Mapa Kultury

Transkrypt

Mapa Kultury
Pobrano z portalu Mapa Kultury
13.05.2011
O cudownym krzyżu z Prandocina
____________________________
autor: Centrum Kultury w Słomnikach
Krzyż z kościoła w Prandocinie słynie z licznych cudów. W 1258 roku synek Fulkona, naczelnika
kancelarii królewskiej, wpadł do studni. Gdy po trzech dniach go odnaleziono i nieżywego wydobyto,
matka pogrążona w żalu z wiarą ofiarowała go Panu Jezusowi w Mogile. Ku wielkiemu zdziwieniu
obecnych i ku radości rodziców dziecko ożyło. W 1302 roku Fabian Grochal, obywatel krakowski,
poleciwszy się z całą ufnością Chrystusowi w Mogile, po 23 latach odzyskał wzrok. W 1399 roku Marcin
z Solca prosił o zdrowie dla syna. Został wysłuchany – syn, od 10 lat niemy, odzyskał dar mowy.
Mroźna zima trzymała w białych okowach cały świat. Z prandocińskiego wzgórza dało się spostrzec
sznureczek dwunastu postaci, które zbliżały się do kościoła, górującego nad okolicą. Spod szarych
kapturów ledwo widać było oczy ciekawie spozierające na świat. Zwykle bowiem oglądały one
klasztorny ogród i surowe wnętrze cysterskiego opactwa w Libiążu. Ale w czasie tej wędrówki do
dalekiego i nieznanego Prandocina widoki okazały dość jednostajne: jak okiem sięgnąć białe
płaszczyzny, schowane pod kopnym śniegiem, z rzadka tylko znaczone osadami ludzkimi. Dziw, że
wśród takiej oślepiającej bieli opat Piotr drogi nie zmylił. Albo i nie dziw żaden, tylko cud prawdziwy, boć
przecie szli we dwunastu nową siedzibę cysterską zakładać. A opata Piotra sam Bóg ze Śląska tu
prowadził. Jakoż gdy czas podróży minął, stanęli we wsi możnego komesa Wisława z rodu
Odrowążów, który razem z bratem swoim Dobiesławem uległ namowom starszego krewniaka,
krakowskiego biskupa Iwona Odrowąża, i starania o fundację opactwa cysterskiego rozpoczął. I tak oto
teraz, po dwóch latach owych zabiegów, kapituła generalna przysłała do Prandocina dwunastu szarych
mnichów. Stamtąd mieli się udać do pobliskich Kacic i rychło rozpocząć budowę dormitorium oraz
kaplicy. Nie mogli się owi pokorni bracia nie zachwycić miejscem swego przyszłego klasztoru: ziemie
szerokie i – co ważne dla cystersów – oddalone od siedzib ludzkich i szlaków handlowych, a to sprzyja
cichej pracy na roli, kontemplacji i modlitwie za pomyślne obroty ziemskich spraw. W ogromnym
majątku Odrowążów było i wzgórze Truszyn zdatne do uprawy winnej latorośli, i rzeka Szreniawa, nad
którą można było budować młyny, i podmokłe łąki czekające na meliorację, i ziemie w Januszowicach
do kopania stawów rybnych sposobne. Cysterska ziemia obiecana. Padli zatem w prandocińskim
kościele na kolana, a potem długo leżeli pod krzyżem, z którego Chrystus spoglądał na nich łagodnym
wzrokiem. Krucyfiks podarował kościołowi jego założyciel i protoplasta rodu Odrowążów, Prędota Stary.
Opat Piotr patrzył z ufnością w oblicze Pana i zdało mu się, że prawie słyszy głos: „Zbuduj klasztor tam,
gdzie ja ci pokażę miejsce najlepsze”. Od następnego dnia zabrali się do pracy. Wytyczyli miejsce w
kacickim kluczu Odrowążów, zaprojektowali małą kaplicę i dormitorium dla braci, zaplanowali siew i
wszystkie konieczne prace w cysterskim gospodarstwie. A kiedy wiosna nadeszła, byli gotowi do prac
budowlanych. Mury z kamiennych ciosów stawały szybko, a ziemie wielkiej grandii cysterskiej
zazieleniły się od wiosennych upraw. Woda wartko płynęła ku stawom wykopanym w Januszowicach, a
na truszyńskim wzgórzu pięły się w górę pierwsze szczepy winnych gron. Opat Piotr i jego jedenastu
współbraci razem z konwersami od rana do zmroku zajmowali się swoim gospodarstwem – na pożytek
zakonnej braci, dla przykładu dla okolicznych ludzi i na chwałę Bogu. Pewnego dnia przyszła letnia
burza, a gromy biły raz po raz z jasnego nieba. Ludzie schronili się przed gradobiciem do kościoła w
Prandocinie, ale i tam wkrótce wdarła się woda z pobliskiego potoku, który nie wiedzieć kiedy zamienił
się w rwącą, spienioną rzekę. Struchlałe serca ludzkie przepełniało błagalne wołanie o pomoc i opiekę,
a oczy wznosiły się ku Chrystusowi z krzyża Prędoty... Kiedy kolejna błyskawica rozdarła niebo, w
oślepiającym blasku, jaki dostał się przez małe okienka do kościółka, wszyscy ujrzeli, że krzyża zniknął!
Wodny żywioł, szalejący po całej wsi, zabrał święte drzewo z ukrzyżowanym Zbawicielem! Teraz
strona 1 / 2
Pobrano z portalu Mapa Kultury
dopiero płacz i lament rozległy się przeogromne, jeszcze większe niż grzmoty i pioruny wstrząsające
niebem i ziemią. Skarga to była tak wielka, że nie sposób było nie usłyszeć jej w cichej siedzibie
cystersów w Kacicach. Bracia pojęli, że to nie burza była powodem tego płaczu i krzyku rozpaczy... Jakoż jednak wkrótce nawałnica przeszła, równie szybko, jak się pojawiła. Niebo pokazało czysty błękit.
Woda opadła, a z kacickiego opactwa widać było dumnie wznoszący się kościół w Prandocinie, jakby
nic się nie stało. Tknięty przeczuciem opat Piotr ruszył przez pola i łąki w stronę kościoła, a zanim
dobiegł do kościelnego wzgórza, z licznie rozlegających się głosów domyślił się, co się stało. Resztę
dopowiedział mu strapiony komes Wisław. Ale opat nie dał się ponieść powszechnej rozpaczy, bo
jeszcze świeżo w pamięci miał słowa, które z tego krzyża usłyszał w dniu przybycia cystersów do
Prandocina: „Zbuduj klasztor tam, gdzie ja ci pokażę miejsce najlepsze”. Uspokoiwszy zatem i Wisława,
i zgromadzony lud cały, nakazał modlitwy oraz spokój, sam zaś czekał. Ufał, że krzyż Prędoty Starego
porwany przez wodę to znak od Boga. Tymczasem kowal ze wsi Mogiła, przechadzający się nad
brzegiem Szreniawy, zobaczył w nurtach rzeki ciało unoszone przez fale. Niewiele myśląc, rzucił się na
ratunek, a kiedy już pochwycił je mocno, zorientował się, że to Chrystus do krzyża przybity. Wyciągnął
go z wody i we własny kaftan zawinął troskliwie, a potem zaniósł co rychlej do drewnianego kościółka
Świętego Bartłomieja. Wieść o krzyżu, który przypłynął do Mogiły, rozeszła się lotem błyskawicy.
Dotarła też do Prandocina i Kacic. Opat Piotr czekał na ten znak. Wiedział, że musi opuścić tereny
darowane mu przez Odrowążów. Zostawił tylko niewielką garstkę współbraci, aby dalej uprawiali te
żyzne ziemie, a sam z resztą szarych mnichów ruszył do Mogiły. Tutaj rozpoczął wkrótce budowę
wielkiego cysterskiego opactwa. Stoi ono w podkrakowskiej Mogile do dziś, a krzyż z kościoła w
Prandocinie od tamtych czasów słynie z licznych cudów. W 1258 roku synek Fulkona, naczelnika
kancelarii królewskiej, wpadł do studni. Gdy po trzech dniach go odnaleziono i nieżywego wydobyto,
matka pogrążona w żalu z wiarą ofiarowała go Panu Jezusowi w Mogile. Ku wielkiemu zdziwieniu
obecnych i ku radości rodziców dziecko ożyło. W 1302 roku Fabian Grochal, obywatel krakowski,
poleciwszy się z całą ufnością Chrystusowi w Mogile, po 23 latach odzyskał wzrok. W 1399 roku Marcin
z Solca prosił o zdrowie dla syna. Został wysłuchany – syn, od 10 lat niemy, odzyskał dar mowy. W
1447 roku wielki pożar zniszczył klasztor i kościół. Jednak krzyż Chrystusa nie spłonął, mimo że jest z
drewna. Kiedy królowa Bona ciężko zachorowała, zapragnęła, aby jej przyniesiono trochę włosów Pana
Jezusa z krzyża mogilskiego do potarcia chorego ciała. Nikt nie miał odwagi, aż znalazł się jeden
braciszek, który zakradł się nocą i uciął trochę włosów. Gdy je zaniósł królowej, bardzo szybko
wyzdrowiała. Do dziś w kaplicy Świętego Krzyża w Mogile wierni pochylają głowy w tysięcznych
prośbach o pomoc i opiekę, a kolana proszących wyżłobiły w posadzce głębokie koleiny. Mało kto
jednak pamięta, że mogilski krzyż przypłynął tu z Prandocina, pięknej i rozległej wsi w pobliżu Słomnik.
strona 2 / 2