O cyberkulturze na wesoło

Transkrypt

O cyberkulturze na wesoło
VARIA varia VARIA
Cyberstarożyność unowocześniona…
czyli
O cyberkulturze na wesoło
Myli się ten kto myśli, że kultura tzw. cyberprzestrzennowirtualna to wymysł świata współczesnego. Owszem, tak się może
wydawać przeciętnemu mieszkańcowi Ziemi – sporo przesłanek na
to wskazuje. Ale… spójrzmy na to z innej strony…i prześledźmy
historię ludzkości.
Kopalnie wirtualnie…
Już w najdawniejszych
erach
kopalnych
istniało
„wirtualne” życie. Plemiona ludzi
pierwotnych
„komunikowały”
się wzajemnie za pomocą
blasków pochodni czy też
ognisk. Czasem nie było nawet
wiadome, kto i jak sygnał
odbierze – mógł odpowiedzieć
na przykład mamut, a nie
przyjaciel i wtedy następował
splot nieoczekiwanych zdarzeń.
Zupełnie jak w dzisiejszym
Internecie. Poza tym, ówcześni
mistrzowie grafik naskalnych
zostawiali na ścianach jaskiń
i innych grot ogólnodostępne
dzieła. Nie wierzę też w to, że
fama o nich nie przechodziła w sposób przestrzenny. Podobnie ze
sztuką gwizdów, skowytów, krzyków, dzisiaj nazywanych muzyką.
www.zapoznanie.old
Kiedy
już
cywilizacyjnie „zmądrzeliśmy” nieco,
w średniowieczu i epokach ciut bliższych nam modne były tzw.
wirtualne śluby. Na czym one polegały? Łatwo się domyśleć…
na pobieraniu się na odległość.
Często następcy tronu
„zaufani” dyplomaci przywozili
z zamorskich i jeszcze bardziej
odległych zakątków ziemskich
podobizny
księżniczek
lub
szlacheckich matron. Czasem też
arystokratkom radzono intratne
ożenki z ważnymi personami płci
męskiej. I cóż się wtedy okazywało?
Że Internet minionych wieków
działał bez zarzutu. Bo gładkie lica
przyszłych żon i mężów wcale aż
tak gładkimi nie były, nie mówiąc
już, że młodymi także nie. Czy
dziś mamy pewność kogo przez
Internet poznajemy?
Maile z gwintem…
Poza nowożytnie – starożytnym swoistym portalem
www.zapoznanie.old dla arystokratycznie urodzonych, istniał
„program pocztowy” www.listwbutelce.org. Była to krążąca
w odmętach wód oceanicznych i mórz korespondencja. Maile
58
butelkowe były środkiem komunikacyjnym dużo wartościowszym
niż dzisiejsze. Nie dość, że nie miały SPAMU – no może tylko
śladowe jego ilości w postaci organicznych części planktonu, tylko
bogate załączniki – jakieś spinki czy drogie kamienie, to jeszcze
trafiały do przedstawicieli przyszłych pokoleń i niekoniecznie
nawet nadawców. Taka była ich potęga.!
Blogi… z budowli?
Jakby się przyjrzeć bliżej
popularnym dziś blogom, to też
czymś nowym nie są. Inaczej się
tylko nazywają. W starożytności
żeby zaistnieć w pamięci
potomnych, co niektórzy
spisywali swe dzieje na ścianach
świątyń, piramid czy też innych
budowli. I nikt dzisiaj nie nazywa
ich grafficiarzami! Toż to były
przecież ówczesne blogi. Dziś
stanowczo chwalebniejszą formą
są te internetowe niż naściennochuligańskie. A czy w pewnym
momencie historii – w stuleciu
bodajże XIX nie były nimi książki,
szczególnie te wspomnieniowe? Oczywiście, że tak. Nosiły wtedy
miano sztambuchów, a ich prowadzenie świadczyło o byciu trendy.
Łańcuchowe gadu-gadu…
Komunikatory internetowe, takie jak na przykład gadugadu też miały swoje prototypy w minionych wiekach. Od dawien
dawna istniała bowiem potrzeba kontaktowania się uwięzionych
ze światem zewnętrznym. A taką
to funkcję pełniła chociażby
metoda klikania kamieniami,
czy też metalowymi łyżkami
o ścianę celi. Siedział taki bidulek
samotnie w surowej „komnacie”
za „zwinięcie” z szynku połcia
słoniny i stukał. Długie, długie,
długie, krótkie itd., aż wykukał…
powiedzmy uniewinnienie. Niech
mi nikt nie powie, że to nie moc
prawdziwego GG. I to w czasach
sromotnej ciemnoty…
Przykłady można by było mnożyć. Tak, to nie fikcja.
Cyberkultura nie jest wymysłem XXI wieku! Tylko kto w to
uwierzy…
Aneta Lech

Podobne dokumenty