Od zakładu dla obłąkanych – pdf do pobrania
Transkrypt
Od zakładu dla obłąkanych – pdf do pobrania
20 idea, iż hospitalizacja pacjentów w zakładach łączących terapię z gospodarstwem wiejskim szczególnie korzystnie działa na przebieg leczenia. Tzw. terapia pracą – to jest zarządzanie polami i ogrodami, stajniami, kuchniami, pralniami i warsztatami – dawała jego zdaniem pacjentom nie tylko pozytywne uczucie, że oddają się sensownemu w swoich oczach zajęciu, lecz także przyczyniała się do polepszenia ich fizycznego samopoczucia. Poza tym zakład oparty na zasadzie samowystarczalności miał się okazać szczególnie korzystny finansowo. W architektonicznej koncepcji założyciela nie chodziło zatem o to, by wznieść okazałe kompleksy budynków o wyglądzie pałaców, klasztorów czy koszarów z gołymi korytarzami i oszczędnie umeblowanymi pokojami, lecz o to, by stworzyć zespół skromny z zewnątrz, za to wygodnie i przytulnie urządzony w środku, składający się z willi i pawilonów podobnych do wiejskich domów. Należało unikać wszystkiego, co stwarzałoby wrażenie przymusu i ciasnoty; dążono do tego, by uczynić codzienność kliniki możliwie najbliższą zwyczajnego życia. Zamysł ten jest szczególnie widoczny na przykładzie mechanizmów zamykania okien. Zostały one tak pomyślane, żeby pacjenci nie mogli ich samodzielnie otwierać, mimo to pokoje nie robiły wrażenia więzienia, gdyż optycznie żaluzje, framugi i okiennice nie różniły się od normalnych okien. Typowy dla zakładów psychiatrycznych tego czasu „system korytarzowy” został zastąpiony „salami pod dozorem”. Były to obszerne, jasne wieloosobowe sypialnie, które można było łatwo objąć wzrokiem. Dalsza reforma polegała na tzw. kolonizacji umysłowo chorych. Podczas gdy w budynku głównym zakładu mieszkali przede wszystkim niespokojni i niezdolni do pracy pacjenci, którzy potrzebowali intensywniejszej obserwacji i opieki, wokół dworu pańskiego powstały dwie oddzielone od siebie dzielnice willowe dla mężczyzn i kobiet. Tzw. kolonia była przeznaczona dla tych chorych, którzy z punktu widzenia lekarzy nie potrzebowali już bardzo intensywnej opieki, zarazem jednak nie byli (jeszcze) w stanie prowadzić samodzielnego życia poza szpitalem. Podczas gdy w zakładzie centralnym stosowana była przeważnie „terapia poprzez leżenie w łóżku”, codzienność mieszkańców kolonii wyznaczała praca. Ze sprawozdań lekarzy wyraźnie wynika, że przywrócenie zdolności do pracy było jednym z ważniejszych celów terapii. Pilniejsi byli wszystkie fot. w artykule: k. franke „Trakt dzieli całą osadę na dwie części. Po jednej stronie znajdują się budynki gospodarcze (kuchnia, pralnia, maszynownia) i zagroda chłopska. W jej głębi stoi niegdysiejszy dwór, dziś zamieszkany przez dyrektora. W zagrodzie znajdują się stajnie, stodoły i budynki gospodarcze. Po drugiej stronie gościńca leży właściwa lecznica. Budynki zakładu są oddzielone od gościńca obszernymi, cienistymi założeniami ogrodowymi, w środku których, całkowicie pokryty dzikim winem, stoi pawilon administracji, podobny w swoim wyglądzie do willi. Na piętrze mieszka lekarz. Po obydwóch stronach i nieco cofnięte stoją w symetrycznym szyku oddział męski i damski: z przodu tak zwany pawilon obserwacyjny, w środku, za budynkami administracji, oba lazarety, po obu stronach lazaretów jeden zamknięty oddział i dalej, na krańcach, zawsze w dużej odległości od siebie, właściwa izba przyjęć lub też oddział nadzorczy dla pacjentów spokojnych. Wskutek takiego układu niespokojni i krzykliwi znajdują się jak najdalej na peryferiach, a tym samym unika się przeszkadzania niedawno przyjętym pacjentom i gościom. Nie ma nigdzie murów i nawet ogrody zamkniętych oddziałów są odgrodzone tylko stosunkowo niskim płotem. Pawilony, podobne do siebie z zewnątrz, są jednak zbudowane na różnych planach, by uniknąć monotonii. Sprawia to wrażenie miłego osiedla willowego, gdyż wszędzie są balkony i werandy, a ściany pokrywa dzikie wino. Wewnętrzny plan zakładu także jest bardzo wygodny – starano się unikać na wszelkie sposoby jednolitości wyposażenia.” ● Ten opis budynków z pochodzącego z początku XX wieku sprawozdania o zakładzie dla obłąkanych w Alt-Scherbitz niczym nie przypomina typowej dla tamtych czasów konstrukcji z wypalanej cegły, z kratami w oknach i wysokimi murami. Przeciwnie, odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z wiejskim domem wypoczynkowym dla pacjentów z wyższych klas społecznych, jak ten opisany przez Tomasza Manna w Czarodziejskiej górze. Wszystko w tym miejscu zdaje się uporządkowane, pełne spokoju i sprzyjające kontemplacji. Kiedy w 1876 roku rozpoczęto przekształcanie dawnej posiadłości Alt-Scherbitz koło Lipska w zakład leczniczy dla osób z chorobami nerwowymi, kierowano się szczególnie postępową jak na tamte czasy koncepcją leczenia „chorych na umyśle”. Założycielowi przyświecała nagradzani dodatkowymi porcjami jedzenia lub tytoniu i pokazywani jako wzór niezdolnym lub niechętnym do pracy pacjentom. W ciągu dziesięcioleci między personelem i chorymi powstawały ścisłe wzajemne relacje: aż do pierwszej wojny światowej bezżenni felczerzy zobowiązani byli nocować w sypialniach razem z chorymi, podczas gdy w pobliskiej miejscowości niektórzy samodzielni pacjenci mieszkali w bezpośrednim sąsiedztwie z mieszkańcami wsi. Zgodnie ze świadectwem pewnego lekarza, wzorowy porządek kliniki promieniował także na sąsiednią wieś i pobudzał jej zdrowych mieszkańców do większej dbałości o swoje domy i ogrody. Po pierwszej wojnie światowej niektóre rodziny pielęgniarskie 21 wybudowały wokół terenu kliniki domy bliźniacze. Tak powstałe osiedle zostało wkrótce nazwane wsią pielęgniarzy. Pod koniec XIX wieku zmieniło się ustawodawstwo odnośnie do opieki nad chorymi. Kliniki psychiatryczne zostały zmuszone do tego, by przyjąć więcej obłożnie chorych i niezdolnych do pracy pacjentów. Z racji ciężkich objawów choroby przepustek udzielano coraz rzadziej. Liczba przewlekle chorych rosła. Rozbudowano lub wybudowano od podstaw oddziały, gdzie hospitalizowano w pierwszej kolejności „nieuleczalnie chorych i aspołecznych pacjentów”, którzy przez większość dnia leżeli przywiązani do łóżek lub przebywali na oddziale. Podczas pierwszej wojny światowej sytuacja aprowizacyjna kliniki dramatycznie się pogorszyła. Rosła liczba osłabionych pacjentów i wielu z nich zmarło na skutek niedożywienia i niedołęstwa. Część szpitala została przebudowana w lazaret i zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny światowej leczono w niej rannych żołnierzy. Mamy świadectwa mówiące o tym, iż motywacja personelu ogromnie spadła po pierwszej wojnie światowej. Pielęgniarze i lekarze, którzy przeżyli pracę na froncie, wrócili do zakładu porażeni bezwzględnością wojny. Codzienność wszystkich pracowników, którzy zostali w zakładzie, naznaczyło wąskie gardło aprowizacyjne, pragmatyzm administracji i wysoka liczba zgonów. W okresie Republiki Weimarskiej w pobliskim uniwersytecie w Halle – podobnie jak wszędzie w Niemczech – wygłoszono odczyty na temat higieny rasowej i nauki o dziedziczności. Pierwsze operacje sterylizacji psychicznie chorych i umysłowo upośledzonych przeprowadzono na początku lat czterdziestych. Później, w trakcie akcji T4, chorzy byli gazowani w zakładach do tego przeznaczonych. 22 Do 1945 roku około 5 100 pacjentów padło ofiarą nie tylko gazu, lecz częściowo także świadomie wprowadzonego reżimu niedożywienia albo nadmiernej dawki leków. Po wojnie niektórzy niemieccy uciekinierzy zostali zakwaterowani w opustoszałych domach. Nie jest do końca jasne, ilu z nich było straumatyzowanych na skutek działań wojennych. Faktem jest, że spośród nich wyszli zarówno nowi pracownicy, jak i pacjenci, którzy zostali przyjęci do kliniki. Powstała złożona mieszanka składająca się „oprawców" i „ofiar”, dawno przybyłych i nowo przybyłych. Psychiatria w NRD żywiła ambicje przezwyciężenia nieludzkości nazistowskiej psychiatrii. Nie stworzono jednak warunków dla uczciwego rozliczenia się z przeszłością. Z wyjątkiem byłego ordynatora, skazanego przez sąd radziecki po 1945 roku, pomijając ofiary wojenne i nowo zatrudnionych, personel szpitala został w istocie ten sam. Jeśli przedtem niemal cały personel kliniki wstąpił do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej, po 1945 roku wielu pracowników przeszło do Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności. W ciągu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych klinika została zmodernizowana i przerobiona na szpital specjalistyczny neurologii i psychiatrii. Nie straciła ona przez to za czasów NRD charakteru „przechowalni”. W lekkich willach z dziewiętnastego wieku, pomyślanych pierwotnie dla szczególnie samodzielnych pacjentów, mieszkali do 1989 roku – nieraz w nieludzkich warunkach – pacjenci chronicznie chorzy psychicznie oraz umysłowo upośledzeni. W sypialniach łóżka stały gęsto obok siebie i chorzy nie mieli żadnej intymności. „Terapia” ograniczała się do podawania leków i środków uspokajających, przez co wielu pacjentów z upływem lat i dziesięcioleci zaczęło przejawiać zaburzenia zachowania, wynikające z długoletniej hospitalizacji. W sprawozdaniach, które administracja szpitala opracowywała za czasów NRD, na pierwszy plan wysuwano polepszenie warunków pracy pracowników: informowało się o budowie przedszkola dla dzieci pracowników, o płaceniu premii i zarządzeniach wypoczynkowych dla zatrudnionych. „Wszystkie kolektywy naszego oddziału współzawodniczą ze sobą w duchu socjalizmu” – pisano. O tym, jak powodziło się pacjentom kliniki, nie ma wzmianki. W latach dziewięćdziesiątych szpital – podobnie jak wszystkie pozostałe wschodnioniemieckie oddziały psychiatryczne – został poddany gruntownym reformom. Ponieważ nie dało się już finansować hospitalizacji nieuleczalnie chorych pacjentów, przeniesiono ich do tzw. obszaru mieszkalnego przy szpitalu. Chodziło przy tym o dzielnicę willową z dziewiętnastego wieku, gdzie za NRD znajdowały się „oddziały pacjentów chronicznych”. Obszar mieszkalny został sprzedany pod koniec lat dziewięćdziesiątych przedstawicielowi instytucji pożytku publicznego zajmującej się niepełnosprawnymi i wystawnie odnowiony. Obok przypominających swoim kształtem bungalowów, nowoczesnych bloków z dużymi oknami i przestronnymi jednostkami mieszkalnymi, stare, pieczołowicie odnowione wille dostarczają pewnego wyobrażenia o otwartej atmosferze zakładu w XIX wieku. W willach i bungalowach mieszkają dziś małe wspólnoty osób niepełnosprawnych umysłowo. Liczba miejsc w centralnej części kliniki została zredukowana w ciągu lat dziewięćdziesiątych od 2000 do 200. Część budynków historycznych wyburzono i zastąpiono funkcjonalnymi budynkami klinkierowymi. Umysłowo chorzy odbywający kary, którzy przed 1989 roku byli zakwaterowani w zamkniętych oddziałach ogólnopsychiatrycznych, zostali przeniesieni w 2007 roku do nowego budynku, który znika prawie całkowicie za szarą ścianą betonu. Niegdysiejsze serce kliniki – posiadłość szlachecka, ze swoimi przestronnymi stajniami i pomieszczeniami gospodarczymi – nie istnieje już prawie w ogóle. Oficyny i dworki zaczęły popadać w ruinę już za czasów NRD. Wówczas także pacjenci przechodzili tam „terapię pracą” i podtrzymywali gospodarstwo kliniki, nie inwestowano jednak prawie żadnych pieniędzy w asenizację założenia. Po 1989 roku działalność gospodarstwa przy klinice była stopniowo redukowana i budynki podupadały w oczach. W ciągu ostatniego roku niemal wszystkie wyburzono, z wyjątkiem wpisanego na rejestr zabytków, rozpadającego się dworku. Na tym terenie powstają teraz – ciasno obok siebie – prywatne domki jednorodzinne. Z estetyki kliniki, jaka została opisana w początkowym cytacie, prawie nic się dzisiaj nie zachowało. Przed zwiedzającym leży połatany dywan, będący nie tylko świadectwem zmiennej historii pewnej kliniki psychiatrycznej, lecz także demaskujący dzisiejszą ambiwalencję w podejściu do miejsc o złożonej, pełnej sprzeczności historii, która nie weszła w obręb ogólnie przyjętego dyskursu o „dziedzictwie kultury”. tłum. emiliano ranocchi 23