Wiesław Ochman - artysta w czas świąt

Transkrypt

Wiesław Ochman - artysta w czas świąt
Wiesław Ochman - artysta w czas świąt
1
Boże Narodzenie, sylwester - jaki to czas dla artysty? Prywatny, wypełniony pracą?
Prywatnie jest to bardzo piękny czas, ale zawodowo - pełen nęcących propozycji, aby
wystąpić w sylwestrowych spektaklach, koncertach, bądź je poprowadzić, czy wystąpić z recitalem kolęd. I tutaj zawsze są rozterki: przyjąć propozycję, czy odrzucić. Z jednej strony
artysta powinien przyjmować takie zaproszenia, bo przecież jego rolą jest występowanie dla
publiczności, ale z drugiej strony i on chciałby - chociaż od czasu do czasu pobyć normalnym
człowiekiem. Usiąść, poczytać książkę, odpocząć.
Tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu sam układam programy sylwestrowe - także
prowadzę i śpiewam koncerty razem z zapraszanymi przeze mnie artystami - zwykle w szczególnych miejscach.
Natomiast święta Bożego Narodzenia spędzę oczywiście rodzinnie, bo to taki czas, który
powinno się spędzać ze swoimi najbliższymi. Poza tym ja nie lubię jeździć, podróżować, choć
robię to całe życie, bo podróże są nieodłącznie związane z moim zawodem. Oczywiście, nie
narzekam, bo - dzięki studiom technicznym - umiem to sobie logicznie ułożyć, mam do tego
realistyczne podejście.
Studia techniczne a twórczość artystyczna to chyba jednak dalekie powinowactwo...
Studia techniczne dla artysty są niezwykle ważne. Mnie na początku pozwoliły bardzo
swobodnie pracować w teatrze operowym. Nie martwiłem się tym, że jeśli mi się coś nie uda,
nie będę miał co robić. Miałem solidny zawód - magister inżynier ceramik mógł zawsze wrócić
do przemysłu lub na uczelnię - AGH. Wysoko cenię ten swój pierwszy zawód, który nauczył
mnie myśleć racjonalnie i nie podchodzić emocjonalnie do problemów.
Wyżej niż śpiew i malarstwo?
Malarstwo jest moją pasją, a śpiew to moje życie. One się w jakimś stopniu uzupełniają,
ale niewątpliwie o śpiewie częściej myślę i częściej jestem z nim związany. Niemniej to są
dwie różne dziedziny. Malarstwo jest bardziej osobistą twórczością, gdyż malarz od początku
decyduje o wyborze płótna, techniki, o kolorystyce, formie, o temacie, o tym, gdzie położy
podpis, a nawet o ramie. Natomiast w śpiewie operowym jestem uzależniony nie tylko od
dyrygenta, ale od tempa, kostiumu, świateł, reakcji publiczności, warunków atmosferycznych
- bo głos jest na nie bardzo czuły. Także od scenografii, podłogi na scenie, etc. Wszystko może
pomagać lub przeszkadzać.
Czy zdarzyło się, że musiał Pan pod rząd przez kilka lat występować w sylwestra, czy w okresie
świątecznym?
Raz śpiewałem „Nieszpory sycylijskie” Verdiego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w Paryżu. I wigilia była właściwie „hotelowa” - w niczym nie przypominała naszej.
Zupełnie inną atmosferę ma też wówczas Paryż, choć Francuzi przecież też cenią te święta. Ale
nie ma tam tej nuty romantyzmu, która pojawia się w Polsce. Natomiast w sylwestra zdarzyło
mi się, że występowałem w ten wieczór dwa lata pod rząd. Oczywiście propozycje były co
roku, ale nie wszystkie należały do tych, które mnie interesowały. Poza tym ja nie bardzo lubię
chodzić na bale. Wolę posiedzieć w domu, poczytać.
2
3
Czy planuje Pan szczególne atrakcje w programach sylwestrowych?
Zawsze chciałem zaplanować przekrój melodii stulecia, ale jest ich tak dużo, że koncert
musiałby trwać parę godzin. A poza tym nie wszyscy są zgodni, co do tego, które melodie
są najpiękniejsze i najistotniejsze dla kultury powszechnej. Wobec tego skupiam się głównie
na bardziej znanych polskich melodiach, które zyskały popularność już przed wojną oraz na
pieśniach powojennych. Koncerty zacznają się często od melodii „Co nam zostało z tych lat”, a
zakończą „Nie kochać w taka noc to grzech”.
A co Panu jest najbliższe z tego repertuaru?
Mnie urzekały od dzieciństwa „Chryzantemy złociste”, które śpiewałem mając cztery
lata. Było to na Pradze w czasie wojny. Zauważyłem wówczas, że sąsiadki słuchając mnie
płakały i doszedłem do wniosku, że śpiew to jakaś ważna sprawa.
Był Pan dumny, że ma taką moc nad słuchaczami?
W tym wieku myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zejść ze stołka, na którym
stałem dając te koncerty. To podobnie jak ze śpiewaniem w bazylice na Pradze, gdzie chodziłem
jako mały chłopiec. Wsłuchiwałem się w grę organów, śpiewy i ksiądz, widząc moje zainteresowanie muzyką zapytał, czy znam jakąś pieśń. Odparłem, że znam. A wówczas, podczas
okupacji wszyscy śpiewali pieśń: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech
się nie tułamy”. Ja natomiast nie słyszałem dobrze tego zakończenia i zaśpiewałem księdzu:
„Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj nad tymi wołami”. Ksiądz skwitował to,
że woły też boże stworzenia i też trzeba się nad nimi litować. Tak skończył się mój pierwszy
poważniejszy występ.
Czym się różnią przedstawienia świąteczne od innych, rutynowych?
Nie lubię przedstawień, koncertów rutynowych, takich które nie mają jakiegoś piętna,
charakteru specjalnego i zwykle odmawiam w nich udziału. Te świąteczne różnią się od innych
zasadniczo: od początku do końca koncerty sylwestrowe choć poważne artystycznie są pogodne
w odbiorze. Wszyscy są nastawieni radośnie, ja sam opowiadam anegdoty, poza tym melodia
goni melodię tak, że chce się słuchać. Ludzie przez cały rok muszą rozwiązywać problemy
związane z codziennością, więc w ten jeden wieczór chciałbym, aby zapomnieli o wszystkim,
aby te melodie wciągnęły ich w inny świat. Dlatego główne przesłanie takich koncertów to
miłość.
Zawsze?
Najważniejsza jest miłość - papież też tak mówi.
4

Podobne dokumenty