biuletyn informacyjny ak, kwiecień 2014 r.
Transkrypt
biuletyn informacyjny ak, kwiecień 2014 r.
kwiecień 2014 Szanowni i Drodzy Koleżanki i Koledzy Zbliżające się Święta Zmartwychwstania Pańskiego, najważniejsze Święta w Kościele katolickim, wiążą się z wieloma tradycjami przestrzeganymi w polskich rodzinach. Począwszy od uczestnictwa w ceremoniach Triduum Paschalnego, z których najczęściej praktykowane jest odwiedzanie Grobu Pańskiego, poprzez święcenie zawartości koszyczków, którą następnie spożywamy przy Śniadaniu Wielkanocnym, dzielenie się poświęconymi jajkami, kończąc na „lanym poniedziałku”. Zatrzymam się na Śniadaniu Wielkanocnym kiedy to rodziny, na co dzień zapracowane, mają okazję pojednać się przy dzieleniu jajkiem. Cieszy mnie, że tę tradycję, a więc pojednanie, tak licznie podtrzymują Okręgi, Środowiska i Koła ŚZŻAK. My, wiekowi działacze, pragniemy dożywać swych dni w zgodzie i przyjaźni. Jajko jest symbolem nowego życia. Czego możemy sobie życzyć, albo czego oczekiwać w najbliższej przyszłości? Chcielibyśmy cieszyć się sympatią młodego pokolenia, a ze strony Władz Państwa oczekujemy opieki. Liczymy, że najnowsza ustawa o „Korpusie Weteranów” spełni nasze oczekiwania. Prezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej prof. dr hab. Leszek Żukowski 1 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Organizacja Okręgu Krakowskiego Służby Zwycięstwu Polski – Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej Teodor Gąsiorowski Przebieg działań wojennych, oraz stosunkowo szybki koniec kampanii wrześniowej 1939 r. spowodowały, że jedynie w kilku wypadkach Dywersja Pozafrontowa weszła do akcji zbrojnej, m.in. w rejonie Zakopanego. Zasadniczo jej struktury pozostały nieujawnione. Na południu Polski bardzo szybko, jeszcze w trakcie trwania działań wojennych, zostały przekształcone w Organizację Orła Białego. Przyjmuje się, że została ona powołana do życia w Krakowie 22 września 1939 r. Utrzymała odziedziczoną po Dywersji Pozafrontowej strukturę konspiracyjnych „piątek” bojowych, a ponadto w krótkim czasie zaczęła wydawać własną prasę. Nie była tylko organizacją wojskową, ale i polityczną. Szybko stała się znaczącą siłą podziemia. Kiedy w drugiej połowie października do Krakowa przyjechał z zadaniem zorganizowania struktur konspiracyjnych gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski zastał tu niemal gotową siatkę organizacyjną. Po rozmowach 18 października 1939 r. z kierownictwem OOB i Polskiej Partii Socjalistycznej zdecydowano, że podstawą tworzenia Służby Zwycięstwu Polski w Krakowskiem staną się działające tu siatki OOB. Budowane wówczas organizacje płk. Adama Epplera i pułkowników Edwarda Godlewskiego, Tadeusza Komorowskiego i Klemensa Rudnickiego podporządkowały się SZP znacznie później, na kategoryczne polecenie władz na uchodźstwie we Francji. Dowódcą Okręgu mianowano płk. Juliana Filipowicza „Roga”, komisarzem cywilnym Tadeusza Orzelskiego „Tadeusza” z PPS. Po pewnym czasie zaprzysiągł on członków Okręgowej Rady Politycznej: Józefa Cyrankiewicza (PPS), Mikołaja Kwaśniewskiego (Stronnictwo Demokratyczne), Stanisława Mierzwę (Stronnictwo Ludowe), Władysław Tempkę (Stronnictwo Pracy) i Kazimierza Kierzkowskiego (OOB). Specyfiką SZP było traktowanie tej organizacji jako zakonspirowanej administracji wojskowej. Dowództwa Wojewódzkie miały pozostać odpowiednikami przedwojennych Dowództw Okręgu Korpusu, w których kompetencje dowódców poszerzono o dowodzenie jednostkami wojskowymi znajdującymi się na ich terytorium. Ostatecznie ich zadania określono jako: - powołanie na wyznaczonym terenie struktury dowodzenia, od związków taktycznych do garnizonów terenowych; - organizowanie samoobrony i walki bieżącej; - przygotowanie sił wojskowych i społeczeństwa do powstania powszechnego. Okręg Krakowski SZP (na tym terenie nie używano nazwy Dowództwa Wojewódzkiego) odpowiadał terytorialnie przedwojennemu DOK V i obejmował całe 2 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 województwo krakowskie, całe województwo śląskie (razem z ziemiami włączonymi do Rzeszy), część województwa kieleckiego (Zagłębie Dąbrowskie, powiaty Olkusz i Miechów) oraz 12 powiatów województwa lwowskiego leżących po zachodniej stronie Sanu, a więc znajdujących się pod okupacją niemiecką. Dodatkowo podlegał mu teren powiatu pińczowskiego z przedwojennego DOK X. Przybyły do Krakowa 20 października 1939 r. dowódca okręgu, wraz ze swoim szefem sztabu mjr. Janem Cichockim „Jasiem” stworzyli strukturę sztabową. Wydział organizacyjny objął kpt. Władysław Galica „Bródka”, Wydział Informacyjny – kpt. Feliks Tadeusz Polkowski „Rosa”, Wydział Wyszkolenia i Walki Konspiracyjnej – por. Ewald Migula „Paweł”, Wydział Polityczny – kpt. Zygmunt Kłopotowski „Konar”, Łączność – mjr Florian Mieczysław Cerkaski. Nie znamy nazwiska ani pseudonimu pierwszego kwatermistrza okręgu. Utworzono jednocześnie dziewięć Rejonów Organizacyjnych. Kontynuowano proces podporządkowywania lokalnych organizacji konspiracyjnych. Ze specjalną uwagą potraktowano problematykę przerzutów ludzi i materiałów przez południową granicę Generalnego Gubernatorstwa – utworzono osobną strukturę siatki przerzutowej niezależnej od dowództw terenowych. 13 listopada 1939 r. rząd Rzeczypospolitej na uchodźstwie zdecydował o przeorganizowaniu SZP i wcielanych do niej niewielkich grup konspiracyjnych w jednolitą w skali kraju strukturę wojskową: Związek Walki Zbrojnej. Terytorium kraju podzielono na sześć obszarów. Na mocy tej decyzji w lutym 1940 r. utworzono Obszar IV Krakowsko-Śląski ZWZ, pokrywający się terytorialnie z dotychczasowym Okręgiem Krakowskim SZP. Obejmował on swoją działalnością teren wyznaczony na połu- Kazimierz Kierzkowski dniu nową granicą słowacką, poprzez dawną zachodnią granicę państwa, od północy wzdłuż granicy Dystryktu Kraków (z Pińczowem po stronie „krakowskiej”) do linii Sanu na wschodzie. Podzielono go na Okręgi Krakowski i Śląski (z ziem włączonych do Rzeszy) oraz samodzielny Podokręg Zagłębie Dąbrowskie. Okręg Krakowski ZWZ został z kolei podzielony na dziewięć Inspektoratów Rejonowych: Kraków, Miechów, Nowy Sącz, Nowy Targ (jesienią 1942 r. jego rangę obniżono do szczebla Obwodu z Placówkami, które zastąpiły dawne Obwody w Zakopanem, Nowym Targu, Rabce, Jordanowie i Makowie Podhalańskim), Tarnów, Krosno, Rzeszów, Przemyśl i Tarnobrzeg. Późnym latem 1941 r., po utworzeniu przez Niemców Dystryktu Galicja, część powiatów Łańcut, Nisko, Tarnobrzeg i Lubaczów przeniesiono do Okręgu Lwowskiego, podobnie jak cały powiat Dobromil (w 1943 r.). Komendantem Obszaru, zgodnie z nominacją Naczelnego Wodza, został płk. Tadeusz 3 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Komorowski „Korczak”, szefem jego sztabu mjr. J. Cichocki „Jaś”. Płk. J. Filipowicz pozostał na stanowisku komendanta Okręgu Krakowskiego. Funkcję szefa jego sztabu objął mjr. W. Galica. Podlegały mu Wydziały: I – organizacyjno-personalny, II – wywiadu i kontrwywiadu, III – planowania i szkolenia, IV – kwatermistrzowski, V – łączności, a także nowo zbudowany pion propagandy i walki cywilnej oraz (od kwietnia 1940 r.) Związek Odwetu. W ocenie komendanta obszaru struktura osiągnęła pełną gotowość do działań 1 kwietnia 1940 r. Niestety kilka tygodni później nastąpiła spektakularna klęska Francji, a wraz z Francją upadła nadzieja na szybką ofensywę na froncie zachodnim, wybuch powstania powszechnego i zwycięski koniec wojny. W tej sytuacji polityczno-militarnej zapadła decyzja o skadrowaniu organizacji. Nie przerwano jednak scalania drobnych struktur lokalnej konspiracji. W kwietniu 1941 r. wielka wsypa wstrząsnęła łącznością i komendami Obwodów Kraków-miasto i Kraków-powiat, a wkrótce potem sztabami okręgu i obszaru. Gestapo zatrzymało kilkadziesiąt osób dysponujących wiedzą o największych tajemnicach małopolskiego ZWZ. Komendanci Obszaru i Okręgu, Tadeusz Komorowski i Julian Filipowicz, zagrożeni aresztowaniami musieli opuścić teren. Kiedy po wielu tygodniach i miesiącach mrówczej pracy odtworzono struktury dowodzenia organizacji, która w lutym 1942 r. została przeformowana w Armię Krajową – jesienią 1942 r. nastąpiła wielka wsypa w Inspektoracie Nowy Sącz i na całym Podhalu. Aresztowany przez gestapo komendant Obwodu Rabka, por. Michał Brzoza, zgodził się na współpracę z Niemcami. Wydał wiele osób z sieci łączności i dowodzenia, m.in. szefa sztabu okręgu, mjr. Galicę. Z obawy przed dekon- spiracją i aresztowaniem przeniesiono wówczas do Komendy Głównej w Warszawie Komendanta Okręgu, płk. dypl. Zygmunta Miłkowskiego „Denhofa”. Sytuacja na frontach wiosną 1943 r. wyraźnie wskazywała, że losy wojny zaczynają się rozstrzygać na wschodzie. Kolejne udane ofensywy armii sowieckiej spychały Niemców na zachód, natomiast zachodni alianci nie byli w stanie utworzyć w Europie drugiego frontu. W tych okolicznościach należało zmienić koncepcję najważniejszego wystąpienia AK. Zarzucono projekt powstania powszechnego zastępując go koncepcją „powstania strefowego” podejmowanego w miarę postępów przewidywanej sowieckiej ofensywy na terenie Polski. Jeszcze później „strefowe powstanie” zastąpiono „wzmożoną akcją dywersyjną”. Dla usprawnienia przygotowań do tej akcji, której nadano kryptonim „Burza”, we wschodniej części okręgu powołano dowództwo pośredniego szczebla: Podokręg Rzeszowski z komendantem płk. Kazimierzem Putkiem „Zwornym” na czele. Przygotowania do „Burzy” przyspieszyły akcję scalania partyjnych milicji z podziemną armią. Jesienią 1943 i wiosną 1944 r. AK wchłonęła tysiące członków Gwardii Ludowej PPS, Batalionów Chłopskich, Narodowej Organizacji Wojskowej i wielu innych organizacji, często funkcjonujących tylko w określonym środowisku społecznym lub na stosunkowo niewielkim terenie. 23 marca 1944 r. przypadkowe aresztowanie płk. Józefa Spychalskiego „Lutego” i kilku oficerów sztabu okręgu znacznie zakłóciło przygotowania do „Burzy”. Gestapo zmusiło do złożenia zeznań część aresztowanych i przechwyciło dokumenty sztabowe, co zdekonspirowało wielu oficerów i żołnierzy. W tym samym czasie nasiliła się niemiecka akcja propagandowa mająca na celu skierowanie sił AK 4 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 do walki u boku Wehrmachtu przeciwko nadchodzącym Sowietom. Gestapo prowadziło rozmowy o tym charakterze zarówno z aresztowanymi oficerami ze sztabu okręgu (np. płk. Alojzym Kaczmarczykiem), jak i z dowódcami terenowymi niższego szczebla (kpt. Alojzym Dziura-Dziurskim „Kmitą” w Miechowskiem, czy Wincentym Horodyńskim „Kościesza” w Myślenickiem). Zarówno szybkość sowieckiej ofensywy latem 1944 r., jak również braki w uzbrojeniu, a także ogromne nasycenie terenu siłami okupacyjnymi znacznie zredukowały działania „Burzy”. O ile w Rzeszowskiem AK ujawniła się występując do walki z Niemcami siłami kilku pułków 24. Dywizji Piechoty i odegrała znaczną rolę w opanowaniu terenu, to w inspektoratach zachodnich „Burza” miała bardzo ograniczony charakter. Nigdy nie sformowano w rejonie Krakowa jednostek 6. Dywizji Piechoty (poza Zgrupowaniem „Żelbet” odtwarzającym na południe od Myślenic 20. pułk piechoty Ziemi Krakowskiej), jej 16. pułk piechoty w Tarnowskiem wystawił do walki tylko jeden batalion „Barbara”, który po stoczeniu kilkunastu potyczek i jednej większej bitwy z ekspedycją pacyfikacyjną w rejonie Jamnej ponownie przeszedł do konspiracji, 12. pułk piechoty w okolicach Kalwarii Zebrzydowskiej i Lanckorony tworzył luźny konglomerat kilku samodzielnie działających kompanii, który nie mógł odegrać większej roli w walkach. W Inspektoracie Miechów zmobilizowano co prawda znaczne siły organizując je w 106. Dywizję Piechoty, ale na skutek zawarcia czegoś w rodzaju paktu o nieagresji z lokalnym dowództwem niemieckim nie odegrały one znacznej roli. Po kilku tygodniach jednostka ta została rozformowana, a ludzi i broń zamelinowano. W Inspektoracie Nowy Sącz został zmobilizowany 1. pułk strzelców podha- Płk Przemysław Nakoniecznikoff „Kruk” lańskich, który przetrwał w Gorcach do styczniowej ofensywy sowieckiej, ale nie był to teren o wielkim znaczeniu operacyjnym, któremu Niemcy poświęcaliby szczególną uwagę. Otwarte działania Okręgu Kraków przerwało w październiku 1944 r. przypadkowe aresztowanie pod Kielcami Komendanta Okręgu płk. Edwarda Godlewskiego „Gardy”. Zanim nowy komendant okręgu, płk Przemysław Nakoniecznikoff „Kruk” wszedł w struktury dowodzenia ruszyła 12 stycznia 1945 r. ofensywa Sowietów, która doprowadziła do całkowitego zajęcia przez nich terytorium Rzeczypospolitej. Armia Krajowa została rozwiązana rozkazem swojego Komendanta Głównego. Nie powstrzymało to fali aresztowań jej oficerów i żołnierzy prowadzonej przez NKWD. 20 kwietnia 1945 r. struktury organizacji na południu kraju zostały ostatecznie rozbite aresztowaniem ostatniego Komendanta Okręgu. n 5 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 106. Dywizja Piechoty AK Inspektorat „Maria” Marcin Chorązki Teren Inspektoratu „Maria” obejmował cały okupacyjny powiat miechowski. W jego skład wchodził przedwojenny powiat Miechów, wschodnia cześć olkuskiego oraz południowa część pińczowskiego. Inspektorat obejmował obszar 3006 km². W skład powiatu wchodziło w 1940 r. 48 gmin wiejskich i 6 miast. Ukształtowanie terenu było urozmaicone – przeważały malownicze pagórki, w zachodniej i północnej części gęsto zalesione. W krajobrazie dominowały jednak pola uprawne, które nie stanowiły wyjątkowo sprzyjającej przestrzeni dla działań partyzanckich. Pod względem gospodarczym na tym terenie dominowało rolnictwo, co było zdeterminowane przez dobrą jakość gleby, w szczególności w środkowej i wschodniej części powiatu. Przeważały dobrze prosperujące majątki ziemskie, nastawione na produkcję zbóż, buraków cukrowych i hodowlę bydła oraz koni. Nie było wielkiego przemysłu – największym zakładem była cukrownia w Kazimierzy Wielkiej, ściśle powiązana z lokalnymi producentami buraków. Podstawą transportu były konie, co wynikało nie tylko z popularności tych zwierząt i braku możliwości posiadania samochodów, ale przede wszystkim z jakości dróg. Również Niemcy często korzystali z tego rodzaju środków lokomocji, w szczególności żandarmeria podczas różnych operacji policyjnych na terenie całego powiatu. Poruszające się po drogach samochody należały do rzadkości, a odgłos silnika oznaczał z dużym prawdopodobieństwem zbliżanie się niemieckich służb lub też pojazdów okupacyjnych firm. Dobrą sieć posiadała tu kolej, która pętlą torów obejmowała cały powiat. Na linii Kraków – Kocmyrzów – Proszowice – Kazimierza Wielka – Działoszyce – Miechów jeździła lokalna kolej wąskotorowa, a na odcinku Miechów – Kraków przebiegała linia szybkiego ruchu 6 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 łącząca stolicę Generalnego Gubernatorstwa ze stolicą Polski. Przed 1914 r. powstało połączenie Warszawa – Miechów – Jaworzno, które w okresie okupacji łączyło powiat miechowski z III Rzeszą. Równie atrakcyjną formą transportu było połączenie wodne na odcinku Wisły między Krakowem a Nowy Korczynem. Ten rodzaj podróżowania dosyć krytycznie oceniał Tadeusz Zwierkowski, dzierżawca majątku Plechów koło Kazimierzy Wielkiej, autor wspomnień z okresu okupacji: Statki te przystawały i w Opatowcu, więc często z nich korzystałem. Jednak jazda nimi nie była zbyt przyjemna, gdyż większa część żywności, dostarczanej nielegalnie do Krakowa, szła właśnie statkami. Odbywało się więc podróż w ogromnym ścisku, no i w odpowiednim towarzystwie. Istniały również połączenia autobusowe, które miały gwarantować komunikację Krakowa z większymi miastami w powiecie. Jednak możliwość korzystania z tego środka transportu była ograniczona liczbą miejsc w pojeździe oraz ceną biletów. Dlatego większość mieszkańców powiatu wybierała inne środki lokomocji. Dla wielu spośród nich jedynymi dostępnymi możliwościami było poruszanie się na piechotę lub też własnymi końmi, bądź rowerem, co nie było jednak powszechne. Powiat miechowski miał duże znaczenie gospodarcze dla Krakowa oraz dla krakowskiej konspiracji. Mieszkańcy tego miasta korzystali z możliwości zaopatrzenia się w płody rolne na tym terenie ze względu na ich nadprodukcję w stosunku do południowych powiatów dystryktu krakowskiego. To głównie na tym obszarze poszukiwano pomocy aprowizacyjnej dla rodzin krakowskich naukowców aresztowanych w ramach „Sonderaktion Krakau”. Miechowskie stanowiło rezerwuar możliwości nie tylko dla społeczności miejskiej, ale także zdawało się gwarantować realizację potrzeb logistycznych dla dużych formacji wojskowych Polskiego Państwa Podziemnego. Dlatego szczególnie w ostatnim okresie okupacji niemieckiej powiat miechowski był nasycony oddziałami partyzantki niepodległościowej oraz grupami komunistów. Każda ze stron wykorzystywała potencjał organizacyjny i aprowizacyjny tego terenu, co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło wiele wsi oraz majątków ziemskich do stanu bliskiego ruiny. Przyczyniła się do tego przede wszystkim polityka gospodarcza okupanta, który od początku nakładał na chłopów i ziemian kontyngenty nadwyrężające gospodarstwa. Sposoby egzekwowania obowiązków kontyngentowych szczególnie dotykały najbiedniejszych mieszkańców wsi, co odnotowali już w 1942 r. sprawozdawcy Delegatury Rządu na Kraj: Pierwsze poczynania z ustaleniem tegorocznego kontyngentu zbóż są analogiczne, jak w roku ubiegłym. A mianowicie w czerwcu były szacowane przypuszczalne zbiory na pniu u większej własności i szacunki te mają służyć za podstawę wymiaru kontyngentu dla większej i mniejszej własności. Jest to szczególnie dotkliwe dla mniejszej własności, która ma urodzaje gorsze. Konieczność spłacania kredytów zaciąganych, głównie przez ziemian i chłopów zyskujących grunt w wyniku przedwojennej akcji parcelacyjnej oraz obowiązki kontyngentowe powodowały trudną sytuację wielu mieszkańców polskiej wsi. Ustalone maksymalne ceny, zaniżane w stosunku do realnej wartości pieniądza, okradały producentów z równowartości płodów rolnych. Jedynie „czarny rynek” pozwalał na odrobienie strat materialnych poniesionych w wyniku polityki kontyngentowej okupanta, co każdy, bez względu na kondycję ekonomiczną, wykorzystywał. Ogólna sytuacja wsi, także na terenie miechowskiego, stawała się wraz z intensyfikacją działalności partyzanckiej, coraz trudniejsza. Nastroje społeczne na wsi nie tylko radykalizowały się, ale coraz bardziej podsycały antyniemiecki 7 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Ppłk Bolesław Nieczuja-Ostrowski „Tysiąc” 106 DPAK opór, co w szczególności starali się wykorzystać agenci sowieccy. Dlatego sytuacja polityczno-militarna na ziemi miechowskiej w 1944 r. była szczególnie trudna. Wraz z zakończeniem działań wojennych jesienią 1939 r. podjęto pierwsze inicjatywy konspiracyjne. Do najważniejszych oddolnie tworzonych struktur zaliczały się Organizacja Orła Białego, Tajna Armia Polska – Konfederacja Zbrojna, Polska Organizacja Zbrojna „Znak”, Związek Odrodzenia Rzeczypospolitej oraz Konfederacja Narodu. W latach 1941–1942 zostały one w większości włączone do tworzonego od 1940 r. na terenie miechowskiego Związku Walki Zbrojnej. Komendantem ZWZ, a następnie AK, był mjr Łukasz Grzywacz-Świtalski „Ryszard”. Funkcję swą pełnił do sierpnia 1942 r., kiedy to w wyniku dekonspiracji kilku oficerów inspektoratu, został przeniesiony do inspektoratu jasielskiego. Pod koniec okresu jego dowodzenia w inspektoracie było około 4 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy, ale większość z nich nie posiadała uzbrojenia. Komendę po jego przeniesieniu objął mjr Aleksander Wojciech Mikuła „Karol”, a od września 1943 r. szefem inspektoratu został ppłk Bolesław Nieczuja-Ostrowski „Tysiąc”. Z tworzonymi strukturami ogólnopolskiej konspiracji wojskowej współpracowały inne organizacje, w większości scalone z AK w 1942 r. Do nich zaliczała się Narodowa Organizacja Wojskowa, szczególnie aktywna na terenie Słomnik, Olkusza, Skały, Nowego Brzeska, Kazimierzy Wielkiej. Do najbardziej prężnych organizatorów i komendantów lokalnych struktur należeli Bohdan Thugutt z Nagorzan, dowódca placówki, a później kompanii na terenie Nowego Brzeska, rtm. Jerzy Jasielski, późniejszy dowódca batalionu AK, goszczony przez właściciela majątku Klimontów (Tadeusza Dziedzickiego, podkwatermistrza AK na terenie obwodu Proszowice), czy też Stanisław Musiałek z Iwanowic koło Słomnik, kierownik kontrwywiadu 106. Dywizji Piechoty AK w 1944 r. Z kolei podziemną partią, która w dużej mierze dominowała na scenie politycznej ziemi miechowskiej, było Stronnictwo Ludowe „Roch”, reprezentowane w strukturach podziemia zbrojnego przez Bataliony Chłopskie. W 1942 r. BCh liczyły tylko w obwodzie pińczowskim inspektoratu miechowskiego ponad 1300 ludzi. W 1944 r., jak twierdził komendant Inspektoratu „Maria” ppłk Nieczuja-Ostrowski, do dyspozycji Polskiego Państwa Podziemnego przekazano na tym terenie ok. 10 000 zaprzysiężonych żołnierzy BCh. Ta dominacja środowisk ludowych w powiecie miechowskim przełożyła się również na konflikty społeczne w powiecie i polityczne tarcia w strukturach inspektoratu. 8 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Ponadto struktury Inspektoratu „Maria” AK zasiliły m.in. Szare Szeregi, szczególnie dobrze zorganizowane w Pińczowie, nikłe oddziały Gwardii Ludowej PPS, a także członkowie paramilitarnej organizacji ziemiańskiej pod kryptonimem „Tarcza”-„Uprawa”-„Opieka”. Ta struktura zrzeszała prawie wszystkich właścicieli majątków w powiecie, stawiając sobie za zadanie (w miarę możliwości poszczególnych majątków) aprowizację oddziałów partyzanckich, stworzenie sieci punktów sanitarnych i szpitali dla żołnierzy podziemia, zapewnienie łączności, środków transportu, melin i magazynów broni. Możliwości dworów zostały w trakcie intensyfikacji działań zbrojnych umiejętnie wykorzystane. Najważniejszą osobą w tych strukturach w powiecie, ale również w skali całego kraju, był Leon Krzeczunowicz, komendant Obszaru Południowego organizacji, a także rzeczywisty twórca całej konspiracji ziemiańskiej. W samym powiecie osobami szczególnie zaangażowanymi byli: Tadeusz Dziedzicki, Władysław Zakrzeński z Sieborowic, czy też poeta i dramaturg Ludwik Hieronim Morstin z Pławowic. Całość wojska zaprzysiężonego w strukturach „Marii” reprezentowała wszystkie grupy społeczne, a także przedstawicieli wszystkich partii politycznych – od pojedynczych zwolenników obozu sanacyjnego, takich jak mjr Edward Kleszczyński, dowódca Krakowskiej Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej AK (kryptonim „Bank”), po najliczniejszą grupę chłopów – członków lub sympatyków SL. Poza strukturami Polskiego Państwa Podziemnego znajdowali się, będący w wyraźnej mniejszości, członkowie PPR, którzy przez cały czas agitowali lokalną społeczność wiejską przeciwko legalnym władzom polskim dowodząc, że oddziały AK, jako „pańskie wojsko”, którego zadaniem jest ochrona majątków dziedziców i ziemian, nie reprezentowały interesów mieszkańców wsi, ani też żywotnych interesów Polaków i Polski. Inspektorat miechowski oczekiwał wybuchu zaprojektowanej w KG AK akcji „Burza”. Ta wzmożona akcja dywersyjna objęła swym zasięgiem również teren powiatu, który w planach strategów miał pełnić rolę bezpośredniego zaplecza dla oddziałów walczących w samym Krakowie. To z tego powiatu miała nadejść zorganizowana pomoc dla oddziałów krakowskiej AK. Celem akowców działających na ziemi miechowskiej, było zadokumentować suwerenność państwa przez objęcie władzy przez Rząd RP na choćby małym skrawku Polski. Cel ten oddziały AK starały się zrealizować na terenie całej Polski. 25 lipca 1944 r. Komendant Okręgu AK Kraków zarządził stan czujności do powstania, dzień później wydał rozkaz wykonania „Burzy”. Spowodowane to było nie tylko zbliżaniem się wojsk sowieckich do Krakowa, ale także stanem zagrożenia wynikającym z aresztowań w mieście członków sztabu okręgu. W powiecie miechowskim, szczególnie w jego nadwiślańskiej części, od kilku dni słyszano kanonadę artyleryjską zbliżającego się frontu. Na początku sierpnia 1944 r. Armia Czerwona opanowała Mielec i Rzeszów, zbliżając się do linii Wisły na wysokości inspektoratu „Maria”. W tej części okręgu trwały przygotowania do podjęcia walki. W wyniku długofalowej pracy nad budową struktur wojskowych, w lipcu 1944 r. udało się zgromadzić w lasach na terenie całego okręgu ponad 4 tys. stosunkowo dobrze wyszkolonych, ale przeciętnie uzbrojonych żołnierzy. W ten sposób odtworzono wiele jednostek wojskowych z okresu przedwojennego. Funkcję komendanta objął gen. Stanisław Rostworowski ps. „Odra”. To na jego rozkaz na terenie powiatu miechowskiego powołano w dniu 31 lipca 1944 r. 9 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 powania była realizacja akcja „Burzy”, a Samodzielny Batalion „Skała”, najlepiej uzbrojony i wyszkolony (wywodził się ze struktur krakowskiego „Kedywu”), otrzymał rozkaz udzielenia pomocy powstańczej Warszawie. Misję swą zakończył w lasach pod Złotym Potokiem 11 września 1944 r., gdzie niemieckie formacje wojskowe i policyjne osaczyły ten oraz inne oddziały AK z kieleckiego, zadając im poważne straty. Batalion przebił się przez okrążenie i w połowie września powrócił w rejon Krakowa. O koncentracji w rejonie Miechowa oddziałów krakowskiego AK zdecydowało wiele czynników. Pierwszym było permanentne nasycenie Krakowa siłami wojskowymi i policyjnymi, co w porównaniu ze słabszymi pod względem liczby oraz uzbrojenia formacjami AK, nie pozwalało na skuteczne zrealizowanie planów opanowania miasta. Ponadto niebagatelne znaczenie miał fakt masowych aresztowań w Krakowie w dniu 6 sierpnia. Zatrzymano wówczas około 8 tysięcy mężczyzn, co ograniczyło w dużej mierze możliwości mobilizacyjne krakowskiej AK. Dlatego przeprowadzono akcję rozmieszczenia zmobilizowanych oddziałów w rejon najbliższy dla miasta, a zarazem o najlepszych możliwościach aprowizacyjnych, czyli na teren powiatu miechowskiego. O takiej decyzji przesądziły również skuteczne działania militarne podjęte przez miechowskie struktury podziemia. Od początku lipca 1944 r. w Inspektoracie „Maria” podjęto wiele akcji, które stały się wstępem do realizacji „Burzy”. Nasilenie działalności dywersyjnej miało miejsce między 20 a 27 lipca. Doszło wówczas do potyczek między plutonami z kilku placówek a funkcjonariuszami żandarmerii, a także z pojedynczymi oddziałami Wehrmachtu. Atmosfera niepewności i zagrożenia zewnętrznego dla Niemców (zbliżający się front) doprowadziła ich do próby porozumienia z AK. Negocjacji Ppłk Nieczuja-Ostrowski (z prawej) przed frontem 106 DPAK 106. Dywizję Piechoty AK, kryptonim „Dom” (dowódca mjr Bolesław NieczujaOstrowski „Tysiąc”) i Krakowską Brygadę Kawalerii Zmotoryzowanej, kryptonim „Bank” (dowódca mjr Edward Kleszczyński „Dzik”). Były to działania planowane od maja tego roku i zostały ostatecznie zrealizowane w okresie „Burzy”. W krótkim czasie podjęto koncentrację wszystkich oddziałów w powiecie, a 10 sierpnia, w wyniku rozwoju sytuacji militarnej w okręgu, ostatecznie zdecydowano o powołaniu Grupy Operacyjnej „Kraków”, dowodzonej przez Komendanta Okręgu AK Kraków, płk. Edwarda Godlewskiego „Gardę”. W skład zgrupowania wchodziły 6. DP AK, 106. DP AK, Krakowska Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej oraz Samodzielny Batalion „Skała”. Siedzibą dowódcy było miejsce postoju sztabu 106. DP AK, które w trakcie intensyfikacji działań ulegało zmianom. Formacja ta operowała na terenie powiatu miechowskiego oraz na pograniczu tegoż powiatu z krakowskim. Zadaniem zgru- 10 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 ze strony Polaków podjął się por. Alojzy Dziura-Dziurski „Kmita” jeszcze przed ogłoszeniem przez komendę okręgu czujności. Jego działania doprowadziły do kilku kontaktów z komendantem Kripo w Miechowie, Philiphem Riedingerem, oraz najważniejszego spotkania z Heinrichem Hammanem z krakowskiego Gestapo. Do tych rozmów doszło w dworach oddalonych od głównych szlaków komunikacyjnych – w majątku Molęckich w Bukowskiej Woli, a następnie w Dziemięrzycach Lewartowskich. Negocjacje miały miejsce na przełomie lipca i sierpnia 1944 r., a więc w okresie eskalacji działań partyzanckich w powiecie. Gospodarzami byli żołnierze AK i to oni przygotowywali zabezpieczenie spotkania. W Dziemięrzycach właściciela majątku, jak zeznał świadek i sąsiad Lewartowskich, Andrzej Łącki, nie było w domu, ponieważ wiedząc, że ma odbyć się konferencja w jego majątku, wyjechał gdzieś w sprawach gospodarczych. Natomiast jego żona Lidia prosiła mnie, żebym przyszedł do majątku […], ponieważ ona jest sama z matką, a nie ma żadnego mężczyzny. Dworu w Dziemięrzycach nie wybrano przypadkowo – właściciel majątku był znany Riedingerowi, a do tego miał kontakty z AK, więc dla obydwu stron był osobą zaufaną. Rozmowy nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, a dotyczyły nie tylko zawieszenia broni, ale także wymiany jeńców, zaniechania represji wobec ludności cywilnej ze strony Niemców oraz utrzymania stanu posiadania AK w powiecie. Niemcom zależało nie tylko na spokoju na zapleczu frontu, ale także na zaangażowaniu AK w zwalczanie sowieckich grup dywersyjnych oraz partyzantki komunistycznej. Dla dowództwa inspektoratu te propozycje były nie do przyjęcia, dlatego zerwano dalsze negocjacje. Należy podkreślić, że w momencie intensyfikacji kontaktów „Kmity” z Niemcami, istniała już formalnie Rzeczpospolita Partyzancka Proszowsko-Pińczowska. Pierwszym miastem wyzwolonym przez żołnierzy AK był Pińczów. W dniu 23 lipca miasto, które znajdowało się poza granicami inspektoratu i okręgu, zostało opuszczone przez Niemców. Od razu władzę przejęły konspiracyjne struktury Delegatury Rządu na Kraj. Dwa dni później żołnierze AK i BCh w podobnych okolicznościach zajęli Nowe Brzesko, a po intensywnych walkach opanowali Nowy Korczyn. W ciągu dwóch dni opanowano południową część przedwojennego powiatu pińczowskiego. W kolejnym dniu rozbrojono posterunek żandarmerii w Działoszycach oraz opanowano Koszyce. Walki w Działoszycach doprowadziły do zdecydowanej kontrakcji niemieckiej, której momentem kulminacyjnym było starcie pod Skalbmierzem, w rejonie dworu w Sielcach. Pomimo przewagi liczebnej wojska niemieckiego, które przybyło z Kazimierzy Wielkiej, a także udziału zmotoryzowanego plutonu żandarmerii, partyzanci odparli atak i zajęli ostatecznie Skalbmierz. Niemcy wycofali się do Kazimierzy Wielkiej, gdzie zabarykadowali się oczekując pomocy z Krakowa. Ostatecznie ta miejscowość została opanowana przez partyzantów AK 27 lipca. W kolejnym dniu opanowano Proszowice, a Niemcy wycofali swe posterunki z terenu gminy Luborzyca i sąsiednich miejscowości powiatu krakowskiego. Dla wielu były to niezapomniane chwile: Nigdy nie zapomnę widoku naszego wartownika przy torach kolejowych na Zagrodach [w Proszowicach], gdzie wjeżdżało się do budynków Związku Plantatorów Tytoniu. Pierwszy raz zobaczyłem wtedy syna naszego polowego z opaską biało-czerwoną na polskim hełmie – wspominał żołnierz AK Józef Kleszczyński „Młodzik”. Pod kontrolą żołnierzy AK i członków BCh był obszar powiązany linią kolejową Kocmyrzów – Proszowice – Kazimierza Wielka – Działoszyce, a także południowa 11 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 część powiatu pińczowskiego z Pińczowem i Skalbmierzem. Charakterystyczne jest to, że teren ten był opanowany przez partyzantów, co nie oznaczało braku możliwości przemieszczania się po nim większych oddziałów niemieckich, czasem również pojedynczych samochodów lub wozów bojowych. Partyzanci nie chcieli ich zatrzymywać, ponieważ sprowokowane walki rodziły niemieckie represje, takie jak np. bombardowanie lotnicze Nowego Brzeska w dniu 27 lipca. Podobny los spotkał mieszkańców Opatowca. Do 27 lipca żołnierze AK opanowali Opatowiec i rejon znajdującego się po drugiej stronie Wisły Ujścia Jezuickiego. W tym dniu zaatakowali niemiecką placówkę w Dęblinie złożoną z Ukraińców i niemieckiego oficera. W wyniku walki rozbito niemiecki posterunek, biorąc do niewoli jego dowódcę. Wydawało się, że sytuacja w okolicy ustabilizowała się i gwarantuje bezpieczeństwo miejscowej ludności. Jednak 29 lipca przed wieczorem, od strony zajętego przez żołnierzy AK Nowego Korczyna, pojawiła się kolumna wozów konnych z żołnierzami ukraińskiego pochodzenia na służbie niemieckiej oraz pluton konny zabezpieczający z przodu przemieszczającą się kolumnę. Nie niepokojone oddziały niemieckie wkroczyły około godziny 17 do Opatowca. Niemcy zajęli miasteczko i obsadzili przeprawę promową z Ujściem Jezuickim. Podjęta próba rozbicia niemieckiego oddziału doprowadziła do pojmania przez Niemców zakładników, których rozstrzelali oni po drugiej stronie Wisły, podpalono też wieś. Działania partyzantów okazały się nieskuteczne. Od końca lipca Niemcy podejmowali akcje rozpoznawcze wobec partyzantów kontrolujących wschodnią część powiatu miechowskiego. Jednocześnie zostały zintensyfikowane działania partyzanckie w zachodniej części powiatu. 3 sierpnia 1944 r. doprowadzono do wyzwolenia Skały i okolicznych wsi. Dwa dni później Niemcy rozpoczęli zdecydowaną kontrakcję przeciwko Rzeczpospolitej Proszowsko-Pińczowskiej. Kulminacyjnym momentem była bitwa pod Skalbmierzem w dniu 5 sierpnia. Jedynie pomoc sowieckich czołgów, które przybyły spod nieodległej Wiślicy, dokąd dotarły już sowieckie patrole pancerne, uratowała żołnierzy AK oraz ludność cywilną przed klęską. Zginęło wówczas ponad 100 osób, w tym 24 żołnierzy AK. Niestety aktywność Armii Czerwonej ograniczyła się wówczas tylko do powyższego epizodu, dlatego oczekiwanie na wojska sowieckie, wraz z ujawnionymi strukturami Delegatury Rządu na Kraj, wydawało się dowództwu zbyt ryzykowne. Taktyka niemiecka zakładała bezwzględną pacyfikację terenów objętych działaniami partyzanckimi. Dlatego po 10 sierpnia 1944 r. podjęto decyzję o ograniczeniu działań zbrojnych. AK w Inspektoracie „Maria” wraz z administracją cywilną przechodziła do dalszej konspiracji, a osoby zdekonspirowane zostały skierowane do Samodzielnego Partyzanckiego Batalionu Szturmowego krypt. „Suszarnia”, operującego w lasach sancygniowskich. Tam wielu spośród żołnierzy AK z miechowskiego doczekało rozkazu rozwiązania AK w dniu 19 stycznia 1945 r. Bilans działań w Inspektoracie „Maria” należy ocenić pozytywnie. Nieliczne, słabo uzbrojone i niedoświadczone oddziały AK odtwarzające przedwojenne jednostki Wojska Polskiego, umiejętnie szachowały w tym okresie Niemców na obszarze liczącym od 800 do 1000 km². Teren ten, między 24 lipca a 10 sierpnia 1944 r., stanowił przestrzeń wyłącznie administrowaną przez Delegaturę Rządu na Kraj. Jedynie pasywność strony sowieckiej doprowadziła do upadku Rzeczpospolitej Proszowsko-Pińczowskiej, co ostatecznie uniemożliwiło zrealizowanie celów politycznych Polskiego Państwa Podziemnego na tym terenie. Nic innego nie pozostało, jak czekać... n 12 Pamięć i tożsamość fot. IPN kwiecień 2014 Kpt. Eugeniusz Borowski „Leliwa” wśród żołnierzy batalionu „Barbara” Szlak „Barbary” Michał Wenklar Trzy wykolejone pociągi i dwadzieścia zniszczonych niemieckich pojazdów. Zdobycz w postaci dwóch samochodów, kilkunastu wozów taborowych, ponad dwudziestu koni oraz półtorej setki sztuk broni, w tym moździerzy, pancerfaustów i granatnika. Ponad 100 starć i potyczek z oddziałami niemieckimi, w tym słynna bitwa w Jamnej. To bilans walk liczącego około 600 żołnierzy I batalionu 16. pułku piechoty AK krypt. „Barbara”, wystawionego do akcji „Burza” przez Obwód Tarnów AK. dowódcy 16. pp AK ppłk. Stefana MusiałkaŁowickiego „Mirosława”, stojącego na czele inspektoratu. Koncentracja oddziałów partyzanckich, wystawianych przez placówki Obwodu, rozpoczęła się jednak wcześniej, bo już 27 lipca. Miejscem koncentracji była gajówka Podlesie koło Pogórskiej Woli, w stosunkowo niewielkim kompleksie leśnym położonym między dwiema szosami prowadzącymi z Tarnowa do Pilzna. W tym rejonie, na wschód od Tarnowa, miały miejsce pierwsze akcje zbrojne zmobilizowanych do „Burzy” partyzantów. Ich celem, oprócz „ostrzelania” młodych żołnierzy, było Obwód Tarnów AK był najmocniej rozbudowanym z trzech obwodów wchodzących w skład Inspektoratu Tarnowskiego AK. Liczył ok. 4 tys. żołnierzy zgrupowanych w 13 placówkach. Cały inspektorat w ramach akcji „Burza” miał odtworzyć 16. pułk piechoty. Każdy z obwodów (Tarnów, Brzesko, Dąbrowa Tarnowska) miał wystawić po jednym batalionie pułku. Koncentracja Rozkaz o przystąpieniu Obwodu Tarnowskiego do „Burzy” został wydany 4 sierpnia 1944 r. przez pełniącego obowiązki 13 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 zdobycie broni, mundurów, oporządzenia i żywności. Najpierw patrol dywersyjny kpr. Władysława Mroza „Loda” z Woli Rzędzińskiej zdobył 2 sierpnia w Ładnej trzy wozy z zaopatrzeniem i rozbroił konwojujących je Niemców. 5 sierpnia dwa patrole dywersyjne zdobyły posterunek kolejowy Bahnschutzu w Wałkach. Dzień później zaatakowano pałacyk w Machowej, zajęty przez niemiecką żandarmerię. Partyzanci musieli się wycofać, ale w czasie odwrotu urządzili zasadzkę na szosie na przejeżdżających Niemców, zdobywając broń i mundury. Pierwsze starcia, pierwsze zdobycze, ale też pierwsze ofiary – w Wałkach zginął kpr. Jan Ciochoń „Drucik”. Do gajówki w Podlesiu dołączały kolejne grupy partyzanckie, pozwalając na sformowanie ostatecznej struktury batalionu. Dowódcą całości został dotychczasowy komendant obwodu, wywodzący się z NOW zawodowy oficer kpt. Eugeniusz Borowski „Leliwa”. Z ważniejszych postaci w sztabie można wymienić adiutanta dowódcy ppor. Władysława Kowala „Rolę” z Pleśnej, oficera wywiadu por. Zdzisława Bossowskiego „Kajetana”, dowódcę drużyny łączności Aleksandra Furmańskiego „Groma” czy dowódcę taborów st. wachm. Władysława Zatorskiego „Lawinę” z Pleśnej. Batalion składał się z sześciu kompanii, z których każda liczyła ok. 100 osób. Pierwsza, krypt. „Wanda”, oparta była na żołnierzach z placówek Lisia Góra, Pilzno i częściowo Gumniska. Dowodził nią ppor. Józef Rusecki „Mimoza”, pochodzący z Rzędzina oficer zawodowy. Reszta akowców z Placówki Gumniska wchodziła w skład drugiej kompanii, krypt. „Grażyna”. Dowodził nią dotychczasowy komendant placówki ppor. Franciszek Kuta „Bułat”. Na czele trzeciej kompanii, krypt. „Regina”, stał por. Sergiusz Kapura „Wilk”, pochodzący z Cieszyna oficer zawodowy, przed „Burzą” pracujący jako gajowy w Pleśnej. Kompania ta składała się z żołnierzy placówek w Pleśnej, Tuchowie, Gromniku i Ryglicach. Z żołnierzy Placówki AK Mościce powstała czwarta kompania krypt. „Ewa”, dowodzona przez por. Michała Steczyszyna „Kalinę”. Dwie ostatnie kompanie zostały sformowane nieco później. 12 sierpnia w skład tworzącego się batalionu wszedł oddział partyzancki „Janina” pod dowództwem ppor. Jana Gomoły „Jawora”. Oddział ten powstał wiosną 1944 r. przez dołączenie do lokalnej grupy NOW z okolic Bielczy kilkunastu żołnierzy NOW-AK z Podokręgu Kraków-Południe. Mieli za sobą już większe doświadczenie, brali udział m.in. w osłonie akcji „Most III”. Na miejscu koncentracji dołączył do nich złożony głównie z uczniów tarnowskich szkół średnich pluton AK st. sierż. Józefa Zielińskiego „Wyrwy”. W ten sposób powstała piąta kompania, która zachowała krypt. „Janina”. Kompania ta, uznawana za doborową, szczególnie bliska była dowódcy batalionu „Leliwie”, który również wywodził się z Podokręgu KrakówPołudnie NOW. Sami żołnierze batalionu nazywali ją po prostu „Janka”. W późniejszym czasie do „Barbary” dołączyła też szósta kompania, krypt. „Azerbejdżan”. Jak wskazuje sama nazwa, kompania ta złożona była z żołnierzy azerskich, dezerterów ze służby niemieckiej, którzy zbiegli z transportu kolejowego przewożącego ich na front włoski. Niemal setka umundurowanych i dobrze uzbrojonych żołnierzy wydatnie wzmocniła potencjał batalionu, w rzeczywistości jednak jej walory bojowe okazały się zdecydowanie niższe niż polskich partyzantów. Bojowy szlak Szlak batalionu „Barbara” to kolejne marsze oraz zasadzki, potyczki i wypady, doko- 14 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 nywane w zależności od potrzeby pojedynczymi patrolami, plutonami, kompanią czy połączonymi kompaniami, a w kilku przypadkach całym batalionem. W sierpniu urządzono m.in. zasadzkę na niemieckie samochody na trasie Tarnów-Pilzno, ostrzelano samochód tarnowskiego starosty Alfreda Kipke – raniąc go, rozpędzono oddział niemiecki wyłapujący ludzi do kopania rowów w rejonie Ryglic, rozbito na pograniczu Rzepiennika Strzyżewskiego i Rzepiennika Marciszewskiego niemiecką grupę ściągającą kontyngenty. Zginęło w tych akcjach ok. 10 Niemców, zdobyto dodatkową broń i mundury. 17 sierpnia grupa żołnierzy batalionu przeprowadzająca ćwiczenia w polu w okolicach Żurowej została ostrzelana przez kolumnę samochodów z niemiecką żandarmerią, jadącą aresztować jednego z miejscowych akowców. Po wymianie strzałów Niemcy odjechali w stronę Jasła. Na przełęczy pod Gilową Górą zostali rozbici przez I kompanię 5. psp AK por. Edwarda Przybyłowicza „Bema” z Obwodu AK Jasło. Gdy ścigający Niemców żołnierze „Barbary” dotarli na miejsce zastali już tylko płonące samochody. Batalion stacjonował wówczas w przysiółku Ratówki w pogórskim paśmie Brzanki. Tam zastała polskich żołnierzy pierwsza koncentracja oddziałów niemieckich, próbujących zamknąć partyzantów w okrążeniu. 7 września, po trwającej cały dzień walce batalion wycofał się nocą przez most na Białej w Dąbrówce Tuchowskiej i przeszedł w rejon Rychwałdu i Lichwina, a następnie na południe w okolice przysiółków Sucha Góra i Polichty na Pogórzy Ciężkowickim. W tym rejonie 12 września doszła ich kolejna obława niemiecka i znów nocą, po kilkugodzinnej walce, batalion przebił się w stronę Jamnej, niewielkiej wioski położonej wśród lasów na wysokości niemal 500 m n.p.m. Oba odwroty – z Ratówek i Suchej Góry – odbywały się całym batalionem. Były to nocne przemarsze polnymi i leśnymi bezdrożami wykonywane przez kilkuset żołnierzy wraz z taborami w postaci dwóch samochodów i kilku wozów konnych. Aleksander Furmański, dowódca drużyny łączności, tak to później wspominał: Najwięcej kłopotu sprawił nam tabor, którego dowódcą był por. „Żmija”, a który faktycznie prowadził „Lawina”. Słychać go też było co chwila to w utarczce z woźnicami, to świekającego na uparte konie, to znów meldującego jakoś uszkodzony, czy wywrócony wóz, klnącego siarczyście i sięgającego głęboko do niewyczerpanego słownika dosyć zręcznie niewybrednych wyrazów, byle tylko przekonać wozy, konie i ludzi o konieczności dalszego marszu. Słychać go było wszędzie i w wozach czołowych i przy wywróconych, i pozostawionych najbardziej w tyle. Znał na pamięć wszystkie imiona woźniców i wielu innych żołnierzy. A więc byli u niego Bartłomieje, Mateusze, Macieje, Wojciechy, Walki. Wszyscy o najbardziej pospolitych imionach, a co najdziwniejsze, że ci sami żołnierze co chwila mieli inne imiona. „Lawina” był zresztą mistrzem w wyszukiwaniu świń, bydła, koni i w ogóle wszelkiej żywności. Jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę nawał zmartwień, to po dowódcy baonu postawił bym chyba „Lawinę”. Z Jamnej wyruszały patrole na kolejne akcje w okolicy. M.in. 14 września kompania „Ewa” udała się w okolice Pławnej, żeby wysadzić pociąg w celu unieruchomienia linii kolejowej na odcinku Tarnów– Stróże. Ładunek został podłożony, pociąg zatrzymany, ale okazało się, wbrew wcześniejszym informacjom, że jest to transport broni pancernej. Akowcy znaleźli się pod silnym ostrzałem z broni maszynowej. Dwóch partyzantów zginęło, kilku odniosło rany, dwóch dostało się do niewoli – jeden z nich został wkrótce powieszony w Ciężkowicach. W odwecie Niemcy 15 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 spacyfikowali pobliskie Zaborowice, mordując kilku mieszkańców i paląc kilkanaście zabudowań gospodarczych. Główne natarcie Niemców posuwało się od południa i południowego-wschodu. Napastnicy doszli do graniczących z Jamną przysiółków Górzeńskie i Solisko. W tej sytuacji „Leliwa” przeprowadził reorganizację sił, przesuwając większość ludzi na wzgórze 530. Najcięższe walki toczyła 1. kompania „Wanda”. Jej dowódca, ppor. „Mimoza”, chciał się wycofać, otrzymał jednak stanowczy rozkaz utrzymania pozycji do nocy. Walka przebiegała w ulewnym deszczu. Partyzanci usiłowali uruchomić dwa zdobyte wcześniej moździerze, ale nie mieli odpowiedniego oprzyrządowania, deszcz zalewał lufy i po kilku strzałach próby te zostały zaniechane. Po całodniowym boju walka wraz z zapadnięciem zmroku ustała. Batalion szukał drogi ucieczki z okrążenia. Do „Leliwy” docierały wcześniej meldunki, że wszystkie dojścia na Jamną są obstawione, a na okolicznych szosach panuje ożywiony ruch niemieckich samochodów. Podjęto próbę wycofania na północ, w stronę Ciepielówki, leśnymi drogami nad Olszową. Szpica trafiła jednak na silny ogień niemiecki. W tej sytuacji kpt. Borowski zarządził porzucenie wozów z taborami i podział na trzy grupy, które osobno miały próbować wymknąć się po cichu przez luki w niemieckim pierścieniu. Sam „Leliwa” z pocztem oraz 4. i 5. kompanią miał ruszyć nieco na wschód od poprzedniej drogi, w kierunku na Suchą Górę i Polichty. Kompanie 1. i 2. z ppor. „Mimozą” na czele miały pójść na północny-wschód, w kierunku na Jastrzębię i Siemiechów. Kompanie 3. i 6. prowadzone przez por. „Wilka” miały szukać drogi w kierunku zachodnim, na Zaborowice i Pławną. W ciągu godziny oddziały przygotowały się do marszu. Rozdano gotówkę, każdy żołnierz wziął z taborów ile był w stanie unieść, zniszczono moździerze. Następnie Jamna – trzecia obława 25 września to był mglisty, pochmurny dzień. Batalion stacjonował wciąż w Jamnej, osłabiony przez wyjście na akcje w okolicy plutonów Zbigniewa Matuli „Radomyśla” z kompanii „Ewa” oraz Józefa Boryczki „Dęba”, a także kilku mniejszych patroli. Tego dnia doszło do najpoważniejszego starcia w historii „Barbary”. Od ósmej rano do kpt. Borowskiego „Leliwy” zaczęły spływać meldunki o zwiększonym ruchu niemieckich jednostek na szosie Zakliczyn – Nowy Sącz, ograniczającej od zachodu zalesione wzgórza Jamnej. Niewiele później od południa, ze strony wsi Bukowiec, ruszyło niemieckie natarcie. Opór stawiły mu kompanie 2. „Grażyna” i 3. „Regina”. Od wschodu ubezpieczała batalion kompania 1. „Wanda”, od zachodu 6. „Azerbejdżan”. Kpt. Borowski, dowodzący spod budynku szkoły na szczycie wzgórza dominującego nad okolicą, pozostawił w odwodzie kompanie 4. i 5., a tabory zgrupował po bezpieczniejszej, północnej stronie Jamnej. Wkrótce do natarcia przeszły kolejne oddziały niemieckie, od wschodu ze strony Siekierczyny i od zachodu ze strony Paleśnicy. Batalion był więc atakowany z trzech stron. Żołnierze azerscy mający bronić zachodniego skrzydła niespodziewanie zaczęli uciekać, nie podejmując nawet walki. Sytuację uratowało szybkie przerzucenie na ten odcinek kompanii „Janina”, która wraz z częścią zawróconych, niemal siłą, Azerów nie tylko zatrzymała, ale i zmusiła do odwrotu atakujących. Partyzanci zdobyli porzucone przez nich dwa moździerze kaliber 81 mm z amunicją. 16 Pamięć i tożsamość fot. Maria z d. Madej, 1mo voto Górnicz, 2do voto Panek, łączniczka AK „Hanka” kwiecień 2014 Żołnierze z Placówki AK Tarnów przed dołączeniem do batalionu „Barbara”. Pierwszy z lewej dowodzący grupą st. sierż. Józef Zieliński „Wyrwa” trzy grupy w ciszy, z absolutnym zakazem palenia papierosów i rozmów ruszyły w drogę. Na początku partyzanci wzięli ze sobą luźne konie z taborów, wkrótce i one zostały porzucone, bo rżeniem i parskaniem mogły wskazać Niemcom drogę odwrotu. „Leliwa” osobiście poprowadził swoją grupę, w szpicy ubezpieczali go żołnierze „Jawora” z 5. kompanii. Wkrótce dołącza do nich cała grupa „Mimozy”, który nie chciał iść wskazaną pierwotnie drogą i uznał, że najbezpieczniej będzie pójść za dowódcą. Razem szczęśliwie wydostali się z okrążenia, przeciskając się koło przysiółka Jastrzębiej Zbęka między dwoma niemieckimi placówkami. W rejonie Brzozowej zaczął ich prowadzić pochodzący stąd Czesław Gągola „Goliat”. O poranku doszli w rejon Policht, gdzie w końcu mogli w miarę bezpiecznie odpocząć. Samodzielnie poszła trzecia grupa por. „Wilka”. Partyzanci zeszli ze wzgórz w kierunku zachodnim, koło Pławnej – miejsce niedawnej niefortunnej akcji – przeszli szosę, linię kolejową i rzekę Białą. Ostatecznie dotarli do znanego już im dobrze przysiółka Ratówki w paśmie Brzanki. Straty batalionu w tej bitwie były stosunkowo niewielkie, dwóch zabitych i pięciu rannych, z których dwóch, w tym ppor. Maksymilian Lamprecht „Jar” z kompanii „Grażyna”, zmarło. Za porażkę Niemców zapłacili najsrożej mieszkańcy Jamnej. Wieś została w odwecie brutalnie spacyfikowana, gospodarstwa spalone, zginęło 27 osób. To były najcięższe konsekwencje bitwy. Dokładne straty niemieckie nie są znane, a podawane w literaturze czy wspomnieniach liczby wahają się od kilkunastu do ponad stu zabitych Niemców. Nie wiemy dokładnie, jakie siły uczestniczyły w niemieckiej obławie. „Leliwa” w późniejszych publikacjach wspominał, że na podstawie zebranych informacji oceniał je na 8 batalionów piechoty liczących łącznie 4800 ludzi z różnych formacji: SS-Galizien, Schupo, Wehrmacht 17 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 i Feldgendarmerie, zebranych z okolicznych garnizonów oraz posterunków. Liczba ta wydaje się bardzo wysoka, jak na lokalną antypartyzancką obławę. Nie przeprowadzono jeszcze dokładnej kwerendy dokumentów niemieckich, która mogłaby nam dać precyzyjne informacje o uczestnikach akcji. Są jednak dostępne pewne wyrywkowe dane o niemieckich żołnierzach, którzy zginęli 25 września 1944 r. w okolicach Jamnej lub zostali odznaczeni za udział w walkach tego dnia. Z wykazu pochowanych na cmentarzu w Siemianowicach Śląskich żołnierzy niemieckich (przenoszone są tu od końca lat 90. zwłoki niemieckich żołnierzy poległych na terenie Polski) wynika, że leży tam kilku poległych w Jamnej, ale jednostka jest podana tylko przy jednym zabitym i jest to II batalion 23. pułku policji SS (Schutzpolizei). Z kolei z wniosków na odznaczenie Krzyżem Żelaznym wiemy, że za udział w bitwie w Jamnej odznaczano policjantów z 6. kompanii 4. pułku policji SS. Jak Niemcy sami oceniali te walki? W raporcie dotyczącym „rozmieszczenia band” w Generalnym Gubernatorstwie w sierpniu 1944 r. czytamy: Banda AK pod dowództwem polskiego podpułkownika „Leliwa”, która w sierpniu stacjonowała na leśnych obszarach na południe od drogi Tuchów–Jodłowa, na początku września wraz z rozpoczęciem akcji zwalczania [band] przeniosła się na zachód. Przeniosła się w okolice Rychwałdu i Lichwina, Czchowa i w obszary leśne wokół Jamnej. Sztab bandy, do którego prawdopodobnie należy również 4 angielskich oficerów, znajdował się ok. 20 września w leśniczówce w Jamnej. W tym obszarze banda Leliwy miała otrzymać wzmocnienie o ok. 600 ludzi. 28 września została przeprowadzona akcja przeciwko bandzie, w trakcie której została zajęta miejscowość Jamna. Banda miała ok. 100 zabitych i uciekła na północny wschód i północny zachód. Warto zwrócić uwagę z jednej strony na precyzyjne informacje dotyczące liczby żołnierzy w batalionie, dowództwa i obecności czterech angielskich lotników, którzy na prawach gości przebywali przejściowo w poczcie „Leliwy”. Z drugiej strony straty polskie zostały w tym raporcie wyolbrzymione w jeszcze większym stopniu, niż Polacy zawyżali straty niemieckie, a porażka w postaci wyrwania się batalionu z kotła została skwitowana słowami o zajęciu Jamnej i przeniesieniu się partyzantów w inne miejsce. Dąbry i Słona Po wymknięciu się z obławy „Leliwa” postanowił podzielić batalion na mniejsze jednostki, które samodzielnie miały kontynuować partyzanckie walki. 29 września nastąpiło rozejście się poszczególnych kompanii na wyznaczone tereny działania. Kompanie „Wanda” i „Grażyna” przeszły do lasów koło Trzemesnej, „Regina” w okolice Ryglic, a sam „Borowski” z pocztem i kompanią „Janina” w rejon Szczepanowic i Lichwina. Kompania „Ewa” pierwotnie miała przejść w okolice Suchej Góry. Zbyt gęsto tam było jednak od sił niemieckich, dołączyła więc do „Janiny”. W ciągu października poszczególne oddziały wciąż przeprowadzały akcje, atakując niemieckie transporty czy rozkręcając kolejowe tory. Kompania „Regina” podzieliła się na dwa oddziały, pierwszy dowodzony przez Sergiusza Kapurę „Wilka” i drugi, ze Zdzisławem Bossowskim „Kajetanem” na czele. Ten drugi oddział został zdradzony przez gospodarza, u którego zatrzymali się partyzanci. 17 października w Dąbrach koło Ciężkowic niemiecka żandarmeria i policja otoczyła oddział i rozbiła, zabijając 18 żołnierzy z „Kajetanem” i biorąc do niewoli dziesięciu. Pojmani zostali wysłani do obozów koncentracyjnych, przeżył tylko jeden z nich. 18 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Ze względu na nasycenie jednostkami niemieckimi, pogarszającą się pogodę i zmęczenie żołnierzy Borowski postanowił zdemobilizować batalion, co nastąpiło 23 października. Pod bronią pozostały jedynie pluton por. Gomoły „Jawora” z kompanii „Janina” oraz pluton por. Zbigniewa Matuli „Radomyśla”, cichociemnego z kompanii „Ewa”. Gomoła wkrótce zaczął się przekradać w stronę Wojnicza. Tam w rodzinne strony wrócili żołnierze z powiatu brzeskiego, a „Jawor” z siódemką innych – w tym przyszłą żoną, łączniczką Haliną Tuma „Topolą” – przeszedł w rejon Limanowej. Na ostatniej kwaterze w Żmiącej zamelinowali broń, a następnie grupkami przedostali się do Krakowa. Oddział „Radomyśla” spotkał gorszy los. 1 listopada został nagle zaatakowany na kwaterze w Słonej koło Zakliczyna. Znów powodem była zdrada gospodarza. Pięciu żołnierzy, w tym „Radomyśl”, zginęło, pięciu zostało aresztowanych, reszta uległa rozproszeniu. najczęściej w tarnowskich strukturach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” kierowanych przez byłego adiutanta „Leliwy”, Władysława Kowala „Rolę”. Dla tych, którzy przeżyli partyzanckie walki, często trudniejszy okazał się czas zmagań z komunistycznym reżimem i jego funkcjonariuszami. Dowódca taborów batalionu st. wachm. „Lawina” został zastrzelony przez funkcjonariuszy UB z Tarnowa w swoim domu w Pleśnej 1 września 1945 r. Wcześniej, 9 sierpnia, ubowcy z Brzeska zastrzelili we wsi Słone byłego oficera płatnika batalionu, ppor. „Goliata”, który tak zręcznie przeprowadził „Barbarę” przez te okolice podczas odwrotu z Jamnej. W 1946 r. zginął ścigany przez MO kpr. Wojciech Rajski „Marzec” z kompanii „Ewa”, który odznaczył się szczególnie w czasie przebijania się z okrążenia pod Suchą Górą. W obławie tarnowskiego UB zginął 24 listopada 1947 r. Władysław Pudełek „Zbroja” z kompanii „Janina”, który dowodził poakowskim oddziałem zbrojnym w pow. brzeskim. Z wyroku komunistycznych sądów zamordowano dwóch innych żołnierzy tej kompanii, którzy stali na czele oddziałów partyzanckich związanych z podziemiem narodowym – Bolesława Pronobisa „Ikara” i Władysława Pilcha „Szarego”. Kilkudziesięciu byłych żołnierzy batalionu zostało skazanych na n kary wieloletniego więzienia. Nie było zwycięstwa Gdy żołnierze AK składali przysięgę, w odpowiedzi słyszeli: Zwycięstwo będzie waszą nagrodą. Nie dane im było jednak zaznać smaku zwycięstwa. Wielu żołnierzy batalionu „Barbara” widząc po wojnie, że daleko Polsce do wolności i demokracji, włączyło się w różne formy oporu, 19 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Oddziały partyzanckie „Żelbetu” Piotr Sadowski Początek września 1944 r. to szczytowy okres rozwoju oddziałów partyzanckich, wchodzących w skład zgrupowania myślenickiego obwodu Armii Krajowej „Murawa”. Liczyły one ponad 400 żołnierzy, a działania zbrojne w czasie akcji „Burza” doprowadziły do powstania w rejonie na południe od Dobczyc tzw. „Rzeczypospolitej Raciechowickiej”, gdzie przez okres kilku tygodni faktyczną władzę sprawował miejscowy komendant AK, por. Wincenty Horodyński „Kościesza”. fot. archiwum autora W drugiej połowie sierpnia Komenda Okręgu zadecydowała o przesunięciu na teren obwodu myślenickiego dwóch oddziałów partyzanckich, wywodzących się krakowskiego (miejskiego) zgrupowania taktycznego „Żelbet”, operujących dotąd na terenie Inspektoratu AK Miechów. Dowodzili nimi ppor. Adam Żuwała „Gołąb” oraz pchor. Artur Korbel „Bicz”. Mimo, że operowały one poza granicami miasta, podlegały dowódcy „Żelbetu” mjr. Dominikowi Zdziebło-Danowskiemu „Kordianowi”. W pierwszych dniach września oddziały te przeszły na południowy brzeg Wisły, a następnie przez Marcyporębę i Podchybie dotarły do Bęczarki, skąd przemaszerowały do podmyślenickiej wsi Bysina, którą osiągnęły 9 września. W Bysinie (przysiółek Końcawieś) oczekiwał już trzeci oddział partyzancki, którym dowodził ppor. Jan Korzeniowski „Waga”. Powstał on w sierpniu 1944 r. w rejonie Łyczanki z połączenia operujących na południe od Krakowa, związanych z „Żelbetem” grup: oddziału „Burza” („Orkan”) pchor. Tadeusza Bitki „Oriona”, wykonującego zadania zlecone przez Kierownictwo Oporu Społecznego oraz oddziału ochrony radiostacji „Wisła” o kryptonimie „Huragan”, którym dowodził pchor. Józef Paciora „Para”. Po połączeniu obu grup, dowództwo objął „Waga”, a oddział przesunął Wzór pieczęci „Żelbetu”, stanowiącej także motyw odznaki pamiątkowej oddziałów miejskich i polowych się do Stojowic, skąd na rozkaz „Kordiana” wyruszył na koncentrację do Bysiny, gdzie dotarł ok. 4 września. Na nowym terenie oddziały (określane numerami: I – oddział „Gołąba”, II – oddział „Bicza” i III – oddział „Wagi”) miały działać niezależnie, podlegając „Kordianowi”, który do koordynacji działań z komendą terenową desygnował ppor. Stanisława Gaczoła „Nawarę”. Druga dekada września była przełomowa dla losów myślenickiego zgrupowania „Kościeszy”, którego większość stacjono- 20 Pamięć i tożsamość fot. via S. Plucha kwiecień 2014 Stoją od lewej: pchor./ppor. Władysław Kamski „Stryszawa”, ppor. Adam Żuwała „Gołąb”, plut. Tadeusz Żuwała „Rezuła”, Edward Grzyb „Sęp” wała na terenie „Rzeczypospolitej”, na prawym brzegu Raby, w rejonie masywu Kamiennika. 12 września Niemcy zaatakowali to zgrupowanie dwiema kolumnami, od strony Myślenic i Dobczyc. W serii starć, jakie rozegrały się na terenie Poręby, Zasani i Czasławia, siły AK, pomimo sporych strat własnych osiągnęły taktyczne zwycięstwo nad nieprzyjacielem. Ruchy sił porządkowych w rejonie Myślenic sprowokowały rozproszenie się oddziałów „Żelbetu” w terenie. Najliczniejszy (ok. 60 ludzi) OP II „Bicza” odmaszerował na wschód, przechodząc w rejon Brzezowej i Kornatki. Tym samym znalazł się środku obławy, skierowanej przeciwko zgrupowaniu „Kościeszy”. Po walkach z 12 września Niemcy ściągnęli w rejon „Rzeczypospolitej Raciechowickiej” znaczniejsze siły, patrolując główne drogi i stopniowo otaczając masywy górskie Kamiennika i Łysiny. 14 września „Bicz” przesunął swój oddział w rejon m.p. „Kościeszy” pod Kamiennikiem, gdzie otrzymał rozkaz ubezpieczania ugrupowania od zachodu. Następnego dnia oddziały niemieckie rozpoczęły metodyczne zacieśnianie pierścienia okrążenia. Widząc podchodzące od Pcimia przeważające siły, „Bicz” wycofał swój tabor w kierunku sił głównych zgrupowania myślenickiego – w rejon Suchej Polany, na przełęczy pomiędzy Kamiennikiem a Łysiną. Ruch ten spowodował niemałe zamieszanie w sztabie „Kościeszy”, gdzie hałasujące wozy uznano za podchodzącą kolumnę przeciwnika. Spowodowało to pospieszną ewakuację sztabu i towarzyszących mu oddziałów ze Suchej Polany na Kamiennik, znajdujący się ok. 1 km na północ. Kiedy na przełęcz dotarli partyzanci „Bicza”, zastali tam już tylko kilku zdezorientowanych partyzantów oraz część wozów i sprzętu, które przy pospiesznym odwrocie na Kamiennik porzucono. Materiał ten oraz znaleziony sprzęt wojskowy (m.in. ckm Browning wz. 30) został zabezpieczony. Nocą „Bicz” wyprowadził oddział w kierunku Kornatki 21 Pamięć i tożsamość fot. via R. Bitka kwiecień 2014 Dowództwo OP III w Łyczance, sierpień 1944. Od lewej: pchor. Tadeusz Bitka „Orion”, pchor. Józef Paciora „Para”, ppor. Jan Korzeniowski „Waga”, sierż. Władysław Ćwiękała „Żywiec” – przysiółek Sarnulki – a następnie na północny brzeg Raby, wychodząc poza drugi pierścień niemieckiej obławy. Tej samej nocy 15/16 września opuściły teren oddziały myślenickie; obszar „Rzeczypospolitej” został w następnych dniach krwawo spacyfikowany przez siły policyjne. Tymczasem OP I „Gołąba” oraz OP III „Wagi” (łącznie ok. 90 ludzi) przeszły z Bysiny na drugą stronę masywu Sularzowej, do Ostafinówki – ustronnie położonego przysiółka Trzebunia. Niemcy poprzez działającą w terenie agenturę musieli zdobyć informacje o oddziałach, gdyż 14 września na Ostafinówkę, a także do Bysiny wyruszyły silne formacje policyjne. Oddziały uniknęły walki, kierując się do Jamrozówki, ukrytego w lasach przysiółka Jasienicy, a po kilku dniach (20 września) na Jaworzyny, tj. do zachodniej części wsi Zawadka. Tutaj napotkano oddziały myślenickie: część OP „Pościg” z ppor. „Lisowskim”, która po obławie niemieckiej na Kamienniku wyco- fała się w kierunku zachodnim oraz OP „Odwet” ppor. Stanisława Molka „Gwary”, który w drugiej połowie lata stacjonował na terenie Krzczonowa i Zawadki. Po ostatnich obławach i wieściach o odwecie Niemców na ludności cywilnej sytuacja w oddziałach była zła, doskwierał też brak uzbrojenia. Dowódcy oddziałów starali się temu zaradzić. W ten sposób zrodził się plan rozbrojenia jednostki niemieckiej (według różnych relacji 50–64 ludzi), która stacjonowała w dworze w Tokarni, ubezpieczając prowadzone od kilku tygodni prace fortyfikacyjne. Brawurowy plan zakładał zajęcie placówki bez użycia siły. Do skrajnie niebezpiecznej misji zgłosił się na ochotnika żołnierz „Żelbetu”, pchor. Władysław Kamski „Stryszawa”. Późnym wieczorem 21 września oddziały obstawiły dwór, a następnie „Stryszawa” hałasując zgłosił się do wartownika, żądając widzenia z dowódcą jednostki (prawdopodobnie była to część 1017. batalionu ochrony). Zbudzony ze snu oficer dał 22 Pamięć i tożsamość fot. via S. Plucha kwiecień 2014 Węglówka, osiedle Weszkówka, wrzesień 1944 – karabiny i zapakowany w worki ekwipunek zdobyty w akcji w Tokarni, przed podzieleniem pomiędzy oddziały. Obok worków widoczne karabiny maszynowe MG-42 i MG-15, będące na wyposażeniu poszczególnych oddziałów. Ckm Browning wz. 30 obwodu „Murawa” – na trójnogu – ocalony przez oddział „Bicza” w czasie odwrotu z Łysiny się przekonać, że dwór jest otoczony przez znaczne siły i poddał placówkę – w rzeczywistości, cztery polskie oddziały miały ok. dwuipółkrotną przewagę w ludziach, co jednak nie gwarantowało sukcesu w wypadku szturmu na dobrze uzbrojoną załogę. W ten sposób w ręce oddziałów AK wpadło bogate oporządzenie wojskowe (pałatki maskujące, koce, tornistry, pasy), a przede wszystkim broń: 45 karabinów, 3 pistolety maszynowe i 16 pistoletów – w niemieckim meldunku dziennym zdobycz ta prezentuje się jednak skromniej: 23 kb. i 8 szt. broni krótkiej. Po wstępnym podzieleniu się zdobyczą z oddziałami „Odwet” i „Pościg”, oddziały „Żelbetu” z taborem skierowały się na prawy brzeg Raby, do wsi Węglówka (osiedle Weszkówka), dokąd dotarły już za dnia 22 września. Niebawem do Weszkówki dotarł również oddział „Bicza”. Tutaj miało nastąpić rozdysponowanie zdobyczy pomiędzy trzy oddziały „Żelbetu”. Następnego dnia (23 września) na m.p. przybył komendant obwodu, por. „Kościesza”, w celu inspekcji skierowanych na jego teren oddziałów. Troskę komendanta powodowały trudności jego własnego zgrupowania po walkach z Niemcami i pacyfikacji wsi. Wskutek kontrowersyjnych decyzji „Kościeszy” w tych dniach, ale także poprzedzających tygodniach (niesławne rozmowy z Niemcami, dekonspiracja części „terenówki” w czasie „przeglądów”), w części oddziałów doszło do rozprężenia, a odmienne poglądy niektórych oficerów spowodowały rozłam w sztabie. Dotychczasowa komenda praktycznie przestała istnieć. Do tego wszystkiego, skierowano na teren „Kościeszy” trzy duże oddziały, za których aprowizację czuł się odpowiedzialny, a które jednocześnie nie podlegały jego dowództwu. Nie dziwi więc, że komendant przybył na inspekcję w nastroju minorowym. 23 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Działania oddziałów partyzanckich I–III w okresie do koncentracji w Dąbiu (wrzesień 1944). Opracowanie autora na podstawie map R. Ciesielskiego i S. Pluchy. Niestety, krótkie spotkanie z oficerami i żołnierzami „Żelbetu” nie ociepliło stosunków; wręcz przeciwnie, po tej wizycie, z każdym tygodniem relacje pomiędzy komendantem obwodu a „Żelbetami” stawały się coraz gorsze. Według relacji uczestników zdarzenia, partyzanckiej braci nie przypadło do gustu wyliczenie przydziałów żywności, przypadającej na głowę, „Kościesza” miał również uczynić niepochlebną uwagę na temat „Żelbetów” do jednego z towarzy- szących mu podkomendnych. Odchodząc zabrał ewakuowany przez oddział „Bicza” z Suchej Polany ckm, a pozostawił zrzutową radiostację plecakową, celem utrzymywania łączności pomiędzy KO a „Żelbetami”. Ten środek łączności nie był jednak często używany (patrol radiotelegraficzny wydzielono z oddziału „Bicza”), choć trzy takie radiostacje posiadane przez obwód oddały nieocenione usługi podczas dowodzenia w czasie bitwy pod Łysiną 12 września 1944 r. 24 Pamięć i tożsamość fot. via S. Plucha kwiecień 2014 Grupa partyzantów OP I w Komornikach. Widoczne namioty z pałatek zdobytych w Tokarni (na jednym z nich flaga narodowa). Trzeci od lewej stoi Stanisław Plucha „Szarota” – „Góral”, przy MG-42 leży Władysław Sikora „Wiórko” Po kilkudniowym postoju na Weszkówce, trzy oddziały „Żelbetu” przeszły do Pogorzan, a następnie rozlokowały się w przysiółkach należących do sąsiadujących wiosek Komorniki, Dąbie (na stokach Grodziska) oraz Zegartowice. Tutaj oddziały odwiedził zastępca dowódcy 6 DP AK, ppłk Piotr Kaczała „Zrąb”. Według pogłosek, wizyta w terenie oficera sztabu dywizji stanowiła element dochodzenia w sprawie błędnych posunięć „Kościeszy”; jest jednak niemal pewne, że głównym celem pobytu ppłk „Zręba” było przygotowanie gruntu pod reorganizację struktur 6 DP AK, dowodzonej przez płk Wojciecha Waydę „Odweta”. W kolejnych tygodniach utworzono bowiem dywizyjne zgrupowanie oddziałów partyzanckich „Odwet”, w którego skład wchodziły oddziały z terenu obwodu „Murawa”, trzy oddziały „Żelbetu” oraz przeniesiony z obwodu bocheńskiego oddział „Wicher” rtm. Józefa Świdy „Dzika”. Dowódcą zgrupowania z ramienia „Odweta” został mjr Aleksander Mikuła „Orion”, choć dowództwo taktyczne sprawował najczęściej jego zastępca, „Dzik”. „Kościesza” pozostał na stanowisku komendanta obwodu, lecz nie dowodził już oddziałami partyzanckimi. Koncentracja nie uszła uwadze Niemców, którzy skierowali w teren licznych agentów. W celu zmylenia przeciwnika, oddziały „Żelbetu” wyruszyły na południe, do Porąbki położonej u stóp masywu Śnieżnicy (ok. 8 października), a następnie powróciły inną trasą w rejon Dąbia, by potem rozproszyć się w terenie. OP I przeszedł w rejon Węglówki, OP II – w rejon Zegartowic, a następnie do Sarnulek, OP III do Krzyworzeki, a później do Komornik. W tym okresie nie prowadzono poważniejszych akcji zbrojnych – płk „Odwet” rozkazem z 4 października 1944 r. zabronił „Kordianowi” podejmowania działań przez oddziały polowe na terenie obwodu „Murawa”. Przedsięwzięto 25 Pamięć i tożsamość fot. via S. Plucha kwiecień 2014 Grupa partyzantów OP II w czasie koncentracji w Dąbiu jednak kilka wypraw, mających na celu poprawę aprowizacji – były one skierowane na duże niemieckie gospodarstwa rolne (Liegenschafty), położone na terenach podkrakowskich, gdzie „Żelbet” dysponował dobrym wywiadem oraz siecią placówek kontaktowych. 9 października OP II wykonał akcję na Liegenschaft w Konarach k. Mogilan. Następnego wieczora OP III rozbił Liegenschaft w Liplasie k. Gdowa, rekwirując m.in. 13 szt. bydła oraz wyposażenie szpitala polowego. Drugą akcję w Liplasie wykonał pod koniec miesiąca OP I (zarekwirowano 4 świnie, 5 szt. bydła i 300 kg cukru). Oddział „Bicza” przeprowadził również w tych dniach wypad na garbarnię w Dobczycach. Organizacja sztabu zgrupowania zajęła kilka tygodni, a mjr „Orion” przybył z Krakowa 17 października. Wtedy jednak zaznaczyła się nietypowa sytuacja, związana z dublowaniem dowodzenia: po utworzeniu zgrupowania „Odwet”, zwierzchni- kiem wszystkich wchodzących w jego skład oddziałów był „Orion”, lecz w mniemaniu oficerów i żołnierzy „Żelbetu” pozostawał nim „Kordian”! To właśnie „Kordian” wydał 3 listopada 1944 r. rozkaz organizacyjny, ustalający dowódcę taktycznego połączonych oddziałów (w tym czasie organizowano czwarty oddział pod dowództwem pchor./ppor. „Stryszawy”) – został nim ppor. Jan Zienkowicz „Siekierz”. Ustalono także skład „sztabu” – adiutantem i oficerem szkoleniowym został ppor. Stanisław Gaczoł „Nawara”, kapelanem – ks. Edmund Łowiński „Strad”, lekarzem – dr Tadeusz Płatek „Tygrys”, szefem zaopatrzenia kpr. Adam Kowalski „Koński”. Rozkaz przewidywał utworzenie na bazie oddziałów zalążków czterech kompanii, o zakładanej sile (po uzupełnieniach z miasta) ośmiu plutonów. Nominacja „Siekierza”, który przybył na teren obwodu „Murawa” w pierwszych dniach listopada, została zaakceptowana przez „Oriona”, w którego planach oddziały 26 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 fot. via R. Bitka „Żelbetu” objęto łącznym kryptonimem „Podhale”. Mimo to, po wojnie stanowisko dowódcy „Podhala” uzurpował sobie „Nawara”, a „Orion” wydał dlań (w 1963 r.) stosowne zaświadczenie. Trudno powiedzieć, czym kierował się wtedy „Orion”, ale nie była to prawda, co poświadczają liczne dokumenty z czasu okupacji – cała korespondencja z „Kordianem”, „Dzikiem” i „Orionem” jest prowadzona przez „Siekierza”, a „Nawara” występuje w niej jego podkomendny „Siekierza”. Z „Kordianem” przez cały czas pobytu w Myślenickiem utrzymywano ścisły kontakt za pośrednictwem łączników. Z Krakowa na rzecz oddziałów przekazywano niemałe ilości umundurowania, bielizny, ciepłej odzieży, kocy, potrzebnego sprzętu (np. w listopadzie oddziały złożyły zapotrzebowanie na narty i busole), a także broni, amunicji i pieniędzy na utrzymanie. Było to możliwe dzięki pośrednictwu współpracujących placówek terenowych na odcinku od Łagiewnik po Świątniki Górne i Rzeszotary (teren 7. kompanii II. batalionu „Żelbetu”), a także zaprzyjaźnionych dworów we Wrząsowicach, Sieprawiu i Stojowicach. Dostawy były bardzo ważne, bo mimo ustaleń przydziałów z „Kościeszą”, a później z „Orionem” centralne zaopatrzenie funkcjonowało źle, co też było powodem do niezadowolenia i rozluźnienia dyscypliny. Poważniejsze reperkusje miało zatrzymanie kilku sztuk bydła przez oddział „Bicza” po akcji na Liegenschaft, a następnie sprzedaż ich na potrzeby zakupu ekwipunku, a także kilka samowolnych rekwizycji, z których najgłośniejszą było zabranie (12 listopada) przez szefa OP I „Rezułę” oraz „Falę” z browaru w Szczyrzycu pianina i mebli. W drodze powrotnej napotkał ich patrol z myślenickiego oddziału „Pościg”, a raport dowódcy oddziału, por. Antoniego Węgrzyna „Ostrogi” trafił na Partyzanci z oddziału „Wagi”, od lewej: Lesław Jarema „Lech”, pchor. Tadeusz Bitka „Orion”, Jan Gąsiorek „Świt” biurko „Kościeszy”. Komendant obwodu kipiał, zresztą już wcześniej istniał silny rozdźwięk pomiędzy nim a „krakusami”. W meldunku do „Kordiana” z dn. 7 listopada „Siekierz” pisał: Obawiam się [...] że współpraca w terenie nie ułoży się z uwagi na [stanowisko] K.O. zajmowane nadal przez Kościeszę, który jest po prostu wrogo nastawiony do Żelbetu, a w szczególności do Bicza. Boję się, że odpowiednio nastawia też Orjona, który u niego kwateruje. Utyskiwania na oddziały „Żelbetu” rzeczywiście znalazły swoje odzwierciedlenie w dzienniku prowadzonym przez żonę „Kościeszy”, Zofię Horodyńską „Stokłosę”, opublikowanym w 2004 r. Wydaje się jednak, że dużej mierze źródłem konfliktów były uprzedzenia komendanta obwodu, który wykorzystywał każdą sytuację, aby poderwać autorytet „Żelbetów”, pisząc m.in. skargi do inspek- 27 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 tora, płk. „Odweta”, który z kolei przekazywał je „Kordianowi” (co nb. świadczy także, że „Odwet” nie tylko nie uregulował dwuwładzy nad oddziałami, ale sam ją akceptował!). W cytowanym wyżej meldunku „Siekierza” do „Kordiana” znajduje się wyjaśniający sytuację fragment napisany przez „Nawarę”, przebywającego w terenie od września i dobrze zorientowanego w miejscowych stosunkach: Skargi na Bicza, które docierają do Pana są w wielu wypadkach sfałszowane wzgl[ędnie] wyolbrzymiane. W wielu wypadkach z rozkazu Oriona byłem osobiście na miejscu rzekomych wykroczeń i okazało się [że] wykroczeń w ogóle „nie było”. W związku z tym wystąpiłem b[ardzo] ostrożnie p[rzeciwko] „Kościeszy” w obecności Oriona i Dzika, jak również przedstawiłem Orionowi tło zatargu oraz metody postępowania Kościeszy względem O.P.P. Żelbetu. Dowództwo zgrupowania „Odwet” musiało uznać racje „Nawary” (wcześniej – koordynatora ds. współpracy z komendą obwodu) oraz „Siekierza”, gdyż ich stosunek do oddziałów „Żelbetu” był pozytywny. Śledztwo w sprawie „Rezuły” poprowadził „Dzik”, który nie dopatrzył się w czynie znamion przestępstwa pospolitego (według wyjaśnień „Rezuły”, meble miały być sprzedane, a pieniądze przeznaczone na zakup żywności dla oddziału). W celu uzdrowienia sytuacji – a uwagi do zachowań „Rezuły” mieli także podwładni z oddziału – winowajca zamieszania został wydalony z oddziału partyzanckiego i skierowany do ochrony radiostacji „Wisła”. Tego samego dnia, którego odbyła się kontrowersyjna akcja w Szczyrzycu, zdezerterował z oddziału „Gołąba” pchor. „Dłuto”, zabierając ze sobą „Drąga”, „Listka” i „Pstrąga”, sporo broni, dwa konie i bryczkę, okradając z gotówki dr „Tygrysa”. Pościg nie dał rezultatu, lecz tym samym oddział oczyścił się z osób niepewnych. W II dekadzie listopada oddziały na podstawie rozkazu „Oriona” skoncentrowały się we wsi Poręba. Jednocześnie „Orion” podzielił „Podhale” na pięć plutonów o składzie docelowym 1+25, którym nadano kryptonimy od nazw górskich szczytów: pluton „Krywań” (na bazie OP I) – dowódca ppor. Adam Żuwała „Gołąb”, stan 23 ludzi, pluton „Luboń” (na bazie OP II) – dowódca pchor./ppor. Artur Korbel „Bicz”, stan 29 ludzi, pluton „Turbacz” (wydzielony z OP II) – dowódca pchor. „Łoś II” (NN), stan 25 ludzi, pluton „Gierlach” (na bazie OP III) – dowódca ppor. Jan Korzeniowski „Waga”, stan ok. 30 ludzi oraz pluton „Zawrat” (OP IV wydzielony z OP I i III) – dowódca pchor./ppor. Władysław Kamski „Stryszawa”, stan 20 ludzi. Mimo zaakceptowania tego podziału przez „Kordiana” jako tymczasowy, wewnątrz „Żelbetu” ugrupowanie to nie przyjęło się i w relacjach wysyłanych do Krakowa przez „Siekierza” figurują nadal cztery oddziały oraz łączna nazwa zgrupowania „O.P. Żelbet”. Kwestionowanie istnienia oddziału „Podhale” (stanowiącego zalążek batalionu) nie jest jednak uzasadnione. Istnieją bowiem dokumenty, podające stany ludzi, uzbrojenia i ekwipunku według plutonów; wiadomo także, że szef zaopatrzenia „Koński” sygnował nazwą „O.P. Podhale” pokwitowania. Z zachowanych dokumentów nie wynika jednoznacznie, czy do „Podhala” należał również bocheński OP „Wicher” ppor. Stanisława Piątka „Giewonta” (dawny oddział rtm. „Dzika”), stanowiący osłonę sztabu mjr. „Oriona”, co sugerują powojenne relacje i opracowania. W wyniku koncentracji oddziałów we wsi Poręba, 14 listopada przeniósł tam swoje m.p. „Siekierz”. Oddziały rozlokowały się w przysiółkach Grotówka (OP I) i Wincentówka (OP IV). OP III bazował początkowo na zachodnim stoku góry Uklejna (osiedle Scyrek), lecz ok. 20 listopada przeniósł się do 28 Pamięć i tożsamość fot. via S. Plucha kwiecień 2014 Pluton „Krywań” w Porębie, listopad 1944. Piąty od prawej dowódca, ppor. Adam Żuwała „Gołąb” domów Poręby położonych na stoku Łysiny, w południowej części wioski. W tym czasie rozlokował się tutaj także oddział „Bicza”. W dniach koncentracji partol oddziału „Wagi” miał utarczkę z Niemcami w rejonie Czasławia: stracono w niej furmankę, lecz zabito jednego żołnierza niemieckiego i raniono innego. O świcie 21 listopada m.p. zaatakowały dwie przybyłe z Myślenic kolumny niemieckie. Zagrożony odcięciem oddział „Gołąba” zdołał się wycofać pod osłoną ognia k.m. „Bicza” i „Stryszawy”. Przeciwnicy zasiedli na przeciwległych zboczach doliny, ostrzeliwując się seriami z broni maszynowej; wreszcie w godzinach przedpołudniowych Niemcy nie widząc szans na powodzenie dalszej akcji rozpoczęli odwrót. Straty własne oddziałów wyniosły dwóch rannych („Granat” i „Wicher”) oraz jednego wziętego do niewoli („Fala”, zamordowany w Myślenicach). Utracono również ciężarówkę, którą spalono w czasie odwrotu z Grotówki. Straty niemieckie szacowano na 7 zabitych i ok. 10-20 rannych. Niemiecki meldunek dzienny informuje natomiast o 6 rannych żołnierzach Wehrmachtu oraz 7 rannych wśród funkcjonariuszy policji; według Niemców zastrzelono 14 „bandytów” a siedmiu schwytano. Bezpośrednio po starciu nastąpiła intensywna wymiana korespondencji między „Siekierzem” a „Dzikiem”, kwaterującym po przeciwnej stronie masywu Łysiny, w Węglówce (osiedle Parylówka). „Dzik” spodziewał się silniejszej kontrakcji Niemców w następnych dniach i zalecał usunięcie się oddziałów z Poręby w kierunku południowym, poza spodziewany pierścień obławy. Ostatecznie wieczorem 22 listopada oddziały „Żelbetu” wyszły z Poręby, kierując się z całym taborem na zachód, do wsi Zawadka. W tej niewielkiej, wysoko położonej wiosce stacjonował już oddział PPS por. Stanisława Długosza „Zamka” oraz sowiecki oddział wywiadowczy „Głos” kpt. Jewgienija Bieriezniaka „Michajłowa”. 29 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 fot. via S. Plucha łącznicy „terenówki”, a mjr. „Orion”, który pozostał w Węglówce, zalecał przejście na zachodni brzeg Raby. W ten sposób oddziały – za wyjątkiem sowieckiego – wyruszyły na zachód, zatrzymując się nocą 28/29 listopada w przysiółkach Zawadki. Kilka godzin później rozpoczęła się akcja niemiecka. Bój w masywie górskim Kotonia, stoczony 29 listopada stanowił jedną z największych potyczek oddziałów AK na południu kraju, a jego przebieg jest znany z licznych relacji i opracowań. Siły niemieckie uczestniczące w obławie różne relacje szacują na 1,4 – 3 tys. ludzi. Rozproszone w przysiółkach Zawadki oddziały wyszły z walki obronną ręką: stacjonująca na Jaworzynach grupa z „Siekierzem” (OP I i IV oraz oddział PPS) wyszła z okrążenia bez szwanku w kierunku zachodnim. Druga grupa oddziałów myślenickich pod bezpośrednim dowództwem „Dzika” i „Kościeszy” wycofując się grzbietem Kotonia na zachód wpadła na nieprzyjaciela i odniosła straty, lecz udało jej się oderwać i ostatecznie przeszła w masyw Sularzowej, na północ od wsi Trzebunia, a stąd przez Chełm do Węglówki. Oddział „Wagi”, odcięty na Jaworzynach został częściowo rozproszony; po walce patrolu ubezpieczającego zapadł w leśnej gęstwinie („Waga” zginął później wychodząc na patrol). Walkę ogniową wziął na siebie oddział „Bicza”, który poniósł największe straty – zdołał jednak odskoczyć do lasu, częściowo ulegając rozproszeniu. Największa grupa pod dowództwem sierż. Jana Filipowskiego „Morawy” skierowała się do Bysiny. Do Krakowa wysłano kilka meldunków, raportując rozproszenie oddziałów i poważne straty. Z II OP polegli w walce: ppor. Artur Korbel „Bicz”, Zbigniew Biskupek „Wiktor”, Józef Pękalski „Koziołek”, Ryszard Strzyżowski „Gozdawa” i Paweł Pogorzelski Artur Korbel „Bicz” – dowódca OP II W następnych dniach poczyniono przygotowania do przesunięcia na Zawadkę sztabu zgrupowania „Odwet” oraz komendy obwodu AK „Murawa”. Dotarł tu „Dzik” z „Kościeszą” i osłonowym OP „Wicher”, a także OP „Odwet”. Mimo ciężkiego marszu i ciasnoty w nowych kwaterach, nastrój w oddziałach był dobry; „Siekierz” prosił Kraków o przygotowanie dla żołnierzy 135 paczek z okazji św. Mikołaja. Przeglądu oddziałów dokonał „Dzik” (jego m.p. znajdowało się w przysiółku Oleksówka, we wschodniej części Zawadki, zaś m.p. „Siekierza” na Jaworzynach, w części zachodniej). 27 listopada otrzymano meldunek o spodziewanej na 28 listopada obławie niemieckiej. Wszystkie oddziały usunęły się z Zawadki w kierunku zachodnim, przechodząc do Więciórki (przysiółek Polana). Następnego dnia nie wydarzyło się jednak nic godnego uwagi, o spokoju meldowali 30 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 „Hugo”, a rannych zostało co najmniej dwóch partyzantów („Rekin” i „Skoczek” vel „Skok”). Oddział III stracił swojego dowódcę ppor. Jana Korzeniowskiego „Wagę” i miał trzech rannych: („Orion”, „Chart” i „Haneczka”). Oddziały myślenickie straciły 2 zabitych, 2 wziętych do niewoli oraz kilku rannych. Obaj polegli dowódcy byli uwielbiani przez swoich żołnierzy, strata ich oraz wielu kolegów powodowała wielkie przygnębienie. Katastrofą była także utrata części taborów. Co prawda i przeciwnik poniósł straty, oszacowane przez „terenówkę” na 50–100 zabitych i rannych, ale nie zmieniało to faktu, że sytuacja oddziałów w obliczu nadciągającej zimy drastycznie się pogorszyła. Według oficjalnego niemieckiego raportu, w starciu poległo 7 funkcjonariuszy policji (w tym 2 oficerów), a 7 było rannych. Opiewano w nim przede wszystkim sukces akcji, najpewniej sprowokowanej przez namierzenie radiostacji oddziału sowieckiego oraz informacje konfidentów o pobycie oddziałów partyzanckich: zginąć miało 34 „bandytów”, 6 wzięto do niewoli (w rzeczywistości 2 z OP „Odwet” oraz 5 osób cywilnych z Zawadki). Niemcy chwalili się też zdobyczą, którą według meldunku stanowiły 4 karabiny maszynowe, 2 panzerfausty, 20 karabinów, 6 pistoletów, 15 kg materiałów wybuchowych, granaty, amunicja, radiostacja plecakowa, ekwipunek wojskowy, 16 koni i 3 pojazdy. Część z tych strat można przypisać do oddziału „Bicza”, który w pośpiechu opuszczał kwatery w osiedlu Tajsy („Morawa” zgłaszał w zestawieniu z 4 grudnia zaginięcie 2 p.m., 4 kb., sztucera i 2 pistoletów, prawdopodobnie oddział stracił również wspominają radiostację). Druga część strat mogła przypadać na oddział PPS „Zamka”, który także stracił tabor – ale na fotografiach wykonanych w grudniu 1944 r. przy schronisku na Markowych Szczawinach oddział ten posiada swoją broń maszynową. W wyniku starcia oraz akcji odwetowej, która nastąpiła 4 grudnia, licząca 60 gospodarstw wieś Zawadka została całkowicie spalona, a śmierć poniosło siedmioro mieszkańców. Grupa „Siekierza” wyszła z okrążenia przedostając się do Więciórki. Po odejściu sił niemieckich z Zawadki, podjęto patrolowanie masywu Kotonia, odnajdując jedynie kilku poległych. Później dołączyła grupa partyzantów z OP III z rannymi. W tej sytuacji „Siekierz” zdecydował się na skierowanie najciężej rannych „Oriona” i „Charta” na leczenie do bazy oddziału por. Gerarda Woźnicy „Hardego”, położonej w lesie Gościbia, w odległości kilku kilometrów. Dla oddziałów zarządzono odejście trudnym, górskim terenem w kierunku południowo-zachodnim. Wyruszono 30 listopada; po kilku godzinach partyzanci dotarli do Osielca (przysiółek Gąsiory), gdzie napotkano oddział „Harnaś” 3 psp AK, dowodzony przez ppor. Henryka Gallasa „Hańczę”, który udzielił „Żelbetom” pomocy. Oddział PPS powędrował dalej, w kierunku Babiej Góry. W Osielcu zorganizowano akcję pieczenia chleba i po odpoczynku, 3 grudnia rozpoczęto powrót na teren obwodu „Murawa”. Po drodze, na terenie Łętowni ostrzelano niewielki oddział niemiecki. Szosę Kraków – Zakopane przekroczono w Pcimiu tuż przed przejazdem kolumny pacyfikacyjnej, zdążającej o świcie 4 grudnia do Zawadki. Przez Bulinę oddziały dotarły do Sarnulek, przysiółka Kornatki, gdzie znalazły gościnę u Wojciecha Piwowarskiego „Rogacza”. Dołączyło tu kilku ludzi, którzy wycofali się z „Dzikiem” do Węglówki. Tymczasem grupa „Morawy” (23 ludzi) pozostawała w Bysinie; jej dowództwo miał w następnych dniach objąć Stanisław Pawlik „Afrykańczyk”. 31 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Działania oddziałów partyzanckich I–IV w ramach zgrupowania „Odwet” 6 DP AK (październik – grudzień 1944). Opracowanie autora na podstawie map R. Ciesielskiego i S. Pluchy. Po kilku dniach „Kordian” odwiedził zgromadzone na Sarnulkach oddziały i po naradzie z „Siekierzem” zdecydowano o ich czasowym rozwiązaniu. Ludzie mieli udać się na konspiracyjne kwatery, a ranni i chorzy pod opieką grupy osłonowej sierż. Władysława Ćwiękały „Żywca” zostali zamelinowani w Sieprawiu i Czechówce. Broń zamelinowano u „Rogacza”. Nie dane jednak było partyzantom uczestniczyć w ostatniej rozprawie z okupantem, do której oddział był przygotowywany – decyzje z połowy grudnia 1944 r. kończyły, jak się okazało, jego kilkumiesięczny szlak bojowy. Wskutek szybkich postępów Armii Czerwonej w czasie spodziewanej od dawna ofensywy (ruszyła ona 12 stycznia 1945 r.), nie zdołano się ponownie zmobilizować. W następnych dniach Armia Krajowa została rozwiązana, a 21–24 stycznia tereny, na których wcześniej operowało zgrupowanie, n zostały zajęte przez wojska sowieckie. 32 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Gorczański „Lampart” Dawid Golik Był bez wątpienia jednym z najbardziej znanych podhalańskich partyzantów. Zawodowy oficer, zaangażowany w działalność konspiracyjną od pierwszych miesięcy okupacji, w okresie „Burzy” stanął na czele IV batalionu 1. pułku strzelców podhalańskich AK. Wraz ze swoimi żołnierzami przeszedł do historii jako pogromca Niemców podczas tzw. bitwy ochotnickiej. Artylerzysta z Niedźwiedzia nika artylerii ze starszeństwem z dniem 15 sierpnia 1927 r. Został jednocześnie przeniesiony do 4. pułku artylerii polowej (przemianowanego w 1932 r. na 4. pułk artylerii lekkiej), gdzie początkowo dowodził plutonem i czasowo pełnił funkcję instruktora w szkole podoficerskiej. Najprawdopodobniej w 1928 r. został odznaczony Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości, a w 1929 r. podczas odbywania półrocznej praktyki w 59. pułku piechoty został mianowany porucznikiem ze starszeństwem z dniem 15 sierpnia 1929 r. Przez kolejne trzy lata Zapała dowodził plutonem, a czasowo także baterią i jednym z dywizjonów pułku. Jednocześnie ze służbą wojskową rozpoczął w 1931 r. studia na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. W sierpniu 1932 r. został przeniesiony do 7. pułku artylerii ciężkiej w Poznaniu i, jak sam pisał: Z powodu bardzo ciężkich warunków naukę [na studiach] musiałem przerwać. Po ukończeniu oficerskiego kursu pomiarów artylerii został w 1934 r. przeniesiony do 4. pułku artylerii ciężkiej w Częstochowie, gdzie pełnił funkcję oficera łączności a następnie oficera zwiadu II dywizjonu tego pułku. Zachowała się opinia przełożonych na jego temat z tego okresu: Por. art. Zapała Julian. Wesołego i pogodnego usposobienia. Nerwowo opanowany. Inicjatywa i energia średnia. Dość lekkomyślny a w pracy powierzchowny. Posiada tupet, którym pomaga sobie w potrzebie. Mało ruchliwy, bardzo koleżeński. Julian Zapała urodził się 1 lutego 1904 r. w położonej przy północnych stokach Gorców miejscowości Niedźwiedź. Pochodził z średniozamożnej rodziny góralskiej, którą stać było jednak na to, żeby zainwestować w jego edukację. Ukończył najpierw szkołę powszechną, a następnie prywatnie przerobił materiał z I klasy gimnazjum. W latach 1918–1921 kontynuował naukę w Gimnazjum Humanistycznym w Myślenicach oraz w Gimnazjum Humanistycznym w Nowym Targu. Chcąc związać się na stałe ze służbą wojskową złożył podanie o przyjęcie do Korpusu Kadetów Nr 2 w Modlinie. Tam ukończył V klasę gimnazjum, a następnie przeniósł się do Korpusu Kadetów Nr 1 we Lwowie, gdzie kształcił się przez trzy lata i w 1925 r. zdał egzamin dojrzałości. Wyniki egzaminu uznać można za przeciętne, z lepszymi ocenami jedynie z historii, geografii oraz religii. Podobnie przedstawiała się sprawa otrzymanego przez Zapałę „Świadectwa wyszkolenia wojskowego”, z którego dowiedzieć się można, że ukończył on szkołę z 52. lokatą (na 60 kadetów), niemniej jednak uznano go za zdolnego do kontynuowania nauki w szkole oficerskiej. Bezpośrednio po maturze Julian Zapała trafił do wojska, otrzymując przydział do 27. pułku piechoty, skąd skierowano go do Oficerskiej Szkoły Artylerii w Toruniu. Po dwuletnim szkoleniu i praktykach ukończył tę uczelnię otrzymując stopień podporucz- 33 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 na. Do systematycznej pracy brak skłonności, potrzebuje dopingu. Przygotowanie dość dobre, doświadczenie duże. Dobry dowódca baterii. W 1939 r. Juliana Zapałę mianowano kapitanem, ze starszeństwem z dniem 19 marca 1939 r. Wybuch wojny zastał go w rejonie Bełchatowa, skąd następnie jego jednostka wycofywała się wraz z 30. Dywizją Piechoty w kierunku Warszawy. 12 września liczyła już jedynie 10 haubic i została podporządkowana 8. DP, walczącej w składzie Armii „Modlin”. Od tej pory artylerzyści stali się częścią załogi broniącej bohatersko przez kolejnych kilkanaście dni twierdzy. 28 września 1939 r. Modlin skapitulował. Wcześniej jednak ustalono, że nastąpi to na honorowych warunkach – wszyscy żołnierze mieli zostać w krótkim czasie po kapitulacji zwolnieni, a oficerowie otrzymali prawo do opuszczenia murów twierdzy z bronią białą. Kpt. Julian Zapała podczas służby w Wojsku Polskim Zdolny i sprytny życiowo. Głębszej wiedzy ani ogólnej ani fachowej nie posiada. Dużo pomaga sobie sprytem i dużą dozą szczęścia życiowego. Zmuszony może dać dużo z siebie. Posiada zimną krew i szybkość decyzji. Dba o podwładnych. Ta nie do końca pochlebna opinia zaważyła na tym, że został pominięty w obsadzie wyższych stanowisk, wytknięto mu też wszystkie popełniane przez niego dotychczas błędy. Jak odnotowali przełożeni, wpłynęło to na poprawę osiągnięć por. Zapały. Warte odnotowania i świadczące o postępach było stwierdzenie jednego z wyższych oficerów, że w razie wojny [Zapała] może być b[ardzo] dobrym dowódcą. Dalsza praca nad sobą doprowadziła do tego, że najprawdopodobniej z początkiem 1937 r. Julianowi Zapale powierzono dowództwo 4. baterii 4. pac. W opinii na jego temat dowódcy 4. Grupy Artylerii możemy przeczytać: Każde specjalne zadanie wykona doskonale, szybko się zorientuje, natychmiast zdecyduje i z zapałem wyko- Początki konspiracji Przypuszczalnie w pierwszej połowie października 1939 r. Zapała powrócił do rodzinnego Niedźwiedzia. Wraz z nim zjawił się tam inny artylerzysta spod Modlina i rodak Zapały – kpt. Alojzy Piwowar. Obaj zaraz po przyjeździe w Gorce rozpoczęli tworzenie organizacji konspiracyjnej, do której z czasem włączali kolejne zaufane osoby. 15 grudnia 1939 r. w schronisku Jana Rapciaka pod Starymi Wierchami spotkali się z płk. Aleksandrem Stawarzem, w czasie kampanii wrześniowej dowódcą 2. Brygady Górskiej WP. Płk. Stawarz unikając niewoli przedostał się w październiku 1939 r. ze Lwowa do Krakowa i rozpoczął tworzenie regionalnej organizacji niepodległościowej – Dywizji Podhalańskiej w Konspiracji. Podporządkowując się Stawarzowi kpt. Zapała obrał pseudonim „Lampart”. Po aresztowaniu płk. Stawarza w 1941 r. grupa konspiratorów z Niedźwiedzia utrzy- 34 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 mywała kontakt zarówno z jego następcą mjr. Edwardem Gött-Getyńskim, jak i z inspektorem ówczesnego Inspektoratu ZWZ Nowy Targ mjr. Franciszkiem Galicą „Rysiem”. Przypuszczalnie już w pierwszych miesiącach 1941 r. konspiratorzy zdecydowali się na ostateczne podporządkowanie ich grupy strukturom Związku Walki Zbrojnej. Wskazuje na to również fakt włączenia kpt. Piwowara (posługującego się pseudonimem „Turbacz”) do sztabu zreorganizowanego wiosną 1941 r. Inspektoratu ZWZ Nowy Targ, gdzie został on zastępcą inspektora Galicy. W tym samym czasie powstała też formalnie placówka ZWZ w Niedźwiedziu, na której czele stanął „Lampart”. W roku 1942 nastąpiły kolejne aresztowania pośród podhalańskich konspiratorów. Od czerwca do sierpnia 1942 r. Niemcy zatrzymali wiele związanych z podziemiem osób, paraliżując de facto funkcjonowanie struktur ZWZ-AK w rejonie Nowego Targu oraz Rabki, a także doprowadzając do wyjazdu ppłk. Galicy z zagrożonego terenu. Aresztowania dotknęły także ludzi związanych z Niedźwiedziem. Niemcy w poszukiwaniu czołowych działaczy tamtejszej placówki zatrzymali m.in. kpt. Piwowara oraz brata „Lamparta” – Stanisława Zapałę (przypadkowo, gdyż zamierzali aresztować „Lamparta”). Po tym zdarzeniu Julian Zapała był w swoich rodzinnych stronach „spalony”. Jak wspominał po latach jego współpracownik: „Lampart” ukrywał się na terenie Koniny i Niedźwiedzia, tak że czas ukrywania się na tym terenie był równy, może trochę więcej przypadło na Niedźwiedź, parę razy korzystaliśmy obaj z meliny – u Jana Rabciaka [właśc. Rapciaka] na [Starych] Wierchach. W styczniu 1943 r. Zapała zdecydował się przekazać swoją placówkę st. sierż. Władysławowi Pleczyńskiemu, a sam przeniósł się w inny rejon Gorców, nie rezygnując jednak z pełnienia obowiązków jej dowódcy. Jego podwładni odprowadzili go wówczas na kwaterę na Hubie. Tam oraz w rejonie Ochotnicy Górnej „Lampart” miał się ukrywać przez kolejny rok. W 1944 r. rejon Niedźwiedzia musiał opuścić także Pleczyński. Jego wyjazd wywołał negatywną reakcję wśród zakonspirowanych żołnierzy plutonu AK w Niedźwiedziu. Jak ja wyjeżdżałem z Niedźwiedzia to wszystko – tzn. komendę placówki przekazałem Fr[anciszkowi] Zapale („Niedźwiadkowi”) na polecenie „Lamparta”. Przedtym zrobiłem odprawę z naszymi podkom[endnymi] i powiedziałem im, że ja opuszczam ten teren, a od tej chwili będzie komendantem Zapała Franciszek „Niedźwiadek” na terenie Koniny, Niedź[wiedzia], Poręby i Podobina, ale głównym dowódcą jest „Lampart” Zapała Julian. Odwołanie się do autorytetu nieobecnego na tym terenie od ponad roku „Lamparta” tym razem nie poskutkowało. Część tych podkomendnych oświadczyli, że jak ja nie będę z nimi to oni przejdą do „Ognia” (Józef Kuraś). I tak zrobili po moim wyjeździe. Ale reszta pozostała pod dow[ództwem] „Niedźwiadka” [...] – pisał Pleczyński. Reorganizacja placówki w Niedźwiedziu oraz podporządkowanie jej żołnierzy strukturom Obwodu AK Limanowa spowodowały niemal całkowite wycofanie się „Lamparta” z działań na rzecz ówczesnego Inspektoratu AK Nowy Sącz. Wielokrotnie próbowano w tym czasie nawiązać kontakt z kpt. Zapałą – planowano włączyć go do sztabu inspektoratu i powierzyć komendę obwodu AK w Limanowej lub w Nowym Targu. Z propozycji tych „Lampart” albo nie skorzystał, albo też z uwagi na jego silne zakonspirowanie, nigdy one do niego nie dotarły. Partyzanci nad Ochotnicą Wysłannikom inspektoratu udało się odnaleźć „Lamparta” dopiero w grudniu 35 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Partyzanci z Obwodu AK Nowy Targ podczas mobilizacji do „Burzy”. Polana Wyżnia w Gorcach, sierpień 1944 r. 1943 r. Przekazano mu wówczas rozkaz utworzenia na terenie Ochotnicy placówki AK oraz oddziału dyspozycyjnego. Rozpoczynał się etap przygotowań do walk z wycofującymi się Niemcami. Wiosną 1944 r. kpt. Zapała miał do swojej dyspozycji kilkunastu uzbrojonych ludzi – zaczęły się więc pierwsze akcje dywersyjne, polegające początkowo przede wszystkim na niszczeniu zlewni mleka, akt gminnych i spisów kontyngentów. Poważniejszą działalność rozpoczęto dopiero z chwilą uruchomienia na Podhalu akcji „Burza”, a więc na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. Wówczas to na bazie oddziału dyspozycyjnego AK z Ochotnicy rozpoczęto budowę batalionu partyzanckiego, do którego mobilizowano żołnierzy podziemia z całego okupacyjnego powiatu nowotarskiego. Docelowo batalionem tym dowodzić miał „Lampart”, jednak w okresie przygotowań do stworzenia 1. pułku strzelców podhalańskich AK i szkolenia przybyłych w Gorce rekrutów, pierwszoplanową rolę odgrywał w tym względzie Komendant Obwodu AK Nowy Targ – mjr Adam Stabrawa „Borowy”. To właśnie pod jego dowództwem przyszli partyzanci „Lamparta” wykonywali pierwsze zadania bojowe – zwrócone przeciwko słowackim placówkom granicznym i posterunkom żandarmerii oraz pojedyncze akcje przeciw Niemcom. W tym czasie kpt. Zapała przygotowywał kwatery dla swojej przyszłej jednostki i likwidował konfidentów. Dopiero w drugiej połowie września 1944 r. doszło do koncentracji wszystkich grup partyzanckich na osiedlu Skałka nad Ochotnicą Górną, gdzie formalnie powołano do życia dowodzony przez „Lamparta” IV batalion 1. psp AK. Równocześnie mjr „Borowy” został mianowany nowym inspektorem nowosądeckim i dowódcą pułku. Zanim odszedł na nową kwaterę w rejon Szczawy wziął udział w uroczystym zaprzysiężeniu 1. psp AK, które odbyło się na Skałce. Gospodarzem miejsca był batalion „Lamparta”. Żołnierze urządzili w niewielkim zagajniku drewniany ołtarz polowy, którego centralnym punktem był obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Dekorowały go kwiaty oraz karabiny ułożone na kształt odchodzących od niego promieni słońca. Mszę św. odprawił ks. dr Jan Czuj. Przed ołtarzem ustawili się w czworoboku żołnierze AK z oddziału „Lamparta”, konspirato- 36 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 rzy z miejscowych placówek podziemia oraz reprezentanci władz inspektoratu. Łącznie na polanie zgromadziło się kilkuset umundurowanych partyzantów oraz ich współpracowników. Podczas mszy ks. dr Czuj wygłosił następujące słowa: Jestem już starym księdzem, widziałem i przeżyłem wiele. Nie pierwszy raz wysyłam polskich żołnierzy na front, nie pierwszy raz błogosławię ich przed bojem; ale dziś, chłopcy, stoicie przed walką z najokrutniejszym wrogiem Boga i człowieka, z nieludzkim ciemiężcą naszego narodu. Idziecie w najbardziej sprawiedliwy bój. Odwróćcie twarze i popatrzcie na szczyty Tatr – pryska mit Śpiących Rycerzy. Śpiącymi Rycerzami jesteście wy, którzy zbudziliście się ze snu i których w imię Boga posyłam dziś w bój, abyście nam wszystkim wywalczyli wolną Ojczyznę! Batalion dowodzony przez kpt. Zapałę liczył na początku października 1944 r. blisko dwustu ludzi, których podzielono na dwie kompanie (10. – por. Tadeusza Kosmowskiego „Lasa” i 11. – ppor. Adama Czartoryskiego „Szpaka”, a następnie ppor. Adama Winnickiego „Pazura”) kwaterujące stale we wspólnym obozie na Skałce. Tak nagły rozwój sił partyzanckich i wykonywane przez podwładnych „Lamparta” akcje na niemieckie strażnice graniczne, magazyny z kontyngentami, a także spalenie dużego mostu drogowego na Dunajcu, sprawiły, że rejon Ochotnicy zaczęto nazywać „republiką bandycką”. Okupant był też zdecydowany ukarać niepokorną wieś wspierającą polskich oraz sowieckich partyzantów, z utworzonego w tym czasie zgrupowania ppłk. Iwana Zołotara „Artura”. Szykowana była duża ekspedycja, która do Ochotnicy dotarła 18 października 1944 r. wane, odbywało się także jednocześnie w kilku kolumnach. Oddziały niemieckie zostały przetransportowane na pozycje wyjściowe samochodami, a następnie według ustalonej marszruty żołnierze i policjanci spotkać się mieli w jednym punkcie – w rejonie szkoły i kościoła w Ochotnicy Dolnej. Maszerując Niemcy zabierali po drodze bydło i owce, a także ludzi do poganiania żywego inwentarza. Ich działaniom towarzyszył samolot rozpoznawczy „Storch”, który krążył nad Ochotnicą przez cały dzień wypatrując partyzantów. Sytuacja IV batalionu była trudna, część partyzantów była bowiem poza Ochotnicą, a w obozie początkowo nie było też kpt. „Lamparta”, który wrócił na Skałkę wczesnym popołudniem. Wspólnie z por. „Lasem” zadecydował wówczas, że należy dokładnie ustalić siły niemieckie i w miarę możliwości przeprowadzić zasadzki w dolinie Ochotnicy. Nie wiedziano bowiem wówczas czy akcja Niemców ma na celu pacyfikację wsi, czy też stanowi preludium do uderzenia na obóz na Skałce. Siły niemieckie, które znalazły się w dniach 18–20 października 1944 r. na terenie Ochotnicy należy szacować na 2,5–3 tys. doskonale uzbrojonych policjantów oraz żołnierzy Wehrmachtu. Przypuszczalnie ich podstawowym zadaniem było zabezpieczenie akcji odbioru zaległych kontyngentów oraz zatrzymanie młodych górali, którzy następnie mieli być wykorzystani przy budowie niemieckich fortyfikacji w rejonie Nowego Sącza. Oddziałom tym kpt. Zapała mógł przeciwstawić zaledwie 111 swoich własnych ludzi, którym z czasem na pomoc przyszło 55 partyzantów z dowództwa pułku i I batalionu 1. psp AK oraz kilkudziesięciu dywersantów sowieckich. Mimo tak dużej dysproporcji sił „Lampart” zdecydował się na akcję zaczepną – podzielił akowców na mniejsze patrole i wysłał w dół wsi, „Bitwa ochotnicka” Wejście Niemców na teren Ochotnicy było dokładnie zaplanowane i skoordyno- 37 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Żołnierze IV batalionu 1. psp AK po mszy polowej na Skałce nad Ochotnicą 24 września 1944 r. ażeby przeprowadzały zasadzki na kolumny niemieckie. Już pierwszego dnia walk partyzanci skutecznie ostrzelali zaskoczonych Niemców likwidując w jednym z jadących aut majora Wehrmachtu oraz jego kierowcę. Akcje na kolumny realizowano także dzień później. Wyróżnił się w nich przybyły z Zalesia patrol pchor. Jana Adamczyka „Gryfa”. Przez kilka godzin, na zimnie i deszczu, partyzanci cierpliwie oczekiwali na Niemców podążających z Ochotnicy Dolnej ze zrabowanym dobytkiem i aresztowanymi mieszkańcami wsi. Na wysokości akowskich pozycji znaleźli się oni dopiero późnym popołudniem – wówczas to otworzono do nich zmasowany ogień, który tak jak w dniach poprzednich doprowadził do rozproszenia się bydła i ucieczki wielu aresztowanych osób w góry. Fragment walk zapamiętał strz. Jan Prus-Paygert „Boruta”: Tam wszędzie są murki układane przez chłopów przy oraniu. I za takim murkiem ja sobie siedzę. I nagle zaczyna się strzelanina pode mną i na prawo ode mnie pod krzyżem. W jakimś poprzednim zrzucie, jaki do nas dotarł, to było jeszcze przed moim dotarciem, rozwalił się worek czy kontener z amunicją karabinową [do Brena], natomiast ocalał kontener czy worek z amunicją świetlną. I nagle widzę serię tych [smugowych pocisków] białe, czerwone, zielone, niebieskie. Niemcy na ogień z Brena odpowiedzieli seriami z cekaemu. Podczas strzelaniny, według relacji akowców, zabitych i rannych miało być kilku żołnierzy niemieckich. Po ostrzale partyzanci wycofali się w góry. Spieszący rozbitej kolumnie z pomocą oddział niemiecki został ostrzelany przez inny akowski patrol i zawrócił do Ochotnicy Dolnej. Dopiero trzeciego dnia walk, 20 października 1944 r., Niemcy zdecydowali się na koncentryczny atak na obóz IV batalionu na Skałce. Tym razem to po ich stronie była inicjatywa, dzięki czemu bardzo szybko wdarli się na pozycję akowców i zmusili ich do opuszczenia kwater i wycofania się 38 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 w inny rejon Gorców. Stracono przy tym jednego zabitego partyzanta, pięciu kolejnych zostało wziętych do niewoli. Ponadto czterech akowców zostało rannych – zdołano ich jednak wynieść z placu boju. Wielu żołnierzy AK winą za utratę obozu i stratę ludzi obarczało kpt. „Lamparta”, który według nich zbyt długo zwlekał z decyzją o odwrocie. Zmierzch legendy Po walkach w Ochotnicy IV batalion uległ częściowemu rozproszeniu, a następnie ponad połowę jego żołnierzy zwolniono na placówki. Mimo to podwładni „Lamparta” do końca okupacji podejmowali akcje przeciw Niemcom i ich współpracownikom. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Małopolski i rozwiązaniu 1. psp AK w styczniu 1945 r., Julian Zapała pozostał wraz z kilkoma najbardziej zaufanymi ludźmi w konspiracji. Awansowany do stopnia majora, ścigany przez NKWD i UB, wykonywał do sierpnia 1945 r. rozkazy mjr. „Borowego”, a po jego wyjeździe z Polski przekazał część „melin” broni zgrupowaniu „Ognia”. Bliższa współpraca z ludźmi Józefa Kurasia jednak nie nastąpiła, gdyż „ogniowcy” zlikwidowali w 1946 r. w niejasnych okolicznościach brata „Lamparta” – Franciszka Zapałę. Fakt ten wpłynął znacząco na późniejsze losy kpt. Zapały. W styczniu 1947 r. na trop „Lamparta” wpadł wywiad Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W meldunku KBW z 8 stycznia 1947 r. przeczytać można: Udało nam się skontaktować z kpt. „Lampartem” – członkiem Inspektoratu AK Podhale w czasie okupacji. Obecnie „Lampart” przebywa w m[iejscowości] Konina. „Lampart” nie czuje żadnych sympatii w stosunku do „Ognia”, co więcej jest jego wrogiem („Ogień” na tle porachunków osobistych zabił brata „Lamparta”). „Lampart” nie zdekonspirował się jeszcze, Kpt. Julian Zapała „Lampart” – zdjęcie z okresu okupacji teraz właśnie chce się ujawnić. „Lamparta” chcemy wykorzystać do walki z „Ogniem” wydając ulotkę przeciwko „Ogniowi” z podpisem „Lamparta”. Trzeba zaznaczyć, że „Lampart” cieszył i cieszy się autorytetem wśród starych członków podziemia. Ulotka taka niewątpliwie wywarłaby duży wpływ na nich. Po dwóch latach ukrywania się Julian Zapała rzeczywiście zdecydował się na ujawnienie, zezwolił też komunistom na opublikowanie ulotki, która podpisana była jego pseudonimem. Jednak na tym współpraca „Lamparta” z komunistami definitywnie się zakończyła. Nie wydał im ani posiadanych skrytek z bronią, ani też okupacyjnego archiwum swojego oddziału, które ukrywał do końca życia. Na przełomie lat 50/60 był czynnie rozpracowywany przez bezpiekę. Zmarł w Krakowie 9 kwietnia 1964 r. Został pochowany na cmentarzu w rodzinn nym Niedźwiedziu. 39 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Jan Karski (właściwie Jan Kozielewski) Beata Wolszczak Był szczery i prostolinijny, miał fotograficzną pamięć. Niewątpliwie miał wnikliwy umysł i umiejętność syntetyzowania zaobserwowanych szczegółów. Urodził się w Łodzi w 1914 r. Ojciec, Stefan Kozielewski prowadził zakład rymarski na ul. Kilińskiego, matka Walentyna zajmowała się domem. Rodzina żyła skromnie, niemniej wszystkie sześcioro dzieci skończyły przynajmniej gimnazjum. Młodość Jak sam mówił ukształtowały go dwie tradycje: religia i kult Piłsudskiego. Ojca mało pamiętał (zmarł, kiedy syn zaczynał gimnazjum), matce zawdzięczał głównie religijną gorliwość. W domu panowała atmosfera uwielbienia dla Piłsudskiego. Wzorem dla Jana był starszy o 17 lat brat Marian, legionista i zdeklarowany piłsudczyk, oficer polskiej Policji Państwowej. W wieku 17 lat rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie, po dwóch latach także drugi fakultet – dyplomację. Po uzyskaniu dyplomu uniwersyteckiego, odbył przeszkolenie w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Pracę w dyplomacji rozpoczął jeszcze na studiach, podczas praktyk. Od 1936 r. pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, najpierw w polskich placówkach dyplomatycznych w Genewie i Londynie, od 1939 r. jako urzędnik ministerstwa w Warszawie. We wrześniu jego oddział wycofywał się na wschód, nie biorąc udziału w walkach. 17 września dostali się do niewoli sowieckiej. Na wiadomość o decyzji o niemiecko-sowieckiej wymianie jeńców pozbył się dystynkcji oficerskich i jako szeregowiec został przekazany stronie niemieckiej. Na terenie okupowanym przez Niemców uciekł z niemieckiego transportu. W połowie listopada dotarł do Warszawy. Wrzesień 1939 r. Początki konspiracji Jan Karski, Warszawa, 1935 W ramach powszechnej mobilizacji, 23 sierpnia 1939 r. został skierowany do V Dywizjonu Artylerii Konnej w Oświęcimiu. Wojskowa organizacja konspiracyjna, Służba Zwycięstwu Polsce, powstała jeszcze w trakcie walk obronnych. We Francji 40 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 30 września 1939 r. powstał polski Rząd na uchodźstwie. Palącą potrzebą stała się więc koordynacja działań w Kraju i na emigracji. Potrzebni byli zaufani kurierzy, inteligentni, obdarzeni dobrą pamięcią, o nienagannej postawie moralnej, których zaakceptują środowiska, do których mieli dotrzeć. To właśnie wówczas, w październiku 1939 r., zaczęła się kariera publiczna Jana Karskiego. W początkach konspiracyjnego życia decydującą rolę odegrał starszy brat Jana, Marian, przed wojną komendant polskiej Policji Państwowej w Warszawie, od początku okupacji komendant policji granatowej. To brat wprowadza go do konspiracji i proponuje misję do Rządu polskiego we Francji. Jan Karski spotkał się z przedstawicielami opozycyjnych, antysanacyjnych stronnictw politycznych skupionych w Centralnym Komitecie Organizacji Niepodległościowych, m.in. z Ryszardem Świętochowskim (Stronnictwo Pracy) i Marianem Borzęckim (Stronnictwo Pracy, w latach 1927–1934). Za podstawę prawną swojej działalności Komitet uważał upoważnienie, jakiego udzielił Świętochowskiemu gen. Władysław Sikorski we wrześniu 1939 r. Potwierdzeniem tego upoważnienia był fakt finansowania działalności CKON-u przez Rząd na uchodźstwie. Otrzymywane z tego źródła dotacje pieniężne dzielone były między organizacje wchodzące w skład Komitetu bądź współpracujące z nim. Jan Karski, lata 40. pozostać na stanowisku komendanta Policji Granatowej w Warszawie, czy przejść do konspiracji. Misja Jana Karskiego rozpoczęła się w końcu listopada 1939 r.; trasa miała wieść przez Rumunię , za pośrednictwem polskiej placówki – do Francji. Karski dotarł do Lwowa, skąd dalsza podróż okazała się niemożliwa. Powrócił do Warszawy, aby w styczniu 1940 r. wyruszyć powtórnie w drogę. Przez Kraków, Zakopane, słowackie Koszyce, do Budapesztu. Stamtąd zaś koleją przez Jugosławię i Włochy dotarł do Modane we Francji, gdzie zameldował się w placówce polskiego kontrwywiadu. Misja do Angers Centralny Komitet Organizacji Niepodległościowych skierował do gen. Sikorskiego prośbę o wyznaczenie cieszącego się jego zaufaniem Delegata Rządu w okupowanym Kraju. Na stanowisko to komitet proponował Ryszarda Świętochowskiego. Z kolei Marian Kozielewski prosił o kontakt z gen. Sosnkowskim i opinię, czy ma W Angers W Angers opiekunem Karskiego był wicepremier, minister Stanisław Kot. To minister Kot wprowadzał go w tajniki życia politycznego emigracji, organizował spotkania. 41 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Zaraz po dotarciu na miejsce kurier sporządził dwa raporty. Pierwszy był rutynowym sprawozdaniem z podróży, drugi zawierał opis sytuacji ogólnej w Kraju, wybrane zagadnienia polityczno-ideowe, stosunek do Rządu RP w Angers i wreszcie zagadnienia żydowskie. Tutaj Karski zastrzega, że kwestii żydowskiej przed wyjazdem specjalnie nie studiował, a jego raport zawiera tylko codzienne obserwacje. Pomysł ich spisania wyszedł od Stanisława Kota, którego rodzina pozostała w Warszawie (żona była pochodzenia żydowskiego). Ponadto Karski odbył spotkania z premierem Władysławem Sikorskim i gen. Kazimierzem Sosnkowskim. Materiały przekazane przez Karskiego nie były ani pierwszymi, ani najważniejszymi jakie dotarły do Angers. Niemniej wywiązał się z zadania wzorowo, zyskał zaufanie polityków, dla których okazał się człowiekiem bardzo uzdolnionym, bystrym obserwatorem stosunków krajowych, oddanym patriotą i jednocześnie osobą o demokratycznych przekonaniach i wyważonych poglądach. Pierwsze raporty Karskiego zaskakiwały dojrzałością; pokazały też, że autor posiada cenną umiejętność obserwacji i syntezy oraz dar samodzielnego myślenia. Nic więc dziwnego, że po dwóch miesiącach zaproponowano Karskiemu specjalną pracę dla Rządu Polskiego. Miał to być powrót do Kraju i przekazanie materiałów Rządu dla konsolidującej się konspiracji: w jaki sposób ma wyglądać współpraca czterech głównych stronnictw politycznych, sugestie dotyczące trybu wyboru kandydatur na Delegata Rządu oraz ustalenie zasad współpracy i współzależności między Delegatem Rządu, porozumieniem Stronnictw i Komendantem Głównym ZWZ. Karski był jednym z pierwszych (jeśli w ogóle nie pierwszym) emisariuszy i kurie- rów politycznych Rządu, którzy przedarli się z Francji do okupowanego Kraju. Wszyscy jego poprzednicy reprezentowali wojsko, a sprawami cywilnymi zajmowali się niejako na marginesie. Tymczasem według instrukcji gen. Kazimierza Sosnkowskiego, przekazanej do Kraju, emisariuszom miały być powierzone zazwyczaj misje bardziej odpowiedzialne, toteż musieli się oni orientować w ogólnej sytuacji wojskowo-politycznej, znać całokształt pracy wysyłających ich organizacji. Często dawane im były pełnomocnictwa do uregulowania i rozstrzygania na miejscu wielu zagadnień, dotyczących organizacji, do której zostali skierowani. Emisariusz znał treść powierzonych mu dokumentów. Emisariusze używani byli przeważnie na wyższych szczeblach organizacyjnych. W początkach kwietnia 1940 r. Karski wyjechał z Paryża, przez Włochy i Jugosławię dotarł do Budapesztu, następnie znanym mu szlakiem przez Słowację – do Zakopanego i Krakowa. W czasie pobytu w Krakowie nawiązał kontakty z miejscową siatką konspiracyjną (m.in. poznał Józefa Cyrankiewicza). Do Warszawy dotarł na początku maja, w dniu aresztowania przez gestapo brata, Mariana Kozielewskiego (Marian Kozielewski trafił do Auschwitz, po roku zwolniony, wrócił do Warszawy, był organizatorem i komendantem Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, brał udział w Powstaniu Warszawskim). Warszawa 1940 r. Tymczasem w Warszawie doszło do konsolidacji podziemia. W związku z aresztowaniami pozycja Centralnego Komitetu Organizacji Niepodległościowych zdecydowanie osłabła, powstał Polityczny Komitet Porozumiewawczy, będący platformą porozumienia stronnictw politycznych. W skład PKP weszli przedstawiciele Stronnictwa 42 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Narodowego, Stronnictwa Ludowego, Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność, Równość, Niepodległość oraz komendanci ZWZ. Od kwietnia 1940 r. PKP jest uznawany przez polskie władze na uchodźstwie za polityczną reprezentację w Kraju. Karski przywiózł do Kraju polecenie dla CKON-u o wstąpieniu do PKP Nie wiadomo, z kim Karski nawiązał kontakt w Warszawie po powrocie. Mógł być to Stefan Korboński, który odnotował w swoich wspomnieniach, że podczas obrad Polskiego Komitetu Porozumiewawczego Karski zrobił duże wrażenie na wszystkich obiektywnością, z jaką przedstawiał wszystkie zagadnienia, oraz doskonałą pamięcią, obejmującą nawet najdrobniejsze szczegóły. Nikt nie miał już wątpliwości, że „Witold” (taki był pseudonim Jana Kozielewskiego) wyruszy z kolejną, trzecią misją do Francji. Przygotowując się do zadania Karski obserwował posiedzenia PKP, odbył wiele spotkań z przedstawicielami stronnictw politycznych. Zadaniem Karskiego było zreferowanie procesu budowy Państwa Podziemnego oraz jego mechanizmów, przebieg dyskusji koalicyjnych, treść osiągniętych kompromisów, warunków, jakich spełnienia podziemie oczekiwało od Rządu w zamian za udzielenie przez Kraj poparcia Sikorskiemu. Ponadto został zaprzysiężonym kurierem poszczególnych stronnictw do ich reprezentantów w gabinecie Sikorskiego. Było to dowodem wielkiego zaufania do Karskiego, który zobowiązał się do przekazania tych informacji wyłącznie osobie, dla której są przeznaczone, oraz, że nie wykorzysta posiadanej wiedzy przeciwko jakiejkolwiek partii ani też dla dobra własnej kariery. Jan Karski, 1943 r. gotowywano w największym pośpiechu. Kiedy „Witold” opuszczał Warszawę, sytuacja we Francji była już przesądzona, Rząd Polski przebywał w Londynie. Droga wiodła znaną już trasą przez Słowację, Węgry i dalej do Francji. Na Słowacji Karski został aresztowany i osadzony w więzieniu w Preszowie. Po przesłuchaniach połączonych z torturami, w obawie, że nie przetrzyma kolejnego przesłuchania, Karski postanawia popełnić samobójstwo. Próba samobójstwa nie powiodła się, więźnia odratowano. Z więzienia gestapo przewiozło go do szpitala w Nowym Sączu. Przy pomocy siatki konspiracyjnej (m.in. dr Jan Słowikowski, Zofia Rysiówna, Józef Cyrankiewicz) zorganizowano ucieczkę Karskiego ze szpitala. Przez siedem miesięcy ukrywał się w prywatnym majątku we wsi Kąty pod Iwkową, kolejne siedem miesięcy (od lutego do września1941 r.) spędził w Krakowie. W lokalach konspiracyjnych odbierał nasłuchy radiowe zachodnich, Wpadka – aresztowanie – ucieczka Ze względu na doniesienia z frontu zachodniego, kolejną misję Karskiego przy- 43 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 głównie angielskich, radiostacji i sporządzał z nich raporty, które trafiały do redakcji prasowych. Po fali aresztowań w Krakowie wiosną i latem 1941 r. Karski w październiku został przeniesiony do Warszawy. opublikowano Protest, sygnowany przez FOP, którego autorką była Zofia Kossak. Dokument wyrażał zdecydowaną niezgodę środowisk katolickich wobec zagłady Żydów na terenie okupowanej Polski, wzywał do pomocy oraz piętnował milczenie światowej opinii publicznej wobec odbywającej się zagłady. Został on opublikowany w nakładzie 5000 egzemplarzy, 11 sierpnia 1942 r., kilka tygodni po rozpoczęciu wielkiej akcji likwidacyjnej w warszawskim getcie. W konspiracji W Warszawie Karski pracował w Biurze Informacji i Propagandy; jego zadaniem była łączność z delegaturą Rządu i informowanie jej o obrazie życia podziemnego w Kraju oraz utrzymywanie łączności między Komendą Główną a poszczególnymi ośrodkami politycznymi w Kraju. Zajmował się również analizą prasy podziemnej – ukazywało się tak wiele tytułów, że sprawozdania sporządzał co trzy dni; raz na miesiąc przygotowywał raport podsumowujący, poświęcony głównym nurtom politycznym. Niestety zachowało się niewiele konkretnych, potwierdzonych dokumentami informacji o konspiracyjnej pracy Karskiego. Z zachowanych dokumentów nie udało się odtworzyć nazwisk osób, z którymi kontaktował się Karski. Być może poważnie potraktował zasady konspiracji i dokładnie zatarł ślady. Latem 1942 r. Karski otrzymał propozycję kolejnej misji do Londynu. Przygotowując się do niej odbył kolejne spotkania z przedstawicielami stronnictw politycznych, z Delegatem Rządu, z gen. Stefanem Roweckim „Grotem”, uczestniczył w spotkaniach Polskiego Komitetu Porozumiewawczego. Niewątpliwie duże wrażenie wywarły na Karskim spotkania z Zofią Kossak Szczucką. Pisarka zaangażowana była w pracę konspiracyjną. Była współzałożycielką i przewodniczącą Frontu Odrodzenia Polski. Za nadrzędny cel dla swojego inteligenckiego i katolickiego środowiska uznała zachowanie jedności narodu i jego morale. W sierpniu 1942 r. Tylko nas Żydów już nie będzie Prawdopodobnie z inicjatywy środowiska prowadzącego zorganizowaną pomoc Żydom, Jan Karski dostał polecenie Delegata Rządu, Cyryla Ratajskiego, spotkania z dwoma przedstawicielami żydowskiego podziemia, reprezentującymi Bund i syjonistów. Tak to spotkanie opisał Jan Karski: - Jadę w oficjalnej misji. W jej ramach chcę przekazać wasz apel do świata. Zrobię to uczciwe. Co chcecie, abym powiedział w imieniu Żydów? - Chcemy, aby rząd polski w Londynie i rządy alianckie zrozumiały, że jesteśmy bezradni wobec tego, co z nami robią Niemcy. Zagłada jest faktem. Nie możemy się obronić sami. Nikt w Polsce też nie jest nam w stanie pomóc. Niemcom nie chodzi o to, aby zrobić z nas niewolników, jak z Polaków czy innych podbitych narodów. Im chodzi o zgładzenie wszystkich Żydów. Na tym polega różnica! I … świat tego nie rozumie. Zginiemy wszyscy, może uratują się nieliczni. Ani polskie, ani tym bardziej żydowskie Podziemie nie jest w stanie temu zapobiec. Cała odpowiedzialność spoczywa na aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie się tłumaczyć, że nie wiedział co tu się dzieje! (Jan Karski, Tajne państwo Warszawa 2004). 44 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Pod koniec sierpnia 1942 r. członkowie żydowskiej konspiracji przeprowadzili Jana Karskiego do getta. Wydawało się bowiem, że nic lepiej nie przekona zachodnich mężów stanu o prawdzie i rzeczywistości panującej przy zagładzie Żydów niż relacje naocznego świadka. Konspiracji Żydowskiej udało się również wprowadzić Karskiego do obozu przejściowego w Izbicy Lubelskiej. W Londynie 1942–1943 Po miesięcznej podróży, tym razem przez Niemcy, Francję i Hiszpanię, Jan Karski dotarł do Londynu na początku listopada 1942 r. Z uwagi na nieobecność gen. Sikorskiego, przebywającego z wizytą w USA, Karski pierwszy raport złożył wicepremierowi, Stanisławowi Mikołajczykowi. Na jego polecenie rozpoczął opracowanie Tajnego raportu dla gen. Sikorskiego. Zawierał on raport polityczny czyli obiektywny opis sytuacji w kraju, następnie uwagi na temat Delegata Rządu i Komendanta sił zbrojnych w Kraju (Karski sprawiedliwie poświęcił obu głównym organom konspiracji tyle samo miejsca), wreszcie opinie partii politycznych i relacje dotyczące konfliktów życia podziemnego. Po miesiącu pracy raport liczył 315 stron. Każdy dzień Karskiego w Londynie był wypełniony pracą. Oprócz przygotowywania raportu, uczestniczył w ważnych spotkaniach politycznych. Spotykał się z polskimi politykami, dyplomatami i politykami brytyjskimi i amerykańskimi. Oprócz ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Antony Edena, byli to szefowie partii politycznych, szefowie ważniejszych gazet i wydawnictw. Obok tematów politycznych i wojskowych informuje o sytuacji Żydów na terenie okupowanej Polski. Jedną z najtrudniejszych rozmów była ta ze Szmulem Zygielbojmem, Bundowcem, członkiem Rady Narodowej RP. Notatka Rządu RP na uchodźstwie z 10 grudnia 1942 r. o masowej eksterminacji Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce, skierowana do rządów krajów alianckich i neutralnych. Rozmowa trwała długo. Mówiłem dokładnie to, co mi kazano w Warszawie. Przekazałem zarówno żądania przywódców, jak też moje wrażenia z getta. Zadawał wiele szczegółowych pytań. […]Podaliśmy sobie ręce. Patrzył mi prosto w oczy. – Zrobię wszystko co w mojej mocy. Zrobię wszystko o co mnie proszą. Jeśli tylko będę mógł… (Jan Karski, Tajne państwo Warszawa 2004). Z misją w Stanach Zjednoczonych Ameryki W maju w 1943 r. zapadła decyzja o wyjeździe Karskiego z misją propagandową do Stanów Zjednoczonych. Priorytety jego wizyty określił ambasador Jan Ciechanowski. Miał pozyskać sympatię największych osobistości amerykańskich 45 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Podałem przykłady planowej polityki wyniszczania narodu polskiego […]. Mówiłem o wszechobecnym terrorze, z zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Prezydent zadawał bardzo konkretne i szczegółowe pytania […]. Prosił o potwierdzenie informacji na temat prześladowania Żydów. Sprostowałem, że nie „prześladowania”, a planowej zagłady narodu żydowskiego. Podałem przykłady. Wspomniałem o żydowskich oczekiwaniach wobec aliantów. […] Zrobił na mnie wrażenie człowieka o szerokich horyzontach. Podobnie jak Sikorski, ogarniał myślą nie tylko jeden kraj, ale starał się widzieć go w kontekście społeczności międzynarodowej. (J. Karski, Tajne państwo, Warszawa 2004). Do Londynu Karski powrócił 19 września 1943 r., w zmienionej sytuacji politycznej. Po śmierci gen. Władysława Sikorskiego, na czele rządu stał Stanisław Mikołajczyk. Niebawem, na przełomie listopada i grudnia 1943 r. w Teheranie, „wielka trójka” podejmie decyzję w sprawie przebiegu granic powojennej Polski. Odbędzie się to bez udziału i bez wiedzy polskiego Rządu. Tymczasem w Londynie nie było pomysłu na wykorzystanie talentów Karskiego. Pracował w sekcji polskiej radia BBC, na krótko skierowano go radiostacji „Świt”. Najważniejszym wydarzeniem było zaprezentowanie w Izbie Gmin, wspólnie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, sytuacji w Polsce. Podjęto decyzję o ponownym wysłaniu Karskiego do Stanów Zjednoczonych – w Londynie był kłopotliwy ze względu na dobrą znajomość kulisów wielkiej polityki, tymczasem w Stanach znał wiele wpływowych osób. Zadaniem Karskiego było zrobić film o polskim podziemiu, najlepiej za pieniądze Polonii. 21 lutego 1944 r., z paszportem dyplomatycznym wystawionym na nazwisko Jan Karski wyruszył ponownie do Stanów Zjednoczonych. Profesor Jan Karski na Uniwersytecie w Georgetown, 1985 dla okupowanej Polski, miał opowiedzieć Amerykanom o niemieckim terrorze, o prowadzonej wytrwale walce podziemnej, o jedynym w okupowanej Europie państwie podziemnym, ale przede wszystkim miał uświadomić Amerykanom zagrożenie komunistyczne. Karski spotkał się z ponad trzydziestoma osobami, doradcami prezydenta Roosevelta, wpływowymi dziennikarzami. Również z sędzią Sądu Najwyższego Feliksem Frankfurterem: Zrozumiałem, że ten człowiek wszystkiego wysłucha. Opowiadałem mu więc to, co widziałem na własne oczy i znałem z raportów, relacji i rozmów, o moich wrażeniach z getta i Bełżca. Skończyłem. Frankfurter po dłuższej chwili odzywa się: - Panie Karski, ja panu mówię: nie jestem w stanie uwierzyć w to, co tu usłyszałem. W to wszystko, co mi pan opowiedział. (J. Karski, Tajne państwo, Warszawa 2004). Najważniejsze spotkanie Jana Karskiego w Waszyngtonie miało miejsce w Białym Domu 23 lipca 1943 r. Tak o prezydencie F.D. Roosevelcie pisał emisariusz: 46 Pamięć i tożsamość kwiecień 2014 Ostatnie miesiące wojny W Waszyngtonie przystąpił do przygotowania scenariusza filmu o Polskim Państwie Podziemnym. W marcu 1944 r. nagrał kilka programów radiowych i opublikował kilka artykułów o polskiej konspiracji. Na przełomie marca i kwietnia nawiązał kontakt z agentem literackim, zainteresowanym wydaniem książki. Pierwsza wersja Tajnego państwa była gotowa już w końcu maja 1944 r. Wraz z akcją promocyjną rosła liczba publicznych wystąpień Karskiego (przez półtora roku było ich ponad 200, a liczba obecnych przekroczyła 150 tys. osób). Tajne państwo ukazało się drukiem i od razu stało się bestsellerem (nakład wyniósł 360 tys.). W 1945 r. ukazało się wydanie szwedzkie książki, w 1946 r. wydanie norweskie, w 1948 r. – francuskie (polskie wydanie „Tajnego Państwa” miało miejsce w 1999r.). Jan Karski, Waszyngton, 2000 W 1948 r. podjął studia w Szkole Służby Zagranicznej na Georgetown University w Waszyngtonie, gdzie w połowie 1952 r. uzyskał doktorat. Przez 31 lat, do emerytury, był wykładowcą na Georgetown. Pracował w Departamencie Nauk Politycznych Uniwersytetu, w 1964 r. uzyskał tytuł profesora zwyczajnego. W 1985 r. ukazała się rozprawa historyczna Karskiego Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919–1945. Od Wersalu do Jałty. W czasie prac nad publikacją (początkowo był to jego doktorat), spędził rok 1974 r. w Europie, przeprowadzając kwerendę w archiwach, również polskich. Tu zajęły się nim polskie służby bezpieczeństwa – zachowały się dwie teczki z materiałami na jego temat. Ożenił się z żydowską tancerką, Polą Nireńską. Pola przyjęła chrzest i przeszła na katolicyzm, ślub odbył się w kościele. Pod koniec życia przechodziła ciężką depresję, w 1992 r. popełniła samobójstwo. Jan Karski został uhonorowany licznymi odznaczeniami i tytułami. Ale te najważniejsze to dwa ordery Virtuti Militari (1941 r.,1943 r.), tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata (1982 r.), Order Orła Białego (1995 r.). Polskę odwiedził czterokrotnie w latach 90. Zmarł 13 lipca 2000 r. Pośmiertnie został odznaczony amerykańskim Orderem Wolności (2012 r.).n Po wojnie Z czasem Karski zaczął przysparzać kłopotów – gorliwy katolik, zdeklarowany przeciwnik Rosji sowieckiej, na oficjalnych spotkaniach głośno wyrażał oburzenie z powodu aresztowania i skazania na wieloletnie wyroki więzienia szesnastu przywódców polskiego podziemia. Dziwił również jego słowiański akcent oraz fakt, że z niezrozumiałych powodów dużo uwagi poświęcał tragedii europejskich Żydów, apelował nie tylko o współczucie dla ocalonych, ale i realną pomoc w znalezieniu nowych domów. Były amerykański ambasador w Niemczech, Hugh Wilson, pozyskał go do organizowanej przez Herberta Hoovera misji zabezpieczenia dokumentacji akt rządów emigracyjnych, działających w Anglii. Karski spędził cztery miesiące w Europie, gdzie przekonał do tego pomysłu byłych polityków polskich, estońskich i łotewskich. Do Stanów wrócił pod koniec 1945 r. 47 Kontynuacja kwiecień 2014 „Cum tacent, clamant” – milcząc wołają Z Piotrem Życieńskim z IPN, autorem wystawy zdjęć z „Kwatery Ł” cmentarza powązkowskiego rozmawia Dariusz Walusiak Jak do tego doszło, że zająłeś się fotografowaniem prac ekshumacyjnych w tak zwanej Kwaterze „Ł”, gdzie w okresie komunizmu pochowano żołnierzy podziemia niepodległościowego? Kiedy tylko dowiedziałem się o rozpoczęciu prac ekshumacyjnych na cmentarzu Powązkowskim od razu wiedziałem, że muszę tam być i fotografować. W tym wypadku moje pragnienie zbiegło się z życzeniem kierownictwa IPN, które uważało, że powinienem dokumentować prace na cmentarzu. Poszukiwanie szczątków naszych powojennych bohaterów jest najważniejszą rzeczą, w której w życiu uczestniczyłem. Przyjmuje się, że na Łączce szukamy osób zamordowanych przez komunistów. Czy jednak oprawcy byli jakimiś ideowcami? Bardzo w to wątpię. Może należałoby zerwać z takim określeniem i nazywać ich po prostu sowieckimi kolaborantami. Piotr Życieński Ponieważ było to pierwsze odkrycie, mam je bardzo dobrze udokumentowane. Jak zapamiętałeś chwile odnalezienia pierwszych szczątków ludzkich? Pierwsze szczątki, które odnaleziono po zidentyfikowaniu okazały się szczątkami Edmunda Bukowskiego. To było w miejscu zupełnie przypadkowym. Równolegle prowadzono bowiem prace w paru wykopach. Później okazało się, że pierwsze odnalezione szczątki były także pierwszymi zidentyfikowanymi. To bardzo znaczący i wymowny fakt. Edmund Bukowski pochodził z Kresów. Należał więc do ludzi, którzy utracili swą małą ojczyznę – część Polski zagarniętą przez sowietów. Ile zdjęć wykonałeś podczas tych dwóch etapów prac ekshumacyjnych w lecie 2012 i wiosną 2013 roku? Dokładnie nie potrafię określić, ale z pewnością wiele tysięcy. Kiedy przygotowywałem zdjęcia do wystawy, szukałem tych, które najlepiej mogłyby ukazują prace na Łączce. Kilkakrotnie dokonywałem wyboru i ciągle było ich za dużo. Nie wszystko mogłem fotografować. Byłem nieco ograniczony w poruszaniu się. Nie schodziłem do dołów, gdzie była strefa 48 Kontynuacja kwiecień 2014 dla archeologów. Poza tym nie chciałem zakłócać i przeszkadzać w pracy. Starałem się być obserwatorem, nieuciążliwym dla właściwych działań. Nigdy nie fotografowałem z bliska, zawsze z pewnej odległości. Czasami zdjęcia sprawiają wrażenie jakby ktoś robił je z lotu ptaka. Faktycznie zawsze stałem nad wykopem. Próbowałem objąć w miarę możności całość tego co się tam znajdowało. rozstrzeliwania przez pluton egzekucyjny. Oczywiście, jak wiemy, żadnego plutonu nie było. Był jeden oprawca, który strzelał w tył głowy. Zdarzało się, że strzelał kilkakrotnie. Nie wiadomo, dlaczego? Różne są też kąty strzałów, tak jakby mordowani leżeli albo klęczeli. Z zadanych śmiertelnych ran można różne rzeczy domniemywać. Dokumentacja którą wykonywałeś dla IPN dotyczyła tego, co znajdowano w dołach śmierci. Utrwalałeś także to, co działo się wokół, podczas prac ekshumacyjnych. Zostawiono mi wolną rękę co do tego, co będę dokumentował i w jaki sposób. Fotografując, przechodziłem z jednego do drugiego stanowiska. Wiele rzeczy działo się jednocześnie. Szkielety wydobywano w różnych miejscach w tym samym czasie. Miałem taką ideę, żeby starać się możliwie dobrze zdokumentować odsłanianie każdego z nich. Warstwa po warstwie. Zazwyczaj zaczynało się od znalezienia jakiegoś fragmentu, czy to zachowanej części garderoby, czy też jakiejś kości szkieletu. Dalej, w miarę kopania, odgrzebywano czaszkę. Z reguły taki element pojawiał się pierwszy, ale były przypadki, że odkopano np. kość nogi. Na tym etapie prac nie wiedziano jeszcze, czy mamy do czynienia z pojedynczym pochówkiem czy też zbiorowym. W większości przypadków były to groby wieloosobowe, czyli masowe jak określają je medycy sądowi. Nigdy nie było wiadomo, ile w danym dole leży osób. Czy są tam dwie, czy cztery, czy też osiem, albo dziewięć. Tyle maksymalnie było w jednym z odkrytych dotąd dołów. W tym wypadku wszystko zaczęło się od odgrzebania pięty amerykańskiego buta wojskowego. Widać było, że ktoś był wrzucony na twarz. Później w miarę odkrywania okazało się, że jest tam plątanina dziewięciu ciał. Ułożenie Na co zwracałeś uwagę przygotowując wystawę? W jaki sposób chciałeś opowiedzieć o tym tragicznym miejscu? Zauważyłem jedną rzecz, która jest charakterystyczna dla tego miejsca. Każdy z odkrywanych na Łączce szkieletów mówi o tym, jak tych ludzi traktowano w ostatnim okresie życia i bezpośrednio po śmierci. Wrzucano ich bezładnie do dołów, albo też wciskano, tak jak miało to miejsce w wypadku Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i jego podkomendnych, razem z nim zamordowanych. Do dołka, przygotowanego przez jakiegoś grabarza dla jednego człowieka, wepchnięto osiem osób. Po odkopaniu widać było jak oni byli tam ściśnięci. Jednocześnie przy odnalezieniu „Zaporczyków” w ich grobie odkryto fragmenty miału węglowego. Świadczyło to o tym, że po śmierci byli oni transportowani na cmentarz jakimś wózkiem, który służył zapewne do przewożenia węgla. Sposób ułożenia szkieletów robił największe wrażenie. W dołach widać dokładnie, jak zostali wrzuceni. Niektórzy twarzą do dołu, ze związanymi rękami (czasami z przodu, innym razem z tyłu). Sznurka oczywiście nie ma już, zdążył się rozłożyć, ale po samym układzie ciała, bardzo nienaturalnym widać, że czasami wrzucano ich do dołów związanych. Metoda mordowania podobna. Dodajmy, że niezgodna z ówczesnym prawem, które mówiło o obowiązku 49 Kontynuacja kwiecień 2014 tych szkieletów wskazywało, że ciała były wrzucone i upychane do dołu. To najbardziej przejmujący, wręcz krzyczący widok. Niektórzy z zabitych leżeli w takich pozach, jakby chcieli wyrwać się z tych dołów. ny. Równie dobrze mogłem w tym czasie fotografować prace ekshumacyjne. Można stwierdzić, ze umarli wołają zza grobu. Na pewno to jest jeden z tych przypadków. Przy składaniu tej wystawy spotkało mnie też coś niesamowitego. Dostałem od Krzysztofa Szwagrzyka listę osób zamordowanych na Mokotowie z powodów politycznych. Otrzymałem ją z pewnego źródła, dlatego też nie podlegała żadnej weryfikacji. Któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie znajoma i powiedziała, że w radiu jest program o jednej z ofiar z Łączki. Program, jak się okazało, poświęcony był historii Dionizego Sosnowskiego. Był to młody chłopak, który został zwerbowany przez fałszywą V komendę WiN. Wysłano go na szkolenie na zachód. Po powrocie do Polski został aresztowany i oskarżony o to, że był amerykańskim szpiegiem. Oczywiście wszystko zainspirował UB w ramach akcji rozpracowywania podziemia niepodległościowego. Poznali metody szkolenia i zamordowali go jako szpiega amerykańskiego. Po skończonej audycji patrzę do spisu i widzę, że Dionizego Sosnowskiego tam nie ma. Zdziwiło mnie to. Nie sądziłem, że może tam być błąd. W jakiś niewyjaśniony sposób człowiek ten wyleciał ze spisu. Zadzwoniłem do znajomego historyka, który stwierdził, że absolutnie powinien on być na liście osób zamordowanych z powodów politycznych na Mokotowie. Krzysztof Szwagrzyk także się zdziwił, że tam go nie ma. Nie potrafił wytłumaczyć jak mogło do tego dojść. Widocznie Dionizy też musiał zauważyć, że nie ma go na liście i w ten sposób, o którym wspomniałem dał o sobie znać. Oczywiście błąd naprawiono i Dionizy Sosnowski znalazł się na mojej liście. Listę zawierającą 175 nazwisk osób zamordowanych w wiezieniu na Mokotowie, Czy było duże zainteresowanie ekshumacją w czasie trwania prac na Łączce? Podziwiałem prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który kierował pracami ekshumacyjnymi, a jednocześnie prowadził wspaniałą działalność edukacyjną. Ciągle przybywały grupy osób zainteresowanych pracami: młodzież szkolna, kombatanci, ludzie z różnych stowarzyszeń, pojedyncze osoby i grupy. Za każdym razem Krzysztof Szwagrzyk dokładnie objaśniał co dzieje się na Łączce. Pojawiali się także krewni zamordowanych. Przy okazji pobierano od nich DNA, służące później do identyfikacji odnalezionych szkieletów. Był taki niesamowity przypadek. Dotyczył córek Eugeniusza Smolińskiego. Przyszły na Łączkę w chwili kiedy ich ojciec był już wydobyty i leżał na stole, czekając na medyka sadowego, który miał obejrzeć szkielet i opisać. Akurat wtedy pobierano od nich DNA . Oczywiście nikt wówczas nie wiedział, że ich ojciec został już wydobyty i leży tuż obok. Mam taką sekwencję zdjęć wykonanych dosłownie w jednej minucie. Fotografuję raz czaszkę Smolińskiego, raz jego córki. Tak na przemian. Wtedy nie zastanawiałem się nad tym, co robię. Dopiero po zidentyfikowaniu Eugeniusza Smolińskiego, chciałem dla jego córek odszukać zestaw zdjęć z miejsca, gdzie odnaleziono ich ojca. Wtedy zorientowałem się, że fotografowałem je w tym samym czasie. Historia zupełnie nieprawdopodobna. Szereg przypadków złożyło się na nią. Punkt medycyny sądowej był nieco oddalony od wykopów. Akurat przyszedłem tam w momencie, kiedy córki Eugeniusza Smolińskiego oddawały materiał genetycz- 50 Kontynuacja kwiecień 2014 rzami. Tak więc w dole powinno znajdować się siedem szkieletów. Była więc jedna osoba więcej. Nie wiadomo, czy jest to ktoś, kto został zastrzelony dwa dni wcześniej, bo był taki przypadek. Czy też osoba ta znalazła się tam w innych okolicznościach. Z Łączką, jak wiem, łączy Cię także pewien osobisty związek. Opowiadałeś mi kiedyś, że ojciec twój był żołnierzem NSZ. Sama przynależność do tej formacji łączyła się nieraz z wyrokiem śmierci. Oddział NSZ, w którym mój ojciec – Zdzisław Życieński „Krzysztof ”– służył w czasie Powstania Warszawskiego podporządkował się dowództwu Armii Krajowej. Mój tata w tym czasie był m.in. podkomendnym cichociemnego majora Bolesława Kontryma „Żmudzina”, zamordowanego w styczniu 1953 r. w więzieniu na Mokotowie. Przypuszczalnie jego szczątki znajdują się także gdzieś na Łączce, albo już może zostały wydobyte i czekają na identyfikację. Na wystawę wchodzimy przez bramę zrobioną z list nazwisk zamordowanych. Zwieńczeniem jej jest sentencja łacińska Cycerona „Cum tacent, clamant” – „milcząc wołają”, którą znalazł mój tata. Doskonale oddaje ona treść wystawy. Ta sentencja jest także hołdem mojego taty dla jego współtowarzyszy, zamordowanych przez UB. Czuje on silny związek z tymi ludźmi, którzy leżą na Łączce. Tak jak patrzyłem na daty ich urodzenia, to bardzo wielu jest z tego samego rocznika co mój tata. On równie dobrze mógł się tam znaleźć. które powinny znajdować się na Łączce umieściłem na wystawie. Kończy się ona trzema kropkami, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, kto tam może być jeszcze pochowany. Wiemy, że grzebano tam także ludzi, zakatowanych podczas śledztwa, czy też zamordowanych w innych nieznanych okolicznościach. Widać to już po dokładnym przyjrzeniu się niektórym z odgrzebanych szczątków. Pamiętam dwa takie przypadki. Przy każdym z nich odnaleziono pasek. Można mieć 100 procent pewności, że paska w więzieniu nikt nie mógł mieć. Ponadto człowiek ten w chwili śmierci miał przy sobie okulary oraz szereg osobistych przedmiotów, które po aresztowaniu z pewnością by mu zabrano. Musiał to być ktoś, kto został zamordowany podczas zatrzymania, albo w drodze do więzienia. Podejrzewam, że takich osób może być więcej. W dole, w którym odkryto „Zaporczyków”, znajdowało się osiem szkieletów. Z dokumentów wiemy natomiast, że Hieronima Dekutowskiego „Zaporę” zamordowano wraz z jego sześcioma żołnie- Co było dla Ciebie najważniejsze podczas przygotowywania wystawy? Przygotowując wystawę myślałem o tym, żeby nie urazić rodzin, których bliscy leżą w fotografowanych przeze mnie dołach. Do czasu identyfikacji szkielety te są bezosobowe. W momencie, kiedy są to już 51 Kontynuacja kwiecień 2014 szczątki konkretnej osoby, której personalia ustalono dzięki badaniom DNA, to już jest inna sprawa. Starałem się w takich sytuacjach wybierać zdjęcia mniej drastyczne. Nie chciałem epatować rodzinną tragedią związaną z tą zbrodnią. Miałem takie opory chociażby w przypadku Edmunda Bukowskiego. Rozmawiałem na ten temat z jego synem. Miał dwa latka, kiedy stracono jego ojca. Na wystawie są zdjęcia kiedy trzyma on syna na ręku. Temu człowiekowi zabrano prawie całe życie z ojcem. Miałem wątpliwości, czy na wystawie mogę umieścić fotografie przestrzelonej czaszki. Syn uznał, że należy pokazywać to, jak ich potraktowano. Często spotykałem na Łączce krewnych osób pomordowanych. Opowiadali, że przez lata nie mogli zapalić nawet najmniejszej świeczki na polu, gdzie, jak twierdzono, pochowano ich bliskich. Przez cały czas na tym miejscu był śmietnik. Mimo to SB przeganiało tych, którzy we Wszystkich Świętych, czy też w rocznicę mordu przychodzili tam. Ludzie ci czekali dziesiątki lat na odnalezienie swych ojców, braci, mężów. Większość czeka nadal, mając nadzieje, że w końcu będą mogli pomodlić się przy szczątkach swych najbliższych. Niestety badania DNA to nie jest rzecz, która dzieje się natychmiast. Wszystko wymaga czasu, żmudnych procesów i porównań. Niektórzy z tych ludzi mogą nie doczekać szczęśliwego końca. Mordów tych dokonano przecież ponad sześćdziesiąt lat temu. Małe dzieci, którym wówczas odebrano ojca, dziś już są w zaawansowanym wieku. gdzie mogłem pokazać zdjęcia z ekshumacji. „Przystanek Historia”, gdzie wystawa jest eksponowana, to sala wystawiennicza i konferencyjna IPN w centrum Warszawy, przy ul. Marszałkowskiej. Zależało mi szczególnie na tym, żeby w pewien sposób wyjść poza te mury. Chciałem wykorzystać to, że budynek znajduje się w ruchliwym miejscu. Chciałem przyciągnąć ludzi, którzy znajdą się przypadkiem na pobliskim przystanku tramwajowym, czy też tych, którzy przejeżdżają obok i zobaczą, że coś się tu dzieje. Wykorzystaliśmy slajdy, które rzucane są na okna. Żyjemy w kulturze obrazkowej, jeżeli coś się zmienia, rusza to automatycznie przyciąga wzrok. To jest jedna z idei, żeby przyciągnąć ludzi z zewnątrz. Mam nadzieję, że zachęceni w ten sposób przyjdą i obejrzą wystawę. O tym, co działo się na Łączce podczas ekshumacji, starałem się opowiadać przede wszystkim za pomocą obrazów-fotografii. Opisy zostały bardzo ograniczone. Zakładam, że Łączka jest na tyle znana, że wiadomo, o co tam chodzi i nie muszę tego wyjaśniać. Główna część ekspozycji składa się z trzech pasów znaczeniowych. Na dole pas zdjęć przedstawiających szkielety leżące w dołach. Środkowa część, to zdjęcia ukazujące prace poszukiwawcze. Nad nimi zaś pas zdjęć ofiar. Oczywiście nie wszystkich. Nie było nawet miejsca, by pokazać 175 portretów zamordowanych. Ograniczyłem się do symbolicznej dwudziestoosobowej reprezentacji. To jest jedna strona wystawy. Druga – to trzy wybrane sylwetki spośród 28 do tej pory zidentyfikowanych. Starałem się tak wybrać te osoby, żeby były reprezentatywne dla wszystkich pomordowanych. Jedną z tych osób jest Stanisław Kasznica, ostatni komendant NSZ, drugi Hieronim Dekutowski „Zapora” żołnierz AK, cichociemny, trzeci Edmund Bukowski, także żołnierz AK, kresowiak. Okazuje się jednak, że te znaczenia Jaka była koncepcja wystawy? Ma ona charakter przestrzenny, mocno oddziałujący na zwiedzających. Nie jest to typowa ekspozycja fotograficzna. Muszę zwrócić uwagę na parę elementów. Niewątpliwie ważne dla mnie jest miejsce, 52 Kontynuacja kwiecień 2014 są głębsze. Życiorysy tych ludzi są niezwykle ciekawe. Oni nie są przypadkowi. Sowieccy kolaboranci wiedzieli dokładnie, co robią mordując ich. Zdawali sobie sprawę, że nigdy z nimi nie wygrają, dlatego musieli ich całkowicie unicestwić. Pamięć o nich jednak przetrwała i nadal żyje. Wracając do tych trzech sylwetek z wystawy– zauważam, że są pewne znaczenia, które wcześniej nie kierowały moim wyborem. Teraz, jak stoję przed nimi, z lewej strony mam Kasznicę pochodzącego z rodziny związanej z Wielkopolską, w środku „Zaporę” wywodzącego się z Polski centralnej, wreszcie po prawej stronie Bukowskiego z Kresów. Można powiedzieć, że obrazują oni mapę Polski. Ważne są też symbole, wydrukowane na jucie stanowiącej coś w rodzaju oddzielających kurtyn. Na jednej z nich znajduje się guzik z orłem w koronie, znaleziony na Łączce. Na drugiej orzełek z czapki, pochodzący z Katynia. Sfotografowałem go u mojego znajomego, tak jak i ryngraf używany przez żołnierzy NSZ, który umieszczony jest obok Kasznicy. Są to wyraźne symbole, związane z naszą walką o niepodległość. Zdjęcia ofiar pokazane są w formie nawiązującej do siedemnastowiecznych portretów trumiennych. Skąd ten pomysł? Nie jest to przypadek. Pomysł podsunęła Jolanta Czarska, artysta plastyk, która współpracowała ze mną, podobnie jak mój Ojciec, przy tworzeniu wystawy. Wniosła wiele ciekawych rozwiązań, związanych ze swoją wrażliwością artystyczną. Portrety trumienne kojarzą się z czasami świetności I Rzeczpospolitej. Pomysł ten uważam za wyjątkowo trafny. Nie bierzemy się przecież znikąd, to jest pewna ciągłość pokoleniowa. Dla nas bohaterowie z Łączki są Rycerzami Niezłomnymi, którzy do końca walczyli i złożyli najwyższą ofiarę. Nie, tak jak się utarło mówić, że są to „żołnierze wyklęci”. Oni zostali wyklęci i skazani na zapomnienie przez swoich oprawców. Przez tych, którzy sprzedali się obcym. Dla sowieckich kolaborantów stanowili poważne zagrożenie. Bali się ich i musieli ich zabić. Dla nas natomiast pozostali Rycerzami Niezłomnymi. Wystawa odbyła się w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki w Warszawie w dniach 3–31 marca 2014 r. Następne terminy wystawy – Warszawa, dolny kościół Świętego Krzyża w dniach 25 maja do ok. 24 czerwca 2014, Kraków, Biblioteka Jagiellońska od 30 czerwca 2014 do ostatniego tygodnia lipca. 53 Kontynuacja kwiecień 2014 II Pilskie Dni Żołnierzy Wyklętych 23 lutego – 2 marca 2014 r. ks. Jarosław Wąsowicz SDB Jeszcze się Polska o nas upomni – pod tym hasłem w dniach 23lutego – 2 marca 2014r. odbyły się w naszym regionie II Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Patronat honorowy objął ks. inspektor Marek Chmielewski, przełożony salezjańskiej inspektorii pw. św. Wojciecha w Pile oraz pięciu proboszczów pilskich parafii. Komitet organizacyjny tworzyło kilkanaście organizacji na czele z Salezjańskim Stowarzyszeniem Wychowania Młodzieży oraz parafią Świętej Rodziny. Nasze uroczystości swoim patronatem objął także Instytut Pamięci Narodowej z Poznania, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej oraz Zarząd Główny Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Były one również objęte patronatem medialnym wielu portali i czasopism, m.in. „Biuletynu Informacyjnego”. Program II Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych był niezwykle bogaty i realizowany w siedmiu miejscowościach regionu (Piła, Złotów, Krajenka, Trzcianka, Jastrowie, Wysoka, Łobżenica). W ramach dni odbywały się wykłady, projekcje filmów i koncerty. W Łobżenicy, Trzciance i Jastrowiu wykład zatytułowany W duchowej szkole św. Jana Bosko. Sanitariuszka V Wileńskiej Brygady AK Danuta Siedzikówna „Inka” (1928– 1947) wygłosił ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB, dyrektor Archiwum Salezjańskiego Inspektorii Pilskiej. „Inka”, jedna z ikon Żołnierzy Wyklętych, wpisuje się w duchową rodzinę św. Jana Bosko, poprzez fakt, że była uczennicą szkoły sióstr salezjanek w Różanymstoku. Dewizą wychowawczą ks. Bosko było hasło, aby wychowywać młodych ludzi na dobrych chrześcijan i prawych obywateli. W okresie II wojny świa- 54 Kontynuacja kwiecień 2014 towej oraz po 1945 r. w działalność konspiracyjną formacji niepodległościowych zaangażowanych było wielu wychowanków salezjańskich zakładów. Najbardziej znani z nich to błogosławieni męczennicy II wojny światowej, wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II: Czesław Jóźwiak, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski, Franciszek Kęsy, Edward Kaźmierski. We wrześniu 1940 r. zostali aresztowani za działalność w Narodowej Organizacji Bojowej, skazani na śmierć i zgilotynowani 24 sierpnia 1942 r. w Dreźnie. Salezjańscy wychowankowie ginęli w czasie wojny na wszystkich frontach. Wielu z tych, którzy zaangażowali się w działalność konspiracyjną w czasie II wojny światowej, prowadziło dalej walkę po 1945 r. w ramach II konspiracji niepodległościowej. „Inka” jest dziś najbardziej znaną przedstawicielką młodzieży wychowywanej, na pewnym etapie życia, w duchowej szkole św. Jana Bosko. Dr Rafał Sierchuła z Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu zaprezentował referat: Wierni Polsce aż po grób. Historia Żołnierzy Wyklętych. Wygłosił go w Pile i Wysokiej, spotkał się także z młodzieżą szkół salezjańskich. W swoim wystąpieniu zaprezentował środowiska, które po 1945 r. prowadziły walkę z sowiecką okupacją, koncentrując się zwłaszcza na formacjach działających na terenie Wielkopolski. Uzupełnieniem wykładu dr Sierchuły był film dokumentalny wydany staraniem poznańskiego Oddziału IPN o działalności konspiracyjnej Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Ochotniczej „Warta” (WSGO „Warta”). Prelegentem II Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych był także dr Jan Miłosz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, który w niedzielę 2 marca w Krajence wygłosił wykład – Żołnierze Wyklęci w Północnej Wielkopolsce. Przedstawił m.in. ślady działalności zbrojnej niepodle- głościowego podziemia na terenie Krajny, w powiecie złotowskim. Z myślą o młodzieży zostały zorganizowane dwa koncerty Tadeusza Polkowskiego „Tadka”, które odbyły się w ramach jego trasy koncertowej „Burza 2014”. Została ona oficjalnie zainaugurowana podczas tegorocznej VI Patriotycznej Pielgrzymki Kibiców na Jasnej Górze. W tygodniu poprzedzającym Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych cały projekt realizowany był bardzo intensywnie i „Tadek” koncertował w wielu miejscach kraju. Tym większą nobilitacją dla naszych obchodów były jego koncerty w Pile i Złotowie. Młodzież w nich uczestnicząca mogła nie tylko posłuchać hip-hopowych utworów o Żołnierzach Niezłomnych, ale również wysłuchać ciekawych historii opowiadanych ze sceny przez Polkowskiego. Należy się cieszyć, ze przesłanie jego piosenek trafia do coraz szerszych kręgów młodych ludzi, bo jest to lekcja historii opowiedziana ich językiem. Odbyły się także dwa pokazy filmu Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać. Decyzją reżysera były to ostatnie pokazy nieukończonej jeszcze produkcji. Projekcjom towarzyszyła promocja książki prof. Tadeusza Płużańskiego (seniora) Z otchłani, która ukazała się w lutym bieżącego roku. Jest ona zapisem wspomnień Płużańskiego z okresu II wojny światowej i okupacji, najpierw niemieckiej, później sowieckiej. Autor był kurierem rotmistrza Witolda Pileckiego, wraz z nim został skazany na karę śmierci, zamienioną na dożywotnie więzienie. Podczas całego tygodnia prowadzona była kwesta na finansowanie prac ekshumacyjno-identyfikacyjnych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie w kwaterze „Ł” i w innych miejscach Polski, która jest organizowana w skali ogólnopolskiej przez szczecińską Fundację Niezłomni im. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. 27 lutego przy 55 Kontynuacja kwiecień 2014 parafii Świętej Rodziny w Pile odbyła się projekcja filmu „Kwatera Ł” w reżyserii Arkadiusza Gołębiewskiego. Ten dokumentalny zapis prac zespołu naukowców i wolontariuszy, którzy pod kierownictwem dr hab. Krzysztofa Szwagrzyka wydobywali z ziemi szczątki żołnierzy podziemia antykomunistycznego w Polsce, spotkał się z dużym zainteresowaniem widzów. Z inicjatywy lokalnych historyków, udało się także wydać „Zeszyty Historyczne Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, które ukazały się pod tytułem „Jeszcze się Polska o nas upomni”. Oficjalna prezentacja publikacji odbyła się w domu parafialnym przy parafii Świętej Rodziny w Pile 28 lutego 2014 r. Ideą przewodnią tej inicjatywy wydawniczej jest prezentacja biografii żołnierzy Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i żołnierzy prowadzących walkę po 1945 r., których życiowe losy związane były z naszym regionem. W pierwszej edycji zaprezentowanych zostało sześć postaci. Ponadto znalazły się w niej recenzje najnowszych książek traktujących o żołnierzach II konspiracji oraz sprawozdanie i fotorelacja z I Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych zorganizowanych w 2013 r. Redaktorem wspomnianej publikacji jest ks. dr Jarosław Wąsowicz SDB, natomiast recenzentem dr Waldemar Handke z Instytutu im. gen. dyw. Stefana „Grota” Roweckiego w Lesznie. Zeszyty zostały nieodpłatnie przekazane do wielu bibliotek w naszym regionie. Były także rozprowadzane podczas całego tygodnia uroczystości. Punktem kulminacyjnym tegorocznego programu była Msza św. w intencji Ojczyzny i Żołnierzy Wyklętych. Została ona odprawiona 1 marca 2014 r. o godz. 18.00 w kościele Świętej Rodziny w Pile. Po Mszy zorganizowany został I Pilski Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który z parafialnej świątyni udał się pod mural upamiętniający naszych bohaterów, przygotowany jesienią ubiegłego roku staraniem miejscowych kibiców Lecha Poznań. Frekwencja znacznie przekroczyła oczekiwania organizatorów. Wzięło w nim udział ok. 2,5 tys., głównie młodych, mieszkańców Piły i regionu. Zorganizowane grupy przybyły m.in. ze Złotowa, Jastrowia, Debrzna, Szamocina. Na czele maszerowały poczty sztandarowe kilku szkół, harcerzy, pilskiego oddziału Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych w Stanie Wojennym. Dodać należy, że marsz swoim autorytetem i uczestnictwem wsparli także byli działacze podziemnych struktur NSZZ „Solidarność”, które po 13 grudnia 1981 r. działały w regionie pilskim. W organizację II Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych zaangażowała się społecznie spora grupa młodzieży (m.in. kibiców Lecha Poznań, Młodzieży Wszechpolskiej oraz Szkolnych Kół Wielkopolskiego Stowarzyszenia Pamięci Armii Krajowej z gimnazjum i liceum salezjańskiego w Pile). Młodzież przez cały tydzień zajmowała się rozwieszaniem plakatów i umieszczaniem informacji o poszczególnych punktach programu na portalach społecznościowych. Ponadto 23 lutego przy pięciu pilskich parafiach przez całą niedzielę rozprowadzała literaturę, foldery z programem uroczystości, cegiełki oraz flagi narodowe i repliki flag Powstania Wielkopolskiego (podobnie na wszystkich wykładach, projekcjach i koncertach). Zebrane przez młodzież ofiary pozwoliły pokryć koszty organizacyjne. Po tegorocznych obchodach już pojawiły się całkiem spontanicznie nowe pomysły na upamiętnienie Żołnierzy Wyklętych, które mamy nadzieję zostaną w przyszłości zrealin zowane. 56 Kontynuacja kwiecień 2014 Harcerze pamiętają o „Wyklętych” Przemysław Szelągowski Ponad 120 harcerzy i uczniów z Blichowa, Bodzanowa, Gąbina, Małej Wsi, Wyszogrodu uczestniczyło w I Złazie Harcerskim Pamięci Żołnierzy Wyklętych – „O szablę Rotmistrza”. Złaz zorganizowały: Hufiec ZHP „Mazowsze” Płock, Zespół Szkół Ogólnokształcących w Blichowie i 44 Drużyna Starszoharcerska „SFORA” z Blichowa. Honorowy Patronat nad imprezą objął senator Rzeczypospolitej Polskiej – pan Marek Martynowski. Partnerami projektu byli: Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie oraz Stowarzyszenie Historyczne im. 11 Grupy Operacyjnej Narodowych Sił Zbrojnych z Płocka. Patronat medialny sprawował „Biuletyn Informacyjny”. Uroczystości w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Blichowie trwały od 14 do 16 marca br. Pierwszego dnia Złazu, w piątek od godziny 17.00 zaczęły meldować się Drużyny i Patrole. W „bazie” w Blichowie czekały pierwsze rozkazy. Każdy z przybyłych „oddziałów” otrzymał swojego patrona. Na patronów harcerze wybrali oficerów i żołnierzy podziemia antykomunistycznego, walczących po 1945 roku. Byli to m.in. „Inka”, „Lalek”, „Anoda”, „Albin”, „Basia i Janek” (troje ostatnich pochodziło z oddziału Wiktora Stryjewskiego „Cacko”, rozbitego w miejscowości Gałki, między Małą Wsią a Bodzanowem). Każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy znaczek z logo imprezy. Komendę złazu stanowili pwd. Przemysław Szelągowski i kpt. Zenon Kluczyński – Kombatant ze ŚZŻAK „Mazowsze” Płock – przyjaciel Szkoły w Blichowie. Tego dnia zorganizowano też warsztaty szabloniarskie, podczas których wykonywano pamiątkowe wzory o tematyce Żołnierzy Niezłomnych. Należy dodać, że szablon pojawił się w Polsce już w czasie niemieckiej okupacji – po raz pierwszy warszawiacy użyli go do walki politycznej. W trakcie warsztatów uczestnicy zapoznali się ze 57 Kontynuacja kwiecień 2014 im. 11 Grupy Operacyjnej NSZ z Płocka i Komenda Hufca ZHP „Mazowsze” Płock. Każdy z uczestników I Złazu Harcerskiego Pamięci Żołnierzy Wyklętych otrzymał materiały i publikacje IPN. W klasyfikacji generalnej Nagrodę Główną zdobył patrol „Lalek” z 36 Drużyny Starszoharcerskiej z Nowego Miszewa pod opieką dh. Aliny Szelągowskiej. Drugie miejsce przypadło patrolowi „Inka” z Drużyny Harcerskiej z Bodzanowa, prowadzonej przez dh. Annę Koperę, dh. Arletę Iwańską i dh. Sylwię Krawiec. Dwa trzecie miejsca, z taką samą liczbą punktów przyznano harcerzom z 58 Gąbińskiej Drużyny Harcerskiej prowadzonej przez dh. Joannę Jasińską i patrolowi „Basia i Janek” z 64 Artystycznej Drużyny Harcerskiej z Małej Wsi, startującej pod opieką Ewy i Krzysztofa Dębskich. Pozostałe patrole otrzymały nagrody pocieszenia. Podczas złazu została również przyznana nagroda za najlepiej przygotowaną prezentacje multimedialną, dotyczącą Żołnierzy Niezłomnych. Nagrodę ufundowało Stowarzyszenie Historyczne 11 GO NSZ z Płocka, a otrzymała ją Drużyna Starszoharcerska z Bodzanowa. W niedzielę w kościele parafialnym w Blichowie odprawiona została Msza św. koncelebrowana, pod przewodnictwem ks. proboszcza Włodzimierza Dzieńkowskiego. Świątynię wypełniły zastępy harcerzy. Ksiądz nawiązał w kazaniu do życia harcerskiego i harcerskich ideałów. Oprawę Mszy św. przygotowali harcerze uczestniczący w złazie. Ks. Dzieńkowski, podsumowując złaz powiedział do harcerzy w imieniu zaproszonych dorosłych: „jest nam tak z Wami dobrze”. Złaz był dla harcerzy wielką przygodą i pomimo złej pogody, pozostawi w ich pamięci niezapomniane wrażenia. Organizatorzy zapowiedzieli kolejny Złaz n Pamięci Żołnierzy Wyklętych za rok. zjawiskiem i przykładami tej formy plastycznej oraz samodzielnie przygotowali własne szablony. Malowali, wycinali i odbijali gotowe wzory na koszulkach. W sobotę kolejnym etapem Złazu była gra „Tropem wilczym”. Harcerze wcielili się w patrole partyzanckie i rozwiązywali powierzone im zadania. Poszukiwali rozkazów i realizowali je. Musieli wykazać się wiedzą harcerską i historyczną, zasadami udzielania pierwszej pomocy, celnością podczas strzelania z broni pneumatycznej oraz rzutu granatem, sprawnością i zwinnością na torze przeszkód. Gra zakończyła się odpoczynkiem z tradycyjną harcerską grochówką. Wieczorem odbył się uroczysty apel oraz skautowe świeczkowisko, na które przybyli zaproszeni przez organizatorów goście: Kombatanci ze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej „Mazowsze” Płock, senator Marek Martynowski, władze Gminy Bulkowo, Władze Hufca ZHP „Mazowsze” Płock, członkowie stowarzyszeń, instruktorzy ZHP, nauczyciele. Nagrodę główną, tytułową „Szablę Rotmistrza” ufundował senator Marek Martynowski, nagrody rzeczowe przekazał Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie, Stowarzyszenie Historyczne 58 Kontynuacja kwiecień 2014 Gra Szkolna „Żołnierze Wyklęci” w II LO w Suwałkach Jarosław Schabieński Od czterech lat, czyli od chwili, gdy 1 marca stał się oficjalnie Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, II LO w Suwałkach organizuje gry szkolne, mające uczcić to święto. Grę, składającą się z eliminacji i finału, przygotował działający w szkole Klub Historyczny „Zaza”, nazwany tak dla upamiętnienia patrona szkoły gen. Zygmunta Podhorskiego, dowódcy Suwalskiej Brygady Kawalerii we wrześniu 1939 r. Klub „Zaza” organizuje grę dla uczniów II LO i Gimnazjum nr 3, należących do Zespołu Szkół nr 2 w Suwałkach. Biorą w niej udział pięcioosobowe zespoły uczniów. W tym roku takich zespołów zgłosiło się aż osiemnaście. Grupy otrzymują nazwy, którymi są pseudonimy Żołnierzy Niezłomnych i przystępują do eliminacji w ośmiu konkurencjach. Uczestnicy odpowiadali na pytania dotyczące losów żołnierzy podziemia niepodległościowego, rozszyfrowywali informację o „Wyklętych”, udzielali pierwszej pomocy, wykonywali podstawowe komendy musztry, rozpoznawali twarze bohaterów podziemia antykomunistycznego, przenosili w sposób niezauważony meldunek (specjalnie przygotowani wartownicy mieli im ten meldunek odebrać). Gra odbywa się na terenie szkoły, a jej organizatorzy to grupa niebagatelna, bo licząca ponad trzydzieści osób. Po kilka osób potrzebnych jest do zorganizowania każdego ze stanowisk, na których rozgrywane są poszczególne konkurencje. Grę koordynuje prezes „Zazy”, obecnie uczennica klasy II Eliza Kowalczyk. W tym roku po raz pierwszy, dzięki zaangażowaniu tamtejszych nauczycielek historii oraz opiekuna drużyny ZHR i katechety ks. Piotra Kępy, w grze wziął udział Zespół Szkół Technicznych w Suwałkach. Uczniowie ZST – organizatorzy gry – zostali przeszkoleni przez członków „Zazy” i zorganizowali eliminacje w swojej szkole. Eliminacje odbyły się 27 lutego, a następnego dnia zwycięzcy – dwie drużyny z II LO i dwie z ZST – spotkały się w hali 59 Kontynuacja kwiecień 2014 Zwycięski zespół „Zagończyk” w finale fot. Szymon Matusiewicz Organizatorzy gry – członkowie Klubu Historycznego „Zaza” Finałowa musztra Sowieccy wartownicy, których należało ominąć sportowej liceum, gdzie rozegrany został finał. Drużyny, przy udziale licznej widowni, rywalizowały w kolejnych konkurencjach. Uczestnicy musieli rozpoznać i podać tytuły piosenek poświęconych Żołnierzom Wyklętym, wykonywanych przez zespół DePress, Andrzeja Kołakowskiego, Lecha Makowieckiego, Tadka Firmę Solo oraz Dawida Hallmana. Utwory wykonywały uczennice II LO Klaudia Korycka i Emilia Konopko. Musieli też odpowiadać na pytania dotyczące losów podziemia antykomunistycznego, wykonać wiele komend musztry, a także pokonać przygotowany przez nauczycieli WF II LO specjalny tor przeszkód. Gośćmi finału byli m.in. przedstawiciele Grupy Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Suwałki. Przedstawili oni krótko losy Żołnierzy Wyklętych oraz wspólnie z członkami Klubu Historycznego „Zaza” przepro- wadzili kwestę na identyfikację i ekshumację Żołnierzy Niezłomnych. Zwycięzcami finału okazała się grupa „Zagończyk” z klasy IIA II LO w składzie Michał Grygo, Rafał Herbut, Maciej Orłowski, Łukasz Kryścio i Daniel Wasilewski. Nagrody dla uczestników fundują corocznie patroni: Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku, AugustowskoSuwalskie Towarzystwo Naukowe oraz dyrektor ZS nr 2 Romuald Borkowski. Filmy z tegorocznej gry oraz z poprzednich jej edycji można oglądać na youtube. Gra z roku na rok budzi coraz większe zainteresowanie, bowiem forma, w jakiej jest przeprowadzana, pozwala młodzieży wykorzystać nie tylko swoją wiedzę, ale także sprawność i umiejętność działania zespołowego. Kształtuje patriotyzm uczestników, dla których Żołnierze Niezłomni n stają się wzorem miłości Ojczyzny. 60 Kontynuacja kwiecień 2014 Szlakami podhalańczyków AK Dawid Golik, Roksana Szczypta-Szczęch Trudno jest w obecnych czasach uczyć o historii II wojny światowej. Lekcje, wykłady, a nawet pokazy filmów już nie wystarczają – potrzebne są zupełnie nowe formy przekazu, dzięki którym młodzież zainteresuje się wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat. Jedną z takich form są rajdy historyczne, w tym ten poświęcony żołnierzom 1. pułku strzelców podhalańskich AK. Pomysłodawcami i pierwszymi organizatorami Rajdu Szlakami Żołnierzy 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK był Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie oraz Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział w Nowym Targu, które już wcześniej współpracowały ze sobą przy kolejnych edycjach Rajdu Szlakami „Żołnierzy Wyklętych” majora Józefa Kurasia „Orła”-„Ognia”, realizowanych z dużym powodzeniem na Podhalu od 2006 r. Tym razem, nie rezygnując z imprezy poświęconej „żołnierzom niezłomnym”, zdecydowano uhonorować osobnym rajdem partyzantów największej formacji konspiracyjnej Armii Krajowej na terenie Podhala i Sądecczyzny. Ustalono też, że co roku rajdowicze odwiedzać będą inne pasma górskie, aby w ten sposób przypomnieć o działalności podziemnej wszędzie tam, gdzie walczyły bataliony 1. psp AK. Tropem „Lamparta” z Ochotnicy do Szczawy Pierwsza edycja rajdu szlakami podhalańczyków miała miejsce w dniach 23–25 października 2009 r. Pierwotny termin imprezy 61 Kontynuacja kwiecień 2014 (16–18 października 2009 r.), nawiązujący do 65. rocznicy stoczonej z Niemcami „bitwy ochotnickiej” uległ zmianie z uwagi na niespotykanie trudne w tym czasie warunki atmosferyczne i grubą warstwę śniegu na gorczańskich szlakach. Inauguracja rajdu miała miejsce w Wiejskim Ośrodku Kultury w Ochotnicy Górnej. Wzięli w nim udział przedstawiciele IPN, PTH oraz Gorczańskiego Parku Narodowego. Uczestnicy rajdu mieli możliwość rozmowy z żołnierzem 1. psp AK, Władysławem Chrobakiem „Wróblem”, zwiedzili również wystawę poświęconą okresowi II wojny światowej na terenie Ochotnicy. Stamtąd poszczególne patrole ruszyły na trasę biegnącą z Ochotnicy Górnej, przez Przysłop i Gorc, do Szczawy. Czekały na nich zadania i partyzanckie posterunki złożone z członków Grupy Rekonstrukcji Historycznych „Podhale w ogniu” oraz Podkarpackiego Stowarzyszenia Miłośników Militariów. Drugiego dnia rajdu, w sobotę 24 października, uczestnicy musieli pokonać trasę wokół Szczawy, przez osiedle Polanki, gdzie w 1944 r. odbywały się zrzuty dla Okręgu Krakowskiego AK. Aby nawiązać do tych wydarzeń, jednym z przygotowanych zadań było odnalezienie, przy pomocy zaszyfrowanego meldunku, rannego skoczka. Na jednym z drzew zawieszony był również spadochron i zasobnik z rozłożonym pistoletem maszynowym Sten, który należało następnie złożyć, tak żeby można było oddać z niego tzw. suchy strzał. Wieczorem, po kolacji, rajdowicze spotkali się z kolejnym partyzantem, Józefem Kmiecikiem „Góralem” oraz z kapelą góralską z Koninek, która przygotowała dla nich program artystyczny złożony z pieśni patriotycznych oraz tradycyjnych piosenek góralskich. W wieczorku tym wzięli udział parlamentarzyści oraz przedstawiciele władz lokalnych. Ostatniego dnia rajdu odprawiona została przez ks. Leona Królczyka, proboszcza parafii w Szczawie, uroczysta msza św., po której zwiedzić można było zlokalizowane w tej miejscowości „Muzeum 1. PSP AK”. Rajd, pomimo bardzo trudnych warunków pogodowych, zgromadził 80 uczestników, głównie z terenu Podhala i Małopolski. Pierwsze miejsce zdobył patrol „Lampart” z IV LO im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Olkuszu, drugi w klasyfikacji generalnej był patrol „Romek” złożony z uczestników indywidualnych z RabkiZdroju i Mszany Dolnej, trzecie były natomiast „Młode Wilki” z Zespołu Szkoły Podstawowej i Gimnazjum im. 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK w Szczawie. Z „Tatarem” przez Beskid Sądecki Przygotowania drugiej edycji rajdu wspólnie z krakowskim Oddziałem IPN podjęło się Towarzystwo Miłośników Piwnicznej. Z obawy przed warunkami atmosferycznymi jego termin ustalono na okres wiosenny. I tym razem jednak pogoda postraszyła uczestników – na dwa tygodnie przed 62 Kontynuacja kwiecień 2014 planowanym startem imprezy południową Polskę nawiedziły powodzie. Mimo to rajd odbył się zgodnie z planem w dniach 11–13 czerwca 2010 r. gromadząc po raz kolejny kilkudziesięciu uczestników. Pierwszym etapem, który musieli pokonać rajdowicze w piątek 11 czerwca, była ponad dwudziestokilometrowa trasa ze Szczawnicy do Piwnicznej-Zdroju. Podczas niej należało wykazać się wiedzą z zakresu pierwszej pomocy, znajomością topografii, alfabetu Morse’a oraz wiadomościami na temat historii takich miejsc, jak Przechyba, Radziejowa czy też znana z kurierskich wypraw Jana Freislera „Ksawerego” Sucha Dolina nad Piwniczną. Najtrudniejsze okazało się jednak odnalezienie się w nieznanym dotąd terenie i dotarcie na punkty kontrolne dozorowane przez harcerzy z 5. Krakowskiej Drużyny Wędrowników ZHR „Orkan”. Przejście całej trasy zajęło grupom niemal dziesięć godzin i dopiero o zmroku ostatni uczestnicy dotarli do bazy w Stanicy Harcerskiej ZHP w Kosarzyskach. Z kolei w sobotę uczestnicy dotrzeć mieli do schroniska turystycznego na Hali Łabowskiej, a stamtąd doliną Łomnicy przejść do bazy rajdu. Po drodze poznawali m.in. historię ks. Władysława Gurgacza „Sema” oraz Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców. Wieczorem natomiast odbyło się spotkanie z Marią Zubek „Tatarzyną”, żoną mjr. Juliana Zubka „Tatara”, legendarnego kuriera oraz dowódcy partyzanckiego 9. kompanii III batalionu 1. psp AK. Pani Maria przez ponad dwie godziny opowiadała o swoich doświadczeniach z okresu II wojny światowej, wspominała akcje partyzanckie i obławy niemieckie, mówiła też o trudnych relacjach akowców z oddziałami sowieckimi na przełomie 1944 i 1945 r. Odpowiadała również na pytania, m.in. o udział kobiet w podziemiu niepodległościowym, o wzajemne stosunki 63 Kontynuacja kwiecień 2014 włączyły się: Małopolska Chorągiew Harcerzy ZHR oraz Małopolskie Stowarzyszenie Miłośników Historii „Rawelin”. Inicjatywę wsparły również: Starostwo Powiatowe w Gorlicach, Gmina Sękowa, Biuro Poselskie Barbary Bartuś, Zespół Szkół nr 1 im. Ignacego Łukasiewicza w Gorlicach, Oddział PTH w Nowym Sączu oraz Grupa Rekonstrukcji Historycznych „Gorlice 1915”. Rajd rozpoczynał ponad dziesięciokilometrowy marsz z Sękowej przez masyw Magury Małastowskiej, gdzie w 1944 r. miała miejsce koncentracja oddziałów AK przed akcją „Burza”, do Przełęczy Małastowskiej. Uczestnicy mieli tego dnia okazję obejrzeć także relikty umocnień polowych z okresu I wojny światowej oraz zachowane cmentarze wojenne. Drugiego dnia patrole wzięły udział w grze miejskiej. Wykonując zadania wyznaczone im w poszczególnych punktach kontaktowych, uczestnicy poznawali w tym czasie nie tylko Gorlice, ale przede wszystkim miejsca pamięci, a poprzez nie wydarzenia historyczne. Pierwszy punkt kontaktowy mieścił się przy pomniku Powstańców Styczniowych. Tam rajdowicze otrzymywali zadanie sporządzenia szkicu sytuacyjnego terenu obozu dla jeńców wojennych oraz starego szpitala w Gorlicach, gdzie leczyli się zakonspirowani żołnierze AK. W czasie postoju przy drugim punkcie kontaktowym (w miejscu gdzie w XIX wieku zapalono pierwszą na świecie uliczną lampę naftową), patrole mogły wykazać się wiedzą historyczną na temat 1. psp AK. Stamtąd kierowano je w pobliże dworca PKP. Po drodze wyznaczono im zadanie wykonania szkiców i dokumentacji fotograficznej obiektów związanych ze zbrodniami gestapo w Gorlicach. Czwarty punkt kontaktowy ze Słowakami i ludnością łemkowską oraz o ucieczkę rodziny Zubków na Zachód w 1946 r. Już po zakończeniu spotkania, do późnych godzin nocnych brzmiały przy ognisku partyzanckie piosenki, przeplatane pieśniami Legionów Piłsudskiego oraz utworami zespołu „Lao Che” z albumu o Powstaniu Warszawskim. Zakończony w niedzielę 13 czerwca 2010 r. rajd wygrał patrol „Przyjaciel” z IV LO w Olkuszu. Drugie miejsce zajęli gimnazjaliści z Zespołu Szkół w Rudawie, których patronem był „Borowy”, natomiast trzecie miejsce przypadło patrolowi „Lampart”, również z IV LO w Olkuszu. Już po oficjalnym zakończeniu i podsumowaniu rajdu uczestnicy mieli możliwość zwiedzenia „Muzeum Towarzystwa Miłośników Piwnicznej”, a następnie całą grupą, ubrani w pamiątkowe koszulki, udali się na osiedle Piwowarówka. Tam, w kaplicy św. Antoniego miała miejsce tradycyjna msza odpustowa, odprawiona również w intencji żołnierzy i współpracowników AK oraz kurierów beskidzkich. W obwodzie gorlickim AK Trzecia edycja rajdu odbyła się niemal dokładnie rok później, w dniach 10–12 czerwca 2011 r. Poza IPN w organizację 64 Kontynuacja kwiecień 2014 usytuowany był przed bramą cmentarza żydowskiego. Tam uczestnicy rajdu mogli wykazać się wiedzą historyczną o akcji „Burza” i wybranym przez siebie patronie. Z Kirkutu kierowali się następnie na Górę Cmentarną, gdzie tym razem wykonywali zadania sprawnościowe. Po powrocie do bazy odbył się pokaz umundurowania i broni żołnierzy armii austrowęgierskiej z okresu I wojny światowej. Zaraz potem miało miejsce spotkanie ze świadkami historii: Janiną Brzozowską i por. Janem Jurusiem. Już po północy, kiedy wszyscy udali się na kwatery, a część osób przebrała się do snu, ogłoszono alarm zapowiadający grę terenową. Pełna przeżyć noc zakończyła się ostatecznie po godzinie trzeciej. Ostatni dzień rajdu, będący zarazem jego zakończeniem i podsumowaniem, rozpoczęto mszą św. w intencji żołnierzy i współpracowników AK, w kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Po mszy odbyło się ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Pierwsze miejsce zajął patrol „Tatar” z Zespołu Szkół w Rudawie. Drugie miejsce przypadło patrolowi „Kruk” z IV LO w Olkuszu. Trzecie miejsce zajął patrol absolwentów tegoż liceum, których patronem był „Jastrząb”. czerwca 2012 r., a jej organizatorami byli: IPN w oraz PTH Oddział w Limanowej. Inicjatywę wsparły również: Gmina Słopnice, Małopolska Chorągiew Harcerzy ZHR, Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych 1. PSP AK, PTH Oddział w Nowym Sączu oraz Starostwo Powiatowe w Limanowej. Tym razem główną areną zmagań stał się Beskid Wyspowy, gdzie w czasie II wojny światowej działały struktury Obwodu AK Limanowa oraz, na potrzeby akcji „Burza”, odtworzono I batalion 1. psp AK pod dowództwem por. Jana Wojciecha Lipczewskiego „Andrzeja” i II batalion 1. psp AK pod dowództwem kpt. Juliana Krzewickiego „Filipa”. W rajdzie wzięła udział młodzież z kilku małopolskich szkół oraz uczestnicy indywidualni. Pierwszym etapem rajdu była pętla biegnąca z bazy w Słopnicach Górnych przez Bukowy Wierch na Mogielicę i z powrotem do Słopnic. Tego dnia organizatorzy starali się przybliżyć młodzieży wydarzenia z sierpnia 1944 r., kiedy to w Warszawie wybuchło powstanie, a na terenie Małopolski tworzone były oddziały partyzanckie AK do realizacji „Burzy”. Drużyny, wcielając się w rolę patroli AK, miały za zadanie dotrzeć na Mogielicę, będącą miejscem koncentracji miejscowych oddziałów podziemia. Na początku należało jednak skontaktować się z łącznikiem, który kierował uczestników do punktu, będącego miejscem kwaterowania dowódcy placówki AK w Słopnicach. Szlakiem „Filipa” i „Andrzeja” Czwarta i jak dotąd ostatnia edycja rajdu miała miejsce w dniach 22–24 65 Kontynuacja kwiecień 2014 Tam drużyny prezentowały musztrę i miały regulaminowo zameldować się oficerowi. Na kolejnym punkcie wymagano wykazania się wiedzą o dowódcach ZWZ-AK, strukturze 1. psp AK i batalionach partyzanckich działających na ziemi limanowskiej. Tam też każda z drużyn otrzymywała rotę przysięgi z zadaniem nauczenia się jej na pamięć w drodze do następnego punktu. Ponadto każdy patrol obowiązkowo miał zapalić znicz przy krzyżu partyzanckim upamiętniającym śmierć pchor. Jana Kaszyckiego „Wiesława”. Docierające na Mogielicę drużyny były kolejno zaprzysięgane, a następnie kierowane do leśniczówki. W pobliżu niej oczekiwali na uczestników rajdu rekonstruktorzy odgrywający tym razem rolę niemieckich konfidentów podających się za partyzantów AK. Nie mniej niespodzianek czekało na uczestników następnego dnia. Pierwszym zadaniem dla kolejno wychodzących drużyn było odszukanie wiadomości ukrytej przy pomniku ofiar pacyfikacji. Dopiero po jej odnalezieniu drużyny mogły udać się w kierunku Zaświercza, gdzie oczekiwali ich partyzanci z grupy por. „Wilka”. Z kolei w drodze na Łopień patrole napotykały por. „Dęboroga” z asystą. Także przed nim miały okazję dowieść swojej wiedzy o wywiadzie AK oraz wykazać się spostrzegawczością. Już na Łopieniu patrole otrzymywały zadanie dotarcia do schowanego magazyniera i pobrania od niego skrzynki amunicji, a na Przełęczy Rydza- Śmigłego oceniano wiedzę historyczną zarówno o działaniach militarnych w okresie I wojny światowej z udziałem żołnierzy I Brygady Legionów, jak i o 5. kompanii Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica”. Stamtąd uczestnicy rajdu kierowali się do Kocur, gdzie w okolicznym lesie mieli odnaleźć skoczków-„cichociemnych”. Po drodze nie zabrakło emocji – część patroli z przygotowanej nieopodal niemieckiej zasadzki ratowała się ucieczką. Po powrocie do bazy odbyło się kilkugodzinne spotkanie z Jerzym Krzewickim, synem kpt. „Filipa”. Niedzielę rozpoczęto mszą św. w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Słopnicach Górnych. Po mszy odbyło się ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Pierwsze miejsce zajął patrol „Pociej”, złożony z absolwentów IV LO w Olkuszu oraz studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Drugie miejsce przypadło patrolowi „Topora”, który tworzyli uczniowie IV LO w Olkuszu. Trzecie miejsce zajął patrol „Jaworza”, w którego składzie rywalizowali debiutujący w rajdzie gimnazjaliści ze Słopnic. Po odwiedzeniu wszystkich obwodów Inspektoratu AK Nowy Sącz, zdecydowaliśmy się na zamknięcie cyklu i roczną przerwę w organizacji imprezy. Rok 2014, z siedemdziesiątą rocznicę uruchomienia „Burzy” i utworzenia 1. psp AK, zobowiązuje jednak do działania. Zatem piąta odsłona Rajdu Szlakami Żołnierzy 1. Pułku Strzelców n Podhalańskich AK już niebawem! 66 Kontynuacja kwiecień 2014 Stanowisko w sprawie filmu „Kamienie na szaniec” Warszawa 12 marca 2014 W marcu 2014 r. na ekrany kin wszedł film odwołujący się swoim tytułem do książki szczególnej dla wielu pokoleń harcerek i harcerzy – Kamienie na szaniec. Czekaliśmy na niego wiele miesięcy, z nadzieją, że obraz Roberta Glińskiego utrwali w świadomości kolejnych pokoleń odbiorców prawdziwy, zgodny z przesłaniem Aleksandra Kamińskiego obraz bohaterów jego książki. Uznając walory artystyczne filmu, doceniając wkład pracy reżysera, aktorów i producentów oraz respektując prawo do artystycznej ekspresji, musimy jednak wyrazić swój sprzeciw wobec przedstawionej filmowej wersji Kamieni na szaniec. Czynimy to z tym większą pewnością, że film odwołuje się do konkretnych, historycznych postaci (niektóre z nich jeszcze żyją), a sposób ich przedstawienia razi dowolnością, zaś ich wizerunek poddany został uproszczeniom i manipulacjom w zakresie prezentowanych przez nich wartości i dobrze przecież udokumentowanych biografii. To co przedstawiono w filmie, jest rażąco sprzeczne z prawdą historyczną i ideowym przesłaniem powieści Aleksandra Kamińskiego, podważa etos Szarych Szeregów i relatywizuje wyznawane przez nich wartości. Wydaje się zatem, że reżyser posługuje się znanym tytułem Kamienie na szaniec w sposób instrumentalny. Dowolnie wykorzystuje wątki fabularne i bohaterów przedstawionych w opowieści przez Aleksandra Kamińskiego, a przede wszystkim degraduje i trywializuje zawarte w książce przesłanie. Zachęcamy młodych ludzi do ponownego wczytania się w opowieść o Alku Dawidowskim, Tadeuszu Zawadzkim i Janku Bytnarze, do porównywania przedstawionych w filmie postaci i sytuacji z książką oraz odnajdywania prawdziwej historii wojennych losów tych bohaterów. /-/ hm. Jadwiga Chruściel /-/ Tymoteusz Duchowski „Motek” Komendant Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Szarych Szeregów /-/ Tadeusz Filipkowski Prezes Fundacji Filmowej AK /-/ Tytus Karlikowski Żołnierz AK batalion „Zośka”, kompania „Rudy”, pluton „Alek” /-/ prof. Leszek Żukowski Prezes Światowego Związku Żołnierzy AK /-/ hm. Ewa Borkowska-Pastwa Przewodnicząca ZHR /-/ hm. Sebastian Grochala Naczelnik Harcerzy ZHR /-/ Piotr Sitko Przewodniczący Skautów Europy SHK „Zawisza” FSE /-/ hm. Krzysztof Budziński Zastępca Naczelnika ZHP /-/ hm. Lucjan Brudzyński Zastępca Naczelnika ZHP 67 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 Przygody „Przygody” Pamięci Tadeusza Wronowskiego (1923–2013) Dowodzona przez niego, brawurowa akcja specjalna, tak wstrząsnęła Niemcami, że postawili szlabany przy wjeździe do al. Szucha i zaczęli kontrolować wszystkich wchodzących. Będąc bardzo skromnym człowiekiem Tadeusz Wronowski nie opowiadał o niej zbyt chętnie. Podobnie zresztą jak o innych wojennych przygodach, które mogłyby stać się scenariuszem atrakcyjnego filmu akcji. fot.: z archiwum T. Wronowskiego Tadeusz Wronowski urodził się 27 lipca 1923 r. w Warszawie. Od 1935 r. należał do 6. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. W 1939 r. ukończył pierwszą klasę liceum. W pierwszym tygodniu wojny, w Domu Harcerza przy ul. Myśliwieckiej, pracował przy obsłudze centrali telefonicznej. Następnie, do kapitulacji stolicy, był sanitariuszem w polowym szpitalu wojskowym na Uniwersytecie Warszawskim. Miałem odpowiednie przeszkolenie, bo w mojej drużynie harcerskiej przywiązywano wagę do udzielania pierwszej pomocy. Sporo ćwiczyliśmy, łącznie z robieniem zastrzyków, najpierw na kawałkach mięsa, potem na sobie – wspominał. Późną jesienią 1939 r. zatrudnił się w „Kabelwerk-Ożarów” – Fabryce Kabli w podwarszawskim Ożarowie. Zakład produkował dla wojska, co chroniło przed wywiezieniem na roboty do Niemiec. Pracował tam do października 1943 r., kiedy rozpoczął etatową służbę w Armii Krajowej. Ale zaświadczenie o pracy oraz nocną przepustkę miał regularnie przedłużaną przez dawną firmę, w której sprawnie funkcjonowała komórka podziemia. Już w grudniu 1939 r. rozpoczął działalność konspiracyjną. Wronowskiego i pięciu innych harcerzy z 6. WDH do konspiracji wprowadził przedwojenny drużynowy Ryszard Białous „Jerzy”, późniejszy dowódca batalionu „Zośka”. Złożyli przy- Tadeusz Wronowski, październik 1943 r. sięgę w Szarych Szeregach. Przyjął pierwszy pseudonim – „Jastrząb”. W ramach „Akcji Wawer” rozlepiał ulotki, wykonywał rysunki na murach. Brał też udział w rozpoznawaniu pojazdów Werhmachtu i SS w Warszawie. Trafił do batalionu „Baszta”. Tam, po podstawowym przeszkoleniu wojskowym, został dowódcą drużyny. 68 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 Wiosną 1941 r. cudem uniknął aresztowania. W kotłowni budynku urzędu pracy, na rogu ulic Mazowieckiej i Kredytowej, zaplanowano kurs obsługi ręcznego karabinu maszynowego. Tadeusz Wronowski czekał na spóźniającego się instruktora, który „Lewa” kenkarta, wykorzystywana w partyzantce na Podhalu miał szkolić konspiratorów. Instruktor pojawił się kwadrans po umówionej godzinie. Na miejsce razy brał udział w transporcie broni w czadotarli, gdy z kotłowni gestapowcy wyprosie ewakuacji konspiracyjnych magazynów. wadzali zatrzymanych. Zdrajca został rozDwa razy rozbroił Niemców w garażach poznany przez siostrę jednego z aresztowagestapo przy ul. Oboźnej. Cztery razy zdonych. Zlikwidowano go w ciągu kilku tygobywał samochody potrzebne do prowadzedni. Po tym wydarzeniu – znowu dzięki nia akcji. Białousowi – Wronowski został skierowany 20 maja 1943 r. uczestniczył w jednej do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych z najsłynniejszych akcji Szarych Szeregów Piechoty. Zmienił wtedy pseudonim na – odbiciu w podwarszawskim Celestynowie „Ferens”. 49 więźniów transportowanych koleją do W podchorążówce cztery razy otrzymał obozu koncentracyjnego. Dowodził wtedy rozkaz przedarcia się przez „zieloną graniubezpieczeniem. W czasie walki, spod cę” Generalnego Gubernatorstwa i Rzeszy. ostrzału wyniósł rannego w kolano Wacława Przekradał się m.in. do Łodzi z paczkaDunin-Karwickiego „Lutego”, swojego mi „bibuły”. Robił to w sposób brawudowódcę. Otrzymał za to pierwszy Krzyż rowy, dlatego koledzy nadali mu pseudoWalecznych. Tydzień po Celestynowie przynim „Grenzbube” („Graniczny Chojrak”). szła kolej na „Akcję Sól”. 27 maja 1943 r., Szkołę ukończył jako kapral podchorąży. w fabryce chemicznej przy ul. Siarczanej Po promocji – kolejny raz za poręczena warszawskim Targówku zdobywał chloniem Białousa – został na stałe wcielony ran potasu, potrzebny do produkcji matedo Grup Szturmowych Szarych Szeregów. riałów wybuchowych. Uczestniczył też Z kolegami z dawnej 6. WDH dostałem przyw rozpoznaniu przed „Akcją Czarnocin”. dział do konspiracyjnej drużyny harcerskiej Konspiratorzy planowali zniszczenie strateCR-200, wchodzącej w skład podziemnego gicznego mostu kolejowego niedaleko miejhufca Centrum dowodzonego przez Tadeusza scowości Czarnocin, na szlaku kolejowym Zawadzkiego „Zośkę”. Dowódcą drużyny łączącym Warszawę ze Śląskiem. Do niezostał Feliks Pendelski „Felek”, który zginął udanej – tragicznej dla wykonawców – akcji podczas odwrotu z akcji pod Czarnocinem doszło w nocy z 5 na 6 czerwca 1943 r. – wspominał po latach. W CR-200 przeJednocześnie z działaniami dywersyjnyszedł kurs Wielkiej Dywersji. Kilkanaście mi zajmował się szkoleniem. Od grudnia 69 fot.: z archiwum T. Wronowskiego Pseudonim z zakładu pogrzebowego Odeszli na Wieczną Wartę fot.: z archiwum T. Wronowskiego fot.: z archiwum T. Wronowskiego kwiecień 2014 W Poroninie w 1945 r. W Murzasichlu k. Poronina, 1944 r. „Przygoda” trzeci z lewej 1943 do czerwca 1944 r. prowadził wykłady w Bojowych Szkołach Szarych Szeregów. Specjalizował się w bronioznawstwie i minerstwie. Latem 1943 r., gdy powstał oddział „Agat”, wraz z kolegami z CR-200 stworzył zalążek dowodzonego przez „Lutego” trzeciego plutonu tego oddziału. Został tam dowódcą drużyny. Gdy przechodziliśmy do oddziału specjalnego, kazali nam zerwać dotychczasowe znajomości, a nawet zmienić pseudonimy. Długo zastanawiałem się nad nowym. Jechałem tramwajem ulicą Książęcą i zauważyłem duży, czarny szyld: „Zakład Pogrzebowy Tadeusza Przygody”. Tadeuszem już byłem, więc postanowiłem być „Przygodą”. Nawet wypominano mi, że to niepoważny pseudonim. Ale przyniósł szczęście… – opowiadał. szefa siatki rozpracowującej podziemne organizacje wojskowe, SS-Rottenfuhrera Alfreda Milkego oraz jego kochanki o imieniu Irena. Wyrok podziemnego polskiego sądu trzeba było wykonać w mieszkaniu Milkego, przy al. Szucha 8, 120 metrów od siedziby gestapo! Pierwotnie operacją miał dowodzić Henryk Nowak „Heniek”. Ale wraz z Kazimierzem Nurowskim „Mściwym” został aresztowany na Szucha w czasie prowadzenia rozpoznania. Obaj przeszli straszne tortury. W ich wyniku „Mściwy” zmarł pierwszej nocy po aresztowaniu. „Heniek” wytrzymał wielodniowe katowanie, a potem pobyt w obozach w Auschwitz i Flossenbürgu. Nikogo nie wydał – z niezwykłym szacunkiem opowiadał „Przygoda”. Zgłosił się do dowodzenia tą akcją. Trzyosobowa grupa wykonawców wyroku weszła do mieszkania dozorcy kamienicy, w której mieszkał Milke. „Grali” Niemców sprawdzających księgi meldunkowe. Dozorcę zagadnął Leszek de Mackay „Narvik” dobrze znający język niemiecki. Następnie Tadeusz Kamiński „Olek” pistoletem sterroryzował dozorcę i jego żonę. „Przygoda” złożył przyniesionego w teczce Akcja przy siedzibie gestapo 5 października 1943 r., w domu przy al. Szucha, w samym sercu dzielnicy niemieckiej w Warszawie, dowodził brawurową akcją. Konspiratorzy otrzymali rozkaz zlikwidowania dwojga agentów gestapo: Volksdeutscha, 70 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 stena. Czekali na Milkego, gdy usłyszeli strzały na ulicy. Jak się okazało, do samochodu pierwszej grupy ubezpieczenia podszedł gestapowiec. Zainteresowało go to, że w środku BMW z rejestracją Wehrmachtu siedzieli cywile: za kierownicą Tadeusz Kostrzewski „Niemira”, na tylnym siedzeniu Eugeniusz Poszepszyński „Ssak” i Feliks Wojtulewicz „Bąk”. Próbował ich wylegitymować, więc „Niemira” zastrzelił Niemca. Rozpoczęła się gwałtowna strzelanina. Praktycznie każdy Niemiec pracujący i mieszkający w okolicy miał broń. Do tego na Szucha ustawiono sporo posterunków. Oczywistym stało się, że Milke nie wyjdzie z mieszkania, więc konspiratorzy rozpoczęli odwrót. Wykonawcy wskoczyli do samochodu pierwszego ubezpieczenia. „Przygoda” siedział na przednim siedzeniu. „Bąk” i „Ssak” zostali ciężko ranni. Druga grupa ubezpieczenia: Antoni Biernawski „Dryl”, Janusz Kobyliński „Gong” i kierowca Stanisław Ołdakowski „Staszek” znajdowali się w dwudrzwiowej „Dekawce”. W czasie odwrotu mieli osłaniać kolegów. „Dryl” wyskoczył z samochodu i leżąc ostrzeliwał Niemców. Siedzący na tylnym siedzeniu „Gong” miał trudności z wyjściem z dwudrzwiowego auta. Strzelał więc przez uchyloną szybę. Nie przerwał nawet gdy dostał postrzał w płuca. Osłaniający ułatwili ucieczkę BMW i sami zaczęli się ewakuować. Trafili jednak pod huraganowy ogień Niemców. Ostrzeliwali się i bronili granatami. Było to pierwsze tak poważne zadanie plutonu, które od razu pociągnęło za sobą straty. Zginął „Ssak”, ciężko ranny został „Gong”, lekkie rany odnieśli „Bąk”, „Narvik” i „Olek”. Dowodzący operacją „Przygoda” bardzo przeżył śmierć i rany kolegów i niewykonanie rozkazu likwidacji Milkego. Szybko okazało się, że konspiratorzy polowali na płotkę, a trafili szczupaka! „Niemira” zastrzelił bowiem SS-Obersturmführera Josefa Lechnera, szefa gestapowskiej sekcji III D przeznaczonej do walki z sabotażem i dywersją na terenie dystryktu warszawskiego. Po tej akcji Niemcy postawili szlabany przy wjeździe do al. Szucha i kontrolowali wszystkich wchodzących. Pod koniec 1943 r. „Przygoda” przeszedł na etat w Armii Krajowej. Jako dowódca drużyny dostawał miesięcznie 1700 zł. Starczało na wynajem mieszkania i utrzymanie. W ramach etatu opłacano mu też szkołę. Na tajnych kompletach skończył liceum i zdał maturę. Następnie dostał się na konspiracyjny Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Do połowy 1944 r. zaliczono mu cztery semestry studiów. W partyzantce na Podhalu W czerwcu 1944 r. „Przygoda” napisał prośbę o przeniesienie do partyzantki na Podhale. Tam objął dowodzenie kilkudziesięcioosobowym Oddziałem Dywersyjnym „Ciupaga” działającym przy placówce AK w Poroninie. Miał prowadzić działania przeciw Niemcom, szkolić nowych partyzantów, a w ramach ochrony Polaków robić porządek z pospolitymi bandytami. Oddział wykonał jeden wyrok śmierci na kolaborancie. Ponadto w ramach „akcji wychowania obywatelskiego” akowcy pięć razy wykonali karę chłosty na pracownikach niemieckiej administracji i dwie takie kary na granatowych policjantach. Oddział szybko rozrósł się do ok. 30 ludzi, większość z nich mieszkała na Podhalu. Grupa działała na wschód od linii kolejowej Zakopane–Nowy Targ. Pierwszą akcję w nowym terenie „Przygoda” przeprowadził 5 lipca 1944 r. Partyzanci przejęli wtedy transport żywności przeznaczony dla placówki niemieckiej straży granicznej na Głodówce. 4 października 1944 r., w czasie powstania słowackiego ludzie „Przygody” ze Spiszu przez polskie Podhale na Orawę przeprowadzili 150 (według niektórych relacji 71 Odeszli na Wieczną Wartę fot.: z archiwum T. Wronowskiego kwiecień 2014 Wojenne lato w Warszawie, „Przygoda” na łódce liczba sięgała 400) Słowaków uciekających przez represjami okupantów. W grudniu 1944 r. oddział „Przygody” podporządkował się Oddziałowi Specjalnemu AK ppor. cichociemnego Feliksa Perekładowskiego „Przyjaciela”. Partyzanci wspólnie neutralizowali Niemców ze straży granicznej, przejmowali ich transporty żywności. Dwa razy rozbroili współpracujące z Niemcami słowackie oddziały Hlinkovej Gardy. Aby chronić miejscową ludność udawali partyzantów sowieckich. Często na miejscu akcji porzucali ich charakterystyczne elementy umundurowania. Tuż przed Bożym Narodzeniem, na granicy Zakopanego i Poronina akowcy opanowali duży magazyn żywności, ewakuowany przez Niemców spod Jasła. Pod koniec 1944 r. łącznicy nawiązali kontakt z oddziałem Sowietów, dowodzonych przez „Potiomkina”. Ze Słowacji przeszli oni w okolice Poronina. 5 stycznia 1945 r. ludzie „Przygody” wspólnie z Sowietami zniszczyli kolumnę niemieckich ciężarówek. Zdobyto wtedy 30 karabinów, kilka pistoletów maszynowych MP-40, ręczny karabin maszynowy. Do prze- transportowania zdobytej żywności potrzebowano dwanaście sań! W czasie tej akcji odłamek granatu ranił „Przygodę” w nogę. Ostatnią akcję przeciw Niemcom podwładni Wronowskiego przeprowadzili 17 stycznia 1945 r. Na Stasikówce zlikwidowali dziesięcioosobowy patrol niemiecki. 19 stycznia 1945 r. Armia Krajowa została rozwiązana: Nie wiedzieliśmy co się dzieje w innych regionach kraju. Z „Przyjacielem” rozpuściliśmy wojsko, zostaliśmy w szóstkę. W stropach góralskich chałup i kościółkach melinowaliśmy broń. Od października 1944 r. do maja 1945 r. odpowiadaliśmy za bezpieczeństwo ukrywającej się w Poroninie żony gen. bryg. Antoniego Chruściela „Montera”, dowódcy Powstania Warszawskiego. W Poroninie utworzyli też niewielki, tajny szpital. Istniał od listopada 1944 r. do połowy 1945 r. Leczono w nim partyzantów, mieszkańców okolicznych wiosek oraz ukrywających się na Podhalu powstańców warszawskich. Jednym z nich był ranny w płuca Wacław Micuta „Wacek”, w czasie Powstania Warszawskiego dowódca plutonu pancernego batalionu „Zośka”. 72 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 fot.: J. Rybak Koledzy z Warszawy dali znać „Przygodzie”, żeby ujawnił się razem z grupą płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”. Zrobił to 13 września 1945 r. Od „Radosława” dowiedział się o tym, że dostał Srebrny Krzyż Virtuti Militari, za akcję na Milkego. Tadeusz Wronowski miał już wtedy dwa Krzyże Walecznych. Pierwszy za akcję pod Celestynowem, drugi za zniszczenie niemieckich ciężarówek na Podhalu. „Przyjaciel” nie chciał się ujawniać, planował ucieczkę z Polski. Aresztowany w 1939 r. przez Sowietów, przeżył Sybir, więc wiedział do czego zdolni są komuniści. Przedarł się na Zachód, osiedlił w Argentynie, gdzie zmarł w 1973 r. Ja nie chciałem uciekać. Z jednej strony byłem rozgoryczony, bo po paru latach walki o Ojczyznę, odniesieniu kilku ran, stracie wielu przyjaciół, nawet nie mogłem ustawić moich ludzi na uroczystej zbiórce po zwycięstwie. Ale z drugiej strony byłem pełen entuzjazmu. Polska była wolna, wierzyłem, że będzie dobrze. UB jeszcze nam się nie dobierało do tyłków... – tłumaczył „Przygoda”. W swoim mieszkaniu w 2005 r. W 1947 r. w Krakowie skończył studia na Wydziale Architektury Akademii Górniczo-Hutniczej. Dziewięć lat mieszkał we Wrocławiu. Pracował w uczelnianym zakładzie projektującym osiedla robotnicze, a dodatkowo w Narodowym Banku Polskim jako projektant skarbców. Prowadził odbudowę banków na terenie Dolnego Śląska. W 1951 r. Tadeuszowi Wronowskiemu urodziła się córka Danuta. Dwa lata później rodzina przeniosła się do Bielska-Białej, skąd pochodziła Irena – żona „Przygody”. Pracował jako architekt, jego pasją były wspinaczka, kajakarstwo i turystyka górska. Przez trzydzieści lat był ratownikiem GOPR i przewodnikiem PTTK. Odznaczony Virtuti Militari, Krzyżami Walecznych, Krzyżami Zasługi z Mieczami i wieloma innymi odznaczeniami, jeśli już któreś z nich nosił, to tylko miniaturkę VM. A bardzo sobie cenił... medal za pięćdziesiąt lat małżeństwa z Ireną, kiedyś jego łączniczką „Zielonooką”. Tadeusz Wronowski zmarł 24 września 2013 r. w Bielsku-Białej. Jarosław Rybak Ratownik, przewodnik, taternik Dzięki konspiracyjnym kontaktom, na oficjalne zlecenie władz Uniwersytetu Jagiellońskiego, z kilkoma swoimi partyzantami pojechał zabezpieczać przed szabrownikami budynki Uniwersytetu Wrocławskiego. Potem na tej uczelni zaczął pracować jako asystent. W 1946 r. aresztował go UB. Uciekł w czasie zamieszania, gdy po przesłuchaniu wartownik prowadził go do celi. Wtedy stwierdził, że musi zniknąć z kraju. Przez Warszawę dostał się do Gdańska. Przyjaciel z konspiracji Jan Rodowicz „Anoda” załatwił mu miejsce na amerykańskim statku, który przywoził pomoc UNRRA, a z Polski przemycał podobnych jak on uciekinierów. Prawie w ostatniej chwili żal mu się zrobiło narzeczonej. Został w Polsce. 73 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 Ostatni partyzant Ziemi Limanowskiej Julian Tomecki „Brzoza” Odznaczony: Krzyżem Walecznych – wręczał d-ca 1. psp AK mjr „Borowy” – 20 stycznia 1945 r. Srebrnym Krzyżem Zasługi – wręczał d-ca 1. psp AK mjr „Borowy” – 20 stycznia 1945 r. Krzyżem Armii Krajowej – Londyn 9 maja 1990 r. (nr 46208) Medalem Wojska Polskiego – Londyn 6 marca 1990 r. (nr 46613) Odznaczeniem Pamiątkowym Akcji „Burza” – ŚZŻAK Gliwice Odznaczeniem Pamiątkowym w 50-lecie Powstania Warszawskiego Złotym Odznaczeniem ŚZŻAK – 20 kwietnia 2005 r. (nr 330) fot.: ze zbiorów Juliana Tomeckiego Julian Tomecki „Brzoza” urodził się 6 lutego 1925 r. w Łukowicy k. Limanowej. Jego rodzice, Antoni i Maria z domu Wolak na stałe osiedlili się na Ziemi Limanowskiej w połowie lat 20. XX wieku. Ojciec Antoni pochodził z Tuszowa Narodowego w pow. mieleckim. Jednym ze starszych kolegów Antoniego był Władysław Sikorski, późniejszy premier Rządu Rzeczpospolitej na uchodźstwie. Po ukończeniu szkoły ludowej, Antoni zaciągnął się do armii austrowęgierskiej. Od września 1917 r. przebywał na froncie rosyjskim, a od kwietnia 1918 r. do końca wojny walczył ze swoim pułkiem w Albanii. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Antoni pozostał w czynnej służbie wojskowej, biorąc udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Wiosną 1923 r. został przeniesiony do rezerwy i jednocześnie oddelegowany do służby w policji. W latach 1923–1925 pracował na posterunku w Łukowicy k. Limanowej. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Marię z domu Wolak. Rodzina Wolaków szczególnie zasłużyła się w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Dwaj bracia Marii zginęli na froncie, najstarszy został zesłany na Syberię i zaginął bez wieści. W 1924 r. Antoni i Maria zawarli związek małżeński, a rok później na świat przyszedł ich najstarszy syn – Julian. W latach 30. Antoni Tomecki został przeniesiony i awansowany na starszego poste- Okupacyjna kenkarta Juliana Tomeckiego runkowego w Dobrej k. Limanowej. Tam też na świat przyszło rodzeństwo Juliana: Zbigniew, Zofia, Genowefa i Maria. Mały Julian, jako syn policjanta, miał na co dzień do czynienia z bronią. Jako młodzieniec brał udział w ćwiczeniach miejscowego „Strzelca”, zawierając znajomość z miejscowym nauczycielem Janem Grzywaczem, 74 Odeszli na Wieczną Wartę fot.: ze zbiorów autora fot.: ze zbiorów Muzeum AK w Krakowie kwiecień 2014 Partyzanci OP AK „Wilk” w 1944 r. Pierwszy z lewej Julian Tomecki „Brzoza” który był powiatowym komendantem związku strzeleckiego. Ćwiczenia były organizowane na polach naprzeciw posterunku w Dobrej. W wolnej chwili od nauki, Julian zajmował się wieloma innymi rzeczami, m.in. był znakarzem przedwojennych szlaków turystycznych w Beskidzie Wyspowym. W 1938 r. ukończył szkołę podstawową. Zdał do II klasy gimnazjum w Nowym Sączu, ale naukę przerwał wybuch wojny. Julian przez pierwsze dni, wraz z kolegami ze „Strzelca”, wypatrywali na niebie niemieckich samolotów. W nocy z 1 na 2 września Tomeccy otrzymali nakaz ewakuacji. Na miejscu pozostał jedynie Antoni, który pełnił służbę do wycofania się polskich władz z rodzinnej miejscowości. Tomeccy udali się wraz z innymi rodzinami przez Szczyrzyc, Łapanów, Bochnię, Szczucin aż pod Mielec, do rodzinnego Tuszowa Narodowego. Po zakończeniu działań wojennych, w listopadzie 1939 r. powrócili do Dobrej. Od tej pory więcej obowiązków spadło na najstarszego Juliana, który starał się pomóc mamie w pracach codziennych i wychowaniu młodszego rodzeństwa. Julian wraz z bratem imali się dorywczych prac przy cięciu drzewa. Z wojennej gehenny nie powró- „Brzoza” w szeregach 1. psp AK cił tylko ojciec rodziny, Antoni Tomecki, który zginął zamordowany przez Sowietów w Twerze. Jeszcze w Tuszowie Narodowym Julian dowiedział się o powstawaniu organizacji konspiracyjnych walczących z okupantem. Pierwsze lata wojny zmusiły go jednak do podporządkowania wszystkiego pomocy rodzinie, by mogła ona przetrwać ten trudny czas. Kolejna okazja do przyłączenia się do organizacji konspiracyjnej nadarzyła się w połowie 1942 r. Julian wraz z kolegami złożył przysięgę Armii Krajowej przed przedstawicielem władz miejscowej placówki konspiracyjnej. Najpierw, jako młodzi i nieprzeszkoleni byli oni wykorzystywani do kolportażu informacji, przenoszenia meldunków i materiałów konspiracyjnych, brali udział w tajnym nauczaniu. Na początku listopada 1942 r. żandarmeria niemiecka oraz policja rozpoczęły aresztowania wśród członków konspiracji, w związku z nasilającymi się napadami na Volksdeutschów oraz pracowników administracji niemieckiej. Julianowi Tomeckiemu udało się w ostatniej chwili zbiec z domu przed przygotowywaną przez okupanta zasadzką. Od tej chwili ukrywał się w wielu miejscach: 75 Odeszli na Wieczną Wartę kwiecień 2014 w Wilczycach, Jastrzębiu, Zawadzie, Kiczni. Przez jakiś czas mieszkał u rodziny matki w Łukowicy, ale z obawy przed represjami okupanta, starał się zmieniać lokale czasowego pobytu. Wiosną 1943 r. w na obszarze działania inspektoratu nowosądeckiego AK, zostały powołane do życia patrole partyzanckie mające na celu likwidowanie niemieckich konfidentów, Volksdeutschów oraz pospolitych bandytów. Niedługo później w Gorcach utworzono pierwszy oddział partyzancki AK o kryptonimie „Wilk”, w którym znaleźli schronienie członkowie Konfederacji Tatrzańskiej oraz „spaleni” swoją działalnością żołnierze AK z rejonu Podhala, Gorców i Beskidu Wyspowego. Na początku 1944 r. również Tomecki znalazł się w OP „Wilk”, otrzymując tam pseudonim „Brzoza”. Z racji, że przed wojną na co dzień posiadał styczność z bronią, jego praktyka i doświadczenie były wykorzystywane przez dowódcę oddziału, por. Krystyna Więckowskiego „Zawiszę”. Rzeczywista działalność „Brzozy” w oddziale rozwinęła się jednak dopiero w drugiej połowie 1944 r. Tomecki pełnił wówczas rolę tzw. szperacza. Wraz z kilkoma żołnierzami sprawdzał każdorazowo teren przed przemarszem oddziału, zajmował się ubezpieczeniem akcji i ochroną odwrotu. W partyzantce „Brzoza” poznał dwóch obcokrajowców – kanadyjskiego pilota – Huberta Brooksa „Jubelta” oraz Szkota – Johna Duncana, którzy od 1943 r. po ucieczce z niemieckiego obozu jenieckiego, walczyli w szeregach gorczańskiej partyzantki. Po ukończeniu 23 czerwca 1944 r. kursu młodszych dowódców na Przehybie w Beskidzie Sądeckim uzyskał stopień starszego strzelca. Kilka dni później, w nocy z 9 na 10 lipca 1944 r. wraz z całym OP „Wilk” brał udział w odbiorze zrzutu broni i wyposażenia. Pod koniec lipca 1944 r., na obszarze Beskidów i Gorców doszło do rozpoczęcia akcji „Burza”. „Brzoza” wraz ze swoim oddziałem brał udział w rozbrojeniu posterunku żandarmerii niemieckiej w Kamienicy, a 16 sierpnia 1944 r. w akcji dywersyjnej na stację kolejową w Kasinie Wielkiej. W trakcie jej trwania poległ w walce celowniczy erkaemu Stanisław Cetnar „Tropiciel”, a poważnie ranny został dowódca oddziału por. „Zawisza”. Pod koniec września 1944 r. powstał 1. pułk strzelców podhalańskich AK. W jego skład wszedł także oddział partyzancki „Wilk”, stając się częścią I batalionu pułku. Julian Tomecki stacjonował wówczas wraz z kolegami na tzw. Koryciskach w rejonie Mogielicy, gdzie mieli oni swój dobrze ukryty przed okupantem obóz. Z drugiej połowy 1944 r. „Brzoza” szczególnie dobrze zapamiętał swojego dowódcę, cichociemnego ppor. Feliksa Perekładowskiego „Przyjaciela”, z którym brał udział w niejednej akcji. Jesienią 1944 r. Tomecki otrzymał stopień kaprala i stanął na czele jednej z drużyn w 1. kompanii I batalionu. 19 stycznia 1945 r. po rozwiązaniu Armii Krajowej i „urlopowaniu” żołnierzy 1. psp AK przez mjr. Adama Stabrawę „Borowego”, Tomecki zjawił się w rodzinnym domu w Dobrej. Szybko jednak z uwagi na poszukiwania żołnierzy AK przez funkcjonariuszy UB, zaczął się ukrywać u krewnych i znajomych w rejonie Kiczni, Łukowicy i Jastrzębia. Po jakimś czasie „Brzoza” wyjechał wraz z kilkoma „spalonymi” kolegami do Katowic. Na Śląsku Tomeckiemu udało się zatrzymać na jakiś czas dzięki inż. Józefowi Markowi z Tymbarku, który przydzielił go do pracy w rozlewniach soków należących do Podhalańskiej Spółdzielni Owocarskiej. „Brzoza” podobnie jak podczas okupacji niemieckiej stale zmieniał miejsce zamieszkania, pracował w Świętochłowicach, we Wrocławiu, w Nysie oraz Raciborzu. Ze swojej działalności w AK ujawnił się w Komisji Likwidacyjnej Okręgu Kraków 76 Odeszli na Wieczną Wartę fot.: ze zbiorów rodziny Frankowiczów kwiecień 2014 zdobył uprawnienia i został rzeczoznawcą szkód górniczych. W 1988 r. przeszedł na emeryturę. Po 1989 r. aktywnie włączył się w upamiętnianie miejsc walki i martyrologii żołnierzy Armii Krajowej na terenie Beskidu Wyspowego. Od 1995 r., stale mieszkał w rodzinnej Dobrej. Był aktywnym członkiem Partyzancki odpust w Szczawie. Siedzą od lewej: Mieczysław Ajdukiewicz i prezesem Światowego „Ogień”, Julian Tomecki „Brzoza” (z białoczerwoną opaską) i Tadeusz Związku Żołnierzy Wronowski „Przygoda” Armii Krajowej – Koło w Dobrej. Zajmował się 12 października 1945 r. Pomimo ujawniezbieraniem materiałów historycznych, pienia nadal był poszukiwany przez komulęgnował tradycje związane z działalnością nistów. Stąd też przez cały czas posiadał partyzancką i kombatancką. Dopóki dopiprzy sobie „lewe” dokumenty na nazwisko sywało zdrowie i siły, brał udział w corocz„Zygmunt Malinowski”. Nie rozstawał się nych odpustach w Szczawie, poświęconych też z pistoletem. UB nachodziło członków działalności 1. psp AK. Dzielił się wsporodziny Tomeckiego w nadziei na dotarcie mnieniami ze swojej młodości, ciężkiego do niego. Przez ponad 10 lat od zakończenia czasu wojny i PRL. To co charakterywojny „Brzoza” nie posiadał stałego zamelzowało Juliana Tomeckiego szczególnie, dowania. Dopiero po roku 1956 Julian to analityczne myślenie, zwłaszcza jeżeli Tomecki wrócił do swojego prawdziwechodzi o odtwarzanie historii sprzed lat. go nazwiska. Zaczął też nadrabiać zaległoDuża doza dystansu do swoich opowieści w nauce. Ukończył korespondencyjnie ści, dowcip oraz konstruktywna krytyka, Technikum Rolnicze w Nakle, a następsprawiały, że rozmowy z „Brzozą” nabienie w 1971 r. zootechnikę na Akademii rały szczególnego znaczenia, zwłaszcza dla Rolniczej w Krakowie. Kilkanaście lat późludzi młodych, dla których czas wojny niej mógł wrócić w rodzinne strony. i okupacji pozostał do poznania tylko za W latach siedemdziesiątych i osiemdziepośrednictwem literatury i filmu. siątych pracował zawodowo na stanowiJulian Tomecki zmarł 2 stycznia skach kierowniczych w przemyśle mięsnym 2014 r. Odszedł ostatni partyzant Ziemi na Śląsku, m.in. w Strumieniu, Cieszynie Limanowskiej, ostatni żołnierz 1. psp AK i w Rybniku. W 1980 r. aktywnie włączył z tego regionu. Miejmy nadzieję, że wiedza się w tworzenie i działalność „Solidarności” i materiały, którymi się dzielił, nie zostaw swoim zakładzie pracy. W czasie stanu nie zapomniana i na trwałe pozostanie wojennego był szykanowany i zmuszono w pamięci pokoleń. go do zmiany pracy. Kontynuował naukę, Przemysław Bukowiec 77 Nowości wydawnicze kwiecień 2014 Anna Eliza Markert, Polsce Wierna. Władysława Piechowska 1900–1987, żołnierz i twórczyni kobiecych organizacji wojskowych, Oficyna Wydawnicza „Ajaks”, Pruszków 2013 Biografia niezwykle zasłużonej w dziejach kobiecego ruchu niepodległościowego Władysławy z Buttowt-Andrzeykowiczów Piechowskiej. Losy polskiej ziemianki z Kresów Wschodnich, która od najmłodszych lat angażowała się w działalność patriotyczną, uczestniczyła w pracach POW, brała udział w wojnie polsko-bolszewickiej, była i w ruchu kombatanckim i należała do kobiecych organizacji społecznych i wojskowych. W 1939 r. została zmobilizowana do batalionu kobiecego we Lwowie. Po klęsce wrześniowej od razu włączyła się w działalność konspiracyjną, uczestnicząc w tworzeniu ZWZ. Aresztowana przez NKWD, zesłana do łagru. Po wstąpieniu do armii gen. Andersa tworzyła Pomocniczą Służbę Kobiet, której była pierwszą komendantką. W 1947 r. powróciła do kraju; zmarła w 1987 r. Anna Eliza Markert – absolwentka Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie pracownik Oddziału VII Archiwum Czynu Niepodległościowego w Archiwum Akt Nowych w Warszawie i współpracownik Komisji Kobiet w Walce o Niepodległość. Prowadzi badania dotyczące uczestnictwa kobiet w walkach o niepodległość w łatach 1905–1921, działalności żeńskich organizacji wojskowych w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej. n Szymon Nowak, Oddziały Wyklętych, Fronda, Warszawa 2014 To nie jest książka dla wytrawnych historyków – badaczy dziejów podziemia niepodległościowego, którzy wciąż jeszcze penetrują archiwa, zbierają relacje, żeby ustalić najdrobniejsze szczegóły dotyczące Żołnierzy Niezłomnych, ich życia, działań zbrojnych i okoliczności śmierci. Autor podjął się niełatwego zadania popularyzacji tego, co już ustalono na temat Oddziałów Wyklętych. Skorzystał z publikowanych źródeł, naukowych opracowań, ale sięgnął też do coraz bogatszej publicystyki historycznej związanej z tematem Wyklętych. Można oczywiście postawić pytanie, czy to dobry moment na popularyzację, kiedy trwają jeszcze, czasem pionierskie, badania naukowe. Czy nie warto było poczekać na kolejne owoce prac naukowców, którzy drążą zawiłości losów Żołnierzy Wyklętych? Każdy, kto uczestniczył, gdziekolwiek w Polsce w obchodach Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych wie, jak wielu jest spragnionych tej zakazanej do niedawna wiedzy, wie jak potrzebne są artykuły, broszury… Ludzie chcą czytać o Żołnierzach Niezłomnych, których komuniści skazywali na niepamięć. 78 Nowości wydawnicze kwiecień 2014 Dlatego godna pochwały jest inicjatywa Szymona Nowaka, który nie kryje, że napisał nie dogłębne, wyczerpujące studium, ale raczej opowieść o wybranych oddziałach II konspiracji i o polskich bohaterach, którzy je tworzyli. To jest książka dla wszystkich tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Wyklętych, trochę usystematyzować swoją wiedzę. Teksty o kilkunastu oddziałach partyzanckich autor opatrzył licznymi zdjęciami, dodał mapę, która pozwala zorientować się, kto działał, na jakim terenie. Tą książką można więc zaspokoić pierwszy głód. Głębiej zainteresowani tematem sięgną zapewne po publikacje podane w bibliografii. Wydawnictwo spieszyło się zapewne, by opublikować tę książkę jeszcze w marcu, stąd nieuniknione błędy, które warto skorygować przy następnych wydaniach: Jerzy Śląski to naprawdę Jerzy Ślaski (warto to wpisać w pamięć komputerów, żeby nie zmieniały błędnie tekstu), inny badacz Wyklętych – Tomasz, występujący czasem jako Łobuszewski, naprawdę nazywa się Łabuszewski… Ale dość, nikt z nas nie uniknie takich grzeszków. Jan M. Ruman Witold Pronobis, Generał „Grot”. Kulisy zdrady i śmierci, Wydawnictwo „Editions Spotkania”, Warszawa 2014 Książka stanowi zapis swoistego „śledztwa”, jakiego podjął się Witold Pronobis, historyk, dziennikarz, pracownik Radia Wolna Europa, a prywatnie bliski krewny Stefana Roweckiego. Śledztwo to, obfitujące w szereg niezwykłych przypadków, pozwoliło autorowi ujawnić wiele nieznanych dotąd szczegółów dotyczących wydania w ręce gestapo, uwięzienia i śmierci komendanta głównego Armii Krajowej, naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych w Kraju – generała Roweckiego. Niewątpliwym walorem publikacji są obszerne biogramy występujących w niej osób, szczegółowe kalendarium życia Kalksteinów, aneksy źródłowe i wreszcie część albumowa, prezentująca fotografie zgromadzone w Instytucie im. gen. Stefana Grota Roweckiego w Lesznie lub udostępnione ze zbiorów rodzinnych. Autorowi udało się Ludwika Kalksteina poznać osobiście i z dużym prawdopodobieństwem rozszyfrować jako agenta peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa, donoszącego z Monachium na tamtejszą Polonię i polskich pracowników RWE. Witold Pronobis (ur.1947) – historyk specjalizujący się w najnowszej historii Polski i Niemiec, dziennikarz. W przeszłości pracownik naukowy UMK w Toruniu, współpracownik Kultury Paryskiej, Zeszytów Historycznych i Radia Wolna Europa. Obecnie mieszka w Berlinie, gdzie prowadzi samodzielne badania naukowe. Na marginesie: to wielka radość, że „Editions Spotkania” powróciły po latach nieobecności na rynku n wydawniczym. I to z tak ciekawą publikacją! 79 SPIS TREŚCI: Życzenia Świąteczne Prezesa ZG ŚZŻAK prof. dr hab. Leszeka Żukowskiego ���������������������������� 1 Pamięć i tożsamość Teodor Gąsiorowski – O rganizacja Okręgu Krakowskiego Służby Zwycięstwu Polski – Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej ������������������������������������������ Marcin Chorązki – Inspektorat „Maria” ������������������������������������������������������������������������������������ Michał Wenklar – Szlak „Barbary” �������������������������������������������������������������������������������������������� Piotr Sadowski – Oddziały partyzanckie „Żelbetu” ������������������������������������������������������������������� Dawid Golik – G orczański „Lampart” ��������������������������������������������������������������������������������������� Beata Wolszczak – Jan Karski (właściwie Jan Kozielewski) �������������������������������������������������������� 2 6 13 20 33 40 Kontynuacja „Cum tacent, clamant” – milcząc wołają. Z Piotrem Życieńskim z IPN, autorem wystawy zdjęć z „Kwatery Ł” cmentarza powązkowskiego rozmawia Dariusz Walusiak ����������������������������� ks. Jarosław Wąsowicz SDB – II Pilskie Dni Żołnierzy Wyklętych 23.02 – 2.03 2014 r. ���������� Przemysław Szelągowski – Harcerze pamiętają o „Wyklętych” �������������������������������������������������� Jarosław Schabieński – G ra Szkolna „Żołnierze Wyklęci” w II LO w Suwałkach ���������������������� Dawid Golik, Roksana Szczypta-Szczęch – Szlakami podhalańczyków AK ������������������������������ Stanowisko w sprawie filmu „Kamienie na szaniec” �������������������������������������������������������������������� 48 54 57 59 61 67 Odeszli na Wieczną Wartę Przygody „Przygody”. Pamięci Tadeusza Wronowskiego (1923–2013) ���������������������������������������� 68 Ostatni partyzant Ziemi Limanowskiej Julian Tomecki „Brzoza” ������������������������������������������������ 74 Nowości Wydawnicze ����������������������������������������������������������������������������������������������������� 78 BIULETYN INFORMACYJNY – miesięcznik Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Organizacji Pożytku Publicznego Miesięcznik KRS 0000 113420 sponsorowany: Wydaje Zarząd Główny ŚZŻAK. ISSN 1233-8567 Nakład: 2000 egz. Redaguje zespół: Jan M. Ruman (redaktor naczelny), Krystyna Junosza Woysław (sekretarz redakcji). Rada Programowa: prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki - przewodniczący, prof. dr hab. Marek Ney-Krwawicz, prof. dr hab. Jan Żaryn, dr Kazimierz Krajewski, dr Andrzej Chmielarz, dr Grzegorz Jasiński, dr hab. Filip Musiał, dr Agnieszka Łuczak, Andrzej W. Kaczorowski, dr Wojciech Frazik, s. Małgorzata Krupecka USJK, dr Adam Dziuba, dr hab. Waldemar Grabowski, Aleksandra Pietrowicz, Izabela Bogucka, Piotr Życieński. Redakcja: ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa, tel. (22) 624-2539, (22) 620-1285 w. 111 e-mail: [email protected] Nr konta: Raiffeisen Bank Polska SA 40 1750 0012 0000 0000 2268 4288 Skład komputerowy: Piotr Hrycyk, e-mail [email protected] Druk i kolportaż: Drukarnia „Murugumbel", ul. Żegańska 1, 04-713 Warszawa Tel. (22) 022 858 25 86 - 87, tel./fax: 022 842 76 48, e-mail: [email protected] Redakcja zastrzega sobie prawo do zmiany tytułów i skracania nadesłanych materiałów. Tekstów nie zamówionych nie zwracamy. Zapraszamy na www.biuletyn-ak.pl 80 Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego