Pociąg widmo

Transkrypt

Pociąg widmo
Pociąg widmo

Za oknami pociągu rozciągały się pola. Rozległe łany, to zielone, to złote, to białe.
Podróżny z miłą melancholią wpatrywał się w monotonny krajobraz. Kraj, gdzie obecnie
mieszkał, pokryty był górami, wysokimi, pięknymi, nawet w lecie pokrytymi śmiegiem.
Prawie z domu mógł podziwiać majestatyczne czterotysięczniki. Dla tych gór i znajdujących
się w dolinach błękitnych jezior odwiedzali ten kraj liczni turyści z całego świata. On też
doceniał uroki swojej nowej ojczyzny, teraz jednak delektował się równiną, gdzie horyzont
był okrągły, jak na morzu, a słońce chowało się za niego długo, spływając czerwieniejącą,
rosnącą kulą, z której ubywało po trochu, aż wreszcie pozostawał mały skrawek, a i ten w
końcu zanikał. I teraz po horyzont niebo było bezchmurne i podróżny już robił sam ze sobą
zakłady, czy słońce nie zniknie w ostatnim momencie za mgłą. Stawiał na widowisko
kompletne, pięciogwiazdkowe.
Znał te strony. Znał je sprzed lat, więc jednak nie znał. Sam już zauważył zmiany. Celnik
był uprzejmy, a przed bufetami dworcowymi walały się kartony po hamburgerach i puszki po
zachodnim piwie. Forpoczty cywilizacji dotarły i tu. Czego szukał? Sobie tylko znanej
mieszaniny wspomnień i nowości. Chciał zjeść pierogów i napić się kwaśnego mleka, ale
liczył też na to, że będzie działać poczta elektroniczna i telefon komórkowy. Wyciągnął
aparat, sprawdził sygnał - był. W końcu miał zamiar tu robić interesy. W restauracyjnym nie
było już zatłuszczonych menu pisanych przez recyklowaną kalkę w pięciu egzemplarzach na
zdobycznej maszynie do pisania. Nie słychać też było z kuchni skwierczenia boczku i jajek na
patelni. Nie - karta była wydrukowana w trzech językach na komputerze, a dania wychodziły
czyściusieńko z mikrofalówki. Pierogów nie było. Innym razem...
Wrócił do przedziału. Zachód słońca przeoczył, ale założył, że wygrał zakład. Na
horyzoncie rozciągała się z każdą minutą ciemniejąca łuna, której czerwień już zaczynała
ustępować błękitowi, szarości, czerni. Żołądek jego zabrał się za trawienie kolacji, a i wypita
dla podtrzymania tradycji wódeczka dawała znać o sobie.
A kola stukotały miarowo: tuk, tuk, tuk, tuk...
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
1
 1 
Pociąg zatrzymał się. Podróżny wysiadł i wszedł do bufetu dworcowego. Nie było
klientów, jedynie za barem stała kobieta około czterdziestki, a przy jednym ze stolików coś
czytała młoda dziewczyna.
- Czy jest tu telefon? - zapytał.
- Tak, tu z tyłu - odpowiedziała szorstkim głosem, popatrzyła pustym wzrokiem obok
gościa i dalej zmywała kufle mechanicznie od lat powtarzanymi ruchami.
Podróżny wszedł do kabiny i zamknął drzwi.
- Hotel Zorza? - zapytał. - Marian Pawlak, tak, od dzisiaj, dwie noce, może dłużej, jeszcze
nie wiem...
- Ale będę dopiero o dziewiątej - w porządku - dziękuję.
Wrócił do stolika.
- Pan sobie życzy? - zapytała kobieta.
- Kawę proszę.
- Marianna zaraz panu przyniesie.
- Marianna ?
- Moja córka - powiedziała i wskazała ruchem głowy na czytającą dziewczynę.
- Pan tu obcy. Mało kto tu przyjeżdża.
- Nie całkiem. Znam to miasteczko. Lata całe nie było mnie tu, wszystko jest teraz takie
inne. Nie było wtedy ekspresów do kawy. Również peronu - trzeba było młodym damom
pomagać przy wsiadaniu, przy czym mogło dochodzić do drobnych pieszczot - uśmiechnął się
ironicznie.
- Czego pan tu właściwie szuka? - przerwała gwałtownie.
- Interesy - powiedział - i po pauzie - nie tylko.
- Co jeszcze?
- Mieszkałem tu kiedyś. Musiałem nagle wyjechać. Pozostawiłem tu coś, jakąś część mnie.
Coś, czego nigdy już nie odnalazłem. Może tego szukam.
- Tu nie ma nic do szukania - powiedziała i wyszła do drugiej sali czyścić stoły. Marianna
podała kawę i wróciła do swojego stolika. Podróżny dopiero teraz zauważył, że w
międzyczasie wszedł do bufetu młody mężczyzna i dosiadł się do niej. Podróżny pił kawę i
mimo woli przysłuchiwał się ich rozmowie.
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
2
- Musisz się zdecydować - powiedział młody mężczyzna.
- Już się zdecydowałam - odpowiedziała.
- Wiesz, ile dla mnie znaczysz.
- Wiem. Cenię cię... jako człowieka. Ale musisz też mnie zrozumieć.
- Rozumiem cię - powiedział gorzko. - Będziesz jeszcze tego żałować.
- To moja sprawa. Wiem, co robię.
- Wiesz, co robisz - powtórzył, pokiwał głową, westchnął i wyszedł.
Starsza kobieta wróciła, aby wziąć zapłatę. Obcego już nie było. Obok na wpół pustej
filiżanki leżała moneta. Wzięła ją i zacisnęła ze złością dłoń. Podeszła do okna, nieświadomie
upuściła monetę, patrzyła długo w dał i łkała.
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
3
 2 
Wagon był prawie pusty, tylko na drugim końcu siedział mężczyzna i czytał gazetę.
Podróżny zajął miejsce, zapalił papierosa i patrzył przez okno. Krajobraz nie był mu obcy,
chociaż od lat przyzwyczaił się do innego. Dla jego aktualnego zadania znajomość kraju,
obyczajów i języka miała decydujące znaczenie. Nie zastanawiał się jednak teraz nad tym.
Próbował z pomocą świeżych wrażeń wydobyć z pamięci obrazy z przeszłości. Pola, które
widział przed swymi oczami, uzupełnił w wyobraźni postacią dziadka. Nie wszystko zgadzało
się w tym obrazie - dziadek siedział na furmance ciągniętej przez chudą szkapę, ale obok
śmigały auta, na dachu starej chałupy stała antena satelitarna, a niebo, na którym spodziewał
się ujrzeć jedynie bociany, było zdominowane przez linię wysokiego napięcia.
- Bilety do kontroli - wyrwał go z marzeń głos konduktora. Pokazał bilet, ale konduktor nie
odchodził.
- Śliczna zapalniczka - powiedział konduktor, - mój szwagier w Pszczynie ma podobną. O,
nawet z zegarkiem! A tak nawiasem mówiąc, to która godzina?
- Dziewiętnasta zero zero siedem - odpowiedział podróżny. - A zapalniczkę może pan
zatrzymać, jeżeli się panu podoba. To tylko darmowa reklamówka.
Psiakrew, zaklął w myślach drugi pasażer, udało mu się przekazać meldunek. A przecież
do Trzemeszna miał jechać nasz konduktor. Jestem więc sam na dwóch. Ale rozkazy są jasne.
Z całkowitą obojętnością wyciągnął bilet, lecz gdy konduktor podszedł do niego, przyjrzał
mu się uważnie.
Pierwszy podróżny zapomniał tymczasem o swych marzeniach. Wziął aktówkę i poszedł w
stronę toalety. Po kilku krokach o mały włos, a pośliznąłby się na skórce od banana, zdążył się
jednak czegoś chwycić. Drugi spojrzał w jego kierunku. Pierwszy był przekonany, że
dostrzegł rozczarowanie w jego oczach.
Gramy ostro, pomyślał, okay, wchodzę i kontruję.
- Prawie bym upadł - powiedział.
- Na szczęście nic się panu nie stało - odpowiedział drugi. - Proszę się przysiąść.
- Chętnie - powiedział pierwszy. - Niełatwo tu o towarzystwo.
Obok drugiego leżał szary płaszcz, który wydawał mu się znajomy. Kapelusz też.
No to mam cię w ręku, pomyślał.
No to mam cię w ręku, pomyślał drugi.
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
4
 3 
Pociąg jechał wciąż dalej i dalej. Na początku krajobrazy zdawały się jeszcze zmieniać,
lecz potem podróżny odnosił wrażenie, że powtarzają się bez końca. Nie był również pewny,
czy twarze towarzyszy podróży zmieniają się z czasem, czy są wciąż te same. Mogło to być
związane z ich rasą, która była mu obca.
- Daleko jeszcze ? - spytał jednego z nich.
- Jeszcze mniej więcej dwa dni - odpowiedział zapytany.
- Mnie się wydaje, że pociąg stoi.
- Teraz stoi i nie powinno pana dziwić, że stoimy w polu. To się tu zdarza.
- Ale to jest to same pole, co przedwczoraj. W ogóle się nie posuwamy!
- To tylko tak wygląda. Wszystkie pola są tu takie same. Kraj jest wielki.
- Dworzec, który widzieliśmy ostatnio, to nie był ten sam, co wczoraj?
- Pan znowu to samo. Podobny, ale nie ten sam. Nie zna pan dobrze języka. Nie widzi pan
tego, co my.
Zrezygnował. Następnego dnia ujrzał tych samych ludzi wokół siebie.
- Pan siedział tu wczoraj? - nawiązał rozmowę z sąsiadem.
- Oczywiście, że tu siedziałem. Jadę daleko, jeszcze dalej, niż pan. Ale trzeba przyznać, że
pan też jedzie całkiem daleko.
- Wcale nie jadę tak daleko - odparł, - nie chcę jechać tak daleko.
- Jedzie pan dalej, niż pan sądzi. Widzę to.
Zrobiło mu się słabo. Próbował otworzyć okno, ale zacięło się.
- Nie wszystko porządnie tu działa - skomentował współpasażer, - trzeba się do tego
przyzwyczaić.
- Ale ja potrzebuję powietrza! - chciał krzyknąć, ale jego głos był słaby.
- Spokojnie, po mojej stronie powinno działać. O, szkoda, jeszcze wczoraj mogłem
przewietrzyć.
- Co pan mówi? Nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Długo pan spał. Uśpił pana stukot kół.
- Twierdzi pan więc, że mogliśmy wczoraj jechać?!
- I to jak! Pędziliśmy tak, że nadrobiliśmy połowę spóźnienia! Nie wie pan tego?
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
5
- Nie wiem... Za dużo już nie wiem...
- Zapytamy konduktora, jak przyjdzie.
- Przyjdzie? Od dni nie było go widać.
- Teraz przyjdzie nowy. JA wiem o tym. Jeszcze się pan zadziwi. I to wkrótce.
Gdy tylko zostały wypowiedziane te słowa, otwarły się drzwi. Konduktor wszedł, minął
innych pasażerów i podszedł do niego.
- Co się dzieje z tym pociągiem? - chciał zapytać, lecz wtedy ujrzał twarz konduktora.
Rozpoznał ją i nagle rozpoznał także inne twarze, które wbiły w niego wzrok i szczerząc zęby
śmiały się złośliwie.
- Rozumie pan teraz wszystko? - zapytał sąsiad.
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
6

- To zły sen, Ashok - powiedział guru. - Twoja dusza musi jeszcze błądzić przez wiele ciał,
zanim osiągnie spokój. Wiem, że się starasz, ale coś ciąży na twoim sumieniu. Pościć jeszcze więcej pościć i się modlić...
- Tak, mistrzu - powiedział Ashok i opuścił pokornie głowę. Wciąż jeszcze pomagając
sobie nieco rękami przybrał pozycję lotosu. Dokonał głębokiego wdechu, zamknął oczy i
zatonął w coraz głębszej medytacji.
 OM 
Jan Śliwa
Pociąg widmo (22.10.2000)
7

Podobne dokumenty