xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa

Transkrypt

xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa
PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE
CZYTAJ IV-V
WYDANIE SPECJALNE
SOBOTA – NIEDZIELA, 6– 7 PAŹDZIERNIKA 2007 R.
Wspomnienia
kolekcjonerów
z ich podróży
i niezwykłych
odkryć...
INTERSTONE
Czy to koniec
polskiego
bursztynu?
®
Fascynujący świat
minerałów
z różnych stron
świata.
W łódzkiej Hali
Sportowej
spotykają się
pasjonaci,
kolekcjonerzy
i amatorzy
kamieni...
STRONA II Z dna
Bałtyku trudno
pozyskać zadowalające ilości bursztynu.
Pasja, która
urzeka
STRONA III Tym razem
rzecz o muszlach.
Czym jest konchistyka
opowiada kolekcjoner
Andrzej Jarzębowski.
Cynkity
z Oławy
STRONA VI Co powstało z powodu wad
technicznych pieca
do otrzymywania tzw.
bieli cynkowej?
®
XXXI WYSTAWA
I GIEŁDA
MINERAŁÓW
I WYROBÓW
JUBILERSKICH
FOT. ADAM JUŚKIEWICZ
II
ODMIANA KRYSZTAŁU GÓRSKIEGO
6–7 października 2007 r.
Co to są herkimery?
Rozmowa z Jarosławem Sołtysem, znawcą,
kolekcjonerem i dostawcą herkimerów
na polski rynek.
H
erkimery, inaczej „diamenty herkimer”, to lokalna nazwa bezbarwnej, idealnie czystej odmiany kryształu górskiego o wyjątkowo silnym połysku,
przypominającej diamenty.
Występują wśród dolomitów nad jeziorem George
w stanie Nowy Jork. Ich wielkość zwykle nie przekracza
1 cm. Tak opisują herkimery podręczniki mineralogii.
Dodają, że jest to odmiana
kwarcu podobna do „diamentów marmaroskich” z fliszowych Karpat oraz włoskich „diamentów Carrara”.
d Jak stał się Pan ich znawcą
i kolekcjonerem?
J.S.: Kilka lat temu byłem
w Szwecji u mojego przyjaciela Kennetha i tam zobaczyłem pierwszy raz te intrygujące kwarce. Ich piękno
wzbogacały ciekawe opowieści Kennetha o herkimerach.
Np. o odkrywcy tych minerałów. W połowie XVIII wieku
gen. Nicholas Herkimer wraz
ze swym wojskiem budował
fortyfikacje w okolicach Middleville (dziś przedmieście
Nowego Jorku) i odkrył olbrzymie złoże diamentów.
Przez wiele lat w tajemnicy
przed żołnierzami oraz
mieszkańcami kopał w tym
miejscu i skrzętnie powiększał swój diamentowy skarb.
Jakież było jego zdziwienie,
gdy przed śmiercią w 1777 r.
dowiedział się, że są to nie
diamenty, lecz wyjątkowo
czyste kwarce z obu stron
zakończone piramidką. Tak
to generał przeszedł do historii nie dzięki swym militarnym sukcesom, lecz na skutek mineralogicznej pomyłki.
Po latach okazało się, że generał nie odkrył też tej odmiany kwarcu, bo już setki
lat temu Indianie Mohawk
herkimery stosowali jako
amulety i ważny element plemiennych ozdób.
d Czy są jakieś odmiany herkimerów, szczególnie cenne
okazy?
J.S.: Znaczna część kryształów jest idealnie czysta i zakończona z obu stron regularną piramidką. Wielkość
ich w zasadzie nie przekracza 10 mm, ale zdarzają się
większe,
mające nawet 60 mm. Część
z nich w środku posiada czarne inkluzje (antraksolit). Dodają im uroku, a wytwórcę biżuterii zmuszają do ich wyeksponowania. Najcenniejszą odmianą herkimerów są
zrosty krystaliczne (od 3 do
20 kryształów) – „The People
Crystals”. W Polsce mówi się
o nich „warkocze”.
d Był Pan w kopalni herkimerów i wydobywał je ze
skały?
J.S.: Byłem kiedyś na gieł-
dzie minerałów w Tucson
w stanie Arizona, gdzie poznałem Gary’ego. Spędza on
co roku wiele tygodni w kopalni herkimerów i wydłubuje z dolomitowej skały te cudowne kryształki. Dzięki niemu poznałem to miejsce
i miałem okazję uczestniczyć
w tym frapującym zajęciu.
Kenneth „zaraził” mnie her-
kimerami, a Gary pokazał,
jak i gdzie występują. Obu im
za to jestem wdzięczny.
d Dziękuję za rozmowę.
J.S.: Zapraszam zainteresowanych: [email protected],
www.estone.pl,oraz telefony:
0-602 198 269 oraz 0 604
561 202.
ROZMAWIAŁ
RYSZARD JUŚKIEWICZ
HALA SPORTOWA MOSiR
ul. ks. Skorupki 21
INTERSTONE
®
WYSTAWA
I GIEŁDA
ŁÓDŹ
sobota–niedziela
® 10.00–18.00
29-30 marca 2008 r.
MINERAŁY – BIŻUTERIA
Centrum Informacji Turystycznej
90-423 Łódź, ul. Piotrkowska 87
Tel.: 042 6385956
Tel./Fax.: 042 6385955
e-mail: [email protected]
www.cityoflodz.pl
CIT zajmuje się udzielaniem informacji o: noclegach, atrakcjach turystycznych, imprezach
P
od takim tytułem równo rok temu opublikowano w jednej z gazet
artykuł o polskim złocie. Prosiłem znanych mi bursztynników o odpowiedź na to pytanie. Nikt nie potrafił mi
dać jednoznacznej odpowiedzi. Nasuwały się natomiast
wątpliwości. Jeśli koniec, to
dlaczego dzisiaj? Co to zna-
kulturalnych i turystycznych, placówkach muzealnych, ofercie łódzkich biur podróży. Ponadto pomaga w opracowaniu programów imprez turystycznych, a zainteresowanym udostępnia bogaty księgozbiór krajoznawczy
i zbiory kartograficzne. Bierze udział w imprezach promujących miasto, w objazdach
studyjnych oraz konferencjach. Jest współorganizatorem kursów dla kadry turystycznej.
SKAMIENIAŁOŚCI, MUSZLE, WYROBY JUBILERSKIE
OKAZY Z CAŁEGO ŚWIATA
To warto zobaczyć! To warto kupić!
Serdecznie zapraszamy
www.interstone.net.pl
Czy koniec polskiego bursztynu?
czy koniec? Czy nie będziemy już wydobywali bursztynu z Bałtyku? Czy koniec to
znaczy nie 6 ton wydobywanych rocznie, jak w latach
1970 –1990, a np. 3 tony?
A może to potwierdzenie znanego już od miliona lat zjawiska, gdy lodowiec „zabrał”
duże ilości bursztynu z bałtyckiego złoża i rozsypał po
całej Polsce?
Wszystkie wątpliwości na
szczęście rozwiała prof. Barbara Kosmowska-Ceranowicz,
rzeczoznawca bursz-
tynu: „Złoża bursztynu nie
wyczerpały się, chociaż penetrując dno Bałtyku trudno uzyskać zadowalające
bursztynników ilości bursztynu”.
Tłumacząc tę dyplomat yczną
odpowiedź
można stwierdzić, że nie
grozi nam załamanie rynku
wyr obów
z bursztynu. Nie
ma podstaw, by sądzić, że nagle ilość
bursztynu pozyskiwanego z Bałtyku ulegnie
zmniejszeniu. Uff, nie ma
powodu do paniki i spekulacyjnego wykupywania wyrobów z bursztynu. Można
ze spokojem kupić na giełdzie tylko te, które nam się
podobają.
(RJ)
III
KONCHISTYCZNE HOBBY
6–7 października 2007 r.
Urzekająca pasja
Kolekcjonowanie muszli – konchistyka – to piękne, choć mało
popularne hobby. Poprzez rozwijanie zbioru, mamy ciągły kontakt
z fascynującymi tworami przyrody, jakimi są „domki” ślimaków
i małży, a także niektórych głowonogów i kiełczaków.
M
oja przygoda rozpoczęła się w latach 70.
od lektury książki
prof. Andrzeja Samka pt.
„Świat muszli” i otrzymania
dwóch muszli, które przechowuję do dziś. Książka przeniosła mnie w świat egzotyki i nowej dla mnie, pasjonującej dziedziny wiedzy. W latach 70. i 80. w Polsce było
trudno rozwijać kolekcję: właściwie brak muszli na rynku
(pomijając Jarmarki Dominikańskie, targi staroci, znajomych i obcych marynarzy,
podróżujących przyjaciół i wakacje w Jugosławii), wysokie
ceny i brak literatury. Książki sprowadzane z Zachodu
kosztowały majątek, a zdobycie każdej muszli oznaczało
wielkie święto.
W latach 90. Polska otwo-
CHARONI
ka rodzajów muszli, z których najbardziej znane są
„złota porcelanka”
(Cypraea aurantium)
i stożek „chwała mórz” (Conus gloriamaris). Ten ostatni okaz można obecnie kupić
w Polsce za 50 dolarów, choć
jest kilkanaście stożków dużo od niego droższych, lecz
stosunkowo mało znanych.
W ich przypadku płaci się raczej za rzadkość występowania, a nie sławę. Z drugiej strony, istnieje wiele gatunków
muszli słynnych i bardzo drogich, ale nie z racji ogromnego na nie popytu,
tylko bardzo małej podaży.
Najczęściej
zbieraną
przez polskich kolekcjonerów rodziną są porcelanki
TURBO_SA
(podobnie
jest na świecie). Może to dziwne, bo – trywializując – wszystkie porcelanki są
„takie same”. Różnią się tylko wielkością i kolorem, daleko im ze zmiennością do
rozkolców czy zwójek. Ale widocznie mają w sobie to coś
rzyła się na świat. Po powrocie z Japonii w roku 1992 założyliśmy z żoną firmę NEPTUNEA i w Warszawie pierwszy w Polsce sklep konchologiczny, który pełnił rolę lokalnego klubu kolekcjonerów. Utrzymał się on do dziś
(pod zmienionym adresem)
i oferuje kilkaset gatunków
muszli. Regularnie gości hobbystów. Od początku staramy się sprowadzać do Polski
muszle kolekcjonerskie i oferować je w cenach niższych
niż światowe. Konchistyka
ma swoje białe kruki. Popularnonaukowa
literatura
rozsławiła
kil-
CYPRAEAC
HALIOTIS
Łatwy dostęp do sieci
i znajdujących się w niej informacji eliminuje chęć sięga-
TONNA_SU
– ja też je lubię. Nie bez znaczenia jest, że należy do nich
wiele tanich gatunków, ale
jest też dużo drogich porcelanek, zatem późniejsze zaspokajanie kolekcjonerskich
apetytów nie jest już takie
proste. Dużym zainteresowaniem cieszą się także stożki,
rozkolce, skrzydelniki i zwójki. Jako przykład drogiej rodziny wymieniłbym Pleurotomarie.
Z przykrością obserwuję
spadek zainteresowania prawdziwym kolekcjonerstwem.
Znam młodych ludzi, którym
surfowanie po internecie
i oglądanie muszli zastępuje
kolekcjonerstwo i obcowanie
z rzeczywistym eksponatem.
nia do wiedzy zawartej w publikacjach naukowych i popularnonaukowych. Ponadto niepotrzebnie rozbudza
apetyty do poziomu przekra-
czającego możliwości finansowe przeciętnego kolekcjonera, wyrabiając u hobbystów przekonanie, że tylko najbardziej
wyszukane eksponaty są godne, aby znaleźć miejsce w zbiorach.
Ja najbardziej cenię sobie
okazy zdobyte samodzielnie
w trakcie podróży, choć często są to muszle podniesione
z dna lub znalezione na plaży w stanie dalekim od doskonałego. Czasami bywają okupione skaleczeniem nogi
o ostrygę lub strachem przed
nadciągającym tajfunem. Wiążą się z nimi wspomnienia,
są pamiątką spotkań i zakupów u autorytetów w konchistycznej branży.
TEKST I FOT.
ANDRZEJ JARZĘBOWSKI
SPONDYLU
Miejsca, które warto odwiedzić
Sołtyków – gagat i ślady dinozaurów
P
rzez długie lata Sołtyków, wieś niedaleko Odrowąża w gminie Stąporków, znany był z tego, że
w tamtejszych gliniankach
znaleźć można było ładne okazy gagatu, czyli odmiany węgla powstałego z pni araukarii w okresie jurajskim (ponad 180 mln lat temu). Sensacją naukową przed kilkunastoma laty było znalezienie na tym te-
renie w skałach dolnej jury
(sprzed około 200 mln lat) śladów dinozaura drapieżnego
wraz z odciskami śródstopia.
Takie odciski są niezwykle
rzadkie, gdyż prawdopodobnie powstały wtedy, gdy zwierzęta skradały się do ofiary,
odpoczywały lub wykonywały tańce godowe uginając kolana i dotykając miękkiego
podłoża śródstopiem. Dalsze
badania paleontologów pozwoliły na odkrycie najstarszego zapisu stadnego życia
zauropodów, czyli drapieżnych dinozaurów jurajskich,
a także dowodów na opiekę
rodziców nad młodymi gadami. Odkrycia te zostały szczegółowo opisane i stanowiły
istotny materiał do badań nad
życiem tych ogromnych gadów. Nic dziwnego, że w roku 1997 na tym terenie utworzono na powierzchni ponad
13 ha rezerwat częściowy,
chroniący odkryte i zakonserwowane przed wpływem
warunków atmosferycznych
ślady gadów oraz miejsca występowania gagatów.
Na terenie rezerwatu nazwanego Gagaty Sołtysowskie, są ścieżki dydaktyczne
wraz z tablicami informacyjnymi, zabezpieczone wiatami ślady dinozaurów w dużym wyrobisku stanowiącym
pamiątkę po kopalni gliny.
Warto to miejsce zwiedzić,
zobaczyć odkrycia i wyobrazić sobie, jak przed 200 mln
lat wyglądała nasza planeta.
RYSZARD JUŚKIEWICZ
IV
PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE
6–7 października 2007 r.
MINERAŁY
OD PASZTUNÓW
Czas: lipiec 2006
Miejsce: Dolina Shigar, okolice Skardu,
Północny Pakistan
U
dało się! Dotarliśmy do
miejsca tak odległego, że
można by powiedzieć
– na końcu świata. Miejsca, które do tej pory istniało dla mnie
jedynie w postaci zdjęć wspaniałych turmalinów, akwamarynów czy epidotów na stronie
www.mindat.com. Właśnie podczas studiowania tych zdjęć na-
rodził się pomysł, by będąc
w Pakistanie dotrzeć do miejsca nie mniej interesującego
niż tak dobrze znane „świątynie mineralogiczne” jak Mibladen w Maroku, Tsumeb w Namibii czy Baia Sprie w Rumunii. O ile minerały z tych lokalizacji są powszechnie znane,
Pakistan poprzez swoją niedostępność nie jest tak popularny.
Żeby dotrzeć do Północnego
Pakistanu podróżowaliśmy prawie wszystkimi możliwymi
środkami transportu. Najpierw
lot do stolicy Indii – Delhi, na-
stępnie pociąg do granicy pakistańskiej, bus, taksówka, riksza, kolejne kilkaset kilometrów Karakoram Highway w zatłoczonym autobusie, znów busy itd. Ale udało się! Teraz stoimy na drodze, gdzie nie jeździ
żaden transport publiczny. Musimy przejechać jeszcze kilkanaście kilometrów, by dotrzeć
do samego serca doliny Shigar
i trafić do miejscowych handlarzy. Zatrzymuje się jeep.
– Asalam alejkum! Jedziemy
do Dassu, zabierzecie nas ze
sobą? – pytam.
– Oczywiście! Właśnie tam
jedziemy! Jesteśmy handlarzami kamieni szlachetnych. Jedziemy kupić towar – odpowiada brodaty Pasztun.
Nie mogliśmy trafić lepiej,
zabiorą nas do swoich dostawców. Kilkanaście kilometrów
po najgorszych drogach, jakie
tylko można sobie wyobrazić,
pokonaliśmy w 1,5 godziny.
Pierwsza miejscowość, wchodzimy do sklepu. Sprzedawcy
wystawiają akwamaryny – najbardziej błękitne i przezroczyste, jakie widziałem. Ceny zaczynaja się od kilkuset dolarów. Nie na
naszą kieszeń. Turmaliny (głównie szerle) – tych mam już w plecaku wystarczająco dużo z innych lokalizacji. Epidoty – piękne, ale niezbyt tanie. Kupuję
jednak kil-
bić. W końcu godzi się na
moją cenę mówiąc: You are
my friend...
Tego dnia widzieliśmy
mnóstwo pięknych okazów
ka. Pytam
o spessartyny,
które widziałem
w innych miejscach – mają, ale
ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Rezygnuję. Największym
hitem tej lokalizacji były jednak
wezuwiany. Jest
to nowe znalezisko w tym miejscu – odkryte
zaledwie kilka lat temu. Rarytas, i to jaki piękny! Idealnie
wykształcone, ciemnobrązowe
kryształy dochodzą do 1 cm.
Bez wahania decyduję się kupić kilka okazów. Parę minut
targowania i handlarz widzi,
że będzie ciężko na mnie zaro-
(głównie akwamarynów, topazów, tu
nów). Niestety, na nie
z nich mogliśmy sobie p
lić. W przeciwieństwie
znanych han
którzy tego
wydali kilka
cy dolarów
me akwama
TEKST
DO
ZAW
maliwiele
zwoo polarzy,
dnia
ysięa sayny.
FOT.
MINIK
ADZKI
V
PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE
6–7 października 2007 r.
Kolekcje – na chwilę?
M
aj – baseny termalne w Sarospataku, historycznych węgierskich Atenach. Na bliskim horyzoncie zielone Zemplińskie Wzgórza,
bardziej na wschód Tokaj i tokaje, wokół
winnice. Znamy z polskich giełd rzadkie
okazy tutejszego skrzemieniałego drzewa. Jeden piękny kawałek kupiliśmy
już mężem, fachowcem z tutejszych kamieniołomów, w większości dziś nieczynnych. Wchodzimy do drewnianego
pawilonu w ogrodzie. Na wszystkich
ścianach ten sam układ: na podłodze
głazy-okaziska, wyżej na półkach i w gablotach okazy, powyżej przeglądowe
plansze po węgiersku. Pośrodku stoły:
okazy – mniejsze i fachowa literatura.
Wszystko przyszarzałe, brak okien,
oświetlenie za słabe, by robić zdjęcia.
ALE OKAZY: rewelacyjne skamieniałości
(w tym ryby); wielorakie, różnobarwne
i wielogabarytowe skrzemieniałe drzewo
– w tym supermuzealne kurioza. Jeszcze większe zdumienie – opale: drobne,
większe, cudne żyły w bryłach – mieniące się całą paletą kolorów: czerwienią,
złotem, fioletem, zielenią, czernią. Pożeramy je oczyma, zapominając definitywnie o tym, co pozostało po złożach pod
słowackim (obecnie) Dubnikiem. Są
obsydiany – ale jakie! Ponadto jaspisy
i agaty. Nawet kwarce. Wszystko stąd.
Przy wejściu, na ścianie ręczna plan-
sza-mapa, gęsto poznaczona ideogramami skamieniałości i minerałów. Już rozumiemy, dlaczego Panią G. tak zdziwiło
pytanie: gdzie zbierać? Odpowiedź była
krótka – wszędzie.
O wymianie czy zakupach nie ma mowy.
Dla Pani G. zbiory to pamięć męża i lat
wspólnych poszukiwań.
ddd
W lipcu tydzień w Rzeczce. Mineralogiczne imperium dwóch Panów Janów. Kilkadziesiąt lat zbieractwa na południowych obszarach Gór Sowich. I nie tylko
„książkowe” czarne turmaliny – szerle
(vel skoryle). Także drobne kryształy górskie, blaskiem bliskie herkimerom, ametysty, cytryny;
granaty i beryle. Korzystamy z uprzejmości Pana Janka S. Zbioru takich
szerli oczy nasze nie widziały. I beryle – nie gorsze od tych z okolic
Bielawy. I przede wszystkim muzealne rarytasy z najwyższej półki: turmaliny na granatach, granaty w turmalinach! Pan Janek kolekcji nie rozprasza,
nie wybiega myślą naprzód, żyjąc w otoczeniu swoich mineralogicznych cudów
i dziesiątków lipowych rzeźb własną ręką z wyobraźni wydobytych.
ddd
W czerwcu w Kowarach u Pana Leszka
Z. Wspaniała, wielka kolekcja przepięknych agatów szczelinowych z Przeździedzy, własnoręcznie pociętych i wypolerowanych. I szokujący, fenomenalny, przeobfity zbiór bardzo charakterystycznych
szczotek ametystu z legendarnej – już
historycznej – lokalizacji na wschodzie
w Sarospataku w sklepie z pamiątkami.
Intryguje nas w polskim tłumaczeniu lokalnego folderu zdanie: „W Tálly na miłośników błyszczących kamieni czeka
wspaniała kolekcja minerałów”. I tyle.
Ratuje nas dziewczyna z informacji turystycznej. Wydzwania, w końcu tryumfuje: jesteście umówieni o 14, muzeum,
prywatne, jest bezpłatne.
Odnajdujemy dom otoczony wysokim
murem. Otwiera starsza pani. Zbiory to
efekt 50 lat gromadzenia z nieżyjącym
Karpacza. Wie o tej lokalizacji kilka osób
stamtąd i dwie rodziny z Pabianic. W literaturze fachowej – zero wzmianki. Kolekcja Pana Leszka jest jak dotąd w pełni anonimowa.
ddd
Z doświadczenia i naukowych opracowań
wiemy: jedne z cech kolekcji jako takich,
to ich chwilowość i nietrwałość. Ale może
nadeszła cywilizacyjna i kulturowa pora
w Europie samorządowych społeczności,
by rozpadom i zanikom kolekcji zapobiegać? Bo przypadkowe, okazjonalne szczęście oglądania tego, co za chwilę się rozproszy, podszyte jest smutkiem.
JOLANTA I WIESŁAW PUSZOWIE
FOT. ADAM JUŚKIEWICZ
Od redakcji: Jaki będzie los kolekcji
autorów artykułu? Miejmy nadzieję,
że znajdzie miejsce, na jakie zasługuje.
SKARBY SPOD... KRUSZARKI
Czerwiec 2002 rok, piątkowe
popołudnie – dlaczego utkwiło mi
w pamięci?
Kierowca 35-tonowego biełaza woził dla mnie kamienie (okazy!), zamiast oddać je na kruszarkę. A zaczęło się od czwartkowego strzelania. Po strzelaniu zawsze można coś znaleźć i dlatego w piątek pojechałem do kamieniołomów w Grzędach G.
Udało mi się załatwić formalności związane z wejściem. Samochód zostawiam na parkingu, wskakuję w strój roboczy i idę w stronę wyrobiska. Z góry widzę, że
to co było strzelone, wożone
jest na kruszarkę i nie będzie można pogrzebać w tym rejonie.
Wcześniejsze dwa odstrzały przeszukałem w ubiegłym tygodniu.
Będzie klęska – myślę sobie.
Trudno, nie pierwszy i nie ostatni
raz. Przeszukuję poprzednie odstrzały, może coś przeoczyłem.
Nastaje cisza, która odwraca moją uwagę od poszukiwań. Koparka nie pracuje, samochody nie
jeżdżą, kruszarka zamilkła.
Coś się stało. Kierowca potwierdza awarię kruszarki.
Wykorzystuję przestój
i udaję się na świeży
odstrzał. Szperam i wyciągam
co jakiś czas
okaz. Radość
jest
tym
większa, im
więcej tych
okazów.
I tak zdobyłem „70
ton”, bo tyle przewozi
w dwóch kursach
ciężarówka.
Oczywiście
nie
wszystkie „zdobycze”
były
okazałe. Ich
piękność była zasłonięta czerwoną glinką i odkryłem ją dopiero po
obmyciu.
JAN SUBOCZ
VI
GIEŁDA MINERAŁÓW W MIEŚCIE KOLUMBA
6–7 października 2007 r.
Kryształy, słońce i cytrusy
O
dwiedziliśmy majową
giełdę minerałów w Genui. Odbyła się w Porto
Antico – Starym Porcie, w tzw.
Magazynach Bawełny, zrekonstruowanych w 1992 r. z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki. To jedna z najładniejszych
imprez geologicznych. Budynek znajduje się tuż obok mor-
skiego brzegu i cumujących
przy nim jachtów. Pierwszego
dnia giełdy można było zwiedzać nawet replikę starego
statku Ameriga Vespucci.
Na giełdzie – najwięcej stoisk z włoskimi minerałami.
Nic dziwnego – występują tu
prawie wszędzie, począwszy
od Alp przez Toskanię aż po
Sardynię, Sycylię i Elbę.
Także ruch
geologiczny
jest dobrze
zorganizowany – w każdym
regionie istnieją
koła zrzeszające miłośników minerałów. W Genui widać zarówno kolekcjo-
nerów systematyki jak i tzw.
minerałów estetycznych.
– Region ten ma dużą tradycję mineralogiczną – mówi Carlo Guidarini z firmy Webminerals – organizatora giełdy. – W przeszłości z Genui
pochodzili najwięksi włoscy
kolekcjonerzy, a tutejsze muzeum jest jednym z najbogatszych w minerały z Sardynii.
Trudno nam oderwać wzrok
od przepięknych, ogromnych
dymnych kwarców z Alp, czy
sycylijskiej siarki o miodowym kolorze i kryształach dochodzących do kilku centymetrów. Bardzo ciekawe i różnorodne są włoskie baryty.
Tu można spotkać minerały,
które nie są wystawiane na
polskich giełdach, m.in. rzadki ferrieryt z Sardynii czy bissolit z długimi włókienkami
z Val Varenna.
Również stamtąd są różyczki żelaza na albicie. Podziwiamy centymetrowe
kryształy rodonitu w kolorze intensywnego różu ze
starego złoża, miedź z Molinello, tinzenit z Dolomitów
i zielony alpejski tytanit. Wiele okazów pochodzi ze starych zbiorów, bo kopalnie
przestały działać lub złoża
wyczerpały się.
Oczywiście, eksponowanych jest także wiele zagranicznych minerałów, np. klasyczne okazy z Pakistanu
i Afganistanu oraz błękitne
szmaragdy z Kolumbii. Tym,
co odróżnia giełdy włoskie od
polskich jest brak agatów, bo
nie znajdują zbyt wielu miłośników. Włoscy kolekcjonerzy szukają raczej naturalnych, nieobrobionych kryształów. Małe, bezwartościowe
okazy można kupić już za około 3–5 euro, ale zakup okazu
do kolekcji to wydatek kilkudziesięciu, a nawet kilkuset
euro!
Cechą charakterystyczną
włoskich giełd jest zakaz
sprzedaży włoskich skamieniałości, na podstawie prawa
z lat trzydziestych. Ich brak
rekompensują za to bardzo
ładne skamieliny z całego
świata.
Można kupić zarówno nowe, jak i archiwalne publikacje mineralogiczne na stoisku
słynnej Rivista Mineralogica
Italiana. Prowadzone są wykłady geologiczne.
Opuszczamy giełdę urzeczeni jej atmosferą. Chcemy
jeszcze nacieszyć się śródziemnomorskim klimatem
Genui. W maju w genueńskich
ogrodach unosi się zapach cy-
trusów. Wracamy do portu,
żeby zwiedzić akwarium i replikę statku korsarzy, zbudowaną specjalnie do filmu Romana Polańskiego „Piraci”.
ALEKSANDRA GOŹDZIK
-BROKOWSKA
FOT. TOMASZ PRASZKIER
CYNKITY Z OŁAWY
O
dwiedzający jesienne Targi INTERSTONE 2006 obejrzeli efektowną
wystawę kryształów tlenku cynku
(nazywanych cynkitami) z bogatej kolekcji Arnolda Miziołka. Cynkity te
pochodzą z Huty Oława i powstały w rezultacie pewnych
wad technicznych pieca,
służącego do otrzymywania tzw. bieli cynkowej,
czyli mikrokrystalicznego tlenku cynku.
Szczegóły procesu i chemiczny
mechanizm powstawania
spektakularnych kryształów
pozostawał
przez długi czas
nieznany. Trzeba
nadmienić, iż naturalny cynkit spotyka się w postaci większych
kryształów rzadko.
W prestiżowym angielskim czasopiśmie Journal of Gemmology (vol.30,
5/6, 257-267, 2007) pojawił się artykuł
pt. „Formation of large synthetic zincite
(ZnO) crystals during production of zinc
white” grupy głównie polskich autorów.
Znajduje się tam opis procesu produkcji
bieli cynkowej w Oławie oraz analiza warunków i mechanizmu tworzenia dużych
kryształów cynkitu.
Prosto to ujmując:
kryształy cynkitu
powstały z powodu wady technicznej przepony pieca, służącego do
generowania par
cynku. Powstający
ze spalania gazu
grzewczego dwutlenek
węgla, poprzez szczeliny w wadliwej przeponie, wchodził
w kontakt z parami
cynku, powodując
utlenienie cynku do
cynkitu. Ten w postaci małych kryształów osadzał się
na ścianach komory.
W efekcie tej
reakcji powstawał również
tlenek węgla. Pod
wpływem tlenku węgla i z udziałem par
cynku pierwotne kryształy cynkitu ulegały dalej tzw. chemicznie indukownej sublimacji, przekształcając się w większe
kryształy wtórne. Długotrwały, nieprzerwany proces produkcji bieli cynkowej
(3–6 miesięcy)
sprzyjał nagromadzaniu się setek kilogramów kryształów o zróżnicowanych rozmiarach, kształcie i barwie. Autorzy artykułu przedstawili zdjęcie gigantycznego
zrostu trzech kryształów cynkitu o wadze
3,5 kg i unikalne zdjęcia wnętrza komory
pieca, dokumentujące nagromadzenia
minerału.
Cynkity z Oławy, choć są wizualnie atrakcyjne, nie nadają się na materiał jubilerski, bo są zbyt miękkie. Za to można ich
używać w wysokozaawansowanych technologiach: wytwarzać elementy elektroniczne, odporne na działanie wysokiej
temperatury i wysokoenergetycznego
promieniowania.
Dlatego to wymarzony materiał
dla technologii
wojskowych i kosmicznych. Cynkit jest też niezbędny do wytwarzania niebieskich
laserów. Te perspektywy zastosowań hamuje fakt, że synteza monokryształów
cynkitu jest bardzo trudna, a płytki cynkitu do produkcji mikroelementów są bardzo drogie. Trwa wyścig technologiczny
do opracowania sposobów wytwarzania
płytek p- i n-domieszkowanego cynkitu pozbawionych większych defektów strukturalnych. Rozwijanych jest kilka technologii syntezy. W tym
kontekście można nieco uważniej spojrzeć na warunki tworzenia cynkitu w Oławie. Chociaż nie mają one jakości odpowiedniej dla potrzeb elektroniki, jednak
powstają w prostym urządzeniu przy ciśnieniu atmosferycznym, osiągając średnicę 30–60mm i wagę kilku kilogramów.
Takie rozmiary kryształów syntetycznego
cynkitu ciągle jeszcze trudno uzyskać
wspomnianymi metodami wytwarzania.
Stąd pytanie: Czy możliwe jest produkowanie cynkitu elektronicznej jakości
przez zmodyfikowany proces inspirowany
analizą defektu oławskiego pieca?
Tegoroczne Targi INTERSTONE 2007
prezentują między innymi specjalną miniwystawę dotyczącą mechanizmu powstawania oławskich cynkitów.
DR INŻ. WIESŁAW BUCHOWIECKI
FOT. MARCIN KRYSTEK
VII
PRACE TEGOROCZNYCH ABOLWENTEK
Akademia Sztuk
Pięknych w Łodzi
kształci studentów
w różnych
specjalnościach
artystycznych.
B
iżuteria jest jednym
z kierunków, w którym
studenci uczelni państwowych są kształceni tylko
tutaj, na studiach dziennych
i zaocznych.
16 września br. odbyła się
kolejna tura dyplomów studentów studiów niestacjonarnych I i II stopnia z Katedry
Biżuterii. Do obrony przystąpiło 6 osób. Dyplomy były bardzo indywidualnymi kreacjami autorów. Każdy dyplomant spojrzał na biżuterie
z innej perspektywy, zajął się
innym jej aspektem. Dyplom
składa się z trzech części: ze-
DYPLOMY Z BIŻUTERII
miotów, to przede wszystkim
umiejętność postawienia sobie właściwych zadań, zdolności rozstrzygania związanych
z nimi problemów i konsekwentne ich realizowanie.
Dyplom to prezentacja przemyśleń autora na określony
temat. Promotorem pierwszych czterech dyplomów
(jednego
magisterskiego
i trzech licencjackich) był
prof. Andrzej Szadkowski. Jedynej pracy magisterskiej
w tej turze dyplomów pt. „Byłam, jestem, będę – kolekcja
biżuterii”, broniła Estera Fijas.
Była to bardzo osobista wypowiedź poprzez biżuterię. Tym
medium autorka próbowała
opisać swoje stany emocjo-
ANNA JANCZYK
stawu prac realizowanych na
określony temat, pracy pisemnej dotyczącej zbliżonej problematyki i prac plastycznych
z pracowni rysunku, malarstwa, grafiki lub rzeźby. Każdy student sam wybiera temat
pracy dyplomowej. Robienie
dyplomu to nie tylko projektowanie i wykonywanie przed-
6–7 października 2007 r.
nalne z poprzedniego (pełnego rozterek), obecnego (stabilnego) i przyszłego (pełnego
nadziei) okresu. Napisała
w swojej pracy: „W biżuterii
i klejnotach jak w księdze
można przeczytać historię
państw, narodów i naszych rodzin”. Sprawami czysto plastycznymi zajęła się Anna Jan-
czyk w swojej kolekcji: „Poprzez pryzmat geometrii – biżuteria”. Dla niej „sztuka geometryczna jest synonimem
piękna”. Na obręczy koła rozmieszczała jedną, dwie lub
trzy ścianki sześcianu i analizowała powstałe miedzy nimi
zależności i efekty plastyczne.
„Dostrzec ważne słowa – biżuteria i pismo Braille’a”, to temat pracy Anny Barlik. Taśmy
blachy w formie bransolet
i naszyjników z wytłoczonymi
pismem brajla prostymi komunikatami (proszę, kocham, przepraszam...), mają
nas namówić do tego, abyśmy
„nie bali się wyrażać swoich
emocji – są naturalne”. Temat
kolekcji Kingi Zielińskiej: „To
co jeden człowiek może wynaleźć, inny może odkryć – kolekcja biżuterii inspirowaną
biżuterią wiktoriańską”. Autorka nie stworzyła typowej
biżuterii. Używając kamieni
Swarovskiego i zabiegów kosmetycznych stworzyła na
ciele kopie klasycznej, wytwornej biżuterii z tego okresu. Chciała tym sposobem zaprezentować możliwość ozdabiania biżuterią ciał, np. tancerek i pływaczek synchronicznych, którym na zawodach nie wolno nosić biżuterii. Promotorem dwóch kolejnych dyplomów licencjackich był prof. Andrzej Boss. Temat kolekcji Agaty Kamińskiej
brzmiał: „ Biżuteria inspirowana tribalem – tatuażem plemiennym”. Płaskie wzory tribali autorka zmodyfikowała
ESTERA FIAS
i zamieniła na
ATA KAMIŃSKA
przestrzenne, ele- AG
ganckie formy biżuteryjne, które
fascynatom tatuażu pozwalają bezboleśnie dekorować swoje ciało.
Multiplikacją jednego elementu zajęła się Natasza Weber
w kolekcji: „Przerwany krąg – kolekcja biżuterii srebrnej”.
Zmieniając
wielkość, szerokość
rym absolweni rozsunięcie okręgu
autorka stworzyła bogatą, ci prezentują swoje fascynamożliwą do masowej produk- cje. Biżuteria artystyczna pocji, kolekcję biżuterii. Udo- winna przełamywać zastane
wodniła, że dobrze przemy- schematy i być inspiracją dla
ślany element daje prawie producentów do tworzenia
nieograniczoną możliwość nowych, ciekawych wzorów.
Osiągnięcia naszych studenkreowania form.
Dyplom to moment, w któ- tów są prezentowane na licz-
nych
wystawach w kraju i za granicą. Najbliższa prezentacja odbędzie się w Warszawie na
Targach „Złoto, Srebro, Czas”
w dn. 6–8. 10. 2007 r. Zapraszam do studiowania, i nawiązywania kontaktów z naszymi
absolwentami.
ANDRZEJ BOSS
Diamenty, Kawecka i „Batory”
D
zieje sławnych diamentów
jakby omijały Polskę. Nie
mieliśmy kolonii. Do Indii
też zamożni Polacy nie wyjeżdżali
masowo. Regalia i klejnoty królewskie były wywożone z Polski podczas wojen, najazdów i zaborów.
Elekcyjni władcy też nie dbali o zawartość skarbców. Nie uważali ich
nigdy za dobro naszej kultury naro-
dowej, a jedynie za namiastkę banku finansującego wojska najemne.
Dziś można zobaczyć wyjątkowe
okazy sztuki jubilerskiej, związane
z królami Polski w muzeach Saksonii, Rosji, Francji i Szwecji.
Przedwojenni fabrykanci też nie lokowali swoich fortun w diamentach i innych kamieniach szlachetnych. Chętnie natomiast wykorzy-
stywali je do zdobycia przychylności swoich wybranek. Nie zawsze
kandydatek na żony.
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale
w początkach XX wieku w dobrym
tonie było rzucenie na scenę wraz
z bukiecikiem jakiegoś drobiazgu
diamentowego, choćby kilkukaratowego dla wybranki, z którą miało
się ochotę zjeść kolację... no, może ze śniadaniem. To nie przesada.
Zdarzały się okazy kilkunastokaratowe wplecione w bukiecik, przeważnie z bilecikiem niepozostawiającym żadnych wątpliwości od
kogo on pochodzi. Ówczesne primadonny operetkowe konkurowały nie tylko w aktorsko-wokalnych
umiejętnościach, ale także w kolekcjonowaniu klejnotów. W tej
ostatniej dziedzinie wszystkie artystki pobiła Wiktoria Kawecka,
bohaterka wielu opowieści operetkowych Bogusława Kaczyńskiego
i z wielką estymą wspominana
przez Ludwika Sempolińskiego.
Kawecka miała wrodzony dar powiększania swoich diamentowych
zdobyczy, zamieniając kamienie
mniejsze na większe. Jej największy znany diament ważył 52 karaty! Nieznane są natomiast te pozostawione w zagranicznych bankach, które odziedziczyli jej spadkobiercy. Kawecka miała też rzadką u artystek cechę – była
oszczędna. Niektórzy mówią – była bardzo chytra i nawet na sobie
oszczędzała, by móc posiąść nowe
klejnoty. Jej sławna kolia składała
się z diamentu 44-karatowego
oraz z 9 kamieni o wadze od 20 do
28 karatów. Do kompletu zakładała kolczyki diamentowe o wadze
48 karatów. Prawdziwa królowa
brylantów, jak twierdzili jej współcześni, warta co najmniej 6 milionów ówczesnych złotych. Fortuna!
Niestety, po śmierci Kaweckiej kolekcja uległa rozproszeniu i prawdopodobnie została sprzedana.
Tak więc pytania o największy polski brylant, nie należy kierować do
historyków, zajmujących się rodami królewskimi w Polsce, lecz do
znawców podkasanej muzy.
A co wspólnego z diamentami ma
Batory? Czyżby ten król był posia-
daczem największych diamentów
w historii skarbca koronnego?
Otóż nie. Jedna z legend, dotyczących największego znanego na
świecie niebieskiego diamentu
o nazwie Hope, wiąże się ze statkiem „Batory”. Diament ten znany
jest nie tylko z bezspornego piękna, ale przede wszystkim jako
symbol nieszczęścia. Wszyscy jego właściciele, z wyjątkiem angielskiego bankiera Filipa Hope, od
którego nazwiska kamień ten
wziął swoją nazwę, źle skończyli.
A było ich 126. Jeden zmarł na tajemniczą chorobę, inny został zamordowany w parę dni po jego nabyciu, Maria Antonina straciła głowę w dosłownym tego słowa znaczeniu, jeszcze innego właściciela
zasztyletowano. Do tego katalogu
nieszczęść dodać należy truciznę,
wypadki samochodowe, katastrofy statków, utraty wzroku, szaleństwa i samobójstwa. Na pokładzie
„Batorego” Pierre Cartier miał
przewieźć niebieski diament z Europy do Ameryki. Inne źródła dowodzą, że było to na zupełnie in-
nym statku. Pewne jest, że to była
ostatnia podróż tego diamentu, by
w końcu po burzliwych wydarzeniach wylądował w Smithsonian
Institution w Waszyngtonie. Tam
do dziś jest wystawiany na widok
publiczny.
Ktoś powie, że to bardzo luźne
skojarzenie z Polską. Tak, ale z jakim klejnotem i z jakim statkiem!
RYSZARD JUŚKIEWICZ
VIII
6–7 października 2007 r.
TRUDNE POCZĄTKI, CZĘŚĆ VI
A może warto zajrzeć
do antykwariatu?
Znam amatora minerałów, który ma
kolekcję liczącą tylko kilkanaście okazów,
natomiast posiada kilkadziesiąt publikacji
z ich opisami.
K
iedyś spytałem, dlaczego tak wygląda jego kolekcja? Odpowiedział: „Zobacz jakie są
piękne ilustracje w tej książce, namalowane w XIX wieku, jak szczegółowo opisana jest lokalizacja, z której
pochodzi mój okaz, jak autor ciekawie opisuje własności moich minerałów”.
Popatrzyłem na własny
księgozbiór. Kolekcja minerałów uzupełniona wy-
dawnictwami dotyczącymi posiadanych okazów
nabiera większej wartości. Oczywiście książki, albumy i przewodniki są po to, by poszerzać swoją wiedzę
dotyczącą kolekcji.
Służą też do pomocy
we własnych poszukiwaniach okazów i pomagają w ich rozpoznawaniu. Chcę podkreślić walory estetyczne starych książek, unikatowych wydawnictw, których autorami są kolekcjonerzy. Można je kupić
przy odrobinie szczęścia w antykwariatach,
na internetowych au-
• „Mały atlas minerałów”
Wydawnictwo M. Arcta
w Warszawie 1928 r.
Jak w każdym atlasie są
tu opisy minerałów, a co
istotniejsze – 98 kolorowych rysunków minerałów.
Warto na nie popatrzeć, bo
niejednokrotnie przedstawiają rzadkie
ich
kcjach lub na giełdach minerałów. Przedstawię kilka ciekawych okazów z mojej biblioteki.
• „Młody mineralog” – Ilustrowana Biblioteka dla
Młodzieży. Opr. prof. Jerzy
Cieniał-Cieszyn 1923 r. Ciekawostką jest pieczątka
wewnątrz książki: „Z.H.P.
2 Lwowska Drużyna Harcerska im. R. Traugutta”.
Przeczytałem ją z zapartym tchem. Szukałem róż-
nic,
wynikających
z postępu
nauk o Ziemi w porównaniu
z wiedzą dzisiejszą. Ze
szczególną uwagą przeczytałem informacje o kwarcu. Autor nazywa go „kwarzec” i dzieli na:
1. Kwarzec krystaliczny,
2. Kwarzec zwykły, 3. Kwarzec zbity. Do kwarców zalicza autor jaspis, lidyt, rogowiec, a także łupek kwarcowy i piaskowce. Ciekawie w książce podana jest
różnica między skałą
a minerałem: „(...) polega na tym, że minerały
występują w małej ilości, skałami zaś nazywamy takie ciała mineralne, które występują masowo i są częściami
znacznemi skorupy
ziemskiej”.
Jakie to było kiedyś
proste w porównaniu
z dzisiejszymi dyskusjami na ten temat.
formy. Okazuje się ponadto, że
często rysunek lepiej
oddaje charakterystyczne cechy okazu
niż nawet
najlepsza fotografia.
• Józef Andrzej Bossowski „Agaty ze Lwówka Śląskiego” – książka autorstwa
pasjonata-kolekcjonera.
Można kupić ją tanio bez
szukania w antykwariatach
czy na targach staroci. Są
w niej wszystkie informacje
niezbędne dla kolekcjonera agatów: gdzie ich szukać (mapki lokalizacji, opisy), jakie tam można znaleźć agaty, w jaki sposób je
wydobywać i na jakiej głębokości występują.
W książkach o agatach
wydanych przed laty, zawsze przy opisie ich
występowania powtarza się fraza:
„agaty zbiera się zamiast kartofli na
zaoranych polach”. W rzeczywistości to ciężka praca, polegająca na kopaniu
szybów o głębokości niejednokrotnie
Dodatek przygotowali: Anna Bajer, Magdalena Jach, Ryszard Juśkiewicz, Janusz Nowak. Fot. Adam Juśkiewicz
przekraczającej 3 m. To
ucieczki
przed właścicielem gruntów i przed
służbą leśną
(nie wiem
czy o tym powinienem pisać?). To ciągła walka
z zawalającymi się wykopami. Wydobyte agaty w większości będą przeznaczone do … wyrzucenia, bo przeciętnie ze
100 wydobytych jeden, no
może z pięć, gdy nie jesteśmy za bardzo wybredni,
będzie wart naszej kolekcji.
To powinien być elementarz dla kolekcjonerów agatów, zwłaszcza tych początk ują-
cych, bo przecież autorem
wydawnictwa jest ich starszy kolega. On wie, co jest
najważniejsze dla miłośników i kolekcjonerów tej odmiany chalcedonu i zna
wszystkie sposoby dotyczące ich wydobywania. A jakie piękne agaty z Gór Kaczawskich przedstawione
są w książce można zobaczyć na zdjęciach.
WASZ STARSZY KOLEGA

Podobne dokumenty

xxxvi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxvi

xxxvi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxvi północy Łotwy odebrała zgłoszenie, że tuż pod miastem spadł meteoryt i pozostał po nim znaczny krater. Zawiadomiono również wojsko. Na wskazane miejsce upadku meteorytu udał się Uldis Nulle z łotew...

Bardziej szczegółowo

xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv

xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv Krzysztofem Łobosem i dr. Tomaszem Pawlikiem opisaliśmy w nr. 11. „Przeglądu

Bardziej szczegółowo