biuletyn informacyjny ak, kwiecień 2014 r.

Transkrypt

biuletyn informacyjny ak, kwiecień 2014 r.
kwiecień 2014
Szanowni i Drodzy Koleżanki i Koledzy
Zbliżające się Święta Zmartwychwstania Pańskiego, najważniejsze Święta w Kościele
katolickim, wiążą się z wieloma tradycjami przestrzeganymi w polskich rodzinach.
Począwszy od uczestnictwa w ceremoniach Triduum Paschalnego, z których najczęściej praktykowane jest odwiedzanie Grobu Pańskiego, poprzez święcenie zawartości
koszyczków, którą następnie spożywamy przy Śniadaniu Wielkanocnym, dzielenie się
poświęconymi jajkami, kończąc na „lanym poniedziałku”.
Zatrzymam się na Śniadaniu Wielkanocnym kiedy to rodziny, na co dzień zapracowane, mają okazję pojednać się przy dzieleniu jajkiem. Cieszy mnie, że tę tradycję,
a więc pojednanie, tak licznie podtrzymują Okręgi, Środowiska i Koła ŚZŻAK.
My, wiekowi działacze, pragniemy dożywać swych dni w zgodzie i przyjaźni.
Jajko jest symbolem nowego życia. Czego możemy sobie życzyć, albo czego oczekiwać w najbliższej przyszłości?
Chcielibyśmy cieszyć się sympatią młodego pokolenia, a ze strony Władz Państwa
oczekujemy opieki. Liczymy, że najnowsza ustawa o „Korpusie Weteranów” spełni
nasze oczekiwania.
Prezes Zarządu Głównego
Światowego Związku Żołnierzy
Armii Krajowej
prof. dr hab. Leszek Żukowski
1
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Organizacja Okręgu
Krakowskiego
Służby Zwycięstwu Polski
– Związku Walki Zbrojnej –
Armii Krajowej
Teodor Gąsiorowski
Przebieg działań wojennych, oraz stosunkowo szybki koniec kampanii wrześniowej 1939 r. spowodowały, że jedynie
w kilku wypadkach Dywersja Pozafrontowa
weszła do akcji zbrojnej, m.in. w rejonie
Zakopanego. Zasadniczo jej struktury pozostały nieujawnione. Na południu Polski
bardzo szybko, jeszcze w trakcie trwania
działań wojennych, zostały przekształcone w Organizację Orła Białego. Przyjmuje
się, że została ona powołana do życia
w Krakowie 22 września 1939 r. Utrzymała
odziedziczoną po Dywersji Pozafrontowej
strukturę konspiracyjnych „piątek” bojowych, a ponadto w krótkim czasie zaczęła
wydawać własną prasę. Nie była tylko organizacją wojskową, ale i polityczną. Szybko
stała się znaczącą siłą podziemia.
Kiedy w drugiej połowie października do
Krakowa przyjechał z zadaniem zorganizowania struktur konspiracyjnych gen. Michał
Karaszewicz-Tokarzewski zastał tu niemal
gotową siatkę organizacyjną. Po rozmowach
18 października 1939 r. z kierownictwem
OOB i Polskiej Partii Socjalistycznej zdecydowano, że podstawą tworzenia Służby
Zwycięstwu Polski w Krakowskiem staną
się działające tu siatki OOB. Budowane
wówczas organizacje płk. Adama Epplera
i pułkowników Edwarda Godlewskiego,
Tadeusza Komorowskiego i Klemensa
Rudnickiego podporządkowały się SZP
znacznie później, na kategoryczne polecenie
władz na uchodźstwie we Francji. Dowódcą
Okręgu mianowano płk. Juliana Filipowicza
„Roga”, komisarzem cywilnym Tadeusza
Orzelskiego „Tadeusza” z PPS. Po pewnym
czasie zaprzysiągł on członków Okręgowej
Rady Politycznej: Józefa Cyrankiewicza
(PPS), Mikołaja Kwaśniewskiego (Stronnictwo Demokratyczne), Stanisława Mierzwę
(Stronnictwo
Ludowe),
Władysław
Tempkę (Stronnictwo Pracy) i Kazimierza
Kierzkowskiego (OOB).
Specyfiką SZP było traktowanie tej organizacji jako zakonspirowanej administracji wojskowej. Dowództwa Wojewódzkie
miały pozostać odpowiednikami przedwojennych Dowództw Okręgu Korpusu,
w których kompetencje dowódców poszerzono o dowodzenie jednostkami wojskowymi znajdującymi się na ich terytorium.
Ostatecznie ich zadania określono jako:
- powołanie na wyznaczonym terenie struktury dowodzenia, od związków taktycznych do garnizonów terenowych;
-
organizowanie samoobrony i walki bieżącej;
- przygotowanie sił wojskowych i społeczeństwa do powstania powszechnego.
Okręg Krakowski SZP (na tym terenie nie używano nazwy Dowództwa
Wojewódzkiego) odpowiadał terytorialnie
przedwojennemu DOK V i obejmował całe
2
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
województwo krakowskie, całe województwo śląskie (razem z ziemiami włączonymi
do Rzeszy), część województwa kieleckiego (Zagłębie Dąbrowskie, powiaty Olkusz
i Miechów) oraz 12 powiatów województwa
lwowskiego leżących po zachodniej stronie
Sanu, a więc znajdujących się pod okupacją
niemiecką. Dodatkowo podlegał mu teren
powiatu pińczowskiego z przedwojennego
DOK X.
Przybyły do Krakowa 20 października
1939 r. dowódca okręgu, wraz ze swoim szefem sztabu mjr. Janem Cichockim „Jasiem”
stworzyli strukturę sztabową. Wydział
organizacyjny objął kpt. Władysław Galica
„Bródka”, Wydział Informacyjny – kpt.
Feliks Tadeusz Polkowski „Rosa”, Wydział
Wyszkolenia i Walki Konspiracyjnej – por.
Ewald Migula „Paweł”, Wydział Polityczny
– kpt. Zygmunt Kłopotowski „Konar”,
Łączność – mjr Florian Mieczysław
Cerkaski. Nie znamy nazwiska ani pseudonimu pierwszego kwatermistrza okręgu.
Utworzono jednocześnie dziewięć Rejonów
Organizacyjnych. Kontynuowano proces
podporządkowywania lokalnych organizacji konspiracyjnych. Ze specjalną uwagą
potraktowano problematykę przerzutów
ludzi i materiałów przez południową granicę
Generalnego Gubernatorstwa – utworzono
osobną strukturę siatki przerzutowej niezależnej od dowództw terenowych.
13 listopada 1939 r. rząd Rzeczypospolitej
na uchodźstwie zdecydował o przeorganizowaniu SZP i wcielanych do niej niewielkich grup konspiracyjnych w jednolitą
w skali kraju strukturę wojskową: Związek
Walki Zbrojnej. Terytorium kraju podzielono na sześć obszarów. Na mocy tej decyzji
w lutym 1940 r. utworzono Obszar IV
Krakowsko-Śląski ZWZ, pokrywający się
terytorialnie z dotychczasowym Okręgiem
Krakowskim SZP. Obejmował on swoją
działalnością teren wyznaczony na połu-
Kazimierz Kierzkowski
dniu nową granicą słowacką, poprzez
dawną zachodnią granicę państwa, od północy wzdłuż granicy Dystryktu Kraków
(z Pińczowem po stronie „krakowskiej”) do
linii Sanu na wschodzie. Podzielono go na
Okręgi Krakowski i Śląski (z ziem włączonych do Rzeszy) oraz samodzielny Podokręg
Zagłębie Dąbrowskie. Okręg Krakowski
ZWZ został z kolei podzielony na dziewięć Inspektoratów Rejonowych: Kraków,
Miechów, Nowy Sącz, Nowy Targ (jesienią
1942 r. jego rangę obniżono do szczebla Obwodu z Placówkami, które zastąpiły
dawne Obwody w Zakopanem, Nowym
Targu, Rabce, Jordanowie i Makowie
Podhalańskim), Tarnów, Krosno, Rzeszów,
Przemyśl i Tarnobrzeg.
Późnym latem 1941 r., po utworzeniu
przez Niemców Dystryktu Galicja, część
powiatów Łańcut, Nisko, Tarnobrzeg
i Lubaczów przeniesiono do Okręgu
Lwowskiego, podobnie jak cały powiat
Dobromil (w 1943 r.).
Komendantem Obszaru, zgodnie z nominacją Naczelnego Wodza, został płk. Tadeusz
3
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Komorowski „Korczak”, szefem jego sztabu
mjr. J. Cichocki „Jaś”. Płk. J. Filipowicz
pozostał na stanowisku komendanta
Okręgu Krakowskiego. Funkcję szefa jego
sztabu objął mjr. W. Galica. Podlegały mu
Wydziały: I – organizacyjno-personalny,
II – wywiadu i kontrwywiadu, III – planowania i szkolenia, IV – kwatermistrzowski,
V – łączności, a także nowo zbudowany
pion propagandy i walki cywilnej oraz (od
kwietnia 1940 r.) Związek Odwetu.
W ocenie komendanta obszaru struktura osiągnęła pełną gotowość do działań 1
kwietnia 1940 r. Niestety kilka tygodni później nastąpiła spektakularna klęska Francji,
a wraz z Francją upadła nadzieja na szybką
ofensywę na froncie zachodnim, wybuch
powstania powszechnego i zwycięski koniec
wojny. W tej sytuacji polityczno-militarnej
zapadła decyzja o skadrowaniu organizacji.
Nie przerwano jednak scalania drobnych
struktur lokalnej konspiracji.
W kwietniu 1941 r. wielka wsypa wstrząsnęła łącznością i komendami Obwodów
Kraków-miasto i Kraków-powiat, a wkrótce
potem sztabami okręgu i obszaru. Gestapo
zatrzymało kilkadziesiąt osób dysponujących wiedzą o największych tajemnicach małopolskiego ZWZ. Komendanci
Obszaru i Okręgu, Tadeusz Komorowski
i Julian Filipowicz, zagrożeni aresztowaniami musieli opuścić teren.
Kiedy po wielu tygodniach i miesiącach mrówczej pracy odtworzono struktury dowodzenia organizacji, która w lutym
1942 r. została przeformowana w Armię
Krajową – jesienią 1942 r. nastąpiła wielka wsypa w Inspektoracie Nowy Sącz
i na całym Podhalu. Aresztowany przez
gestapo komendant Obwodu Rabka, por.
Michał Brzoza, zgodził się na współpracę z Niemcami. Wydał wiele osób z sieci
łączności i dowodzenia, m.in. szefa sztabu
okręgu, mjr. Galicę. Z obawy przed dekon-
spiracją i aresztowaniem przeniesiono wówczas do Komendy Głównej w Warszawie
Komendanta Okręgu, płk. dypl. Zygmunta
Miłkowskiego „Denhofa”.
Sytuacja na frontach wiosną 1943 r.
wyraźnie wskazywała, że losy wojny zaczynają się rozstrzygać na wschodzie. Kolejne
udane ofensywy armii sowieckiej spychały
Niemców na zachód, natomiast zachodni
alianci nie byli w stanie utworzyć w Europie
drugiego frontu. W tych okolicznościach
należało zmienić koncepcję najważniejszego
wystąpienia AK. Zarzucono projekt powstania powszechnego zastępując go koncepcją
„powstania strefowego” podejmowanego
w miarę postępów przewidywanej sowieckiej ofensywy na terenie Polski. Jeszcze
później „strefowe powstanie” zastąpiono
„wzmożoną akcją dywersyjną”. Dla usprawnienia przygotowań do tej akcji, której
nadano kryptonim „Burza”, we wschodniej części okręgu powołano dowództwo
pośredniego szczebla: Podokręg Rzeszowski
z komendantem płk. Kazimierzem Putkiem
„Zwornym” na czele.
Przygotowania do „Burzy” przyspieszyły
akcję scalania partyjnych milicji z podziemną armią. Jesienią 1943 i wiosną 1944 r.
AK wchłonęła tysiące członków Gwardii
Ludowej PPS, Batalionów Chłopskich,
Narodowej Organizacji Wojskowej i wielu
innych organizacji, często funkcjonujących
tylko w określonym środowisku społecznym
lub na stosunkowo niewielkim terenie.
23 marca 1944 r. przypadkowe aresztowanie płk. Józefa Spychalskiego „Lutego”
i kilku oficerów sztabu okręgu znacznie zakłóciło przygotowania do „Burzy”.
Gestapo zmusiło do złożenia zeznań część
aresztowanych i przechwyciło dokumenty
sztabowe, co zdekonspirowało wielu oficerów i żołnierzy. W tym samym czasie
nasiliła się niemiecka akcja propagandowa mająca na celu skierowanie sił AK
4
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
do walki u boku Wehrmachtu przeciwko
nadchodzącym Sowietom. Gestapo prowadziło rozmowy o tym charakterze zarówno
z aresztowanymi oficerami ze sztabu okręgu (np. płk. Alojzym Kaczmarczykiem),
jak i z dowódcami terenowymi niższego
szczebla (kpt. Alojzym Dziura-Dziurskim
„Kmitą” w Miechowskiem, czy Wincentym
Horodyńskim „Kościesza” w Myślenickiem).
Zarówno szybkość sowieckiej ofensywy
latem 1944 r., jak również braki w uzbrojeniu, a także ogromne nasycenie terenu siłami okupacyjnymi znacznie zredukowały
działania „Burzy”. O ile w Rzeszowskiem
AK ujawniła się występując do walki
z Niemcami siłami kilku pułków 24.
Dywizji Piechoty i odegrała znaczną rolę
w opanowaniu terenu, to w inspektoratach
zachodnich „Burza” miała bardzo ograniczony charakter. Nigdy nie sformowano
w rejonie Krakowa jednostek 6. Dywizji
Piechoty (poza Zgrupowaniem „Żelbet”
odtwarzającym na południe od Myślenic
20. pułk piechoty Ziemi Krakowskiej), jej
16. pułk piechoty w Tarnowskiem wystawił
do walki tylko jeden batalion „Barbara”,
który po stoczeniu kilkunastu potyczek
i jednej większej bitwy z ekspedycją pacyfikacyjną w rejonie Jamnej ponownie przeszedł do konspiracji, 12. pułk piechoty w okolicach Kalwarii Zebrzydowskiej
i Lanckorony tworzył luźny konglomerat
kilku samodzielnie działających kompanii, który nie mógł odegrać większej roli
w walkach. W Inspektoracie Miechów
zmobilizowano co prawda znaczne siły
organizując je w 106. Dywizję Piechoty,
ale na skutek zawarcia czegoś w rodzaju
paktu o nieagresji z lokalnym dowództwem
niemieckim nie odegrały one znacznej roli.
Po kilku tygodniach jednostka ta została
rozformowana, a ludzi i broń zamelinowano. W Inspektoracie Nowy Sącz został
zmobilizowany 1. pułk strzelców podha-
Płk Przemysław Nakoniecznikoff „Kruk”
lańskich, który przetrwał w Gorcach do
styczniowej ofensywy sowieckiej, ale nie
był to teren o wielkim znaczeniu operacyjnym, któremu Niemcy poświęcaliby
szczególną uwagę.
Otwarte działania Okręgu Kraków przerwało w październiku 1944 r. przypadkowe
aresztowanie pod Kielcami Komendanta
Okręgu płk. Edwarda Godlewskiego
„Gardy”. Zanim nowy komendant okręgu,
płk Przemysław Nakoniecznikoff „Kruk”
wszedł w struktury dowodzenia ruszyła 12
stycznia 1945 r. ofensywa Sowietów, która
doprowadziła do całkowitego zajęcia przez
nich terytorium Rzeczypospolitej. Armia
Krajowa została rozwiązana rozkazem swojego Komendanta Głównego. Nie powstrzymało to fali aresztowań jej oficerów i żołnierzy prowadzonej przez NKWD. 20 kwietnia
1945 r. struktury organizacji na południu
kraju zostały ostatecznie rozbite aresztowaniem ostatniego Komendanta Okręgu. n
5
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
106. Dywizja Piechoty AK
Inspektorat „Maria”
Marcin Chorązki
Teren Inspektoratu „Maria” obejmował cały okupacyjny powiat miechowski. W jego skład wchodził
przedwojenny powiat Miechów, wschodnia cześć olkuskiego oraz południowa część pińczowskiego.
Inspektorat obejmował obszar 3006 km². W skład powiatu wchodziło w 1940 r. 48 gmin wiejskich
i 6 miast. Ukształtowanie terenu było urozmaicone – przeważały malownicze pagórki, w zachodniej
i północnej części gęsto zalesione. W krajobrazie dominowały jednak pola uprawne, które nie
stanowiły wyjątkowo sprzyjającej przestrzeni dla działań partyzanckich.
Pod względem gospodarczym na tym
terenie dominowało rolnictwo, co było
zdeterminowane przez dobrą jakość gleby,
w szczególności w środkowej i wschodniej
części powiatu. Przeważały dobrze prosperujące majątki ziemskie, nastawione na produkcję zbóż, buraków cukrowych i hodowlę
bydła oraz koni. Nie było wielkiego przemysłu – największym zakładem była cukrownia
w Kazimierzy Wielkiej, ściśle powiązana
z lokalnymi producentami buraków.
Podstawą transportu były konie, co wynikało nie tylko z popularności tych zwierząt
i braku możliwości posiadania samochodów, ale przede wszystkim z jakości dróg.
Również Niemcy często korzystali z tego
rodzaju środków lokomocji, w szczególności żandarmeria podczas różnych operacji policyjnych na terenie całego powiatu.
Poruszające się po drogach samochody należały do rzadkości, a odgłos silnika oznaczał
z dużym prawdopodobieństwem zbliżanie
się niemieckich służb lub też pojazdów
okupacyjnych firm. Dobrą sieć posiadała
tu kolej, która pętlą torów obejmowała
cały powiat. Na linii Kraków – Kocmyrzów
– Proszowice – Kazimierza Wielka –
Działoszyce – Miechów jeździła lokalna
kolej wąskotorowa, a na odcinku Miechów
– Kraków przebiegała linia szybkiego ruchu
6
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
łącząca stolicę Generalnego Gubernatorstwa
ze stolicą Polski. Przed 1914 r. powstało połączenie Warszawa – Miechów –
Jaworzno, które w okresie okupacji łączyło
powiat miechowski z III Rzeszą.
Równie atrakcyjną formą transportu
było połączenie wodne na odcinku Wisły
między Krakowem a Nowy Korczynem.
Ten rodzaj podróżowania dosyć krytycznie
oceniał Tadeusz Zwierkowski, dzierżawca
majątku Plechów koło Kazimierzy Wielkiej,
autor wspomnień z okresu okupacji: Statki
te przystawały i w Opatowcu, więc często
z nich korzystałem. Jednak jazda nimi nie
była zbyt przyjemna, gdyż większa część żywności, dostarczanej nielegalnie do Krakowa,
szła właśnie statkami. Odbywało się więc
podróż w ogromnym ścisku, no i w odpowiednim towarzystwie. Istniały również połączenia autobusowe, które miały gwarantować
komunikację Krakowa z większymi miastami w powiecie. Jednak możliwość korzystania z tego środka transportu była ograniczona liczbą miejsc w pojeździe oraz ceną
biletów. Dlatego większość mieszkańców
powiatu wybierała inne środki lokomocji.
Dla wielu spośród nich jedynymi dostępnymi możliwościami było poruszanie się
na piechotę lub też własnymi końmi, bądź
rowerem, co nie było jednak powszechne.
Powiat miechowski miał duże znaczenie
gospodarcze dla Krakowa oraz dla krakowskiej konspiracji. Mieszkańcy tego miasta
korzystali z możliwości zaopatrzenia się
w płody rolne na tym terenie ze względu
na ich nadprodukcję w stosunku do południowych powiatów dystryktu krakowskiego.
To głównie na tym obszarze poszukiwano
pomocy aprowizacyjnej dla rodzin krakowskich naukowców aresztowanych w ramach
„Sonderaktion Krakau”. Miechowskie stanowiło rezerwuar możliwości nie tylko dla
społeczności miejskiej, ale także zdawało się
gwarantować realizację potrzeb logistycznych
dla dużych formacji wojskowych Polskiego
Państwa Podziemnego. Dlatego szczególnie
w ostatnim okresie okupacji niemieckiej
powiat miechowski był nasycony oddziałami
partyzantki niepodległościowej oraz grupami
komunistów. Każda ze stron wykorzystywała potencjał organizacyjny i aprowizacyjny
tego terenu, co w ostatecznym rozrachunku
doprowadziło wiele wsi oraz majątków ziemskich do stanu bliskiego ruiny. Przyczyniła
się do tego przede wszystkim polityka gospodarcza okupanta, który od początku nakładał
na chłopów i ziemian kontyngenty nadwyrężające gospodarstwa. Sposoby egzekwowania
obowiązków kontyngentowych szczególnie
dotykały najbiedniejszych mieszkańców wsi,
co odnotowali już w 1942 r. sprawozdawcy
Delegatury Rządu na Kraj: Pierwsze poczynania z ustaleniem tegorocznego kontyngentu
zbóż są analogiczne, jak w roku ubiegłym.
A mianowicie w czerwcu były szacowane przypuszczalne zbiory na pniu u większej własności
i szacunki te mają służyć za podstawę wymiaru
kontyngentu dla większej i mniejszej własności.
Jest to szczególnie dotkliwe dla mniejszej własności, która ma urodzaje gorsze. Konieczność
spłacania kredytów zaciąganych, głównie
przez ziemian i chłopów zyskujących grunt
w wyniku przedwojennej akcji parcelacyjnej
oraz obowiązki kontyngentowe powodowały
trudną sytuację wielu mieszkańców polskiej
wsi. Ustalone maksymalne ceny, zaniżane
w stosunku do realnej wartości pieniądza,
okradały producentów z równowartości płodów rolnych. Jedynie „czarny rynek” pozwalał na odrobienie strat materialnych poniesionych w wyniku polityki kontyngentowej
okupanta, co każdy, bez względu na kondycję
ekonomiczną, wykorzystywał. Ogólna sytuacja wsi, także na terenie miechowskiego,
stawała się wraz z intensyfikacją działalności partyzanckiej, coraz trudniejsza. Nastroje
społeczne na wsi nie tylko radykalizowały się,
ale coraz bardziej podsycały antyniemiecki
7
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Ppłk Bolesław Nieczuja-Ostrowski „Tysiąc”
106 DPAK
opór, co w szczególności starali się wykorzystać agenci sowieccy. Dlatego sytuacja
polityczno-militarna na ziemi miechowskiej
w 1944 r. była szczególnie trudna.
Wraz z zakończeniem działań wojennych jesienią 1939 r. podjęto pierwsze
inicjatywy konspiracyjne. Do najważniejszych oddolnie tworzonych struktur zaliczały się Organizacja Orła Białego, Tajna
Armia Polska – Konfederacja Zbrojna,
Polska Organizacja Zbrojna „Znak”,
Związek Odrodzenia Rzeczypospolitej oraz
Konfederacja Narodu. W latach 1941–1942
zostały one w większości włączone do tworzonego od 1940 r. na terenie miechowskiego Związku Walki Zbrojnej. Komendantem
ZWZ, a następnie AK, był mjr Łukasz
Grzywacz-Świtalski „Ryszard”. Funkcję swą
pełnił do sierpnia 1942 r., kiedy to w wyniku dekonspiracji kilku oficerów inspektoratu, został przeniesiony do inspektoratu
jasielskiego. Pod koniec okresu jego dowodzenia w inspektoracie było około 4 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy, ale większość
z nich nie posiadała uzbrojenia. Komendę
po jego przeniesieniu objął mjr Aleksander
Wojciech Mikuła „Karol”, a od września
1943 r. szefem inspektoratu został ppłk
Bolesław Nieczuja-Ostrowski „Tysiąc”.
Z tworzonymi strukturami ogólnopolskiej konspiracji wojskowej współpracowały
inne organizacje, w większości scalone z AK
w 1942 r. Do nich zaliczała się Narodowa
Organizacja Wojskowa, szczególnie aktywna
na terenie Słomnik, Olkusza, Skały, Nowego
Brzeska, Kazimierzy Wielkiej. Do najbardziej prężnych organizatorów i komendantów
lokalnych struktur należeli Bohdan Thugutt
z Nagorzan, dowódca placówki, a później
kompanii na terenie Nowego Brzeska, rtm.
Jerzy Jasielski, późniejszy dowódca batalionu AK, goszczony przez właściciela majątku Klimontów (Tadeusza Dziedzickiego,
podkwatermistrza AK na terenie obwodu
Proszowice), czy też Stanisław Musiałek
z Iwanowic koło Słomnik, kierownik kontrwywiadu 106. Dywizji Piechoty AK w 1944 r.
Z kolei podziemną partią, która w dużej
mierze dominowała na scenie politycznej
ziemi miechowskiej, było Stronnictwo
Ludowe „Roch”, reprezentowane w strukturach podziemia zbrojnego przez Bataliony
Chłopskie. W 1942 r. BCh liczyły tylko
w obwodzie pińczowskim inspektoratu miechowskiego ponad 1300 ludzi. W 1944 r.,
jak twierdził komendant Inspektoratu
„Maria” ppłk Nieczuja-Ostrowski, do dyspozycji Polskiego Państwa Podziemnego
przekazano na tym terenie ok. 10 000
zaprzysiężonych żołnierzy BCh. Ta dominacja środowisk ludowych w powiecie miechowskim przełożyła się również na konflikty społeczne w powiecie i polityczne tarcia
w strukturach inspektoratu.
8
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Ponadto struktury Inspektoratu „Maria”
AK zasiliły m.in. Szare Szeregi, szczególnie dobrze zorganizowane w Pińczowie,
nikłe oddziały Gwardii Ludowej PPS,
a także członkowie paramilitarnej organizacji ziemiańskiej pod kryptonimem
„Tarcza”-„Uprawa”-„Opieka”. Ta struktura zrzeszała prawie wszystkich właścicieli
majątków w powiecie, stawiając sobie za
zadanie (w miarę możliwości poszczególnych majątków) aprowizację oddziałów partyzanckich, stworzenie sieci punktów sanitarnych i szpitali dla żołnierzy podziemia,
zapewnienie łączności, środków transportu, melin i magazynów broni. Możliwości
dworów zostały w trakcie intensyfikacji
działań zbrojnych umiejętnie wykorzystane.
Najważniejszą osobą w tych strukturach
w powiecie, ale również w skali całego
kraju, był Leon Krzeczunowicz, komendant Obszaru Południowego organizacji,
a także rzeczywisty twórca całej konspiracji ziemiańskiej. W samym powiecie osobami szczególnie zaangażowanymi byli:
Tadeusz Dziedzicki, Władysław Zakrzeński
z Sieborowic, czy też poeta i dramaturg
Ludwik Hieronim Morstin z Pławowic.
Całość wojska zaprzysiężonego w strukturach „Marii” reprezentowała wszystkie
grupy społeczne, a także przedstawicieli
wszystkich partii politycznych – od pojedynczych zwolenników obozu sanacyjnego, takich jak mjr Edward Kleszczyński,
dowódca Krakowskiej Brygady Kawalerii
Zmotoryzowanej AK (kryptonim „Bank”),
po najliczniejszą grupę chłopów – członków lub sympatyków SL. Poza strukturami
Polskiego Państwa Podziemnego znajdowali
się, będący w wyraźnej mniejszości, członkowie PPR, którzy przez cały czas agitowali lokalną społeczność wiejską przeciwko
legalnym władzom polskim dowodząc, że
oddziały AK, jako „pańskie wojsko”, którego
zadaniem jest ochrona majątków dziedziców
i ziemian, nie reprezentowały interesów
mieszkańców wsi, ani też żywotnych interesów Polaków i Polski.
Inspektorat miechowski oczekiwał wybuchu zaprojektowanej w KG AK akcji
„Burza”. Ta wzmożona akcja dywersyjna
objęła swym zasięgiem również teren powiatu, który w planach strategów miał pełnić
rolę bezpośredniego zaplecza dla oddziałów walczących w samym Krakowie. To
z tego powiatu miała nadejść zorganizowana pomoc dla oddziałów krakowskiej
AK. Celem akowców działających na ziemi
miechowskiej, było zadokumentować suwerenność państwa przez objęcie władzy przez Rząd
RP na choćby małym skrawku Polski. Cel ten
oddziały AK starały się zrealizować na terenie całej Polski.
25 lipca 1944 r. Komendant Okręgu AK
Kraków zarządził stan czujności do powstania, dzień później wydał rozkaz wykonania „Burzy”. Spowodowane to było nie
tylko zbliżaniem się wojsk sowieckich do
Krakowa, ale także stanem zagrożenia wynikającym z aresztowań w mieście członków
sztabu okręgu. W powiecie miechowskim,
szczególnie w jego nadwiślańskiej części, od
kilku dni słyszano kanonadę artyleryjską
zbliżającego się frontu. Na początku sierpnia 1944 r. Armia Czerwona opanowała
Mielec i Rzeszów, zbliżając się do linii Wisły
na wysokości inspektoratu „Maria”. W tej
części okręgu trwały przygotowania do podjęcia walki. W wyniku długofalowej pracy
nad budową struktur wojskowych, w lipcu
1944 r. udało się zgromadzić w lasach na
terenie całego okręgu ponad 4 tys. stosunkowo dobrze wyszkolonych, ale przeciętnie
uzbrojonych żołnierzy. W ten sposób odtworzono wiele jednostek wojskowych z okresu
przedwojennego. Funkcję komendanta objął
gen. Stanisław Rostworowski ps. „Odra”. To
na jego rozkaz na terenie powiatu miechowskiego powołano w dniu 31 lipca 1944 r.
9
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
powania była realizacja akcja „Burzy”,
a Samodzielny Batalion „Skała”, najlepiej
uzbrojony i wyszkolony (wywodził się ze
struktur krakowskiego „Kedywu”), otrzymał rozkaz udzielenia pomocy powstańczej
Warszawie. Misję swą zakończył w lasach
pod Złotym Potokiem 11 września 1944 r.,
gdzie niemieckie formacje wojskowe i policyjne osaczyły ten oraz inne oddziały AK
z kieleckiego, zadając im poważne straty.
Batalion przebił się przez okrążenie i w połowie września powrócił w rejon Krakowa.
O koncentracji w rejonie Miechowa
oddziałów krakowskiego AK zdecydowało
wiele czynników. Pierwszym było permanentne nasycenie Krakowa siłami wojskowymi i policyjnymi, co w porównaniu ze słabszymi pod względem liczby oraz uzbrojenia
formacjami AK, nie pozwalało na skuteczne
zrealizowanie planów opanowania miasta.
Ponadto niebagatelne znaczenie miał fakt
masowych aresztowań w Krakowie w dniu
6 sierpnia. Zatrzymano wówczas około 8
tysięcy mężczyzn, co ograniczyło w dużej
mierze możliwości mobilizacyjne krakowskiej AK. Dlatego przeprowadzono akcję
rozmieszczenia zmobilizowanych oddziałów
w rejon najbliższy dla miasta, a zarazem
o najlepszych możliwościach aprowizacyjnych, czyli na teren powiatu miechowskiego. O takiej decyzji przesądziły również
skuteczne działania militarne podjęte przez
miechowskie struktury podziemia.
Od początku lipca 1944 r. w Inspektoracie
„Maria” podjęto wiele akcji, które stały się
wstępem do realizacji „Burzy”. Nasilenie działalności dywersyjnej miało miejsce między 20
a 27 lipca. Doszło wówczas do potyczek między plutonami z kilku placówek a funkcjonariuszami żandarmerii, a także z pojedynczymi oddziałami Wehrmachtu. Atmosfera
niepewności i zagrożenia zewnętrznego dla
Niemców (zbliżający się front) doprowadziła
ich do próby porozumienia z AK. Negocjacji
Ppłk Nieczuja-Ostrowski (z prawej)
przed frontem 106 DPAK
106. Dywizję Piechoty AK, kryptonim
„Dom” (dowódca mjr Bolesław NieczujaOstrowski „Tysiąc”) i Krakowską Brygadę
Kawalerii Zmotoryzowanej, kryptonim
„Bank” (dowódca mjr Edward Kleszczyński
„Dzik”). Były to działania planowane od
maja tego roku i zostały ostatecznie zrealizowane w okresie „Burzy”. W krótkim czasie
podjęto koncentrację wszystkich oddziałów
w powiecie, a 10 sierpnia, w wyniku rozwoju sytuacji militarnej w okręgu, ostatecznie zdecydowano o powołaniu Grupy
Operacyjnej „Kraków”, dowodzonej przez
Komendanta Okręgu AK Kraków, płk.
Edwarda Godlewskiego „Gardę”. W skład
zgrupowania wchodziły 6. DP AK, 106.
DP AK, Krakowska Brygada Kawalerii
Zmotoryzowanej oraz Samodzielny Batalion
„Skała”. Siedzibą dowódcy było miejsce
postoju sztabu 106. DP AK, które w trakcie intensyfikacji działań ulegało zmianom.
Formacja ta operowała na terenie powiatu
miechowskiego oraz na pograniczu tegoż
powiatu z krakowskim. Zadaniem zgru-
10
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
ze strony Polaków podjął się por. Alojzy
Dziura-Dziurski „Kmita” jeszcze przed ogłoszeniem przez komendę okręgu czujności.
Jego działania doprowadziły do kilku kontaktów z komendantem Kripo w Miechowie,
Philiphem Riedingerem, oraz najważniejszego spotkania z Heinrichem Hammanem
z krakowskiego Gestapo. Do tych rozmów
doszło w dworach oddalonych od głównych szlaków komunikacyjnych – w majątku
Molęckich w Bukowskiej Woli, a następnie w Dziemięrzycach Lewartowskich.
Negocjacje miały miejsce na przełomie
lipca i sierpnia 1944 r., a więc w okresie
eskalacji działań partyzanckich w powiecie.
Gospodarzami byli żołnierze AK i to oni
przygotowywali zabezpieczenie spotkania.
W Dziemięrzycach właściciela majątku,
jak zeznał świadek i sąsiad Lewartowskich,
Andrzej Łącki, nie było w domu, ponieważ
wiedząc, że ma odbyć się konferencja w jego
majątku, wyjechał gdzieś w sprawach gospodarczych. Natomiast jego żona Lidia prosiła mnie,
żebym przyszedł do majątku […], ponieważ
ona jest sama z matką, a nie ma żadnego mężczyzny. Dworu w Dziemięrzycach nie wybrano przypadkowo – właściciel majątku był
znany Riedingerowi, a do tego miał kontakty
z AK, więc dla obydwu stron był osobą zaufaną. Rozmowy nie przyniosły oczekiwanych
rezultatów, a dotyczyły nie tylko zawieszenia
broni, ale także wymiany jeńców, zaniechania
represji wobec ludności cywilnej ze strony
Niemców oraz utrzymania stanu posiadania
AK w powiecie. Niemcom zależało nie tylko
na spokoju na zapleczu frontu, ale także na
zaangażowaniu AK w zwalczanie sowieckich
grup dywersyjnych oraz partyzantki komunistycznej. Dla dowództwa inspektoratu te
propozycje były nie do przyjęcia, dlatego
zerwano dalsze negocjacje.
Należy podkreślić, że w momencie intensyfikacji kontaktów „Kmity” z Niemcami,
istniała już formalnie Rzeczpospolita
Partyzancka Proszowsko-Pińczowska. Pierwszym miastem wyzwolonym przez żołnierzy
AK był Pińczów. W dniu 23 lipca miasto,
które znajdowało się poza granicami inspektoratu i okręgu, zostało opuszczone przez
Niemców. Od razu władzę przejęły konspiracyjne struktury Delegatury Rządu na
Kraj. Dwa dni później żołnierze AK i BCh
w podobnych okolicznościach zajęli Nowe
Brzesko, a po intensywnych walkach opanowali Nowy Korczyn. W ciągu dwóch dni
opanowano południową część przedwojennego powiatu pińczowskiego. W kolejnym
dniu rozbrojono posterunek żandarmerii
w Działoszycach oraz opanowano Koszyce.
Walki w Działoszycach doprowadziły do
zdecydowanej kontrakcji niemieckiej, której
momentem kulminacyjnym było starcie pod
Skalbmierzem, w rejonie dworu w Sielcach.
Pomimo przewagi liczebnej wojska niemieckiego, które przybyło z Kazimierzy Wielkiej,
a także udziału zmotoryzowanego plutonu
żandarmerii, partyzanci odparli atak i zajęli ostatecznie Skalbmierz. Niemcy wycofali
się do Kazimierzy Wielkiej, gdzie zabarykadowali się oczekując pomocy z Krakowa.
Ostatecznie ta miejscowość została opanowana przez partyzantów AK 27 lipca.
W kolejnym dniu opanowano Proszowice,
a Niemcy wycofali swe posterunki z terenu
gminy Luborzyca i sąsiednich miejscowości powiatu krakowskiego. Dla wielu były
to niezapomniane chwile: Nigdy nie zapomnę widoku naszego wartownika przy torach
kolejowych na Zagrodach [w Proszowicach],
gdzie wjeżdżało się do budynków Związku
Plantatorów Tytoniu. Pierwszy raz zobaczyłem
wtedy syna naszego polowego z opaską biało-czerwoną na polskim hełmie – wspominał
żołnierz AK Józef Kleszczyński „Młodzik”.
Pod kontrolą żołnierzy AK i członków
BCh był obszar powiązany linią kolejową
Kocmyrzów – Proszowice – Kazimierza
Wielka – Działoszyce, a także południowa
11
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
część powiatu pińczowskiego z Pińczowem
i Skalbmierzem. Charakterystyczne jest to,
że teren ten był opanowany przez partyzantów, co nie oznaczało braku możliwości przemieszczania się po nim większych
oddziałów niemieckich, czasem również
pojedynczych samochodów lub wozów bojowych. Partyzanci nie chcieli ich zatrzymywać, ponieważ sprowokowane walki rodziły
niemieckie represje, takie jak np. bombardowanie lotnicze Nowego Brzeska w dniu
27 lipca. Podobny los spotkał mieszkańców
Opatowca. Do 27 lipca żołnierze AK opanowali Opatowiec i rejon znajdującego się
po drugiej stronie Wisły Ujścia Jezuickiego.
W tym dniu zaatakowali niemiecką placówkę w Dęblinie złożoną z Ukraińców i niemieckiego oficera. W wyniku walki rozbito
niemiecki posterunek, biorąc do niewoli jego
dowódcę. Wydawało się, że sytuacja w okolicy ustabilizowała się i gwarantuje bezpieczeństwo miejscowej ludności. Jednak 29 lipca
przed wieczorem, od strony zajętego przez
żołnierzy AK Nowego Korczyna, pojawiła
się kolumna wozów konnych z żołnierzami
ukraińskiego pochodzenia na służbie niemieckiej oraz pluton konny zabezpieczający
z przodu przemieszczającą się kolumnę. Nie
niepokojone oddziały niemieckie wkroczyły
około godziny 17 do Opatowca. Niemcy
zajęli miasteczko i obsadzili przeprawę promową z Ujściem Jezuickim. Podjęta próba
rozbicia niemieckiego oddziału doprowadziła
do pojmania przez Niemców zakładników,
których rozstrzelali oni po drugiej stronie
Wisły, podpalono też wieś. Działania partyzantów okazały się nieskuteczne.
Od końca lipca Niemcy podejmowali akcje
rozpoznawcze wobec partyzantów kontrolujących wschodnią część powiatu miechowskiego. Jednocześnie zostały zintensyfikowane działania partyzanckie w zachodniej części
powiatu. 3 sierpnia 1944 r. doprowadzono
do wyzwolenia Skały i okolicznych wsi. Dwa
dni później Niemcy rozpoczęli zdecydowaną kontrakcję przeciwko Rzeczpospolitej
Proszowsko-Pińczowskiej. Kulminacyjnym
momentem była bitwa pod Skalbmierzem
w dniu 5 sierpnia. Jedynie pomoc sowieckich
czołgów, które przybyły spod nieodległej
Wiślicy, dokąd dotarły już sowieckie patrole pancerne, uratowała żołnierzy AK oraz
ludność cywilną przed klęską. Zginęło wówczas ponad 100 osób, w tym 24 żołnierzy
AK. Niestety aktywność Armii Czerwonej
ograniczyła się wówczas tylko do powyższego epizodu, dlatego oczekiwanie na wojska
sowieckie, wraz z ujawnionymi strukturami
Delegatury Rządu na Kraj, wydawało się
dowództwu zbyt ryzykowne. Taktyka niemiecka zakładała bezwzględną pacyfikację
terenów objętych działaniami partyzanckimi.
Dlatego po 10 sierpnia 1944 r. podjęto decyzję o ograniczeniu działań zbrojnych. AK
w Inspektoracie „Maria” wraz z administracją
cywilną przechodziła do dalszej konspiracji, a osoby zdekonspirowane zostały skierowane do Samodzielnego Partyzanckiego
Batalionu Szturmowego krypt. „Suszarnia”,
operującego w lasach sancygniowskich. Tam
wielu spośród żołnierzy AK z miechowskiego
doczekało rozkazu rozwiązania AK w dniu 19
stycznia 1945 r.
Bilans działań w Inspektoracie „Maria”
należy ocenić pozytywnie. Nieliczne, słabo
uzbrojone i niedoświadczone oddziały AK
odtwarzające przedwojenne jednostki Wojska
Polskiego, umiejętnie szachowały w tym okresie Niemców na obszarze liczącym od 800 do
1000 km². Teren ten, między 24 lipca a 10
sierpnia 1944 r., stanowił przestrzeń wyłącznie administrowaną przez Delegaturę Rządu
na Kraj. Jedynie pasywność strony sowieckiej doprowadziła do upadku Rzeczpospolitej
Proszowsko-Pińczowskiej, co ostatecznie uniemożliwiło zrealizowanie celów politycznych
Polskiego Państwa Podziemnego na tym terenie. Nic innego nie pozostało, jak czekać... n
12
Pamięć i tożsamość
fot. IPN
kwiecień 2014
Kpt. Eugeniusz Borowski „Leliwa” wśród żołnierzy batalionu „Barbara”
Szlak „Barbary”
Michał Wenklar
Trzy wykolejone pociągi i dwadzieścia zniszczonych niemieckich pojazdów. Zdobycz w postaci dwóch
samochodów, kilkunastu wozów taborowych, ponad dwudziestu koni oraz półtorej setki sztuk broni,
w tym moździerzy, pancerfaustów i granatnika. Ponad 100 starć i potyczek z oddziałami niemieckimi,
w tym słynna bitwa w Jamnej. To bilans walk liczącego około 600 żołnierzy I batalionu 16. pułku
piechoty AK krypt. „Barbara”, wystawionego do akcji „Burza” przez Obwód Tarnów AK.
dowódcy 16. pp AK ppłk. Stefana MusiałkaŁowickiego „Mirosława”, stojącego na czele
inspektoratu. Koncentracja oddziałów partyzanckich, wystawianych przez placówki
Obwodu, rozpoczęła się jednak wcześniej,
bo już 27 lipca. Miejscem koncentracji
była gajówka Podlesie koło Pogórskiej Woli,
w stosunkowo niewielkim kompleksie leśnym położonym między dwiema szosami
prowadzącymi z Tarnowa do Pilzna. W tym
rejonie, na wschód od Tarnowa, miały miejsce pierwsze akcje zbrojne zmobilizowanych do „Burzy” partyzantów. Ich celem,
oprócz „ostrzelania” młodych żołnierzy, było
Obwód Tarnów AK był najmocniej rozbudowanym z trzech obwodów wchodzących w skład Inspektoratu Tarnowskiego
AK. Liczył ok. 4 tys. żołnierzy zgrupowanych w 13 placówkach. Cały inspektorat
w ramach akcji „Burza” miał odtworzyć 16.
pułk piechoty. Każdy z obwodów (Tarnów,
Brzesko, Dąbrowa Tarnowska) miał wystawić po jednym batalionie pułku.
Koncentracja
Rozkaz o przystąpieniu Obwodu
Tarnowskiego do „Burzy” został wydany 4
sierpnia 1944 r. przez pełniącego obowiązki
13
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
zdobycie broni, mundurów, oporządzenia
i żywności.
Najpierw patrol dywersyjny kpr.
Władysława Mroza „Loda” z Woli
Rzędzińskiej zdobył 2 sierpnia w Ładnej
trzy wozy z zaopatrzeniem i rozbroił konwojujących je Niemców. 5 sierpnia dwa patrole
dywersyjne zdobyły posterunek kolejowy
Bahnschutzu w Wałkach. Dzień później
zaatakowano pałacyk w Machowej, zajęty
przez niemiecką żandarmerię. Partyzanci
musieli się wycofać, ale w czasie odwrotu
urządzili zasadzkę na szosie na przejeżdżających Niemców, zdobywając broń i mundury. Pierwsze starcia, pierwsze zdobycze, ale
też pierwsze ofiary – w Wałkach zginął kpr.
Jan Ciochoń „Drucik”.
Do gajówki w Podlesiu dołączały kolejne
grupy partyzanckie, pozwalając na sformowanie ostatecznej struktury batalionu. Dowódcą całości został dotychczasowy komendant obwodu, wywodzący się
z NOW zawodowy oficer kpt. Eugeniusz
Borowski „Leliwa”. Z ważniejszych postaci w sztabie można wymienić adiutanta
dowódcy ppor. Władysława Kowala „Rolę”
z Pleśnej, oficera wywiadu por. Zdzisława
Bossowskiego „Kajetana”, dowódcę drużyny łączności Aleksandra Furmańskiego
„Groma” czy dowódcę taborów st. wachm.
Władysława Zatorskiego „Lawinę” z Pleśnej.
Batalion składał się z sześciu kompanii, z których każda liczyła ok. 100 osób.
Pierwsza, krypt. „Wanda”, oparta była na
żołnierzach z placówek Lisia Góra, Pilzno
i częściowo Gumniska. Dowodził nią
ppor. Józef Rusecki „Mimoza”, pochodzący z Rzędzina oficer zawodowy. Reszta
akowców z Placówki Gumniska wchodziła
w skład drugiej kompanii, krypt. „Grażyna”.
Dowodził nią dotychczasowy komendant
placówki ppor. Franciszek Kuta „Bułat”. Na
czele trzeciej kompanii, krypt. „Regina”, stał
por. Sergiusz Kapura „Wilk”, pochodzący
z Cieszyna oficer zawodowy, przed „Burzą”
pracujący jako gajowy w Pleśnej. Kompania
ta składała się z żołnierzy placówek w Pleśnej,
Tuchowie, Gromniku i Ryglicach. Z żołnierzy Placówki AK Mościce powstała czwarta
kompania krypt. „Ewa”, dowodzona przez
por. Michała Steczyszyna „Kalinę”.
Dwie ostatnie kompanie zostały sformowane nieco później. 12 sierpnia w skład
tworzącego się batalionu wszedł oddział
partyzancki „Janina” pod dowództwem
ppor. Jana Gomoły „Jawora”. Oddział ten
powstał wiosną 1944 r. przez dołączenie do
lokalnej grupy NOW z okolic Bielczy kilkunastu żołnierzy NOW-AK z Podokręgu
Kraków-Południe. Mieli za sobą już większe
doświadczenie, brali udział m.in. w osłonie
akcji „Most III”. Na miejscu koncentracji
dołączył do nich złożony głównie z uczniów tarnowskich szkół średnich pluton
AK st. sierż. Józefa Zielińskiego „Wyrwy”.
W ten sposób powstała piąta kompania,
która zachowała krypt. „Janina”. Kompania
ta, uznawana za doborową, szczególnie bliska była dowódcy batalionu „Leliwie”, który
również wywodził się z Podokręgu KrakówPołudnie NOW. Sami żołnierze batalionu
nazywali ją po prostu „Janka”.
W późniejszym czasie do „Barbary”
dołączyła też szósta kompania, krypt.
„Azerbejdżan”. Jak wskazuje sama nazwa,
kompania ta złożona była z żołnierzy azerskich, dezerterów ze służby niemieckiej,
którzy zbiegli z transportu kolejowego przewożącego ich na front włoski. Niemal setka
umundurowanych i dobrze uzbrojonych
żołnierzy wydatnie wzmocniła potencjał
batalionu, w rzeczywistości jednak jej walory bojowe okazały się zdecydowanie niższe
niż polskich partyzantów.
Bojowy szlak
Szlak batalionu „Barbara” to kolejne marsze oraz zasadzki, potyczki i wypady, doko-
14
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
nywane w zależności od potrzeby pojedynczymi patrolami, plutonami, kompanią
czy połączonymi kompaniami, a w kilku
przypadkach całym batalionem. W sierpniu urządzono m.in. zasadzkę na niemieckie samochody na trasie Tarnów-Pilzno,
ostrzelano samochód tarnowskiego starosty Alfreda Kipke – raniąc go, rozpędzono oddział niemiecki wyłapujący ludzi do
kopania rowów w rejonie Ryglic, rozbito
na pograniczu Rzepiennika Strzyżewskiego
i Rzepiennika Marciszewskiego niemiecką grupę ściągającą kontyngenty. Zginęło
w tych akcjach ok. 10 Niemców, zdobyto
dodatkową broń i mundury. 17 sierpnia
grupa żołnierzy batalionu przeprowadzająca ćwiczenia w polu w okolicach Żurowej
została ostrzelana przez kolumnę samochodów z niemiecką żandarmerią, jadącą
aresztować jednego z miejscowych akowców. Po wymianie strzałów Niemcy odjechali w stronę Jasła. Na przełęczy pod
Gilową Górą zostali rozbici przez I kompanię 5. psp AK por. Edwarda Przybyłowicza
„Bema” z Obwodu AK Jasło. Gdy ścigający
Niemców żołnierze „Barbary” dotarli na
miejsce zastali już tylko płonące samochody.
Batalion stacjonował wówczas w przysiółku Ratówki w pogórskim paśmie Brzanki.
Tam zastała polskich żołnierzy pierwsza
koncentracja oddziałów niemieckich, próbujących zamknąć partyzantów w okrążeniu. 7 września, po trwającej cały dzień walce
batalion wycofał się nocą przez most na
Białej w Dąbrówce Tuchowskiej i przeszedł
w rejon Rychwałdu i Lichwina, a następnie
na południe w okolice przysiółków Sucha
Góra i Polichty na Pogórzy Ciężkowickim.
W tym rejonie 12 września doszła ich
kolejna obława niemiecka i znów nocą, po
kilkugodzinnej walce, batalion przebił się
w stronę Jamnej, niewielkiej wioski położonej wśród lasów na wysokości niemal
500 m n.p.m. Oba odwroty – z Ratówek
i Suchej Góry – odbywały się całym batalionem. Były to nocne przemarsze polnymi
i leśnymi bezdrożami wykonywane przez
kilkuset żołnierzy wraz z taborami w postaci
dwóch samochodów i kilku wozów konnych. Aleksander Furmański, dowódca drużyny łączności, tak to później wspominał:
Najwięcej kłopotu sprawił nam tabor, którego
dowódcą był por. „Żmija”, a który faktycznie
prowadził „Lawina”. Słychać go też było co
chwila to w utarczce z woźnicami, to świekającego na uparte konie, to znów meldującego
jakoś uszkodzony, czy wywrócony wóz, klnącego siarczyście i sięgającego głęboko do niewyczerpanego słownika dosyć zręcznie niewybrednych wyrazów, byle tylko przekonać wozy,
konie i ludzi o konieczności dalszego marszu.
Słychać go było wszędzie i w wozach czołowych i przy wywróconych, i pozostawionych
najbardziej w tyle. Znał na pamięć wszystkie
imiona woźniców i wielu innych żołnierzy.
A więc byli u niego Bartłomieje, Mateusze,
Macieje, Wojciechy, Walki. Wszyscy o najbardziej pospolitych imionach, a co najdziwniejsze, że ci sami żołnierze co chwila mieli
inne imiona. „Lawina” był zresztą mistrzem
w wyszukiwaniu świń, bydła, koni i w ogóle
wszelkiej żywności. Jeżeli wzięlibyśmy pod
uwagę nawał zmartwień, to po dowódcy
baonu postawił bym chyba „Lawinę”.
Z Jamnej wyruszały patrole na kolejne
akcje w okolicy. M.in. 14 września kompania „Ewa” udała się w okolice Pławnej,
żeby wysadzić pociąg w celu unieruchomienia linii kolejowej na odcinku Tarnów–
Stróże. Ładunek został podłożony, pociąg
zatrzymany, ale okazało się, wbrew wcześniejszym informacjom, że jest to transport broni pancernej. Akowcy znaleźli się
pod silnym ostrzałem z broni maszynowej.
Dwóch partyzantów zginęło, kilku odniosło rany, dwóch dostało się do niewoli
– jeden z nich został wkrótce powieszony w Ciężkowicach. W odwecie Niemcy
15
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
spacyfikowali pobliskie Zaborowice, mordując kilku mieszkańców i paląc kilkanaście zabudowań gospodarczych.
Główne natarcie Niemców posuwało
się od południa i południowego-wschodu.
Napastnicy doszli do graniczących z Jamną
przysiółków Górzeńskie i Solisko. W tej
sytuacji „Leliwa” przeprowadził reorganizację sił, przesuwając większość ludzi na
wzgórze 530. Najcięższe walki toczyła 1.
kompania „Wanda”. Jej dowódca, ppor.
„Mimoza”, chciał się wycofać, otrzymał jednak stanowczy rozkaz utrzymania pozycji do
nocy. Walka przebiegała w ulewnym deszczu. Partyzanci usiłowali uruchomić dwa
zdobyte wcześniej moździerze, ale nie mieli
odpowiedniego oprzyrządowania, deszcz
zalewał lufy i po kilku strzałach próby te
zostały zaniechane.
Po całodniowym boju walka wraz z zapadnięciem zmroku ustała. Batalion szukał
drogi ucieczki z okrążenia. Do „Leliwy”
docierały wcześniej meldunki, że wszystkie dojścia na Jamną są obstawione, a na
okolicznych szosach panuje ożywiony ruch
niemieckich samochodów. Podjęto próbę
wycofania na północ, w stronę Ciepielówki,
leśnymi drogami nad Olszową. Szpica trafiła jednak na silny ogień niemiecki. W tej
sytuacji kpt. Borowski zarządził porzucenie
wozów z taborami i podział na trzy grupy,
które osobno miały próbować wymknąć się
po cichu przez luki w niemieckim pierścieniu. Sam „Leliwa” z pocztem oraz 4. i 5.
kompanią miał ruszyć nieco na wschód od
poprzedniej drogi, w kierunku na Suchą
Górę i Polichty. Kompanie 1. i 2. z ppor.
„Mimozą” na czele miały pójść na północny-wschód, w kierunku na Jastrzębię
i Siemiechów. Kompanie 3. i 6. prowadzone przez por. „Wilka” miały szukać drogi
w kierunku zachodnim, na Zaborowice
i Pławną.
W ciągu godziny oddziały przygotowały
się do marszu. Rozdano gotówkę, każdy
żołnierz wziął z taborów ile był w stanie
unieść, zniszczono moździerze. Następnie
Jamna – trzecia obława
25 września to był mglisty, pochmurny
dzień. Batalion stacjonował wciąż w Jamnej,
osłabiony przez wyjście na akcje w okolicy
plutonów Zbigniewa Matuli „Radomyśla”
z kompanii „Ewa” oraz Józefa Boryczki
„Dęba”, a także kilku mniejszych patroli.
Tego dnia doszło do najpoważniejszego
starcia w historii „Barbary”.
Od ósmej rano do kpt. Borowskiego
„Leliwy” zaczęły spływać meldunki o zwiększonym ruchu niemieckich jednostek na
szosie Zakliczyn – Nowy Sącz, ograniczającej od zachodu zalesione wzgórza Jamnej.
Niewiele później od południa, ze strony
wsi Bukowiec, ruszyło niemieckie natarcie.
Opór stawiły mu kompanie 2. „Grażyna”
i 3. „Regina”. Od wschodu ubezpieczała
batalion kompania 1. „Wanda”, od zachodu
6. „Azerbejdżan”. Kpt. Borowski, dowodzący spod budynku szkoły na szczycie wzgórza dominującego nad okolicą, pozostawił
w odwodzie kompanie 4. i 5., a tabory
zgrupował po bezpieczniejszej, północnej
stronie Jamnej.
Wkrótce do natarcia przeszły kolejne
oddziały niemieckie, od wschodu ze strony Siekierczyny i od zachodu ze strony
Paleśnicy. Batalion był więc atakowany
z trzech stron. Żołnierze azerscy mający
bronić zachodniego skrzydła niespodziewanie zaczęli uciekać, nie podejmując
nawet walki. Sytuację uratowało szybkie
przerzucenie na ten odcinek kompanii
„Janina”, która wraz z częścią zawróconych, niemal siłą, Azerów nie tylko
zatrzymała, ale i zmusiła do odwrotu atakujących. Partyzanci zdobyli porzucone
przez nich dwa moździerze kaliber 81 mm
z amunicją.
16
Pamięć i tożsamość
fot. Maria z d. Madej, 1mo voto Górnicz, 2do voto Panek, łączniczka AK „Hanka”
kwiecień 2014
Żołnierze z Placówki AK Tarnów przed dołączeniem do batalionu „Barbara”.
Pierwszy z lewej dowodzący grupą st. sierż. Józef Zieliński „Wyrwa”
trzy grupy w ciszy, z absolutnym zakazem palenia papierosów i rozmów ruszyły
w drogę. Na początku partyzanci wzięli ze
sobą luźne konie z taborów, wkrótce i one
zostały porzucone, bo rżeniem i parskaniem
mogły wskazać Niemcom drogę odwrotu.
„Leliwa” osobiście poprowadził swoją
grupę, w szpicy ubezpieczali go żołnierze
„Jawora” z 5. kompanii. Wkrótce dołącza do
nich cała grupa „Mimozy”, który nie chciał
iść wskazaną pierwotnie drogą i uznał, że
najbezpieczniej będzie pójść za dowódcą.
Razem szczęśliwie wydostali się z okrążenia,
przeciskając się koło przysiółka Jastrzębiej
Zbęka między dwoma niemieckimi placówkami. W rejonie Brzozowej zaczął ich
prowadzić pochodzący stąd Czesław Gągola
„Goliat”. O poranku doszli w rejon Policht,
gdzie w końcu mogli w miarę bezpiecznie
odpocząć.
Samodzielnie poszła trzecia grupa por.
„Wilka”. Partyzanci zeszli ze wzgórz w kierunku zachodnim, koło Pławnej – miejsce
niedawnej niefortunnej akcji – przeszli szosę,
linię kolejową i rzekę Białą. Ostatecznie
dotarli do znanego już im dobrze przysiółka
Ratówki w paśmie Brzanki.
Straty batalionu w tej bitwie były stosunkowo niewielkie, dwóch zabitych i pięciu
rannych, z których dwóch, w tym ppor.
Maksymilian Lamprecht „Jar” z kompanii
„Grażyna”, zmarło. Za porażkę Niemców
zapłacili najsrożej mieszkańcy Jamnej. Wieś
została w odwecie brutalnie spacyfikowana,
gospodarstwa spalone, zginęło 27 osób. To
były najcięższe konsekwencje bitwy.
Dokładne straty niemieckie nie są znane,
a podawane w literaturze czy wspomnieniach
liczby wahają się od kilkunastu do ponad
stu zabitych Niemców. Nie wiemy dokładnie, jakie siły uczestniczyły w niemieckiej
obławie. „Leliwa” w późniejszych publikacjach wspominał, że na podstawie zebranych
informacji oceniał je na 8 batalionów piechoty liczących łącznie 4800 ludzi z różnych
formacji: SS-Galizien, Schupo, Wehrmacht
17
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
i Feldgendarmerie, zebranych z okolicznych
garnizonów oraz posterunków. Liczba ta
wydaje się bardzo wysoka, jak na lokalną
antypartyzancką obławę. Nie przeprowadzono jeszcze dokładnej kwerendy dokumentów
niemieckich, która mogłaby nam dać precyzyjne informacje o uczestnikach akcji. Są
jednak dostępne pewne wyrywkowe dane
o niemieckich żołnierzach, którzy zginęli
25 września 1944 r. w okolicach Jamnej lub
zostali odznaczeni za udział w walkach tego
dnia. Z wykazu pochowanych na cmentarzu w Siemianowicach Śląskich żołnierzy
niemieckich (przenoszone są tu od końca lat
90. zwłoki niemieckich żołnierzy poległych
na terenie Polski) wynika, że leży tam kilku
poległych w Jamnej, ale jednostka jest podana tylko przy jednym zabitym i jest to II
batalion 23. pułku policji SS (Schutzpolizei).
Z kolei z wniosków na odznaczenie Krzyżem
Żelaznym wiemy, że za udział w bitwie
w Jamnej odznaczano policjantów z 6. kompanii 4. pułku policji SS.
Jak Niemcy sami oceniali te walki?
W raporcie dotyczącym „rozmieszczenia
band” w Generalnym Gubernatorstwie
w sierpniu 1944 r. czytamy: Banda AK
pod dowództwem polskiego podpułkownika „Leliwa”, która w sierpniu stacjonowała
na leśnych obszarach na południe od drogi
Tuchów–Jodłowa, na początku września wraz
z rozpoczęciem akcji zwalczania [band] przeniosła się na zachód. Przeniosła się w okolice
Rychwałdu i Lichwina, Czchowa i w obszary
leśne wokół Jamnej. Sztab bandy, do którego
prawdopodobnie należy również 4 angielskich
oficerów, znajdował się ok. 20 września w leśniczówce w Jamnej. W tym obszarze banda
Leliwy miała otrzymać wzmocnienie o ok.
600 ludzi. 28 września została przeprowadzona akcja przeciwko bandzie, w trakcie której została zajęta miejscowość Jamna. Banda
miała ok. 100 zabitych i uciekła na północny
wschód i północny zachód. Warto zwrócić
uwagę z jednej strony na precyzyjne informacje dotyczące liczby żołnierzy w batalionie, dowództwa i obecności czterech angielskich lotników, którzy na prawach gości
przebywali przejściowo w poczcie „Leliwy”.
Z drugiej strony straty polskie zostały
w tym raporcie wyolbrzymione w jeszcze
większym stopniu, niż Polacy zawyżali straty
niemieckie, a porażka w postaci wyrwania
się batalionu z kotła została skwitowana
słowami o zajęciu Jamnej i przeniesieniu się
partyzantów w inne miejsce.
Dąbry i Słona
Po wymknięciu się z obławy „Leliwa”
postanowił podzielić batalion na mniejsze
jednostki, które samodzielnie miały kontynuować partyzanckie walki. 29 września nastąpiło rozejście się poszczególnych
kompanii na wyznaczone tereny działania.
Kompanie „Wanda” i „Grażyna” przeszły
do lasów koło Trzemesnej, „Regina” w okolice Ryglic, a sam „Borowski” z pocztem
i kompanią „Janina” w rejon Szczepanowic
i Lichwina. Kompania „Ewa” pierwotnie
miała przejść w okolice Suchej Góry. Zbyt
gęsto tam było jednak od sił niemieckich,
dołączyła więc do „Janiny”.
W ciągu października poszczególne
oddziały wciąż przeprowadzały akcje, atakując niemieckie transporty czy rozkręcając
kolejowe tory. Kompania „Regina” podzieliła się na dwa oddziały, pierwszy dowodzony
przez Sergiusza Kapurę „Wilka” i drugi, ze
Zdzisławem Bossowskim „Kajetanem” na
czele. Ten drugi oddział został zdradzony
przez gospodarza, u którego zatrzymali się
partyzanci. 17 października w Dąbrach koło
Ciężkowic niemiecka żandarmeria i policja otoczyła oddział i rozbiła, zabijając 18
żołnierzy z „Kajetanem” i biorąc do niewoli
dziesięciu. Pojmani zostali wysłani do obozów koncentracyjnych, przeżył tylko jeden
z nich.
18
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Ze względu na nasycenie jednostkami niemieckimi, pogarszającą się pogodę
i zmęczenie żołnierzy Borowski postanowił
zdemobilizować batalion, co nastąpiło 23
października. Pod bronią pozostały jedynie
pluton por. Gomoły „Jawora” z kompanii
„Janina” oraz pluton por. Zbigniewa Matuli
„Radomyśla”, cichociemnego z kompanii
„Ewa”. Gomoła wkrótce zaczął się przekradać w stronę Wojnicza. Tam w rodzinne
strony wrócili żołnierze z powiatu brzeskiego, a „Jawor” z siódemką innych – w tym
przyszłą żoną, łączniczką Haliną Tuma
„Topolą” – przeszedł w rejon Limanowej.
Na ostatniej kwaterze w Żmiącej zamelinowali broń, a następnie grupkami przedostali
się do Krakowa.
Oddział „Radomyśla” spotkał gorszy los.
1 listopada został nagle zaatakowany na
kwaterze w Słonej koło Zakliczyna. Znów
powodem była zdrada gospodarza. Pięciu
żołnierzy, w tym „Radomyśl”, zginęło, pięciu zostało aresztowanych, reszta uległa rozproszeniu.
najczęściej w tarnowskich strukturach
Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” kierowanych przez byłego adiutanta „Leliwy”,
Władysława Kowala „Rolę”. Dla tych,
którzy przeżyli partyzanckie walki, często trudniejszy okazał się czas zmagań
z komunistycznym reżimem i jego funkcjonariuszami. Dowódca taborów batalionu st. wachm. „Lawina” został zastrzelony przez funkcjonariuszy UB z Tarnowa
w swoim domu w Pleśnej 1 września
1945 r. Wcześniej, 9 sierpnia, ubowcy
z Brzeska zastrzelili we wsi Słone byłego
oficera płatnika batalionu, ppor. „Goliata”,
który tak zręcznie przeprowadził „Barbarę”
przez te okolice podczas odwrotu z Jamnej.
W 1946 r. zginął ścigany przez MO kpr.
Wojciech Rajski „Marzec” z kompanii
„Ewa”, który odznaczył się szczególnie
w czasie przebijania się z okrążenia pod
Suchą Górą. W obławie tarnowskiego UB
zginął 24 listopada 1947 r. Władysław
Pudełek „Zbroja” z kompanii „Janina”,
który dowodził poakowskim oddziałem
zbrojnym w pow. brzeskim. Z wyroku
komunistycznych sądów zamordowano
dwóch innych żołnierzy tej kompanii, którzy stali na czele oddziałów partyzanckich
związanych z podziemiem narodowym –
Bolesława Pronobisa „Ikara” i Władysława
Pilcha „Szarego”. Kilkudziesięciu byłych
żołnierzy batalionu zostało skazanych na
n
kary wieloletniego więzienia.
Nie było zwycięstwa
Gdy żołnierze AK składali przysięgę,
w odpowiedzi słyszeli: Zwycięstwo będzie
waszą nagrodą. Nie dane im było jednak
zaznać smaku zwycięstwa. Wielu żołnierzy
batalionu „Barbara” widząc po wojnie,
że daleko Polsce do wolności i demokracji, włączyło się w różne formy oporu,
19
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Oddziały partyzanckie
„Żelbetu”
Piotr Sadowski
Początek września 1944 r. to szczytowy okres rozwoju oddziałów partyzanckich, wchodzących w skład
zgrupowania myślenickiego obwodu Armii Krajowej „Murawa”. Liczyły one ponad 400 żołnierzy, a
działania zbrojne w czasie akcji „Burza” doprowadziły do powstania w rejonie na południe od
Dobczyc tzw. „Rzeczypospolitej Raciechowickiej”, gdzie przez okres kilku tygodni faktyczną władzę
sprawował miejscowy komendant AK, por. Wincenty Horodyński „Kościesza”.
fot. archiwum autora
W drugiej połowie sierpnia Komenda
Okręgu zadecydowała o przesunięciu
na teren obwodu myślenickiego dwóch
oddziałów partyzanckich, wywodzących się
krakowskiego (miejskiego) zgrupowania
taktycznego „Żelbet”, operujących dotąd
na terenie Inspektoratu AK Miechów.
Dowodzili nimi ppor. Adam Żuwała
„Gołąb” oraz pchor. Artur Korbel „Bicz”.
Mimo, że operowały one poza granicami miasta, podlegały dowódcy „Żelbetu”
mjr. Dominikowi Zdziebło-Danowskiemu
„Kordianowi”.
W pierwszych dniach września oddziały te przeszły na południowy brzeg Wisły,
a następnie przez Marcyporębę i Podchybie
dotarły do Bęczarki, skąd przemaszerowały do podmyślenickiej wsi Bysina, którą
osiągnęły 9 września. W Bysinie (przysiółek Końcawieś) oczekiwał już trzeci oddział
partyzancki, którym dowodził ppor. Jan
Korzeniowski „Waga”. Powstał on w sierpniu 1944 r. w rejonie Łyczanki z połączenia operujących na południe od Krakowa,
związanych z „Żelbetem” grup: oddziału
„Burza” („Orkan”) pchor. Tadeusza Bitki
„Oriona”, wykonującego zadania zlecone
przez Kierownictwo Oporu Społecznego oraz
oddziału ochrony radiostacji „Wisła” o kryptonimie „Huragan”, którym dowodził pchor.
Józef Paciora „Para”. Po połączeniu obu grup,
dowództwo objął „Waga”, a oddział przesunął
Wzór pieczęci „Żelbetu”, stanowiącej także motyw
odznaki pamiątkowej oddziałów miejskich i polowych
się do Stojowic, skąd na rozkaz „Kordiana”
wyruszył na koncentrację do Bysiny, gdzie
dotarł ok. 4 września. Na nowym terenie
oddziały (określane numerami: I – oddział
„Gołąba”, II – oddział „Bicza” i III – oddział
„Wagi”) miały działać niezależnie, podlegając
„Kordianowi”, który do koordynacji działań z komendą terenową desygnował ppor.
Stanisława Gaczoła „Nawarę”.
Druga dekada września była przełomowa dla losów myślenickiego zgrupowania
„Kościeszy”, którego większość stacjono-
20
Pamięć i tożsamość
fot. via S. Plucha
kwiecień 2014
Stoją od lewej: pchor./ppor. Władysław Kamski „Stryszawa”, ppor. Adam Żuwała „Gołąb”,
plut. Tadeusz Żuwała „Rezuła”, Edward Grzyb „Sęp”
wała na terenie „Rzeczypospolitej”, na
prawym brzegu Raby, w rejonie masywu
Kamiennika. 12 września Niemcy zaatakowali to zgrupowanie dwiema kolumnami,
od strony Myślenic i Dobczyc. W serii starć,
jakie rozegrały się na terenie Poręby, Zasani
i Czasławia, siły AK, pomimo sporych strat
własnych osiągnęły taktyczne zwycięstwo
nad nieprzyjacielem. Ruchy sił porządkowych w rejonie Myślenic sprowokowały rozproszenie się oddziałów „Żelbetu” w terenie.
Najliczniejszy (ok. 60 ludzi) OP II „Bicza”
odmaszerował na wschód, przechodząc
w rejon Brzezowej i Kornatki. Tym samym
znalazł się środku obławy, skierowanej przeciwko zgrupowaniu „Kościeszy”. Po walkach
z 12 września Niemcy ściągnęli w rejon
„Rzeczypospolitej Raciechowickiej” znaczniejsze siły, patrolując główne drogi i stopniowo otaczając masywy górskie Kamiennika
i Łysiny. 14 września „Bicz” przesunął swój
oddział w rejon m.p. „Kościeszy” pod
Kamiennikiem, gdzie otrzymał rozkaz
ubezpieczania ugrupowania od zachodu.
Następnego dnia oddziały niemieckie rozpoczęły metodyczne zacieśnianie pierścienia
okrążenia. Widząc podchodzące od Pcimia
przeważające siły, „Bicz” wycofał swój tabor
w kierunku sił głównych zgrupowania
myślenickiego – w rejon Suchej Polany, na
przełęczy pomiędzy Kamiennikiem a Łysiną.
Ruch ten spowodował niemałe zamieszanie
w sztabie „Kościeszy”, gdzie hałasujące wozy
uznano za podchodzącą kolumnę przeciwnika. Spowodowało to pospieszną ewakuację sztabu i towarzyszących mu oddziałów
ze Suchej Polany na Kamiennik, znajdujący
się ok. 1 km na północ. Kiedy na przełęcz
dotarli partyzanci „Bicza”, zastali tam już
tylko kilku zdezorientowanych partyzantów oraz część wozów i sprzętu, które
przy pospiesznym odwrocie na Kamiennik
porzucono. Materiał ten oraz znaleziony
sprzęt wojskowy (m.in. ckm Browning
wz. 30) został zabezpieczony. Nocą „Bicz”
wyprowadził oddział w kierunku Kornatki
21
Pamięć i tożsamość
fot. via R. Bitka
kwiecień 2014
Dowództwo OP III w Łyczance, sierpień 1944. Od lewej: pchor. Tadeusz Bitka „Orion”, pchor. Józef
Paciora „Para”, ppor. Jan Korzeniowski „Waga”, sierż. Władysław Ćwiękała „Żywiec”
– przysiółek Sarnulki – a następnie na północny brzeg Raby, wychodząc poza drugi
pierścień niemieckiej obławy. Tej samej
nocy 15/16 września opuściły teren oddziały myślenickie; obszar „Rzeczypospolitej”
został w następnych dniach krwawo spacyfikowany przez siły policyjne.
Tymczasem OP I „Gołąba” oraz OP
III „Wagi” (łącznie ok. 90 ludzi) przeszły
z Bysiny na drugą stronę masywu Sularzowej,
do Ostafinówki – ustronnie położonego
przysiółka Trzebunia. Niemcy poprzez działającą w terenie agenturę musieli zdobyć
informacje o oddziałach, gdyż 14 września
na Ostafinówkę, a także do Bysiny wyruszyły silne formacje policyjne. Oddziały
uniknęły walki, kierując się do Jamrozówki,
ukrytego w lasach przysiółka Jasienicy, a po
kilku dniach (20 września) na Jaworzyny,
tj. do zachodniej części wsi Zawadka. Tutaj
napotkano oddziały myślenickie: część OP
„Pościg” z ppor. „Lisowskim”, która po
obławie niemieckiej na Kamienniku wyco-
fała się w kierunku zachodnim oraz OP
„Odwet” ppor. Stanisława Molka „Gwary”,
który w drugiej połowie lata stacjonował na
terenie Krzczonowa i Zawadki. Po ostatnich
obławach i wieściach o odwecie Niemców
na ludności cywilnej sytuacja w oddziałach
była zła, doskwierał też brak uzbrojenia.
Dowódcy oddziałów starali się temu zaradzić. W ten sposób zrodził się plan rozbrojenia jednostki niemieckiej (według różnych
relacji 50–64 ludzi), która stacjonowała
w dworze w Tokarni, ubezpieczając prowadzone od kilku tygodni prace fortyfikacyjne.
Brawurowy plan zakładał zajęcie placówki bez użycia siły. Do skrajnie niebezpiecznej misji zgłosił się na ochotnika żołnierz „Żelbetu”, pchor. Władysław Kamski
„Stryszawa”. Późnym wieczorem 21 września oddziały obstawiły dwór, a następnie
„Stryszawa” hałasując zgłosił się do wartownika, żądając widzenia z dowódcą jednostki
(prawdopodobnie była to część 1017. batalionu ochrony). Zbudzony ze snu oficer dał
22
Pamięć i tożsamość
fot. via S. Plucha
kwiecień 2014
Węglówka, osiedle Weszkówka, wrzesień 1944 – karabiny i zapakowany w worki ekwipunek zdobyty
w akcji w Tokarni, przed podzieleniem pomiędzy oddziały. Obok worków widoczne karabiny maszynowe
MG-42 i MG-15, będące na wyposażeniu poszczególnych oddziałów. Ckm Browning wz. 30 obwodu
„Murawa” – na trójnogu – ocalony przez oddział „Bicza” w czasie odwrotu z Łysiny
się przekonać, że dwór jest otoczony przez
znaczne siły i poddał placówkę – w rzeczywistości, cztery polskie oddziały miały ok. dwuipółkrotną przewagę w ludziach, co jednak nie
gwarantowało sukcesu w wypadku szturmu na
dobrze uzbrojoną załogę. W ten sposób w ręce
oddziałów AK wpadło bogate oporządzenie
wojskowe (pałatki maskujące, koce, tornistry,
pasy), a przede wszystkim broń: 45 karabinów, 3 pistolety maszynowe i 16 pistoletów
– w niemieckim meldunku dziennym zdobycz
ta prezentuje się jednak skromniej: 23 kb. i 8
szt. broni krótkiej. Po wstępnym podzieleniu
się zdobyczą z oddziałami „Odwet” i „Pościg”,
oddziały „Żelbetu” z taborem skierowały się na
prawy brzeg Raby, do wsi Węglówka (osiedle
Weszkówka), dokąd dotarły już za dnia 22
września. Niebawem do Weszkówki dotarł
również oddział „Bicza”. Tutaj miało nastąpić rozdysponowanie zdobyczy pomiędzy trzy
oddziały „Żelbetu”.
Następnego dnia (23 września) na
m.p. przybył komendant obwodu, por.
„Kościesza”, w celu inspekcji skierowanych
na jego teren oddziałów. Troskę komendanta
powodowały trudności jego własnego zgrupowania po walkach z Niemcami i pacyfikacji wsi. Wskutek kontrowersyjnych decyzji
„Kościeszy” w tych dniach, ale także poprzedzających tygodniach (niesławne rozmowy
z Niemcami, dekonspiracja części „terenówki” w czasie „przeglądów”), w części
oddziałów doszło do rozprężenia, a odmienne poglądy niektórych oficerów spowodowały rozłam w sztabie. Dotychczasowa
komenda praktycznie przestała istnieć.
Do tego wszystkiego, skierowano na teren
„Kościeszy” trzy duże oddziały, za których
aprowizację czuł się odpowiedzialny, a które
jednocześnie nie podlegały jego dowództwu. Nie dziwi więc, że komendant przybył na inspekcję w nastroju minorowym.
23
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Działania oddziałów partyzanckich I–III w okresie do koncentracji w Dąbiu (wrzesień 1944).
Opracowanie autora na podstawie map R. Ciesielskiego i S. Pluchy.
Niestety, krótkie spotkanie z oficerami i żołnierzami „Żelbetu” nie ociepliło stosunków;
wręcz przeciwnie, po tej wizycie, z każdym
tygodniem relacje pomiędzy komendantem
obwodu a „Żelbetami” stawały się coraz
gorsze. Według relacji uczestników zdarzenia, partyzanckiej braci nie przypadło
do gustu wyliczenie przydziałów żywności,
przypadającej na głowę, „Kościesza” miał
również uczynić niepochlebną uwagę na
temat „Żelbetów” do jednego z towarzy-
szących mu podkomendnych. Odchodząc
zabrał ewakuowany przez oddział „Bicza”
z Suchej Polany ckm, a pozostawił zrzutową
radiostację plecakową, celem utrzymywania
łączności pomiędzy KO a „Żelbetami”. Ten
środek łączności nie był jednak często używany (patrol radiotelegraficzny wydzielono
z oddziału „Bicza”), choć trzy takie radiostacje posiadane przez obwód oddały nieocenione usługi podczas dowodzenia w czasie
bitwy pod Łysiną 12 września 1944 r.
24
Pamięć i tożsamość
fot. via S. Plucha
kwiecień 2014
Grupa partyzantów OP I w Komornikach. Widoczne namioty z pałatek zdobytych w Tokarni
(na jednym z nich flaga narodowa). Trzeci od lewej stoi Stanisław Plucha „Szarota” – „Góral”,
przy MG-42 leży Władysław Sikora „Wiórko”
Po kilkudniowym postoju na Weszkówce,
trzy oddziały „Żelbetu” przeszły do
Pogorzan, a następnie rozlokowały się
w przysiółkach należących do sąsiadujących wiosek Komorniki, Dąbie (na stokach Grodziska) oraz Zegartowice. Tutaj
oddziały odwiedził zastępca dowódcy 6 DP
AK, ppłk Piotr Kaczała „Zrąb”. Według
pogłosek, wizyta w terenie oficera sztabu dywizji stanowiła element dochodzenia
w sprawie błędnych posunięć „Kościeszy”;
jest jednak niemal pewne, że głównym
celem pobytu ppłk „Zręba” było przygotowanie gruntu pod reorganizację struktur 6
DP AK, dowodzonej przez płk Wojciecha
Waydę „Odweta”. W kolejnych tygodniach
utworzono bowiem dywizyjne zgrupowanie
oddziałów partyzanckich „Odwet”, w którego skład wchodziły oddziały z terenu
obwodu „Murawa”, trzy oddziały „Żelbetu”
oraz przeniesiony z obwodu bocheńskiego
oddział „Wicher” rtm. Józefa Świdy „Dzika”.
Dowódcą zgrupowania z ramienia „Odweta”
został mjr Aleksander Mikuła „Orion”, choć
dowództwo taktyczne sprawował najczęściej
jego zastępca, „Dzik”. „Kościesza” pozostał
na stanowisku komendanta obwodu, lecz
nie dowodził już oddziałami partyzanckimi.
Koncentracja nie uszła uwadze Niemców,
którzy skierowali w teren licznych agentów.
W celu zmylenia przeciwnika, oddziały
„Żelbetu” wyruszyły na południe, do Porąbki
położonej u stóp masywu Śnieżnicy (ok. 8
października), a następnie powróciły inną
trasą w rejon Dąbia, by potem rozproszyć się
w terenie. OP I przeszedł w rejon Węglówki,
OP II – w rejon Zegartowic, a następnie do
Sarnulek, OP III do Krzyworzeki, a później
do Komornik. W tym okresie nie prowadzono poważniejszych akcji zbrojnych
– płk „Odwet” rozkazem z 4 października
1944 r. zabronił „Kordianowi” podejmowania działań przez oddziały polowe na
terenie obwodu „Murawa”. Przedsięwzięto
25
Pamięć i tożsamość
fot. via S. Plucha
kwiecień 2014
Grupa partyzantów OP II w czasie koncentracji w Dąbiu
jednak kilka wypraw, mających na celu
poprawę aprowizacji – były one skierowane na duże niemieckie gospodarstwa
rolne (Liegenschafty), położone na terenach
podkrakowskich, gdzie „Żelbet” dysponował dobrym wywiadem oraz siecią placówek kontaktowych. 9 października OP II
wykonał akcję na Liegenschaft w Konarach
k. Mogilan. Następnego wieczora OP III
rozbił Liegenschaft w Liplasie k. Gdowa,
rekwirując m.in. 13 szt. bydła oraz wyposażenie szpitala polowego. Drugą akcję
w Liplasie wykonał pod koniec miesiąca
OP I (zarekwirowano 4 świnie, 5 szt. bydła
i 300 kg cukru). Oddział „Bicza” przeprowadził również w tych dniach wypad na
garbarnię w Dobczycach.
Organizacja sztabu zgrupowania zajęła kilka tygodni, a mjr „Orion” przybył
z Krakowa 17 października. Wtedy jednak
zaznaczyła się nietypowa sytuacja, związana z dublowaniem dowodzenia: po utworzeniu zgrupowania „Odwet”, zwierzchni-
kiem wszystkich wchodzących w jego skład
oddziałów był „Orion”, lecz w mniemaniu
oficerów i żołnierzy „Żelbetu” pozostawał
nim „Kordian”! To właśnie „Kordian” wydał
3 listopada 1944 r. rozkaz organizacyjny,
ustalający dowódcę taktycznego połączonych oddziałów (w tym czasie organizowano czwarty oddział pod dowództwem
pchor./ppor. „Stryszawy”) – został nim
ppor. Jan Zienkowicz „Siekierz”. Ustalono
także skład „sztabu” – adiutantem i oficerem szkoleniowym został ppor. Stanisław
Gaczoł „Nawara”, kapelanem – ks. Edmund
Łowiński „Strad”, lekarzem – dr Tadeusz
Płatek „Tygrys”, szefem zaopatrzenia kpr.
Adam Kowalski „Koński”. Rozkaz przewidywał utworzenie na bazie oddziałów zalążków czterech kompanii, o zakładanej sile
(po uzupełnieniach z miasta) ośmiu plutonów. Nominacja „Siekierza”, który przybył
na teren obwodu „Murawa” w pierwszych
dniach listopada, została zaakceptowana
przez „Oriona”, w którego planach oddziały
26
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
fot. via R. Bitka
„Żelbetu” objęto łącznym kryptonimem
„Podhale”. Mimo to, po wojnie stanowisko dowódcy „Podhala” uzurpował sobie
„Nawara”, a „Orion” wydał dlań (w 1963 r.)
stosowne zaświadczenie. Trudno powiedzieć, czym kierował się wtedy „Orion”,
ale nie była to prawda, co poświadczają
liczne dokumenty z czasu okupacji – cała
korespondencja z „Kordianem”, „Dzikiem”
i „Orionem” jest prowadzona przez
„Siekierza”, a „Nawara” występuje w niej
jego podkomendny „Siekierza”.
Z „Kordianem” przez cały czas pobytu w Myślenickiem utrzymywano ścisły
kontakt za pośrednictwem łączników.
Z Krakowa na rzecz oddziałów przekazywano niemałe ilości umundurowania, bielizny, ciepłej odzieży, kocy, potrzebnego
sprzętu (np. w listopadzie oddziały złożyły
zapotrzebowanie na narty i busole), a także
broni, amunicji i pieniędzy na utrzymanie. Było to możliwe dzięki pośrednictwu
współpracujących placówek terenowych
na odcinku od Łagiewnik po Świątniki
Górne i Rzeszotary (teren 7. kompanii II.
batalionu „Żelbetu”), a także zaprzyjaźnionych dworów we Wrząsowicach, Sieprawiu
i Stojowicach. Dostawy były bardzo ważne,
bo mimo ustaleń przydziałów z „Kościeszą”,
a później z „Orionem” centralne zaopatrzenie funkcjonowało źle, co też było
powodem do niezadowolenia i rozluźnienia
dyscypliny. Poważniejsze reperkusje miało
zatrzymanie kilku sztuk bydła przez oddział
„Bicza” po akcji na Liegenschaft, a następnie sprzedaż ich na potrzeby zakupu ekwipunku, a także kilka samowolnych rekwizycji, z których najgłośniejszą było zabranie
(12 listopada) przez szefa OP I „Rezułę”
oraz „Falę” z browaru w Szczyrzycu pianina i mebli. W drodze powrotnej napotkał ich patrol z myślenickiego oddziału
„Pościg”, a raport dowódcy oddziału, por.
Antoniego Węgrzyna „Ostrogi” trafił na
Partyzanci z oddziału „Wagi”, od lewej: Lesław
Jarema „Lech”, pchor. Tadeusz Bitka „Orion”,
Jan Gąsiorek „Świt”
biurko „Kościeszy”. Komendant obwodu
kipiał, zresztą już wcześniej istniał silny
rozdźwięk pomiędzy nim a „krakusami”.
W meldunku do „Kordiana” z dn. 7 listopada „Siekierz” pisał: Obawiam się [...] że
współpraca w terenie nie ułoży się z uwagi na
[stanowisko] K.O. zajmowane nadal przez
Kościeszę, który jest po prostu wrogo nastawiony do Żelbetu, a w szczególności do Bicza.
Boję się, że odpowiednio nastawia też Orjona,
który u niego kwateruje. Utyskiwania na
oddziały „Żelbetu” rzeczywiście znalazły
swoje odzwierciedlenie w dzienniku prowadzonym przez żonę „Kościeszy”, Zofię
Horodyńską „Stokłosę”, opublikowanym
w 2004 r. Wydaje się jednak, że dużej mierze źródłem konfliktów były uprzedzenia
komendanta obwodu, który wykorzystywał każdą sytuację, aby poderwać autorytet
„Żelbetów”, pisząc m.in. skargi do inspek-
27
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
tora, płk. „Odweta”, który z kolei przekazywał je „Kordianowi” (co nb. świadczy
także, że „Odwet” nie tylko nie uregulował
dwuwładzy nad oddziałami, ale sam ją
akceptował!). W cytowanym wyżej meldunku „Siekierza” do „Kordiana” znajduje
się wyjaśniający sytuację fragment napisany przez „Nawarę”, przebywającego w terenie od września i dobrze zorientowanego
w miejscowych stosunkach: Skargi na Bicza,
które docierają do Pana są w wielu wypadkach sfałszowane wzgl[ędnie] wyolbrzymiane.
W wielu wypadkach z rozkazu Oriona byłem
osobiście na miejscu rzekomych wykroczeń
i okazało się [że] wykroczeń w ogóle „nie
było”. W związku z tym wystąpiłem b[ardzo]
ostrożnie p[rzeciwko] „Kościeszy” w obecności
Oriona i Dzika, jak również przedstawiłem
Orionowi tło zatargu oraz metody postępowania Kościeszy względem O.P.P. Żelbetu.
Dowództwo zgrupowania „Odwet”
musiało uznać racje „Nawary” (wcześniej
– koordynatora ds. współpracy z komendą
obwodu) oraz „Siekierza”, gdyż ich stosunek do oddziałów „Żelbetu” był pozytywny.
Śledztwo w sprawie „Rezuły” poprowadził
„Dzik”, który nie dopatrzył się w czynie
znamion przestępstwa pospolitego (według
wyjaśnień „Rezuły”, meble miały być sprzedane, a pieniądze przeznaczone na zakup
żywności dla oddziału). W celu uzdrowienia sytuacji – a uwagi do zachowań
„Rezuły” mieli także podwładni z oddziału
– winowajca zamieszania został wydalony
z oddziału partyzanckiego i skierowany do
ochrony radiostacji „Wisła”. Tego samego dnia, którego odbyła się kontrowersyjna akcja w Szczyrzycu, zdezerterował
z oddziału „Gołąba” pchor. „Dłuto”, zabierając ze sobą „Drąga”, „Listka” i „Pstrąga”,
sporo broni, dwa konie i bryczkę, okradając z gotówki dr „Tygrysa”. Pościg nie dał
rezultatu, lecz tym samym oddział oczyścił
się z osób niepewnych.
W II dekadzie listopada oddziały na podstawie rozkazu „Oriona” skoncentrowały
się we wsi Poręba. Jednocześnie „Orion”
podzielił „Podhale” na pięć plutonów
o składzie docelowym 1+25, którym nadano kryptonimy od nazw górskich szczytów:
pluton „Krywań” (na bazie OP I) – dowódca ppor. Adam Żuwała „Gołąb”, stan 23
ludzi, pluton „Luboń” (na bazie OP II) –
dowódca pchor./ppor. Artur Korbel „Bicz”,
stan 29 ludzi, pluton „Turbacz” (wydzielony
z OP II) – dowódca pchor. „Łoś II” (NN),
stan 25 ludzi, pluton „Gierlach” (na bazie
OP III) – dowódca ppor. Jan Korzeniowski
„Waga”, stan ok. 30 ludzi oraz pluton
„Zawrat” (OP IV wydzielony z OP I i III)
– dowódca pchor./ppor. Władysław Kamski
„Stryszawa”, stan 20 ludzi. Mimo zaakceptowania tego podziału przez „Kordiana” jako
tymczasowy, wewnątrz „Żelbetu” ugrupowanie to nie przyjęło się i w relacjach wysyłanych do Krakowa przez „Siekierza” figurują nadal cztery oddziały oraz łączna nazwa
zgrupowania „O.P. Żelbet”. Kwestionowanie
istnienia oddziału „Podhale” (stanowiącego
zalążek batalionu) nie jest jednak uzasadnione. Istnieją bowiem dokumenty, podające
stany ludzi, uzbrojenia i ekwipunku według
plutonów; wiadomo także, że szef zaopatrzenia „Koński” sygnował nazwą „O.P.
Podhale” pokwitowania. Z zachowanych
dokumentów nie wynika jednoznacznie,
czy do „Podhala” należał również bocheński OP „Wicher” ppor. Stanisława Piątka
„Giewonta” (dawny oddział rtm. „Dzika”),
stanowiący osłonę sztabu mjr. „Oriona”, co
sugerują powojenne relacje i opracowania.
W wyniku koncentracji oddziałów we wsi
Poręba, 14 listopada przeniósł tam swoje m.p.
„Siekierz”. Oddziały rozlokowały się w przysiółkach Grotówka (OP I) i Wincentówka
(OP IV). OP III bazował początkowo na
zachodnim stoku góry Uklejna (osiedle
Scyrek), lecz ok. 20 listopada przeniósł się do
28
Pamięć i tożsamość
fot. via S. Plucha
kwiecień 2014
Pluton „Krywań” w Porębie, listopad 1944. Piąty od prawej dowódca, ppor. Adam Żuwała „Gołąb”
domów Poręby położonych na stoku Łysiny,
w południowej części wioski. W tym czasie
rozlokował się tutaj także oddział „Bicza”.
W dniach koncentracji partol oddziału
„Wagi” miał utarczkę z Niemcami w rejonie Czasławia: stracono w niej furmankę,
lecz zabito jednego żołnierza niemieckiego
i raniono innego. O świcie 21 listopada
m.p. zaatakowały dwie przybyłe z Myślenic
kolumny niemieckie. Zagrożony odcięciem
oddział „Gołąba” zdołał się wycofać pod
osłoną ognia k.m. „Bicza” i „Stryszawy”.
Przeciwnicy zasiedli na przeciwległych zboczach doliny, ostrzeliwując się seriami z broni
maszynowej; wreszcie w godzinach przedpołudniowych Niemcy nie widząc szans na
powodzenie dalszej akcji rozpoczęli odwrót.
Straty własne oddziałów wyniosły dwóch
rannych („Granat” i „Wicher”) oraz jednego wziętego do niewoli („Fala”, zamordowany w Myślenicach). Utracono również
ciężarówkę, którą spalono w czasie odwrotu
z Grotówki. Straty niemieckie szacowano na
7 zabitych i ok. 10-20 rannych. Niemiecki
meldunek dzienny informuje natomiast o 6
rannych żołnierzach Wehrmachtu oraz 7 rannych wśród funkcjonariuszy policji; według
Niemców zastrzelono 14 „bandytów” a siedmiu schwytano.
Bezpośrednio po starciu nastąpiła intensywna wymiana korespondencji
między „Siekierzem” a „Dzikiem”, kwaterującym po przeciwnej stronie masywu
Łysiny, w Węglówce (osiedle Parylówka).
„Dzik” spodziewał się silniejszej kontrakcji
Niemców w następnych dniach i zalecał
usunięcie się oddziałów z Poręby w kierunku
południowym, poza spodziewany pierścień
obławy. Ostatecznie wieczorem 22 listopada oddziały „Żelbetu” wyszły z Poręby,
kierując się z całym taborem na zachód, do
wsi Zawadka. W tej niewielkiej, wysoko
położonej wiosce stacjonował już oddział
PPS por. Stanisława Długosza „Zamka” oraz
sowiecki oddział wywiadowczy „Głos” kpt.
Jewgienija Bieriezniaka „Michajłowa”.
29
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
fot. via S. Plucha
łącznicy „terenówki”, a mjr. „Orion”,
który pozostał w Węglówce, zalecał przejście na zachodni brzeg Raby. W ten sposób oddziały – za wyjątkiem sowieckiego – wyruszyły na zachód, zatrzymując
się nocą 28/29 listopada w przysiółkach
Zawadki. Kilka godzin później rozpoczęła
się akcja niemiecka.
Bój w masywie górskim Kotonia, stoczony 29 listopada stanowił jedną z największych potyczek oddziałów AK na południu
kraju, a jego przebieg jest znany z licznych
relacji i opracowań. Siły niemieckie uczestniczące w obławie różne relacje szacują na
1,4 – 3 tys. ludzi. Rozproszone w przysiółkach Zawadki oddziały wyszły z walki
obronną ręką: stacjonująca na Jaworzynach
grupa z „Siekierzem” (OP I i IV oraz
oddział PPS) wyszła z okrążenia bez szwanku w kierunku zachodnim. Druga grupa
oddziałów myślenickich pod bezpośrednim dowództwem „Dzika” i „Kościeszy”
wycofując się grzbietem Kotonia na zachód
wpadła na nieprzyjaciela i odniosła straty,
lecz udało jej się oderwać i ostatecznie
przeszła w masyw Sularzowej, na północ
od wsi Trzebunia, a stąd przez Chełm do
Węglówki. Oddział „Wagi”, odcięty na
Jaworzynach został częściowo rozproszony;
po walce patrolu ubezpieczającego zapadł
w leśnej gęstwinie („Waga” zginął później wychodząc na patrol). Walkę ogniową wziął na siebie oddział „Bicza”, który
poniósł największe straty – zdołał jednak
odskoczyć do lasu, częściowo ulegając rozproszeniu. Największa grupa pod dowództwem sierż. Jana Filipowskiego „Morawy”
skierowała się do Bysiny.
Do Krakowa wysłano kilka meldunków,
raportując rozproszenie oddziałów i poważne straty. Z II OP polegli w walce: ppor.
Artur Korbel „Bicz”, Zbigniew Biskupek
„Wiktor”, Józef Pękalski „Koziołek”, Ryszard
Strzyżowski „Gozdawa” i Paweł Pogorzelski
Artur Korbel „Bicz” – dowódca OP II
W następnych dniach poczyniono przygotowania do przesunięcia na Zawadkę
sztabu zgrupowania „Odwet” oraz komendy
obwodu AK „Murawa”. Dotarł tu „Dzik”
z „Kościeszą” i osłonowym OP „Wicher”,
a także OP „Odwet”.
Mimo ciężkiego marszu i ciasnoty
w nowych kwaterach, nastrój w oddziałach był dobry; „Siekierz” prosił Kraków
o przygotowanie dla żołnierzy 135 paczek
z okazji św. Mikołaja. Przeglądu oddziałów
dokonał „Dzik” (jego m.p. znajdowało się
w przysiółku Oleksówka, we wschodniej części Zawadki, zaś m.p. „Siekierza”
na Jaworzynach, w części zachodniej).
27 listopada otrzymano meldunek o spodziewanej na 28 listopada obławie niemieckiej. Wszystkie oddziały usunęły się
z Zawadki w kierunku zachodnim, przechodząc do Więciórki (przysiółek Polana).
Następnego dnia nie wydarzyło się jednak
nic godnego uwagi, o spokoju meldowali
30
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
„Hugo”, a rannych zostało co najmniej
dwóch partyzantów („Rekin” i „Skoczek” vel
„Skok”). Oddział III stracił swojego dowódcę ppor. Jana Korzeniowskiego „Wagę”
i miał trzech rannych: („Orion”, „Chart”
i „Haneczka”). Oddziały myślenickie straciły 2 zabitych, 2 wziętych do niewoli oraz
kilku rannych. Obaj polegli dowódcy byli
uwielbiani przez swoich żołnierzy, strata ich
oraz wielu kolegów powodowała wielkie
przygnębienie. Katastrofą była także utrata
części taborów. Co prawda i przeciwnik
poniósł straty, oszacowane przez „terenówkę” na 50–100 zabitych i rannych, ale nie
zmieniało to faktu, że sytuacja oddziałów
w obliczu nadciągającej zimy drastycznie się
pogorszyła.
Według oficjalnego niemieckiego raportu,
w starciu poległo 7 funkcjonariuszy policji (w tym 2 oficerów), a 7 było rannych.
Opiewano w nim przede wszystkim sukces akcji, najpewniej sprowokowanej przez
namierzenie radiostacji oddziału sowieckiego oraz informacje konfidentów o pobycie
oddziałów partyzanckich: zginąć miało 34
„bandytów”, 6 wzięto do niewoli (w rzeczywistości 2 z OP „Odwet” oraz 5 osób
cywilnych z Zawadki). Niemcy chwalili się
też zdobyczą, którą według meldunku stanowiły 4 karabiny maszynowe, 2 panzerfausty, 20 karabinów, 6 pistoletów, 15 kg materiałów wybuchowych, granaty, amunicja,
radiostacja plecakowa, ekwipunek wojskowy, 16 koni i 3 pojazdy. Część z tych strat
można przypisać do oddziału „Bicza”, który
w pośpiechu opuszczał kwatery w osiedlu
Tajsy („Morawa” zgłaszał w zestawieniu z 4
grudnia zaginięcie 2 p.m., 4 kb., sztucera i 2
pistoletów, prawdopodobnie oddział stracił
również wspominają radiostację). Druga
część strat mogła przypadać na oddział
PPS „Zamka”, który także stracił tabor –
ale na fotografiach wykonanych w grudniu
1944 r. przy schronisku na Markowych
Szczawinach oddział ten posiada swoją broń
maszynową. W wyniku starcia oraz akcji
odwetowej, która nastąpiła 4 grudnia, licząca 60 gospodarstw wieś Zawadka została
całkowicie spalona, a śmierć poniosło siedmioro mieszkańców.
Grupa „Siekierza” wyszła z okrążenia
przedostając się do Więciórki. Po odejściu sił niemieckich z Zawadki, podjęto
patrolowanie masywu Kotonia, odnajdując
jedynie kilku poległych. Później dołączyła grupa partyzantów z OP III z rannymi. W tej sytuacji „Siekierz” zdecydował się na skierowanie najciężej rannych
„Oriona” i „Charta” na leczenie do bazy
oddziału por. Gerarda Woźnicy „Hardego”,
położonej w lesie Gościbia, w odległości
kilku kilometrów. Dla oddziałów zarządzono odejście trudnym, górskim terenem w kierunku południowo-zachodnim.
Wyruszono 30 listopada; po kilku godzinach partyzanci dotarli do Osielca (przysiółek Gąsiory), gdzie napotkano oddział
„Harnaś” 3 psp AK, dowodzony przez
ppor. Henryka Gallasa „Hańczę”, który
udzielił „Żelbetom” pomocy. Oddział PPS
powędrował dalej, w kierunku Babiej Góry.
W Osielcu zorganizowano akcję pieczenia
chleba i po odpoczynku, 3 grudnia rozpoczęto powrót na teren obwodu „Murawa”.
Po drodze, na terenie Łętowni ostrzelano
niewielki oddział niemiecki. Szosę Kraków
– Zakopane przekroczono w Pcimiu tuż
przed przejazdem kolumny pacyfikacyjnej, zdążającej o świcie 4 grudnia do
Zawadki. Przez Bulinę oddziały dotarły do
Sarnulek, przysiółka Kornatki, gdzie znalazły gościnę u Wojciecha Piwowarskiego
„Rogacza”. Dołączyło tu kilku ludzi, którzy
wycofali się z „Dzikiem” do Węglówki.
Tymczasem grupa „Morawy” (23 ludzi)
pozostawała w Bysinie; jej dowództwo
miał w następnych dniach objąć Stanisław
Pawlik „Afrykańczyk”.
31
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Działania oddziałów partyzanckich I–IV w ramach zgrupowania „Odwet” 6 DP AK (październik –
grudzień 1944). Opracowanie autora na podstawie map R. Ciesielskiego i S. Pluchy.
Po kilku dniach „Kordian” odwiedził
zgromadzone na Sarnulkach oddziały i po
naradzie z „Siekierzem” zdecydowano o ich
czasowym rozwiązaniu. Ludzie mieli udać
się na konspiracyjne kwatery, a ranni i chorzy pod opieką grupy osłonowej sierż.
Władysława Ćwiękały „Żywca” zostali
zamelinowani w Sieprawiu i Czechówce.
Broń zamelinowano u „Rogacza”. Nie
dane jednak było partyzantom uczestniczyć w ostatniej rozprawie z okupantem,
do której oddział był przygotowywany –
decyzje z połowy grudnia 1944 r. kończyły,
jak się okazało, jego kilkumiesięczny szlak
bojowy. Wskutek szybkich postępów Armii
Czerwonej w czasie spodziewanej od dawna
ofensywy (ruszyła ona 12 stycznia 1945 r.),
nie zdołano się ponownie zmobilizować.
W następnych dniach Armia Krajowa została rozwiązana, a 21–24 stycznia tereny, na
których wcześniej operowało zgrupowanie,
n
zostały zajęte przez wojska sowieckie.
32
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Gorczański „Lampart”
Dawid Golik
Był bez wątpienia jednym z najbardziej znanych podhalańskich partyzantów. Zawodowy oficer,
zaangażowany w działalność konspiracyjną od pierwszych miesięcy okupacji, w okresie „Burzy”
stanął na czele IV batalionu 1. pułku strzelców podhalańskich AK. Wraz ze swoimi żołnierzami
przeszedł do historii jako pogromca Niemców podczas tzw. bitwy ochotnickiej.
Artylerzysta z Niedźwiedzia
nika artylerii ze starszeństwem z dniem 15
sierpnia 1927 r. Został jednocześnie przeniesiony do 4. pułku artylerii polowej (przemianowanego w 1932 r. na 4. pułk artylerii lekkiej), gdzie początkowo dowodził plutonem
i czasowo pełnił funkcję instruktora w szkole podoficerskiej. Najprawdopodobniej
w 1928 r. został odznaczony Medalem
Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości,
a w 1929 r. podczas odbywania półrocznej praktyki w 59. pułku piechoty został
mianowany porucznikiem ze starszeństwem
z dniem 15 sierpnia 1929 r. Przez kolejne
trzy lata Zapała dowodził plutonem, a czasowo także baterią i jednym z dywizjonów
pułku. Jednocześnie ze służbą wojskową
rozpoczął w 1931 r. studia na Wydziale
Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu
Poznańskiego. W sierpniu 1932 r. został
przeniesiony do 7. pułku artylerii ciężkiej
w Poznaniu i, jak sam pisał: Z powodu bardzo ciężkich warunków naukę [na studiach]
musiałem przerwać.
Po ukończeniu oficerskiego kursu pomiarów artylerii został w 1934 r. przeniesiony do
4. pułku artylerii ciężkiej w Częstochowie,
gdzie pełnił funkcję oficera łączności
a następnie oficera zwiadu II dywizjonu tego
pułku. Zachowała się opinia przełożonych
na jego temat z tego okresu: Por. art. Zapała
Julian. Wesołego i pogodnego usposobienia.
Nerwowo opanowany. Inicjatywa i energia
średnia. Dość lekkomyślny a w pracy powierzchowny. Posiada tupet, którym pomaga sobie
w potrzebie. Mało ruchliwy, bardzo koleżeński.
Julian Zapała urodził się 1 lutego
1904 r. w położonej przy północnych stokach Gorców miejscowości Niedźwiedź.
Pochodził z średniozamożnej rodziny góralskiej, którą stać było jednak na to, żeby
zainwestować w jego edukację. Ukończył
najpierw szkołę powszechną, a następnie
prywatnie przerobił materiał z I klasy gimnazjum. W latach 1918–1921 kontynuował naukę w Gimnazjum Humanistycznym
w Myślenicach oraz w Gimnazjum
Humanistycznym w Nowym Targu. Chcąc
związać się na stałe ze służbą wojskową
złożył podanie o przyjęcie do Korpusu
Kadetów Nr 2 w Modlinie. Tam ukończył
V klasę gimnazjum, a następnie przeniósł
się do Korpusu Kadetów Nr 1 we Lwowie,
gdzie kształcił się przez trzy lata i w 1925 r.
zdał egzamin dojrzałości. Wyniki egzaminu
uznać można za przeciętne, z lepszymi ocenami jedynie z historii, geografii oraz religii.
Podobnie przedstawiała się sprawa otrzymanego przez Zapałę „Świadectwa wyszkolenia wojskowego”, z którego dowiedzieć się
można, że ukończył on szkołę z 52. lokatą
(na 60 kadetów), niemniej jednak uznano
go za zdolnego do kontynuowania nauki
w szkole oficerskiej.
Bezpośrednio po maturze Julian Zapała
trafił do wojska, otrzymując przydział do
27. pułku piechoty, skąd skierowano go do
Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu. Po
dwuletnim szkoleniu i praktykach ukończył
tę uczelnię otrzymując stopień podporucz-
33
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
na. Do systematycznej pracy brak skłonności, potrzebuje dopingu. Przygotowanie dość
dobre, doświadczenie duże. Dobry dowódca
baterii.
W 1939 r. Juliana Zapałę mianowano
kapitanem, ze starszeństwem z dniem 19
marca 1939 r. Wybuch wojny zastał go
w rejonie Bełchatowa, skąd następnie jego
jednostka wycofywała się wraz z 30. Dywizją
Piechoty w kierunku Warszawy. 12 września
liczyła już jedynie 10 haubic i została podporządkowana 8. DP, walczącej w składzie
Armii „Modlin”. Od tej pory artylerzyści
stali się częścią załogi broniącej bohatersko
przez kolejnych kilkanaście dni twierdzy.
28 września 1939 r. Modlin skapitulował.
Wcześniej jednak ustalono, że nastąpi to na
honorowych warunkach – wszyscy żołnierze
mieli zostać w krótkim czasie po kapitulacji
zwolnieni, a oficerowie otrzymali prawo do
opuszczenia murów twierdzy z bronią białą.
Kpt. Julian Zapała podczas służby w Wojsku Polskim
Zdolny i sprytny życiowo. Głębszej wiedzy
ani ogólnej ani fachowej nie posiada. Dużo
pomaga sobie sprytem i dużą dozą szczęścia
życiowego. Zmuszony może dać dużo z siebie.
Posiada zimną krew i szybkość decyzji. Dba
o podwładnych. Ta nie do końca pochlebna
opinia zaważyła na tym, że został pominięty
w obsadzie wyższych stanowisk, wytknięto
mu też wszystkie popełniane przez niego
dotychczas błędy. Jak odnotowali przełożeni,
wpłynęło to na poprawę osiągnięć por. Zapały.
Warte odnotowania i świadczące o postępach
było stwierdzenie jednego z wyższych oficerów,
że w razie wojny [Zapała] może być b[ardzo]
dobrym dowódcą.
Dalsza praca nad sobą doprowadziła do
tego, że najprawdopodobniej z początkiem 1937 r. Julianowi Zapale powierzono
dowództwo 4. baterii 4. pac. W opinii na
jego temat dowódcy 4. Grupy Artylerii
możemy przeczytać: Każde specjalne zadanie wykona doskonale, szybko się zorientuje,
natychmiast zdecyduje i z zapałem wyko-
Początki konspiracji
Przypuszczalnie w pierwszej połowie
października 1939 r. Zapała powrócił do
rodzinnego Niedźwiedzia. Wraz z nim zjawił się tam inny artylerzysta spod Modlina
i rodak Zapały – kpt. Alojzy Piwowar. Obaj
zaraz po przyjeździe w Gorce rozpoczęli
tworzenie organizacji konspiracyjnej, do
której z czasem włączali kolejne zaufane
osoby. 15 grudnia 1939 r. w schronisku Jana
Rapciaka pod Starymi Wierchami spotkali
się z płk. Aleksandrem Stawarzem, w czasie
kampanii wrześniowej dowódcą 2. Brygady
Górskiej WP. Płk. Stawarz unikając niewoli
przedostał się w październiku 1939 r. ze
Lwowa do Krakowa i rozpoczął tworzenie
regionalnej organizacji niepodległościowej
– Dywizji Podhalańskiej w Konspiracji.
Podporządkowując się Stawarzowi kpt.
Zapała obrał pseudonim „Lampart”.
Po aresztowaniu płk. Stawarza w 1941 r.
grupa konspiratorów z Niedźwiedzia utrzy-
34
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
mywała kontakt zarówno z jego następcą mjr. Edwardem Gött-Getyńskim, jak
i z inspektorem ówczesnego Inspektoratu
ZWZ Nowy Targ mjr. Franciszkiem Galicą
„Rysiem”. Przypuszczalnie już w pierwszych
miesiącach 1941 r. konspiratorzy zdecydowali się na ostateczne podporządkowanie ich
grupy strukturom Związku Walki Zbrojnej.
Wskazuje na to również fakt włączenia kpt.
Piwowara (posługującego się pseudonimem
„Turbacz”) do sztabu zreorganizowanego
wiosną 1941 r. Inspektoratu ZWZ Nowy
Targ, gdzie został on zastępcą inspektora
Galicy. W tym samym czasie powstała też
formalnie placówka ZWZ w Niedźwiedziu,
na której czele stanął „Lampart”.
W roku 1942 nastąpiły kolejne aresztowania pośród podhalańskich konspiratorów.
Od czerwca do sierpnia 1942 r. Niemcy
zatrzymali wiele związanych z podziemiem
osób, paraliżując de facto funkcjonowanie struktur ZWZ-AK w rejonie Nowego
Targu oraz Rabki, a także doprowadzając do
wyjazdu ppłk. Galicy z zagrożonego terenu.
Aresztowania dotknęły także ludzi związanych z Niedźwiedziem. Niemcy w poszukiwaniu czołowych działaczy tamtejszej
placówki zatrzymali m.in. kpt. Piwowara
oraz brata „Lamparta” – Stanisława Zapałę
(przypadkowo, gdyż zamierzali aresztować „Lamparta”). Po tym zdarzeniu Julian
Zapała był w swoich rodzinnych stronach
„spalony”. Jak wspominał po latach jego
współpracownik: „Lampart” ukrywał się na
terenie Koniny i Niedźwiedzia, tak że czas
ukrywania się na tym terenie był równy, może
trochę więcej przypadło na Niedźwiedź, parę
razy korzystaliśmy obaj z meliny – u Jana
Rabciaka [właśc. Rapciaka] na [Starych]
Wierchach. W styczniu 1943 r. Zapała zdecydował się przekazać swoją placówkę st.
sierż. Władysławowi Pleczyńskiemu, a sam
przeniósł się w inny rejon Gorców, nie
rezygnując jednak z pełnienia obowiązków
jej dowódcy. Jego podwładni odprowadzili
go wówczas na kwaterę na Hubie. Tam oraz
w rejonie Ochotnicy Górnej „Lampart” miał
się ukrywać przez kolejny rok. W 1944 r.
rejon Niedźwiedzia musiał opuścić także
Pleczyński. Jego wyjazd wywołał negatywną reakcję wśród zakonspirowanych żołnierzy plutonu AK w Niedźwiedziu. Jak
ja wyjeżdżałem z Niedźwiedzia to wszystko – tzn. komendę placówki przekazałem
Fr[anciszkowi] Zapale („Niedźwiadkowi”)
na polecenie „Lamparta”. Przedtym zrobiłem odprawę z naszymi podkom[endnymi]
i powiedziałem im, że ja opuszczam ten
teren, a od tej chwili będzie komendantem
Zapała Franciszek „Niedźwiadek” na terenie
Koniny, Niedź[wiedzia], Poręby i Podobina,
ale głównym dowódcą jest „Lampart” Zapała
Julian. Odwołanie się do autorytetu nieobecnego na tym terenie od ponad roku
„Lamparta” tym razem nie poskutkowało.
Część tych podkomendnych oświadczyli, że jak
ja nie będę z nimi to oni przejdą do „Ognia”
(Józef Kuraś). I tak zrobili po moim wyjeździe. Ale reszta pozostała pod dow[ództwem]
„Niedźwiadka” [...] – pisał Pleczyński.
Reorganizacja placówki w Niedźwiedziu
oraz podporządkowanie jej żołnierzy
strukturom Obwodu AK Limanowa spowodowały niemal całkowite wycofanie się
„Lamparta” z działań na rzecz ówczesnego
Inspektoratu AK Nowy Sącz. Wielokrotnie
próbowano w tym czasie nawiązać kontakt
z kpt. Zapałą – planowano włączyć go do
sztabu inspektoratu i powierzyć komendę
obwodu AK w Limanowej lub w Nowym
Targu. Z propozycji tych „Lampart” albo
nie skorzystał, albo też z uwagi na jego silne
zakonspirowanie, nigdy one do niego nie
dotarły.
Partyzanci nad Ochotnicą
Wysłannikom inspektoratu udało się
odnaleźć „Lamparta” dopiero w grudniu
35
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Partyzanci z Obwodu AK Nowy Targ podczas mobilizacji do „Burzy”.
Polana Wyżnia w Gorcach, sierpień 1944 r.
1943 r. Przekazano mu wówczas rozkaz
utworzenia na terenie Ochotnicy placówki AK oraz oddziału dyspozycyjnego.
Rozpoczynał się etap przygotowań do walk
z wycofującymi się Niemcami. Wiosną
1944 r. kpt. Zapała miał do swojej dyspozycji kilkunastu uzbrojonych ludzi – zaczęły
się więc pierwsze akcje dywersyjne, polegające początkowo przede wszystkim na niszczeniu zlewni mleka, akt gminnych i spisów
kontyngentów.
Poważniejszą działalność rozpoczęto
dopiero z chwilą uruchomienia na Podhalu
akcji „Burza”, a więc na przełomie lipca
i sierpnia 1944 r. Wówczas to na bazie
oddziału dyspozycyjnego AK z Ochotnicy
rozpoczęto budowę batalionu partyzanckiego, do którego mobilizowano żołnierzy
podziemia z całego okupacyjnego powiatu
nowotarskiego. Docelowo batalionem tym
dowodzić miał „Lampart”, jednak w okresie przygotowań do stworzenia 1. pułku
strzelców podhalańskich AK i szkolenia
przybyłych w Gorce rekrutów, pierwszoplanową rolę odgrywał w tym względzie
Komendant Obwodu AK Nowy Targ –
mjr Adam Stabrawa „Borowy”. To właśnie
pod jego dowództwem przyszli partyzanci
„Lamparta” wykonywali pierwsze zadania
bojowe – zwrócone przeciwko słowackim
placówkom granicznym i posterunkom
żandarmerii oraz pojedyncze akcje przeciw Niemcom. W tym czasie kpt. Zapała
przygotowywał kwatery dla swojej przyszłej jednostki i likwidował konfidentów.
Dopiero w drugiej połowie września 1944 r.
doszło do koncentracji wszystkich grup partyzanckich na osiedlu Skałka nad Ochotnicą
Górną, gdzie formalnie powołano do życia
dowodzony przez „Lamparta” IV batalion 1.
psp AK. Równocześnie mjr „Borowy” został
mianowany nowym inspektorem nowosądeckim i dowódcą pułku. Zanim odszedł na
nową kwaterę w rejon Szczawy wziął udział
w uroczystym zaprzysiężeniu 1. psp AK,
które odbyło się na Skałce.
Gospodarzem miejsca był batalion
„Lamparta”. Żołnierze urządzili w niewielkim zagajniku drewniany ołtarz polowy, którego centralnym punktem był obraz Matki
Boskiej Częstochowskiej. Dekorowały go
kwiaty oraz karabiny ułożone na kształt
odchodzących od niego promieni słońca.
Mszę św. odprawił ks. dr Jan Czuj. Przed
ołtarzem ustawili się w czworoboku żołnierze AK z oddziału „Lamparta”, konspirato-
36
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
rzy z miejscowych placówek podziemia oraz
reprezentanci władz inspektoratu. Łącznie
na polanie zgromadziło się kilkuset umundurowanych partyzantów oraz ich współpracowników. Podczas mszy ks. dr Czuj
wygłosił następujące słowa: Jestem już starym
księdzem, widziałem i przeżyłem wiele. Nie
pierwszy raz wysyłam polskich żołnierzy na
front, nie pierwszy raz błogosławię ich przed
bojem; ale dziś, chłopcy, stoicie przed walką
z najokrutniejszym wrogiem Boga i człowieka, z nieludzkim ciemiężcą naszego narodu. Idziecie w najbardziej sprawiedliwy bój.
Odwróćcie twarze i popatrzcie na szczyty
Tatr – pryska mit Śpiących Rycerzy. Śpiącymi
Rycerzami jesteście wy, którzy zbudziliście się
ze snu i których w imię Boga posyłam dziś
w bój, abyście nam wszystkim wywalczyli
wolną Ojczyznę!
Batalion dowodzony przez kpt. Zapałę
liczył na początku października 1944 r.
blisko dwustu ludzi, których podzielono
na dwie kompanie (10. – por. Tadeusza
Kosmowskiego „Lasa” i 11. – ppor. Adama
Czartoryskiego „Szpaka”, a następnie ppor.
Adama Winnickiego „Pazura”) kwaterujące
stale we wspólnym obozie na Skałce. Tak
nagły rozwój sił partyzanckich i wykonywane przez podwładnych „Lamparta” akcje na
niemieckie strażnice graniczne, magazyny
z kontyngentami, a także spalenie dużego
mostu drogowego na Dunajcu, sprawiły, że
rejon Ochotnicy zaczęto nazywać „republiką bandycką”. Okupant był też zdecydowany ukarać niepokorną wieś wspierającą polskich oraz sowieckich partyzantów,
z utworzonego w tym czasie zgrupowania
ppłk. Iwana Zołotara „Artura”. Szykowana
była duża ekspedycja, która do Ochotnicy
dotarła 18 października 1944 r.
wane, odbywało się także jednocześnie
w kilku kolumnach. Oddziały niemieckie
zostały przetransportowane na pozycje wyjściowe samochodami, a następnie według
ustalonej marszruty żołnierze i policjanci
spotkać się mieli w jednym punkcie –
w rejonie szkoły i kościoła w Ochotnicy
Dolnej. Maszerując Niemcy zabierali po
drodze bydło i owce, a także ludzi do
poganiania żywego inwentarza. Ich działaniom towarzyszył samolot rozpoznawczy
„Storch”, który krążył nad Ochotnicą przez
cały dzień wypatrując partyzantów.
Sytuacja IV batalionu była trudna, część
partyzantów była bowiem poza Ochotnicą,
a w obozie początkowo nie było też kpt.
„Lamparta”, który wrócił na Skałkę wczesnym popołudniem. Wspólnie z por. „Lasem”
zadecydował wówczas, że należy dokładnie
ustalić siły niemieckie i w miarę możliwości przeprowadzić zasadzki w dolinie
Ochotnicy. Nie wiedziano bowiem wówczas
czy akcja Niemców ma na celu pacyfikację
wsi, czy też stanowi preludium do uderzenia
na obóz na Skałce.
Siły niemieckie, które znalazły się
w dniach 18–20 października 1944 r. na
terenie Ochotnicy należy szacować na 2,5–3
tys. doskonale uzbrojonych policjantów oraz
żołnierzy Wehrmachtu. Przypuszczalnie ich
podstawowym zadaniem było zabezpieczenie akcji odbioru zaległych kontyngentów
oraz zatrzymanie młodych górali, którzy
następnie mieli być wykorzystani przy
budowie niemieckich fortyfikacji w rejonie
Nowego Sącza. Oddziałom tym kpt. Zapała
mógł przeciwstawić zaledwie 111 swoich
własnych ludzi, którym z czasem na pomoc
przyszło 55 partyzantów z dowództwa pułku
i I batalionu 1. psp AK oraz kilkudziesięciu
dywersantów sowieckich. Mimo tak dużej
dysproporcji sił „Lampart” zdecydował się
na akcję zaczepną – podzielił akowców
na mniejsze patrole i wysłał w dół wsi,
„Bitwa ochotnicka”
Wejście Niemców na teren Ochotnicy
było dokładnie zaplanowane i skoordyno-
37
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Żołnierze IV batalionu 1. psp AK po mszy polowej na Skałce nad Ochotnicą 24 września 1944 r.
ażeby przeprowadzały zasadzki na kolumny
niemieckie. Już pierwszego dnia walk partyzanci skutecznie ostrzelali zaskoczonych
Niemców likwidując w jednym z jadących
aut majora Wehrmachtu oraz jego kierowcę.
Akcje na kolumny realizowano także
dzień później. Wyróżnił się w nich przybyły
z Zalesia patrol pchor. Jana Adamczyka
„Gryfa”. Przez kilka godzin, na zimnie
i deszczu, partyzanci cierpliwie oczekiwali na Niemców podążających z Ochotnicy
Dolnej ze zrabowanym dobytkiem i aresztowanymi mieszkańcami wsi. Na wysokości
akowskich pozycji znaleźli się oni dopiero
późnym popołudniem – wówczas to otworzono do nich zmasowany ogień, który tak
jak w dniach poprzednich doprowadził do
rozproszenia się bydła i ucieczki wielu aresztowanych osób w góry. Fragment walk zapamiętał strz. Jan Prus-Paygert „Boruta”: Tam
wszędzie są murki układane przez chłopów
przy oraniu. I za takim murkiem ja sobie siedzę. I nagle zaczyna się strzelanina pode mną
i na prawo ode mnie pod krzyżem. W jakimś
poprzednim zrzucie, jaki do nas dotarł, to
było jeszcze przed moim dotarciem, rozwalił
się worek czy kontener z amunicją karabinową [do Brena], natomiast ocalał kontener czy
worek z amunicją świetlną. I nagle widzę serię
tych [smugowych pocisków] białe, czerwone,
zielone, niebieskie. Niemcy na ogień z Brena
odpowiedzieli seriami z cekaemu. Podczas
strzelaniny, według relacji akowców, zabitych i rannych miało być kilku żołnierzy
niemieckich. Po ostrzale partyzanci wycofali się w góry. Spieszący rozbitej kolumnie
z pomocą oddział niemiecki został ostrzelany przez inny akowski patrol i zawrócił do
Ochotnicy Dolnej.
Dopiero trzeciego dnia walk, 20 października 1944 r., Niemcy zdecydowali się na
koncentryczny atak na obóz IV batalionu
na Skałce. Tym razem to po ich stronie była
inicjatywa, dzięki czemu bardzo szybko
wdarli się na pozycję akowców i zmusili
ich do opuszczenia kwater i wycofania się
38
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
w inny rejon Gorców. Stracono przy tym
jednego zabitego partyzanta, pięciu kolejnych zostało wziętych do niewoli. Ponadto
czterech akowców zostało rannych – zdołano ich jednak wynieść z placu boju. Wielu
żołnierzy AK winą za utratę obozu i stratę ludzi obarczało kpt. „Lamparta”, który
według nich zbyt długo zwlekał z decyzją
o odwrocie.
Zmierzch legendy
Po walkach w Ochotnicy IV batalion
uległ częściowemu rozproszeniu, a następnie
ponad połowę jego żołnierzy zwolniono na
placówki. Mimo to podwładni „Lamparta”
do końca okupacji podejmowali akcje przeciw Niemcom i ich współpracownikom.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej do
Małopolski i rozwiązaniu 1. psp AK
w styczniu 1945 r., Julian Zapała pozostał
wraz z kilkoma najbardziej zaufanymi ludźmi w konspiracji. Awansowany do stopnia majora, ścigany przez NKWD i UB,
wykonywał do sierpnia 1945 r. rozkazy mjr.
„Borowego”, a po jego wyjeździe z Polski
przekazał część „melin” broni zgrupowaniu „Ognia”. Bliższa współpraca z ludźmi
Józefa Kurasia jednak nie nastąpiła, gdyż
„ogniowcy” zlikwidowali w 1946 r. w niejasnych okolicznościach brata „Lamparta”
– Franciszka Zapałę. Fakt ten wpłynął
znacząco na późniejsze losy kpt. Zapały.
W styczniu 1947 r. na trop „Lamparta”
wpadł wywiad Korpusu Bezpieczeństwa
Wewnętrznego. W meldunku KBW z 8
stycznia 1947 r. przeczytać można: Udało
nam się skontaktować z kpt. „Lampartem”
– członkiem Inspektoratu AK Podhale w czasie okupacji. Obecnie „Lampart” przebywa
w m[iejscowości] Konina. „Lampart” nie czuje
żadnych sympatii w stosunku do „Ognia”, co
więcej jest jego wrogiem („Ogień” na tle porachunków osobistych zabił brata „Lamparta”).
„Lampart” nie zdekonspirował się jeszcze,
Kpt. Julian Zapała „Lampart”
– zdjęcie z okresu okupacji
teraz właśnie chce się ujawnić. „Lamparta”
chcemy wykorzystać do walki z „Ogniem”
wydając ulotkę przeciwko „Ogniowi” z podpisem „Lamparta”. Trzeba zaznaczyć, że
„Lampart” cieszył i cieszy się autorytetem
wśród starych członków podziemia. Ulotka
taka niewątpliwie wywarłaby duży wpływ
na nich.
Po dwóch latach ukrywania się Julian
Zapała rzeczywiście zdecydował się na ujawnienie, zezwolił też komunistom na opublikowanie ulotki, która podpisana była jego
pseudonimem. Jednak na tym współpraca
„Lamparta” z komunistami definitywnie się
zakończyła. Nie wydał im ani posiadanych
skrytek z bronią, ani też okupacyjnego
archiwum swojego oddziału, które ukrywał
do końca życia. Na przełomie lat 50/60
był czynnie rozpracowywany przez bezpiekę. Zmarł w Krakowie 9 kwietnia 1964 r.
Został pochowany na cmentarzu w rodzinn
nym Niedźwiedziu.
39
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Jan Karski
(właściwie Jan Kozielewski)
Beata Wolszczak
Był szczery i prostolinijny, miał fotograficzną pamięć. Niewątpliwie miał wnikliwy umysł i umiejętność
syntetyzowania zaobserwowanych szczegółów.
Urodził się w Łodzi w 1914 r. Ojciec,
Stefan Kozielewski prowadził zakład rymarski na ul. Kilińskiego, matka Walentyna zajmowała się domem. Rodzina żyła skromnie,
niemniej wszystkie sześcioro dzieci skończyły przynajmniej gimnazjum.
Młodość
Jak sam mówił ukształtowały go dwie tradycje: religia i kult Piłsudskiego. Ojca mało
pamiętał (zmarł, kiedy syn zaczynał gimnazjum), matce zawdzięczał głównie religijną
gorliwość. W domu panowała atmosfera
uwielbienia dla Piłsudskiego. Wzorem dla
Jana był starszy o 17 lat brat Marian, legionista i zdeklarowany piłsudczyk, oficer polskiej Policji Państwowej.
W wieku 17 lat rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza
we Lwowie, po dwóch latach także drugi
fakultet – dyplomację. Po uzyskaniu dyplomu uniwersyteckiego, odbył przeszkolenie
w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii
we Włodzimierzu Wołyńskim.
Pracę w dyplomacji rozpoczął jeszcze na
studiach, podczas praktyk. Od 1936 r. pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych,
najpierw w polskich placówkach dyplomatycznych w Genewie i Londynie, od 1939 r.
jako urzędnik ministerstwa w Warszawie.
We wrześniu jego oddział wycofywał się
na wschód, nie biorąc udziału w walkach.
17 września dostali się do niewoli sowieckiej. Na wiadomość o decyzji o niemiecko-sowieckiej wymianie jeńców pozbył się
dystynkcji oficerskich i jako szeregowiec
został przekazany stronie niemieckiej. Na
terenie okupowanym przez Niemców uciekł
z niemieckiego transportu. W połowie listopada dotarł do Warszawy.
Wrzesień 1939 r.
Początki konspiracji
Jan Karski, Warszawa, 1935
W ramach powszechnej mobilizacji, 23
sierpnia 1939 r. został skierowany do V
Dywizjonu Artylerii Konnej w Oświęcimiu.
Wojskowa organizacja konspiracyjna,
Służba Zwycięstwu Polsce, powstała jeszcze w trakcie walk obronnych. We Francji
40
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
30 września 1939 r. powstał polski Rząd
na uchodźstwie. Palącą potrzebą stała się
więc koordynacja działań w Kraju i na
emigracji. Potrzebni byli zaufani kurierzy,
inteligentni, obdarzeni dobrą pamięcią,
o nienagannej postawie moralnej, których
zaakceptują środowiska, do których mieli
dotrzeć. To właśnie wówczas, w październiku 1939 r., zaczęła się kariera publiczna
Jana Karskiego. W początkach konspiracyjnego życia decydującą rolę odegrał starszy
brat Jana, Marian, przed wojną komendant
polskiej Policji Państwowej w Warszawie, od
początku okupacji komendant policji granatowej. To brat wprowadza go do konspiracji i proponuje misję do Rządu polskiego
we Francji.
Jan Karski spotkał się z przedstawicielami opozycyjnych, antysanacyjnych
stronnictw politycznych skupionych
w Centralnym Komitecie Organizacji
Niepodległościowych, m.in. z Ryszardem
Świętochowskim (Stronnictwo Pracy)
i Marianem Borzęckim (Stronnictwo Pracy,
w latach 1927–1934). Za podstawę prawną
swojej działalności Komitet uważał upoważnienie, jakiego udzielił Świętochowskiemu
gen. Władysław Sikorski we wrześniu 1939 r.
Potwierdzeniem tego upoważnienia był fakt
finansowania działalności CKON-u przez
Rząd na uchodźstwie. Otrzymywane
z tego źródła dotacje pieniężne dzielone
były między organizacje wchodzące w skład
Komitetu bądź współpracujące z nim.
Jan Karski, lata 40.
pozostać na stanowisku komendanta Policji
Granatowej w Warszawie, czy przejść do
konspiracji.
Misja Jana Karskiego rozpoczęła się
w końcu listopada 1939 r.; trasa miała
wieść przez Rumunię , za pośrednictwem
polskiej placówki – do Francji. Karski dotarł
do Lwowa, skąd dalsza podróż okazała się
niemożliwa. Powrócił do Warszawy, aby
w styczniu 1940 r. wyruszyć powtórnie
w drogę. Przez Kraków, Zakopane, słowackie Koszyce, do Budapesztu. Stamtąd zaś
koleją przez Jugosławię i Włochy dotarł do
Modane we Francji, gdzie zameldował się
w placówce polskiego kontrwywiadu.
Misja do Angers
Centralny
Komitet
Organizacji
Niepodległościowych skierował do gen.
Sikorskiego prośbę o wyznaczenie cieszącego
się jego zaufaniem Delegata Rządu w okupowanym Kraju. Na stanowisko to komitet
proponował Ryszarda Świętochowskiego.
Z kolei Marian Kozielewski prosił o kontakt z gen. Sosnkowskim i opinię, czy ma
W Angers
W Angers opiekunem Karskiego był wicepremier, minister Stanisław Kot. To minister Kot wprowadzał go w tajniki życia politycznego emigracji, organizował spotkania.
41
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Zaraz po dotarciu na miejsce kurier sporządził dwa raporty. Pierwszy był rutynowym sprawozdaniem z podróży, drugi
zawierał opis sytuacji ogólnej w Kraju,
wybrane zagadnienia polityczno-ideowe,
stosunek do Rządu RP w Angers i wreszcie zagadnienia żydowskie. Tutaj Karski
zastrzega, że kwestii żydowskiej przed wyjazdem specjalnie nie studiował, a jego raport
zawiera tylko codzienne obserwacje. Pomysł
ich spisania wyszedł od Stanisława Kota,
którego rodzina pozostała w Warszawie
(żona była pochodzenia żydowskiego).
Ponadto Karski odbył spotkania z premierem Władysławem Sikorskim i gen.
Kazimierzem Sosnkowskim.
Materiały przekazane przez Karskiego nie
były ani pierwszymi, ani najważniejszymi
jakie dotarły do Angers. Niemniej wywiązał
się z zadania wzorowo, zyskał zaufanie polityków, dla których okazał się człowiekiem
bardzo uzdolnionym, bystrym obserwatorem stosunków krajowych, oddanym patriotą i jednocześnie osobą o demokratycznych
przekonaniach i wyważonych poglądach.
Pierwsze raporty Karskiego zaskakiwały dojrzałością; pokazały też, że autor posiada
cenną umiejętność obserwacji i syntezy oraz
dar samodzielnego myślenia.
Nic więc dziwnego, że po dwóch miesiącach zaproponowano Karskiemu specjalną pracę dla Rządu Polskiego. Miał
to być powrót do Kraju i przekazanie
materiałów Rządu dla konsolidującej się
konspiracji: w jaki sposób ma wyglądać
współpraca czterech głównych stronnictw
politycznych, sugestie dotyczące trybu
wyboru kandydatur na Delegata Rządu
oraz ustalenie zasad współpracy i współzależności między Delegatem Rządu, porozumieniem Stronnictw i Komendantem
Głównym ZWZ.
Karski był jednym z pierwszych (jeśli
w ogóle nie pierwszym) emisariuszy i kurie-
rów politycznych Rządu, którzy przedarli się
z Francji do okupowanego Kraju. Wszyscy
jego poprzednicy reprezentowali wojsko,
a sprawami cywilnymi zajmowali się niejako
na marginesie. Tymczasem według instrukcji gen. Kazimierza Sosnkowskiego, przekazanej do Kraju, emisariuszom miały być
powierzone zazwyczaj misje bardziej odpowiedzialne, toteż musieli się oni orientować
w ogólnej sytuacji wojskowo-politycznej,
znać całokształt pracy wysyłających ich
organizacji. Często dawane im były pełnomocnictwa do uregulowania i rozstrzygania
na miejscu wielu zagadnień, dotyczących
organizacji, do której zostali skierowani.
Emisariusz znał treść powierzonych mu
dokumentów. Emisariusze używani byli
przeważnie na wyższych szczeblach organizacyjnych.
W początkach kwietnia 1940 r.
Karski wyjechał z Paryża, przez Włochy
i Jugosławię dotarł do Budapesztu, następnie znanym mu szlakiem przez Słowację
– do Zakopanego i Krakowa. W czasie pobytu w Krakowie nawiązał kontakty z miejscową siatką konspiracyjną
(m.in. poznał Józefa Cyrankiewicza). Do
Warszawy dotarł na początku maja, w dniu
aresztowania przez gestapo brata, Mariana
Kozielewskiego (Marian Kozielewski trafił
do Auschwitz, po roku zwolniony, wrócił do
Warszawy, był organizatorem i komendantem Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa,
brał udział w Powstaniu Warszawskim).
Warszawa 1940 r.
Tymczasem w Warszawie doszło do konsolidacji podziemia. W związku z aresztowaniami pozycja Centralnego Komitetu
Organizacji Niepodległościowych zdecydowanie osłabła, powstał Polityczny Komitet
Porozumiewawczy, będący platformą porozumienia stronnictw politycznych. W skład
PKP weszli przedstawiciele Stronnictwa
42
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Narodowego, Stronnictwa Ludowego,
Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność,
Równość, Niepodległość oraz komendanci ZWZ. Od kwietnia 1940 r. PKP jest
uznawany przez polskie władze na uchodźstwie za polityczną reprezentację w Kraju.
Karski przywiózł do Kraju polecenie dla
CKON-u o wstąpieniu do PKP
Nie wiadomo, z kim Karski nawiązał
kontakt w Warszawie po powrocie. Mógł
być to Stefan Korboński, który odnotował
w swoich wspomnieniach, że podczas obrad
Polskiego Komitetu Porozumiewawczego
Karski zrobił duże wrażenie na wszystkich
obiektywnością, z jaką przedstawiał wszystkie zagadnienia, oraz doskonałą pamięcią,
obejmującą nawet najdrobniejsze szczegóły.
Nikt nie miał już wątpliwości, że „Witold”
(taki był pseudonim Jana Kozielewskiego)
wyruszy z kolejną, trzecią misją do Francji.
Przygotowując się do zadania Karski obserwował posiedzenia PKP, odbył wiele spotkań z przedstawicielami stronnictw politycznych. Zadaniem Karskiego było zreferowanie procesu budowy Państwa Podziemnego
oraz jego mechanizmów, przebieg dyskusji
koalicyjnych, treść osiągniętych kompromisów, warunków, jakich spełnienia podziemie oczekiwało od Rządu w zamian za
udzielenie przez Kraj poparcia Sikorskiemu.
Ponadto został zaprzysiężonym kurierem
poszczególnych stronnictw do ich reprezentantów w gabinecie Sikorskiego. Było to
dowodem wielkiego zaufania do Karskiego,
który zobowiązał się do przekazania tych
informacji wyłącznie osobie, dla której są
przeznaczone, oraz, że nie wykorzysta posiadanej wiedzy przeciwko jakiejkolwiek partii
ani też dla dobra własnej kariery.
Jan Karski, 1943 r.
gotowywano w największym pośpiechu.
Kiedy „Witold” opuszczał Warszawę, sytuacja we Francji była już przesądzona, Rząd
Polski przebywał w Londynie.
Droga wiodła znaną już trasą przez
Słowację, Węgry i dalej do Francji. Na
Słowacji Karski został aresztowany i osadzony w więzieniu w Preszowie. Po przesłuchaniach połączonych z torturami, w obawie,
że nie przetrzyma kolejnego przesłuchania,
Karski postanawia popełnić samobójstwo.
Próba samobójstwa nie powiodła się, więźnia odratowano. Z więzienia gestapo przewiozło go do szpitala w Nowym Sączu.
Przy pomocy siatki konspiracyjnej (m.in.
dr Jan Słowikowski, Zofia Rysiówna, Józef
Cyrankiewicz) zorganizowano ucieczkę
Karskiego ze szpitala. Przez siedem miesięcy
ukrywał się w prywatnym majątku we wsi
Kąty pod Iwkową, kolejne siedem miesięcy (od lutego do września1941 r.) spędził
w Krakowie. W lokalach konspiracyjnych
odbierał nasłuchy radiowe zachodnich,
Wpadka – aresztowanie
– ucieczka
Ze względu na doniesienia z frontu
zachodniego, kolejną misję Karskiego przy-
43
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
głównie angielskich, radiostacji i sporządzał
z nich raporty, które trafiały do redakcji
prasowych. Po fali aresztowań w Krakowie
wiosną i latem 1941 r. Karski w październiku został przeniesiony do Warszawy.
opublikowano Protest, sygnowany przez
FOP, którego autorką była Zofia Kossak.
Dokument wyrażał zdecydowaną niezgodę środowisk katolickich wobec zagłady
Żydów na terenie okupowanej Polski,
wzywał do pomocy oraz piętnował milczenie światowej opinii publicznej wobec
odbywającej się zagłady. Został on opublikowany w nakładzie 5000 egzemplarzy,
11 sierpnia 1942 r., kilka tygodni po
rozpoczęciu wielkiej akcji likwidacyjnej
w warszawskim getcie.
W konspiracji
W Warszawie Karski pracował w Biurze
Informacji i Propagandy; jego zadaniem
była łączność z delegaturą Rządu i informowanie jej o obrazie życia podziemnego
w Kraju oraz utrzymywanie łączności między Komendą Główną a poszczególnymi
ośrodkami politycznymi w Kraju. Zajmował
się również analizą prasy podziemnej – ukazywało się tak wiele tytułów, że sprawozdania sporządzał co trzy dni; raz na miesiąc przygotowywał raport podsumowujący,
poświęcony głównym nurtom politycznym.
Niestety zachowało się niewiele konkretnych, potwierdzonych dokumentami informacji o konspiracyjnej pracy Karskiego.
Z zachowanych dokumentów nie udało się
odtworzyć nazwisk osób, z którymi kontaktował się Karski. Być może poważnie
potraktował zasady konspiracji i dokładnie
zatarł ślady.
Latem 1942 r. Karski otrzymał propozycję kolejnej misji do Londynu.
Przygotowując się do niej odbył kolejne
spotkania z przedstawicielami stronnictw
politycznych, z Delegatem Rządu, z gen.
Stefanem Roweckim „Grotem”, uczestniczył w spotkaniach Polskiego Komitetu
Porozumiewawczego.
Niewątpliwie duże wrażenie wywarły
na Karskim spotkania z Zofią Kossak
Szczucką. Pisarka zaangażowana była
w pracę konspiracyjną. Była współzałożycielką i przewodniczącą Frontu
Odrodzenia Polski. Za nadrzędny cel dla
swojego inteligenckiego i katolickiego
środowiska uznała zachowanie jedności
narodu i jego morale. W sierpniu 1942 r.
Tylko nas Żydów
już nie będzie
Prawdopodobnie z inicjatywy środowiska prowadzącego zorganizowaną pomoc
Żydom, Jan Karski dostał polecenie
Delegata Rządu, Cyryla Ratajskiego, spotkania z dwoma przedstawicielami żydowskiego podziemia, reprezentującymi Bund
i syjonistów.
Tak to spotkanie opisał Jan Karski:
- Jadę w oficjalnej misji. W jej ramach chcę
przekazać wasz apel do świata. Zrobię to
uczciwe. Co chcecie, abym powiedział w imieniu Żydów?
- Chcemy, aby rząd polski w Londynie
i rządy alianckie zrozumiały, że jesteśmy
bezradni wobec tego, co z nami robią Niemcy.
Zagłada jest faktem. Nie możemy się obronić
sami. Nikt w Polsce też nie jest nam w stanie
pomóc. Niemcom nie chodzi o to, aby zrobić
z nas niewolników, jak z Polaków czy innych
podbitych narodów. Im chodzi o zgładzenie
wszystkich Żydów. Na tym polega różnica!
I … świat tego nie rozumie. Zginiemy wszyscy,
może uratują się nieliczni. Ani polskie, ani tym
bardziej żydowskie Podziemie nie jest w stanie
temu zapobiec. Cała odpowiedzialność spoczywa na aliantach. Niech żaden przedstawiciel
w Lidze Narodów nie śmie się tłumaczyć, że
nie wiedział co tu się dzieje! (Jan Karski,
Tajne państwo Warszawa 2004).
44
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Pod koniec sierpnia 1942 r. członkowie
żydowskiej konspiracji przeprowadzili Jana
Karskiego do getta. Wydawało się bowiem,
że nic lepiej nie przekona zachodnich mężów
stanu o prawdzie i rzeczywistości panującej
przy zagładzie Żydów niż relacje naocznego
świadka. Konspiracji Żydowskiej udało się
również wprowadzić Karskiego do obozu
przejściowego w Izbicy Lubelskiej.
W Londynie 1942–1943
Po miesięcznej podróży, tym razem przez
Niemcy, Francję i Hiszpanię, Jan Karski
dotarł do Londynu na początku listopada
1942 r.
Z uwagi na nieobecność gen. Sikorskiego,
przebywającego z wizytą w USA, Karski
pierwszy raport złożył wicepremierowi,
Stanisławowi Mikołajczykowi. Na jego polecenie rozpoczął opracowanie Tajnego raportu dla gen. Sikorskiego. Zawierał on raport
polityczny czyli obiektywny opis sytuacji
w kraju, następnie uwagi na temat Delegata
Rządu i Komendanta sił zbrojnych w Kraju
(Karski sprawiedliwie poświęcił obu głównym organom konspiracji tyle samo miejsca),
wreszcie opinie partii politycznych i relacje
dotyczące konfliktów życia podziemnego. Po
miesiącu pracy raport liczył 315 stron. Każdy
dzień Karskiego w Londynie był wypełniony pracą. Oprócz przygotowywania raportu,
uczestniczył w ważnych spotkaniach politycznych. Spotykał się z polskimi politykami, dyplomatami i politykami brytyjskimi
i amerykańskimi. Oprócz ministra spraw
zagranicznych Wielkiej Brytanii, Antony
Edena, byli to szefowie partii politycznych,
szefowie ważniejszych gazet i wydawnictw.
Obok tematów politycznych i wojskowych
informuje o sytuacji Żydów na terenie okupowanej Polski.
Jedną z najtrudniejszych rozmów była ta
ze Szmulem Zygielbojmem, Bundowcem,
członkiem Rady Narodowej RP.
Notatka Rządu RP na uchodźstwie z 10 grudnia
1942 r. o masowej eksterminacji Żydów
w okupowanej przez Niemców Polsce, skierowana
do rządów krajów alianckich i neutralnych.
Rozmowa trwała długo. Mówiłem dokładnie
to, co mi kazano w Warszawie. Przekazałem
zarówno żądania przywódców, jak też moje
wrażenia z getta. Zadawał wiele szczegółowych pytań. […]Podaliśmy sobie ręce. Patrzył
mi prosto w oczy.
– Zrobię wszystko co w mojej mocy.
Zrobię wszystko o co mnie proszą. Jeśli tylko
będę mógł… (Jan Karski, Tajne państwo
Warszawa 2004).
Z misją w Stanach
Zjednoczonych Ameryki
W maju w 1943 r. zapadła decyzja o wyjeździe Karskiego z misją propagandową do Stanów Zjednoczonych.
Priorytety jego wizyty określił ambasador
Jan Ciechanowski. Miał pozyskać sympatię największych osobistości amerykańskich
45
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Podałem przykłady planowej polityki wyniszczania narodu polskiego […].
Mówiłem o wszechobecnym terrorze, z zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Prezydent
zadawał bardzo konkretne i szczegółowe
pytania […]. Prosił o potwierdzenie informacji na temat prześladowania Żydów.
Sprostowałem, że nie „prześladowania”,
a planowej zagłady narodu żydowskiego.
Podałem przykłady. Wspomniałem o żydowskich oczekiwaniach wobec aliantów. […]
Zrobił na mnie wrażenie człowieka o szerokich horyzontach. Podobnie jak Sikorski,
ogarniał myślą nie tylko jeden kraj, ale starał
się widzieć go w kontekście społeczności międzynarodowej. (J. Karski, Tajne państwo,
Warszawa 2004).
Do Londynu Karski powrócił 19 września
1943 r., w zmienionej sytuacji politycznej.
Po śmierci gen. Władysława Sikorskiego,
na czele rządu stał Stanisław Mikołajczyk.
Niebawem, na przełomie listopada i grudnia 1943 r. w Teheranie, „wielka trójka”
podejmie decyzję w sprawie przebiegu granic powojennej Polski. Odbędzie się to bez
udziału i bez wiedzy polskiego Rządu.
Tymczasem w Londynie nie było pomysłu na wykorzystanie talentów Karskiego.
Pracował w sekcji polskiej radia BBC, na
krótko skierowano go radiostacji „Świt”.
Najważniejszym wydarzeniem było zaprezentowanie w Izbie Gmin, wspólnie z Janem
Nowakiem-Jeziorańskim, sytuacji w Polsce.
Podjęto decyzję o ponownym wysłaniu
Karskiego do Stanów Zjednoczonych –
w Londynie był kłopotliwy ze względu na
dobrą znajomość kulisów wielkiej polityki,
tymczasem w Stanach znał wiele wpływowych osób. Zadaniem Karskiego było zrobić film o polskim podziemiu, najlepiej za
pieniądze Polonii. 21 lutego 1944 r., z paszportem dyplomatycznym wystawionym na
nazwisko Jan Karski wyruszył ponownie do
Stanów Zjednoczonych.
Profesor Jan Karski na Uniwersytecie
w Georgetown, 1985
dla okupowanej Polski, miał opowiedzieć
Amerykanom o niemieckim terrorze, o prowadzonej wytrwale walce podziemnej,
o jedynym w okupowanej Europie państwie podziemnym, ale przede wszystkim
miał uświadomić Amerykanom zagrożenie
komunistyczne.
Karski spotkał się z ponad trzydziestoma osobami, doradcami prezydenta Roosevelta, wpływowymi dziennikarzami. Również z sędzią
Sądu Najwyższego Feliksem Frankfurterem:
Zrozumiałem, że ten człowiek wszystkiego wysłucha. Opowiadałem mu więc to, co
widziałem na własne oczy i znałem z raportów, relacji i rozmów, o moich wrażeniach
z getta i Bełżca. Skończyłem. Frankfurter po
dłuższej chwili odzywa się:
- Panie Karski, ja panu mówię: nie jestem
w stanie uwierzyć w to, co tu usłyszałem. W to
wszystko, co mi pan opowiedział. (J. Karski,
Tajne państwo, Warszawa 2004).
Najważniejsze spotkanie Jana Karskiego
w Waszyngtonie miało miejsce w Białym
Domu 23 lipca 1943 r. Tak o prezydencie
F.D. Roosevelcie pisał emisariusz:
46
Pamięć i tożsamość
kwiecień 2014
Ostatnie miesiące wojny
W Waszyngtonie przystąpił do przygotowania scenariusza filmu o Polskim Państwie
Podziemnym. W marcu 1944 r. nagrał
kilka programów radiowych i opublikował
kilka artykułów o polskiej konspiracji. Na
przełomie marca i kwietnia nawiązał kontakt z agentem literackim, zainteresowanym
wydaniem książki. Pierwsza wersja Tajnego
państwa była gotowa już w końcu maja
1944 r. Wraz z akcją promocyjną rosła liczba publicznych wystąpień Karskiego (przez
półtora roku było ich ponad 200, a liczba
obecnych przekroczyła 150 tys. osób). Tajne
państwo ukazało się drukiem i od razu stało
się bestsellerem (nakład wyniósł 360 tys.).
W 1945 r. ukazało się wydanie szwedzkie książki, w 1946 r. wydanie norweskie,
w 1948 r. – francuskie (polskie wydanie
„Tajnego Państwa” miało miejsce w 1999r.).
Jan Karski, Waszyngton, 2000
W 1948 r. podjął studia w Szkole Służby
Zagranicznej na Georgetown University
w Waszyngtonie, gdzie w połowie 1952 r.
uzyskał doktorat. Przez 31 lat, do emerytury,
był wykładowcą na Georgetown. Pracował
w Departamencie Nauk Politycznych
Uniwersytetu, w 1964 r. uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. W 1985 r. ukazała się
rozprawa historyczna Karskiego Wielkie
mocarstwa wobec Polski 1919–1945. Od
Wersalu do Jałty. W czasie prac nad publikacją
(początkowo był to jego doktorat), spędził rok
1974 r. w Europie, przeprowadzając kwerendę
w archiwach, również polskich. Tu zajęły się
nim polskie służby bezpieczeństwa – zachowały się dwie teczki z materiałami na jego temat.
Ożenił się z żydowską tancerką, Polą
Nireńską. Pola przyjęła chrzest i przeszła na
katolicyzm, ślub odbył się w kościele. Pod
koniec życia przechodziła ciężką depresję,
w 1992 r. popełniła samobójstwo.
Jan Karski został uhonorowany licznymi
odznaczeniami i tytułami. Ale te najważniejsze
to dwa ordery Virtuti Militari (1941 r.,1943 r.),
tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata
(1982 r.), Order Orła Białego (1995 r.). Polskę
odwiedził czterokrotnie w latach 90. Zmarł 13
lipca 2000 r. Pośmiertnie został odznaczony
amerykańskim Orderem Wolności (2012 r.).n
Po wojnie
Z czasem Karski zaczął przysparzać kłopotów – gorliwy katolik, zdeklarowany
przeciwnik Rosji sowieckiej, na oficjalnych spotkaniach głośno wyrażał oburzenie z powodu aresztowania i skazania
na wieloletnie wyroki więzienia szesnastu
przywódców polskiego podziemia. Dziwił
również jego słowiański akcent oraz fakt,
że z niezrozumiałych powodów dużo uwagi
poświęcał tragedii europejskich Żydów,
apelował nie tylko o współczucie dla ocalonych, ale i realną pomoc w znalezieniu
nowych domów.
Były amerykański ambasador w Niemczech, Hugh Wilson, pozyskał go do organizowanej przez Herberta Hoovera misji
zabezpieczenia dokumentacji akt rządów
emigracyjnych, działających w Anglii.
Karski spędził cztery miesiące w Europie,
gdzie przekonał do tego pomysłu byłych
polityków polskich, estońskich i łotewskich.
Do Stanów wrócił pod koniec 1945 r.
47
Kontynuacja
kwiecień 2014
„Cum tacent, clamant”
– milcząc wołają
Z Piotrem Życieńskim z IPN, autorem wystawy zdjęć z „Kwatery Ł” cmentarza powązkowskiego rozmawia Dariusz Walusiak
Jak do tego doszło, że zająłeś się fotografowaniem prac ekshumacyjnych w tak
zwanej Kwaterze „Ł”, gdzie w okresie
komunizmu pochowano żołnierzy podziemia niepodległościowego?
Kiedy tylko dowiedziałem się o rozpoczęciu prac ekshumacyjnych na cmentarzu Powązkowskim od razu wiedziałem,
że muszę tam być i fotografować. W tym
wypadku moje pragnienie zbiegło się
z życzeniem kierownictwa IPN, które uważało, że powinienem dokumentować prace
na cmentarzu. Poszukiwanie szczątków
naszych powojennych bohaterów jest najważniejszą rzeczą, w której w życiu uczestniczyłem. Przyjmuje się, że na Łączce szukamy
osób zamordowanych przez komunistów.
Czy jednak oprawcy byli jakimiś ideowcami? Bardzo w to wątpię. Może należałoby
zerwać z takim określeniem i nazywać ich
po prostu sowieckimi kolaborantami.
Piotr Życieński
Ponieważ było to pierwsze odkrycie, mam
je bardzo dobrze udokumentowane.
Jak zapamiętałeś chwile odnalezienia
pierwszych szczątków ludzkich?
Pierwsze szczątki, które odnaleziono po
zidentyfikowaniu okazały się szczątkami
Edmunda Bukowskiego. To było w miejscu
zupełnie przypadkowym. Równolegle prowadzono bowiem prace w paru wykopach.
Później okazało się, że pierwsze odnalezione
szczątki były także pierwszymi zidentyfikowanymi. To bardzo znaczący i wymowny fakt. Edmund Bukowski pochodził
z Kresów. Należał więc do ludzi, którzy
utracili swą małą ojczyznę – część Polski
zagarniętą przez sowietów.
Ile zdjęć wykonałeś podczas tych dwóch
etapów prac ekshumacyjnych w lecie
2012 i wiosną 2013 roku?
Dokładnie nie potrafię określić, ale z pewnością wiele tysięcy. Kiedy przygotowywałem zdjęcia do wystawy, szukałem tych,
które najlepiej mogłyby ukazują prace na
Łączce. Kilkakrotnie dokonywałem wyboru
i ciągle było ich za dużo.
Nie wszystko mogłem fotografować.
Byłem nieco ograniczony w poruszaniu się.
Nie schodziłem do dołów, gdzie była strefa
48
Kontynuacja
kwiecień 2014
dla archeologów. Poza tym nie chciałem
zakłócać i przeszkadzać w pracy. Starałem
się być obserwatorem, nieuciążliwym dla
właściwych działań. Nigdy nie fotografowałem z bliska, zawsze z pewnej odległości.
Czasami zdjęcia sprawiają wrażenie jakby
ktoś robił je z lotu ptaka. Faktycznie zawsze
stałem nad wykopem. Próbowałem objąć
w miarę możności całość tego co się tam
znajdowało.
rozstrzeliwania przez pluton egzekucyjny.
Oczywiście, jak wiemy, żadnego plutonu nie
było. Był jeden oprawca, który strzelał w tył
głowy. Zdarzało się, że strzelał kilkakrotnie. Nie wiadomo, dlaczego? Różne są też
kąty strzałów, tak jakby mordowani leżeli
albo klęczeli. Z zadanych śmiertelnych ran
można różne rzeczy domniemywać.
Dokumentacja którą wykonywałeś
dla IPN dotyczyła tego, co znajdowano
w dołach śmierci. Utrwalałeś także to, co
działo się wokół, podczas prac ekshumacyjnych.
Zostawiono mi wolną rękę co do tego,
co będę dokumentował i w jaki sposób.
Fotografując, przechodziłem z jednego do
drugiego stanowiska. Wiele rzeczy działo się jednocześnie. Szkielety wydobywano
w różnych miejscach w tym samym czasie.
Miałem taką ideę, żeby starać się możliwie
dobrze zdokumentować odsłanianie każdego z nich. Warstwa po warstwie. Zazwyczaj
zaczynało się od znalezienia jakiegoś fragmentu, czy to zachowanej części garderoby, czy też jakiejś kości szkieletu. Dalej,
w miarę kopania, odgrzebywano czaszkę.
Z reguły taki element pojawiał się pierwszy,
ale były przypadki, że odkopano np. kość
nogi. Na tym etapie prac nie wiedziano
jeszcze, czy mamy do czynienia z pojedynczym pochówkiem czy też zbiorowym.
W większości przypadków były to groby
wieloosobowe, czyli masowe jak określają
je medycy sądowi. Nigdy nie było wiadomo, ile w danym dole leży osób. Czy są
tam dwie, czy cztery, czy też osiem, albo
dziewięć. Tyle maksymalnie było w jednym
z odkrytych dotąd dołów. W tym wypadku
wszystko zaczęło się od odgrzebania pięty
amerykańskiego buta wojskowego. Widać
było, że ktoś był wrzucony na twarz. Później
w miarę odkrywania okazało się, że jest
tam plątanina dziewięciu ciał. Ułożenie
Na co zwracałeś uwagę przygotowując
wystawę? W jaki sposób chciałeś opowiedzieć o tym tragicznym miejscu?
Zauważyłem jedną rzecz, która jest charakterystyczna dla tego miejsca. Każdy
z odkrywanych na Łączce szkieletów mówi
o tym, jak tych ludzi traktowano w ostatnim okresie życia i bezpośrednio po śmierci.
Wrzucano ich bezładnie do dołów, albo
też wciskano, tak jak miało to miejsce
w wypadku Hieronima Dekutowskiego
„Zapory” i jego podkomendnych, razem
z nim zamordowanych. Do dołka, przygotowanego przez jakiegoś grabarza dla
jednego człowieka, wepchnięto osiem osób.
Po odkopaniu widać było jak oni byli tam
ściśnięci. Jednocześnie przy odnalezieniu
„Zaporczyków” w ich grobie odkryto fragmenty miału węglowego. Świadczyło to
o tym, że po śmierci byli oni transportowani
na cmentarz jakimś wózkiem, który służył
zapewne do przewożenia węgla. Sposób ułożenia szkieletów robił największe wrażenie.
W dołach widać dokładnie, jak zostali wrzuceni. Niektórzy twarzą do dołu,
ze związanymi rękami (czasami z przodu,
innym razem z tyłu). Sznurka oczywiście
nie ma już, zdążył się rozłożyć, ale po
samym układzie ciała, bardzo nienaturalnym widać, że czasami wrzucano ich do
dołów związanych. Metoda mordowania
podobna. Dodajmy, że niezgodna z ówczesnym prawem, które mówiło o obowiązku
49
Kontynuacja
kwiecień 2014
tych szkieletów wskazywało, że ciała były
wrzucone i upychane do dołu. To najbardziej przejmujący, wręcz krzyczący widok.
Niektórzy z zabitych leżeli w takich pozach,
jakby chcieli wyrwać się z tych dołów.
ny. Równie dobrze mogłem w tym czasie
fotografować prace ekshumacyjne.
Można stwierdzić, ze umarli wołają zza
grobu.
Na pewno to jest jeden z tych przypadków. Przy składaniu tej wystawy spotkało
mnie też coś niesamowitego. Dostałem od
Krzysztofa Szwagrzyka listę osób zamordowanych na Mokotowie z powodów politycznych. Otrzymałem ją z pewnego źródła,
dlatego też nie podlegała żadnej weryfikacji.
Któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie
znajoma i powiedziała, że w radiu jest program o jednej z ofiar z Łączki. Program,
jak się okazało, poświęcony był historii
Dionizego Sosnowskiego. Był to młody
chłopak, który został zwerbowany przez
fałszywą V komendę WiN. Wysłano go
na szkolenie na zachód. Po powrocie do
Polski został aresztowany i oskarżony o to,
że był amerykańskim szpiegiem. Oczywiście
wszystko zainspirował UB w ramach akcji
rozpracowywania podziemia niepodległościowego. Poznali metody szkolenia i zamordowali go jako szpiega amerykańskiego. Po
skończonej audycji patrzę do spisu i widzę,
że Dionizego Sosnowskiego tam nie ma.
Zdziwiło mnie to. Nie sądziłem, że może
tam być błąd. W jakiś niewyjaśniony sposób
człowiek ten wyleciał ze spisu. Zadzwoniłem
do znajomego historyka, który stwierdził, że
absolutnie powinien on być na liście osób
zamordowanych z powodów politycznych
na Mokotowie. Krzysztof Szwagrzyk także
się zdziwił, że tam go nie ma. Nie potrafił
wytłumaczyć jak mogło do tego dojść.
Widocznie Dionizy też musiał zauważyć, że
nie ma go na liście i w ten sposób, o którym
wspomniałem dał o sobie znać. Oczywiście
błąd naprawiono i Dionizy Sosnowski znalazł się na mojej liście.
Listę zawierającą 175 nazwisk osób zamordowanych w wiezieniu na Mokotowie,
Czy było duże zainteresowanie ekshumacją w czasie trwania prac na Łączce?
Podziwiałem prof. Krzysztofa Szwagrzyka,
który kierował pracami ekshumacyjnymi,
a jednocześnie prowadził wspaniałą działalność edukacyjną. Ciągle przybywały grupy
osób zainteresowanych pracami: młodzież
szkolna, kombatanci, ludzie z różnych stowarzyszeń, pojedyncze osoby i grupy. Za
każdym razem Krzysztof Szwagrzyk dokładnie objaśniał co dzieje się na Łączce.
Pojawiali się także krewni zamordowanych. Przy okazji pobierano od nich DNA,
służące później do identyfikacji odnalezionych szkieletów.
Był taki niesamowity przypadek. Dotyczył
córek Eugeniusza Smolińskiego. Przyszły
na Łączkę w chwili kiedy ich ojciec był już
wydobyty i leżał na stole, czekając na medyka
sadowego, który miał obejrzeć szkielet i opisać. Akurat wtedy pobierano od nich DNA .
Oczywiście nikt wówczas nie wiedział, że ich
ojciec został już wydobyty i leży tuż obok.
Mam taką sekwencję zdjęć wykonanych
dosłownie w jednej minucie. Fotografuję raz
czaszkę Smolińskiego, raz jego córki. Tak na
przemian. Wtedy nie zastanawiałem się nad
tym, co robię. Dopiero po zidentyfikowaniu Eugeniusza Smolińskiego, chciałem dla
jego córek odszukać zestaw zdjęć z miejsca,
gdzie odnaleziono ich ojca. Wtedy zorientowałem się, że fotografowałem je w tym
samym czasie. Historia zupełnie nieprawdopodobna. Szereg przypadków złożyło się
na nią. Punkt medycyny sądowej był nieco
oddalony od wykopów. Akurat przyszedłem
tam w momencie, kiedy córki Eugeniusza
Smolińskiego oddawały materiał genetycz-
50
Kontynuacja
kwiecień 2014
rzami. Tak więc w dole powinno znajdować
się siedem szkieletów. Była więc jedna osoba
więcej. Nie wiadomo, czy jest to ktoś, kto
został zastrzelony dwa dni wcześniej, bo był
taki przypadek. Czy też osoba ta znalazła się
tam w innych okolicznościach.
Z Łączką, jak wiem, łączy Cię także
pewien osobisty związek. Opowiadałeś
mi kiedyś, że ojciec twój był żołnierzem
NSZ. Sama przynależność do tej formacji
łączyła się nieraz z wyrokiem śmierci.
Oddział NSZ, w którym mój ojciec –
Zdzisław Życieński „Krzysztof ”– służył
w czasie Powstania Warszawskiego podporządkował się dowództwu Armii Krajowej.
Mój tata w tym czasie był m.in. podkomendnym cichociemnego majora Bolesława
Kontryma „Żmudzina”, zamordowanego
w styczniu 1953 r. w więzieniu na Mokotowie.
Przypuszczalnie jego szczątki znajdują się
także gdzieś na Łączce, albo już może zostały
wydobyte i czekają na identyfikację.
Na wystawę wchodzimy przez bramę
zrobioną z list nazwisk zamordowanych.
Zwieńczeniem jej jest sentencja łacińska
Cycerona „Cum tacent, clamant” – „milcząc
wołają”, którą znalazł mój tata. Doskonale
oddaje ona treść wystawy. Ta sentencja jest
także hołdem mojego taty dla jego współtowarzyszy, zamordowanych przez UB. Czuje
on silny związek z tymi ludźmi, którzy leżą
na Łączce. Tak jak patrzyłem na daty ich
urodzenia, to bardzo wielu jest z tego samego rocznika co mój tata. On równie dobrze
mógł się tam znaleźć.
które powinny znajdować się na Łączce
umieściłem na wystawie. Kończy się ona
trzema kropkami, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, kto tam może być jeszcze
pochowany. Wiemy, że grzebano tam także
ludzi, zakatowanych podczas śledztwa, czy
też zamordowanych w innych nieznanych
okolicznościach. Widać to już po dokładnym przyjrzeniu się niektórym z odgrzebanych szczątków. Pamiętam dwa takie
przypadki. Przy każdym z nich odnaleziono
pasek. Można mieć 100 procent pewności,
że paska w więzieniu nikt nie mógł mieć.
Ponadto człowiek ten w chwili śmierci
miał przy sobie okulary oraz szereg osobistych przedmiotów, które po aresztowaniu
z pewnością by mu zabrano. Musiał to
być ktoś, kto został zamordowany podczas
zatrzymania, albo w drodze do więzienia. Podejrzewam, że takich osób może
być więcej. W dole, w którym odkryto
„Zaporczyków”, znajdowało się osiem szkieletów. Z dokumentów wiemy natomiast,
że Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”
zamordowano wraz z jego sześcioma żołnie-
Co było dla Ciebie najważniejsze podczas przygotowywania wystawy?
Przygotowując wystawę myślałem o tym,
żeby nie urazić rodzin, których bliscy leżą
w fotografowanych przeze mnie dołach.
Do czasu identyfikacji szkielety te są bezosobowe. W momencie, kiedy są to już
51
Kontynuacja
kwiecień 2014
szczątki konkretnej osoby, której personalia
ustalono dzięki badaniom DNA, to już jest
inna sprawa. Starałem się w takich sytuacjach wybierać zdjęcia mniej drastyczne.
Nie chciałem epatować rodzinną tragedią
związaną z tą zbrodnią.
Miałem takie opory chociażby w przypadku Edmunda Bukowskiego. Rozmawiałem
na ten temat z jego synem. Miał dwa latka,
kiedy stracono jego ojca. Na wystawie są
zdjęcia kiedy trzyma on syna na ręku. Temu
człowiekowi zabrano prawie całe życie
z ojcem. Miałem wątpliwości, czy na wystawie mogę umieścić fotografie przestrzelonej
czaszki. Syn uznał, że należy pokazywać to,
jak ich potraktowano.
Często spotykałem na Łączce krewnych
osób pomordowanych. Opowiadali, że
przez lata nie mogli zapalić nawet najmniejszej świeczki na polu, gdzie, jak twierdzono,
pochowano ich bliskich. Przez cały czas na
tym miejscu był śmietnik. Mimo to SB
przeganiało tych, którzy we Wszystkich
Świętych, czy też w rocznicę mordu przychodzili tam. Ludzie ci czekali dziesiątki lat
na odnalezienie swych ojców, braci, mężów.
Większość czeka nadal, mając nadzieje, że
w końcu będą mogli pomodlić się przy
szczątkach swych najbliższych. Niestety
badania DNA to nie jest rzecz, która dzieje
się natychmiast. Wszystko wymaga czasu,
żmudnych procesów i porównań. Niektórzy
z tych ludzi mogą nie doczekać szczęśliwego
końca. Mordów tych dokonano przecież
ponad sześćdziesiąt lat temu. Małe dzieci,
którym wówczas odebrano ojca, dziś już są
w zaawansowanym wieku.
gdzie mogłem pokazać zdjęcia z ekshumacji. „Przystanek Historia”, gdzie wystawa
jest eksponowana, to sala wystawiennicza
i konferencyjna IPN w centrum Warszawy,
przy ul. Marszałkowskiej. Zależało mi szczególnie na tym, żeby w pewien sposób wyjść
poza te mury. Chciałem wykorzystać to, że
budynek znajduje się w ruchliwym miejscu.
Chciałem przyciągnąć ludzi, którzy znajdą
się przypadkiem na pobliskim przystanku
tramwajowym, czy też tych, którzy przejeżdżają obok i zobaczą, że coś się tu dzieje.
Wykorzystaliśmy slajdy, które rzucane są
na okna. Żyjemy w kulturze obrazkowej,
jeżeli coś się zmienia, rusza to automatycznie przyciąga wzrok. To jest jedna z idei,
żeby przyciągnąć ludzi z zewnątrz. Mam
nadzieję, że zachęceni w ten sposób przyjdą
i obejrzą wystawę.
O tym, co działo się na Łączce podczas
ekshumacji, starałem się opowiadać przede
wszystkim za pomocą obrazów-fotografii.
Opisy zostały bardzo ograniczone. Zakładam,
że Łączka jest na tyle znana, że wiadomo,
o co tam chodzi i nie muszę tego wyjaśniać.
Główna część ekspozycji składa się z trzech
pasów znaczeniowych. Na dole pas zdjęć
przedstawiających szkielety leżące w dołach.
Środkowa część, to zdjęcia ukazujące prace
poszukiwawcze. Nad nimi zaś pas zdjęć ofiar.
Oczywiście nie wszystkich. Nie było nawet
miejsca, by pokazać 175 portretów zamordowanych. Ograniczyłem się do symbolicznej
dwudziestoosobowej reprezentacji.
To jest jedna strona wystawy. Druga – to
trzy wybrane sylwetki spośród 28 do tej pory
zidentyfikowanych. Starałem się tak wybrać
te osoby, żeby były reprezentatywne dla
wszystkich pomordowanych. Jedną z tych
osób jest Stanisław Kasznica, ostatni komendant NSZ, drugi Hieronim Dekutowski
„Zapora” żołnierz AK, cichociemny, trzeci
Edmund Bukowski, także żołnierz AK, kresowiak. Okazuje się jednak, że te znaczenia
Jaka była koncepcja wystawy? Ma ona
charakter przestrzenny, mocno oddziałujący na zwiedzających. Nie jest to typowa
ekspozycja fotograficzna.
Muszę zwrócić uwagę na parę elementów.
Niewątpliwie ważne dla mnie jest miejsce,
52
Kontynuacja
kwiecień 2014
są głębsze. Życiorysy tych ludzi są niezwykle
ciekawe. Oni nie są przypadkowi. Sowieccy
kolaboranci wiedzieli dokładnie, co robią
mordując ich. Zdawali sobie sprawę, że nigdy
z nimi nie wygrają, dlatego musieli ich całkowicie unicestwić. Pamięć o nich jednak
przetrwała i nadal żyje.
Wracając do tych trzech sylwetek z wystawy– zauważam, że są pewne znaczenia, które
wcześniej nie kierowały moim wyborem.
Teraz, jak stoję przed nimi, z lewej strony
mam Kasznicę pochodzącego z rodziny związanej z Wielkopolską, w środku „Zaporę”
wywodzącego się z Polski centralnej, wreszcie
po prawej stronie Bukowskiego z Kresów.
Można powiedzieć, że obrazują oni mapę
Polski. Ważne są też symbole, wydrukowane
na jucie stanowiącej coś w rodzaju oddzielających kurtyn. Na jednej z nich znajduje
się guzik z orłem w koronie, znaleziony na
Łączce. Na drugiej orzełek z czapki, pochodzący z Katynia. Sfotografowałem go u mojego znajomego, tak jak i ryngraf używany
przez żołnierzy NSZ, który umieszczony jest
obok Kasznicy. Są to wyraźne symbole, związane z naszą walką o niepodległość.
Zdjęcia ofiar pokazane są w formie
nawiązującej do siedemnastowiecznych
portretów trumiennych. Skąd ten pomysł?
Nie jest to przypadek. Pomysł podsunęła Jolanta Czarska, artysta plastyk, która
współpracowała ze mną, podobnie jak mój
Ojciec, przy tworzeniu wystawy. Wniosła
wiele ciekawych rozwiązań, związanych ze
swoją wrażliwością artystyczną. Portrety
trumienne kojarzą się z czasami świetności
I Rzeczpospolitej. Pomysł ten uważam za
wyjątkowo trafny. Nie bierzemy się przecież znikąd, to jest pewna ciągłość pokoleniowa. Dla nas bohaterowie z Łączki są
Rycerzami Niezłomnymi, którzy do końca
walczyli i złożyli najwyższą ofiarę. Nie, tak
jak się utarło mówić, że są to „żołnierze
wyklęci”. Oni zostali wyklęci i skazani
na zapomnienie przez swoich oprawców.
Przez tych, którzy sprzedali się obcym.
Dla sowieckich kolaborantów stanowili
poważne zagrożenie. Bali się ich i musieli
ich zabić. Dla nas natomiast pozostali
Rycerzami Niezłomnymi.
Wystawa odbyła się w Centrum Edukacyjnym
IPN im. Janusza Kurtyki w Warszawie w
dniach 3–31 marca 2014 r. Następne terminy
wystawy – Warszawa, dolny kościół Świętego
Krzyża w dniach 25 maja do ok. 24 czerwca
2014, Kraków, Biblioteka Jagiellońska od 30
czerwca 2014 do ostatniego tygodnia lipca.
53
Kontynuacja
kwiecień 2014
II Pilskie Dni
Żołnierzy Wyklętych
23 lutego – 2 marca 2014 r.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB
Jeszcze się Polska o nas upomni – pod
tym hasłem w dniach 23lutego – 2 marca
2014r. odbyły się w naszym regionie II
Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Patronat honorowy objął ks. inspektor
Marek Chmielewski, przełożony salezjańskiej inspektorii pw. św. Wojciecha w Pile
oraz pięciu proboszczów pilskich parafii.
Komitet organizacyjny tworzyło kilkanaście organizacji na czele z Salezjańskim
Stowarzyszeniem Wychowania Młodzieży
oraz parafią Świętej Rodziny. Nasze uroczystości swoim patronatem objął także
Instytut Pamięci Narodowej z Poznania,
Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej
oraz Zarząd Główny Związku Żołnierzy
Narodowych Sił Zbrojnych. Były one również objęte patronatem medialnym wielu
portali i czasopism, m.in. „Biuletynu
Informacyjnego”.
Program II Pilskich Dni Żołnierzy
Wyklętych był niezwykle bogaty i realizowany w siedmiu miejscowościach regionu
(Piła, Złotów, Krajenka, Trzcianka, Jastrowie,
Wysoka, Łobżenica). W ramach dni odbywały się wykłady, projekcje filmów i koncerty.
W Łobżenicy, Trzciance i Jastrowiu wykład
zatytułowany W duchowej szkole św. Jana
Bosko. Sanitariuszka V Wileńskiej Brygady
AK Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–
1947) wygłosił ks. dr Jarosław Wąsowicz
SDB, dyrektor Archiwum Salezjańskiego
Inspektorii Pilskiej. „Inka”, jedna z ikon
Żołnierzy Wyklętych, wpisuje się w duchową rodzinę św. Jana Bosko, poprzez fakt,
że była uczennicą szkoły sióstr salezjanek
w Różanymstoku. Dewizą wychowawczą
ks. Bosko było hasło, aby wychowywać
młodych ludzi na dobrych chrześcijan i prawych obywateli. W okresie II wojny świa-
54
Kontynuacja
kwiecień 2014
towej oraz po 1945 r. w działalność konspiracyjną formacji niepodległościowych
zaangażowanych było wielu wychowanków salezjańskich zakładów. Najbardziej
znani z nich to błogosławieni męczennicy
II wojny światowej, wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II: Czesław Jóźwiak,
Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski,
Franciszek Kęsy, Edward Kaźmierski. We
wrześniu 1940 r. zostali aresztowani za działalność w Narodowej Organizacji Bojowej,
skazani na śmierć i zgilotynowani 24 sierpnia 1942 r. w Dreźnie.
Salezjańscy wychowankowie ginęli w czasie wojny na wszystkich frontach. Wielu
z tych, którzy zaangażowali się w działalność
konspiracyjną w czasie II wojny światowej,
prowadziło dalej walkę po 1945 r. w ramach
II konspiracji niepodległościowej. „Inka”
jest dziś najbardziej znaną przedstawicielką
młodzieży wychowywanej, na pewnym etapie życia, w duchowej szkole św. Jana Bosko.
Dr Rafał Sierchuła z Instytutu Pamięci
Narodowej w Poznaniu zaprezentował referat: Wierni Polsce aż po grób. Historia Żołnierzy
Wyklętych. Wygłosił go w Pile i Wysokiej,
spotkał się także z młodzieżą szkół salezjańskich. W swoim wystąpieniu zaprezentował
środowiska, które po 1945 r. prowadziły
walkę z sowiecką okupacją, koncentrując się
zwłaszcza na formacjach działających na terenie Wielkopolski. Uzupełnieniem wykładu
dr Sierchuły był film dokumentalny wydany staraniem poznańskiego Oddziału IPN
o działalności konspiracyjnej Wielkopolskiej
Samodzielnej Grupy Ochotniczej „Warta”
(WSGO „Warta”).
Prelegentem II Pilskich Dni Pamięci
Żołnierzy Wyklętych był także dr Jan
Miłosz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza
w Poznaniu, który w niedzielę 2 marca
w Krajence wygłosił wykład – Żołnierze
Wyklęci w Północnej Wielkopolsce. Przedstawił
m.in. ślady działalności zbrojnej niepodle-
głościowego podziemia na terenie Krajny,
w powiecie złotowskim.
Z myślą o młodzieży zostały zorganizowane dwa koncerty Tadeusza Polkowskiego
„Tadka”, które odbyły się w ramach jego
trasy koncertowej „Burza 2014”. Została
ona oficjalnie zainaugurowana podczas
tegorocznej VI Patriotycznej Pielgrzymki
Kibiców na Jasnej Górze. W tygodniu
poprzedzającym Narodowy Dzień Żołnierzy
Wyklętych cały projekt realizowany był
bardzo intensywnie i „Tadek” koncertował w wielu miejscach kraju. Tym większą nobilitacją dla naszych obchodów były
jego koncerty w Pile i Złotowie. Młodzież
w nich uczestnicząca mogła nie tylko posłuchać hip-hopowych utworów o Żołnierzach
Niezłomnych, ale również wysłuchać ciekawych historii opowiadanych ze sceny przez
Polkowskiego. Należy się cieszyć, ze przesłanie jego piosenek trafia do coraz szerszych
kręgów młodych ludzi, bo jest to lekcja
historii opowiedziana ich językiem.
Odbyły się także dwa pokazy filmu Historia
Roja, czyli w ziemi lepiej słychać. Decyzją
reżysera były to ostatnie pokazy nieukończonej jeszcze produkcji. Projekcjom towarzyszyła promocja książki prof. Tadeusza
Płużańskiego (seniora) Z otchłani, która
ukazała się w lutym bieżącego roku. Jest
ona zapisem wspomnień Płużańskiego
z okresu II wojny światowej i okupacji, najpierw niemieckiej, później sowieckiej. Autor
był kurierem rotmistrza Witolda Pileckiego,
wraz z nim został skazany na karę śmierci,
zamienioną na dożywotnie więzienie.
Podczas całego tygodnia prowadzona
była kwesta na finansowanie prac ekshumacyjno-identyfikacyjnych na Cmentarzu
Powązkowskim w Warszawie w kwaterze „Ł”
i w innych miejscach Polski, która jest organizowana w skali ogólnopolskiej przez szczecińską Fundację Niezłomni im. Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki”. 27 lutego przy
55
Kontynuacja
kwiecień 2014
parafii Świętej Rodziny w Pile odbyła się
projekcja filmu „Kwatera Ł” w reżyserii
Arkadiusza Gołębiewskiego. Ten dokumentalny zapis prac zespołu naukowców i wolontariuszy, którzy pod kierownictwem dr hab.
Krzysztofa Szwagrzyka wydobywali z ziemi
szczątki żołnierzy podziemia antykomunistycznego w Polsce, spotkał się z dużym zainteresowaniem widzów.
Z inicjatywy lokalnych historyków,
udało się także wydać „Zeszyty Historyczne
Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, które
ukazały się pod tytułem „Jeszcze się Polska
o nas upomni”. Oficjalna prezentacja publikacji odbyła się w domu parafialnym
przy parafii Świętej Rodziny w Pile 28
lutego 2014 r. Ideą przewodnią tej inicjatywy wydawniczej jest prezentacja biografii żołnierzy Armii Krajowej, Batalionów
Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych,
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i żołnierzy prowadzących walkę po 1945 r., których życiowe losy związane były z naszym
regionem. W pierwszej edycji zaprezentowanych zostało sześć postaci. Ponadto znalazły
się w niej recenzje najnowszych książek traktujących o żołnierzach II konspiracji oraz
sprawozdanie i fotorelacja z I Pilskich Dni
Pamięci Żołnierzy Wyklętych zorganizowanych w 2013 r. Redaktorem wspomnianej
publikacji jest ks. dr Jarosław Wąsowicz
SDB, natomiast recenzentem dr Waldemar
Handke z Instytutu im. gen. dyw. Stefana
„Grota” Roweckiego w Lesznie. Zeszyty
zostały nieodpłatnie przekazane do wielu
bibliotek w naszym regionie. Były także
rozprowadzane podczas całego tygodnia
uroczystości.
Punktem kulminacyjnym tegorocznego programu była Msza św. w intencji
Ojczyzny i Żołnierzy Wyklętych. Została
ona odprawiona 1 marca 2014 r. o godz.
18.00 w kościele Świętej Rodziny w Pile. Po
Mszy zorganizowany został I Pilski Marsz
Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który z parafialnej świątyni udał się pod mural upamiętniający naszych bohaterów, przygotowany
jesienią ubiegłego roku staraniem miejscowych kibiców Lecha Poznań. Frekwencja
znacznie przekroczyła oczekiwania organizatorów. Wzięło w nim udział ok. 2,5
tys., głównie młodych, mieszkańców Piły
i regionu. Zorganizowane grupy przybyły m.in. ze Złotowa, Jastrowia, Debrzna,
Szamocina. Na czele maszerowały poczty
sztandarowe kilku szkół, harcerzy, pilskiego oddziału Stowarzyszenia Internowanych
i Represjonowanych w Stanie Wojennym.
Dodać należy, że marsz swoim autorytetem i uczestnictwem wsparli także byli
działacze podziemnych struktur NSZZ
„Solidarność”, które po 13 grudnia 1981 r.
działały w regionie pilskim.
W organizację II Pilskich Dni Żołnierzy
Wyklętych zaangażowała się społecznie
spora grupa młodzieży (m.in. kibiców
Lecha Poznań, Młodzieży Wszechpolskiej
oraz Szkolnych Kół Wielkopolskiego
Stowarzyszenia Pamięci Armii Krajowej
z gimnazjum i liceum salezjańskiego w Pile). Młodzież przez cały tydzień
zajmowała się rozwieszaniem plakatów
i umieszczaniem informacji o poszczególnych punktach programu na portalach
społecznościowych. Ponadto 23 lutego
przy pięciu pilskich parafiach przez całą
niedzielę rozprowadzała literaturę, foldery
z programem uroczystości, cegiełki oraz
flagi narodowe i repliki flag Powstania
Wielkopolskiego (podobnie na wszystkich
wykładach, projekcjach i koncertach).
Zebrane przez młodzież ofiary pozwoliły
pokryć koszty organizacyjne.
Po tegorocznych obchodach już pojawiły
się całkiem spontanicznie nowe pomysły na
upamiętnienie Żołnierzy Wyklętych, które
mamy nadzieję zostaną w przyszłości zrealin
zowane.
56
Kontynuacja
kwiecień 2014
Harcerze pamiętają
o „Wyklętych”
Przemysław Szelągowski
Ponad 120 harcerzy i uczniów z Blichowa, Bodzanowa, Gąbina, Małej Wsi, Wyszogrodu uczestniczyło
w I Złazie Harcerskim Pamięci Żołnierzy Wyklętych – „O szablę Rotmistrza”.
Złaz zorganizowały: Hufiec ZHP
„Mazowsze” Płock, Zespół Szkół Ogólnokształcących w Blichowie i 44 Drużyna
Starszoharcerska „SFORA” z Blichowa.
Honorowy Patronat nad imprezą objął senator Rzeczypospolitej Polskiej – pan Marek
Martynowski. Partnerami projektu byli:
Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie
oraz Stowarzyszenie Historyczne im.
11 Grupy Operacyjnej Narodowych Sił
Zbrojnych z Płocka. Patronat medialny sprawował „Biuletyn Informacyjny”.
Uroczystości w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Blichowie trwały od 14 do
16 marca br. Pierwszego dnia Złazu, w piątek od godziny 17.00 zaczęły meldować się
Drużyny i Patrole. W „bazie” w Blichowie
czekały pierwsze rozkazy. Każdy z przybyłych „oddziałów” otrzymał swojego patrona. Na patronów harcerze wybrali oficerów
i żołnierzy podziemia antykomunistycznego,
walczących po 1945 roku. Byli to m.in.
„Inka”, „Lalek”, „Anoda”, „Albin”, „Basia
i Janek” (troje ostatnich pochodziło z oddziału Wiktora Stryjewskiego „Cacko”, rozbitego
w miejscowości Gałki, między Małą Wsią
a Bodzanowem). Każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy znaczek z logo imprezy.
Komendę złazu stanowili pwd. Przemysław
Szelągowski i kpt. Zenon Kluczyński –
Kombatant ze ŚZŻAK „Mazowsze” Płock
– przyjaciel Szkoły w Blichowie.
Tego dnia zorganizowano też warsztaty
szabloniarskie, podczas których wykonywano pamiątkowe wzory o tematyce Żołnierzy
Niezłomnych. Należy dodać, że szablon
pojawił się w Polsce już w czasie niemieckiej okupacji – po raz pierwszy warszawiacy użyli go do walki politycznej. W trakcie warsztatów uczestnicy zapoznali się ze
57
Kontynuacja
kwiecień 2014
im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ z Płocka
i Komenda Hufca ZHP „Mazowsze” Płock.
Każdy z uczestników I Złazu Harcerskiego
Pamięci Żołnierzy Wyklętych otrzymał
materiały i publikacje IPN.
W klasyfikacji generalnej Nagrodę
Główną zdobył patrol „Lalek” z 36 Drużyny
Starszoharcerskiej z Nowego Miszewa pod
opieką dh. Aliny Szelągowskiej. Drugie
miejsce przypadło patrolowi „Inka”
z Drużyny Harcerskiej z Bodzanowa, prowadzonej przez dh. Annę Koperę, dh. Arletę
Iwańską i dh. Sylwię Krawiec. Dwa trzecie
miejsca, z taką samą liczbą punktów przyznano harcerzom z 58 Gąbińskiej Drużyny
Harcerskiej prowadzonej przez dh. Joannę
Jasińską i patrolowi „Basia i Janek” z 64
Artystycznej Drużyny Harcerskiej z Małej
Wsi, startującej pod opieką Ewy i Krzysztofa
Dębskich. Pozostałe patrole otrzymały
nagrody pocieszenia. Podczas złazu została
również przyznana nagroda za najlepiej
przygotowaną prezentacje multimedialną,
dotyczącą Żołnierzy Niezłomnych. Nagrodę
ufundowało Stowarzyszenie Historyczne 11
GO NSZ z Płocka, a otrzymała ją Drużyna
Starszoharcerska z Bodzanowa.
W niedzielę w kościele parafialnym
w Blichowie odprawiona została Msza św.
koncelebrowana, pod przewodnictwem ks.
proboszcza Włodzimierza Dzieńkowskiego.
Świątynię wypełniły zastępy harcerzy.
Ksiądz nawiązał w kazaniu do życia harcerskiego i harcerskich ideałów. Oprawę
Mszy św. przygotowali harcerze uczestniczący w złazie.
Ks. Dzieńkowski, podsumowując złaz
powiedział do harcerzy w imieniu zaproszonych dorosłych: „jest nam tak z Wami
dobrze”. Złaz był dla harcerzy wielką przygodą i pomimo złej pogody, pozostawi
w ich pamięci niezapomniane wrażenia.
Organizatorzy zapowiedzieli kolejny Złaz
n
Pamięci Żołnierzy Wyklętych za rok.
zjawiskiem i przykładami tej formy plastycznej oraz samodzielnie przygotowali
własne szablony. Malowali, wycinali i odbijali gotowe wzory na koszulkach.
W sobotę kolejnym etapem Złazu była
gra „Tropem wilczym”. Harcerze wcielili
się w patrole partyzanckie i rozwiązywali
powierzone im zadania. Poszukiwali rozkazów i realizowali je. Musieli wykazać się
wiedzą harcerską i historyczną, zasadami
udzielania pierwszej pomocy, celnością podczas strzelania z broni pneumatycznej oraz
rzutu granatem, sprawnością i zwinnością
na torze przeszkód.
Gra zakończyła się odpoczynkiem z tradycyjną harcerską grochówką. Wieczorem
odbył się uroczysty apel oraz skautowe
świeczkowisko, na które przybyli zaproszeni
przez organizatorów goście: Kombatanci
ze Światowego Związku Żołnierzy Armii
Krajowej „Mazowsze” Płock, senator Marek
Martynowski, władze Gminy Bulkowo,
Władze Hufca ZHP „Mazowsze” Płock,
członkowie stowarzyszeń, instruktorzy
ZHP, nauczyciele. Nagrodę główną, tytułową „Szablę Rotmistrza” ufundował senator Marek Martynowski, nagrody rzeczowe przekazał Instytut Pamięci Narodowej
w Warszawie, Stowarzyszenie Historyczne
58
Kontynuacja
kwiecień 2014
Gra Szkolna
„Żołnierze Wyklęci”
w II LO w Suwałkach
Jarosław Schabieński
Od czterech lat, czyli od chwili, gdy 1 marca stał się oficjalnie Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy
Wyklętych, II LO w Suwałkach organizuje gry szkolne, mające uczcić to święto. Grę, składającą
się z eliminacji i finału, przygotował działający w szkole Klub Historyczny „Zaza”, nazwany tak dla
upamiętnienia patrona szkoły gen. Zygmunta Podhorskiego, dowódcy Suwalskiej Brygady Kawalerii
we wrześniu 1939 r.
Klub „Zaza” organizuje grę dla uczniów
II LO i Gimnazjum nr 3, należących do
Zespołu Szkół nr 2 w Suwałkach. Biorą
w niej udział pięcioosobowe zespoły uczniów. W tym roku takich zespołów zgłosiło się aż osiemnaście. Grupy otrzymują
nazwy, którymi są pseudonimy Żołnierzy
Niezłomnych i przystępują do eliminacji w ośmiu konkurencjach. Uczestnicy
odpowiadali na pytania dotyczące losów
żołnierzy podziemia niepodległościowego,
rozszyfrowywali informację o „Wyklętych”,
udzielali pierwszej pomocy, wykonywali
podstawowe komendy musztry, rozpoznawali twarze bohaterów podziemia antykomunistycznego, przenosili w sposób niezauważony meldunek (specjalnie przygotowani wartownicy mieli im ten meldunek
odebrać). Gra odbywa się na terenie szkoły,
a jej organizatorzy to grupa niebagatelna, bo
licząca ponad trzydzieści osób. Po kilka osób
potrzebnych jest do zorganizowania każdego ze stanowisk, na których rozgrywane są
poszczególne konkurencje. Grę koordynuje
prezes „Zazy”, obecnie uczennica klasy II
Eliza Kowalczyk.
W tym roku po raz pierwszy, dzięki
zaangażowaniu tamtejszych nauczycielek
historii oraz opiekuna drużyny ZHR i katechety ks. Piotra Kępy, w grze wziął udział
Zespół Szkół Technicznych w Suwałkach.
Uczniowie ZST – organizatorzy gry – zostali przeszkoleni przez członków „Zazy” i zorganizowali eliminacje w swojej szkole.
Eliminacje odbyły się 27 lutego, a następnego dnia zwycięzcy – dwie drużyny z II
LO i dwie z ZST – spotkały się w hali
59
Kontynuacja
kwiecień 2014
Zwycięski zespół „Zagończyk” w finale
fot. Szymon Matusiewicz
Organizatorzy gry – członkowie Klubu Historycznego „Zaza”
Finałowa musztra
Sowieccy wartownicy, których należało ominąć
sportowej liceum, gdzie rozegrany został
finał. Drużyny, przy udziale licznej widowni, rywalizowały w kolejnych konkurencjach. Uczestnicy musieli rozpoznać i podać
tytuły piosenek poświęconych Żołnierzom
Wyklętym, wykonywanych przez zespół
DePress, Andrzeja Kołakowskiego, Lecha
Makowieckiego, Tadka Firmę Solo oraz
Dawida Hallmana. Utwory wykonywały
uczennice II LO Klaudia Korycka i Emilia
Konopko. Musieli też odpowiadać na
pytania dotyczące losów podziemia antykomunistycznego, wykonać wiele komend
musztry, a także pokonać przygotowany
przez nauczycieli WF II LO specjalny tor
przeszkód.
Gośćmi finału byli m.in. przedstawiciele
Grupy Rekonstrukcji Historycznej Garnizon
Suwałki. Przedstawili oni krótko losy
Żołnierzy Wyklętych oraz wspólnie z członkami Klubu Historycznego „Zaza” przepro-
wadzili kwestę na identyfikację i ekshumację Żołnierzy Niezłomnych. Zwycięzcami
finału okazała się grupa „Zagończyk” z klasy
IIA II LO w składzie Michał Grygo, Rafał
Herbut, Maciej Orłowski, Łukasz Kryścio
i Daniel Wasilewski.
Nagrody dla uczestników fundują corocznie patroni: Instytut Pamięci Narodowej
Oddział w Białymstoku, AugustowskoSuwalskie Towarzystwo Naukowe oraz
dyrektor ZS nr 2 Romuald Borkowski.
Filmy z tegorocznej gry oraz z poprzednich jej edycji można oglądać na youtube.
Gra z roku na rok budzi coraz większe
zainteresowanie, bowiem forma, w jakiej
jest przeprowadzana, pozwala młodzieży
wykorzystać nie tylko swoją wiedzę, ale
także sprawność i umiejętność działania
zespołowego. Kształtuje patriotyzm uczestników, dla których Żołnierze Niezłomni
n
stają się wzorem miłości Ojczyzny.
60
Kontynuacja
kwiecień 2014
Szlakami
podhalańczyków AK
Dawid Golik, Roksana Szczypta-Szczęch
Trudno jest w obecnych czasach uczyć o historii II wojny światowej. Lekcje, wykłady, a nawet pokazy
filmów już nie wystarczają – potrzebne są zupełnie nowe formy przekazu, dzięki którym młodzież
zainteresuje się wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat. Jedną z takich form są rajdy historyczne,
w tym ten poświęcony żołnierzom 1. pułku strzelców podhalańskich AK.
Pomysłodawcami i pierwszymi organizatorami Rajdu Szlakami Żołnierzy 1. Pułku
Strzelców Podhalańskich AK był Instytut
Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie oraz
Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział
w Nowym Targu, które już wcześniej współpracowały ze sobą przy kolejnych edycjach
Rajdu Szlakami „Żołnierzy Wyklętych” majora Józefa Kurasia „Orła”-„Ognia”, realizowanych z dużym powodzeniem na Podhalu od
2006 r. Tym razem, nie rezygnując z imprezy poświęconej „żołnierzom niezłomnym”,
zdecydowano uhonorować osobnym rajdem
partyzantów największej formacji konspiracyjnej Armii Krajowej na terenie Podhala
i Sądecczyzny. Ustalono też, że co roku rajdowicze odwiedzać będą inne pasma górskie,
aby w ten sposób przypomnieć o działalności
podziemnej wszędzie tam, gdzie walczyły
bataliony 1. psp AK.
Tropem „Lamparta”
z Ochotnicy do Szczawy
Pierwsza edycja rajdu szlakami podhalańczyków miała miejsce w dniach 23–25 października 2009 r. Pierwotny termin imprezy
61
Kontynuacja
kwiecień 2014
(16–18 października 2009 r.), nawiązujący do 65. rocznicy stoczonej z Niemcami
„bitwy ochotnickiej” uległ zmianie z uwagi
na niespotykanie trudne w tym czasie
warunki atmosferyczne i grubą warstwę śniegu na gorczańskich szlakach. Inauguracja
rajdu miała miejsce w Wiejskim Ośrodku
Kultury w Ochotnicy Górnej. Wzięli
w nim udział przedstawiciele IPN, PTH
oraz Gorczańskiego Parku Narodowego.
Uczestnicy rajdu mieli możliwość rozmowy z żołnierzem 1. psp AK, Władysławem
Chrobakiem „Wróblem”, zwiedzili również
wystawę poświęconą okresowi II wojny
światowej na terenie Ochotnicy. Stamtąd
poszczególne patrole ruszyły na trasę biegnącą z Ochotnicy Górnej, przez Przysłop
i Gorc, do Szczawy. Czekały na nich zadania
i partyzanckie posterunki złożone z członków Grupy Rekonstrukcji Historycznych
„Podhale w ogniu” oraz Podkarpackiego
Stowarzyszenia Miłośników Militariów.
Drugiego dnia rajdu, w sobotę 24 października, uczestnicy musieli pokonać trasę
wokół Szczawy, przez osiedle Polanki, gdzie
w 1944 r. odbywały się zrzuty dla Okręgu
Krakowskiego AK. Aby nawiązać do tych
wydarzeń, jednym z przygotowanych zadań
było odnalezienie, przy pomocy zaszyfrowanego meldunku, rannego skoczka. Na
jednym z drzew zawieszony był również spadochron i zasobnik z rozłożonym pistoletem
maszynowym Sten, który należało następnie
złożyć, tak żeby można było oddać z niego
tzw. suchy strzał. Wieczorem, po kolacji,
rajdowicze spotkali się z kolejnym partyzantem, Józefem Kmiecikiem „Góralem”
oraz z kapelą góralską z Koninek, która
przygotowała dla nich program artystyczny
złożony z pieśni patriotycznych oraz tradycyjnych piosenek góralskich. W wieczorku
tym wzięli udział parlamentarzyści oraz
przedstawiciele władz lokalnych.
Ostatniego dnia rajdu odprawiona została przez ks. Leona Królczyka, proboszcza
parafii w Szczawie, uroczysta msza św.,
po której zwiedzić można było zlokalizowane w tej miejscowości „Muzeum 1.
PSP AK”. Rajd, pomimo bardzo trudnych warunków pogodowych, zgromadził
80 uczestników, głównie z terenu Podhala
i Małopolski. Pierwsze miejsce zdobył patrol
„Lampart” z IV LO im. Krzysztofa Kamila
Baczyńskiego w Olkuszu, drugi w klasyfikacji generalnej był patrol „Romek” złożony
z uczestników indywidualnych z RabkiZdroju i Mszany Dolnej, trzecie były natomiast „Młode Wilki” z Zespołu Szkoły
Podstawowej i Gimnazjum im. 1. Pułku
Strzelców Podhalańskich AK w Szczawie.
Z „Tatarem” przez Beskid
Sądecki
Przygotowania drugiej edycji rajdu wspólnie z krakowskim Oddziałem IPN podjęło
się Towarzystwo Miłośników Piwnicznej.
Z obawy przed warunkami atmosferycznymi jego termin ustalono na okres wiosenny. I tym razem jednak pogoda postraszyła uczestników – na dwa tygodnie przed
62
Kontynuacja
kwiecień 2014
planowanym startem imprezy południową
Polskę nawiedziły powodzie. Mimo to rajd
odbył się zgodnie z planem w dniach 11–13
czerwca 2010 r. gromadząc po raz kolejny
kilkudziesięciu uczestników.
Pierwszym etapem, który musieli pokonać rajdowicze w piątek 11 czerwca, była
ponad dwudziestokilometrowa trasa ze
Szczawnicy do Piwnicznej-Zdroju. Podczas
niej należało wykazać się wiedzą z zakresu
pierwszej pomocy, znajomością topografii,
alfabetu Morse’a oraz wiadomościami na
temat historii takich miejsc, jak Przechyba,
Radziejowa czy też znana z kurierskich
wypraw Jana Freislera „Ksawerego” Sucha
Dolina nad Piwniczną. Najtrudniejsze okazało się jednak odnalezienie się w nieznanym dotąd terenie i dotarcie na punkty
kontrolne dozorowane przez harcerzy z 5.
Krakowskiej Drużyny Wędrowników ZHR
„Orkan”. Przejście całej trasy zajęło grupom
niemal dziesięć godzin i dopiero o zmroku
ostatni uczestnicy dotarli do bazy w Stanicy
Harcerskiej ZHP w Kosarzyskach.
Z kolei w sobotę uczestnicy dotrzeć
mieli do schroniska turystycznego na Hali
Łabowskiej, a stamtąd doliną Łomnicy
przejść do bazy rajdu. Po drodze poznawali
m.in. historię ks. Władysława Gurgacza
„Sema” oraz Polskiej Podziemnej Armii
Niepodległościowców. Wieczorem natomiast odbyło się spotkanie z Marią Zubek
„Tatarzyną”, żoną mjr. Juliana Zubka
„Tatara”, legendarnego kuriera oraz dowódcy partyzanckiego 9. kompanii III batalionu
1. psp AK. Pani Maria przez ponad dwie
godziny opowiadała o swoich doświadczeniach z okresu II wojny światowej, wspominała akcje partyzanckie i obławy niemieckie,
mówiła też o trudnych relacjach akowców
z oddziałami sowieckimi na przełomie 1944
i 1945 r. Odpowiadała również na pytania, m.in. o udział kobiet w podziemiu
niepodległościowym, o wzajemne stosunki
63
Kontynuacja
kwiecień 2014
włączyły się: Małopolska Chorągiew
Harcerzy ZHR oraz Małopolskie
Stowarzyszenie Miłośników Historii
„Rawelin”. Inicjatywę wsparły również: Starostwo Powiatowe
w Gorlicach, Gmina Sękowa,
Biuro Poselskie Barbary Bartuś,
Zespół Szkół nr 1 im. Ignacego
Łukasiewicza w Gorlicach, Oddział
PTH w Nowym Sączu oraz Grupa
Rekonstrukcji
Historycznych
„Gorlice 1915”.
Rajd rozpoczynał ponad dziesięciokilometrowy marsz z Sękowej
przez masyw Magury Małastowskiej, gdzie
w 1944 r. miała miejsce koncentracja
oddziałów AK przed akcją „Burza”, do
Przełęczy Małastowskiej. Uczestnicy mieli
tego dnia okazję obejrzeć także relikty
umocnień polowych z okresu I wojny światowej oraz zachowane cmentarze wojenne.
Drugiego dnia patrole wzięły udział w grze
miejskiej. Wykonując zadania wyznaczone
im w poszczególnych punktach kontaktowych, uczestnicy poznawali w tym czasie
nie tylko Gorlice, ale przede wszystkim
miejsca pamięci, a poprzez nie wydarzenia historyczne. Pierwszy punkt kontaktowy mieścił się przy pomniku Powstańców
Styczniowych. Tam rajdowicze otrzymywali
zadanie sporządzenia szkicu sytuacyjnego
terenu obozu dla jeńców wojennych oraz
starego szpitala w Gorlicach, gdzie leczyli
się zakonspirowani żołnierze AK. W czasie
postoju przy drugim punkcie kontaktowym
(w miejscu gdzie w XIX wieku zapalono
pierwszą na świecie uliczną lampę naftową), patrole mogły wykazać się wiedzą
historyczną na temat 1. psp AK. Stamtąd
kierowano je w pobliże dworca PKP. Po
drodze wyznaczono im zadanie wykonania szkiców i dokumentacji fotograficznej
obiektów związanych ze zbrodniami gestapo
w Gorlicach. Czwarty punkt kontaktowy
ze Słowakami i ludnością łemkowską oraz
o ucieczkę rodziny Zubków na Zachód
w 1946 r. Już po zakończeniu spotkania, do późnych godzin nocnych brzmiały
przy ognisku partyzanckie piosenki, przeplatane pieśniami Legionów Piłsudskiego
oraz utworami zespołu „Lao Che” z albumu
o Powstaniu Warszawskim.
Zakończony w niedzielę 13 czerwca 2010 r. rajd wygrał patrol „Przyjaciel”
z IV LO w Olkuszu. Drugie miejsce zajęli
gimnazjaliści z Zespołu Szkół w Rudawie,
których patronem był „Borowy”, natomiast trzecie miejsce przypadło patrolowi
„Lampart”, również z IV LO w Olkuszu.
Już po oficjalnym zakończeniu i podsumowaniu rajdu uczestnicy mieli możliwość zwiedzenia „Muzeum Towarzystwa
Miłośników Piwnicznej”, a następnie całą
grupą, ubrani w pamiątkowe koszulki, udali
się na osiedle Piwowarówka. Tam, w kaplicy św. Antoniego miała miejsce tradycyjna msza odpustowa, odprawiona również
w intencji żołnierzy i współpracowników
AK oraz kurierów beskidzkich.
W obwodzie gorlickim AK
Trzecia edycja rajdu odbyła się niemal
dokładnie rok później, w dniach 10–12
czerwca 2011 r. Poza IPN w organizację
64
Kontynuacja
kwiecień 2014
usytuowany był przed bramą cmentarza
żydowskiego. Tam uczestnicy rajdu mogli
wykazać się wiedzą historyczną o akcji
„Burza” i wybranym przez siebie patronie.
Z Kirkutu kierowali się następnie na Górę
Cmentarną, gdzie tym razem wykonywali
zadania sprawnościowe.
Po powrocie do bazy odbył się pokaz
umundurowania i broni żołnierzy armii
austrowęgierskiej z okresu I wojny światowej. Zaraz potem miało miejsce spotkanie ze
świadkami historii: Janiną Brzozowską i por.
Janem Jurusiem. Już po północy, kiedy wszyscy udali się na kwatery, a część osób przebrała się do snu, ogłoszono alarm zapowiadający
grę terenową. Pełna przeżyć noc zakończyła
się ostatecznie po godzinie trzeciej.
Ostatni dzień rajdu, będący zarazem
jego zakończeniem i podsumowaniem,
rozpoczęto mszą św. w intencji żołnierzy
i współpracowników AK, w kościele pw.
Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Po mszy
odbyło się ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Pierwsze miejsce zajął patrol
„Tatar” z Zespołu Szkół w Rudawie. Drugie
miejsce przypadło patrolowi „Kruk” z IV
LO w Olkuszu. Trzecie miejsce zajął patrol
absolwentów tegoż liceum, których patronem był „Jastrząb”.
czerwca 2012 r., a jej organizatorami byli:
IPN w oraz PTH Oddział w Limanowej.
Inicjatywę wsparły również: Gmina Słopnice,
Małopolska Chorągiew Harcerzy ZHR,
Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych
1. PSP AK, PTH Oddział w Nowym Sączu
oraz Starostwo Powiatowe w Limanowej.
Tym razem główną areną zmagań stał
się Beskid Wyspowy, gdzie w czasie II
wojny światowej działały struktury Obwodu
AK Limanowa oraz, na potrzeby akcji
„Burza”, odtworzono I batalion 1. psp AK
pod dowództwem por. Jana Wojciecha
Lipczewskiego „Andrzeja” i II batalion 1.
psp AK pod dowództwem kpt. Juliana
Krzewickiego „Filipa”. W rajdzie wzięła
udział młodzież z kilku małopolskich szkół
oraz uczestnicy indywidualni.
Pierwszym etapem rajdu była pętla biegnąca z bazy w Słopnicach Górnych przez
Bukowy Wierch na Mogielicę i z powrotem do Słopnic. Tego dnia organizatorzy
starali się przybliżyć młodzieży wydarzenia
z sierpnia 1944 r., kiedy to w Warszawie
wybuchło powstanie, a na terenie Małopolski
tworzone były oddziały partyzanckie AK
do realizacji „Burzy”. Drużyny, wcielając się
w rolę patroli AK, miały za zadanie dotrzeć
na Mogielicę, będącą miejscem koncentracji miejscowych oddziałów podziemia. Na
początku należało jednak skontaktować się
z łącznikiem, który kierował uczestników
do punktu, będącego miejscem kwaterowania dowódcy placówki AK w Słopnicach.
Szlakiem „Filipa”
i „Andrzeja”
Czwarta i jak dotąd ostatnia edycja rajdu miała miejsce w dniach 22–24
65
Kontynuacja
kwiecień 2014
Tam drużyny prezentowały musztrę i miały
regulaminowo zameldować się oficerowi. Na
kolejnym punkcie wymagano wykazania się
wiedzą o dowódcach ZWZ-AK, strukturze 1. psp AK i batalionach partyzanckich
działających na ziemi limanowskiej. Tam
też każda z drużyn otrzymywała rotę przysięgi z zadaniem nauczenia się jej na pamięć
w drodze do następnego punktu. Ponadto
każdy patrol obowiązkowo miał zapalić znicz
przy krzyżu partyzanckim upamiętniającym
śmierć pchor. Jana Kaszyckiego „Wiesława”.
Docierające na Mogielicę drużyny były kolejno zaprzysięgane, a następnie kierowane do
leśniczówki. W pobliżu niej oczekiwali na
uczestników rajdu rekonstruktorzy odgrywający tym razem rolę niemieckich konfidentów podających się za partyzantów AK.
Nie mniej niespodzianek czekało na
uczestników następnego dnia. Pierwszym
zadaniem dla kolejno wychodzących drużyn było odszukanie wiadomości ukrytej
przy pomniku ofiar pacyfikacji. Dopiero
po jej odnalezieniu drużyny mogły udać
się w kierunku Zaświercza, gdzie oczekiwali ich partyzanci z grupy por. „Wilka”.
Z kolei w drodze na Łopień patrole napotykały por. „Dęboroga” z asystą. Także
przed nim miały okazję dowieść swojej
wiedzy o wywiadzie AK oraz wykazać się
spostrzegawczością. Już na Łopieniu patrole
otrzymywały zadanie dotarcia do schowanego magazyniera i pobrania od niego
skrzynki amunicji, a na Przełęczy Rydza-
Śmigłego oceniano wiedzę historyczną
zarówno o działaniach militarnych w okresie I wojny światowej z udziałem żołnierzy
I Brygady Legionów, jak i o 5. kompanii
Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica”.
Stamtąd uczestnicy rajdu kierowali się do
Kocur, gdzie w okolicznym lesie mieli
odnaleźć skoczków-„cichociemnych”. Po
drodze nie zabrakło emocji – część patroli z przygotowanej nieopodal niemieckiej
zasadzki ratowała się ucieczką. Po powrocie
do bazy odbyło się kilkugodzinne spotkanie
z Jerzym Krzewickim, synem kpt. „Filipa”.
Niedzielę rozpoczęto mszą św. w kościele pw.
Matki Bożej Częstochowskiej w Słopnicach
Górnych. Po mszy odbyło się ogłoszenie
wyników i rozdanie nagród. Pierwsze miejsce zajął patrol „Pociej”, złożony z absolwentów IV LO w Olkuszu oraz studentów
Uniwersytetu Warszawskiego. Drugie miejsce przypadło patrolowi „Topora”, który tworzyli uczniowie IV LO w Olkuszu. Trzecie
miejsce zajął patrol „Jaworza”, w którego
składzie rywalizowali debiutujący w rajdzie
gimnazjaliści ze Słopnic.
Po odwiedzeniu wszystkich obwodów
Inspektoratu AK Nowy Sącz, zdecydowaliśmy się na zamknięcie cyklu i roczną przerwę
w organizacji imprezy. Rok 2014, z siedemdziesiątą rocznicę uruchomienia „Burzy”
i utworzenia 1. psp AK, zobowiązuje jednak
do działania. Zatem piąta odsłona Rajdu
Szlakami Żołnierzy 1. Pułku Strzelców
n
Podhalańskich AK już niebawem!
66
Kontynuacja
kwiecień 2014
Stanowisko w sprawie filmu
„Kamienie na szaniec”
Warszawa 12 marca 2014
W marcu 2014 r. na ekrany kin wszedł film odwołujący się swoim tytułem do książki szczególnej dla wielu pokoleń harcerek i harcerzy – Kamienie na szaniec.
Czekaliśmy na niego wiele miesięcy, z nadzieją, że obraz Roberta Glińskiego utrwali
w świadomości kolejnych pokoleń odbiorców prawdziwy, zgodny z przesłaniem Aleksandra
Kamińskiego obraz bohaterów jego książki.
Uznając walory artystyczne filmu, doceniając wkład pracy reżysera, aktorów i producentów
oraz respektując prawo do artystycznej ekspresji, musimy jednak wyrazić swój sprzeciw wobec
przedstawionej filmowej wersji Kamieni na szaniec. Czynimy to z tym większą pewnością, że
film odwołuje się do konkretnych, historycznych postaci (niektóre z nich jeszcze żyją), a sposób ich przedstawienia razi dowolnością, zaś ich wizerunek poddany został uproszczeniom
i manipulacjom w zakresie prezentowanych przez nich wartości i dobrze przecież udokumentowanych biografii.
To co przedstawiono w filmie, jest rażąco sprzeczne z prawdą historyczną i ideowym przesłaniem powieści Aleksandra Kamińskiego, podważa etos Szarych Szeregów i relatywizuje
wyznawane przez nich wartości.
Wydaje się zatem, że reżyser posługuje się znanym tytułem Kamienie na szaniec w sposób
instrumentalny. Dowolnie wykorzystuje wątki fabularne i bohaterów przedstawionych w opowieści przez Aleksandra Kamińskiego, a przede wszystkim degraduje i trywializuje zawarte
w książce przesłanie.
Zachęcamy młodych ludzi do ponownego wczytania się w opowieść o Alku Dawidowskim,
Tadeuszu Zawadzkim i Janku Bytnarze, do porównywania przedstawionych w filmie postaci
i sytuacji z książką oraz odnajdywania prawdziwej historii wojennych losów tych bohaterów.
/-/ hm. Jadwiga Chruściel
/-/ Tymoteusz Duchowski „Motek” Komendant Oddziału Warszawskiego
Stowarzyszenia Szarych Szeregów
/-/ Tadeusz Filipkowski Prezes Fundacji Filmowej AK
/-/ Tytus Karlikowski Żołnierz AK batalion „Zośka”, kompania „Rudy”, pluton „Alek”
/-/ prof. Leszek Żukowski Prezes Światowego Związku Żołnierzy AK
/-/ hm. Ewa Borkowska-Pastwa Przewodnicząca ZHR
/-/ hm. Sebastian Grochala Naczelnik Harcerzy ZHR
/-/ Piotr Sitko Przewodniczący Skautów Europy SHK „Zawisza” FSE
/-/ hm. Krzysztof Budziński Zastępca Naczelnika ZHP
/-/ hm. Lucjan Brudzyński Zastępca Naczelnika ZHP
67
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
Przygody „Przygody”
Pamięci Tadeusza Wronowskiego
(1923–2013)
Dowodzona przez niego, brawurowa akcja specjalna, tak wstrząsnęła Niemcami, że postawili
szlabany przy wjeździe do al. Szucha i zaczęli kontrolować wszystkich wchodzących. Będąc bardzo
skromnym człowiekiem Tadeusz Wronowski nie opowiadał o niej zbyt chętnie. Podobnie zresztą jak
o innych wojennych przygodach, które mogłyby stać się scenariuszem atrakcyjnego filmu akcji.
fot.: z archiwum T. Wronowskiego
Tadeusz Wronowski urodził się 27 lipca
1923 r. w Warszawie. Od 1935 r. należał
do 6. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej.
W 1939 r. ukończył pierwszą klasę liceum.
W pierwszym tygodniu wojny, w Domu
Harcerza przy ul. Myśliwieckiej, pracował przy obsłudze centrali telefonicznej.
Następnie, do kapitulacji stolicy, był sanitariuszem w polowym szpitalu wojskowym
na Uniwersytecie Warszawskim. Miałem
odpowiednie przeszkolenie, bo w mojej drużynie harcerskiej przywiązywano wagę do
udzielania pierwszej pomocy. Sporo ćwiczyliśmy, łącznie z robieniem zastrzyków, najpierw na kawałkach mięsa, potem na sobie
– wspominał.
Późną jesienią 1939 r. zatrudnił się
w „Kabelwerk-Ożarów” – Fabryce Kabli
w podwarszawskim Ożarowie. Zakład produkował dla wojska, co chroniło przed
wywiezieniem na roboty do Niemiec.
Pracował tam do października 1943 r.,
kiedy rozpoczął etatową służbę w Armii
Krajowej. Ale zaświadczenie o pracy oraz
nocną przepustkę miał regularnie przedłużaną przez dawną firmę, w której sprawnie
funkcjonowała komórka podziemia.
Już w grudniu 1939 r. rozpoczął działalność konspiracyjną. Wronowskiego i pięciu innych harcerzy z 6. WDH do konspiracji wprowadził przedwojenny drużynowy Ryszard Białous „Jerzy”, późniejszy
dowódca batalionu „Zośka”. Złożyli przy-
Tadeusz Wronowski, październik 1943 r.
sięgę w Szarych Szeregach. Przyjął pierwszy
pseudonim – „Jastrząb”. W ramach „Akcji
Wawer” rozlepiał ulotki, wykonywał rysunki
na murach. Brał też udział w rozpoznawaniu
pojazdów Werhmachtu i SS w Warszawie.
Trafił do batalionu „Baszta”. Tam, po podstawowym przeszkoleniu wojskowym, został
dowódcą drużyny.
68
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
Wiosną 1941 r. cudem
uniknął aresztowania. W kotłowni budynku urzędu pracy,
na rogu ulic Mazowieckiej
i Kredytowej, zaplanowano
kurs obsługi ręcznego karabinu maszynowego. Tadeusz
Wronowski czekał na spóźniającego się instruktora, który
„Lewa” kenkarta, wykorzystywana w partyzantce na Podhalu
miał szkolić konspiratorów.
Instruktor pojawił się kwadrans po umówionej godzinie. Na miejsce
razy brał udział w transporcie broni w czadotarli, gdy z kotłowni gestapowcy wyprosie ewakuacji konspiracyjnych magazynów.
wadzali zatrzymanych. Zdrajca został rozDwa razy rozbroił Niemców w garażach
poznany przez siostrę jednego z aresztowagestapo przy ul. Oboźnej. Cztery razy zdonych. Zlikwidowano go w ciągu kilku tygobywał samochody potrzebne do prowadzedni. Po tym wydarzeniu – znowu dzięki
nia akcji.
Białousowi – Wronowski został skierowany
20 maja 1943 r. uczestniczył w jednej
do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych
z najsłynniejszych akcji Szarych Szeregów
Piechoty. Zmienił wtedy pseudonim na
– odbiciu w podwarszawskim Celestynowie
„Ferens”.
49 więźniów transportowanych koleją do
W podchorążówce cztery razy otrzymał
obozu koncentracyjnego. Dowodził wtedy
rozkaz przedarcia się przez „zieloną graniubezpieczeniem. W czasie walki, spod
cę” Generalnego Gubernatorstwa i Rzeszy.
ostrzału wyniósł rannego w kolano Wacława
Przekradał się m.in. do Łodzi z paczkaDunin-Karwickiego „Lutego”, swojego
mi „bibuły”. Robił to w sposób brawudowódcę. Otrzymał za to pierwszy Krzyż
rowy, dlatego koledzy nadali mu pseudoWalecznych. Tydzień po Celestynowie przynim „Grenzbube” („Graniczny Chojrak”).
szła kolej na „Akcję Sól”. 27 maja 1943 r.,
Szkołę ukończył jako kapral podchorąży.
w fabryce chemicznej przy ul. Siarczanej
Po promocji – kolejny raz za poręczena warszawskim Targówku zdobywał chloniem Białousa – został na stałe wcielony
ran potasu, potrzebny do produkcji matedo Grup Szturmowych Szarych Szeregów.
riałów wybuchowych. Uczestniczył też
Z kolegami z dawnej 6. WDH dostałem przyw rozpoznaniu przed „Akcją Czarnocin”.
dział do konspiracyjnej drużyny harcerskiej
Konspiratorzy planowali zniszczenie strateCR-200, wchodzącej w skład podziemnego
gicznego mostu kolejowego niedaleko miejhufca Centrum dowodzonego przez Tadeusza
scowości Czarnocin, na szlaku kolejowym
Zawadzkiego „Zośkę”. Dowódcą drużyny
łączącym Warszawę ze Śląskiem. Do niezostał Feliks Pendelski „Felek”, który zginął
udanej – tragicznej dla wykonawców – akcji
podczas odwrotu z akcji pod Czarnocinem
doszło w nocy z 5 na 6 czerwca 1943 r.
– wspominał po latach. W CR-200 przeJednocześnie z działaniami dywersyjnyszedł kurs Wielkiej Dywersji. Kilkanaście
mi zajmował się szkoleniem. Od grudnia
69
fot.: z archiwum T. Wronowskiego
Pseudonim
z zakładu
pogrzebowego
Odeszli na Wieczną Wartę
fot.: z archiwum T. Wronowskiego
fot.: z archiwum T. Wronowskiego
kwiecień 2014
W Poroninie w 1945 r.
W Murzasichlu k. Poronina, 1944 r. „Przygoda” trzeci z lewej
1943 do czerwca 1944 r. prowadził
wykłady w Bojowych Szkołach Szarych
Szeregów. Specjalizował się w bronioznawstwie i minerstwie. Latem 1943 r.,
gdy powstał oddział „Agat”, wraz z kolegami z CR-200 stworzył zalążek dowodzonego przez „Lutego” trzeciego plutonu tego oddziału. Został tam dowódcą drużyny. Gdy przechodziliśmy do
oddziału specjalnego, kazali nam zerwać
dotychczasowe znajomości, a nawet zmienić pseudonimy. Długo zastanawiałem się
nad nowym. Jechałem tramwajem ulicą
Książęcą i zauważyłem duży, czarny szyld:
„Zakład Pogrzebowy Tadeusza Przygody”.
Tadeuszem już byłem, więc postanowiłem
być „Przygodą”. Nawet wypominano mi,
że to niepoważny pseudonim. Ale przyniósł
szczęście… – opowiadał.
szefa siatki rozpracowującej podziemne organizacje wojskowe, SS-Rottenfuhrera Alfreda
Milkego oraz jego kochanki o imieniu Irena.
Wyrok podziemnego polskiego sądu trzeba
było wykonać w mieszkaniu Milkego, przy
al. Szucha 8, 120 metrów od siedziby gestapo!
Pierwotnie operacją miał dowodzić Henryk
Nowak „Heniek”. Ale wraz z Kazimierzem
Nurowskim „Mściwym” został aresztowany
na Szucha w czasie prowadzenia rozpoznania.
Obaj przeszli straszne tortury. W ich wyniku
„Mściwy” zmarł pierwszej nocy po aresztowaniu. „Heniek” wytrzymał wielodniowe katowanie, a potem pobyt w obozach w Auschwitz
i Flossenbürgu. Nikogo nie wydał – z niezwykłym szacunkiem opowiadał „Przygoda”.
Zgłosił się do dowodzenia tą akcją.
Trzyosobowa grupa wykonawców wyroku weszła do mieszkania dozorcy kamienicy, w której mieszkał Milke. „Grali”
Niemców sprawdzających księgi meldunkowe. Dozorcę zagadnął Leszek de Mackay
„Narvik” dobrze znający język niemiecki.
Następnie Tadeusz Kamiński „Olek” pistoletem sterroryzował dozorcę i jego żonę.
„Przygoda” złożył przyniesionego w teczce
Akcja przy siedzibie gestapo
5 października 1943 r., w domu przy al.
Szucha, w samym sercu dzielnicy niemieckiej
w Warszawie, dowodził brawurową akcją.
Konspiratorzy otrzymali rozkaz zlikwidowania dwojga agentów gestapo: Volksdeutscha,
70
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
stena. Czekali na Milkego, gdy usłyszeli strzały na ulicy. Jak się okazało, do
samochodu pierwszej grupy ubezpieczenia podszedł gestapowiec. Zainteresowało
go to, że w środku BMW z rejestracją
Wehrmachtu siedzieli cywile: za kierownicą
Tadeusz Kostrzewski „Niemira”, na tylnym
siedzeniu Eugeniusz Poszepszyński „Ssak”
i Feliks Wojtulewicz „Bąk”. Próbował ich
wylegitymować, więc „Niemira” zastrzelił
Niemca. Rozpoczęła się gwałtowna strzelanina. Praktycznie każdy Niemiec pracujący
i mieszkający w okolicy miał broń. Do tego
na Szucha ustawiono sporo posterunków.
Oczywistym stało się, że Milke nie wyjdzie
z mieszkania, więc konspiratorzy rozpoczęli
odwrót. Wykonawcy wskoczyli do samochodu pierwszego ubezpieczenia. „Przygoda” siedział na przednim siedzeniu. „Bąk” i „Ssak”
zostali ciężko ranni. Druga grupa ubezpieczenia: Antoni Biernawski „Dryl”, Janusz
Kobyliński „Gong” i kierowca Stanisław
Ołdakowski „Staszek” znajdowali się w dwudrzwiowej „Dekawce”. W czasie odwrotu
mieli osłaniać kolegów. „Dryl” wyskoczył
z samochodu i leżąc ostrzeliwał Niemców.
Siedzący na tylnym siedzeniu „Gong” miał
trudności z wyjściem z dwudrzwiowego auta.
Strzelał więc przez uchyloną szybę. Nie przerwał nawet gdy dostał postrzał w płuca.
Osłaniający ułatwili ucieczkę BMW i sami
zaczęli się ewakuować. Trafili jednak pod
huraganowy ogień Niemców. Ostrzeliwali się
i bronili granatami.
Było to pierwsze tak poważne zadanie
plutonu, które od razu pociągnęło za sobą
straty. Zginął „Ssak”, ciężko ranny został
„Gong”, lekkie rany odnieśli „Bąk”, „Narvik”
i „Olek”. Dowodzący operacją „Przygoda”
bardzo przeżył śmierć i rany kolegów i niewykonanie rozkazu likwidacji Milkego.
Szybko okazało się, że konspiratorzy polowali na płotkę, a trafili szczupaka! „Niemira”
zastrzelił bowiem SS-Obersturmführera
Josefa Lechnera, szefa gestapowskiej sekcji
III D przeznaczonej do walki z sabotażem
i dywersją na terenie dystryktu warszawskiego. Po tej akcji Niemcy postawili szlabany
przy wjeździe do al. Szucha i kontrolowali
wszystkich wchodzących.
Pod koniec 1943 r. „Przygoda” przeszedł
na etat w Armii Krajowej. Jako dowódca drużyny dostawał miesięcznie 1700 zł.
Starczało na wynajem mieszkania i utrzymanie. W ramach etatu opłacano mu też szkołę. Na tajnych kompletach skończył liceum
i zdał maturę. Następnie dostał się na konspiracyjny Wydział Architektury Politechniki
Warszawskiej. Do połowy 1944 r. zaliczono
mu cztery semestry studiów.
W partyzantce na Podhalu
W czerwcu 1944 r. „Przygoda” napisał
prośbę o przeniesienie do partyzantki na
Podhale. Tam objął dowodzenie kilkudziesięcioosobowym Oddziałem Dywersyjnym
„Ciupaga” działającym przy placówce AK
w Poroninie. Miał prowadzić działania przeciw Niemcom, szkolić nowych partyzantów,
a w ramach ochrony Polaków robić porządek z pospolitymi bandytami.
Oddział wykonał jeden wyrok śmierci na
kolaborancie. Ponadto w ramach „akcji wychowania obywatelskiego” akowcy pięć razy wykonali karę chłosty na pracownikach niemieckiej
administracji i dwie takie kary na granatowych
policjantach. Oddział szybko rozrósł się do
ok. 30 ludzi, większość z nich mieszkała na
Podhalu. Grupa działała na wschód od linii
kolejowej Zakopane–Nowy Targ.
Pierwszą akcję w nowym terenie „Przygoda”
przeprowadził 5 lipca 1944 r. Partyzanci przejęli wtedy transport żywności przeznaczony
dla placówki niemieckiej straży granicznej na
Głodówce. 4 października 1944 r., w czasie
powstania słowackiego ludzie „Przygody” ze
Spiszu przez polskie Podhale na Orawę przeprowadzili 150 (według niektórych relacji
71
Odeszli na Wieczną Wartę
fot.: z archiwum T. Wronowskiego
kwiecień 2014
Wojenne lato w Warszawie, „Przygoda” na łódce
liczba sięgała 400) Słowaków uciekających
przez represjami okupantów. W grudniu
1944 r. oddział „Przygody” podporządkował się Oddziałowi Specjalnemu AK ppor.
cichociemnego Feliksa Perekładowskiego
„Przyjaciela”. Partyzanci wspólnie neutralizowali Niemców ze straży granicznej,
przejmowali ich transporty żywności. Dwa
razy rozbroili współpracujące z Niemcami
słowackie oddziały Hlinkovej Gardy. Aby
chronić miejscową ludność udawali partyzantów sowieckich. Często na miejscu akcji
porzucali ich charakterystyczne elementy
umundurowania.
Tuż przed Bożym Narodzeniem, na granicy Zakopanego i Poronina akowcy opanowali
duży magazyn żywności, ewakuowany przez
Niemców spod Jasła. Pod koniec 1944 r.
łącznicy nawiązali kontakt z oddziałem
Sowietów, dowodzonych przez „Potiomkina”.
Ze Słowacji przeszli oni w okolice Poronina.
5 stycznia 1945 r. ludzie „Przygody” wspólnie z Sowietami zniszczyli kolumnę niemieckich ciężarówek. Zdobyto wtedy 30
karabinów, kilka pistoletów maszynowych
MP-40, ręczny karabin maszynowy. Do prze-
transportowania zdobytej żywności potrzebowano dwanaście sań! W czasie tej akcji
odłamek granatu ranił „Przygodę” w nogę.
Ostatnią akcję przeciw Niemcom podwładni
Wronowskiego przeprowadzili 17 stycznia
1945 r. Na Stasikówce zlikwidowali dziesięcioosobowy patrol niemiecki.
19 stycznia 1945 r. Armia Krajowa została
rozwiązana: Nie wiedzieliśmy co się dzieje
w innych regionach kraju. Z „Przyjacielem”
rozpuściliśmy wojsko, zostaliśmy w szóstkę. W stropach góralskich chałup i kościółkach melinowaliśmy broń. Od października 1944 r. do maja 1945 r. odpowiadaliśmy za bezpieczeństwo ukrywającej
się w Poroninie żony gen. bryg. Antoniego
Chruściela „Montera”, dowódcy Powstania
Warszawskiego. W Poroninie utworzyli też
niewielki, tajny szpital. Istniał od listopada
1944 r. do połowy 1945 r. Leczono w nim
partyzantów, mieszkańców okolicznych
wiosek oraz ukrywających się na Podhalu
powstańców warszawskich. Jednym z nich
był ranny w płuca Wacław Micuta „Wacek”,
w czasie Powstania Warszawskiego dowódca
plutonu pancernego batalionu „Zośka”.
72
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
fot.: J. Rybak
Koledzy z Warszawy dali znać „Przygodzie”,
żeby ujawnił się razem z grupą płk. Jana
Mazurkiewicza „Radosława”. Zrobił to 13
września 1945 r. Od „Radosława” dowiedział się o tym, że dostał Srebrny Krzyż
Virtuti Militari, za akcję na Milkego.
Tadeusz Wronowski miał już wtedy dwa
Krzyże Walecznych. Pierwszy za akcję pod
Celestynowem, drugi za zniszczenie niemieckich ciężarówek na Podhalu.
„Przyjaciel” nie chciał się ujawniać, planował ucieczkę z Polski. Aresztowany w 1939 r.
przez Sowietów, przeżył Sybir, więc wiedział
do czego zdolni są komuniści. Przedarł się na
Zachód, osiedlił w Argentynie, gdzie zmarł
w 1973 r. Ja nie chciałem uciekać. Z jednej strony byłem rozgoryczony, bo po paru latach walki
o Ojczyznę, odniesieniu kilku ran, stracie wielu
przyjaciół, nawet nie mogłem ustawić moich
ludzi na uroczystej zbiórce po zwycięstwie. Ale
z drugiej strony byłem pełen entuzjazmu. Polska
była wolna, wierzyłem, że będzie dobrze. UB
jeszcze nam się nie dobierało do tyłków... – tłumaczył „Przygoda”.
W swoim mieszkaniu w 2005 r.
W 1947 r. w Krakowie skończył studia na Wydziale Architektury Akademii
Górniczo-Hutniczej. Dziewięć lat mieszkał
we Wrocławiu. Pracował w uczelnianym
zakładzie projektującym osiedla robotnicze,
a dodatkowo w Narodowym Banku Polskim
jako projektant skarbców. Prowadził odbudowę banków na terenie Dolnego Śląska.
W 1951 r. Tadeuszowi Wronowskiemu
urodziła się córka Danuta. Dwa lata później rodzina przeniosła się do Bielska-Białej,
skąd pochodziła Irena – żona „Przygody”.
Pracował jako architekt, jego pasją były wspinaczka, kajakarstwo i turystyka górska. Przez
trzydzieści lat był ratownikiem GOPR i przewodnikiem PTTK.
Odznaczony Virtuti Militari, Krzyżami
Walecznych, Krzyżami Zasługi z Mieczami
i wieloma innymi odznaczeniami, jeśli już
któreś z nich nosił, to tylko miniaturkę VM.
A bardzo sobie cenił... medal za pięćdziesiąt
lat małżeństwa z Ireną, kiedyś jego łączniczką „Zielonooką”.
Tadeusz Wronowski zmarł 24 września
2013 r. w Bielsku-Białej.
Jarosław Rybak
Ratownik, przewodnik,
taternik
Dzięki konspiracyjnym kontaktom,
na oficjalne zlecenie władz Uniwersytetu
Jagiellońskiego, z kilkoma swoimi partyzantami pojechał zabezpieczać przed szabrownikami budynki Uniwersytetu Wrocławskiego.
Potem na tej uczelni zaczął pracować jako
asystent. W 1946 r. aresztował go UB. Uciekł
w czasie zamieszania, gdy po przesłuchaniu
wartownik prowadził go do celi. Wtedy
stwierdził, że musi zniknąć z kraju. Przez
Warszawę dostał się do Gdańska. Przyjaciel
z konspiracji Jan Rodowicz „Anoda” załatwił mu miejsce na amerykańskim statku,
który przywoził pomoc UNRRA, a z Polski
przemycał podobnych jak on uciekinierów.
Prawie w ostatniej chwili żal mu się zrobiło
narzeczonej. Został w Polsce.
73
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
Ostatni partyzant Ziemi Limanowskiej
Julian Tomecki „Brzoza”
Odznaczony:
Krzyżem Walecznych – wręczał d-ca 1. psp AK mjr „Borowy” – 20 stycznia 1945 r.
Srebrnym Krzyżem Zasługi – wręczał d-ca 1. psp AK mjr „Borowy” – 20 stycznia 1945 r.
Krzyżem Armii Krajowej – Londyn 9 maja 1990 r. (nr 46208)
Medalem Wojska Polskiego – Londyn 6 marca 1990 r. (nr 46613)
Odznaczeniem Pamiątkowym Akcji „Burza” – ŚZŻAK Gliwice
Odznaczeniem Pamiątkowym w 50-lecie Powstania Warszawskiego
Złotym Odznaczeniem ŚZŻAK – 20 kwietnia 2005 r. (nr 330)
fot.: ze zbiorów Juliana Tomeckiego
Julian Tomecki „Brzoza” urodził się 6
lutego 1925 r. w Łukowicy k. Limanowej.
Jego rodzice, Antoni i Maria z domu Wolak
na stałe osiedlili się na Ziemi Limanowskiej
w połowie lat 20. XX wieku. Ojciec Antoni
pochodził z Tuszowa Narodowego w pow.
mieleckim. Jednym ze starszych kolegów
Antoniego był Władysław Sikorski, późniejszy premier Rządu Rzeczpospolitej na
uchodźstwie. Po ukończeniu szkoły ludowej, Antoni zaciągnął się do armii austrowęgierskiej. Od września 1917 r. przebywał
na froncie rosyjskim, a od kwietnia 1918 r.
do końca wojny walczył ze swoim pułkiem
w Albanii. Po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości, Antoni pozostał w czynnej
służbie wojskowej, biorąc udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Wiosną 1923 r.
został przeniesiony do rezerwy i jednocześnie oddelegowany do służby w policji.
W latach 1923–1925 pracował na posterunku w Łukowicy k. Limanowej. Tam
poznał swoją przyszłą żonę, Marię z domu
Wolak. Rodzina Wolaków szczególnie zasłużyła się w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Dwaj bracia Marii zginęli na froncie, najstarszy został zesłany na Syberię i zaginął
bez wieści. W 1924 r. Antoni i Maria
zawarli związek małżeński, a rok później na
świat przyszedł ich najstarszy syn – Julian.
W latach 30. Antoni Tomecki został przeniesiony i awansowany na starszego poste-
Okupacyjna kenkarta Juliana Tomeckiego
runkowego w Dobrej k. Limanowej. Tam
też na świat przyszło rodzeństwo Juliana:
Zbigniew, Zofia, Genowefa i Maria. Mały
Julian, jako syn policjanta, miał na co
dzień do czynienia z bronią. Jako młodzieniec brał udział w ćwiczeniach miejscowego
„Strzelca”, zawierając znajomość z miejscowym nauczycielem Janem Grzywaczem,
74
Odeszli na Wieczną Wartę
fot.: ze zbiorów autora
fot.: ze zbiorów Muzeum AK w Krakowie
kwiecień 2014
Partyzanci OP AK „Wilk” w 1944 r. Pierwszy z lewej Julian Tomecki „Brzoza”
który był powiatowym komendantem
związku strzeleckiego. Ćwiczenia były organizowane na polach naprzeciw posterunku
w Dobrej. W wolnej chwili od nauki, Julian
zajmował się wieloma innymi rzeczami,
m.in. był znakarzem przedwojennych szlaków turystycznych w Beskidzie Wyspowym.
W 1938 r. ukończył szkołę podstawową.
Zdał do II klasy gimnazjum w Nowym
Sączu, ale naukę przerwał wybuch wojny.
Julian przez pierwsze dni, wraz z kolegami
ze „Strzelca”, wypatrywali na niebie niemieckich samolotów. W nocy z 1 na 2 września
Tomeccy otrzymali nakaz ewakuacji. Na
miejscu pozostał jedynie Antoni, który pełnił służbę do wycofania się polskich władz
z rodzinnej miejscowości. Tomeccy udali się
wraz z innymi rodzinami przez Szczyrzyc,
Łapanów, Bochnię, Szczucin aż pod Mielec,
do rodzinnego Tuszowa Narodowego. Po
zakończeniu działań wojennych, w listopadzie 1939 r. powrócili do Dobrej. Od
tej pory więcej obowiązków spadło na najstarszego Juliana, który starał się pomóc
mamie w pracach codziennych i wychowaniu młodszego rodzeństwa. Julian wraz
z bratem imali się dorywczych prac przy cięciu drzewa. Z wojennej gehenny nie powró-
„Brzoza” w szeregach 1. psp AK
cił tylko ojciec rodziny, Antoni Tomecki,
który zginął zamordowany przez Sowietów
w Twerze.
Jeszcze w Tuszowie Narodowym Julian
dowiedział się o powstawaniu organizacji
konspiracyjnych walczących z okupantem.
Pierwsze lata wojny zmusiły go jednak
do podporządkowania wszystkiego pomocy rodzinie, by mogła ona przetrwać ten
trudny czas. Kolejna okazja do przyłączenia
się do organizacji konspiracyjnej nadarzyła
się w połowie 1942 r. Julian wraz z kolegami złożył przysięgę Armii Krajowej przed
przedstawicielem władz miejscowej placówki konspiracyjnej. Najpierw, jako młodzi
i nieprzeszkoleni byli oni wykorzystywani do kolportażu informacji, przenoszenia
meldunków i materiałów konspiracyjnych,
brali udział w tajnym nauczaniu. Na początku listopada 1942 r. żandarmeria niemiecka
oraz policja rozpoczęły aresztowania wśród
członków konspiracji, w związku z nasilającymi się napadami na Volksdeutschów oraz
pracowników administracji niemieckiej.
Julianowi Tomeckiemu udało się w ostatniej chwili zbiec z domu przed przygotowywaną przez okupanta zasadzką. Od
tej chwili ukrywał się w wielu miejscach:
75
Odeszli na Wieczną Wartę
kwiecień 2014
w Wilczycach, Jastrzębiu, Zawadzie, Kiczni.
Przez jakiś czas mieszkał u rodziny matki
w Łukowicy, ale z obawy przed represjami
okupanta, starał się zmieniać lokale czasowego pobytu.
Wiosną 1943 r. w na obszarze działania
inspektoratu nowosądeckiego AK, zostały powołane do życia patrole partyzanckie
mające na celu likwidowanie niemieckich
konfidentów, Volksdeutschów oraz pospolitych bandytów. Niedługo później w Gorcach
utworzono pierwszy oddział partyzancki
AK o kryptonimie „Wilk”, w którym znaleźli schronienie członkowie Konfederacji
Tatrzańskiej oraz „spaleni” swoją działalnością żołnierze AK z rejonu Podhala, Gorców
i Beskidu Wyspowego. Na początku 1944 r.
również Tomecki znalazł się w OP „Wilk”,
otrzymując tam pseudonim „Brzoza”. Z racji,
że przed wojną na co dzień posiadał styczność
z bronią, jego praktyka i doświadczenie były
wykorzystywane przez dowódcę oddziału,
por. Krystyna Więckowskiego „Zawiszę”.
Rzeczywista działalność „Brzozy” w oddziale rozwinęła się jednak dopiero w drugiej
połowie 1944 r. Tomecki pełnił wówczas rolę
tzw. szperacza. Wraz z kilkoma żołnierzami
sprawdzał każdorazowo teren przed przemarszem oddziału, zajmował się ubezpieczeniem akcji i ochroną odwrotu. W partyzantce „Brzoza” poznał dwóch obcokrajowców
– kanadyjskiego pilota – Huberta Brooksa
„Jubelta” oraz Szkota – Johna Duncana,
którzy od 1943 r. po ucieczce z niemieckiego obozu jenieckiego, walczyli w szeregach
gorczańskiej partyzantki. Po ukończeniu 23
czerwca 1944 r. kursu młodszych dowódców
na Przehybie w Beskidzie Sądeckim uzyskał
stopień starszego strzelca. Kilka dni później,
w nocy z 9 na 10 lipca 1944 r. wraz z całym
OP „Wilk” brał udział w odbiorze zrzutu
broni i wyposażenia.
Pod koniec lipca 1944 r., na obszarze
Beskidów i Gorców doszło do rozpoczęcia
akcji „Burza”. „Brzoza” wraz ze swoim oddziałem brał udział w rozbrojeniu posterunku
żandarmerii niemieckiej w Kamienicy, a 16
sierpnia 1944 r. w akcji dywersyjnej na
stację kolejową w Kasinie Wielkiej. W trakcie jej trwania poległ w walce celowniczy erkaemu Stanisław Cetnar „Tropiciel”,
a poważnie ranny został dowódca oddziału
por. „Zawisza”. Pod koniec września 1944 r.
powstał 1. pułk strzelców podhalańskich
AK. W jego skład wszedł także oddział partyzancki „Wilk”, stając się częścią I batalionu
pułku. Julian Tomecki stacjonował wówczas
wraz z kolegami na tzw. Koryciskach w rejonie Mogielicy, gdzie mieli oni swój dobrze
ukryty przed okupantem obóz. Z drugiej połowy 1944 r. „Brzoza” szczególnie
dobrze zapamiętał swojego dowódcę, cichociemnego ppor. Feliksa Perekładowskiego
„Przyjaciela”, z którym brał udział w niejednej akcji. Jesienią 1944 r. Tomecki otrzymał
stopień kaprala i stanął na czele jednej
z drużyn w 1. kompanii I batalionu.
19 stycznia 1945 r. po rozwiązaniu Armii
Krajowej i „urlopowaniu” żołnierzy 1. psp
AK przez mjr. Adama Stabrawę „Borowego”,
Tomecki zjawił się w rodzinnym domu
w Dobrej. Szybko jednak z uwagi na poszukiwania żołnierzy AK przez funkcjonariuszy UB, zaczął się ukrywać u krewnych
i znajomych w rejonie Kiczni, Łukowicy
i Jastrzębia. Po jakimś czasie „Brzoza” wyjechał wraz z kilkoma „spalonymi” kolegami
do Katowic. Na Śląsku Tomeckiemu udało
się zatrzymać na jakiś czas dzięki inż. Józefowi
Markowi z Tymbarku, który przydzielił go
do pracy w rozlewniach soków należących
do Podhalańskiej Spółdzielni Owocarskiej.
„Brzoza” podobnie jak podczas okupacji
niemieckiej stale zmieniał miejsce zamieszkania, pracował w Świętochłowicach,
we Wrocławiu, w Nysie oraz Raciborzu.
Ze swojej działalności w AK ujawnił się
w Komisji Likwidacyjnej Okręgu Kraków
76
Odeszli na Wieczną Wartę
fot.: ze zbiorów rodziny Frankowiczów
kwiecień 2014
zdobył
uprawnienia
i został rzeczoznawcą szkód górniczych.
W 1988 r. przeszedł na
emeryturę. Po 1989 r.
aktywnie włączył się
w upamiętnianie miejsc
walki i martyrologii żołnierzy Armii Krajowej
na terenie Beskidu
Wyspowego.
Od
1995 r., stale mieszkał
w rodzinnej Dobrej. Był
aktywnym członkiem
Partyzancki odpust w Szczawie. Siedzą od lewej: Mieczysław Ajdukiewicz
i prezesem Światowego
„Ogień”, Julian Tomecki „Brzoza” (z białoczerwoną opaską) i Tadeusz
Związku
Żołnierzy
Wronowski „Przygoda”
Armii Krajowej – Koło
w Dobrej. Zajmował się
12 października 1945 r. Pomimo ujawniezbieraniem materiałów historycznych, pienia nadal był poszukiwany przez komulęgnował tradycje związane z działalnością
nistów. Stąd też przez cały czas posiadał
partyzancką i kombatancką. Dopóki dopiprzy sobie „lewe” dokumenty na nazwisko
sywało zdrowie i siły, brał udział w corocz„Zygmunt Malinowski”. Nie rozstawał się
nych odpustach w Szczawie, poświęconych
też z pistoletem. UB nachodziło członków
działalności 1. psp AK. Dzielił się wsporodziny Tomeckiego w nadziei na dotarcie
mnieniami ze swojej młodości, ciężkiego
do niego. Przez ponad 10 lat od zakończenia
czasu wojny i PRL. To co charakterywojny „Brzoza” nie posiadał stałego zamelzowało Juliana Tomeckiego szczególnie,
dowania. Dopiero po roku 1956 Julian
to analityczne myślenie, zwłaszcza jeżeli
Tomecki wrócił do swojego prawdziwechodzi o odtwarzanie historii sprzed lat.
go nazwiska. Zaczął też nadrabiać zaległoDuża doza dystansu do swoich opowieści w nauce. Ukończył korespondencyjnie
ści, dowcip oraz konstruktywna krytyka,
Technikum Rolnicze w Nakle, a następsprawiały, że rozmowy z „Brzozą” nabienie w 1971 r. zootechnikę na Akademii
rały szczególnego znaczenia, zwłaszcza dla
Rolniczej w Krakowie. Kilkanaście lat późludzi młodych, dla których czas wojny
niej mógł wrócić w rodzinne strony.
i okupacji pozostał do poznania tylko za
W latach siedemdziesiątych i osiemdziepośrednictwem literatury i filmu.
siątych pracował zawodowo na stanowiJulian Tomecki zmarł 2 stycznia
skach kierowniczych w przemyśle mięsnym
2014 r. Odszedł ostatni partyzant Ziemi
na Śląsku, m.in. w Strumieniu, Cieszynie
Limanowskiej, ostatni żołnierz 1. psp AK
i w Rybniku. W 1980 r. aktywnie włączył
z tego regionu. Miejmy nadzieję, że wiedza
się w tworzenie i działalność „Solidarności”
i materiały, którymi się dzielił, nie zostaw swoim zakładzie pracy. W czasie stanu
nie zapomniana i na trwałe pozostanie
wojennego był szykanowany i zmuszono
w pamięci pokoleń.
go do zmiany pracy. Kontynuował naukę,
Przemysław Bukowiec
77
Nowości wydawnicze
kwiecień 2014
Anna Eliza Markert, Polsce Wierna. Władysława
Piechowska 1900–1987, żołnierz i twórczyni kobiecych
organizacji wojskowych,
Oficyna Wydawnicza „Ajaks”, Pruszków 2013
Biografia niezwykle zasłużonej w dziejach kobiecego ruchu
niepodległościowego Władysławy z Buttowt-Andrzeykowiczów
Piechowskiej. Losy polskiej ziemianki z Kresów Wschodnich,
która od najmłodszych lat angażowała się w działalność patriotyczną, uczestniczyła w pracach POW, brała udział w wojnie
polsko-bolszewickiej, była i w ruchu kombatanckim i należała
do kobiecych organizacji społecznych i wojskowych. W 1939 r.
została zmobilizowana do batalionu kobiecego we Lwowie.
Po klęsce wrześniowej od razu włączyła się w działalność konspiracyjną, uczestnicząc w tworzeniu ZWZ. Aresztowana przez NKWD, zesłana do łagru. Po
wstąpieniu do armii gen. Andersa tworzyła Pomocniczą Służbę Kobiet, której była pierwszą
komendantką. W 1947 r. powróciła do kraju; zmarła w 1987 r.
Anna Eliza Markert – absolwentka Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie
pracownik Oddziału VII Archiwum Czynu Niepodległościowego w Archiwum Akt Nowych
w Warszawie i współpracownik Komisji Kobiet w Walce o Niepodległość. Prowadzi badania
dotyczące uczestnictwa kobiet w walkach o niepodległość w łatach 1905–1921, działalności
żeńskich organizacji wojskowych w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej. n
Szymon Nowak, Oddziały Wyklętych,
Fronda, Warszawa 2014
To nie jest książka dla wytrawnych historyków – badaczy
dziejów podziemia niepodległościowego, którzy wciąż jeszcze
penetrują archiwa, zbierają relacje, żeby ustalić najdrobniejsze
szczegóły dotyczące Żołnierzy Niezłomnych, ich życia, działań zbrojnych i okoliczności śmierci. Autor podjął się niełatwego zadania popularyzacji tego, co już ustalono na temat
Oddziałów Wyklętych. Skorzystał z publikowanych źródeł,
naukowych opracowań, ale sięgnął też do coraz bogatszej publicystyki historycznej związanej z tematem Wyklętych.
Można oczywiście postawić pytanie, czy to dobry moment
na popularyzację, kiedy trwają jeszcze, czasem pionierskie,
badania naukowe. Czy nie warto było poczekać na kolejne owoce prac naukowców, którzy
drążą zawiłości losów Żołnierzy Wyklętych? Każdy, kto uczestniczył, gdziekolwiek w Polsce
w obchodach Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych wie, jak wielu jest spragnionych tej
zakazanej do niedawna wiedzy, wie jak potrzebne są artykuły, broszury… Ludzie chcą czytać
o Żołnierzach Niezłomnych, których komuniści skazywali na niepamięć.
78
Nowości wydawnicze
kwiecień 2014
Dlatego godna pochwały jest inicjatywa Szymona Nowaka, który nie kryje, że napisał nie
dogłębne, wyczerpujące studium, ale raczej opowieść o wybranych oddziałach II konspiracji
i o polskich bohaterach, którzy je tworzyli. To jest książka dla wszystkich tych, którzy chcą
się czegoś dowiedzieć o Wyklętych, trochę usystematyzować swoją wiedzę. Teksty o kilkunastu oddziałach partyzanckich autor opatrzył licznymi zdjęciami, dodał mapę, która pozwala
zorientować się, kto działał, na jakim terenie. Tą książką można więc zaspokoić pierwszy głód.
Głębiej zainteresowani tematem sięgną zapewne po publikacje podane w bibliografii.
Wydawnictwo spieszyło się zapewne, by opublikować tę książkę jeszcze w marcu, stąd nieuniknione błędy, które warto skorygować przy następnych wydaniach: Jerzy Śląski to naprawdę Jerzy Ślaski (warto to wpisać w pamięć komputerów, żeby nie zmieniały błędnie tekstu),
inny badacz Wyklętych – Tomasz, występujący czasem jako Łobuszewski, naprawdę nazywa
się Łabuszewski… Ale dość, nikt z nas nie uniknie takich grzeszków.
Jan M. Ruman
Witold Pronobis,
Generał „Grot”. Kulisy zdrady i śmierci,
Wydawnictwo „Editions Spotkania”, Warszawa 2014
Książka stanowi zapis swoistego „śledztwa”, jakiego podjął
się Witold Pronobis, historyk, dziennikarz, pracownik Radia
Wolna Europa, a prywatnie bliski krewny Stefana Roweckiego.
Śledztwo to, obfitujące w szereg niezwykłych przypadków,
pozwoliło autorowi ujawnić wiele nieznanych dotąd szczegółów dotyczących wydania w ręce gestapo, uwięzienia i śmierci
komendanta głównego Armii Krajowej, naczelnego dowódcy
Sił Zbrojnych w Kraju – generała Roweckiego. Niewątpliwym
walorem publikacji są obszerne biogramy występujących w niej
osób, szczegółowe kalendarium życia Kalksteinów, aneksy źródłowe i wreszcie część albumowa,
prezentująca fotografie zgromadzone w Instytucie im. gen. Stefana Grota Roweckiego w Lesznie
lub udostępnione ze zbiorów rodzinnych.
Autorowi udało się Ludwika Kalksteina poznać osobiście i z dużym prawdopodobieństwem
rozszyfrować jako agenta peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa, donoszącego z Monachium na
tamtejszą Polonię i polskich pracowników RWE.
Witold Pronobis (ur.1947) – historyk specjalizujący się w najnowszej historii Polski
i Niemiec, dziennikarz. W przeszłości pracownik naukowy UMK w Toruniu, współpracownik
Kultury Paryskiej, Zeszytów Historycznych i Radia Wolna Europa. Obecnie mieszka w Berlinie,
gdzie prowadzi samodzielne badania naukowe.
Na marginesie: to wielka radość, że „Editions Spotkania” powróciły po latach nieobecności na rynku
n
wydawniczym. I to z tak ciekawą publikacją! 79
SPIS TREŚCI:
Życzenia Świąteczne Prezesa ZG ŚZŻAK prof. dr hab. Leszeka Żukowskiego ����������������������������
1
Pamięć i tożsamość
Teodor Gąsiorowski – O
rganizacja Okręgu Krakowskiego Służby Zwycięstwu Polski
– Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej ������������������������������������������
Marcin Chorązki – Inspektorat „Maria” ������������������������������������������������������������������������������������
Michał Wenklar – Szlak „Barbary” ��������������������������������������������������������������������������������������������
Piotr Sadowski – Oddziały partyzanckie „Żelbetu” �������������������������������������������������������������������
Dawid Golik – G
orczański „Lampart” ���������������������������������������������������������������������������������������
Beata Wolszczak – Jan Karski (właściwie Jan Kozielewski) ��������������������������������������������������������
2
6
13
20
33
40
Kontynuacja
„Cum tacent, clamant” – milcząc wołają. Z Piotrem Życieńskim z IPN, autorem wystawy
zdjęć z „Kwatery Ł” cmentarza powązkowskiego rozmawia Dariusz Walusiak �����������������������������
ks. Jarosław Wąsowicz SDB – II Pilskie Dni Żołnierzy Wyklętych 23.02 – 2.03 2014 r. ����������
Przemysław Szelągowski – Harcerze pamiętają o „Wyklętych” ��������������������������������������������������
Jarosław Schabieński – G
ra Szkolna „Żołnierze Wyklęci” w II LO w Suwałkach ����������������������
Dawid Golik, Roksana Szczypta-Szczęch – Szlakami podhalańczyków AK ������������������������������
Stanowisko w sprawie filmu „Kamienie na szaniec” ��������������������������������������������������������������������
48
54
57
59
61
67
Odeszli na Wieczną Wartę
Przygody „Przygody”. Pamięci Tadeusza Wronowskiego (1923–2013) ���������������������������������������� 68
Ostatni partyzant Ziemi Limanowskiej Julian Tomecki „Brzoza” ������������������������������������������������ 74
Nowości Wydawnicze ����������������������������������������������������������������������������������������������������� 78
BIULETYN INFORMACYJNY – miesięcznik Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej,
Organizacji Pożytku Publicznego
Miesięcznik
KRS 0000 113420
sponsorowany:
Wydaje Zarząd Główny ŚZŻAK. ISSN 1233-8567
Nakład: 2000 egz.
Redaguje zespół: Jan M. Ruman (redaktor naczelny),
Krystyna Junosza Woysław (sekretarz redakcji).
Rada Programowa: prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki - przewodniczący,
prof. dr hab. Marek Ney-Krwawicz, prof. dr hab. Jan Żaryn, dr Kazimierz Krajewski,
dr Andrzej Chmielarz, dr Grzegorz Jasiński, dr hab. Filip Musiał, dr Agnieszka Łuczak,
Andrzej W. Kaczorowski, dr Wojciech Frazik, s. Małgorzata Krupecka USJK, dr Adam Dziuba,
dr hab. Waldemar Grabowski, Aleksandra Pietrowicz, Izabela Bogucka, Piotr Życieński.
Redakcja: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, tel. (22) 624-2539, (22) 620-1285 w. 111
e-mail: [email protected]
Nr konta: Raiffeisen Bank Polska SA 40 1750 0012 0000 0000 2268 4288
Skład komputerowy: Piotr Hrycyk, e-mail [email protected]
Druk i kolportaż: Drukarnia „Murugumbel", ul. Żegańska 1, 04-713 Warszawa
Tel. (22) 022 858 25 86 - 87, tel./fax: 022 842 76 48, e-mail: [email protected]
Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów i skracania
nadesłanych materiałów. Tekstów nie zamówionych nie zwracamy.
Zapraszamy na www.biuletyn-ak.pl
80
Fundacja
Polskiego Państwa
Podziemnego

Podobne dokumenty