22.22. Stanisław Olędzki, Wielka muzyka w małej gminie. Rozmowa
Transkrypt
22.22. Stanisław Olędzki, Wielka muzyka w małej gminie. Rozmowa
22.22. Stanisław Olędzki, Wielka muzyka w małej gminie. Rozmowa ze Zbigniewem Pawlickim – dyrektorem Krajowego Biura Koncertowego. MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY „KONTRASTY” nr 4/1978 „KONTRASTY”: Minęły dwa lata od powołania Krajowego Biura Koncertowego. Jak z tej dwuletniej perspektywy ocenia Pan rezultaty działania Biura i czy wszystko, co zakładaliście, co uznaliście za główne kierunki waszej pracy, zdołaliście urzeczywistnić. Przypomnijmy także powody utworzenia Krajowego Biura Koncertowego i jego główne zadania. ZBIGNIEW PAWLICKI: Krajowe Biuro Koncertowe jest finalnym zjawiskiem tych wszystkich prób, które podejmowano już od czasów przedwojennych, jest nawiązaniem do dobrych tradycji impresariatów i wieloletnich doświadczeń upowszechnieniowych. Godzi się tutaj wspomnieć działalność Tadeusza Ochlewskiego i legendarny już ORMUZ, z którym współpracowali najwybitniejsi polscy artyści z Henrykiem Sztompką, Stanisławem Szpinalskim, Stanisławą Korwin-Szymanowską, Ireną Dubiską i in. Wszyscy co przedniejsi polscy muzycy jeździli z koncertami na najdalsze kresy. „K.”: A po wojnie? Z.P.: Po wojnie przejął tę działalność Artos. Czy pan zwrócił uwagę, że jeszcze teraz w szkołach mówi się na audycje umuzykalniające, iż „przyjechał Artos”. Jaka była siła tej instytucji... ,,K.”: … którą po kilku latach zlikwidowano. Z.P.: Tak, a nie wszystkie jej zadania przejąć mogły, jak początkowo sądzono, filharmonie. Zrodziło się zatem wiele inicjatyw mniej lub bardziej krótkotrwałych, które w sumie z przyczyn administracyjnych nie doprowadziły do konkretnych rezultatów. Największą rolę odegrała wówczas działalność stowarzyszeń muzycznych, zwłaszcza Towarzystwa im. Fryderyka Chopina, Warszawskiego i Dolnośląskiego Towarzystwa Muzycznego oraz Towarzystw Muzycznych im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, Szczecinie i Zielonej Górze. ,,K.”: Lokalne inicjatywy nie rozwiązywały jednak problemu upowszechniania muzyki w skali kraju. Z.P.: Właśnie. Dlatego też środowisko muzyczne i Stowarzyszenie Polskich Artystów Muzyków dążyły do stworzenia jakiegoś centralnego organizmu, który by nazwać można było agencją koncertową czy biurem koncertowym. Koncepcję tę zaczęto realizować już w latach siedemdziesiątych, ale inauguracja działalności Krajowego Biura Koncertowego nastąpiła dopiero w styczniu 1976 r. Został w ten sposób rozpoczęty nowy etap prac nad upowszechnieniem kultury muzycznej w Polsce. Mówię: etap, gdyż nie chciałbym, aby sądzono, iż Krajowe Biuro Koncertowe jest wydarzeniem jedynym w sobie. Przeciwnie, uważam, iż jego powołanie jest efektem owego całego okresu przygotowawczego i, co więcej, szczęśliwie zbiegło się z reformą administracyjną kraju. „K.”: Można sądzić, iż nowe województwa otrzymały w postaci KBK instrument wydatnie ułatwiający organizację życia muzycznego. Czy instrument ten został już doceniony? Z.P.: Ambicje nowych ośrodków wojewódzkich idą dwoma torami. W jednych dąży się do powoływania nowych instytucji muzycznych. Przybiera to czasem karykaturalną postać, kiedy ośrodek taki nie dysponuje ani zapleczem, ani muzykami, ani możliwościami. W jednym z młodych województw powstała taka „filharmonia”, gdzie w zasadzie orkiestry z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie ma, lecz tylko zespół półamatorski. Najważniejsza jest tam jednak sama nazwa — filharmonia. „K.”: Nie należy chyba generalnie tego rodzaju ambicji dyskredytować, a tylko ostrożnie przyznawać owe zaszczytne miano „filharmonii”. Przecież i wśród istniejących już od kilku lat filharmonii zdarzają się takie, których koncerty osiągają poziom właśnie półamatorski. Wróćmy jednak do ambicji młodych województw. Z.P.: Władze innych województw rozumują inaczej: po co tworzyć bardzo zły zespół, skoro biorąc pod uwagę sytuację na krajowym rynku muzycznym — brak muzyków orkiestrowych — trudno stworzyć nawet zespół średniej klasy; lepiej zorganizować, za 1/10 kosztów utrzymania takiej orkiestry, normalny sezon koncertowy z najlepszymi zespołami i najwybitniejszymi solistami — dzięki istnieniu Krajowego Biura Koncertowego. „K.”: Możliwe jest zapewne w polityce kulturalnej nowych województw zintegrowanie obu kierunków myślenia. W tych ośrodkach, gdzie istnieje odpowiednia infrastruktura, które dojrzały do zaowocowania własnym zespołem, współpraca z Krajowym Biurem Koncertowym może przynieść znaczne korzyści. Młoda orkiestra nie będzie w stanie przygotować nowego programu z tygodnia na tydzień. Uzupełnienie sezonu recitalami, koncertami kameralnymi renomowanych solistów i zespołów może tylko podnieść temperaturę życia muzycznego w nowym ośrodku, utwierdzając egzystencję własnej orkiestry symfonicznej. Z.P.: Groźne w skutkach może być mniemanie, iż własny zespół załatwi całkowicie wszystkie sprawy związane z upowszechnianiem muzyki na danym terenie. „K.”: Wróćmy jeszcze do pierwszego pytania — główne cele działalności Biura? Z.P.: Postawiliśmy sobie — jako najważniejsze zadanie — dotarcie z muzyką do możliwie największej liczby miejscowości w Polsce; z muzyką wartościową, ze sztuką najbardziej znanych polskich artystów i najzdolniejszej polskiej młodzieży. Zdajemy sobie sprawę, że zainteresowanie mogą wzbudzić ci wykonawcy, którzy są znani i powszechnie cenieni, albo ta młodzież, która ma tytuł laureata. Przy nawiązywaniu pierwszych kontaktów ze słuchaczem ma to kapitalne znaczenie. ,K.”: Zwłaszcza że dzięki telewizji i radiu, może w mniejszym stopniu — płycie, słuchacz z każdej miejscowości zna listę najlepszych polskich artystów, i chęć ujrzenia ich bądź skonfrontowania z ich sławą swych oczekiwań stanowi silną motywację uczestniczenia w Imprezie koncertowej. Z.P.: Oprócz zdobywania zaufania słuchaczy, dążyliśmy do stworzenia stałych punktów życia koncertowego, do wprowadzenia stałego sezonu koncertowego w możliwie największej ilości miejscowości. W ciągu tych dwóch lat w około 120 miejscowościach koncertowało ponad 100 pianistów, 60 śpiewaków, ponad 30 skrzypków, 20 organistów, kilkunastu wiolonczelistów i około 50 zespołów kameralnych. Nazwiska kilku współpracujących z nami wykonawców — Wandy Wiłkomirskiej, Konstantego Andrzeja Kulki, Romana Jabłońskiego, Haliny Czerny-Stefańskiej, Joachima Grubicha, Stefanii Toczyskiej — mówią, iż wszystko co najlepsze w polskiej sztuce odtwórczej może stać się bezpośrednim doświadczeniem i przeżyciem słuchacza owych 120, na razie, miejscowości. Poza tą fundamentalną sprawą, staramy się ułatwić młodym muzykom dojście do estrad. Początkującym artystom spoza Warszawy otworzyliśmy dwie estrady debiutów: w Towarzystwie im. Fryderyka Chopina i w Warszawskim Towarzystwie Muzycznym. Nie udała się natomiast współpraca z filharmoniami krajowymi, której założeniem było szybsze wprowadzanie młodzieży na duże estrady, włączenie jej do normalnego, codziennego nurtu działalności koncertowej. „K”: Patrząc na wiszącą w pańskim gabinecie mapę Polski, dostrzegam liczne punkty oznaczające, jak się domyślam, miejscowości, w których odbywają się koncerty Krajowego Biura Koncertowego, w makroregionie północno-wschodnim najwięcej tych punktów znajduje się w województwie białostockim i suwalskim. Jak w skali ogólnopolskiej ocenia pan intensywność życia koncertowego naszego makroregionu? Z.P.: Krajowe Biuro Koncertowe zorganizowało przez te dwa lata ponad 800 koncertów. Województwo białostockie, dzięki Wojewódzkiemu Domowi Kultury, rzeczywiście bardzo aktywnie przystąpiło do wspólnej sprawy upowszechniania muzyki w terenie. Odbyły się koncerty w Mońkach, Tykocinie, Choroszczy, Gródku, Bielsku Podlaskim, Siemiatyczach, Hajnówce, no i w Białymstoku. W województwie suwalskim koncerty Krajowego Biura Koncertowego odbywają się w stolicy województwa oraz Augustowie, Ełku, Giżycku, Olecku i Piszu. Są to najbardziej aktywne w tym makroregionie ośrodki życia koncertowego. Wojewódzki Dom Kultury w Białymstoku podpisał z nami porozumienie na 50 koncertów w roku w pięciu miejscowościach województwa (poza Białymstokiem). Wydrukował nawet specjalny plakat propagujący naszą działalność. Stałe koncerty w Mońkach, Tykocinie, Choroszczy, Bielsku i Gródku weszły do tradycji. Ale niektóre miejscowości nie sprawdziły się w swej aktywności organizatorskiej. Koncert i jego powodzenie zależy przede wszystkim od gospodarza. Wydawało mi się, iż Bielsk Podlaski powinien być dumny z tego, iż urodził się tam jeden z największych polskich wykonawców i najwybitniejszych w świecie altowiolistów — Stefan Kamasa. Dlatego zaproponowałem panu Kamasie koncert w Bielsku, ale okazało się, że nie spotkał się on z zainteresowaniem samych gospodarzy sali koncertowej, nie mówiąc już o gospodarzach miasta. Podobnie nie sprawdziły się Supraśl i Siemiatycze. „K.”: Znakomicie natomiast przyjęły się koncerty w Mońkach, Tykocinie i Choroszczy. Tak jak pan zaznaczył, jest to zależne od bezpośrednich organizatorów. W tych trzech miejscowościach działają pasjonaci. W muzeum tykocińskim jego kierowniczka, Ewa Cywińska, której udało się nawet pozyskać dla celów koncertowych wcale niezły fortepian. W Monieckim Ośrodku Kultury nadkomplety słuchaczy gromadzi dyrektor Władysław Zmarzlik, a w Choroszczy — dyrektorka M-GOK-u, Irena Straszyńska. Ludzie ci mają duży udział w rozwijaniu życia muzycznego tych miejscowości. Sporadycznie do działalności Krajowego Biura Koncertowego włączają się też inni partnerzy. Mieszkańcy Hajnówki i Białegostoku pamiętają zapewne recitale Wandy Wiłkomirskiej, zorganizowane staraniem Renaty Albowicz z Białostockiego Towarzystwa Kultury. Koncerty na terenie Białegostoku, korzystając z pomocy Biura, urządza również Filharmonia i Muzeum Okręgowe. Rzeczą dyskusyjną jest mnożenie kontrahentów w jednym mieście; czyni się zresztą pewne wysiłki koordynacyjne. A jak ta sprawa wygląda w kraju? Z.P.: Kontrahentami Krajowego Biura Koncertowego są państwowe instytucje muzyczne i niemuzyczne, stowarzyszenia, wydziały kultury i sztuki a nawet szkoły muzyczne. Partnerzy bywają różni, w zależności od sytuacji, jaka istnieje w danej miejscowości. Podkreślałem jednak już wielokrotnie, iż ta forma, jatką przyjął Wojewódzki Dom Kultury w Białymstoku, wydaje mi się najbardziej słuszna. WDK powinien dysponować odpowiednim ogniwem organizacyjnym, służącym inspirowaniu i organizacji imprez w terenie; powinien być koordynatorem i opiekunem tej działalności. „K.”: Dysponuje pan olbrzymim doświadczeniem w animowaniu i organizowaniu życia muzycznego w różnych rejonach kraju. Jakich rad udzielić można tym miejscowym organizatorom, którym na razie koncerty „nie wychodzą"? Z.P.: Chciałbym przede wszystkim przełamać pewną nieufność, narosłą w wyniku wieloletnich różnych działań upowszechnieniowych, nie zawsze słusznych. Organizatorzy życia kulturalnego w ośrodkach gminnych czy mniejszych miejskich — w rezultacie niedobrych tradycji — żywią przekonanie, że nic, co jest ważkie, co się liczy w skali kraju czy nawet Europy, do nich nie dotrze. Często spotykam się w takich miejscowościach ze zwątpieniem, czy istotnie sławny artysta do nich przyjedzie. Oczywiście, że przyjedzie, o ile nie zachoruje czy nie spotka go inny wypadek losowy. Nieufność ta, jak sądzę, wstrzymuje nieraz organizatorów w ich aktywności, lecz w niektórych miejscowościach województwa białostockiego została już zdecydowanie przełamana. Organizatorzy powinni być przekonani, że ci artyści, o których czytają w prasie, słyszą w radiu i telewizji, mogą być również i u nich. Naturalnie, o ile zostaną spełnione pewne warunki. „K”: Jakie? Z.P.: Życzliwość i dobrzy słuchacze. Żadne pieniądze nie są w stanie wynagrodzić artyście złego gospodarza i złego odbiorcy. A zły gospodarz to człowiek nie zainteresowany sprawą, chociaż dysponujący znakomitą salą i świetnym fortepianem. Wszystko zależy od jego osobowości. „K.”: Czy Krajowe Biuro Koncertowe programuje w sposób szczególny pierwsze koncerty w nowych ośrodkach życia muzycznego pod kątem tzw. niewyrobionego słuchacza? Z.P.: Jak wszędzie, tak i tutaj są dwie szkoły myślenia. Jedna mówi, że pierwsze spotkanie trzeba robić maksymalnie popularyzatorsko. Wówczas jednak organizator koncertu nie bierze pod uwagę najaktywniejszych i najbardziej wyrobionych słuchaczy, którzy w każdym środowisku istnieją. Słuchacz czuje się wtedy nieco zlekceważony tym specjalnym dostosowywaniem programu do jego możliwości i z zazdrością myśli o większych ośrodkach, gdzie nie bierze się poprawki na niższy poziom kultury muzycznej. Wyznawcy drugiej szkoły twierdzą, że nie ma słuchacza mniej lub bardziej wyrobionego, jest tylko słuchacz mniej lub bardziej wrażliwy. Jeżeli potrafimy znaleźć drogę do jego wrażliwości, to nie będzie różnicy między odbiorcą z sal filharmonicznych a słuchaczem w gminnym ośrodku kultury. Byłbym skłonny, aczkolwiek zabrzmi to mało popularnie, przyłączyć się do drugiej grupy. Oczywiście, bardzo ważna jest tu odpowiednia długość utworu czy jego komunikatywność, ale powinny to być te same kompozycje, których — jako dyrektor np. Filharmonii Narodowej — nie wstydziłbym się pokazać w Warszawie. Nie stawiamy naszego odbiorcy w pozycji drugo- czy trzeciorzędnej wobec innych, z większych ośrodków. „K.”: Wiele programów, którymi dysponujecie, nie może być wprowadzonych na gminne estrady z bardzo prozaicznego powodu — braku fortepianu. Jest paradoksem, że w ojczyźnie Chopina nie można popularyzować jego muzyki. A może jest to sytuacja typowo białostocka? Z.P.: W makroregionie północno-wschodnim w najlepszej sytuacji jest województwo suwalskie (nie znam olsztyńskiego, gdzie filharmonia uważa, że załatwi sama cały problem upowszechniania); Augustów, Ełk, Giżycko, Pisz dysponują dobrymi salami i dobrymi instrumentami; są to na ogół fortepiany. Białystok jest na średnim poziomie w skali kraju, bo — jak wiadomo — fortepian ma tylko Tykocin. Pod wami są jednak Siedlce, gdzie jest pięć koncertowych fortepianów, chociaż w niewielkim stopniu wykorzystywanych. „K.”: Czy Krajowe Biuro Koncertowe mogłoby objąć patronatem lub mecenatem jakieś wybrane ośrodki, potrzebujące specjalnych działań albo zasługujących na nie? Czy nie moglibyście nagradzać gratisowymi koncertami ośrodków wyróżniających się sprawnością organizacyjną? Z.P.: Niestety, dotąd nie jesteśmy instytucją samodzielną, jak to pierwotnie zakładano. Stanowiąc część Pagartu, nie możemy nawet dopłacać do imprezy; chociaż pieniądze są — nie zezwalają na to przepisy. „K.”: Czy to jedyne wasze kłopoty? Z.P.: Nie mamy własnego lokalu, a z obiecanych osiemnastu etatów już w drugim roku działalności, dotąd mamy siedem. Każdy zatem z czterech merytorycznych pracowników obsługuje trzynaście województw, a robimy obecnie 50 koncertów miesięcznie. Dosyć trudno w tej sytuacji myśleć o rozszerzaniu działalności. „K.”: A jednak to robicie. Z.P.: Oprócz włączania nowych ośrodków życia koncertowego, realizujemy obecnie tzw. eksperyment radomski. Wraz z redakcją „Życia Radomskiego”, „Życia Warszawy” i gospodarzami miasta, chcemy stworzyć model organizacji życia muzycznego właśnie w mieście bez tradycji w tej dziedzinie, w młodym województwie. Będą się tam odbywały koncerty WOSPRiTV i Filharmonii Narodowej — dwa czy trzy razy w roku, będą przyjeżdżały najlepsze zespoły kameralne i chóralne. Dlaczego nie miałby tam wystąpić zespół Karola Teutscha czy Jerzego Maksymiuka? A wszystko będzie w sumie tańsze od utrzymania etatowej orkiestry symfonicznej, której efekty mogłyby być problematyczne. Pracujemy również wspólnie z Centralnym Ośrodkiem Metodyki Upowszechniania Kultury i z województwem opolskim nad zintegrowaniem ruchu koncertowego z ruchem społecznym, amatorskim. Zawsze uważałem, iż koncerty nie mogą być same dla siebie. Robimy zatem koncerty, w których współuczestnikiem i słuchaczem jest lokalny wykonawcaamator. Nawiązaliśmy także współpracę z Ministerstwem Oświaty i Wychowania, aby wejść w środowisko młodych odbiorców bardziej z działalnością koncertową a mniej audycyjną. Chcemy wypełnić lukę istniejącą między szkolnymi audycjami-lekcjami a „dorosłymi” wieczornymi koncertami. Myślimy o formach działalności klubowej dla młodzieży, również młodzieży szkół gminnych. „K.”: Czy muzycy białostoccy mają szansę stać się wykonawcami imprez Krajowego Biura Koncertowego? Kto wchodzi w orbitę waszych zainteresowań? Z.P.: Interesuje nas to wszystko, co jest powyżej średniego poziomu krajowego, bez względu na miejsce zamieszkania czy działania. Co więcej, zależy nam na przemieszczaniu artystów, wymienności, na zapoznawaniu jednych środowisk z odtwórcami innych ośrodków. Działa to zapładniająco na samych wykonawców. „K.”: Czekamy zatem na udział białostockich muzyków w koncertach Krajowego Biura Koncertowego i dziękujemy za rozmowę. Rozmawiał Stanisław Olędzki