Kiedy - Stanisław Andrzej Średziński
Transkrypt
Kiedy - Stanisław Andrzej Średziński
Stanisław Andrzej Średziński Legendy rodzinne i... nie tylko Łódź 2009 Z amiast wstępu Jestem chory, albo raczej połamany, czyli : taka sobie kaleka. Dzwonię codziennie do mojej siostry Teresy, która i tak ma tysiące zajęć, i która ratując się przed moim natręctwem wymyśliła „wspominki rodzinne”. Wiedziała co robi, bo zawsze fascynowały mnie wspomnienia. Kolekcjonowałem pamiątki, układałem w pamięci opowieści zdarzenia.... Myślałem że kiedyś powstanie z tego taki „rodzinny podręcznik”. Okazało się jednak, że nie wszyscy sobie tego życzą. Nie znam powodów i zupełnie mnie nie interesują ale właśnie dlatego ograniczam moje bazgroły jedynie do faktów i opowieści, które pamiętam, lub które dawno temu usłyszałem od mojej ukochanej Babuni Zofii zostawiając pamiętniki Dziadka Stanisława i jego opowieści innym... Niech nam papier lekkim będzie... A ponieważ to zdarzenia i opowieści zasłyszane niemal półwiecze temu, wybaczcie, że nie będę ich weryfikował a jedynie przedstawię jako rodzinną legendę. Podobno w każdej legendzie jest ziarno prawdy, przeto czytajcie i - jeśli taka wasza wola - szukajcie tego ziarna wszędzie gdzie tylko można. Jeśli jednak zrobicie to tylko dlatego by okazać się lepszymi od innych to nie czytajcie tego wcale i nie szukajcie bo legenda jest czasami jak diabelskie złoto : z wierzchu połyskliwe a w środku matowe, niewdzięczne i więcej dające pragnień niż korzyści. Przepraszając więc, za nadużywanie mojej ulubionej staropolszczyzny zapraszam do lektury. Stanisław Andrzej Średziński I. Pra, pra ... dziadek królem Polski ? Kiedy miałem osiem lat, w wyniku kłopotów okołoporodowych u mojej cioci Stefanii, żony Antoniego, przebywałem przez kilka tygodni, wraz z babcią Zofią w Tomaszowie Mazowieckim. Mały chłopak wyrwany nagle z domowego „ciepełka” i wrzucony do innego miasta i do innej szkoły to bardzo dramatyczne przeżycie, które pamiętać będę do końca moich lat . Ale nie jest to przedmiotem tej opowieści. W trakcie tego pobytu, wraz z moją babcią bywałem w willi „Ciotki Czarneckiej”1, naszej dalekiej krewnej . Pamiętam jakieś stare meble ,obrazy... Ja, małolat, nudziłem się strasznie ale panie rozmawiały bardzo ożywione. Potem szybko wracaliśmy do domu na Warszawską a moja babcia była jakby zamyślona i zde1 Nie znam dokładnych danych więc ten cudzysłów. Podobno dom ten został potem przekazany na ... dom dziecka lub inną placówkę a syn wymienionej działał aktywnie w harcerstwie... nerwowana... Niedługo potem wracaliśmy równie szybko do Łodzi bo dziadek Stanisław Woskowski, mąż babci, dostał paraliżu i leżał w szpitalu. Dopiero po pewnym czasie, wtulony w objęcia ukochanej babuni przy „małym piecu„ na Więckowskiego dowiedziałem się co było przyczyną jej ówczesnej gorączkowej reakcji. Z opowieści ciotki Czarneckiej wynikało, że nasza rodzina po linii babci Zofii pochodzi z rodu Poniatowskich, związanych bardzo blisko z ostatnim królem Rzeczpospolitej. Nie byłoby w tym nic szczególnego bo ród Poniatowskich był liczny i jak podają różne źródła, znany z intelektu i elokwencji, szczególnie w sprawowaniu różnorodnych urzędów, ale ta historia to kolejna niespodzianka po rewelacjach Mariana Brandysa2 i znanej wszyskim historii Józefa Poniatowskiego3 Podobno kolejny Poniatowski – nasz praprzodek – był wysokim urzędnikiem na terenie 2 Marian Brandys „ Nieznany książe Poniatowski „ (oddzielne informacje w folderze – Stanisław Poniatowski ) 3 Józef Antoni Poniatowski książę herbu Ciołek (ur. 7 maja 1763 w Wiedniu, zm. 19 października 1813 pod Lipskiem), polski generał, minister wojny i Wódz Naczelny Wojsk Polskich Księstwa Warszawskiego, marszałek Francji. niemieckich ksiąstewek i niezależnie od swojej woli uczestniczył w tworzeniu państwa niemieckiego. Kto chce niech zanurzy się w daty ale na pierwszy rzut oka widać że „rodzinka” była aktywna w Rosji, Austrii , Francji więc i w Prusach jej aktywność była logiczna i zrozumiała. Należy jednak pamiętać, że tu historia jest bardziej skomplikowana... Podstawą tworzenia Niemiec była silna dominacja nad wszelkimi nacjami narodowymi na tym terenie. Likwidowano wszystko co nie germańskie. I właśnie dlatego – jak podobno twierdziła Ciotka Czarnecka – nasz potomek , dobrze prosperujący urzędowo i finansowo, dla dobra rodziny , zmienił nazwisko, by nie kłuć w oczy swoimi polskimi koneksjami. Odtąd nazwisko PONIATOWSKI zostało zamienione na RYCHTER. Dlaczego nie Richter (sędzia)? Nie znam języka niemieckiego i do tej pory nie widzę róźnicy między rychterem a richterem ale dociekanie tych spraw pozostawiam młodym. RYCHTEROWIE, jako dobrze ustawiona rodzina wiedliby bogate i spokojne życie ale ... Pan Otto Bismarck postawił na jedno: jeden naród jedna religia. Tego już nasz przodek nie mógł zaakceptować. Polak w papierach i do tego jeszcze katolik był nie do zaakceptowania ale jak można zmienić wiarę ?! Pan Otto był nieubłagalny i nie dał wiele czasu do podjęcia decyzji. Nasza rodzina musiała wybierać. Nazwisko – trudno, ale religia ! Jednej nocy spakowano wszystko co dało się umieścić w bagażach nie wzbudzających podejrzeń i ... Jak twierdziły obie panie i jak myślę ja: wielkiego majątku nie zabrano bo wpadłoby to w oczy Niemców. Rodzina rozproszyła się potem by uniknąć ewentualnych konsekwencji. Prawdopodobnie osiedli tam gdzie mogli się ukryć. Młodzi zaczęli zarabiać i to bardzo różnie. Jedni zostali dobrymi rzemieślnikami. Inni jechali na Syberię skąd przywozili cenne futra i... po drodze piękne żony z Gruzji i Armenii. 4 Jeszcze inni nie mieli tego szczęścia. Po ucieczce szybko zmarli zostawiając wdowy z dziećmi, w żałobie i biedzie. .. Wdowy zaś szukały miejsca tam gdzie choćby ostatnie grosze pozwalały na, w miarę godne życie ... 4 O tym wiem od służącej, jednego z kuzynów babci, która mieszkała obok nas i czasami o tym opowiadała. Były piękne, dobre , układne, religijne ale zawsze tęskniły... Pewnego dnia, w największej na świecie wsi BAŁUTY, która liczyła ponad 100 tysięcy mieszkańców, do panny MICHALINY TEKLI RYCHTERÓWNY zapukał młody układny i przedsiębiorczy kawaler , obeznany w fachu zdobniczo – stolarskim - IGNACY WAŁĘZA. Ale to już inna historia... II . Ignacy Przyjechał z Kujaw. Tam do dziś odnajdziesz rody Gałęzów, Wałęzów ... Walezów, Wałęsów i jeszcze inne podobne nazwiska, zniekształcone często w tej samej rodzinie przez pijanego rosyjskiego urzędnika. Przyjechał i jak to przedsiębiorczy młodzieniec przyrzekł a potem zapewnił pannie Rychterównie czyli teraz Michalinie Tekli Wałezowej dostatek i potem... zgrabną gromadę dzieciątek. Skąd Ignacy tak świetnie poznał swoje rzemiosło nie wiem. Jedno jest pewne : każda zabytkowa szafa z czasów Ziemi Obiecanej może nosić ślady jego ręki. Tam gdzie za kościołem NM Panny w Łodzi odnaleźć można maleńką kapliczkę, tam zaczynały się BAŁUTY i tam gdzieś właśnie przedsiębiorczy IGNACY wynajął plac, na którym pobudował swój warsztat pracy. Była to absolutna nowość i to jego pomysłu. Wielkie dębowe i mocno zdobione szafy i inne meble ciężko było transportować przez jakiekolwiek drzwi. Ignacy wybudował więc taki warsztat, w którym każda ze ścian mogła być całkowicie demontowana. Teraz takie rzeczy to „normalka „ ale było to ponad 100 lat temu. Ktoś kto nie zna Łodzi nigdy nie zrozumie REWOLUCJI 1905 ROKU. Tu działo się wszystko : rewolucja narodowo-wyzwoleńcza, rewolucja społeczna i nawet rewolucja religijna. Ludzie wyzyskiwani przez lata szukali wszędzie nadziei, W mieście gdzie najwięcej było Niemców, Żydów i Rosjan a siłą roboczą byli głównie Polacy szukano tej nadziei naprawdę wszędzie. Stąd: partie lewicowe, Kościół Mariawitów (Kozłowitów ) 5, spółdzielnie robotnicze ( swój do swego po swoje) i inne sprawy, zdarzenia, których epilog rozgrywał się na ulicach miasta. Nic dziwnego, że uczestnik tych bojów mógł mieć, nawet długo po wyzwoleniu ,etykietkę, która wcale nie odpowiadała rzeczy za którą chciał oddać życie. Jedna z naszych ciotek, po cichu, w rodzinie , nazywana była „narodówką” co brzmi dziś bardzo nacjonalistycznie a co polegało na dostarczaniu biednym i aresztowanym Polakom lub ich rodzinom paczek z żywnością i odzieżą. To jednak lata późniejsze.... ________________________________5 do tej historii wart wrócić To opowieść o Mateczce kozłowskiej i Księdzu Kowalskim W czasach, o których mowa, tragicznych i trudnych nie obyło się bez ludzkiej zawiści. Często ludzie walczyli ze sobą jak zwierzęta a pojęcie „zły urok” nadal królowało nad Rzeką Łódką III . Ignacy i klątwa Czym naraził się swojej gospodyni nasz dziadek IGNACY ? Może tylko tym, że miał wielkie powodzenie. Zatrudniał około 20 osób i wszyscy byli mu oddani. Kiedy w czasie rewolucji wpadło do warsztatu kilku socjalistów, z bronią w ręku, IGNACY nie miał wiele do powiedzenia, Myślał pewnie o dzieciach i żonie... Nic się jednak nie stało bo jego pracownicy stanęli murem za swoim pracodawcą i speszeni „wyzwoliciele ludu „ poszli dalej. Może gospodyni terenu liczyła że pomnoży swoje zyski ? Możliwe. Podobno odbył się proces, na którym owa pani stwierdziła, ze nie tylko plac jest jej ale i cały wielki warsztat. Na szczęście nasz IGNACY nie stracił rezonu i zapytał damę o szczegóły związane z demontażem ścian. Nie miała o tym pojęcia. Widząc jednak swoją przegraną, pani owa , rozgrzana bojem i prawdopodobnie nieżyczliwą jej publicznością sądu grodzkiego zaparła się w sobie i życzyła by naszego IGNACEGO wszy zjadły . _______________________________________ Ojciec wspaniałych: córek i syna, uczciwy fachowiec, silny, zdrowy człowiek niewiele się tym przejął. Dalej pracował a jednak.... IV. Ignacy i Czarna Sotnia Łódź okresu rewolucji 1905 roku to straszne miejsce. Wychwalanie dziś fabrykantów, którzy wtedy liczyli, że głodem i siłami carskiego wojska wezmą ludzi do pracy za tańsze pieniądze ( a i te były marne ) jest tylko dziwną, polityczną zagrywką albo uwerturą do tego co za chwilę może zdarzyć się znów. Głód był rzeczywisty i tak wielki ze nasz IGNACY pozbierał wszystkie możliwe pieniądze i ruszył na rodzinne KUJAWY by kupić najpotrzebniejsze produkty. Jeździłem jeszcze tamtymi wagonami : Łódź – Sieradz; Łódź –Tomaszów. Potem nazywaliśmy je kowbojkami. Jednak nasze, polskie kowbojki, widziane z bliska, były dużo ładniejsze... Nasz IGNACY wsiadł do takiego pociągu, usiadł na drewnianej ławie i delikatnie sprawdzając ( niby to wycierając nos ) pogłaskał plik papierów i dawnych banknotów To wszystko co mógł zebrać by przywieźć choćby ziarno na chleb . A nawet otręby.... To wtedy w Łodzi też był wielki skarb... Ile można wyglądać przez okno ? Na Mazowszu i Kujawach po niewielkiej chwili robi się strasznie nudno. Jakbyś na stole poukładał pudełka: domek, drzewko, domek ... Zupełnie inaczej jak w Sudetach a szczególnie na moim prywatnym ‘ dachu świata” Ale to mój „dach świata „ i żadnemu K-2 nic do tego... IGNACY jechał. Dym z parowozu odsłaniał zasłaniał monotonny widok...Myślał o tym co przywiezie swoim dzieciom. Było ich wiele. A na końcu jedyny syn... Chłopak będzie silny . Za wszystkie dziew.... - Coś nie tak? Nie żeby to widział albo słyszał. Nie, to jakiś przebiegający po pociągu szum.... Potem krzyk z innego wagonu: SOTNIAAAAA!!!!!! Lubicie westerny ? Ja nie. Zawsze kiedy jest w nich napad na pociąg, ja widzę IGNACEGO... Patrzy przez okno. Widzi rozpędzone konie i twarze.... Maski nie twarze.... Za Rodinu !!! . Złachmanione mundury kozackie, zapuchnięte gęby i nozdrza już wyczuwające przyszły zapach krwii. Pociąg pędzi ale konie są szybsze. Maski sa już w wagonie... To nie ludzie. Ojciec i bóg - Car dał przyzwolenie: co zdobędą to ich byle ukarać Polaczków... Za Rodinu !!! IGNACY wybiera ... skacze IV. Wszy Pole. Czy to wiosna... zima... ? IGNACY otwiera oczy. Nie czuje zimna ani bólu. To normalne. Powoli zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Sięga ręką do piersi ... Pieniądze uratowane. Woreczek na piersi jest, nawet trochę przesunięty.... Tylko nogi... Dlaczego są takie ciężkie ... Dlaczego ta jedna tak dziwnie sterczy.... Zabudowania nie są tak daleko. Jednak daleko... Noga nie daje rady. Druga pociągnięta boli.... Byle tylko gdzieś spocząć.... Kark mokry i wyć się chce.... B yliście kiedyś głodni ? Tak po prostu, na przykład po basenie? Człowiek dałby nie wiem co za kawałek chleba.... Co tu chciał ? – baba nasrożyła się jak jeż. Pomocy.... Pomruk niezadowolenia. A pieniądze ma ? No to niechta. I po co skakał? Wzięliby to by pewnie puścili... a tak... A może ty zbój ?! Byli tu już tacy. A potem wójt powiedział, że Cara chcieli zabić i na Sybir jadą. Tylko z kon- woju uciekli i nic pieniędzy nie mieli.... Ale pieniądze ma ?! No bo jak nie ... A dużo ma? Bo to u nas tera drogo, oj drogo.... Krzepka baba , mimo krzyków wciąga rannego do karczmy, wybiera odpowiedni kąt i mości go słomą. Znajduje się butla mętnej wódki na uśmierzenie bólu i parobek, który popijąc z niej poukłada połamane kończyny... To jednak nie czasy na takie chorowanie. IGNACY co jakiś czas mdleje. Przyzwyczajony do wysiłku organizm walczy z chorobą. Jednak nieoczyszczone, otwarte rany, po których łażą muchy i wszy nie dają żadnych szans. Sięga często do woreczka z pięniędzmi ale ten, po kolejnym omdleniu znika. Goście karczmy zaczynaja narzekać na odór z ropiejących ran . Kiedy ranny budzi się z kolejnego omdlenia jest już pod ścianą w stajni.... Spierzchłe, wyschnięte usta wypowiadają już tylko modlitwę o rychłą śmierc. A Michalina Tekla całe godziny stoi w oknie ..... V. U Michaaliny Tekli Z moją siostrą czasami pracować się nie da. Najpierw opowiada o lukach w pamięci a gdy ja podaję jakieś fakty nagle zaczyna je poprawiać . Ostatnio dyskutowaliśmy o... majtkach. Tak, o wielkich majtkach z ... No właśnie : majtkach z jedwabiu czy z koronki ? A może jedwabnych z haftem richelie ? Przepraszam jeśli ktoś stwierdzi, że w tym momencie opowiadania mówienie o „takiej” garderobie to nietakt ale – przysięgam – one też maja związek z tragicznymi losami naszej rodziny Tymczasem Michalina Tekla zaczynała powoli rozumieć, ze ukochany mąż i ojciec nie wróci. Dlaczego ? Nie zostawiłby przecież „tak sobie” ukochanego warsztatu, dzieci i jej... którą – jak zawsze mówił – tak szanuje i kocha. Trzeba otrzeć łzy i zacząć myśleć rozsądnie. Wszystko się zawaliło a żyć trzeba. Zofia, , bliźniaczki: Eleonora i Janina, Henryka, Maniusia i Antoś: te wszystkie dzieci oczekują ciepła i pomocy w przygotowaniu do dalszego życia. Przychodzi z pomocą rodzina. Jak dokładnie to wygląda nie wiadomo ale są pewne wyrywkowe fakty, które możemy podać. W pewnym okresie czasu dawni mieszkańcy Bałut przenoszą się na Chojny i mieszkają w domu przy ul. Asnyka, pobudowanym przez bliżej mi nieznanego wuja Feliksa. Zofia i pewnie cała rodzina są świadkami wielkiego pożaru budynków obok. Na szczęście los ich ocalił. Ale ulicy nie. Dawna ulica Asnyka już nie istniej, i nie wiem czy wielki poeta otrzymał w zamian inną. Najlepiej gdyby to było w tym samym rejonie Łodzi. Tu też pojawia się piękny motyw ŚNIEGOCKICH Czas w tym przypadku nie jest dla nas nierealny. Pojawiają się Ciotki Śniegockie co uzasadnia nasze wieloletnie pielęgnowanie grobu ELEONORY ŚNIEGOCKIEJ na Ogrodowej. Babcia Eleonora była dla Zofii przykładem społecznego poświęcenia i zawsze na jej grobie – tradycyjnie ziemnym – rosła cmentarna kurka , utrzymując go w kształcie żałobnej trumny. 6 6 U wezgłowia tej „zielonej trumny „ stały dwie dumne tyje a pośrodku granitowy, w sześcian ciosany głaz z którego wystawał ponad metrowy żeliwny krzyż . Odlew nawiązywał do pięknych nieco orientalnych wzorów. Kiedy pochowano w tym grobie Antoniego (brata Zofii ) wszystko uległo zmianie Dlaczego tylko Zofia pamiętała o tych zasługach i jej grobie ? Nie wiem. Jedna z Ciotek Śniegockich, która przyjeżdżała karetą z wymalowanym na drzwiach herbie postanowiła pomóc Michalinie Tekli zabierając do swego domu ( pałacu ? ) Maniusię. Dziecko jednak nie mogło znieść rozłąki z rodziną i po kilku dniach płaczu odwiezione zostało do domu. Inna (a może ta sama ) ciotka Śniegocka zamieszkiwała w Pałacu w Witowie , posiadłości położonej o 1 km od Burzenina. Może byłą żoną jednego z Burzenińskich ? Potem pałac przejęli ( kupili) Potoccy. Jak wspominała moja mama Maria , ci mieli wyjątkowy dar do świętowania. Po polowaniu potrafili trzy dni ucztować zapominając o upolowanej zwierzynie, która rozkładała się na powietrzu tam gdzie ją porzucono. To właśnie koneksji z „ tą „ Ciotką Śniegocką dzieci Zofii – córki Michaliny Tekli i wnuczki Eleonory Śniegockiej - zażywały wywczasów u Potockich w Witowie jeżdżąc nawet na rowerach, podczas niepogody, po obszernych salonach. Kiedy, mając po kilkanaście lat, wraz z kuzynką Marią i kuzynem Grzegorzem odwie- dziliśmy pałac doznałem dziwnego wrażenia, że śnił mi się wielokrotnie. Nie był co prawda taki okazały jak we śnie i brakowało kilku architektonicznych elementów ale to był ten sam budynek. Teraz na dodatek ozdobne wejście pomalowane było na żółto i zielono tworząc artystyczną atmosferę „ jajecznicy ze szczypiorkiem „ Został zamieniony na dom pomocy społecznej i funkcjonuje tak do dziś . Po rozmowie z mamą okazało się że pałac wyglądał rzeczywiście tak jak w moich snach a brakujące elementy zostały zniszczone w czasie wojny. W Witowie przeżyliśmy zabawną historię, Wraz z Marią i Grzegorzem wybraliśmy się tam po raz pierwszy nocą, czy też bardzo późnym wieczorem. Wkroczyliśmy w ciemną aleję wysokich drzew, które całkowicie przesłoniły jaśniejące gwiazdami niebo. Nagle za nami usłyszeliśmy dziwny szelest. Odwróciliśmy się i zamarliśmy bez ruchu …. Z odległości kilkunastu metrów sunęła na nas jakaś niesamowita zjawa łopocąca dziwnymi skrzydłami. Kiedy ma się naście lat, ducha lub zjawę wyobrazić można sobie wszędzie. Ta jednak byłą strasznie realna i pędziła na nas niesamowicie szybko. Nie było czasu na jakąkolwiek reakcję obronną. Zjawa dopędziła nas i wtedy okazało się że to zakonnica w czarnej pelerynie jedzie na rowerze, na nocny dyżur w domu pomocy. Jeszcze przez kilka minut chodziły nam ciarki po plecach. A skoro już o takich duchach mowa to podobny przypadek zdarzył się nam kiedy z tym samym Grzegorzem , chyba w 1974 roku, wracaliśmy z wojaży po Czechosłowacji. Mając ostatnie grosze zdecydowaliśmy wydać je na dwie bułki z kiełbasą na stacji Kłodzko Główne i ruszyć pieszo do Słupca. Po kilku kilometrach minęliśmy wieś gdzie odbywała się akurat zabawa i ogłoszono przerwę w tańcach. Wszyscy wylegli przed dom kultury i obserwowali z zaciekawieniem dwóch nieogolonych chłopaków dźwigających nielekkie bagaże. Czuliśmy się niepewnie. Na szczęści zabawowicze byli nastawieni pokojowo jeden z nich tak skomentował nasz wysiłek „ te turysty nic nie robią ino chodzą i chodzą” Rozbawiło to pozostałych a strojenie instrumentów w tanecznej sali całkowicie odwróciło od nas uwagę . Minęliśmy z ulgą wieś i wyszliśmy na pofalowaną drogę. Nagle zza wzgórza przed nami wyłoniła się dziwna i dziwnie poruszająca się struktura. Mimo że noc nie byłą taka ciemna, nie mogliśmy zupełnie odgadnąć co to może być za twór. A on spływając z góry nabierał tempa i niemal tuż przed nami rozsypał się na poszczególne kawałki. Jeden kawałek wstał otrzepał się i bełkotliwie zapytał: Ej, a tam zabawa to już się zaczęła ? Nietrudno się domyśleć , że dziwnie wyglądający stwór to pięciu pijanych kawalerów jadących na zabawę , na jednym rowerze . Polacy potrafią. Wróćmy jednak do Śniegockich. Niewiele wiem więcej. Z pewnością pomagali Michalinie stąd wdzięczność babci Zofii i troska o Grób Eleonory. Chodziły plotki że Ciotka Śniegocka pani „na Witowie” podczas I Wojny Światowej współpracowała z Niemcami. Jeśli nawet tak było to trzeba pamiętać, że z pewnością nasza Mata Hari działała z pobudek patriotycznych przeciwko Carskiej Rosji Tymczasem panny Wałęzówny rosły…. VI Panny Wałęzówny W tamtych czasach, dla zubożałej szlachty pozostawały tylko trzy drogi : kupiectwo, rzemiosło i …. No właśnie i…. Panny dobrze ułożone mogły być guwernantkami, nauczycielkami, damami do towarzystwa starszych pań. To był najbardziej szlachetny i co najmniej najtrudniejszy kierunek. Czasami dama do towarzystwa przewyższała intelektem bogatą „ podopieczną” co przynosiło opiekunce wiele goryczy. By jednak stać się niezależną nauczycielką trzeba było mieć trochę odpowiedniej wiedzy i zamiłowanie do zawodu zwane również wtedy „iskrą Bożą „ Panny Wałęzówny jeszcze o tym nie myślały. Uczęszczały na Pensję Pani Zbijewskiej adresowaną właśnie do zubożałych panien. mieściłą się przy zbiegu Gdańskiej i Legionów7. Budynek stoi do dziś i może dlatego w 1961 roku Zofia przechodząc obok niego, prowadząc mnie na katechezę do Kościołą Św. Józefa, zagłuszona 7 Obecne nazwy ulic. dawnymi wspomnieniami, potknęła się o pryzmę śniegu, dotkliwie tłukąc twarz… Wtedy jednak – na początku XX wieku – panny Wałęzówny dziarsko ruszały do szkoły. No nie wszystkie. Wiemy że były tam Zofia i Janina ale ta druga nie za bardzo lubiła poświęcać się nauce. Zawsze w rodzinie uważano za ewenement , że dwie siostry bliźniaczki - Eleonora i Janina – były tak diametralnie różne. Czy Eleonora i Henryka też tam chodziły nie wiem. Zofia z pewnością uwielbiała tą szkołę i była w niej , jeśli nie prymuską to z pewnością aktywną i lubianą uczennicą. Odkąd tylko pamiętam, siedząc na kolanach Zofii – ukochanej nade wszystko babuni wysłuchiwałem opowieści jak to w klasie u pani Jezierskiej organizowano tajne nauczanie historii polski. W ramach lekcji robótek ręcznych wyciągano ukryte na piecu książki o historii naszego kraju i wspólnie je studiowano. Któregoś dnia w czasie takiej lekcji przybył na wizytację komisarz carski. Książki ponownie ukryto, a przestraszone panny, kłaniając się grzecznie recytowały przed wizytatorem genealogię rodziny carskiej. Ten jednak nie był głupi i nagle zaczął wypytywać o lekcje języka polskiego i historii. Panny wbiły oczy w pulpity ławek i każda robiła wszystko by ni spojrzeć nawet na piec na którym leżały książki – dowody narodowej winy . To prawie jak we Wrześni tyko w innym zaborze… Strasznie się wzruszyłem, kiedy po wielu latach kupiłem książkę: Jerzego Urbankiewicza Passe-partout w ciepłym kolorze (Łódź 1984 ) i tam przeczytałem tą samą historię. Widać poza Zofią ktoś inny też propagował zasługi tej szkoły. Pamiętam że jeszcze w latach 1968 – 1970 woziłem babcię Zofię na spotkania uczennic tej pensji ( szkoły ) Odbywało się to w budynku (pałacyku ) gdzie była biblioteka i Związek Nauczycielstwa Polskiego 8 Zofia po zakończeniu edukacji pozostała w szkole jako panna klasowa9 a potem jako 16 letnia wyedukowana nauczycielka ruszyłą w świat… Zanim jednak wrócimy do Zofii poświęcimy kilka zdań innym dzieciom Ignacego … 8 Biblioteka na Bałutach przy ul. Wodnika Panna Klasowa, czy Dama Klasowa ( np. w Emancypantkach ) to rodzaj pomocnicy nauczyciela dbającej o to by nie zdarzyło się nic niestosownego nawet w czasie przerw. Panny ( damy ) były szczególnie ważnym elementem na pensjach dla dziewcząt szczególnie tam gdzie wykład prowadził mężczyzna. 9 VII Śpiewająca para To niemożliwe by małżonkowie nigdy się nie kłócili. Jednak w pamięci mojej mamy najstarsza córka Michaliny Tekli – Henryka wyszła szczęśliwie za łódzkiego tramwajarza Henryka Wiśniewskiego i stanowili oni niesłychanie dobraną parę. Henryk poza miłością do Henryki pałał miłością do śpiewu i robił to podobno nie gorzej od Kiepury. Teraz skoczyłby na chwilę do programu „ Mam talent „ ale wtedy wystarczyła mu równie radosna żona i aplauz rodziny i sąsiadów. Nie do końca . Mimo że para uznawana była w rodzinie jako wspaniała, niekonfliktowa i super rodzinna, wszyscy wiedzieli, że na blask ich miłości pada cień… impotencji. Czyja to była wina nie wiadomo ale małżonkowie nie dawali za wygraną. Może bezdzietność tej pary a może faktyczne ukochanie ojczyzny sprawiło, że oboje postanowili , w czasie II Wojny , działać przeciw Niemcom. A mieli ku temu wielką sposobność. Mieszali bowiem w Łodzi, na ul. Kra- szewskiego, obok zajezdni tramwajowej i naprzeciw więzienia, w którym Niemcy wykonywali wyroki śmierci. Dom piętrowy pozwalał na to by niezauważenie wczołgać się na dach i tam za pomocą choćby najprostszych metod odnotowywać ( fotografować? ) osoby, które były rozstrzeliwane. Szczegółów nie znam. Jedno wiem : w tym procederze uczestniczyło wiele osób. Jedni obserwowali, inni przenosili informację do podziemia . Jakiego ? Nie wiem . Czy to ważne ? Wtedy wszyscy walczyli o Polskę i nikt nie myślał jaka ona potem będzie. Warunkiem bezpieczeństwa tajnych działań były umowne znaki. W domu Henrykostwa była to doniczka w oknie. Ustawiona po środku pokazywała że wszystko jest w porządku. Przesunięta ostrzegała, że nie. O tych tajemnych znakach nie wiedziała, leciwa już Michalina Tekla, która na początku wojny przebywała wraz z Zofią i jej rodziną na Ziemi Łaskiej a potem zamieszkała gdzieś na ul. Śląskiej w Łodzi czyli bardzo blisko Heni i jej męża. Nic więc dziwnego, że Michalina, ubrana pewnie jak zawsze na czarno, z toczkiem na głowie i woalką na oczach, wkroczyła do mieszkania Wiśniewskich. Tu nagle uderzono ją, wyrwano jej z ręki torebkę… Wśród wyrzuconych rzeczy upadł na ziemię sta- ry, rodzinny różaniec. Henrykostwa już chyba nie było. Zostali odwiezieni na Gestapo. Staruszkę puszczono wolno a rodzina starała się dotrzeć do aresztowanych. Los bywa nieraz okrutny. Do rodziny dotarła wieść, że ktoś widział Henrykę w więzieniu śledczym. Posiniaczoną na całym ciele. Podobno tuż przed aresztowaniem była już pewna, że jest w zaawansowanej ciąży. Panowie Niemcy wykopali z niej wszystko poza zeznaniami… Odeszła, wraz ze śpiewającym Henrykiem, prosto do nieba . Prawdopodobnie przy pomocy kominów oświęcimskiego krematorium . A inni ? VIII Bliźniaczki: Eleonora Widzieliście kiedyś bliźniaczki ? Pewnie tak . cała zabawa polega na tym, że są dokładnie jednakowe… Nie zawsze. Janina i Eleonora były bliźniaczkami dwujajowymi . Nikt nigdy nie widział w rodzinie tak różnych charakterów . Eleonora, zdaniem mojej mamy Marii była zawsze uosobieniem prawdziwej chrześcijańskiej miłości. Może dlatego, opiekując się matką Michaliną Teklą długo nie podejmowała decyzji o zamążpójściu ? Chociaż… Kiedy matka i córka mieszkały w Łodzi na ul Pomorskiej 4110podobno za sprawą korespondencji zjawił się u Eleonory elegancki mężczyzna zainteresowany trwałym związkiem. O dziwo, pan ów przybył na spotkanie ze swoją siostrą a jego zainteresowanie wzbudzał najbardziej oczekiwany posag a nie oblubienica. Traf chciał, że konkurent musiał udać się do toalety. Wtedy domniemana siostra rozpłakała się i wyznała że jest faktycznie żoną owego pana, i że przymuszona przez niego uczestniczy w pro10 Ruina tego budynku jeszcze istnieje ale co będzie za kilka dni… teren ten graniczy z panoszącą się WSHE cederze wyłudzania posagów. Jak skończyło się to spotkanie, łatwo się domyślić . Skoro jednak mowa o Pomorskiej 41 to warto odnotować kolejny przykład tajemniczych zjawisk. Teraz naprawdę poważny. Pewnego wieczoru na klatce schodowej mieszkańcy spostrzegli ducha. Blada kobieta w nocnej koszuli próbowała prosić o pomoc… Nikt jednak jej nie znał a zatroskana postać znikała przy próbie zbliżenia się do niej. Trwało to dwa dni. Okazało się potem, że wyżej, nad naszą rodziną, chyba na poddaszu, mieszkała akuszerka, która trudniła się usuwaniem niechcianych ciąż. Jeden z tych zabiegów zakończył się śmiercią pacjentki. Wtedy akuszerka „ spakowała manatki „ i wyprowadziła się w nieznane. Denatka odnaleziona kilka dni później - na skutek dokuczliwego odoru - faktycznie była w takiej nocnej koszuli. Eleonora, ukochana ciotka i chrzestna mojej mamy Marii, spełniła w tej rodzinie kilka dobrych uczynków. Kiedy siostra Maniusia, po zamążpójściu za wdowca z dwojgiem dzieci, zaczęła nagle podupadać na zdrowiu, wymogła na siostrze, że ta ożeni się z przyszłym wdowcem i zajmie się wychowaniem małych pociech. Eleonora spełniła tą wymuszoną obietnicę ale związek z „przyrzeczonym „ mężem i pasierbami (które nie były wcale takie małe ) rozpadł się chyba podczas działań wojennych. Może dlatego, że on – pan Olszewski - i jego dzieci optowali w kierunku Płocka a Eleonora starała się zapewnić opiekę nad Michaliną w Łodzi Byliście kiedyś w Twierdzy Kłodzkiej ? Jeśli nie to trzeba tam konieczni pojechać. Cała Ziemia Kłodzka to przykład męczeństwa wielu narodów przez wiele wieków. Kiedy pracowałem w Rewizji Gospodarczej Handlu w Łodzi – Śródmieście ( straszna nazwa ) mój szef opowiadał często o najlepszych chwilach w jego życiu. Te chwile to II Wojna Światowa. Nic, że jego ojcu zabrano małą gorzelnię prowadzoną „ na licencji „ gorzelni w Yorku , że zabrano im pięknego cadilac`a marki (?) Ford i tylko łaskawie pozostawiono wątpliwej urody dom. Dla niego praca z Niemcami była godna a on należał do najlepszych ( najinteligentniejszych ) pracowników. Mając te 16 lat trudno o obiektywną ocenę rzeczywistości. Nie tylko on w Łodzi uważał, że Niemcy zrobili w tym mieście kawał dobrej roboty. Często słyszałem takie teksy : Przyszedł Niemiec i dał nam pracę… „ Gdzieś na boku zostały losy więźniów Radogoszcza i holokaust 180 tysięcy Żydów Eleonorę też czekała nowa przyszłość. Panowie Niemcy wysłali ją na roboty. A uczestniczyła w tym ta sama firma w której pracował mój szef : IG Farben. Prawdopodobnie już w Łodzi Eleonora pracowała na ważnym odcinku i w pewnym momencie wraz z całą fabryką produkującą, komponenty do V-2, została wysłana do Twierdzy Kłodzkiej. Praca tam musiała być bardzo wyczerpująca a przeszkoleni ważni dla III Rzeszy skoro Eleonora dostawała litr mleka dziennie . Nie wiedzieli jednak nad czym pracują bo inaczej nie odesłano by jej do domu. A odesłano. Zrudziała na skórze i włosach, słaba ale szczęśliwa, z radością witała miasto i rodzinę. Dziś można przypuszczać, że prace przymusowe w Twierdzy Kłodzkiej dotyczyły w jakiś sposób złóż uranu. Kilka lat później w tej samej kotlinie pracowali na rzecz Rosjan więźniowie niemieccy razem z chłopcami - bohaterami z AK Nie było ratunku dla Eleonory. Umierała cicho tak jak cicho wspomagała kiedyś całą rodzinę. Maria ( moja mama ) w miarę możliwości siadała przy jej szpitalnym łóżku… I była szczęśliwa, że jej ukochana ciotka i chrzestna zobaczyła jeszcze przed śmiercią jej pierwsze dziecko – Teresę IX Bliźniaczki : Janina Są osoby, które zawsze odstają od innych , nawet od najbliższych. Od kiedy zamiast czystej kartki w pedagogice , wiele spraw tłumaczymy genetyką, takie wielce ibndywidualne zachowania można jakoś wytłumaczyć. Ale wtedy … Janina Wałęzówna nie podzieliła się nawet skrawkiem ( okruchem ) czekolady , choć wszystkie razem wyruszały w drogę do szkoły. Potem, kiedy Zofia, czując powołanie ale też obowiązek wobec rodziny, ruszała oświecać wieś, Janina twierdziła, że wiejskie dzieci jej brzydko pachną i rozglądała się za inną pracą. I tak młoda dziewczyna zaczęła poszukiwać swojej drogi, zupełnie jak Dziewczęta z Nowolipek . I tu i tam czyhało wiele niebezpieczeństw. Janina zapragnęła skończyć kurs szycia na maszynach do szycia Singera. Przedstawiciel tej firmy była bardzo powabny i aktywny, w rezultacie czego panna Wałęzówna poczuła się nie tylko brzemienną w wiedzę… Siostrzana miłość jest jak huragan. Nigdy nie wiadomo kiedy zmieni siłę i kierunek. Sio- stry widywały się w różnych sytuacjach. A ponieważ niechętnie mówi się o tych smutnych czy niewdzięcznych, przeto w tych zapiskach sporo przemilczenia. Jedno jest pewne: Janina spotkała w swoim życiu wspaniałego człowieka Antoniego Kaczmarka. Pan ten , w dobrych koneksjach z Adamem Rapackim, zakochany w Janinie i bardzo mocno związany ze swoją matką i siostrą, był równocześnie aktywnym spółdzielca na Ziemi Kaliskiej. W tym klimacie Janina otoczona była dobrobytem i zamieszkiwała pięknie w Kaliszu przy ul. ( obecnie ) Sukienniczej 2 Na Sukienniczej w Kaliszu , widziałem po raz pierwszy i ostatni Michalinę Teklę. Miałem wtedy strasznie mało lat, ale pamiętam to jak przez mgłę. Drobna, siwa kobieta, z woalką i toczkiem na głowie podchodzi do wysokiego, pięknego , kaflowego pieca. Wyjmuje z dochówki11 czajniczek z esencją herbacianą i … I tyle. Tu moja pamięć się urywa… Może jednak Janina była nie egoistą ale egocentrykiem ? Może . Jedno jest pewne: Michalina Tekla u niej dokonała żywota a niedługo 11 Miejsce w piecu – oddzielne , zamykane pomieszczenie, ponad paleniskiem gdzie dochodziły ( dojrzewały) potrawy i napary np. herbata potem przedwcześnie zmarł ukochany Antoni. Została sama. I wtedy doznała szoku. Panią dyrektorową wyrzucono z jej mieszkania, dając mniejsze i gorsze w tym samym domu. Przestała być kimś. Stała się nielubianym cieniem po zmarłym znanym mężu. Najpierw prowadziła boje ze wszystkimi o wszystko a potem zamknęła się w sobie … Nasze- moje i siostry Teresy - dzieciństwo miało naprawdę burzliwy charakter. W otoczeniu takich ludzi jak babcia i dziadek , nie było dnia by nie zawitał ktoś z problemami i potrzebami, na które nasi dziadkowie znajdowali niezawodne recepty. Pamiętam wizyty pana K, który w teatrze dziadkowym, i to nie tylko na jasełkach grał diabła, i który przyszedł do nas kiedyś z radosną wieścią, że wróci na wieś i siekierą pozabija całą rodzinę. Na szczęście niezaprzeczalne umiejętności naszej rodziny sprawiły, że ów pan spokojnie przejechał kawał drogi12 by oddać się w ręce psychiatrów. A trzeba przyznać, że i dziś oblicze i postura tego pana wzbudziłyby u niejednej osoby spory lęk 12 Wtedy jeszcze Szpital Psychiatryczny Kochanówka był rzeczywiście we wsi Kochanówka obok Łodzi Przy tak zahartowanych charakterach jedynym widmem światowej klęski była zapowiedź wizyty ciotki Janiny. Dziadek miał nagle jakieś nadgodziny, mama czasami też… Na placu boju pozostawali : Babcia Zofia i ja, bo siostra Teresa też znajdowała nagle jakieś ważne zajęcie. Ja natomiast obeznany z zażyłością sióstr spodziewałem się najgorszego. Pamiętałem wizyty w Kaliszu, gdzie witaliśmy się serdecznie a potem byłem gwałtownie ubierany (złość) i po chwili gwałtownie rozbierany (pojednanie) i tak kilka razy , dopóki nie nadeszła pora odjazdu pociągu do Łodzi W Łodzi było tak samo. Powitanie a potem … Janina nie mogła pogodzić się z tym, że jest samotna, Szukała winnych we wszystkich i we wszystkim nie rozumiejąc że to tylko zrządzenie losu… Kiedy ktoś ma pretensję do wszystkich zostaje naprawdę sam. Janina , wiekowa dama, pisała już nawet listy do nieznanego adresata . Znana z posażności nagabywana była przez klasztory , sekty itd. Nikt jednak nie dał jej ulgi w tej samotności. Wtedy, biegły francuski, rosyjski i niemiecki zmieniał się czasami w rynszto- kową łacinę. Umierała samotnie, w otoczeniu sąsiadów, którzy liczyli na przejęcie po niej wszystkiego… Nie zawiedli się. Powiadomili nas dopiero w dniu pogrzebu. Z trudem organizowaliśmy, z kuzynką Ewą, likwidację mieszkania i zabieraliśmy część starych mebli , koronek i książek. Mieszkanie i wartościowe rzeczy były niedostępne… Kilka lat temu postanowiliśmy - ja i Teresa - odwiedzić grób ciotki Janiny i tym samym, pochowanej tam wcześniej Michaliny Tekli. Ku naszemu zdziwieniu nigdzie go nie odnaleźliśmy . Nawet w księgach kościelnych nie ma śladu . Może mieliśmy za mało czasu ? Może… A przecież to nasze korzenie…. A inni …. ? X Maniusia Maniusia – jak twierdziła moja mama Maria – była bardzo ładna ale egzaltowana13 . Potwierdzała to babcia Zofia opowiadając, że kiedy przyjechała, wraz z mężem (Olszewskim ?) odwiedzić jej rodzinę spostrzegła, że dzieci bawią się w procesję, traktując wystającą ze ściany cegłę jako baldachim i na znak oburzenia natychmiast wyjechała. Może to wynik słabego zdrowia ale zmuszenie własnej siostry ( Eleonora ) do obietnicy małżeństwa z obcym jej człowiekiem też świadczy o egzaltacji. Zmarła młodo, a jeszcze jako mała dziewczynka była na utrzymaniu Zofii, która z nauczycielskiej, skromnej pensji usiłowała pomóc ukochanej matce - Michalinie. 13 przesadne demonstrowanie uczuć, niewspółmierne do ich siły, nieadekwatne do poziomu emocjonalnego sytuacji, oraz nadmierne lub pełne zaangażowania i zachwytu wyrażanie myśli