kliknij tutaj (pdf – 1mb)

Transkrypt

kliknij tutaj (pdf – 1mb)
Kamil Burman
TRZY DOŁKI
W PIASKU
WYDANIE I POPRAWIONE
http://one-of-none.com
Polska 2012
Autorem tej niedługiej historii jest niejaki Kamil Burman. Właściciel
dokumentu prosi o szacunek dla papieru, jak również dla godności
człowieka. Tym samym liczy na wyrozumiałość czytelników,
składając najserdeczniejsze życzenia miłej lektury.
Trzy dołki w piasku
Ostatnie dni tej ery dobiegały końca w niepewnych zachodach i twardych porankach. Jesienne przesilenie rozmyło wierzchołek nieba, pod którym wracali uprawcy z górskich obszarów. Za korytarzem wodnych odnóg pozostawiono wyrównane pola, aby ponownie przypłynąć w tamto miejsce następnego roku. Miesiące pracy
minęły, a powrót do domu wąską łodzią, wciśniętą w nurt ciężarem
plonów, był zasłużonym darem wręczonym przez los. I choć znaczna
część społeczności uważała już w tym czasie, że jej życiem kierują
bezosobowe wiatry znad horyzontów, to wielu do końca pozostało
przy wierze w obecność Przyjaciela Runa, czuwającego bez wytchnienia pod stopami istot żywych.
Tradycja ludów Brzegu w każdym względzie tworzy hermetyczną całość. Niestety, straciliśmy już zbyt wiele, aby odtworzyć
przynajmniej część poplątanej kultury naszych przodków. Na mocy
hipotezy o słabej podstawie domyślamy się zaledwie paru myślowych
figur. Najprawdopodobniej bogowie Brzegu, związani ściśle z rocznym cyklem obrotu sfer, spoglądali w dwadzieścia stron świata, ponieważ tyle kierunków rozróżniali mieszkańcy wyspy. Obecność nadprzyrodzonych wyrażał ciągły ruch, a wszelkie pomniejsze wyobrażenia ustępowały rozmyślaniom starszych nad zapowiedzią przejścia
Opiekunów w ostateczną postać Siewcy. Wydaje się, że chaos przypadkowego ruchu stanowił zasadniczą cechę boskiej natury. Dlatego
porządek rzeczywistości w oczach najmądrzejszych był odbiciem
tanecznych decyzji bogów, podejmowanych na granicy zupełnego
przypadku.
Rozważania myślicieli, potwierdzone czterema źródłami z
różnych części wyspy, dążyły zawsze do tożsamego wniosku. Jesteśmy niemal pewni, że dla podsumowania rozważań budowano nastę-
3
pującą figurę: „Skoro boski chaos, będący poza naszą recepcją, ale też
poza wszelką wiedzą, która należy do inwentarza ludzkich narzędzi,
nie pozwala ułożyć się w żadnym porządku (choć ten zapewne istnieje, jeśli los tak wyraźnie kształtuje nasze czyny), to musi nadejść
dzień, gdy wszyscy Opiekunowie trafią na siebie w przypadkowym
punkcie świata. Mamy wprawdzie trudności z odczytaniem boskich
zamiarów, ale przecież nieprzerwanie odczuwamy czyjąś obecność
pod gołymi stopami. Ciągłe zmiany decyzji, odwracanie naszego losu
i wpływ na poczynania każdego człowieka, dają nam obraz bliski szaleństwu. Świadczy to raczej o nikłej mocy rozumu niż o braku zamiarów twórców wobec swego dzieła. Ruch istniejących pod ziemią jest
ciągłym dowodem na trwanie przy człowieku ogromnej siły, wykraczającej poza marne ramy ludzkiego ładu. Dotykając zaledwie paru
nici, jakie łączą nasze myśli z Wiecznym Planem, nie odpowiemy
nigdy, dlaczego Opiekunowie wybrali ruch zamiast spoczynku. Wiemy jednak, że rozpędzone do skrajności punkty trafią kiedyś na siebie, w jednym miejscu pod pokrywą ziemi, wszystkie razem, wszystkie nagle i natychmiast”.
Poranek dnia wyznaczonego na przejście ku jedności nazywano w pamiętnej erze chwilą tańczących liści. Śpiewano ku niej
wiele zagubionych pieśni podczas wieczornych spotkań.
W przeciwieństwie do naszych wierzeń, kres historii nie stanowił dla
mieszkańców Brzegu obiektu nadziei lub strachu. Przejmująca jest
głęboka, wręcz mistyczna obojętność, z jaką ci ludzie formułowali
zasadniczą prawdę swojego światopoglądu. Źródła odkryte w rejonie
Morgana pozwalają sądzić, że Siewca nie miał wprowadzać żadnej,
choćby najmniejszej zmiany w doskonałym oraz już ustalonym porządku świata.
Jeśli więc życie nie było czasem doskonalenia i oczekiwania,
to musiało być pewnym odciętym od pragnień wyrazem stałości.
Przez wszystkie znane ery mieszkańcy Brzegu tkwili przy wyjściowym
stanie wiedzy, co nam jawi się jako byt zamrożony stagnacją. Z drugiej strony funkcjonowanie w ten sposób pozwalało im formułować
niezmienne pojęcia i zasady. Gdy czas pomnaża wyłącznie liczbę istnień, żadna teza nie jest tym, czego nie powiedziano by już wcześniej.
4
Wszystko, o czym w ciągu bliźniaczych lat pomyślano, stawało się
jednym z kolejnych samotnych praw, powtarzanych następnym pokoleniom. Zgromadzone doświadczenia nie wykluczały się, choć także nie stanowiły logicznej całości. Wyrażona myśl funkcjonowała w
oderwaniu od innych, a umysł ludzki czuwał nad tym, aby głoszone
sądy nie wpływały na siebie, nawet jeśli funkcjonowały we wspólnym
obszarze wiedzy.
Efektem takiego sposobu poznawania był też język ludów
Brzegu i sposób, w jaki wyrażenia wypowiadane przez człowieka
układały się w zdania. Rozmawiano niewiele, często wykorzystując
słowa przepełnione znaczeniami. Zdawkowe informacje ograniczały
się do wyrażania odczuć lub powtarzania przyswojonej wiedzy, a czas
gdy rozmawiano najwięcej, obejmował wielodniowe powroty rzecznymi kanałami otaczającymi Brzeg.
***
Ustalono, że mieszkańcy wyspy dla własnej wygody, ale też ze
względu na wiarę w świętość dwudziestu powtórzeń, wykopali właśnie tyle szerokich ścieżek, ułożonych w równej odległości wokół kolistej granicy ich ogromnego domu. Ścieżki mieściły niezliczone ilości
łodzi, a ich koryta wykładano kostką z kolorowych kamieni. Każdy
kanał zdobiła ściana w innym odcieniu, przechodząc zgodnie z ruchem wskazówek zegara od piaskowej żółci, pełnej słonecznych akcentów, do ciemnej purpury, za dnia mieniącej się szlachetnością
szklistych odłamków, a pod wieczór wpadającej w głębokie przestrzenie zadumy.
Sądzimy, że barwa wodnego korytarza w pewien sposób
wpływała na osobowość swoich gospodarzy lub że przeznaczenie
mieszkańców warunkowała przynależność do danej dzielnicy. Bez
odpowiedzi pozostaje pytanie, w jaki sposób uprawców przydzielano
do konkretnych kanałów. Jest jednak pewne, że ludzki umysł, formowany przez lata, odczuwał wpływ szczególnego koloru ścian własnej drogi. A kolory te nawet dzisiaj przejmują swą nadzwyczajną
intensywnością. Prawdopodobnie już w pierwszej z er, podczas bu-
5
dowy wodnych żył, ozdabiano ich ściany w konkretnym celu. Oglądana z bliska dwukolorowa nić o barwie roztartych orzechów, nosiła
nazwę Arterii Pierwszej Żądzy, o czym głosi napis na tabliczce przed
bramą wjazdową. Sąsiednia z kolei gościła w swym korycie Zapach
Niepoliczalnego, a jeszcze inna, choć napis na tabliczce rozorano
grubym dłutem, należała z pewnością do zwiastujących Pyliste Noce.
***
Mogłoby się wydawać, że doskonałość tej społeczności, a także w pewnym stopniu zdolność do przetrwania poza naszą świadomością, tkwiła w trafionych podziałach i uszeregowaniach. Typy charakteru, cechy indywidualne poszczególnych jednostek, znajdowały
swoje odzwierciedlenie w stworzonych kategoriach. Te, ustalone tylko raz, być może zupełnie przypadkowo, nie wymagały wprowadzania dalszych poprawek. Źródła dowodzą jednak, że tendencje do podziałów były znacznie głębsze, niż tylko wyznaczenie dwudziestu wielobarwnych kanałów dla całościowego objęcia możliwych kombinacji.
Choć wodne ścieżki oddzielały szerokie parki, które starannie pielęgnowano w okresach odpoczynku, choć te charakterologiczne społeczności nigdy się nie spotykały, bo nawet w osadzie wpływały do
własnych dzielnic, to podział ludów był jeszcze głębszy. Wymagało
tego utrzymanie porządku, który był warunkiem niezależnego trwania.
Niech za przykład, do jakich granic dotarli nasi przodkowie,
posłuży opis powrotów z bezkresnych pól. W najbliższej przeszłości
uprawców pozostawiamy długie miesiące wyczerpującej pracy, wodne arterie wypełniają łodzie pielgrzymów. Wieczorna podróż, za każdym razem, pod koniec każdej z er, wędrówka ciosanymi łodziami
wzdłuż równo posadzonych drzew i ścieżek o poprzecznych odnogach,
była rodzajem cichego świętowania. Łodzie odpychane długimi, rzeźbionymi drągami, płynęły w zwartych rzędach, delikatnie odbijając
się od sąsiednich burt. Stojący na rufie właściciel dbał, aby uderzenia
nie były zbyt częste, ale też nie wykluczał ich zupełnie. Zetknięcie z
drugą łodzią należało bowiem do rytuału powrotu i rozumiano je
6
jako jedyną formę dopuszczalnego kontaktu z inną rodziną. Uprawcy
zajmujący dany pokład prawie nie oglądali się na boki, a wyłącznymi
kompanami podróży byli członkowie ich rodzin.
Mimo to nawet ze sobą prawie nie rozmawiali. Ułożony w
dziobie kufer z zapasami żywności otwierano w regularnych odstępach czasu, bez żadnych próśb lub uświęconych komend. Każdy
otrzymywał posiłek według własnej potrzeby. Małe paczki podróżujący podawali sobie z rąk do rąk, docierając w ten sposób do mężczyzny
kierującego łodzią. Posiłek zjadano z radością. Świeże plony, z których jeszcze po drugiej stronie, dzień przed podróżą, przygotowano
pożywne porcje jedzenia, stanowiły ukoronowanie wyczerpującej
pracy. Nikt nie rozpoczynał rozmowy, gdy wszyscy czuli przecież to
samo. Powtarzanie takich samych myśli było pozbawione praktyczności, co akurat doskonale rozumiemy.
Ludy Brzegu stawiały pragmatyzm na szczególnym miejscu.
Sądzimy, że skrajne podejście do ekonomii ruchu było podyktowane
warunkami życia w nieprzyjaznym środowisku. Choć żyzne ziemie
dawały obfity plon, to jednak praca na górskich zboczach wymagała
ponadludzkiego wysiłku. Poświęcanie czasu na zajęcia niepotrzebne
przybliżałoby całą społeczność do wyczerpania sił.
Cywilizacja, której osiągnięciem nie było nic więcej oprócz
uprawy ziemi, skazywała się na bezradne stawianie czoła wyzwaniom,
jakim nie mogła sprostać. Wszelkie ataki ze strony chorób lub dzikich zwierząt, kataklizmy, nieurodzaj, dziesiątkowały całe rodziny.
Szczęśliwie, wypadki te zdarzały się rzadko, a ludzie wierzyli, że wyłącznie pracą nie gniewają bogów.
Powrót do domu był więc tylko kolejnym z etapów odnawianego cyklu. Człowiek, wrośnięty całą świadomością w rytm natury,
godził się na prawa świata, uważając, że taka rzeczywistość była najlepszym wytworem Doskonałości.
Ku tajemnicy porządku otoczenia śpiewano krótkie piosenki.
Gdy na jednej łodzi ktoś zaintonował pierwsze nuty, równomierny
szum rozchodził się stopniowo po wszystkich kanałach. Parę spisanych utworów różniło się nastrojem, melodią oraz tempem, dlatego
łatwo było je rozpoznać mimo odległości dzielącej arterie. Słowa roz-
7
chodziły się w obie strony kolorowego kręgu i przed ostatnią zwrotką
zamykały bieg, rozbrzmiewając zawsze radosnym finałem.
Z niezwykłym efektem musiała przychodzić cisza, jaka nagle
zapadała po odśpiewaniu utworu. Płomienie pochodni na dziobach,
wzburzane dotychczas śpiewem tysięcy ust, w krótkiej chwili powracały do spokojnego falowania. Na moment wyrwani z bezrefleksyjnej
zadumy, spokojni uprawcy zajmowali wcześniejsze pozycje na swych
łodziach. Wyprostowani, prawie bez ruchu, wyczekiwali bram, które
niebawem miały ich przywitać w zapomnianej osadzie.
Ostatnie pasma drogi pokonywano w całkowitym milczeniu.
Stłumione wzburzenie rozgarnianej wody docierało najpierw za bramy miasta, aby osiadać pomiędzy domami na pustych ulicach. Jakaś
zbiorowa świadomość umożliwiała podróżnikom przybycie do celu
zawsze o ustalonej porze. W chwili, gdy najgłębsza noc przykrywała
całą okolicę, w oddali dostrzegano koliste mury i kilka masywnych
wież na tle nieba. Wprawdzie w sercach wszystkich uprawców rosła
coraz gorętsza radość, jednak nie było potrzeby, aby ją wyrażać choćby stłumionym westchnięciem. Wszyscy czuli to samo. Nieme porozumienie, unoszone wspólną myślą, pozwalało świętować szczęśliwy
powrót bez udziału zewnętrznych oznak. Ludy Brzegu czuły, że znów
po wielu dniach pracy są naprawdę razem.
***
Jeśli jeszcze zbyt skąpo o tym napisano, twierdzimy teraz z
pełnym przekonaniem: wjazd do osady oznaczał zapełnienie całkowicie pustych murów. Przez większą część ery, ten wzniesiony ludzką
ręką punkt na mapie świata pozostawał chłodnym fragmentem krajobrazu. Pozbawiony życia i ludzkiego gwaru, kolisty teren otoczony
wodą wyglądał jak śmieszna skorupa, miniaturowy masyw górski,
oczyszczony z ruchu i obecności.
W pustych mieszkaniach stały wilgotne szafy ze sprzętami
potrzebnymi do życia według reguł cywilizacji. Garnki i odzież lub
nadpsuty materiał do uszycia wiotkich koszul, na przetrwanie kilkunastu dni. Lampy i puszki z łojem. Arkusze i pióra do sporządzania
8
prostych notatek. Domowe narzędzia, konieczne dla utrzymania porządku. Wszystko, cały dobytek pozostawał w idealnym bezruchu,
niepokojony wyłącznie deszczem i przeciągami. Niewielkie domy,
zarówno w czasie nieobecności gospodarzy, jak również w krótkich
okresach przygotowań do kolejnej ery, nie wymagały żadnego zamknięcia.
Musimy pamiętać, że ludy Brzegu przetrwały całą swą historię bez zetknięcia z innymi światami. My, którzy próbujemy nawiązać
z nimi symboliczny kontakt, robimy to już poza czasem tej kultury o
wypowiedzianym kształcie. Dlatego też mieszkańcy okrągłej wyspy
mogli żyć bez obaw o utratę własnego dobytku na rzecz kogokolwiek
spoza ich otoczenia.
Gdyby jednak skupić się na problemie sąsiedzkich kradzieży,
trzeba powrócić w pamięci do idei dwudziestokrotnych podziałów.
Tak jak dwadzieścia wielobarwnych arterii łączyło świat z wyspą, tak
i jej wnętrze podzielone było na nieskończenie wiele dwudziestokrotności. Dwadzieścia dzielnic oddzielonych wysokim murem dzieliło
się na tyle samo osiedli, a każde osiedle posiadało dwadzieścia głównych ulic i po dwadzieścia bocznych uliczek biegło do dwudziestokrotnych ścieżek. Gdzieś na końcu tego podziału znajdowały się
skromne, choć całkiem wygodne domy.
Żyjąc w sieci symbolicznego działania z dwudziestką w swoim
centrum, ludzie ci poznali pewne reguły, zbliżone konstrukcją do
działań matematyki. Ponieważ wszelką zbędną swobodę ograniczono
do minimum, ludzkie zachowanie dało się opisywać tymi wyliczeniami. Gdy więc z rzadka dochodziło do mało groźnej kradzieży, wychodzono od dwudziestu domów zgromadzonych wokół wspólnej
ulicy, by następnie poprzez szereg pytań, związanych z naturalnymi
okolicznościami pechowego dnia, wybrać odpowiedni rytuał albo
wróżbę, wskazujące złodzieja z dokładnością do dwóch podejrzanych.
Na pytanie, czy podejrzany dopuścił się przestępstwa, jeden zaprzeczał, a drugi potwierdzał swą winę, wiedząc, że wcześniej czy później
kłamstwo wyszłoby na jaw. Niestety, tak jak dokładnych zasad metafizyki dwudziestu podziałów, tak też losu przestępców nie potrafiliśmy dotąd ustalić.
9
***
Wiele innych aspektów życia cywilizacji Brzegu łączyło się z
dwudziestką. Część z nich była efektem wiekopomnych ustaleń myślicieli, inne musiały drogą podświadomych nawyków przenikać do
codzienności. Za przykład niech posłuży historia Wieczornego Sprzedawcy, odnaleziona na kartach wybrakowanego woluminu, który
zapewne pełnił rolę kroniki jednej z dzielnic. Bardzo żałujemy, że z
owej księgi przetrwały do dzisiaj jedynie skąpe fragmenty, sięgające
do ostatnich poranków ery poprzedzającej tę, o której piszemy.
Wszelkie źródła wiedzy traktujemy wszak z równą dbałością, dlatego
dziękujemy Siewcom Przypadku również za taki dar, jaki nam wydaje
się zbyt skąpym. Ufamy, dopóki nowe fragmenty nie uzupełnią naszej wiedzy, że otrzymujemy od Czasu tyle zastygłych słów, ile potrzeba do postawienia twardego kroku na drodze poznawania.
Wieczorny Sprzedawca, jak się wydaje, był jedynym w historii wyspy, który podjął decyzję o wyzbyciu się domu i prawa do zbierania plonów. Co za tym idzie, był realnym zagrożeniem dla niezachwianego ładu, panującego w świecie Brzegu od pierwszej z er. W
oczach innych, a przynajmniej tych, którzy mieli okazję go spotkać,
postrzegany był jako pominięty myśliciel lub szaleniec. Trzeba
wspomnieć, że również myślicieli wybierano metodą obliczeń. Nigdy
przy tym nie padło na człowieka, który byłby niegodny takiego miana.
Nowo wybrany przechodził specjalne obrzędy inicjacji, po czym
wstępował za mury szkoły starszych, gdzie resztę życia poświęcał
odkrywaniu stałego porządku świata. (Porządek ten musiał jednak
ulegać zmianie, gdy nowe spostrzeżenie dodawano do spisu wiecznych prawd!)
Ustalenie właściwiej wersji dotyczącej Wieczornego Sprzedawcy jest sprawą trudną, gdy do dyspozycji oddano w nasze ręce
zaledwie parę kartek wraz z pociętą siecią domysłów. Rzeczywiście
słowa przypisywane temu człowiekowi nie mogły paść z ust typowego
mieszkańca wyspy. Z drugiej strony trudno uwierzyć, że doskonałe
10
obliczenia myślicieli mogły pominąć szansę na przyjęcie do swego
grona kogoś równie błyskotliwego. Skłaniamy się więc ku dwóm hipotezom.
W pierwszej Wieczorny Sprzedawca mógł być jedynym przybyszem, na jakiego natknął się Brzeg w całej historii. Tyle że w tej
wersji, człowiek ów oprócz inteligencji, musiałby posiadać także niezwykłą siłę i twardą wiarę we własne przeczucie. Dotarcie bowiem
choćby do okolic Brzegu wymaga posiadania dokładnych współrzędnych, a nawet wtedy jest sporym wyzwaniem dla nas samych – potomków żyjących wiele cyklów po wygaśnięciu ostatniej ery.
Dlatego jesteśmy skłoni trzymać się wersji, w której Wieczorny Sprzedawca był wymysłem zlęknionej społeczności, chcącej ukoić
własne sumienie. Mit jest przecież najlepszym lekiem na utrapienia,
a w prosty sposób tłumaczy sprawy, wymagające skruchy od winnego,
gdy ten nie rozumie swojego występku. Przemawiałby za tym fakt, że
postać niepokornego wędrowcy pojawia się w historii Brzegu w przededniu całkowitego zamilknięcia. Trudno uwierzyć, że odosobniony
wichrzyciel mógłby zburzyć dorobek cywilizacji pielęgnowanej przez
całą wieczność. Bardziej prawdopodobne, że jego niszcząca pieśń
była wyrazem wspólnego głosu zbuntowanej dzielnicy, części społeczności lub, co raczej niemożliwe, całej osady. Jak mówimy, istotne,
że po ogarnięciu Brzegu zatrutym śpiewem, cywilizcja ta nie wydobyła z siebie już żadnego głosu. Historia świata zna wiele podobnych
mitów, krzesanych iskrami rozpaczy.
Postać Wieczornego Sprzedawcy, bez względu na to, czy
stworzono ją ze strzępów prawdy, przedstawiano jako wędrownego
handlarza w średnim wieku. Nosił na plecach skórzany worek z dobytkiem, a przed sobą prowadził chybotliwy wózek, oświetlany
dwiema lampkami. Na dnie wózka miało znajdować się głębokie naczynie z gorącym wywarem, w którego skład wchodziło suszone mięso i nieznane w tych stronach odmiany ziół.
Mężczyzna każdego wieczoru pojawiał się w osadzie i do rana
obchodził główne ulice wszystkich dzielnic. Nikt nie potrafił powiedzieć, w jaki sposób udawało mu się zdążyć przed świtem, choćby
dlatego, że aby ominąć graniczne mury wewnątrz miasta, należało
11
wracać za każdym razem do bram wejściowych. Faktem jest, że przez
sześćdziesiąt dni jego wędrówki powtarzały się co noc. Za każdym
razem potwierdzano odwiedziny wędrowca w dwudziestu dzielnicach.
Częstowanie przechodniów krzepiącym wywarem było tylko
pretekstem do nawiązania rozmowy. Często za swój poczęstunek
mężczyzna nie żądał zapłaty, jeśli napotkany nieznajomy godził się
na krótką rozmowę. A że wieść o dziwnym, choć kuszącym smaku
potrawy rozniosła się szybko po wszystkich domach, wielu celowo
opuszczało obejścia z nadzieją spotkania fantastycznego przybysza.
Zwracamy się w tym miejscu z wielką czcią do naszych Opiekunów, którzy dali nam odkryć słowa Wędrownego Sprzedawcy. W
pewnym sensie nie uważamy tego za szczególną łaskę, gdy po roku
badań okazuje się, że tajemniczy monolog utrwalono w pieśni tak
charakterystycznej dla ludów Brzegu. Dla nas pozbawiona szczególnych walorów artystycznych, musiała być bliska sercom naszych
przodków. Liczne kopie powielane na sztywnych arkuszach odnajdujemy do dzisiaj w ruinach wygasłej osady. Treść, zawsze ta sama,
powtarza słowa, które odcisnęły swe piętno w umysłach ludu, a dla
nas są już wyłącznie poczciwą pamiątką z mrocznych er, gdy człowiek
dopiero odkrywał własne przeznaczenie.
Przywołujemy te słowa bez żadnych zmian edytorskich, stąd
niektóre zwroty mogą okazać się niezrozumiałe:
Pytany o przyszłość odpowiadaj. Przyszła w moim życiu
chwila. Zaczynam rozmyślać nad dalszą drogą. Mogę wybrać jedno wyjście. To znaczy, że wybieram życie od rana do wieczora. I to
znaczy, że wybieram sen od wieczora do rana.
Wtedy poświęcam czas na długie myśli. Mówiłbym do bogów, których nie znam. Żyłbym inaczej.
Pomijam zachęty wygody. Teraz brakuje mi szczęścia i radości. To ułatwia nabranie poczucia spełnienia. Przeszkadza mi
moje ciało. Ono boli w różnych miejscach. Boli, gdy zastanawiam
się nad warunkiem, jaki daje pojmowanie świata.
Więcej śpiewu. Otaczamy się dotykiem. Zewnątrz zastąpiło
mnie. Przedmioty to plony ruchu. Jestem więc efektem wykonanych
12
zajęć.
Odczuwałem dotąd brak kontaktu z wszystkim innym.
Wszystko jest reakcją drugiego. Nie chcę przejęcia na własność mojej osoby. Chcę kogoś drugiego i bez jego słów. Całe problemy zmierzają do wagi zrozumienia. Nie posiadam dostatecznych słów. Ty
mi teraz odpowiedz.
Trwają prace nad odniesieniem tego tekstu do reszty dorobku
cywilizacji Brzegu. Nasi uczeni wyprowadzają kolejne hipotezy, lecz
trop ciągle gubi się w uwikłaniach wyuczonej logiki. Nie potrafimy
myśleć na sposób naszych przodków, o czym przekonaliśmy się już
podczas próby rozwikłania dwudziestokrotnego sytemu działań.
Pozostaje wierzyć, że nasi Opiekunowie pokierują dłońmi badaczy i pozwolą odkryć nowe ślady minionych er. Bez nich jesteśmy
ślepi. Gdy tylko dotrzemy [dostrzeżemy?] [...] w korzeniach własnej
historii, będziemy bliżej [...] ale tym bardziej cieszy nas odległe przeczucie [przybycie?]
[DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU NIECZYTELNA LUB ZNISZCZONA]
13