Polska biurokracja pożera unijne dotacje

Transkrypt

Polska biurokracja pożera unijne dotacje
OPINIE
ROZMOWA FORUM
Polska biurokracja pożera unijne dotacje
Tomasz Cukiernik
ekspert Instytutu Globalizacji
i Stowarzyszenia Koliber,
Doktorant na Wydziale Ekonomii
i Stosunków Międzynarodowych
Uniwersytetu Ekonomicznego
w Krakowie
Obliczył Pan wydatki, jakie musi ponieść strona polska, żeby uzyskać dotacje unijne. Jakie są
Pana wnioski?
Generalny wniosek jest taki, że koszty pozyskania dotacji unijnych na lata 2007-13 grubo przekraczają wartość tych dotacji.
Czy mógłby Pan wyjaśnić, co dokładnie zaliczył
Pan do kosztów strony polskiej?
Grażyna Gęsicka, posłanka PiS i była minister
rozwoju regionalnego, powiedziała niedawno, że
w 2008 r. rząd PO pozyskał rekordowo mało środków „na czysto”, czyli po uwzględnieniu składek,
które Polska odprowadza do unijnej kasy. Niestety składka unijna (ok. 22 mld euro w latach 200713) to nie wszystkie koszty, jakie ponosi Polska,
by móc korzystać z unijnych pieniędzy.
Ogromne są koszty biurokracji, która istnieje
tylko na potrzeby pozyskiwania dotacji. Co chwilę słyszymy, że Ministerstwo Finansów czy Ministerstwo Edukacji zwiększa zatrudnienie, by
SONDA FORUM
sprawniej pozyskiwać dotacje, a proszę mi wskazać jakikolwiek urząd samorządowy w Polsce,
gdzie nie pracują ludzie zajmujący się wyłącznie
dotacjami – to są ogromne wydatki.
Kolejne koszty stanowi konieczność przygotowywania wniosków przez firmy czy urzędy (także
tych wniosków, które zostaną odrzucone), jak
również koszty prefinansowania i współfinansowania projektów.
Nie można też zapominać o kosztach implementacji unijnego prawa na gruncie polskim. Według raportu Stowarzyszenia Europejskich Izb
Handlowych i Przemysłowych Eurochambers, w
latach 1998-2008 unijne regulacje kosztowały
Polskę 28,4 mld euro. Z kolei raport „Poza kontrolą” brytyjskiego think tanku OpenEurope, mówi, że unijne regulacje kosztują Polskę 4,84 mld
euro rocznie, co oznacza 127 euro na każdego
mieszkańca naszego kraju (wliczając niemowlaki, bezrobotnych i emerytów). Ta suma to około
3,8 proc. wydatków publicznych Polski w 2009 r.
i 37 proc. wartości rocznych dotacji unijnych dla
kraju. Tylko by sprostać unijnym wymogom w zakresie norm ochrony środowiska, na inwestycje
Polska musi wydać kilkadziesiąt miliardów złotych! Gdyby Gęsicka uczciwie policzyła te
wszystkie koszty, to z pewnością wyszło by jej, że
„na czysto” jest duży minus.
Nie da się jednak ukryć, że od momentu przyznania nam dotacji unijnych tempo inwestycji infrastrukturalnych znacznie wzrosło. Zwłaszcza
samorządy potrafią dobrze wykorzystać te środki. Może warto ponieść dodatkowe koszty?
Jest to błędne rozumowanie. To prawda, że w
Polsce w dużej mierze beneficjentami unijnej pomocy są podmioty publiczne, takie jak jednostki
samorządu terytorialnego. Jest to wyraźny sygnał,
że to właśnie urzędnicy, a nie podmioty prywatne,
powinny się zajmować inwestycjami, mimo oczywistych wad takiego rozwiązania.
Według prawa sformułowanego przez amerykańskiego prof. Emmanuela Savasa „sektor prywatny jest zawsze dwa razy tańszy niż sektor publiczny przy wykonywaniu tych samych prac w
służbie publicznej”. Inwestycje za państwowe
pieniądze są zwykle nietrafione. Gdyby były one
opłacalne, to prywatni przedsiębiorcy, wietrząc
możliwość zysku, dużo wcześniej sami podjęliby
ryzyko danej inwestycji. Jak zauważyła Marzena
Chmielewska, przedstawicielka PKPP „Lewiatan”, środki unijne uzyskują te projekty, które są
najsprawniejsze formalnie, a nie te, które mają
największą wartość merytoryczną.
Ponadto jak napisał amerykański ekonomista
Henry Hazlitt, skutkiem subwencji jest to, „że kapitał i pracę wyprowadza się z przemysłów, w których mogą pracować bardziej wydajnie, a kieruje
do przemysłu, w którym są mniej efektywne. Wytwarza się mniej bogactwa. Przeciętny standard
życia obniża się w porównaniu z tym, jaki byłby
możliwy”. Tak więc na istnieniu unijnych dotacji,
globalnie traci zarówno gospodarka polska, jak i
unijna.
Czy potrzebne jest rozporządzenie aby stworzyć aktywne rady seniorów?
Józef Grzegorz Kurek
burmistrz Mszczonowa
Myślę, że pomysł, że decyzja o powołaniu Młodzieżowej Rady Miasta czy też Rady Seniorów leży
w gestii danej rady jest słuszny. Tam, gdzie organizacje młodzieżowe lub seniorskie są słabo rozwinięte i nie mają szansy na skuteczną realizację swoich postulatów i potrzeb w ramach obecnie istniejącego systemu, będzie to z pewnością dobry sposób
na zwiększenie aktywności tych środowisk oraz na
upowszechnienie wśród nich idei samorządowej.
W przypadku gminy Mszczonów idea powołania
Młodzieżowej Rady Miasta nie sprawdziła się. O ile
normalną i rzeczową pracą wykazała się pierwsza
taka rada złożona z młodych ludzi, to z kolejnymi
było już tylko gorzej. Początkowy zapał młodzieży
szybko się wyczerpał, zainteresowanie sprawami
miasta i rozwiązywanie bieżących problemów miasta i gminy zeszło na dalszy plan.
Jeśli chodzi o Radę Seniorów, to widzę sens powołania takiej rady pod warunkiem, że byłaby ona złożona z byłych radnych. Osoby takie dysponują już
pewnym doświadczeniem w jst i mogą służyć cennymi radami obecnym radnym i burmistrzowi.
10 Forum Samorządowe sierpień 2009
Leszek Świętalski
wójt gminy Stare Bogaczowice
Nie neguję tego pomysłu, jednak jeśli jest potrzeba podjęcia aktywności obywatelskiej, preferuję inicjatywy oddolne. Proponowałbym odwrócenie piramidy.
Tworzenie ustawodawstwa w celu aktywizacji
mieszkańców zabija inicjatywy obywatelskie. W
Starych Bogaczowicach rada seniorów bez ustawy
i uchwały Rady Gminy już istnieje – w ramach stowarzyszenia użyteczności publicznej. Mamy liderów, spotykamy się cyklicznie. Zorganizowanie
niektórych form aktywności musi wychodzić od
mieszkańców – mają wtedy to, co chcą, a nie to, do
czego zmuszają ich władze.
Istnienie rad jest podstawne i potrzebne do momentu, kiedy ich postulaty będą realizowane. A
przeszkodą do ich realizacji może być m.in. brak
pieniędzy.
Prawne narzucanie takich działań nie jest skuteczne. Dzieje się tak dlatego, że punkt widzenia
władz w Sejmie jest inny niż samorządów, których te problemy rzeczywiście dotyczą. Nie każdą
kwestię należy rozwiązywać za pomocą ustawy.
Tadeusz Ferenc
prezydent Rzeszowa
Projekt nowelizacji ustawy o samorządzie gminnym, który dotyczy w szczególności pomysłu tworzenia gminnych rad seniorów i rad młodzieży, jest
dobry. Nie mniej jednak należy dopracować wiele
elementów, tak by przez powołanie w/w. rad nie
powodować wydłużenia decyzyjności.
Zasadną rzeczą jest, by do kierowania samorządem miasta czy gminy oprócz władz, mogli włączać się także przedstawiciele różnych środowisk.
Osoby, które mają duże doświadczenie w danej
dziedzinie. Także młodzież, która moim zdaniem
jest wspaniała i ma wiele świetnych pomysłów, a
przede wszystkim nowe spojrzenie na rzeczywistość, z racji oczywiście młodego wieku.
Należałoby się zastanowić nad kompetencjami
przyszłych rad seniorów i rad młodzieży. Chodzi tu
o sposób ich wybierania – czy miałoby to się odbywać podobnie jak w przypadku wyborów do rady
miasta czy gminy, a także sposobu funkcjonowania
takich rad seniorów i młodzieży, oraz decyzyjności
tych podmiotów, które stanowić by miały organ pomocniczy dla prezydenta i rady miasta czy gminy.