Conceptual Foundations of Scientific Thought.

Transkrypt

Conceptual Foundations of Scientific Thought.
M arx W. W A R TO FSK Y : Conceptual F oundations of Scientific
T hought. A n Introduction to the P hilosophy of Science, N ew York, L on­
don 1967, ss, 560.
M. W. W artofsky, jeden z w ydaw ców Boston S tudies in th e P h ilo ­
sophy of Science, opracow ał w postaci na w pół podręcznikow ej w p ro ­
w adzenie do filozofii nauki. Je st to w prow adzenie raczej n a poziomie
elem entarnym , ale zaw iera szereg now oczesnych i oryginalnych ujęć
problem ów szeroko dziś w filozofii i m etodologii n au k i dyskutow anych.
W stęp pośw ięca au to r zagadnieniu stosunku w zajem nego filozofii i n a ­
uki, część pierw szą — genezie m yśli naukow ej, część d ru g ą — m etodom
stosow anym w nauce, trzecią — pew nym fu n d am en taln y m pojęciom
nauki, czw artą — hum anistycznem u zrozum ieniu nauki.
Filozofię nauki, m a jąc ą na celu k rytyczn ą reflek sję n ad n au k ą i h umanistyczne
jej
z r o z u m i e n i e , określa au to r jako pom ost
m iędzy n au k ą a hum anistyką. Do zrozum ienia, czym je st nauka, p ro ­
w adzą dw ie drogi. P ierw szą je st studiow anie sam ej nauki. D rugą sta ­
now i filozofia nauki, k tó ra poprzez „system atyczne stu d ia n ad p o ję­
ciam i i schem atam i pojęciow ym i n a u k ”, n ad „podstaw am i pojęciow ym i
m yśli n au k o w ej” prow adzi do zrozum ienia n au k i w jej relacjach do
zdrow ego rozsądku i do ustalen ia w spólnych źródeł n au k i i hum anistyki,
prow adzi do „zrozum ienia naukow ego rozum ienia”, do hum anistycznego
zrozum ienia n au k i (s. 5). Sam ą filozofię nau k i lo k alizu je au to r m iędzy
„n auką w łaściw ą” a „bardziej ogólnym i filozoficznym i dyscyplinam i”,
do których zalicza ontologię, teorię poznania i logikę. M a ona za zadanie
nie tylko zrozum ienie, czym je st n au k a i n a czym polega m yślenie n a ­
ukow e, lecz rów nież uchw ycenie stosunku m yślenia naukow ego do in ­
nych gatunków m yślenia — do zdrow ego rozsądku, do hu m an isty cz­
nych bad ań n ad lite ra tu rą i sztuką, do niezw ykłych dróg m yślenia
R ecenzje i om ów ienia
167
tw órczych artystów . W ten sposób filozofia nauki p ró b u je u stalić zw iązki
m iędzy dw iem a k u ltu ra m i: k u ltu rą naukow ą i k u ltu rą hum an isty cz­
ną (s. 5).
Filozoficzne kw estie w y łan iają ce się w toku filozoficznych studiów
nad nau k ą dzieli a u to r n a dw ie grupy: (1) zagadnienia dotyczące p ro ­
cedur i m etod B adania naukow ego i (2) zagadnienia dotyczące św iata
zap atryw ań uczonego, w ram ach których p rak ty k u je on te procedury.
P ierw sze
nazyw a
zagadnieniam i m e t o d o l o g i c z n y m i ,
drugie
— r z e c z o w y m i (substantive). Spośród drugich n a czoło w y su w ają
się, jego zdaniem , zagadnienia praw idłow ości, przyczynow ości oraz sta ­
tusu obiektów i k o n stru k tó w teoretycznych. A utor podkreśla, że nie
idzie m u jedynie o k olejne rozpatrzenie różnych kw estii w chodzących
w skład przedm iotu filozofii nauki, lecz o realizow anie w toku tych roz­
w ażań określonego hum anistycznego zrozum ienia n au k i i naukow ego
przedsięw zięcia.
N ajoryginalniejsza i n ajcenniejsza jest niew ątpliw ie pierw sza część
książki, w k tórej a u to r om aw ia genezę m yśli naukow ej. N auka jest
przede w szystkim d z i a ł a l n o ś c i ą ludzką szczególnego typu. D la­
tego definicja nau k i w te rm in ac h stru k tu raln y ch w ro d zaju : n au k a to
„zorganizow any i usystem atyzow any zasób w iedzy” nie w ystarcza. S cha­
rakteryzow anie nauki jako działalności ludzkiej, jak o tw órczych po­
szukiw ań człow ieka w ym aga opisania jej funkcji, sposobów działania,
typow ych procedur stosow anych ze w zględu n a cele, jak im n au k a służy.
J a k dotąd nie znaleziono lepszego sposobu zrozum ienia, czym je st nauka,
w yjaśnienia szczególnego i unikalnego ch a rak te ru p oznania naukow ego,
ja k ujęcie historyczne: poprzez zrozum ienie jej genezy i jej rozw oju.
Cechą szczególną w spółczesnej h istorii jest — zdaniem W artofskiego
— zw rócenie uw agi n a w zajem ny stosunek rew olucji naukow ych („re­
w olucji pojęciow ych w nauce" — ja k je nazyw a) oraz rew olucji tech ­
nologicznych. R ew olucje te często sobie tow arzyszą, lecz ich sekw encja
byw a zm ienna. W G recji z VI w. p.n.e. rew olucja technologiczna w y ­
przedzała rew olucję n au k o w ą: pow stanie nauki i filozofii europejskiej
było poprzedzone przez znaczny rozw ój inżynierii, m a n u fa k tu r i tech n ik
kontroli n ad p rzyrodą w starożytnym M ilecie, co stanow iło głów ną p rze­
słankę przejścia pierw szych filozofów europejskich w w y jaśn ian iu zja­
w isk przyrody i ich genezy od teorii m itologicznych do teorii fizycznych.
W późniejszych okresach często byw ało odw rotnie: rew o lu cja nau k o w a
d aw ała początek rew olucji technologicznej. Chociaż je d n ak au to r n ie ­
jednokrotnie podkreśla, że genezę i dalszy rozw ój n au k i należy u jm o ­
w ać w szerokim kontekście uw zględniającym tak ie sfery życia spo­
łecznego, ja k dziedzina technologiczna, k u ltu raln o -relig ijn a, społeczna,
polityczna, ekonom iczna, to je d n ak nie ulega w ątpliw ości, że nie doce­
n ia on w pływ u na p rzem iany zachodzące w poznaniu ludzkim p rze o b ra­
168
R ecenzje i om ów ienia
żeń i rew olucji społecznych o ch arak terze socjalnym . Sądzim y, że nie
splot dw u, lecz trzech rew olucji, k tó re ta k często tow arzyszą sobie
w dziejach: rew olucji technologicznej, społecznej i pojęciow ej stanow i
w łaściw y k ontekst rozpatrzenia i lokalizacji dziejów m yśli naukow ej.
A u to r zgadza się z A rystotelesem , że pow stanie nau k i i filozofii,
czyli w iedzy racjo n aln ej dokonało się wówczas, gdy rozum ludzki nie
ograniczył się do chw ytania podobieństw i różnic, pozw alającego opisy­
w ać przebiegi zjaw isk i skutecznie działać, lecz doszedł do zrozum ienia,
że należy poszukiw ać przyczyn spraw iających, iż zachow anie zjaw isk
jest takie, a nie inne. R acjonalna w iedza nau k o w a różni się w ięc od
w iedzy przednaukow ej (mitologicznej) tym , że je st w iedzą, k tó ra r a ­
czej w y j a ś n i a rzeczy, niż w iedzą, k tó ra poucza, ja k rzeczy się rnają.
W praw dzie m ów i się rów nież o p r z e d n a u k o w y m w y jaśn ian iu z ja­
w isk o ch arak terze m itologicznym (autor om aw ia trzy przednaukow e
sposoby form ułow ania w iedzy: (1) antropom orficzne w yjaśnianie,
(2) in dukcyjne uogólnianie i (3) tw orzenie reg u ł technicznych), nie było
to je d n ak w y jaśn ian ie przyczynow e, k tó re aczkolw iek nie stanow i jed y ­
nej form y w y jaśn ian ia zjaw isk, to je d n ak było, historycznie rzecz biorąc,
form ą w yjściow ą rzeczyw istego zrozum ienia zjaw isk.
U niw ersalny i eksplanacyjny ch a ra k te r w iedzy naukow ej spraw ił,
że od początku pełniła ona dw ie fun k cje: in stru m e n ta ln ą (tę funkcję
p ełniła rów nież w iedza przednaukow a) oraz poznaw czą (cognitive). W artofsky słusznie oponuje przeciw ko ta k m odnej obecnie n a Zachodzie
tendencji do o dryw ania od siebie tych dw u fu n k cji n au k i — p raktycznej
i teoretycznej lub n aw et przeciw staw iania ich sobie i ograniczania rze­
czyw istych fun k cji nauki do fun k cji czysto in stru m en taln y ch . Jeśli
druga fu n k cja je st zw iązana z poznaniem św iata takiego, jak im jest,
z kontem placją św iata, to pierw sza dotyczy zm iany św iata przez czło­
w ieka, dotyczy skutecznego w nim działania. N au k a nie może się więc
ograniczyć do w iernego opisu św iata, do p raw d -k o p ii tego co zaszło,
lecz m usi „w ybiegać n aprzód”, ujm ow ać św ia t w jego zm ienności
i ogólności. F unkcje, jak ie n au k a pełni, w ym agają, by jej opisy były
selektyw ne, ekonom iczne i uniw ersalne. J e st to zw iązane z tym , że —
ja k m ożna przypuszczać — im opis je st w w iększym stopniu ogólny,
tym w w iększej m ierze m a on c h a rak te r w y jaśnienia, nie m ów iąc już
o tym , że bez opisu w term inach ogólnych nie byłoby m ożliw e naukow e
p rzew idyw anie zjaw isk.
Filozofia i n au k a w yrosły z k ry ty k i w iedzy zdrow orozsądkow ej óraz
przednaukow ych sform ułow ań o charak terze m itologicznym , o c h a ra k ­
terze m aksym technicznych i reguł socjalnych. S p ekulacje racjo n aln ej
filozofii dały początek racjonalnej nauce. A czkolw iek je d n ak główny
n u rt w iedzy ludzkiej prow adził od zdrow ego rozsądku do· nauki, to
je d n ak w iedza naukow a i w iedza zdrow orozsądkow a stale w y w ierają
R ecenzje i om ów ienia
169
n a siebie znaczny w pływ . J a k dotąd je d n ak nie b ad a się dostatecznie
ani w pływ u, jak i w y w ierała na nau k ę w późniejszych okresach w iedza
zdrow orozsądkow a, ani tym bardziej oddziaływ ań ze stro n y n au k i na
w iedzę potoczną. Je st w szakże „z góry” oczywiste, że w spółczesna w ie­
dza potoczna je st w znacznej m ierze „skażona” przez w iedzę n au k o w ą:
od chw ili pow stania n au k i zdrow y rozsądek E uropejczyka podlega n ie­
u stannym m utacjom . N ajw iększym m etam orfozom podlega oczyw iście
m yślenie zdrow orozsądkow e uczonego i filozofa. W idać to chociażby stąd,
że zdrow y rozsądek w spółczesnego uczonego różni się znacznie od zdro­
wego rozsądku „człow ieka z ulicy”, a z kolei rozsądek tego ostatniego
(nie m ów iąc już o pierw szym ) od zdrow ego rozsądku filozofa czy
zw ykłego obyw atela greckiej polis z V w. p.n.e.
W rozdziale drugim a u to r w sposób obiektyw ny p rzed staw ia różne
stanow iska sporne w zakresie m etod stosow anych w nauce, ograniczając
się zw ykle do argum entów , ja k ie fo rm u łu ją sam i zw olennicy tych sta ­
now isk i nie opow iadając się w yraźnie za żadnym z proponow anych roz­
strzygnięć. Jedyny bodaj w y ją te k stanow i spór hipotetyzm u z in d u k cjonizm em o znaczenie m etody in d ukcyjnej oraz rolę in te rp re ta c ji d a­
nych dośw iadczalnych w nauce, w którym to sporze au to r zdecydo­
w an ie opow iada się za stanow iskiem hipotetyzm u, głosząc m. in. n ie­
istnienie „gołych” fak tó w em pirycznych oraz „czystych” (n iezin terp reto w anych teoretycznie) zdań obserw acyjnych. A utor n aw e t w n ajb ard zie j
em pirycznych procedurach poznaw czych dostrzega w spółgranie teorii
z obserw acją. A le już spór o to, czy m iędzy zdaniam i obserw acyjnym i
z jednej strony a zdaniam i teoretycznym i z drugiej zachodzi jak aś za­
sadnicza różnica, czy też jedynie różnica stopnia, ta k iż tw o rzą one ciągłe
w idm o („kontinuum ”) tw ierdzeń o w zrastającym (lub idąc w przeciw ­
nym k ieru n k u : m alejącym ) stopniu „uteoretycznienia” (resp. „uem piryczn ien ia”) pozostaw ia otw arty. N ie p ró b u je też rozstrzygnąć analogicznego
sporu o stosunek zdań analitycznych dó zdań syntetycznych.
W kw estii epistem ologicznej k o n trow ersji o n a tu rę obserw acji au to r
rozróżnia cztery stanow iska: stanow isko (1) realizm u, (2) fenom enalizm u, (3) analizy języka potocznego oraz (4) lingw istycznego p rag m a­
tyzm u stojącego n a gruncie relatyw izm u językowego, dopuszczającego
stosow alność „języków altern aty w n y c h ”. O pow iedzenie się po stro n ie
hipotetyzm u nie pozostało bez w pływ u na stanow isko au to ra w sporze
m iędzy w ym ienionym i k ie ru n k a m i: stanow isko lingw istycznego p rag gm atyzm u zdaje się bow iem szczególnie „dobrze pasow ać” do ogólnej
koncepcji hipotetyzm u. W edług tego stanow iska różnica m iędzy obser­
w acją a in te rp re tac ją okazuje się — przynajm niej w znacznej m ierze
— w zględna. Za term iny obserw acyjne uznaje się po p ro stu te term iny,
k tó re w zastanej sytuacji badaw czej i w danym system ie językow ym
w y stęp u ją w ch a rak te rz e term in ó w pierw otnych (niezdefiniow anych),
170
R ecenzje ι om ów ienia
tj. term inów , za których pom ocą w szystkie in n e term in y deskryptyw ne
danego języka są definiow ane lub interpreto w an e. U znając przeto dane
w yrażenia za term in y obserw acyjne, tym sam ym w yróżniam y pew ien
system językow y, w którym w ystępują one jako term in y pierw otne.
T aka relaty w izacja obserw acji do określonego system u językowego p ro ­
w adzi do w niosku, że nie istnieje obserw acja „ w ogóle”, że w szelka
obserw acja je st obserw acją w zględem określonej teorii (s. 119).
D alszym w ynikiem tego jest pogląd, że „n a poziom ie obserw acji
n au k o w e j” to co nazyw am y „obserw acją” i to co nazyw am y „w niosko­
w an iem ” stanow ią elem enty nierozerw alnie ze sobą sprzężone. O bser­
w acja w nauce, ja k pow iedział kiedyś K arol D arw in, jeśli m a być
w ogóle użyteczna, pow inna być skierow ana „za” lub „przeciw ko” p ew ­
n em u poglądow i. W tym sensie, każdy św iadom y a k t obserw acji sta ­
now i jak ąś próbę, stanow i konfrontację oczekiw ania z obserw ow anym
stan em rzeczy. (Nieco jed n ak dalej au to r pokazuje, że istn ieje klasa eks­
perym entów — tzw. eksperym enty odkryw an ia czyli próby — których
bezpośrednim zam ierzeniem je st o d k r y c i e pew nej w artości w ielko­
ści, nie zaś k o n firm acja przew idyw anej w artości. T aki c h a rak te r m ial
np. słynny eksperym ent M illikana, który doprow adził do u stalen ia w a r­
tości ład u n k u elektronu. I tu je d n ak nie obeszło się bez uprzedniego
sform ułow ania pew nych hipotez, tyle że nie m iały one ch a rak te ru iloś­
ciowego: nie przew idyw ały w artości ładunku, k tó ry m iał być zm ierzony).
Założenie m ożliwości przeprow adzenia ek sp erym entu naukow ego bez
hipotezy je st nieporozum ieniem . Z n ajd u je to w y raz w sam ej definicji
eksperym entu naukow ego. E ksperym ent to „obserw acja kontrolow ana
w ram ach zespołu hipotez naukow ych” (s. 190). E k sperym ent je st k o n ­
trolow any przez szereg czynników : przez stosow any język o bserw a­
cyjny, przez system pom iarow y, przez teorię lub zbiór hipotez, w ram ach
któ ry ch je st przeprow adzany, przez odpow iednie in stru m en ty oraz przez
w chodzące w grę oczekiw ania obserw atora (s. 191). W szystkie te ele­
m enty m a ją po części c h a rak te r teoretyczny. T aki ch a ra k te r m a np.
system pom iarow y będący system em jednostek pom iarow ych oraz relacji,
w jak ie ow e jednostki wchodzą. N ie tylko w ięc teo ria (lub hipoteza),
w ram ach k tórej eksperym ent je st przeprow adzany, stanow i jego te o re­
tyczną „ram ę”, lecz rów nież obserw ator, in stru m e n t pom iarow y i sam
pom iar. P rocedura eksperym entalna różni się w ięc od zw ykłej proce­
d u ry obserw acyjnej nie tylko c z y n n y m ch arak terem , lecz rów nież
w y ra źn ie
zaznaczonym
ch arak terem
teoretycznym
nie tylko
w tym sensie, że stosuje się ją zw ykle jak o te st spraw dzający jakieś
teoretyczne przypuszczenia czyli hipotezy, lecz rów nież dlatego, że jej
składow e elem enty sam e m a ją po części ch a ra k te r teoretyczny. W rezu l­
tacie, n au k a stanow i spójnię i organiczną całość, k tó rej hipoteza i ek s­
p ery m e n t są kom plem entarnym i aspektam i D latego au to r zgadza się
R ecenzje i om ów ienia
171
z D uhem em , że experim entum crucis nie istnieje, gdyż żaden ek sp ery ­
m ent jako taki (bez teoretycznej interpretacji) nie rozstrzyga o losach
danego system u teoretycznego. Zaw sze pozostaje m iejsce n a tw órcze
poszukiw anie i m niej lub bardziej sw obodną decyzję co do znaczenia
danego w yniku eksperym entalnego w św ietle całego dotychczasowego
zasobu w iedzy teoretycznej.
To co m ów i au to r n a s. 143 w p arag rafie zatytułow anym Teorie
i m odele: jorm alne sy stem y i ich interpretacje pozw ala zrozumieć,
dlaczego takich term inów ja k „ in te rp re ta c ja ”, „m odelow anie” używ a się
w dw u zasadniczo różnych, niem al przeciw staw nych znaczeniach (gdy
m ów i się np. z jednej strony o in te rp re tac ji sem antycznej lub m odelo­
w an iu system ów form alnych, a z drugiej strony o in te rp re tac ji teo re­
tycznej w yników obserw acji i term inów obserw acyjnych i odpow iednio
o tw orzeniu teoretycznych m odeli zjaw isk). G eneza owej dychotom ii zn a­
czeń w skazanych term in ó w je st m etafizyczna i sięga czasów pow stania
system ów P itag o rasa i P latona. Filozofom tym (i w ogóle tw órcom syste­
m ów idealistycznych) m ożna „zarzucić”, że odw rócili oni zw ykły sens
słow a m o d e l . D la P lato n a pierw ow zorem , realnością w yjściow ą jest
św iat „idealnych fo rm ” (dla P itag o rasa św iat s tru k tu r m atem atycznych),
zaś św iat rzeczy, św iat naszego dośw iadczenia jest jego kopią, m odelem .
W łaśnie ow a p latońsko-pitagorejska „in w ersja” zw ykłego znaczenia od­
w zorow ania (m apping) u jm u jąc a nasz konkretny św iat faktów jako
reprezentację
form lub form alnych stru k tu r, zam iast w idzieć
w tych ostatnich ab stra k cy jn ą in te rp re tac ję św iata faktów , dop ro w a­
dziła do podw ojenia znaczenia om ów ionych (i pew nych innych) te rm i­
nów . P latońskie użycie tych term inów dom inuje po dzień dzisiejszy
w logice i m atem atyce, opisujących form alne stru k tu ry jako system y,
k tórym n ad aje się rozm aite in te rp re tac je sem antyczne i em piryczne
(a n aw et m etafizyczne), przyporządkow ując im tym sam ym różne modele.
Z części trzeciej książki odnotujm y ciekaw e odróżnienie dw u form
fatalizm u : indeterm inistyczną oraz determ inistyczną jego odm ianę (s. 301).
F atalizm przyrodniczy w ersji now ożytnych głoszący, że w szystko jest
z góry przesądzone przez przyczyny w ystępujące w przeszłości i dzia­
łalność ludzka je st bezskuteczna, to fatalizm in d eterm in isty czn y : dzia­
łalność ludzi okazuje się w yłączona z pow szechnej przyczynow pśei p rzy ­
rody, gdyż nie jest w stan ie nic zm ienić w biegu zdarzeń w p rzy ro ­
dzie. D ruga form a fatalizm u — fatalizm determ inistyczny — w ystępo­
w ała w klasycznej postaci u starożytnych G reków : nieznajom ość czynni­
ków determ inujących nasze działania lub konieczności przyrody p ro w a ­
dzi nas do ujm o w an ia działań ludzkich jako bezradnych w obliczu
losu. W szelki stan i w szelkie działanie (rów nież stan i działanie naszego
organizm u) są w pełni zdeterm inow ane przez uprzed n ie stany. D latego
n ie m ożem y w danych w aru n k ac h działać inaczej niż działam y. F a ta ­
172
R ecenzje i om ów ienia
lizm tego ro d zaju nie głosi, że w szystko zachodzi niezależnie od tego,
co będziem y czynić, lecz że to, co czynimy, je st całkow icie zdeterm ino­
w ane w sposób, którego my, ze w zględu n a naszą ignorancję, nie
znam y lub nie rozum iem y, i dlatego nie jesteśm y w stan ie poddać ro ­
zum nej kontroli. N a p rzykład Edyp działa będąc nieśw iadom d eterm i­
n a n t sw ej działalności czyli nie dysponując znajom ością okoliczności,
które w iodą go krok po kroku do spełnienia przepow iedni. D ziała on
przeto nieśw iadom ie, bez pełnego rozeznania sytuacji. Jego trag e d ia po­
lega n a tym , że dopiero po czasie (po spełnieniu się przepow iedni)
u św iadam ia sobie czynniki determ in u jące jego działalność w przeszło­
ści. Jeśli w ięc pierw szy fatalizm głosi nieuchronność przebiegu zjaw isk
zew nętrznych, to drugi głosi rów nież nieuchronność sam ych naszych
działań.
Z asługuje n a podkreślenie życzliw y stosunek au to ra do filozofii
m arksistow skiej. N iejednokrotnie, referu jąc różne poglądy, W artofsky
pow ołuje się n a prace M arksa, na ogół obiektyw nie je in terp retu je,
często zresztą nie przesądzając, k tó ra z m ożliw ych w y k ład n i jest zgod­
n a z intencjam i M arksa lub słuszna. N a p rzy k ład o m aw iając sta tu s
n au k hum anistycznych, w ustępie zatytułow anym H istoria jako n auka
pow ołuje się n a T ezy o Feuerbachu, gdzie M arks pisze (w tezie trz e ­
ciej), że chociaż p raw d ą jest, że człow iek je st k ształtow any przez
historię, pogląd ten jest jednostronny, gdyż n ie uw zględnia, iż ze sw ej
strony człow iek t w ó r z y historię. W artofsky sądzi, że w ypow iedź ta
dopuszcza dw ie in te rp re tac je: obiektyw ną i subiektyw ną. W edle p ierw ­
szej, h isto ria to nic innego ja k działalność ludzi; stanow i ona rezu ltat
ich dążeń, celów, potrzeb, ch a rak te ru itp. W edle drugiej in te rp re ta c ji
nie m a „histo rii” bez n ad a n ia sensu ślepym i bezdusznym (brute) siłom
i zdarzeniom , że „historia” je st kon stru k tem tw órczej działalności in te ­
lektu, czyli rów nież w ytw orem pew nych działań ludzi, ale tak ich dzia­
łań, k tó re sp raw iają, że owe siły i zdarzenia są „ludzkie” w łaśn ie d la­
tego, iż n a d a je się im ludzkie znaczenie. T ak w ięc, „tylko” odnotow ując
bieg w ypadków w kronikarskim , suchym , czysto opisow ym stylu, np.
że „A m erykańska R ew olucja rozpoczęła się w 1776 r.”, przeoczą się
fakt, że term in y „A m erykańska”, „R ew olucja” i „rok 1776” to nie w y ­
rażenia dotyczące gołych faktów lub cech, lecz term in y denotujące
obiekty, k tó re istn ieją jedynie w sw ych znaczących relacjach, istn ieją
jako fak ty ludzkie, historyczne, społeczne, fak ty instytucjonalne. P rzeto
„fakty h isto rii” to nie po prostu zdarzenia czasoprzestrzenne, lecz fakty
znaczące. D latego np. stw ierdzenie historycznego fa k tu „N apoleon do­
konał n ajazd u n a R osję w 1912 r.” już m ieści w sw ej treści h u m a n i­
styczne znaczenie słow a „dokonał n ajaz d u ” i chociażby dlatego n ie da
się sprow adzić do czysto kronikarskiego ra p o rtu : „F rancuscy żołnierze
przekroczyli w 1812 r. g ra n ic e -R o sji”. R aczej stw ierd za ono, że oni
R ecenzje i om ów ienia
173
przekroczyli „granice” bez „zaproszenia”, bez „zezw olenia”, „stosując
przem oc”. W szystkie słow a w zięte w cudzysłów d en o tu ją fa k ty spo­
łeczne czyli historyczne, k tó re istn ieją w yłącznie w kontekście historii
(w ithin th e fr.am ew ork of history), u jm u ją zdarzenia lub procesy jako
hum anistycznie znaczące (s. 397). P rzy powyższej in te rp re ta c ji tru d n e
kw estie m etodologii histo rii w rod zaju : czy istnieje obiektyw ność w h i­
storii, czy zdarzenia historyczne u ja w n ia ją praw idłow ości, czy teoria
lu b n au k a h istorii je st m ożliw a, sta ją się w dw ójnasób tru d n e, skoro h i­
storyczna o bserw acja i dane źródłow e nie są dłużej po p ro stu kw estią
k ro n ik i i chronologii. W tedy też p ow staje pytanie, czy w a ru n e k bycia
znaczącym i dla historycznych faktów oznacza, że, „h isto ria istn ieje je ­
d y n ie w um ysłach ludzi”, jako pew ien b y t idealny, czyli k o n stru k cja
teoretyczna. P y tan ie to W artofsky pozostaw ia bez opowiedzi.
W części czw artej, podsum ow ującej, au to r pod ejm uje problem sto­
su n k u w artości do nau k i (nauka o w artościach, w artość nauki) i stara
się w yjaśnić, na czym polega hum anistyczne rozum ienie nauki. W ar­
tofsky zgadza się z R. S. K ohenem , że w praw dzie n au k a jako ta k a jest
etycznie neu traln a, że jej w yniki nie stanow ią autom atycznię czynnika
w spom agającego to, co dobre, jednakże sam a praca uczonego oraz p ra k ­
tyczne znaczenie jego w yników sp raw iają, iż ludzie dzięki nauce sta ją
się lepsi, niż byliby bez jej upraw iania.
N ieskodyfikow any etos n a u k i o w yraźnie pozytyw nym w ydźw ięku
etycznym w yw iera pow ażny w pływ n a życie uczonych. Uczeni tw orzą
w pew nym sensie n ajb ard ziej dem okratyczną społeczność. Członkowie
tej społeczności nie organizują w yborów m ających n a celu w yłonienie
przyw ódców ru ch u naukow ego. D uchow i przyw ódcy tego ru ch u są
w y b ierani w sposób nieform alny. K ażdy z uczonych może uczestniczyć
n a rów nych praw ach w w ysuw aniu propozycji naukow ych oraz rozstrzy­
ganiu o praw dziw ości tw ierdzeń sform ułow anych przez kogokolw iek;
każdy m a św ięte praw o, a n aw et obow iązek dążenia do p raw d y i b ro ­
n ien ia praw dy. Sam sposób, w ja k i n au k a dokonuje sw ych rew o lu cy j­
n ych przeobrażeń i w ykorzystuje dla dobra w szystkich rew o lu cje m ło ­
dych generacji przeciw ko starym , zasługuje n a baczną uw agę. Gdy E in ­
stein zastępow ał N ew tona, czynił to z najw iększym u znaniem d la za­
sług swego poprzednika. P rzyciągającą stroną naukow ej dem okracji
je st także to, że zespołow a p raca i w spółpraca różnych kolektyw ów
zbiega się z niezw ykłym poszanow aniem dla pracy ind y w id u aln ej. P raca
n au k o w a legitym uje się pięknym , h arm onijnym połączeniem n i e z a ­
l e ż n o ś c i m yśli oraz w z a j e m n e j z a l e ż n o ś c i w ram ach nauki.
W nauce łączym y subiektyw ność podejścia z obiektyw nym i wym ogam i,
np. upodobania estetyczne z żądaniem rozum ności. Łączym y piękno z uży­
tecznością. Łączym y dum ę ze skrom nością. Łączym y au to ry tet i k iero w ­
nictw o z pry w atn y m sądem i nieugiętą indyw idualn ą kry ty k ą. I odno­
174
R ecenzje i om ów ienia
sim y się w szyscy do siebie z szacunkiem . E ty k a uczonych je st więc
dem okratyczną etyką republiki w spółdziałania indyw idualności.
K siążkę sw ą kończy W artofsky podkreśleniem , że filozofia nauki, b a­
dając źródła i rozw ój m yśli naukow ej, jej stru k tu rę i m etodologię oraz
podstaw ow e pojęcia w niej stosowane, w ykazuje, że n au k a je st skom pli­
kow aną, nie zaś p ro stą całością oraz że sens jedności n au k i ukazujący
się tym, którzy p o ddają pojęciow ej analizie jej m etodologię i jej fu n d a­
m entalne idee, sam okazuje się złożony. W najlepszym i najgłębszym
sensie filozofii, hum anistyczne zrozum ienie nau k i je st jej filozoficznym
zrozum ieniem .
Ja n Such

Podobne dokumenty