do śmierci konwulsją [trwogi11. Poeta nie jest w stanie pojąć realiów, w których przyszło mu żyć: „Krajobrazy” tej twórczości to „gnijące” miejsca pozbawione nadziei: Są rzeczy niepojęte obok mnie stojące bez skóry i bez cienia pojemniki [trwogi12. Bóg gdzieś musi być skoro jęczy [człowiek po śmierć zakopany w gnijącym [krajobrazie gdzie nie ma świateł gorących i nadziei9. Turpistyczność wierszy poraża poprzez silne nagromadzenie negatywności. Brzydota jest dla autora jedyną aurą rzeczywistości; wydaje się, że nie ma alternatywy dla zmagających się z codziennością – degeneracja dotyka każdego i zawiera się we wszystkim: Autor Pieśni północnych skupia się na oddaniu nieludzkich już, „psich” twarzy mieszkańców tych porażonych cierpieniem miejsc, znajdujących się pod niebem przypominającym „brzuch gwałconej kobiety”. „Zezwierzęcone” oblicza ludzkie widoczne są wszędzie: ność Z próchniejących domów wydobywa się cisza i smród stoję w jego gęstych smugach ciało nasiąka obrzmiewa jak topielec13. Dramat człowieka polega na tym, że jest on „skazany” na egzystencję w takim środowisku już w momencie narodzin, a życie przesiąknięte jest do cna brudem i agonią: Psie twarze oglądam codziennie smutne psie twarze wygłodzone tępo wpatrzone w ciemone nigdy nie widziały światła Psie twarze ludzi w obdartych ubraniach z laskami […] Nie czekają na nic głodne psie twarze ludzi10. Wyrastasz cały z korzeni które gniją Twoja śmierć zaczyna się w twym [poczęciu […] Jesteś koroną ropiejącego drzewa Jesteś jego upadającą gałęzią14. K. Ratoń, *** (Miasto podłe…), [w:] tegoż, Poezje, oprac. J. Z. Brudnicki, Warszawa 2002, s. 192. 9 Tenże, Skoro jęczy człowiek, [w:] tegoż, Poezje, s. 108. 10 Tenże, *** (Psie twarze…), [w:] tegoż, Poezje, s. 197. 8 Tenże, Chory krajobraz, [w:] tegoż, Poezje, s. 112. 12 Tenże, Rzeczy, [w:] tegoż, Poezje, s. 106. 13 Tenże, *** (Z próchniejących domów…), [w:] tegoż, Poezje, s. 203. 11 5 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Ratoń przedstawia trwanie człowieka w świecie jako torturę, pułapkę, gdzie każdy z otaczających przedmiotów może stać się narzędziem służącym do potęgowania cierpienia: Turpistyczność poezji Kazimierza Ratonia przejawia się najjaskrawiej w warstwie tematyczno-motywicznej. Tematy i motywy podejmowane przez poetę można skupić w jeden węzeł; ich wspólnym mianownikiem jest szeroko pojęty bunt, sprzeciw wobec sztucznych gestów, „wypranych konwenansów”, eskalacji obojętności na świecie – i przede wszystkim niezgoda na bezmyślną, jałową egzystencję, która oznacza powolne umieranie. Poezja ta była krzykiem rozpaczy ludzi udręczonych przez „własne demony”, wyrzuconych na margines społeczny i niepotrafiących samorealizować się w obrębie kolektywu. Najważniejszymi tematami w poezji Ratonia są samotność oraz uczucia bezradności i pustki wewnętrznej. Z samotnością wiąże się ukazywanie rozkładu ciała, opisywanie chorób, brzydoty i kalectwa. W głównej mierze bolączki ciała pogłębiały alienację poety w już i tak często wrogim mu środowisku. Spójrzmy choćby na wiersz pt. Opis ciała: Wyprowadźcie mnie w końcu z tej [rzeźni odbierzcie mi siekiery dłuta i łańcuchy wszystkie narzędzia tortur […] Wyprowadźcie mnie z miejsc których [pożądam i nienawidzę z betonowych bunkrów które są [domami z wielkich ścieków które są placami15. Niektóre wiersze przygniatają skatologicznymi porównaniami: Nienawistne są spojrzenia wasze nienawistne jak kał trupa 16. Jest pośród wersów Ratonia miejsce na tak dosadne stwierdzenie, jak: Bo po co głosy tym którzy zdychają a którzy jeszcze muszą przed agonią [opróżnić jelita za co wdzięczni im będą krewni [i grabarze17. Ciało można tylko opisać litością Czułą jak chora umęczona twarz Opuszczona przez tętno i krew Wysuszona od przepływu trwogi Przejaw niezadowolenia, zdziwienia i odrętwienia okolicznościami istnienia stanowi tkankę „świadectw marności”. Zastosowanie dosadnych środków poetyckich, takich jak brutalne metafory („kipiąca waza krwi”, „zaklęcia leku”) i liczne porównania („chłód jak wygnanie”, „ogłuchłem i oślepłem jak nieznane zwierzę”) ma na celu odsłonięcie absolutnej nieprzyjazności świata, który jest dobrym miejscem nie do życia, ale do umierania. Taką więc litością opisuję ciebie Taką wciąż powstającą z patrzenia [na mięso Na tę wyszczerbioną koronę cierpienia Na ten rosnący płomieniami ból Bo ciało można tylko opisać litością18. Choroby, z jakimi całe życie musiał się zmagać poeta, oddzieliły go od nieczułego tłumu. Ratoń czuł się uwięziony w swoim „kalekim” ciele dodatkowo dręczonym przez bardzo szybko postępującą gruźlicę. Kostium destrukcji cielesnej nie jest tu zatem jedy- Tenże, *** (Wyrastasz cały z korzeni które gniją…), [w:] tegoż, Poezje, s. 111. 15 Tenże, *** (Wyprowadźcie mnie w końcu z tej rzeźni…), [w:] tegoż, Poezje, s. 37. 16 Tenże, *** (Nienawistne są spojrzenia wasze…), [w:] tegoż, Poezje, s. 269. 17 Tenże, *** (Oprócz twojego i mojego głosu...), [w:] tegoż, Poezje, s. 180. 14 18 6 Cyt. za: J. Marx, dz. cyt., s. 466. D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 nie poetyckim ozdobnikiem – wyraża on autentyczne problemy. Pisząc o sferze tematycznej wierszy Ratonia zauważyć należy, że jego bunt zwykle koncentrował się na Bogu i zastanej rzeczywistości. Ukazywanie „nieludzkiego” Boga, szukanie go i błaganie o ratunek to częste toposy tej poezji. Od buntu przeciw Bogu i rzeczywistości do obsesji śmierci droga niedaleka. Myśl o odejściu z tego świata jest leitmotivem tekstów Ratonia; opiera się ona na przeświadczeniu, że zanik istnienia to jedyne możliwe wybawienie od ziemskich cierpień. W kontekście śmierci często pojawiają się motywy samobójcze. Ten fakt spokrewnia twórczość Ratonia z poezją Andrzeja Babińskiego, Stanisława Czycza i Rafała Wojaczka. Ostatnim istotnym faktem, na który należałoby wskazać, analizując turpistyczną poezję Ratonia, jest sposób kreacji podmiotów mówiących i ustalanie tożsamości „ja”. Galeria postaci wypowiadających się w jego wierszach jest naprawdę bogata; pojawiają się m.in.: bezdomny – *** (Gdzie są świadkowie mojego istnienia…), żywy trup – *** (Lecz oto żyjesz jeszcze nie żyjąc…), samotnik – ***(Zamknijcie usta…), bluźnierca – *** (Boga znienawidź a zaznasz świętości…), człowiek bezsilny – *** (Kto wykręca mi ręce i wyrywa oczy…), grzesznik – *** (Usta boskie i anielskie), nauczający – *** (Klęknij przed śmiercią gdy prosi o to…), agitator – *** (Niech wszyscy przygotują się do śpiewu…), „pacjent” – Czekam na swojego chirurga, człowiek zafascynowany gwałtem – *** (Twarz zgwałconej kobiety…), chory – *** (Z gnijącego mózgu cieknie nieustannie ropa…), okaleczony – *** (Przerażony i ślepy ale jeszcze żywy…), kloszard – *** (Kiedy zaczął się twój obłęd…), fantom – *** (Składam wam w darze swoje rozprute ciało i mózg…), buntownik – *** (Jeśli żyć chcecie nie szukajcie wiary…), poszukiwacz piękna i ładu – Ogrody oraz nihili- sta – *** (We wszystkich rzeczach oczekuję końca…). Powyższe przykłady dowodzą tezy, że podmioty wierszy Ratonia najczęściej konstruowane były jako świadkowie bólu i rozpaczy. Turpistyczna poezja Ratonia jest charakterystyczna i wyrazista ze względu na tematykę i związane z nią formy obrazowania. Jest to liryka w pewnym sensie „masochistycznie autentyczna” i ekshibicjonistycznie sięgająca do wnętrza podmiotowości. Bez wątpienia przykuwa ona uwagę, ale też nierzadko odpycha ekstrawertyzmem i niezwykle odważnymi analizami świata autorskich przeżyć. Summary This article shows the problem of the ‘turpism’ in Kazimierz Ratoń’s lyrical poetry. Elementary topics of his poetry are: ugliness, death, blood, dirt and illness. He used brutal metaphors and comparisons. ‘Turpistic’ Ratoń’s poetry is an expression of the human maladjustment to life in society. 7 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 równoprawnymi „strategiami lirycznymi”. Jedną z takich strategii wydaje się być „automitograficzność”, stanowiąca wynik ewolucji liryki autobiografizującej. Genetyczne związki poezji „automitograficznej” z liryką autobiografizującą nie podlegają dyskusji, obydwie odmiany liryki charakteryzują się bowiem takimi samymi wyznacznikami formalnymi – względnie jednolitym podmiotem na przestrzeni wielu tekstów oraz obecnością w strukturze utworów oraz w sferze międzytekstowej jawnej autobiograficzności stematyzowanej i implikowanej. Odmiany te różnicują jednak dwa rudymentarne elementy: „natężenie” autobiograficzności (mniejsza wyrazistość i mniejszy ładunek semantyczny autobiograficzności w liryce „automitograficznej”) i teleologia transpozycji faktów biograficznych w obręb wiersza (podstawą poezji „automitograficznej” jest nieobecne albo obecne szczątkowo w „klasycznej” liryce autobiografizującej nadbudowywanie nad jednostkowym konkretem biograficznym wymiaru symbolicznego i mitycznego). Innymi słowy – mimo że podstawę „automitograficzności” stanowi, podobnie jak w „klasycznej” liryce autobiografizującej, podmiot intencjonalnie kształtowany jako ekwiwalent autora, to znaczenia poezji „automitograficznej” nie ograniczają, czy też lepiej: nie odnoszą się tylko do samego podmiotu (tj. do autora na planie pozatekstowym). Z faktu tego wynika, że celem dokonującej się w literaturze „automitograficznej” translacji biografii na język jest nie tylko próba przekazania prawdy o sobie i własnej wizji rzeczywistości, ale również próba wygenerowania pewnego „autobiograficznego mitu” oraz nadania własnej, prywatnej egzystencji wymiaru symbolicznego. Nie jest to, bynajmniej, tożsame z powrotem do zanegowanej przez dwudziestowieczną autobiograficzność możliwości tworzenia uniwer- Tomasz DALASIŃSKI Od autobiografizmu do „automitograficzności”. Przemiany w strukturze liryki autobiografizującej L iryka autobiografizująca w formie, jaka na gruncie polskim zaproponowana została przez praktykę twórczą Jacka Podsiadły, Marcina Świetlickiego, Grzegorza Wróblewskiego czy Wojciecha Wilczyka1, od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku zaczęła ulegać stopniowym przekształceniom. Dotychczasowy zasadniczy cel, jaki stawiali przed sobą twórcy posługujący się tą odmianą rodzajową – analiza autorskiego „ja” jako niezależnej jednostki, unaoczniająca występowanie wielości równorzędnych, niestopniowalnych, niehierarchizowalnych i niewaloryzowalnych prawd i teorii rzeczywistości – ustąpił pola szeregowi innych celów, bardziej – jak się wydaje – odpowiadających przemianom zachodzącym w otaczającym świecie. Przemiany te, przede wszystkim gwałtownie przyspieszająca technicyzacja, komputeryzacja i „internetyzacja” życia, wpłynęły w pewnym stopniu na rozumienie, generowanie i transmitowanie przekazów literackich oraz – co równie istotne – na zanegowanie dominującej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych „binarnej” koncepcji nowej poezji (tj. koncepcji zakładającej istnienie dwóch głównych opcji poetyckich, determinujących kształt współczesnej liryki). Upraszczający, dychotomiczny podział na „klasycystów” i „barbarzyńców” zastąpiony został przez znacznie dokładniejsze klasyfikacje, uwzględniające posługiwanie się przez poetów wieloma Na temat liryki autobiografizującej pisałem w szkicu pt. Autor a podmiot liryczny. Wprowadzenie do teorii liryki autobiografizującej (na przykładzie twórczości Jacka Podsiadły), „Tekstura”, tom 1/2010, s. 59-75. 1 8 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 salnych modeli rzeczywistości oraz koherentnych konstruktów epistemologicznych, filozoficznych czy światopoglądowych. Nadawanie symbolicznych znaczeń swojej egzystencji, połączone z mityzacją jednostkowości i prywatności, ma bowiem za zadanie prezentację indywidualnej metody oglądu samego siebie i świata, z tym, że – w przeciwieństwie do „klasycznej” liryki autobiografizującej – poezja „automitograficzna” pokazuje, iż pojedyncza egzystencja nie może istnieć bez pewnych treści wobec niej transcendentnych, a sens takiej egzystencji nie jest sensem czysto autobiograficznym, ale także „mitycznosymbolicznym”. Między „klasyczną” a „automitograficzną” liryką autobiografizującą istnieje zatem mnóstwo podobieństw i wiele różnic. Do najważniejszych analogii między tymi dwoma typami liryki autobiografizującej należą metoda kreacji sylleptycznego lirycznego „ja” oraz obecność w strukturze wierszy sygnałów postawy autobiograficznej, takich jak autotematyczność, poruszanie tematów sztuki i artysty, perseweracja wątków i motywów, konkretyzacja lokatywno-temporalna (powiązana ze specyficznym stylem kształtowania tytułów) czy autointertekstualność. Wszystkie te zjawiska da się bez większego trudu odnaleźć zarówno w jednym, jak i w drugim typie poezji autobiografizującej. Kwestię istnienia tych elementów w liryce ukierunkowanej „automitograficznie” warto zobrazować, odwołując się do wierszy Tomasza Różyckiego, którego twórczość uznać można za prototyp poezji „automitograficznej”. „Ja” mówiące w tekstach autora Świata i Antyświata jest względnie stałe i jednolite, obdarzone określonym „formatem duchowym”: cały naród szykuje się, aby mnie pożreć […]. – wszystkie moje wiersze [podkr. TD] naród pożre powoli, żując wers po wersie2, a także quasi-sygnaturą autorską: Moja nagła trzydziestko, dzisiaj [przekroczyłem ostateczne granice […] (maj 2000)3. Niezwykle istotnymi dla Różyckiego problemami są autotematyczność oraz temat sztuki i artysty (problemy te pojawiają się w dużej liczbie jego utworów). Egzemplifikacją tego stwierdzenia może być np. wiersz pt. Takie widoki4: Obłoki, obłoki znad Tyńca i gdzieś dalej, w chłodnym niebie, a ja właśnie [pomieszałem tanie wino i idę wzdłuż tej drogiej rzeki. […] Napisałem wiersz o niczym i tym też [jestem […]. Z autotematycznością często wiąże się u Różyckiego autoaluzyjność; tak dzieje się zwłaszcza w wierszach 11. Przeciwne wiatry5, 17. Żywy towar6, 27. Woda ognista7, 39. Koralowa zatoka8, 60. Ludożercy9, 68. Opium10, 71. Delfiny11 oraz 76. Dom gubernatora12, których incipity są autocytatami bądź przekształconymi autocytatami pierwszego T. Różycki, Pieśń czternasta (o żalu), [w:] tegoż, Wiersze, Warszawa 2004, s. 145. 3 Tenże, Sobie samemu na urodziny, [w:] tegoż, Wiersze, s. 114. 4 Tenże, Takie widoki, [w:] tegoż, Wiersze, s. 23. 5 Tenże, 11. Przeciwne wiatry, [w:] tegoż, Kolonie, Kraków 2006, s. 15. 6 Tenże, 17. Żywy towar, [w:] tegoż, Kolonie, s. 21. 7 Tenże, 27. Woda ognista, [w:] tegoż, Kolonie, s. 31. 8 Tenże, 39. Koralowa zatoka, [w:] tegoż, Kolonie, s. 43. 9 Tenże, 60. Ludożercy, [w:] tegoż, Kolonie, s. 64. 10 Tenże, 68. Opium, [w:] tegoż, Kolonie, s. 72. 11 Tenże, 71. Delfiny, [w:] tegoż, Kolonie, s. 75. 12 Tenże, 76. Dom gubernatora, [w:] tegoż, Kolonie, s. 80. 2 Od bujanego Helu, blokowisk Rozewia i suwalskich tartaków, smażalni Wolina, po turoszowski worek, solińską turbinę 9 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 wersu utworu inicjującego książkę, zatytułowanego 1. Kawa i tytoń13 i brzmiącego: „Kiedy zacząłem pisać, nie wiedziałem jeszcze”. Podstawowym zadaniem każdego z tych autointertekstów jest ewokacja autotematyczności. Ważnymi elementami tekstów autora Animy są też persewerujące wątki i motywy. W dużej mierze są to wątki i motywy topograficzno-geograficzne, dotyczące przestrzeni Śląska, przede wszystkim Opola (głównie w tomach Vaterland i Anima, a także w poemacie Dwanaście stacji14) oraz przestrzeni Europy, głównie Polski (teraźniejszej i przedwojennej, przedstawianej za pomocą obrazów dawnych Kresów Wschodnich) i Francji (np. w zbiorkach Chata umaita oraz Świat i Antyświat). Perseweracja wątków i motywów powiązana jest u Różyckiego z konkretyzacją lokatywną (opisy bądź wzmianki dotyczące Opola, Helu, Warszawy, Prudnika, Odry, Wisły etc.), która z kolei łączy się z konkretyzacją temporalną. Ta ostatnia dokonuje się w wierszach autora Vaterlandu na dwóch poziomach: na poziomie datowników tytułowych (np. 24 lutego, Opole15, Dni Morza (23-27 kwietnia 1997)16) oraz na poziomie datowników oznaczających miesiąc i rok powstania danego utworu, stosowanych przez poetę konsekwentnie od drugiego tomiku poetyckiego (warto tutaj dodać, że układ wierszy w poszczególnych książkach Różyckiego nie jest układem chronologicznym). Wymienione przed chwilą pierwiastki autobiograficzne umożliwiają postrzeganie poezji Różyckiego w kategoriach liryki autobiografizującej. Nie da się jednak nie zauważyć, że model tej liryki, proponowany przez autora Animy, jest odmienny od tego, jaki występuje choćby w twórczości Jacka Podsiadły – autobiograficzność w poezji Różyckiego bowiem, mimo iż stosunkowo wyraźna, nie stanowi elementu, który w pierwszej kolejności decyduje o znaczeniu tekstu. O ile autobiograficzność w liryce Podsiadły należy traktować jako zasadniczą „oś interpretacyjną”, o tyle autobiograficzność w wierszach Różyckiego ma jedynie status „bazy”, nad którą konsekwentnie nadbudowywane są dodatkowe znaczenia. Dokładniej rzecz ujmując, „ja” konstruowane przez Różyckiego podlega nieco innej interpretacji niż podmiot kreowany przez Podsiadłę czy Świetlickiego. Autobiografizująca liryka „barbarzyńców” pokazywała zakorzenienie jednostki w „tu i teraz”, w konkretnym, indywidualnie percypowanym czasie; poezja „automitograficzna” zaś, oprócz takiego zakorzeniania podmiotu, dąży do prezentacji „ja” w perspektywie czasu ponadjednostkowego, będącego, z jednej strony, czasem historycznym, z drugiej zaś strony – czasem pozahistorycznym, tj. temporalnością mityczno-symboliczną, która mimo swej ponadjednostkowości nie wykazuje żadnych związków z uniwersalnością w takim kształcie, w jakim pojęcie to rozumiała literatura realistyczna (czyli z uniwersalnością zobiektywizowaną). Podobnie rzecz się ma z kwestią lokatywności. Konkrety przestrzenne, nachalnie wręcz ewokowane przez wszystkich chyba „barbarzyńców”, miały za zadanie sytuować podmiot w ściśle określonym (topograficznie i „mentalnie”) miejscu, będącym – w danej przynajmniej chwili – miejscem „prywatnym”, tj. takim, które nie ustala żadnej istotnej (z punktu widzenia podmiotu) relacji „ja” ze społecznością. Natomiast konkrety lokatywne w liryce ich kontynuatorów, oprócz pełnienia elementarnej funkcji umiejscawiania podmiotu w geograficznie dookreślonej, prywatnej Tenże, 1. Kawa i tytoń, [w:] tegoż, Kolonie, s. 5. Zob. tenże, Dwanaście stacji. Poemat, Kraków 2004. 15 Tenże, 24 lutego, Opole, [w:] tegoż, Wiersze, s. 76. 16 Tenże, Dni Morza (23-27 kwietnia 1997), [w:] tegoż, Wiersze, s. 68. 13 14 10 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 przestrzeni, dodatkowo wyznaczają „ja” pewną „przestrzeń ponadjednostkową”, która – analogicznie do ponadjednostkowego czasu – nie jest przestrzenią uniwersalną. W liryce „automitograficznej” pojawia się zatem nieistniejąca w „klasycznej” poezji autobiografizującej heterogeniczność podmiotu, odnosząca się nie do jego statusu ontologicznego (podmiot niezmiennie pozostaje sylleptycznym „ja” autobiograficznym), ale wprost do pozatekstowego porządku egzystencji autora. Te dwa „ponadjednostkowe” aspekty konkretyzacji lokatywnej i temporalnej, jakie występują w poezji „automitograficznej”, służą konstytuowaniu „duchowej biografii” autora, będącej, z jednej strony, biografią jednostkową i indywidualną, z drugiej zaś strony – biografią „mitycznosymboliczną”. Biorąc pod uwagę powyższe rozważania, można dojść do ogólnego wniosku, iż pomiędzy „klasyczną” a „automitograficzną” liryką autobiografizującą istnieje pewna różnica jakościowa, wynikająca z permanentnego przewartościowywania istoty autobiograficzności i teleologii posługiwania się nią w utworach poetyckich. Cel odwoływania się do faktów z własnej biografii, jaki stawiali przed sobą „barbarzyńcy” – wyrażenie jednostkowej, teraźniejszej prawdy o sobie i swojej prawdy o świecie – był celem elementarnym i zasadniczym. Natomiast cel, jaki stawiają przed sobą posługujący się autobiograficznością poeci tacy, jak Tomasz Różycki – ukazywanie symboliczności własnej biografii i symboliczności swojego sposobu widzenia rzeczywistości – jest celem „wyższym” (przy czym przydawka „wyższy” nie służy tutaj waloryzacji; ma ona jedynie za zadanie pokazać, iż nad poziomem prymarnym stematyzowany zostaje następny poziom semantyczny). Summary This article is an attempt to show changes in autobiographical lyrical poetry in the second half of the 90s of the twentieth century. These changes concerned the order of an Author’s existence and consisted in creation in poetry his myth and symbolic biography based on locative and temporal concretizations. 11 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 pa. Przedstawienia futurystyczne operują natomiast poetyką filmu science fiction, która nie posiada jednoznacznej kodyfikacji3. Podobnie jak filmy grozy wprowadzają do świata przedstawionego siły zagrażające człowiekowi, są to jednak moce zracjonalizowane.4 Pojawienie się wilkołaka jest tu zatem wynikiem nieudanego eksperymentu naukowego bądź samorzutnej mutacji genetycznej. Ponadto w ujęciu tradycyjnym likantrop przedstawiany jest w świetle negatywnym, w futurystycznym zaś bywa waloryzowany pozytywnie, nie jest postacią aksjologicznie jednoznaczną. Wśród kinowych obrazów, prezentujących tradycyjne ujęcie motywu wilkołactwa, należy wymienić trzy części filmu Zdjęcia Ginger5 oraz horror pt. Wilkołak6. Filmy te, mimo pewnego dystansu czasowego, łączy zbliżony sposób przedstawienia zjawiska wilkołactwa w zakresie statusu społecznego dotkniętej nim jednostki, bezpośrednich przyczyn dokonania się metamorfozy, jej przebiegu, stanu emocjonalnego likantropa, zewnętrznych objawów wilkołactwa i reakcji otoczenia na ów fenomen. Osoba, przeistaczająca się w wilka wykazuje pewne stygmatyzujące cechy, które predestynują ją do zmiany statusu. Jest to jednostka izolowana społecznie, wiodąca inny, niż pozostali członkowie grupy, tryb życia i z tego powodu marginalizowana. Takie przedstawienie człowieka, mającego stać się wilkołakiem można potraktować jako relikt czy przeczucie dawnego porządku społecznego, w którym jednostki nieprzystające do ogólnie przyjętych wzor- Elwira WILCZYŃSKA Transpozycje wizerunku wilkołaka w kulturze popularnej (na przykładzie kina po roku 2000) W spółczesne kino trawestuje motyw likantropii na wiele różnych sposobów – od wiernego odtworzenia ludowego wizerunku demona, poprzez obraz wilkołaka jako obrońcy ludzkości, aż po futurystyczne przedstawienia ulepszonego technologicznie półcyborga. Analizując poszczególne przedstawienia wilkołaka w kinie współczesnym będę opierać się na kryterium podobieństwa względem ludowego obrazu likantropa – od realizacji najbardziej tradycyjnych aż po te, będące swego rodzaju wariacjami na temat metamorfozy człowieka w wilka. Wizje likantropii w filmie podzielić można na dwie zasadnicze grupy: tradycyjną i futurystyczną. Pierwsza tylko w niewielkim stopniu odbiega od ludowych wyobrażeń dotyczących wilkołactwa i jawnie do nich nawiązuje, druga z kolei traktuje motyw przemiany człowieka w wilka jako plastyczny materiał, pozwalający stworzyć zupełnie nową jakość. Obrazy z grupy pierwszej utrzymane są w konwencji filmu grozy, odwołują się do pierwotnych lęków człowieka i nastawione są na wzbudzenie niepokoju i strachu. Zasadniczą cechą konstrukcji fabularnej horrorów jest przywrócenie naturalnego porządku, zakłóconego przez pojawienie się irracjonalnych sił1, uosabianych w tym przypadku przez wilkołaka. Istota demoniczna utożsamiana jest ze złem, które należy wyeliminować2, dlatego zrąb fabuły stanowi szereg działań bohaterów, dążących do uśmiercenia likantro- Tamże, s. 403. Tamże. 5 Zdjęcia Ginger (Ginger Snaps), 2000, reż. John Fawcett; Zdjęcia Ginger II (Ginger Snaps: Unleashed), 2004, reż. Brett Sullivan; Zdjęcia Ginger III: Początek (Ginger Snaps: The Beginning), 2004, reż. Grannt Harvey. 6 Wilkołak (The Wolfman), 2010, reż. Joe Johnston. 3 4 J. Wojnicka i O. Katafiasz, Słownik wiedzy o filmie, Bielsko-Biała 2005, s. 378. 2 Tamże. 1 12 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 ców, uważano za obce, a nawet wrogie. Każda anomalia, zarówno fizyczna, jak i psychiczna, kazała wyłączać dotknięte nią osoby poza obręb kolektywu, inność ma bowiem – jak pisze Adam Paluch – „posmak tabu”7. Z tego powodu zarówno Ginger, jak i Talbot musieli zostać wilkołakami – osobnikami całkowicie wykluczonymi nie tylko z lokalnej, ale przede wszystkim z ludzkiej ekumeny. Likantropijna metamorfoza nie stanowi wobec tego przełomu w postrzeganiu jednostki, której dotyczy, ale jest swego rodzaju intensyfikacją jej marginalizacji oraz wykluczenia społecznego i symbolicznego. Ten, kto do czasu przemiany znajdował się na granicy światów: ludzkiego i zwierzęcego, kultury i natury, ulega niejako wychyleniu w tę drugą stronę i z jednostki marginalizowanej staje się wykluczoną. Bezpośrednią przyczyną metamorfozy jest w obu przypadkach zranienie przez wilkołaka. Co ciekawe nie przez ugryzienie, ale zadrapanie. Rany zadane przez bestię nienaturalnie szybko się goją i nie zagrażają życiu ofiary. Można to zjawisko interpretować jako rytuał przejścia – osoba zraniona przez wilkołaka już nie jest człowiekiem, ale jeszcze nie jest likantropem, a czas, w którym goją się rany to faza marginalizacji, kiedy jednostka przygotowywana jest na zmianę statusu. Przyspieszony proces leczenia wskazuje na nienaturalny charakter obrażeń i zmusza, dotkniętą nimi osobę do refleksji nad zaistniałą sytuacją. Wtedy właśnie bohater konstatuje, że został „zarażony” likantropią, a czas, jaki pozostał do jego przemiany w bestię, pokazany jest jako okres emocjonalnych rozterek, wynikających z obawy przed nadchodzącą zmianą. Bohater, zdając sobie sprawę z charakteru mających nadejść wydarzeń, stara się nie dopuścić do metamorfozy. Okazu- je się to jednak niemożliwe i zarówno Ginger, jak i Talbot dokonują w końcu nieludzkich zbrodni pod wpływem likantropijnego amoku. Po powrocie do stanu ludzkiego (w przypadku Ginger jest to raczej uspokojenie emocji niż przybranie ludzkiego wyglądu i charakteru) targają nimi wyrzuty sumienia, wstręt w stosunku do własnej osoby i niezgoda na to, co ich spotkało. Rozdarcie między ludzką a zwierzęcą naturą, wewnętrzna sprzeczność postaci i niemożność kontrolowania swojego postępowania stają się ich wielkim dramatem. Krwawe zbrodnie ciążące na ich sumieniach popełnione zostały nie przez nich, tylko przez bestię, z którą się nie utożsamiają, ale która jest częścią ich jestestwa. Metamorfoza przedstawiana jest w filmie jako proces bolesny fizycznie, co można interpretować jako zewnętrzną manifestację wewnętrznego bólu wilkołaka, niemogącego pogodzić się z losem, jaki go spotkał. Współczesny człowiek (będący jednocześnie bohaterem i odbiorą filmu) nie myśli przecież tak, jak przedstawiciel kultury tradycyjnej, nie wierzy w demony i nie postrzega kosmosu jako systemu, w którym wszystkie elementy połączone są ze sobą mistyczną więzią8. Wobec tego przemiana człowieka w zwierzę przestaje mieścić się w porządku natury, jest niedopuszczalna i niezgodna ze wszystkimi znanymi regułami, nie powinna mieć miejsca, a mimo tego się dzieje. Taki stan rzeczy wywołuje u bohatera uczucie bezradności wobec zupełnie niezrozumiałego procesu. Podobnie reaguje także otoczenie likantropa. Ludzie czują się zagrożeni nie tylko w sensie fizycznym, ale także symbolicznym. Okazuje się bowiem, że wszystkie reguły, które porządkowały świat i czyniły go podległym R. Tomicki, Religijność ludowa, [w:] Etnografia Polski, Przemiany kultury ludowej, t. II, Wrocław 1981, s. 31-32. 8 A. Paluch, Etnologiczny atlas ciała ludzkiego, Wrocław 1995, s. 163. 7 13 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 gatunkowi ludzkiemu, przestały w jednej chwili obowiązywać. Najbardziej przerażający jest jednak fakt, że nastąpiło to w okolicznościach, których nie można wytłumaczyć racjonalnie. Skoro natomiast nie można czegoś zrozumieć, trudno z tym walczyć, dlatego w oczach otoczenia wilkołaka jedynym sposobem na przywrócenie naturalnego porządku rzeczy jest uśmiercenie monstrum. Filmy skonstruowane są tak, aby widz utożsamiał się z odmieńcem, starał się zrozumieć motywy jego postępowania i targające nim emocje. Wilkołak przestaje być tylko odrażającym monstrum, a zaczyna być postrzegany jako nieszczęśnik, na którego spadł ciężar zmagania się z nieznanymi siłami. Odbiorca ma możliwość przeżycia konfliktu między człowiekiem a naturą, jaki rozgrywa się we wnętrzu dotkniętej wilkołactwem jednostki. Nie jest to już strukturalistyczna opozycja natury i kultury, ale obraz wyłączenia ludzkości ze świata przyrody, jakie dokonało się wskutek rozwoju nauki i technologii. Postęp cywilizacyjny uczynił naturę podległą człowiekowi, jego samego zaś utwierdził w przekonaniu, że dysponuje mocą ujarzmienia sił przyrody, a tym samym wyjścia poza nią. Okazuje się jednak, że człowiek nie jest w stanie zerwać więzi łączących go ze światem natury, co znajduje odzwierciedlenie w zwierzęcej stronie ludzkiej osobowości, która w przypadku likantropa zdaje się być dominującą. Wilkołak jest zatem w tym kontekście figurą symbolizującą odwieczną przynależność człowieka do świata przyrody i podległość wobec niej. Przedstawianie w kinie istot hybrydycznych, których człowieczeństwo postawione jest pod znakiem zapytania, a tożsamość zachwiana, wpisuje się w dyskusję o kondycji człowieka we współczesnym świecie. W zakończeniu Wilkołaka jedna z bohaterek, kobieta, która zgładziła likantropa i swojego kochanka w jednej osobie, pyta: „Mówi się, że nie ma grzechu w zabiciu bestii, tylko w zabiciu człowieka, lecz gdzie zaczyna się jedno a kończy drugie?” Odpowiedzi na to pytanie zaczęto intensywnie poszukiwać po odkryciu i podboju Nowego Świata – spotkane tam grupy wzbudzały zainteresowanie podróżników niezwykłością swoich zwyczajów, która jednocześnie prowokowała do zadania sobie pytania o status „dzikich”: czy są oni ludźmi? A jeśli tak, czy są równi Europejczykom i należą im się takie same prawa?9. Znaleziono wówczas wiele cech różnicujących, występowanie których dyskwalifikowało daną społeczność jako ludzką; wśród nich najbardziej popularną była antropofagia10. Dziś na pytanie o istotę człowieczeństwa szuka się raczej odpowiedzi pozytywnej, mówiącej nie o tym, co wyklucza z ludzkiej ekumeny, ale o tym, co decyduje o przynależności do niej. Trzeba jednak pamiętać, że zawsze łatwiej mówić o sobie (człowieku) w odniesieniu do innego (zwierzęcia). Giorgio Agamben pisze, że podział życia na ludzkie i zwierzęce jest „ruchomą granicą, przebiegającą wewnątrz każdego żyjącego człowieka i bez tej wewnętrznej cezury rozstrzygnięcie czy coś jest ludzkie czy też nie, byłoby prawdopodobnie niemożliwe”11. Filozof postuluje porzucenie tradycyjnego sposobu postrzegania człowieka jako połączenia ciała i duszy, pierwiastka naturalnego i boskiego na rzecz ujęcia odwrotnego – postrzegania go jako wyniku rozłączenia tych dwóch sfer12. NajważW. J. Burszta, Antropologia kultury. Tematy, teorie, interpretacje, Poznań 1998, s. 16. 10 Zob. W. Arens, Mit ludożercy. Antropologia i antropofagia, przeł. W. Pessel, Warszawa 2010, s. 55; W. Kuligowski, Antropologia współczesności. Wiele światów, jedno miejsce, Kraków 2007, s. 230. 11 G. Agamben, Otwarte (fragmenty), przeł. P. Mościcki, „Krytyka Polityczna” 2008, nr 15, s. 125. 12 Tamże, s. 126. 9 14 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 niejsze jest zatem pytanie o linię tego podziału i sposób, w jaki – wewnątrz człowieka – człowiek został oddzielony od nie-człowieka13. Gdzie zatem zaczyna się człowiek, a kończy bestia? Dlaczego morderstwa dokonywane przez filmowe wilkołaki są bardziej potworne niż zabójstwa, których sprawcami są ludzie? Dlaczego w hierarchii bytów zwierzęta zawsze waloryzowane są niżej niż ludzie? I gdzie w tym porządku jest miejsce dla zwierzęcoludzkich hybryd? Wobec rozważań Agambena można by uznać, że wilkołak jako istota łącząca w sobie dwie natury jest emanacją wewnętrznego podziału każdej jednostki na jej zwierzęcy i ludzki pierwiastek oraz symbolem ich współistnienia w ramach jednego mikrokosmosu. Tradycyjnie postrzegano człowieka jako pana wszelkiego stworzenia, do czego legitymizowało go błogosławieństwo Stwórcy: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28)14. Zwierzęta stały zatem znacznie niżej w hierarchii bytów, zajmując pozycję istot podległych ludziom pod każdym względem. Przewrót w takim postrzeganiu relacji człowiek – zwierzę przyniósł wiek XIX z jego rewolucyjnymi odkryciami. Koncepcja pochodzenia gatunku ludzkiego, zaproponowana przez Karola Darwina, nie tylko zanegowała wielowiekową kreacjonistyczną tradycję tłumaczenia genezy człowieka, ale przede wszystkim podważyła zasadność uprzywilejowanej pozycji homo sapiens w królestwie zwierząt15, do którego – jak się okazało – należy. Słowa człowiek i zwierzę zaczęły odnosić się tego samego desygnatu, co musiało budzić trwogę w świadomości ludzi przekonanych o wyższości własnego gatunku. Odkrycie Darwina zachwiało antropocentryczną postawą, ale – jak pokazał czas – nie wyeliminowało jej i wciąż uważa się człowieka za gatunek, któremu należy się władza nad całą przyrodą ożywioną i nieożywioną. Kolejny przewrót stanowiła teoria psychoanalizy, stworzona przez Zygmunta Freuda, a zakładająca istnienie bestii w głębi duszy człowieka16. Jak dowodzi Piotr Kowalski, kultura masowa bardzo chętnie wykorzystuje wizję człowieka jako istoty nieustannie zmagającej się z własnymi popędami, co owocuje kolejnymi trawestacjami motywu famme fatale, utrwalającymi przekonanie, że to seksualność jest główną siłą, zaprzeczającą naszemu człowieczeństwu, prowadzącą do bestialskich zbrodni17. Szablon ten został wykorzystany przez twórców filmu Zdjęcia Ginger. Tytułowa bohaterka, znajdując się na etapie odkrywania własnej seksualności, wskutek zarażenia18 likantropią odczuwa silny popęd płciowy, którego nie jest w stanie zahamować. Podczas zbliżenia seksualnego dziewczyna dotkliwie kaleczy swojego partnera, co komentuje po powrocie do domu w następujący sposób: „Myślałam, że mam ochotę na seks. A tak naprawdę chcę rozrywać na strzępy wszystko, co się rusza”. Zdanie to odwołuje się bezpośrednio do symbolicznej paralelności antropofagicznej konsumpcji i aktu erotycznego19. Naukowe osiągnięcia przełomu XIX i XX wieku zaowocowały wzrastająTamże. Tamże, s. 163-165. 18 Używam tego określenia w znaczeniu mataforycznym, mając na względzie okoliczności, w jakich Ginger zamieniła się w wilkołaka. 19 P. Kowalski, dz. cyt., rozdz. II i III. 16 Tamże. 14 Cytuję wg: Biblia Tysiąclecia, Poznań 1998. 15 P. Kowalski, Zwierzoczłekoupiory, wampiry i inne bestie. Krwiożercze potwory i erozja symbolicznej interpretacji, Kraków 2000, s. 137. 13 17 15 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 cym stopniem racjonalizacji zjawisk, które do tej pory tłumaczono odwołując się do argumentów uważanych dziś za irracjonalne. Nowe poglądy filozoficzne i rozwój nauk psychologicznych pozwoliły traktować wampiryzm czy wilkołactwo nie jako efekt działalności sił nieczystych, ale stan chorobowy, będący swego rodzaju zezwierzęceniem danej jednostki20. Zdaniem Ludwika Krzywickiego lekarzy, dokonując na nich brutalnych morderstw. Scena ta przedstawia konfrontację dwóch przeciwstawnych interpretacji nie tylko zjawiska wilkołactwa, ale świata w ogóle – lekarz uosabia przekonanie o możliwości racjonalnego wyjaśnienia każdego, nawet najbardziej niezrozumiałego, zjawiska, co w konfrontacji z rzeczywistością okazuje się objawem ludzkiego zadufania i nadmiaru pewności siebie. Przemiana Talbota zadaje kłam tezom głoszonym przez lekarza, a tym samym całej nauce, której bezsilność zostaje obnażona w niezwykle jaskrawy sposób. Celem twórców filmu nie było zapewne przedstawienie XIX-wiecznej rewolucji naukowej i światopoglądowej oraz dokonującego się na jej tle starcia starych i nowych idei, ale raczej oddziałanie na wyobraźnię współczesnego widza, przekonanego bezsprzecznie o wyższości myślenia racjonalnego i naukowego nad mitycznym oraz poddanie tego przekonania w wątpliwość. Jestem przekonana, że głęboko w człowieku zakorzeniona jest silna potrzeba obcowania z niewyjaśnionym, utwierdzania się w przeświadczeniu o istnieniu sił niepodlegających prawom nauki i niedających się wyjaśnić w jej kategoriach. Potrzebę tę zaś wykorzystują między innymi twórcy kina grozy, przedstawiając zjawiska niewytłumaczalne jako realnie istniejące. Trudno założyć, że widz wierzy w oglądane na ekranie historie, ale trzeba mieć świadomość, że podczas seansu podlega on doświadczeniu nierozróżnialności i „sklejenia” rzeczywistości filmowej i pozafilmowej, w wyniku którego z całą mocą przeżywa przedstawiane wydarzenia, angażuje się w nie emocjonalnie i wierzy w ich prawdziwość22, co zaspokaja jego potrzebę kontaktu z niewyjaśnionym i – jak mniemam – […] podczas szału dotknięty takim rozstrojem uczuciowym nie zdaje sobie sprawy z własnych postępków i że nawet w ciągu normalnego życia jest w większości przypadków […] istotą półidjotyczną, podatliwą na wszelką sugestję, podległą atakom epileptokształtnym. Taki obłąkaniec znajduje wyjaśnienie popędu, ujawniającego się w jego świadomości w pragnieniu krwi ludzkiej i, jak wszelkiej stany epileptyczne, odznaczającego się nieprzepartą siłą wewnętrzną, tylko w tem, iż jakieś zwierzę krwiożercze odzywa się w piersiach jego, że poprostu zostałw nie obrócony. Wilkołactwo jest przedewszystkiem chorobą osobowości, idącą w parze z epileptokształtnem wyładowaniem chuci krwiożerczej21. Do tych przekonań odwołują się twórcy filmu Wilkołak, w którym tytułowy bohater zostaje pojmany i umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, gdzie poddaje się go badaniom i okrutnej terapii, a następnie przedstawia na sympozjum jako przykład człowieka opętanego likantropijnym szałem. Grono lekarzy chce przekonać Talbota, jak i samych siebie, o tym, że – jak mówi jeden z doktorów – „likantropia jest chorobą umysłową”. Psychiatra wygłasza swoją mowę, stojąc plecami do pacjenta, który w tym samym czasie pod wpływem oddziaływania siły księżyca w pełni ulega potwornej metamorfozie, uwalnia się z pasów, którymi przywiązany został do krzesła i atakuje zebranych na sali Tamże, s. 145. L. Krzywicki, Ludożerstwo i wilkołactwo, [w:] tegoż, Studia socjologiczne, Warszawa 1923, s. 291-292. Zachowuję oryginalną pisownię. 20 J. Tokarska-Bakir, Obraz osobliwy. Hermeneutyczna lektura źródeł etnograficznych. Wielkie opowieści, Kraków 2000, s. 226-231. 21 22 16 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 pozostawia wrażenie niewystarczalności paradygmatów naukowych23 do opisu świata. Wiele produkcji filmowych przedstawia wizerunek wilkołaka jako istoty przewyższającej człowieka pod względem siły fizycznej, wytrzymałości, szybkości reakcji i odporności psychicznej. W obrazach tych likantrop nie jest już wynaturzonym potworem zagrażającym porządkowi społecznemu i zaprzeczającym wszelkim obowiązującym zasadom, ale zdaje się zajmować pozycję wyższą niż zwykły człowiek. Nie tylko waloryzacja postaci jest tu inna, tradycyjnie interpretowany wizerunek wilkołaka jest dość jednolity, realizuje pewien wpisany w masową wyobraźnię schemat, odwołuje się do długiej tradycji sięgającej romantycznej literatury grozy i powieści gotyckiej24. Podobnej homogeniczności przedstawień nie można przypisać futurystycznym trawestacjom motywu wilkołactwa – ich autorzy, odwołując się do znanych szablonów, próbują tworzyć nową jakość, racjonalizować zjawisko hybrydyczności likantropa, uprawdopodobniać je, a nawet ukazywać jako pożądane w kontekście postępu cywilizacyjnego. Racjonalizacja przyczyn zaistnienia zjawiska przemiany człowieka w zwierzę dokonuje się we współczesnej kinematografii w oparciu o różne paradygmaty – od mitycznych po naukowe. Underworld25: Ewolucja przedstawia pojawienie się wilkołaków w formie legendy o dwóch nieśmiertelnych braciach, z których jeden, ugryziony przez nietoperza, stał się przywódcą wampirów, natomiast drugi, ugryziony przez wilka, zapoczątkował ród Lyka- nów, czyli wilkołaków. W Underworld widz dowiaduje się, że ojciec braci był węgierskim możnowładcą, który okazał się jedynym człowiekiem, jaki przeżył zarazę pustoszącą kraj. Jego organizm zmienił wirus, czyniąc go nieśmiertelnym, a cecha ta przekazywana jest przez pokolenia w kodzie genetycznym jego potomków. Legenda otrzymuje zatem naukowe uzasadnienie i nabiera tym samym statusu historii prawdziwej. W Zmierzchu26 za wilkołactwo także odpowiada gen, którego pochodzenie nie jest jednak wyjaśnione. Najbardziej enigmatyczny w wyjaśnianiu genezy likantropii bohatera jest Wolverine27. Odbiorca dowiaduje się tylko, że cechą tą dysponują bracia, co również może sugerować jej dziedziczny charakter. Ważniejszy jest tu jednak fakt technologicznej ingerencji w przyrodzone właściwości bohatera, w którego szkielet wszczepiony zostaje pozyskany z meteorytów metal. Ingerencja ta czyni tytułowego bohatera niemal niezniszczalnym, a jedyną skuteczną przeciw niemu, bronią są naboje z tego samego metalu, jaki zastąpił jego tkanki. Można zatem mówić o dwóch poziomach mutacji bohatera – pierwsza dokonuje się w porządku natury, druga z kolei jest wynikiem technologicznej działalności człowieka. Mimo różnorodności ujęć, wszystkie opisane powyżej przypadki łączy fakt genetycznego przekazywania likantropii z pokolenia na pokolenie. Jest ona zatem cechą wrodzoną, a nie atakującym z zewnątrz zagrożeniem; człowiek rodzi się z tą właściwością, co pozwala mu nauczyć się z nią funkcjonować. Ponadto to sam wilkołak decyduje o tym, Mam tu na myśli nauki ścisłe. P. Kowalski, dz. cyt., s. 145-146 25 Underworld, 2003, reż. Len Wiseman; Uderworld 2: Ewolucja (Underworld: Evolution), 2006, reż. Len Wiseman; Underworld 3: Bunt Lykanów (Underworld: Rise of the Lycans), 2009, reż. Patrick Tatopoulos. 26 Zmierzch (Twilight), 2008, reż. Catherine Hardwicke; Saga Zmierzch: Księżyc w nowiu (Twilihgt Saga: The New Moon), 2009, reż. Chris Weitz; Saga Zmierzch: Zaćmienie (Twilihgt Saga: The Eclipse), 2010, reż. David Slade. 27 X-Men Geneza: Wolverine (X-Men Origins: Wolverine), 2009, reż. Gavin Hood. 23 24 17 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 kiedy zachodzi metamorfoza i jak długo pozostanie pod zmienioną postacią, co w znacznym stopniu musi zwiększać komfort jego życia. Jedynie w Zmierzchu wilkołaki przemieniają się pod wpływem gniewu, nad którym trudno im zapanować, co nie jest jednak niemożliwe. W realizacjach tych brak motywu wewnętrznej walki bohatera z likantropią, która stanowi wszak część jego osobowości. Młody likantrop z filmu Zmierzch: Księżyc w pełni stwierdza nawet, że to nie jest sposób życia, który można wybrać, ale coś, z czym przychodzi się na świat. Futurystyczne transpozycje motywu wilkołactwa przedstawiają odmieńców w świetle całkowicie innym, niż ich tradycyjne realizacje. Likantrop jest mutantem, organizmem genetycznie przekształconym28, a więc jego odmienność została zracjonalizowana i wpisana tym samym w porządek świata. Bez względu na fakt, czy mutacja jest efektem oddziaływania czynników zewnętrznych, jak wirus lub technologiczny eksperyment, czy też dokonała się na drodze ewolucji, czyni wilkołaka istotą przewyższającą człowieka pod wieloma względami. Likantrop jest tu bytem transgresyjnym, przekraczającym granice naturalnego porządku, ale w sposób, który nie rujnuje harmonii świata. Przeciwnie – jest produktem ewolucji lub zamierzonej działalności człowieka, co daje mu prawo do życia, jakiego odmawia się wilkołakowi-demonowi. Co więcej, nie jest on już zaprzeczeniem człowieczeństwa, ale w pewnym sensie jego rozwinięciem, stworzeniem ulepszonym o przymioty zwierzęce, ale nie pozbawionym przy tym cech ludzkich. Można zaryzykować wobec tego twierdzenie, że likantrop (szczególnie w Zmierzchu i Wolverinie) stanowi w tym kontekście ziszczenie marzeń człowieka o ulepszeniu własnego ciała. Tradycyjny sposób postrzegania człowieka jako przeciwieństwa zwierzęcia ma bardzo długą tradycję, sięgającą starożytności. Koncepcję humanizmu jako kształtowania człowieka, dokonywania wyborów zbliżających go do ideału, stworzyli starożytni Rzymianie, dla których symbolem zezwierzęcenia zagrażającemu ich człowieczeństwu były areny cyrkowe, uosabiające świat barbarzyński (a zatem nieludzki). Dobrowolne uczestniczenie w igrzyskach oznaczało świadome wystawianie się na ryzyko podległości temu, co bestialskie, a dopiero przetrwanie igrzysk bez naruszenia ideałów humanistycznych pozwalało nazywać siebie arystokratą ducha. Zezwierzęcenie stanowi zatem warunek sine qua non humanizmu, który nie może istnieć bez barbarzyństwa29. Kategorie te uległy zmianie w XIX wieku w wyniku odkryć Darwina i Freuda, a w dalszej perspektywie zweryfikowała je współczesna nauka, której szybki rozwój doprowadził do nastania epoki antropotechniki. Ta z kolei otworzyła możliwość kształtowania człowieka przy wykorzystaniu osiągnięć genetyki i technologii, a nie tylko pedagogiki30. Rozwój nauki umożliwia tworzenie m.in. doskonałych protez kończyn oraz ingerencję w genom człowieka tak, aby kształtować go według własnego upodobania31, co stawia człowieka w nowej, nieznanej mu dotąd roli. Sytuacja ta budzi szereg lęków wobec nieznanego, a z drugiej strony również pokus pobudzanych przez uświadomienie sobie własnych możliwości wpływania na naturę. Podstawowym problemem poruszanym w kontekście szybkiego rozwoju nauk biologicznych jest niebezE. Bendyk, Człowiek-tytan, „Krytyka Polityczna” 2008, nr 15, s. 141. 30 Tamże. 31 Tamże, s. 140. 29 K. Walc, Mutant, [w:] Słownik literatury popularnej, red. T. Żabski, Wrocław 2006, s. 400. 28 18 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 pieczeństwo stosowania selekcji jednostek pod względem cech pożądanych bądź nie, co mogłoby prowadzić do nadużyć i dyskryminacji. Pojawiają się wobec tego wątpliwości natury etycznej i pytania o kompetencje człowieka: na jakiej podstawie przywłaszcza on sobie prawo do kreowania świata, które do tej pory przynależało wyłącznie siłom natury i Bogu? Scenariusz udoskonalenia człowieka poprzez ingerencję technologii realizuje Wolverine. Trzeba jednak zadać pytanie, czy żyjący już ponad sto lat wilkołak może być uważany za człowieka? Eksperymentowi poddaje się wszak istotę, która znacznie przewyższa człowieka pod względem fizycznym. Okazuje się zatem, że zachłanność ludzi dążących do osiągnięcia ideału nie zna granic. Nie wystarczają już zdolności nadnaturalne (słowo to może budzić wątpliwości w kontekście ich przyrodzonego charakteru) Wolverine’a, dlatego poddaje się go dodatkowemu zabiegowi ulepszającemu, czyniąc go tym samym niezniszczalną maszyną, hybrydą człowieka, zwierzęcia i robota. Wolverine staje się zatem bytem balansującym na granicy nie dwóch, ale trzech światów. W wyniku zachodzących w ostatnich dekadach przemian cywilizacyjnych obok dotychczas istniejących porządków natury i kultury pojawił się bowiem trzeci – porządek technologii. Można go wprawdzie traktować jako przynależący do świata kultury, ale coraz częściej werbalizowane są obawy o jego autonomizację i wymknięcie się spod kontroli człowieka32. Wobec troistości natury Wolverine’a komplikacji ulega problem jego tożsamości. O ile klasyfikacja wilkołaka, stworzenia o naturze dychotomicznej, była trudna, ale możliwa, po- nieważ odwoływała się do systemu wierzeń ludowych zakładających istnienie świata nadrealnego, do którego można było włączyć likantropa, to do nazwania bohatera filmu demonem brakuje podstaw. Nie można również przyjąć, że jest cyborgiem, ponieważ obok cech typowych dla człowieka i robota posiada jeszcze cechy zwierzęce. Natomiast nazwanie go mutantem nie oddaje w pełni złożoności jego osoby. Problem ten wydaje się nierozstrzygalny, ale sam fakt, że istota taka funkcjonuje w masowej wyobraźni, daje obraz wiary w kreacjonistyczne możliwości człowieka. Biorąc pod uwagę kompensacyjną funkcję kina33 można upatrywać w filmach o wilkołakach-nadludziach próby zaspokojenia dążenia do doskonałości. Wobec rozwoju nauki nie można wykluczyć scenariusza, w którym nie tylko technika, ale także eksperymenty genetyczne pozwolą ulepszać człowieka o pewne pożądane z różnych względów cechy zwierzęce. Znane są przypadki ludzi pragnących upodobnić się do zwierząt, jak choćby człowiek-jaguar czy człowiek-jaszczurka. Oczywiście nie korzystają oni jeszcze z osiągnięć genetyki, ale poddają się operacjom plastycznym, tatuują ciało we wzory imitujące umaszczenie zwierzęcia, z jakim się utożsamiają i decydują się na wszczepianie implantów pazurów, kłów czy łuków brwiowych. Wilkołaki przedstawione w cyklu Zmierzch zdają się być kolejnym stadium takich przemian i uosobieniem ostatecznego celu metamorfoz podejmowanych przez ludzi chcących przekroczyć międzygatunkowe granice. Są one bowiem zdolne całkowicie zmienić swój wygląd i usposobienie dosłownie zamieniając się w zwierzęta, będąc przy tym doskonalszymi zarówno od przeciętnego człowieka, jak i wilka. G. Skonieczko, Metamorfozy człowieczeństwa. Obrazy kryzysu tożsamości w filmach science fiction lat 90., [w:] Na rubieżach ponowoczesności. Szkice o filmie współczesnym, red. K. Klejsa i G. Skonieczko, Kraków 2000, s. 182. 32 J. Storey, Studia kulturowe i badania kultury popularnej. Teorie i metody, przeł. J. Barański, Kraków 2003, s. 68-69. 33 19 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Jako ludzie są oni bowiem nadzwyczaj sprawni fizycznie i odporni na niskie temperatury, zaś jako wilki wykazują się znacznie większymi rozmiarami i prędkością, aniżeli zwyczajny canis lupus. Wizerunek wilkołaka, mimo upływu czasu i niezwykle szybkiego tempa przemian cywilizacyjnych i światopoglądowych ostatniego wieku, funkcjonuje w zbiorowej wyobraźni niemal od początku istnienia kultury, niezmiennie uosabiając ludzkie lęki. W najnowszych czasach zyskał jednak nową funkcję, stał się bowiem emanacją ludzkich marzeń o doskonałości i przekraczaniu granic gatunkowych, granic natury. Wyraża tym samym wiarę w możliwość dokonania takiej transgresji i zapanowania tym samym nad całym stworzeniem już nie z nadania Stwórcy, ale w wyniku poznania najbardziej podstawowych praw rządzących przyrodą. Summary This article shows the problem of the image of the werewolf in movies after year 2000. The author compares traditional and futuristic presentation of this daemon and tries to follow the direction of changes in showing a werewolf in the culture of 21th century. There is emphasized importance of Freud’s discover to culture and what has it changed in the perception of human in relation to the world of animals in the article. There are also included the latest philosophical and scientific concepts and their repercussions in shaping the image of modern man. On this basis it is possible to reconstruct changes in the human world view and answer the question about the human condition, desires and fears of people today. 20 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 autorem do końca jeszcze niepoznanym. Nowe pokolenie badaczy odkrywa, że dzieła romantyka dają się odczytać jako teksty postmodernistyczne, postironiczne2, a nawet genderowe. Zauważają oni, jak duży problem stanowi to, że na Słowackiego spogląda się zwykle stereotypowo i bezrefleksyjnie, i próbują pokazać, iż ironia – tak ważna u tego poety – sprawia, że staje się on twórcą nowoczesnym. Olga Taranek pisze: Aleksandra SZWAGRZYK Czy romantyzm to nowoczesność? J eszcze kilkadziesiąt lat temu sformułowanie „romantyzm i nowoczesność” byłoby rozumiane tylko jako pusty frazes. Dziś jednak coraz częściej badacze próbują udowodnić, że romantyzm stanowi projekt kulturowy o nowoczesnym charakterze. Najistotniejszą publikacją traktującą o nowoczesności romantyzmu jest obecnie Romantyzm i nowoczesność1. W tomie tym autorzy pokazują między innymi, jak silnie myśl współczesna zakorzeniona jest w romantyzmie, udowadniają także, że epokę tę można badać metodami, które wytworzyła nowoczesność właśnie. W swojej krótkiej rozprawie spróbuję dokonać rekonesansu „nowoczesności romantyzmu”; przedstawione i pokrótce ocenione zostaną najważniejsze stanowiska badawcze. Kwestię nowoczesności romantyzmu podejmują współcześnie tacy badacze, jak: Maria Janion, Marta Piwińska, Agata Bielik-Robson, Olga Taranek, Michał Kuziak, Jakub Momro, Magdalena Siwiec czy Magdalena Saganiak. W polu zainteresowań tych naukowców znajduje się zwykle twórczość dwóch największych polskich romantyków: Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. U obu poetów bowiem najsilniej uwidacznia się to, co można by dziś określić mianem tropów nowoczesności. Mnie jednak w dużo większym stopniu interesuje Słowacki, którego uważam za swego rodzaju patrona nowoczesności, a być może nawet i postmodernizmu (co sugerują liczni badacze, choć teza ta jest bardzo dyskusyjna) w Polsce. Mimo obfitości tekstów dotyczących zarówno twórczości, jak i biografii Słowackiego, pozostaje on wciąż Wielość portretów autora Beniowskiego okazuje się bowiem nieskończona, zaś lektura jego twarzy, stereotypowo utrwalonych w popularnych obiegach, to nic innego jak świadectwo romantycznej „permanentnej parabazy”3. Ta sama badaczka zauważa także, że stereotypowe ujęcie polskiego romantyzmu to skupienie się na kwestiach narodowowyzwoleńczych oraz na przejawach uczuciowej egzaltacji. Błędnie interpretuje się literaturę epoki jako wynik „transcendentalnego” natchnienia4. Taranek proponuje czytelnikom próbę nowoczesnego odczytywania epoki Słowackiego. Jej propozycja, podobnie jak ta sformułowana przez Agatę Bielik-Robson czy Magdalenę Saganiak, Termin pojawia się u Przemysława Czaplińskiego – zob. P. Czapliński, Ślady przełomu. O prozie polskiej 1976-1996, Kraków 1997. 3 O. Taranek, „Kapłanka zbożna ironia”. Współczesny romantyzm w świetle kulturowej teorii stereotypu, [w:] Kody kultury. Interakcja, transformacja, synergia, red. H. Kubicka i O. Taranek, Wrocław 2009, s. 401. 4 Por.: „I tak najczęściej synergią podstawowych składników polskiego kodu romantycznego jest z jednej strony jego ujęcie narodowowyzwoleńcze, z drugiej zaś – widoczna staje się tendencja do traktowania romantyzmu jako przejawu uczuciowej egzaltacji oraz, co istotniejsze, pojmowania literatury tamtego okresu jako wyniku »transcendentalnego« natchnienia. Społeczne upowszechnienie tych kilku stereotypów pokutuje wciąż, niestety, w polskim współczesnym literaturoznawstwie i powoduje, że ryzykowne a posteriori wydają się ponowoczesne odczytania naszej literatury romantycznej. Ponowoczesny staje się jednak Juliusz Słowacki” – O. Taranek, dz. cyt., s. 400. 2 Romantyzm i nowoczesność, red. M. Kuziak, Kraków 2009. 1 21 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 są wielce zasadne. Dowodem na to niech będą wymieniane już postironiczne czy genderowe odczytania dzieł, a także, bardziej szczegółowo, próba postmodernistycznej lektury poematów dygresyjnych Słowackiego. Kolejnym stereotypem, który należy obalić jest irracjonalność romantyzmu. Bielik-Robson w książce Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia pisze: nergią wielu elementów, głównie tych pochodzących z epoki, obnaża stereotypowość, epoka porzuca swoją naiwność7. Olga Taranek trafnie zauważa: Kod ironiczny, szczególnie w swoich współczesnych realizacjach, rozumiany być może jako synergia stereotypowo utrwalonego kodu romantycznego8. W romantyzmie i nowoczesności w podobny sposób kreowany jest podmiot. Staje się on instancją najwyższą, która może kształtować samą siebie, ale i otaczający świat. Tym, co sprawia, że podmiot możemy zdefiniować jako taki, są dwie jego naczelne właściwości: świadomość i działanie. Sprawiają one, że przedmioty mogą istnieć bądź nie. Jednak najważniejsze dla podmiotu jest „działanie względem samego siebie”9. Magdalena Saganiak mówi: Romantyzm doskonale radzi sobie z kondycją rozczarowania, jest wręcz od początku powołany do jej znoszenia. […] Bez rozczarowań nie ma […] poznania: romantyzm, jak najdalszy od tego, by ucieleśniać ze sobą szalony irracjonalizm, jest w istocie racjonalnością wyższego rzędu, głęboko świadomą pozytywnej roli, jaką odgrywa doświadczenie klęski wielkich projektów5. Romantyzm zatem jest epoką, której wyjątkowo bliskie stało się poznanie. Poznanie to można by nazwać także rozpoznaniem, następuje ono bowiem dzięki obaleniu dawnych mitów i stereotypów. Autorka zauważa, że epoka Słowackiego należy do nowoczesności, ponieważ dominuje w niej świadomość klęski wielkich projektów. Bliski temu wszystkiemu zdaje się być postmodernizm jako kondycja wyczerpania i zmęczenia dawnymi projektami, a równocześnie gra nimi. Romantyzm także jest grą – dowód na to stanowi chociażby tak ważna rola ironii romantycznej.6 Staje się ona połączeniem, sy- Określając tę rzecz inaczej, możemy powiedzieć, że j ed ną z n a j wa ż ni e jsz ych sf e r dzia ła ń p od m io tu są d e cyzj e k sz ta łtu j ą ce p o dm i o to w ość [ … ] 10. Bielik-Robson zauważa inną istotną rolę podmiotu. Według tej autorlania się autora z dzieła, oznacza pozbawienie tego dzieła suwerenności” – W. Szturc, Ironia romantyczna. Pojęcie, granice, poetyka, Warszawa 1992, s. 74-75. 7 Por. z definicją Umberto Eco: „Pojawia się on [postmodernizm – przyp. A. S.] w momencie, gdy epoka porzuca naiwność, rozpoznając samą siebie. Od tej chwili epoka traci swą niewinność i może iść dalej tylko dzięki cytatowi, »metajęzykowej grze« i maskaradzie” – cyt. za: B. Baran, Postmodernizm, Kraków 1992, s. 164. 8 O. Taranek, dz. cyt., s. 409. 9 Por.: „Istotą podmiotu […] jest świadomość i działanie, które często ma charakter twórczy, to znaczy doprowadza do zaistnienia przedmioty i stany rzeczy (lub zapobiega ich istnieniu), jakie bez tego podmiotu by nie zaistniały. Jedną z najważniejszych sfer działań podmiotu okazuje się działanie względem samego siebie […] – M. Saganiak, Człowiek i doświadczenie wewnętrzne. Późna twórczość Mickiewicza i Słowackiego, Warszawa 2009, s. 87. 10 Tamże. A. Bielik-Robson, Duch powierzchni. Rewizja romantyczna i filozofia, Kraków 2004, s. 44. 6 Por.: „Ironia romantyczna jest sposobem tworzenia, który wykorzystuje dialektykę przeciwieństw lub formę paradoksu użytą dla przybliżenia lub określenia zasadniczej sprzeczności bytu rozdzielonego na idealne i realne. Sposób ten ujawnia się w dziele poprzez programowy dystans autora do jego kreacji, plątanie wątków i postaci w celu obnażenia powikłań świata, wykorzystanie niepowagi i komizmu w celu deziluzji świata przedstawionego. Przybiera często postać »pisania o pisaniu«, a zgodnie z zasadą »permanentnej parabazy«, czyli wychy5 22 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 ki podmiot służył w epoce „obronie przed światem odczarowanym”. Obronie służyła subiektywność podmiotu, czyli to, co Saganiak nazwała kształtowaniem podmiotowości. Podmiot zdolny jest do „zaczarowania świata na powrót”, posiada wielką moc kreacyjną, która objawia się właśnie w tym, że stwarza sam siebie, co widoczne jest zwłaszcza w ironii romantycznej. Kategoria Webera, z której zwykle korzystają postmoderniści, służy do opisywania świata romantyków. Bielik-Robson pisze o tym dokładnie w ten sposób: że świadomość romantyczna jest „świadomością opóźnienia”. Romantycy, tak samo jak i współcześni, mają dojmujące wrażenie, że nie mogą już stworzyć niczego nowego, że repertuar rzeczy istotnych dawno już się wyczerpał. Jednostka zostaje przygnieciona przez kulturę i historię: Dla Blooma świadomość romantyczna jest więc przede wszystkim świadomością opóźnienia; poczuciem, że pojawiliśmy się za późno, by jeszcze dokonać czegoś nowego; że wszystko, co istotne, zostało już uczynione; że nie ma dla nas nic do zrobienia. Wpływ, który w świecie magicznym mógł być jeszcze dobroczynny, teraz staje się wyłącznie zagrożeniem: przejawia się w nim potęga historii i niezrównany splendor kultury, któremu jednostka nie potrafi przeciwstawić nic swojego13. Dla romantyzmu podmiot to instancja, która służy obronie przed światem odczarowanym, stawia opór wobec postępu redukcji. […] Subiektywność to głęboko uwewnętrzniona, zmagająca się ze stłumieniem, strategia obronna przeciw panującej hegemonii redukcjonizmu. Podmiot zatem to, negatywnie rzecz biorąc, rodzaj bytu niezdolny do bycia w świecie skrajnie odczarowanym – oraz, pozytywnie rzecz ujmując, byt obdarzony wolą romantyzacji, zdolny do aktywnego zaczarowania świata na powrót11. Na sam koniec stwierdzić możemy, że tym, co niezaprzeczalnie łączy romantyzm i nowoczesność, jest podleganie wpływom. Romantyk i człowiek nowoczesny podlegają im, nawet jeśli się ich boją lub udają, że one nie istnieją, a ich wytwory są dziełami autonomicznymi. „Lęk przed wpływem” Blooma to uczucie, które nieustannie towarzyszy twórcom: Druga – obok podmiotowości – kategoria istotna dla romantyków to „doświadczenie wewnętrzne”. Wiąże się ono ściśle z podmiotowością, gdyż stanowi ono, cytując Saganiak, „doświadczenie siebie”. Doświadczając siebie, romantyk zaczyna pojmować własną osobę jako jednostkę czującą, posiadającą świadomość12. Takie doświadczenie, mające swoje podwaliny w epoce Słowackiego, stało się jednym z głównych założeń pisarstwa nowoczesnego, co doskonale widać w twórczości takich autorów jak Manuela Gretkowska, Michał Witkowski czy Justyna Bargielska. Kolejnym dowód powinowactwa romantyzmu i nowoczesności wynika z tez Harolda Blooma. Badacz zauważył, Świadomość romantyczna ma więc strukturę dynamiczną, której istotą jest freudowski konflikt wewnętrzny: jest złożeniem fałszywej samowiedzy, deklarującej własną autonomię i tym samym wypierającej się wszelkich zależności, ze spychaną w głąb tego, co nieświadome, prawdą o podleganiu wpływowi. Źródłem oporu przed wydobyciem na jaw owej prawdy jest lęk: towarzyszący każdej twórczej indywidualności, przemożny lęk przed wpływem14. Czy romantyzm to nowoczesność? Tak naprawdę trudno o ostateczną odpowiedź na tak postawione pytanie. Nie wolno jednak zapominać o przedstawionych w tym szkicu powinowactwach między tymi formacjami, a także o tym, że romantyzm najsilniej A. Bielik-Robson, dz. cyt., s. 53. Por.: „W dobie romantyzmu doświadczenie wewnętrzne to »doświadczenie siebie«. Jednak nie siebie jako ciała, lecz siebie jako tego, kto myśli odczuwa, ma świadomość” – M. Saganiak, dz. cyt., s. 21. 11 12 13 14 23 A. Bielik-Robson, dz. cyt., s. 272. Tamże, s. 267. D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 ze wszystkich epok wpłynął na nowoczesność. Być może właśnie dzięki temu wolno uznawać go za jej integralną część. Summary This article says about romanticism as cultural project with modern character. The author shows that we can explore romanticism using modern and postmodern methods (e.g. queer or gender theories). The article presents and evaluates the most important research positions (A. Bielik-Robson, M. Saganiak and H. Bloom) related with ’modernizing’ romanticism. 24 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Powyższe założenie nie oznacza jednak, że każdy czytelnik może dowolnie interpretować dane dzieło. Nie jest tak, ponieważ każdy z nas jest ograniczony właśnie owymi normami czytania narzucanymi mu przez „wspólnoty interpretacyjne”, do których należy. „Wspólnoty interpretacyjnej” Fish nie pojmuje jako grupy osób, która arbitralnie ustala pewne normy czytania tekstów, lecz raczej jako zespół pewnych przeświadczeń kulturowych (uświadamianych bądź nie), które wpływają na sposób postrzegania rzeczywistości przez członków danej wspólnoty. Nie chodzi więc o to, że ktoś – jakiś autorytet bądź instytucja – wprost dyktuje nam, jak mamy interpretować. To raczej pewne przekonania kulturowe, nad którymi nikt w pełni nie panuje i które są wynikiem długiej tradycji oraz przekształceń w jej obrębie, wpływają na nasze postrzeganie dzieł literackich. W ten sposób Fish stara się połączyć subiektywizm z obiektywizmem. To znaczy, interpretacje są subiektywne w tym sensie, że nie wynikają z esencjalnych cech samego dzieła, lecz raczej z norm danej „wspólnoty interpretacyjnej”2, są one jednak również w pewnym sensie obiektywne, ponieważ są intersubiektywne i żaden czytelnik nie jest w stanie sam, arbitralnie, ustalać reguł interpretacji danego dzieła literackiego3. Fish nie odcina też drogi dla dialogu między czytelnikiem a autorem Tomasz MARKIEWKA Neopragmatyzm i interpretacja N adal istnieje wiele nieporozumień na temat stosunku neopragmatystów do kwestii interpretacji. Wciąż pokutuje opinia, że myśliciele tacy jak Richard Rorty czy Stanley Fish uważają, iż czytelnik ma całkowitą dowolność w interpretowaniu dzieła literackiego, nadal twierdzi się często, że myśliciele ci stoją na stanowisku relatywistycznym i subiektywistycznym. Chcę przede wszystkim pokazać, że tego typu stwierdzenia nie są prawdą. Być może lepiej będzie zrozumieć neopragmatystyczne podejście do tematu interpretacji, jeśli zarysuje się jego filozoficzne tło i wskaże na zależności między nim a neopragmatystyczną teorią interpretacji. Najpierw opiszę więc pokrótce teoretycznoliterackie podejście Stanleya Fisha, a następnie pokażę podobieństwa między nim a filozofią Richarda Rorty’ego. Główne założenie teorii Fisha przedstawia się następująco: Dzieło literackie samo w sobie nie posiada żadnego określonego znaczenia, nie ma w nim żadnych obiektywnych sensów, które byłyby niezależne od kontekstu, w jakim je umieścimy (jest to przede wszystkim polemika ze strukturalizmem oraz New Criticism). Jak powiada Fish, na naszą interpretacją wpływają pewne kulturowe normy: mają bezpośrednie przełożenie na jego rozumienie dzieła literackiego. 2 Zob. tenże, Zmiana, przeł. K. Abriszewski, [w:] tamże, s. 251. 3 „[…] znaczenia są z a r ó w n o [podkr. aut.] subiektywne, jak i obiektywne: są subiektywne, ponieważ stanowią cześć partykularnego punktu widzenia, a przez to nie są uniwersalne. Są one jednak także obiektywne, ponieważ punkt widzenia, dzięki któremu powstają, jest publiczny i skonwencjonalizowany, nie zaś indywidualny i unikalny” – tenże, Jak rozpoznać wiersz, gdy się go widzi, przeł. A. Grzeliński, [w:] tamże, s. 96. […] normy te nie są osadzone w języku (gdzie mogłyby one być odczytane przez każdego, kto patrzy wystarczająco jasnym, tzn. nieuprzedzonym okiem), lecz w strukturze instytucjonalnej, w obrębie której słyszy się wyrażenia jako już zorganizowane ze względu na pewne przyjmowane cele i zamiary1. S. Fish, Czy na tych ćwiczeniach jest tekst?, przeł. A. Szahaj, [w:] tegoż, Interpretacja, retoryka, polityka, Kraków 2007, s. 63. We fragmencie tym Fish pisze co prawda nie o dziele literackim, lecz o języku, jednakże poglądy Fisha na język 1 25 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 dzieła, skoro bowiem to, jak postrzegamy dzieło, wynika z faktu należenia do danej „wspólnoty interpretacyjnej”, to jeżeli tylko czytelnik należy do tej samej wspólnoty co autor, jest w stanie (a nawet jest zmuszony) rozumieć dane dzieło do pewnego stopnia tak samo jak jego twórca. Należy tu zaznaczyć, że Fish definiuje „wspólnoty interpretacyjne” w taki sposób, z którego wynika, że każdy z nas należy do sporej ich liczby i zawsze, lub niemal zawsze, znajdą się takie wspólnoty, których członkami są zarówno autor dzieła, jak i jego czytelnik. Im więcej takich współ-wspólnot dla czytelnika i autora, tym szersza płaszczyzna porozumienia między nimi. Nie mamy więc w przypadku Fisha do czynienia z radykalnie poststrukturalistycznym (w stylu niektórych tekstów Rolanda Barthes’a) poglądem o tym, że intencja autora nie ma (lub nie powinna mieć) żadnego wpływu na naszą interpretację. Filozoficzną podstawę dla tej teorii stanowi oczywiście filozofia pragmatystyczna. Ale należy być tutaj ostrożnym i zastanowić się najpierw nad tym, co rozumiemy przez termin „pragmatyzm”. Za twórcę tego nurtu uważa się Charlesa S. Peirce’a, zaś za największego rzecznika idei pragmatyzmu i jego najpopularniejszego przedstawiciela we wczesnej fazie rozwoju uchodzi William James. I choć James powoływał się często na Peirce’a, to różnili się oni znacząco w swoich poglądach. Przede wszystkim Peirce, w przeciwieństwie do Jamesa, uznawał istnienie obiektywnej, niezależnej od poznającej ją osoby, rzeczywistości, a także twierdził, że prawda nie jest czymś subiektywnym. Bardziej zbliżone poglądy do Jamesa miał John Dewey, inny przedstawiciel pragmatyzmu. W kontekście tematu interpretacji szczególnie ważna jest jednak postać Richarda Rorty’ego, który w pewnym sensie odnowił tradycję pragmatyzmu (ale zdecydowanie bar- dziej tę spod znaku Jamesa i Deweya niż Peirce’a) i którego nazywa się już raczej neopragmatystą niż pragmatystą (chociaż on sam używał obu tych nazw). Rorty nie raz z aprobatą wyrażał się o Fishu i wskazywał na podobieństwa między własną filozofią a poglądami jego rodaka (obaj są Amerykanami). Choć tutaj należy być ostrożnym, ponieważ Rorty miał tendencję do tego, żeby przedstawiać pomysły innych badaczy w taki sposób, jak gdyby zgadzały się one z jego własnymi poglądami, co często spotykało się ze sprzeciwem samych zainteresowanych (np. tego typu sytuacja miała miejsce w odniesieniu do Jacques’a Derridy oraz Donalda Davidsona). Nie można więc zbyt pochopnie zgadzać się na wszystko, co Rorty pisze o Fishu. Jednakże w tym akurat przypadku doszukiwanie się analogii wydaje się być jak najbardziej zasadne. Ograniczę się do przedstawienia tylko podstawowych podobieństw, jakie zachodzą miedzy stanowiskami tych dwu myślicieli. Antyreprezentacjonizm. Jest to pogląd z dziedziny epistemologii sprzeciwiający się tezie, że nasz język odzwierciedla w sposób bezpośredni czy też obiektywny rzeczywistość. Na przykład według Rorty’ego teorie naukowe nie tyle opisują to, jaki świat naprawdę jest, co raczej dostarczają użytecznych narzędzi do radzenia sobie z pewnymi jego aspektami. Przy czym Rorty’emu nie chodzi o to, że „na zewnątrz”, poza naszym językiem, nie ma żadnej rzeczywistości, lecz raczej o to, iż nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jaki jest świat „sam w sobie”, niezależnie od tego, jak go postrzegamy, ponieważ, według amerykańskiego filozofa, mamy dostęp do rzeczywistości tylko za pośrednictwem naszego języka, czy szerzej – naszej kultury. Ten pogląd wiąże się z tezą Fisha, iż interpretacja tekstu zawsze jest uzależniona od tego, do jakiej „wspólnoty interpretacyjnej” należy jego 26 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 czytelnik – nie mamy tym samym dostępu do tekstu samego w sobie, do takiej jego wersji, która nie byłaby przefiltrowana przez nasze kulturowo uwarunkowane oczekiwania czy też sposoby interpretowania. Antyesencjalizm. Jest to pogląd mówiący, że rzeczywistość oraz rzeczy w niej obecne nie mają żadnej wewnętrznej istoty, która przysługiwałaby im z natury. Jego zwolennicy, tacy jak Rorty, sprzeciwiają się rozróżnieniu wprowadzonemu przez Arystotelesa na cechy, które przysługują bytom w sposób istotny, nierelacyjny, oraz takie, które przysługują im w sposób akcydentalny. Takie podejście do spraw związanych z ontologią łączy się z poglądem Fisha mówiącym, iż teksty nie posiadają żadnych sensów, które przysługiwałyby im w sposób trwały i obiektywny, niezależny od kontekstu, w jakim je umieścimy. W odniesieniu do tekstów oba wymienione stanowiska (antyreprezentacjonizm oraz antyesencjalizm) wydają się mieć bliźniacze konsekwencje – znaczenie tekstu jest determinowane przez jego kontekst. Z tym, że pierwsze z tych stanowisk dotyczy kwestii epistemologicznych, a drugie – ontologicznych. Zdaje się, że w odniesieniu do rzeczywistości różnica między tymi dwoma poglądami jest lepiej widoczna, można bowiem twierdzić, że świat (czy też byty się w nim znajdujące) ma jakieś niezmienne właściwości (czyli być esencjalistą), a jednocześnie obstawać przy tym, że my do tego świata mamy dostęp tylko za pośrednictwem kultury, która zawsze będzie uniemożliwiać w pełni adekwatne jego oddanie (czyli stać na stanowisku antyreprezentacjonistycznym). Niezgoda na nazywanie pragmatyzmu relatywizmem. Rorty często podkreśla, że pragmatysta, odrzucając wszelką epistemologię, odrzuca również epistemologię relatywistyczną. Amerykański filozof krytykuje też poglądy, któ- re nazywa „głupim relatywizmem”. Uważa on, że od stwierdzenia, iż nie ma żadnych sądów, które odzwierciedlałyby w sposób w pełni adekwatny i niezakłócony rzeczywistość, do twierdzenia, że wszystkie sądy są równie dobre – droga daleka4. Przyznaje się on do relatywizmu filozoficznego, czyli do przekonania, że nie istnieje kryterium, które pozwoliłoby nam rozstrzygnąć, która filozofia dostarcza najsłuszniejszą wizję świata, taką, na której moglibyśmy osadzić nasze działania, która służyłaby do ich uzasadnieni (odrzuca np. Rorty założenie, że na gruncie filozofii da się wykazać wyższość demokracji nad innymi systemami politycznymi – daje się co najwyżej pokazać dowody empiryczne, odwołujące się do naszych doświadczeń). Według Rorty’ego fakt, iż nie potrafimy dostarczyć filozoficznego (czyli uniwersalnego, ponadkulturowego, ahistorycznego) ugruntowania dla naszych poglądów, nie oznacza, że nie jesteśmy w stanie ustalić pewnych w miarę stabilnych i intersubiektywnych reguł przyjmowania lub odrzucania danych sądów, teorii czy przekonań. Wydaje mi się, że pragmatyści powinni ciągle powtarzać, że nieistnienie absolutu, o którym marzyli Platon, Kant i ortodoksyjni teiści, nie oznacza, że wszystkie poglądy są sobie równe. Nie znaczy to wcale, że teraz już wszystko jest arbitralne i ma swoje źródło w woli mocy albo czymś na ten kształt. Powinniśmy to w kółko powtarzać5. Rorty pisze, że krytyka esencjalizmu i reprezentacjonizmu „wywołała, niestety, rodzaj głupiego relatywizmu, zgodnie z którym poglądy przewrażliwionych mistyków na temat grudek [tj. na temat faktów dotyczących rzeczywistości i badanych zazwyczaj przez nauki przyrodnicze – przyp. T. M.] stoją poniekąd »na równi« z poglądami profesorów chemii (jak u Feyerabenda) albo że oparte na swobodnych skojarzeniach interpretacje tekstów »stoją na równi« ze zwykłymi analizami historycznymi lub filologicznymi” – R. Rorty, Obiektywizm, relatywizm i prawda, przeł. J. Margański, Warszawa 1999, s. 135. 5 R. Rorty, Osobne światy czy osobne słowa? (wywiad przeprowadzony przez E.P. Ragga), [w:] 4 27 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Kryteriów dla wyboru między różnymi poglądami ma dostarczać nie tyle sama rzeczywistość sama w sobie lub jakaś filozofia, co raczej nasza tradycja, kultura lub wypracowane w dialogu społecznym sposoby postępowania. Ta próba połączenia względnego obiektywizmu i antyesencjalizmu znowu ma swój odpowiednik w koncepcji Fisha, który próbuje, jak to było wyżej wspomniane, umieścić swoje pomysły poza opozycją subiektywizmu i obiektywizmu. Inną cechą charakteryzującą zarówno poglądy Fisha, jak i Rorty’ego jest ich przekonacie, że tezy, które głoszą, mają konsekwencje bardziej filozoficzne czy teoretyczne niż praktyczne. Mamy wszystko to, co zawsze mieliśmy – teksty, wzorce, normy, kryteria osądzania, tradycje krytyczne (critical histories), itp. Możemy przekonać innych, że się mylą, argumentować, iż jedna interpretacja jest lepsza niż inne, przywoływać świadectwa na poparcie interpretacji, które preferujemy; chodzi jedynie o to, że robimy to wszystko wewnątrz zbioru instytucjonalnych założeń, które same mogą stać się przedmiotem dyskusji8. Stąd też neopragmatyści przyjmują często pewne rozróżnienia swoich przeciwników, uważając je za pożyteczne, tylko inaczej je uzasadniają. Rorty, który też wypowiadał się czasem na temat problemu interpretacji w literaturoznawstwie9, stwierdza na przykład w jednym ze swoich tekstów, że nie sprzeciwia się rozróżnieniu Erica Hirscha na znaczenie dzieła (te elementy semantyczne w dziele literackim, które są stałe, niezmienne) oraz jego sens (to, co w dziele zmienne, zależne od kontekstu, w jakim się je umieści), z tym, że on inaczej uzasadniałby ten podział. Rorty nie odwoływałby się do jakichś esencjalnych cech samego tekstu, a raczej byłby skłonny uważać, że obiektywność i niezmienność sensu dzieła bierze się z pewnego konsensusu kulturowego10. Oczywiście, należałoby się przy omawianiu nastawienia pragmatystycznego do interpretacji zastanowić też nad tym, czy rację mają Fish i Rorty, gdy twierdzą, że ich postawa nie wiąże się z relatywizmem i subiektywizmem. Czy rzeczywiście głoszenie tezy, że w dziele literackim nie ma żadnych sensów „stałych”, niezależnych od sposobu, w jaki je interpretujemy, nie pociąga za sobą relatywistycznego nastawienia (pomijając już fakt, czy takie nastawienie będziemy wartościowali pozytywnie, Powiedziałbym, że pragmatyzm nie tyle wpływa na ich pracę czy zmienia sposób, w jaki pracują z tekstami, ile raczej zmienia się ich nastawienie wobec samych siebie jako czytelników, a także wobec innych ludzi jako czytelników. Nie chodzi o to, że od tej pory będą robić coś całkowicie innego; chodzi o to, że zaczną myśleć w inny sposób o tym, co robią6. Fish nie proponuje nam bowiem jakiegoś nowego sposobu interpretowania dzieł literackich, lecz raczej dostarcza innego (niż na przykład strukturaliści) uzasadnienia dla obowiązujących reguł interpretacji – takiego, które podkreśla konwencjonalność obowiązujących norm interpretacyjnych7. To też jest ważna cecha niektórych przynajmniej pragmatystów – nie uważają oni, że wykazanie, iż coś jest konwencją, musi prowadzić do chęci odrzucenia tego czegoś, zastąpienia tego czymś nowym. Fish o konsekwencjach własnej koncepcji pisze: Tenże, Dowodzenie vs. Perswazja: dwa modele krytycznej działalności, przeł. K. Arbiszewski, [w:] tamże, s. 134. 9 Zob. np. R. Rorty, Kariera pragmatysty, [w:] Interpretacja i nadinterpretacja, red. S. Collini, Kraków 2008, s. 101-124. 10 Tamże, s. 128-139. 8 Teorie literatury XX wieku. Antologia, Kraków 2006, red. A. Burzyńska, M.P. Markowski, s. 466467. 6 Tamże, s. 483-484. 7 Zob. S. Fish, Konsekwencje, przeł. K. Arbiszewski, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 323-359. 28 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 jak na przykład poststrukturaliści, czy negatywnie, jak choćby strukturaliści)? Czy, ujmując rzecz trochę psychologicznie, tezy, jakie głoszą Rorty i Fish, nie kłaniają jednak czytelników do „buntu” wobec zastanych norm czytania? Czy naprawdę można tak łatwo oddzielić poziom filozoficzno-teoretyczny od poziomu praktyki? Jeśli rację mają Rorty i Fish, że ich poglądy nie naruszają tradycyjnych i wręcz intuicyjnych norm interpretacyjnych, to pragmatystyczna teoria interpretacji rzeczywiście ma konsekwencje raczej filozoficzne niż praktyczne, to znaczy, zmienia ona bardziej uzasadnienie przyjęcia takich a nie innych sposobów czytania, niż same te sposoby. Neopragmatyści mogą być zatem rewolucjonistami lub skandalistami dla kogoś, kto jest zainteresowany filozoficznymi lub teoretycznoliterackimi dysputami nad podstawami naszych poglądów lub działań, jeśli jednak kogoś interesują bardziej praktyczne kwestie (np. jak należy interpretować), to w pismach Rorty’ego i Fisha – przynajmniej w ich własnej opinii – nie znajdzie nic rewolucyjnego. Summary This article is about Stanley Fish’s theory of interpretation. The author shows connections between his attitude to the problem of interpretation and philosophy of Richard Rorty: antiessentialism, anti-representationalism, conviction that there is no immediate connection relation between philosophical or theoretical theses and practice. 29 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 S Z K I C E lejny „lekkostrawny wiersz” Asnyka. Są czymś więcej – chociażby świadectwem wytężonego namysłu nad tradycją, nad istotą ludzkich wytworów, które nazywamy sztuką. Autor Poetów do publiczności godzien jest pochylenia się nad jego dorobkiem, gdyż odpowiadał bez wahania na „najważniejsze pytania swoich czasów” (jak ujęła celnie rzecz Zofia Mocarska-Tycowa w tytule swych studiów o poecie). Warto więc zdjąć Asnyka z pomnika, odkurzyć warstwy geologiczne, które zdążyły go już pokryć. Miejscem poety niechaj będzie teraz nasza refleksja, dajmy się porwać temu estecie i myślicielowi. Przedmiotem namysłów uczyńmy wczesny poemat „zapóźnionego romantyka” pt. Odłamowi „Psychy” Praksytelesa. Bogactwo znaczeniowe tego utworu jest ogromne, ale my ograniczymy się do jednego tylko wątku, mianowicie do ekfrastyczności. Asnyk jako „egzegeta” dzieła sztuki? Możemy powiedzieć nawet brutalniej: to złodziej dzieła sztuki… Sam poeta napisał takie słowa w liście do swego przyjaciela Wojciecha Biechońskiego: Kamil DŹWINEL Kradzież z muzeum, albo: O tym, jak Asnyk został rzeźbiarzem P oezja Adama Asnyka jest dziś nieco zapomniana. Utonęła w odmętach niepamięci przede wszystkim z powodu stereotypów na niej ciążących – dodajmy, że owe schematy zostały zbudowane przez tak wpływowe postaci kultury jak Stanisław Wyspiański, który zwykł nazywać Asnyka „wypchanym orłem”. Późniejsze pokolenia ustawiły jednak poetę na postumencie, czyniąc zeń, co prawda nieco naiwnego, ale jednak moralistę. A w myśl zasady, że z pomnikiem nie należy dyskutować, spierać się intelektualnie – jego twórczość była wyjaśniana najprostszymi kategoriami i ujednoznaczniana (kto wie, czy los taki nie czeka poezji Miłosza lub Herberta – wszak bywają oni traktowani jako Wieszcze, w negatywnym sensie tego słowa, ich poezja wiązana jest w koszmarnie ujednoznaczniający „hagiograficzny węzeł moralności”). Pewna „lekkość” dykcji poetyckiej, pozorna prostota przekazu, tradycyjne rymy czy nieco anachroniczne dziś tematy spowodowały, że poezja Asnyka została zaszufladkowana jako już wyjaśniona, niepobudzająca do namysłu, do zadumy nad światem i samym sobą, a przede wszystkim nieskończenie anachroniczna. Rzeczywiście – niektóre dokonania autora Nad głębiami można wyjaśnić bezsprzecznie i prosto (byłyby to nieskomplikowane konstatacje w stylu Tęsknoty czy sentymentalne do granic Pan Jezus chodzi po świecie). Zdarzają się jednak i takie wiersze, które obligują do wysiłku, zarówno umysłowego, jak i emocjonalnego, opiewają bowiem tak subtelnie skonstruowane światy, że niepodobna uznać je schematycznie za ko- […] napisałem większą część umyślnie Tobie poświęconego wiersza. Napis: Do odłamu Psyche Praksytelesa […] Jest to kradzież z muzeum borbońskiego, ty jako miniony rzeźbiarz mile ją przyjmiesz. Podchwytując autotematyczną ironię twórcy na temat swego tworzywa, zauważmy, że określenie „kradzież z muzeum” wspaniale oddaje istotę pojęcia ekfrazy. Zarysowuje się przed nami taka oto sytuacja: poeta staje przed poruszającym (poruszenie jest tu chyba niezbędnym katalizatorem procesu twórczego) dziełem sztuki, ociera pot z czoła (wszak długo pielgrzymował do tego świętego miejsca, skarbnicy tradycji), wyjmuje notesik, ślini ołówek kopiowy i oddaje się namiętnym wprawkom rzemieślniczym, zapisując 30 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 pierwsze wrażenia, szkicując zarysy postaci; wreszcie, zmęczony, lecz dumny, chowa tę część uszczkniętą z dzieła do kieszeni i, nie dając niczego po sobie poznać, ucieka ze swoim łupem. Nie tylko Asnyk dokonał takiej kradzieży, niemal każdy pisarz, stający wobec bezkresnej odwieczności sztuki, dokonuje aktu zaboru pewnej części tego bogactwa. Zabór to zaiste szlachetny, wszak nie tylko na własne potrzeby artysta pożytkuje owe „kosztowności”, lecz przede wszystkim obdarowuje nimi – po dokładnym jubilerskim szlifie – swoją publiczność. Jedynym paragrafem, z którego będzie poeta odpowiadał, jest natomiast wartość jego dzieła. Ekfraza stanowi więc przykład jaskrawego aktu kradzieży. Psyche to nic innego jak rzeźba przypisywana słynnemu Praksytelesowi, znajdująca się w neapolitańskim Muzeum Narodowym. Stała się ona źródłem natchnienia poety podczas jednej z jego wizyt we Włoszech. Było to jednak, by tak rzec, „nieszczęśliwe” źródło inspiracji. Powodem tego jest rzecz prozaiczna – pomyłka. Otóż sądzono, że posąg przedstawia Psyche, na co wskazywało misterne piękno twarzy oraz „lekkie pochylenie głowy” będące „wyrazem pogodnego zamyślenia”. Późniejsze opinie znawców wskazują jednak na to, iż rzeźba prezentuje raczej Afrodytę bądź po prostu nimfę (objaśnienia z Poezji zebranych, Toruń 2000). Sprawa wygląda więc tak, iż cały koncept wiersza, do którego napisania zainspirowała poetę rzeźba kochanki Amora, legł w gruzach. To jednak tylko zgliszcza pozorne – Odłamowi... nie jest wszak ekfrazą typowo ilustracyjną, rzeźba stanowi raczej inspirację skojarzeniową, będącą bodźcem do rekonstrukcji mitycznego świata Hellady. Choć fakt ten czyni omawiany utwór bez wątpienia jednym z ciekawszych kuriozów w obrębie ekfraz: u zarania transpozycji dzieła sztuki plastycznej na dzieło sztuki literackiej legła tu bowiem „niezborność” źródeł (punktem wyjścia tekstu literackiego jest Psyche, rzeźba prezentuje zaś nimfę lub boginię piękna). Nim o samym charakterze ekfrastycznym dzieła, przyjrzyjmy się temu poematowi. Tadeusz Sinko zarzucił Odłamowi... „niejasność obrazowania i wysłowienia” (Hellada i Roma w Polsce). Czytałbym to jednak nie jako zarzut, a raczej trop interpretacyjny. Otóż owa niejasność wynika z bardzo doniosłego faktu: Asnyk próbuje zrekonstruować mityczny świat starożytnej Hellady, zasiedlając go mnóstwem postaci, czyniąc swoistym kontrapunktem dla współczesnej mu rzeczywistości. Hellada jawi się w tym tekście jako ideał, jest próbą ucieczki od ponurej rzeczywistości kraju, który Polską jest jedynie w sercach jej mieszkańców. „Promienna” Hellada zrodziła odważnych i wspaniałych mężów, którzy nie wahali się o nią zaciekle walczyć: Ty słuchasz jeszcze, a tam śpiewne [głosy, Brzmiące miłością promiennej Hellady, Leją się hymnem nad płonące stosy Ległych obrońców, których liść laurowy Przystraja w ogniach złocistej kaskady. A te w bieliźnie leżą amiantowej, Niby pomniki chwały narodowej. Oczywiste jest w tej strofie nawiązanie do wydarzeń w Polsce i apologia powstańców styczniowych (wiersz napisany został w grudniu 1864 roku). Ideałów starożytnego męstwa upatruje Asnyk w postępowaniu rodaków, którzy wykrwawiali się w walce z zaborcami. „Liść laurowy” przystraja głowy obrońców, jak ongiś to bywało w antycznej Grecji. Warto zaznaczyć w tym miejscu, że Asnyk – jak zresztą wielu XIXwiecznych twórców – wybiera właśnie Helladę jako punkt odniesienia dla swego patriotycznego wezwania, gdyż mieszkańcy tej krainy potrafili nie tylko odważnie bronić swoich ziem, ale i wal31 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 czyli niezwykle skutecznie, utrzymując (tak pożądaną przez poetę) niepodległość. To, co Grecy osiągnęli w sferze „etyki walki” ma być w ujęciu autora Fresku pompejańskiego wzorem do naśladowania, „matrycą” godnych i pełnych cnót postaw. Motorem rozwoju narodowego ma być prawda, która jest po stronie ciemiężonych. W jego rozważaniach pojawia się jednak filozoficzny ton niepewności: inspiracji nie tylko w tytule, lecz również w tekście poematu. Podkreślenie istotności tworzywa, sensualny charakter percepcji czyni z tego dzieła swoistą ekfrazę „ekstatyczną” – oczywiście jedynie w zakresie przywoływania tworzywa, gdyż celem tego wiersza nie jest namysł nad strukturą rzeźby, tworzywo jest raczej punktem wyjścia, namacalną inspiracją, która zbudziła w autorze przemożną chęć odtworzenia, choćby w najdrobniejszym „odłamku”, idealnego świata antyku. Apostroficzne westchnienia, formułowanie swoistych próśb do Psyche czynią natomiast z tego dzieła ekfrazę inwokacyjną (rozróżnienia Anety Grodeckiej z jej pracy Wiersze o obrazach). Dodać do tego należy asocjacyjny charakter tej ekfrazy i mamy gotową odpowiedzieć na wątpliwość, która być może niepokoi czytelnika tego eseju od samego początku: skąd pojęcie ekfrastyczności i co ono oznacza? Widzę to określenie jako odejście od czystej, ilustracyjnej transpozycji semiotycznej na rzecz zespolenia cech wielu typów ekfrazy w celu osiągnięcia plastycznej wizyjności. Dzieło sztuki, w tym przypadku rzeźba, zostaje więc potraktowane jako punkt wyjścia do dalszych rozważań i asocjacji, odsyła czasem do tak odległego świata myśli i emocji, że możemy się zastanawiać, skąd tu w ogóle mowa o ekfrazie. Spróbujmy jednak zaufać poetom i zawierzyć ich upartemu powoływaniu się na konkretne inspiracje. Odłamowi… byłoby bez wątpienia zrozumiałe nawet jako wiersz bez tytułu czy nawiązań do dzieła Praksytelesa, ale jakże ciekawe konteksty teoriopoznawcze, filozoficzne i skojarzeniowe uruchamia odczytanie go właśnie w kontekście rzeźby! Bogactwo antycznego świata jest poszerzone przez odwołanie się pod koniec wiersza do tradycji chrześcijańskiej: „Kiedy się znowu wcieli Bóg w człowieka”, „Wciąż się dopełnia niecny targ Judasza”, „Z Golgoty boskim Szli na śmierć pewną, nie wiedząc [przy zgonie, Czy prawda, której zatknęli sztandary, Z nimi w niepamięć wieczną nie zatonie, Próżną męczeństwa palmą zdobiąc [skronie. Wojownikom o wolność towarzyszy zwątpienie, nie wiedzą wszakże, czy ich wysiłek nie zostanie po prostu zapomniany lub – co gorsza – nie przyniesie żadnych rezultatów. Asnyk zapewnia jednak, iż „natchnienia nie zmarnieją wolne”, ich czyny będą zapamiętane, a potomni wykorzystają ten wzór postępowania, gdy nadejdzie taka potrzeba. Wizja zapewne nieco wyidealizowana – przypomnijmy ciekawą tezę Simone Weil o tym, że sprawiedliwość (prawda) jest uciekinierką z obozu zwycięzców – jednak brzmi przekonująco, szczególnie w kontekście późniejszych czynów zbrojnych i bezgranicznego poświęcenia dla ojczyzny choćby żołnierzy z wielu frontów II wojny światowej. Poemat ma więc ambicje historiozoficzne. Wszystko jest do tej pory jasne, jednak wnikliwy czytelnik zaczyna się zapewne zastanawiać, gdzie tu miejsce na ekfrastyczność. Otóż pojawia się kilka momentów w wierszu, które odsyłają nas do rzeźby. Przede wszystkim Asnyk często nawiązuje do materiału, z którego wykonano dzieło. „Psyche! Ty stoisz w marmuru tunice”, „kamienna siostro!” (dwukrotnie) – takimi słowy zwraca się podmiot liryczny do Psyche. Mamy więc do czynienia z podkreśleniem źródła 32 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 płomieniem wybucha” – krąg biblijny zarysowany jest aż nazbyt wyraźnie. Asnyk dokonuje więc w obrębie swego wiersza kontaminacji dwóch najbogatszych, najpełniejszych źródeł kultury europejskiej – Biblii oraz mitologii. Powstaje pytanie: jak możliwe jest, by jedna, w dodatku uszkodzona (o czym szerzej za chwilę) rzeźba wywołała taki pochód obrazów w umyśle poety? Odpowiedź nie jest oczywista, staje się tu bowiem wobec niepochwytności procesu twórczego. Spróbuję jednak zmierzyć się z tym pytaniem fundamentalnym, zaznaczając, że odpowiedź nie mogłaby w ogóle paść, gdyby nie… ekfrastyczność właśnie. Rzeźba, którą nazwijmy zgodnie z intencją Asnyka Psyche, ma rażący oko nawykłe do klasycznego piękna defekt – wierzch głowy jest ścięty, ubity, a dodatkowo brak posągowi obu rąk. Mizernym pocieszeniem zdaje się jedno ocalone biodro i nieco uszkodzona część górna tułowia. Asnyka zafascynowała akurat ta rzeźba, choć w spadku po starożytności otrzymaliśmy inne – świetnie zachowane (choćby w kopiach), monumentalne, epickie. Czymże jest wobec posągu Ateny dłuta Fidiasza marność okaleczonej Psyche? Cieniem idei rzeźby. Asnyk dostrzegł w niej jednak ideę wiecznego piękna, które, niepomne wyrokom okrutnego czasu, trwa. Co więcej, ów „odłamek” obudził w nim chęć zrekonstruowania, a więc symbolicznej restytucji arkadyjskiego świata starożytności. Jakby tego było mało – ten kawałek kamiennej postaci przypomniał mu o swoich pobratymcach, którzy walczyli i będą walczyć za Polskę. Hołd, jaki został złożony zamierzchłym czasom antyku, jest zarazem hołdem wobec bohaterów czasów Asnyka. Powrócę jednak do fundamentalnego pytania o zależność między pozorną znikomością inspiracji a wielkością kalibru myślowego (przynajmniej w zamierzeniu Asnyka) kształtującego poe- mat autora Snu grobów. Tym razem odpowiem na nie wprost: pomimo tego, że pozostaje dla mnie tajemnicą gęstość procesów wyobrażeniowych, jakie musiały zajść w głowie Asnyka, widzę bez wątpienia jego cel: pokazać to, że piękno sztuki, nawet jeśli wybrakowane, potrafi powoływać do istnienia piękno myśli i emocji, które z kolei zwracają się ku pięknu świata doczesnego. Piękno rozumiem oczywiście bardzo szeroko, nie tylko jako kategorię estetyczną, ale również jako swoistą cnotę, na której tle majaczeje etyczny wymiar tej wartości. Ekfrastyczność Odłamowi… byłaby więc czynnikiem zespalającym piękno sztuki z pięknem świata. Omawiany utwór jest napisany równymi septymami o kunsztownym układzie rymowym (ABACBCC). Poeta przypomina tu więc w pewnym sensie rzeźbiarza, drążąc w „marmurze” języka swoją rzeźbę złożoną z siedmiowersowych elementów. Zofia MocarskaTycowa zarzuca monologowi głoszonemu w poemacie „połamanie” i „konceptualizm” – są to uwagi niepozbawione trafności, niemniej warto zastrzec, że wynikają one z wizyjnego charakteru poematu (słusznie autorka przywołuje w tym kontekście Juliusza Słowackiego, z którym wiązał Asnyka również Czesław Miłosz). Niepomiernie fascynującą jest sprawa „projektu” tego wiersza. Asnykowi zamarzyło się bowiem wcielenie klasycznego ładu w materię swego dzieła. Potrzeba owego ładu zrodziła się, by tak rzec, dzięki posągowi Psyche. W końcu jednak porzucił autor spójność charakterystyczną dla antyku, a jego utwór powędrował w stronę asocjacyjnej wizji Hellady-Polski. Jedynym świadectwem „pierwotnej” klasyczności Odłamowi… jest konsekwentne uformowanie wiersza za pomocą septym i wymyślnego, lecz niezmiennego układu rymów. Doszliśmy więc w tej krótkiej podróży przez poemat do kolejnego para33 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 doksu, który na potrzebę chwili nazwijmy „asocjacyjnym klasycyzmem”. Można się zastanawiać, na ile świadoma jest (u młodego jeszcze wtedy poety) konstrukcja takiej antytetycznej formy przedstawienia, a na ile takie ukształtowanie utworu świadczy o jego poetyckiej nieporadności, wizyjności niejako dla samej siebie (co zwiodło już wielu młodych poetów, a i do poetów w sile wieku przychodziło, burząc spokój myśli mistycznymi przełomami). Wydaje się, że najcelniejszą odpowiedzią jest konsolidacja tych dwu sądów, która pozwala zresztą ponownie zaakcentować sprzeczności targające poezją Asnyka. „U Asnyka rzeźba antyczna jest jakby urzeczywistnieniem neoplatońskiej jedności materialnego i duchowego, rzeczywistości ideału, ziemskiego i niebieskiego, konkretnego i abstrakcyjnego; posąg jest prezentacją harmonii, jest wyrzeźbioną (czyli zmaterializowaną) ideą harmonii bytu” – takie słowa padają w rozprawie Zofii Mocarskiej-Tycowej, znawczyni twórczości autora Ze sceny świata. Asnyk dąży w swym wierszu bez wątpienia do ideału, prezentuje wszak świat, który wydaje się być nierealnym (jest zharmonizowany, rządzi w nim prawda i piękno). Inaczej mówiąc, operowanie samym pięknem, i to pięknem wyobrażonym – przypomnijmy o niekompletności Psyche – jako kategorią nadrzędną, organizującą refleksje o świecie pozaliterackim pozwala na „uspokojenie”, „ukojenie” brutalnie ziemskiej rzeczywistości (co, nadmieńmy, zbliża Asnyka do parnasistów). Psyche „wypłynie wichry uciszyć i burze” oraz spojrzy „z wysoka, litośnie / Gdy trawa nasze mogiły porośnie!” – taką „misją” obdarza poeta mityczną kochankę Amora. Kończąc skrótowy ogląd tego dzieła, przypomnę o paradoksach, które je kreują. Przypomnę również o – oczywiście dalece niedoskonałej, lecz śmiałej – próbie wcielenia ideału w życie, chęci uczynienia z piękna kategorii porządkującej sprawy rozedrganego świata. Przypomnę o kunszcie formy zastosowanej przez Asnyka, a także o istotności dokładnego rozpatrywania odniesienia do Praksytelesa. Przypomnę jeszcze o „skazie” wizyjnej tego poematu, jego niekonsekwentnym toku obrazowania, o asocjacjonizmie, wiodącym momentami odbiorcę na poznawcze manowce. Odłamowi „Psychy” Praksytelesa nazwałbym z chęcią dziełem niekonsekwentnym, ale wtedy byłbym skłamał własnemu przekonaniu o szlachetnych intencjach poety. Wszak „dobre chęci brukują niebo” (Jacek Kaczmarski, Nadzieja śmiełowska), a Asnyk tym wierszem chciał dać (i dał) świadectwo fascynacji wiecznym pięknem, które może być przyczynkiem nawet do etycznego rozwoju człowieka. Wyobraźmy sobie w finale Asnyka jako rzeźbiarza: dzierży w dłoni swej dłuto i wykuwa w pocie czoła kolejne septymy. Czasem niezdarnie uderzy w marmur, który rozpryskuje się wtedy na wszystkie strony, lecz artysta, niepomny na ułomności, nieubłaganie, linearnie niczym czas, kuje dalej. Wynikiem procesu twórczego jest odłamek rzeźby o tytule Odłamowi „Psychy” Praksytelesa, którego nie należy tłumaczyć, ale przede wszystkim się nim napawać. W końcu niecodziennie poeta bierze do ręki dłuto. Summary Essay is an attempt to capture the phenomenon of the Adam Asnyk’s poem titled Odłamowi ‘Psychy’ Praksytelesa. Poem is shown as ekphrasis, which allowed the reconstruction of the aesthetic consciousness of the nineteenthcentury poet. The essay has a literary character, but brings the story of the poem, and shows its unique character. 34 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 „wykorzystanie” dzieła Belliniego wiersz Grochowiaka zyskuje zatem jasny, komunikatywny wymiar plastyczny: czytelnik wie, jak w y g l ą d a przedstawiona sytuacja liryczna, do której dopowiada historię poeta. Ingardenowska warstwa wyglądów nie pozostaje czytelniczą domeną, autor bowiem niejako „dołącza ilustrację” do własnego utworu. I to nie ilustrację wtórną, powstałą na podstawie dzieła literackiego, ale obraz względem wiersza pierwotny, stanowiący nie tylko jego wizualny, ale i ideowy fundament. Związek obrazu Belliniego i utworu Grochowiaka nie podlega dyskusji, ponieważ wskazuje na niego już sam tytuł utworu. Henryk Markiewicz na podstawie przeglądu historycznego rozwoju problemu ekfrazy w myśli teoretycznoliterackiej, formułuje własną definicję ekfrastycznych dzieł literackich: „można te teksty literackie, którym ikoniczność przypisujemy ze względu na tak zacieśniony mimetyzm formalny, określić bliżej jako metaznaki fingujące zautonomizowane, obliczone na percypowanie także ich wartości immanentnych”3. Próbując odtworzyć kolejne elementy konstytuujące to pojęcie, można stwierdzić, że ekfrazę określa przede wszystkim jej związek z dziełami plastycznymi (ikonografią), który jest widoczny już w samym ukształtowaniu formalnym – przez zastosowanie odpowiednich środków literackich poeta „naśladuje” obraz, przez różnorakie denotacje wyraźnie odwołuje się do dzieła malarskiego. Nie znaczy to jednak, że literacka ekfraza jest jedynie środkiem przekazu treści sygnalizowanych w obrazie: utwór poetycki komunikuje odbiorcom autonomiczne wartości i na sposób właściwy dziełu literackiemu dokonuje twórczej transpozycji obrazu Justyna FILIPCZYK Obraz renesansowego mistrza jako podstawa XX–wiecznej ekfrazy. Bellini „Pieta” Stanisława Grochowiaka O braz Giovanniego Belliniego Pieta to jedno z najbardziej znanych artystycznych przedstawień Matki Boskiej Bolesnej. Motyw Piety stał się w całej Europie nie tylko ważnym symbolem religijnym, ale również toposem szeroko rozpowszechnionym w sztuce. Motyw Piety – za pośrednictwem obrazu Belliniego – stał się inspiracją również dla Stanisława Grochowiaka1. Jego poezja znana jest z silnych związków z malarstwem, mianem ekfrazy można określić wiele z jego utworów. Badacze Grochowiaka przyznają, że sztuki plastyczne oddziałują na jego twórczość w szczególny sposób: Zdaje się, że bardziej niż poezji ufa Grochowiak malarstwu; sądzi, że ono ma większe możliwości utrwalania tego, co ulotne. Dlatego liryki autora Kanonu są tak przepełnione obrazami – poetyckimi (portrety, akty, krajobrazy) i „wspomnianymi”, konkretnymi dziełami malarzy. O związkach obu sztuk – poezji i malarstwa – Grochowiak napisał prosto: „Malarze są chyba najczęściej spotykanymi inspiratorami poetów – są również ich niezrównanymi przyjaciółmi2. Komunikat zawarty w dziele malarskim (w porównaniu z komunikatem poetyckim) rzeczywiście może wydawać się bardziej jednoznaczny. Obraz malarski jest nieporównanie bardziej wyraźny niż obraz poetycki, co wynika z zasadniczej różnicy jakościowej właściwych tym dziedzinom środków wyrazu. Przez S. Grochowiak, Bellini „Pieta”, [w:] tegoż, Wybór poezji, oprac. J. Łukasiewicz, Wrocław 2000, s. 119. Wszystkie niżej cytowane fragmenty utworu pochodzą z tego wydania. Numery poszczególnych wersów podaję w nawiasie. 2 A. Dworniczak, Stanisław Grochowiak, Poznań 2000, s. 127. 1 H. Markiewicz, Obrazowość a ikoniczność literatury, [w:] Literatura a malarstwo – malarstwo a literatura. Panorama myśli polskiej XIX wieku, red. G. Królikiewicz, Kraków 2009, s. 379. 3 35 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 na język poezji. Zarówno pierwsze, jak i drugie dzieło nie traci sobie właściwych treści, a w twórczym dialogu oba zostają wzbogacone o treści powstające właśnie w zachodzącej między nimi interakcji. Dysponując ikonografią związaną z utworem poetyckim możemy orzec, jakie treści kulturowe komunikują poruszane tematy, jak znacznych przemian danego toposu dokonał poeta i co chciał tym zakomunikować. Jak pisze Mieczysław Porębski, jest Matka Boska, synem – ukrzyżowany Chrystus, a właściwie (zgodnie z wiarą chrześcijańską) już tylko jego ciało. Grochowiak stara się oddać słowami mimikę postaci widocznych na obrazie Belliniego: kobieta jest „strapiona” [1], „zmęczona” [7], wyraz twarzy zmarłego Jezusa rzeczywiście może przywieść na myśl wyrozumiałość [2]. Zwłoki „ledwo zdjęto z krzyża” – potwierdza to nie tylko biblijny opis tej sytuacji, ale także symbolika obrazu (ścięte drzewo po lewej stronie). Na zmysł wzroku silnie oddziałują wykorzystane w wierszu sugestywne określenia barw. Powiązane z obiektami materialnymi dodatkowo wzmagają efekt wizualny utworu poetyckiego, ponieważ nie są tylko słowami przywołującymi jedynie „martwe”, abstrakcyjne skojarzenia, ale określeniami konkretnych przedmiotów i zjawisk. Słowa matki: „Wyglądasz tak dziwnie b l a d o ” [3; podkr. – J. F.] służą uwydatnieniu konwencji potocznego wyrażenia troski o dziecko, barwa ciała syna niepokoi matkę, jak gdyby było oznaką chwilowego złego samopoczucia. Natomiast motyw „k r w a w e g o całunu” [11; podkr. – J. F.] poszerza dwojako spektrum dzieła Belliniego: po pierwsze sugestywnie oddziałuje na wrażenia wizualne odbiorcy wzbogacając obraz o „widok” materiału zbroczonego krwią, po drugie rozciąga opowiadaną historię w czasie – dowiadujemy się, że Matka Boska już w c z e ś n i e j prała całun i chustę Weroniki. Rozwój sytuacji lirycznej sugeruje tok rzeczywistego procesu „czytania” obrazu Belliniego. Pierwsza strofa Grochowiaka przedstawia potoczną XXwieczną sytuację, której uczestnikami są przeciętni, prości ludzie (wskazuje na to przede wszystkim język „starej, strapionej kobiety” oraz zaznaczone w jej wypowiedzi realia). Trzeba zgodzić się z Janem Pieszczachowiczem, że „poezja w koncepcji Grochowiaka nie jest czymś musimy wiedzieć, co jest na obrazku, bo od tego zależy dalszy krok w grze interpretacyjnej proponowanej nam przez twórcę – interpretacja warstwy konotacyjnej. W naszym przypadku stanowi ją, jakby powiedział Roman Ingarden, warstwa „ujawnionych wyglądów”, bo tylko takimi „naocznymi” konotacjami dysponujemy. Z ich „chybotliwości”, z nakładania się jednych na drugie mniej lub więcej utartych klisz, schematów, stereotypów wyobrażeniowych, staramy się wywnioskować, czy poza ich znaczeniem „pierwszym”, ikonograficznoikonologicznym, alegorycznym, symbolicznym, nie ukryło się „drugie”, głębsze, bardziej jeszcze istotne znaczenie przekazu, informując nas o samym sposobie widzenia świata proponowanym nam przez jego nadawcę4. To, co nowe i jednocześnie najbardziej inspirujące, powstaje zatem w „miejscach stycznych” dzieł i sztuk. Z jednej strony mamy obraz z całym ciężarem treści nakładanych nań przez historię sztuki, z drugiej – utwór literacki, którego znaczenie w dużej mierze wynika z jego miejsca w historii literatury. Najistotniejsze w ekfrazie jest to, co powstaje w wyniku swoistej dyskusji między dziełami różnych czasów i porządków estetycznych – dyskusji sprowokowanej przez autora ekfrazy. Utwór Grochowiaka rozpoczyna przedstawienie sytuacji, w której stara kobieta-matka kieruje pytanie do syna. Czytelnik od początku wie, że tą kobietą M. Porębski, Czy metaforę można zobaczyć?, [w:] Literatura a malarstwo, s. 540–541. 4 36 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 wzniosłym, świątynią postawioną na fundamencie szarej, zwykłej rzeczywistości; przeciwnie, właśnie owa szarość i zwykłość są nobilitowane przez wprowadzenie ich w kontekst dostojnych wzorców kulturowych, archetypów, mitów5”. Takie ujęcie motywu Piety służy także przełożeniu na język literacki sytuacji, w której współczesny odbiorca ogląda dzieło renesansowego mistrza i – w pierwszym naturalnym odruchu – odnosi opisywane przez obraz emocje do własnych czasów, odbierając zmartwioną twarz Matki Boskiej po prostu jako twarz rozżalonej kobiety. Bellini zresztą nie sygnalizuje wprost świętości Matki Boskiej i ukrzyżowanego Chrystusa, nie znajdujemy na obrazie tradycyjnej aureoli czy postaci aniołów, postaci nie emanują jakimś nienaturalnym blaskiem. Bellini – tak samo jak Grochowiak – akcentuje człowieczeństwo boskich postaci. Dopiero po chwili uruchamia się u odbiorcy cały zasób treści kulturowych, które każą oglądanej sytuacji nadać nieco inne znaczenie. Podobnie stopniowo „uświadamia” sobie to podmiot liryczny, który w drugiej strofie napomyka o „krwawym całunie” i „chuście Weroniki”. Później pojawia się jeszcze Jan-apostoł, którego na obrazie Belliniego nie widać, jednak można byłoby usytuować „nieśmiałego przyjaciela ukrzyżowanego” [13] tuż za ramą Piety. Grochowiak wykorzystuje obraz powstały setki lat wcześniej aby opowiedzieć historię o współczesnym świecie, aby umieścić utracony mit w XXwiecznej rzeczywistości. na lampka karbidowa, oznacza to rezygnację z utrwalonych znaczeń symbolicznych, zamienionych w schematy ludzkiego losu i jego powiązań z transcendencją, metafizykę współczesności trzeba wyprowadzić nie bez przemyślenia na nowo treści tamtych symboli, ale też nie cofając się przed niską sferą życia, przed jego żałosną i zarazem pełną nowych znaczeń degradacją. Gotowość poszukiwania sensu w cierpieniu zaczerpnięta jest z etyki chrześcijańskiej, miłosiernej i heroicznej, wolnej od sentymentalnego współczucia i doktrynalnych nakazów, przesyconej wyzwoleńczym porywem i świadomej pokornej bezradności wobec ludzkiego losu, którego nici gubią się w tajemnicy pozaziemskiego porządku, w metafizyce kosmosu6. Sacrum u Grochowiaka jest bowiem sacrum utraconym. Jest znakiem poszukiwania harmonii wartości, wyraźnym sygnałem dokonujących się (lub już dokonanych) w XX-wiecznej kulturze przemian światopoglądowych. W zmieniającej się rzeczywistości człowiek nie może niezmiennie trwać w dawno utrwalonych wzorcach. W drugiej połowie XX stulecia reinterpretacja wątków biblijnych jest koniecznością, jeżeli artysta chce zachować odpowiedniość między sztuką i rzeczywistością, jeżeli chce, żeby jego dzieła dotyczyły aktualnych problemów. Właśnie takim artystą jest Grochowiak, który przez wielorakie transpozycje znanych motywów sprawia, że nie są one tylko znakami kulturowej przeszłości, ale stają się żywym pretekstem do dyskusji, a niekiedy nawet partnerem do dialogu. Poeta podkreśla rolę zmysłu wzroku w przedstawionej sytuacji lirycznej, czym sygnalizuje także „interdyscyplinarny” związek między literaturą i malarstwem („wyglądasz blado” [3], „w i z j a kłótni” [8; podkr. – J. F.], „Jan odwraca zwilgotniałe oczy” [13–14], „zmęczenie wzroku” [17]). Kiedy Grochowiak wyznaje, że nie pospieszą już z pomocą „cztery dumne Ewangelie”, ani Arka przymierza, ani Wieża z kości słoniowej, i że przychodzi się wadzić z Bogiem na pięści, w mroku, który rozjaśnia tylko nędzJ. Pieszczachowicz, „Niech wyjdą noce z bolesnego cienia…”, „Miesięcznik Literacki” 1976, nr 10, s. 67. A. Lam, W koronie ze rdzy. O poezji Stanisława Grochowiaka, „Miesięcznik Literacki” 1988, nr 12, s. 47. 5 6 37 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Ciekawy szczegół pokazują wersy 13–14: Jan, nieśmiały przyjaciel ukrzyżowanego Odwraca zwilgotniałe oczy w puste [stronice świata. Grochowiak przywołuje tutaj ideę świata postrzeganego jako księga – „strony świata” zostają przeformułowane na „stronice”. Motyw świata-księgi wywodzi się już sprzed renesansu, jest wcześniejszy niż dzieło Belliniego. Kompozycja Piety z centralnym usytuowaniem postaci Matki Boskiej i Chrystusa oraz rozpościerającym się w tle szerokim krajobrazem rzeczywiście przypomina karty otwartej księgi. Obraz można czytać szczegół po szczególe, przyglądając się mu długo i dokładnie, po kolei analizując znaki umieszczone na nim przez malarza. Tak samo jak literaturę – zdaje się mówić Grochowiak – możemy czytać malarstwo, ponieważ obie te dziedziny sztuki starają się opisać świat i przyczynić się do zrozumienia rzeczywistości, która jest otwartą księgą. Summary This essay shows the problem of the ekphrasis in Stanisław Grochowiak’s poem Bellini ‘Pieta’. This poem is an attempt to identify the relations between renaissance painting and twentieth-century literary text. 38 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 w czasach aktywności literackiej Sądka, to właśnie jego dokonania komentowano najczęściej. Stosunek do autora wyraźnie podzielił czytelników. Bardziej wyrafinowana publiczność narzekała na tanią sensację, większość jednak adorowała twórczość pisarza. Oba obozy toczyły ze sobą nieustanną wojnę w rubryce listów przy okazji każdej niemal nowej powieści. Na jego temat wypowiadały się również wielkie postacie emigracji, jak Marian Hemar, Juliusz Sakowski czy Tadeusz Nowakowski. O fenomenie autora można by jeszcze niejedno powiedzieć, wydaje mi się jednak, że zaprezentowane fakty wystarczą do uzasadnienia mojej decyzji, by mówiąc o postaciach Anglików w odcinkowej prozie na łamach DPiDŻ oprzeć się jedynie na jego osobie. Konkretnie chciałbym zaprezentować kilku Londyńczyków, którzy pojawiają się w dwóch powieściach autora: Strzał na Earls Courcie i Małżeństwie Marty. Na podstawie swoich doświadczeń lekturowych wierzę, że da się na ich przykładzie omówić funkcje, jakie Anglicy pełnią w utworach Sądka oraz sposób, w jaki zostają przedstawieni. Wyspiarze w powieściach emigracyjnego autora występują nie tylko jako znane z imienia i nazwiska wyraziste indywidualności. Pojawiają się również postacie epizodyczne, często anonimowe. Wspomina się także o Anglikach jako pewnej zbiorowości reprezentującej wspólny pogląd – te chwyty literackie również uwzględniam w swoim omówieniu. Akcja Strzału na Earl’s Courcie dzieje się głównie w dwóch budynkach na Pembrook Street w Londynie. Główny bohater, major Podolski, siedzi w swoim mieszkaniu i czyści broń. Przez roztargnienie musiał zostawić ją nabitą. Przypadkiem strzela i zbija szybę w mieszkaniu w budynku naprzeciwko. Jak się później okaże, przypadkowo miał w ten sposób zabić mieszkającego tam Artur JABŁOŃSKI Anglicy w powieściach Napoleona Sądka W niniejszym tekście zajmę się powieściami w odcinkach publikowanymi w emigracyjnym piśmie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”1. Jednakże, jak można wyliczyć na podstawie tabeli przygotowanej przez monografistkę pisma, Jolantę Chwastyk-Kowalczyk, w latach 19491989 ukazało się na łamach dziennika sto dwadzieścia pięć powieści pióra sześćdziesięciu ośmiu autorów2. Precyzowanie zagadnienia doprowadziło mnie do wyboru lat 1949-1965, ponieważ właśnie w tych latach swoje powieści w odcinkach publikuje Napoleon Sądek, najpopularniejszy spośród autorów DPiDŻ. Popularność Sądka rzuca się w oczy już przy kartkowaniu pisma. Przede wszystkim, w całej jego historii opublikował on najwięcej utworów – trzynaście. Dla porównania, drugi w kolejności Janusz Kowalewski ma ich na swoim koncie tylko siedem i tak będąc przy tym o połowę lepszy od pozostałej części stawki. Jest więc Sądek i jego pisarstwo swoistym londyńskim fenomenem lokalnym. Dowodem jego poczytności są także listy do redakcji. Czytelnicy często reagowali na publikowane w DPiDŻ powieści, rozprawiali o fabule, analizowali postępowanie bohaterów, chwalili je lub ganili. W latach 49-65, a więc 1 W dalszej części artykułu tytuł pisma oznaczam skrótowcem DPiDŻ. 2 Ważniejsi, czyli tacy, którzy opublikowali więcej niż jedną powieść, to: Napoleon Sądek, Bernard Newman, Wiktor Budzyński, Antoni Bogusławski, Zofia Kozarynowa, Czesław Dobek, Józef Łobodowski, Roman Orwid-Bulicz, Janusz Kowalewski, Karol Zbyszewski, Teodozja Lisiewicz, Anna Nicole, Jan Szeliga, Andrzej Marzecki, Paweł Szarek, Józef Weyssenhoff. 39 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 mężczyznę akurat w momencie, w którym tamten zamierzał popełnić samobójstwo, wypijając truciznę. Rozpoczyna się dochodzenie, a Podolski zostaje głównym podejrzanym w sprawie o morderstwo… Grubymi nićmi szyta intryga może nas wciągnąć lub nie, ważne jest jednak to, co dzieje się na drugim planie, a mianowicie reakcje społeczności lokalnej na podejrzenie popełnienia zbrodni. Sądek bądź to w opisie, bądź za pomocą pojedynczych, pobocznych scen, pokazuje, jak nieufni, a wręcz wrogo nastawieni są do Polaków Anglicy. Już jedno z pierwszych zdań powieści, charakterystyka miejsca akcji, odnosi się do tego problemu: cząc dosłownie polski odpowiednik, „very please”. W ten sposób demaskuje się jako obcy. Kobieta błyskawicznie zmienia do niego nastawienie, pyta go, czy jest „foreignerem”, a uzyskawszy odpowiedź twierdzącą, rzuca niedwuznaczną uwagę, że za ostatnim morderstwem na pewno stoi właśnie jakiś „foreigner”. Strach przed obcymi nabiera wręcz patologicznych rozmiarów. Polacy zdają sobie z tego sprawę, czego świadectwem jest nagana Sobusza, której udziela on jednej z sąsiadek. Kobieta śpiewa „Jak to na wojence ładnie”. Słysząc pieśń, chorąży stwierdza cynicznie: na ulicy. – Nie powinna Pani tej piosenki śpiewać – Dlaczego? – Bo, gdy wybuchnie wojna, powiedzą, że to przez nas. Przypadkowego przechodnia polskiego ucieszy, a angielskiego – nie zaniepokoi (choćby był nawet szowinistą), że z otwartych okien „bejzmentów”, parterów i pięter płynie bardzo często mowa polska, bowiem pokaźna ilość domów na Pembrook Street należy do Polaków. Nauczony doświadczeniem Sobusz pilnuje się więc na każdym kroku, woli się nie wychylać, nie wzbudzać podejrzeń. Rangę tajemniczego morderstwa i wymiar, jaki przybierze ono w odbiorze medialnym, uświadamia Bogu ducha winnemu rzekomemu sprawcy, Podolskiemu, detektyw Scotland Yardu. Podczas prywatnego spotkania, rekwirując feralną broń, stwierdza protekcjonalnie: „Niech pan pamięta, że wy, cudzoziemcy, musicie być w tym kraju specjalnie ostrożni”. Stwierdza również, że proces majora to będzie najprawdopodobniej „sprawa o zasięgu politycznym”, gdzie pochodzenie oskarżonego okaże się najistotniejszą kwestią. Podolski buntuje się przeciwko takiemu obrotowi sprawy, zwłaszcza, że jest niewinny. Ucieleśnieniem wszystkich angielskich lęków przed polskimi przybyszami jest właściciel mieszkania, w którym major przestrzelił szybę – pan Sparks. Pan Sparks ma do Polaków stosunek jednoznacznie negatywny. Jeszcze przed całą kryminalną aferą opowiada swojej żonie o sytuacji na osiedlu: „Nic Lokalnym mediom nie potrzeba zbrodni, by negatywnie wyrażać się na temat Polaków. Podolski wspomina w rozmowie z przyjaciółmi, że słyszał w radiu krytykę imigrantów. Gdy jednak dochodzi do rzekomego morderstwa, narrator zaznacza, jaka przyszłość czeka lokatorów domów przy Pembrook Street: „Zaczną się rewizje, dochodzenia, a brukowa prasa nie omieszka wzmiankować, że domniemany zabójca miał »akcent cudzoziemski«”. Czy to pod wpływem nagonki prasowej, czy też zwykła niechęć sprawia, że w obliczu sprawy kryminalnej tutejsi mieszkańcy odnoszą się do cudzoziemców nieufnie i opryskliwie, niezależnie od ich zachowania. Na własnej skórze doświadcza tego inny bohater powieści, chorąży Sobusz. Podczas spaceru pomaga starszej pani wsiąść do taksówki. Ma wciąż problemy z językiem, więc na jej podziękowania, zamiast odpowiedzieć uprzejmie „you’re welcome”, odpowiada, tłuma40 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 nie wiadomo […] na naszej ulicy mieszka teraz wielu »foreignerów«. Nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać”. Obcy są więc nieprzewidywalni i potencjalnie niebezpieczni. W kontaktach z wyspiarzami Polacy zachowują się nienagannie. Poza casusem Marty, która dość cynicznie próbuje wykorzystać swojego kierownika (za co jednak czytelnicy mieli pretensje do pisarza), są w stosunku do tutejszych mili, uprzejmi, uczynni, starają się zaskarbić sobie ich sympatię. Przede wszystkim, są pracowici i za swój trud zostają w powieściach Sądka wynagradzani. Pracodawca chwali Podolskiego i zapowiada mu, że będzie z nim chciał przedłużyć umowę. Marta jest najlepszym sprzedającym na swoim piętrze, wszyscy chcą kupować krawaty akurat u niej. Podolski, powodowany uczciwością i honorem, chce skontaktować się z właścicielem mieszkania i jakoś zrekompensować wyrządzoną szkodę, postępuje więc zgodnie z wszelkimi normami sąsiedzkiego współżycia. Tymczasem to pan Sparks okazuje się nieuprzejmy. Podolski kilkukrotnie próbuje zastać go w jego domu, ten jednak zawsze udaje nieobecnego, a rodzinie zakazuje kontaktować się z obcokrajowcem. Jak okazuje się w finalnych odcinkach, miał również inne powody niż ksenofobia, by tak się zachowywać. Zepsuję Ci, drogi czytelniku, lekturę i zdradzę, że żadnego zabójstwa nie było. Cała afera z samobójstwem została przygotowana przez pana Sparksa jako teatrzyk dla przybyłej z Afryki siostry. Ta, bezdzietna, wysyłała regularnie pieniądze Sparksom na utrzymanie syna. Syna, który nigdy nie istniał, zaś pan Sparks, właściciel zakładu fotograficznego, przesyłał swojej siostrze zdjęcia Podolskiego, których odbitki sobie zachowywał. Z tego powodu zabraniał rodzinie kontaktów z nim i sam go unikał. Chybiony strzał był tylko zbiegiem oko- liczności i nie poczynił większej szkody poza wybiciem szyby, pozwolił jednak Sparksowi uprawdopodobnić swoją intrygę. Znając tajemnicę, dostrzegamy drugie dno w jego wcześniejszych wypowiedziach, takich jak uwaga o urodzie Podolskiego, gdy zwrócono mu uwagę na fizyczne podobieństwo Polaka do syna Sparksa, Karola: „Jak Polak może być podobny do Karola? Karol był typem na wskroś anglosaskim” czy wymiana zdań z przyjaźnie usposobioną w stosunku do obcego Alice, w której stwierdza „Cudzoziemcy to bardzo niepewny element!”. Alice, sekretarka siostry Sparksa, stanęła w obronie Polaków, bo sama podkochuje się w Podolskim. Miłość jest w powieściach Sądka czynnikiem, który jest w stanie zniwelować bariery między ludźmi, wynikające z miejsca urodzenia czy sytuacji materialnej. Wątek miłosny jest szczególnie istotny w drugiej powieści, o której chciałbym pokrótce opowiedzieć, czyli Małżeństwie Marty. Tytułowa bohaterka pracuje w dużym markecie odzieżowym. Kierownik sąsiedniego działu, anglik Bill Devon zakochuje się w niej. Chcąc zdobyć jej serce, przełamuje kulturowe bariery, próbuje poznać historię rodzinnego kraju Marty. Przychodząc w konkury, całuje jej matkę, Jadwigę w rękę – dowiedział się o takim zwyczaju od sąsiada Polaka. Taką postawą okazuje swoje szczere zaangażowanie. Problem, który się pojawia, to tajemnicza wróżba, wedle której pierwszy mąż Marty umrze, a dopiero w drugim małżeństwie znajdzie szczęście. Marta zmuszona jest więc zostawić Billa, bo nie chce doprowadzić do jego śmierci. Humorystycznym wątkiem w Małżeństwie Marty jest miłość kierownika działu, pana Halla, do tytułowej bohaterki. Brzydki, nieśmiały, wyładowujący swoje frustracje na pracownikach opryskliwymi uwagami kocha się w bohater41 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 ce. Odsłania się przed nią ze swoim uczuciem coraz bardziej ta jednak, w trosce o posadę, zwodzi go, stara się unikać bezpośredniego zwierzchnika. Dopiero pod wpływem pechowej wróżby postanawia wykorzystać adoratora na drodze do własnego szczęścia, poddać się losowi i wyjść za niego za mąż. Hall jest jednak bohaterem komicznym, parodią Billa, a nieodwzajemnianie uczucia przez Martę jest uzasadnione jego brakiem woli zmiany własnego zachowania. Marta po nieudanej randce, gdy postanawia jednak nie wychodzić za niego (nawet kosztem samotności), stwierdza, że nigdy nie znajdzie on sobie żony Polki, bowiem jest zbyt angielski. W związku z tym Marta zostaje poniekąd usprawiedliwiona – miłość Halla nie może być prawdziwa, skoro nie poświęca się w imię miłości swoich zwyczajów. U Sądka nie brak też pojedynczych scen humorystycznych. W Strzale na Earl’s Courcie mamy dwie szczególnie wymowne. W pierwszej bohaterami są dwaj mali, mniej więcej ośmioletni angielscy chłopcy, którzy przechodzą obok jednego z polskich domów na Pembrook Street akurat w momencie, gdy mieszkańcy świętują imieniny jednej z lokatorek, pani Justysi. Jak to zwykle przy takich okazjach bywa, śpiewają jej „sto lat”. Do uszu dzieci dolatuje między innymi wers „Niech go piorun trzaśnie!”. Nie znają języka, próbują domyśleć się treści utworu. „John, co to jest? Co oni śpiewają?” – pyta pierwszy, na co pada odpowiedź: „To pewnie jakieś bojowe pieśni […] Polacy to bardzo wojowniczy naród”. Druga scena rozgrywa się już we wnętrzu jednego z mieszkań. Imprezowe towarzystwo słucha dowcipów opowiadanych przez niejakiego Szumskiego: – Żeby państwa pogodzić, opowiem dowcip z modnej obecnie serii „pułkownikowskich”. – Co to za seria? – zdziwiła się Wiesia. – Seria dowcipów o pułkownikach w cywilu. Kawał do oryginalnych nie należy i opowiada o pułkowniku, który chciał kupić w sklepie wodę, lecz zapomniał jej angielskiej nazwy. Próbuje więc, pomagając sobie gestami i innymi słówkami, jakoś dojść do porozumienia ze sprzedawcą. W końcu mu się udaje. W domu opowiada nietypową historię żonie, która konstatuje: „Widzisz, jakoś sobie dajesz radę z tym angielskim”, na co pułkownik odpowiada: „Moja droga, jakby nie było, jest się już osiem lat w tym kraju”. Widzimy więc na podstawie powyższego omówienia, jak funkcjonują Anglicy w powieściach Napoleona Sądka. Nigdy nie występują oni samodzielnie, zawsze ich działania są związane z Polakami, którzy z przyczyn oczywistych są głównymi bohaterami utworów autora. Powieść odcinkowa, specyficzny twór, który wciąż domaga się opracowania pod względem genologicznym, z racji swojej formuły żywo reagowała na problemy czytelników, w tym przypadku – londyńskich emigrantów. Bohaterowie wszystkich publikowanych w DPiDŻ powieści doświadczają podobnych perypetii, co ich odbiorcy. Utwory te niekiedy zawierają w sobie bardzo silny pierwiastek felietonistyczny lub z serią artykułów korespondują (tak dzieje się w przypadku Małżeństwa Marty, któremu towarzyszy kilka tekstów poświęconych zatrudnieniu Polek w angielskich zakładach pracy). Dlatego właśnie rola Anglików sprowadza się do współuczestniczenia w wydarzeniach z życia emigracji. Anglicy mogą w stosunku do Polaków przyjąć dwie postawy: aprobaty lub sprzeciwu. W powieściach Sądka nie ma wyspiarzy, którzy nie włączaliby się 42 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 w jakiś sposób w debatę na temat emigrantów. Co ciekawe, pojawiające się tylko niekiedy sygnały szerszego dyskursu niż sprawy związane z kilkoma bohaterami pokazują, że większość Anglików ma do Polaków nieprzychylny stosunek (wspominane przez narratora komunikaty radiowe tudzież artykuły w gazetach). Tymczasem postacie, zarówno epizodyczne, jak i główne, stykające się na co dzień z polskimi bohaterami utworów Sądka, są na ogół nastawione przychylnie. Na palcach jednej ręki da się zliczyć zadeklarowanych wrogów emigrantów, a i wówczas mają ku temu inne powody. Babcia, która oskarżała Podolskiego, pokazana jest najprawdopodobniej jako ofiara medialnej nagonki bez własnych poglądów, główny antagonista z Strzału na Earls Courcie, pan Sparks, okazuje się zaś najzwyklejszym intrygantem, oszukującym własną rodzinę. Nieprzychylni Polakom Anglicy zawsze okazują się w tej prozie w jakiś sposób zdemoralizowani lub zmanipulowani, natomiast zwolennicy to jednoznacznie pozytywni bohaterowie. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prosta: budowano w ten sposób w czytelnikach odpowiedni obraz Anglików, utwierdzano ich we własnym poczuciu krzywdy. Miało to moim zdaniem również i zły wymiar, bowiem, potwierdzając pewną określoną wizję świata, jednoznaczny podział na złych i dobrych, wyrabiano w odbiorcach gazety złe przeświadczenie, potęgowano nieufność i wrogość, zamiast nawoływać do zgody – w pewnym sensie zaznaczano wyraźnie różnice. Nie bez znaczenia były tu przecież także rubryki satyryczne, gdzie jawnie śmiano się ze stereotypowych zachowań Anglików. Podsumowując, mogę podać alternatywny tytuł dla swojego tekstu, który mówi wszystko o przedstawionych w omawianej prozie londyńczykach: „Anglicy Sądka a sprawa polska”. Summary This essay presents the image of Englishmans in Napoleon Sądek’s prose. In these novels they participate in the Polish emigration life, either approving it or rejecting. Most British characters in Sądek’s prose is, as author of the essay is suggesting, stereotypical, mainly because the Poles were unpleased with the hospitality and lack of empathy of English people. 43 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 Noty o autorach Jakub STRUŻYCKI (1985) – absolwent polonistyki na UMK w Toruniu i studiów podyplomowych na kierunku bibliotekoznawstwo. Tomasz DALASIŃSKI (1986) – doktorant w Zakładzie Polskiej Literatury Współczesnej UMK, współredaktor rocznika naukowego „Tekstura”, poeta, dwukrotny stypendysta marszałka województwa kujawsko-pomorskiego w dziedzinie kultury. Artykuły naukowe publikował bądź przygotował do publikacji w czasopismach (m.in. w „Zagadnieniach Rodzajów Literackich”, „Literaturze Ludowej”, „Tekstualiach”, „Polonistyce”, „Teksturze”, „Okolicach”, „Słowach i Rzeczach”, „Podtekstach”) i w książkach zbiorowych. Aleksandra SZWAGRZYK (1989) – absolwentka studiów pierwszego stopnia na kierunku filologia polska na UMK (w ramach MISH), studentka filozofii i słuchaczka Podyplomowego Studium Nauczania Języka Polskiego jako Obcego. Opublikowała bądź przygotowała do publikacji w książkach zbiorowych artykuły nt. nowoczesności w twórczości Juliusza Słowackiego, postmodernistycznego odczytania Króla Ladawy, uwspółcześniania ironii romantycznej, katastrofizmu Czesława Miłosza i Józefa Czechowicza oraz kategorii odwagi w Jeżycjadzie Małgorzaty Musierowicz. Kamil DŹWINEL (1988) – student ostatniego roku polonistyki na UMK w Toruniu. Przygotowuje pracę magisterską poświęconą podmiotowi w poezji Stanisława Barańczaka. Elwira WILCZYŃSKA (1986) – doktorantka w Katedrze Etnologii i Antropologii Kulturowej UMK, studentka kulturoznawstwa, absolwentka polonistyki i etnologii. Publikowała m.in. w „Teksturze”. Justyna FILIPCZYK (1988) – studentka ostatniego roku polonistyki na UMK w Toruniu. W najbliższym czasie w „Teksturze” ukaże się jej artykuł dotyczący konstrukcji czasu w Wertepach Leopolda Buczkowskiego. Przygotowuje pracę magisterską poświęconą relacjom w społecznościach tradycyjnych na podstawie ludowej bajki magicznej. Artur JABŁOŃSKI (1987) – doktorant w Zakładzie Antropologii Literatury i Edukacji Polonistycznej UMK, krytyk literacki. Artykuły naukowe, recenzje i szkice krytyczne publikował m.in. w „Twórczości”, „Polonistyce”, „Odrze” „Teksturze”, „Okolicach”, „Magazynie Literackim – Książki w Tygodniku” i książkach zbiorowych. Tomasz MARKIEWKA (1986) – doktorant w Zakładzie Teorii Literatury UMK, student filozofii na tym samym uniwersytecie. Publikował m.in. w „Teksturze”, „Słowach i Rzeczach” i „Podtekstach”. 44 D O C I E K A N I A. Kwartalnik Humanistyczny, nr 1(1) / 2011 „Dociekania. Kwartalnik Humanistyczny” Redakcja: mgr Artur JABŁOŃSKI mgr Tomasz DALASIŃSKI mgr Tomasz MARKIEWKA mgr Marta ŁAWRYNKOWICZ Kontakt: [email protected] Strona www: dociekania.wordpress.com 45