Justyna Radkiewicz Wejherowo 8.06.98

Transkrypt

Justyna Radkiewicz Wejherowo 8.06.98
Któregoś lata dotarłem do Szczecina. Przyjechałem wprost z Puszczy
Augustowskiej, gdzie próbowałem zobaczyć i sfotografować bobry. Spędziłem noc w
zatłoczonym pociągu, dzień na chodzeniu po Szczecinie i następną noc na
włóczeniu się po Wałach Chrobrego, robieniu zdjęć z długim czasem w porcie i w
nieczynnym Wesołym Miasteczku. Koło drugiej w nocy poczułem, że muszę
odpocząć. Znalezienia spokojnego miejsca do spania w dużym mieście jest trudne.
Chciałem położyć się w jakichś krzakach, owinąć w śpiwór i pospać parę godzin - nie
znalazłem jednak odpowiedniego legowiska. Bardzo chciało mi się spać. Wobec
tego poszedłem na dworzec. Usadowiłem się w poczekalni, plecak wcisnąłem
między nogi, oparłem na nim głowę i zasnąłem.
..............................................................
Obudziłem się...Podniosłem głowę. Zobaczyłem światło kłujące, coś się w nim
poruszało, pełzało...potem usłyszałem - jakieś bulgotania, chrząki powtarzane
echem... coś pionowego było nieruchome, między tym coś się przesuwało w
poziomie. Jasne plamy drgały na wysokości mojego wzroku, w nich tworzyły się
mniejsze - ciemne. Zewsząd mgła...w kątach ciemno. Widziałem wszystko z
męczącą wyrazistością, ale nic nie kojarzyłem. Co to wszystko jest?!...
...
Po jakimś czasie zrozumiałem, że to co widzę to poczekalnia dworcowa wypełniona
ludźmi.

Podobne dokumenty