Kobiecość niejedno ma imię. Energia wody – fali
Transkrypt
Kobiecość niejedno ma imię. Energia wody – fali
Kobiecość niejedno ma imię. Energia wody – fali życiodajnego życia – zebrała się we mnie z milionów kropel. Dojrzewałam kropla po kropli do świadomości bycia kobietą. Pamiętam nabrzmiewanie mojego ciała i niepokoje dziewczynki przeistaczającej się w kobietę. Pamiętam kontakt mojego ciała z bielizną, z trykotem podkoszulki stroju gimnastycznego i próby poskramiania odczuwania. Kobiecość mnie zachwycała i przerażała. Miałam wrażenie, że nie jestem gotowa do bycia kobietą. Wciskałam twardniejące brodawki do środka sutek i przeżywałam bezsilność i nieśmiałość. - Moje ciało mnie nie słuchało. Domagało się, bym teraz ja zwróciła na nie uwagę. - Była to chwila osamotnienia dojrzewającej dziewczyny. Wyzwoleniem stały się szerokie ojcowskie swetry, których rękawy podwijałam wielokrotnie. - Tak tworzyłam swój schowek. Pachniał szyprem. Szafa mamy... Suknie, halki, pantofle.. Błękity i wiśniowe kolory. Fasony. Puder!! Flakoniki z perfumami. Schludnie ułożone fartuszki. Bielizna. Halki i koszule nocne - brzoskwiniowe, atłasowe. Sanktuarium. Babcine srebrne lisy, suknie w kwiaty, zamszowe pantofle, kapelusze i perełki. Broszki. Klipsy. Podglądałam ich kobiecość i chciałam mieć swoją. Było mi daleko i do taty i do mamy i do babci. Byli za swoimi mgławicami przeżyć. Ciało moje onieśmielało mnie i przejmowało zachwytem. Lubiłam je oglądać, gdy byłam sama. Kładłam się wtedy na tapczanie naga, tak jak mnie Pan Bóg stworzył i trzymając lustro nad sobą, patrzyłam. Lubiłam dotykać miejsca, gdzie spotykały się pośladki. Czułam delikatność tego miejsca. Lubiłam dotykać swych piersi i czułam ich siłę. Czułam tajemnicę, gdy gładziłam swe łono. Wiedziałam, że kobiecość jest pięknem i .. nie chciałam, by każdy to piękno oglądał. Chciałam się nim nacieszyć, poznać je. Oczy ludzi patrzących na mnie, bolały mnie. Komplementy mężczyzn mnie onieśmielały, często wydawały mi się zbyt gwałtowne, a koleżanek świat był INNY. Często czułam się samotna i wyobcowana. Milczenie, w którym wzrastałam przestało służyć mojemu kamuflażowi. Przyszła pora krzyku, a ja smakowałam wzrastanie w ukryciu. Świat zewnętrzny był zbyt głośny, a moje ciało lubiło ciszę intymności. Potrzebowałam inkubatora - ciepła i bezpieczeństwa, by być. Emocjonalność mojego ciała i żywioły, które nim wstrząsały, nazywałam w wierszach, pamiętnikach, przed lustrem, w dotyku. Pisanie do tej pory jest dla mnie dotykiem. Czasem jest skrzydłem anioła, czasem muśnięciem gołębicy siedzącej na mym ramieniu, czasem głębokim spojrzeniem w otchłań podświadomości. Ale zawsze jest dotykiem. Dotykiem zaczęłam się dzielić, gdy uznałam swą gotowość. I pierwsze spotkanie było potwierdzeniem mojego kobiecego piękna. Widziałam je w oczach mojego mężczyzny, w delikatności pocałunku, w mowie jego ciała. Już wiedziałam, że ciało jest wszechwiedzą. Gdy przyszedł czas na oddech, wiedziałam, że jestem odrębna, choć jeszcze nie umiałam z tego korzystać. Potrzeba mi było doświadczeń, by z ziemskości człowieczeństwa przeobrazić się w niebiańskość kobiety, spotykającej się z ogniem ziemi – mężczyzną. Spotkanie z innością mężczyzny otwierało moje trzecie oko, a fale, płynące od wibracji spotkania we dwoje odkrywały we mnie Rajski Ogród. Owocowałam radością przeżywania we dwoje i tak też uczyłam się kobiecości. Kobiecości we mnie. Mój ziemski ogród – ten za domem – uczył mnie ciszy, rozkwitania, owocowania, zbierania, a jego płody przynosiły mi karmę i umiejętność jej doskonalenia. Ziemia zawsze była mi pomocna do odnajdywania swej odrębności. Koiła mnie, gdy na niej się kładłam i przytulałam, jak do prapoczątku istnienia. Często była mi ojcem i matką, powiernicą i pocieszycielem. Jej nauka uczyła mnie siebie. Istoty jeszcze jednej z wielu. Wiedza mojego ciała otwierała mnie na smakowanie duszy mojej, a tam byłam przestrzenią, siłą i mocą tworzenia - we współpracy z Bogiem i mężczyzną, którego kochałam wzajemnie. Brzuch... Jego owocowanie dodawało mi siły i świadomości. Kwitłam w macierzyństwie, przeżywając kolejne dojrzewanie kobiecości. Jego bujność wydała na świat córki. Jedna jest jak wielokrotność niezapominajki, druga, jak soczystość brzoskwini. Takie też są ich kolory aury. Nasze spotkania uczyły nas relacji kobiecości, służyły przypomnieniu macierzyństwa mojej mamy, mojego dziecięctwa, dojrzewania. Czas biegł złotą linią energii życia i nic już nie było takie same. I wtedy uświadomiłam sobie, że życie jest ciągłym dojrzewaniem. Jest jak fala wznosząca się ku wspomnieniom, pulsująca dzisiejszością i wpływająca w przyszłość. Tworzy akwen. Źródło. Uświadomiłam sobie ciągłość, stałość zmienności, która zdąża ku źródłu, wypełniając coraz głębiej i szerzej i wyżej wszechświat, który współtworzę. Praca.- Tworzenie materii. Wypracowanie pieniądza. Realizacja i pogłębianie nauki życia doczesnego. Bycie elementem zespołu. Nauczyłam się transformować wyścig i rywalizację w skupienie wytwarzania. W bycie drobiną, komóreczką, składającą się na całość. Byłam i niezbędna i mała. Uczyłam się pokory. Swojego miejsca. Byłam sobą - kobietą - i z nimi - zespołem. Czułam swą inność i tworzyłam jedność. Uczyłam się współżyć, współpracować mentalnie. Być osobiście i w zjednoczeniu. - Takie doświadczenie też uczyło mnie kobiecości. Cenność każdego doświadczenia tworzyło moje wewnętrzne bogactwo. Zawsze czułam się kobietą. Zdrada. Wyrwała mnie z inkubatora bezpieczeństwa. Piekła wstydem i upokorzeniem. Rozerwała moje ciała subtelne i rozkrwawiła przerwaniem jedności. Umierałam bez niego i łapałam oddech, by przeżyć. I zamykałam swoją przestrzeń, by móc określić siebie bez niego. Siebie w wolności bycia niezależną od fizycznej bliskości, od emocjonalności związku, od bliskości bicia drugiego serca. Moje falowanie między śmiercią bez niego i życiem ze sobą samą było kolejnym odkrywaniem moich światów. I na nowo rodziłam siebie. I w tym wzrastaniu poczułam się kobietą, jak nigdy dotąd. Miałam już siebie dla siebie. Wiedziałam, gdzie się zaczynam i kończę. Poznawałam siebie już nie w przestrzeni życia lecz jako przestrzeń, jako życie. Już nie pragnęłam, tylko byłam. Mój wszechświat był pełen. Wybaczenie przyszło wraz z samotnością ciszy we mnie. Cisza rozlała się w świadomość i przestała być samotnością i uzależnieniem. Stała się światłem i akceptacją niedoskonałości. Wraz z nią odkryłam dojrzałość. Byłam przy porodzie mojej córki. Widziałam mękę oddzielanie się ciał. Mękę rodzenia kolejnego życia. Widziałam, jak światło wprost z centrum oka Boga wniknęło w rodzącą się nową istotę, jak nowonarodzona kobieta i jej matka złapały - każda oddzielnie - oddech życia. A ja - w modlitwie o pokój ich dusz i ciał - otrzymałam kolejne światło rozróżnienia i wiedzy. Będąc babcią otrzymałam kolejną łaskę kobiecości. Kolejną siłę i subtelność. Kolejny początek nauki mej kobiecości w coraz innym wymiarze wzmacnia we mnie odwagę życia. Mój świat kobiety jest napęczniały gotowością na spotkanie ze światem mężczyzny, który jest gotowy do spotkania ze mną. I ta kolejna gotowość jest równie ważna, jak każda chwila kobiecości w moim życiu.