IV. LISTY DO ROŻNYCH OSÓB 1(74) Do p. Zofii Borkowskiej1

Transkrypt

IV. LISTY DO ROŻNYCH OSÓB 1(74) Do p. Zofii Borkowskiej1
IV. L ISTY DO ROŻNYCH OSÓB
W ybrano je z dwóch tom ów korespondencji o. Honorata: 27 listów do ro­
dziny Górskich. II A 19, 96 listów do różnych osób. II A 20.
1(74)
Do p. Zofii B orkow skiej1
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto, 24 stycznia 1914]
Niech Cię Bóg błogosławi i niech napełni serce Twoje i zacnego
przyszłego m ałżonka Twego 2 wszelkim i łaskam i i pociechami, tak
duchowymi, jak doczesnymi, a szczególniej niech wam użyczy łask
potrzebnych do uśw iątobliw ienia w tym stanie, do którego w as po­
wołał.
Proszę Boga, abyście byli zarodkiem nowej rodziny praw dziw ie
chrześcijańskiej, w edług wzoru praojców naszych. W N. Sercu J e ­
zusa was składam i opiece Najśw. M atki Jego oddaję na zawsze.
Wasz
X. H onorat K apucyn
2(75)
Do p. Marii Górskiej 3
Oryg. w AWP.
[Zakroczym, lipiec 1866]
serca i dom aga się w ierności większej od Ciebie; ale że zawsze sm u ­
tek więcej dobrego robi niż złego, dlatego ci zalecam, abyś się jem u
nie poddaw ała, tym bardziej że i u trap ie n ia z weselem trzeba zno­
sić dla P. Boga.
W szystkie natchnien ia jakie masz od P. Boga pochodzą, potrzeba
tylko dopraszać się Go o stałość i m ęstwo, żebyś nie kończyła na
pragnieniach dobrych zawsze, jak w iele osób robi. Chociaż i w ich
w ykonaniu radzę nie zbyt gorąco postępować, żeby potem znowu
z jednej ostateczności nie wpaść w drugą. Na ten raz poprzestań
na tym , co Ci zaleciłem. Skoro z obowiązków reguły cię zw olniłem ,
a inne zachowujesz tak jak piszesz, to nie ma potrzeby jej przeglą­
dać. Boś tak naskarżyła na siebie w poprzednich listach co do próż­
ności św iatow ej, że m yślałem , że ci będzie pożytecznie przypom nieć
obowiązki tercjark i. Teraz widzę, że w tym m iarę zachow ujesz
potrzebną. Na Mszy, skoro nie możesz bywać, to w sercu co dzień
bądź przytom ną Ofierze Ś-ej i o fiaruj P. Bogu w szystkie Msze na
całym świecie odpraw iane, pragnąc słuchać wszystkich; w m edy­
tacji, gdy masz serce poruszone, możesz iść za jego popędem i nie
potrzebujesz koniecznie naginać się do m aterii czytanej, której
rozm yślanie ma ci tylko pom agać w potrzebie do rozbudzenia uczu­
cia ku Bogu.
Dobrze bardzo, że do X. G o lfian a]4 chodzisz; trzym aj się go
i zawsze obieraj spow iedników dobrych i gorliwych, choćbyś m iała
jednego przew odnika stałego, chyba że on ci kiedy którego nie
zaleci, tylko w potrzebie innego używaj. Nie masz potrzeby jed n ak
mówić o sposobie prow adzenia, bo to n ie jest prak ty k o w an e i rzadko
jest księdzu potrzebne, chyba że Cię zapyta. Chociaż on nie jest do
naśladow ania drugich. Co do postu zdaje mi się, że m ożna się dy­
spensować, ale ja nie m am w ładzy decydować o tym. Więc poradź
się spow iednika, a potem trzeba pew no będzie prosić o dyspensę
albo u proboszcza, albo u X. Szczygielskiego 5.
Jakąż też w ielką pociechę m iałem z listu W eyssenhoffów. Nie­
słusznie m nie oskarżyłaś, bo nie chciałem wcale przym aw iać W an­
dzi 6, kiedym ją nazw ał daw niejszym dzieckiem moim* bo nie m ia­
C hw ała Sercom Jezusa i M aryi.
Napiszę Ci to, co S. Paw eł w liście do w iernych. Cieszę
się zasm uciła; nie z tego, żeś sm utna, bo sm utek zawsze jest
złym, ale z tego żeś zasm ucona przez P. Boga ku popraw ie
To jest, z tego się cieszę, że widzę, iż P. Bóg przem aw ia do
się, żeś
praw ie
swojej.
Twego
1 Zofia B o r k o w s k a (ur. 1892), wnuczka brata o. Honorata —
Aleksandra Koźmińskiego.
2 Feliksa P r ó c h n i c k i e g o .
3 Maria z Łubieńskich G ó r s k a (1838—1926), od r. 1859 tercjarka
kapucyńska i członkini Żywego Różańca, prowadzonego przez o. Hono­
rata w Warszawie. Córką jej jest znana pisarka Pia Górska.
4 Ks. Zygmunt G o 1 i a n (1824— 1885), ukończył w ydział teologiczny
U niw ersytetu Jagiellońskiego; w ykształcenie uzupełniał w Lowanium
i Rzymie. W r. 1858 próbował życia zakonnego u dominikanów, u których
nie w ytrw ał. Arcybp F eliński sprowadził go do W arszawy i powierzył
katedrę teologii w Akademii Duchownej Warszawskiej. W r. 1868 prze­
niósł się do Krakowa. Kaznodzieja i autor szeregu dzieł religijnych.
5 Ks. Jozafat S z c z y g i e l s k i (1805—1883), współpracownik ks.
Jakuba Falkowskiego w w arszawskim instytucie głuchoniem ych, od
r. 1838 rektor tegoż instytutu. W Akadem ii Duchownej W arszawskiej
kierował katedrą dogmatyki, kanonik kapituły m etropolitalnej.
6 Wanda W e y s s e n h o f f , siostra Marii z Łubieńskich Górskiej,.
Przez pew ien czas, zwłaszcza w czasach panieńskich, korespondowała
z o. Honoratem.
łem powodu do tego, ale się nie gniew am o to, skoro to wywołało
taki dowód dobrego ich serca dla nas i takiego pocieszającego uspo­
sobienia ich duchownego. Podziękuj im za to serdecznie, a ja już
przy Mszy św iętej to zrobiłem polecając ich Bogu. Niech was
wszystkich M atka Boska w Sercu Swoim zachow uje zawsze.
Błogosławię z całego serca i Ciebie i Twoje dzieci, jedno i drugie
i proszę, aby P. Bóg zlew ał na nie błogosław ieństw a swoje i obrócił
je na pociechę doczesną i wieczną.
Czcigodnego Twego męża i całą fam ilię Tw oją w im ieniu moim
i o. Prokopa 7 pozdraw iam i Bogu polecam.
3(76)
Do p. Marii Górskiej
Oryg. w AWP.
[Nowe M iasto, 22 sierpnia 1913]
Myślę, że Czcigodna P an i m oja nie w iele ma do w yrzucenia so­
bie względem P. Boga. Odpowiedziała w iernie w ielkim Jego łaskom ,
jakie Jej dał w św iątobliw ym w ychow aniu, od dzieciństw a służyła
Mu gorliw ie i dochow ała żywą w iarę i gorliwość do końca. Dał Jej
też P. Bóg cierpieć niem ało i to w tych sam ych rzeczach, które
w Bogu ukochała, a więc widać nie chciał Jej płacić za w ierną
służbę doczesną pom yślnością i znać, że pragnął Jej serce zachować
dla siebie i nie pozwolił, aby w ziem skich uczuciach znalazła n a ­
sycenie.
Myślę także, że życie Jej nie jest bezowocne względem społe­
czeństwa, nie tylko przez w ychow anie dzieci bogobojne, ale znam
przecież żywą w iarę m ojej P an i i d ar słowa, którego w pływ u sam
doznaw ałem , więc myślę, że w całym Jej otoczeniu i w Jej sto su n ­
kach w pływ zbaw ienny w szystkim się udziela.
W ystarczyłoby to przed Bogiem, ale jeżeli Przezacną P anią Duch
Św. do większych rzeczy pobudza, to czyby P an i nie mogła w spo­
sób Jej dostępny przyczynić się do tego ruchu tak pożytecznego
i tak upragnionego, jaki się dzięki Bogu obudził u nas w protestacji
przeciw bezbożnem u i niem oralnem u piśm iennictw u. W szak to n a­
szym niew iastom w ykształconym przypisują zapoczątkow anie tego
ruchu. One się odezwały z oburzeniem przeciw tym powieściom
przepełnionym lubieżnością. Grono pań z prow incji zaprotestow ało
głośno przeciw w ystaw ieniu na m iejscowej scenie skandalicznej
sztuki pisarki, lubującej się grzebać w błocie 8.
7 Tj. o P . L e s z c z y ń s k i e g o .
8 Epizod m iał m iejsce w Kielcach, gdzie do dyrektora teatru w nie­
siono protest przeciw w ystawianiu sztuki G. Z a p o l s k i e j , Kobieta
bez skazy. Anna K a r w a t ó w a, Moje wspomnienia (1828—1914), P e l­
plin 1932 s. 48—49.
Piszą przy tym o jakiejś pani A nnie z B ardzkich K a rw a to w e j9,
k tó ra usłyszawszy o tym ruchu, w ystąpiła (z w ielkim talentem ),
w ydając szereg powieści i scenicznych utw orów , w których podnosi
w szystkie szlachetne uczucia. Otóż chodzi o popieranie tego ruchu
czyli tego oburzenia na dotychczasową literatu rę, a szczególniej be­
letrystykę i o zachęcanie do popierania książek w duchu religijnym
i m oralnym pisanych, bo koniec końcem tej to lite ratu rz e szkodli­
w ej należy przypisać ogólny upadek w iary i m oralności, jaki
w oczach naszych się okazuje.
Między naszymi paniam i służącym i Bogu są jedne, k tóre od
w ielu la t wzięły to sobie za główne zadanie ln. M ają one wzorową
pensję w Łodzi n , a w W arszaw ie czytelnię 12, zachęcają m łode osoby
do czytania dzieł w yborow ych, ależ to nie jest na tak ą dużą skalę,
aby mogło w płynąć na poparcie tego ruchu; naw et sam m am w ą t­
pliwości w niektórych rzeczach względem nich, w których potrze­
bow ałbym objaśnienia. Np. czy to w ypada, aby te m łode osoby
przeglądały w szystkie b rudy z nowych powieści dla osądzenia, czy
mogą je dawać panienkom ; przecież to i dla nich jest niebezpieczne.
Czy to nie ma gdzie w ykazu w yborow ych książek tego rodzaju
albo gotowej kry ty k i i recenzji? albo może jest ogólna opinia
już ustalona o nich, do której one stosować się m ogłyby? Druga
rzecz: niektórzy księża m ówią, że w szystkie powieści są złe w y ­
jąw szy tych, co księża i jezuici piszą, więc nie pow inny żadnych
powieści utrzym yw ać, bo czyż się godzi nam aw iać i zachęcać do
m niejszego złego, aby uchronić od większego. Na co one piszą,
że nikt by od nich nie brał pow ażnych książek, choć m ają dział
takich, gdyby nie m iały powieści, a przy powieściach mogą podsu­
w ać inne. W arto żeby ktoś w tym dał praktyczną radę, może by
m ożna o tym naradzić się z uczonym i i świętobliw ym i kapłanam i
jak X. Szczęśniak 13 lub T o p o rsk i11 albo może Czcigodna P an i k tó ­
9 Anna z Bardzkich K a r w a t o w a (1854—1921), powieściopisarka
i poetka. Do pracy literackiej zachęcił ją Agaton Giller, który udostępnił
jej łam y lw ow skiego „Pamiętnika Literackiego”. Pisała raczej z konkret­
nych potrzeb, niż z talentu. Ks. A lfons M a ń k o w s k i , Anna z B ardz­
kich K arw atow a. Zarys życia i prac literackich, Pelplin 1928.
10 Zgromadzenie Pocieszycielek Serca Jezusowego, założone w r. 1394.
Do niego o. Honorat przesunął ze Zgr. W spomożycielek Dusz Czyśćco ■
w ych Gertrudę [z. Zofia] K r z y m o w s k ą , która jednakże w tym zgro­
madzeniu nie wytrwała.
11 Dom w Łodzi, w raz z czytelnią pow stał w r. 1896.
12 P ierw szy dom z biblioteką pow stał w W arszawie na ul. Koszyko­
w ej w r. 1894.
13 Ks. W ładysław S z c z ę ś n i a k
(1858—1926), ukończył studia
w Akadem ii Duchownej w Petersburgu. W ykładał w Seminarium Metro­
politalnym W arszawskim, którego był wicerektorem. Znał dobrze kapu­
cynów, gdyż urodził i w ychow ał się w Zakroczymiu, gdzie był klasztor
kapucyński.
14 Por. Rozdz. III, przyp. 107.
rego zna, albo też sam a z doświadczenia m ogłaby jakiej rady na t»
udzielić. Nie narzucam się z tym Łaskaw ej P ani, bo nie wiem, czy
Jej zdrow ie i w iek pozwolą i na takie zajęcie, a może coś w tym
mogłaby poradzić p[anna] Pia 15, o której gorliwości tyle słyszałem..
Wreszcie choćby P anie tylko Bogu polecały tę spraw ę, to i tak po­
żytku spodziew am się z tego listu.
Nie chciałem tylko być dłużnym , nie odpow iadając na list tak
pocieszający, bo zawsze pragnąłem , aby z Jej żywej w iary i pod­
niosłego ducha więcej osób korzystało.
Sercu Jezusa i M aryi polecam Czcigodną P an ią m oją w raz z całą
Jej rodziną
Sługa w C hrystusie
X. H. K.
Okt. W niebowz. NMP. 1913.
0 . B enw enuty 16 dzięki Bogu lepiej się m a, wszyscy znajom i za­
syłają ukłony.
4(77)
Do p. Marii Górskiej
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto], 2 listopada 1913
Widzi Czcigodna P an i nasza, że to Duch Św. natchnął nas, aby
się udać do Niej z tą Bożą spraw ą, bo jej gorliwość nie dała jej
pom inąć to i zapomnieć, ale przynaglała do jej popierania. I w aż­
na rzecz się złożyła, że nie ma na to sposobu skuteczniejszego, jak
obow iązyw anie się osób dobrej woli do w spółdziałania w tej rzeczy.
Niechże droga nasza dobrodziejka prow adzi dalej swoje dzieło.
Um yśliliśm y założyć stow arzyszenie pobożne, w którym obowiązy­
w aliby się członkowie:
1. Nie kupować ani prenum erow ać książek wolnom yślnych nie
w duchu katolickim pisanych tudzież niem oralnych.
2. Nie czytać ich.
3. Nie pozwalać, aby w ich dom ach były lub żeby osoby od nich
zależące to czyniły.
4. K upować tylko dobre książki, pożyczać i upowszechniać.
5. W szystkich zachęcać do tego i nakłaniać, aby sie do tego
stow arzyszenia w pisywali.
Chcielibyśm y ogłosić o tym w pisem ku m iesięcznym, które w y­
15 Córka Marii Górskiej.
16 O. Benw enuty M e 1 1 1 e r, por. Rozdz. I, przyp. 57.
dajem y: „Rodzina Seraficzna” 17 i tam potem w ypisyw ać książki
dobre wszelkiego rodzaju i im iona tych, którzy się w pisali dla za­
chęcania innych.
Ale potrzebujem y na to upow ażnienia X.. arcybiskupa, a gdy
stow arzyszenie się rozszerzy, w tedy prosilibyśm y go o zatw ierdzenie
urzędow e i nadanie 40-dniowego odpustu za każdą pozyskaną osobę.
Otóż czyby Czcigodna nasza P an i nie była łaskaw ą:
1. Udać się do X. arcybiskupa, prosząc o to upow ażnienie do
■ogłoszenia i zaw iązku tego stow arzyszenia.
2. Zachęcić w iele osób Jej znanych, aby chciały należeć do tego
i pozw oliły ogłosić swoje im iona dla zachęty innych.
Jeżeliby jednak uw ażała nasza P an i to za niew łaściw e dla siebie,
ani też nie m iała nikogo do w yręczenia się w tej rzeczy, tobyśm y
m usieli się starać przez kogo innego to dopełnić, bo nie chciałbym
zbędnie utrudzać Ją, wiedząc że i tak bardzo wiele dobrego w swój
sposób czyni.
Sercom Jezusa i M aryi polecam Czcigodną P an ią i całą tę sp ra­
wę; w ypadało by, aby każdy członek dla uproszenia błogosław ień­
stw a w tej rzeczy odm aw iał co dzień chociaż te dwa w ezw ania obda­
rzone odpustam i:
N ajśw iętsze Serce Jezusa, przyjdź K rólestw o Twoje! [300 dni —
P iu s X],
Słodkie Serce M aryi, bądź naszym ratunkiem ! [300 dni odp.].
Sługa w C hrystusie X. H. K.
Dzień Zaduszny, 1913.
Dziś idę na 10-dniowe rekolekcje — proszę o m odlitw y.
5(78)
Do p. Marii Górskiej
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto], 17 stycznia 1915
Czcigodna Pani!
U daję się dzisiaj do serca Łaskaw ej m ojej P an i w interesie
i w im ieniu biednego naszego k ra ju i całego św iata, aby P an i p rzy ­
czyniła się do poratow ania go, przez rozszerzenie za pomocą swoich
stosunków czci i nabożeństw a do N[ajsł.] Serca Jezusa. Z odezwy do
w szystkich biskupów Leona X III zamieszczonej w moim „Czerwco17
„Rodzina Seraficka”, m iesięcznik w ydaw any przez kapucynów od
1910 r. Pow stał z inicjatyw y o. W iatora Rytla i Stefanii Łuczyckiej.
Pierw szym redaktorem byl o. M eliton [Zygmunt] P r z y j e m s k i (1880—
1966), który pragnąc w 1909 r. w stąpić do kapucynów w Now ym Mieście
czekał na pozw olenie władz rządowych. Angażował się w tedy w różne
sprawy zgromadzeń, m. in. w łożył dużo pracy w powstające pismo, prze­
znaczone dla tercjarzy.
wvm N abożeństw ie” 18 na str. 9 i z ak tu poświęcenia św iata całego
Sercu Jezusa (str. 264), okazuje się, że ten m ądry papież całe odro­
dzenie św iata zakładał na podwyższeniu czci i nabożeństw a N. S e r­
ca J[ezusa] i spodziew ał się z niego nie ty] ko naw rócenia grzeszni­
ków i niedow iarków , ale i heretyków , schizm atyków i pogan.
I sam rozum dyktuje, że skoro to nabożeństw o było od w ieków
przeznaczone na najgorszy stan św iata, nie mogło inaczej się skoń­
czyć, jak tylko doprow adzeniem go do tego, aby był jeden pasterz
i jedna ow czarnia. W tym więc celu w ym agał od biskupów, aby
wszędzie zaprow adzili i czerwcowe nabożeństw o i w każdy pierw szy
piątek m iesiąca itp. (jak na str. 11) i gdyby go posłuchano może
obeszło by się bez tej strasznej w ojny. Nie można jednakże obw i­
niać w tym naszych biskupów, bo ta odezwa, którą Leon X III jako
polityk w ysyłał zw ykle urzędowo, przyszła wtedy, gdy rząd u nas
prześladow ał to nabożeństwo, bo B ism ark nastraszył, że to poli­
tyczne, więc zatrzym ał ją u siebie i pasterze nasi o tym nie w ie­
dzieli. W praw dzie w ojna obecna okazała się bardzo potrzebna, bo
w niej niszczą się naw zajem dwie potęgi despotyczne pragnące za­
w ładnąć św iatem , a z zasady będące przeszkodą do wszelkiego do­
brego. I dla nas naw et pomimo tak strasznego zniszczenia kraju
okazała się tak m oralnie zbaw ienną i konieczną, bo od razu doko­
nała tego, na co nie zdobyłyby się długoletnie m isje i szkoły, i pi­
sma katolickie, obudziła w iarę i popraw ę m oralną i pożądaną jed ­
ność. Ale zawsze m ożna by jej srogość złagodzić i skrócić i try u m f
królestw a Serca Jezusowego przyspieszyć, a n a to najskuteczniejszy
środek, aby całą Polskę we w szystkich zaborach biskupi ofiarow ali
uroczyście Sercu Jezusa, jak to kiedyś uczynili w podobnym po­
łożeniu królow ie i biskupi polscy (str. 6) i żeby nakazali odpra­
w ianie m iesiąca czerwca i innych rzeczy przez Leona X III pole­
conych.
Zaręczam , że gdyby to było uroczyście spełnione, od razu n a ­
stąpiłaby cisza na całym świecie i pożądane zm iany i naw rócenia.
Ja w praw dzie pisałem o tym i prosiłem o to J. E. X. arcybiskupa 19
(co pow inno w ścisłym sekrecie pozostać), ale co tam znaczy glos
mój. Ale gdyby Czcigodna P ani, albo ktoś z jej rodziny lub innych
w pływowych panów przedstaw ił do Jego Ekscelencji lub innym
biskupom znajom ym , toby mogło prędzej skutek osiągnąć, a oni
byliby praw dziw ym i w ybaw cam i kraju . M ogliby w ystąpić ze strony
p atriotycznej, że jak nasi królowie i biskupi w podobnym położeniu
za czasów A ugusta to uczynili, tak też i dzisiaj byłoby to ratunkiem
najpew niejszym dla kraju. Ale broń Boże, aby nie tylko w spom nie­
nia o m nie, ale an i dom ysłu nie m ożna przypuszczać i że to z m ojej
insynuacji, boby to pogorszyło spraw ę że nie dość iż sam się odwa18 Por. bibliogr. poz. 115.
19 Tj. A. K a k o w s k i e g o .
żyłem to proponow ać, ale jeszcze nasyłam mu inne osoby. Proszę
więc bardzo o w ielką ostrożność w tej rzeczy. Ale za to do innych
biskupów m ożna swobodnie się odnosić i n aw et powoływać na w ia­
domości z m ojej książeczki czerpane.
Sercu Czcigodnej P an i i Jej roztropności oddaję tę tak w ażną
spraw ę. My tu jesteśm y w sam ym ognisku w ojny, bo tędy chcą się
przedrzeć P rusacy do W arszaw y n a Grójec. Przez parę dni b y ła
m iasto bom bardow ane i kościoły i tylko w yraźnym cudem m odlitw a
i obrazy Serca J[ezusowego] je ochroniły, tak że same P ru sak i do­
staw szy się potem do niewoli nie mogli wyjść z podziw ienia, bo
byli przekonani, że w gruzach w szystko zobaczą. Ja sam dwa razy
cudow nie życie m iałem ocalone. Od kilku tygodni ciągle dokoła
arm aty dzień i noc huczą i nieraz tysiące ran n y ch przyprow adzają.
M odlitwy nas tylko ra tu ją . I o nie też prosimy.
Sercom Jezusa i M aryi oddaję P an ią m oją z całą Jej rodziną.
O trzym ało tu miasto w spaniałom yślną ofiarę Czcigodnego
P. L udw ika 20, którą szafują sum iennie nasi bracia.
Sługa w C hrystusie
X. H. K.
6(79)
Do p. Ludwika Górskiego
Oryg. w AWP.
[Nowe M iasto, m arzec 1895J
C hw ała Jezusow i i M aryi Przenajśw iętszej.
N ajczcigodniejszy P anie D obrodzieju nasz!
Może N ajłaskaw szy P an nasz powie: skąd tem u hardem u m n i­
chowi śmiałość taka, że się u d aje do m nie z prośbami. Otóż powiem
skąd. Oto stąd, że uważam Najczcigodniejszego P an a jako człowie­
ka niezw ykłe] m iary i za doskonałego chrześcijanina, wyższego nad
względy ludzkie, a naw et w pew nej m ierze za podobnego obydwom
Franciszkom SS-ym, o których m ówią, że żeby ich uczynić łask a­
wym i dla siebie i dobroczyńcam i swymi, dość było tylko im p rzy­
krość jaką wyrządzić. Na tej zasadzie upraszam pokornie zacnego
naszego P ana, aby był łaskaw wręczyć list zaadresow any RP B ernardo naszem u O. G e n erało w i21, jeżeli powrócił z M adrytu, a list
20 Ludwik G ó r s k i (1818— 1908), działacz społeczny, publicysta, je­
den z inicjatorów Towarzystwa Rolniczego, postulował uw łaszczenie
chłopów. Doskonale i nowocześnie gospodarzył w swych dobrach w S terdyni, subsydiow ał w iele dzieł miłosierdzia, zaprzyjaźniony z o. Hono­
ratem.
21 Tj. B e r n a r d o w i z Andermatt.
z adresem RP B ru n o n i22, Ojcu P rokuratorow i, znajom em u o. P ro ­
kopa 23, k tó ry z nim spotkał się kiedyś na okręcie, gdy jeździł d a­
wać ślub pp. P laterom 24. a stam tąd do Rzymu. Jeżeliby O. G enerała
nie było to obydw a listy m ożna oddać o. B runo. Proszę przeprosić
ich, że nie kładę właściwego adresu ani używ am w łaściw ych ty tu ­
łów w liście, ani się podpisuję dla ostrożności, która u nas tak
potrzebna.
Z polecenia O. G [enera]ła posyłam y corocznie pew ną ofiarę na
klasztor sm yrneński m isyjny 25. O fiara ta przypada dla nas w ilości
120 r. s. Poniew aż przełożony nasz posłał na rubrycelle r. s. 15, za
które już zapłacił był p. G rzybow ski23, więc żeby nie robić n ie­
potrzebnych przesyłek o. gw ardian 27 prosił m. A n n y 28 o zatrzym a­
nie tych 15 r. s., aby je dołączyć do tej ofiary; więc może Najczci
godniejszy P an zada sobie z łaski swojej i to, że odbierze od m. A n ­
ny te pieniądze i dołączy je do tych, które p. S tum er 29 m a i zapew ne
przez w. p. Jan o w ą 30 prześle N ajłaskaw szem u Panu.
M. A n n a dopom ina się o obiecany przez o. Prokopa po jego
śm ierci krzyż i obrazek, więc jeżeli zechce nasz P an podjąć się
tej przesyłki dla uczczenia pam ięci ukochanego naszego Ojca, to
w ielką pociechą dla niej będzie, dlatego poproszę w. p. Janow ej
o zabranie tego.
Pisze tu m. M agdalena 31, że m a coś zostawionego przez śp. ojca
P[rokopa] z zaleceniem , aby to po jego śm ierci nam odesłała. Do­
m yślam się, że tam nic nie m a pilnego i najlepiej by było, aby za­
trzym ała się z tym do pow rotu naszego Dobrodzieja.
Ale najw iększą nam łaskę zrobi nasz P an, jeśli nam w yrobi dla
o. Feliksa, k tó ry posiada zaufanie wszystkich braci obok nauki,
o bserw ancji i pobożności, władzę Kom isarza G eneralnego, która
nam jest bardzo potrzebna dla uspokojenia sum ień naszych, a n a­
przód: władzę aprobow ania książek i pism przez nas w ydaw anych.
Zresztą niech tam N ajczcigodniejszy] P an naskarży na tego
ladaco, co to pisze, aby dostał dobrą burę, iżby był pokorniejszy
22 o . Bruno [S i b e 1 i n] a Vianay (1825—1898), członek prowincji
liońskiej, od r. 1879 prokurator generalny zakonu, tj. załatwiający
w szystkie sprawy ze St. Apostolską.
23 Tj. L e s z c z y ń s k i e g o .
2i
O. Prokop w czerwcu 1859 r. w M etz dawał ślub hr. Cezaremu P la­
terowi z wdową po Jezierskim hr. Bobryńską.
25 Kapucyńska placówka m isyjna w Sm yrnie istniała od r. 1627.
Opiekowali się r.ią kapucyni z prowincji w łoskich. W r. 1881 powstał
A postolski Instytut Orientalny, na którego rozwój fundusz dawał cały
zakon.
26 Zob. Rozdz. II, przyp. 27.
27 Tj. o. Feliks S a d o w s k i , zob. Rozdz. I, przyp. 25.
28 Tj. Anna B i e l s k a , felicjanka, zob. Rozdz. III, przyp. 24.
2J Tj. Elżbieta S t u m m e r, zob. Rozdz. II, przyp. 26.
30 Tj. Maria G ó r s k a , bratowa Ludwika Górskiego.
31 Tj. S. Magdalena B o r o w s k a , felicjanka, zob. Rozdz. I, przyp. 16-
i z większym szacunkiem dla dobroczyńców klasztoru i z większą
ufnością w Opatrzność Bożą, choćby w jego potrzebach i tych, któ­
rym służy, opuścili go wszyscy panow ie całego świata.
Sercu Jezusa oddaję Najłaskaw szego naszego P an a i D obrodzieja
U niżony Sługa w C hrystusie
7(80)
Do p. Ludwika Górskiego
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto, 12 w rześnia 1907]
N ajgodniejszy czci Panie!
Niech mi P an d aru je moje n atręctw o, do którego ośm iela m nie
cokolwiek łaskaw y list Jego i to przekonanie, (niech P an przebaczy
niem ądrem u kapucynowi), że to w łasn y in teres Dobrodzieja n a ­
szego. Dziś obchodzim y im ieniny M atki Boskiej, ja też w Jej im ie­
niu dopom inam się o upom inek dla Niej, i w Jej im ieniu obiecuję
stokrotną nagrodę. Dziś we Mszy S-ej czytaliśm y: „K tórzy m nie
oświecają (czy objaśniają), osiągną żyw ot w ieczny”. Ja w łaśnie
w tym dziele 32 moim zebrałem wszystko co tylko o M aryi pow ie­
dzieć można. Pow ydobyw ałem ze stary ch dzieł najpow ażniejszych
rzeczy takie, o których n ik t u nas nie wie, tak że każdy zeszyt
złożony z 64 stron, a których będzie 365, zaw iera w sobie rzeczy,
które w podziw w praw iać będą czytających. Sam ych tekstów P i­
sma Św. około 3-ch tysięcy, przez OO. SS. do M atki Boskiej stoso­
wanych. Sam ych tytułów , jak ie Jej święci pisarze nadaw ali, około
10 000. Miejsc cudow nych ok. 3000. Na każdy dzień wiele łask i cu­
dów przez Nią świadczonych, i wiele pięknych ustępów tak z OO.
SS., jako i z nowych autorów najsław niejszych, i w iele dzieł, k tó re
papieże, sobory, biskupi i święci i nie święci w szystkich stanów
dla Niej czynili itd., itd. Jakże w ielką przysługę uczyni N ajłaskaw ­
szy nasz O piekun, jeżeli przyłoży się do tego, żeby to wszystko
było upow szechnione nie tylko m iędzy in telig en tn y m i osobami, ale
i między prostaczkam i, bo inaczej gniłoby to bez użytku. Ja za
moją 40 letn ią pracę, w każdym razie spodziew ałbym się dostąpić
m iłosierdzia, ale od P an a jednego zależy, aby ta chw ała M atki
Bożej szerzyła się po świecie. Ludzie są b[ardzo] spragnieni w ie­
dzieć szczegóły najdrobniejsze, tyczące się życia i chw ały M. Bożej,
więc m am przekonanie, że gdy to dzieło wyjdzie, będzie tłum aczone
i na inne języki, bo tu mało jest rzeczy moich, tylko b|ardzo]
sum ienne i dokładne zebranie najpow ażniejszych dzieł zupełnie
dziś nieznanych. W szystko to będzie w in n a M atka Boża Najcz[ci32
Mowa o encyklopedycznym dziele pt. C zym je st M aryja. Zob. biDuogr. poz. 130.
14 ~ N a s z a P r z e s z ło ś ć T . X X V III
godniejszem u] P anu. Czyż m ożna na chwilę w ątpić, ze za taką
w ielka przysługę N. P an n a będzie b[ardzo] wdzięczna sw em u testatorow i, k tó ry w tak i sposób uczyni Ją spadkobierczynią swoją.
Czyż dla takiego powodu nie należałoby zmienić naw et testam ent,
gdyby innego środka nie było. Czyż może miec kto za złe P anu,
jeżeli chce korzystać z darów O patrzności Bożej, żeby so ie za
kupić za nie królestw o niebieskie. Że spadkobiercy pańscy cokol­
w iek m niej otrzym ają, nie zuboży to ich, i zawsze będą i tak udobrodziejstw ow ani przez łaskaw ego P ana. A jakkolw iek dom yślam
się, że są zacni jak cała rodzina P ańska, ale pew no nie tak często
i nie tak długo będą pam iętać o Nim po śm ierci, jakby to czyniła
m oja kilkutysięczna fam ilia, k tó ra m iałaby polecone, aby Go za­
pisali w księgach swoich jako najw iększego dobrodzieja, za ktorego
m odliliby się co dzień, póki te zgrom adzenia istnieć będą, a każdego
roku czytaliby imię Jego w pew ną rocznicę ze w zm ianką tego
dobrodziejstw a. Już nie pow tarzam tego, co w przeszłym liście
było, że i w tym dziele kilkakrotnie byłby w spom inany N a jc z c i­
godniejszy] P an , chociaż co praw da, to chociaż nie spełni naszej
prośby, wspom nieć go będziem y m usieli między innym i zacnym i
sługam i M aryi.
Chyba łaskaw y P a n nie odebrał zeszytu tego dzieła 38, bo tam
we w stępnym była umieszczona treść dzieła, z której m ożna hyło
w ym iarkow ać o jego zawartości. Jednakże na życzenie pańs ie
posyłam osobę 34, k tóra jest w to dostatecznie w tajem niczona, cho­
ciaż jest b[ardzo] nieśm iała i obaw ia się, czy nie zapom ni języka
w obecności tak zacnego i powszechnie znanego i czczonego czło­
w ieka więc potrzebow ałaby ojcowskiej pobłażliwości, aby m ogła
dostatecznie o tym dziele objaśnić. Jest to osoba w ykształcona,
k tó ra w spólnie z drugą tow arzyszką nie tylko przepisują m oje
bazgroty, ale w ielką przysługę mi oddają, spraw dzając d aty i n a ­
zwy różnych m iejscowości dziś nieznanych i inaczej nazyw anych,
bez których pomocy nie dałbym sobie rady, bo na każdej stronie
tego dzieła w iele jest takich szczegółów w ym agających objaśnienia
lub spraw dzenia.
Mam ja i inne dw a dzieła, które rów nież przed 40 laty w W ar­
szawie pisać zacząłem, tj. o Ś. F ranciszku i w szystkich jego zgro­
m adzeniach 35 i H istoria miłości Bożej, k tó rą nazwałem : P o w ie ś c ią
n a d p o w i e ś c i a m i 36. Dzieła te, rów nież wykończone i aprobowane,
nie w ydane leżą, bo i Ś. F ranciszka ledwo w połowie wyszło, a bra t
34 Praw°dopoPd°obn\e s. Jolanta M u ś k i e w i c z (1859—1928) ze Zgn
Sióstr Fabrycznych, która była tzw. „pisarką” o. Honorata, tj. pomag
mu w pracy w ydaw niczej.
35 Bibliogr. poz. 54 i 60.
36 Bibliogr. poz. 89, 92.
odpow iednich funduszów u tru d n ia dalsze w ydaw anie 37 i m oia po­
wieść, choć najciekaw sza ze w szystkich, pew no zostanie w rękopi­
sie na zawsze, ale o tych już nie wspom inam , a raczej w spom inam
dlatego, aby przedstaw ić nasze trudności z powodu ubóstw a i m a­
łej ofiarności dzisiejszych panów .
W końcu ponieważ przypuszczam , że C zcigodnego] P an a n a ­
szego obchodzi wszystko, co się nas tyczy, donoszę Mu, że dw a n a ­
sze zgrom adzenia ukryte, bardzo dobrze były p rzyjęte w Rzymie 33
zapew niono je o aprobacji i zachęcano na wszelki sposób, aby nie
w ystępow ały jaw nie, ale żeby trzym ały się tego rodzaju życia,
k tó ry na dzisiejsze czasy bardzo jest potrzebny. J. E. X. bp Ropp 39
sam się oświadczył z gotowością stara n ia się o potw ierdzenie trzeclegc* «
E,' X ' arcybP Sy ™ n 41, ks. książę Sapieha 42, X. S k irm unt bardzo łaskaw ym i się okazali w popieraniu tej sprawy.
lst ten Pisałem zaraz po od eb ran iu odpowiedzi Najzacniejszego
Dobrodzieja naszego, bo wiedząc o d niu ślubu przypuszczałem że
jeszcze zastanie Go moje pismo w W arszawie. A teraz stosując' się
m M8rm !nn PrZ6Z Nieg° w yznacz°nego posyłam go, polecając
N. M aryi P an n ie całą tę spraw ę jako Jej w łasny interes.
Jednocześnie zabieram się na roczne rekolekcje, p rzy którvch
będę codziennie polecał ten in teres M atce Bożej, aby serce P an a
naszego nakłoniła ku rozszerzeniu Jej chwały.
U niżony Sługa w C hrystusie
X. H onorat kapucyn.
Do Feliksy Kozłowskiej 44
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto, 24 lutego 1906]
Nie wiem, czy mi się godzi pisać do Ciebie, niedobre, niegdyś
37 Bibliogr. poz. 137.
Jezusa i Franciszkanki od Cierpiących.
"9 Zob. Rozdz. I, przyp. 97
40 Tj. Służki NMP.
41 Zob. Rozdz. I, przyp. 52.
ty k a n .f nrad' Ada? , S a P i e l ?a (1867-1951), w r. 1905 powołany do WakrakowsM ego karedanod ^ 9 4 6
®°’ W ^ 1911 Prekoniz™ a n y na bpa
w sj! 3
Kazimierz S k i r m u n t przebywał w Rzymie, pełniąc szereg
Wiary
funkc^> m - ln - by* konsultorem Kongregacji Rozkrzewienia
roku
K o z ł ? w s k a (1862—1921). W dwudziestym pierwszym
o- Honorata
w ^ S? ter6nie W arszawy z ukrytym zgromadzeniem
F rani ?
Po skontaktowaniu się z o. Honoratem, w stąpiła do SS.
robv Pr an
od Cierpiących (Przytulisko). N ie w ytrw ała z powodu chorzez pew ien czas była penitentką o. Honorata. Około r. 1S86
dziecko moje, skoro ogłoszono Cię o k ó ln ik ie m 4S, że nie należysz
już do Kościoła, ale póki nie jesteś im iennie w yklęta, sądzę, że
mam n aw et obow iązek ostrzec Cię, w jaką przepaść siebie i tyle
tysięcy dusz pogrążasz, za co ciężki rachunek zdać musisz. N aw et
nie wiem , czy przyjm iesz te słowa i przew iduję, a raczej boję się,
że nim i pogardzisz, tak jak i daw niej to uczyniłaś, ale mimo to,
chociaż chory jestem i w łóżku to piszę, jestem przynaglony dziś
n atchnieniem Bożym do tego.
Od czasu bowiem , jakeście w ystąpili do otw artej w alki z Bogiem
i Jego Kościołem, odpraw iam co dzień Mszę św. za wasze n aw ró­
cenie i w szystkich do tego wzywam i całą adorację w ynagradzającą
w tej oktaw ie za was zaleciłem ofiarow ać. Gdy tyle dusz modli
się za w as ze łzami, dziś po Mszy św. postanow iłem odezwać się do
Ciebie, boć w szystko od Ciebie zależy, Ty możesz doczekać się
chw ały takiej, ja k L u ter i jem u podobni albo, jak m ają F enelony,
którzy zdobyli się na m ęstwo w yznania sw ych błędów. W szystkie
Twoje nib y w idzenia czy objaw ienia, od samego początku aż do
końca, były tak niedorzeczne, że w każdym roztropnym obudzały
zadziwienie, że tacy ludzie jak Twoi kapłani, mogli im dać w iarę,
a z ostatnich wszyscy się z Ciebie naśm iew ają. Że nie uw ierzyłaś
m nie i nie posłuchałaś mojego zakazu 46, abyś ich nie głosiła i k ap ła­
nam i się nie zajm ow ała, było to pierw szym otw artym zboczeniem,
z którego w yjaw iła się już spraw a w tym diabelska, bo wszyscy
o tym wiedzą, że nieposłuszeństw o w takiej rzeczy jest jego spraw ą.
Ale czyż m iałaś jak i powód do nieposłuszeństw a Kościołowi. Skoro
w najw yższej in stan cji rozbierano bardzo długo i gruntow nie Twe
objaw ienia i osądzono je za diabelskie i halucynacje, to czemu się
nie poddałaś tem u nieom ylnem u sądowi. Pom ijam to, żeście wiele
kłam stw popełnili w tym przedstaw ieniu i żeście mi taką złą opinię
zrobili, jakobym potw ierdzał to wszystko, przez co w szystkie moje
w Płocku założyła pracownię reperacji szat kościelnych. Tam w r. 1893
miała doznać szczególnych wizji, które uznała za miarodajne dla swego
programu życiowego. Skupiła koło siebie kapłanów szukających głęb­
szego życia w ew nętrznego i wpraw iała w specyficzny sposób życia za­
konnego w oparciu o I regułę św. Franciszka, nie dającą się zachować
w życiu diecezjalnym . Subiektyw ne w izje przyczyniły się do w yakcen­
towania pewnych przejawów życia religijnego i w yw ołały formalny
kult K ozłow skiej ze strony kapłanów i współzakonnic. W sprawę inge­
rowała St. Apostolska, najpierw przez upom nienie, a wreszcie w r. 1906
przez ekskom unikę. Nastąpiło zerwanie z Kościołem i przejęcie parafu
przez szerzący się ruch m ariawicki.
« Dekret Św . Officium z 4 IX 1904 przesłany bpowi płockiem u Je­
rzemu Szem bekowi, nakazujący usunięcie Kozłowskiej od przełożeństwa
[druk ulotny].
« O. Honorat upominał ją wielokrotnie. Gdy przyjechała do Nowego
Miasta w r. 1900 do spowiedzi, nie przyjął jej, choć czekała przez 5 dm.
„Nie będę cię spowiadał, boś nieposłuszna”. [M u ś n i c k aj, dz. cyi->
cz. 2 s. 29.
spraw y są tam w podejrzeniu 47, ale chodzi o dusze wasze i tych,
których za sobą ciągniecie.
Pisałaś do mnie. żeś złożyła swój m andat, n iby od Boga m iany,
u stóp Ojca Św. i że już nie będziesz się zajm ować księżmi, że
m ają swego przełożonego; Twoi księża podpisali się, że odstąpią
od zgrom adzenia] i od stosunku z Tobą. Dlaczegóż Cię diabeł sk u ­
sił, że odtąd zaczęliście taką gw ałtow ną i nierozsądną propagandę,
swoje w ynoszenie się jako apostołów i reform atorów , głoszenie
Twej świętości i Twoich objaw ień przez Kościół potępionych i to
obrzydliw e szkalow anie księży, do którego takich podłych środków
używaliście, na co wszelkie szlachetne serca naw et nieprzyjaciół
Kościoła się oburzały, boć takiego środka nigdy żaden św ięty ani
reform ator nie używał, przez co n aw et w ywołaliście różne p lu ­
gastw a, k tó re uważam , że na hańbę samego C hrystusa się obracają.
A le jakim sposobem mogliście przyjść do takiego szaleństw a, żeby
odłączać się od Kościoła i całe parafie do tego przywodzić, żeby
z kijam i na księży wychodzili i w yrzekali się biskupów i Ojca Św.
Czyż nie widzicie jeszcze, dokąd zaszliście. Wszak w tak i sam spo­
sób w ielu innych herezjarchów postępowało. Tak w ystępow ał Hus,
Ubodzy Lugduńscy, A lbigensi, L u ter itd.. wszyscy oburzali się na
duchow ieństw o, a potem sam i w brzydkie rzeczy w padli i tak
samo gw ałtow nie postępowali, pobudzając w iernych do buntów ,
jak wy robicie. Pow iadają, że upow ażniłaś księży, aby po suspensie
spraw ow ali obowiązki kapłańskie, w idać nie w iedziałaś, w jakie
straszne k ary przez to wpadli, że w szystkie ich spowiedzie i m ał­
żeństw a są niew ażne i w szystkie Msze św iętokradzkie i Kom unie,
które rozdają. Mówią, że n aw et w spólnika swego wyświęciłaś na
biskupa i dałaś m u pastorał, to pierw sza byłaby herezja tego ro ­
dzaju. In n i mówią, że go w ysyłasz do starokatolickiego biskupa
po wyświęcenie, które niew iele więcej będzie w a r te 4S.
I cóż w y sobie myślicie. Jeżeli straciliście w iarę i nic nie d b a­
cie na zgubę tych dusz, k tó re oszukujecie — czy myślicie, że d a­
leko tą drogą zajdziecie. P rzypom nijcie sobie, co się stało z tym i,
którzy odstąpili od Kościoła, zm arnieli bardzo prędko. Molinosy,
H ijacynty m ieli daleko większą sław ę od waszych księży, bo na
cały św iat, a gdy odstąpili od Kościoła, stali się pośm iewiskiem
ludzi.
I z w am i tak będzie, teraz wam diabeł pomaga do otum anienia
ludzi, ale potem , jak dopnie swego, sam będzie się z was natrząsał...
47 M ariawici pow oływ ali się na autorytet o. Honorata w Rzymie.
Stąd w pismach, zwłaszcza zagranicznych, powstanie m ariaw itów wiązano
z im ieniem o. Honorata. Por. Die „M aryawiten” in Russisch-Polen,
w: „Katholische Kirchenzeitung” R. 46: 1906 nr 22 s. 175— 178.
48 N astąpiło to dopiero 5 X 1909 r., w tedy Michał K ow alski otrzymał
sakrę od biskupa starokatolickiego w Utrechcie.
Ludzie się powoli opam iętają i opuszczą was, bo w Polsce dotąd
herezja nie urosła i nie utrzym ała się.
W praw dzie o waszych księżach m ówią ci, co ich znają od m ło­
dości, że to w szystkie są słabe głowy, dlatego dali się oszukać ko­
biecie, ale ja przecież znałem rozsądnych, jak np. G ołębiow ski49.
Czyż podobna, aby się n ik t nie znalazł, co by Cię ostrzegł, że takie
rzeczy nie mogą być od P an a Boga. Że gdyby anioł jaśniejący
zstąpił z nieba i tak ie rzeczy wam nakazyw ał, wierzyć m u nie
możecie. I gdyby okazał się z tym C hrystus U krzyżowany, jak br.
B ernardow i, to trzeba by m u powiedzieć, jak św. F ranciszek m u
kazał: „Otwórz tw oją paszczękę, abym mógł w nią napluć, podły
zwodzicielu” , bo takie rzeczy bez żadnej w ątpliw ości tylko diabeł
może objaw iać i przybierać postać anioła światłości. Tam gdzie
m ożna nam acać kłam stw o i zbrodnie, ani te szalbierstw a powagą
um ysłowych objaw ień w ytłum aczyć się nie dadzą.
Wszyscy Cię m ają za oszusta, że dobrze się z tego masz, w ysta­
wili Ci bowiem pałace i dają Ci pieniądze i sław ę Twej św iątobli­
wości roznoszą, a ja tem u nie daję w iary, tylko przypuszczam , że
jesteś w dobrej w ierze, ale strasznie oszukiw ana przez szatana,
k tó ry jak w kim znajdzie u k ry tą pychę, używ a go za narzędzie do
gubienia dusz i w szystko potrafi ubrać, n aw et rozpustę i wszystko
wytłum aczyć gorliwością. Zawsze Ty jesteś źródłem wszystkiego
złego, na Tobie ciąży zguba ty lu tysięcy dusz. Gdy napom inałem
Twoich księży, ci m ówili mi: „Niech nam Ojciec tego nie mówi,
bo jak stracim y w iarę w naszą m atkę, to nic dobrego robić nie
będziem y” . Samo takie usposobienie jest grzeszne, ale ono poka­
zuje, że od Ciebie wszystko zależy. Jeżeli zechcesz możesz w szyst­
ko napraw ić, pom odlić się szczerze ze skruchą, poprosić Ducha
Świętego i przyczyny M atki Bożej o oświecenie, a poznawszy
ciężki błąd, pobudzić i księży, aby się opam iętali i upokorzyli
i w yznali publicznie na am bonach swój błąd i w rócili na łono
Kościoła albo przyszli do nas na p o k u tę 50. Zaręczam , że w tedy
dopiero byliby otoczeni praw dziw ą czcią i m iłością w iernych, boć
wszyscy znają ich daw niejsze cnoty i wszyscy płaczą, że tak ciężko
upadli i radow ać się będą z ich naw rócenia i w tedy P an Bóg
błogosławić im będzie.
Podobnież i te siostry, którym i kierow ałaś, po cóż je narażasz
na schizmę, jak Janseniści swoje zakonnice od Kościoła odwiedli.
Czemuż ich nie pokierujesz do Przasnysza, gdzie m iałyby tę sam ą
regułę i gdzie m ogłyby być dziś przyjęte, bo sam X. b is k u p 50a
oświadcza się, że starałb y się o to. Ale przede w szystkim myśl
o swojej duszy, bo jak Cię śm ierć zaskoczy w schizmie, wieczne
potępienie Cię czeka, bez żadnej w ątpliw ości, już i tak wiele dusz
oszukanych przez was woła o pom stę n a tam tym świecie.
Ja nie mogę rozstać się z tą m yślą i nadzieją, że ci księża,
w których tyle dobrych rzeczy w idziałem , naw rócą się w końcu.
Co dzień i kilka razy na dzień przedstaw iam P an u Bogu te rze­
czy, które chociaż niepraw idłow o i w złym celu robili, ale jed ­
nakże ku chw ale Bożej zm ierzały, te adoracje, te nabożeństw a do
M atki Bożej N ieustającej Pomocy i ufam , że w końcu Bóg się
zlituje nad nim i. Ale Cię ostrzegam , że jeżeli to nie przyjdzie przez
Ciebie w sposób dobry, jak Ci radzę, to przyjdzie przez Ciebie
w sposób bardzo niedobry, bo Bóg dopuści na Ciebie tak ą karę, że
w szystkich oczy otw orzą się i przez to najbliżsi Twoi adoratorow ie
w zgardzą Tobą. A może Ci Bóg odm ówi łaski naw rócenia, za zgubę
ty lu dusz. Proszę Boga, aby do tego nie doszło i aby Ci dał łaskę
n apraw ienia tego po Bożemu.
Pisałem do ks. P rzy jem sk ieg o 51, ale mi nie raczył odpisać,
tylko w kilka dni przeczytałem w gazetach, że odstąpił z całą
parafią od Kościoła. C iekaw y teraz jestem , jak i będzie skutek
tego listu, który z miłości Boga i was piszę.
49 Zob. Rozdz. III, przyp. 235.
50 Tzn. do klasztoru w Nowym Mieście, gdyż tam był dom pokuty
dla kapłanów.
50a Bp diecezji płockiej Apolinary W n u k o w s k i . W Przasnyszu
były kapucynki, zachowujące regułę św . Klary, którą także chciały sto­
sować zwolenniczki Kozłowskiej.
51 Ks. Kazimierz P r z y j e m s k i (1868—1920), mgr teologii, prze­
szedł na mariawityzm .
52 A leksander K o ź m i ń s k i (1828—1909), brat o. Honorata, trzy­
krotnie żonaty, zmarł na paraliż w zakładzie pod w ezwaniem Sw. Ła­
zarza dla paralityków, który prowadziła jego ciotka Felicja Piotrowska.
53 Trudno ustalić kogo o. Honorat ma na m yśli.
9(82)
Do Aleksandra Koźmińskiego 52
Oryg. w AWP.
[Zakroczym, przed r. 1836]
Czcigodny i kochany mój Bracie!
N ajprzód zaczynam od przeproszenia za zwłokę w odpowiedzi,
ale pisałeś mi, że dopiero za kilka tygodni potrzebow ać jej bę­
dziesz, a tu dopiero miesiąc podobno upłynął.
M ylnie ci powiedziano, że w P ary żu jest zakład pod zarządem
felicjanek, a tym bardziej pod moim kierunkiem . Zakład sierot
w P aryżu jest pod zarządem szarytek, o ile wiem, k tórych wcale
nie znam , jest tam tylko, czy też była, jedna znajom a m oja 5" i m at­
ki naszej, ale się z nią wcale nie znoszę. Jednakże myślę, że fe­
licjanki krakow skie m ają z nim i stosunki, bo tam byw ają; do
nich zaś nie potrzebujesz zapew ne żadnej rekom endacji, będą
b[ardzo] szczęśliwe, jeżeli ci w tym usłużyć będą mogły, ta k jak
i m atce naszej służą z w ielką ochotą. Z tym w szystkim napisałem
o tym do m. Elżbiety, k tóra w łaśnie m atką naszą najw ięcej się
zajm uje, aby w razie przybycia Twego ułatw iła Ci to, czego p ra ­
gniesz. P. F elicja 54 z P rzytuliska, w ątpię, aby m iała jakie z nim i
stosunki, przy tym obecnie jest za granicą w K rynicy. Jakkolw iek
myślę, że mój list nic by Ci nigdzie nie ułatw ił, żebym jednak nie
zdaw ał się wym aw iać od uczynienia Ci tej m ałej przysługi, na
drugiej stro n ie napiszę Ci ogólny list, który w edług swego uznania,
komu zechcesz, pokażesz.
Czcigodną i kochaną bratow ą i najm ilsze wasze dziatki z całego
serca pozdraw iam i błogosławię.
Twój B rat i Sługa w C hrystusie
X. H. K.
Wszyscy B racia nasi pozdraw iają Cię serdecznie.
10(83)
Do p. Wincentego Lutosław skiego55
Oryg. w zbiorach Janiny Lutosław skiej; w ierzytelny odpis w AWP.
[Nowe Miasto, 5 listopada 1902]
Nie wiem, co mogło pobudzić Łaskaw ego P an a do udaw ania się
do m nie po rady, bo ja jestem człowiek prosty i św iatu nie znany,
a wyższym um ysłom sprostać nie zdolny. Ale kiedy P an tego
żąda, odpowiem i na to, co P an pyta, o ile m i P an Bóg pozwoli.
Naprzód co do zw iązku m ałżeńskiego, ślub obowiązuje oby­
dw ie stro n y do posłuszeństw a co do długu m ałżeńskiego i żadna
stro n a nie może ślubów innych czynić ani od tych obowiązków
się uw alniać, bez strony drugiej. Należy uważać, że Opatrzność
łączy dusze i nie łatw o ulega natchnieniom rozłączenia się. A je­
żeliby nastąpiło to w spólną zgodą, to należy przede w szystkim za­
bezpieczyć u trzy m anie żonie i dzieciom w dostatecznej ilości, a na
inne cele m ożna rachow ać na O patrzność Bożą, jeżeli one byłyby
z Boga poczęte.
Otóż niech mi wybaczy Czcigodny i Łaskaw y P an, że Mu po54
Tj. F. P i o t r o w s k a , kierowana przez o. Honorata, która w y ­
stąpiła od Franciszkanek od Cierpiących, na polecenie o. Honorata od­
dała się pracy charytatywnej wśród paralityków. Było to oddzielne zgro­
m adzenie ukryte, m ające mało członkiń. Z tego to powodu przestało
istnieć.
53
W incenty L u t o s ł a w s k i (1863—1954), filozof, platonik. W ykła­
dał w Poznaniu, K rakowie i Wilnie, także w Lozannie i Genewie. W w y­
rażaniu poglądów dokonała się w nim ewolucja: ze stanowiska nieza­
leżnego w sprawach religijnych przeszedł do pełnego uznania roli Koś­
cioła.
wiem praw dę, iż całe to działanie P ańskie nie jest Boże i nie tylko
nie może być pożyteczne, ale bardzo być może szkodliwym dla
k raju , dlatego że nie jest o p arte na fundam encie w iary i religii.
Kościół katolicki jest postanow iony od Boga jako sędzia w szelkich
w ątpliw ości religijnych i trzeba stanowczo odrzucać to, co on
odrzuca, a trzym ać się tego, czego on naucza, bo jest przez Ducha
Św. rządzony. Było wiele geniuszów, którzy w iedzeni sw oją m ą­
drością poryw ali się na Kościół, ale wszyscy zm arnieli i pozostało
po nich sm utne w spom nienie i dowód, co może człowiek bez Boga
Tak i z P an a robotą będzie. W ielką krzyw dę czyni P an M ickiewi­
czowi, bo naród nasz jest przew ażnie katolicki. M ickiewicz dla­
tego jest popularny, że jest uw ażany za katolika, jakim się przed­
staw ił w swoich pism ach. Tym czasem P an p u blikuje jego błędy
późn iejsze58, które należało m ilczeniem pokryć tym bardziej, że
są dowody, iż żałow ał za nie i u m arł jak dobry katolik, jeżeli
wierzyć ogłoszeniom w pism ach. A P an przypisuje mu takie po­
tw orne błędy jak m etem psychozę czyli przechodzenie dusz, stary
błąd obrzydliw ej i ohydnej sekty m anichejskiej, ty lo k ro tn ie potę­
piony przez Kościół. Zarzuca mu, że nie w ierzy w piekło wieczne,
a zatem , że nie w ierzył C hrystusow i i Bogu, bo n a w ielu m iej­
scach Ew angelii Zbaw iciel o tym w spom ina bardzo w yraźnie
i zdrowy rozum naucza, że bez tego św iat być nie może, bo jak
zauważyło kilku filozofów, że dw a razy upow szechniła się n a
świecie ta niew iara w piekło i w tedy stało się piekło na ziemi.
W końcu przedstaw ia P an M ickiewicza jako L ucypera w ynoszą­
cego się, rów nającego z Bogiem. „Sim ilis ero A ltissim o”, n a tu ­
ralnie, że sam się do tej sekty zaciąga, M ickiewiczowi tylko rezurrekcjoniści postaw ili piękny pom nik, bo w h istorii swego zgro­
m adzenia 57 przedstaw ili go jako gorącego Polaka, spraw ę n aro ­
dową bardzo popierającego, a n aw et jako in icjato ra ich zg ro m a­
dzenia. On bowiem pierw szy uznał tę potrzebę i w skazał to jako
jedyny środek ratow an ia narodowości naszej, bo nigdy inaczej
tego nie rozum iał, jedno n a polu religijnym ; on n aw et w skazał,
kto m a być w ykonaw cą tego zam iaru i rzeczywiście ten to rozpo­
czął [Jański], A teraz, gdy się naród dowie, że odstąpił w iary k a­
tolickiej i uczepił się takich obrzydliw ych błędów, ręczę, że na
popularności straci. Może jakiś czas młodzież pociągniona zapa­
łem Pańskim , Jego wym ową, nau k ą i wpływem , da się oszołomić
i uw(i erzy, że tu idzie o spraw ę narodow ą, ale i ona w końcu
w ytrzeźw ieje i przekona się, że na m anowce jest zaprow adzona,
ale ogół od razu się zniechęci.
56 [W. L u t o s ł a w s k i ] , Wszechnica Mickiewicza, Morges 1902.
wstania Pańskiego, t. 1—4, Kraków 1892— 1896.
57 Paw eł S m o l i k o w s k i , CR., Historia Zgromadzenia Z m a rtw yc h -
D ziw i się Pan, że brat A lb e r t58 nie pozw ala się w idyw ać
z Pańskim p rzy ja cielem 59. Jakże m oże to zrobić, kiedy P an nie
jest katolikiem , słuszn ie obaw iać się pow in ien, żeby ta w erw a,
z jaką Pan m ów i i bałam utne teorie, nie zachw iały jego po­
koju.
Ja bardzo żałuję panny K le n ie w sk ie j60, że rodzice tak zaufali
radzie pańskiej i oddają ją pod kierunek człow ieka bezw yznanio­
w ego, odznaczającego się nauką, a ona tak naukę ceni, w ięc słusz­
na obaw a jest, aby wraz z nauką n ie pochłaniała błędów , w czym
oi panow ie żadnego skrupułu nie robią. M yślę, że i Pan nie u w a­
żałby za złe, żeby odstąpiła prostej w iary i zaczęła rozum ować
i wątpić albo też przesiąkła ich błędam i.
Przyznam się Panu, że słysząc daw niej o jego uczoności, spo­
dziew ałem się pow ażniejsze i gruntow niejsze rzeczy znaleźć, boć
i sam T o w ia ń sk i61 nie sam e takie szkarady g łosił. Pam iętam , przed
kilkudziesięciu laty, za m ojej m łodości, gdy przyszedł do m nie
m łody w ów czas N o sk o w sk i82, czerw ony jak upiór, tak rozpalony
naukam i now ego M esjasza i bardzo zdum iony, gdym go przeko­
nał, że to w szystko, co go zachw ycało w tych poglądach, było
w z ięte z katolickiego K ościoła, że K ościół zaw sze tak nauczał,
a swoją drogą b y ły do tego przyłączone te błędy, jakie Pan teraz
rozwijasz, choć n ie tak jaskraw o, ale zręczniej b yły ukryw ane.
Jakże byłbym szczęśliw y, żeby C zcigodny P an tak w ielkich darów
w ziął na poparcie praw dziw e spraw y narodow ej, co tylko w ted y
nastąpić by m ogło, gdyby został szczerym katolikiem i na zasadach
w iary w szystko przeprowadzał. A inaczej to będzie z nim koniec
taki jak z Tow iańskim i innym i w izjoneram i i niby m esjańskim i
mężami, od czego niech go Bóg zachowa.
M atki Bożej opiece polecam C zcigodnego Pana, a corn Mu
przykrego napisał, to postaram się nagrodzić m odlitw ą i ofiarą
Mszy św.
11(84)
Do p. Stefanii Ł uczyckiej63
3n extenso podaje [M u ś n i c k a], Ojciec Honorat z Białej, cz. 2, s. 214
[hektograf],
[Nowe Miasto, 1905]
Moja Czcigodna Dobrodziejko!
Muszę w końcu w yznać, że jeśli nie odesłałem daw nego kate­
chizm u tercjarskiego i zatrzym ałem dotąd d r u g i64, to dlatego, że
tyle w nim znalazłem niepraw idłow ych i zupełnie dow olnych rze­
czy, iż n aw et niepodobna było poprawić go. Widząc jednak, że
Pani tak bardzo na nim zależy, trzeba było z gruntu in n y ułożyć,
zaw sze wchodząc w m yśl P ani, aby tercjarze objaśnieni zostali
o w szystkich poruszonych przez Nią rzeczach.
W iem, że P ani w ładza duchow na bardzo ufa i pew no aprobo­
w alib y do druku Pani rękopis (a z tego w yszłoby w ielk ie zam ie­
szanie sumień); w ięc i to, co posyłam , m oże Pani pod sw oim im ie­
niem wydać, bo to Jej m yśl i podać do aprobaty, i w ydrukow ać,
a sądzę, że będzie bardzo pożyteczne.
Przepraszam za zw łokę i zwracam uw agę Czcig. P ani, że spis
książek zalecanych tercjarzom do czytania w zięty jest po w ięk ­
szej części z daw nych katalogów . Może w nim są książki dziś już
n ie będące w obiegu albo m oże są in n e w tym że duchu lepiej
napisane. Może P ani podda to jakiej kom petentnej osobie, żeby to
stosow nie popraw iła, aby była rzecz gruntow na, bo ja stary nie
znam św ieżo w ydaw anych książek.
Niech Pani łaskaw a pospieszy się z w ydrukow aniem , bo tak
zew sząd o to proszą, a jeżeli Jej łaska, niech nam po w ydrukow a­
n iu kilka egzem plarzy nadeśle 6S.
Niech Panią Bóg błogosław i i w spiera w Jej pracach
X . H.
Sługa C hrystusów.
58 Tj. Brat Albert C h m i e l o w s k i (1845—1916).
59 Prawdopodobnie chodzi tu o Mariana Z d z i e c h o w s k i e g o
{1861—1938), prof. filologii słow iańskiej, a od r. 1908 prof. literatury
powsz. w Uniw. Jagiell., od r. 1919 w Uniw. W ileńskim.
60 Halina z K leniew skich I ł ł a k o w i c z o w a (ur. 1883), z którą
L utosław ski korespondował. Była pod jego w pływem .
61 Andrzej T o w i a ń s k i (1799—1878), m istyk, w yw arł w ielki w pływ
na M ickiewicza, który głosił jego poglądy w kolegium francuskim.
62 Prawdopodobnie Witold N o s k o w s k i (ur. 1869) pseud. literacki
„Taper”, w spółpracownik Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
63
Stefania Ł u c z y c k a (1842—1913), działaczka tercjarska i:a tere­
nie Piotrkowa Trybunalskiego. Bardzo krótko była członkinią zgroma­
dzenia ukrytego ss. Im ienia Jezus, starała się w Rzymie o potw ierdzenie
konstytucji tegoż zgromadzenia. Na starość przeniosła się do Nowego
Miasta i tam b. czynnie wspom agała zgromadzenia. Od początku w spół­
pracowała z tercjarskim m iesięcznikiem „Rodzina Seraficka”. Por. Fran­
ciszek [Z a w r o c k i], Stefania Teresa Łuczycka (Wspomnienie po­
śmiertne), „Rodzina Seraficka”, R. 4: 1913 nr 9, 10, 11, 12; R. 5: 1914
nr 1, 2, 3.
54
Łuczycka, pragnąc w ydrukować katechizm III Zakonu, przysłała
o. Honoratowi kolejno 2 m anuskrypty do korekty. Katechizm jednakże
°- H. nie podobał się.
65
[Stefania Ł u c z y c k a ] , K atechizm Trzeciego Zakonu, W łocła­
wek 1907.
12(85)
Do p. Stefanii Łuczyckiej
In extenso podaje [ M u ś n i c k a ] , Ojciec Honorat z Białej cz. 2 s. 127—
129 [hektograf].
[Nowe Miasto], 18 m arca 1907
Czcigodna Pani!
Niech nas P an i ratuje! Pisałem do J. E. X. biskupa w łocław skie­
go 66 prosząc, aby nie w ym agał od zgrom adzeń urzędow ych sp ra­
wozdań, ale by raczył tak czynić jak inni ordynariusze, wzyw ając
przełożonych m iejscowych i generalnych, i od nich dow iadując się
p ry w atn ie o wszystkim , albo jeszcze lepiej, aby wyznaczył im ko­
m isarza, z którym by sekretnie znosić się m ogły i przez niego do­
w iadyw ał się o nich. Tak bowiem m ają w swoich ustaw ach, jako
zgrom adzenia u k ry te przed światem .
Tymczasem odbieram „K ronikę D iecezjalną” , zapew ne na prze­
kór mi przysłaną, w której jest urzędow e w ezw anie do XX. pro­
boszczów, aby donieśli J. Ekscelencji o w szystkich osobach, należą­
cych do zgrom adzeń ukrytych 67. Niech mi Bóg tego za grzech nie
ma, ale powiedziałem : „to chyba jest donos!” Bo dotąd członkowie
zgrom adzeń przedstaw iali się jako osoby pryw atne, którym wolno
było urządzać się w domu, jak im się podoba, a choć kapłani n a ­
ruszając sek ret rozgłosili ich po am bonach, co i gazety podchw y­
ciły, ale to w szystko nie było jeszcze w yjaw ieniem . Rząd nasz
jest bardzo uw ażny i wszystko notuje, a gdy teraz pow raca do
daw nej surowości, czegóż się m ożna spodziewać po takim ogło­
szeniu?
Ja w idzę w tym tro jak ą kasatę zgrom adzeń: 1°. Z ukrytych
uczynione są jaw nym i, tj. jaw niejszym i niż świeccy tercjarze, bo
ani proboszczowie, ani konsystorz nie zajm ują się tam tym i, tak
jak nim i. A tym czasem przyszła zachęta z Rzymu, żeby trw a ły
statecznie w tym rodzaju życia, k tó ry tam uznano za rzecz w ielką
i uw ażają to za upadek ducha, gdyby któ ry z członków m iał w y­
stąpić, choćby dla wzięcia habitu czyli dla w stąpienia do klasztoru.
2°. Skasow ane będą przez to m oralnie, bo bardzo w ielu pro­
boszczów" tra k tu je je z niechęcią, a n aw et z nienaw iścią. Bardzo
66 Tj. Bpa Z d z i t o w i e c k i e g o .
87 „Kronika Diecezji K ujaw sko-K aliskiej”, R. 1: 1907 nr 2 s. 40: „Po­
nieważ w diecezji kujaw sko-kaliskiej istnieją stowarzyszenia, zwane
zgromadzeniami ukrytymi, a zachowującym i regułę IH -go Zakonu św.
Franciszka, stosując się do powyższych przepisów kościelnych, polecamy
księżom proboszczom: 1. aby przedstaw ili nam w przeciągu 6 miesięcy
regułę zgromadzeń istniejących w ich parafiach, jak również listę
w szystkich członków każdego domu i 2. aby uprzedzili przełożonych, że
odtąd zgromadzenia będą się znajdowały pod naszą jurysdykcją i w tym
celu w szystkie domy otrzymają naszych Komisarzy jako też spowiedni­
ków zwyczajnych i nadzwyczajnych”. W łocławek, dnia 15 lutego 1907 r.
często mówią im: Czego tam słuchasz swoich głupich przełożo­
nych? Masz m nie, to możesz ode m nie brać pozw olenia i m nie
słuchać, inaczej nie będę ci daw ał K om unii św. itp. Dotąd dusze
te wiedziały, że nie m ają sprzeczać się z księżmi, tylko spełniać
roztropnie wszystko, do czego z upow ażnienia Stolicy Apostolskiej
ślubem się zobowiązały. Ale jak im XX. proboszczowie powiedzą:
„Teraz należycie do biskupów, a m y w ich im ieniu to w am pole­
cam y” , w tedy nie będą m iały kogo się poradzić an i wiedziały
kogo m ają słuchać: czy swoich przełożonych, którym ślubow ały
posłuszeństw o, czy księży. W takim rozdw ojeniu oczyw ista rzecz,
że zgrom adzenia naw et przez jeden rok nie utrzym ają się w obserw ancji. One nie pow inny być wcale znane księżom oprócz k o n ­
fesjonału i księża nie pow inni wspom inać o nich na am bonach,
choćby z pochw ałam i, a tym bardziej w yklinać i nazyw ać h e re ­
tykam i, jak dotąd bezkarnie czynią.
3°. N arażone są na kasatę rządow ą, bo dość, aby jak i m alkon­
te n t doniósł to strażnikow i, a ten by przyszedł do X. proboszcza
i zasięgnąw szy od niego wiadomości o zgrom adzeniu u k rytym ,
doniósł o nim swej władzy; wówczas po śledztw ie przyjdzie w e­
zw anie do J. Ekscelencji: „Doszło do wiadomości rządu, że w Jego
diecezji znajdują się jakieś zgrom adzenia ukryte, przeto wzywa
się Go uprzejm ie, aby je skasow ał jako nie potw ierdzone przez
rz ąd ”. I cóż w tedy pocznie Ekscelencja? One ze swej n a tu ry po­
tw ierdzone być nie mogą, bo w tedy przestałyby być ukrytym i,
więc będzie m usiał w łasną ręką zrujnow ać to, co przez 30 lat
w najcięższych prześladow aniach Opatrzność Boża uchowała.
Więc najlepiej było by, żeby ani X. proboszcz, ani ordynariusz
nie wiedzieli urzędow nie o zgrom adzeniach i mogli odpowiedzieć,
że „o niczym nie w iedzą”. A tylko przez kom isarza dow iadyw ałby
się ordynariusz o wszystkim , co potrzebuje wiedzieć, a kom isarz
ze swej stro n y by ten urząd sek retn ie spraw ow ał. Inaczej te zgro­
m adzenia utrzym ać się w swej obserw ancji nie mogą. A tak o rd y ­
nariusze i sam i się narażą, że się zajm ują niepotw ierdzonym i zgro­
m adzeniam i, i te ostatnie narażać będą na skasowanie.
Tę K ronikę w ydaje X. F ulm an 68 i zapew ne nie bez jego wiedzy
została m i przysłana. Nie posądzam go, aby to na u rąg an ie mi
uczynił, a chociaż nieraz słyszałem o jego nieprzychylności dla
zgrom adzeń, w iem jednak, że to jest kapłan m ądry i rozum ie w aż­
ność tej spraw y. Wiem także, iż u J. Ekscelencji m a w ielkie po­
w ażanie i dla P ani m ojej jest podobno łaskaw ym , więc może by
68 Ks. Marian F u l m a n (1866— 1945), profesor seminarium w łoc­
ławskiego, od r. 1907 proboszcz parafii Św. Zygmunta w Częstochowie.
Od r. 1905 redaktor w łocław skich „Wiadomości Pasterskich” [dwum ie­
sięcznik], a w r. 1907 zaczął w ydaw ać „Kronikę Diecezji K ujaw sko-K aliskiej”. w 1918 r. powołany na ordynariusza diecezji lubelskiej. Zgroma­
dzeniom o. Honorata był przychylny.
P ani zrobiła nam tę łaskę i przez niego przedstaw iła to w szystko
Ekscelencji. Ja sam boję się odzywać, bo nieraz z gniew em o m nie
mówił, może dlatego, że dotąd ustaw nie wykończyłem. Ale ja
m usiałem je trzy razy z g ru n tu przerabiać z woli Ś. K ongregacji,
bo coraz now e przysyłała mi przepisy w ym agając, aby w szystkie
ustaw y były w edług nich ułożone. Przecież ustaw nie pisze się
jak powieść. Każde słowo m iarkow ać trzeba, żeby nie było jakiejś
niezgodności. Mam jednak nadzieję, że w czasie określonym przez
Jego Ekscelencję wszystko wykończę.
Słyszałem także, że ordynariusze zam ierzają kasować n iektóre
zgrom adzenia. Pojąć nie mogę, w jakim to celu być może. T eraz,
kiedy ludzie świeccy bez w iary tw orzą tyle różnych stow arzyszeń,
i gdy w ypadało by im przeciwdziałać i mnożyć zgrom adzenia, d la­
czego je kasować? Każde z nich ma swoje osobne zadanie, więc
chociażby nie były rozw inięte, w ypadało by je pielęgnować i po­
pierać jak n ajb ardziej, zwłaszcza że po ostatnim dekrecie Ojca
Ś w ięteg o 89 to już chyba żadne nowe nie pow stanie. Bo jakże
m ożna przypuścić, żeby się znalazły od razu w szystkie w arunki,
jakich w ym aga dekret, tj. żeby od początku był fundusz na u trzy ­
m anie i osoby z w ypróbow anym pow ołaniem i jakiś cel odrębny?
Ja nie słyszałem nigdy, żeby kiedy takie zgrom adzenia pow sta­
wały. Nasze w szystkie pow stały bez grosza, a dziś nie m ają dłu­
gów i karm ią tysiące. A ileż to zachodów było koło wwpróbowania
tych dusz w zawiązku! Gdyby ten dekret był wprzódy, ani jedno by
nie istniało.
Dziwię się także, iż ktoś nie w ypersw aduje Jego Ekscelencji,
że to niew ielki pożytek dla Kościoła ze sprow adzania starych
zgrom adzeń niezreform ow anych. Bóg to wszystko rozproszył, bo
nie m iał z tego chwały. Tam ducha zakonnego ani trochę nie było
i dusze nie uśw ięcały się, ale się psuły i uczyły się obłudy, więc
po cóż n a nowo to zaprowadzać? Jeżeli zaprowadzać, to albo zre­
form ow ane, albo nowe, a najlepiej pielęgnow ać ukryte, które Koś­
ciół ocenia jako jedynie pożyteczne na czasy dzisiejsze.
Ju ż były d ek reta potw ierdzenia ich gotowe, gdy Jego E m inen­
cja, p refek t Ś. K o n g re g a c ji70, przypom niał sobie, że ksiądz biskup
skarżył się na kłopot, jak i ma z nim i i chciał nowych św iadectw
żądać; szczęściem, że J. Ekscelencja X. biskup Ruszkiewicz i J. E.
biskup Ropp pospieszyli z zaświadczeniem o ich duchu. I oby tylko
w tym duchu seraficznym byli utrzym yw ani, bardzo wiele dobrego
zrobić by mogli.
Nasi prości bracia z p ie k a rn i71, gdy odpraw iają rekolekcje po
parafiach, to przyprow adzają po stu chłopów tak skruszonych i tak
doskonale spow iadających się, że kapłani żadnej roboty z nim i
09 Kostytucja apostolska „Conditae a Christo”, 28 XII 1900 r.
70 Tj. kard. F e r r a t a.
71 Członkowie Zgr. Sług NMP. trudniący się rzemiosłem.
nie m ają i podziw iają, że żadna m isja nie p o trafiłaby tak ich
usposobić. Żeby ich lepiej poznali, to by ich nie tylko nie prze­
śladowali, ale więcej cenili niż jaw n e zakony, jak w łaśnie teraz:
oceniono ich w Rzymie.
Sercu m ojej P an i tę spraw ę poruczam.
W igilia Ś. Józefa, 1907.
Boże błogosław!
13(86)
Do p. Jana Sieradzkiego 72
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto], 4 w rześnia 1904
Ł askaw y Dobrodzieju nasz.
Słyszę, że nasz kochany P an G rzy b o w sk i73 bardzo jest ch o ry
i nie chce doktora. — Niechże Czcigodny P an otoczy go swoją
opieką i w ezwie jakich biegłych lekarzy specjalistów , aby go r a ­
towali. On tak i abnegat, zawsze nie dbał o siebie tylko o dru g ich ,
należy m u się czuła opieka, bracia 74 byliby szczęśliwi, żeby m u t u
służyć mogli, ale podobno nie może przyjechać.
Sługa w C hrystusie.
14(87)
Do p. Jana Sieradzkiego
Oryg. w AWP.
[Nowe Miasto], 12 w rześnia 1907
Czcigodny Panie!
Bardzo w ielką łaskę P an nam w yświadczy i niem ałą przysługęM[atce] Bożej i S. Franciszkow i, jeżeli w ten sposób tę spraw ę za­
łatw i, jak m a zam iar, bo rzeczywiście że tak i tylko sposób w sp ra­
wach duchow nych jest właściwy. Jed en P an tylko p o trafi tego do­
konać.
Nie pam iętam , czy ja prosiłem Czcigodnego D obrodzieja czy
sam przez się, czy przez inne osoby o to, czyby nie m ożna się poro­
zumieć z G ebethnerem 75 i o te książki, k tóre były u niego na skła­
dzie od m. Elżbiety 76 i o te, k tó re obiecał przy każdym w ydaniu
72 Jan S i e r a d z k i (zm. 1919), ojciec s. Józefy Sieradzkiej, służki,
przeł. generalnej zgr., urzędnik w arszaw ski. Załatw iał o. H. s p r a w y
związane z w ydaw nictw em dzieł.
73 Zob. Rozdz. II, przyp. 27.
74 Słudzy NMP., których był pierwszym przeł. generalnym.
75 Jan G e b e t h n e r (1860— 1910), księgarz i wydaw ca w arszaw ski,
u którego o. H. drukował kilka książek.
76 Tj. E. S t u m m e r .
m ojego dzieła „Droga do uśw iątobliw ienia S. A lfonsa” 11. Jest to
w ina nasza, że zaraz nie zgodziliśmy się, boć on wiedział, że
p. S tum m er nasze książki składała i um owę z nim i robiła. On był
bfardzo] szlachetny i b[ardzo] hojny i b[ardzo] re g u larn ie odsyłał
po 50 egzem plarzy za każdym now ym w ydaniem . Muszą tam być
rach u n k i w tak iej porządnej księgarni z czasu m. Elżbiety; pew no
zebrała się tam niem ała sum a z książek przez nią tam złożonych,
przecież praw n ie [nie można] upom inać się po tak długim czasie
bez żadnego k w itu p. Stum m er. ale rachując na jego szlachetność
m ożna go prosić o to, bo teraz taki zastój w w ydaw nictw ie z powodu
rozszafow ania sum ofiarow anych.
Opiece M atki B ożej. Czcigodnego P ana naszego oddaję
Sługa w C hrystusie X. H. K.
<i c j e
J i epckaluneav S e r c a
M
j t
$
A iiy j
/ a . *hs ( j r u m k U f U
V n ł<e //,
m
p
wy <//t+u/fr*tkey
.
*Hny*-4 n y . f *'
fi !
Uffift
tl/tn C ,,
M ny
r
0
*yćr*4)/łt
to t i t t ! ' ASiJinO iru* c
d -c -:*
f*4y
k r c f y / y / K ,y śd r 4 f
* t* ń i ł w u y — f n f K t A n /u ri tu™ nr
*4
l, v /t
n *M f
^ fit ^ r y t t
tśfcrm ty
J t ”f , u C t j t u
A
t
■,-nHtf
,6
'Vł*« < ^ ///<
ctrb t *S*» * &*>£•
<Ą 6 * f.y d ć v
U
, ' n
t* y ć t* A
j ą i *••>*/* / /jttthąe ...
w iceh*i*•’>■*/ a , ' AU t
/"’u A r f f
//A w
■
f<rr+tt*uytti >
* '* h łii
9
m
<&it<tt, , »ie/U, j0r>r\
, l
*
M Ć J r * /’/*.
drm *rii
,*
■
tfitrm *.
& ( > r / d j t A j to 6 m i » * / * • > U , V "
*>«■ A >ff StfttA '/tu j* ,
*•» Aj /4*>* iC 4 tm p. \
12. Pierwsza karta „Notatnika duchownego” o. Honorata
77 Bibliogr. poz. 9, 16, 31, 44, 53, 82.